Serpentine Lake
Nazwa jeziora czarodziejom nieodłącznie kojarzy się z legendą o młodej wiedźmie, która uciekając przed mugolskim linczem przez Hyde Park miała nagle oddać się strachowi - który jako potężny wróg przejął nad nią kontrolę i doprowadził do potężnego, ostatniego w jej życiu napadu serpentyny. Potężny wybuch magii wydrążył koryto, a płaczące niebo zalało je słoną wodą; odtąd Hyde Park został przedzielony jeziorem.
— I co w związku z tym?— spytał sucho, ale interesowały go efekty. Wiedział, że Macnair był zdolnym czarnoksiężnikiem i jeszcze zdolniejszym zaklinaczem. Jeśli Tonks padła jego ofiarą szybko nie wydostanie się spod jego ciężkiego buta. — Obserwuje ją, ma jakiś pomysł?— Pewnie podzielił się nim. Znał go na tyle, by wiedzieć, że na samej obserwacji Justine skończyć się nie mogło. Może i Drew gustował w blondynkach, ale wątpił, by szlam zafascynowała go na tyle, by chciał analizować jej dzienne podróże dla czystej satysfakcji. — Calder — wspomniał jego imię. Kojarzył go, widywał go na Nokturnie. — Jak on się sprawuje? — Z jego nazwiskiem wiązały się wielkie nadzieje. Przypuszczał, że nie był przypadkowym czarodziejem w ich szeregach, szczególnie po tym, jak go zarekomendowała podczas spotkania.
Przystanął, kiedy łowczyni dała znak, że coś usłyszała. Tuż obok niej, przy jednym z drzew. Powodził spojrzeniem w kierunku, który wskazała. Dwie sylwetki wyłaniały się powoli z ciemności. Zaciągnął na głowę kaptur peleryny, na twarz założył maskę śmierciożercy i sięgnął po różdżkę.
— Vulnerario — mruknął, celując w jednego z osobników, niższego.
| ekwipunek wysłany do MG
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
#1 'k100' : 95
--------------------------------
#2 'k10' : 8
- Na razie ją obserwuje. Zbiera informacje. Może uda się dzięki temu odnaleźć resztę. Muszą się gdzieś ukrywać. Zastanawia mnie dlaczego niekiedy znika z pergaminu, choć Macnair zapewniał, że klątwa jest silna - odpowiedziała na jego suche pytanie. Samo powodzenie w zaklęciu krwi Tonks nie było jeszcze wielkim sukcesem, nie spodziewała się więc po Mulciberze na tę chwilę entuzjastycznej reakcji. - Ale powinniśmy złożyć jej wizytę, albo schwytać w Londynie, pewnie sama nie odpuszcza - zanim się zorientuje. Tak, czy owak: została mi jeszcze jedna fiolka.
Rookwood tamtego wieczoru na początku czerwca, kiedy Drew i Calder pojawili się w Skale, była pełna entuzjazmu, by z tej brudnej krwi zrobić jedyny słuszny użytek, lecz usłuchała ich głosu rozsądku - druga fiolka mogła im się jeszcze przydać w przyszłości.
- Więcej niż dobrze. Chce działać i nie tylko o tym mówi, a słowo przekuwa w czyn - odparła, a w tonie jej głosu rozbrzmiało zadowolenie, bo to przecież ona odpowiadała za to, że kuzyn stał się ich sojusznikiem. Nie przynosił jej wstydu. Na tle tych, którzy pragnęli przycupnąć w blasku Czarnego Pana, zamiast gorliwie mu służyć, nawet się wyróżniał. - To runista, zaklinacz, nigdy nie walczył, ale gdy naprzeciw nam stanął Alexander z Macmillanem, to zrobił co mógł. A że mógł wtedy niewiele, to inna sprawa. Jeszcze się nauczy. Ma smykałkę do czarnej magii. - Nie winiła Caldera, że tamten wieczór w londyńskim lasku tak źle się potoczył. Brakowało mu jeszcze doświadczenia, a ona mogła wysilić się bardziej - to na samą siebie czuła większą złość, że Alexander znów ze spotkania z nią wyszedł żywy, choć rozkazy były jasne - miał zginąć.
Nie dane było im jednak rozmowy o Borginie dokończyć, przynajmniej nie w tej chwili, kiedy ich uwagę przykuła dwójka buntowników. Wieści od informatorów sprawdziły się w pełni - mężczyźni natychmiast odpowiedzieli atakiem, na ich nieszczęście bezskutecznym. Dwie silne wiązki czarnomagicznych zaklęć pomknęły ku nim, przełamując się z łatwością przez słabe namiastki tarczy. Wyższy z nieznajomych, trafiony promieniem czaru Rookwood, zaczął krztusić się własną krwią, pluć nią. Nie mogąc złapać oddechu uniósł ręce do własnej szyi, podczas gdy strużki juchy wypływały mu z kącików ust; upadł na kolana, po chwili tracąc przytomność. Czar był na tyle silny, że krew musiała zalać mu płuca.
Potężne zaklęcie Mulcibera nie pozwoliło jego towarzyszowi na udzielenie pomocy; w ciemnościach trudno było to dostrzec, lecz szata natychmiast poczerwieniała od krwi, kiedy niewidzialny miecz wbił się z mocą w jego trzewia - a ból był zbyt silny, by mógł go wytrzymać.
- To było prostsze, niż się spodziewałam - skomentowała Sigrun, wychodząc z pomiędzy drzew, zbliżając się do dwójki nieprzytomnych ciał; nie opuszczała jednak różdżki, przypuszczając, że w pobliżu mogą wciąż czuwać inni rebelianci. - Powinniśmy przygotować niespodziankę dla pozostałych - zaproponowała. Nie mogli tak po prostu odejść, musieli zastawić sidła.
ruined
I am
r u i n a t i o n
Mulciber zdjął maskę, na której znalazło się kilka kropel krwi i spojrzał na dwóch nieszczęśników. Buntownicy zostali zlikwidowani. Mieli z głowy przypadkowych ludzi.
— To prawda — stwierdził sucho i ruszył przed siebie, by przyjrzeć im się. Zatrzymał się nad tym, który został zamordowany jego własnym zaklęciem. Butem pomógł mu się przewrócić. Nie musiał do tego używać dużo siły, obrócony był tak, jakby chciał się na brzuchu ułożyć i jeszcze uciec czołgając w stronę, z której przyszli, ale nie dał rady.
— Znika z pergaminu? Nagle? — To było rzeczywiście zastanawiające, ale trudno mu było ocenić, na ile prawidłowo Macnair nałożył na nią klątwę, na ile mogły ją chronić jakieś artefakty lub zaklęcia. — To zastanawiające, rzeczywiście. Powinniśmy się temu przyjrzeć. Znika jakoś systematycznie? Albo w określonym miejscu? Zauważył jakąś prawidłowość?— To mogło okazać się istotne. — Z tą drugą chyba również zrobicie odpowiedni użytek? — Zerknął na Rookwood. — Później. Na razie nie może się zorientować, że jest obserwowana — a gdyby padła ofiarą klątwy, musiałaby zdać sobie sprawę, że ktoś zrobił użytek z jej krwi. Póki nic na to nie wskazało, nie miała prawa niczego podejrzewać. Tonks powinna zdechnąć już dawno, od klątwy, która ciążyła na niej wiele lat. Z biegiem czasu robiła się coraz silniejsza. I bardziej upierdliwa.
— Powinien być przygotowany na wszystko. Poznać zaklęcia, które przydadzą mu się w walce. — Ale z pewnością sama już to wiedziała. Jeśli odnieśli porażkę, nauczą się na błędach, wezmą sprawy w swoje ręce i zajmą się poprawianiem błędów.
Zatrzymał się nad brzegiem, spoglądając na skrzynie z zapasami, które buntownicy mieli tu dostarczyć. Pochylił się nad jedną i zerknął do środka. Znajdowała się tam głównie żywność. Zaczął wyciągać ze środka produkty i rozrzucać je dookoła, w tym również dowody. Nie dbał o to, co się z nimi stanie. Zamierzał sprawić, by nie były zdatne do użytku przez tych, którzy się tu mogą ponownie zjawić. Kiedy skończył, sięgnął po różdżkę, w skupieniu zaczął jej końcem rozrysowywać teren, ciągnący się wzdłuż linii brzegowej, samemu wycofując się z niego tak, by nie wpaść we własną pułapkę.
| Nakładam: Ostatnie tango
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Skinęła głową, przytakując, a minę miała nietęgą. Znikanie Justine z pergaminu wzbudzało dużo wątpliwości. - Macnair ma pergamin, pewnie będzie wskazać konkretne daty i godziny, wiem, że znika w okolicach Hogwartu i na przedmieściach Londynu - odpowiedziała. - Obaj zapewniali, że klątwę rzucono więcej niż dobrze, więc... - ... więc to nie w błędzie Macnaira tkwiła przyczyna, a w czymś innym. Musieli odkryć w czym. - Oczywiście. Taki był zamysł. - Ona sama chciała wykorzystać drugą fiolkę od razu, najlepiej w sposób jak najbardziej dla Tonks bolesny, obrzydliwy i męczący, lecz wtedy zbyt prędko zorientowałaby się, że nałożono na nią klątwę. Usłuchała głosu rozsądku Macnaira i Borgina, ta fiolka mogła im się jeszcze przydać; zwłaszcza w chwili, gdy zdecydują się wyruszyć jej na spotkanie, z czym także nie mogli przecież zwlekać. Bo i ona uczyła się na błędach, z każdą potyczką z Rycerzami Walpurgii, zamiast zdechnąć, to nabierała doświadczenia i trudniej było z nią walczyć. Irytowała Sigrun ta myśl, mieli przecież do czynienia ze szlamą, a nie mogli się jej pozbyć.
- Pozna. O czarnej magii wie już sporo. Z takim nazwiskiem nie mogłoby być inaczej... - odpowiedziała, a kącik ust uniósł się w znaczącym uśmiechu. Wieloletni współpracownicy rodziny Burke, z którą prowadzili słynny sklep na ulicy Śmiertelnego Nokturnu, słynęli ze znajomości run - a co się z tym niejednokrotnie wiązało, także i czarnej magii. Stara i dobra rodzina czystej, z którą Sigrun wiązały więzy krwi poprzez matkę i z tych koligacji mogła być dumna. - Innych zdąży się nauczyć. Jest bystry. Na pewno już sam zrozumiał, że musi popracować nad defensywą - powiedziała, powoli krocząc za Mulciberem w stronę skrzyni, która była celem buntowników. Zajrzała do środka, lecz nie odnalazła tam nic, co wzbudziłoby w niej szczególne zainteresowanie. W chwili, kiedy Ramsey dbał o to, by rzeczy te nie przydały się już nikomu, kto pójdzie w ślady rebeliantów, wykrwawiających się w tym momencie na śmierć nieopodal nich, Sigrun uniosła różdżkę, by zacząć szeptać odpowiednie inkantacje i powoli wycofując się w stronę linii drzew - czarem Oczobłysk chciała objąć większość wybrzeża Serpentine Lake. Jeśli inni, zaniepokojeni nieobecnością tej dwójki czarodziejów, przybędą im na pomoc, to zostaną oślepieni.
- Oczobłysk - poinformowała Mulcibera, by nie weszli sobie przypadkiem w paradę, wybierając podobne zaklęcie. - Zajmę się też Zawieruchą. - Uroczy brzeg starego jeziora stanowił wręcz idealne tło do legendarnej czarodziejskiej bitwy.
Nakladam Oczobłysk
ruined
I am
r u i n a t i o n
— Ktoś powininien to sprawdzić. Udać się w oba te miejsca, w których znika z mapy i rozejrzeć się, najleiej tak, by nikt nie zauważył. A przynajmniej nie wzbudzając niczyich podejrzeń— mruknął pod nosem. Miał w swoich zapasach eliksir wielosokowy, w razie konieczności mógł się udać po określeniu orientacyjnych współrzędnych i pospacerować nieopodal. Nie oczekiwał też od Rookwood żadnych deklaracji; ale prędzej czy później, a najlepiej jak najszybciej, będą musieli to zbadać.
Informacja o tym, że Clader się rozwijał utwierdziła go jedynie w przekonaniu, że był dobrym materiałem na ich towarzysza. Znał go, choć stosunkowo słabo. Znał jednak to nazwisko, wiedział, że rodzina zagłębiała się w najczarniejsze arkana wiedzy od pokoleń. On nie mógł być inny. Jeśli zapowiedź Sigrun była podparta faktami, a wierzył, że tak — Calder mógł stać się czarodziejem potężnym o wiedzy i umiejętnościach, które były im niezwykle potrzebne.
Schował różdżkę, kiedy udało mu się zabezpieczyć ten teren. Propozycję Siggy skwitował kiwnieciem głowy.
— Dobrze by było, gdyby ktoś patrolował ten obszar pod naszą nieobecność. Dementorzy mogliby to zrobić, w końcu wciąż podlegają Czarnemu Panu.— Rozejrzał się dookoła i powoli, ostroznie stawiając kroki po grząskim terenie dodał: — Zajmę się tym — gdy wrócą do Londynu rozkaże jednemu zjawić się tutaj i strzec tego miejsca. Zaawansowani członkowie Zakonu Feniksa władali zaklęciem patronusa tak, jakby wyćwiczyli to do perfekcji. Każdemu kto nie opanował podobnej sztuki nie będzie jednak do śmiechu, gdy stanie twarzą w twarz istocie wysysającej duszę pocałunkiem. Sam wciąż miał wstręt do tych istot; przypominały mu o wizycie w Azkabanie, o tym, jakie przerażające uczucia wyciągnął z niego pobyt w tym koszmarnym miejscu. — Chciałabyś coś jeszcze zrobić? Rozejrzeć się po okolicy?— spytał, odwracając się do niej. — Jeśli nie, powinniśmy pomówić o tej ksiedze, którą mi przekazałaś. Udało mi się przywrócić część zapisków.
| Zostawiam dementora
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
- Dobry pomysł - mruknęła w odpowiedzi na propozycję sprowadzenia tutaj dementora. Od chwili, gdy te obrzydliwe istoty podlegały Czarnemu Panu, były pod jego mocą, nie miała powodu, aby się ich lękać, lecz każdy w ich towarzystwie czuł się nieswojo. Ich zimno, przenikające aż do kości, przywodziło na myśl wspomnienia z Azkabanu, po którym wracali do pełni sił - raczej psychicznych, niż fizycznych, dzięki Vablatsky i jej doskonałym umiejętnościom składania ich do kupy - bardzo długo. Mimo wszystko wolała ich unikać
Skończywszy z Oczobłyskiem bez zbędnej zwłoki przeszła do dalszego działania, zgodnie z zapowiedzią, rozpoczynając proces obejmowania wybrzeża Serpentine Lake działaniem Zawieruchy. Miała na myśli jedną z najsłynniejszych magicznych bitew w historii czarodziejskich wojen, którą pamiętała jeszcze z lekcji historii magii w Hogwarcie. Chaos, jaki tam wtedy panował, znacznie utrudni zorientowanie się w sytuacji intruzom, wychwycenie prawdziwego promienia zaklęcia wśród groma innych.
- Nie, sądzę, że to wystarczy. Wpadnę tu niebawem, sprawdzić, czy wszystko pod kontrolą - odpowiedziała, zsuwając maskę Śmierciożercy z twarzy i chowając ją z czułością do zaczarowanej torby, z którą ostatnimi czasy rzadko się rozstawała. - Miałam o nią pytać - uniosła lekko brwi, zaskoczona, że Mulciber niemal wyczytał jej w myślach temat, który sama chciała poruszyć. - Świetnie to słyszeć. Nie mniej jednak rozumiem, że odzyskam ją dopiero, kiedy sam z nią skończysz? - W życiu nie ma nic za darmo, doskonale to wiedziała i liczyła się z tym, prosząc Ramseya o pomoc, której nie udzielał bezinteresownie. Podeszła bliżej, wyciągając z kieszeni szaty paczkę papierosów i częstując Niewymownego jednym. - Co z ciałami? Po Londynie plącze się ostatnio dużo bezdomnych psów, może nie pozbawiajmy ich kolacji - zerknęła jeszcze na dwa ciała leżące na plaży jeziora, piach wokół poczerwieniał od krwi, podejrzewała, że już nie żyją - a nie było z nimi Claude, by zaproponował znów, że posprząta bałagan jak na targowisku. Wielka szkoda.
| nakładam Zawieruchę
ruined
I am
r u i n a t i o n
— Możliwe, że buntownicy tu będą wracać. Wtedy trafią na nasze zaklęcia. Ci, którzy odbierali dostawy również.— Może trafią tu jakieś przypadkowe osoby, ale na nieszczęściu szanowanych czarodziejów im nie zależało. Musieli udaremnić pomoc tym, którzy im się przeciwstawiali, ukrywali w Londynie pomimo tego, że nie powinno ich tu być. Niech zdechną z głodu.— Psy ich zjedzą, nie będzie z nich większego pożytku. Zostawimy ich tu, by byli przestrogą dla innych— dodał w końcu, wyciągając różdżkę. — Wingardium Leviosa— skierował ją na jedno z ciał, zamierzając je podnieść i wbić na pobliskie drzewo. Niech przynajmniej robią za strach na wróble, niech odstraszają tych, którzy będą lękać się tu podejść i zwabią tych, którzy pchani egoistyczną potrzebą zaistnienia jako bohaterowie przejmą się ich losem.
Uśmiechnął się po chwili — tak, znała go. Doskonale wiedziała, że takiej okazji nigdy by nie przepuścił. Zależało jej na tym woluminie, bo wiedza, jaka w nim była zawarta na temat czarnej magii mogła im się przydać. Poczęstował się papierosem i zerknął na nią.
— Te fragmenty o naparach ze zgniłych zwłok to akurat pozwolę sobie przedstawić Cassandrze, ale reszta zapowiada się całkiem obiecująco.— Odpalił papierosa jednym pstryknięciem i zmrużył oczy, zaciągając się nim głęboko. — Skąd ją masz?— Zdobyła, ale księga była bardzo stara, wyglądała na dość unikatową. Musiała schodzić z wyjątkowych zbiorów. Kto wie, może ten ktoś posiadał więcej interesujących propozycji?
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
'k100' : 47
Wizja rozrywanych przez bezdomne, zdziczałe psy trucheł rebeliantów była rozkoszna, lecz propozycja Mulcibera o wiele bardziej przypadała Sigrun do gustu i co ważniejsze - wydawała się rozsądniejsza.
- Słuszna uwaga - odparła, obserwując jak jedne ze zwłok unoszą się i z impetem wbijają w jedną z gałęzi drzew; usłyszeli jedynie chlupot przebijanych wnętrzności i ujrzeli jeszcze więcej krwi, spływającej po ciele. Nie stała bezczynnie, sama machnęła różdżką w identyczny sposób, by zaczarować jego towarzysza i zawiesić go na sąsiednim drzewie. - Wingardium Leviosa - powiedziała. - Gdyby nie kruki, mogłabym umieścić taki strach we własnym ogrodzie. Szpaki wyjadają mi czereśnie - dodała z niezadowoleniem, wykrzywiając przy tym usta w małym grymasie. Jakże dziwnie to brzmiało, kiedy wspominała o czereśniach podczas bezczeszczenia ludzkich zwłok, którym zaledwie kilka minut wcześniej odebrali życie. Problem był jednak istotny. Czereśniowych drzew w ogrodzie miała niewiele, a dębówki, czyli te jakie lubiła najbardziej, słodkie i niemal czarne kiedy dojrzewały, zaraz znikną, mieli już drugą połowę czerwca. Na paskudne, złodziejskie szpaki zaś nie było sposobu.
- Napary ze zgniłych zwłok? Brzmi wyśmienicie - mruknęła w odpowiedzi; nie spodziewała się, że na starych woluminach zawarto także alchemiczne treści. Zmarszczyła nos na samą myśl - zwłoki nie robiły na niej najmniejszego wrażenia, lecz odór rozkładu każdemu mógł wywrócić żołądek na drugą stronę i zmusić do zwrócenia ostatniego posiłku. Nie znała gorszego smrodu ponad gnijące truchło. Zwłaszcza, jeśli należało do szlamy, czy mugola. - Co się odwlecze, to nie uciecze - westchnęła teatralnie, z pozornym żalem, że przyjdzie jej jeszcze poczekać na to, aż sama dorwie się do sekretów czarnoksięskiej księgi. W odzyskanie jej jednak jakoś nie wątpiła. - Goyle sprowadził ją z zagranicy. Nie uczył się czasem w Durmstrangu? Chyba często wypływa w tamte rejony. Tam mają inne podejście do czarnej magii - wyjaśniła, zaciągając się mocno papierosem i wolno wypuszczając smużkę dymu, starała się, by jej głos zabrzmiał neutralnie i niepewnie, gdy wspominała o północnym Instytucie Magii. - Właśnie. Wiesz co z Pichardem? - Kojarzyła, że podczas ostatniego spotkania Rycerzy Walpurgii Mulciber zaangażował się w dyskusję o zarządcy magicznego portu w Londynie, którego pozbycie się byłoby im wyjątkowo na rękę, lecz nie miała żadnych nowych informacji o sprawie.
ruined
I am
r u i n a t i o n
'k100' : 93
— Nie wiem, czy zadziałałoby to na nie jak strach, czy raczej karmnik — mruknął z rozbawieniem. — Mogłaś powiedzieć wcześniej, że drzewo ci obrodziło, wpadłbym — objadłby jej czereśnie zamiast szpaków. Dla niej byłoby to bez różnicy przecież i tak nie zamierzała do niczego ich użyć. A może?— Chyba, że planowałaś wspaniałomyślnie upiec z owoców jakieś ciasto?— zadrwił; wątpił w jej umiejętności kulinarne, o chęciach robienia tego, co kobiety robiły od wieków za zupełnie niedorzeczne. Co jeszcze dało zrobić się z czereśni?
Krew spłynęła po korze, szybko wsiąkając w zagłębienia w drzewie. Oderwał w końcu wzrok od niego i wolnym krokiem, towarzysząc Sigrun, zaczął oddalać się od miejsca, w którym zamordowali dwójkę buntowników, od zabezpieczeń, które zostawili na tym terenie.
Ciche mhm wyrwało się z jego gardła na potwierdzenie. Księga obfitowała w klątwy, nowe, nieznane i niesprawdzone zaklęcia. Dotykała natury śmierci, opisywała, choć nieco nieprecyzyjnie naturę czarnej magii. Tę już jednak znał w stopniu, który został w niej zaprezentowany. Nie brakowało w niej też run, na których się kompletnie nie znał i wspomnień legendarnych artefaktów, które zostały rozrzucone po świecie. Nie dziwił się więc, że interesowała ją szczególnie. Zdobycie ich mogło każdego czarnoksiężnika uczynić silniejszym. Nie mogło więc braknąć w nich eliksirów - zgodnie z zasadą, by nie marnować produktów pozostałych, efektów swoich prac i działań. Wszystko można było odpowiednio wykorzystać, jeśli tylko wiedziało się jak.
— Nie wygląda na podręcznik — język, w jakim była napisana nie przemówiłby do dziecka, nawet tego, które samo chciało zgłębiać tę dziedzinę magii. — Ale rzeczywiście, można znaleźć odniesienia do tamtych rejonów. Myślę, że mogłaby zaciekawić też Caldera. Jeśli się na nią nie natknął, z pewnością wiele z niej wyniesie — o ile jego zdolności i wiedza nie były większe, niż przypuszczał.
— Nie będziesz mieć okazji umówić się z nim już — odparł na wspomnienie Picharda i uśmiechnął się, zwlekając z opowiedzeniem jej wszystkiego.
| zt2
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Chociaż do Londynu powoli zaczyna zaglądać lato, to w tym roku nad Serpentine Lake próżno szukać londyńczyków, beztrosko spędzających tutaj swój wolny czas. Brzegi jeziora świecą pustkami, odwiedzane jedynie przez okoliczne łabędzie, a nad całą okolicą unoszą się gęste, mlecznobiałe opary. Od czasu do czasu można jednak dostrzec pojedynczą, przemykającą między nimi sylwetkę; plotki głoszą, że pozostali w Londynie czarodzieje ukryli w tutejszych zaroślach zakamuflowane magicznie skrzynie, które działają podobnie jak szafki zniknięć - umieszczone w nich zapasy, żywność, ingrediencje, ubrania, trafiają prosto do ich bliźniaczych odpowiedników w strategicznych lokalach w centrum miasta, skąd są dostarczane do najbardziej potrzebujących. To miejsce może być istotnym punktem Londynu.
Serpentine Lake znajduje się pod kontrolą Rycerzy Walpurgii.
W lokacji znajduje się dementor. Należy go przegonić udanym zaklęciem Expecto Patronum w przeciągu jednej tury, inaczej odbiera przytomność. Postaci nie mogą wykonać innej akcji, póki w temacie jest dementor.
Możliwe jest rzucenie carpiene w szafce zniknięć i ustosunkowanie się do rzutu już w pisanym poście (a zatem przekazanie informacji o wykrytych pułapkach drugiej postaci w tym samym poście, w którym carpiene zostało rzucone).
Udane carpiene z mocą 85 pozwala dostrzec ostatnie tango, oczobłysk i zawieruchę. Po rozpoznaniu pułapek można przejść do ich przełamywania zgodnie z obowiązującą mechaniką. Pułapki przełamywać można w dowolnej kolejności.
Aktywacja oczobłysku oślepia postaci wkraczające na teren na trzy tury. W przypadku czarowania w sytuacji pozbawionej widoczności (całkowite pozbawienie zmysłu wzroku, całkowita ciemność, niewidzialny przeciwnik, który w jakiś sposób zdradza się obecnością, np. dźwiękiem kroku lub promieniem rzuconego zaklęcia) postać otrzymuje karę -80 do rzutu. Karę tę niweluje bonus przysługujący z biegłości spostrzegawczości.
Aktywacja ostatniego tanga wywołuje efekty jak w opisie.
Aktywacja zawieruchy wywołuje efekty jak w opisie.
WYKLUCZONA
Zakon Feniksa: Teren jest patrolowany przez dwuosobowe oddziały magicznej policji. Pozbycie się jednego z takich patroli zapewni wam wystarczająco dużo czasu na nałożenie na lokację dodatkowych zabezpieczeń, które sprawią, że korzystanie z niej stanie się dla buntowników bezpieczniejsze.
Walka: Postać, która napisze w wątku jako pierwsza, rzuca kością za policjanta A; postać, która napisze jako druga, wykonuje rzuty za policjanta B.
Rolę czarodziejów broniących tego terenu może przejąć również dowolny rycerz przy pomocy lusterka; wówczas walczy z Zakonnikami bez udziału mistrza gry, zgodnie ze statystykami rozpisanymi poniżej, ale bez ograniczeń co do kolejności oraz wyboru rzucanych zaklęć.
Policjant A (OPCM 25, uroki 20, żywotność 80) będzie atakował kolejno zaklęciami: obscuro, casa aranea, fontesio oraz bronił się zawsze wtedy, kiedy wymaga od niego tego sytuacja.
Policjant B (OPCM 20, uroki 25, żywotność 80) będzie atakował kolejno zaklęciami: circo igni, aeris, ignitio oraz bronił się zawsze wtedy, kiedy wymaga od niego tego sytuacja.
Gracz nie ma prawa zmienić woli postaci broniącej lokacji, jedyne, co robi, to rzuca za nią kością i opisuje jej działania w sposób fabularny.
Aby przejść do etapu III, należy odczekać 48 godzin, w trakcie których para (grupa) może zostać zaatakowana przez przeciwną organizację.
Postaci mają 2 tury na nałożenie zabezpieczeń, pułapek lub klątw oraz wydanie dyspozycji strażnikom należącym do organizacji.
Gra w tej lokacji jest dozwolona.