Wydarzenia


Ekipa forum
Bushy Park
AutorWiadomość
Bushy Park [odnośnik]29.04.16 2:50
First topic message reminder :

Bushy Park

Bushy Park mieści się w gminie Richmond, nad Tamizą i jest drugim co do wielkości parkiem królewskim w Londynie. Co istotne, są to wyjątkowe tereny łowieckie, unikalne tak blisko miasta - zamieszkują go bowiem jelenie i daniele, a ponoć nawet garborogi, choć te ostatnie rok w rok są przepędzane przez czarodziejów. Niebezpieczne rogate dziki atakują raz za czas zbłąkanych mugoli, stawiając w gotowości cały sztab amnezjatorów.
Jelenie i daniele wzbudzają sporo zainteresowania, stąd Bushy Pak w bezpiecznych okresach wydaje się doskonałym miejscem na wycieczkę. 

W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 12.03.19 13:38, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Bushy Park - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Bushy Park [odnośnik]29.02.20 14:59
6-8. kwietnia
Zwlekała z załatwieniem tej sprawy zbyt długo, początkowo nie chcąc zabierać pannie Pomfrey czasu - była kobietą bardzo aktywną, pracowała przecież w Hogwarcie, zajmowała się Zakonnikami, co rusz potrzebującymi pomocy po licznych, ryzykownych misjach, warzyła eliksiry, a w dodatku podjęła się wzmacniania różdżek - Susanne spodziewała się, że do pielęgniarki prowadzi długa i kręta kolejka. Ostatnim, co chciałaby zrobić w tej sytuacji, to dodawać jej pracy, dlatego skutecznie powtarzała sobie, że kiedyś się tym zajmie. Czas ten nadszedł szybciej, niż się spodziewała - kwietniowy przewrót był dobrym momentem na podjęcie zdecydowanych działań, nie było sensu się oszukiwać i szukać wymówek. Wojna rozkręcała się na dobre, Rycerze Walpurgii przejęli stolicę - stanowczo pozwalali sobie na zbyt wiele. Jeśli istniała szansa na minimalne zwiększenie własnych szans w potyczkach z nimi - bowiem Sue nie wątpiła, że w najbliższym czasie do nich dojdzie - należało tę okazję wykorzystać. Natychmiast napisała listo do Poppy, uprzejmie pytając o możliwość wzmocnienia jej różdżki - najlepiej jak najszybciej.
Spotkanie zaczęła od gorących podziękowań za czas i energię, jakie kobieta miała poświęcić na ulepszenie jej własności; na znak wdzięczności panna Lovegood przyniosła ze sobą ręcznie robione ciasteczka, upchnięte w ślicznym, materiałowym woreczku - lukrowe, koślawe zdobienia idealnie oddawały brak plastycznego talentu, ale ten (na szczęście) nie był ani trochę wyczuwalny w smaku. Z trudem powstrzymała ciekawość, jeszcze oszczędzając towarzyszce pytań - jak zwykle, widziała tę wyprawę w kategorii niezwykłej przygody, a cały proces wzmacniania pozostawał owiany tajemniczą mgłą, tylko zwiększającą podekscytowanie. Oczywiście podszyte nutą stresu i niepokoju - nie dość, że musiały zebrać próbki, potrzebowały w tym celu pojawić się w Londynie, gdyż wszystkie okiełznane przez Sue anomalie znajdowały się właśnie tam (albo w okolicach) i nawet jeśli nie było to ścisłe centrum, zawsze istniało ryzyko, że trafią na kogoś z Ministerstwa. Przy herbacie ustaliły plan - zgodnie ułożyły kolejność odwiedzanych miejsc. Susanne przezornie zapakowała do torby kilka przydatnych drobnostek - eliksirów, kryształów, nawet niewielki nożyk, gdyby była potrzeba zeskrobania resztek anomalii z jakiegoś kamienia. To wszystko doprawdy było dla niej niepojęte, nie miała zielonego pojęcia, na jakiej zasadzie działa zbieranie materiału, wykorzystywanego w dalszej części planu. Upewniła się dwa razy, że ma ze sobą wszystko (włącznie z różdżką) i bez cienia wątpliwości potwierdziła - mogły wyruszać.
Zachodni port, cel pierwszy, Sue zapamiętała zupełnie inaczej - słońce wydobywało z okolicy wiele szczegółów, praktycznie niezauważalnych w ciemnościach. Woda migotała przesadnie wesoło, zwłaszcza, gdy przy obserwacji otoczenia używało się też nosa - po zapachu momentalnie dało się rozpoznać, że trafiły dokładnie tam, gdzie planowały. Delikatny uśmiech rozlał się na ustach młodej czarownicy, kiedy wspominała naprawę - była tu z Rią, na sam koniec zaskoczył je wspaniały demon wodny. Kelpie, w swojej zachwycającej postaci. Nie powstrzymała opowieści, zarzucając Poppy zdaniami - pozostawała jednak czujna i rozglądała się wokół, pilnując, kiedy Zakonniczka zbierała próbki. Musiała się trochę nagimnastykować, ponieważ osiadły na murze, obmywanym przez portową wodę, cuchnącą przeokrutnie, ale mimo niedogodności poradziła sobie świetnie. Nie wiedząc czemu, nie pozwoliła Sue sobie pozwolić - z zewnątrz wydawałoby się to oczywiste, Lovegood mogła zawodowo spartaczyć robotę, ale pannie Pomfrey udało się użyć słów na tyle wyrozumiałych i sprytnych, że jasnowłosa nie poczuła się zbędna ani bezużyteczna.
Kolejnym przystankiem był statek rejsowy, kojarzony z inną, aczkolwiek równie wspaniałą historią - razem z Elyon spotkały tam marynarza, otumanionego wspomnieniami przepięknej syreny. Wołał jej imię, przekrzykując głośne fale, przebywając na dręczonej anomaliami łajbie - była wtedy zupełnie niezdatna do użytku, drewniane deski sterczały w nieładzie, a sam statek oddalił się od brzegu i dziewczętom udało się na niego dotrzeć tylko dzięki lodowej pokrywie, wyczarowanej przez pannę Meadowes. Udręczony mężczyzna kompletnie stracił zmysły, wykrzykując w kółko tylko Murigheal - jego głos utkwił w pamięci Susanne, prześladując przez najbliższe dni, dopóki Bojczuk nie opowiedział mu co nieco o tej pięknej syrenie. Wchodząc na statek rejsowy kwietniowego dnia, Lovegood wspominała, jak kojąco jej własny głos zadziałał na nieznajomego. Jakimś cudem zdołały doprowadzić go do portu i oddać w dobre, a przynajmniej znajome dla marynarza, ręce - nie chciały zostawiać go na pastwę losu w szaleństwie wywołanym anomalią. W każdym razie - statek także wybawiły i było to ostatnie miejsce, do którego wyruszyła Sue. Rozglądała się uważnie, starając się nie zwracać niczyjej uwagi, ale to Poppy - nic dziwnego - znalazła materiał do zebrania. Odnowiony wyglądał zupełnie inaczej, mniej mrocznie, lecz wtedy ogromną różnicę robiła szalejąca nad głowami nawałnica. Doskonale pamiętała, jak wpłynęła na nią ta burza, budząc lęki i utrudniając logiczne myślenie. Wzdrygnęła się na samą myśl - na szczęście pielęgniarka prędko załatwiła sprawę i mogły wybrać się w kolejne miejsce.
Z ulgą mogły nabrać świeżego powietrza, trafiając do Bushy Park. Szum drzew i wiosenna pogoda były naprawdę kojące, pozwalały na chwilę zapomnieć o przykrych realiach i wojnie. Tutaj trafiła z Alexandrem, którego wyciągnęła do domu, odczuwając ogromną potrzebę pomocy biednym zwierzętom, męczonym przez anomalię w parku - na szczęście Gwardzista nie opierał się i poparł jej pomysł. Dzięki nim, spotkane wtedy malutkie garborożki trafiły do swojej mamy i mogły spokojnie rosnąć pod jej okiem - taką miała nadzieję, podążając tą samą trasą, co wtedy. Bez cienia wątpliwości wskazała Poppy miejsce, w którym powinna znaleźć ślady po naprawie, zaś sama usiadła na trawie, palce zanurzając w miękkiej trawie. Nim się obejrzała, panna Pomfrey pospieszała ją do drogi - pozostawało ostatnie miejsce, w którym spotkała niemniej osobliwą od kelpie postać.
Laboratorium alchemiczne - wciąż nie wierzyła, że udało jej się namówić Charlene do wyruszenia na naprawdę anomalii, lecz już wtedy była pewna, iż bez alchemiczki może sobie nie poradzić - i miała rację. Wyzwania, które wtedy napotkały, idealnie wpasowały się w umiejętności panny Leighton, znacznie przewyższające zdolności Sue. Najciekawszy, poza księżycowym eliksirem, był przedziwny duch, teraz także kręcący się po wieży. Susanne zagadała pracowników, wciskając im kit nie z tego świata i zajmując czas pytaniami - tych zawsze miała wiele - w ten sposób zadbała o czas, potrzebny Poppy na zgromadzenie próbek. Udało się, miały wszystko - zwiedzanie miejsc zajęło chwilę, ale było to niczym w porównaniu do dalszych etapów, kompletnie wykraczających poza rozum białowłosej Zakonniczki. Przewracała cyprysową różdżkę w szczupłych palcach, nie mogąc się z nią rozstać - trudno było zostawić tak ważną część w czyichś rękach, nawet najbardziej zaufanych. Bez niej czuła się (i właściwie - była) bezbronna, jakaś pustka dręczyła serce. Z westchnieniem podała pielęgniarce drewno, ozdobione kolorowymi piórkami i koralikami. Była najważniejszą rzeczą w jej życiu, ba, była jak równoległe istnienie, jakby posiadała własną duszę. Pozostało czekać i liczyć na to, że wzmacnianie nie zajmie wieków.
Dni ciągnęły się niemiłosiernie, nawet gdy wypełniała je przeróżnymi aktywnościami. Wysprzątała w tym czasie chyba całą Ruderę (bez pomocy czarów było to naprawdę wyczerpujące wyzwanie!) i zasadziła mnóstwo roślin w ogródku, za nic nie wybierała się do Londynu - w końcu sowa zjawiła się, przynosząc ze sobą wielką ulgę. Mogła odebrać różdżkę. Odpowiedź napisała natychmiast, z utęsknieniem wyczekując spotkania, aż wreszcie, szóstego kwietnia, znajome drewno przyjemnie zadrżało pod palcami, dzieląc z właścicielką radość i entuzjazm. Poczuła się o wiele lepiej - dużą różnicę zauważyła też w różdżce, po pierwszych paru sekundach orientując się, że płynąca z niej moc rzeczywiście wydaje się większa. Zerknęła z zadowoleniem na Poppy, dziękując jej gorąco, ale za chwilę została upomniana - powinna przecież przetestować i sprawdzić, jak artefakt działa, zanim porwie się na wnioski, bo panna Pomfrey naturalnie nie mogła tego zrobić, nie dogadując się z cyprysem tak, jak Sue. Z werwą zabrała się do zaklęć - najpierw transmutacja. Za jej pomocą zmieniła parę obiektów w inne, powieliła, manipulowała wielkością. Później uroki - nic trudnego, nic ponad jej możliwości. Działała. Aż wreszcie - obrona i to w niej dało się odczuć rzeczywistą różnicę. Siła tarcz wzrosła, promienie zaklęć były wyraźniejsze, mocniejsze. Teraz mogła dziękować - i sprawdzić różdżkę w praktyce, a pretekstów do tego miała nadzwyczaj wiele.

| zt



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Bushy Park - Page 3 JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Bushy Park [odnośnik]07.04.20 23:04
11-13. kwietnia 1957 r.
Alexander umówił się na spotkanie z Ulyssesem z samego rana, ponieważ dla obu z nich termin ten okazał się być najbardziej dogodnym na spotkanie. Zarówno lord, jak i wydziedziczony szlachcic na brak zajęć nie mogli narzekać, zaskakująco może w przypadku Selwyna, który przecież stracił pracę. Jednakże młodzieniec by niezwykle pomysłowy w temacie wynajdywania sobie nowych zajęć i prędko poza jego obowiązkami orbitującymi wokół Zakonu w jego terminarzu znalazły miejsce także intensywne przygotowania do otwarcia lecznicy oraz oswajanie Louisa z magią.
Na dzień, w którym miał oddać Ollivanderowi swoją różdżkę nie zaplanował więc nic poza wieczornym spotkaniem z Marcy. Z samego rana zjawił się w Lancaster, gdzie wraz z Ulyssesem mógł pochylić się nad skomplikowaną procedurą, która zostawi go dość bezbronnego na przynajmniej dobę. I tak miał szczęście, że tak krótko: słyszał od pozostałych, że zanim różdżkarz zabrał się za wykonywanie planu badaczy to proces zajmował o wiele dłużej. Znów umiejętności Ollivandera okazywały się niemożliwe do wycenienia w swojej wartości – Alexander zaś musiał przyznać, że trochę celowo czekał aż do momentu, w którym jego różdżką będzie mógł zająć się Ulysses. Samo drewno nie było w najgorszym stanie, a chociaż uzdrowiciel miał okropny nawyk trzymania różdżki w ustach kiedy w trakcie leczenia musiał wykonać jakieś czynności manualne to starał się nie trzymać jej stricte w zębach. Czujne oko różdżkarza było jednak w stanie wychwycić te minimalne wgłębienia powstałe w trakcie tych niecnych procederów, a Alexander chociaż miał wielką ochotę skurczyć się pod spojrzeniem szlachcica niczym wsiąkiewka to jednak z całych sił starał się nie okazać rozmówcy, że jego spojrzenie miało aż taką moc. W gruncie rzeczy młody Gwardzista o swoją hikorową różdżkę dbał, zbyt dobrze zdając sobie sprawę z tego, że to na niej nie raz polegał gdy w grę wchodziło życie jego oraz tych, których bronił i, z którymi ramię w ramię podejmował kolejne walki. Ollivander cierpliwie wyjaśnił mu jednak, czego będzie potrzebował, aby dokonać pożądanego wzmocnienia. Lex słuchał uważnie, starając się jak najlepiej zapamiętać wskazówki i instrukcje lorda. Razem przeszli przez kolejne anomalie, które Farley własnoręcznie wyciszył w ubiegłym roku. Obaj doszli do wniosku, że próbki zacznie zbierać od ostatniego miejsca, które odwiedził, czyli Domu Petriego. Kolejna miała być Biblioteka londyńska, na koniec zostawiając więc Bushy Park. Jeżeli teoria była poprawna to najwięcej magicznych cząsteczek powstało przy pierwszej naprawie, więc ślad byłby coraz silniejszy w miarę postępowania jego wycieczki. Uzdrowiciel został obdarowany jeszcze jednym poważnym spojrzeniem, po czym uzbrojony w niezbędny ekwipunek udał się do Kurnika na niewielkie przegrupowanie. Zaplanował z mapą ścieżkę, którą podąży przez Londyn, a następnie przebrał się w drogie szaty i przybrał wygląd Magnusa Rowle'a. Obserwował go przez trzy dni non stop w momencie, w którym nie pamiętał niczego innego: te pierwsze wspomnienia były w nim więc wyjątkowo silne i wyraźne. Obejrzał w lustrze efekty swojej przemiany i zdecydowawszy, że jest ona niezwykle zadowalająca, zabrał miotłę, upewnił się, że ma wszystko w pomniejszonej magicznie torbie i wyszedł z domu, żeby teleportować się na obrzeża stolicy.
Przybranie lekko groźnego wyrazy twarzy nie przyszło mu z trudnością, kiedy dostawszy się do Londynu przemierzał na miotle opustoszałe ulice, pozbawione życia, oczyszczone z mieszkańców niegodnych kroczenia po ulicach miasta. Zwolnił lot, ostrożnie poprawiając tiarę na głowie, po czym opadł jeszcze niżej, lądując na rogu budynku, w którym mieściło się muzeum, które odwiedził na początku grudnia wraz z Percivalem. Dobrze pamiętał spotkanie z mumią i niebywałe zdolności Blake'a w dziedzinie krasomówstwa: do dziś pozostawał pod wrażeniem tego, jak zgrabnie drugi zdrajca operował słowem mówionym.
Kiedy tylko Alex-Magnus stanął w progu to zauważył, jak spojrzał na niego stojący nieopodal wejścia mężczyzna.Właśnie dlatego wybierał Rowle'a: ludzie nie wchodzili mu w paradę, samym pojawieniem się i nazwiskiem załatwiając wszystko. Mruknął w stronę mężczyzny, że nie życzy sobie, aby mu przeszkadzano. Otrzymawszy potulne potwierdzenie przeszedł do miejsca, w którym z byłym Nottem uciszyli rozszalałą magię. Odpowiednie zebranie drobin nie trwało długo, jednak musiał się do tego odpowiednio skupić: koncentracja i staranność były bowiem kluczem do sukcesu. Kiedy był zadowolony z rezultatu ze starannie ukrywanym zadowoleniem opuścił muzeum, stróżującego czarodzieja obdarowując jedynie szelestem szat poruszających się w rytm jego kroków.
Załatwiwszy sprawę w Domu Petriego ponownie wsiadł na miotłę i zdecydowanie odbił się od ziemi, kierując się następnie ku bibliotece. Po dziś dzień wraz z Bertiem bardzo ostrożnie wspominali tamten listopadowy dzień. Udali się na miejsce przy pomocy Miętusa, samochodu należącego do Bertiego. W archiwum biblioteki, do którego teraz Alexander dostał się właściwie bez jakichkolwiek przeszkód, na dwóch Zakonników czekały agresywne matagoty. Ostatecznie skończyło się tak, że kosztem swetra i godności osobistej Alexandra zdołali okiełznać zarówno anomalię, jak i stróżujące zwierzęta. Teraz archiwum było ciche i spokojne, lecz kiedy Farley zbliżył się do miejsca, w którym znajdowało się ognisko anomalii, różdżka lekko zadrżała w jego palcach. Gwardzista po cichu rzucił dookoła siebie Salvio Hexia, po czym przystąpił do kolekcjonowania drobinek tak, jak tego dokonał chwilę wcześniej w muzeum. Kojąca aura biblioteki pomogła zebrać i ukierunkować myśli wykonując magiczne operacje tak, jak poinstruował go rano Ulysses. Zebrawszy kolejną próbkę Alexander przerwał działanie zaklęcia wokół siebie i udał się ku schodom prowadzącym poza pomieszczenie skrywające w sobie archiwalne woluminy i dokumentację. Nie wzbudzając czyichkolwiek podejrzeń Alexander opuścił ogromny gmach biblioteki i ponownie wsiadł na miotłę oddalając się od centrum miasta na tyle prędko, na ile pozwalały mu jego umiejętności latania i nie najnowsza już miotła.
Ostatnim przystankiem przed ponownym spotkaniem z Ulyssesem było Bushy Park. Farley uśmiechnął się na myśl o Susanne, która tak poruszona losem tutejszych zwierząt zdecydowała się wyciągnąć go z jego własnej nerwowości i melancholii na akcję w terenie. Lovegood nie była w stanie oszołomić pędzącego na nich garboroga, więc zrobił to Alexander. Zaklęcie położyło zwierzę za pierwszą próbą, dając dwójce Zakonników czas na dotarcie do wykwitu anormalnej mocy i wyciszenie go. Alexander błądził przez moment, lecz ostatecznie nakierowało go lekkie drżenie różdżki w jego dłoni. Słuchając się magicznego artefaktu Selwyn pokonał zarośla w ślad za coraz silniejszymi wibracjami. Kiedy dotarł do celu skóra już lekko mrowiła go od intensywności reakcji jego różdżki na wciąż wiszącą w powietrzu moc Zakonu. Uzdrowiciel potrzebował chwili, żeby odpowiednio skupić się i przygotować do zbierania cząsteczek białej magii. Po kilku minutach było po wszystkim, a Alexander odetchnął z ulgą. Wysłał Ulyssesowi patronusa, aby spotkali się za kwadrans w Kurniku, po czym teleportował się w okolice swojego domu. Tam mógł w spokoju przybrać swój normalny wygląd, przebrać się oraz przygotować na podjęcie gościa.
Ollivander był niezwykle konkretny, nie decydując się ani na poczęstunek, ani nawet na herbatę. Wziął to, co Alexowi udało się zebrać, a także różdżkę uzdrowiciela, pozostawiając go w uczuciu, jakby właśnie stracił obie ręce. Jako, że było już popołudnie w Kurniku trwały przygotowania do obiadu. Farley dołączył się go gremialnego gotowania, a po posiłku skierował swoje kroki do lecznicy, gdzie naszykował sobie poprzedniego dnia trochę manualnej roboty niewymagającej magii: czyszczenie i organizowanie szafek. Tak zastała go Marcy.
Następnego i jeszcze kolejnego dnia Alexander dalej kręcił się w lecznicy, niecierpliwie czekając na pojawienie się różdżkarza. Dni dłużyły się niesamowicie, nawet pomimo huku roboty, który czekał na młodego uzdrowiciela. Lecz wreszcie, wreszcie wieczorem pojawił się Ulysses. Kiedy Alexander wziął różdżkę do ręki od razu poczuł, że jest odrobinę inna. I nie chodziło wcale o to, że Ollivander najwyraźniej skorzystał z okazji zaimpregnował oraz wypolerował hikorowe drewno. Różdżka zachowywała się inaczej, wciąż jednak będąc niesamowicie znajomą i dopasowaną do Farleya. Zachęcony przez naukowca Gwardzista zabrał się za sprawdzenie tego, jak artefakt się sprawował. Alex rozpoczął od prostych zaklęć z obrony przed czarną magią, prędko wyczuwając zmianę. Różdżka reagowała jakby szybciej i silniej. Przeszedł do zaklęć trudniejszych, testując możliwości swoje i różdżki, następnie sprawdził wzmocnioną różdżkę w magii leczniczej, urokach i transmutacji. Zadowolony z efektu podziękował różdżkarzowi i uścisnął mu dłoń. Ulysses znów jednak uprzejmie odmówił gościny, tłumacząc się koniecznością powrotu do rodowej rezydencji. Młodszy z czarodziejów nie oponował: pozostawiony sam prędko udał się do Bertiego, bez problemu namawiając przyjaciela na pojedynek.

| zt


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Bushy Park - Page 3 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Bushy Park [odnośnik]12.01.21 1:20
Jedna z licznych szarych sów przemierzała tej nocy Londyn. Nie wyróżniała się niczym od innych pocztowych ptaków. Przeciętnej wielkości i szybkości, niosła w dziobie starannie zapieczętowany list. Leciała wysoko, nie zniżając lotu i nie zważając na świszczący dookoła wiatr. Gdy pod nią zaczęły migotać światła latarni, zapikowała w dół. Przez chwilę krążyła nad ulicami miasta, aby ostatecznie otworzyć dziób i wypuścić z niego list, który po chwili tańczenia w powietrzu opadł na ziemię.
Jeśli przechodzisz tu jako pierwszy pomiędzy 30 września a 4 października, możesz dostrzec leżący na parkowej ścieżce list. Jest zapieczętowany i zamknięty, wyraźnie w dobrym stanie. Jeśli go podniesiesz i przyjrzysz się tyłowi korespondencji, dostrzeżesz wypisane ładnym, ozdobnym pismem: Do Ciebie, przechodniu. Gdy otworzysz kopertę zalakowaną pieczęcią w kształcie gwiazdy, ujrzysz list, a w nim:



Przeczytaj Do Ciebie
Mieszkańcu Londynu! Wojna odbiera to, co najcenniejsze.
Ostatnio z powodu działań prowadzonych na terenie Anglii życie stracili:

  • Kobieta w Różu – anonimowa kobieta, jej ciało nosiło na sobie ślady czarnomagicznych tortur. Zniekształcone rysy twarzy nie pozwalają na identyfikację. Została znaleziona na brzegu Tamizy.
  • Winston Pichard – emerytowany pracownik Ministerstwa Magii. Został zabity w trakcie ataku na czarodzieja mugolskiego pochodzenia. Jego morderca poinformował Ministerstwo listownie o miejscu popełnionego czynu i uciekł z miejsca zdarzenia.
  • Edmund Rodgers – sklepikarz na Ulicy Śmiertelnego Nokturna. Został znaleziony martwy w jednym z parków. Zmarł na wskutek gwałtownego urazu głowy. W okolic znaleziono ślady po magicznym pojedynku.

kto będzie następny?




I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Bushy Park - Page 3 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Bushy Park
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach