Plaża
AutorWiadomość
Plaża
Po kilkudziesięciu minutowym spacerze dochodzi się do kamienistej plaży otoczonej łąkami na których rosną dzikie kwiaty. Jeśli koniecznie chce się znaleźć piaszczysty skrawek ziemi należy przejść kolejne kilkadziesiąt metrów.
Zaraz po przyjeździe postanowiłem, że mam ochotę wyjść na spacer nad wodę. I od trzech dni to była moja rutyna: dzięki tym wycieczkom mogłem odpocząć po podróży. A nie była ona wcale taka prosta. Na całe szczęście nie musieliśmy się podobnie do innych czarodziei poruszać środkami publicznego transportu, bo przecież mieliśmy atenonany które wystarczyło zaprzęc w magiczną karocę, spakować na nią wszystkie walizki (miałem nieodparte wrażenie, że walizek Megary wcale nie było tak wiele) i odlecieć w stronę Ravenscar. Oczywiście sam zająłem się jedynie doborem odpowiednich koni. Nie chciałem obciążac zbyt dobrych osobników, ale musiałem wiedzieć którzy najlepiej będą ze sobą współpracowali. Pod wieczór dolecieliśmy do dworu. Okazało się, że wszystko czeka już na nas gotowe, a starsza pani o której mówiłem Megarze podczas wernisażu posłużnie wyniosła się do innej posiadłości na czas naszej wizyty. Wysiedliśmy, zjedliśmy wierczerzę. Zaproponowałem jej, żeby się ze mną przeszła.
Teraz już na prawdę byliśmy tylko na siebie skazani, nie musiała przedemną udawać, że wcale nie ma na to ochoty. Tak czy siak, scenariusz miał powtarzać się każdego wieczora. Dziś także powiedziałem, żebyśmy poszli nad wodę. Wiał zimny wiatr, ale to niespecjalnie nam przeszkadzało. Morze było bardzo głośne. Słyszeliśmy je z oddali. Ciemne skały pod naszymi stopami, dość niebezpiecznie, szczególnie że słońce już ostanimi promieniami rozświetlało niebo na różowo.
- Podoba ci się tutaj?
Teraz już na prawdę byliśmy tylko na siebie skazani, nie musiała przedemną udawać, że wcale nie ma na to ochoty. Tak czy siak, scenariusz miał powtarzać się każdego wieczora. Dziś także powiedziałem, żebyśmy poszli nad wodę. Wiał zimny wiatr, ale to niespecjalnie nam przeszkadzało. Morze było bardzo głośne. Słyszeliśmy je z oddali. Ciemne skały pod naszymi stopami, dość niebezpiecznie, szczególnie że słońce już ostanimi promieniami rozświetlało niebo na różowo.
- Podoba ci się tutaj?
Nie mówiła za dużo od dni ich przyjazdu. Jej oczy błądziły gdzieś po nowym miejscu próbując zapamiętać każdy szczegół tego małego raju. Tak, raju. Żadnych krewny, przyjaciół czy wrogów. Żadnych spotkań, udawanych uśmiechów i wymuszonych komplementów. Wokół tylko góry, morze i lasy. Czy mogła życzyć sobie czegoś więcej? Już po kilku dniach widać było, że to miejsce ma na nią zbawienny wpływ. Wychudzone policzki zaczęły się zaokrąglać nie strasząc już chorobliwą bladością. Najważniejsze były jednak ten błysk w oczach. Dzikie iskierki wirowały na wszystkie strony za każdym razem gdy odwiedzała nowy pokuj lub Deimos zabierał ją na kolejny spacer. Zgadzała się niemal na każdą jego propozycję często jednak traktując jak powietrze. Jego słowa do niej nie docierały. W głowie rozbrzmiewały dawno niegrane melodie przeplatane wersami ulubionych powieści. Czy tak właśnie miała smakować wolności? Czy to porostu dziwne uczucie uniesienia, które przeminie równie szybko jak się pojawiło? Usiadła na jednym z kamieni nie przejmując się tym, że krople morskiej wody mogłyby zniszczyć jej płaszcz. Wpatrywała się w zachodzące słońce niczym w najpiękniejszy obraz. Gdy ostatnie promienie oświetliły drobną twarzyczkę zagościł na niej wesoły uśmiech. Chciała u zostać i wpatrywać się niebo póki nie pojawią się na nim pierwsze gwiazdy. Tańczyć gdzieś pomiędzy skałami nie obawiając się niczego. Chciała być leśną nimfą rodem z obrazów. I tylko obecność Deimosa ją przed tym powstrzymywała. Tak bardzo chciała by wiatr zabrał jej śmiech gdzieś na drugi koniec świata. Podparła głowę na łokciach prostując się gdy tylko doszło do niej pytanie Deimosa. Podniosła się z miejsca i podchodząc bliżej niego wsunęła swoją dłoń pomiędzy jego palce. Jest pięknie- - uśmiechnęła się chwilę później muskając ustami jego policzek. - Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. - kolejny uśmiech a chwilę później była już kilka metrów dalej podnosząc z ziemi coś co wyglądało ja spróchniała gałązka i oddając ją w objęcia fal. Przykucnęła obserwując jak odpływa. Tkwiła w tej pozycji przez kilka chwil a gdy poczuła, że mąż nie spuszcza z niej wzrok wyprostowała się posyłając w jego stronę lekko zakłopotany uśmiech. Już na końcu język miała przeprosiny za swoje infantylne zachowanie. Zamiast tego ruszyła przed siebie widząc, że i tak podąży za nią.
Czas płynący w zwolnionym tempie, chociaż trzy razy szybciej. Jeden dzień tutaj, jest jak tydzień w Marseet. Odzwyczaiłem się od ciągłej obecności Megary, kiedy więc miałem ją nagle non stop - było to dziwne, conajmniej dziwne.
Obserwując jak przeskakuje przez skały i na żadnej z nich nie robi sobie krzywdy, Deimos zadumał się nad własnym losem. Który był tak nieodgadniony. Rok temu sądził, że całe życie będzie kawalerem, chciał zresztą tego. Miał swoje kobiety, każdą ranił po równo. I minął rok, a z bawidamka stworzono przykładnego męża, który zamiast pijanym wtaczać się na przyjęcie rodzinne w Święta, to siedzi z jedną jedyną żoną, a nawet nie tyle siedzi, co spaceruje. I się jej przygląda ze spokojem i obserwuje ją, jakby wcale nie musiał oglądać tych widoków, które i tak oglądał co kilka miesiecy, kiedy odwiedzali z innymi Ravenscar. Megara pasowała do krajobrazu. Było to przedziwne i właściwie absurdalne stwierdzenie, ale w jakimś stopniu było prawdą.
Nie chce się dalej roztkliwiać nad tym widokiem. Odwraca więc wzrok i sięga nim gdzieś za horyzont. Ciepło grzeje jego policzek, na którym Megara zostawiła swoje usta, lecz wiatr smaga twarz i powoli wyziębia Deimosa.
- Nie mówiłem ci tego wcześniej. Niedługo po wernisażu napisałem list do Rosalie Yaxley w którym sprostowałem, że wcale nie chciałaś się tak do niej odzywać - tu na chwilę zawiesza głos, może myśli, że ona go wcale nie słucha? - Odpowiedziała mi szorstko, że nie ma ochoty już nigdy przyjeżdżać do Yorku, a później napisała co o Tobie sądzi. I musiałem ukrócić jej wypowiedzi, bowiem biły w twój i mój przy okazji honor - Deimos zwraca spojrzenie na chwilę w stronę Megary, ukradkowo chce ją obserwować. - Mam nadzieję, że rozumiesz, że musiałem
Chociaż nie wygladam wcale jakbym tego nie chciał. Bo w sumie chciałem.
Obserwując jak przeskakuje przez skały i na żadnej z nich nie robi sobie krzywdy, Deimos zadumał się nad własnym losem. Który był tak nieodgadniony. Rok temu sądził, że całe życie będzie kawalerem, chciał zresztą tego. Miał swoje kobiety, każdą ranił po równo. I minął rok, a z bawidamka stworzono przykładnego męża, który zamiast pijanym wtaczać się na przyjęcie rodzinne w Święta, to siedzi z jedną jedyną żoną, a nawet nie tyle siedzi, co spaceruje. I się jej przygląda ze spokojem i obserwuje ją, jakby wcale nie musiał oglądać tych widoków, które i tak oglądał co kilka miesiecy, kiedy odwiedzali z innymi Ravenscar. Megara pasowała do krajobrazu. Było to przedziwne i właściwie absurdalne stwierdzenie, ale w jakimś stopniu było prawdą.
Nie chce się dalej roztkliwiać nad tym widokiem. Odwraca więc wzrok i sięga nim gdzieś za horyzont. Ciepło grzeje jego policzek, na którym Megara zostawiła swoje usta, lecz wiatr smaga twarz i powoli wyziębia Deimosa.
- Nie mówiłem ci tego wcześniej. Niedługo po wernisażu napisałem list do Rosalie Yaxley w którym sprostowałem, że wcale nie chciałaś się tak do niej odzywać - tu na chwilę zawiesza głos, może myśli, że ona go wcale nie słucha? - Odpowiedziała mi szorstko, że nie ma ochoty już nigdy przyjeżdżać do Yorku, a później napisała co o Tobie sądzi. I musiałem ukrócić jej wypowiedzi, bowiem biły w twój i mój przy okazji honor - Deimos zwraca spojrzenie na chwilę w stronę Megary, ukradkowo chce ją obserwować. - Mam nadzieję, że rozumiesz, że musiałem
Chociaż nie wygladam wcale jakbym tego nie chciał. Bo w sumie chciałem.
Jego dłoń przebijająca się przez jej plecy. Palce zaciskające się na wesoło bijącym sercu. Wszystko by powstrzymać ten szalony bieg za wiatrem. Sprawić, że ogniki przepadną a usta przestaną się wykrzywiać w ten nienaturalny grymas uśmiechu. Tak właśnie się czuła, gdy imię tej kobiety znów zawisło w powietrzu. Znów przywiązano ją do ziemi, złoty łańcuch dzwonił u jej kostek. Stanęła w pół kroku, była odwrócona do niego plecami, ale i bez widoku jej twarzy jasne było, że jego słowa nie przeszły przez echa. Tak wiele by dała by jego głos porwał wiatr zanim ten dotarł do jej ususz. Wyprostowała się niczym struna trwając w tej pozycji przez kilka zbyt długich minut. Czemu ona zawsze musi wchodzić pomiędzy nas? nieme pytanie sprawiło, że w jej oczach dostrzec można było pierwsze oznaki łez. Podmuch wiatru zjawił się jak na zawołaniu rozwiewając platynowe kosmyki na wszystkie strony a przy okazji zabierając spod jej rzęs pojedyncze kryształy zwiastujące smutek. Nie chciała na niego patrzeć, nie chciała widzieć wyrazu jego twarzy, gdy mówił o niej . Jeszcze w pełni nie dotarło do niej, co jego słowa oznaczały. Gdy zamilkł na chwilę ruszyła przed siebie. Zachwiała się w paru miejscach raz nawet podtrzymując się ramienia męża byle by nie upaść na skały. Słuchała dalej choć przyspieszone kroki mogłyby spokojnie świadczyć o tym, że najchętniej znalazłaby się jak najdalej od Deimosa i jego wyznań. Nawet, gdy skończył nie odezwała się choćby słowem. Była zbyt zajęta schodzeniem na niewielką piaszczystą zatoczkę. Usiadła na jednej ze skał i zaczęła ścigać buty. Nic sobie nie robiła z faktu, że przecież była już zima a takie zachowanie było po prostu nieodpowiedzialnie. Przeszła te kilka kroków tak by zanurzyć bose stopy w morskiej wodzie. Nawet się nie wzdrygnęła, gdy lodowata woda otoczyła jej skórę. Wydawało się nawet, że odczuwa ulgę. - Rozumiem- - odezwała się na tyle głośno by mimo oddalenia i odgłosów morza mógł ją usłyszeć. - Wziąłeś na swoje barki moje grzechy i zrobiłeś to co należało znów mnie ratując. - chwila ciszy. Meg nachyliła się by móc zamoczyć również dłonie. - Nie wiem tylko co powinnam czuć - w końcu obróciła się w jego stronę. - Czy może tak zostać? Ja pozostanę w tym lekkim chaosie myśli a ty ze świadomością, że zrobiłeś słusznie pisząc do niej i mówiąc mi o tym. - to było oczywiste, że wciąż nie rozumie co się właśnie stało. Jej umysł zatrzymał się na tym jednym imieniu nie zajmując się już resztą słów. Przeszła się te kilka kroków w te i z powrotem wciąż nie opuszczając linii wody. Gdy się odwróciła Deimos stał blisko niej. Nie odezwała się tylko przeniosła wzrok wprost na jego oczy. Twój honor moim honorem. Twoja dusza moją duszą . Ta dziwna myśl sprawiła, że szybko uciekła gdzieś wzrokiem. Zamoczyła dłoni i lekko ochlapała Deimosa uśmiechając się przy tym z jawnym rozbawieniem. Uciekła zaraz z powrotem na skały. Jednym ruchem różdżki pozbyła się kropelek wody i piasku chwile później zajmując się zakładaniem obuwia. Jako przecież musiała wrócić do domu.
Źle zareagowała. Smutkiem, który nagle pojawia się w jej aurze. Wydaje się, jakby cała zesztywniała. Nie widzi jej twarzy, bo odwrócona do niego tyłem, nie chce jej pokazać. Deimos spogląda po kamieniach, nagle orientuje się, że zawrócili i idą w stronę piaszczystej częsci plaży. Wczoraj Megara trafiła na nią pierwszy raz. Nie odważyła się wtedy na to, by obmyć stopy. Kiedy robi to teraz, lord Carrow tylko spogląda w milczeniu.
Jeżeli planuje zachorować i umrzeć na zapalenie płuc, to niech nie zyje marzeniami. Przywiąże Adriena i Cynthie do jej łoża, byleby ją leczyli do skutku.
- Mówię ci, że stanąłem w twojej obronie przed Rosalie, a ty przekręcasz to znów na opak - zauważa powoli starając się zrozumieć, dlaczego Megara musi zawsze czuć. Czy chłodna logika nie powinna iść na samym przedzie układu skojarzeniowego członkini domu Malfoyów?
Ale nie cofnie słów, bo wcale nie zamierzał tego robić. Wie też, że informowanie Megary o zajściu było bezsensowne. Nie powinien tego robić, odsłanianie się nie powinno być w jego gestii. Przecież jeżeli robił to bezinteresownie, na poziomie przynajmniej małżeńskim, powinno wystarczyć tylko to, że zrobił. Jasnym jest, że nie wystarczy w ich przypadku. Nie miała prawa wiedzieć o jego prywatnej korespondencji, a wnioskując z jej humoru, nie miała pojęcia, a Rosalie wcale nie powiedziała jej o słowach Deimosa.
- Mówię ci to dlatego, żebyś zdawala sobie sprawę z tego, że nikt nie ma pierszeństwa przed moją żoną
Czy da się dobitniej, czy jeszcze mniej pojmie ona z jego słów. Czy znów pomyśli, że to nie może być prawda, zacznie szukać podsępów piętnastu. Ta wyobraźnia Megary nie miała limitów. Wszystko mogło jej się ubzdurać, nawet to, że on powie to teraz, a zrobi później inaczej. I znów podepcze Megara wszystkie sadzonki, które w jej stronę wysyła Deimos.
Wtedy podchodzi i pryska palcami w jego stronę. Krople rozpraszają się, ale kilka spada na jego twarz. Jej uśmiech poprawił mu humor. Przynajmniej nie zamierza z krzykiem trzaskać drzwiami. To poprawa!
Jeżeli planuje zachorować i umrzeć na zapalenie płuc, to niech nie zyje marzeniami. Przywiąże Adriena i Cynthie do jej łoża, byleby ją leczyli do skutku.
- Mówię ci, że stanąłem w twojej obronie przed Rosalie, a ty przekręcasz to znów na opak - zauważa powoli starając się zrozumieć, dlaczego Megara musi zawsze czuć. Czy chłodna logika nie powinna iść na samym przedzie układu skojarzeniowego członkini domu Malfoyów?
Ale nie cofnie słów, bo wcale nie zamierzał tego robić. Wie też, że informowanie Megary o zajściu było bezsensowne. Nie powinien tego robić, odsłanianie się nie powinno być w jego gestii. Przecież jeżeli robił to bezinteresownie, na poziomie przynajmniej małżeńskim, powinno wystarczyć tylko to, że zrobił. Jasnym jest, że nie wystarczy w ich przypadku. Nie miała prawa wiedzieć o jego prywatnej korespondencji, a wnioskując z jej humoru, nie miała pojęcia, a Rosalie wcale nie powiedziała jej o słowach Deimosa.
- Mówię ci to dlatego, żebyś zdawala sobie sprawę z tego, że nikt nie ma pierszeństwa przed moją żoną
Czy da się dobitniej, czy jeszcze mniej pojmie ona z jego słów. Czy znów pomyśli, że to nie może być prawda, zacznie szukać podsępów piętnastu. Ta wyobraźnia Megary nie miała limitów. Wszystko mogło jej się ubzdurać, nawet to, że on powie to teraz, a zrobi później inaczej. I znów podepcze Megara wszystkie sadzonki, które w jej stronę wysyła Deimos.
Wtedy podchodzi i pryska palcami w jego stronę. Krople rozpraszają się, ale kilka spada na jego twarz. Jej uśmiech poprawił mu humor. Przynajmniej nie zamierza z krzykiem trzaskać drzwiami. To poprawa!
I znowu cisza. I znów nie wydaje z siebie choć najmniejszego dźwięku. Jest już prawie taka jak dawniej. Gdy najlepiej czuła się otoczona przez ściany wypełnione woluminami. Nie musiała nic mówić. Ci którzy ją znali, ci którzy ją kochali potrafili odczytać jej myśli. Rozpoznawali każdy błysk w niebieskich oczach. Każdy gest był niemal jak cała wypowiedź. Ale potem przyszedł świat dorosłych i milczenie zmieniło się w krzyk. Bo przecież nie było innej drogi.
Jej myśli biegły po liniach wspomnień, do tej dziwnej rozmowy, gdy oboje siedzieli na schodach przewidując wspólną przyszłość. Przywoływała każde słowo jak gdyby było ono nutą, którą należało zagrać by uzyskać jej prawdziwe piękno. Gdy zamknęła oczy niemal widziała jak jej dłonie przesuwają się po klawiszach fortepianu. Dźwięki brzmiały dla niej tak słodko. Wpędziły ją w uczucie dziwnej melancholii. Smutek mieszał się z pasją przejmując władzę nad jej ciałem. Muzyka w jej głowie nagle ucichła. Czy to wiatr zamknął klapę z hukiem jednocześnie zmuszając do powrotu do rzeczywistości? Cisza, dziwna cisza i później słowa Deimosa. Odbijały się niczym echo. Z początku ciche i niewyraźne ale z każdą chwilą nabierały na sile. W końcu dotarł do niej ich sens. Wydawał się tak przeraźliwe złudny…nie wierzyła, że to było w ogóle możliwe. Otworzyła raptownie oczy szukając jego twarzy. Przyglądała się każdemu skrawkowi szukając na nich jakichkolwiek oznak tego, że mówił prawdę. Zeskoczyła ze skały znalazła się tuż obok niego. Wpatrywała się w niego niczym w niezwykłe stworzenie, o którym nigdy wcześniej nie słyszała. Opuszkami palców zaczęła przejeżdżać po jego twarzy. To wyglądało tak jakby próbowała badać jego twarz. Dotykiem chciała wychwycić kłamstwo, którego nie wykrył słuch. Jego słowa znów zabrzmiały w blond włosej głowie. Oderwała się od niego a to zdziwieniem zmieszane z zaskoczeniem tylko się wzmogło.
-Ty mówisz prawdę-- trzy słowa wypowiedziane lekko zdławionym głosem. Czy po ich wypowiedzeniu wszystko stanie się bardziej realne, bardziej prawdziwe? Czuła jak jej serce przyspiesza. - Ale to niemożliwe. – Nawet przez myśl jej nie przejdzie, że to tylko sprawa honoru. Nic niewarty gest, kolejny z obowiązków na długiej liście. Tylko ja głupia myśli,że… Powinna uciekać, dokąd poniesie ją wiatr. Ten dziwny prąd, który przeszedł ją na wskroś. To ją zabije….Uciekaj Megaro…uciekaj póki masz jeszcze czas.
Jej myśli biegły po liniach wspomnień, do tej dziwnej rozmowy, gdy oboje siedzieli na schodach przewidując wspólną przyszłość. Przywoływała każde słowo jak gdyby było ono nutą, którą należało zagrać by uzyskać jej prawdziwe piękno. Gdy zamknęła oczy niemal widziała jak jej dłonie przesuwają się po klawiszach fortepianu. Dźwięki brzmiały dla niej tak słodko. Wpędziły ją w uczucie dziwnej melancholii. Smutek mieszał się z pasją przejmując władzę nad jej ciałem. Muzyka w jej głowie nagle ucichła. Czy to wiatr zamknął klapę z hukiem jednocześnie zmuszając do powrotu do rzeczywistości? Cisza, dziwna cisza i później słowa Deimosa. Odbijały się niczym echo. Z początku ciche i niewyraźne ale z każdą chwilą nabierały na sile. W końcu dotarł do niej ich sens. Wydawał się tak przeraźliwe złudny…nie wierzyła, że to było w ogóle możliwe. Otworzyła raptownie oczy szukając jego twarzy. Przyglądała się każdemu skrawkowi szukając na nich jakichkolwiek oznak tego, że mówił prawdę. Zeskoczyła ze skały znalazła się tuż obok niego. Wpatrywała się w niego niczym w niezwykłe stworzenie, o którym nigdy wcześniej nie słyszała. Opuszkami palców zaczęła przejeżdżać po jego twarzy. To wyglądało tak jakby próbowała badać jego twarz. Dotykiem chciała wychwycić kłamstwo, którego nie wykrył słuch. Jego słowa znów zabrzmiały w blond włosej głowie. Oderwała się od niego a to zdziwieniem zmieszane z zaskoczeniem tylko się wzmogło.
-Ty mówisz prawdę-- trzy słowa wypowiedziane lekko zdławionym głosem. Czy po ich wypowiedzeniu wszystko stanie się bardziej realne, bardziej prawdziwe? Czuła jak jej serce przyspiesza. - Ale to niemożliwe. – Nawet przez myśl jej nie przejdzie, że to tylko sprawa honoru. Nic niewarty gest, kolejny z obowiązków na długiej liście. Tylko ja głupia myśli,że… Powinna uciekać, dokąd poniesie ją wiatr. Ten dziwny prąd, który przeszedł ją na wskroś. To ją zabije….Uciekaj Megaro…uciekaj póki masz jeszcze czas.
Jej dłoń na jego twarzy. Liczył na to, że już powoli poznaje jej osobę. Mógłby się założyć, że zaraz nastąpią najmilsze pod słońcem wdzięczności pocałunki. Dobrze jednak, że nie zakładał się za palec, dłoń czy całą rękę. Zamiast wygranej podwójnej, miał jej zdziwienie. Jak na tacy, nawet szczypta przerażenia się w tym kryła.
Co było gorsze dla Megary: dowiedzieć się, że ma szanse na szczęście, czy żyć w niedoli niechcianej żony. Wydaje się, że ta druga wersja mniej ją przerażała. Tak jakby właściwie wolałaby być sponiewierana i wrzucona do samotni, niż otrzymywać kolejne prezenty, czy to materialne, czy też nie materialne - jak ten.
On jest zaskoczony jej reakcją. Myślał, że ilość prezentów świątecznych przewidział bardzo dobrze. Najpierw sama wycieczka, przelot zaczarowaną karocą. Sądził, że to już będzie dla niej wyjątkowe. Dla niego bylo za każdym razem. Szkoda, że tak rzadko mógł z tego korzystać. Później dobre wieści, jedne, drugie, piąte. Wino które leżalo od kilku lat w piwniczce. A pod choinkę piękna biżuteria od panien Valhakis. Gdyby tylko pozwoliła mu przeprowadzić plan od początku do końca pięknie i bez przeszkód. Ale u nich to niemożliwe.
- Liczyłem na to, że się ucieszysz. Albo przynajmniej przestaniesz myśleć o Rosalie jako o kimś, kto ci w jakikolwiek sposób zagraża - nim więc uciekniesz Megaro, pozbądź się złudzeń. Nie ma twojego wyśnionego pana tyrana, który bawiąc inne kochanki, ledwo co na ciebie patrzy. Tak było ci wygodniej, ale ten czas już się skończył. Przyszły nowe zasady, czas inny, niewytłumaczalne są powody Deimosa. - Najwyraźniej jestem cudotwórcą
Obraź go mocniej, powiedz, że nie ma szans, żeby to co zrobił mogło się spełnić.
Co było gorsze dla Megary: dowiedzieć się, że ma szanse na szczęście, czy żyć w niedoli niechcianej żony. Wydaje się, że ta druga wersja mniej ją przerażała. Tak jakby właściwie wolałaby być sponiewierana i wrzucona do samotni, niż otrzymywać kolejne prezenty, czy to materialne, czy też nie materialne - jak ten.
On jest zaskoczony jej reakcją. Myślał, że ilość prezentów świątecznych przewidział bardzo dobrze. Najpierw sama wycieczka, przelot zaczarowaną karocą. Sądził, że to już będzie dla niej wyjątkowe. Dla niego bylo za każdym razem. Szkoda, że tak rzadko mógł z tego korzystać. Później dobre wieści, jedne, drugie, piąte. Wino które leżalo od kilku lat w piwniczce. A pod choinkę piękna biżuteria od panien Valhakis. Gdyby tylko pozwoliła mu przeprowadzić plan od początku do końca pięknie i bez przeszkód. Ale u nich to niemożliwe.
- Liczyłem na to, że się ucieszysz. Albo przynajmniej przestaniesz myśleć o Rosalie jako o kimś, kto ci w jakikolwiek sposób zagraża - nim więc uciekniesz Megaro, pozbądź się złudzeń. Nie ma twojego wyśnionego pana tyrana, który bawiąc inne kochanki, ledwo co na ciebie patrzy. Tak było ci wygodniej, ale ten czas już się skończył. Przyszły nowe zasady, czas inny, niewytłumaczalne są powody Deimosa. - Najwyraźniej jestem cudotwórcą
Obraź go mocniej, powiedz, że nie ma szans, żeby to co zrobił mogło się spełnić.
Nic z tego nie rozumiem. Cofnęła się o krok gotowa do ucieczki. Nie pobiegłby za nią. Nie chwycił gdyby była jeszcze w zasięgu jego dłoni. Dałby jej odejść? A ona nie obejrzałaby się za siebie? Złoty łańcuch znów zadźwięczał u jej kostek. Czuła się przeraźliwie zagubiona. Nie umiała wydusić z siebie słowa by móc mu odpowiedzieć, by móc się przed nim bronić. Opuściła głowę pod ciężarem jego słów. Poczuła wstyd za swoją reakcję za to przerażenie, które wciąż wypełniało jej żyły. Z drugiej strony czy ktoś mógł ją obwiniać. Całe życie spędziłam sama w otoczeniu własnych myśli. Nie potrafiła wyciągnąć w jego stronę dłoni. Nie mogła podejść i złożyć na jego ustach delikatnych pocałunków. Wydawał się być od niej oddalony o tysiące mil a złoty łańcuch nie pozwolił choćby na jeden krok. Gdyby nawet chciała nie mogła nic zrobić. Gdyby nawet chciała… Własny umysł obrócił się przeciwko niej podsuwając wspomnienia tych kilku chwil podczas których wydawali się być szczęśliwi. Deimos na chwilę lub dwie ściągał te ponurą maskę a ona mogła dostrzec w nim coś więcej prócz pogardy. Nie było tego wiele, ale przez to były tak niezwykle cenne. Te momenty, które ona nazywała mieczem wbitym we własne serce tera zmuszały ją do tego by znów znalazła się blisko niego. - Cieszę się-- uniosła wzrok a błysk, który powrócił zastąpiwszy przerażenie był tego najlepszym przykładem - naprawdę-- dodała stojąc już tuż przy nim. - Nie zagraża- jej wzrok spoczął na dłoni, którą właśnie oparła o jego tors. Ciężko stwierdzić czy tymi słowami próbowała przekonać siebie czy jego. Czy rzeczywiście wierzy w to, co mówi czy to tylko kłamstwo mające uspokoić jej sumienie i przy okazji zadowolić Deimosa. Dłoń powoli przesuwała się ku górze dotykając jego ramienia, szyi i w końcu policzka. Spojrzała mu w oczy nieświadomie odsłaniając przed nim swoje serce. Lekko rozmarzone spojrzenie, uśmiech i czułość dotyku. To nie była kokieteria, to nie była nie nieznacząca zabawa. Przez tę drobną chwilę oczywistym było, że ona go…ale to przecież niemożliwe. Nigdy nie przeszłoby jej to przez myśl. Nigdy nawet nie zastanawiała się czy to byłoby możliwe. Zbliżyła usta do jego ust, ale zamiast go pocałować szepnęła cicho. -do cudotwórcy jeszcze ci daleko- jeden zadziorny uśmiech i chwilę później oderwała się od niego. Chciała go ominąć i pójść dalej przed siebie. On i tak przecież pójdzie jej śladem. Nie zostawiłby jej samej, prawda?
Oczywistym jest, że wielki ciężar był na ich barkach. Okazaliby się głupcami, gdyby zbyt prędko odsłonili się drugiej osobie. Zawsze znalazłby się ten co cwańszy, który w porę zamknięty zabrałby wszystkie informacje o drugiej odobie i zdradził w najlepszej chwili. Może naiwność kieruje Deimosem, kiedy dziś jest przekonany, że ta powolna droga ku sobie będzie mogła mieć inne zakończenie.
Czy on jeszcze myśli o zniszczeniu swojej żony? A moze jest już nieco dalej od tej idei, którą pielęgnował w głowie w dniu swego ślubu. Gdzieś to wszystko się pozmieniało, rozkwitło i zwiędło, zmieniło się, inaczej nawet pada światło.
Przedziwne było to spojrzenie, którym wnet pozwoliła mu się nacieszyć. Pełne niespotykanej głębi, której jeszcze nigdy nie widział w tych błękitynych oczach. Coś elektryzującego było w nich i to chyba najbardziej tak przejeło Deimosa, który nie chciał odrywać spojrzenia, chciał się tylko mocniej pochylić i jeszcze zdołać dosięgnąć jej ust w pocałunku. Ten wzrok, tak inny od każdego, który mu zaserwowała. Miał w sobie coś ze spojrzenia, które zaraz po ślubie czasami łapał w jej twarzy. Ale tamte czasy wydawały się być dziecięcą rozrywką przy tym, co obecnie się u nich działo.
Kiedy już zdołał się prawie uśmiechnąć, ta chce się ulotnić. To dla niej takie typowe, by już zachęcić go do zaintersowania się i zaraz uciec, nim zdąży cokolwiek zrobić.
Nie z nim te gierki. Nim zdołała odejść, on już miał rękę w pogotowiu wiszącą ponad jej biodrami. Kiedy Megara się cofnęła, dłoń ta znalazła się na jej tali i powstrzymała ją przed kolejną ucieczką. - Ale bliżej niż dalej - dopowiada i nim jeszcze znów wpadnie na ten zły pomysł wycofania się, on całuje ją i niech to będzie dla niej miła odmiana. Od tych kilkunastu kłótni, które zawsze musiały zakończyć ich spory o pannę Yaxley. Dziś inny finał niech będzie rozmowy o tej panience.
Czy on jeszcze myśli o zniszczeniu swojej żony? A moze jest już nieco dalej od tej idei, którą pielęgnował w głowie w dniu swego ślubu. Gdzieś to wszystko się pozmieniało, rozkwitło i zwiędło, zmieniło się, inaczej nawet pada światło.
Przedziwne było to spojrzenie, którym wnet pozwoliła mu się nacieszyć. Pełne niespotykanej głębi, której jeszcze nigdy nie widział w tych błękitynych oczach. Coś elektryzującego było w nich i to chyba najbardziej tak przejeło Deimosa, który nie chciał odrywać spojrzenia, chciał się tylko mocniej pochylić i jeszcze zdołać dosięgnąć jej ust w pocałunku. Ten wzrok, tak inny od każdego, który mu zaserwowała. Miał w sobie coś ze spojrzenia, które zaraz po ślubie czasami łapał w jej twarzy. Ale tamte czasy wydawały się być dziecięcą rozrywką przy tym, co obecnie się u nich działo.
Kiedy już zdołał się prawie uśmiechnąć, ta chce się ulotnić. To dla niej takie typowe, by już zachęcić go do zaintersowania się i zaraz uciec, nim zdąży cokolwiek zrobić.
Nie z nim te gierki. Nim zdołała odejść, on już miał rękę w pogotowiu wiszącą ponad jej biodrami. Kiedy Megara się cofnęła, dłoń ta znalazła się na jej tali i powstrzymała ją przed kolejną ucieczką. - Ale bliżej niż dalej - dopowiada i nim jeszcze znów wpadnie na ten zły pomysł wycofania się, on całuje ją i niech to będzie dla niej miła odmiana. Od tych kilkunastu kłótni, które zawsze musiały zakończyć ich spory o pannę Yaxley. Dziś inny finał niech będzie rozmowy o tej panience.
Nie zdążyła nic powiedzieć. Powstrzymał ją, chyba pieszy raz zależało mu na tyle by wykonać tak pozornie prosty gest. Jego dłoń na jej tali, zapowiedź czegoś co między nimi nie miało prawa się wydarzyć. Jego usta w końcu ją odnalazły. Tak niespodziewany, tak długo oczekiwany pocałunek. Uczucie ciepła wypełniło jej serce. Oddając pocałunek chciała się rozkoszować każdą sekundą. Czemu to nie mogło trwać wiecznie? Jeden z najpiękniejszych prezentów, jakie mógł jej ofiarować. Ale i on musiała się w końcu skończyć, Ich twarze zbliżone do siebie lecz już nie złączone pocałunkiem. Przez kilka uderzeń serca wpatrywała się w jego oczy próbując odczytać wszystkie jego tajemnice. W końcu uśmiechnęła się lekko zsuwając jego dłoń ze swoich pleców. Oplotła ją własnymi palcami usilnie próbując podtrzymać tą dziwną bliskość. - Powinniśmy wracać do domu- - zaczęła cicho. Zrobiła kilka kroków w tył wciąż nie puszczając jego dłoni. Pociągnęła go lekko w swoją stronę. - Zimno mi - dodała uśmiechając się figlarnie. Chciała jak najszybciej znaleźć się w domu Zamknąć drzwi sypialni i poczuć na nagiej skórze jego ciepły dotyk. Przez chwilę wpatrywała się jeszcze w niego po czym odwróciła się i zaczęła się wpinać po skakać by dojść do dróżki prowadzącej do Ravenscar. Przez całą drogę nie zamienili ze sobą choćby słowa. Żadne nie chciało zaburzyć tych dziwny iskier które znikąd pojawiły się pomiędzy nimi. W końcu dotarli do dworku niewinną lady Carrow zawładnęła dziwna potrzeba władzy , uhonorowania zwycięstwa z którego jeszcze w pełni nie zdawała sobie sprawę ale które z pewnością odniosła. Po raz kolejny ujęła dłoń Deimosa ciągnąc go w stronę jednej z sypialni.
/zt oboje
/zt oboje
Plaża
Szybka odpowiedź