Komnata z mapą nieba
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Komnata z mapą nieba
Wzdłuż komnaty znajdują się liczne ławeczki, na których zwiedzający mogą spocząć i przyjrzeć się niezwykłej mapie malującej się na suficie, zaczarowanej, aktywnej mapie nieba, której układ zmienia się w zależności od aktualnego układu gwiazd. Wszystkie ciała niebieskie odmalowane są przepięknymi kształtami przez wyjątkowo uzdolnionych artystów.
Mapa pełni role zarówno wizualne, jak i edukacyjne, ale również praktyczne - kiedy chmury zasłaniają widoczność, astrologom zdarza się pracować pod sztucznym niebem.
Mapa pełni role zarówno wizualne, jak i edukacyjne, ale również praktyczne - kiedy chmury zasłaniają widoczność, astrologom zdarza się pracować pod sztucznym niebem.
Słowa lorda ją zaskoczyły, jednak miała świadomość - i zresztą tamtego dnia przeczucie - że była obserwowana. Wiedziała więc, że lord Black usłyszał jej opowieść, czule szeptaną do Neptuna, nie wiedziała tylko ile zdołał usłyszeć. Opowieść co prawda dotyczyła mitycznych stworzeń z kart opasłego tomu, ale wcześniej nie omieszkała pochwalić się aetonanowi rewelacjami z kilku minionych kolacji u znajomych rodziny, w tym właśnie potajemnego spaceru po ogrodzie z Alphardem. Nie miała mu jednak za złe podglądactwa, zwłaszcza, że ujawnił się wreszcie i zechciał potowarzyszyć jej w wędrówce, która koniec końców była dość przyjemna, a to wystarczało jak na razie, by nie traktowała go jak potencjalnego wroga, czy intruza okolicznych lasów.
Również wysłuchała uważnie jego opinii, potakując i uśmiechając się nikle pod nosem; zauważyła, że nie chciał zbyt mocno angażować się w tę dyskusję, co potrafiła zrozumieć. Uznała, że próbował zatrzeć niemiłe wrażenie sprzed chwili, czy po prostu nie narazić jej się zbyt mocno, wszak lady Carrow nie lubiła, gdy ktoś nie zgadzał się z jej opinią. Oczywiście nie pokazywała tego od razu a dawała do zrozumienia, tak jak teraz swoim uniesieniem ładnie zakreślonych brwi zasugerowała, że nie do końca się z nim zgadza. Sama nie była przekonana, czy ów temat był odpowiedni jak na porę i miejsce, a przede wszystkim długość ich znajomości, która wcale nie miała się czym pochwalić i czy była w stanie nie zaangażować się zbyt emocjonalnie w rozmowę, czego wciąż próbowała się nauczyć. Wreszcie odwróciła wzrok od twarzy mężczyzny, leniwie rozglądając się po pomieszczeniu.
- Sądzę, że wrócimy do tego tematu w bardziej sprzyjających okolicznościach. - Powiedziała, tym samym urywając dyskusję, której - chociaż rozpoczętej przezeń - nie chciała już kontynuować. - Neptun jest bardzo wybredny, ale potrafi się przy mnie zachować jak należy. Dodała wnet; czy aby na pewno mówiła tylko o niepokornym aetonanie? To pozostawiła do rozważenia swojemu rozmówcy, chociaż jej uśmiech mógł wskazywać, że wciąż nawiązywała do ich dziecinnej potyczki. Po jakimś czasie podniosła się z miejsca, ruchem dłoni wygładzając materiał sukni.
- Pora na mnie, Alphardzie, obowiązki wzywają. Do zobaczenia wkrótce. - Ruszyła do wyjścia z sali, a potem z wieży i wróciła do posiadłości, gdzie czekały na nią codzienne obowiązki. Długo jeszcze myślała o dzisiejszym spotkaniu, niemal pół dnia pozostając bardzo nieobecną.
zt (oboje?)
Również wysłuchała uważnie jego opinii, potakując i uśmiechając się nikle pod nosem; zauważyła, że nie chciał zbyt mocno angażować się w tę dyskusję, co potrafiła zrozumieć. Uznała, że próbował zatrzeć niemiłe wrażenie sprzed chwili, czy po prostu nie narazić jej się zbyt mocno, wszak lady Carrow nie lubiła, gdy ktoś nie zgadzał się z jej opinią. Oczywiście nie pokazywała tego od razu a dawała do zrozumienia, tak jak teraz swoim uniesieniem ładnie zakreślonych brwi zasugerowała, że nie do końca się z nim zgadza. Sama nie była przekonana, czy ów temat był odpowiedni jak na porę i miejsce, a przede wszystkim długość ich znajomości, która wcale nie miała się czym pochwalić i czy była w stanie nie zaangażować się zbyt emocjonalnie w rozmowę, czego wciąż próbowała się nauczyć. Wreszcie odwróciła wzrok od twarzy mężczyzny, leniwie rozglądając się po pomieszczeniu.
- Sądzę, że wrócimy do tego tematu w bardziej sprzyjających okolicznościach. - Powiedziała, tym samym urywając dyskusję, której - chociaż rozpoczętej przezeń - nie chciała już kontynuować. - Neptun jest bardzo wybredny, ale potrafi się przy mnie zachować jak należy. Dodała wnet; czy aby na pewno mówiła tylko o niepokornym aetonanie? To pozostawiła do rozważenia swojemu rozmówcy, chociaż jej uśmiech mógł wskazywać, że wciąż nawiązywała do ich dziecinnej potyczki. Po jakimś czasie podniosła się z miejsca, ruchem dłoni wygładzając materiał sukni.
- Pora na mnie, Alphardzie, obowiązki wzywają. Do zobaczenia wkrótce. - Ruszyła do wyjścia z sali, a potem z wieży i wróciła do posiadłości, gdzie czekały na nią codzienne obowiązki. Długo jeszcze myślała o dzisiejszym spotkaniu, niemal pół dnia pozostając bardzo nieobecną.
zt (oboje?)
FreedomThere is more than one kind of freedom. Freedom to and freedom from.
Don't underrate it.
Don't underrate it.
Aurelia Carrow
Zawód : opiekunka aetonanów
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
It is part of her beauty, this quality of being not quite there, dreamlike.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Gwardziści, dzięki ogromnej mocy kumulującej się w ich żyłach, byli w stanie przedrzeć się przez zasłonę niestabilnej magii, która zakłócała teleportację, i użyć jej, by wyrwać się z pola walki.
Samuel obudził się w nieznanym sobie miejscu i pierwsze, co poczuł, był to paraliżujący ból w okolicach prawego boku. Kiedy chciał tam spojrzeć, dostrzegł rozerwaną szatę i spozierającą spod niej rozszarpaną skórę odsłaniającą żywe mięso. Rana po rozszczepieniu sięgała przez cały prawy bok, aż do granicy kręgosłupa - być może właśnie z tego powodu ból niemal sparaliżował tę część jego ciała, powodując również silnie mrowienie w prawej nodze. Nerwy musiały być naruszone, ale wyglądało na to, że Samuel wciąż mógł się z tego wykaraskać. Jeśli odpowiednio szybko wezwie uzdrowiciela lub się do niego dostanie - wciąż miał siłę, by się ruszać.
| Stan Samuela wymaga interwencji uzdrowiciela. Rany po rozszczepieniu (szarpane) nie zostawią po sobie blizn, jeśli odpowiednio szybko zostaną zaleczone. Mistrz Gry nie kontynuuje z tobą rozgrywki.
Samuel (130/250; kara -20: -70 (cięte), -50 (szarpane))
Samuel obudził się w nieznanym sobie miejscu i pierwsze, co poczuł, był to paraliżujący ból w okolicach prawego boku. Kiedy chciał tam spojrzeć, dostrzegł rozerwaną szatę i spozierającą spod niej rozszarpaną skórę odsłaniającą żywe mięso. Rana po rozszczepieniu sięgała przez cały prawy bok, aż do granicy kręgosłupa - być może właśnie z tego powodu ból niemal sparaliżował tę część jego ciała, powodując również silnie mrowienie w prawej nodze. Nerwy musiały być naruszone, ale wyglądało na to, że Samuel wciąż mógł się z tego wykaraskać. Jeśli odpowiednio szybko wezwie uzdrowiciela lub się do niego dostanie - wciąż miał siłę, by się ruszać.
| Stan Samuela wymaga interwencji uzdrowiciela. Rany po rozszczepieniu (szarpane) nie zostawią po sobie blizn, jeśli odpowiednio szybko zostaną zaleczone. Mistrz Gry nie kontynuuje z tobą rozgrywki.
Samuel (130/250; kara -20: -70 (cięte), -50 (szarpane))
Ból był nieznośny, tępy, ale głęboki, rwąc bok z każda chwilą mocniej, gdy otwierał oczy. Ciemność, która go otulała była inna, bardziej zamknięta, a wzorzyste niebo nad głową bardzo...wyraziste. Niebo?Sufit. Zerwał się gwałtownie do siadu, w pierwszej chwili szukając wrogów, którzy jakimś cudem zdołali się do niego zbliżyć. To jednak co widział, w niczym nie przypominało alejki nad rzeką. Znajdował się w szerokim pomieszczeniu o suficie zdobionym konstelacjami gwiazd. I gdyby nie widoczność ścian i stojących w pobliżu ławek, mógłby przysiąc, że znajduje się na zewnątrz.
Podparł się dłonią i niemal natychmiast zagryzł usta, dusząc jęk bólu. Krew buchnęła silniej, a mdły zapach szarpnął żołądkiem, już sponiewieranym samą teleportacją. Udało się. Odwrócił powoli twarz, katem oka dostrzegając szeroka, otwarta ranę na barku. Odetchnął ciężko, starając się nie rozluźnić i wyciszyć. Chłód marmurowej podłogi pomagał, nawet jeśli czuł silne mrowienie w nodze. Zacisnął mocniej zęby i odwrócił się szukając różdżki. Była. Pochylił się, sięgając ją lewa dłonią, znacząc przy okazji krwawy ślad na twardej powierzchni podłogi.
Różdżką wciąż drgała ciepłem, które mrowiło całą dłoń, gdy tylko zetknął z nią palce. zacisnął ją mocniej, podsuwając bliżej siebie. Potrzebował pomocy. Ale najpierw musiał zrozumieć, gdzie, się znajdował. Podpowiedzią była gwiezdna mapa i szeroka komnata. Coś migało mu w myślach, ale nie potrafił określić, co dokładnie. Pozostawało zaufać magii. nie chciał nadwyrężać zakonnej mocy. kto wiedział gdzie był? I czy ktoś go obserwował? Sala wydawała się pusta. odetchnął raz jeszcze i zagryzając zęby, przeczołgał się bliżej ławki, o której żelazne nóżki się oparł. Przełożył różdżkę do prawej dłoni i przymknął powieki, wracając myślą i obrazem do wspomnień ognistego feniksa i jego śpiewu - Expecto Patronum - wypowiedział cicho, kreśląc dłonią odpowiedni gest. Ból wdzierał się coraz szerszymi falami pod skórę, a Samuel chciał posłać wiadomość do przyjaciela, który mógł go odnaleźć. dzisiejszej nocy, srebrzysty koziorożec uratował mu życie po wielokroć.
Podparł się dłonią i niemal natychmiast zagryzł usta, dusząc jęk bólu. Krew buchnęła silniej, a mdły zapach szarpnął żołądkiem, już sponiewieranym samą teleportacją. Udało się. Odwrócił powoli twarz, katem oka dostrzegając szeroka, otwarta ranę na barku. Odetchnął ciężko, starając się nie rozluźnić i wyciszyć. Chłód marmurowej podłogi pomagał, nawet jeśli czuł silne mrowienie w nodze. Zacisnął mocniej zęby i odwrócił się szukając różdżki. Była. Pochylił się, sięgając ją lewa dłonią, znacząc przy okazji krwawy ślad na twardej powierzchni podłogi.
Różdżką wciąż drgała ciepłem, które mrowiło całą dłoń, gdy tylko zetknął z nią palce. zacisnął ją mocniej, podsuwając bliżej siebie. Potrzebował pomocy. Ale najpierw musiał zrozumieć, gdzie, się znajdował. Podpowiedzią była gwiezdna mapa i szeroka komnata. Coś migało mu w myślach, ale nie potrafił określić, co dokładnie. Pozostawało zaufać magii. nie chciał nadwyrężać zakonnej mocy. kto wiedział gdzie był? I czy ktoś go obserwował? Sala wydawała się pusta. odetchnął raz jeszcze i zagryzając zęby, przeczołgał się bliżej ławki, o której żelazne nóżki się oparł. Przełożył różdżkę do prawej dłoni i przymknął powieki, wracając myślą i obrazem do wspomnień ognistego feniksa i jego śpiewu - Expecto Patronum - wypowiedział cicho, kreśląc dłonią odpowiedni gest. Ból wdzierał się coraz szerszymi falami pod skórę, a Samuel chciał posłać wiadomość do przyjaciela, który mógł go odnaleźć. dzisiejszej nocy, srebrzysty koziorożec uratował mu życie po wielokroć.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 85
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 85
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Rzadko, lecz jednak, były takie momenty w których po prostu przeczuwało się, że coś wisi w powietrzu i wcale nie trzeba było być jasnowidzem, by odczuwać ten dziwny rodzaj niepokoju. Uzdrowiciel nękany był przez to uczucie od samego samego późnego popołudnia i przybierało na sile wraz z każdą kolejną godziną. Było zwyczajnie za spokojnie. Dziś oddział Munga nie przyjął żadnego poważnego przypadku, nie było żadnej tragedii, żadnego wybuchu czy innego nieszczęścia wywołanego taką lub inną anomalią. Absurdalny spokój. Więc skąd te burzowe chmury tak gęsto kotłowały się nad Londynem, Anglią?
Stał w oknie mając ręce splecione za plecami. Patrzył na spowite gęstym płaszczem nocy niebo na którym próżno było próbować dostrzec gwiazdy, lecz tonie te próbował wypatrzeć Carrow. On szukał pioruna, którego błysk pomógłby rozluźnić się wzmagającemu się napięciu niepokoju. Gdzieś tam musiał się wić - i faktycznie wił. Gdzieś z oddali zadygotała w ciemności błękitna łuna. Zbliżała się posuwistym ruchem pomiędzy niebem, a ziemią z sekundy na sekundą przybierając coraz bardziej wyrazisty kształt srebrzystego zwierzęcia -koziorożca. Magiczny posłaniec przemówił do niego głosem znanym, niosącym burzliwą wieść. Carrow nie czekając pośpiesznie dosiadł swojego skrzydlatego wierzchowca pędem przemieszczając się za patronusem w poszukiwaniu jego twórcy.
We wspólnym,podniebnym galopie - on, koziorożec oraz eantonan - znaleźli się na terenie wieży astrologów. Przez wzgląd na gabaryty wierzchowca uzdrowiciel wylądował nie w wierzy, a przed wierzą ruszając w dalszą przeprawę na swoich własnych nogach. Początkowo nieco niepewnie, lecz gdy był przekonany, że nie znajduje się u nikt postronny już pewniej przemieszczał się miedzy pomiędzy kolejnymi pomieszczeniami podążając za wywołanym patronusem, który co rozwidlenie wyczekiwał na niego.
- Sam...- rzucił od progu widząc znajomą,męską sylwetkę. Jeszcze nie dostrzegał konkretnych obrażeń. By to zrobić musiałby się mocniej pochylić nad aurorem. Nim jednak to uczynił, zaraz po zbliżeniu się do niego poruszył różdżką:
- Maxima Paceum
Stał w oknie mając ręce splecione za plecami. Patrzył na spowite gęstym płaszczem nocy niebo na którym próżno było próbować dostrzec gwiazdy, lecz tonie te próbował wypatrzeć Carrow. On szukał pioruna, którego błysk pomógłby rozluźnić się wzmagającemu się napięciu niepokoju. Gdzieś tam musiał się wić - i faktycznie wił. Gdzieś z oddali zadygotała w ciemności błękitna łuna. Zbliżała się posuwistym ruchem pomiędzy niebem, a ziemią z sekundy na sekundą przybierając coraz bardziej wyrazisty kształt srebrzystego zwierzęcia -koziorożca. Magiczny posłaniec przemówił do niego głosem znanym, niosącym burzliwą wieść. Carrow nie czekając pośpiesznie dosiadł swojego skrzydlatego wierzchowca pędem przemieszczając się za patronusem w poszukiwaniu jego twórcy.
We wspólnym,podniebnym galopie - on, koziorożec oraz eantonan - znaleźli się na terenie wieży astrologów. Przez wzgląd na gabaryty wierzchowca uzdrowiciel wylądował nie w wierzy, a przed wierzą ruszając w dalszą przeprawę na swoich własnych nogach. Początkowo nieco niepewnie, lecz gdy był przekonany, że nie znajduje się u nikt postronny już pewniej przemieszczał się miedzy pomiędzy kolejnymi pomieszczeniami podążając za wywołanym patronusem, który co rozwidlenie wyczekiwał na niego.
- Sam...- rzucił od progu widząc znajomą,męską sylwetkę. Jeszcze nie dostrzegał konkretnych obrażeń. By to zrobić musiałby się mocniej pochylić nad aurorem. Nim jednak to uczynił, zaraz po zbliżeniu się do niego poruszył różdżką:
- Maxima Paceum
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 17
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 17
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Niepotrzebnie, nierozważnie się pośpieszył. Jednak czy aby na pewno było to jego przewinienie - to, że urok nie podziałał tak jak miał w zamyśle? Zaklęcie, które chciał wywołać skumulowało się w powietrzu. Adrien mógł odczuć ciepło i charakterystyczne drganie leczniczej magii w wokół siebie oraz Skamandera. To, jak wiązała się i zaciskała szczelniej wokół nich, by jednak ostatecznie rozproszyć się po przestrzeni pozostawiając po sobie świetlistą łunę w blasku której krwawił sobie auror. W tej krótkiej chwili, nim Adrien w ogóle pochylił się nad ranami - dostrzegł ich powagę. To,jak mięso i ludzkie tkanki odbiły połyskiem mieniące się drobiny światła. Rana na boku wydała się co najmniej poważna i niewątpliwie zagrażała aurorowi. Nieco mniejsze obawy budziły rany na klatce mężczyzny. Tych nie widział lepiej, jednak migocząca wilgoć szaty i ciemniejsze szramy rzucające cień wskazywały na ranę ciętą. A właściwie rany cięte. Niewątpliwie w obliczu tego wszystkiego było co robić. Nim jednak za cokolwiek się zabierze postanowił raz jeszcze wywołać zaklęcie magicznej kopuły, która wzmocniłaby siłę uroków leczniczych na tyle, by te ostatecznie były w stanie oprzeć się mocy anomalii wibrującej ponuro w powietrzu. Nie wiedział dlaczego zaklęcie nie poskutkowało za pierwszym razem. Być może była to kwestia drewna różdżki odmawiającego czarnomagicznych praktyki. Niestety tak się składało że czarna magia obecnie wszędzie wisiała w powietrzu, otaczała ich wokół kumulując się w pobliżu anomalii. Być może Sam był naznaczony czarnomagiczną energią, z powodu właśnie obcowania z takowąi to właśnie ona była sprawczynią wypaczenia zaklęcia. Kto wie. Trudno było takie rzeczy tak po prostu ustalić. Uzdrowiciel mimo wszystko nie zraził się i ponownie wprawił różdżkę w ruch. Nie chciał pogorszyć anomalią stanu gwardzisty, jak również swojego własnego lub też konstruktu wieży. Słyszał bowiem o czarodziejach, którzy rzucając zwykłe lumos tracili dach nad głową lub kończyli pokąsani przez czarnomagiczne węże.
- Maxima Paceum - ponowił więc
- Maxima Paceum - ponowił więc
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 53
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 53
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Tym razem kopuła zamieniła się ciepłym, bursztynowym, półprzezroczystym światłem tworząc nad i wokół czarodziei coś na wzór kopuły opierającej się o posadzkę komnaty. Dopiero teraz, gdy zaklęcie poskutkowało uzdrowiciel podszedł jeszcze bliżej i pochylił się nad Samuelem i jego ranami. Teraz wyraźniej dostrzegł poszarpane krawędzie na boku zza których wyglądało śliskie, połyskujące, ludzkie mięso. takich ran nie mogło pozostawić zwierzę. Bez wątpienia spowodowane były rozszczepieniem.
- Praca czy oni zmusili cie do tego...? - spytał pomagając rozchylić materiał koszuli aurorowi tak by mieć jak najlepszy wgląd w ranę. Dokładniej spostrzegł również cięte obrażenia na klatce, jednak po kolei.
Nieregularne krawędzie tkanek zdeformowanych na wskutek rozszczepienia należało na początku zregenerować nadając im bardziej regularny kształt. Regenerację należało zacząć od najbardziej ukrwionych i unerwionych obszarów przechodząc metodycznie do tych mniej wrażliwych. Adrien oceniając stan aurora zauważył, że nadszarpnięcie było znacznie głębsze na boku w mocnym sąsiedztwie nerwów powiązanych z czuciem kończyn.
- Czujesz jakiś ucisk, mrowienie, niedowład w nogach? - Podpytał chcąc się upewnić, a gdy te domysły zostały potwierdzone Carrow postanowił sięgnąć po silniejszy urok uzdrawiajacy niż miał to zamiar uczynić na samym początku. Było to konieczne, biorąc pod uwagę fakt, że nie znajdowali się w Mungu, gdzie po rzuceniu słabszego zaklęcia Samuel mógłby zwyczajnie się nie ruszać i odpocząć. Choć było to poniekąd czcze życzenie to jednak teoretycznie możliwe do spełnienia. Problem polegał jednak na tym, że auror stąd musiał wydostać się samemu, na własnych nogach.
- To może trochę potrwać. Mam nadzieję, że donikąd się nie śpieszysz - zakomunikował po tym, jak rzeczowo wycenił nie tylko dotkliwość obrażeń, lecz również potencjalny czas, jaki będzie musiał poświęcić na uleczenie obrażenia - Curatio Vulnera Horribilis - wypowiedział zatem poruszając różdżką płynnie różdżką mając nadzieję, że wywołane światło zaklęcia uda mu się z powodzeniem skierować ku ranie i zgodnie z zamysłemją uzdrowić.
- Praca czy oni zmusili cie do tego...? - spytał pomagając rozchylić materiał koszuli aurorowi tak by mieć jak najlepszy wgląd w ranę. Dokładniej spostrzegł również cięte obrażenia na klatce, jednak po kolei.
Nieregularne krawędzie tkanek zdeformowanych na wskutek rozszczepienia należało na początku zregenerować nadając im bardziej regularny kształt. Regenerację należało zacząć od najbardziej ukrwionych i unerwionych obszarów przechodząc metodycznie do tych mniej wrażliwych. Adrien oceniając stan aurora zauważył, że nadszarpnięcie było znacznie głębsze na boku w mocnym sąsiedztwie nerwów powiązanych z czuciem kończyn.
- Czujesz jakiś ucisk, mrowienie, niedowład w nogach? - Podpytał chcąc się upewnić, a gdy te domysły zostały potwierdzone Carrow postanowił sięgnąć po silniejszy urok uzdrawiajacy niż miał to zamiar uczynić na samym początku. Było to konieczne, biorąc pod uwagę fakt, że nie znajdowali się w Mungu, gdzie po rzuceniu słabszego zaklęcia Samuel mógłby zwyczajnie się nie ruszać i odpocząć. Choć było to poniekąd czcze życzenie to jednak teoretycznie możliwe do spełnienia. Problem polegał jednak na tym, że auror stąd musiał wydostać się samemu, na własnych nogach.
- To może trochę potrwać. Mam nadzieję, że donikąd się nie śpieszysz - zakomunikował po tym, jak rzeczowo wycenił nie tylko dotkliwość obrażeń, lecz również potencjalny czas, jaki będzie musiał poświęcić na uleczenie obrażenia - Curatio Vulnera Horribilis - wypowiedział zatem poruszając różdżką płynnie różdżką mając nadzieję, że wywołane światło zaklęcia uda mu się z powodzeniem skierować ku ranie i zgodnie z zamysłemją uzdrowić.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 66
'k100' : 66
Końcówka różdżki zaiskrzyła silną magią. Adrien z wyczuciem, metodycznie prowadził skumulowaną moc wzdłuż uszkodzeń. Raz za razem, powoli. Zaczynając od tych najgłębszych uszkodzeń wymuszając na nich regenerację. Po kilku minutach rana już nie krwawiła i wyraźnie się spłyciła. Po kliku następnych przy których Skamander nie czuł już nieprzyjemnej spiekoty, a najpewniej coś bardziej zbliżonego do być może bardziej uciążliwego, nieprzyjemnego swędzenia wymieszanego ze szczypaniem.
- Z nogą już lepiej...? Bo powinno już być. Tkanki powinny się już zregenerować - przynajmniej te głębsze. Chociaż te u powierzchni też już lada moment miały się zasklepić. Rana po rozszczepieniu nie przypominała już poszarpanej. Była zdecydowanie bardziej regularna, aż w końcu Carrow pewniejszym pociągnięciem różdżki mógł zmuszać magią jej brzegi do pochylania się ku sobie i zaklepywania - Blizna z czasem powinna się zregenerować i zniknąć choć... pewnie nie robi ci to znaczącej różnicy - osądził dokańczając ostatni szlif. Mogło się wydawać, że czaiła się w tym stwierdzeniu jakaś gorycz,skryta na dnie. Chociaż, może było to jedynie przemęczenie? W przypadku Adriena trudno było cokolwiek jednoznacznie stwierdzić.
Gdy rana po rozszczepieniu została uleczona uwaga Adriena skupiła się na tych kwalifikujących się pod cięte. Krawędzie miały w porównaniu do poprzednich gładkie, regularne. Sięgały jednak głęboko w głąb ciała aurora wywołując silne krwawienie. Poniekąd zdziwiło uzdrowiciela to, że rana nie nosiła znamion pochodzenia czarnomagicznego.
- Szczęśliwie twój przeciwnik był słaby czarnomagicznym czarnoksiężnikiem, co? - zauważył pogodnie odnajdując pozytywną stronę medalu tej sytuacji nie będąc kompletnie świadomy tego, że gwardzista sam siebie tak urządził. Uśmiechnął się lekko pod wąsem. Przynajmniej nie musiał straszyć aurora koniecznością ciągnięcia się na kontrolę w celu kontrolowania czy w ranę nie wdaje się jakieś czarnomagiczne zakażenie.
- Curatio Vulnera Horribilis - wypowiedział nakierowując różdżkę na wyraźne rany po cięciach u czarodzieja. Ujął różdżkę specjalnie pod kątem tak, by urok wnikł w głąb obrażenia tak by osiągnąć jak najlepszy rezultat.
- Z nogą już lepiej...? Bo powinno już być. Tkanki powinny się już zregenerować - przynajmniej te głębsze. Chociaż te u powierzchni też już lada moment miały się zasklepić. Rana po rozszczepieniu nie przypominała już poszarpanej. Była zdecydowanie bardziej regularna, aż w końcu Carrow pewniejszym pociągnięciem różdżki mógł zmuszać magią jej brzegi do pochylania się ku sobie i zaklepywania - Blizna z czasem powinna się zregenerować i zniknąć choć... pewnie nie robi ci to znaczącej różnicy - osądził dokańczając ostatni szlif. Mogło się wydawać, że czaiła się w tym stwierdzeniu jakaś gorycz,skryta na dnie. Chociaż, może było to jedynie przemęczenie? W przypadku Adriena trudno było cokolwiek jednoznacznie stwierdzić.
Gdy rana po rozszczepieniu została uleczona uwaga Adriena skupiła się na tych kwalifikujących się pod cięte. Krawędzie miały w porównaniu do poprzednich gładkie, regularne. Sięgały jednak głęboko w głąb ciała aurora wywołując silne krwawienie. Poniekąd zdziwiło uzdrowiciela to, że rana nie nosiła znamion pochodzenia czarnomagicznego.
- Szczęśliwie twój przeciwnik był słaby czarnomagicznym czarnoksiężnikiem, co? - zauważył pogodnie odnajdując pozytywną stronę medalu tej sytuacji nie będąc kompletnie świadomy tego, że gwardzista sam siebie tak urządził. Uśmiechnął się lekko pod wąsem. Przynajmniej nie musiał straszyć aurora koniecznością ciągnięcia się na kontrolę w celu kontrolowania czy w ranę nie wdaje się jakieś czarnomagiczne zakażenie.
- Curatio Vulnera Horribilis - wypowiedział nakierowując różdżkę na wyraźne rany po cięciach u czarodzieja. Ujął różdżkę specjalnie pod kątem tak, by urok wnikł w głąb obrażenia tak by osiągnąć jak najlepszy rezultat.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 5
'k100' : 5
Czas, jak to czas, zagrał na nosie Skamandera. Paskudny ból, który szarpał rozszczepione ramię i bok, zmuszały go do ciągłego utrzymywania czujności. A ta obleczona w mdlący zapach krwi i nieprzyjemne mrowienie idące przez kręgosłup aż do nogi, tworzyło mieszankę... usypiającą. W głowie kręciło mu się coraz bardziej, ale co kilka chwil poruszał głową, odganiając tańczące przed oczami mroczki. Nikły blask nocnej poświaty księżyca przebijał się przez wysokie okna, ale najczęściej dostrzegał po prostu niebo, to rozlane magicznie pod sufitem.
Szmer który wyrwał go z narastającego odrętwienia, skierował spojrzenie do wejścia, w którym najpierw błysnęło światło rozpływającego się w powietrzu Patronusa, potem znajoma sylwetka Adriena. I ta okazała się nie być widziadłem. Odetchnął głębiej, gdy przyjaciel zbliżył się, wprawnym okiem specjalisty oceniając pierwsze, najbardziej widoczne obrażenia - Żyję - uśmiechnął się nawet koślawo, chociaż wciąż, uparcie ignorując rozlewający się jak fala, ból - Zmusili... był ze mną kuzyn. Nie pojawił się może w Mungu? - zapytał cicho, starając się podsunąć bliżej ściany. Dopiero teraz dostrzegł, ze zsunął się, bardziej półleżąc na chłodnej ziemi. Wiedział, że Thony sobie poradził, ale wolał upewnić się, że po drodze - jakimś dziwacznym sposobem nie dopadły go bestie, z którymi walczyli.
Przymknął oczy, gdy pierwsze, działające zaklęcie wniknęło w ciało, w charakterystyczny sposób żarząc się ciepłem, wymieszanym z bolesnym rwaniem. Ale - wśród całej otoczki, czuł przede wszystkim ulgę, jakby ciało zapamiętało magiczny proces uzdrawiania. Ból w końcu zelżał - Tak, w nodze. Jedno i drugie - otworzył oczy, tym razem patrząc to na starszego uzdrowiciela, to na rozświetloną magią, różdżkę - Na dziś wystarczy mi wrażeń. odpuszczę sobie pośpiech... - zawiesił głos i kiwnął głową na potwierdzenie Adriena - Tak - powtórzył, bardziej ochryple, chociaż ciszej. Odchylił głowę, opierając się bardziej o wezgłowie ławki. Do tej pory z trudnością poruszał ręką, tym razem bez problemu zgiął palce oparte o podłogę, rysując przy okazji krwawe ślady. Będzie trzeba pozbyć się krwawych smug, jakie pozostawił.
- Ty wiesz dobrze - z perspektywy, jaka osiągnął, miał widok na profil uzdrowiciela bardzo dokładnie. Uśmiech pojawiał się u niego często, ale - w spostrzeżeniu Skamandera - nie zawsze były podszyte rzeczywistym rozbawianiem, sięgający oczu czymś o wiele poważniejszym, ukrytym. Blizny nie miały znaczenia. Mógł jedynie pamiętać ich źródło - Nie nie był słaby. Po prostu byłem dobry w obronie - ponownie pozwolił sobie na karykaturalny uśmiech - nawet przed Avadą - dodał ciszej. Wtedy, nie byłoby już co leczyć - Kiedyś powinniśmy się spotkać w innych okolicznościach - odwrócił głowę, pomagając rozsunąć krwawe rąbki pociętej koszuli.
Szmer który wyrwał go z narastającego odrętwienia, skierował spojrzenie do wejścia, w którym najpierw błysnęło światło rozpływającego się w powietrzu Patronusa, potem znajoma sylwetka Adriena. I ta okazała się nie być widziadłem. Odetchnął głębiej, gdy przyjaciel zbliżył się, wprawnym okiem specjalisty oceniając pierwsze, najbardziej widoczne obrażenia - Żyję - uśmiechnął się nawet koślawo, chociaż wciąż, uparcie ignorując rozlewający się jak fala, ból - Zmusili... był ze mną kuzyn. Nie pojawił się może w Mungu? - zapytał cicho, starając się podsunąć bliżej ściany. Dopiero teraz dostrzegł, ze zsunął się, bardziej półleżąc na chłodnej ziemi. Wiedział, że Thony sobie poradził, ale wolał upewnić się, że po drodze - jakimś dziwacznym sposobem nie dopadły go bestie, z którymi walczyli.
Przymknął oczy, gdy pierwsze, działające zaklęcie wniknęło w ciało, w charakterystyczny sposób żarząc się ciepłem, wymieszanym z bolesnym rwaniem. Ale - wśród całej otoczki, czuł przede wszystkim ulgę, jakby ciało zapamiętało magiczny proces uzdrawiania. Ból w końcu zelżał - Tak, w nodze. Jedno i drugie - otworzył oczy, tym razem patrząc to na starszego uzdrowiciela, to na rozświetloną magią, różdżkę - Na dziś wystarczy mi wrażeń. odpuszczę sobie pośpiech... - zawiesił głos i kiwnął głową na potwierdzenie Adriena - Tak - powtórzył, bardziej ochryple, chociaż ciszej. Odchylił głowę, opierając się bardziej o wezgłowie ławki. Do tej pory z trudnością poruszał ręką, tym razem bez problemu zgiął palce oparte o podłogę, rysując przy okazji krwawe ślady. Będzie trzeba pozbyć się krwawych smug, jakie pozostawił.
- Ty wiesz dobrze - z perspektywy, jaka osiągnął, miał widok na profil uzdrowiciela bardzo dokładnie. Uśmiech pojawiał się u niego często, ale - w spostrzeżeniu Skamandera - nie zawsze były podszyte rzeczywistym rozbawianiem, sięgający oczu czymś o wiele poważniejszym, ukrytym. Blizny nie miały znaczenia. Mógł jedynie pamiętać ich źródło - Nie nie był słaby. Po prostu byłem dobry w obronie - ponownie pozwolił sobie na karykaturalny uśmiech - nawet przed Avadą - dodał ciszej. Wtedy, nie byłoby już co leczyć - Kiedyś powinniśmy się spotkać w innych okolicznościach - odwrócił głowę, pomagając rozsunąć krwawe rąbki pociętej koszuli.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Widział słabość oblegającą Skamandera. Ciało pod swoim ciężarem osuwało się niżej. Adrien nie tracąc czasu zabrał się za niwelowanie pozyskanych przez niego obrażeń. Byłoby trochę niefortunnie gdyby uzdrowiciel zmuszony był do transportowania nieprzytomnego Aurora. Tym bardziej, że szlachcic nie należał do osób tęgich, a by wydostać się z komnaty należało pokonać całkiem sporą ilość stopni ułożonych w spiralę schodów. To na pewno nie skończyłoby się dobrze.
- Trudno mi powiedzieć, Sam - nie miałem okazji sprawdzić izby przyjęć - jako ordynator bywał tam obecnie jedynie w obliczu większego zamieszania bądź tragedii której konsekwencje pod postacią rannych napływały niemożliwą wręcz ilością - Nim jednak wyruszyłem słyszałem jak mijane pielęgniarki wspominają o mężczyźnie....z jednym butem - brwi same ściągnęły się na jego czole w grymasie głębszej konsternacji na samo wspomnienie incydentu - Nie wiem czy ta informacja zapewni ci nieco spokoju - brzmiała absurdalnie, lecz przez te wszystkie lata praktyki uzdrowiciel nauczył się tego, że aurorzy będą go prawdopodobnie zaskakiwali do samego końca magomedycznej kariery.
Uśmiechnął się pod wąsem słysząc o deklaracji braku pośpiechu. Bardzo dobrze. Zwolnij na chwilę, Samuelu. Szkoda, że jedynie przymus obrażeń był zdolny wymusić na Skamanderze podobną postawę. Przykre jednak było to, że świat na to nie pozwalał. Tak właściwie im, Zakonnikom, wiele wzbraniał. Jeżeli miel pozostać w grze nie wolno im było się zatrzymać. Uzdrowiciel jednak powoli odczuwał, że gdzieś w głębi traci powód do biegu. Być może stąd ta dziwna ciężkość, zmęczenie?
- Och, biorąc pod uwagę intensywność naszych wspólnych spotkań i ich charakter odnoszę wrażenie, że zaproszony na szklankę ognistej z przyzwyczajenia przybyłbym w kitlu - uśmiechnął się rozbawiony tą wizją czując, że prawdopodobnie czułby faktyczny dysonans znajdując się na przeciw Skamandera nie musząc celować w niego żadnym urokiem uzdrawiającym tak jak teraz. Po tym, jak urok nie poskutkował -ponowił zaklęcie nakierowując koniec różdżki na ranę aurora:
- Curatio Vulnera Horribilis
- Trudno mi powiedzieć, Sam - nie miałem okazji sprawdzić izby przyjęć - jako ordynator bywał tam obecnie jedynie w obliczu większego zamieszania bądź tragedii której konsekwencje pod postacią rannych napływały niemożliwą wręcz ilością - Nim jednak wyruszyłem słyszałem jak mijane pielęgniarki wspominają o mężczyźnie....z jednym butem - brwi same ściągnęły się na jego czole w grymasie głębszej konsternacji na samo wspomnienie incydentu - Nie wiem czy ta informacja zapewni ci nieco spokoju - brzmiała absurdalnie, lecz przez te wszystkie lata praktyki uzdrowiciel nauczył się tego, że aurorzy będą go prawdopodobnie zaskakiwali do samego końca magomedycznej kariery.
Uśmiechnął się pod wąsem słysząc o deklaracji braku pośpiechu. Bardzo dobrze. Zwolnij na chwilę, Samuelu. Szkoda, że jedynie przymus obrażeń był zdolny wymusić na Skamanderze podobną postawę. Przykre jednak było to, że świat na to nie pozwalał. Tak właściwie im, Zakonnikom, wiele wzbraniał. Jeżeli miel pozostać w grze nie wolno im było się zatrzymać. Uzdrowiciel jednak powoli odczuwał, że gdzieś w głębi traci powód do biegu. Być może stąd ta dziwna ciężkość, zmęczenie?
- Och, biorąc pod uwagę intensywność naszych wspólnych spotkań i ich charakter odnoszę wrażenie, że zaproszony na szklankę ognistej z przyzwyczajenia przybyłbym w kitlu - uśmiechnął się rozbawiony tą wizją czując, że prawdopodobnie czułby faktyczny dysonans znajdując się na przeciw Skamandera nie musząc celować w niego żadnym urokiem uzdrawiającym tak jak teraz. Po tym, jak urok nie poskutkował -ponowił zaklęcie nakierowując koniec różdżki na ranę aurora:
- Curatio Vulnera Horribilis
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
Komnata z mapą nieba
Szybka odpowiedź