Wydarzenia


Ekipa forum
Tamiza [czerwiec 1950]
AutorWiadomość
Tamiza [czerwiec 1950] [odnośnik]21.04.16 8:03

28 czerwca 1950r.
Brzeg Tamizy


Śmierć. Czym jest? Zastanawiałaś się kiedyś? Jest jedną chwilą spośród wielu. Krótkim momentem, który odbiera Ci dech. Najdroższym tańcem pośród obcych gwiazd, za który przyjdzie Ci słono zapłacić. Jest zielonym światłem szeptanego Avada Kedavra, które zamiera w Twoich ustach. Czy to boli? Czy to się pamięta? Zapytaj mnie jak to jest zabić, a ja spytam jak jest umierać. Podzielmy się doświadczeniami, podzielmy się wspomnieniami z tamtych dni.
Śmierć Isobelle nie obeszła go zupełnie, trudno jednak aby było inaczej, skoro sam świadomie i celowo stał się przyczyną jej odejścia. Miała długie blond włosy, puszyste pukle dziewczęcia, które ledwie przekroczyło próg dorosłości, duże piwne oczy, nieco pyzate, rumiane lica, choć sama była chuda i drobna. Pamiętał ją dobrze, tak samo jak z łatwością przypominał sobie jej ostatni krzyk, kiedy to szlamowaty czarodziej odbierał jej oddech. Nie myślał o tym jednak. Pogrzeb odbył się kilka dni temu, było smętnie — jak zwykle. Pocieszano jej rodzinę i jego, żałując, że do ślubu nie doszło. Jakaż to zbrodnia odebrać życie tak niewinnej istocie. Jej morderca gnił już w Azkabanie, nie wiadomo, czy przetrzymał spotkanie z dementorami. W końcu może wpadł w obłęd, wszystko jedno. Pojawił się na nim bo musiał zgrywać młodego żałobnika, który utracił swoją młodą, wspaniałą narzeczoną. Nie to jednak spędzało sen z jego powiek... Były sprawy o wiele istotniejsze.
Zmienił nazwisko. Dopiero co, tuż przed pogrzebem, niewiele osób o tym wiedziało. Dowiedziawszy się prawdy o swoim ojcu, a może człowieku za niego uchodzącym miał krwawe myśli. Był głodny, żądny krwi, żądny zemsty za te wszystkie kłamstwa, choć sam nie do końca wiedział skąd brał się żal. Uchybił jego inteligencji, przez tyle lat wpajając mu najbrudniejsze z kłamstw? A może naiwnie wierzył, że człowiek, który o wychowywał żywił wobec niego nadzieje ojca do syna, a nie czarodzieja do swojego tworu, który kreował na wzór niespełnionych pragnień.
Napisanie do Tristana listu było jednym ze sposobów na utrzymywanie swoich nerwów w ryzach. Potrzebował hamulcowego, potrzebował sierpowego aby zacząć trzeźwo myśleć, kiedy stał na granicy dylematu, czy winien go zabić z własnych pobudek, czy oszczędzić przez wzgląd na młodych Rosierów, którzy przez tyle lat byli jak... kuzyni.
Nie miał pojęcia, że mała Darcy przechwyci list, a Trisu może nigdy go nie przeczyta. Nie było tam zbyt wiele, raczej strzępki słów, wiele pokreślonych zdań. Hasła, komendy, propozycje, dylematy — pojedyncze wyrazy zaskrobane w chaosie człowieka, który mierzył się z rzeczywistością, stając... kimś innym, jakby rodził się na nowo.
Nie usiedział na ławce, stanął więc przy barierce, nerwowo zaciskając na niej palce i patrząc jak woda powoli płynie. I płynie, płynie. A czas się ciągnie i dłuży. Zbierało się na deszcz. Ciężkie późno wiosenne chmury zdawały się ciemnieć i pęcznieć od nagromadzonego w nich deszczu i gradu. Wszystko wisiało na włosku, on sam wisiał na włosku, utrzymując rozkołatane serce w piersi. Emocje były złym doradcą, był tego świadom. Brakowało mu jednak twardego dowodu na to, co winien zrobić — wizje, to za mało, a przynajmniej tak sobie tłumaczył. Tego ranka, widział siebie nieco starszego, poważniejszego, bardziej chłodnego cedzącego twarde "obliviate" do swojego ojca, gdy w końcu stracił cierpliwość po wielu latach milczenia. Cóż więc miało się wydarzyć, że nie zabił go w furii?



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Tamiza [czerwiec 1950] 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Tamiza [czerwiec 1950] [odnośnik]22.04.16 14:48
Kilka lat od dziś, być może wiedziałaby, jakie myśli mogą krążyć po głowie Rosiera. Nie, już Mulcibera. W dalszym ciągu jeszcze nie przywykła do jego nowego nazwiska, zauważając, że jako Rosier zdawał jej się bliższy, mimo, że przecież była to tylko kwestia semantyki i naiwnego jeszcze, dziewczęcego wartościowania. Tak naprawdę nigdy nie byli sobie prawdziwie bliscy. Żyli blisko, ale w dwóch różnych światach. Każdy we własnym. Darcy, jeszcze w utopii, o co zadbała rozpieszczająca ją rodzina. Żyła w rzeczywistości w której jej największym problemem były tematy poruszane podczas wieczornych spotkań z Rosalie. Śmierć w obliczu tych wyimaginowanych trosk wydawała jej się bardzo odległa, nierealna. Nie zaznała utraty nikogo bliskiego. Nie znała nawet uczuć towarzyszących komuś przy okazji umierania kogoś odległego. Jedyny zgon, jakiego świadkiem mogła być to być może śmierć jakiegoś domowego skrzata, która obeszła ją w takim stopniu, że nawet nie potrafiła stwierdzić, czy rzeczywiście takowego wydarzenia mogła doświadczyć. Dlatego wybierając się w to miejsce, czytając, nie całkiem specjalnie, ale też nie do końca przypadkowo list Ramseya do jej brata, nie spodziewała się w jaki poziom rozmowy właśnie miała się wpakować. Szła w stronę umówionego punktu spotkania tak bardzo nieświadoma wrażeń na jakie się pisała, jak nieświadoma mogła ich być szesnastoletnia arystokratka, wyraźnie poruszająca się pod pewnym nienamacalnym kloszem, poza którym znajdował się świat, a ona oscylowała jedynie wokół własnych fantazji o życiu. Ten aspekt był dobrą wymówką dla jej niewiedzy i niedouczenia jeszcze o ludziach. Kilka lat później miała dojrzeć bardzo szybko. Teraz jednak mentalnie była jednak bliżej dziewczęcia, niźli kobiety.
Zatrzymała się, niemalże czując jak powietrze gęstnieje wokół niej. Zbierały się czarne chmury, a jej instynkt podpowiadał jej, że ta atmosfera ciężkości miała się utrzymywać więcej niż tylko w atmosferze środowiska. Przyśpieszyła kroku, czując dziwną nutę fascynacji i zainteresowania wobec spotkania z Mulciberem. Zwolniła go dopiero, kiedy wyłoniła się jego sylwetka. Siedział, a już chwilę stał przy barierce, zanim zdążyła do niego dojść. Stanęła obok dopiero teraz intuicyjnie wyczuwając jego stan, a przynajmniej tyle ile mogła wyczytać z jego postawy.
Zebrały się chmury — mruknęła nieszczególnie głośno, nie do końca będąc pewna, czy mówiła o pogodzie, czy o czymś mniej dostrzegalnym w otoczeniu — co z tym zrobisz, Ramsey?
Jeszcze wtedy jego imię bardziej lekko spływało jej z ust.


Persuasion is often more effectual than force.


Darcy Rosier
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2082-darcy-rosier https://www.morsmordre.net/t2119-arcobaleno#31733 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t3412-skrytka-bankowa-nr-594#59045 https://www.morsmordre.net/t2125-darcy-s-rosier#31823
Re: Tamiza [czerwiec 1950] [odnośnik]25.04.16 20:44

Dobrze znany głos wyrwał go z zamyslenia, a myślał... jak zwykle, intensywnie, o wszystkim i niczym szczególnym jednoczesne. Barwą nie przypominał mu jednak Tristana, mimo tego iż poszczególne słowa akcentowane były z nutą francuskiego akcentu, jakby zbyt długie przebywanie poza granicami kraju zbyt dawało się we znaki. Płynna angielszczyzna przy tym brzmieniu brzmiała bardziej egzotycznie, intrygująco, niż u zwykłej damy, stąd też zaskoczenie błyskawicznie pojawiło się na jego twarzy jeszcze nim zdążył się odwrócić w jej stronę. Nie obawiał się tego, że zobaczy w nim tak wiele, bo już wtedy potrafił nad sobą panować, choć daleko mu było do sztuki opanowania i kontroli samego siebie. Teraz był o wiele bardziej rozklekotany wewnętrznie, niestabilny, poszukujący brakującego koła zębatego, które pozwoliłoby na sprawną pracę mechanizmu.
— Nie przyjdzie — bardziej stwierdził niż spytał, choć między słowami ukryte pozostały kwestie, czemu ona pojawiła się tu zamiast brata i czy w ogóle otrzymał jego wiadomość. Odwrócił się do dziewczęcia powoli, patrząc na nią z góry wszak była jeszcze nastolatką, do tego dość drobną i kruchą wobec jego postury. Spojrzał na nią, miękko prześlizgując sie po jej sylwetce, po czym ponownie odwrócił wzrok i wsparł cały swój ciężar na dłoniach zaciskających się na barierce. — Pozwolę aby spadł deszcz — odpowiedział na jej pytanie, zupełnie tak, jakby miał władzę decydowania o pogodzie. — Ale obawiam się, że na deszczu się nie skończy. Zapowiada się na... prawdziwą burzę — dodał jeszcze, unosząc powoli wzrok na ciemniejące z każdą chwilą niebo i westchnął, zaciskając szczękę, która pozbawiona zarostu uwypukliła jego rysy, dodając mu lat i powagi. — Darcy... Dlaczego tu jesteś? Choć... nie... Nieistotne. Możesz mi pewnie potowarzyszyć przez chwilę. Masz coś przeciwko?— spytał, wkładając papierosa do ust, gdy już wyciągnął z kieszeni papierośnicę. Przesunął po niej kciukiem, bo brakowało jej czegoś, ale wtedy jeszcze nie wiedział czego. Odpalił bez zastanowienia i podobnie zaciągnął się dymem, nie czekając na jej odpowiedź. Wtedy dopiero, ujarzmiony tymczasowo siwym dymem, odwrócił się do niej bokiem, lędźwiami opierając o barierkę. — Co u Ciebie, mała Darcy? — spytał zaczepnie, uśmiechając się lekko.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Tamiza [czerwiec 1950] 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Tamiza [czerwiec 1950] [odnośnik]25.04.16 21:08
Darcy nauczyła się ufać sobie bardziej niż komukolwiek innemu. Wtedy większość rzeczy przychodziła jej, w końcu, z większą łatwością. Opanowanie sztuki kontroli nad swoimi reakcjami, nad ciałem, nad słowem, zajęło jej znacznie dłużej niż chociażby Marienne. Dlatego musiała być pewna własnych myśli, nie szukając motywacji w innych, ale w sobie, żeby w końcu sprostać oczekiwaniom rodziny i prezentować się idealnie na tle innych Rosierów. Wychodziło jej to coraz lepiej. Nie było już widać jej niedoskonałości, tak jak kiedyś. Trzeba było się dobrze przyjrzeć, dokładnie wiedzieć, kiedy popełniała jakieś błędy, żeby wiedzieć, kiedy patrzeć bardziej dogłębnie i złapać ją na jej lekkich potknięciach.
— Czy to nie lepiej? — wiedziała, ze nie zwracał się tak naprawdę do niej, ale mogła się domyślić, że mówił o Tristanie. Wygładziła suknię, nie uważając, żeby towarzystwo Tristana było mniej oczekiwane od niej, aczkolwiek musiała sprawiać wrażenie, jakby była zdecydowana co do tego, że to właśnie na nią Ramsey powinien czekać z większą niecierpliwością.
Jesteś pewien? — zmieniła pozycję, prostując się pod naporem jego spojrzenia. Postawę miała w pełni świadomą swoich wad. Smukła talia nie była jeszcze tak wąska, jak innych kobiet, starszych od niej. Biust, jeszcze nie tak wydatny, podkreślała odpowiednim ściągnięciem łopatek. Proste plecy i oparcie się biodrem o barierkę zapewniło jej przynajmniej złudne wrażenie nadania jej bardziej kobiecej sylwetki. Za kilka lat wcale nie musiała się już tym martwić, skupiając swoją uwagę na innych rzeczach niż tylko korzystnej dla niej postawy.
Od tego może nie być odwrotu. Jak już deszcz obleje wszystko, a burza pochłonie ze sobą być może więcej niż będziesz w stanie skontrolować —zauważyła nie odwracając od niego spojrzenia, nawet kiedy on spojrzał w niebo. Opadły pierwsze krople. Na razie niegroźne, pojedyncze tylko kropelki opadały na policzki, ramiona i włosy. Zaczesała kosmyk własnych, za ucho, poruszając się lekko, z zamiarem odejścia kawałek dalej, pod drzewo, ale wtedy mężczyzna w końcu znów się odezwał. Zawiesiła na powrót na nim wzrok.
Uprzejmość nie pozwala mi odmówić — mruknęła tak naprawdę nie zdradzając, czy miała coś przeciwko, czy nie. Została, obserwując go uważnie, kiedy zaciągał się dymem. Mimo wszystko oddaliła się trochę, nie chcąc w żaden sposób stać w okręgu tego dymu. Chociaż część dam, nawet młodych, paliła papierosy dla pozy, bo stawało się to całkiem modne, młoda Rosier zawsze czuła dziwny wstręt do tej woni. Wolała rozsiewać wokół siebie czysty zapach różanych perfum, niż mieszać go z dziwnym tytoniowym fetorem.
Wystarczy Darcy — dodała chłodno, od zawsze za szybko próbując chwycić się dorosłości — Ja natomiast nie wiem, jak powinnam się do Ciebie zwracać, jeszcze Rosier, czy już Mulciber? Nie podoba Ci się nasze nazwisko, Mulciber?


Persuasion is often more effectual than force.


Darcy Rosier
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2082-darcy-rosier https://www.morsmordre.net/t2119-arcobaleno#31733 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t3412-skrytka-bankowa-nr-594#59045 https://www.morsmordre.net/t2125-darcy-s-rosier#31823
Re: Tamiza [czerwiec 1950] [odnośnik]26.04.16 10:43
Nie dostrzegał wad i niedoskonałości Darcy. Dokąd tylko sięgał pamięcią widział Druellę, Mariannę, a po kilu latach, gdy był już rozumnym chłopcem i ją. Kiedy stawał na pograniczu swojej dziecięcej dojrzałości, mierząc się po raz pierwszy ze śmiercią przyjaciela i utratą jedynego człowieka, który próbował zasiać w nim ziarno dobra za jego zgodą, ona była ledwie berbeciem w koronkowych śpiochach, okryta fałdami przeróżnych materiałów, trzymana blisko piersi, daleko od smoków, daleko od Kent. Widział ją wtedy tylko raz i z ciekawością dotknął jej maleńkiej rączki tylko po to by za chwilę zmierzyć się z jej palącym uszy płaczem. Nie lubił dzieci już wtedy. I wiedział, ze to nigdy się nie zmieni.  A później, gdy wyjechał do Hogwartu, ona i jej siostry przestały być jedynymi kobietami w jego życiu, lecz to zawsze do nich wracał myślami wyobrażając sobie wzory arystokratycznego wychowania. Zawsze były więc doskonałe, idealne, rozwijane według jasno określonego wzoru nie uznającego ustępstw, a przecież Dru zawsze próbowała wyłamać się ze schematów.
Dziś patrzył więc na Darcy jak na tę samą, doskonale wykreowaną szlachciankę, pełną cnót i wzorów wszystkiego. Nieco starszą, lepiej mu znaną dzięki wakacjom spędzanym z Rosierem. Ojcem. Ojczymem. Człowiekiem, który go wychował. Kimś, kto go okłamał.
Może i lepiej, lecz to właśnie jego chciał zobaczyć, choć nie wiedział nawet dlaczego. Nie był pewien czego potrzebowała jego rozdarta w pół dusza, która chwiała się na skraju starej i nowej tożsamości. Wszystko w co wierzył całe życie rozpadło się, a on pozostał z niczym. Nowym, nic nieznaczącym nazwiskiem wielkiego rodu, dawno pozbawionego tytułów i grantów. A jednak ciągnęło go do tego, bo przynosiło mu upragniony spokój, podczas gdy świadomość bycia Rosierem wręcz krzyczała mu w głowie.
— Ulice kiedyś wyschną, a słońce zaświeci na nowo— odpowiedział posępnie i przymknął na moment oczy, gdy pojedyncza kropla spadła mu na załamanie pomiędzy nosem, a policzkiem, po chwili spływając po jego twarzy jak najprawdziwsza łza. — Deszcz oczyszcza, zmywa brud i kurz. A potem nadaje nowe życie i siłę. Dlaczego więc miałbym to powstrzymać? Nie mam żadnego celu w tym, by rozpościerać płaszcz bezpieczeństwa nad usychającą trawą. — Kolejna kropla spadła mu na czoło i wtedy otworzył oczy, aby na nią spojrzeć. Na jej śliczną, dziewczęcą buzię, bystre świdrujące spojrzenie i różowe, pełne usta. Nie zmierzyć wzrokiem, jak zazwyczaj. Po prostu utkwić w niej spojrzenie, które zdawało się idealnie zlewać z kolorem chmur, które pod wpływem ciężkości opadały coraz niżej. I uśmiech, który po chwili pojawił się na jego twarzy złagodził jego wyraz, który z wiekiem stawał się coraz bardziej oziębły, ponury, oddalający jego jeszcze młodzieńczą twarz od beztroski.
— Darcy — powtórzył po niej i zaciągnął się papierosem, który już zaraz miał zgasnąć pod wpływem kolejnych kropli spadających z nieba. — Dla mnie zawsze będziesz małą Darcy, nie ma powodów do fochów — dodał z rozbawieniem i przekrzywił nieco głowę w bok, by spojrzeć w górę, męczony powoli zanoszącym się deszczem. Papieros zgasł ostatecznie tuż po tym jak się głęboko nim zaciągnął i znów zwrócił twarz w stronę dziewczęcia. — A wolisz mnie bardziej jako Rosiera?— odpowiedział pytaniem na pytanie, ale nie czekał aż się odezwie. [/b]— To nazwisko nigdy do mnie nie pasowało. Do Ciebie zaś nie pasuje przemoczona suknia. Resztki przyzwoitości każą mi cię stąd zabrać [/b]— odparł jeszcze wyrzucając peta wprost do Tamizy i wsunął dłonie w kieszenie spodni, mijając ją. Zatrzymał się jednak, aby na nią poczekać, dać jej chwię na ogarnięcie się i być może uprzedzenie go w wizji miejsca, w którym chciałaby się znaleźć zanim rozpada się na dobre, a słaba mrzawka zamieni się w ulewę.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Tamiza [czerwiec 1950] 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Tamiza [czerwiec 1950] [odnośnik]26.04.16 18:08
Wpatrywała się w niego uważnie, kiedy pierwsza kropa opadła mu na policzek. Spłynęła po jego licu w dół i musiała przyznać, że ta kropla, która na chwile zatrzymała się na wypukłości twarzy, zupełnie mu nie pasowała. Podeszła jednak bliżej i wyciągnęła dłoń przed siebie zdecydowana, żeby zetrzeć tą kropelkę wody z jego skóry, kiedy akurat otworzył powieki. Skrzyżowała z nim spojrzenie, zawieszając dłoń w powietrzu, a chwilę potem cofnęła ją, podążając wzrokiem za kropelką, która w tym czasie zdążyła już spłynąć na jego brodę, a chwilę potem opaść jeszcze niżej i zgubić się gdzieś w materiale jego szat. Nie komentowała już pogody, tej aktualnej, ani metaforycznej, o której mówili. To była jego burza, której podstaw nie znała i o które wcale nie chciała pytać, bo być może, jeśli by jej na to pytanie odpowiedział, usłyszałaby więcej niż by chciała, albo wprost przeciwnie – za mało, a wtedy byłaby niezadowolona, że nie mogąc go zmusić żeby powiedział więcej.
To nie są moje dąsy — mruknęła zbyt poważnie, prostując się instynktownie — powinieneś mnie tytułować lady Rosier, zwykłe „Darcy” już i tak wydaje się dość spoufalone, żebyś jeszcze próbował dodawać inne bardziej pieszczotliwe przyimki.
Rozumiała, że była młodsza, ale lekceważenie jej wieku mocno ją drażniło. Jej babka w jej wieku prawdopodobnie była już zamężna. Czasy się zmieniły, ale wierzyła, że mimo wszystko nie była już dzieckiem, a raczej młodą kobietą i właśnie tak wolała być traktowana. W momencie, w którym Ramsey wyraził swoją troskę o jej suknię, podniosła ją trochę w górę i szarpnęła, obierając przypadkowy kierunek, w którym jak jej się zdawało powinna się znajdować jakaś kawiarenka nad Tamizą. Nie odezwała się z początku, dopiero później rzucając:
Tak Ci się teraz wydaje, ale niedługo wyrosnę z bycia małą, wtedy może do Ciebie zacznę wołać: „staruszku”? W końcu nie będziesz się robił młodszy.
Szczęśliwie w obrębie ich spojrzeń znalazł się budynek kawiarni, bo deszcz zdawał się coraz śmielej opadać im na ramiona. Mimo, że zbierało się na zerwanie chmury, Darcy nie przyśpieszyła kroku. Zerknęła na Ramseya, dodając:
Tak, jako Rosiera lubiłam Cię bardziej. Jesteś Mulciberem, ile, pięć minut? I już stajesz się nieznośną czarną owcą Mulciberów.


Persuasion is often more effectual than force.


Darcy Rosier
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2082-darcy-rosier https://www.morsmordre.net/t2119-arcobaleno#31733 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t3412-skrytka-bankowa-nr-594#59045 https://www.morsmordre.net/t2125-darcy-s-rosier#31823
Re: Tamiza [czerwiec 1950] [odnośnik]26.04.16 22:46
Wyczuł jej ruch? Może bliskość? Może odczytał podświadomie jej zamiar i czujność sprawiła, że ich spojrzenia skrzyżowały się właśnie wtedy, gdy zamierzała urzeczywistnić swoje plany. Tak się jednak nie stało, a on zachowywał się tak, jakby tego drobnego gestu wcale nie było. Toż to w końcu Darcy — Darcy Rosier, najmłodsza z sióstr Tristana. To brzmiało wtedy zobowiązująco.
Uśmiechnął się, słysząc jej słowa, jakby właśnie udało jej się go rozbawić czymś zaskakującym. I mimo ostatnich wydarzeń, które spadły na niego jak grom z jasnego nieba to była chwila, w której wyraz jego twarzy jawił się szczerością.
— Darcy — powtórzył zacięcie, patrząc jej w oczy. Nachylił się też w jej kierunku, jakby chcąc szepnąć jej dwa słówka i w takim też pouczającym geście się do niej zwrócił: — Poziom naszej poufałości jest na tyle wielki, że zamierzam sobie pozwolić na to pieszczotliwe określanie Twojej szanownej osoby, dobrze? Pamiętasz chyba ostatnie wakacje, moja droga — mruknął jeszcze, posyłając jej przeciągłe spojrzenie. W końcu od ostatniego roku łączył ich mały sekret, a to póki co tworzyło z nich zadziwiająco bliskich sobie sojuszników. Oczywiście — w jego mniemaniu, ale to, co myślał Ramsey to była osobna historia.
— Zawsze będziesz mała, z tego się nie wyrasta — mruknął z rozbawieniem i przewrócił oczami. — Ale słuszne spostrzeżenie, któregoś dnia będę dla Ciebie seniorem, a starszych należy słuchać, Darcy.
Musiał zaakcentować jej imię, bo im silniej próbowała go nauczyć szacunku wobec siebie tym bardziej zamierzał jej pokazywać, że jest oporny i nie zamierza się dostosowywać do jej uwag. Nawet jeśli była szlachcianką, była tylko dziewczynką. Do tego bardzo młodą, w jego oczach jeszcze daleką od prawdziwej kobiety, choć igranie z nią i obserwowanie rosnącej irytacji nw jej małym nosku było niemalże fascynujące.
— Lepiej żebym był czarną owcą Mulciberów, niż kolejnym niezauważalnym Rosierem. na Salazara, umarłbym z nudów — żachnął się i westchnął głośno, dorównując jej kroku. Postawił jeszcze kołnierz płaszcza, bo zawiało nieprzyjemnym chłodem. I choć kierowali się w stronę kawiarni, on miał inne plany. Minął kawiarnię, kierując się w stronę widocznego Big Bena.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Tamiza [czerwiec 1950] 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Tamiza [czerwiec 1950] [odnośnik]27.04.16 13:22
Młoda Rosier nie miała żadnego powou, żeby rozckliwiać się nad gestem, który nie doszedł do skutku. Oboje wyjątkowo zgodnie postanowili sprawić wrażenie, jakby taki w ogóle nie zaistniał. Tak było wygodniej. Nawet nie chodziło o to, czy czuła się winna popełnienia go, tylko zwyczajnie, w momencie, w którym uchylił powieki, ta drobna czynność nabierała zupełnie innego wydźwięku, którego Darcy nie chciała osiągnąć. Dłoń cofnęła tak naturalnie, że nie widać było po tej młódce żadnego skrępowania pozorną porażką. Uniosła do mężczyzny pewny wzrok, utrzymując jego spojrzenie, kiedy się nad nią pochylał.
Widzę, że poprzednie wakacje to moje uchybienie. Nie wyobrażasz sobie teraz za wiele, Mulciber? — czas, jaki wspólnie spędzili w poprzednim roku był tylko złożeniem wielu zrządzeń losu, a przypadek nigdy nie był dobrym inicjatorem zdarzeń. — Zdecydowanie nie chcesz, żeby do czyichś uszu dotarły informacje w jaki sposób demoralizujesz najmłodszą z córek Rosier. Wiesz… w końcu jestem tylko dzieckiem, prawda? I padłam ofiarą podstępnego typa — wzruszyła ramionami prawie niedostrzegalnie, mimo wszystko w dość lekceważący sposób, pierwszy raz wykorzystując jego interpretację jej wieku, jako swoją przewagę. Chwilę potem przechyliła nieco głowę bok, idąc już obok niego, z dosć organiczoną dozą zaufania podchodząc do następnych jego słów:
Powinno się słuchać niektórych dorosłych. Mulciberowie nie nalezą do najlepszych autorytetów w Anglii. Pogódź się z tym, świeżo upieczony dumny członku rodu — zakpiła sobie, zwalniając bardziej kroku, kiedy zbliżyli się do kawiarni. Ramseya jednak pognało dalej. Miała się zatrzymać, odbić w bok, ale jej wzrok wyłapał kątem oka przyglądających się im z odaszonego tarasu kawiarni, ludzi. Ich twarze zwrócone były perfidnie na panienkę Rosier i Mulcibera. Jako, że Darcy przez całe życie liczyła się z wizerunkiem, jaki budowała głównie dla siebie, zacisnęła zęby i jednak zrównała krok z Mulciberem, chwytając go jednocześnie pod ramię. Nie chciałaby, żeby ktoś pomyślał, że została przez swojego towarzysza porzucona pod nadrzeczną knajpą.
Ja nie narzekam na bycie niezauważoną — skomentowała — może w gruncie rzeczy byłeś naprawdę bardzo niepoprawnym Rosierem. Witaj, Mulciberze. Zgaduję, że do roli czarnej owcy jednak byłeś urodzony.
Zwróciła twarz przed siebie, w kierunku w jakim szli. Oczywiście, ze widzieli Big Bena. Prawie wzdłuż całej długości Tamizy ta budowla majaczyła gdzieś w tle. Nic dziwnego, że Darcy nie domyśliła się, że to ten punkt jest ich celem.
Jak na kogoś, kto czuje się w obowiązku zadbać o dobry stan mojej sukni, szybko o niej zapomniałeś.


Persuasion is often more effectual than force.


Darcy Rosier
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2082-darcy-rosier https://www.morsmordre.net/t2119-arcobaleno#31733 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t3412-skrytka-bankowa-nr-594#59045 https://www.morsmordre.net/t2125-darcy-s-rosier#31823
Re: Tamiza [czerwiec 1950] [odnośnik]27.04.16 21:40
Uśmiechnął się szeroko, ukazując linię prostych zębów, jakby w rzeczywistości wyobrażał sobie zbyt wiele. Jak mógł jednak nie powracać do tego zdarzenia myślami, skoro przyłapanie małej Darcy na tak interesującej czynności było — dla niego niczym dar od samego Salazara, — dla niej przekleństwem, które będzie ciągnęło się za nią latami. A ktoś taki jak Mulciber lubił wracać do tego rodzaju rewelacji i smaczków, nigdy sie nie nudząc, bo te nigdy nie przestawały go bawić. Jego skrajna natura spychała go z wściekłości w euforię, a radości w żałosną rozpacz, ale o niej zapomniał w chwili, gdy panienka Rosier rozjaśniła mu pochmurny dzień. I chociaż imię Isobele nie dźwięczało mu w uszach, tak już nowe nazwisko owszem. Priorytety.
— A jeśli tak to co? Zabronisz mi pod pretekstem arystokratycznej krwi i panujących obyczajów? Mogę wyobrażać sobie, co tylko chcę — mruknął zaczepnie, mrużąc przy tym oczy. Nie przywykł do "Mulcibera". Dziwnie brzmiało to z jej ust, kiedy patrzyła mu w oczy i zwracała się w ten sposób. I choć wydawało mu się tak właściwe wciąż było obce, a sposób w jaki akcentowała swoje słowa był niczym szpilki w zbyt miękką jeszcze glinę. Taką, która nie zdążyła wyschnąć na słońcu. — Demoralizuję młodzież? To brzmi jak groźba, Rosier — warknął z niezadowoleniem, ale po chwili przewrócił oczami, lekceważąc jej butne zagrywki. — Nie wiem czy chciałabyś aby twój brat dowiedział się, co robiłaś w zeszłe wakacje. Co by sobie o tobie pomyślał?— mruknął w podobnym tonie, mierząc do niej z jej własnej broni. Doskonale bowiem wiedział, że aprobata Tristana i sposób w jaki idealizował sobie wizerunek swojej najmłodszej siostry był dla niej niezwykle istotny, jeśli nawet nie najważniejszy. Mógł zrobić wszystko, jaki jednak miał mieć cel w tym, aby wchodzić pomiędzy ich? Darzył Tristana jakimś szacunkiem, którego nie do końca umiał sprecyzować w konkretnych warunkach i to właśnie jego osoba, a raczej myśl o niej sprawiła, że nim odwiedził swojego ojca, ojczyma, postanowił mu powiedzieć o swoich zamiarach. — Nazywając mnie podstępnym typem schlebiasz mi, moja droga — odpowiedział jej gładko, mijając kawiarnię, a gdy zaraz po tym przylgnęła do niego, chwytając jego ramienia, zatrzymał się, patrząc na nią. On sam nie zauważył twarzy, które im się przyglądały, szeptały między sobą, plotkowały. O ile on w tym świecie pozostawał niezauważalny i w miarę anonimowy, ona była damą, którą kojarzono. Wysłuchał o kwestii sukni i zmierzył ją wzrokiem, by po chwili zamaszystym ruchem zdjąć płaszcz i okryć nim szesnastoletnią towarzyszkę. Okrył nim jej wątłe ramiona i wypiętą do przodu pierś, która wydawała się w tej sposób okazalsza. Złączył dłonie razem, okrywając ją szczelnie i przyciągnął do siebie, pozostając w granicy zdrowego rozsądku, choć balansował zdecydowanie na granicy dobrego smaku. Minę miał nieco tęgą, a twarz o bardziej zacietym wyrazie.
— Pozostawiam kwestię autorytetów Rosierom, najzacniejszym czarodziejom ze wszystkich rodów— zakpił wyraźnie, patrząc jej prosto w oczy. — Boli cię to, że wolę być członkiem niezbyt szanowanego rodu, czy że wydaję Ci się bardziej obcy? Kogo będziesz teraz stawiać do pionu, hm?— mruknął cicho, ale uśmiechnął się, wyłapując w końcu spojrzenia obcych. Odsunął się więc i pochylił szarmancko głowę, podając jej rękę. Pod ramię mogli iść na spacer, teraz niestety krople deszczu były coraz gęściejsze, a to nie sprzyjało wycieczkom krajoznawczym. — Gdybyś była pewniejsza w czynach niż mowie brałbym na poważnie Twoje słowa, lady Rosier — zaakcentował wyraźnie, jakby nagle między nimi utworzył się dziwny dystans, choć przecież właśnie ujął jej dziewczęcą dłoń i pociągnął za sobą. — Nie pozwólmy zniszczyć się twojej sukni — dodał jeszcze, nim zmobilizował ją do lekkiego biegu w kierunku wieży z zegarem, w której zamierzał się skryć. Schować przed deszczem, uchronić przed słabym światłem. Spojrzeniami. Oceniającymi szeptami.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Tamiza [czerwiec 1950] 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Tamiza [czerwiec 1950] [odnośnik]05.05.16 1:24
Nie oszukuję się, że posłuchałbyś mojego zakazu — mruknęła pod nosem w ten sposób kończąc tą kwestię. Szukała na niego sposobu, od wielu już lat, ale kiedy już jej się zdawało, ze go znajdowała, n ewoluował. Zmieniał się w najmniej oczekiwanych momentach. Obserwowała go przez te kilka lat i to właśnie na nim nauczyła się spostrzegać zmiany w zachowaniach, wyczuwać reakcje. Z tym, ze większość osób była jak otwarte książki, on był trudny. Był tym trudniejszy, że nie na długo pozostawał niezmienny. Dopasowywał się, bardzo szybko do wszystkiego i kiedy ona zaczynała łapać, z której strony i jak zachwiać jego pewność siebie, on ją bardzo szybko odbudowywał. Dlatego były chwile, takie jak ta, w których nie starała się go pokonywać w walce na słowa. Te potyczki były bardzo wymagające. Doświadczenie mówiło jej, ze dobrze było czasami się wycofać, nabrać dystansu, zanim mężczyzna zagoni ją w kozi róg. Dlatego milczała. Posłała mu krótkie spojrzenie w tym jeszcze zakończonym temacie i potem w następnym, nie komentując jego wypowiedzi.
Mieli się zatrzymać w kawiarni, ale tego nie zrobili. Zamiast tego stanął kilkanaście metrów za nią. Darcy ze zrezygnowaniem również zwolniła kroku, obserwując jego działania. Deszcz cisnął z nieba i najwyraźniej nie chciał dla nich pozostać łaskawy. Dlatego w pierwszym momencie kiedy sięgnął dłońmi do połów swojego płaszcza, rozchyliła wargi w zwykłym odruchu, chęci bardzo wyuczonej grzeczności próbując mu odmówić, kierowana jego dobrem. Już po momencie zrezygnowała. W końcu, nie był lordem. Był zwykłym czarodziejem czystej krwi. Już nawet nie Rosierem. Jego samopoczucie powinno ją zacząć coraz mniej interesować, nawet jeśli wiązała ich jakaś wspólna historia, nieopisane tajemnice, które zachowywali między sobą. To powoli stawało się już tylko zamierzchłymi opowiastkami.
Szybko zmieniasz strony, Mulciber. Już przyzwyczaiłeś się do nowego nazwiska? — nie spodobał jej się ton, w jakim wypowiadał się o jej rodzinie, ale nie spinała się na jego słowa. Zadarła pewnie głowę, utrzymując jego spojrzenie z absolutnym spokojem, sięgając jednocześnie jedną ręką do krawędzi płaszcza. Nie używając dużej siły, wyrwała go z pod jego uścisku, zwiększając między nimi dystans. Nie dlatego, ze jej wadził. Tylko po to, żeby wiedział, że ona była pewna granic, jakie powinny się teraz miedzy nimi zwiększyć. Trochę, żeby mu pokazać, że była w stanie ich dopilnować… jeśli aktualnie oczywiście chciała i było jej to na rękę.
Bycie Rosierem to nie tylko zadzieranie głowy i butne powtarzanie swojego nazwiska — rzuciła niegłośno, nieznacznie zdradzając mimika twarzy swoje rozdrażnienie — powinieneś pamiętać. Byłeś nim. Jeszcze niedawno, ale skoro już o tym zapomniałeś, widocznie nigdy się do tego tytułu nie poczuwałeś… Mulciber Ci pasuje. To pogmatwany, skomplikowany, pogubiony ród bez żadnego celu.
Trudno powiedzieć czy naprawdę tak myślała, czy to była dziwna próba sprowokowania go, do… czegoś, czegokolwiek. To byłoby bardzo ryzykowne, niewprawne posunięcie. W końcu to on zwykle drażnił ją, nie na odwrót. Miał w tym większą praktykę.
Nie schlebiaj sobie kolejny raz. Żeby mnie to bolało, musiałbyś mnie w pierwszej kolejności zacząć obchodzić, a przecież jesteś Mulciberem, prawda? — mruknęła, obserwując jak się oddala, a chwilę potem skłania, wyciągając do niej dłoń. Z początku zerknęła w górę, ponad ich Glowy, chwilę później przytrzymała płaszcz pewniej jedną ręką, był ciężki na jej barkach i w bardzo frustrujący sposób rozsiewał drażniący jego zapach, krople moczące materiał tylko go wzmagały, a intensywność tej woni drażniła ją, wbrew temu, że z boku wyglądało to tak jakby pożyczył jej ten płaszcz z dobrej woli, doszukiwała się w tym złośliwości.
Jakiż ty jesteś łaskawy, Mulciber. Jeszcze trochę, a pomyślę, że trzymasz się dalej sentymentu do nazwiska, które tak chętnie wykpiwasz.
Mio wszystko wyciągnęła do niego dłoń, wraz z nim biegnąc we wskazanym przez niego kierunku. Nie był to bieg w ślepo. Mimo wszystko, jeszcze niedawno relacje między nimi nie były tak chłodne. Ale tak chyba miało być, ze z biegiem lat ten chłód miał się jeszcze nasilić. Zatrzymując się już we wnętrzu wieży zegarowej, która szczęśliwie dla nich była otwarta i w której murach mogli się ukryć, Darcy uwolniła swoją dłoń, oddychając przyśpieszonym rytmem. Mimo wszystko była kobietą, nie uprawiała dużo aktywności fizycznych. Wypieki na twarzy tylko to potwierdzały. Wpatrywała się w Ramseya z szybko unoszącą się do oddechu piersią, trochę rozdrażniona, że ją do niego zmusił. Poza jaką wtedy przybrała po części wywołana była gapiami, po części warunkami, jakie wokół nich panowały. Deszcz zerwał się nawet mocniejszy niż wcześniej. Odgarnęła włosy z twarzy, dopiero teraz zrzucając w następnym ruchu płaszcz z ramion:
Twoja decyzja w żaden sposób mnie nie boli. Wkurza mnie — rzuciła wprost, odrzucając jego płaszcz, ciskając nim w jego kierunku ze swojego rodzaju złością, do której by się nie przyznała. Wróciła do tego tematu, teraz patrząc na mężczyznę zacięcie.
Jak tylko skończy padać, Ramsey… odstaw mnie do domu.
Tego roku trzymały się jej jeszcze ostatki nazywania go czasem po imieniu.


Persuasion is often more effectual than force.


Darcy Rosier
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2082-darcy-rosier https://www.morsmordre.net/t2119-arcobaleno#31733 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t3412-skrytka-bankowa-nr-594#59045 https://www.morsmordre.net/t2125-darcy-s-rosier#31823
Re: Tamiza [czerwiec 1950] [odnośnik]05.05.16 9:30
—Sugerujesz, że jestem sprzedawczykiem?— zadrwił, nie przejmując się wcale jej sugestią. Był interesowny od zawsze i szukał dla siebie korzyści we wszystkim, co robił. Znał jednak znaczenie słowa — lojalność choć w jego otoczeniu brakowało kogoś, na kim mógłby to praktykować; znał też swoją cenę, a jej wielkość mimochodem czyniła go niesprzedajnym. Ufał tylko sobie, swoim przekonaniom i o swoje dobro się martwił, choć w obliczu zagrożenia byłby ktoś jeszcze równie ważny oprócz niego, co wyjaśniłby pewnie celowością i przydatnością w jego życiu.
Mulciber, dźwięczało mu w uszach. Uśmiechnął się jedynie kpiąco i kapryśnie, jakby w ogóle nie przejął się tym, co mówiła. Tak zresztą było przez chwilę, bo przecież od dawna sobie dogryzali, od dawna wbijali sobie szpilki, szukając czułych punktów i miejsc, w które mogliby uderzyć bez wahania. Traktowali to jako zabawę, a może jakąś chorą grę, w której walczyli o... nieistniejące złote runo? Nie przejął się jej niezadowoleniem. Zawsze nim emanowała, gdy zbyt mocno naciskał na rodzinne przypadłości, na to jak się zachowywali. Miała głęboko zakorzenioną dumę z tego, iż jest Rosierem, jak każdy z nich. On nim jednak nie był. Ani dziś, ani wczoraj i nie wynikało to wcale ze zmiany nazwiska. To był jedynie krok w stronę innego świata, który od dawna dawał o sobie znać.
Zwiększający się między nimi dystans z chwili na chwilę stawał się coraz bardziej widoczny. Dla postronnych gapiów, dla nich samych szczególnie. I nawet jeśli chciał to zatrzymać — nie był w stanie. Patrzył jak między nimi rośnie mur, który w przyszłości okaże się być nie do przebycia, choć wbijając w nią wzrok chciał czegoś zupełnie innego, a jego relacja z małą Darcy, dziewczęciem które uczyło go szlacheckiego wyrachowania miała spłycić się do grzecznego witania. Oddychał ciężko, ale cicho i płynnie, zapewniając swoim płucom odpowiednią wentylację, a krążenie jego krwi nagle stało się sprawniejsze. Zapadał się wewnętrznie z każdą chwilą, a ona tylko przyspieszała ten upadek, pozwalając aby nietrwałe fundamenty podmyte przez wodę sypały się.
Powinien pamiętać.
— Czy rzeczywiście?— Ale to było pytane skierowane chyba do samego siebie, nie do niej. Małej, słodkiej Darcy, dziedziczki Rosierów. Tej, która była niegdyś jego rodziną. Kuzynką? Bliską czy nie? Czy rzeczywiście? Powtórzył to w myślach, odwracając głowę w drugą stronę. Aby nie patrzeć na nią, aby nie mogła dostrzec w jego tęczówkach zadumy, nieobecności, braku siły, którą zwykle emanował.
W kawiarni byłby skazany na jej wzrok, na czujne oko i ucho wszystkich w koło, którzy podsłuchiwaliby, doszukując się pikanterii w tym zwykłym spotkaniu sam na sam. Musiałby zważać na słowa, pilnować manier, podczas, gdy ona uważnie śledziłaby każdą zmianę na jego twarzy. Tu chował się w cieniu, w mroku, który tak lubił, w cienkiej warstwie kurzu, wśród którego nie czuł się wcale tak obco, choć przecież wychowywany przez Rosiera nie mógł znać nędznego życia. Ale to nazwisko nic nie znaczyło, gdy nie wolno mu było się nim posługiwać oficjalnie. Nic nie znaczył w rodzinie będąc synem starucha i ulicznej kurwy. Był niewiele wart w obliczu dziedziców pokroju Darcy, utrzymywany przy nodze przez wzgląd na resztki krwi, która miała w nim płynąć. Bo nie wypadało wyrzucić Rosiera na bruk. Bo nie można było porzucac kogoś, w kim płynęła ich krew. Nie był więc Rosierem, nigdy. Nigdy tak, jak oni wszyscy. Tak jak ona, która teraz wymagała lojalności wobec lat młodzieńczych i tego, co otrzymał od rodu. Wychowania, dobrobytu, wykształcenia, umiejętności i obycia. Było jednak coś czego nie otrzymał nigdy i tylko stary człowiek, który odebrał go prawowitej rodzinie o tym wiedział.
Tożsamości.
Odwrócił się od niej całkiem, sprawiając wrażenie ignoranta, ale po prostu nie wiedział, co jej odpowiedzieć. Otworzył usta, by odparować tym samym tonem, ale brakowało mu słów, które mogłyby to naprostować. To właśne dlatego napisał do Tristana. Szukał wsparcia? Zamiast tego dostał szczerą prawdę, z którą trudno mu się było zmierzyć balansując na granicy własnego "ja". Kim był? Mulciberem z krwi, kimś bez rodziny, krewnych, czy Rosierem z zażyłości? Wciąż nim? Darcy okazała się ziemią, o którą roztrzaskał się Ikar w dniu swojego upadku.
Strzepał deszcz z płaszcza nim go ponownie nałożył, krocząc już w stronę schodów. Tu byli bezpieczni. On był. Przed deszczem? Nie miał wobec niej żadnych zobowiązań. Czy aby na pewno? Przyszła tu zamiast brata, który pewnie nigdy nie otrzyma tego listu. A może i dobrze. Nic nieznaczący zlepek słów, chaotycznie nakreślonych przez zbyt rozemocjonowaną dłoń perfekcjonisty. Takiego, który zupełnie zapomniał, że nim był, że dążył do ideałów, do perfekcji. Mógł wyprzeć się całkowicie przeszłości pozostawiając ją za sobą razem z Darcy, tak jak to czynił teraz. Krok miał jednak zbyt wolny, aby od niej uciekać. Przeszłości? Od Darcy. Powoli wspinał się na schody.
— Na irytację już nie poradzę, widocznie doprowadzanie Cię do złości mam we krwi— odpowiedział jeszcze mimochodem, wzdychając ciężko. Wcisnął dłonie do kieszeni płaszcza i uniósł wzrok w górę, jakby oceniał wysokość na jaką musi wejść. — Odstawię cię, oczywiście — zaznaczył wyraźnie tymi samymi słowami, uprzedmiotawiając ją bez wyrzutów sumienia. — Bo jesteś siostrą Tristana.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Tamiza [czerwiec 1950] 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Tamiza [czerwiec 1950] [odnośnik]05.05.16 13:51
To nie była tylko sugestia — odpowiedziała w niepodobny do siebie bezczelny sposób. Zdarzało jej się, bardzo rzadko, ulegać takim emocjom, które przebijały się przez jej masę spokoju i obojętności. Tych emocji, które wyraźnie siedziały w niej znacznie dłużej, kumulowały się w niej, żeby dzisiaj się pokazać. Wiedział, ze zawsze patrzyła mu pod nogi. Nie zawsze coś widziała w jego kroku i zmianach, ale od niedawna zaczynała jednocześnie dostrzegać więcej i mniej. Widziała, jak oddalał się od jej wyobrażeń i zbliżał się ku czemuś nieznajomemu, co ciężko będzie odczytać. Była zła, bo był moment w którym brakowało bardzo niewiele, żeby nazwać go przyjacielem. Albo była zła, bo być może to było tylko jej wyobrażenie. Ramsey nigdy nie był łatwy w analizie jego zachowań. Teraz jednak stali po dwóch stronach barykady. Każdy bronił własnych idei, wartości, nieważne czy słusznych, ważne, ze ich własnych. On powoli przestawał podlegać jej sugestiom, torował sobie własną drogę i to chyba drażniło ją najbardziej, ze widziała tą zmianę i ignorowała ją, w skutek czego wymknął się spod kontroli. O ile w ogóle w ten sposób można było dobierać słowa, bo tak naprawdę, to była tylko robocza nazwa, tylko złudne wrażenie nadzorowania jego działań. Ona proponowała mu pewne ścieżki, a on mógł, bądź nie, nimi kroczyć. Zawsze i tak robił to na własny sposób. Cały jego mechanizm działania był nie do opanowania. Można było ostroić w nim kilka trybików, nadzorować ich pracę, ae wtedy, znalazł się jeden taki – i tylko ten jeden wystarczył – który blokował wszystkie poprzednie. Darcy miała niestety wrażenie, że robił to z pełną premedytacją, dawał poczucie wygranej, tylko po to, żeby w pewnym momencie zaskoczyć. Bo zawsze zaskakiwał. Teraz upłycaniem ich relacji, których duma nie pozwalała jej uparcie się trzymać.
Patrzyła jak się oddala, mentalnie i jak oddalał się dosłownie, wspinając się na wyższe stopnie wieży, pogrążając się w coraz większym mroku. Nie szła za nim, nie ścigała go. Stała u podnóża schodów, wpatrując się w tył jego pleców. Zawsze miał je tak zbudowane? Przechyliła głowę na bok, nieznacznie mrużąc oczy, póki stał jeszcze do niej tyłem. Nauczył się chyba patrzeć przed siebie i za siebie, bo liczył się nie tylko ze  swoim interesem, ale  z tym, że nikt o jego własny nie będzie dbał. Szesnastoletnia Darcy czasami zastanawiała się czy Ramsey nie był samotny. Ona miała za sobą Tristana, Marie, Dru, matkę i ojca. Z czasem jednak on jeśli tak się czul, nauczył się, jak to ukrywać, a ona patrzeć na tą kwestię ślepo. Nie widzieć.
Był moment, w którym mogliśmy być przyjaciółmi — mruknęła, opierając się tyłem o barierkę u dołu schodów. Stała na jednym stopniu, zwracając twarz ku górze. Poruszyła się powoli, bez pośpiechu wspinając się w górę — Liczysz się w ogóle z czymś takim?
Zatrzymała się, trzymając jedną dłoń na poręczy, na której zacisnęła palce, nieświadoma dlaczego ta rozmowa drażniła ją w aż takim stopniu.  Powoli jednak to do niej docierało.  Nie uspokajało jej, ale sprawiało, że coraz łatwiej przybierała maskę opanowania.
Odstaw mnie dlatego, ze jestem Darcy… — mruknęła, bo była w tym różnica. W powoływaniu się na jej status w rodzinie, a na jej imię. Właśnie to upłycanie tej relacji wywoływało wniej negatywne emocje — … dlatego, że jeszcze mnie lubisz i ze nie masz ochoty siedzieć tu ze mną i czekać aż zadam Ci kolejne niewygodne pytania, na które nie będziesz chciał odpowiedzieć.
Znów się poruszyła. Zatrzymała się dopiero kilka stopni przed nim, patrząc na jego zacienioną twarz z dołu. Nieodgadnioną.
W innym razie sama się odprowadzę.
Kobieta zmienną jest.


Persuasion is often more effectual than force.


Darcy Rosier
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2082-darcy-rosier https://www.morsmordre.net/t2119-arcobaleno#31733 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t3412-skrytka-bankowa-nr-594#59045 https://www.morsmordre.net/t2125-darcy-s-rosier#31823
Re: Tamiza [czerwiec 1950] [odnośnik]05.05.16 18:09
Ich przyjaźń mogłaby być równie piękna co utopijna. Wchłonięci przez jeden zepsuty świat, w którym wychowywali się w podobny sposób, a jednak ich indywidualne realia były na tyle inne, że budowany mozolnie most porozumienia walił się zbyt nagle, a wraz z tym szansa na znalezienie środków zaradczych malała nieproporcjonalnie szybko. Wystarczająco podobni by rozumieć własne słowa i aluzje, zbyt różni aby miały one jakikolwiek wpływ na ich relacje. Ani to ani różnica wieku nie mogły jednak sprawić, by ta relacja zakończyła się definitywnie, choć naturalnie miała niewiele szanse na przetrwanie. On obserwował ją  przyjemnością, jak rosła, jak rozwijała się, jak zmieniała. Po każdych wakacjach mógłby śmiało stwierdzić, że w jakiś sposób był obecny przez całe jej życie, tak jak jej starszych sióstr i brata. Lecz życie najmłodszego zawsze jest najbardziej intensywne — jeśli nie stanowi oczka w głowie wszystkich to źródło dokuczania starszych. On miał w niej jedno i drugie przez pewien czas. Lubił ciągnąć ją za włosy, a gdy płakała z wściekłości łagodniał, mając przykre poczucie winy, że wyrządził jej krzywdę. Był tylko kuzynem. A dziś był nikim.
Kiedy on był już młodzieńcem — ona dzieckiem, patrzył jak wodzi wszystkich za nos, jak wdzięcznie uczy się uśmiechać na zawołanie, jak wita się z gracją, jak naśladuje Marie, jak skrywa niepokorny charakterek pod maską dobrego wychowania. Uczyła go niepowtarzalności arystokratycznych manier i obycia z damami, stale wytykając mu błędy we własnym nicpoństwie. Wskazywała palcem wygięty kołnierzyk, kpiła z uwag, nie kryła zażenowania, gdy bez skrępowania opowiadał o najobrzydliwszych rzeczach. Uczyła go pewnego obycia, którego nie mogła mu zaprezentować nieobecna matka, czy stary Rosier, którego wiek już wykluczał umiejętność wychowania młodego człowieka. Uczył się przy niej myśleć i dokonywać wyborów. Podsuwała mu własne spostrzeżenia, a on obchodził jej podstępy, wymykając jej się tak, że tok jego rozumowania pozostawał nieodgadniony. Wbrew pozorom wtedy chciał być rozumiany. Naprawdę. Chciał być lubiany i szanowany. Chciał mieć przyjaciół, lecz duma nakazywała mu twierdzić inaczej. Wiec był indywiduum. Rosnącym w siłę indywiduum.
Zatrzymał się nagle na dźwięk jej słów. Patrzył wciąż przed siebie, jakby tym prostym stwierdzeniem pociągnęła za szelki, które mu nałożyła chwilę wcześniej. Ale Ramsey nie był teatralną kukłą, potrafił samodzielnie funkcjonować i myśleć od... zawsze, bo nikt nigdy nie robił tego za niego. Jego ciemne, proste brwi ściągnęły się ku sobie łącząc nad nosem i przedzielała je jedynie niezbyt głęboka gniewna zmarszczka. Bo cóż ona miała na myśli? Co chciała mu teraz udowodnić?
Milczał, lecz nie można było mówić o ciszy. Szmery, czyjeś głosy, może nawet śmiech lub jęk zachwytu. Dochodziły z zewnątrz, a może ktoś był tuż obok nich, tylko go nie zauważyli tkwiąc we własnej bańce. Gryzł się ze soba chwilę, stojąc w zawieszeniu, aż w końcu stanął na stopniu, na którym postawił już nogę, lecz zawahał się. Odwrócił się do niej, patrząc na nią z góry, oddalony kilka metrów, a przecież wciąż zdawała się być blisko.
— Miałem kiedyś przyjaciela — zaczął nieco chrapliwym głosem, który pasował do tego miejsca, kurzu, do jego charakteru, a może i nowego nazwiska, ale to był głos głębokich przemyśleń; taki, który został poruszony po dłuższej chwili dławiącego milczenia. — Pamiętam kiedy ostatni raz go widziałem. Wilkołak łamał mu kości, rwał mięso, rozrywał ścięgna dławiąc się tryskającą krwią. I wiesz, co w tej przyjaźni w tamtej chwili było najzabawniejsze? Że byłem naprawdę pod wrażeniem.
Te słowa wypłynęły z niego tak lekko i tak płynnie, jakby opowiadał o wakacjach nad morzem. Niezbyt interesujących, ale wcale nie nudnych, lecz takich, które mimo wszystko zapadły w pamięć. Nie wiedział, dlaczego właśnie to przyszło mu na myśl. Nikt o tym nie wiedział, bo stary Rosier zrobił wszystko, by ukryć sprawę. Austina nigdy nie odnaleziono, a on wciąż pamiętał wyraz jego twarzy tak, jakby to było wczoraj. I patrzył w ten sposób na Darcy, choć nie był pewien, co właściwie chciał tym osiągnąć. Przestraszyć ją? Zniechęcić. Ostrzec przed sobą, a może po raz ostatni wyznaczyć kolosalną różnicę między nimi.
Ale humory Ramseya zmieniały się z minuty na minutę. Gwałtownie, niewytłumaczalnie.
— Tak czy siak — zaczął, uśmiechając się szeroko. —  Jakbym nie miał ochoty tu z tobą siedzieć to bym Cię tu nie zabrał, milady . — Wysilił się na szarmancki ton. I to wszystko. Nic się nie wydarzyło, nic takiego nie padło. Zszedł dwa stopnie niżej i oparł się o barierkę, patrząc na nią tak, jak kilka minut wcześniej nim deszcz zaczął mocniej padać. — Chodź. Stąd jest naprawdę niesamowity widok.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Tamiza [czerwiec 1950] 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Tamiza [czerwiec 1950] [odnośnik]05.05.16 21:11
Trwała na swoim stopniu, odwracając od niego spojrzenie. Spojrzała przed siebie, na nierówność muru przed sobą, a chwilę potem ponad ich głowy, na wyższe stopnie wieży dokładnie tam, gdzie wcześniej patrzył Ramsey. Szukając tego samego co on, nie wiedząc czym było to coś, co tak bardzo przyciągało wcześniej jego wzrok. Na jej twarzy wypisana była chwilowa zaduma, którą przerwał jego głos. Nie odwróciła twarzy w jego kierunku, ale z uwagą nasłuchiwała każdego słowa. Znajdowali się w opustoszałej wieży zegarowej, w której panował w większości pół-mrok, na dworze padało, przez co zrobiło się jeszcze ciemniej, a Ramsey opowiadał dodatkowo hipnotycznie groźne historie. Skierowała wzrok leniwie do jego twarzy, dopiero kiedy się odezwała:
Masz doprawdy specyficzne poczucie humoru — mruknęła w odpowiedzi. Nawet jeśli udało mu się ją nastraszyć, nie dala tego po sobie poznać. Sam wybrał to miejsce, w którym twarze obojga z nich przysłaniał cień, więc o wiele ciężej było z nich cokolwiek wyczytać. — Z uwagi na te wydarzenia może to i lepiej, że nie dotrwaliśmy do tytułu przyjaciół? — zasugerowała, chociaż jeśli los był tak przewrotny, a jego pojmowanie utraty przyjaciela tak bardzo pozbawione sumienia, to Darcy nie chciałaby wiedzieć w jaki sposób obchodziłby go bieg wydarzeń osób mu całkiem odległych, a już szczególnie wrogów. Ona stała zawsze gdzieś pomiędzy. Nie tylko pomiędzy byciem wrogiem, czy przyjacielem, ale pomiędzy wszystkimi możliwymi powiązaniami. Płynnie przechodzili między różnorakimi stanami w zależności od sytuacji. Nie potrafiłaby nazwać tej znajomości, ani w tym momencie nie potrafiła powiedzieć już więcej kim on był, nie tylko dla niej, a w ogóle. Jego słowa, chociaż zlekceważone, oczywiście miała z tyłu głowy, kiedy nie pokonując między nimi żadnej odległości, trzymała ten dystans. Miala na uwadze co powiedział w momencie, w którym zaprosił ją bliżej.
Nie sądziłam, ze jesteś takim romantykiem — mruknęła opierając się wygodniej o barierkę jednak na niższych stopniach w lekkim dystansie od niego. Przymknęła powieki, wsłuchując się w uderzenia deszczu o oddalony od nich dach wieży i ten, który odbijał się echem od murów.
Opowiedz mi o tym co widzisz.
Wzruszyła obojętnie ramionami, jakby ta kwestia nie była dla niej tak ważna, ale w istocie, interesowało ją, co mogło, nawet jeśli to byłoby czystym kłamstwem, być dla niego tak niesamowicie piękne, że chciał ten widok dzielić z inną osobą.


Persuasion is often more effectual than force.


Darcy Rosier
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2082-darcy-rosier https://www.morsmordre.net/t2119-arcobaleno#31733 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t3412-skrytka-bankowa-nr-594#59045 https://www.morsmordre.net/t2125-darcy-s-rosier#31823
Re: Tamiza [czerwiec 1950] [odnośnik]05.05.16 22:37
Czyz nie było to dla niego wyjątkowo wyborne miejsce zatem? takie, które ukrywało wiele, a na widoku pozostawiało jedynie to, co nieuniknione; błyszczące spojrzenie, cień uśmiechu, który mógł wykwitnąć na twarzy, ruch, lekki pobłysk mokrego płaszcza, czy włosów. Te Ramseya były dość krótkie, starannie przystrzyżone, nieco postawione z przodu zgodnie, zaczesane zgodnie z panującą aktualnie modą. Gdyby nie cienie pod oczami wyglądałby przystojnie, choć w oczach Darcy... jak wyglądałby wówczas w oczach lady Rosier, szesnastoletniej czarownicy, która stała nieopodal swojego niegdyś kuzyna.
Wyszczerzył się łobuzersko, a smak samotności i goryczy zniknął niepostrzeżenie. Nigdy go nie było, a zbyt młoda twarz nie mogła upamiętniać takich odczuć. Zabawna odpowiedź przyprawiła go o nieco niepokorny, zawadiacki wyraz twarzy, jakby płynęła w jego żyłach krew młodego buntownika, rebelianta, a nie opanowanego i chłodnego pragmatyka.
— Zdecydowanie lepiej. Przynajmniej żyjesz, jesteś w jednym kawałku i piękniejesz z każdym dniem. — Zachwalał ją, lecz czy nie mówił tego w sposób, w jaki mówi starszy brat do młodszej siostry? Była dziewczęciem, które mogło go urzekać, lecz znał ją zbyt długo, by spojrzeć na nią innym okiem. Choć... i rodzinnych zależności, troski, odpowiedzialności mu brakowało.
Pokręcił głową, a może nawet przewrócił oczami. Ruszył na górę, a zaraz się cofnął, jakby zmienił zdanie. Zszedł do niej, by spojrzeć na nią lekceważąco i unieść brwi wysoko, aż po samą linię włosów, krnąbrnym uśmiechem okazując jej brak szacunku. Choć to nie wyraz jego twarzy go gwarantował, a to, że w jednej chwili pochylił się i złapał ją jak worek ziemniaków, przerzucając sobie przez ramię. Czyn niegodziwy szlachcica, lecz nie był nim. Nie był też Rosierem, toteż nie obchodziło go to, co stanie się za chwilę. Wraz z nią, tak okrutnie narzuconą na plecy ruszył na górę. Szedł powoli, bo był wyjątkowo szczupły, a jego masę stanowiły wyrobione mięśnie ze znikomą ilością tłuszczu. Był więc raczej kościsty niż dobrze zbudowany, ale przemiana materii nie pozwalała mu na przytycie, nawet kiedy chciał. Był jednak wystarczająco silny aby tarmoszącą się szesnastolatkę wnieść na szczyt, skąd rozciągała się panorama. Ignorował jej uwagi, kąśliwe hasła, idąc powoli, skupiając się jedynie na tym aby dotrzeć do celu. I gdy mu się udało — postawił ją na ziemi, tuż obok barierki, zza której rozciągał się widok na Londyn.
— Whoops — mruknął z drwiną. Oddech miał ciężki, przerywany i nie krył zmęczenia, bo wniesienie jej na górę dało mu popalić, nawet jeśli była dziecinnie lekka. Musiał pokonać wiele stopni nim znajdą się na właściwej części punktu widokowego. — Co... widzę? Teraz? Sam nie wiem... Trochę budynków, deszczu... Tamizę. Nic szczególnego — żachnął się i oparł pośladkami o barierki, łapiąc oddech. Widok wcale go tak nie zachwycał, ale uwielbiał zabawę, igranie z losem i małą Darcy. Dlatego też spojrzał na nią i dodał nieco obłudnie: — Jeszcze nie masz pojęcia jak wielką duszę romantyka skrywam.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Tamiza [czerwiec 1950] 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Tamiza [czerwiec 1950]
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach