Tunel Fruwokwiatów
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Tunel Fruwokwiatów
Po stalowej konstrukcji wiją się pędy fruwokwiatów, wyjątkowej rośliny ozdobnej przypominającej nieco diabelskie sidła, ale w odróżnieniu do nich całkowicie bezpieczne i, mimo wszystko, ładniejsze. Fioletowe dzwony kwiatów kołyszą się nad głowami czarodziejów, kiedy ci spacerują tunelem. Po bokach ustawiono drewniane ławeczki, na których można spocząć na dłuższą lub krótszą chwilę; częstokroć można tutaj minąć czarodziejów skrytych za rozpostartymi stronami Proroka Codziennego, rzadziej Czarownicy lub Walczącego Maga. W powietrzu unosi się słodki zapach nektaru fruwokwiatów, a do uszu dobiega przyjemny szum delikatnie poruszających się pnączy.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:43, w całości zmieniany 1 raz
Cressida spędziła większość swego życia jako lady Flint, dorastając pośród bajkowych lasów, w rodzie od dawien dawna słynącego z zielarskich zamiłowań i umiejętności. Nic dziwnego, że coś z tych pasji w niej pozostało nawet wtedy, gdy przybrała inne nazwisko i zamieszkała z rodziną męża. W duchu wciąż była Flintem i nie straciła serca ani do bliskich, ani do dawnych zainteresowań, nawet jej głównym zawsze było i pozostawało nadal malarstwo, niedoceniane przez jej ojca, ale ukochane przez nią samą. W próbie kompromisu między swoim zamiłowaniem a oczekiwaniami ojca umiejętnie łączyła te sprawy, przepięknie ilustrując rodowe zielniki. To było jedyne zastosowanie malarstwa które konserwatywny Leander Flint doceniał.
Od dziecka lubiła bywać w ogrodzie magibotanicznym, zabierana tu czasem przez matkę lub guwernantkę by obejrzeć gatunki, których w Charnwood nie było, a jej ojciec współpracował niekiedy z Instytutem Ziołouzdrowicielstwa jako niekwestionowany autorytet w dziedzinie zielarstwa. Odwiedzała to miejsce w letnie wakacje między kolejnymi latami w Beauxbatons, a i po ukończeniu szkoły oraz ślubie bywała tu chętnie. William nigdy nie bronił jej tych wizyt, wiedząc jak Cressida lubiła magiczne rośliny, i przynajmniej raz w miesiącu się tu pojawiała, czasem z mężem, a częściej z kimś z jego rodziny; damie nie wypadało wszak podróżować samotnie, a od czasu wybuchu anomalii było to jeszcze bardziej niebezpieczne.
Cressida bała się anomalii, dlatego nie podróżowała zbyt często i zwykle wtedy, kiedy faktycznie była taka potrzeba. Nigdy nie lubiła ryzyka i narażania się, ale gdyby miała siedzieć cały czas zamknięta w posiadłości, niechybnie by oszalała. Nawet osoby nieśmiałe i introwertyczne potrzebowały czasem towarzystwa.
W obecnych czasach poza anomaliami niepokojem napawały ją także wydarzenia z niedawnego szczytu w Stonehenge, o których jednak tylko słyszała, bo na szczęście ani ona, ani jej mąż nie byli tam obecni. I choć jako dama nie powinna o takich rzeczach myśleć, martwiła się zwłaszcza o przyszłość swoich dzieci. Po szczycie opuściła dwór tylko raz, odwiedzając swój panieński ród, ale udało jej się ubłagać męża, by pozwolił jej na krótki wypad do ogrodu magibotanicznego, gdzie miała się spotkać z lady Burke, jedną ze stosunkowo nowych znajomości z salonów.
Jako, że Cressida uczyła się w Beauxbatons, sporą część niespokrewnionej z nią brytyjskiej socjety poznała dopiero po skończeniu szkoły i debiucie, z większością rówieśników z salonów nie dzieliła lat szkolnych. Nie inaczej było z lady Burke, którą zapoznała dopiero w dorosłości i szybko mogła zauważyć, że także na swój sposób odróżniała się od innych dziewcząt w ich wieku. Tych kilka spotkań i rozmów na salonach to było stanowczo zbyt mało, by nazwać ją kimś bliskim, ale była ciekawa, jak potoczy się ich znajomość, tym bardziej w obliczu ocieplenia rodowych stosunków. Dziewczęta z konserwatywnych rodów były zresztą kimś, z kim wypadało utrzymywać relacje i Cressida o tym wiedziała. Była w końcu przykładną damą, która, choć nie uczestniczyła aktywnie w świecie gry pozorów i intryg, chciała należycie spełniać swoje powinności wobec rodu.
Choć do ogrodu przybyła z jedną z ciotek męża, przeprosiła ją i poprosiła o zostawienie jej na trochę samej. Do tunelu fruwokwiatów weszła samotnie i usiadła na ławeczce, niedługo później zauważając spowitą w ciemne kolory Laetitię. Ich wygląd kontrastował ze sobą dość mocno; Cressida była ubrana w niebieską suknię i o parę odcieni ciemniejszy czarodziejski płaszcz sięgający kostek mający za zadanie chronić ją przed październikowym chłodem, a ciemnorude włosy były upięte z tyłu głowy, kontrastując z bielusieńką twarzą pokrytą złocistymi piegami. Na palcu błyszczał pierścionek nałożony niegdyś przez męża i zaznaczający jej przynależność.
- Ciebie również – odpowiedziała grzecznie, choć była świadoma, że Laetitia, jak większość Burke’ów, nie była zbyt wylewna i mogła się wydawać nieco oschła. – Chyba szłam nieco inną drogą, ale muszę pamiętać, żeby przejść obok niego, kiedy już będę wychodzić – rzekła. – Słyszałam jednak, że do szklarni z nowościami sprowadzono kilka nowo odkrytych gatunków, które warto zobaczyć, ale jeszcze nie miałam okazji ich widzieć, ostatni raz byłam tu jeszcze w sierpniu. Zdążyłam się jednak stęsknić za tym zakątkiem, niewątpliwie jednym z ciekawszych w Londynie.
Przez anomalie i awarię teleportacji oraz sieci Fiuu jej wypady do miasta nie były częste, bo już nie wystarczyło tylko zniknąć i pojawić się tam w ułamku sekundy, a mieszkała paręset kilometrów stąd. Niemniej jednak skupiła się na swojej towarzyszce, jednocześnie zdając sobie sprawę, że po ślubie mimo wszystko trochę zaniedbała zielarstwo. Choć Fawleyowie mieli naprawdę olśniewające ogrody, nie hodowali użytkowych ziół jak Flintowie, kultywowaną przez ich ród główną pasją było malarstwo. Musiała jednak dbać o swoją wiedzę, bo nieodłącznie wiązała się z jej korzeniami.
- Dalej fascynujesz się zielarstwem tak, jak kiedyś? – zapytała nagle. Nie wiedziała zbyt wiele o niektórych osobliwych zamiłowaniach Laetitii, ale wiedziała, że jej zainteresowania zdecydowanie odbiegały od balów, sukien, a także sztuki.
Od dziecka lubiła bywać w ogrodzie magibotanicznym, zabierana tu czasem przez matkę lub guwernantkę by obejrzeć gatunki, których w Charnwood nie było, a jej ojciec współpracował niekiedy z Instytutem Ziołouzdrowicielstwa jako niekwestionowany autorytet w dziedzinie zielarstwa. Odwiedzała to miejsce w letnie wakacje między kolejnymi latami w Beauxbatons, a i po ukończeniu szkoły oraz ślubie bywała tu chętnie. William nigdy nie bronił jej tych wizyt, wiedząc jak Cressida lubiła magiczne rośliny, i przynajmniej raz w miesiącu się tu pojawiała, czasem z mężem, a częściej z kimś z jego rodziny; damie nie wypadało wszak podróżować samotnie, a od czasu wybuchu anomalii było to jeszcze bardziej niebezpieczne.
Cressida bała się anomalii, dlatego nie podróżowała zbyt często i zwykle wtedy, kiedy faktycznie była taka potrzeba. Nigdy nie lubiła ryzyka i narażania się, ale gdyby miała siedzieć cały czas zamknięta w posiadłości, niechybnie by oszalała. Nawet osoby nieśmiałe i introwertyczne potrzebowały czasem towarzystwa.
W obecnych czasach poza anomaliami niepokojem napawały ją także wydarzenia z niedawnego szczytu w Stonehenge, o których jednak tylko słyszała, bo na szczęście ani ona, ani jej mąż nie byli tam obecni. I choć jako dama nie powinna o takich rzeczach myśleć, martwiła się zwłaszcza o przyszłość swoich dzieci. Po szczycie opuściła dwór tylko raz, odwiedzając swój panieński ród, ale udało jej się ubłagać męża, by pozwolił jej na krótki wypad do ogrodu magibotanicznego, gdzie miała się spotkać z lady Burke, jedną ze stosunkowo nowych znajomości z salonów.
Jako, że Cressida uczyła się w Beauxbatons, sporą część niespokrewnionej z nią brytyjskiej socjety poznała dopiero po skończeniu szkoły i debiucie, z większością rówieśników z salonów nie dzieliła lat szkolnych. Nie inaczej było z lady Burke, którą zapoznała dopiero w dorosłości i szybko mogła zauważyć, że także na swój sposób odróżniała się od innych dziewcząt w ich wieku. Tych kilka spotkań i rozmów na salonach to było stanowczo zbyt mało, by nazwać ją kimś bliskim, ale była ciekawa, jak potoczy się ich znajomość, tym bardziej w obliczu ocieplenia rodowych stosunków. Dziewczęta z konserwatywnych rodów były zresztą kimś, z kim wypadało utrzymywać relacje i Cressida o tym wiedziała. Była w końcu przykładną damą, która, choć nie uczestniczyła aktywnie w świecie gry pozorów i intryg, chciała należycie spełniać swoje powinności wobec rodu.
Choć do ogrodu przybyła z jedną z ciotek męża, przeprosiła ją i poprosiła o zostawienie jej na trochę samej. Do tunelu fruwokwiatów weszła samotnie i usiadła na ławeczce, niedługo później zauważając spowitą w ciemne kolory Laetitię. Ich wygląd kontrastował ze sobą dość mocno; Cressida była ubrana w niebieską suknię i o parę odcieni ciemniejszy czarodziejski płaszcz sięgający kostek mający za zadanie chronić ją przed październikowym chłodem, a ciemnorude włosy były upięte z tyłu głowy, kontrastując z bielusieńką twarzą pokrytą złocistymi piegami. Na palcu błyszczał pierścionek nałożony niegdyś przez męża i zaznaczający jej przynależność.
- Ciebie również – odpowiedziała grzecznie, choć była świadoma, że Laetitia, jak większość Burke’ów, nie była zbyt wylewna i mogła się wydawać nieco oschła. – Chyba szłam nieco inną drogą, ale muszę pamiętać, żeby przejść obok niego, kiedy już będę wychodzić – rzekła. – Słyszałam jednak, że do szklarni z nowościami sprowadzono kilka nowo odkrytych gatunków, które warto zobaczyć, ale jeszcze nie miałam okazji ich widzieć, ostatni raz byłam tu jeszcze w sierpniu. Zdążyłam się jednak stęsknić za tym zakątkiem, niewątpliwie jednym z ciekawszych w Londynie.
Przez anomalie i awarię teleportacji oraz sieci Fiuu jej wypady do miasta nie były częste, bo już nie wystarczyło tylko zniknąć i pojawić się tam w ułamku sekundy, a mieszkała paręset kilometrów stąd. Niemniej jednak skupiła się na swojej towarzyszce, jednocześnie zdając sobie sprawę, że po ślubie mimo wszystko trochę zaniedbała zielarstwo. Choć Fawleyowie mieli naprawdę olśniewające ogrody, nie hodowali użytkowych ziół jak Flintowie, kultywowaną przez ich ród główną pasją było malarstwo. Musiała jednak dbać o swoją wiedzę, bo nieodłącznie wiązała się z jej korzeniami.
- Dalej fascynujesz się zielarstwem tak, jak kiedyś? – zapytała nagle. Nie wiedziała zbyt wiele o niektórych osobliwych zamiłowaniach Laetitii, ale wiedziała, że jej zainteresowania zdecydowanie odbiegały od balów, sukien, a także sztuki.
Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Przepełnione ogromnym pragnieniem wiedzy, serce Letycji, nie znalazło już miejsca na strach o własne życie w owych, niebezpiecznych czasach, które nastały. Dbano rzecz jasna w jej rodzinie, by nie wyruszała w dalsze podróże sama, a z eskortą, by wiedziała jak w razie potrzeby się bronić. Nikt jednak nie potrafił zabronić jej wizyt w oddalonych znacząco od rodowej posiadłości, przybytkach wiedzy. Nieistotne czy była to londyńska biblioteka, czy ogród magibotaniczny. Panienka Burke zwyczajnie nie mogła sobie pozwolić, by nieco zwolnić tempa. Czasu miała coraz mniej, a przecież tyle do odkrycia. Nic więc dziwnego, że wyszła z inicjatywą spotkania pod pretekstem wizyty w jej ukochanym miejscu. Zbyt długo nie widziała jednego z najwspanialszych okazów Dziwidła czy Drakunkulusa zwyczajnego, którego intensywnie fioletowe kwiaty rozbudzały wyobraźnię młodej czarownicy.
Kąciki ust czarnowłosej drgnęły nieznacznie, jakoby w migawce bladego uśmiechu mającego za zadanie zastąpić radość, która wedle opinii publicznej winna nieprzerwanie jawić się na bladej twarzy dziewczątka. Leta wiedziała jednak doskonale, że jej towarzyszka również nie jest entuzjastką sztucznej, wymuszonej radości. Ku chwale Ozyrysa! Odchrząkając nieznacznie, wsparła plecy o drewniane oparcie, by zaraz przemówić, tonem spokojnym, a jednocześnie przepełnionym naturalną dlań pewnością siebie.
— Rafflesia jest równie piękna co i odrzucająca, absolutna niesamowitość w świecie roślin — zarekomendowała czerwony, wyjątkowo nieprzyjemnie pachnący kwiat, jak ósmy cud świata. W istocie, dla Letycji stanowił niebywały ewenement.
— Nowe okazy? — jej mina wyrażała szczere zainteresowanie — Naturalnie, nie opuszczę tej zielonej krainy, póki nie zobaczę wszystkich — odrzekła cicho, świdrując spojrzeniem onyksowych oczu twarz swojej towarzyszki. Miała nadzieję, że Cressida nie ma jej tego za złe, już podczas ich pierwszego spotkania musiała zauważyć, że Letycja zawsze skupia swój wzrok na rozmówcy. Choć mogło to być onieśmielające, a nawet może i niegrzeczne, panienka Burke zdawała sobie nic z tego nie robić (o ile oczywiście w okolicy nie było jej mateczki, która mogłaby posyłać w jej stronę niezbyt przychylne spojrzenia).
— Niestety, nie poświęcam już magicznej florze tak dużo czasu, jakbym pragnęła — przyznała, ze smutkiem czającym się w czarnych niczym onyks tęczówkach — odkąd zakończyłam edukację w Hogwarcie skupiam się raczej na magii leczniczej i ludzkiej anatomii. A ty, Cressido? Kiedy zaprezentujesz swoje malarskie arcydzieła? I jak się miewają Twe pociechy? — Posłała zaciekawione spojrzenie pani Fawley. O dziwo, rzeczywiście ciekawiło ją, co słychać u rudowłosej czarownicy. Jak widać nie na anatomii i ludzkich wnętrznościach kończy się świat.
Laetitia Burke
Zawód : aspirująca magiuzdrowicielka od chorób genetycznych
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Fear not old prophecies. We defy them. We make our own heaven and our own hell.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Cressida nigdy nie należała do odważnych dam. Była lękliwa i delikatna, nic więc dziwnego, że się bała, a najbardziej o dzieci. Bo o ile ona mogła jeszcze jakoś obronić się czarami, niemowlęta pozostawały całkowicie bezbronne. Niestety wybrały sobie na narodziny naprawdę niespokojne czasy.
Jeśli spełni swoje pragnienie, wkrótce być może stanie się animagiem, w czym pomagała jej jedna z ciotek; poza kilkoma najbardziej zaufanymi osobami z bliskiej rodziny oraz mężem nikt jednak o jej planach nie wiedział. Cressie, choć tak niepozorna i zahukana, wcale nie była taka najgorsza w czarach, choć bardziej od krzykliwych uroków przypadła jej do gustu sztuka transmutacji, kojarząca się z kreatywnością i zmienianiem jednych rzeczy w inne.
Ale z magicznych dziedzin (poza ukochaną sztuką), najwyżej ceniła sobie właśnie zielarstwo i opiekę nad magicznymi stworzeniami, na co miało ogromny wpływ jej dorastanie w takim a nie innym rodzie. Może gdyby urodziła się jako Fawley nie miałaby okazji, by ukochać sobie las i jego roślinne oraz zwierzęce skarby, ale dziewiętnaście lat życia spędziła jako Flint. I choć polowań nigdy nie polubiła, starała się przykładać do innych rodowych aktywności.
Cressida nie należała do dam, które ukrywały emocje za fałszywymi uśmiechami. W swym zachowaniu i postępowaniu była szczera jak na szlacheckie standardy, od zawsze beznadziejna w kłamaniu, oszukiwaniu i udawaniu. To po prostu nie przychodziło jej tak naturalnie, jak innym dziewczętom. Czuła jednak na sobie uważne spojrzenie rozmówczyni.
- Jej zapach jest okropny, ale wygląd rzeczywiście niesamowity i niezwykły. I pomyśleć, że to wcale nie jest magiczna roślina? – Ale jak widać nawet wśród zwykłych gatunków można było znaleźć niezwykłe osobliwości, nawet jeśli większość nie miała specjalnych właściwości.
- Niestety jeszcze nie wiem, co to za rośliny, jedynie słyszałam o tym, że niedawno się pojawiły, ale jeśli chcesz, możemy potem pójść obejrzeć je wspólnie – zaproponowała. – Mój pan ojciec na pewno się ucieszy, że nadal staram się pielęgnować wiedzę, którą mi wpoił, ciekawe czy też już tu był i zobaczył te nowości na własne oczy. – Jej ojciec starał się być na bieżąco z nowymi odkryciami w świecie zielarstwa, zarówno z nowo odkrytymi gdzieś na świecie magicznymi gatunkami możliwymi do hodowania w szklarniach Anglii, a także krzyżówkami dokonywanymi przez zielarzy. Sam także stworzył kilka nowych odmian poprzez krzyżowanie innych roślin. – Ale po ślubie również nie mam już tak wielu okazji do styczności z roślinami, poza bajecznymi ogrodami rodu mego męża. Fawleyowie nie hodują ziół. – Jednak było to coś zupełnie innego niż otoczony lasem dworek w Charnwood z jego szklarniami pełnymi roślin użytecznych w alchemii, trudno było porównywać rośliny wyłącznie ozdobne do tych, z których można było warzyć eliksiry, choć uwielbiająca otaczać się pięknem Cressida lubiła dostarczające estetycznych wrażeń ogrody Fawleyów. – Niedawno, w połowie września odbył się mój wernisaż w londyńskiej galerii sztuki. Właściwie nie do końca mój, ale też innych młodych talentów, niemniej jednak kilka moich obrazów można było tam zobaczyć. – Zawsze była dumna ze swoich artystycznych sukcesów, latami cierpliwie pracowała na swój coraz wyższy poziom, choć wrodzony talent bez wątpienia wiele ułatwił. Po wernisażu posypało się trochę zamówień, więc się cieszyła, bo zajęta malowaniem nie myślała tyle o niedawnych wydarzeniach i niepokojach. – A moje dzieci miewają się dobrze, dziękuję. – Bezpieczna, neutralna odpowiedź bez wgłębiania się w szczegóły, którymi nie lubiła się dzielić z przypadkowymi osobami. Nie należała do matek które każdego rozmówcę zalewały mnóstwem informacji na temat swoich dzieci, bo nie każdego musiało to interesować, zresztą w ich kwestii była o wiele bardziej ostrożna. – Więc teraz uczysz się magii leczniczej? Ale chyba nie w Mungu, prawda? – spytała, choć nie podejrzewała lady Burke o podobne sprawy, szlachciankom z konserwatywnych rodów nie uchodziłoby wystawianie się na kontakt z nieczystą krwią, ale zapewne ród miał możliwość, by umożliwić jej odpowiednią naukę w domowym zaciszu, bez niedogodności, które musiałaby znosić wybierając standardową ścieżkę nauki. Zawsze bardzo dziwiły ją damy, które chciały pracować w ministerstwie lub Mungu, wystawiając się na zbyt częsty kontakt z gminem. Cressida może i nie należała do tych pałających szczególną niechęcią do niższych stanów, ci ludzie byli jej obojętni, ale wiedziała, że miejsce szlachcianek jest w dworze, ewentualnie w innych miejscach odpowiadających ich godności. Nigdy nie przyniosłaby swemu ojcu wstydu, robiąc coś niestosownego. Już w szkole uważnie pilnowała tego, z kim się zadaje.
Jeśli spełni swoje pragnienie, wkrótce być może stanie się animagiem, w czym pomagała jej jedna z ciotek; poza kilkoma najbardziej zaufanymi osobami z bliskiej rodziny oraz mężem nikt jednak o jej planach nie wiedział. Cressie, choć tak niepozorna i zahukana, wcale nie była taka najgorsza w czarach, choć bardziej od krzykliwych uroków przypadła jej do gustu sztuka transmutacji, kojarząca się z kreatywnością i zmienianiem jednych rzeczy w inne.
Ale z magicznych dziedzin (poza ukochaną sztuką), najwyżej ceniła sobie właśnie zielarstwo i opiekę nad magicznymi stworzeniami, na co miało ogromny wpływ jej dorastanie w takim a nie innym rodzie. Może gdyby urodziła się jako Fawley nie miałaby okazji, by ukochać sobie las i jego roślinne oraz zwierzęce skarby, ale dziewiętnaście lat życia spędziła jako Flint. I choć polowań nigdy nie polubiła, starała się przykładać do innych rodowych aktywności.
Cressida nie należała do dam, które ukrywały emocje za fałszywymi uśmiechami. W swym zachowaniu i postępowaniu była szczera jak na szlacheckie standardy, od zawsze beznadziejna w kłamaniu, oszukiwaniu i udawaniu. To po prostu nie przychodziło jej tak naturalnie, jak innym dziewczętom. Czuła jednak na sobie uważne spojrzenie rozmówczyni.
- Jej zapach jest okropny, ale wygląd rzeczywiście niesamowity i niezwykły. I pomyśleć, że to wcale nie jest magiczna roślina? – Ale jak widać nawet wśród zwykłych gatunków można było znaleźć niezwykłe osobliwości, nawet jeśli większość nie miała specjalnych właściwości.
- Niestety jeszcze nie wiem, co to za rośliny, jedynie słyszałam o tym, że niedawno się pojawiły, ale jeśli chcesz, możemy potem pójść obejrzeć je wspólnie – zaproponowała. – Mój pan ojciec na pewno się ucieszy, że nadal staram się pielęgnować wiedzę, którą mi wpoił, ciekawe czy też już tu był i zobaczył te nowości na własne oczy. – Jej ojciec starał się być na bieżąco z nowymi odkryciami w świecie zielarstwa, zarówno z nowo odkrytymi gdzieś na świecie magicznymi gatunkami możliwymi do hodowania w szklarniach Anglii, a także krzyżówkami dokonywanymi przez zielarzy. Sam także stworzył kilka nowych odmian poprzez krzyżowanie innych roślin. – Ale po ślubie również nie mam już tak wielu okazji do styczności z roślinami, poza bajecznymi ogrodami rodu mego męża. Fawleyowie nie hodują ziół. – Jednak było to coś zupełnie innego niż otoczony lasem dworek w Charnwood z jego szklarniami pełnymi roślin użytecznych w alchemii, trudno było porównywać rośliny wyłącznie ozdobne do tych, z których można było warzyć eliksiry, choć uwielbiająca otaczać się pięknem Cressida lubiła dostarczające estetycznych wrażeń ogrody Fawleyów. – Niedawno, w połowie września odbył się mój wernisaż w londyńskiej galerii sztuki. Właściwie nie do końca mój, ale też innych młodych talentów, niemniej jednak kilka moich obrazów można było tam zobaczyć. – Zawsze była dumna ze swoich artystycznych sukcesów, latami cierpliwie pracowała na swój coraz wyższy poziom, choć wrodzony talent bez wątpienia wiele ułatwił. Po wernisażu posypało się trochę zamówień, więc się cieszyła, bo zajęta malowaniem nie myślała tyle o niedawnych wydarzeniach i niepokojach. – A moje dzieci miewają się dobrze, dziękuję. – Bezpieczna, neutralna odpowiedź bez wgłębiania się w szczegóły, którymi nie lubiła się dzielić z przypadkowymi osobami. Nie należała do matek które każdego rozmówcę zalewały mnóstwem informacji na temat swoich dzieci, bo nie każdego musiało to interesować, zresztą w ich kwestii była o wiele bardziej ostrożna. – Więc teraz uczysz się magii leczniczej? Ale chyba nie w Mungu, prawda? – spytała, choć nie podejrzewała lady Burke o podobne sprawy, szlachciankom z konserwatywnych rodów nie uchodziłoby wystawianie się na kontakt z nieczystą krwią, ale zapewne ród miał możliwość, by umożliwić jej odpowiednią naukę w domowym zaciszu, bez niedogodności, które musiałaby znosić wybierając standardową ścieżkę nauki. Zawsze bardzo dziwiły ją damy, które chciały pracować w ministerstwie lub Mungu, wystawiając się na zbyt częsty kontakt z gminem. Cressida może i nie należała do tych pałających szczególną niechęcią do niższych stanów, ci ludzie byli jej obojętni, ale wiedziała, że miejsce szlachcianek jest w dworze, ewentualnie w innych miejscach odpowiadających ich godności. Nigdy nie przyniosłaby swemu ojcu wstydu, robiąc coś niestosownego. Już w szkole uważnie pilnowała tego, z kim się zadaje.
Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Panna Burke rozkoszowała się słodkim, intensywnym zapachem fioletowych kwiatów, z uwagą słuchając swej towarzyszki. Ich niezwykła woń przypominała jej fiołki, które na wiosnę gęsto porastały znajdujące się nieopodal rodzinnej posiadłości lasy, i które sobie ukochała wraz z pierwszą wizytą w owym miejscu. Letycja absolutnie uwielbiała spacery o brzasku, najlepiej w milczeniu, mając u boku jedną ze swych sióstr. Jakież kojące i przyjemne było to doświadczenie. Dziewczę aż westchnęło tęskno, na wspomnienie delikatnych płatków, na które padają pierwsze promienie kwietniowego słońca. Całe szczęście Cressida nie zauważyła chwilowej nieuwagi pannicy, jako, że ta wciąż wpatrywała się w swoją towarzyszkę.
— Natura igra z nami w iście magiczny sposób, nieprawdaż? — zauważyła, na krótko odrywając wzrok od rudowłosej czarownicy. Fioletowe dzwoneczki przyciągnęły jej ciemne spojrzenie, gdy powiew wiatru sprawił, że wątłe gałązki rozkosznie zaszumiały.
— Oczywiście. Oglądanie ich z tobą będzie przyjemnością — odparła cicho, wcale nie mijając się z prawdą. Panna Burke zdawała sobie bowiem doskonale sprawę, jak obszerna jest wiedza Cressidy. Z pewnością pomogłaby jej rozwiązać kilka naglących dylematów w kwestii klasyfikacji niektórych z okazów.
— Jakaż szkoda, że nie dane mi było ich zobaczyć — przyznała, poprawiając rodowy pierścień z onyksem zdobiący jej lewą dłoń. — Co przedstawiały twoje prace? Chcę je chociaż sobie wyobrazić. Zapewne będą się różnić od twojej artystycznej wizji, ale co szkodzi mi spróbować— zapytała nieśmiało, posyłając jej anemiczny uśmiech. Letycja wyjątkowo ceniła sobie osoby, które podobnie jak ona znały swoje mocne strony i nie omieszkały ich wykorzystać. Nie raz słyszała o niebywałym talencie pani Fawley do malarstwa; ona sama szkicowała jedynie w słodkich chwilach wolności, jednak doskonale zdawała sobie sprawę, że los poskąpił jej talentu.
Czarnooka wydała się zadowolona z odpowiedzi towarzyszki na temat swych pociech. Daleko jej było do bycia wścibską damulką, jednak zdecydowanie nie wypadało nie zapytać o tak istotną kwestię życia Cressidy.
— Oczywiście, że nie — potwierdziła jej przypuszczenia prędko, nie chcąc by choć przez moment pomyślała, że skalałaby swój honor obecnością w Mungu. Szczególnie w roli pracownika! — Póki co studiuję w domowym zaciszu, choć mam nadzieję, że uda mi się znaleźć odpowiednie dla siebie miejsce, w którym będę mogła wykorzystać swoje umiejętności — odpowiedziała nieco lakonicznie, układając blade dłonie na kolanach. Wyglądała, jakby była zupełnie przekonana co do swej życiowej powinności. Miała tylko cichą nadzieję, że prędki ożenek nie zmusi jej do porzucenia ambicji, tego nie zniosłoby jej serce. Nie w momencie, kiedy jest jeszcze tyle do odkrycia, a jej pragnienie wiedzy jest wręcz nieskończone.
Laetitia Burke
Zawód : aspirująca magiuzdrowicielka od chorób genetycznych
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Fear not old prophecies. We defy them. We make our own heaven and our own hell.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Ten zakątek był piękny nawet jesienią. Tutejsi pracownicy z pewnością bardzo dbali o rośliny, żeby ogród czarował wyglądem przez większość roku, nawet po anomaliach. Skrzaty domowe i służba Fawleyów także musieli się mocno starać, żeby ich rodowa duma, piękne ogrody, odzyskały swój urok i blask po anomaliach pogodowych z maja i czerwca, które miały naprawdę destrukcyjny wpływ na roślinność. Nawet jej ojciec mówił o problemach w hodowli ziół oraz o konieczności podniesienia cen niektórych składników, których zbiory zostały uszczuplone. Miała naiwną nadzieję, że powoli wszystko będzie zmierzać ku dobremu i że anomalie też z czasem znikną.
- Są cudowne. Aż żałuję, że od tego ogrodu dzieli mnie tak duża odległość, bo bywałabym tu znacznie częściej i byłabym bardziej na bieżąco z kwitnieniami oraz sprowadzanymi tu nowinkami. Ale na szczęście ogrodom wokół posiadłości mego męża również nie brakuje urody – przytaknęła. Gdyby działała teleportacja pojawienie się tu nie stanowiłoby problemu, ale teraz podróże do Londynu wymagały załatwienia świstoklika, bo nawet dla ateonana był to daleki lot, poza tym w mieście trudno byłoby znaleźć miejsce, gdzie można bezpiecznie zostawić takiego wierzchowca nie narażając go na krzywdę z rąk mugoli ani pogwałcenie zasad tajności. Dosiadanie miotły natomiast nie uchodziło damie i minęły lata, odkąd robiła to po raz ostatni, ale w dzieciństwie uchodziło jej mimo wszystko więcej, przynajmniej wtedy, kiedy nikt postronny tego nie widział. A teraz i tak była na dobrej drodze, by w nieodległej przyszłości doczekać własnych skrzydeł. Czuła, że od pełnego opanowania animagii nie dzieli ją już wiele, ale był to sekret, o którym wiedzieli tylko jej mąż, rodzeństwo i ucząca ją od pewnego czasu ciotka. To, że jej postacią animagiczną będzie ptak, nie ulegało wątpliwości. – Ale rosnące tam gatunki są głównie ozdobne i niewiele z nich kryje w sobie użytkową magię, dlatego mój pan ojciec uważa ich urodę za niepraktyczną. Najbardziej interesują go te rośliny, które posiadają właściwości alchemiczne – wyjaśniła po chwili. Leander Flint był praktyczny aż do bólu, a zachwycanie się czymś tylko ze względu na urodę nie leżało w jego naturze. – W dzieciństwie spędziłam wiele czasu w rodowych szklarniach Flintów. Do tej pory pamiętam wiele z tego, czego ojciec mnie nauczył, nawet jeśli rzadziej już robię z tego użytek – dodała. Pewnego dnia miała zamiar podzielić się tą wiedzą z własnymi dziećmi, pragnąc zaszczepić w nich także drogie jej sercu wartości Flintów.
- Głównie były to pejzaże przedstawiające krajobrazy okolic bliskich memu sercu miejsc – powiedziała. Namalowała kilka widoków z okolic Charnwood, ale także Krainy Jezior, a na obrazach tych, zgodnie z tematyką wernisażu, można było wyczuć nastrój zbliżającej się jesieni, ale też swego rodzaju niepokój, który towarzyszył Cressidzie i niekiedy znajdował odzwierciedlenie na jej obrazach. – Po wernisażu nie narzekałam na brak zamówień, kilka lady zamówiło u mnie portrety i pejzaże. – Miała także namalować obraz do jednej sal w Le Fantasmagorie, nad którym to wytrwale pracowała, bo obraz tej wielkości był bardziej czasochłonny niż zwykły portret.
Cressie nie należała do pewnych siebie dziewcząt, ale mąż zapewniał ją o tym, że miała duży talent i wspierał ją w jego rozwijaniu. Jak mówił, była diamentem który szlifował z przyjemnością jako mecenas sztuki gotów wesprzeć młodziutką żonę.
- Myślę, że twoi bliscy z pewnością docenią to, co potrafisz. Jesteś mądrą i zdolną czarownicą. – Rzecz jasna nie wiedziała, że Burke’owie byli aż tak nękani chorobami genetycznymi, ale zakładała, że jak w każdej szlachetnej rodzinie na pewno są tam chore jednostki, dla których umiejętności Laetitii będą bardzo cenne. Chodzić na wyrobki do obcych jak osobie z gminu jej nie wypadało, zwłaszcza odkąd była siostrą nestora. Niemniej jednak sama Cressida bała się tego, że u jej dzieci mogła w przyszłości ujawnić się jakaś choroba. Ona i William byli zdrowi, ale i tak czuła cień niepokoju. – Sama czasem żałuję, że nigdy nie poznałam choć paru podstawowych zaklęć. – Na wypadek gdyby jej dzieciom coś się stało, kiedyś w końcu będą większe i będą się zdarzać różne siniaki i urazy. Poza tym, w czasach tych anomalnych zaburzeń uzdrowiciel nie zawsze mógł przybyć od razu po wezwaniu. Na szczęście opiekunka bliźniąt znała podstawy magii leczniczej i pierwszej pomocy.
Laetitia była jeszcze młodą damą, choć pod wieloma względami różniła się od brylujących na salonach dziewcząt swoim pociągiem do wiedzy i nietuzinkowymi zainteresowaniami. Cressida nie potępiała jej, samo uczenie się czegoś i interesowanie się nie było jeszcze niestosowne, jaka byłaby praca w Mungu i nurzanie rąk w nieczystej krwi. Cressida także nie malowała obrazów dla gminu, zwykłych, szarych obywateli nie byłoby nawet stać na to, żeby zakupić obraz spod pędzla lady Fawley. Młódka dbała o to, co jest stosowne, a co nie, obracała się tylko w świecie wyższych sfer, nie zniżając się do plebejskiego artystycznego półświatka pełnego degeneracji i łamania schematów. Niemniej jednak małżeństwo nie zawsze oznaczało koniec ukochanej pasji – Cressie tak naprawdę to właśnie po ślubie mogła w niej rozkwitnąć i osiągnąć w malarstwie jeszcze wyższy poziom umiejętności. Być może Laetitia wcale nie musiała się bać, że utraci możliwość robienia tego, co kochała.
- Są cudowne. Aż żałuję, że od tego ogrodu dzieli mnie tak duża odległość, bo bywałabym tu znacznie częściej i byłabym bardziej na bieżąco z kwitnieniami oraz sprowadzanymi tu nowinkami. Ale na szczęście ogrodom wokół posiadłości mego męża również nie brakuje urody – przytaknęła. Gdyby działała teleportacja pojawienie się tu nie stanowiłoby problemu, ale teraz podróże do Londynu wymagały załatwienia świstoklika, bo nawet dla ateonana był to daleki lot, poza tym w mieście trudno byłoby znaleźć miejsce, gdzie można bezpiecznie zostawić takiego wierzchowca nie narażając go na krzywdę z rąk mugoli ani pogwałcenie zasad tajności. Dosiadanie miotły natomiast nie uchodziło damie i minęły lata, odkąd robiła to po raz ostatni, ale w dzieciństwie uchodziło jej mimo wszystko więcej, przynajmniej wtedy, kiedy nikt postronny tego nie widział. A teraz i tak była na dobrej drodze, by w nieodległej przyszłości doczekać własnych skrzydeł. Czuła, że od pełnego opanowania animagii nie dzieli ją już wiele, ale był to sekret, o którym wiedzieli tylko jej mąż, rodzeństwo i ucząca ją od pewnego czasu ciotka. To, że jej postacią animagiczną będzie ptak, nie ulegało wątpliwości. – Ale rosnące tam gatunki są głównie ozdobne i niewiele z nich kryje w sobie użytkową magię, dlatego mój pan ojciec uważa ich urodę za niepraktyczną. Najbardziej interesują go te rośliny, które posiadają właściwości alchemiczne – wyjaśniła po chwili. Leander Flint był praktyczny aż do bólu, a zachwycanie się czymś tylko ze względu na urodę nie leżało w jego naturze. – W dzieciństwie spędziłam wiele czasu w rodowych szklarniach Flintów. Do tej pory pamiętam wiele z tego, czego ojciec mnie nauczył, nawet jeśli rzadziej już robię z tego użytek – dodała. Pewnego dnia miała zamiar podzielić się tą wiedzą z własnymi dziećmi, pragnąc zaszczepić w nich także drogie jej sercu wartości Flintów.
- Głównie były to pejzaże przedstawiające krajobrazy okolic bliskich memu sercu miejsc – powiedziała. Namalowała kilka widoków z okolic Charnwood, ale także Krainy Jezior, a na obrazach tych, zgodnie z tematyką wernisażu, można było wyczuć nastrój zbliżającej się jesieni, ale też swego rodzaju niepokój, który towarzyszył Cressidzie i niekiedy znajdował odzwierciedlenie na jej obrazach. – Po wernisażu nie narzekałam na brak zamówień, kilka lady zamówiło u mnie portrety i pejzaże. – Miała także namalować obraz do jednej sal w Le Fantasmagorie, nad którym to wytrwale pracowała, bo obraz tej wielkości był bardziej czasochłonny niż zwykły portret.
Cressie nie należała do pewnych siebie dziewcząt, ale mąż zapewniał ją o tym, że miała duży talent i wspierał ją w jego rozwijaniu. Jak mówił, była diamentem który szlifował z przyjemnością jako mecenas sztuki gotów wesprzeć młodziutką żonę.
- Myślę, że twoi bliscy z pewnością docenią to, co potrafisz. Jesteś mądrą i zdolną czarownicą. – Rzecz jasna nie wiedziała, że Burke’owie byli aż tak nękani chorobami genetycznymi, ale zakładała, że jak w każdej szlachetnej rodzinie na pewno są tam chore jednostki, dla których umiejętności Laetitii będą bardzo cenne. Chodzić na wyrobki do obcych jak osobie z gminu jej nie wypadało, zwłaszcza odkąd była siostrą nestora. Niemniej jednak sama Cressida bała się tego, że u jej dzieci mogła w przyszłości ujawnić się jakaś choroba. Ona i William byli zdrowi, ale i tak czuła cień niepokoju. – Sama czasem żałuję, że nigdy nie poznałam choć paru podstawowych zaklęć. – Na wypadek gdyby jej dzieciom coś się stało, kiedyś w końcu będą większe i będą się zdarzać różne siniaki i urazy. Poza tym, w czasach tych anomalnych zaburzeń uzdrowiciel nie zawsze mógł przybyć od razu po wezwaniu. Na szczęście opiekunka bliźniąt znała podstawy magii leczniczej i pierwszej pomocy.
Laetitia była jeszcze młodą damą, choć pod wieloma względami różniła się od brylujących na salonach dziewcząt swoim pociągiem do wiedzy i nietuzinkowymi zainteresowaniami. Cressida nie potępiała jej, samo uczenie się czegoś i interesowanie się nie było jeszcze niestosowne, jaka byłaby praca w Mungu i nurzanie rąk w nieczystej krwi. Cressida także nie malowała obrazów dla gminu, zwykłych, szarych obywateli nie byłoby nawet stać na to, żeby zakupić obraz spod pędzla lady Fawley. Młódka dbała o to, co jest stosowne, a co nie, obracała się tylko w świecie wyższych sfer, nie zniżając się do plebejskiego artystycznego półświatka pełnego degeneracji i łamania schematów. Niemniej jednak małżeństwo nie zawsze oznaczało koniec ukochanej pasji – Cressie tak naprawdę to właśnie po ślubie mogła w niej rozkwitnąć i osiągnąć w malarstwie jeszcze wyższy poziom umiejętności. Być może Laetitia wcale nie musiała się bać, że utraci możliwość robienia tego, co kochała.
Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Ciemne spojrzenie panienki Burke, choć wyglądało dosyć pochmurnie, nie wyrażało zbyt wielu emocji. Wizyta w magibotanicznym ogrodzie koiła jej zmysły, sprawiając, że wizytę w owym przybytku roślinności z całą pewności uznałaby za przyjemną. Zapach wilgotnej ziemi połączony ze słodką wonią fioletowego kwiecia, jedynie umilał przebywanie w owej magicznej krainie Fruwokwiatów. Wizyta w takim miejscu z całą pewnością stanowiła miłą ucieczkę od zakurzonych, pożółkłych stronic ksiąg i drobiazgowych rycin, które ostatnimi czasy stanowiły niemal oczko w głowie Letycji.
Dziewczę pokiwało nieśpiesznie głową, na słowa swej rozmówczyni, doskonale rozumiejąc jej problem. I w jej przypadku wizyty były nieco rzadsze, co Letycja odczuwała wyjątkowo boleśnie od czasu ukończenia nauki w Hogwarcie. Choć szklarnie w rodzinnej posiadłości dawały jej nieco ukojenia, nie mogły one się równać wspaniałościom, które wytrwali podróżnicy i magibotanicy z ogromnym trudem transportowali do ogrodu Marjoribanksa.
— Piękno samo w sobie niewiele znaczy w dzisiejszych czasach, toteż poniekąd rozumiem twego ojca — odrzekła nieco melancholijnym tonem, podejmując zaraz wątek — Zdaje mi się jednak, że każda z roślin kryje w sobie magiczne właściwości, jednak nie okiełznaliśmy na tyle świata flory, by znać je wszystkie — dodała miękko, poprawiając poły płaszcza, okrywającego jej wątłe ramiona. W skupieni słuchała Cressidy, a delikatny uśmiech rozjaśnił jej bladą twarzyczkę, gdy wyobraziła sobie widoki odtworzone przez niebywale utalentowaną towarzyszkę. Z całą pewnością niewiele różniły się od rzeczywistości, choć panna Burke nie potrafiła przełożyć piękna przedstawionego na płótnie nad prawdziwy świat. Zapach porastających łąki kwiatów, szum strumyka majaczącego gdzieś w oddali — tego by jej brakowało, gdyby ujrzała jedynie obraz.
— Mam nadzieję, że nie zawiodę ich w swoich umiejętnościach — przyznała, odrobinę nieśmiało — z ogromną chęcią nauczyłabym cię kilku z nich, gdybyś tylko zechciała — zaproponowała, zerkając nań z ukosa. Zapewne pozwoliłoby to Cressidzie zaznać nieco spokoju, sama świadomość posiadanych umiejętności odbierała po trosze lęk przed nieznanym. Letycja kochała dzielić się posiadaną przez siebie wiedzą, nie była wszak typem osoby, która życzyłaby komuś źle. Naturalnie, gdy rozchodziło się o przedstawicieli szlachetnych rodzin.
Laetitia Burke
Zawód : aspirująca magiuzdrowicielka od chorób genetycznych
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Fear not old prophecies. We defy them. We make our own heaven and our own hell.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Cressida kochała piękno. Zawsze była najbardziej artystyczną duszą w gronie Flintów, przez co trochę odstawała od przyziemnych i praktycznych krewnych. Jej bliscy nie mieli problemów z polowaniami, była to dla nich ważna tradycja, podczas gdy Cressidę przerażało zabijanie zwierząt, a zwłaszcza ptaków. Była zbyt delikatna, przez co stała się dla ojca rozczarowaniem, bo o ile w bardziej dworskich rodach delikatność dam była bardzo dobrze widziana, Flintowie mieli nieco inne priorytety. Ojciec zawsze miał do niej pewien żal, że urodziła się ze zdolnością zwierzęcoustości, bo uważał że to czyniło ją zbyt miękką i nadwrażliwą. Szybko też wydał ją za mąż, gdy tylko pojawił się ktoś, kto sam chciał przyjąć wybrakowany towar. Cressida sama wierzyła w to, że jest wybrakowana i niedoskonała, bo nawet po ślubie nie potrafiła zapomnieć o targających nią od dzieciństwa kompleksach i poczuciu bycia niewystarczającą, by zadowolić ojcowskie oczekiwania. Zamiłowanie do piękna i sztuki uważał za niepraktyczne, bo dla niego piękno kryło się w użyteczności. Ale Cressida była też dość mocno naznaczona spędzeniem ośmiu lat w Beauxbatons, czego jej ojciec również żałował.
- Nie wyobrażam sobie nie urozmaicać swojej rzeczywistości pięknem. Czyż nie po to otaczamy swe posiadłości ogrodami, a ich wnętrza dekorujemy obrazami i zdobionymi meblami, żeby ucieszyć nasze oczy estetycznymi doznaniami? – Cressida nie lubiła ponurości, brak kolorów i ozdób ją przygnębiał, choć zdawała sobie sprawę, że Burke’om daleko było do Fawleyów i innych wymuskanych rodów z salonów, że ich zimne zamczysko zupełnie nie przypominało stosunkowo niedużej, ale ociekającej zdobieniami rezydencji rodu jej męża. Zawsze jawili jej się jako ludzie praktyczni, lakoniczni i konkretni, nie tracący czasu na rojenia. Podejrzewała, że podejście Laetitii bliskie jest poglądom jej ojca, choć było to zaskakujące, biorąc pod uwagę jej wiek i płeć. Gdyby ojciec wydał ją za jakiegoś Burke’a, Yaxleya albo Rowle’a, zapewne Cressidzie bardzo brakowałoby piękna i jasności, ale posłusznie dostosowałaby się do jego woli, nawet gdyby to oznaczało konieczność porzucenia malarstwa, bo pewnie nie każdy mąż zapatrywałby się na jej pasję tak entuzjastycznie jak William. Jednak Cressida po prostu nie była stworzona do zimnych i ponurych miejsc oraz ludzi, ale nie była także perfekcyjnie skrojona do brylowania na salonach. Tkwiła gdzieś pomiędzy tymi światami, pomiędzy Flintami i Fawleyami. Była zbyt nieśmiała i prostolinijna, by odnaleźć się w świecie intryg. Zbyt niedoskonała, przez co zapewne skazana na to, by zawsze błąkać się na uboczu i spoglądać na te wszystkie piękne, wymuskane salonowe kwiaty ze świadomością, że nigdy im nie dorówna, choćby malowała najpiękniej na świecie, bo ważniejsza od talentów była umiejętność bezbłędnego poruszania się po misternej pajęczynie intryg.
- Możliwe, że pewnego dnia uzdolnieni zielarze odkryją nieznane jeszcze zastosowania roślin, co do których wszyscy byli pewni, że nie robią niczego poza ładnym wyglądem – zgodziła się. Ostatecznie prawie każdą roślinę można było jakoś użyć. Może z tych fruwokwiatów także dało się coś zrobić? Wyglądały naprawdę uroczo. Może po powrocie do dworu powinna spróbować uwiecznić to miejsce tak, jak je zapamiętała. Podobało jej się tutaj, więc syciła oczy kolorami. Kiście kwiatów poruszały się lekko na wietrze, a w powietrzu unosił się lekki zapach.
- Jestem pewna, że nie – zapewniła ją, wiedząc, że ta pasja była dla niej tak ważna, jak dla Cressidy malowanie. Dziewczątko również nie chciało zawieść męża i jego rodziny, którzy dbali o to, by oszlifować jej talent i wydobyć z nieśmiałej szarej myszki blask. – Może za jakiś czas? Póki co anomalie mocno dają się we znaki i trochę boję się czarować, zwłaszcza w pobliżu dzieci. – Może i było to tchórzostwo, ale Cressie wolała myśleć o tym jako o ostrożności i dbaniu o siebie oraz bliskich. Bezpieczniej było poprosić o pomoc w różnych czynnościach skrzaty niż samej łapać za różdżkę. Nie miałaby odwagi próbować kierować różdżki na dzieci i rzucać na nie żadnych zaklęć. – Ale kiedy się uspokoi... Jeśli do tego dojdzie, chętnie przyjdę do ciebie na nauki. – No właśnie, jeśli. Ale gorąco chciała wierzyć, że to minie. Że pewnego dnia zniknie tak, jak się pojawiło, a czarowanie znów stanie się bezpieczne, że nie będzie musiała żyć w strachu o własne dzieci.
- A teraz... Jeśli zechcesz, to możemy się zaraz gdzieś przejść i pooglądać rośliny – zaproponowała po chwili, by oderwać myśli od obaw, które nawiedziły ją przed chwilą, gdy wspomniała o anomaliach. Ostatecznie nie musiały spędzać całego spotkania siedząc w miejscu, mogły wybrać się na zwiedzanie choćby zaraz. Była na to gotowa, bo ogrody oferowały więcej zakamarków niż tylko ten urokliwy tunel obsadzony fruwokwiatami.
- Nie wyobrażam sobie nie urozmaicać swojej rzeczywistości pięknem. Czyż nie po to otaczamy swe posiadłości ogrodami, a ich wnętrza dekorujemy obrazami i zdobionymi meblami, żeby ucieszyć nasze oczy estetycznymi doznaniami? – Cressida nie lubiła ponurości, brak kolorów i ozdób ją przygnębiał, choć zdawała sobie sprawę, że Burke’om daleko było do Fawleyów i innych wymuskanych rodów z salonów, że ich zimne zamczysko zupełnie nie przypominało stosunkowo niedużej, ale ociekającej zdobieniami rezydencji rodu jej męża. Zawsze jawili jej się jako ludzie praktyczni, lakoniczni i konkretni, nie tracący czasu na rojenia. Podejrzewała, że podejście Laetitii bliskie jest poglądom jej ojca, choć było to zaskakujące, biorąc pod uwagę jej wiek i płeć. Gdyby ojciec wydał ją za jakiegoś Burke’a, Yaxleya albo Rowle’a, zapewne Cressidzie bardzo brakowałoby piękna i jasności, ale posłusznie dostosowałaby się do jego woli, nawet gdyby to oznaczało konieczność porzucenia malarstwa, bo pewnie nie każdy mąż zapatrywałby się na jej pasję tak entuzjastycznie jak William. Jednak Cressida po prostu nie była stworzona do zimnych i ponurych miejsc oraz ludzi, ale nie była także perfekcyjnie skrojona do brylowania na salonach. Tkwiła gdzieś pomiędzy tymi światami, pomiędzy Flintami i Fawleyami. Była zbyt nieśmiała i prostolinijna, by odnaleźć się w świecie intryg. Zbyt niedoskonała, przez co zapewne skazana na to, by zawsze błąkać się na uboczu i spoglądać na te wszystkie piękne, wymuskane salonowe kwiaty ze świadomością, że nigdy im nie dorówna, choćby malowała najpiękniej na świecie, bo ważniejsza od talentów była umiejętność bezbłędnego poruszania się po misternej pajęczynie intryg.
- Możliwe, że pewnego dnia uzdolnieni zielarze odkryją nieznane jeszcze zastosowania roślin, co do których wszyscy byli pewni, że nie robią niczego poza ładnym wyglądem – zgodziła się. Ostatecznie prawie każdą roślinę można było jakoś użyć. Może z tych fruwokwiatów także dało się coś zrobić? Wyglądały naprawdę uroczo. Może po powrocie do dworu powinna spróbować uwiecznić to miejsce tak, jak je zapamiętała. Podobało jej się tutaj, więc syciła oczy kolorami. Kiście kwiatów poruszały się lekko na wietrze, a w powietrzu unosił się lekki zapach.
- Jestem pewna, że nie – zapewniła ją, wiedząc, że ta pasja była dla niej tak ważna, jak dla Cressidy malowanie. Dziewczątko również nie chciało zawieść męża i jego rodziny, którzy dbali o to, by oszlifować jej talent i wydobyć z nieśmiałej szarej myszki blask. – Może za jakiś czas? Póki co anomalie mocno dają się we znaki i trochę boję się czarować, zwłaszcza w pobliżu dzieci. – Może i było to tchórzostwo, ale Cressie wolała myśleć o tym jako o ostrożności i dbaniu o siebie oraz bliskich. Bezpieczniej było poprosić o pomoc w różnych czynnościach skrzaty niż samej łapać za różdżkę. Nie miałaby odwagi próbować kierować różdżki na dzieci i rzucać na nie żadnych zaklęć. – Ale kiedy się uspokoi... Jeśli do tego dojdzie, chętnie przyjdę do ciebie na nauki. – No właśnie, jeśli. Ale gorąco chciała wierzyć, że to minie. Że pewnego dnia zniknie tak, jak się pojawiło, a czarowanie znów stanie się bezpieczne, że nie będzie musiała żyć w strachu o własne dzieci.
- A teraz... Jeśli zechcesz, to możemy się zaraz gdzieś przejść i pooglądać rośliny – zaproponowała po chwili, by oderwać myśli od obaw, które nawiedziły ją przed chwilą, gdy wspomniała o anomaliach. Ostatecznie nie musiały spędzać całego spotkania siedząc w miejscu, mogły wybrać się na zwiedzanie choćby zaraz. Była na to gotowa, bo ogrody oferowały więcej zakamarków niż tylko ten urokliwy tunel obsadzony fruwokwiatami.
Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Letycja natomiast, zawsze przekładała praktyczność ponad piękno. Choć jej bystre spojrzenie potrafiło docenić cudowność nasycenia koloru kwiatu, czy misterny wzór jawiący się na jego płatkach, dziewczę zdecydowanie wolało, gdy owy okaz miał coś więcej do zaoferowania, niż powierzchowne piękno. Podobnie było w każdym innym przypadku, ludzie również nie zjednywali jej sobie przyjazną dla oka aparycją, czy miękkością głosu, Letycja wolała to, co znajdowało się w środku. Siłę charakteru, inteligencję czy nieposkromioną żądzę dążenia do własnych celów. Wpisywała się więc idealnie w rodzinne tradycje, uznając salonowe, słodkie słówka czy pochwały względem jej charakterystycznej urody, za nieprzesadnie warte uwagi.
— Piękno każdemu prezentuje się inaczej, droga Cressido — odparła chłodno — Mój wrodzony pragmatyzm nie pozwala mi na zbyt wiele uniesień względem próżnego piękna — dodała, w pełni świadoma, jak bardzo różni się to od opini Pani Fawley. Były zupełnie odmienne w pewnych kwestiach, a w innych w pełni się ze sobą zgadzały. Potrafiły jednak odnaleźć nić porozumienia, co pozwalało na spokojną, przyjemną pogawędkę.
— Mam taką nadzieję, jednak to czas pokaże — kąciki jej ust uniosły się jednak w delikatnym uśmiechu, jakby myślami odbiegła w daleką przyszłość, gdzie zastosowanie roślinnych surowców jest nieograniczone. Uśmiech na spowitych karminową czerwienią ustach poszerzył się nieznacznie, gdy Cressida w tak miły sposób zapewniła ją, że i ona wierzy w jej umiejętności. Mimo, że panienka Burke świadoma była swych talentów, zawsze miło było usłyszeć kojące podobnie słowa. Skinęła głową na propozycję rudowłosej, doskonale rozumiejąc jej obawy. Ona również nie porwałaby się na podobny trening przy panujących obecnie anomaliach. Było to zdecydowanie zbyt niebezpieczne i nawet niespecjalnie płochliwa Letycja potrafiła dostrzec powagę sytuacji.
— Bardzo chętnie! — Entuzjastycznie przystała na jej prośbę, nieśpiesznie podnosząc się z ławeczki. Poprawiła poły sukni, dłonią wygładzając kilka zagnieceń, które powstały podczas siedzenia. Chwilę później ruszyły z Cressidą drogą, którą Letycja dotarła na miejsce spotkania. Dziewczę wręcz nie mogło się doczekać reakcji towarzyszki na soczystą czerwień bukietnicy Arnolda. Na tym, rzecz jasna, nie zakończyła się ich wycieczka. Obie wędrowały nieśpiesznie, chłonąc spojrzeniem roślinne piękno i wymieniając się spostrzeżeniami na temat konkretnych gatunków. Kilka dobrych kwadransów minęło, nim postanowiły się rozstać, obiecując sobie kolejne spotkanie w równie pięknym co ogród Marjoribanksa miejscu.
zt
Laetitia Burke
Zawód : aspirująca magiuzdrowicielka od chorób genetycznych
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Fear not old prophecies. We defy them. We make our own heaven and our own hell.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
W niektórych rodach niełatwo było być artystyczną duszą. W innych z kolei, jak w rodzie jej męża, artyzm był mile widziany. To, co raziło jej ojca, przez jej męża było witane z radością, ale nawet to nie było w stanie sprawić, by Cressida poczuła się pełnowartościowa. Prawdopodobnie nigdy nie miała stać się jak niektóre damy, zadufane w sobie i rozkapryszone. Cressie zawsze pozostanie już skromnym i nieśmiałym dzieckiem lasu naznaczonym kompleksami wobec lepszego, doskonalszego starszego rodzeństwa. Mimo tej różnicy w postrzeganiu piękna miała więc coś wspólnego z Laetitią, która również nie była typem salonowej lwicy.
Trudno byłoby również powiedzieć, aby Cressida była osobą o silnym charakterze czy nieposkromionej żądzy dążenia do własnych celów. Była nieśmiałą szarą myszką o duszy artysty, wierną rodowym zasadom w których wyrosła, ale jednocześnie posiadającą własne pasje. Nie była też przesadnie piękna, choć swoją aparycją wyróżniała się nie tylko wśród Flintów czy Fawleyów, ale i w ogóle na salonach. Była wybrykiem natury, rudą i piegowatą szlachcianką, które to cechy odziedziczyła po babce z Prewettów. Cechy te przeskoczyły pokolenie jej matki oraz jej rodzeństwo, by ujawnić się dopiero w Cressidzie. Nie przejęła jednak po rodzie babki poglądów, pozostając szlachcianką oddaną tradycjom Flintów i do sprawy mugolskiej podchodzącą z rezerwą i dystansem, woląc nie angażować się w nic niestosownego i biernie płynąć z prądem w ślad za bliskimi. Polityka nie była dla niej, zresztą ani Flintowie, ani Fawleyowie niespecjalnie się nią interesowali i trzymali się z boku tego wszystkiego.
Była jednak osóbką na tyle tolerancyjną, że nie gniewała się na Laetitię o inne podejście, a po prostu akceptowała te różnice. W końcu gdyby wszyscy myśleli dokładnie tak samo, świat byłby nudny, a wychowanie w różnych rodach także wpływało na różnice między młodymi dziewczętami. Pokiwała więc głową, przyjmując do wiadomości jej zdanie i nie negując go w żaden sposób. Szanowała Laetitię za to, że pozostawała wierna zasadom swej rodziny. Cressie nawet po ślubie wierna była swojej, a mąż to szanował. Ojciec mógł kochać ją najmniej, ale to nie zmieniało faktu, że dziewczątko pragnęło przynieść mu dumę i być dobrą córką. Chciała także przynieść dumę mężowi, rodząc mu dzieci i starając się dobrze sprawować u jego boku.
- Chodźmy więc. Czeka na nas wiele ciekawych roślin – powiedziała, kiedy Laetitia zgodziła się na jej propozycję. Wstały z ławeczki i ruszyły w stronę innych atrakcji ogrodu magibotanicznego, zapoznając się z roślinami, także z tymi których jeszcze nie miała okazji widzieć. Z uwagą obejrzała bukietnicę Arnolda, a także inne osobliwości, wymieniając się uwagami i spostrzeżeniami na temat tutejszej niezwykłej flory, a Cressie spędziła w jej towarzystwie całkiem miły i obfitujący w nowe informacje na temat zielarstwa czas.
| zt.
Trudno byłoby również powiedzieć, aby Cressida była osobą o silnym charakterze czy nieposkromionej żądzy dążenia do własnych celów. Była nieśmiałą szarą myszką o duszy artysty, wierną rodowym zasadom w których wyrosła, ale jednocześnie posiadającą własne pasje. Nie była też przesadnie piękna, choć swoją aparycją wyróżniała się nie tylko wśród Flintów czy Fawleyów, ale i w ogóle na salonach. Była wybrykiem natury, rudą i piegowatą szlachcianką, które to cechy odziedziczyła po babce z Prewettów. Cechy te przeskoczyły pokolenie jej matki oraz jej rodzeństwo, by ujawnić się dopiero w Cressidzie. Nie przejęła jednak po rodzie babki poglądów, pozostając szlachcianką oddaną tradycjom Flintów i do sprawy mugolskiej podchodzącą z rezerwą i dystansem, woląc nie angażować się w nic niestosownego i biernie płynąć z prądem w ślad za bliskimi. Polityka nie była dla niej, zresztą ani Flintowie, ani Fawleyowie niespecjalnie się nią interesowali i trzymali się z boku tego wszystkiego.
Była jednak osóbką na tyle tolerancyjną, że nie gniewała się na Laetitię o inne podejście, a po prostu akceptowała te różnice. W końcu gdyby wszyscy myśleli dokładnie tak samo, świat byłby nudny, a wychowanie w różnych rodach także wpływało na różnice między młodymi dziewczętami. Pokiwała więc głową, przyjmując do wiadomości jej zdanie i nie negując go w żaden sposób. Szanowała Laetitię za to, że pozostawała wierna zasadom swej rodziny. Cressie nawet po ślubie wierna była swojej, a mąż to szanował. Ojciec mógł kochać ją najmniej, ale to nie zmieniało faktu, że dziewczątko pragnęło przynieść mu dumę i być dobrą córką. Chciała także przynieść dumę mężowi, rodząc mu dzieci i starając się dobrze sprawować u jego boku.
- Chodźmy więc. Czeka na nas wiele ciekawych roślin – powiedziała, kiedy Laetitia zgodziła się na jej propozycję. Wstały z ławeczki i ruszyły w stronę innych atrakcji ogrodu magibotanicznego, zapoznając się z roślinami, także z tymi których jeszcze nie miała okazji widzieć. Z uwagą obejrzała bukietnicę Arnolda, a także inne osobliwości, wymieniając się uwagami i spostrzeżeniami na temat tutejszej niezwykłej flory, a Cressie spędziła w jej towarzystwie całkiem miły i obfitujący w nowe informacje na temat zielarstwa czas.
| zt.
Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Strona 2 z 2 • 1, 2
Tunel Fruwokwiatów
Szybka odpowiedź