Lalkarnia
Początkowo lalki były luksusem, oznaką statusu, te najlepsze projektowali słynni artyści. Po rozpoczęciu masowej produkcji w XIX wieku, stały się popularne, dostępne dla każdego. Łątki tworzono z najróżniejszych materiałów, poprzez drewno aż do najcenniejszej porcelany, na którą mogli sobie pozwolić tylko najbogatsi. Pomimo że rękodzieło zostało zdominowane przez domy towarowe, pracownia wciąż cieszy się zainteresowaniem. Najczęściej spotkać tutaj można kolekcjonerów, animatorów teatrzyków lalkowych, arystokratów i przedstawicieli klasy średniej, znudzonych powtarzalnością lub pragnących odnaleźć tę jedyną, niezwykłą zabawkę dla swojego dziecka lub damy serca. Pogłoski krążące po nielegalnym pół światku mówią, że Gepetto tworzy także laleczki voodoo oraz te przeklęte, obłożone ciężkimi klątwami - to właśnie część z jego wyrobów, która trafiła do mugolskiego świata jest znana z wyrządzenia wielu szkód, przynoszenia złej passy.
Wchodzisz do pomieszczenia, z półek patrzą na ciebie lalki wszelakich rozmiarów, jednak nie możesz wyzbyć się uczucia, że uważnie ci się przyglądają. Wokół panuje głucha cisza, stąpasz więc ostrożnie po zakurzonych deskach podłogowych, a gdy stajesz na jednej z nich, coś zgrzyta, a na jednej z lad w rytm kołysanki rusza karuzela porcelanowych zwierząt. Za ladą niczym cień pojawia się wiekowy, zgarbiony mężczyzna.
By sprawdzić w jakim Gepetto jest humorze, należy rzucić kością k100:
1 - już po przekroczeniu progu czujesz, że nic z tego nie będzie. Staruszek pokrzykuje na ciebie w niezrozumiały sposób, nieskory do współpracy. Nie udaje ci się nic załatwić. Może następnym razem będziesz mieć więcej szczęścia?
2-30 - Gepetta nie ma nigdzie w zasięgu wzroku, a twoje ruchy śledzą martwe oczy lalek. Czujesz się bardzo nieswojo, lecz pomimo to postanawiasz dotknąć jednej z kukiełek. Chwyta cię boleśnie za palec, dopiero wtedy pojawia się przy tobie Gepetto, który z niezadowoleniem postanawia spełnić twoje prośby, o ile nie są zbyt wygórowane.
31-70 - pokrótce przedstawiasz swoje oczekiwania i dopiero po umieszczeniu sakiewki na ladzie, udaje ci się osiągnąć swój cel. Choć ponoć pieniądz może wszystko, mężczyzna nie spełni wymagań związanych z czarną magią.
71-100 - mężczyzna wydaje się być w wyśmienitym humorze, jest gotowy spełnić każdą twoją zachciankę, nawet tę nie do końca legalną; oczywiście za odpowiednią zapłatą.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:54, w całości zmieniany 2 razy
Ten argument jakoś nie przekonywał licznych opiekunek bliźniaczek i tym bardziej państwa Burke. W ramach kary dziewczynki na pewien czas zostały pozbawione swojego towarzystwa a Esmee musiała przekroczyć próg gabinetu lorda Notta bez ochrony swojej młodszej siostry. Dziewczynka przez całą wizytę siedziała niebywale grzecznie wykonując przy tym wszystkie polecenia uzdrowiciela oraz prośby matki. Tylko drobne usteczka wygięte w podkówkę świadczyły o tym, że coś jest nie w porządku. Esmee nie była tak dobrą manipulantką ale zdążyła już zauważyć, że jeśli wygląda na smutną i przygnębioną wszyscy od razu chcąc poprawić jej humor. Gdy po raz trzeci na pytanie o to czy coś ją boli odpowiedziała przeczącym kiwnięciem głowy w końcu pozwolono jej opuścić gabinet. Uczepiona ręki matki wyszła na ruchliwą ulicę Londynu. Miasto było za głośne, zbyt śmierdzące i zdecydowanie za szare by mała dziewczynka mogła w nim dostrzec coś ciekawego. Pewnie naciskałaby na jak najszybszy powrót do domu gdyby nie obietnica złożona przez matkę kilka dni temu. Esmee w końcu przekonała rodzicielkę by ta kupiła jej jedną z tych pięknych porcelanowych lalek jakie miała jej kuzynka. Nie mogła zrozumieć dla czego jakiś Chrouch ma taką ładną zabawkę a ona nie. Argument, że w jej rękach lalka nie przetrwa nawet tygodnia zupełnie do niej nie przemawiał. Robiła wszystko co mogła byle by tylko dostać piękny prezent. W końcu postawiła na swoim. Nie wiedziała tylko czy wygrała dzięki wielkim przeszklonym oczą czy przez to, że wyznała iż Alivia ma swojego ulubionego misia a ona nie ma nic co byłoby równie wspaniałego. Wyciągnęła ręce w stronę mamy proszą o to by podniesiono ją do góry. Momentalnie wczepiła się w ramiona i wtuliła twarzyczkę w ciemne włosy Zivi. - Mamoo - zaczęła powoli pamiętając o płaczliwym tonie. - Pójdziemy po tą lalkę co mi obiecała - podstawowy błąd, zbyt szybko zdradziła o co jej chodzi. Bo przecież głównym powodem tej dziwne dziecięcej melancholii miała być rozłąka z siostra i konieczność wizyt u uzdrowiciela. Jeszcze jest mała, jeszcze ma czas żeby się wszystkiego nauczyć. Wiedziała, że mama jej nie odmówi. Jak niby można odmówić komuś tak słodkiemu i cudownemu?!
Gdy tylko znalazły się na miejscu Esmee od razu poprawił się humor i jak huragan wpadła do sklepu. Błyszczące od podniecenia oczy błądziły po półkach z zabawkami nie mogąc się zdecydować która z nich jest najpiękniejsza i którą powinna zabrać do domu. - Ta ma takie ładne oczy! Ta ma włosy takie jak ja!- wskazywała paluszkiem na kolejne zabawki. Nic na niej nie robiła atmosfera sklepu ani cień właściciela czający się gdzieś po kontach. Wreszcie dostanie swoją lalkę!
'k100' : 76
Bliźniaczki miały niby pięć lat, a miały pomysły, których mógł jej pozazdrościć niejeden dorosły czarodziej. Kto wpadłby na to, aby w nocy wyjąć ze spiżarni kilka dziwnych butelek zawierających przeróżne sosy i oliwy, zmieszać ich zawartości w szklance i kazać komuś wypić w zamian za sprzątanie przez tydzień za niego zabawek? Nikt, prócz jednej młodej lady Burke.
Ziva przestraszyła się, kiedy Alivia nad ranem obudziła ją w sypialni, opowiadając bardzo podobne objawy, do tych Esmee, kiedy to następnego dnia wyszły na jaw jej transmutacyjne zaniki organowe. Dziewczynka jednak szybko wyznała, co może być powodem bólu brzucha i opowiedziała cały sens zakładu ze starszą siostrą. Jak Ziva mogła się nie zezłościć? Jak mogła nie powiedzieć Edgarowi o ich durnych pomysłach, które czasem szargały ich nerwy? Kara być musiała. Dla obydwu, dla pomysłodawczyni i ofiary, która się zgodziła. Czasem musieli rozliczać je w jednakowy sposób, aby żadna nie czuła się bardziej pokrzywdzona, chociaż same doprowadzały do tych szlabanów. Następnego dnia po całym zajściu, była gotowa pozwolić bliźniaczkom na ponowne wspólne zabawy, ale została upomniana przez męża, że muszą przemyśleć swoje niepoprawne postępki.
Po kilku dniach, lady Burke przybyła do gabinetu lorda Notta wraz z Esmee na kolejną kontrolę jej choroby genetycznej. Za punkt honoru obrała sobie dbanie o jej zdrowie, niezależnie od okoliczności. Dziewczynka doskonale wiedziała jak podejść swoją rodzicielkę. Umiała zagrać Zivie na emocjach, robiąc kilka wyuczonych, smutnych minek i szkliste ślepka. Burzyła się o jawną niesprawiedliwość w posiadanych zabawkach w porównaniu z Alivią czy to z kuzynami od Crouch’ów. Argument, iż sama psuła wszystkie dotychczasowe misie i lalki, jakoś niezbyt do niej przemawiał. Przecież Burke’owie zawsze kupowali wszystko po dwa. Ziva i Edgar, Wynonna, Quentin czy dziadkowie dziewczynek. Bliźniaczki miały potrzebę czucia się równymi i rodzina im to zapewniała na wszelkich polach.
Po wyjściu z budynku, chwyciła Esmee na ręce, a ta wyznała prawdziwy cel tego przytulenia. Cóż, była tylko dzieckiem i nie można było jej mieć tego za złe, że nie zawsze wykazywała się taktem i przezornością.
- Tak, skarbie. Pójdziemy. - westchnęła zrezygnowana, poddając się woli dziecka. Teleportowały się pod znajomą Lalkarnię, którą lady Burke pamiętała jeszcze z czasów bycia berbeciem i dopiero wtedy postawiła ją z powrotem na chodniku. Weszły do środka i chociaż mała rzuciła się w półki z przeróżnymi lalkami, jej matka skinęła lekko głową do sprzedawcy. Sprawiał wrażenie przyjemniejszego niż niegdyś. - Pamiętaj, że musisz wybrać też drugą dla siostry. - poinformowała i ruszyła za dziewczynką, przyglądając się zabawkom. Czy jej pierwsza porcelanowa lalka, której stłukła kiedyś przypadkowo rączkę, dalej była gdzieś na strychu u Crouch’ów?
- Spójrz. Te dwie chyba też są bliźniaczkami. - rzuciła, wskazując głową na dwie lalki, siedzące obok siebie o podobnych buziach, identycznych włosach, upiętych w finezyjne koczki. Miały na sobie sukienki w tym samym fasonie, ale w innych kolorach.
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
- To, że chodzisz do uzdrowiciela, wcale nie oznacza, że miałabyś dostawać więcej zabawek. - ...które sama zresztą psujesz, dodała w myślach. Esmee bardzo sprytnie doszukiwała się luk i różnic pomiędzy życiem swoim, a swojej siostry, próbując wykorzystać je na swoją korzyść. Jak na razie, bezskutecznie.
Usta Zivy wygięły się w lekkim uśmiechu i gdyby nie rączki córki, które trzymały jej twarz, zapewne pokręciłaby z niedowierzaniem głową. To już nawet nie była usilna próba manipulacji za pomocą smutnych minek, to było stwierdzenie, na które lady Burke miała posłusznie przystać. A to już zakrawało o pewnego rodzaju zuchwałość, na którą już nie mogła przystać. Czego jak czego, ale od swoich dzieci wymagała szacunku, a arogancja nie była jego przejawem.
- Nie, Esmee. - rzuciła twardo, podnosząc się do pozycji pionowej. Żeby dorosła baba musiała uczyć się asertywności wobec dziecka… Wstyd. - Kupimy dwie lalki. Tobie tę. - ruchem głowy wskazała na zabawkę, na której widok w oczach dziewczynki pojawiły się iskierki zachwytu. Wreszcie po nią sięgnęła, zatrzymując jeszcze chwilowo w rękach. Póki niezakupiona, lepiej aby lalka pozostała cała. - A Alivii wybierzemy inną. I bez dyskusji. - dodała tonem, nieznoszącym sprzeciwu, który jasno sugerował, że wszelkie przejawy buntu zostaną szybko stłumione wyjściem z lalkarni.
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you☙ ❧
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
Poczuła, że zrobiła coś złego, coś niewłaściwego. Na policzkach dziewczynki pojawił się rumieniec świadczący o zawstydzeniu. Gdy mama się podniosła i ruszyła po lalkę Esme podreptała za nią i chwyciła się za skraj jej płaszcza. - Przepraszam - wybąkała cicho. Nie do końca wiedziała, za co przeprasza ale czuła, że powinna to zrobić. Cieszyła się tylko z tego, że Alivi nie ma z nimi. Na pewno później by się z niej naśmiewała. Jednak i tak to okazana skrucha była najprostsza droga do zjednania sobie łask mamy. Esme znów zaczęła krążyć po sklepie. Mimo żalu za grzechy szukała takiej lalki, którą jej siostra szybko się znudzi i zabawka wpadnie w ręce przyszłej pani uzdrowiciel. - Tą? -spytała wskazując pulchnym paluszkiem na lalkę ubraną w sukienkę pełną kolorowych kwiatów.
Ziva poważnie rozważała zakup modelu anatomicznego człowieka przeznaczonego dla najmłodszych. Może gdyby jej pierworodna zobaczyła, że każdy czarodziej ma żebra, serce, wątrobę, przestałaby psuć swoje zabawki? I żadnym problemem było naprawianie misi i lalek za pomocą magii, ale kiedy dziewczyna zobaczyła, że w środku nie ma nic wartego uwagi… traciła zainteresowanie i zabierała się za pluszaki siostry lub małego braciszka. A to było już poważnym wykroczeniem z posiadłości państwa Burke, ponieważ trójka potomstwa dziwnie dbała o swoją prywatność i starała się chronić to, co do nich należało.
Spojrzała na lalkę wskazaną przez Esmee, którą miała otrzymać Alivia po ich powrocie do domu. Przekrzywiła lekko głowę, przyglądając się zabawce w sukience w kolorowe kwiaty.
- Może być ta. - zgodziła się i zdjęła ją z półki, a następnie wręczyła córce. Obydwie podeszły do lady, za którą czekał mężczyzna o nieprzyjemnym wyrazie twarzy. Nigdy go nie lubiła. Przyprawiał ją o dreszcze. Sprzedawca zapakowywał obydwie lalki w ozdobne, kartonowe pudełka z kokardkami. - Chcesz iść jeszcze na deser i koktajl mleczny do cukierni? - zapytała, płacąc odpowiednią sumę w galeonach z taką obojętnością jakby były to zwyczajne knuty.
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you☙ ❧
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
- Gips - wypaliła nagle. - Mamo z czego się robi gips. Bo w bajce było, że dziewczynka miała złamaną rączkę i założyli jej gips. Z czego się go robi? Myślisz, że jak poproszę służbę to mnie nauczy? - fantazja zaczynała ją wyraźnie ponosić. Już nie przejmowała się tym, że mama może jej zabronić podobnych zabawek. Również nie przyszło jej do głowy, że pewnie znowu pokaleczy sobie dłonie o kawałki rozbitej porcelany. Esmee znowu gdzieś odpłynęła by spytać równie nagle - Myślisz, że tata byłby zły gdyby Placek dostał lalkę? Ponoć chłopcy nie bawią się lalkami ale nie wiem dla czego -
i znów błąd. Nie można nazywać Mariusa plackiem i to jeszcze przy rodzicach. Ale Esmee była tak zajęła swoimi własnymi myślami, że zaczynała zapominać o podstawowych zasadach.
W końcu podeszły do lady. Esmee wspięła się na palce żeby lepiej widzieć ale niewiele jej to pomogło. Klasnęła w dłonie na propozycje mamy. - Tak tak! Bardzo proszę - oczy jej rozbłysły na samą myśl o łakociach w cukierni. - Chodźmy - chwyciła mamę za rączkę już przebierając nogami. Miła odmiana po niedobrym eliksirze jaki każą jej wiecznie pić.
Zmarszczyła brwi, spuszczając wzrok na dziecko i zastanawiając się skąd takie pytanie przyszło jej do głowy. Po chwili otrzymała wyjaśnienie. Bajki. Dziecięce lektury bawią i kształcą…
- Gips to taki minerał. Najpierw musi być sproszkowany żeby zrobić odpowiednią zawiesinę z wodą, a później macza się w tym bandaże i owija złamaną kończynę. Jak wyschnie, staje się bardzo twardy. - nawet nie chciała sobie wyobrażać, co mogłaby zrobić Esmee, mając do dyspozycji taki gips. Wizja zagipsowanej Alivii, albo Mariusa nie była zbyt atrakcyjna. Przecież byliby tylko jej modelami, prawda? - Nasza służba nie umie przyrządzać gipsu. - ...na szczęście. Cała posiadłość w w gipsowej brei, która powoli by zastygała i tworzyła przepiękne gipsowe mozaiki. Przerażające.
- Nie sądzę, aby tata się złościł, że Marius dostał lalkę, ale fakt. Lalki są zabawkami dla dziewczynek. - nie wdawała się w dalszą dyskusję na temat podziału pewnych zabawek ze względu na płeć dzieci, dla których są przeznaczone. Lepiej nie brnąć w takie tematy, zwłaszcza gdy rozmówczynią jest pięciolatka. Targając pod pachami zapakowane zabawki, opuściły Lalkarnię, a następnie jedną z magicznych dorożek, ruszyły do Lodziarni rodzeństwa Fortescue.
|zt obydwie
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
Auror wchodził do sklepu z niewyraźną miną i chmurnym obliczem. Ciemne źrenice przez krótką chwilę przyzwyczajały się do lekkiego półmroku, który panował w pomieszczeniu. W sklepie był pusto, ale nie dziwił się. Było już późno, blisko zamknięcia i nie przewidywał tłumów przeszkadzających mu...w rozmowie.
W torbie, którą zaciskał w jednym ręku znajdował się przedmiot wyjątkowy. Ale i wyjątkowa była sprawa, z którą przybywał i na samą myśl coś nieprzyjemnie iskrzyło mu w oczach. Nie potrafił zapomnieć oblicza, które z szeroko otwartymi oczami patrzyło w niebo. Ciemnofioletowe cienie znaczyły linię powiek. Źrenice były przysłonięte bielmem, a blada skóra twarzy była jedynym znakiem, że w ciele kiedyś znajdowało się życie. Bardzo kruche. Dziecięce.
Zaczęło się prawie niewinnie. Na zniknięcia pojedynczych, umursanych podrostków nikt nie zwracał uwagi. Wśród mugoli zdarzały się ucieczki i buntownicze pokazy samodzielności. Potem niepokój wzrósł. Sierocińce w końcu pełne były niechciany, porzuconych istot, po których nikt nie zatęskni. Prawie. I gdyby nie przypadek, sprawa nigdy nie trafiłaby w ręce aurorów. A Samuel mógł tylko dziwić się, jak daleko sięgała ludzka podłość i okrucieństwo. A wszystko przez bzdurne podziały, odsuwające na margines nie tylko świat mugoli, ale także tych z magią, wywodzących się ze świata niemagicznego. I jeśli wcześniej, ktoś miał wątpliwości co do podłoża porwań - wszystko rozwiało się, gdy jedna z dokowych piwnic ujawniła bestialska tajemnicę. Wśród gruzów walącego się budynku jeden z bezdomnych odkrył makabryczne znalezisko. Właściwie dziełem przypadku. Kuguchar należący do właściciela dokopał się do podściennego usypiska, prawdopodobnie w nadziei na znalezienie zostawionych tam odpadków. Ale zawartość niedużych worków, zamiast obiecanego ochłapu, odsłoniła trzy zmaltretowane ciała. Każde należące do dziecka. Dwie dziewczynki i chłopiec. I nawet bezdomny był w stanie dostrzec znamiona użycia magii tak ciemnej, że zgłosił znalezisko służbom. Sprawę niedługo połączona z serią zaginięć, a plugawe narzędzie, które posłużyło do morderstwa plasowało pod działalność aurorskiego Biura.
W ruinach walącego się budynku znaleziono jeszcze dwa ciała w stanie świadczącym o zaawansowanych rozkładzie, posiadającym podobne rany oscylujące przede wszystkim w okolicach brzucha i tyłu głowy. Większość zadana zaklęciami z dziedziny magii. I nawet Skamander czuł dzikie palpitacje w żołądku, gdy musiał oglądać sine, napuchnięte ciała, poznaczone paskudnymi ranami i licznymi bliznami. Cięte, szarpane i miażdżone rany przerażały większość, która miała nieprzyjemność oglądania śladów. I Samuel w żaden rzeczywisty sposób nie mógł wyobrazić sobie kto i dlaczego to zrobił, dopuszczając się bestialstwa godnego największych zbrodniarzy. Co czaiło się w umysłach zdolnych do takiego okrucieństwa? Co sprawiało, że ofiarami były te najbardziej bezbronne istoty, niezdolne do samodzielnej obrony? te, którym winno zapewnić bezpieczeństwo? Jak wielkim tchórzem trzeba było być, by znęcać się nad niewinnością utkwionych w niedorosłych ciałach?Na podstawie obrażeń, biegli wysnuli teorię, że morderca, czy też mordercy po pierwsze musieli znać się nie tylko na ciemnej magii, ale i na mugolskim leczeniu, a właściwie...posługiwaniu się ich narzędziami. Ciała były bowiem poddane niejasnym w efektach eksperymentom. Wśród rozpoznanych tożsamości znajdowały się dzieci tylko o krwi mugolskiej oraz mugolaki. Ktoś celowo i świadomie wybierał sobie ofiary z tego konkretnego kręgu.
Wśród kolejnych wskazówek i odnalezionych poszlak, wraz z dwoma innymi aurorami - rozdzielili się. Victor, z którym tak często dzielił aurorskie partnerstwo śledztw sprawdzał w tym momencie jedną z uzdrowicielskich klinik, która jako jedna z niewielu gościła w sobie specjalistów nie tylko czysto czarodziejskich. Syriusz, młodszy towarzysz zbierał informacje wśród londyńskich sierocińców. A Skamanderowi przypadła w udziale...lalka.
Dwie dziewczynki, znalezione jako pierwsze, kryły dodatkową tajemnicę. Obie, splecione w uścisku, kryły między sobą zniszczoną zabawkę. Lalkę zdobiła sukienka o wyblakłych kolorach i podartej fakturze, brudne, jasne włosy i oczy o nienatyranie jaskrawym błękicie. I chociaż wszystko wskazywało na zwykła zabawkę, jedna z koronerek rozpoznała w niej magicznie skonstruowane dzieło. Podobne wykonywano zazwyczaj na zamówienie i dostępne były właściwie tylko wśród szlachetnie urodzonych i bogatszych czarodziei. jak więc możliwe, by podobny przedmiot znajdował się w rękach dwóch, zamordowanych dziewczynek o zdecydowanie mugolskich korzeniach?
O lalkarni dowiedział się sam - przypadkiem. Miejsce bardzo lubiane przez arystokratyczną dziatwę i znane z wykonania zabawek w mistrzowskim wykonaniu. Właściciela nie znał osobiście, ale zdążył się dowiedzieć, ze do rzemiosła podchodził z wyjątkowa powagą i skrupulatnością. I to jego szukał auror, gdy przekroczył próg sklepu, rozglądając się po równiutko rozstawionych półkach i siedzących na nich, różnej wielkości zabawkach. Najwięcej było wśród nich lalek, które miały charakterystycznie, wyraziste oczy i auror zaczynał mieć coraz mniej wątpliwości, że tutaj dowie się czegoś więcej.
Nie opuszczało go dziwne, ulotne wrażenie, że był obserwowany. I chociaż wydawało się to absurdalne, to instynkt upatrywał źródła w siedzących lalkach. Spoglądanie na porcelanowe buzie i barwny materiał idealnie skrojonych sukienek nie odpowiadał na żadne z niepokojących wrażeń. I Samuel musiał kilka razy przejechać wzrokiem po każdej z półek, upewniając się, że żadna z wpatrzonych w niego nieruchomo "sylwetek" nie stanowi żywej istoty.
Narastający niepokój wzmógł się, gdy z trzymanej w ręku torby wyciągnął podniszczoną lalkę. I znowu, chociaż było to mało prawdopodobne, każde z wpatrzonych, zabawkowych oczu zatrzymała się na trzymanym przez niego przedmiocie.
- Przepraszam, szukam właściciela - głos wydawał się głuchy, odbijając od ścian i wracając stłumionym echem. Nie wspominał jeszcze o swojej profesji, bo ludzie bywali różni. I jeśli chciał wyciągnąć informacje, nie zawsze korzystał z przywileju. Przynajmniej nie bez potrzeby. I w momencie, gdy skończył mówić, rozległo się ciche drganie melodii, a postawiona w kącie, miniaturowa, konikowa karuzela poruszyła się w powolnym obrocie.
- Czego dusza potrzebuje? Nie jest pan zbyt dorosły na zabawki? - głos przypominający skrzypiące koła powozu rozbrzmiał w pomieszczeniu, a po chwili Samuel miał przed sobą zgarbionego staruszka o spojrzeniu przenikliwych, szarych tęczówek. Zdecydowanie zbyt żywych, jak (wydawałoby się) na wiek, który wskazywał wygląd. Czarnowłosy utkwił wzrok w nieznajomym, powoli wyciągając w jego stronę trzymaną w zaciśniętych palcach lalkę - Nie przyjmuję zwrotów - krzaczaste brwi starszego mężczyzny zmarszczyły się, a usta zacisnęły się w cienka linię niezadowolenia - I kto ją tak strasznie zniszczył. To niedopuszczalne - Dodał, wpatrując się nie w aurora, a w trzymaną przez niego zabawkę.
- Czyli, to pana dzieło? - Samuel postąpił bliżej, podsuwając nieduży obiekt niemal pod nos staruszka - Proszę się przyjrzeć...to ważne - dopowiedział jeszcze, ale nim skończył mówić, pomarszczona dłoń chwyciła lalkę i uniosła ją nieco wyżej nad głowę. Pod sufitem zamajaczyła jasna bańka światła - Oczywiście, że moje - prawie prychnął - W tych czasach nikt tak nie przykłada się do takiej sztuki. Traktują jak zwykłą pracę, a to przecież artystyczna dziedzina! - gruba zmarszczka, zdobiąca czoło staruszka rozpogodziła się odrobinę, a jasne spojrzenie zatrzymał tym razem na Samuelu - Nie pamiętam pana. Większość klientów jest mi znana. To należy do pana? - tym razem to właściciel podsunął lalkę wyżej, jakby z wyrzutem i pretensją kierowaną do winnego - Nie - pokręciła dla potwierdzenia głowę - ale szukam tego, kto mógł ją kupić - lalkarz bez słowa odsunął się od aurora, przechodząc całkiem żwawo za ladę. Przez kilka chwil wyglądało, jakby całkowicie zignorował obecność swojego gościa. Cisze przerwało szuranie kartek, a staruszek wyciągnął na blat ciężko oprawioną księgę. Zerknął przez ramię na Skamandera, a w dłoni pojawiła się różdżką. Z krótkim machnięciem i ściszonymi słowami, których nie potrafił rozpoznać - tomiszcze otworzyło się.
- Trzeba było mówić od razu, że aurorskie biuro - mruknął tylko - Kultura wymaga przedstawienia - dodał, by zamaszystym gestem przysunąć księgę w stronę czarnowłosego. Nieco zakrzywionym palcem wskazał cieniutką kolumnę, w której drobnym druczkiem rozpisane rozpisano kilka słów - Nie znam tożsamości, ale zapamiętałem go ze względu na tę lalkę. Ostatnia z mojej kolekcji. Kupował ją dla siostrzenicy. Mała, bardzo cicha dziewczynka, na oko z 10 lat - słowa mężczyzny dźwięczały w głowie aurora, łomocząc niby dzwony - Bardzo jej się podobała - dodał i Samuel poczuł, że staruszek musiał wpatrywać się w jego twarz, zapewne obserwując malujące się emocje - Czy ten mężczyzna przedstawił się jakoś? - właściciel sklepu pokręcił głową - Moi klienci nie muszą tego robić. Nie każdy przychodzi tu na pogawędkę, ale...ta dziewczynka mówiła coś o białych ścianach pokoju... - wciąż nie spuszczał wzroku, a Skamander podniósł wzrok znad księgi, w której niewyraźnie rozczytywał imię Belle 8 marca 1956 - To imię lalki - staruszek po raz pierwszy uśmiechnął się, chociaż kąciki warg zaraz opadły - I jeszcze jedno - Położył dłonie na ciężkiej oprawie rejestru i zamknął, kolejny raz używając do tego różdżki - Miał siwe włosy, ale nie mógł mieć więcej lat...jak pan, panie... - kilka gestów i rejestr zniknął gdzieś pod ladą - Skamander - odpowiedział pośpiesznie, w końcu ujawniając swoją tożsamość - Biuro aurorów - dodał, chociaż profesja z jaką przybył, została trafnie rozpoznana już wcześniej.
Samuel stał z jedna dłonią opartą o blat stołu, w drugiej trzymając lalkę, którą mężczyzna mu podał. Palce cicho wystukiwały rytm, który dziwnie zgrywał się z melodią wygrywaną w oddali. Kiedy w końcu się odezwał, z oblicza zniknęła wcześniejsza, niepokojąca rysa brudząca ciemne źrenice - Czy zgodzi się pan na użycie myśloodsiewni? - kiwnięcie głową potwierdziło odpowiedź - Przyjdźcie do nie jutro - poprosił cicho, a w głos wdarł się smutek i zmęczenie, którego wcześniej Samuel nie był w stanie zarejestrować - Zostawcie mi tylko lalkę. Muszę ją naprawić.
| zt
Tu także w wyniku rozładowania magii zapanował istny chaos - moc magiczna była niestabilna, niebezpieczna. Choć za dnia Ministerstwo nie dopuszczało nikogo w pobliże okolic, w których magia szalała najbardziej, ministerialne próby zaprowadzania porządku kończyły się klęską. Nie minęło parę dni, gdy czarodzieje zaczęli zastanawiać się, czy aby na pewno Ministerstwo chce, aby magia została doprowadzona do porządku - postanowili więc wziąć to w swoje ręce.
Odkąd Ministerstwo Magii oznaczyło to miejsce jako niebezpieczne, pojawienie się w nim mogło grozić aresztowaniem przez Oddział Kontroli Magicznej. Do czasu uspokojenia się magii nie można rozgrywać tu wątków innych niż te polegające na jej naprawie.
Stary lalkarz pojawił się pewnego dnia w Ministerstwie Magii, pokrzykując i mamrocząc na zmianę coś o tych okropnych, nieudanych lalkach i dziwnej magii. Urzędnicy nie zlekceważyli zgłoszenia i jeszcze tego samego dnia wysłali kilku czarodziejów do zbadania sprawy. Szybko okazało się, że lalkarz mówił prawdę. Jego warsztatem zawładnęła silna anomalia, pod wpływem której wszystkie nieudane i niedokończone lalki ożyły. Upiorna armia pozbawionych kończyn, głów i oczu zabawek niszczyła wszystko, na co padło ich szklane spojrzenie.
Jeszcze przed wejściem do lalkarnii jesteście w stanie zobaczyć, jak lalki gromadzą się w oknach, skrobiąc rączkami po szybach. Już na Was czekają, zebrane w grupę. Żeby przedrzeć się do środka musicie je w jakiś sposób rozgonić.
Wymaganie: Poprawne rzucenie zaklęcia Expulso przez przynajmniej jednego z naprawiających anomalię.
Nieosiągnięcie ST uniemożliwia wejście do lalkarni i naprawienie anomalii.
Przed rozpoczęciem kolejnego etapu należy odczekać co najmniej 24h. W tym czasie do lokacji może przybyć kolejna (wyłącznie jedna) grupa chcąca ją przejąć, by naprawić magię na sposób inny, niż miała być naprawiona dotychczas.
Walka odbywa się zgodnie z forumową mechaniką oraz z arbitrażem mistrza gry do momentu, w którym któraś z grup zdecyduje się na ucieczkę bądź nie będzie w stanie prowadzić dalszej walki.
Wymaganie: ST ujarzmienia magii jest równe 130, a sposób obliczania otrzymanego wyniku zależny jest od wybranej metody naprawiania magii.
Uwaga - jeżeli postać posiada zerowy poziom biegłości organizacji, mnoży statystykę nie razy ½, a razy 1. Postać posiadająca pierwszy poziom biegłości mnoży razy 1½.
W metodzie neutralnej każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+Z; wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Rycerzy Walpurgii każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(CM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Zakonu Feniksa każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(OPCM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
Po przekroczeniu progu lalkarni waszym oczom ukazuje się pobojowisko. Lalki, rozrzucone wszędzie, poruszają się niemrawo. Po chwili pierwsza z nich wydaje z siebie wpierw cichy i nieśmiały jęk. Chwilę później całe pomieszczenie rozbrzmiewa płaczem zniszczonych zabawek, które zaczynają powoli i niezdarnie czołgać się w waszą stronę.
Wymaganie: Żeby uspokoić rozpłakane lalki, należy zaśpiewać im kołysankę. ST wynosi 20, do rzutu doliczany jest bonus wynikający z biegłości: śpiew.
Niezaśpiewanie kołysanki grozi dopadnięciem przez potłuczone lalki, które rzucą się na was i dotkliwie podrapią, zadając 100 PŻ obrażeń (cięte).
Gdy echa zebrania Zakonu zdążyły przebrzmieć, należało wziąć się do roboty i spróbować okiełznać wciąż niestabilną magię. Jessa nie mogła się nadziwić, że od maja do października Ministerstwo nie zrobiło nic, by pokonać szalejące w kraju anomalie; panoszyły się w coraz to nowych miejscach, skutecznie utrudniając życie nie tylko czarodziejom, ale i mugolom. Odgradzanie pulsującej magii od postronnych było jedynym wyjściem, na jakie stać było rząd, dlatego rudowłosa nie zamierzała siedzieć z założonymi rękami i niesiona satysfakcją po sierpniowych sukcesach szybko zorientowała się w tym, gdzie mogą znajdować się kolejne ogniska anomalii.
Ich naprawy zamierzała podjąć się wraz z Maxine, mając w niej nie tylko dobrą przyjaciółkę, ale także wprawioną w bojach kompankę z wielu wcześniejszych prób. Stanowiły zgrany duet i należało wreszcie uczcić to jakimś zwycięstwem!
Chłodny październikowy wieczór przywitał ich typową, londyńską mgłą. Spotkały się na przedmieściach i na piechotę ruszyły do miejsca, o którym obie słyszały od innych Zakonników. Postanowiły sprawdzić je jako pierwsze, a skoro przezorny zawsze był ubezpieczony, Jessa nie zawahała się wziąć ze sobą małej torby wypełnionej fiolkami eliksirów, tabliczki czekolady oraz przedmiotów, które traktowała niczym talizmany od momentu zakupienia ich na jarmarku – srebrna bransoletka z wplecionym włosem syreny połyskiwała na jej lewym nadgarstku, a pazur gryfa zatopiony w bursztynie zawiesiła na rzemyku, który teraz znajdował się na jej szyi, skryty pod warstwą ubrań.
- Lalki zawsze trochę mnie przerażały – zdradziła przyjaciółce, gdy znajdowały się już blisko celu; sklep majaczył z pewnej odległości, a wraz z nim niepokojące poruszenie na wystawie.
Dopiero gdy obie czarownice znalazły się bliżej, ich oczom ukazała się niewielka armia złowrogo nastawionych kukiełek i laleczek wszelkiej maści – ich zabawkowe rączki uderzały w szybę, pragnąc zbić ją w drobny mak. Natchnione anomalią przedmioty pragnęły uwolnić się czym prędzej, a w szklanych oczach połyskiwał wyraz złości.
- Rozmnożyły się jak pseudokibice Tajfunów po ostatniej kolejce – mruknęła Diggory, krzywiąc się na widok zabawek zbitych w ciasną grupę – Postaram się je jakoś rozgonić, musimy wejść do środka. Expulso!
Zamachnęła się różdżką, celując pomiędzy laleczki.
#1 'k100' : 14
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
- Nigdy nie lubiłam lalek. Wolałam wspinać się po drzewach. Moja matka była tym załamana - wyznała Jessie konspiracyjnym szeptem, nieco rozbawiona; wspomnienie skwaszonej jak niedojrzałe jabłko miny matki wcale jej jednak nie bawiło. Świadomość jak wielkim była dla rodziców rozczarowaniem bynajmniej nie była przyjemna.
Zbliżywszy się do witryn sklepu także dostrzegła armię złowrogich laleczek. Niby tylko lalki, lecz pod wpływem anomalii miały w sobie coś naprawdę przerażającego. Nieprzyjemnego. Dreszcz przebiegł Maxine wzdłuż kręgosłupa. Natychmiast wyciągnęła różdżkę.
- Sezonowcy - prychnęła Maxine z pogardą. - Chociaż właściwie te laleczki to najpewniej towarzysze fanów Jastrzębi, o ile w ogóle jakichś mają... - dodała ze złośliwą satysfakcją, nigdy nie odpuszczając okazji, aby dogryźć wrogiej drużynie. Widząc, że urok Jessy był zbyt słaby, aby rozgonić lalki, powtórzyła po niej inkantację tego samego zaklęcia: - Expulso!
| mam przy sobie eliksir niezłomności i czuwającego strażnika
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3