Wydarzenia


Ekipa forum
Heather Blaire Macmillan
AutorWiadomość
Heather Blaire Macmillan [odnośnik]27.04.16 21:11

Heather Blaire Macmillan

Data urodzenia: 16 marca 1932
Nazwisko matki: Selwyn
Miejsce zamieszkania: kiedyś Puddlemere, od kilku lat w Londynie
Czystość krwi: czysta szlachetna
Zawód: Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych w Szpitalu św. Munga
Wzrost: 165 cm
Waga: 54kg
Kolor włosów: blond
Kolor oczu: zielone
Znaki szczególne: brak
Status majątkowy: bogata


To co robię, uczy mnie tego, czego potrzebuje
Pierre Soulages




Przyszłam na świat jako jedna z bliźniaków. Byliśmy tak samo rożni, jak podobni. Byłam bardzo ciekawym dzieckiem, interesowało mnie wszystko, co mnie otaczało. Nie utrzymywałam na czymś uwagi długo - tak prędko jak przychodziła ciekawość, tak samo prędko znikała. Szybko nauczyłam się czytać, bardzo to polubiłam. Mogłabym robić to ciągle, rozumiałam, dlaczego moja matka tak lubiła dramaty. Szybko też zauważyłam, że mój brat nie przepada za “Makbetem”. Sama więc sięgałam po ten konkretny tytuł bardzo często. Uwielbiałam denerwować brata, oczywiście wyłącznie w formie żartów. Poza tym chciałam robić wszystko, aby rodzice byli ze mną dumni. Pojawiali się w moim życiu, ale nie czułam się ulubionym dzieckiem. Kiedy zaczęłam chodzić, niedługo potem miałam pierwsze lekcje baletu. Pokochałam tańczenie. Może nie ukochałam baletu, jednak sam taniec... Chętnie się go uczyłam. Wzięłam również udział w przedstawieniach baletowych. Po jakimś czasie stwierdziłam, że nie chcę tego dłużej robić. Innych sportów... Nie było dla mnie innych sportów. Chciałam być jak najlepsza tylko w tej jednej konkretnej dziedzinie. Czułam się wolna, lekka, ale odczuwałam większą potrzebę, by zwracano na mnie uwagę. Nie istniało dla mnie, podczas tańczenia, nic innego. Tylko to. Nie byłam zbytnio uczona zasad etyki. Nie, żeby mi to zbytnio przeszkadzało. Nie interesowało mnie specjalnie w tamtym okresie, aby robić jak najlepsze wrażenie na oficjalnych przyjęciach. Wolałam czytać, poznawać świat, chociażby tylko z kart książek. Nigdy tak właściwie nie chciałam podróżować, książki mi wystarczały.  




Bardzo kochałam swoją rodzinę i byłam dumna ze swojego pochodzenia. Nie miałam narzuconych reguł do tego, jak powinno moje życie wyglądać. Rodzice, których częściej nie było, niż byli... Dalej chciałam im imponować. Rodzeństwo? Kochałam każdego tam samo. Ale chyba najbardziej brata bliźniaka, może dlatego też najchętniej dokuczała, mu, ale też i służyłam radą, czasami beształam. A starszy brat? Podziwiałam go, bo był po prostu starszy. Ale widziałam wady każdego z członków.




Byłam dość uparta, dlatego jak stwierdziłam, że nie będę czegoś robić, nie wracałam do tego więcej. Taniec stał się dla mnie bardzo ważny. Można śmiało powiedzieć, że byłam dzieckiem, które miało w sobie dużo energii i było wystarczająco uparte, kiedy tylko tego chciało. Byłam też dość bystra, jednak czasami zdarzało się lenistwo. Często też spędzałam dużo czasu w swoim pokoju, czytając. Przeważnie. Guwernantka sprawiła, że polubiłam powieści. Z biegiem czasu zrozumiałam, że nie jestem wyjątkowa. Mój brat okazał się metamorfomagiem, ja w sobie nic podobnego nie odkryłam. Chyba, że za takie coś można by uznać empatię, którą jednak poznałam dużo później. Dlatego też bardzo chętnie uczęszczałam na lekcje tańca. Przez to zaczęłam chodzić z większą gracją. Należy również dodać, że bardzo lubiłam rozmawiać z innymi, tak też nauczyłam wysławiać się elokwentnie.




Pamiętam jak Gavin pierwszy raz użył magicznej mocy, oczywiście musiał mnie w tym wyprzedzić. Nie odzywałam się do niego, dopóki u mnie się nie objawiło. Co zdarzyło się krótko po tej sytuacji. Miało miejsce w bibliotece, gdy sięgałam po jedną z książek i wypadła ona z regału. Zresztą to samo zrobiło kilka innych książek. Może nie było to zbyt spektakularne, ale się wydarzyło i byłam z tego zadowolona.




Kiedy otrzymałam wyczekiwany list z Hogwartu, byłam bardzo podekscytowana. Wraz z przekroczeniem murów zamku wiedziałam, że zaczyna się coś nowego. Kiedy została mi nałożona na głowę Tiara Przydziału, analizowała, gdzie mnie przydzielić. Kiedy dowiedziałam się, że to Ravenclaw, nie wiedziałam, co sądzić. Obojętnie, gdzie bym nie trafiła, byłabym bardzo podekscytowana i zestresowana. Im bliżej jednak byłam stołu, tym bardziej uświadamiałam sobie, że to najwłaściwsze miejsce. Byłam inteligentna, bystra. Chciałam wiedzieć jak najwięcej, przez co byłam bardzo ciekawska. Sama potrafiłam szukać odpowiedzi na swoje pytania, gdy zostawałam zbywana. Ravenclaw okazał się dla mnie najlepszym domem, dlatego z mniejszym strachem, a większą ciekawością usiadłam przy stole. W innych nie czułabym się dobrze. A i w późniejszym czasie lubiłam spędzać czas w bibliotece.




Wychowano mnie w neutralności do statusu krwi. Nie obchodziło mnie, kto jest jakiego pochodzenia, więc każdego ze znajomych traktowałam tak samo. Chętnie nawiązywałam kontakty z innymi. Było kilkoro znajomych, których bardzo lubiłam. Przebywanie w dużym towarzystwie... Okazało się dużo lepszą opcją niż siedzenie samemu nad książkami. Byłam bezpośrednia, jeśli coś chciałam powiedzieć, nie robiłam tego okrężną drogą. Nie każdemu podobało się moje zachowanie, unikałam wtedy takich ludzi. W Hogwarcie też interesowały mnie wszystkie dodatkowe rzeczy. Jednak po raz kolejny, ciekawość szybko znikała. Chciałam kiedyś być w drużynie Quidditcha, ale po pierwszym roku już mi się odechciało. Okazjonalnie grałam w szachy czarodziejów, nie byłam w tym szczególnie dobra, dostarczało mi to jednak rozrywki. Pamiętam jak mój brat zaprzyjaźnił się ze Ślizgonem, nie przeszkadzało mi to jakoś specjalnie, bo nie widziałam nic w tym złego. Właściwie dalej nie widzę w tamtej znajomości czegoś złego.




Z lekcji szczególnie upodobałam sobie transmutację, eliksiry, zielarstwo. Nie wiedziałam dlaczego, ale najchętniej na te zajęcia chodziłam. Najłatwiej też z tego przychodziła mi nauka. I nie nudziło mi się to. Z tego powodu najbardziej z nich przykładam się przed egzaminami. Potem spokojnie mogłam być dumna z ocen. Wiedziałam też, co chcę robić. Oczywiście, nie wszyscy traktowali to poważnie, głównie ze względu na to, że wcześniej chciałam zajmować się milionem innych rzeczy. Ale uparłam się, że dam radę. I udało się. Szkołę ukończyłam z bardzo dobrymi wynikami.




Moja praca... Nie jest łatwo być uzdrowicielem. Wymaga to wielu wyrzeczeń, ale daję radę. Lubię tę pracę, bo mogę pomagać innym. Czuje się potrzebna. Wybrałam taką profesję głównie ze względu na to, że wydawała się być ciekawa i bardzo odpowiedzialna. Poczucie tego wszystkiego sprawiało, że wiedziałam - to było coś, co chce robić. Staż był początkowo męczący, musiałam się w to wszystko wczuć. Nie było łatwo, ale nie oczekiwałam innej wersji. Można było odczuć, jak ważne jest to, czym zajmuje się uzdrowiciel. W ich ręce powierzone jest ludzkie życie do uratowania, czasami są prostsze przypadki, jednak tak samo ważne. Ale niektórym nie można już pomóc... I to było najgorsze. Dało mi to mobilizację do tego, co robię. Ogólnie bardzo mi się to wszystko podoba i tak samo jak wtedy z domem w Hogwarcie, czuję, że tutaj właśnie jest moje miejsce. Kolejną przeszkodą było ukończenie specjalizacji. Ciężko było mi się zdecydować, jednak koniec końców w tym roku ukończyłam specjalizację na oddziale urazów pozaklęciowych. Poza tym, zajmuje się kontuzjami sportowców. Można powiedzieć, że przez to wszystko stałam się dużo bardziej odpowiedzialna. Ale dalej jestem pełna ambicji, które rosną z dnia na dzień oraz marzeń. Troszczę się o pacjentów, tym, którzy tego chcą, usiłuję poprawić humor. Mimo uśmiechu patrzę na nich uważnie, poważnie.




I tak to wygląda. Praca w Szpitalu św. Munga pozbawia mnie tak naprawdę życia poza nią samą, bo wymaga ona sporu wyrzeczeń, dlatego też nie udało mi się nawiązać z kimś romantycznych kontaktów. Ale nie przeszkadza mi to. Chcę się samorealizować, spełniać zawodowo. Nie żałuję podjętych decyzji. Lubię spotykać się z bratem i jak za dawnych czasów podokuczać mu. Czasami tylko patrzę na niektórych z wyższości. A co najważniejsze, jestem zmienną osobą, która wykłóca się o swoje rację, gdy zajdzie taka potrzeba.



Patronus: Można by zacząć od tego, że Heather bardzo lubi koty, jednak nie chciała mieć nigdy jakiegoś na własność. Poza tym koty poruszają się z gracją, podobnie jak kobieta. A ten konkretny gatunek jest bardzo inteligentny, ciekawski, śmiały i posiada duży temperament. Krótko mówiąc posiada cechy jakie ma panna Macmillan.

Przywołując go, skupia się wspomnieniu, kiedy to pierwszy raz tańczyła przed innymi, gdy grała główną rolę. Wtedy czuła się bardzo doceniona oraz była w centrum uwagi, wolna i mimo początkowego stresu najcieplej wspomina tamto wydarzenie, w pewnym sensie z niemałą dumą, jednak sama mało o tym opowiada.  











 
1
2
0
2
23
0
0


Wyposażenie

różdżkę, 13 punktów statystyk





[bylobrzydkobedzieladnie]
Gość
Anonymous
Gość
Heather Blaire Macmillan
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach