Opuszczone muzeum
Strona 16 z 17 • 1 ... 9 ... 15, 16, 17
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Opuszczone muzeum
Tower of London niegdyś tętniło życiem – zabytkowe budynki, wcześniej pełniące funkcję mugolskiego więzienia, po przekształceniu na muzeum stanowiły atrakcję turystyczną, przez którą codziennie przelewały się tłumy odwiedzających Londyn ludzi. Po Bezksiężycowej Nocy i zamknięciu miasta dla niemagicznych, sytuacja jednak drastycznie się zmieniła: wieże, dziedzińce i budowle opustoszały, wypełnione jedynie rozlegającym się od czasu do czasu echem kroków oraz krakaniem kruków. Część zabudowań została zajęta przez czarodziejów i przerobiona na użytek magicznego więzienia, główny gmach muzeum pozostał jednak pusty, a strażnicy – z powodów znanych wyłącznie im – omijają go szerokim łukiem.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 04.11.20 12:39, w całości zmieniany 2 razy
Wiązki zaklęć rozświetliły pomieszczenie, zwiastując ostatnie tchnienie dwójki strażników. Magia zmaterializowała jednak nie tylko sople, ale i świetliste włócznie, które przebiły mężczyzn, bez życia opadających na posadzkę. Uniosłem wzrok, a moje spojrzenie skrzyżowało się z Maeve. Dostrzegłem to. Przerażenie malujące się na jej obliczu, błagalny wyraz twarzy, który wołał do mnie nie zabijaj - pomimo tego, że głos ugrzązł jej w gardle. Nie miałem dla niej żadnych słów pocieszenia. W tej chwili kalkulacja była prosta - my albo oni. Nie było miejsca na półśrodki. Przyspieszony kurs przetrwania. Jeśli rzeczywiście chciała być częścią Zakonu Feniksa, prędzej czy później miała iść w moje ślady.
Zadziałało - trzeci ze strażników skapitulował, wypuścił różdżkę.
I to b było na tyle, jeśli chodziło o szczęście krążące w moich żyłach. Poczułem to w całym ciele. Ból powrócił, musiałem spiąć mięśnie, by utrzymać się na nogach. Nie byłem pewien, czy dam radę normalnie się poruszać - ale mój organizm był przyuczony do przezwyciężania podobnych przeciwności. Nasza sytuacja nieznacznie się poprawiła - nadal wierzyłem, że uda nam się wyjść z tego obronną ręką. Ktokolwiek nie był odpowiedzialny za włócznie dobijające strażników, z pewnością nie stał po ich stronie - a więc był naszym sojusznikiem. Kątem oka dostrzegałem męską sylwetkę, ale moją uwagę przykuło poruszenie w drugiej części na załamaniu korytarza.
- Jesteśmy Zakonem Feniksa - Odparłem bez zawahania, z dumą w głosie. - Ty też to zapamiętaj - Zwróciłem się bezpośrednio do strażnika, któremu darowałem życie. - Nie rób niczego głupiego. - Dodałem chłodno, dyktując warunki pozostawienia go przy życiu.
Zignorowałem lecące w moim kierunku zaklęcia. Bariera, którą utkałem z białej magii nie została naruszona podczas eksplozji, nadal otulała mnie jej moc. Byłem bezpieczny - i zamierzałem to wykorzystać.
- Odrzućcie różdżki, albo umrzecie jak pozostali - warknąłem w kierunku strażników tłoczących się w głębi korytarza przysypanego gruzem. - Petrificus totalus. Petrificus totalus - Wycelowałem w mężczyzn, którzy posłali w moim kierunku zaklęcia.
Zadziałało - trzeci ze strażników skapitulował, wypuścił różdżkę.
I to b było na tyle, jeśli chodziło o szczęście krążące w moich żyłach. Poczułem to w całym ciele. Ból powrócił, musiałem spiąć mięśnie, by utrzymać się na nogach. Nie byłem pewien, czy dam radę normalnie się poruszać - ale mój organizm był przyuczony do przezwyciężania podobnych przeciwności. Nasza sytuacja nieznacznie się poprawiła - nadal wierzyłem, że uda nam się wyjść z tego obronną ręką. Ktokolwiek nie był odpowiedzialny za włócznie dobijające strażników, z pewnością nie stał po ich stronie - a więc był naszym sojusznikiem. Kątem oka dostrzegałem męską sylwetkę, ale moją uwagę przykuło poruszenie w drugiej części na załamaniu korytarza.
- Jesteśmy Zakonem Feniksa - Odparłem bez zawahania, z dumą w głosie. - Ty też to zapamiętaj - Zwróciłem się bezpośrednio do strażnika, któremu darowałem życie. - Nie rób niczego głupiego. - Dodałem chłodno, dyktując warunki pozostawienia go przy życiu.
Zignorowałem lecące w moim kierunku zaklęcia. Bariera, którą utkałem z białej magii nie została naruszona podczas eksplozji, nadal otulała mnie jej moc. Byłem bezpieczny - i zamierzałem to wykorzystać.
- Odrzućcie różdżki, albo umrzecie jak pozostali - warknąłem w kierunku strażników tłoczących się w głębi korytarza przysypanego gruzem. - Petrificus totalus. Petrificus totalus - Wycelowałem w mężczyzn, którzy posłali w moim kierunku zaklęcia.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 40, 37
--------------------------------
#2 'k8' : 6, 4, 8, 8, 7, 2, 7, 6, 2, 4
--------------------------------
#3 'k8' : 6, 1, 5, 7, 5, 1, 6, 5, 1, 5
#1 'k100' : 40, 37
--------------------------------
#2 'k8' : 6, 4, 8, 8, 7, 2, 7, 6, 2, 4
--------------------------------
#3 'k8' : 6, 1, 5, 7, 5, 1, 6, 5, 1, 5
Chociaż szala zdawała się przesuwać nieznacznie na waszą korzyść, w miarę, jak kolejni strażnicy padali na ziemię, wiedzieliście doskonale, że od wolności wciąż dzieliło was sporo: nie mieliście pewności, czy któraś z możliwych dróg ucieczki z więzienia była zdatna do użytku, czy wszystkie zostały zablokowane przez strażników; atakująca Anthony’ego i Fredericka piątka wciąż walczyła, próbując wykonać ostatni rozkaz umierającego naczelnika – za którego śmierć w razie złapania z pewnością mieliście odpowiedzieć. Im więcej czasu mijało, tym bardziej we znaki dawało się wam również zmęczenie – stres coraz skuteczniej wpełzał pod skórę, szarpiąc zakończeniami nerwowymi i podsuwając czarne scenariusze, a ból stawał się trudniejszy do zniesienia. Nie mieliście pojęcia, gdzie znajdowali się pozostali członkowie Zakonu Feniksa, ani czy w ogóle jeszcze żyli – ale mogliście być pewni, że upływające minuty działały na waszą niekorzyść.
Palce Maeve drżały, gdy chwytała w nie kolejne różdżki, odbierając je strażnikom, którzy prawdopodobnie nigdy więcej nie mieli mieć okazji ich użyć. Ostatni, wciśnięty w kąt, nawet nie spróbował zaprotestować, gdy wiedźmia strażniczka sięgnęła po jego własność – uniósł jedynie wyżej dłonie, gdy skierowała w jego stronę koniec różdżki, posyłając ku niemu zaklęcie unieruchamiające. Celowanie w nieruchomy, niebroniący się cel nie było trudne, promień czaru trafił więc w mężczyznę, natychmiast go unieszkodliwiając. Mężczyzna stojący za gruzowiskiem przyglądał się temu w milczeniu – teraz, gdy Maeve wstała, widziała go wyraźnie: był wysoki, nienaturalnie chudy, z zapadniętymi policzkami i przerzedzonymi włosami, których kolor trudno było odgadnąć, ponieważ okrywał je jasny pył. Jego wiek niemożliwy był do określenia – pomarszczona twarz i zmęczone oczy wydawały się należeć do czarodzieja w średnim wieku, ale mogło też zniszczyć go uwięzienie – bo teraz, stojąc na wprost niego, wiedźmia strażniczka bez trudu dostrzegała szary strój więzienny, który nosił. – Próbujemy się wydostać, ale korytarz do głównej bramy jest zablokowany. Jak chcecie stąd uciec? – zapytał mężczyzna, spoglądając na Maeve. Słysząc pytanie o kobietę, cofnął się o krok, po czym zapytał o coś jednego ze swoich towarzyszy – słowa były trudne do rozróżnienia – a później pokręcił głową. – Nie żyje, przygniótł ją kawałek ściany. Widzieliście, skąd się wziął ten wybuch? Zmiotło połowę cel po tej stronie – zapytał, po czym przeniósł spojrzenie na Fredericka, zwracając na niego uwagę dopiero, gdy ten się odezwał. Zmrużył oczy, przyglądając mu się uważniej, choć pył, który pokrywał Zakonnika, z pewnością tego nie ułatwiał. Coś w tonie jego głosu, a może nazwie organizacji, musiało zwrócić jego uwagę, bo po chwili zapytał: – Fox? – Frederickowi głos mężczyzny wydał się znajomy, choć rysy twarzy trudno było mu rozpoznać; miał wrażenie, że nie spotykał go po raz pierwszy – ale nim zdążyłby zamienić z nim choćby jedno słowo, pozostali strażnicy, którzy ani na moment nie przestali atakować, ponownie zaskarbili sobie jego uwagę.
Frederick, chroniony magiczną barierą, nawet nie spróbował obronić się przed mknącymi w jego stronę zaklęciami. Pierwsze z nich, rzucona ze sporą wprawą drętwota, zgodnie z jego oczekiwaniami została wchłonięta przez niewidzialną tarczę, ale ta otaczała tylko jego – nie obejmując posadzki pod jego stopami, która sekundę później pokryła się lodem. Utrzymanie równowagi na śliskiej powierzchni wymagałoby ostrożności nawet od sprawnego czarodzieja – dla ranionego wybuchem aurora okazało się jeszcze trudniejsze; ranna noga ugięła się pod nim, kolano uciekło do tyłu, wywołując falę obezwładniającego bólu dokładnie w momencie, w którym Frederick spróbował rzucić zaklęcie. Grunt usunął mu się spod nóg i upadł – a instynktowna próba ochronienia bolącego kolana sprawiła, że wylądował na łokciu, w którym coś chrupnęło nieprzyjemnie. Wiązka petrificusa zboczyła z kursu, trafiając z hukiem w sufit; dopiero druga pomknęła do celu, strażnik uniósł jednak różdżkę w porę. – Protego! – krzyknął, a tuż przed nim uformowała się tarcza, która wchłonęła zaklęcie.
Anthony w tym czasie wyciągnął z torby jeden z eliksirów, odkorkowując go bez trudu i wypijając jego zawartość do dna; nie poczuł niczego, nie miał jednak podstaw podejrzewać, by mikstura mogła nie zadziałać – gotów do dalszego ataku, przecisnął się przez pręty pułapki, posyłając dwa zaklęcia w stronę strażników. Jego drętwota ugodziła najbliżej stojącego mężczyznę w klatkę piersiową, posyłając go na ziemię, przy lamino glacio auror pospieszył się jednak za bardzo, a może rozproszyło go to, co działo się za jego plecami – bo wiązka czaru rozmyła się w powietrzu, nim zdołałaby dolecieć do celu. Strażnicy cofnęli się o krok, ale nie opuścili różdżek. Dwóch z nich skierowało je w stronę Foxa. – Drętwota! Lamino! – wypowiedzieli, a dwa celne promienie pomknęły w stronę pokrytego pyłem Fredericka. Trzeci strażnik wycelował w Anthony’ego. – Ignitio – wypowiedział, a kula ognia ze świstem przecięła powietrze, gotowa ugodzić czarodzieja w klatkę piersiową. – Wezwać posiłki – warknął stojący na przodzie strażnik; być może był następny w hierarchii zaraz po naczelniku – a może zwyczajnie postanowił przejąć dowodzenie, orientując się, że ktoś musiał to zrobić. Mężczyzna stojący za nim skinął głową i zaczął wycofywać się do tyłu – ku zakrętowi prowadzącemu do dalszej części magicznego Tower.
Trwa 14 tura, na odpis macie 48 godzin. Mistrz gry najmocniej przeprasza za przedłużoną przerwę świąteczną i ramach przeprosin zobowiązuje się uznać jedną z podjętych w trwającej turze akcji za udaną, nawet jeśli kości uznają inaczej. Wybraną akcję możecie wskazać dowolnie, już po napisaniu wszystkich postów w tej turze.
Rzuty: Venenifer Captiona (brakujące k8 dla Fredericka), zaklęcia strażników; cele ataków zostały wybrane na zasadzie losowości: parzyste Frederick, nieparzyste Anthony
We Fredericka lecą udane zaklęcia: Drętwota (powyżej 100 oczek), Lamino; w Anthony'ego leci udane Ignitio (powyżej 100 oczek).
Aktywne zaklęcia i eliksiry:
Venenifer Captiona (Frederick): moc 110/220; zaklęcia 2/3
Smocza łza (Anthony) - 1/2 tury
Drętwota (strażnik)
Drętwota (strażnik)
Maeve znajduje się pod przemienioną postacią.
Frederick - 154/278 (-20) (44 - psychiczne; 20 - rana tłuczona głowy; 10 - stłuczenia pleców; 30 - rana tłuczona lewego kolana; 20 - rana tłuczona łokcia)
Anthony - 155/249 (-15) (44 - psychiczne; 40 - rana kłuta klatki piersiowej, poniżej żeber, możliwe obrażenia wewnętrzne; 10 - rany tłuczone żeber)
Maeve - 116/210 (-20) (44 - psychiczne; 20 - rana tłuczona głowy; 20 - wybicie lewego barku ze stawu; 10 - rany tłuczone żeber)
W razie pytań zapraszam. <3
Palce Maeve drżały, gdy chwytała w nie kolejne różdżki, odbierając je strażnikom, którzy prawdopodobnie nigdy więcej nie mieli mieć okazji ich użyć. Ostatni, wciśnięty w kąt, nawet nie spróbował zaprotestować, gdy wiedźmia strażniczka sięgnęła po jego własność – uniósł jedynie wyżej dłonie, gdy skierowała w jego stronę koniec różdżki, posyłając ku niemu zaklęcie unieruchamiające. Celowanie w nieruchomy, niebroniący się cel nie było trudne, promień czaru trafił więc w mężczyznę, natychmiast go unieszkodliwiając. Mężczyzna stojący za gruzowiskiem przyglądał się temu w milczeniu – teraz, gdy Maeve wstała, widziała go wyraźnie: był wysoki, nienaturalnie chudy, z zapadniętymi policzkami i przerzedzonymi włosami, których kolor trudno było odgadnąć, ponieważ okrywał je jasny pył. Jego wiek niemożliwy był do określenia – pomarszczona twarz i zmęczone oczy wydawały się należeć do czarodzieja w średnim wieku, ale mogło też zniszczyć go uwięzienie – bo teraz, stojąc na wprost niego, wiedźmia strażniczka bez trudu dostrzegała szary strój więzienny, który nosił. – Próbujemy się wydostać, ale korytarz do głównej bramy jest zablokowany. Jak chcecie stąd uciec? – zapytał mężczyzna, spoglądając na Maeve. Słysząc pytanie o kobietę, cofnął się o krok, po czym zapytał o coś jednego ze swoich towarzyszy – słowa były trudne do rozróżnienia – a później pokręcił głową. – Nie żyje, przygniótł ją kawałek ściany. Widzieliście, skąd się wziął ten wybuch? Zmiotło połowę cel po tej stronie – zapytał, po czym przeniósł spojrzenie na Fredericka, zwracając na niego uwagę dopiero, gdy ten się odezwał. Zmrużył oczy, przyglądając mu się uważniej, choć pył, który pokrywał Zakonnika, z pewnością tego nie ułatwiał. Coś w tonie jego głosu, a może nazwie organizacji, musiało zwrócić jego uwagę, bo po chwili zapytał: – Fox? – Frederickowi głos mężczyzny wydał się znajomy, choć rysy twarzy trudno było mu rozpoznać; miał wrażenie, że nie spotykał go po raz pierwszy – ale nim zdążyłby zamienić z nim choćby jedno słowo, pozostali strażnicy, którzy ani na moment nie przestali atakować, ponownie zaskarbili sobie jego uwagę.
Frederick, chroniony magiczną barierą, nawet nie spróbował obronić się przed mknącymi w jego stronę zaklęciami. Pierwsze z nich, rzucona ze sporą wprawą drętwota, zgodnie z jego oczekiwaniami została wchłonięta przez niewidzialną tarczę, ale ta otaczała tylko jego – nie obejmując posadzki pod jego stopami, która sekundę później pokryła się lodem. Utrzymanie równowagi na śliskiej powierzchni wymagałoby ostrożności nawet od sprawnego czarodzieja – dla ranionego wybuchem aurora okazało się jeszcze trudniejsze; ranna noga ugięła się pod nim, kolano uciekło do tyłu, wywołując falę obezwładniającego bólu dokładnie w momencie, w którym Frederick spróbował rzucić zaklęcie. Grunt usunął mu się spod nóg i upadł – a instynktowna próba ochronienia bolącego kolana sprawiła, że wylądował na łokciu, w którym coś chrupnęło nieprzyjemnie. Wiązka petrificusa zboczyła z kursu, trafiając z hukiem w sufit; dopiero druga pomknęła do celu, strażnik uniósł jednak różdżkę w porę. – Protego! – krzyknął, a tuż przed nim uformowała się tarcza, która wchłonęła zaklęcie.
Anthony w tym czasie wyciągnął z torby jeden z eliksirów, odkorkowując go bez trudu i wypijając jego zawartość do dna; nie poczuł niczego, nie miał jednak podstaw podejrzewać, by mikstura mogła nie zadziałać – gotów do dalszego ataku, przecisnął się przez pręty pułapki, posyłając dwa zaklęcia w stronę strażników. Jego drętwota ugodziła najbliżej stojącego mężczyznę w klatkę piersiową, posyłając go na ziemię, przy lamino glacio auror pospieszył się jednak za bardzo, a może rozproszyło go to, co działo się za jego plecami – bo wiązka czaru rozmyła się w powietrzu, nim zdołałaby dolecieć do celu. Strażnicy cofnęli się o krok, ale nie opuścili różdżek. Dwóch z nich skierowało je w stronę Foxa. – Drętwota! Lamino! – wypowiedzieli, a dwa celne promienie pomknęły w stronę pokrytego pyłem Fredericka. Trzeci strażnik wycelował w Anthony’ego. – Ignitio – wypowiedział, a kula ognia ze świstem przecięła powietrze, gotowa ugodzić czarodzieja w klatkę piersiową. – Wezwać posiłki – warknął stojący na przodzie strażnik; być może był następny w hierarchii zaraz po naczelniku – a może zwyczajnie postanowił przejąć dowodzenie, orientując się, że ktoś musiał to zrobić. Mężczyzna stojący za nim skinął głową i zaczął wycofywać się do tyłu – ku zakrętowi prowadzącemu do dalszej części magicznego Tower.
Trwa 14 tura, na odpis macie 48 godzin. Mistrz gry najmocniej przeprasza za przedłużoną przerwę świąteczną i ramach przeprosin zobowiązuje się uznać jedną z podjętych w trwającej turze akcji za udaną, nawet jeśli kości uznają inaczej. Wybraną akcję możecie wskazać dowolnie, już po napisaniu wszystkich postów w tej turze.
Rzuty: Venenifer Captiona (brakujące k8 dla Fredericka), zaklęcia strażników; cele ataków zostały wybrane na zasadzie losowości: parzyste Frederick, nieparzyste Anthony
We Fredericka lecą udane zaklęcia: Drętwota (powyżej 100 oczek), Lamino; w Anthony'ego leci udane Ignitio (powyżej 100 oczek).
Aktywne zaklęcia i eliksiry:
Venenifer Captiona (Frederick): moc 110/220; zaklęcia 2/3
Smocza łza (Anthony) - 1/2 tury
Drętwota (strażnik)
Drętwota (strażnik)
Maeve znajduje się pod przemienioną postacią.
Frederick - 154/278 (-20) (44 - psychiczne; 20 - rana tłuczona głowy; 10 - stłuczenia pleców; 30 - rana tłuczona lewego kolana; 20 - rana tłuczona łokcia)
Anthony - 155/249 (-15) (44 - psychiczne; 40 - rana kłuta klatki piersiowej, poniżej żeber, możliwe obrażenia wewnętrzne; 10 - rany tłuczone żeber)
Maeve - 116/210 (-20) (44 - psychiczne; 20 - rana tłuczona głowy; 20 - wybicie lewego barku ze stawu; 10 - rany tłuczone żeber)
- ekwipunki:
- Frederick:
Felix Felicis (1 porcja, uwarzony 01.09, moc = 113)
Mikstura buchorożca (1 porcja, stat. 31)
Eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29)Kameleon (1 porcja)
różdżka nieznanego właściciela
Anthony:
Kryształy: 1, 2
brosza z alabastrowym jednorożcem
zaczarowana torba, a w niej:
18 eliksirów:
- Antidotum na niepowszechne trucizny (1 porcja, stat. 31)
- Eliksir kociego wzroku (21 porcja, stat. 23)
- Eliksir kociego kroku (1 porcja, stat. 28)
- Eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29)
- Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 20),
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20)
-Kameleon (1 porcja, stat. 29)
- Pasta na oparzenia (1 porcja, moc 109)
-Smocza łza (1 porcja, stat. 29, moc +5)
- Dziesięć Agonii (1 porcja, stat. 31, moc +10)
-Wieczny płomień (1 porcja, stat. 29, moc +10)
- Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat. 30)
- Veritaserum (1 porcje, stat. 31, uwarzone 01.03),
- Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat. 30),
- Eliksir kociej zwinności (1 porcja, stat. 30, moc +15),
- Eliksir znieczulający (1 porcje, stat. 28)
1 lniana torba
1 butelka starej ognistej od Macmilanów z wesela bo jak się bawić to się bawić
różdżka strażnika
Maeve:
kryształ
Wężowe usta (1 porcja, stat. 40)Smocza Łza (1 porcja, stat. 40, moc +15)Kameleon (1 porcja)
Eliksir przeciwbólowy (1 porcja)
różdżki (4)
W razie pytań zapraszam. <3
Popełniłem błąd - glacius, zamiast wchłonąć się wraz z drętwotą, rozbryzgnął się wokół mnie, nie pozostawiając mi nawet cienia szansy na zachowanie równowagi. Lodowe podłoże ściągnęło mnie do parteru, a w desperackiej próbie asekuracji upadku wyrżnąłem łokciem o twardą posadzkę. Syknąłem z bólu przez zaciśnięte zęby, czując, jak mój układ nerwowy przeżywa porażenie w całym ciele. Trzeba było jednak czegoś więcej, by wykluczyć mnie z walki. Zostałem wyszkolony do najtrudniejszych zadań - i do pozostania skutecznym bez względu na obrażenia. Pomagała adrenalina krążąca w ciele - to ona pozwalała zapomnieć o bólu, to ona podtrzymywała ducha walki. Nadzieję, że gdziekolwiek znajdowała się teraz Justine - nadal żyła. Że wszyscy byliśmy w stanie wyjść z tego cało.
Traciłem siły, ale pomimo tego podniosłem się - tak szybko, jak tylko byłem w stanie. Moją uwagę przykuł głos jednego z mężczyzn - teraz nie miałem już wątpliwości, że byli to więźniowie, nie byłem jednak w stanie skupić się na jego twarzy wystarczająco, by go rozpoznać.
- Fox - potwierdziłem krótko. - A ty? - Dodałem, nie odrywając wzroku od piątki strażników, którzy nadal byli gotowi do walki. - Pomóżcie nam z nimi. - Zasugerowałem, nie wdając się jednak w dyskusję - nie było na to czasu. Sytuacja jednak rysowała się jasno. Musieli słyszeć zaklęcia, widzieć, że walczymy ze strażnikami. Bez ich powstrzymania wszyscy mogliśmy zapomnieć o ucieczce.
Strażnicy byli bezwzględni w swoich czynach - nie ustępowali. Widząc dwie wiązki zaklęć zmierzające w moim kierunku natychmiast przeszedłem do obrony - licząc na to, że silniejsze z nich pochłonie magiczna tarcza, która nadal chroniła moje ciało, a tarcza będzie na tyle skuteczna, że zdoła odbić drugi urok w kierunku jego właściciela. - Protego! - Wyinkantowałem, a w moim głosie nie było zawahania. Skierowałem następnie różdżkę na siebie, w myślach przywołując symbol ognia, symbol zniszczenia, odkupienia i odrodzenia. Potrzebowałem swojego protektora - jeśli mieliśmy przeżyć, musiałem pozbyć się obrażeń, które rozpraszały mnie podczas walki. - Expecto patronum - Wypowiedziałem formułę, doskonale wiedząc, jaką moc niosła za sobą biała magia Zakonu Feniksa.
1 - protego , 2 - patronus, wykorzystuję możliwość leczenia się i obniżone ST do 35
Traciłem siły, ale pomimo tego podniosłem się - tak szybko, jak tylko byłem w stanie. Moją uwagę przykuł głos jednego z mężczyzn - teraz nie miałem już wątpliwości, że byli to więźniowie, nie byłem jednak w stanie skupić się na jego twarzy wystarczająco, by go rozpoznać.
- Fox - potwierdziłem krótko. - A ty? - Dodałem, nie odrywając wzroku od piątki strażników, którzy nadal byli gotowi do walki. - Pomóżcie nam z nimi. - Zasugerowałem, nie wdając się jednak w dyskusję - nie było na to czasu. Sytuacja jednak rysowała się jasno. Musieli słyszeć zaklęcia, widzieć, że walczymy ze strażnikami. Bez ich powstrzymania wszyscy mogliśmy zapomnieć o ucieczce.
Strażnicy byli bezwzględni w swoich czynach - nie ustępowali. Widząc dwie wiązki zaklęć zmierzające w moim kierunku natychmiast przeszedłem do obrony - licząc na to, że silniejsze z nich pochłonie magiczna tarcza, która nadal chroniła moje ciało, a tarcza będzie na tyle skuteczna, że zdoła odbić drugi urok w kierunku jego właściciela. - Protego! - Wyinkantowałem, a w moim głosie nie było zawahania. Skierowałem następnie różdżkę na siebie, w myślach przywołując symbol ognia, symbol zniszczenia, odkupienia i odrodzenia. Potrzebowałem swojego protektora - jeśli mieliśmy przeżyć, musiałem pozbyć się obrażeń, które rozpraszały mnie podczas walki. - Expecto patronum - Wypowiedziałem formułę, doskonale wiedząc, jaką moc niosła za sobą biała magia Zakonu Feniksa.
1 - protego , 2 - patronus, wykorzystuję możliwość leczenia się i obniżone ST do 35
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 33, 66
--------------------------------
#2 'k8' : 5, 7, 7, 3, 7, 7, 2, 1, 6, 2
#1 'k100' : 33, 66
--------------------------------
#2 'k8' : 5, 7, 7, 3, 7, 7, 2, 1, 6, 2
Po wypiciu eliksiru nie odczuł jego skutków. Gdyby nie miał przygniatającej ilości innych zmartwień najpewniej w tym momencie odczułby kolejną falę niepokoju. W obecnej sytuacji dopisał do długiej listy zmartwień kolejny punkt, który ginął gdzieś w całym tym gąszczu. Starał się skupić na działaniu tu i teraz.
Prawdą było, że dźwigneli się z kolan, lecz w każdej chwili mogli na nie wrócić. Czas płynął. Ciągle tkwili w miejscu. Nie wiedzieli ile czasu upłynęło od wybuchu, co się stało z różdżkami, część cel była zasypana. Zawiedli - myślał trzeźwo starając się brutalnie, realnie oceniać to co się działo. Zmęczone, lecz bystre tęczówki zawiesiły na krótką chwilę spojrzenie na wykrwawiającym się na podłodze naczelniku. Czy istniała szansa by jeszcze żył? Lub by dało się podtrzymać go przy życiu na tyle długo by stanowił jakąś wartość dodatnią w tym morzu katastrof...? Pamiętał jego ostatnie chełpliwe słowa, które prócz satysfakcji dla konającego dawały też informacje i samemu Skamanderowi - już coś mieli zaplanowane. Tylko co i kiedy. Musieli wiedzieć. Anthony przypomniał sobie szum ścieków. Czy te zostały zasypane, czy mogły stanowić dla nich drogę wyjścia? Czy daliby radę uprowadzić nimi naczelnika...? Czy strażnicy lub więźniowie mogli o czymś wiedzieć? Czy mieli do kogo wracać na dziedzińcu...? Nie teraz - zganił się surowo w myślach. To nie był czas by mógł się w ten sposób rozpraszać, a co dopiero snuć na głos dywagacje na temat potencjalnej drogi ucieczki, kiedy jeden ze strażników biegł na skargę.
- Lamino Glacio! - wypowiedział natychmiast kierując koniec różdżki w czarodzieja, który zamierzał wezwać posiłki.
|Akcja 1/2
Prawdą było, że dźwigneli się z kolan, lecz w każdej chwili mogli na nie wrócić. Czas płynął. Ciągle tkwili w miejscu. Nie wiedzieli ile czasu upłynęło od wybuchu, co się stało z różdżkami, część cel była zasypana. Zawiedli - myślał trzeźwo starając się brutalnie, realnie oceniać to co się działo. Zmęczone, lecz bystre tęczówki zawiesiły na krótką chwilę spojrzenie na wykrwawiającym się na podłodze naczelniku. Czy istniała szansa by jeszcze żył? Lub by dało się podtrzymać go przy życiu na tyle długo by stanowił jakąś wartość dodatnią w tym morzu katastrof...? Pamiętał jego ostatnie chełpliwe słowa, które prócz satysfakcji dla konającego dawały też informacje i samemu Skamanderowi - już coś mieli zaplanowane. Tylko co i kiedy. Musieli wiedzieć. Anthony przypomniał sobie szum ścieków. Czy te zostały zasypane, czy mogły stanowić dla nich drogę wyjścia? Czy daliby radę uprowadzić nimi naczelnika...? Czy strażnicy lub więźniowie mogli o czymś wiedzieć? Czy mieli do kogo wracać na dziedzińcu...? Nie teraz - zganił się surowo w myślach. To nie był czas by mógł się w ten sposób rozpraszać, a co dopiero snuć na głos dywagacje na temat potencjalnej drogi ucieczki, kiedy jeden ze strażników biegł na skargę.
- Lamino Glacio! - wypowiedział natychmiast kierując koniec różdżki w czarodzieja, który zamierzał wezwać posiłki.
|Akcja 1/2
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'k8' : 6, 4, 1, 6, 8, 1, 1, 5, 8
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'k8' : 6, 4, 1, 6, 8, 1, 1, 5, 8
Nie wypowiedział inkantacji obronnej nie wiedząc czy podejmował się ryzyka rezygnując z obrony, czy też jednak był to gest wiary w umiejętności czarodzieja, który uwarzył miksturę - Drętwota! - wypowiedział zaraz później sięgając po magię pewniej, gwałtowniej niż poprzednio obierając za cel strażnika, który starał się podjąć przywództwa. Grupa jest tak długo silna, jak była w niej jednostka gotowa przyjąć na siebie ciężar odpowiedzialności, jaka było przywództwo. Skamander starał się więc podciąć skrzydła atakując najpierw człowieka, który miał wykonać rozkaz, a następnie tego, kto ten rozkaz zlecił, mając zamiar w ten sposób podburzyć raz jeszcze kruszejące morale
|Akcja 2/2
|Akcja 2/2
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 6
--------------------------------
#2 'k8' : 8, 7, 4, 5, 8, 6, 2, 3, 3
#1 'k100' : 6
--------------------------------
#2 'k8' : 8, 7, 4, 5, 8, 6, 2, 3, 3
Mierzyła rozbrojonego strażnika przejętym, smutnym wzrokiem, gdy posyłała ku niemu wiązkę zaklęcia unieruchamiającego. To jednak dla jego dobra – niech zapamięta, co się tutaj wydarzyło. I że darowali mu życie. Dopiero wtedy zyskała okazję, by przyjrzeć się majaczącym za gruzami nieznajomym, a raczej jednemu, temu, który stał na przedzie. Zaniedbany, chudy, o ciężkim, zmęczonym spojrzeniu, odziany w charakterystyczny więzienny strój – nie mógł być jednym z pilnujących Tower czarodziejów. Lecz jeśli tak, to za co tu trafił? Czy powinni się go bać? Czy w obliczu wspólnego zagrożenia musieli obdarzyć się namiastką zaufania…? Wygięła usta w brzydkim grymasie, gdy zapytał ją o plany ucieczki. – Może tym przejściem, którym się tu dostaliśmy, przez muzeum – odezwała się po chwili zachrypniętym od emocji głosem; nie wiedziała, czy powinna im to mówić, ani czy wspomniana droga była jeszcze osiągalna. Lecz zarówno Skamander, jak i Fox byli zajęci walką, nie było czasu na ustalenie jakiegokolwiek planu. – Najpierw musimy jednak powstrzymać strażników. Przydałaby się nam wasza pomoc – dodała szybko, nagląco, wtórując Frederickowi, próbując przy tym podchwycić wzrok nieznajomego.
Wtedy zamarła w bezruchu, gdy odpowiedzieli na zadane przed chwilą pytanie. Kobieta nie żyła – przez nią. Wierzyła, czuła, że mogłaby jej pomóc, gdyby tylko postanowiła przedostać się na drugą stronę, uwolnić spod przygniatających ją gruzów… Zawahała się, zanim wróciła do towarzyszy, niepewnie wyciągając przed siebie obcą, źle leżącą w dłoni różdżkę. Słyszała jeszcze więźnia powtarzającego nazwisko jednego z aurorów; czego od niego chciał? Skąd go znał? Trupy, wszędzie trupy, dogorywający u ich stóp naczelnik, zbierający się ze skutej lodem posadzki Fox; działo się zbyt wiele i zbyt szybko, by mogła ocenić sytuację w pełni. Serce ścisnęła obawa o syczącego z bólu Lisa, nie mogła się jednak na nim skupiać, jeśli nie chciała pozwolić sobie na kolejny błąd. – Drętwota – warknęła, celując w tego, który zaczął wydawać rozkazy. Z odrazą do siebie samej zorientowała się, że mimo wszystko, mimo wewnętrznych oporów, miała nadzieję, iż zaklęcie Anthony'ego, choć odstręczająco brutalne, jeżące włos na głowie, zatrzyma biegnącego po posiłki czarodzieja. Czuła się zmęczona, brudna, w myśli zakradało się zwątpienie. Umrą tu wszyscy, nic ich nie uratuje. Zawiedli. Mieli krew na rękach – nie tylko strażników, ale i pozostałych Zakonników.
Opuściła różdżkę, znów szukając czegoś w kieszeni; przypomniała sobie o eliksirze przeciwbólowym, którzy powinien pomóc poczuć się choćby trochę lepiej. Uniosła buteleczkę do ust, odkorowała ją zębami i szybko wychyliła zawartość.
| rzucam na Drętwotę, ale jeśli się nie uda, to chciałabym tutaj wykorzystać udaną akcję od MG + piję eliksir przeciwbólowy, chciałabym wyciszyć obrażenia psychiczne
Wtedy zamarła w bezruchu, gdy odpowiedzieli na zadane przed chwilą pytanie. Kobieta nie żyła – przez nią. Wierzyła, czuła, że mogłaby jej pomóc, gdyby tylko postanowiła przedostać się na drugą stronę, uwolnić spod przygniatających ją gruzów… Zawahała się, zanim wróciła do towarzyszy, niepewnie wyciągając przed siebie obcą, źle leżącą w dłoni różdżkę. Słyszała jeszcze więźnia powtarzającego nazwisko jednego z aurorów; czego od niego chciał? Skąd go znał? Trupy, wszędzie trupy, dogorywający u ich stóp naczelnik, zbierający się ze skutej lodem posadzki Fox; działo się zbyt wiele i zbyt szybko, by mogła ocenić sytuację w pełni. Serce ścisnęła obawa o syczącego z bólu Lisa, nie mogła się jednak na nim skupiać, jeśli nie chciała pozwolić sobie na kolejny błąd. – Drętwota – warknęła, celując w tego, który zaczął wydawać rozkazy. Z odrazą do siebie samej zorientowała się, że mimo wszystko, mimo wewnętrznych oporów, miała nadzieję, iż zaklęcie Anthony'ego, choć odstręczająco brutalne, jeżące włos na głowie, zatrzyma biegnącego po posiłki czarodzieja. Czuła się zmęczona, brudna, w myśli zakradało się zwątpienie. Umrą tu wszyscy, nic ich nie uratuje. Zawiedli. Mieli krew na rękach – nie tylko strażników, ale i pozostałych Zakonników.
Opuściła różdżkę, znów szukając czegoś w kieszeni; przypomniała sobie o eliksirze przeciwbólowym, którzy powinien pomóc poczuć się choćby trochę lepiej. Uniosła buteleczkę do ust, odkorowała ją zębami i szybko wychyliła zawartość.
| rzucam na Drętwotę, ale jeśli się nie uda, to chciałabym tutaj wykorzystać udaną akcję od MG + piję eliksir przeciwbólowy, chciałabym wyciszyć obrażenia psychiczne
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Maeve Clearwater' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 78
--------------------------------
#2 'k8' : 2, 6, 7, 5, 6, 5
#1 'k100' : 78
--------------------------------
#2 'k8' : 2, 6, 7, 5, 6, 5
Mężczyzna zwracający się do Fredericka zawahał się na ułamek sekundy, zanim odpowiedział. – Yates – wymówił po chwili, krótko, przedstawiając się samym nazwiskiem. Fox je znał; należało do magicznego policjanta, z którym raz czy dwa miał okazję współpracować w czasie wspólnej akcji. Stracił jednak z nim kontakt wiele miesięcy wcześniej, nie wiedział więc, czy czarodziej w momencie rozłamu departamentu poparł Harolda Longbottoma, czy też nie; w gruncie rzeczy nie był nawet w stanie rozpoznać, czy więzień mówił prawdę – jego stan, pył pokrywający twarz, wyniszczenie i wychudzenie sprawiały, że trudno było w jego rysach doszukać się podobieństwa do energicznego magicznego policjanta. Zwłaszcza w ogniu walki. – Przejście? Gdzie? – zapytał ostro, tym razem zwracając spojrzenie w stronę Maeve. – Zostawcie ich, nie ma czasu. Jesteśmy ranni, wy też, za chwilę zaroi się tu od ludzi Malfoya – coś dzieje się na dziedzińcu, wyzwali tam wszystkich, szli uzbrojeni jak na wojnę. Jak zamkną całe więzienie, to nawet mysz się nie prześliźnie – odpowiedział, każde kolejne słowo wypowiadając coraz szybciej.
Nie mieliście czasu, by odpowiedzieć – Frederick uniósł różdżkę, wznosząc przed sobą tarczę, o którą rozbiły się mknące w jego kierunku noże; silna drętwota rozniosła jednak świetlistą barierę w puch, by w następnej sekundzie uderzyć w klatkę piersiową aurora. Promień, który w normalnych okolicznościach powaliłby go natychmiast na ziemię, został zatrzymany przez wciąż otaczającą go, ochronną magię; Frederick poczuł tępe uderzenie, energia wokół niego zawibrowała groźnie, ale trafienie nie wywołało bólu – rozproszyło za to resztki chroniącej go tarczy. Zakonnik wiedział, że w obecnym stanie nie zdoła uciec daleko, noga ledwo utrzymywała jego ciężar – sięgnął więc po magię najczystszą, zaklętą w śpiewie feniksa, niemal natychmiast czując się lepiej; koniec jego różdżki zalśnił jasnym światłem, z którego uformowała się świetlista sylwetka lisa. Zwierzątko wylądowało miękko na zasnutej pyłem, gruzami i krwią posadzce, odbijając się od niej i zataczając pętlę; gdy przebiegało obok mierzących w was strażników, zasyczało groźnie. Później zawróciło, zmierzając z powrotem w stronę Fredericka, wdrapując się po jego nogach i znikając – na wysokości klatki piersiowej, wnikając w bijące za mostkiem serce, niwelując zmęczenie i otępiający ciało i umysł ból; nie lecząc ran zupełnie, ale pozwalając czarodziejowi je ignorować, napełniając przekonaniem, że jeszcze wszystko mogło się udać – i że mogli opuścić to miejsce cali.
Anthony, wydostawszy się z klatki, w tym czasie dalej walczył – ognista kula, przed którą nie spróbował się obronić, dotarła do niego, ale uderzywszy w klatkę piersiową, jedynie sypnęła gorącymi iskrami, po czym się odbiła – mknąc prosto w stronę strażnika, który ją wyczarował. Skamander, nie tracąc czasu, wymierzył różdżkę w stronę wycofującego się mężczyzny, prawdopodobnie zmierzającego, by – zgodnie z rozkazem – wezwać posiłki. Gdy tylko wymówił inkantację, jego różdżka zawibrowała mocno, a w powietrzu za strażnikiem uformowały się ostre jak brzytwa sople, ten jednak spodziewał się ataku: odwrócił się, unosząc różdżkę i wypowiadając obronną inkantację. Tarcza rozbłysła przed nim w ostatniej chwili, osłaniając go przed urokiem, który mógł okazać się śmiertelny. Drugiej szansy na powstrzymanie go nie było – obroniwszy się, mężczyzna zniknął za zakrętem. – Potrzebujemy wsparcia w Biurze Aurorów! – krzyknął, a jego głos poniósł się korytarzem donośnie; nie widzieliście, do kogo miał dotrzeć, ani ilu strażników pozostało w więzieniu.
Drugie z zaklęć posłanych przed Anthony’ego minęło cel, rozbijając się o ścianę za plecami mężczyzn – w tej samej chwili zza rogu wyłoniła się jednak Maeve, powtarzając inkantację. Chociaż różdżka, którą trzymała w dłoni, leżała w jej palcach niepewnie, reagując z opóźnieniem i nie słuchając jej do końca, udało jej się posłać zaklęcie w stronę samozwańczego dowódcy. Mężczyzna uniósł różdżkę, żeby wznieść przed sobą tarczę, ale nie spodziewał się ataku nadchodzącego z tej strony – jasny promień był szybszy, uderzył w klatkę piersiową czarodzieja, a ten znieruchomiał, a później upadł na plecy, lądując ciężko na posadzce. W korytarzu pozostało dwóch jego towarzyszy; jeden z nich również podjął się obrony, skutecznie osłaniając się przed odbitą kulą ognia. Drugi sięgnął do paska, żeby odczepić od niego fiolkę z eliksirem, i nim ktokolwiek zdążyłby zareagować, cisnął nią w stronę Zakonu Feniksa; szklana buteleczka błysnęła w powietrzu, za parę sekund mając rozbić się pod waszymi stopami.
Maeve, wykorzystując chwilę przerwy w walce, również sięgnęła po eliksir – bezbarwny płyn okazał się niezwykle kwaśny, zadziałał jednak błyskawicznie, przytępiając ból, który utrudniał czarownicy skupienie. Zawroty głowy stały się mniej uciążliwe, obraz się wyostrzył; zaczęło jej się oddychać lżej, mogła też poruszać się szybciej, choć zdawała sobie sprawę, że nadwyrężanie zranionej ręki mogło później nieść przykre konsekwencje.
Trwa 15 tura, na odpis macie 48 godzin.
Rzuty: obrona, rzut eliksirem
Maeve, ze względu na to, że nie określiłaś, jaki typ obrażeń ma zostać zniwelowany, mistrz gry wybrał opcję najkorzystniejszą; eliksir zniwelował karę za obrażenia tłuczone.
Aktywne zaklęcia i eliksiry:
Smocza łza (Anthony) - 2/2 tury
Drętwota (strażnik)
Drętwota (strażnik)
Drętwota (strażnik)
Eliksir przeciwbólowy (Maeve) - 1/5
Maeve znajduje się pod przemienioną postacią.
Wykorzystana moc patronusa (Frederick) - 1/3
Frederick - 278/278 (44 - psychiczne; 20 - rana tłuczona głowy; 10 - stłuczenia pleców; 30 - rana tłuczona lewego kolana; 20 - rana tłuczona łokcia)
Anthony - 155/249 (-15) (44 - psychiczne; 40 - rana kłuta klatki piersiowej, poniżej żeber, możliwe obrażenia wewnętrzne; 10 - rany tłuczone żeber)
Maeve -116/210 (-20) 166/210 (-10) (44 - psychiczne; 20 - rana tłuczona głowy; 20 - wybicie lewego barku ze stawu; 10 - rany tłuczone żeber)
W razie pytań zapraszam. <3
Nie mieliście czasu, by odpowiedzieć – Frederick uniósł różdżkę, wznosząc przed sobą tarczę, o którą rozbiły się mknące w jego kierunku noże; silna drętwota rozniosła jednak świetlistą barierę w puch, by w następnej sekundzie uderzyć w klatkę piersiową aurora. Promień, który w normalnych okolicznościach powaliłby go natychmiast na ziemię, został zatrzymany przez wciąż otaczającą go, ochronną magię; Frederick poczuł tępe uderzenie, energia wokół niego zawibrowała groźnie, ale trafienie nie wywołało bólu – rozproszyło za to resztki chroniącej go tarczy. Zakonnik wiedział, że w obecnym stanie nie zdoła uciec daleko, noga ledwo utrzymywała jego ciężar – sięgnął więc po magię najczystszą, zaklętą w śpiewie feniksa, niemal natychmiast czując się lepiej; koniec jego różdżki zalśnił jasnym światłem, z którego uformowała się świetlista sylwetka lisa. Zwierzątko wylądowało miękko na zasnutej pyłem, gruzami i krwią posadzce, odbijając się od niej i zataczając pętlę; gdy przebiegało obok mierzących w was strażników, zasyczało groźnie. Później zawróciło, zmierzając z powrotem w stronę Fredericka, wdrapując się po jego nogach i znikając – na wysokości klatki piersiowej, wnikając w bijące za mostkiem serce, niwelując zmęczenie i otępiający ciało i umysł ból; nie lecząc ran zupełnie, ale pozwalając czarodziejowi je ignorować, napełniając przekonaniem, że jeszcze wszystko mogło się udać – i że mogli opuścić to miejsce cali.
Anthony, wydostawszy się z klatki, w tym czasie dalej walczył – ognista kula, przed którą nie spróbował się obronić, dotarła do niego, ale uderzywszy w klatkę piersiową, jedynie sypnęła gorącymi iskrami, po czym się odbiła – mknąc prosto w stronę strażnika, który ją wyczarował. Skamander, nie tracąc czasu, wymierzył różdżkę w stronę wycofującego się mężczyzny, prawdopodobnie zmierzającego, by – zgodnie z rozkazem – wezwać posiłki. Gdy tylko wymówił inkantację, jego różdżka zawibrowała mocno, a w powietrzu za strażnikiem uformowały się ostre jak brzytwa sople, ten jednak spodziewał się ataku: odwrócił się, unosząc różdżkę i wypowiadając obronną inkantację. Tarcza rozbłysła przed nim w ostatniej chwili, osłaniając go przed urokiem, który mógł okazać się śmiertelny. Drugiej szansy na powstrzymanie go nie było – obroniwszy się, mężczyzna zniknął za zakrętem. – Potrzebujemy wsparcia w Biurze Aurorów! – krzyknął, a jego głos poniósł się korytarzem donośnie; nie widzieliście, do kogo miał dotrzeć, ani ilu strażników pozostało w więzieniu.
Drugie z zaklęć posłanych przed Anthony’ego minęło cel, rozbijając się o ścianę za plecami mężczyzn – w tej samej chwili zza rogu wyłoniła się jednak Maeve, powtarzając inkantację. Chociaż różdżka, którą trzymała w dłoni, leżała w jej palcach niepewnie, reagując z opóźnieniem i nie słuchając jej do końca, udało jej się posłać zaklęcie w stronę samozwańczego dowódcy. Mężczyzna uniósł różdżkę, żeby wznieść przed sobą tarczę, ale nie spodziewał się ataku nadchodzącego z tej strony – jasny promień był szybszy, uderzył w klatkę piersiową czarodzieja, a ten znieruchomiał, a później upadł na plecy, lądując ciężko na posadzce. W korytarzu pozostało dwóch jego towarzyszy; jeden z nich również podjął się obrony, skutecznie osłaniając się przed odbitą kulą ognia. Drugi sięgnął do paska, żeby odczepić od niego fiolkę z eliksirem, i nim ktokolwiek zdążyłby zareagować, cisnął nią w stronę Zakonu Feniksa; szklana buteleczka błysnęła w powietrzu, za parę sekund mając rozbić się pod waszymi stopami.
Maeve, wykorzystując chwilę przerwy w walce, również sięgnęła po eliksir – bezbarwny płyn okazał się niezwykle kwaśny, zadziałał jednak błyskawicznie, przytępiając ból, który utrudniał czarownicy skupienie. Zawroty głowy stały się mniej uciążliwe, obraz się wyostrzył; zaczęło jej się oddychać lżej, mogła też poruszać się szybciej, choć zdawała sobie sprawę, że nadwyrężanie zranionej ręki mogło później nieść przykre konsekwencje.
Trwa 15 tura, na odpis macie 48 godzin.
Rzuty: obrona, rzut eliksirem
Maeve, ze względu na to, że nie określiłaś, jaki typ obrażeń ma zostać zniwelowany, mistrz gry wybrał opcję najkorzystniejszą; eliksir zniwelował karę za obrażenia tłuczone.
Aktywne zaklęcia i eliksiry:
Smocza łza (Anthony) - 2/2 tury
Drętwota (strażnik)
Drętwota (strażnik)
Drętwota (strażnik)
Eliksir przeciwbólowy (Maeve) - 1/5
Maeve znajduje się pod przemienioną postacią.
Wykorzystana moc patronusa (Frederick) - 1/3
Frederick - 278/278 (
Anthony - 155/249 (-15) (44 - psychiczne; 40 - rana kłuta klatki piersiowej, poniżej żeber, możliwe obrażenia wewnętrzne; 10 - rany tłuczone żeber)
Maeve -
- ekwipunki:
- Frederick:
Felix Felicis (1 porcja, uwarzony 01.09, moc = 113)
Mikstura buchorożca (1 porcja, stat. 31)
Eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29)Kameleon (1 porcja)
różdżka nieznanego właściciela
Anthony:
Kryształy: 1, 2
brosza z alabastrowym jednorożcem
zaczarowana torba, a w niej:
18 eliksirów:
- Antidotum na niepowszechne trucizny (1 porcja, stat. 31)
- Eliksir kociego wzroku (21 porcja, stat. 23)
- Eliksir kociego kroku (1 porcja, stat. 28)
- Eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29)
- Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 20),
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20)
-Kameleon (1 porcja, stat. 29)
- Pasta na oparzenia (1 porcja, moc 109)
-Smocza łza (1 porcja, stat. 29, moc +5)
- Dziesięć Agonii (1 porcja, stat. 31, moc +10)
-Wieczny płomień (1 porcja, stat. 29, moc +10)
- Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat. 30)
- Veritaserum (1 porcje, stat. 31, uwarzone 01.03),
- Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat. 30),
- Eliksir kociej zwinności (1 porcja, stat. 30, moc +15),
- Eliksir znieczulający (1 porcje, stat. 28)
1 lniana torba
1 butelka starej ognistej od Macmilanów z wesela bo jak się bawić to się bawić
różdżka strażnika
Maeve:
kryształ
Wężowe usta (1 porcja, stat. 40)Smocza Łza (1 porcja, stat. 40, moc +15)Kameleon (1 porcja)Eliksir przeciwbólowy (1 porcja)
różdżki (4)
W razie pytań zapraszam. <3
Nie udało się powstrzymać strażnika mknącego po pomoc i to przeważyło wszystko. Jedna chwila, jeden moment sprawił, że nie mógł nie przyznać racji głosowi zza rumowiska. Natychmiast porzucił rozważania, które stały się niewykonalnymi w zaistniałej sytuacji. Musieli się wycofać. Nie było mowy o tym, by dali radę przejść przez korytarz ciągnący się zza strażnikami. Więźniowie wspomnieli zaś, że wyjście od stron cel było zasypane.
- Pokaż im tę drogę - Spojrzał na Clearwater pomijając jej imię, nazwisko, nie wspominając nic więcej co mogłoby ułatwić strażnikom pościg. Musieli najwyraźniej wyjść, tak jak weszli. Nie mieli wyboru. Na dziedzińcu panowało poruszenie. Być może, druga grupa wciąż żyła. Jeżeli mieli znaleźć drogę ucieczki to musieli to zrobić nim czarodzieje na dziedzińcu w pełni się zmobilizują.
- Accio! - wypowiedział kierując zaraz końcówkę różdżki w stronę fiolki, która zamigotała w powietrzu i zmierzała w ich stronę.
|Akcja 1: Accio
- Pokaż im tę drogę - Spojrzał na Clearwater pomijając jej imię, nazwisko, nie wspominając nic więcej co mogłoby ułatwić strażnikom pościg. Musieli najwyraźniej wyjść, tak jak weszli. Nie mieli wyboru. Na dziedzińcu panowało poruszenie. Być może, druga grupa wciąż żyła. Jeżeli mieli znaleźć drogę ucieczki to musieli to zrobić nim czarodzieje na dziedzińcu w pełni się zmobilizują.
- Accio! - wypowiedział kierując zaraz końcówkę różdżki w stronę fiolki, która zamigotała w powietrzu i zmierzała w ich stronę.
|Akcja 1: Accio
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 76
'k100' : 76
Kątem oka dostrzegła mglistego patronusa, lisa, który wdrapał się po nogach jednego z aurorów, a następnie wniknął w jego klatkę piersiową – co tu się działo? Zamrugała gwałtownie, nie rozumiejąc magii Zakonu; kolejne pytanie, które miała ochotę zadać, a na które nie było czasu. – Możesz iść? – zapytała Foxa, wciąż mierząc różdżką w dwóch strażników, którzy jeszcze nie uciekli i nie zostali unieszkodliwieni. – A ty? – odwróciła twarz w stronę Skamandera. Nie wiedziała, jak mocno oberwali, czy potrzebowali pilnej pomocy, czy mieli bez trudu wycofać się i przedostać przez wyrwę w gruzach tego, co do niedawna było dawnym biurem aurorów. Bo teraz, gdy posłany po posiłki czarodziej skutecznie osłonił się przed soplami lodu, uciekł poza zasięg ich wzroku, nie mieli wielkiego wyboru, musieli uciekać – i to szybko, mając nadzieję, że jeszcze nie było za późno. Coś się dzieje na dziedzińcu, od razu pomyślała o grupie Kierana, która miała odciągać uwagę obrońców więzienia; czy potrzebowali pomocy? Brzmiało to tak, jak gdyby zostali zagonieni w kozi róg.
Podchwyciła wzrok Anthony’ego, gdy niespodziewanie zwrócił się wprost do niej. Miała pokazać im drogę przez muzeum? Iść przodem? Ściągnęła usta w wąską kreskę, otworzyła szerzej oczy; nie ufała im, nie chciała dołączać do więźniów jako pierwsza, nie powiedziała jednak nawet słowa. Skinęła krótko głową, powoli robiąc krok do tyłu, później kolejny; zdawała się na jego osąd sytuacji, nawet jeśli polecenie wzbudziło opór. Widziała mknący ku nim eliksir, nie próbowała go przy tym przechwycić. Do tej pory łudziła się, że może gdy pokonają strażników, odnajdzie swą zagubioną różdżkę wśród walających się dookoła odłamków, resztek sklepienia i ścian – teraz jednak wiedziała już, że to nieosiągalne, że musi pogodzić się ze stratą. – Pokażę wam, tylko odsuńcie się – mruknęła oszczędnie do wychudzonego Yatesa, gdy znalazła się bliżej ruin. Posłała mu badawcze, podszyte nieufnością spojrzenie – choć przecież pomógł, pomogli jej, gdy tego potrzebowała – ostrożnie przeciskając się przez szczelinę. Nie chciała przekonywać się, co będzie, jeśli wykona choćby jeden nieostrożny ruch, zahaczy o luźniejszy kamień. Czuła się lepiej niż jeszcze chwilę temu, eliksir musiał zadziałać, mimo to wciąż uważała na zranioną rękę, nie chcąc jej nadwyrężać. – Zaraz je znajdę – dodała, kiedy już przedostała się na ich stronę, próbując przypomnieć sobie umiejscowienie zamaskowanej czarem drabiny. Obejrzała się przez ramię, mając nadzieję, że pozostali zaraz do niej dołączą, po czym zmarszczyła brwi i szybko, ponaglana ciężarem spojrzeń nieoczekiwanych sojuszników, zrobiła kilka kroków przed siebie, wracając pamięcią do momentu, w którym znaleźli się w Tower. – Tutaj – odezwała się nagle, gdy dłonią natrafiła na niewidzialne, zardzewiałe szczeble. Mogła spróbować rozproszyć zaklęcie, które uniemożliwiało dojrzenie przejścia, bała się jednak, że nie da rady z tak skomplikowaną inkantacją korzystając z obcej różdżki. – Reparo – spróbowała; celując tam, gdzie powinna znajdować się drabina. Pamiętała, że znajdowała się ona w niezbyt dobrym stanie, nie była pewna, czy wszyscy zdołają się na nią wspiąć, nim konstrukcja zawiedzie. – Wszyscy macie różdżki? – zwróciła się do więźniów, nim zdecydowała się na kolejne zaklęcie. – Oculus – dodała, mając zamiar posłać oko przodem, następnie zacząć wspinać się, by wrócić do szybu, którym się tu dostali.
Podchwyciła wzrok Anthony’ego, gdy niespodziewanie zwrócił się wprost do niej. Miała pokazać im drogę przez muzeum? Iść przodem? Ściągnęła usta w wąską kreskę, otworzyła szerzej oczy; nie ufała im, nie chciała dołączać do więźniów jako pierwsza, nie powiedziała jednak nawet słowa. Skinęła krótko głową, powoli robiąc krok do tyłu, później kolejny; zdawała się na jego osąd sytuacji, nawet jeśli polecenie wzbudziło opór. Widziała mknący ku nim eliksir, nie próbowała go przy tym przechwycić. Do tej pory łudziła się, że może gdy pokonają strażników, odnajdzie swą zagubioną różdżkę wśród walających się dookoła odłamków, resztek sklepienia i ścian – teraz jednak wiedziała już, że to nieosiągalne, że musi pogodzić się ze stratą. – Pokażę wam, tylko odsuńcie się – mruknęła oszczędnie do wychudzonego Yatesa, gdy znalazła się bliżej ruin. Posłała mu badawcze, podszyte nieufnością spojrzenie – choć przecież pomógł, pomogli jej, gdy tego potrzebowała – ostrożnie przeciskając się przez szczelinę. Nie chciała przekonywać się, co będzie, jeśli wykona choćby jeden nieostrożny ruch, zahaczy o luźniejszy kamień. Czuła się lepiej niż jeszcze chwilę temu, eliksir musiał zadziałać, mimo to wciąż uważała na zranioną rękę, nie chcąc jej nadwyrężać. – Zaraz je znajdę – dodała, kiedy już przedostała się na ich stronę, próbując przypomnieć sobie umiejscowienie zamaskowanej czarem drabiny. Obejrzała się przez ramię, mając nadzieję, że pozostali zaraz do niej dołączą, po czym zmarszczyła brwi i szybko, ponaglana ciężarem spojrzeń nieoczekiwanych sojuszników, zrobiła kilka kroków przed siebie, wracając pamięcią do momentu, w którym znaleźli się w Tower. – Tutaj – odezwała się nagle, gdy dłonią natrafiła na niewidzialne, zardzewiałe szczeble. Mogła spróbować rozproszyć zaklęcie, które uniemożliwiało dojrzenie przejścia, bała się jednak, że nie da rady z tak skomplikowaną inkantacją korzystając z obcej różdżki. – Reparo – spróbowała; celując tam, gdzie powinna znajdować się drabina. Pamiętała, że znajdowała się ona w niezbyt dobrym stanie, nie była pewna, czy wszyscy zdołają się na nią wspiąć, nim konstrukcja zawiedzie. – Wszyscy macie różdżki? – zwróciła się do więźniów, nim zdecydowała się na kolejne zaklęcie. – Oculus – dodała, mając zamiar posłać oko przodem, następnie zacząć wspinać się, by wrócić do szybu, którym się tu dostali.
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Strona 16 z 17 • 1 ... 9 ... 15, 16, 17
Opuszczone muzeum
Szybka odpowiedź