Różany ogród, wakacje 1950.
AutorWiadomość
Dzisiejszy dzień był niezwykle gorący. Czemu się w końcu dziwić, środek wakacji, Dover, gdzie zawsze było zdecydowanie cieplej, niż w Londynie, czy u mnie w Fenland. Spędzałam tu kolejny dzień, który powoli zbliżał się ku końcowi. Zmęczone dziennym upałem, delektowałyśmy się lekko spadającą temperaturą, ukryte gdzieś w gąszczu przepięknych róż. Siedziałyśmy na ławeczce, w bardziej odosobnionym miejscu, które nazwane było naszym zakątkiem i raczej nikt do nas nie zaglądał, chyba, że sprawa była niezwykle pilna. Mogłyśmy spokojnie oddać się wspólnej rozmowie, nie obawiając się, że ktoś usłyszy nasze największe sekrety, albo wspólnemu milczeniu, przy okazji oddając się przyrodzie lub czytając książki.
- Skończyłam - rzekłam w końcu, zamykając grubą księgę.
Przeczytałam kolejną, przepiękną, romantyczną historię. Z wieloma zawirowaniami, tkliwymi momentami i miłosnymi uniesieniami. Wyobrażałam sobie, że to ja jestem na miejscu głównej bohaterki, to dookoła mnie znajduje się mnóstwo mężczyzn i tańczą tak, jak zagram im ja. Jak każdy z nich sięga po moją dłoń, składając na niej delikatny pocałunek, jak walczą na śmierć i życie o moją rękę, a potem któryś ratuje z zamkniętej wierzy chronionej przez smo… trolle, znaczy się.
Westchnęłam rozmarzona, opierając się o oparcie i maślanymi oczyma wpatrując się gdzieś w przestrzeń. Księgę nadal ściskałam w dłoniach, nie chciałam się z nią rozstawać, ponieważ miałam ochotę zaraz znowu otworzyć ja na pierwszej stronie, ponownie zagłębiają się w tą opowieść.
- Dawno nie czytałam tak cudownej historii, Darcy - zwróciłam się do kuzynki. - Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek dane będzie mi przeczytać coś równie pięknego.
Podejście mojej drogiej przyjaciółki do tego typu książek było mi na tyle dobrze znane, że nawet nie zachęcałam jej do przeczytania powieści. W najlepszym wypadku przewertowałaby pierwszy rozdział, uznając to za stertę bzdur i nie chcąc zagłębiać się w nią bardziej. Ja natomiast uważałam, że to było cudowne. Nie mogłam spać, dopóki nie przeczytałam jeszcze jednego i jeszcze jednego rozdziału, a strony pochłaniałam z niesamowitą szybkością w każdej wolnej chwili.
- Mogę ci opowiedzieć? - zapytałam w końcu podekscytowana.
- Skończyłam - rzekłam w końcu, zamykając grubą księgę.
Przeczytałam kolejną, przepiękną, romantyczną historię. Z wieloma zawirowaniami, tkliwymi momentami i miłosnymi uniesieniami. Wyobrażałam sobie, że to ja jestem na miejscu głównej bohaterki, to dookoła mnie znajduje się mnóstwo mężczyzn i tańczą tak, jak zagram im ja. Jak każdy z nich sięga po moją dłoń, składając na niej delikatny pocałunek, jak walczą na śmierć i życie o moją rękę, a potem któryś ratuje z zamkniętej wierzy chronionej przez smo… trolle, znaczy się.
Westchnęłam rozmarzona, opierając się o oparcie i maślanymi oczyma wpatrując się gdzieś w przestrzeń. Księgę nadal ściskałam w dłoniach, nie chciałam się z nią rozstawać, ponieważ miałam ochotę zaraz znowu otworzyć ja na pierwszej stronie, ponownie zagłębiają się w tą opowieść.
- Dawno nie czytałam tak cudownej historii, Darcy - zwróciłam się do kuzynki. - Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek dane będzie mi przeczytać coś równie pięknego.
Podejście mojej drogiej przyjaciółki do tego typu książek było mi na tyle dobrze znane, że nawet nie zachęcałam jej do przeczytania powieści. W najlepszym wypadku przewertowałaby pierwszy rozdział, uznając to za stertę bzdur i nie chcąc zagłębiać się w nią bardziej. Ja natomiast uważałam, że to było cudowne. Nie mogłam spać, dopóki nie przeczytałam jeszcze jednego i jeszcze jednego rozdziału, a strony pochłaniałam z niesamowitą szybkością w każdej wolnej chwili.
- Mogę ci opowiedzieć? - zapytałam w końcu podekscytowana.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Darcy siedziała obok pogrążona w lekturze wierszy. Prawdę mówiąc w połowie czytała tekst przed sobą, a w połowie po prostu obserwowała Rosalie i zmiany na jej twarzy. Wypieki, które wstępowały na jej policzkach przy bardziej romantycznych scenach, pełne pasji oczy, które aż błyszczały jej z ekscytacji. Rosier zapamiętywała całą tą mimikę kolejno, przypisując ją do zbioru wszystkich tych emocji, jakie pamiętała, że kiedykolwiek zagościły na tej ślicznej dziewczęcej buzi. Chyba już od najmłodszych lat miała większą tendencję do zainteresowania ludzkimi zachowaniami niż jakimkolwiek rodzajem sztuki. W momencie, w którym panienka Yaxley kończyła już ostatni rozdział, czarnowłosa przewróciła kartkę, udając, że już przestudiowała piękny wiersz, chociaż cały czas zerkała na przyjaciółkę. Tym razem rzeczywiście skoncentrowała się na pięknych metaforach francuskiego pisarza, bezgłośnie wzdychając. Chociaż rozumiała czytany przez siebie tekst i w konsekwencji upartości swojej matki i pomocy Tristana w zrozumieniu tego rodzaju wyniosłych tekstów, nie wydawała się zainteresowana kolejnymi wersami. Dlatego ucieszyła się, kiedy ciszę przerwała Rosalie. Chociaż nie dała tego po sobie poznać, unosząc wzrok z nad tomiku do oczu dziewczyny, zdawała się przekazywać tym spojrzeniem krótkie, leniwe: „hmmmm?”. Nie wykazywała zainteresowania, chociaż naprawdę była ciekawa, co kuzynka chce jej powiedzieć. Zatrzasnęła książkę, odkładając ją na długą spódnicę, mimo, że większość jej koleżanek nosiła krótsze sukienki, Darcy pozostała wierna tradycjom. Wstała z miejsca.
— Ach… — rzuciła trochę z zawodem, bo wiedziała do czego takie rozmowy mogły je doprowadzić. Dlatego chwyciła dziewczynę z zaskoczenia za dłoń i pociągnęła ją sugestywnie za sobą — Chodź. Skoro zamierzasz mi opowiadać znów te ckliwe historię, potrzebuję lepszej scenerii i większego poczucia prywatności. Jeszcze ktoś nas przyłapie i uzna, że w końcu ugięłam się wobec twoich romantycznych powieści.
Wprowadziła je w gęstsze krzewy, tam, gdzie nikt nie chodził, prócz ogrodników, bo zwyczajnie nie było tu żadnej ścieżki. Znalazły się gdzieś w okręgu drzew, krzaków i żywopłotów, a Darcy ułożyła się na trawie. Włosy rozsypały jej się wokół głowy, kiedy zaprosiła Rosie do siebie, wygładzając jej nawet trawę obok siebie. Dopiero kiedy się położyła, mruknęła nieprzekonana:
— No dobrze, opowiadaj.
— Ach… — rzuciła trochę z zawodem, bo wiedziała do czego takie rozmowy mogły je doprowadzić. Dlatego chwyciła dziewczynę z zaskoczenia za dłoń i pociągnęła ją sugestywnie za sobą — Chodź. Skoro zamierzasz mi opowiadać znów te ckliwe historię, potrzebuję lepszej scenerii i większego poczucia prywatności. Jeszcze ktoś nas przyłapie i uzna, że w końcu ugięłam się wobec twoich romantycznych powieści.
Wprowadziła je w gęstsze krzewy, tam, gdzie nikt nie chodził, prócz ogrodników, bo zwyczajnie nie było tu żadnej ścieżki. Znalazły się gdzieś w okręgu drzew, krzaków i żywopłotów, a Darcy ułożyła się na trawie. Włosy rozsypały jej się wokół głowy, kiedy zaprosiła Rosie do siebie, wygładzając jej nawet trawę obok siebie. Dopiero kiedy się położyła, mruknęła nieprzekonana:
— No dobrze, opowiadaj.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Oh - wyrwało mi się w momencie, kiedy Darcy pociągnęła mnie za dłoń.
Trzymając mocno powieść kroczyłam za nią, słuchając jej słów i miałam taką skrytą nadzieję, że razem z nią będę mogła kiedyś czytać tak piękne powieści. A nie tylko te jej francuskie wiersze, które, nie oszukujmy się, żadnej nas zbytnio nie interesowały.
- Nie byłoby to wcale takie złe, ale w ogóle by to do ciebie nie pasowało - stwierdziłam, uśmiechając się lekko.
Miałam wrażenie, że Darcy zaraz obróci głowę mierząc mnie jednym ze swoich spojrzeń, dlatego szybko odwróciłam głowę i tylko kątem oka obserwując jej reakcję.
Znalazły się w jeszcze bardziej zacienionym miejscu, dookoła nich było pełno krzewów, a w powietrzu unosił się lekko słodkawy zapach. Może to od róż, które przecież rosły w całym ogrodzie. Nie bez powodu był nazywany różanym.
Chętnie usiadłam na trawie, następnie położyłam się obok przyjaciółki, tak, że nasze głowy niemal się stykały. Wpatrywałam się w konary drzew, starając się dostrzec chmury na niebie, przy okazji zbierałam się do tego, aby zacząć swoją opowieść.
- Historia opowiadała o pięknej kobiecie, którą zły ojciec zamknął w wysokiej wieży, która sięgała aż do chmur. Miała tam tylko jedno okno, z którego mogła spoglądać na ziemię, ale z dołu nikt jej nie widział. Dorastała tam, ponieważ zły ojciec zaczarował wieżę tak, aby ta nigdy jej nie pozwoliła z niej wyjść - zaczęłam. - Ona tam tak żyła, pisała książki, grała na instrumentach. Nikt jej nie odwiedzał, a wszystko co było jej potrzebne przynosiła jej sowa. I ona tę sowę trochę wykorzystywała, ponieważ kazała jej zanosić listy do domu biednego chłopca, który mieszkał niedaleko. Pisała mu krótkie wierszyki, a on z każdym otrzymanym liścikiem coraz bardziej się w niej zakochiwał. I w końcu podszedł do wieży z zamiarem uwolnienia jej. Głowił się i głowił, próbował wdrapać na górę, wyważyć drzwi, w końcu uderzył je tak mocno, że pociekła mu krew z ręki. Okazało się, że wieża była tak zaczarowana, żeby wypuściła dziewczynę dopiero wtedy, kiedy zechce ją uwolnić mężczyzna, który będzie wart jej serca. Zły ojciec na początku nie chciał się zgodzić na ich związek, mówiąc, że nie pozwoli córce, aby ta wyszła za mugola. Ale oni wtedy się pocałowali i dziewczyna obudziła w chłopaku magiczne zdolności.
Gdy skończyłam, otworzyłam oczy i przekręciłam głowę, aby spojrzeć na Darcy. Wiedziałam co powie, więc od razu zaczęłam się lekko śmiać. Zaraz bowiem usłyszę coś w stylu, że co to za głupoty, nie można w taki sposób obudzić magicznych zdolności, albo taka wieża nie istnieje, albo że nie ma takich zaklęć, które by to umożliwiły. Już tylko czekałam, aż moja przyjaciółka otworzy usta, aby coś takiego powiedzieć.
- Ten ich ostatni pocałunek był taki cudowny, taki romantyczny. Tak dokładnie było opisane, jak się do siebie zbliżają, jak patrzą sobie w oczy, jak zaczynają mocniej im bić serca, jak stykają swoje usta ze sobą i nawet… oh, jak ich pocałunek staje się bardziej namiętny - powiedziałam prawie szeptem. - Jestem ciekawa jak to jest się pocałować.
Zarumieniłam się, znowu spoglądając w niebo i starając się wyobrazić sobie siebie na miejscu tej czarodziejki, ale niestety nie byłam w stanie. To było tak nierealne.
Trzymając mocno powieść kroczyłam za nią, słuchając jej słów i miałam taką skrytą nadzieję, że razem z nią będę mogła kiedyś czytać tak piękne powieści. A nie tylko te jej francuskie wiersze, które, nie oszukujmy się, żadnej nas zbytnio nie interesowały.
- Nie byłoby to wcale takie złe, ale w ogóle by to do ciebie nie pasowało - stwierdziłam, uśmiechając się lekko.
Miałam wrażenie, że Darcy zaraz obróci głowę mierząc mnie jednym ze swoich spojrzeń, dlatego szybko odwróciłam głowę i tylko kątem oka obserwując jej reakcję.
Znalazły się w jeszcze bardziej zacienionym miejscu, dookoła nich było pełno krzewów, a w powietrzu unosił się lekko słodkawy zapach. Może to od róż, które przecież rosły w całym ogrodzie. Nie bez powodu był nazywany różanym.
Chętnie usiadłam na trawie, następnie położyłam się obok przyjaciółki, tak, że nasze głowy niemal się stykały. Wpatrywałam się w konary drzew, starając się dostrzec chmury na niebie, przy okazji zbierałam się do tego, aby zacząć swoją opowieść.
- Historia opowiadała o pięknej kobiecie, którą zły ojciec zamknął w wysokiej wieży, która sięgała aż do chmur. Miała tam tylko jedno okno, z którego mogła spoglądać na ziemię, ale z dołu nikt jej nie widział. Dorastała tam, ponieważ zły ojciec zaczarował wieżę tak, aby ta nigdy jej nie pozwoliła z niej wyjść - zaczęłam. - Ona tam tak żyła, pisała książki, grała na instrumentach. Nikt jej nie odwiedzał, a wszystko co było jej potrzebne przynosiła jej sowa. I ona tę sowę trochę wykorzystywała, ponieważ kazała jej zanosić listy do domu biednego chłopca, który mieszkał niedaleko. Pisała mu krótkie wierszyki, a on z każdym otrzymanym liścikiem coraz bardziej się w niej zakochiwał. I w końcu podszedł do wieży z zamiarem uwolnienia jej. Głowił się i głowił, próbował wdrapać na górę, wyważyć drzwi, w końcu uderzył je tak mocno, że pociekła mu krew z ręki. Okazało się, że wieża była tak zaczarowana, żeby wypuściła dziewczynę dopiero wtedy, kiedy zechce ją uwolnić mężczyzna, który będzie wart jej serca. Zły ojciec na początku nie chciał się zgodzić na ich związek, mówiąc, że nie pozwoli córce, aby ta wyszła za mugola. Ale oni wtedy się pocałowali i dziewczyna obudziła w chłopaku magiczne zdolności.
Gdy skończyłam, otworzyłam oczy i przekręciłam głowę, aby spojrzeć na Darcy. Wiedziałam co powie, więc od razu zaczęłam się lekko śmiać. Zaraz bowiem usłyszę coś w stylu, że co to za głupoty, nie można w taki sposób obudzić magicznych zdolności, albo taka wieża nie istnieje, albo że nie ma takich zaklęć, które by to umożliwiły. Już tylko czekałam, aż moja przyjaciółka otworzy usta, aby coś takiego powiedzieć.
- Ten ich ostatni pocałunek był taki cudowny, taki romantyczny. Tak dokładnie było opisane, jak się do siebie zbliżają, jak patrzą sobie w oczy, jak zaczynają mocniej im bić serca, jak stykają swoje usta ze sobą i nawet… oh, jak ich pocałunek staje się bardziej namiętny - powiedziałam prawie szeptem. - Jestem ciekawa jak to jest się pocałować.
Zarumieniłam się, znowu spoglądając w niebo i starając się wyobrazić sobie siebie na miejscu tej czarodziejki, ale niestety nie byłam w stanie. To było tak nierealne.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Darcy wsłuchiwała się w tą historię w milczeniu, odkładając swoją książkę na trawę obok siebie. Wpatrywała się w niebo ponad ich głowami, uśmiechając się co jakiś czas pod nosem. Nie tyle pod wpływem treści tej historii, co tonem głosu, jakim Rosalie ją opowiadała. Pełnym pasji, zafascynowania i entuzjazmu. Przechyliła głowę na bok przez chwilę obserwując ekspresję na jej twarzy, dopóki nie westchnęła, podnosząc się na łokciu, zgodnie z obawami panienki Yaxley, do tej historii podchodząc z odpowiednią dawką logiki, która niestety rujnowała romantyzm.
— To tylko fikcja, Rosie. W prawdziwym świecie tak się nie dzieje, a pocałunek nie jest tak magiczny. Nie zapiera dechu w piersi i nie rozsiewa sobą magii. To tylko zwykły gest, Rosie — mówiła tak, jakby coś wiedziała na ten temat, chociaż miała w tej kwestii takie samo doświadczenie co Rosalie, a może nawet mniejsze, bo nie czytywała romantycznych powieści, w których często można było się natknąć na obszerne opisy namiętnych pocałunków. Mimo to wydawała się pewna swojego. Obracając się na bok spojrzała na swoją kuzynkę, dodając z przekonaniem:
— To nie może być trudne. Każda kobieta podświadomie powinna wiedzieć, jak to robić, żeby przekonać do siebie mężczyznę. To sztuka jak każda inna, którą można doskonalić, ale która powinna na przychodzić naturalnie.
Chwilę wpatrywała się jeszcze w Rosie, aż w końcu po krótkim zastanowieniu dodała:
— Mogę Ci udowodnić.
Przecież nie mogła się mylić, prawda? Zresztą, czy dla niej też nie byłaby to dobra nauka na przyszłość? Na kim, jak nie na swojej kuzynce mogłaby uczyć się tego rodzaju gestów? Które w przyszłości przydadzą się im obu. Mogły się dzielić swoimi spostrzeżeniami, dopracować pewne techniki. Rosalie ufała. W przeciwieństwie do mężczyzn, z którymi nie wyobrażała sobie takich ćwiczeń. Wymagałoby to najpierw właśnie tego zaufania, którym nie potrafiłaby ich obdarować. Przyznanie się, że czegoś się nie umiało i pozwolenie mężczyznom nauczenia czegoś nowego w tej kwestii to był karygodny błąd. Już od razu lepiej było pozwolić na siebie rzucić Imperiusa. Byłby chyba mniej inwazyjny niż łechtanie męskiego ego.
— To tylko fikcja, Rosie. W prawdziwym świecie tak się nie dzieje, a pocałunek nie jest tak magiczny. Nie zapiera dechu w piersi i nie rozsiewa sobą magii. To tylko zwykły gest, Rosie — mówiła tak, jakby coś wiedziała na ten temat, chociaż miała w tej kwestii takie samo doświadczenie co Rosalie, a może nawet mniejsze, bo nie czytywała romantycznych powieści, w których często można było się natknąć na obszerne opisy namiętnych pocałunków. Mimo to wydawała się pewna swojego. Obracając się na bok spojrzała na swoją kuzynkę, dodając z przekonaniem:
— To nie może być trudne. Każda kobieta podświadomie powinna wiedzieć, jak to robić, żeby przekonać do siebie mężczyznę. To sztuka jak każda inna, którą można doskonalić, ale która powinna na przychodzić naturalnie.
Chwilę wpatrywała się jeszcze w Rosie, aż w końcu po krótkim zastanowieniu dodała:
— Mogę Ci udowodnić.
Przecież nie mogła się mylić, prawda? Zresztą, czy dla niej też nie byłaby to dobra nauka na przyszłość? Na kim, jak nie na swojej kuzynce mogłaby uczyć się tego rodzaju gestów? Które w przyszłości przydadzą się im obu. Mogły się dzielić swoimi spostrzeżeniami, dopracować pewne techniki. Rosalie ufała. W przeciwieństwie do mężczyzn, z którymi nie wyobrażała sobie takich ćwiczeń. Wymagałoby to najpierw właśnie tego zaufania, którym nie potrafiłaby ich obdarować. Przyznanie się, że czegoś się nie umiało i pozwolenie mężczyznom nauczenia czegoś nowego w tej kwestii to był karygodny błąd. Już od razu lepiej było pozwolić na siebie rzucić Imperiusa. Byłby chyba mniej inwazyjny niż łechtanie męskiego ego.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Słuchałam słów Darcy i czułam jak powoli ta magia romantyzmu, jaka między nami się rozwinęła, prysła jak bańka mydlana. Zmarszczyłam brwi patrząc na niej i nie mogąc uwierzyć w to co mówi. Jak to fikcja? Jak to tylko gest? Czy ona zawsze musiała podchodzić do tego w tak chłodny i logiczny sposób?
- Oh, czasami się zastanawiam czy jest w tobie choć krzta romantyzmu - wymruczałam niezadowolona.
Dla mnie to nie był tylko gest. Głęboko wierzyłam w to, że było to naprawdę wielkie i niezwykle emocjonujące wydarzenie. Gdyby tak nie było, to dlaczego byłoby tyle książek na ten temat? Dlaczego autorzy poświęcali by na ten moment aż tyle uwagi? Darcy zdecydowanie za mało czytała powieści romantycznych.
- Ja nie wiem, czy umiem - powiedziałam niepewnie. - A jeśli zrobię coś, co zniechęci mężczyznę? Albo będę się za bardzo ślinić albo moje usta nie będą tak dobrze się układały?
Nie owijałam w bawełnę, nie szukałam zamiennych, pięknych słów, a mówiłam prosto to co myślę. Wiedziałam bowiem, że mogę być z nią w stu procentach szczera. Zaczęłam panikować i już miałam sprawdzać, czy przypadkiem nie śmierdzi mi z ust, bo przecież to też było ważne, kiedy Darcy stwierdziła, że może mi to udowodnić. Zastygłam w bezruchu, patrząc na nią najpierw niepewnie, a potem z lekkim niedowierzaniem.
- Na pewno? - dopytałam.
Kochałam Darcy i bardzo jej ufałam, nigdy jednak nie wpadłyśmy na tak genialny pomysł. Zacisnęłam usta, opuszczając dłonie. Chciałam wziąć książkę w dłoń i sprawdzić od czego powinnyśmy zacząć, ale hamowała mnie myśl, że moja kuzynka wybuchnęłaby śmiechem. Dlatego czekałam na jej reakcję wierząc, że wie co robi.
- Ale ty wiesz co robić, prawda? - zapytałam niepewnie.
Uniosłam się siadając na przeciwko i położyłam swoje dłonie na jej ramionach. Miałam wrażenie, że im dłużej myślałam o naszej próbie, tym bardziej się rumieniłam.
- Oh, czasami się zastanawiam czy jest w tobie choć krzta romantyzmu - wymruczałam niezadowolona.
Dla mnie to nie był tylko gest. Głęboko wierzyłam w to, że było to naprawdę wielkie i niezwykle emocjonujące wydarzenie. Gdyby tak nie było, to dlaczego byłoby tyle książek na ten temat? Dlaczego autorzy poświęcali by na ten moment aż tyle uwagi? Darcy zdecydowanie za mało czytała powieści romantycznych.
- Ja nie wiem, czy umiem - powiedziałam niepewnie. - A jeśli zrobię coś, co zniechęci mężczyznę? Albo będę się za bardzo ślinić albo moje usta nie będą tak dobrze się układały?
Nie owijałam w bawełnę, nie szukałam zamiennych, pięknych słów, a mówiłam prosto to co myślę. Wiedziałam bowiem, że mogę być z nią w stu procentach szczera. Zaczęłam panikować i już miałam sprawdzać, czy przypadkiem nie śmierdzi mi z ust, bo przecież to też było ważne, kiedy Darcy stwierdziła, że może mi to udowodnić. Zastygłam w bezruchu, patrząc na nią najpierw niepewnie, a potem z lekkim niedowierzaniem.
- Na pewno? - dopytałam.
Kochałam Darcy i bardzo jej ufałam, nigdy jednak nie wpadłyśmy na tak genialny pomysł. Zacisnęłam usta, opuszczając dłonie. Chciałam wziąć książkę w dłoń i sprawdzić od czego powinnyśmy zacząć, ale hamowała mnie myśl, że moja kuzynka wybuchnęłaby śmiechem. Dlatego czekałam na jej reakcję wierząc, że wie co robi.
- Ale ty wiesz co robić, prawda? - zapytałam niepewnie.
Uniosłam się siadając na przeciwko i położyłam swoje dłonie na jej ramionach. Miałam wrażenie, że im dłużej myślałam o naszej próbie, tym bardziej się rumieniłam.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Darcy niestety należała raczej do realistów, rujnując tym samym romantyczne wyobrażenie Rosalie i zupełnie nie zdawała sobie z tego sprawy. Żyła raczej bardzo optymistycznym założeniem, ze z czasem i Rosalie wyrośnie z tych fantastycznych, wyimaginowanych wizji o miłości. Wydawało jej się, ze każda dziewczyna, w którymś momencie gubi swoją wiarę w miłostki, a ona po prostu straciła ją wcześniej. Nie wiedziała, że los po prostu poskąpił jej tego rodzaju wrażliwości i w przyszłości taką delikatność mogłaby tylko pozorować.
— Wierzę w romans, ale nie w romantyczność — zauważyła Darcy, bo potrafiła sobie wyobrazić kobietę i mężczyznę, tylko nie w tej urokliwej pełnej cukierkowości otoczce. Może to było smutne, że nie szukała tego rodzaju uczucia. Mogłoby ją uskrzydlać, a zamiast tego, za kilka lat Rosier, trochę bardziej zgorzkniała od swojej kuzynki, będzie obserwować jedynie wznoszenie się swojej kochanej Rosalie i pewnie będzie życzyła jej w tym dużo szczęścia, bo Rosie miała tendencję do oddawania się swoim zrywom uczuć i skoro opuszczała rozsądek i gnała tam, gdzie kierowało ja serce, to skoro nie rozum, być może dobra passa ustrzeże ją przed zranieniem.
— A co tu jest do umienia? Masz to w genach — mruknęła Darcy tonem największego znawcy, chociaż o całowaniu miała to samo pojęcie co Rosalie albo nawet mniejsze, bo nie czytała tylu romansideł, jedynie poezję, do której czytania namawiała ją matka, czy wychowawcy w Beauxbatons. Mimo to wydawała się pewna, kiedy zabrała kuzynce książkę, jakby odczytując z jej twarzy, co chciała z nią zrobić.
— Tam nie ma nic realnego, co mogłoby Ci się realnie przydać — mruknęła odkładając tomik na trawę obok nich i wróciła swoim spojrzeniem do Rosalie. Panienka Yaxley być może była pierwsza osobą, którą Darcy potraktowała tak magnetyzującym, pełnym hipnotyzującej nuty spojrzeniem. Chciała, żeby Rosie jej zaufała, mimo, ze przecież ufały sobie obie, ale musiała wyczytać w jej tęczówkach pewność w momencie, w którym sama nie miała pojęcia co robić. Chociaż brzmiała na przekonaną, dłoń z lekkim wahaniem przyłożyła do policzka Rosie, wpatrując się w jej oczy, kiedy zbliżała do niej swoją twarz. Przymknęła je dopiero w niewielkiej odległości od niej. Ich usta w końcu, po bardzo długiej chwili oczekiwania, bo Darcy zdawała się przeciągać ten moment, czując narastające w głowie myśli. Jeszcze zanim jej wargi poczuły miękkość ust Rosalie, rozważała wszelkie techniki całowania, ale w momencie, w którym już poczuła zaskakująco przyjemną fakturę i ciepło, zareagowała instynktownie, trochę nieporadnie, ale czule musnąwszy usta kuzynki. Pomagało zaufanie jakim się darzyły i ciepłe uczucia, chociaż Darcy nie miała o tym pojęcia. Zanim smagnęła jej usta znów, uchyliła powieki, odsuwając się nieznacznie, chcąc się upewnić, czy Rosalie się nie rozmyśliła.
— Wierzę w romans, ale nie w romantyczność — zauważyła Darcy, bo potrafiła sobie wyobrazić kobietę i mężczyznę, tylko nie w tej urokliwej pełnej cukierkowości otoczce. Może to było smutne, że nie szukała tego rodzaju uczucia. Mogłoby ją uskrzydlać, a zamiast tego, za kilka lat Rosier, trochę bardziej zgorzkniała od swojej kuzynki, będzie obserwować jedynie wznoszenie się swojej kochanej Rosalie i pewnie będzie życzyła jej w tym dużo szczęścia, bo Rosie miała tendencję do oddawania się swoim zrywom uczuć i skoro opuszczała rozsądek i gnała tam, gdzie kierowało ja serce, to skoro nie rozum, być może dobra passa ustrzeże ją przed zranieniem.
— A co tu jest do umienia? Masz to w genach — mruknęła Darcy tonem największego znawcy, chociaż o całowaniu miała to samo pojęcie co Rosalie albo nawet mniejsze, bo nie czytała tylu romansideł, jedynie poezję, do której czytania namawiała ją matka, czy wychowawcy w Beauxbatons. Mimo to wydawała się pewna, kiedy zabrała kuzynce książkę, jakby odczytując z jej twarzy, co chciała z nią zrobić.
— Tam nie ma nic realnego, co mogłoby Ci się realnie przydać — mruknęła odkładając tomik na trawę obok nich i wróciła swoim spojrzeniem do Rosalie. Panienka Yaxley być może była pierwsza osobą, którą Darcy potraktowała tak magnetyzującym, pełnym hipnotyzującej nuty spojrzeniem. Chciała, żeby Rosie jej zaufała, mimo, ze przecież ufały sobie obie, ale musiała wyczytać w jej tęczówkach pewność w momencie, w którym sama nie miała pojęcia co robić. Chociaż brzmiała na przekonaną, dłoń z lekkim wahaniem przyłożyła do policzka Rosie, wpatrując się w jej oczy, kiedy zbliżała do niej swoją twarz. Przymknęła je dopiero w niewielkiej odległości od niej. Ich usta w końcu, po bardzo długiej chwili oczekiwania, bo Darcy zdawała się przeciągać ten moment, czując narastające w głowie myśli. Jeszcze zanim jej wargi poczuły miękkość ust Rosalie, rozważała wszelkie techniki całowania, ale w momencie, w którym już poczuła zaskakująco przyjemną fakturę i ciepło, zareagowała instynktownie, trochę nieporadnie, ale czule musnąwszy usta kuzynki. Pomagało zaufanie jakim się darzyły i ciepłe uczucia, chociaż Darcy nie miała o tym pojęcia. Zanim smagnęła jej usta znów, uchyliła powieki, odsuwając się nieznacznie, chcąc się upewnić, czy Rosalie się nie rozmyśliła.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
W momencie kiedy Darcy otrzymywała nadmierny spokój, umiejętność ukrywania swoich uczuć czy mądrość, ja zapewne stałam w kolejce po romantyczność i zbyt dużą dozę fantazji. Nie rozumiałam gdzie leżał błąd, że moja najdroższa kuzynka tak bardzo strzegła się romantyczności, jakby było to coś, co w przyszłości mogłoby jej zaszkodzić. Sama uważałam, że romantyczność, ta prawdziwa, w związku jest bardzo potrzebna. Darcy była innego zdania. Dziwiłam się czasem, że my w ogóle się dogadujemy.
- W genach, genach. Przydałoby się jednak trochę umiejętności - powiedziałam patrząc jak zabiera mi książkę. - Jak to nie ma? Wiesz w ilu powieściach jest dokładnie opisane jak bohaterowie podchodzą do tego momentu? Co po kolei robią…
Przerwałam w momencie, gdy natrafiłam na hipnotyzujące spojrzenie kuzynki. Uchyliłam lekko usta, w pewnym sensie nie mogąc uwierzyć, że ona naprawdę się do mnie zbliża. Jej dłoń nagle pojawiła się na moim policzku, jest usta zbliżały się powolutku, jakby chciała przeciągnąć ten moment jak najdłużej. Nigdy się nie całowałam, nie wiem jak to jest, gdy usta zbliżają się do siebie, jakie to uczucie, gdy dwie osoby tak blisko się stykają. Gdy już miało dojść do pocałunku, w mojej głowie krążyło wiele myśli, przez takie najbardziej prymitywne jak ciekawość tego jak to jest, po zastanawianie się, czy aby na pewno powinnyśmy. Intuicyjnie zamknęłam oczy i gdy nasze usta się zetknęły wszystkie wątpliwości odeszły jak ręką odjął. Pierwsze muśnięcie, przyjemne ciepło, delikatna faktura starannie wypielęgnowanych warg. Nie spodziewałam się, że pocałunek może być tak przyjemny. Nagle Darcy oderwała się, lekko uchyliłam oczy, nie wiedząc, czy to już wszystko? A ona patrzyła się na mnie pytająco. W oczach zatańczyły mi iskierki, teraz to jak lekko się do niej przysunęłam, muskając ponownie jej usta. Z jakiegoś powodu tak bardzo pragnęłam jej bliskości. Nie zważałam na to, czy całuje ją dobrze. Mi było bardzo przyjemnie, liczyłam na to, że i mojej kuzynce się podoba. Nie chciałam tego przerywać, pozwoliłam jej samej zadecydować, kiedy powinnyśmy przestać.
- W genach, genach. Przydałoby się jednak trochę umiejętności - powiedziałam patrząc jak zabiera mi książkę. - Jak to nie ma? Wiesz w ilu powieściach jest dokładnie opisane jak bohaterowie podchodzą do tego momentu? Co po kolei robią…
Przerwałam w momencie, gdy natrafiłam na hipnotyzujące spojrzenie kuzynki. Uchyliłam lekko usta, w pewnym sensie nie mogąc uwierzyć, że ona naprawdę się do mnie zbliża. Jej dłoń nagle pojawiła się na moim policzku, jest usta zbliżały się powolutku, jakby chciała przeciągnąć ten moment jak najdłużej. Nigdy się nie całowałam, nie wiem jak to jest, gdy usta zbliżają się do siebie, jakie to uczucie, gdy dwie osoby tak blisko się stykają. Gdy już miało dojść do pocałunku, w mojej głowie krążyło wiele myśli, przez takie najbardziej prymitywne jak ciekawość tego jak to jest, po zastanawianie się, czy aby na pewno powinnyśmy. Intuicyjnie zamknęłam oczy i gdy nasze usta się zetknęły wszystkie wątpliwości odeszły jak ręką odjął. Pierwsze muśnięcie, przyjemne ciepło, delikatna faktura starannie wypielęgnowanych warg. Nie spodziewałam się, że pocałunek może być tak przyjemny. Nagle Darcy oderwała się, lekko uchyliłam oczy, nie wiedząc, czy to już wszystko? A ona patrzyła się na mnie pytająco. W oczach zatańczyły mi iskierki, teraz to jak lekko się do niej przysunęłam, muskając ponownie jej usta. Z jakiegoś powodu tak bardzo pragnęłam jej bliskości. Nie zważałam na to, czy całuje ją dobrze. Mi było bardzo przyjemnie, liczyłam na to, że i mojej kuzynce się podoba. Nie chciałam tego przerywać, pozwoliłam jej samej zadecydować, kiedy powinnyśmy przestać.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Darcy nie przykładała uwagi do powieści, uznając je za fikcję. Prawdziwe życie wyglądało trochę inaczej. Rosier była przekonana, że realnie, wszelkie czynności, jakie bohaterowie wykonuj w książkach, odgrywają się inaczej. Można sobie wyrzucić taką książkę do kosza. Panienka Rosier w tym momencie próbowała zaufać bardziej swoim instynktom.
— Nie wiem. Nie czytam takich powieści — przyznała zgodnie z prawdą, bo jedyna romantyczność z jaką się zetknęła, to ta, o której pisał Charles Baudelaire w swoich erotykach, a one były przepełnione kontrowersją i ludzką słabością. Nie sądziła by Rosalie chciała brać przykład z takich autorów, którzy o wszelkich pocałunkach pisali w bardziej wyuzdany, niegodny damy sposób. Sama Darcy najpewniej zetknęła się z jego poezją za pośrednictwem zbiorów swojego brata – miejmy nadzieję, że nie sama takich treści szukała, bo to nie przystoi młodej dziewczynie.
Na szczęście Rosier nie opierała się na tej samej lubieżności. Jej pocałunek był miękki, lekki, nienachlany. Taki sam, jakim uraczyła ją Rosalie. Jeśli mężczyźni całowali w ten subtelny, przyjemny sposób, sprawiający, że kobieta czuła się traktowana z odpowiednią wrażliwością i wyczuciem… to Darcy nabrała pewności, ze wyczekiwanie takich pocałunków będzie wykazywaniem większej siły woli niż się spodziewała wcześniej. Usta Rosalie były ciepłe, pełne i smakowały słodko, specyfikami, jakie Rosalie nakładała na skórę. Rosier czując w nozdrzach tą bardzo dobrze znaną jej woń, była pewna, że ten gest, w tym towarzystwie wydawał się bardzo odpowiedni. Nie sądziła by komuś poza Rosie mogła zaufać w tym stopniu, żeby móc badać jej reakcje na tak nieznanej im obu ścieżce. Jeśli ktoś miał odkrywać slabości Darcy, Rosier chciała, żeby to była Rosalie, bo wiedziała, że jej może powierzyć takie wspomnienie. Ona nigdy nie użyje żadnej wiedzy o swojej kuzynce przeciw niej. Jeśli ktoś ma natrafić na niepewność Rosier, to panienka Yaxley. Korzystając z okazji, że obie mogły przez takie dzialania przygotować się na przyszłość, tak aby nikt ich nie zaskoczył, odsunęła się tylko na moment. Wbrew pozorom nie po to, żeby przerwać ten pocałunek, jaki tym razem Rosalie pierwsza złożyła na jej wargach. Zaczerpnęła powietrza, przykładając dłoń do jej policzka, całując ją teraz głębiej, odważnie, jak na niepewność swoich ruchów, wsuwając język pomiędzy słodkie wargi przyjaciółki. Pewna, że żadna z nich nie potraktuje tego, jako za wiele. To był ich eksperyment i lekcja, a Darcy z lekcji lubiła wyciągać jak najwięcej.
— Nie wiem. Nie czytam takich powieści — przyznała zgodnie z prawdą, bo jedyna romantyczność z jaką się zetknęła, to ta, o której pisał Charles Baudelaire w swoich erotykach, a one były przepełnione kontrowersją i ludzką słabością. Nie sądziła by Rosalie chciała brać przykład z takich autorów, którzy o wszelkich pocałunkach pisali w bardziej wyuzdany, niegodny damy sposób. Sama Darcy najpewniej zetknęła się z jego poezją za pośrednictwem zbiorów swojego brata – miejmy nadzieję, że nie sama takich treści szukała, bo to nie przystoi młodej dziewczynie.
Na szczęście Rosier nie opierała się na tej samej lubieżności. Jej pocałunek był miękki, lekki, nienachlany. Taki sam, jakim uraczyła ją Rosalie. Jeśli mężczyźni całowali w ten subtelny, przyjemny sposób, sprawiający, że kobieta czuła się traktowana z odpowiednią wrażliwością i wyczuciem… to Darcy nabrała pewności, ze wyczekiwanie takich pocałunków będzie wykazywaniem większej siły woli niż się spodziewała wcześniej. Usta Rosalie były ciepłe, pełne i smakowały słodko, specyfikami, jakie Rosalie nakładała na skórę. Rosier czując w nozdrzach tą bardzo dobrze znaną jej woń, była pewna, że ten gest, w tym towarzystwie wydawał się bardzo odpowiedni. Nie sądziła by komuś poza Rosie mogła zaufać w tym stopniu, żeby móc badać jej reakcje na tak nieznanej im obu ścieżce. Jeśli ktoś miał odkrywać slabości Darcy, Rosier chciała, żeby to była Rosalie, bo wiedziała, że jej może powierzyć takie wspomnienie. Ona nigdy nie użyje żadnej wiedzy o swojej kuzynce przeciw niej. Jeśli ktoś ma natrafić na niepewność Rosier, to panienka Yaxley. Korzystając z okazji, że obie mogły przez takie dzialania przygotować się na przyszłość, tak aby nikt ich nie zaskoczył, odsunęła się tylko na moment. Wbrew pozorom nie po to, żeby przerwać ten pocałunek, jaki tym razem Rosalie pierwsza złożyła na jej wargach. Zaczerpnęła powietrza, przykładając dłoń do jej policzka, całując ją teraz głębiej, odważnie, jak na niepewność swoich ruchów, wsuwając język pomiędzy słodkie wargi przyjaciółki. Pewna, że żadna z nich nie potraktuje tego, jako za wiele. To był ich eksperyment i lekcja, a Darcy z lekcji lubiła wyciągać jak najwięcej.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ułożyłam usta w prostą linię. Mogłabym Darcy wyliczać w ilu książkach całowano się tak, a w ilu inaczej. W ilu autor opisał dokładnie cały szczegół, a w ilu zabił tak cudowny, romantyczny wątek. Mogłabym, ale Darcy kompletnie nie była tym zainteresowana. Czasami miałam wrażenie, że byłyśmy swoim kompletnym przeciwieństwem. Ja gorący ogień, a ona zimny lód.
- No wiem właśnie, że nie czytasz i kompletnie cię nie rozumiem, przecież to jest bardzo ciekawe - mruknęłam pod nosem.
Instynkt, instynktowi. U Darcy zadziałał on zdecydowanie lepiej niż u mnie. Od razu miałam wrażenie, jakby wiedziała co robi, chociaż znałam ją na tyle dobrze, aby czuć jej niepewność. I to dosłownie ją czuć.
Pocałunek był niezwykle przyjemny, a kobiece usta nadzwyczaj miękkie, delikatne. Nic nie było nachalnego, poznawałyśmy swoje ruchy, jedna do drugiej powoli się dostosowywała. Nie śpieszyłyśmy się wierząc, że tutaj, chronione roślinnością, jesteśmy niewidoczne i nikt nie ma prawa nam przeszkodzić.
To co czułam, było nie do opisania. Niezwykłe ciepło rozeszło się po moim ciele, powodując, nieznane mi dotychczas, dreszcze. Ciepło to zatrzymało się na sercu, a potem czułam, jak powoli schodzi w dół, docierając aż do podbrzusza, a wtedy poczułam coś, czego nie potrafiłam sobie na tą chwilę wytłumaczyć. Gęsia skórka, spowodowana tym uczuciem, pojawiła się na mojej skórze, nie chciała przeminąć.
Spojrzałam na chwile w oczy mojej przyjaciółce, gdy się na tę chwilę odsunęła, a gdy nasze wargi spotkały się po raz kolejny, od razu wyczułam, że ruchy lady Rosier stały się zdecydowanie pewniejsze. Taka była moja przyjaciółka, lubiła próbować nowych rzeczy, pozwalać sobie na wiele, pod pretekstem nauki. A ja nie miałam zamiaru jej przerywać, ba! sama byłam tego wszystkiego niezwykle ciekawa.
Uczucie obcego języka pomiędzy swoimi wargami, na początku, było dosyć dziwne. Na tyle, że nie wiedziałam, jak mam się do tego odnieść. Pewność Darcy ciągnęła mnie jednak do przodu na tyle mocno, że sama również się do niej przyłączyłam.
Nigdy wcześniej nie byłyśmy ze sobą tak blisko, a przecież robiłyśmy wiele rzeczy wspólnie. Zacisnęłam lekko swoją dłoń na jej talii, oddając się tym uczuciom, tak nowym i tak, póki co, niezrozumiałym.
W tym momencie mój umiar chyba znikł. Sama nie chciałam tego przerywać, póki nie brakowało nam tchu, póki byłyśmy w stanie to kontynuować, ja chciałam jeszcze i jeszcze. Ciepło w moim ciele okazało się niezwykle przyjemne. Czy Darcy również je wyczuła?
- No wiem właśnie, że nie czytasz i kompletnie cię nie rozumiem, przecież to jest bardzo ciekawe - mruknęłam pod nosem.
Instynkt, instynktowi. U Darcy zadziałał on zdecydowanie lepiej niż u mnie. Od razu miałam wrażenie, jakby wiedziała co robi, chociaż znałam ją na tyle dobrze, aby czuć jej niepewność. I to dosłownie ją czuć.
Pocałunek był niezwykle przyjemny, a kobiece usta nadzwyczaj miękkie, delikatne. Nic nie było nachalnego, poznawałyśmy swoje ruchy, jedna do drugiej powoli się dostosowywała. Nie śpieszyłyśmy się wierząc, że tutaj, chronione roślinnością, jesteśmy niewidoczne i nikt nie ma prawa nam przeszkodzić.
To co czułam, było nie do opisania. Niezwykłe ciepło rozeszło się po moim ciele, powodując, nieznane mi dotychczas, dreszcze. Ciepło to zatrzymało się na sercu, a potem czułam, jak powoli schodzi w dół, docierając aż do podbrzusza, a wtedy poczułam coś, czego nie potrafiłam sobie na tą chwilę wytłumaczyć. Gęsia skórka, spowodowana tym uczuciem, pojawiła się na mojej skórze, nie chciała przeminąć.
Spojrzałam na chwile w oczy mojej przyjaciółce, gdy się na tę chwilę odsunęła, a gdy nasze wargi spotkały się po raz kolejny, od razu wyczułam, że ruchy lady Rosier stały się zdecydowanie pewniejsze. Taka była moja przyjaciółka, lubiła próbować nowych rzeczy, pozwalać sobie na wiele, pod pretekstem nauki. A ja nie miałam zamiaru jej przerywać, ba! sama byłam tego wszystkiego niezwykle ciekawa.
Uczucie obcego języka pomiędzy swoimi wargami, na początku, było dosyć dziwne. Na tyle, że nie wiedziałam, jak mam się do tego odnieść. Pewność Darcy ciągnęła mnie jednak do przodu na tyle mocno, że sama również się do niej przyłączyłam.
Nigdy wcześniej nie byłyśmy ze sobą tak blisko, a przecież robiłyśmy wiele rzeczy wspólnie. Zacisnęłam lekko swoją dłoń na jej talii, oddając się tym uczuciom, tak nowym i tak, póki co, niezrozumiałym.
W tym momencie mój umiar chyba znikł. Sama nie chciałam tego przerywać, póki nie brakowało nam tchu, póki byłyśmy w stanie to kontynuować, ja chciałam jeszcze i jeszcze. Ciepło w moim ciele okazało się niezwykle przyjemne. Czy Darcy również je wyczuła?
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
To czego obie doświadczały było nieporównywalne do czegokolwiek innego wcześniej. Bie były dokładnie jednak świadome tego gestu i żadna z nich, najpewniej, nie odczuwała w związku z nim żadnej namiętności, a przynajmniej nie powinna. Darcy uznawała ten moment za wyjątkowo przyjemny, rozgrzewający ciało i relaksujący umysł, ale tylu głowy pozostawała jej informacja że całowała się z kobietą, ze swoją kuzynką, śliczną wilą, Rosalie. Nie było w tym nic zbereźnego, ani niestosownego, bo była to nauka. Nauka, która z pewnością przyda im się w przyszłości, gdyby przyszło im zaskakiwać mężczyzn swoją seksualnością. Lepiej było taką edukację przeżyć z zaufaną sobie osobą, niż obcym mężczyzną, który mógłby taką informację wykorzystać przeciwko nim. Ponadto, Darcy wierzyła, że jeśli nie zasmakowałaby teraz czyichś ust, w przyszłości, być może takie doświadczenie kusiłoby ją w tym stopniu, ze nie potrafiłaby się tej pokusie oprzeć. Teraz wiedziała, czego mogła się spodziewać i była pewna, ze nie da byle jakiemu mężczyźnie skosztować swoich warg, w tak łatwy sposób, w jaki poddała je całkowicie ulegle Rosie.
— To było… sama wiesz — odezwała się w końcu, zmuszając się do odsunięcia. Nie musiały tego w żaden sposób komentować. Darcy uśmiechnęła się do Rosalie pokrzepiająco.
— Widzisz? — dopytała — nie masz się czym martwic, będziesz wiedziała co robić — zapewniła ją, uznając, że teraz… ona również zdobyła cenne doświadczenie. Chwilę potem wstała z miejsca, podając dłoń Rosalie. Policzki chyba obie miały zaróżowione, co akurat w przypadku Darcy nie często miało miejsce. Te ostatki romantyzmu miała pożegnać już za kilka lat, ale o tym kiedyś.
| ztx2
— To było… sama wiesz — odezwała się w końcu, zmuszając się do odsunięcia. Nie musiały tego w żaden sposób komentować. Darcy uśmiechnęła się do Rosalie pokrzepiająco.
— Widzisz? — dopytała — nie masz się czym martwic, będziesz wiedziała co robić — zapewniła ją, uznając, że teraz… ona również zdobyła cenne doświadczenie. Chwilę potem wstała z miejsca, podając dłoń Rosalie. Policzki chyba obie miały zaróżowione, co akurat w przypadku Darcy nie często miało miejsce. Te ostatki romantyzmu miała pożegnać już za kilka lat, ale o tym kiedyś.
| ztx2
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Różany ogród, wakacje 1950.
Szybka odpowiedź