Łazienka
AutorWiadomość
Łazienka
Najbardziej oświetlnym pomieszczeniem pozostaje łazienka. Magrit i Robert spędzają niedzielne poranki na wspólnych kąpielach i czytaniu tomików, które poustawiane są na półkach po prawej stronie od wejścia. Nad wanną wisi autentyczny Paul Klee, lecz oni nie mają o tym pojęcia, uznając, że po prostu podoba im się ten rysunek.
Robert Lupin
Zawód : magiczny policjant
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
For somethin' that he never done.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Otóż ta sama tajemnica, która często w sprawach miłości osłania przyczynę katastorf, równie często spowija nagość pewnych szczęśliwych rozwiązań. Rozwiązania szczęśliwe podaj z pozoru - nie ma bowiem naprawdę szczęśliwych rozwiązań dla uczucia mającego tę właściwość, że wszelkie uczynienie ma zadość przesuwa jedynie ból w inne miejsce. Czasami wszelako następuje pauza i ma się jakiś czas zludzenie zdrowia - czytam zdanie po zdaniu powieść Marcela Prousta, zatrzymując się jednak przed końcem rozdziału na tej myśli.
Jestem okropnie chory na miłość do Magrit. Do tej pory może nie pojmowałem, że aż tak ogromnie. Od kilku tygodni wiemy już, że mamy coś poza małżeństwem wspólnego. Ugrupowanie polityczne, które nas zwerbowało. Od kilku tygodni wiemy, że będziemy się o siebie troszczyć w zwiększony sposób. Gdyby jeszcze coś nowego się nam zdarzyło, jak mógłbym sądzić, że kiedykolwiek się o nią martwiłem.
Spoglądam w jej stronę i uśmiecham się nieobecny. Co ona sądzi o tym, żeby zmienić książkę. Moglibyśmy znów męczyć Dickensa, albo może Hemingwaya. Lubię to jego poczucie humoru i to jak traktuje kobiety, chociaż ja nigdy nie potraktowałbym Magrit tak jak w jego książkach. Byłoby to zbyt prostackie. A może wrócimy do przerwanej lektury Źdźbeł trawy. Pocieram brodę i składam na chwilę książkę, bo sięgam do odłożonego wcześniej w popielniczkę papierosa. Zaciągam sie nim i mrużę lekko oczy.
Magrit i jej piersi wyłaniające się z piany w ciepłej wodzie, która wypęłnia wannę. Czy jest lepszy widok?
Jestem okropnie chory na miłość do Magrit. Do tej pory może nie pojmowałem, że aż tak ogromnie. Od kilku tygodni wiemy już, że mamy coś poza małżeństwem wspólnego. Ugrupowanie polityczne, które nas zwerbowało. Od kilku tygodni wiemy, że będziemy się o siebie troszczyć w zwiększony sposób. Gdyby jeszcze coś nowego się nam zdarzyło, jak mógłbym sądzić, że kiedykolwiek się o nią martwiłem.
Spoglądam w jej stronę i uśmiecham się nieobecny. Co ona sądzi o tym, żeby zmienić książkę. Moglibyśmy znów męczyć Dickensa, albo może Hemingwaya. Lubię to jego poczucie humoru i to jak traktuje kobiety, chociaż ja nigdy nie potraktowałbym Magrit tak jak w jego książkach. Byłoby to zbyt prostackie. A może wrócimy do przerwanej lektury Źdźbeł trawy. Pocieram brodę i składam na chwilę książkę, bo sięgam do odłożonego wcześniej w popielniczkę papierosa. Zaciągam sie nim i mrużę lekko oczy.
Magrit i jej piersi wyłaniające się z piany w ciepłej wodzie, która wypęłnia wannę. Czy jest lepszy widok?
+smoke rings of my mind+If you missed the train I'm on You will know that I am gone You can hear the whistle blow a hundred miles
Robert Lupin
Zawód : magiczny policjant
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
For somethin' that he never done.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Lubię te nasze niedzielne poranki. Gdy błogie rozleniwienie rozlewa się po całym ciele, a ja tonę w pianie i mydlanych bąbelkach, zatapiając się w nich aż po czubek drobnego nosa. Chwilami gubię się zanurzona w wodzie i bańkach bezwiednie unoszących się w powietrzu, gdy tylko rzucimy na nie odpowiednie zaklęcie. Jedne mniejsze, drugie większe, wędrują w przestrzeń całej łazienki, torując sobie zaskakujące szlaki, niekiedy wyrywając się aż na korytarz i rozprzestrzeniając się po całym domu. Wyłapuję w nich kolejne odbicia siebie. Ciebie. Fragmenty obrazu wiszącego tuż nad wanną. Rybia perspektywa nadaje im niekiedy tak przedziwny charakter, że od razu nabieram ochoty, aby kiedyś w końcu stworzyć podobnego rodzaju lustro - tym razem nie dające idealnego odzwierciedlenia przeglądającej się w nim osoby, ale wręcz przeciwnie: nieco zniekształconego. W końcu sam obraz świata nigdy nie okazuje się w pełni klarowny.
Kątem oka zerkam na mojego Bobby'ego, z uwagą wyłapując każde słowo wypływające z twoich ust. Z miłością spoglądam na każdy cień przebiegający ci po twarzy, gdy odbijają się na niej uczucia wzbudzane przez właśnie czytany fragment książki. Sięgam dłonią w twoją stronę, pozostawiając drobiny piany na lekko uniesionej ku górze brwi.
- To nie my - komentuję, wynurzając się z wanny i ukazując ci się w połowicznej okazałości. - U nas nie ma miejsca na żadne złudzenia. To czysta prawda. To uczucie między nami. Nie potrzebujemy zapowiedzi szczęśliwych rozwiązań, zasłon zarzuconych na czające się po kątach katastrofy. Przecież wystarczy nam, że mamy siebie.
Widzę twoje nieobecne spojrzenie, które zagubiło się gdzieś w przestrzeni nie-łazienki, jesteś teraz przecież w zupełnie innym świecie. Słów? Metafor? Baniek mydlanych? Co tydzień wybieramy którąś z książek. Zupełnie przypadkiem - choć niekiedy kierując dłonie w ściśle określonym kierunku. Podświadomie chcemy do c z e g o ś wrócić. Każdy z tych tomików to inny fragment wspólnych wspomnień. Czasem zastanawiamy się nad znaczeniem Doriana Grey'a, pytamy siebie, czy kiedykolwiek istniało w nas pragnienie zachowania jednej wersji siebie. Nie, przecież pragniemy zmian. Widać to niemalże na każdym kroku. Czy nie stąd wzięło się nasze zaangażowania w działania Zakonu Feniksa? Teraz pozostaje nam jedynie martwić się o siebie jeszcze bardziej. Jeszcze intensywniej. Bo gdyby coś się stało... Żadne z nas nie poradziłoby sobie bez tej drugiej cząstki siebie.
- Chyba dostałam nowe, długoterminowe zlecenie... - rzucam jakby mimochodem, sięgając po tkwiącego w twych ustach papierosa. Wypuszczam z ust cienką zasłonę dymu, jakbym obawiała się reakcji odmalowującej się na twojej twarzy, licząc na to, że ta szara powłoczka choć na moment pozwoli mi jej nie dostrzec, odsunąć ode mnie, od nas, na cenne ułamki sekund.
Kątem oka zerkam na mojego Bobby'ego, z uwagą wyłapując każde słowo wypływające z twoich ust. Z miłością spoglądam na każdy cień przebiegający ci po twarzy, gdy odbijają się na niej uczucia wzbudzane przez właśnie czytany fragment książki. Sięgam dłonią w twoją stronę, pozostawiając drobiny piany na lekko uniesionej ku górze brwi.
- To nie my - komentuję, wynurzając się z wanny i ukazując ci się w połowicznej okazałości. - U nas nie ma miejsca na żadne złudzenia. To czysta prawda. To uczucie między nami. Nie potrzebujemy zapowiedzi szczęśliwych rozwiązań, zasłon zarzuconych na czające się po kątach katastrofy. Przecież wystarczy nam, że mamy siebie.
Widzę twoje nieobecne spojrzenie, które zagubiło się gdzieś w przestrzeni nie-łazienki, jesteś teraz przecież w zupełnie innym świecie. Słów? Metafor? Baniek mydlanych? Co tydzień wybieramy którąś z książek. Zupełnie przypadkiem - choć niekiedy kierując dłonie w ściśle określonym kierunku. Podświadomie chcemy do c z e g o ś wrócić. Każdy z tych tomików to inny fragment wspólnych wspomnień. Czasem zastanawiamy się nad znaczeniem Doriana Grey'a, pytamy siebie, czy kiedykolwiek istniało w nas pragnienie zachowania jednej wersji siebie. Nie, przecież pragniemy zmian. Widać to niemalże na każdym kroku. Czy nie stąd wzięło się nasze zaangażowania w działania Zakonu Feniksa? Teraz pozostaje nam jedynie martwić się o siebie jeszcze bardziej. Jeszcze intensywniej. Bo gdyby coś się stało... Żadne z nas nie poradziłoby sobie bez tej drugiej cząstki siebie.
- Chyba dostałam nowe, długoterminowe zlecenie... - rzucam jakby mimochodem, sięgając po tkwiącego w twych ustach papierosa. Wypuszczam z ust cienką zasłonę dymu, jakbym obawiała się reakcji odmalowującej się na twojej twarzy, licząc na to, że ta szara powłoczka choć na moment pozwoli mi jej nie dostrzec, odsunąć ode mnie, od nas, na cenne ułamki sekund.
Gość
Gość
To właśnie, że mamy siebie. I to sprawia, że Robert chociaż zmęczony (on chyba zawsze jest zmęczony, taka jego natura), zdołał się poruszyć ze swojego wygodnego siedzenia i przychylić by całusa skraść jej jednego, albo nie, albo cały pocałunek. Całowanie Magrit było najlepszą rzeczą, którą mógł robić zaraz po przebudzeniu i jako ostatnią rzecz przed snem. I będzie mógł tak do końca życia. Bo chociaż z początku nie obiecywali sobie dużo, a właściwie wciąż wydaje sie, że są zaklęci jakimś czarem, który ich przy sobie trzyma, bo inaczej ofruneliby w dwa inne kierunki, ale kiedy postanowili wziąć ślub, to związali się może bardziej? To była jakaś deklaracja, że się nie opuszczą nigdy, chociaż ze strony Roberta owego myślenia o przyszłości było mniej, więcej w tym było niewybrednego przekonania, że jeżeli miałby kiedykolwiek się zenić to tylko z nią. A jeżeli już ją poznał i nie chce, żeby nikt inny się do niej nie przystawiał (bo koledzy próbowali nie raz), to jak inaczej tego nie uczynić? I mówił jej wtedy, że to ich przeznaczenie, a ona jest jego gwiazdą, do której śpiewał mimo, że się jeszcze nie znali. Opowieści o zaginionych duszach i te wszystkie wzniosłe momenty, których kontynuację mają każdego kolejnego dnia. W takich chwilach jak ta. Zawieszone w przestrzeni bańki wybuchają obok jego ucha. Słyszy jak pęka nie tylko ich powłoka, ale alegoria życia przemijającego się pojawia. Tylko czasami Robert zapomina o tym, że boi się upływu czasu, ale zawsze jest to w ramionach Magrit.
- Proust nie pisał na szczęście o nas. Bo jeżeli by pisał, to wprawiałby w ekstazę zbyt wielu czytelników, a każdy młody chłopiec sięgałby po jego książkę by poczytać o twoich piersiach, twoich ustach, twoich dłoniach - a potem przechodzi do bardziej sugestywnych części ciała, chyba zaraz skończy się tak, że zabierze ją do sypialni. W każdym razie raczył ją słowami, pocałunkami, raczył swoim towarzyswtem, ręke oparł na wannie i gdzieś tam wymacał co chciał, ale ale..
Może wcale nie skończy tak jak by chciał, bo przecież dopiero teraz przypomina mu się, albo ona może powiedziała coś takiego przez chwilę jak zamiast się całowąc, to znów zaczął palić... powiedziała cośtakiego, że aż na nią spojrzał podejrzliwe.
- Niebezpieczne, tak?
Przecież wie, że tak nie można, że jeżeli znów coś się z ną stanie, to on nie wyrwie się z tego?
- Proust nie pisał na szczęście o nas. Bo jeżeli by pisał, to wprawiałby w ekstazę zbyt wielu czytelników, a każdy młody chłopiec sięgałby po jego książkę by poczytać o twoich piersiach, twoich ustach, twoich dłoniach - a potem przechodzi do bardziej sugestywnych części ciała, chyba zaraz skończy się tak, że zabierze ją do sypialni. W każdym razie raczył ją słowami, pocałunkami, raczył swoim towarzyswtem, ręke oparł na wannie i gdzieś tam wymacał co chciał, ale ale..
Może wcale nie skończy tak jak by chciał, bo przecież dopiero teraz przypomina mu się, albo ona może powiedziała coś takiego przez chwilę jak zamiast się całowąc, to znów zaczął palić... powiedziała cośtakiego, że aż na nią spojrzał podejrzliwe.
- Niebezpieczne, tak?
Przecież wie, że tak nie można, że jeżeli znów coś się z ną stanie, to on nie wyrwie się z tego?
+smoke rings of my mind+If you missed the train I'm on You will know that I am gone You can hear the whistle blow a hundred miles
Robert Lupin
Zawód : magiczny policjant
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
For somethin' that he never done.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Ty i ja. Czasami zastanawiam się, co by było, gdyby wszyscy ci ludzie wokół byli jak te bańki mydlane. Oddalaliby się od nas coraz bardziej i bardziej, unosili coraz wyżej i wyżej. I pękali bez zapowiedzi, całkiem nagle, zlewając się z powietrzem, przestrzenią świata i na zawsze znikając nam z oczu. Ale my jesteśmy przecież samowystarczalni, nic nie jest w stanie wtrącić nas w otchłań samotności. Jeśli tylko wciąż będziemy mieli siebie, to chyba nawet bez tych ludzkich baniek wokół, nic nie mogłoby nas zmienić. Tylko sami samych siebie czasem jesteśmy w stanie wyprowadzić z równowagi. Pamiętam, raz nawet rozbiliśmy cały zestaw naczyń. Nie taki zwykły, ten dla gości, na dwanaście osób. A tam talerze płytkie, głębokie, małe, filiżanki, półmiski i kolorowe wazy. Wszystko poszło w drobny mak. Leżeliśmy potem na łóżku w sypialni, złączeni w uścisku zmęczenia i bezsilności. Już nawet nie wiedzieliśmy, kiedy przyszedł ten moment, w którym po prostu przestaliśmy gniewać się na siebie. Nie potrafiliśmy nawet odtworzyć konkretnego powodu naszej małej sprzeczki.
Wzajemnie kradniemy sobie pocałunki, a każdy kolejny sprawia, że staję się pocałunkową kleptomanką. I nie ma dla mnie lekarstwa, nikomu nie udałoby się stworzyć odpowiedniej receptury, bo już teraz wiem, że nigdy nie potrafiłabym sobie ich odmówić. To prawda, że pozwalałam sobie na skrywany uśmiech, gdy dostrzegałam ukradkowe spojrzenia twoich kolegów z pracy, czułam twoją rękę nieco bardziej zaborczo zaciskającą się na moim ramieniu, a sama splatałam swoje palce z twoimi palcami w jednoznacznym uścisku. W końcu to milicjanci, niech wiedzą, że jesteśmy spięci ze sobą najtrwalszymi z możliwych kajdankami. Ale wbrew pozorom czasem i ja niecierpliwie wieczorami, czy leżąc w łóżku i walcząc z nagłą bezsennością, rozmyślałam o tym, czy Bobby skończył już może swoją zmianę, czy może skoczył na jednego? Oczami wyobraźni widziałam te wszystkie niewieście macki wyciągające się w twoją stronę, porażone brzmieniem głębokiego głosu. Choć przecież wiedziałam, że nigdy byś mi tego nie zrobił. Ty nie, ale kobiet to niekiedy bardzo podstępne kreatury.
Śmieję się perliście słysząc twoje kolejne słowa.
- A tak, to już zawsze będę tylko, w całości twoim, sekretem. Moje piersi, moje usta, moje dłonie... - przygryzam lekko wargi, nie spuszczając z ciebie wzroku, gdy pod wpływem twojego dotyku ciało me wygina się delikatnie, w ten sposób przyjmując kolejne fale rozpływającej się po nim rozkoszy, gdy szczupłe palce zaciskają się na krawędziach wanny...
Dym papierosów nie drażni mi już nozdrzy, delikatna mgiełka rozpłynęła się w powietrzu, a ty sięgasz po chyba tysiącznego już w życiu papierosa.
- Mój nowy klient zaproponował mi prowadzenie badań. Wyobrażasz to sobie, Bobby?! - W oczach zapalają mi się lampki entuzjazmu. - Wiesz, jak mogłabym się rozwinąć? W końcu mogłabym w pełni wykorzystać moje umiejętności! Ten Mulciber... To tajemniczy człowiek, ale wydaje mi się...
Nie możemy bać się każdego cienia. Doskonale pamiętam, że ostatnim razem popełniłam błąd. Jednak teraz będę ostrożniejsza, czy nie byłoby zbrodnią, gdyby taka okazja uciekła mi sprzed nosa?
Wzajemnie kradniemy sobie pocałunki, a każdy kolejny sprawia, że staję się pocałunkową kleptomanką. I nie ma dla mnie lekarstwa, nikomu nie udałoby się stworzyć odpowiedniej receptury, bo już teraz wiem, że nigdy nie potrafiłabym sobie ich odmówić. To prawda, że pozwalałam sobie na skrywany uśmiech, gdy dostrzegałam ukradkowe spojrzenia twoich kolegów z pracy, czułam twoją rękę nieco bardziej zaborczo zaciskającą się na moim ramieniu, a sama splatałam swoje palce z twoimi palcami w jednoznacznym uścisku. W końcu to milicjanci, niech wiedzą, że jesteśmy spięci ze sobą najtrwalszymi z możliwych kajdankami. Ale wbrew pozorom czasem i ja niecierpliwie wieczorami, czy leżąc w łóżku i walcząc z nagłą bezsennością, rozmyślałam o tym, czy Bobby skończył już może swoją zmianę, czy może skoczył na jednego? Oczami wyobraźni widziałam te wszystkie niewieście macki wyciągające się w twoją stronę, porażone brzmieniem głębokiego głosu. Choć przecież wiedziałam, że nigdy byś mi tego nie zrobił. Ty nie, ale kobiet to niekiedy bardzo podstępne kreatury.
Śmieję się perliście słysząc twoje kolejne słowa.
- A tak, to już zawsze będę tylko, w całości twoim, sekretem. Moje piersi, moje usta, moje dłonie... - przygryzam lekko wargi, nie spuszczając z ciebie wzroku, gdy pod wpływem twojego dotyku ciało me wygina się delikatnie, w ten sposób przyjmując kolejne fale rozpływającej się po nim rozkoszy, gdy szczupłe palce zaciskają się na krawędziach wanny...
Dym papierosów nie drażni mi już nozdrzy, delikatna mgiełka rozpłynęła się w powietrzu, a ty sięgasz po chyba tysiącznego już w życiu papierosa.
- Mój nowy klient zaproponował mi prowadzenie badań. Wyobrażasz to sobie, Bobby?! - W oczach zapalają mi się lampki entuzjazmu. - Wiesz, jak mogłabym się rozwinąć? W końcu mogłabym w pełni wykorzystać moje umiejętności! Ten Mulciber... To tajemniczy człowiek, ale wydaje mi się...
Nie możemy bać się każdego cienia. Doskonale pamiętam, że ostatnim razem popełniłam błąd. Jednak teraz będę ostrożniejsza, czy nie byłoby zbrodnią, gdyby taka okazja uciekła mi sprzed nosa?
Gość
Gość
Intymności nigdy nie brakło im w egzystencji. Właściwie przebywając ze sobą w tak wielkich ilościach czasu, powinni byli się już chyba jej nieco pozbyć, czy raczej mogłaby im spowszednieć. A wydaje się, że pielęgnacje jej mają opanowaną do perfekcji, bo nawet chwili w kąpieli nie mogą wytrzymać bez złączenia ust w czułych namiętnościach, przez które pokazują sobie, jak są w sobie zakochani, tak jakby nie minął miesiąc od ich ślubu. A przecież mineło ich kilkadziesiat.
I chociażby chodził do tysiąca barów, a w każdym była setka kobiet, i każda z tych kobiet chciałaby użyć swoich sposobów, to niestety wszystkim musiałby pięknie odmawiać. Bo nie jest w stanie już w żadnej kobiecie się innej zakochać, wydaje mu się to nawet absurdalne. I czasami ma ochotę na fantazje wszelakie, lecz one zawsze pozostają jedynie fantazjami. To już chyba taki po prostu umysł artysty tak ma, że lubi wymyślać.
Jej słowa niepokoją go. Nazwisko zapamiętuje w mig. Dłonie zaś wyciąga w jej stronę znów.
- Pamiętasz co bylo ostatnio, jeszcze niektóre rany nie zagoiły się na twoich ramionach - tu przesuwa dłonią po jednej z nich, która nie znikła mimo, że minęło już wiele dni. Ale te rany, widoczne rany, one nie były najgorsze. Najgorszy wydawał się ten pęd, który kazał Magrit lekceważyć wszystkie znaki ostrzegawcze. Ona tak bardzo musiała przekraczać granice. Wszelakie. Wstyd się przyznać, ale Robert miał świadomość, że Magrit jest o kilka jednostek astronomicznych bardziej zaawansowaną artystką, niż on będzie kiedykolwiek w swoim niby-kinie. Może gdyby rzeczywiście zaczął w końcu nagrywać wymarzone filmy erotyczne... ale nie, ona i tak wyprzedziła go już wielokrotnie. Czystej zazdrości tutaj nie ma, bo pomiędzy nimi jest coś bardziej solidnego, otóż oni się po prostu kochają. I Robert się martwi nie o to, że znów to ona odniesie skuces a nie on, on się martwi o to, że zrobi sobie coś. I gdzie wtedy zostawi jego? Egoistycznie myśli tylko o tym, co się z nim stanie jak jej zabraknie. Ale nie da tego po sobie poznać. Będzie tylko marszczył czoło i czekał aż jej się język rozwiąże.
- Czy to niezgodne z prawem? - ma Magrit tę ciężkość, że jej własny osobisty mąż jest z policji. Oczywiście, że jej zaufa, i jeżeli ona stwierdzi, że zgodne z prawem, to nie będzie miał wątpliwości. Ale jako policjant nigdy nie może dać się przekonać w stu procentach. Sprawdzi to osobiście, a jeżeli bedzie trzeba, to sprawdzi tego całego Muclibera.
I chociażby chodził do tysiąca barów, a w każdym była setka kobiet, i każda z tych kobiet chciałaby użyć swoich sposobów, to niestety wszystkim musiałby pięknie odmawiać. Bo nie jest w stanie już w żadnej kobiecie się innej zakochać, wydaje mu się to nawet absurdalne. I czasami ma ochotę na fantazje wszelakie, lecz one zawsze pozostają jedynie fantazjami. To już chyba taki po prostu umysł artysty tak ma, że lubi wymyślać.
Jej słowa niepokoją go. Nazwisko zapamiętuje w mig. Dłonie zaś wyciąga w jej stronę znów.
- Pamiętasz co bylo ostatnio, jeszcze niektóre rany nie zagoiły się na twoich ramionach - tu przesuwa dłonią po jednej z nich, która nie znikła mimo, że minęło już wiele dni. Ale te rany, widoczne rany, one nie były najgorsze. Najgorszy wydawał się ten pęd, który kazał Magrit lekceważyć wszystkie znaki ostrzegawcze. Ona tak bardzo musiała przekraczać granice. Wszelakie. Wstyd się przyznać, ale Robert miał świadomość, że Magrit jest o kilka jednostek astronomicznych bardziej zaawansowaną artystką, niż on będzie kiedykolwiek w swoim niby-kinie. Może gdyby rzeczywiście zaczął w końcu nagrywać wymarzone filmy erotyczne... ale nie, ona i tak wyprzedziła go już wielokrotnie. Czystej zazdrości tutaj nie ma, bo pomiędzy nimi jest coś bardziej solidnego, otóż oni się po prostu kochają. I Robert się martwi nie o to, że znów to ona odniesie skuces a nie on, on się martwi o to, że zrobi sobie coś. I gdzie wtedy zostawi jego? Egoistycznie myśli tylko o tym, co się z nim stanie jak jej zabraknie. Ale nie da tego po sobie poznać. Będzie tylko marszczył czoło i czekał aż jej się język rozwiąże.
- Czy to niezgodne z prawem? - ma Magrit tę ciężkość, że jej własny osobisty mąż jest z policji. Oczywiście, że jej zaufa, i jeżeli ona stwierdzi, że zgodne z prawem, to nie będzie miał wątpliwości. Ale jako policjant nigdy nie może dać się przekonać w stu procentach. Sprawdzi to osobiście, a jeżeli bedzie trzeba, to sprawdzi tego całego Muclibera.
+smoke rings of my mind+If you missed the train I'm on You will know that I am gone You can hear the whistle blow a hundred miles
Robert Lupin
Zawód : magiczny policjant
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
For somethin' that he never done.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Rożne są granicę intymności. My już dawno skonstruowaliśmy jej własne ramy, choć przecież nic nie przeszkadza nam przesunąć ich nieco dalej, poszerzać horyzontów. Wszystkie chwyty dozwolone. Z każdym dniem ciągnie nas do siebie coraz bardziej i bardziej, choć chwilami bezwiednie odbijamy się od siebie, każdy przecież potrzebuje chwili samotności, to i tak zawsze wracamy, kierowani dziwnym przyciąganiem - plus i minus, słońce i deszcz, w końcu jedynie dzięki tym ostatnim może powstać tęcza. Wracamy więc do wiecznych pocałunków, wymiany intymnych gestów, czułego gładzenia po twarzy, bo nawet jeśli spędziliśmy już ze sobą miesięcy kilkadziesiąt, to mamy ich jeszcze przed sobą dziesięć razy tyle.
- Jeszcze. - Kładę nacisk na to słowo, podkreślając jego znaczenie. - Właśnie: jeszcze. Sam mówisz, że każde rany w końcu się goją... A ja, prawie już przecież wyzdrowiałam nic mi nie jest... A doskonale wiesz, że to właśnie pośród luster czuję się jak ryba w wodzie, a gdybym jeszcze mogła poświęcić im badania...! - Oczy świecą mi się mimowolnie, gdy spoglądam w twoją stronę, choć jakby trochę pustym, bo rozmarzonym wzrokiem. Splatam palce w twoją dłoń, gdy delikatnie przesuwasz nią po jednej z niewielkich blizn, które jeszcze pozostały na moim ciele. - Bobby, to tak, jakbym codziennie mówiła Ci, że nie, nie możesz wyjść z domu, bo jeszcze spotka cię coś złego... Jesteś milicjantem. Masz do czynienia z niemal samymi złoczyńcami... - Nawet z tymi, którym los każe się kłócić z tobą o pudełko czekoladek. - Ale to twoja praca, czyż nie?
Zanurzam się w wannie, ginąc w niej niemal cała na kilka sekund. Spod wody wystaje jedynie czoło i oczy, gdy posyłam ci spojrzenie każące przypuszczać, że nic sobie robię z twojego sprzeciwu.
- Wszystko jest jak najbardziej legalne. - Tak myślę. Przecież nie wszystkie szczegóły zostały jeszcze omówione. A sądząc po tajemniczości mojego nowego klienta, wszystko może się zdarzyć.
- Jeszcze. - Kładę nacisk na to słowo, podkreślając jego znaczenie. - Właśnie: jeszcze. Sam mówisz, że każde rany w końcu się goją... A ja, prawie już przecież wyzdrowiałam nic mi nie jest... A doskonale wiesz, że to właśnie pośród luster czuję się jak ryba w wodzie, a gdybym jeszcze mogła poświęcić im badania...! - Oczy świecą mi się mimowolnie, gdy spoglądam w twoją stronę, choć jakby trochę pustym, bo rozmarzonym wzrokiem. Splatam palce w twoją dłoń, gdy delikatnie przesuwasz nią po jednej z niewielkich blizn, które jeszcze pozostały na moim ciele. - Bobby, to tak, jakbym codziennie mówiła Ci, że nie, nie możesz wyjść z domu, bo jeszcze spotka cię coś złego... Jesteś milicjantem. Masz do czynienia z niemal samymi złoczyńcami... - Nawet z tymi, którym los każe się kłócić z tobą o pudełko czekoladek. - Ale to twoja praca, czyż nie?
Zanurzam się w wannie, ginąc w niej niemal cała na kilka sekund. Spod wody wystaje jedynie czoło i oczy, gdy posyłam ci spojrzenie każące przypuszczać, że nic sobie robię z twojego sprzeciwu.
- Wszystko jest jak najbardziej legalne. - Tak myślę. Przecież nie wszystkie szczegóły zostały jeszcze omówione. A sądząc po tajemniczości mojego nowego klienta, wszystko może się zdarzyć.
Gość
Gość
- Nie musisz mnie przekonywać. I tak wiem, że weźmiesz w nich udział, bez względu na to co ja myślę - powiedział hardo, może nawet z lekko wyczuwalną złością? Nie chciał się obrażać na Magrit za rzeczy tak powiedzmy bezsensowne. Bo wiadomo było, że startował z przegranej pozycji. Magrit o prostu chciała go poinformować. Nie było mowy o tym, żeby jego opinia miała jakikolwiek wpływ na jej decyzję. Znając zamiłowanie do luster, kobieta juz się umówiła na pierwsze spotkanie w ramach prowadzonych badań.
Robert nie rozumiał połowy rzeczy, która pomagałą Magrit w pracy. Nie znał się na lustrach wcale, chociaż na pewno lepiej od przeciętnego konsumenta. Był trochę jak partner: mąż, żona, kogoś z Ollivanderów. Nieswojsko czuł się w otoczeniu mądrych głów, a jednocześnie jedną miał w domu. I wiedział, że czasami Magrit po prostu musigo opuścić. Bo ona myślami i tak osiemdziesiąt procent czasu była w innym miejscu.
- Jeżeli chcesz coś zataić przed policją, to lepiej się licz z konsekwencjami - pogroził jej, wcale nie pozwalając się cieszyć z tych badań, które im wyszły jako powód do kłótni w ten dzień, co sie zapowiadał tak przemiło i spokojnie. - Nie będę oponował, jak cię umieszczą w wiezeniu. Znasz tego człowieka? Kto to? Przyszedł jakiś do sklepu i już mu ufasz?
Czy ona wie, co znaczy ufać?
Robert nie rozumiał połowy rzeczy, która pomagałą Magrit w pracy. Nie znał się na lustrach wcale, chociaż na pewno lepiej od przeciętnego konsumenta. Był trochę jak partner: mąż, żona, kogoś z Ollivanderów. Nieswojsko czuł się w otoczeniu mądrych głów, a jednocześnie jedną miał w domu. I wiedział, że czasami Magrit po prostu musigo opuścić. Bo ona myślami i tak osiemdziesiąt procent czasu była w innym miejscu.
- Jeżeli chcesz coś zataić przed policją, to lepiej się licz z konsekwencjami - pogroził jej, wcale nie pozwalając się cieszyć z tych badań, które im wyszły jako powód do kłótni w ten dzień, co sie zapowiadał tak przemiło i spokojnie. - Nie będę oponował, jak cię umieszczą w wiezeniu. Znasz tego człowieka? Kto to? Przyszedł jakiś do sklepu i już mu ufasz?
Czy ona wie, co znaczy ufać?
+smoke rings of my mind+If you missed the train I'm on You will know that I am gone You can hear the whistle blow a hundred miles
Robert Lupin
Zawód : magiczny policjant
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
For somethin' that he never done.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Łazienka
Szybka odpowiedź