Daisy Amanda Macmillan
Nazwisko matki: Selwyn
Miejsce zamieszkania: Puddlemere
Czystość krwi: szlachetna
Wzrost: 120 cm
Waga: 20 kg
Kolor włosów: jasny blond
Kolor oczu: niebieski
Znaki szczególne: przeuroczość
zabawkową
do szkoły pójdę dopiero za kilka lat
jeszcze nic
moich smutnych, zdesperowanych bliskich stojących wokół mojego łóżka
miętą i lawendą
siebie jako wspaniałą i sławną zawodniczkę Quidditcha
baśniami i legendami, Quidditchem, roślinami i zwierzętami
Jastrzębiom z Falmouth
napastuję starsze rodzeństwo, bawię się, czytam opowieści, spaceruję po wrzosowiskach
ładnej, klasycznej
Dakoty Fanning
Dawno, dawno temu we wspaniałej krainie porośniętej wrzosami, na południowym zachodzie pewnej malowniczej wyspy przyszła na świat dziewczynka o oczach koloru oceanu. Wprawdzie nie była pierwszym dzieckiem swoich rodziców, ale za to również wyczekiwanym. Dziewczynka miała zapełnić pustki panujące w domu, które panowały tu od kiedy najmłodsze do tej pory dzieci opuściły rodzinną posiadłość, żeby zacząć pobierać lekcje w słynnej szkole magii. (O tak, należy wspomnieć o tym, że rodzina tej dziewczynki była wspaniałym szlacheckim rodem czarodziei. Podobno wywodzili się z samej Szkocji!) Póki co, dom wypełnił dziecięcy płacz, niekiedy śmiech, a także śpiewane przez matkę prześliczne kołysanki. Rodzice znów mieli komu poświęcać czas i okazywać miłość. Dziewczynce nadano imię, które miało determinować delikatność, skromność i piękno, bo podobno w imionach kryje się potężna magia. Daisy. Stokrotka. Niepozorna i jakże urocza.
Mijały miesiące, a dziewczynka stawała się coraz piękniejsza i coraz mądrzejsza. Zaczynała poznawać świat poprzez baśnie, które jej opowiadano, spacery, na które ją zabierano i pokazywano okolicę oraz ludzi, których poznawała. Daisy ciekawiły wszelkie nowości, które do niej docierały. Była pełna życia i radości. Zawsze bardzo się cieszyła, gdy jej starsze rodzeństwo przyjeżdżało do domu. Kochała ich całym sercem! Dziewczynka rosła i zdobywała wiedzę. Zaczynała rozumieć pewne schematy i zasady. Czasem było wesoło, czasem było smutno, ale nigdy nie było źle na dłużej. Na trzecie urodziny dostała małego kotka, którego od razu pokochała. Nazwała go Calcifer.
Życie toczyło się dalej, a mała Daisy uczyła się czytać, żeby nie potrzebować mamy, guwernantki, ani nikogo innego do pomocy w zdobywaniu wiedzy na temat świata roślin i zwierząt, które tak bardzo ją interesowały. To samo tyczyło się baśni. Dziewczynka uwielbiała, żeby ktoś jej czytał, ale czasem wolałaby po prostu wziąć książkę i samodzielnie zagłębić się w świat fikcji. Dzięki tej motywacji bardzo wcześnie nauczyła się składać literki, aż w końcu zdobyła umiejętność czytania. Równocześnie uczyła się pisać, ale to nie szło jej już tak sprawnie. Jednak z czasem opanowała także i to.
Wszystko układało się bardzo dobrze. Daisy nauczyła się wielu wspaniałych rzeczy. Czytała książki, rysowała, bawiła się w domu i na kornwalijskich wrzosowiskach, marzyła o tym, że pewnego dnia zostanie gwiazdą Quidditcha jak jej brat. Całą swoją rodzinę kochała tak samo, ale to właśnie Gavin najbardziej jej imponował. Z niego chciała brać przykład. Latanie na miotle było czymś niesamowitym, a sport, którym zajmował się brat dziewczynki był naprawdę fascynujący. Daisy stała się wielką entuzjastką i fanką drużyny Jastrzębi z Falmouth. Miała nadzieję stać się kiedyś jedną z nich i pomagać bratu w odnoszeniu wspaniałych zwycięstw.
Niestety w każdej wspaniałej opowieści może wydarzyć się coś okropnego i w tej też się wydarzyło, ponieważ pewnego pięknego, wrześniowego poranka po śniadaniu Daisy poczuła się bardzo źle. Z każdą chwilą robiło się coraz gorzej, aż w końcu natychmiast posłano po uzdrowiciela. Początkowo podejrzewano zatrucie, ale wykwalifikowany mężczyzna stwierdził, że sprawy mają się zupełnie inaczej. Otóż wątroba dziewczynki transmutowała i w rezultacie zamiast tego ważnego organu, dziecko otrzymało drugie serce. Uzdrowiciel sprawnie cofnął przemianę i wszystko wróciło do normy. Początkowo Daisy nawet cieszył fakt, że już objawiły się jej magiczne zdolności. Bardzo na nie czekała. Niestety jej entuzjazm szybko minął. Mama wytłumaczyła, że to poważna choroba, na którą cierpiała jej babcia. Dziewczynka nie chciała być chora. Chciała zostać zawodniczką! Było jej bardzo przykro z tego powodu, a także przez obowiązkowe częste wizyty w szpitalu, które miały ją ocalić przed kolejnymi napadami transmutacyjnych zaników organowych. Później jeszcze raz przeżyła podobną przygodę. Tym razem jej nerka zamieniła się w żołądek. Nie obyło się oczywiście bez wizyty uzdrowiciela. Na szczęście oprócz tych dwóch strasznych rzeczy nic podobnego nigdy więcej jej nie spotkało. Wszyscy twierdzą, że to zasługa kontroli specjalistów.
A teraz… teraz wszystko jest raczej w normie. Daisy jest pogodną, silną dziewczynką. Po prostu musi uważać, żeby jej przypadłość nie dała o sobie znać. Nie porzuciła marzeń o byciu taką jak jej brat. Na siódme urodziny dostała miotłę, na której czasem uczy się latać. Ciągle marzy i jest pewna, że nie pozwoli, żeby jakaś głupia choroba babci pokrzyżowała jej plany.
Ujawniające się magiczne zdolności sprawiają czasem, że wokół Daisy dzieją się dziwne rzeczy, najczęściej jest to związane z lewitowaniem przedmiotów. Zabawki, wazony, meble... Pewnego razu podczas nauki latania spadła z miotły z dość dużej wysokości. Na szczęście nic jej się nie stało, ponieważ opadła na ziemię łagodnie jakby była piórkiem. Daisy za każdym razem aż drży ze strachu, że to kolejne objawy tych zaników, które już dwa razy bardzo przestraszyły całą rodzinę. Dziewczynka bardzo boi się choroby. Nie chce umrzeć i nie chce, żeby ktokolwiek się o nią martwił. Sama myśl o tym potwornie ją przeraża. Wie jednak, że życie nie jest baśnią i problemy same się nie rozwiążą, ale w końcu Per aspera ad astra – jak mawia tato, a Daisy ma zamiar przezwyciężyć wszystkie trudności i zostać gwiazdą. Quidditcha oczywiście!
I żyli długo i szczęśliwie…?
kot, miotła do nauki latania