Lalkarnia
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Lalkarnia
Pracownia ulokowana na przedmieściach Londynu, chroniona przed wzrokiem zarówno mugoli, jak i niepożądanych gości magicznego pochodzenia. By odnaleźć drewniany domek, trzeba się natrudzić - jeśli nie zna się miejsca jego ulokowania i nie chce się go naprawdę znaleźć, pozostaje ukryty. Właściciel nie przepada za sytuacjami, gdy zakłóca się jego spokój. W ciągu ostatnich lat zdziwaczał i nie odzywa się praktycznie wcale, tylko wydaje z siebie mrukliwe dźwięki. Zazwyczaj należy przedstawić mu swoje oczekiwania i liczyć na to, że ma na tyle dobry humor, by je spełnić bez wyganiania intruzów. Nikt nie zna prawdziwego imienia starca. Plotki głoszą, że jest jednym z potomków Bulstrode'ów i Traversów z wielu pokoleń wstecz - ponoć pamięta czasy panowania królowej Anny, ostatniej przedstawicielki Stuartów na angielskim tronie. Lecz jego wiek nie wydaje się tak ważny przy krążących pogłoskach, jakoby stworzył jedną z najpiękniejszych lalek, którą później zamienił w prawdziwego chłopca. Najpewniej stąd wziął się jego przydomek, znany nawet w świecie mugoli - Gepetto.
Początkowo lalki były luksusem, oznaką statusu, te najlepsze projektowali słynni artyści. Po rozpoczęciu masowej produkcji w XIX wieku, stały się popularne, dostępne dla każdego. Łątki tworzono z najróżniejszych materiałów, poprzez drewno aż do najcenniejszej porcelany, na którą mogli sobie pozwolić tylko najbogatsi. Pomimo że rękodzieło zostało zdominowane przez domy towarowe, pracownia wciąż cieszy się zainteresowaniem. Najczęściej spotkać tutaj można kolekcjonerów, animatorów teatrzyków lalkowych, arystokratów i przedstawicieli klasy średniej, znudzonych powtarzalnością lub pragnących odnaleźć tę jedyną, niezwykłą zabawkę dla swojego dziecka lub damy serca. Pogłoski krążące po nielegalnym pół światku mówią, że Gepetto tworzy także laleczki voodoo oraz te przeklęte, obłożone ciężkimi klątwami - to właśnie część z jego wyrobów, która trafiła do mugolskiego świata jest znana z wyrządzenia wielu szkód, przynoszenia złej passy.
Wchodzisz do pomieszczenia, z półek patrzą na ciebie lalki wszelakich rozmiarów, jednak nie możesz wyzbyć się uczucia, że uważnie ci się przyglądają. Wokół panuje głucha cisza, stąpasz więc ostrożnie po zakurzonych deskach podłogowych, a gdy stajesz na jednej z nich, coś zgrzyta, a na jednej z lad w rytm kołysanki rusza karuzela porcelanowych zwierząt. Za ladą niczym cień pojawia się wiekowy, zgarbiony mężczyzna.
By sprawdzić w jakim Gepetto jest humorze, należy rzucić kością k100:
1 - już po przekroczeniu progu czujesz, że nic z tego nie będzie. Staruszek pokrzykuje na ciebie w niezrozumiały sposób, nieskory do współpracy. Nie udaje ci się nic załatwić. Może następnym razem będziesz mieć więcej szczęścia?
2-30 - Gepetta nie ma nigdzie w zasięgu wzroku, a twoje ruchy śledzą martwe oczy lalek. Czujesz się bardzo nieswojo, lecz pomimo to postanawiasz dotknąć jednej z kukiełek. Chwyta cię boleśnie za palec, dopiero wtedy pojawia się przy tobie Gepetto, który z niezadowoleniem postanawia spełnić twoje prośby, o ile nie są zbyt wygórowane.
31-70 - pokrótce przedstawiasz swoje oczekiwania i dopiero po umieszczeniu sakiewki na ladzie, udaje ci się osiągnąć swój cel. Choć ponoć pieniądz może wszystko, mężczyzna nie spełni wymagań związanych z czarną magią.
71-100 - mężczyzna wydaje się być w wyśmienitym humorze, jest gotowy spełnić każdą twoją zachciankę, nawet tę nie do końca legalną; oczywiście za odpowiednią zapłatą.
Początkowo lalki były luksusem, oznaką statusu, te najlepsze projektowali słynni artyści. Po rozpoczęciu masowej produkcji w XIX wieku, stały się popularne, dostępne dla każdego. Łątki tworzono z najróżniejszych materiałów, poprzez drewno aż do najcenniejszej porcelany, na którą mogli sobie pozwolić tylko najbogatsi. Pomimo że rękodzieło zostało zdominowane przez domy towarowe, pracownia wciąż cieszy się zainteresowaniem. Najczęściej spotkać tutaj można kolekcjonerów, animatorów teatrzyków lalkowych, arystokratów i przedstawicieli klasy średniej, znudzonych powtarzalnością lub pragnących odnaleźć tę jedyną, niezwykłą zabawkę dla swojego dziecka lub damy serca. Pogłoski krążące po nielegalnym pół światku mówią, że Gepetto tworzy także laleczki voodoo oraz te przeklęte, obłożone ciężkimi klątwami - to właśnie część z jego wyrobów, która trafiła do mugolskiego świata jest znana z wyrządzenia wielu szkód, przynoszenia złej passy.
Wchodzisz do pomieszczenia, z półek patrzą na ciebie lalki wszelakich rozmiarów, jednak nie możesz wyzbyć się uczucia, że uważnie ci się przyglądają. Wokół panuje głucha cisza, stąpasz więc ostrożnie po zakurzonych deskach podłogowych, a gdy stajesz na jednej z nich, coś zgrzyta, a na jednej z lad w rytm kołysanki rusza karuzela porcelanowych zwierząt. Za ladą niczym cień pojawia się wiekowy, zgarbiony mężczyzna.
By sprawdzić w jakim Gepetto jest humorze, należy rzucić kością k100:
1 - już po przekroczeniu progu czujesz, że nic z tego nie będzie. Staruszek pokrzykuje na ciebie w niezrozumiały sposób, nieskory do współpracy. Nie udaje ci się nic załatwić. Może następnym razem będziesz mieć więcej szczęścia?
2-30 - Gepetta nie ma nigdzie w zasięgu wzroku, a twoje ruchy śledzą martwe oczy lalek. Czujesz się bardzo nieswojo, lecz pomimo to postanawiasz dotknąć jednej z kukiełek. Chwyta cię boleśnie za palec, dopiero wtedy pojawia się przy tobie Gepetto, który z niezadowoleniem postanawia spełnić twoje prośby, o ile nie są zbyt wygórowane.
31-70 - pokrótce przedstawiasz swoje oczekiwania i dopiero po umieszczeniu sakiewki na ladzie, udaje ci się osiągnąć swój cel. Choć ponoć pieniądz może wszystko, mężczyzna nie spełni wymagań związanych z czarną magią.
71-100 - mężczyzna wydaje się być w wyśmienitym humorze, jest gotowy spełnić każdą twoją zachciankę, nawet tę nie do końca legalną; oczywiście za odpowiednią zapłatą.
Lokacja zawiera kości.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:54, w całości zmieniany 2 razy
The member 'Maxine Desmond' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 88
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 88
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wspinanie się po drzewach było jedną z ulubionych atrakcji z dzieciństwa. Diggory spędzała mnóstwo czasu w rodzinnym sadzie i eksplorowała jego zakamarki niczym prawdziwa zdobywczyni. Żałowała, że nie mogły wychowywać się z Maxine w swoim sąsiedztwie, bo etap wdrapywania się na jabłonie miała już chyba za sobą. Były jednak zupełnie inne rozrywki, które mogła uskuteczniać wspólnie z utalentowaną czarownicą, a zakradanie się do zakazanych miejsc było jedną z nich.
- Na pewno kiedyś zrobią Twoją miniaturową figurkę na miotle i będziesz mogła z dumą postawić ją na kredensie – zażartowała, choć okoliczności wcale nie tworzyły tła dla eksponowania poczucia humoru – Taką lalkę polubi każdy.
Na wspomnienie fanów Jastrzębi uśmiechnęła się krzywo; ostatnimi czasy ten żart nie sprawiał jej już tak wielkiej przyjemności, jak jeszcze przed wakacjami.
Gdy z jej różdżki wydobyła się tylko nic nieznacząca iskierka zaklęcia, Jessa była bliska wyrzucenia głośnego przekleństwa, w ostatniej chwili powstrzymała frustrację. Nie mogła pozwolić, by negatywne myśli rozprzestrzeniły się w jej głowie, by pesymizm zalągł się tam na dobre i przeszkodził w próbie naprawy miejsca zżeranego przez anomalię. Musiała zachować jasny umysł, a do tego niezbędna była wiara w siebie. Nieudane Expulso zrzuciła więc na karb chwilowej niedyspozycji, dumna z poczynań Maxine, której bezbłędnie udało się rzucić czar.
Urok trafił pomiędzy złowrogo wyglądające laleczki i odrzucił je daleko od wystawy; każda wylądowała po innej stronie sklepu, lecz rudowłosa była pewna, że tylko kwestią czasu było ponowne pojawienie się zabawek przy szybie.
- Świetna robota, jak zwykle – pochwaliła przyjaciółkę, ale nie zamierzała stać bezczynnie i czekać na jej kolejny popis magii.
Postąpiła kilka kroków do przodu i wsłuchała się w to, co czaiło się wewnątrz sklepu. Magia pulsowała niebezpiecznie i obie czarownice były w stanie to wyczuć; nie mogły się przestraszyć, w końcu nie pierwszy raz miały do czynienia z anomalią.
Jessa zakasała rękawy kurtki, uniosła różdżkę do góry i skupiła się na problemie. Wiedziała już, jak powinna posyłać wiązki własnej magii do centrum kryzysu, a ten raz nie miał być wcale różny od poprzedniego. Powoli i spokojnie była w stanie zapanować nad niestabilnością; wierzyła, że Max także była do tego zdolna.
- Na pewno kiedyś zrobią Twoją miniaturową figurkę na miotle i będziesz mogła z dumą postawić ją na kredensie – zażartowała, choć okoliczności wcale nie tworzyły tła dla eksponowania poczucia humoru – Taką lalkę polubi każdy.
Na wspomnienie fanów Jastrzębi uśmiechnęła się krzywo; ostatnimi czasy ten żart nie sprawiał jej już tak wielkiej przyjemności, jak jeszcze przed wakacjami.
Gdy z jej różdżki wydobyła się tylko nic nieznacząca iskierka zaklęcia, Jessa była bliska wyrzucenia głośnego przekleństwa, w ostatniej chwili powstrzymała frustrację. Nie mogła pozwolić, by negatywne myśli rozprzestrzeniły się w jej głowie, by pesymizm zalągł się tam na dobre i przeszkodził w próbie naprawy miejsca zżeranego przez anomalię. Musiała zachować jasny umysł, a do tego niezbędna była wiara w siebie. Nieudane Expulso zrzuciła więc na karb chwilowej niedyspozycji, dumna z poczynań Maxine, której bezbłędnie udało się rzucić czar.
Urok trafił pomiędzy złowrogo wyglądające laleczki i odrzucił je daleko od wystawy; każda wylądowała po innej stronie sklepu, lecz rudowłosa była pewna, że tylko kwestią czasu było ponowne pojawienie się zabawek przy szybie.
- Świetna robota, jak zwykle – pochwaliła przyjaciółkę, ale nie zamierzała stać bezczynnie i czekać na jej kolejny popis magii.
Postąpiła kilka kroków do przodu i wsłuchała się w to, co czaiło się wewnątrz sklepu. Magia pulsowała niebezpiecznie i obie czarownice były w stanie to wyczuć; nie mogły się przestraszyć, w końcu nie pierwszy raz miały do czynienia z anomalią.
Jessa zakasała rękawy kurtki, uniosła różdżkę do góry i skupiła się na problemie. Wiedziała już, jak powinna posyłać wiązki własnej magii do centrum kryzysu, a ten raz nie miał być wcale różny od poprzedniego. Powoli i spokojnie była w stanie zapanować nad niestabilnością; wierzyła, że Max także była do tego zdolna.
when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water
The member 'Jessa Diggory' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 30
'k100' : 30
Państwo Desmond bardzo długo czekali na swoje pierwsze dziecko. Starali się przez lata, jednakże los, bądź w ich mniemaniu Bóg, nie był na tyle łaskawy, aby obdarować ich potomkiem. Wiele godzin spędzili na klęczkach, wznosząc modły ku niebu, prosząc o zdrowego, silnego syna. Pod sercem pani Desmond w końcu zabiło drugie, należało jednak do dziewczynki. Los zesłał im krnąbrną Maxine, którą uznali za karę bożą. Nie wpisywała się wszak w obrazek ich wymarzonego dziecka - złotowłosego aniołka przypominała jedynie powierzchownie, bo w środku czaił się mały czort. Maxine nienawidziła lalek i sukienek, uwielbiała za to psocić i wspinać się po drzewach. A przynajmniej do chwili, gdy jej magiczne umiejętności się nie objawiły - bo wtedy wszystkie inne dzieci się od niej odwróciły. Ona także mogła żałować,. ze nie miała Jessy za sąsiadkę, wtedy z pewnością łatwiej byłoby jej pogodzić się z tym, kim naprawdę jest. A i przygody z jabłoniami byłyby po stokroć ciekawsze.
- Oj nie byłabym tego taka pewna... - zaśmiała się Maxine. Owszem, była coraz bardziej znana i gdy odnosiła sukcesy, to uwielbiana, wciąż jednak należało mieć na uwadze, że ksywka Mad Max nie wzięła się znikąd. Harpia bywała wyjątkowo szorstka w obejściu, a biorąc jeszcze pod uwagę czystość jej a krwi, a w zasadzie - nieczystość, wrogów jej nie brakowało. - Obawiam się, ze mogłaby zostać wykorzystana jako laleczka voodoo. Nie chciałabym nagle poczuć jakiejś szpilki pod kolanem... - powiedziała cicho, choć nie była pewna, czy Jessa wie czym jest mugolskie voodoo. W razie potrzeby zamierzała jej to wyjaśnić.
Zaklęcie, które rzuciła okazało się niezwykle silne. Pomknęło w kierunku laleczek i coś huknęło, a siła odśrodkowa rozproszyła tę złowrogą armię, na tyle, aby mogły przekroczyć próg sklepu. Maxine poczuła doskonale znane pulsowanie powietrza.
- Dziękuję - odparła krótko. Coś było naprawdę na rzeczy - w chwilach, gdy próbowały zmierzyć się z anomaliami, niemal zawsze doprowadzała do małego wybuchu. Miała jednak nadzieję, ze to nie zwiastuje kolejnej porażki. Obie wszak były dziś przygotowane lepiej, bogatsze o doświadczenie i nową wiedzę.
Tym razem musiało się udać.
Maxine stanęła obok Jessy, uniosła różdżkę; natychmiast przyłączyła się do naprawy, którą rozpoczęła rudowłosa. Starała się zsynchronizować z jej mocą, aby ich magia zlała się w jedno, zgodnie ze wskazówkami profesor Bagshot, by mogły wyciszyć niestabilną energię. Czuła jej moc, wierzyła jednak, że będą w stanie nad nią zapanować.
| naprawiamy metodą zakonu feniksa oczywiście
- Oj nie byłabym tego taka pewna... - zaśmiała się Maxine. Owszem, była coraz bardziej znana i gdy odnosiła sukcesy, to uwielbiana, wciąż jednak należało mieć na uwadze, że ksywka Mad Max nie wzięła się znikąd. Harpia bywała wyjątkowo szorstka w obejściu, a biorąc jeszcze pod uwagę czystość jej a krwi, a w zasadzie - nieczystość, wrogów jej nie brakowało. - Obawiam się, ze mogłaby zostać wykorzystana jako laleczka voodoo. Nie chciałabym nagle poczuć jakiejś szpilki pod kolanem... - powiedziała cicho, choć nie była pewna, czy Jessa wie czym jest mugolskie voodoo. W razie potrzeby zamierzała jej to wyjaśnić.
Zaklęcie, które rzuciła okazało się niezwykle silne. Pomknęło w kierunku laleczek i coś huknęło, a siła odśrodkowa rozproszyła tę złowrogą armię, na tyle, aby mogły przekroczyć próg sklepu. Maxine poczuła doskonale znane pulsowanie powietrza.
- Dziękuję - odparła krótko. Coś było naprawdę na rzeczy - w chwilach, gdy próbowały zmierzyć się z anomaliami, niemal zawsze doprowadzała do małego wybuchu. Miała jednak nadzieję, ze to nie zwiastuje kolejnej porażki. Obie wszak były dziś przygotowane lepiej, bogatsze o doświadczenie i nową wiedzę.
Tym razem musiało się udać.
Maxine stanęła obok Jessy, uniosła różdżkę; natychmiast przyłączyła się do naprawy, którą rozpoczęła rudowłosa. Starała się zsynchronizować z jej mocą, aby ich magia zlała się w jedno, zgodnie ze wskazówkami profesor Bagshot, by mogły wyciszyć niestabilną energię. Czuła jej moc, wierzyła jednak, że będą w stanie nad nią zapanować.
| naprawiamy metodą zakonu feniksa oczywiście
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
The member 'Maxine Desmond' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 21
'k100' : 21
33*1,5 + 25*1,5 + 30 + 21 = 138
Nie zdradziła się nikomu z tym, jak przez lata bolało ją bycie zaniedbywaną i ignorowaną przez rodziców; wiedziała, że inni mają gorzej i mimo wszystko przezwyciężają swoje traumy, dlatego nie zamierzała użalać się nad swoim losem. Raz czy dwa wygadała się komu trzeba i tyle jej wystarczyło, a resztę emocji niezdrowo zatrzymywała dla siebie. Gdy została matką, obiecała sobie, że nigdy nie popełni błędów, w jakie wpakowali się jej rodzice i chyba – póki co – trzymanie się tego założenia szło jej całkiem nieźle.
Nie miała oczywiście pojęcia o mugolskim voodoo, podobnie jak o tysiącu innych spraw, ale nie wykluczała, że kiedyś poprosi Maxine, by ta opowiedziała jej to i owo o świecie, w którym przyszło jej dorastać. Gdyby rudowłosa była zapalonym molem książkowym, być może poznałaby już jakieś mugolskie pozycje obowiązkowe literatury współczesnej, lecz póki co trzymała się tego, co znała.
A pannę Desmond znała całkiem dobrze, dlatego bez problemu udało im się zsychnronizować i osiągnąć zamierzony cel. Diggory czuła, jak anomalia ustępuje pod naporem czystej, białej magii i natychmiast pogratulowała sobie w duchu, że przyłożyła się ostatnio do ćwiczeń. Opanowanie niestabilnej magii było nie lada wyzwaniem, lecz z każdą mijającą sekundą rudowłosa czuła się coraz pewniej, a walka z niewidzialnym przeciwnikiem dobiegła wreszcie końca. Na jak długo? O tym mogły się przekonać dopiero wchodząc do środka.
Skinęła swojej towarzyszce głową, gdy uznała, że ta część ich misji powiodła się. Mogły swobodnie przekroczyć próg lalkarni, lecz to, co tam zastały, było zaskakujące. Lalki leżały rozrzucone po całym pomieszczeniu i początkowo nie dawały oznak życia, lecz już po chwili jedna z nich zaniosła się płaczem, a wszystkie pozostałe szybko do nich dołączyły. Zdezorientowana Jessa spróbowała je uciszyć, lecz nie reagowały na jej rozpaczliwe próby. Spojrzała na Max – w końcu przez ten hałas ktoś mógłby je tu nakryć! – po czym sięgnęła po broń ostateczną.
- Ach śpij, bo właśnie księżyc ziewa i za chwilę zaśnie. A gdy rano przyjdzie świt, księżycowi będzie wstyd, że on zasnął, a nie Ty - zaśpiewała kołysankę, po której Amos zawsze odlatywał do krainy snów. Może tym razem przerażające zabawki zamierzały dać za wygraną pod naporem śpiewu, a nie zaklęcia?
| śpiew poziom I
Nie zdradziła się nikomu z tym, jak przez lata bolało ją bycie zaniedbywaną i ignorowaną przez rodziców; wiedziała, że inni mają gorzej i mimo wszystko przezwyciężają swoje traumy, dlatego nie zamierzała użalać się nad swoim losem. Raz czy dwa wygadała się komu trzeba i tyle jej wystarczyło, a resztę emocji niezdrowo zatrzymywała dla siebie. Gdy została matką, obiecała sobie, że nigdy nie popełni błędów, w jakie wpakowali się jej rodzice i chyba – póki co – trzymanie się tego założenia szło jej całkiem nieźle.
Nie miała oczywiście pojęcia o mugolskim voodoo, podobnie jak o tysiącu innych spraw, ale nie wykluczała, że kiedyś poprosi Maxine, by ta opowiedziała jej to i owo o świecie, w którym przyszło jej dorastać. Gdyby rudowłosa była zapalonym molem książkowym, być może poznałaby już jakieś mugolskie pozycje obowiązkowe literatury współczesnej, lecz póki co trzymała się tego, co znała.
A pannę Desmond znała całkiem dobrze, dlatego bez problemu udało im się zsychnronizować i osiągnąć zamierzony cel. Diggory czuła, jak anomalia ustępuje pod naporem czystej, białej magii i natychmiast pogratulowała sobie w duchu, że przyłożyła się ostatnio do ćwiczeń. Opanowanie niestabilnej magii było nie lada wyzwaniem, lecz z każdą mijającą sekundą rudowłosa czuła się coraz pewniej, a walka z niewidzialnym przeciwnikiem dobiegła wreszcie końca. Na jak długo? O tym mogły się przekonać dopiero wchodząc do środka.
Skinęła swojej towarzyszce głową, gdy uznała, że ta część ich misji powiodła się. Mogły swobodnie przekroczyć próg lalkarni, lecz to, co tam zastały, było zaskakujące. Lalki leżały rozrzucone po całym pomieszczeniu i początkowo nie dawały oznak życia, lecz już po chwili jedna z nich zaniosła się płaczem, a wszystkie pozostałe szybko do nich dołączyły. Zdezorientowana Jessa spróbowała je uciszyć, lecz nie reagowały na jej rozpaczliwe próby. Spojrzała na Max – w końcu przez ten hałas ktoś mógłby je tu nakryć! – po czym sięgnęła po broń ostateczną.
- Ach śpij, bo właśnie księżyc ziewa i za chwilę zaśnie. A gdy rano przyjdzie świt, księżycowi będzie wstyd, że on zasnął, a nie Ty - zaśpiewała kołysankę, po której Amos zawsze odlatywał do krainy snów. Może tym razem przerażające zabawki zamierzały dać za wygraną pod naporem śpiewu, a nie zaklęcia?
| śpiew poziom I
when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water
The member 'Jessa Diggory' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 29
'k100' : 29
Od tej pory to ustabilizowane miejsce staje się terenem sprzyjającym rzucaniem czarów przez wszystkich członków Zakonu Feniksa. Sukces zagwarantował im bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów podczas kolejnych gier w tej lokacji. Chwała wam za to, pewnego dnia świat za to podziękuje.
Problemów nie należało wartościować. Stwierdzać kto miał lepiej, kto miał gorzej, co było bardziej bolesne, a co mniej. Każdy wszak miał inną wrażliwość, każdy przeżywał wszystko na swój własny sposób, każdego bolało co innego. Dzieciństwo Maxine nie było usłane różami, wprost przeciwnie, ścielił je groch wieczna pretensja, krzywe spojrzenia, niezadowolenie. Czuła się niechciana, dawano jej do zrozumienia, że jest ciężarem i zesłanym przez diabła czarcim pomiotem. Nie potrafiła wciąż tego wszystkiego przetrawić, dojść ze sobą do ładu, zapomnieć o przeszłości. Może nie była tak silna jak Jessa, która potrafiła ruszyć dalej - albo musiała ruszyć, dalej ze względu na Amosa. Za wysokim, grubym murem, który Maxine wokół siebie wzniosła kryła się wciąż mała, skrzywdzona dziewczynka. A choć czuła się przez los mocno pokrzywdzona, to nigdy nie bagatelizowała problemów innych, nie uważała je za mniej ważne, czy istotne. O swojej przeszłości mówiła jednak niechętnie, nie była skora do zwierzeń. Miały coś wspólnego z Diggory - większość negatywnych emocji trzymały w sobie. Prędzej opowiedziałaby jej o laleczkach voodo i innych zaskakujących elementach mugolskiego świata, które według nieczarodziejów miały być magią - a tak naprawdę były to zwykłe zabobony i sztuczki.
Z prawdziwą magią mierzyły się tego wieczoru. Mierzyły z sukcesem! Każda z nich wyniosła z naprawionych z innymi anomalii wiedzę i doświadczenie. Tym razem nie popełniły tych błędów, które miały miejsce podczas ich ostatnich spotkań. Maxine czuła jak silna jest tu energia, ale jednocześnie czuła jak jej magia splata się z czarami Jessy, jak tworzą silny, jednolity strumień, który zdołał ujarzmić niestabilność anomalii. Wyraźnie odczuwalny był opór, lecz czarownice nie ustępowały. Desmond zacisnęła palce na różdżce - i dawała z siebie jeszcze więcej. Dziś nie było miejsca na błędy. Gdy wreszcie anomalia zaczęła im ustępować nie wycofała się zbyt wcześnie, kierowała tam swą magię dalej, aby mieć pewność, że nie wymknie się z rąk.
- Chyba się udało - wyrzekła w końcu, z westchnieniem ulgi. Powietrze przestało pulsować niebezpiecznie, przerzedziło się; wydawało się, że ich misja dobiegła dziś końca. W chwili, gdy zaczęły się wycofywać - lalki znów ożył. Diggory wykazała się jednak trzeźwością umysłu i niezwykłą kreatywnością, że zdecydowała się zaśpiewać im kołysankę. Pomysł może i był absurdalny, ale działał i tylko to się liczyło.
- Pięknie, pięknie - odezwała się szeptem, aby przypadkiem nie wybudzić ze snu (miała nadzieję, że wiecznego) lal. - Nie myślałaś czasami o karierze piosenkarki? - zażartowała szeptem Maxine.
Upiorne lalki zaczęły osuwać się na ziemię, uspokojone i ululane kołysanką Diggory.
Z prawdziwą magią mierzyły się tego wieczoru. Mierzyły z sukcesem! Każda z nich wyniosła z naprawionych z innymi anomalii wiedzę i doświadczenie. Tym razem nie popełniły tych błędów, które miały miejsce podczas ich ostatnich spotkań. Maxine czuła jak silna jest tu energia, ale jednocześnie czuła jak jej magia splata się z czarami Jessy, jak tworzą silny, jednolity strumień, który zdołał ujarzmić niestabilność anomalii. Wyraźnie odczuwalny był opór, lecz czarownice nie ustępowały. Desmond zacisnęła palce na różdżce - i dawała z siebie jeszcze więcej. Dziś nie było miejsca na błędy. Gdy wreszcie anomalia zaczęła im ustępować nie wycofała się zbyt wcześnie, kierowała tam swą magię dalej, aby mieć pewność, że nie wymknie się z rąk.
- Chyba się udało - wyrzekła w końcu, z westchnieniem ulgi. Powietrze przestało pulsować niebezpiecznie, przerzedziło się; wydawało się, że ich misja dobiegła dziś końca. W chwili, gdy zaczęły się wycofywać - lalki znów ożył. Diggory wykazała się jednak trzeźwością umysłu i niezwykłą kreatywnością, że zdecydowała się zaśpiewać im kołysankę. Pomysł może i był absurdalny, ale działał i tylko to się liczyło.
- Pięknie, pięknie - odezwała się szeptem, aby przypadkiem nie wybudzić ze snu (miała nadzieję, że wiecznego) lal. - Nie myślałaś czasami o karierze piosenkarki? - zażartowała szeptem Maxine.
Upiorne lalki zaczęły osuwać się na ziemię, uspokojone i ululane kołysanką Diggory.
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
Pokonanie anomalii napawało ją dumą, tym większą, że przecież dokonała tego w parze z bliską osobą; ich magie zgrały się perfekcyjnie i efektem tego wszystkiego był odniesiony sukces. Po wielu próbach, po zagryzaniu zębów i dawaniu z siebie wszystkiego za każdym razem, gdy wkraczały na teren opanowany niestabilną magią, wreszcie im się udało! Diggory wiedziała, że będą w stanie tego dokonać! Teraz nie pozostawało im nic innego, jak tylko odkrycie kolejnych lokacji do naprawy i wyruszenie tam w sprawdzonym i wreszcie zwycięskim tandemie. Maxine na pewno myślała podobnie, a choć dzisiejszego wieczoru miały już porzucić wszystkie ambitne plany, na horyzoncie planów na najbliższe dni zamajaczyło właśnie wspólne rozprawienie się z kolejną anomalią.
Laleczki posnęły, osuwając się jedna na drugą, a miejsce nabrało dziwnego spokoju, negatywna energia całkowicie się z niego ulotniła. Jessa uśmiechnęła się pod nosem, czując ten efekt, a jednocześnie dawał im on znać, że powinny czym prędzej zostawić za sobą sklep. To wciąż były czasy, w których za niesioną pomoc musiałyby odpowiedzieć na niewygodnie pytania pracowników Ministerstwa, zwabionych chęcią pławienia się w czyimś sukcesie. Diggory zastanawiała się, czy i lalkarnię przypiszą sobie do fałszywych zasług.
- Oczywiście, że myślałam – odpowiedziała figlarni na zaczepkę przyjaciółki, gdy obie skierowały się do wyjścia ze sklepu i zdecydowały pokonać pieszo kawałek drogi powrotnej – Małe recitale przed każdym ligowym meczem i szybko zyskałabym popularność rangi Belle – zaśmiała się – uroda wil jest taka przereklamowana, rudość i piegowatość to nowy rodzaj uroku – nawinęła na palec kosmyk włosów, udając, że własne słowa wypowiada z pełną powagą.
Coraz bardziej oddalały się od lalkarni, a choć humor wydawał się im dopisywać, Jessa miała nieodpartą chęć ponownego pogratulowania przyjaciółce. Nigdy nie była zbyt wylewna, nawet jeśli chodziło o komplementy, ale dziś wieczór naprawdę była z nich dumna!
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wreszcie nam się udało – podjęła temat, energicznym krokiem maszerując ramię w ramię z Desmond – Musimy to chyba robić częściej.
Laleczki posnęły, osuwając się jedna na drugą, a miejsce nabrało dziwnego spokoju, negatywna energia całkowicie się z niego ulotniła. Jessa uśmiechnęła się pod nosem, czując ten efekt, a jednocześnie dawał im on znać, że powinny czym prędzej zostawić za sobą sklep. To wciąż były czasy, w których za niesioną pomoc musiałyby odpowiedzieć na niewygodnie pytania pracowników Ministerstwa, zwabionych chęcią pławienia się w czyimś sukcesie. Diggory zastanawiała się, czy i lalkarnię przypiszą sobie do fałszywych zasług.
- Oczywiście, że myślałam – odpowiedziała figlarni na zaczepkę przyjaciółki, gdy obie skierowały się do wyjścia ze sklepu i zdecydowały pokonać pieszo kawałek drogi powrotnej – Małe recitale przed każdym ligowym meczem i szybko zyskałabym popularność rangi Belle – zaśmiała się – uroda wil jest taka przereklamowana, rudość i piegowatość to nowy rodzaj uroku – nawinęła na palec kosmyk włosów, udając, że własne słowa wypowiada z pełną powagą.
Coraz bardziej oddalały się od lalkarni, a choć humor wydawał się im dopisywać, Jessa miała nieodpartą chęć ponownego pogratulowania przyjaciółce. Nigdy nie była zbyt wylewna, nawet jeśli chodziło o komplementy, ale dziś wieczór naprawdę była z nich dumna!
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wreszcie nam się udało – podjęła temat, energicznym krokiem maszerując ramię w ramię z Desmond – Musimy to chyba robić częściej.
when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water
Puściła Jessie perskie oczko, gdy podchwyciła dowcip i przyznała, że myślała o karierze piosenkarki. Pewnie nie, ale uwielbiały się ze sobą przekomarzać. Opuściły sklep, gdzie kołysanka Diggory utuliła do snu upiorne laleczki - oby był to sen wieczny, przynajmniej w ich przypadku, choć wiedziały już, że anomalii nie da się całkowicie wygasić. To nic. Jeszcze to zakończą. - Przychodziłabym na każdy koncert. Nie masz wrażenia, że ostatnio pojawiło się w Wielkiej Brytanii całe mnóstwo półwil? To aż się robi nudne. Ruda zatańczy i zaśpiewa jak szalona, to wszyscy padną - odpowiedziała przyjaciółce ze śmiechem na ustach. Wyciągnęła rękę, by wygładzić rudy pukiel włosów Jessy. Uważała, że jest piękna. Naprawdę piękna. Wyjątkowa, płomienna, piegowata - niebanalna uroda. - Nie powiem jednak, że blondynki wszystkim się znużyły, bo mam jednak nadzieję, że nie... - zaśmiała się znów, odrzucając teatralnym gestem kaskadę jasnych jak zboże włosów na plecy. Uśmiech nie schodził jej z ust, gdy Diggory podjęła znów temat anomalii. - Och, ja też! Wiedziała, że w końcu nam się uda, Jess!
Na przestrzeni ostatnich kilku tygodni próbowały wielokrotnie. Zarówno ze sobą w parze, jak i z innymi. Maxine z Justine zaliczyła kilka wpadek, nie inaczej było z Diggory, jednakże w końcu - udało im się. Największą radość przyniosło jednak Desmond dokonanie tego wspólnie z przyjaciółką. Czuła, że stanowiły zgrany duet i wreszcie to udowodniły, poskramiając niestabilną energię w Lalkarni. - Mam jednak nadzieję, że nie będziemy do tego zmuszone... Znaczy wiesz. Chciałabym, aby to się wreszcie skończyło. Chciałabym, abyśmy odnosiły inne sukcesy - westchnęła ciężko Maxine; znowu nawiedziły ją ponure myśli o tym, co musiały zrobić.
Londyn otulała wilgotna, chłodna nos. Nadchodziła już jesień, czuć to było w powietrzu; dopiero teraz, choć Maxine miała wrażenie, że już od wielu miesięcy nad Wielką Brytanią kłębią się ciężkie, burzowe chmury. Padało z ich coraz częściej - i ostrzej, jeśli tak to można było ująć w słowa.
- Jak ma się Amos? Dawno was nie odwiedzałam, to musi się zmienić. Mam nadzieję, że jest z wami w porządku, co? - spytała z troską; wiedziała, że anomalia najdotkliwiej dotyka kilkuletnie dzieci, w których przebudziła się już magia, ale nie mogły jeszcze posiadać swojej różdżki. Jessa była matką takiego brzdąca i pewnie odchodziła od zmysłów przez to wszystko.
Na przestrzeni ostatnich kilku tygodni próbowały wielokrotnie. Zarówno ze sobą w parze, jak i z innymi. Maxine z Justine zaliczyła kilka wpadek, nie inaczej było z Diggory, jednakże w końcu - udało im się. Największą radość przyniosło jednak Desmond dokonanie tego wspólnie z przyjaciółką. Czuła, że stanowiły zgrany duet i wreszcie to udowodniły, poskramiając niestabilną energię w Lalkarni. - Mam jednak nadzieję, że nie będziemy do tego zmuszone... Znaczy wiesz. Chciałabym, aby to się wreszcie skończyło. Chciałabym, abyśmy odnosiły inne sukcesy - westchnęła ciężko Maxine; znowu nawiedziły ją ponure myśli o tym, co musiały zrobić.
Londyn otulała wilgotna, chłodna nos. Nadchodziła już jesień, czuć to było w powietrzu; dopiero teraz, choć Maxine miała wrażenie, że już od wielu miesięcy nad Wielką Brytanią kłębią się ciężkie, burzowe chmury. Padało z ich coraz częściej - i ostrzej, jeśli tak to można było ująć w słowa.
- Jak ma się Amos? Dawno was nie odwiedzałam, to musi się zmienić. Mam nadzieję, że jest z wami w porządku, co? - spytała z troską; wiedziała, że anomalia najdotkliwiej dotyka kilkuletnie dzieci, w których przebudziła się już magia, ale nie mogły jeszcze posiadać swojej różdżki. Jessa była matką takiego brzdąca i pewnie odchodziła od zmysłów przez to wszystko.
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
Chociaż przed chwilą stoczyła walkę z anomalią, która była przecież poważną sprawą, teraz znajdowała się w radosnym nastroju i była skora do żartów i dalszego przekomarzania się z Maxine. Stabilizacja magii powiodła się, a duma z sukcesu była naprawdę olbrzymia; oczywiście Diggory nie zamierzała spoczywać na laurach, lecz tego jednego wieczoru miała ochotę już tylko świętować! Odrobinę straciła przez to na czujności, jednak oddalały się coraz bardziej od miejsca, które udało im się naprawić, więc nikt tak naprawdę nie powinien mieć pretensji, gdyby napotkał dwie spacerujące czarownice. Gorzej, gdyby byli to Rycerze, ale dawka euforii, jaką nosiła w sobie rudowłosa, kazała jej teraz sądzić, że pokonałyby teraz każdego, kto odważyłby się z nimi zadrzeć.
- Niech się pojawiają i sieją zamęt wśród konserwatywnej szlachty – zaśmiała się cicho pod nosem, wspominając zasłyszaną niedawno plotkę o ślubie jakiegoś lorda z potomkinią wil o nieszlachetnej krwi. Każde wyobrażenie sobie niesmaku starych nestorów poprawiało jej humor jeszcze bardziej.
Nigdy wcześniej nie była tak cięta na arystokrację, jak ostatnio; wiele zmieniło spotkanie się w Weymouth z przedstawicielem tego światka i przekonanie się na własne oczy i uszy, że życie w złotej klatce robiło nawet najrozsądniejszym niegdyś czarodziejom olbrzymią krzywdę. Pranie mózgu zapewnione!
Wędrowały dalej, a czas rozstania zbliżał się nieubłaganie, gdy jednak Maxine wspomniała o Amosie i zapytała jak miewa się najmłodszy Diggory, Jessa uśmiechnęła się szeroko, bowiem właśnie wpadł jej do głowy pewien pomysł.
- Jeśli masz odrobinę czasu, a nawet trochę więcej, niż odrobinę, możemy polecieć do Otterton. Amos na pewno będzie już spał, ale jeśli zostaniesz na noc to nie tylko wzniesiemy toast piołunówką za nasze dzisiejsze zwycięstwo, ale rano zjemy śniadanie we trójkę – zapewniła, oczyma wyobraźni widząc już obrazek, jaki właśnie odmalowała słowami przed przyjaciółką.
Miała wielką nadzieję, że Desmond się zgodzi, istniało bowiem dużo rzeczy, które powinna była jej powiedzieć, a z których także chciała się zwierzyć. Spoglądając wyczekująco na blondynkę nie zwalniała kroku.
- Niech się pojawiają i sieją zamęt wśród konserwatywnej szlachty – zaśmiała się cicho pod nosem, wspominając zasłyszaną niedawno plotkę o ślubie jakiegoś lorda z potomkinią wil o nieszlachetnej krwi. Każde wyobrażenie sobie niesmaku starych nestorów poprawiało jej humor jeszcze bardziej.
Nigdy wcześniej nie była tak cięta na arystokrację, jak ostatnio; wiele zmieniło spotkanie się w Weymouth z przedstawicielem tego światka i przekonanie się na własne oczy i uszy, że życie w złotej klatce robiło nawet najrozsądniejszym niegdyś czarodziejom olbrzymią krzywdę. Pranie mózgu zapewnione!
Wędrowały dalej, a czas rozstania zbliżał się nieubłaganie, gdy jednak Maxine wspomniała o Amosie i zapytała jak miewa się najmłodszy Diggory, Jessa uśmiechnęła się szeroko, bowiem właśnie wpadł jej do głowy pewien pomysł.
- Jeśli masz odrobinę czasu, a nawet trochę więcej, niż odrobinę, możemy polecieć do Otterton. Amos na pewno będzie już spał, ale jeśli zostaniesz na noc to nie tylko wzniesiemy toast piołunówką za nasze dzisiejsze zwycięstwo, ale rano zjemy śniadanie we trójkę – zapewniła, oczyma wyobraźni widząc już obrazek, jaki właśnie odmalowała słowami przed przyjaciółką.
Miała wielką nadzieję, że Desmond się zgodzi, istniało bowiem dużo rzeczy, które powinna była jej powiedzieć, a z których także chciała się zwierzyć. Spoglądając wyczekująco na blondynkę nie zwalniała kroku.
when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water
Konserwatywna szlachta zawsze wzbudzała w Desmond negatywne uczucia odkąd tylko dowiedziała się o jej istnieniu. Miało to miejsce w szkole. Nie sądziła, że czarodzieje także mają swoich lordów i lady, ale czy powinno ją to dziwić? Mugole mieli królową. Tyle, że ich królowa nie głosiła kontrowersyjnych idei o konieczności izolacji części społeczeństwa, w przeciwieństwie do najbardziej konserwatywnych rodów magicznych. Dla nich Maxine była nikim nie tylko dlatego, że jej nazwisko niewiele znaczyło i nie miała złota, ale też dlatego, że urodziła się w rodzinie mugoli. Gardzili ją, a ona gardziła nimi - przez wzgląd na ich ślepą nienawiść, powierzchowność i zepsucie.
Ona także słyszała o skandalu wywołanym przez mezalians lorda z dziewczyną z gminu; czytała o tym w Czarownicy - choć nie przyznawała się, ze ją czyta, bo tak naprawdę, to kupowała ją głównie dlatego, by znaleźć wzmianki o sobie - i pochwalała go tylko dlatego, że innym pewnie napsuło to krwi.
Kilka chwil wahała się nad decyzją, czy przystać na propozycję Jessy, czy może jednak grzecznie odmówić. Powinna była wrócić do domu, do Jean, która martwi się z pewnością. Młodsza siostra w ostatnim czasie podejrzewała, że z Maxine dzieje się coś niedobrego, a ponieważ nie wtajemniczyła ją jeszcze w sprawę Zakonu Feniksa - z czystej troski - nie chciała dawać jej kolejnych powodów do zmartwień. Z drugiej jednak strony nie widziała Amosa zbyt długo, nie odwiedzała domu Diggorych od tak dawna...
- Z przyjemnością wrócę z tobą do Otterton i zostanę na noc - zgodziła się w końcu z uśmiechem.
Jean była jednak dorosła, zrozumie, jeśli Max poinformuje ją o planowanej nieobecności na noc w ich domu nad morzem. Mogła pożyczyć Krasną od Jessy, gdy dotrą już na miejsce, ale ich domy dzieliła zbyt duża odległość, dlatego, kiedy znalazły miejsce dość ustronne, by wyciągnąć miotły i wzbić się w przestworza, Desmond zdecydowała się wysłać patronusa. Przed ich oczyma zmaterializowała się srebrzysta, figlarna foka, która po chwili zniknęła w ciemnościach, by głosem Maxine poinformowała, że noc spędzi u Jessy.
Po chwili wzniosły się ponad londyńskie budynki, pod ciemne niebo; przez jakiś czas ścigały się na miotłach, a Maxine bezczelnie wykorzystywała zalety swego najnowszego nabytku - nie na tyle złośliwie jednak, aby Diggory mogła chować do niej urazę i nie poczęstować ją u siebie wspomnianą piołunówką.
| zt x2
Ona także słyszała o skandalu wywołanym przez mezalians lorda z dziewczyną z gminu; czytała o tym w Czarownicy - choć nie przyznawała się, ze ją czyta, bo tak naprawdę, to kupowała ją głównie dlatego, by znaleźć wzmianki o sobie - i pochwalała go tylko dlatego, że innym pewnie napsuło to krwi.
Kilka chwil wahała się nad decyzją, czy przystać na propozycję Jessy, czy może jednak grzecznie odmówić. Powinna była wrócić do domu, do Jean, która martwi się z pewnością. Młodsza siostra w ostatnim czasie podejrzewała, że z Maxine dzieje się coś niedobrego, a ponieważ nie wtajemniczyła ją jeszcze w sprawę Zakonu Feniksa - z czystej troski - nie chciała dawać jej kolejnych powodów do zmartwień. Z drugiej jednak strony nie widziała Amosa zbyt długo, nie odwiedzała domu Diggorych od tak dawna...
- Z przyjemnością wrócę z tobą do Otterton i zostanę na noc - zgodziła się w końcu z uśmiechem.
Jean była jednak dorosła, zrozumie, jeśli Max poinformuje ją o planowanej nieobecności na noc w ich domu nad morzem. Mogła pożyczyć Krasną od Jessy, gdy dotrą już na miejsce, ale ich domy dzieliła zbyt duża odległość, dlatego, kiedy znalazły miejsce dość ustronne, by wyciągnąć miotły i wzbić się w przestworza, Desmond zdecydowała się wysłać patronusa. Przed ich oczyma zmaterializowała się srebrzysta, figlarna foka, która po chwili zniknęła w ciemnościach, by głosem Maxine poinformowała, że noc spędzi u Jessy.
Po chwili wzniosły się ponad londyńskie budynki, pod ciemne niebo; przez jakiś czas ścigały się na miotłach, a Maxine bezczelnie wykorzystywała zalety swego najnowszego nabytku - nie na tyle złośliwie jednak, aby Diggory mogła chować do niej urazę i nie poczęstować ją u siebie wspomnianą piołunówką.
| zt x2
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
|20 kwietnia
Przekroczyła próg Lalkarni z nutą dziwacznej nostalgii oraz niepokoju. Była w sklepie wiele lat wcześniej, jeszcze jako dorastająca dziewczyna, otrzymując prezentową, ręcznie robioną lalkę. I tak jak teraz, mimo nici nieustannego zaciekawienia, odczuwała nieprzyjemne swędzenie bycia obserwowaną. Szereg lalek, które ustawiono na półkach, zdawały się nie tylko na nią spoglądać, ale - czy mogła się mylić? - także śledzoną. Tym bardziej czujną postawę przyjęła, rozglądając się wstępnie po pomieszczeniu, które wciąż pozostawało pogrążone w półmroku. Zatrzymała się gdzieś na środku, odnajdując wzrokiem pusta ladę. Początkowo nie dostrzegła nigdzie właściciela, a zlecenie, z którym przybyła - zakładała jego obecność, a informacja, którą miała otrzymać - znajdowała się... w jednej z lalek. Nie bardzo podobała jej się podobna zagrywka w "ciuciubabkę", ale miewała dziwnych klientów. I równie ostrożnych informatorów. Sama przy tym wykazując się cierpliwością. Nie zmieniło to jednak faktu, że od samego początku czuła się, jak uczestniczka dziwacznej gry, wymyślonej na festiwalu letnim. Tylko w aktualnej sytuacji wcale nie czuła się rozbawiona, a ukryte rozwiązanie niekoniecznie miało prowadzić do skarbu i zwycięstwa.
Starała się stawiać kroki cicho, chociaż każdy kolejny odzywał się nieregularnym skrzypnięciem, które potęgowało wzbierane napięcie. Zatrzymała się przy ladzie, dopiero wtedy dostrzegając pochylonego nad niedużym stolikiem - staruszka - Po co przyszła? - głos przeciął powietrze równie nieoczekiwanie, wyrywając Veronicę z niepokojącej bańki przemyśleń. Zachowała jednak spokój, zsuwając na ramiona kaptur płaszcza. Skupiła wzrok na mężczyźnie, który odezwał się, nie odwracając nawet w jej stronę - Dobry wieczór, Monsieur - odezwała się, wplatając w ton francuski akcent. Nie dodała sławetnego "Gepetto" i celowo zignorowała nieprzyjemnie twardą nutę głosu. Właściciel najwyraźniej nie miał dobrego humoru - Chciałabym odebrać zamówienie - dodała, tym samym odpowiadając na zadane pytanie. Odczekała moment, wpatrzona w plecy lalkarza i powoli oparła blade palce na blacie lady. Uniosła nieco wyżej brodę i wyprostowała się - panna Blulstrode? - kolejne pytanie i żadnego spojrzenia, chociaż Findlay odniosła wrażenie, że była obserwowana od samego początku. Nie tylko przez szereg porcelanowych źrenic, spoglądających na nią ze sklepowych półek.
- Nie - zaprzeczyła spokojnie, nadając słowu lekkiego zaskoczenia. Sprawdzał ją? Nie tym nazwiskiem miała się dziś podpisać i nie tego potrzebowała. Drażnił ją nieco fakt, że mogła polegać przede wszystkim na wrażeniach słuchowych, nie mając dostępu do twarzy mężczyzny i oceny operowanymi emocjami - moje zamówienie powinno być na nazwisko Bones - określiła dokładniej, wykazując się maską lekkiego zniecierpliwienia, przez uderzenie palcem o drewnianą powierzchnię lady - Lalka miała być gotowa na dziś - kontynuowała w skupieniu, nie dając się wyprowadzić z równowagi, a miała - kolejne - nieodparte wrażenie, że o to chodziło właścicielowi. Czy jej zleceniodawca, ustalił coś innego? Porcelanowa zabawka, chociaż piękna, misternie wykonana, miała mieć dla niej zupełnie inną wartość. I przewidywaną zawartość. Oczywiście, jeśli lalka została wykonana zgodnie z zaleceniami, ale o tym miała się przekonać za chwilę. Taką przynajmniej miała nadzieję. Chwilowo, wcielając się w rolę niańki, czy też guwernantki wysłanej po zabawkę dla małej panienki.
Odczekała kolejny moment milczenia, by w końcu otrzymać nagrodę w postaci właściwej uwagi. Staruszek odwrócił się, przerywając czynność, która skupiała go do tej pory - Bulstrode, Bones - jeden psidwak - burknął niezadowolony, tylko przelotnie zatrzymując spojrzenie na Findlay i znikając na moment za kotarą. Wrócił z pakunkiem, przyglądając się jeszcze notce, po czym zatrzymał się przy ladzie - Proszę wybaczyć nieprzyjemności, nie wiedziałem, że to pani - odetchnęła cicho, ale nie rozluźniła się. Miała przed sobą jeszcze rozmowę - Możemy teraz porozmawiać? - kiwnięcie głowy, potwierdziło zgodę na prośbę - A więc szuka jej pani - nie było w zdaniu pytania, proste stwierdzenie zakończone zmęczonym westchnieniem. Podsunął pakunek pod jej place, wskazując głową, by rozwinęła zawartość. W środku znajdowała się oczywiście lalka, nie należała jednak do najnowszych, ale była zadbana. Ktoś bardzo się o nią troczył. Mówiły o tym jasne, lekko wypłowiałe już włosy, niebieska sukienka i żywe spojrzenie malowanych oczu - Przyniosła ją sama. Miała widoczny problem z rozstaniem, ale widać bardziej potrzebowała pieniędzy. - mężczyzna skrzywił się, sprawiając, ze głębokie zmarszczki stały się jeszcze bardziej wyraźne - I żeby nie było, nie przyjmuję zwrotów - podniósł wzrok - Czy Ana mówiła coś szczególnego? Czy przyszła tylko w sprawie lalki? Jak się zachowywała? - po raz pierwszy wypowiedziała imię zaginionej już dłuższy czas dziewczyny, a która - jak się okazało, jak duch pojawiła się kilka tygodni temu w sklepie lalkarza. Veronica nie dostrzegała w tym zbiegu okoliczności. Dziewczyna musiała wiedzieć, że przychodząc do przyjaciela jej rodziców, ostatecznie jej obecność wyjdzie na jaw. Albo więc był to celowy zabieg, by zwrócić uwagę na siebie, albo... no właśnie. Albo działo się coś, czego jeszcze nie rozumiała. Ale rozumiała nadzieję rodziców. Tęsknota za zaginionym dzieckiem nie powinna zniknąć. Nie, gdy pojawia się szansa. A jednak Findlay musiała uważać. I ostatecznie dowiedzieć się, czy nieoczekiwany powrót nie był próbą wyłudzenia, czy inną mistyfikacją.
- Wydawała się kogoś oczekiwać - sklepikarz kontynuował - ale przyszła i wyszła sama. Była zadbana, chociaż nieco chudsza niż pamiętam. I bardzo chciała wymienić lalkę za pieniądze - wyciągnął rękę, by przejąć trzymaną zabawkę - Każdy projekt... jest szczególny. Ten nie należał do wyjątków. To, jak podpis. Dlatego jestem pewien, że to autentyk - obrócił porcelanę i postawił na brzegu lady. Lalka ożyła. Uniosła głowę, a z rozchylonych malowniczo ust, wydobyła się cicha melodia, coś na kształt kołysanki. W kilku miejscach nastało lekkie zacięcie, ale zabawka zdawała się w kółko powtarzać ten sam fragment melodii - Czy tam... jest jeszcze jakiś głos? - słuchając za którymś razem z kolei wydawało się, że pomiędzy nuceniem, da się wychwycić coś więcej - To jej - odpowiedział rzeczowo, jakby chciał uciąć wątpliwości - A może pan powiedzieć, dlaczego... jej nie zatrzymał? - cisza, która zapadła, była bardziej niż znacząca - Zatrzymałem na tyle, by przekazać jej rodzicom wiadomość - odpowiedział w końcu bardziej sucho. Sięgnął po lalkę, zatrzymując cichą melodię i na powrót przekazując w ręce Veroniki - Powiedziałem wszystko, proszę zająć się... swoimi działaniami - dodał jeszcze chłodniej, nieco dłużej przyglądając się rozmówczyni. Zachowała spokój, nie dając poznać, że cokolwiek więcej przyszło jej do głowy. Czy wyczuła kłamstwo? Czy coś na kształt wyrzutów sumienia?
Przejęła zabawkę, powoli chowając ją do torby. Będzie musiała przyjrzeć się zabawce na spokojnie. Zerknęła jeszcze na notkę i całkiem skrupulatny opis. Miała do dyspozycji też starsze zdjęcie, ale na jego bazie i aktualnych informacjach mogła ruszyć tropem dalej. Początki podobnych zleceń miały zazwyczaj najwięcej potencjalnych możliwości. Faktem było, że napięta sytuacja w Londynie i całość szaleństwa, które się rozprzestrzeniało, utrudniało działanie, ale wciąż potrafiła sobie poradzić - Dziękuję, Monsieur - odezwała się krótko, pochylając lekko głowę i zaplatając dłonie przed sobą - będę wdzięczna za informację, gdyby przypadkiem... jeszcze ją spotkał - zakończyła poważnie, po czym nasunęła kaptur płaszcza i z tym samym wrażeniem obserwacji, opuścić lalkarnię.
Nie ruszyła od razu. Zatrzymała się, gdy tylko zatrzasnęło się wejście za jej plecami. A gdy odwróciła spojrzenie, drzwi zniknęły, pozostawiając tylko szarą przestrzeń kamiennego muru. Pozostało jej skupić się na dalszych działaniach. Lalka była cennym śladem. Obecność dziewczyny w pracowni dawała szansę, że uda jej się zebrać nieco informacji w okolicy. Sami mieszkańcy z oczywistych względów woleli trzymać się z daleka od ewentualnych pytań. Wciąż jednak była w stanie dodrzeć do kilku stałych informatorów. Wciąż nie mogła też pozbyć się wrażenia, że pracownia lalkarska kryła w sobie więcej tajemnic i wypadało obserwować jego okolicę. Właściciel wydawał się nie opuszczać (zbyt często) sklepu i zapewne mieszkania.
Nasunęła mocniej kaptur na czoło, rozglądając się ciemniejącej ulicy. W innych warunkach byłaby nawet zadowolona z faktu, że nie dostrzegała wielu przechodniów. Ludzie się bali, a Findlay nie była ignorantką, by nie odczuwać podobnych wrażeń. Musiała być ostrożniejsza niż zwykle. I spróbować rozciągnąć nici informacji na nowo. Nie zapowiadało się, by poszukiwania Anastasii Diggory miały zakończyć się zbyt szybko, a nieoczekiwana obecność dziewczyny w sklepie była zaledwie wierzchołkiem odkrywanej tajemnicy. Na rozwiązanie przyjdzie jeszcze poczekać.
| zt
Przekroczyła próg Lalkarni z nutą dziwacznej nostalgii oraz niepokoju. Była w sklepie wiele lat wcześniej, jeszcze jako dorastająca dziewczyna, otrzymując prezentową, ręcznie robioną lalkę. I tak jak teraz, mimo nici nieustannego zaciekawienia, odczuwała nieprzyjemne swędzenie bycia obserwowaną. Szereg lalek, które ustawiono na półkach, zdawały się nie tylko na nią spoglądać, ale - czy mogła się mylić? - także śledzoną. Tym bardziej czujną postawę przyjęła, rozglądając się wstępnie po pomieszczeniu, które wciąż pozostawało pogrążone w półmroku. Zatrzymała się gdzieś na środku, odnajdując wzrokiem pusta ladę. Początkowo nie dostrzegła nigdzie właściciela, a zlecenie, z którym przybyła - zakładała jego obecność, a informacja, którą miała otrzymać - znajdowała się... w jednej z lalek. Nie bardzo podobała jej się podobna zagrywka w "ciuciubabkę", ale miewała dziwnych klientów. I równie ostrożnych informatorów. Sama przy tym wykazując się cierpliwością. Nie zmieniło to jednak faktu, że od samego początku czuła się, jak uczestniczka dziwacznej gry, wymyślonej na festiwalu letnim. Tylko w aktualnej sytuacji wcale nie czuła się rozbawiona, a ukryte rozwiązanie niekoniecznie miało prowadzić do skarbu i zwycięstwa.
Starała się stawiać kroki cicho, chociaż każdy kolejny odzywał się nieregularnym skrzypnięciem, które potęgowało wzbierane napięcie. Zatrzymała się przy ladzie, dopiero wtedy dostrzegając pochylonego nad niedużym stolikiem - staruszka - Po co przyszła? - głos przeciął powietrze równie nieoczekiwanie, wyrywając Veronicę z niepokojącej bańki przemyśleń. Zachowała jednak spokój, zsuwając na ramiona kaptur płaszcza. Skupiła wzrok na mężczyźnie, który odezwał się, nie odwracając nawet w jej stronę - Dobry wieczór, Monsieur - odezwała się, wplatając w ton francuski akcent. Nie dodała sławetnego "Gepetto" i celowo zignorowała nieprzyjemnie twardą nutę głosu. Właściciel najwyraźniej nie miał dobrego humoru - Chciałabym odebrać zamówienie - dodała, tym samym odpowiadając na zadane pytanie. Odczekała moment, wpatrzona w plecy lalkarza i powoli oparła blade palce na blacie lady. Uniosła nieco wyżej brodę i wyprostowała się - panna Blulstrode? - kolejne pytanie i żadnego spojrzenia, chociaż Findlay odniosła wrażenie, że była obserwowana od samego początku. Nie tylko przez szereg porcelanowych źrenic, spoglądających na nią ze sklepowych półek.
- Nie - zaprzeczyła spokojnie, nadając słowu lekkiego zaskoczenia. Sprawdzał ją? Nie tym nazwiskiem miała się dziś podpisać i nie tego potrzebowała. Drażnił ją nieco fakt, że mogła polegać przede wszystkim na wrażeniach słuchowych, nie mając dostępu do twarzy mężczyzny i oceny operowanymi emocjami - moje zamówienie powinno być na nazwisko Bones - określiła dokładniej, wykazując się maską lekkiego zniecierpliwienia, przez uderzenie palcem o drewnianą powierzchnię lady - Lalka miała być gotowa na dziś - kontynuowała w skupieniu, nie dając się wyprowadzić z równowagi, a miała - kolejne - nieodparte wrażenie, że o to chodziło właścicielowi. Czy jej zleceniodawca, ustalił coś innego? Porcelanowa zabawka, chociaż piękna, misternie wykonana, miała mieć dla niej zupełnie inną wartość. I przewidywaną zawartość. Oczywiście, jeśli lalka została wykonana zgodnie z zaleceniami, ale o tym miała się przekonać za chwilę. Taką przynajmniej miała nadzieję. Chwilowo, wcielając się w rolę niańki, czy też guwernantki wysłanej po zabawkę dla małej panienki.
Odczekała kolejny moment milczenia, by w końcu otrzymać nagrodę w postaci właściwej uwagi. Staruszek odwrócił się, przerywając czynność, która skupiała go do tej pory - Bulstrode, Bones - jeden psidwak - burknął niezadowolony, tylko przelotnie zatrzymując spojrzenie na Findlay i znikając na moment za kotarą. Wrócił z pakunkiem, przyglądając się jeszcze notce, po czym zatrzymał się przy ladzie - Proszę wybaczyć nieprzyjemności, nie wiedziałem, że to pani - odetchnęła cicho, ale nie rozluźniła się. Miała przed sobą jeszcze rozmowę - Możemy teraz porozmawiać? - kiwnięcie głowy, potwierdziło zgodę na prośbę - A więc szuka jej pani - nie było w zdaniu pytania, proste stwierdzenie zakończone zmęczonym westchnieniem. Podsunął pakunek pod jej place, wskazując głową, by rozwinęła zawartość. W środku znajdowała się oczywiście lalka, nie należała jednak do najnowszych, ale była zadbana. Ktoś bardzo się o nią troczył. Mówiły o tym jasne, lekko wypłowiałe już włosy, niebieska sukienka i żywe spojrzenie malowanych oczu - Przyniosła ją sama. Miała widoczny problem z rozstaniem, ale widać bardziej potrzebowała pieniędzy. - mężczyzna skrzywił się, sprawiając, ze głębokie zmarszczki stały się jeszcze bardziej wyraźne - I żeby nie było, nie przyjmuję zwrotów - podniósł wzrok - Czy Ana mówiła coś szczególnego? Czy przyszła tylko w sprawie lalki? Jak się zachowywała? - po raz pierwszy wypowiedziała imię zaginionej już dłuższy czas dziewczyny, a która - jak się okazało, jak duch pojawiła się kilka tygodni temu w sklepie lalkarza. Veronica nie dostrzegała w tym zbiegu okoliczności. Dziewczyna musiała wiedzieć, że przychodząc do przyjaciela jej rodziców, ostatecznie jej obecność wyjdzie na jaw. Albo więc był to celowy zabieg, by zwrócić uwagę na siebie, albo... no właśnie. Albo działo się coś, czego jeszcze nie rozumiała. Ale rozumiała nadzieję rodziców. Tęsknota za zaginionym dzieckiem nie powinna zniknąć. Nie, gdy pojawia się szansa. A jednak Findlay musiała uważać. I ostatecznie dowiedzieć się, czy nieoczekiwany powrót nie był próbą wyłudzenia, czy inną mistyfikacją.
- Wydawała się kogoś oczekiwać - sklepikarz kontynuował - ale przyszła i wyszła sama. Była zadbana, chociaż nieco chudsza niż pamiętam. I bardzo chciała wymienić lalkę za pieniądze - wyciągnął rękę, by przejąć trzymaną zabawkę - Każdy projekt... jest szczególny. Ten nie należał do wyjątków. To, jak podpis. Dlatego jestem pewien, że to autentyk - obrócił porcelanę i postawił na brzegu lady. Lalka ożyła. Uniosła głowę, a z rozchylonych malowniczo ust, wydobyła się cicha melodia, coś na kształt kołysanki. W kilku miejscach nastało lekkie zacięcie, ale zabawka zdawała się w kółko powtarzać ten sam fragment melodii - Czy tam... jest jeszcze jakiś głos? - słuchając za którymś razem z kolei wydawało się, że pomiędzy nuceniem, da się wychwycić coś więcej - To jej - odpowiedział rzeczowo, jakby chciał uciąć wątpliwości - A może pan powiedzieć, dlaczego... jej nie zatrzymał? - cisza, która zapadła, była bardziej niż znacząca - Zatrzymałem na tyle, by przekazać jej rodzicom wiadomość - odpowiedział w końcu bardziej sucho. Sięgnął po lalkę, zatrzymując cichą melodię i na powrót przekazując w ręce Veroniki - Powiedziałem wszystko, proszę zająć się... swoimi działaniami - dodał jeszcze chłodniej, nieco dłużej przyglądając się rozmówczyni. Zachowała spokój, nie dając poznać, że cokolwiek więcej przyszło jej do głowy. Czy wyczuła kłamstwo? Czy coś na kształt wyrzutów sumienia?
Przejęła zabawkę, powoli chowając ją do torby. Będzie musiała przyjrzeć się zabawce na spokojnie. Zerknęła jeszcze na notkę i całkiem skrupulatny opis. Miała do dyspozycji też starsze zdjęcie, ale na jego bazie i aktualnych informacjach mogła ruszyć tropem dalej. Początki podobnych zleceń miały zazwyczaj najwięcej potencjalnych możliwości. Faktem było, że napięta sytuacja w Londynie i całość szaleństwa, które się rozprzestrzeniało, utrudniało działanie, ale wciąż potrafiła sobie poradzić - Dziękuję, Monsieur - odezwała się krótko, pochylając lekko głowę i zaplatając dłonie przed sobą - będę wdzięczna za informację, gdyby przypadkiem... jeszcze ją spotkał - zakończyła poważnie, po czym nasunęła kaptur płaszcza i z tym samym wrażeniem obserwacji, opuścić lalkarnię.
Nie ruszyła od razu. Zatrzymała się, gdy tylko zatrzasnęło się wejście za jej plecami. A gdy odwróciła spojrzenie, drzwi zniknęły, pozostawiając tylko szarą przestrzeń kamiennego muru. Pozostało jej skupić się na dalszych działaniach. Lalka była cennym śladem. Obecność dziewczyny w pracowni dawała szansę, że uda jej się zebrać nieco informacji w okolicy. Sami mieszkańcy z oczywistych względów woleli trzymać się z daleka od ewentualnych pytań. Wciąż jednak była w stanie dodrzeć do kilku stałych informatorów. Wciąż nie mogła też pozbyć się wrażenia, że pracownia lalkarska kryła w sobie więcej tajemnic i wypadało obserwować jego okolicę. Właściciel wydawał się nie opuszczać (zbyt często) sklepu i zapewne mieszkania.
Nasunęła mocniej kaptur na czoło, rozglądając się ciemniejącej ulicy. W innych warunkach byłaby nawet zadowolona z faktu, że nie dostrzegała wielu przechodniów. Ludzie się bali, a Findlay nie była ignorantką, by nie odczuwać podobnych wrażeń. Musiała być ostrożniejsza niż zwykle. I spróbować rozciągnąć nici informacji na nowo. Nie zapowiadało się, by poszukiwania Anastasii Diggory miały zakończyć się zbyt szybko, a nieoczekiwana obecność dziewczyny w sklepie była zaledwie wierzchołkiem odkrywanej tajemnicy. Na rozwiązanie przyjdzie jeszcze poczekać.
| zt
As a child you would wait
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play
Veronica Findlay
Zawód : Szuka informacji
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Potrzeba wielkiego talentu i umiejętności, by ukryć swój talent i umiejętności
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
1 maja 1958
Przygotowania do ślubu zajmowały zdecydowaną większość wolnego czasu madame Vanity. Niekończące się przymiarki, sowy wysyłane prawie bezustannie między Pałacem Zimowym a parą narzeczeńską, konieczność pamiętania o wszystkich, nawet najdrobniejszych szczegółach... To wszystko w połączeniu z pracą, której Valerie nie zamierzała — ani w pewnym sensie nie mogła zawiesić — powodowały, że nie znajdowała wystarczająco dużo czasu, zadowalająco dużo czasu, który mogłaby spędzić z córką. Była wdzięczna Corneliusowi, że tak gładko, jej zdaniem, wszedł w rolę ojca i odnalazł wspólny język z ich córką.
Hersilia zresztą zawsze była dziewczynką, z której jej matka była szczególnie dumna. Miała piękne, jasnobłękitne oczy, takie mądre, jakby posiadła już całą wiedzę dostępną w księgach, ale Valerie wiedziała, że to nie było możliwe, przynajmniej nie do końca. Córka była bowiem małą kopią jej samej w podobnym wieku — a wtedy znacznie bardziej od ksiąg interesowały ją instrumenty, śpiew, muzyka, ćwiczenia z guwernantką, piękne stroje i marzenia. Właśnie z myślą o tych przedostatnich, a także by wynagrodzić córce cierpliwość, którą tak wspaniałomyślnie obdarowywała swą Mutti, madame Vanity postanowiła zabrać swą córkę do pewnego specjalnego miejsca w Londynie. Miejsca, do którego niegdyś zabrała ją i własna matka, aby sprezentować swej jedynej córce najpiękniejszą lalkę, tak śliczną, jakby była wyjęta prosto z jej marzeń.
— Pan, który tworzy najśliczniejsze lalki, nie jest zbyt rozmowny — ostrzegła córkę, gdy powoli zbliżały się do przedmieść miasta. Miały do przejścia jeszcze kawałek, dlatego też postanowiła poświęcić go na wprowadzenie dziewczynki w temperament Gepetta, zakładając, że niewiele zmienił się przez ostatnie dwadzieścia lat. Ludzie w wieku starczym musieli być pod wpływem ogromnych impulsów, by zmienić swe zachowanie, a czasami i tak wracali do starych sposobów. Cały czas jednak zwracała uwagę na każde, nawet najbardziej wysublimowane znaki, które wskazywałyby, że córka się męczy. Uważne oko matki nie przegapiłoby ani jednego, kto w końcu znał dziecko lepiej, niż ona? — Nie oznacza to jednak, że nie będzie chciał spełnić naszej prośby. Musisz tylko dokładnie opowiedzieć mu, jakiej lalki oczekujesz. Pan lalkarz wyjątkowo ceni sobie zdecydowanie — zdecydowanie, a nie konkrety. Była przekonana, że nawet, jeżeli Hersilia zdecydowałaby się na wyjątkowo kwietny opis lalki, delikatnie zdziczały rzemieślnik ucieszyłby się z tego opisu nawet bardziej, znajdując jeszcze więcej elementów, które sprawiłyby, że zabawka byłaby dla dziewczynki prawdziwie wyjątkowa. Taka bowiem miała być. Valerie nigdy nie lubiła komercjalizacji. Uważała, że były na świecie takie dziedziny życia, które nigdy nie powinny być dostępne dla wszystkich, a to z jednego prostego powodu — ludzie nie potrafili docenić piękna. Im dłużej przebywali w jego otoczeniu, tym bardziej nasiąkali przekonaniem, że im się ono po prostu należy. Nie chcieli na nie pracować, nie chcieli być za nie wdzięczni. Biletowanie występów w operze było przecież nie tylko źródłem zarobku dla przybytku i artystów, ale także zapewnieniem, że zawsze ktoś powróci w jego progi, ktoś złakniony kontaktu z kulturą. Że pewna kobieta będzie odkładała ciężko zarobione pieniądze do metalowej puszki nawet miesiącami, by stać ją było na jeden bilet, na jedną noc w roku i chłonąć będzie wyjątkowość tego wrażenia. Nie inaczej było z lalkami.
Valerie pragnęła, by jej córka otrzymała w prezencie coś naprawdę wyjątkowego.
Powoli, krok za krokiem, dochodziły do miejsca, w którym — według najlepszych wspomnień Valerie — znajdowała się pracownia Gepetta. Dotarcie tam było trudniejsze, niż pamiętała, jednak wraz z Hersilią musiały szukać z gorącym zapałem, ponieważ niedługo później natknęły się na drzwi pracowni, które śpiewaczka otworzyła ostrożnie, choć szerokim gestem, przepuszczając córkę w drzwiach.
— Dzień dobry, czy zastałyśmy właściciela?
tradition honor excellence
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Lalkarnia
Szybka odpowiedź