Dynia na parę
Wewnątrz restauracji można dostać właściwie wszystko, co można zrobić z dynią: od ponczu, poprzez ciasto i smakołyki, na zupach i wykwintnych daniach skończywszy. Dania z dyni cieszą się niesłabnącą popularnością wśród czarodziejów, a co ważne - oprócz restauracji w Świecie Dyni znajduje się również sklep, w którym można zakupić dla siebie nie tylko słodycze oraz konfitury, ale nawet ozdoby wykonane z tego wyjątkowego dla czarodziejów owocu.
Szczególnie tłoczno jest tutaj w okolicach Nocy Duchów, ale dyniowe smakołyki smakują równie dobrze przez cały rok.
Wnętrze utrzymane jest w schludnej estetyce przydrożnej gospody, a choć ceny nie należą do najniższych, ruch nie słabnie już od niemal stu lat istnienia tego miejsca.
Miejsce to nawiedziły anomalie, które niedawno przetoczyły się przez cały kraj. Przed Nocą Duchów 1956 r., po ustabilizowaniu tego miejsca, nadano mu nowe życie i nową nazwę. "Dynia na parę" została wybrana przez zwycięzców konkursu na dyniowy lampion, Josepha Wrighta i Florence Fortescue. Od tamtej pory też rolę kelnera pełni Chłopiec, Który Był Kiedyś Strachem Na Wróble imieniem Heath - został ożywiony przez dziecięcą magię anomalii.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:52, w całości zmieniany 3 razy
- To nic, tylko kilka kropli krwi – zbagatelizowała sprawę, słysząc pytanie Maxine – Głupie anomalie muszą pojawiać się nawet w najlepszych momentach – oczywiście, ze chciała obrócić wszystko szybko w żart i skupić się już tylko i wyłącznie na opuszczeniu Świata Dyni.
Cieszyła się z udanego zaklęcia, ale mimo wszystko obiecała sobie, że jeśli usłyszy gdzieś o jakiejś anomalii do opanowania, natychmiast zewrze szyki z kimś obeznanym i ruszy na miejsce, by powstrzymać kapryśną magię. Zbyt długo już czarodziejski świat pozostawał w niebezpieczeństwie.
Na razie jednak priorytetem pozostawało znalezienie się na zewnątrz, zanim Desmond zostanie rozpoznana; Diggory nie łudziła się, by ktokolwiek mógł kojarzyć ją samą.
- Świeżego powietrza nigdy za wiele – odpowiedziała dziarsko, ruszając razem z przyjaciółką – Gdy sezon się już skończy, koniecznie musimy dowiedzieć się, czy ktoś nie organizuje jakiegoś towarzyskiego meczu, albo po prostu same zabierzemy się za jego organizację. Granie na nosie znajomym i bronienie ich strzałów to coś, czego mi teraz potrzeba.
Przelotnie spojrzała na grube warstwy śniegu, zalegające na dyniach znajdujących się przed lokalem; nadały jej one weny do ulepienia z Amosem kolejnego bałwana przed domem. Ucieszona z poruszonego przez przyjaciółkę tematu z ochotą opowiedziała jej o przygodach swojego syna, dopytując później o losy Maxine i jej siostry. Spacerując, dotarły wreszcie do miejsca, w którym powinny się rozdzielić i swobodnie teleportować w swoją stronę, i to właśnie uczyniły po dłuższej chwili rozmowy przepełnionej żartami i planowaniem następnego spotkania.
zt x 2
Tu także w wyniku rozładowania magii zapanował istny chaos - moc magiczna była niestabilna, niebezpieczna. Choć za dnia Ministerstwo nie dopuszczało nikogo w pobliże okolic, w których magia szalała najbardziej, ministerialne próby zaprowadzania porządku kończyły się klęską. Nie minęło parę dni, gdy czarodzieje zaczęli zastanawiać się, czy aby na pewno Ministerstwo chce, aby magia została doprowadzona do porządku - postanowili więc wziąć to w swoje ręce.
Odkąd Ministerstwo Magii oznaczyło to miejsce jako niebezpieczne, pojawienie się w nim mogło grozić aresztowaniem przez Oddział Kontroli Magicznej. Do czasu uspokojenia się magii nie można rozgrywać tu wątków innych niż te polegające na jej naprawie.
Odkąd magia znalazła się poza wszelaką kontrolą, wiele przyjaznych i spokojnych dotąd miejsc pochłonęły trudne do pokonania, wyjątkowo uciążliwe anomalie. W Świecie Dyni nikt nie spodziewałby się poważnych zaburzeń. Jednak chroniona do tej pory zaklęciami gospoda szybko zmieniła się nie do poznania; otaczające ją zapasy pękatych dyni stały się niebezpiecznymi ładunkami wybuchowymi, które wystrzeliwały w pojawiających się na horyzoncie czarodziejów i uderzały w nich z ogromną siłą lub wybuchały tuż przed nosem, rozbryzgując miąsz i pestki we wszystkie strony. Nim Ministerstwo zdecydowało się zupełnie zamknąć i zabezpieczyć to miejsce przed czarodziejami dla ich własnego bezpieczeństwa, kilka osób trafiło z ciężkimi obrażeniami i stłuczeniami do szpitala św. Munga. Pracownicy Ministerstwa jednak rozkładali ręce przed dyniowym królestwem.
Wejście do bezpiecznej gospody i próba naprawienia magii wymaga przejścia między dyniowymi zapasami. Ułożone na kupie warzywa wznosiły się jednak w powietrze, gdy tylko ktoś pojawiał się w odległości kilku jardów.
Wymaganie: Poprawnie rzucone zaklęcie Confringo przez przynajmniej jednego czarodzieja na lecące w ich stronę dynie.
Niepowodzenie poskutkuje utratą 40 punktów żywotności w wyniku silnego dyniowego ataku.
Przed rozpoczęciem kolejnego etapu należy odczekać co najmniej 24h. W tym czasie do lokacji może przybyć kolejna (wyłącznie jedna) grupa chcąca ją przejąć, by naprawić magię na sposób inny, niż miała być naprawiona dotychczas.
Walka odbywa się zgodnie z forumową mechaniką oraz z arbitrażem mistrza gry do momentu, w którym któraś z grup zdecyduje się na ucieczkę bądź nie będzie w stanie prowadzić dalszej walki.
Wymaganie: ST ujarzmienia magii jest równe 140, a sposób obliczania otrzymanego wyniku zależny jest od wybranej metody naprawiania magii.
Uwaga - jeżeli postać posiada zerowy poziom biegłości organizacji, mnoży statystykę nie razy ½, a razy 1. Postać posiadająca pierwszy poziom biegłości mnoży razy 1½.
W metodzie neutralnej każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+Z; wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Rycerzy Walpurgii każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(CM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Zakonu Feniksa każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(OPCM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
Naprawianie magii sprawiło, że w powietrzu czuło się dziwne napięcie i drgania. Do uszu czarodziejów doszły dziwne piski, trzaski i buczenie. Dźwięki robiły się ogłuszające. Źródłem problemu okazały się pełne czegoś garnki, które pod wpływem anomalii powróciły do swoich funkcji. Dziesięć sporej wielkości pojemników skakało po blacie, spod ciasno przylegających pokrywek wydostawała się ze świstem para. Ciasto podobna masa, która w nich pęczniała i wraz z parą wylewała się ze środka, mogła rozerwać naczynia w każdej chwili. Choć czarodzieje znali zaklęcia, które mogły ich ocalić przed wybuchem, Świat Dyni z pewnością zostałby zniszczony.
Wymaganie: Znalezienie sposobu, który uspokoiłby niepohamowanie rosnące ciasto wymaga umiejętności gotowania, szczególnie ważną rolę w zwiększaniu objętości masy ma temperatura. ST powodzenia wynosi 40.
Porażka w pierwszym rzucie podnosi ST powodzenia o 10. Porażka w drugim rzucie wiąże się z eksplozją magicznego ciasta. Obaj czarodzieje tracą po 140 punktów żywotności, a ich ciała zalewa gęsta, klejąca masa, której z powodu wpływu anomalii nie da się zdjąć samodzielnie. Różdżki są poklejone, próby czarowania mogą się źle skończyć - niewątpliwie ktoś jeszcze będzie musiał w tym pomóc.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Tym razem ich podniebna podróż trwała nieco dłużej, bo kolejne miejsce, które zdecydowali się odwiedzić, znajdowało się już poza granicami miasta, ale Billy nie narzekał; trwający kilkanaście minut lot wśród czystego, nocnego powietrza, pozwolił mu strząsnąć z siebie resztki pajęczego smrodu (częściowo dosłownie) i przygotować do ponownego zmierzenia się z anomalią. Najprawdopodobniej ostatniego dzisiaj; bez względu na to, czy ich próba miała okazać się udana czy nie, nocne godziny coraz mocniej pochylały się w stronę świtu, czas dosłownie umykał im więc przez palce. Gdy lądowali jednak nieopodal prowadzącej do gospody dróżki, nie czuł senności ani zmęczenia; zeskoczył z miotły raczej energicznie, ostrożnie opierając ją o jedno z rosnących rzadko drzewek i czekając, aż dołączy do niego Sophia. – Byłaś tu k-k-kiedyś? – zapytał, zapobiegawczo wyciągając zza pazuchy różdżkę; on sam nie miał nigdy okazji do pojawienia się w słynnym Świecie Dyni – a już na pewno nie, odkąd lokal został oznaczony jako szczególnie niebezpieczny – ale słyszał o nim całkiem sporo, łącznie z trudnymi do uwierzenia historiami o latających w powietrzu warzywach, które przypuszczały bezlitosne ataki z powietrza na niespodziewających się niczego czarodziejów.
Nie był pewien, czy opowieści były przesadzone czy też nie, ale nie miał zamiaru ich ignorować, ruszył więc w kierunku gospody ostrożnie, zachowując maksymalną czujność i nasłuchując nadejścia ewentualnego niebezpieczeństwa. Jak się okazało, nie musiał wcale czekać długo; ledwie minęli załamanie ścieżki, wyczuł poruszenie tuż przed sobą i zauważył unoszące się w półmroku, owalne kształty, które niemal natychmiast pomknęły w ich kierunku. Wyglądały na ciężkie, z każdą sekundą rozpędzając się coraz bardziej, a Billy, który doskonale wiedział, jak boli uderzenie tłuczkiem w środek czaszki, nie miał najmniejszej ochoty pozwolić na to samo przeklętej dyni. – Confringo! – krzyknął, instynktownie kierując różdżkę w stronę pędzącego w ich stronę, pomarańczowego pocisku; nie miał zbyt wiele czasu na skupienie, ale miał nadzieję, że refleks i niedawny trening w urokach wystarczą do pokonania warzywnego przeciwnika.
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
#1 'k100' : 51
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie lubiła tchórzyć, ale czasami po prostu nie było innego wyjścia jak wziąć nogi za pas. Wiedziała, że to jeden z takich momentów; wokół anomalii, z tego co mogła zauważyć, lubiły gnieździć się groźne zwierzęta. Zmutowane jednorożce, wściekłe żmijoptaki, gniazda akromantul, rozszalałe znikacze...
Pająki były okropne, i nawet jeśli dawno wyrosła z dziecięcego strachu przed nimi, wizja bycia kolacją dla akromantul nie brzmiała zachęcająco.
- To była anomalia. Zmieniła moje zaklęcie – mówiła głośno, próbując przekrzyczeć szum powietrza, kiedy już szybowali nad pogrążonym w ciemności Londynem. Wiedziała, że to anomalia, nic innego nie mogłoby sprawić, by dobrze jej znane zaklęcie stało się czymś innym mimo wyraźnie wypowiedzianej inkantacji. – Do trzech razy sztuka – powtórzyła po nim, gotowa spróbować raz jeszcze. Udało im się uciec w porę, nie odnieśli obrażeń. Wciąż była gotowa do kolejnej próby.
Lecieli tym razem nieco dalej, bo musieli dostać się na obrzeża miasta. Ale Sophia nie narzekała, lot pomógł jej ochłonąć i przygotować się w myślach do kolejnej próby. Pewnie czuła się na miotle, więc nie odczuła zmęczenia, kiedy już wylądowali przed Światem Dyni; zdawało jej się, że pamiętała to miejsce z dzieciństwa.
- W dzieciństwie bywałam tu z mamą po dynie na Noc Duchów – odpowiedziała, z pewną nostalgią wspominając tamte czasy. Marlene Carter kupowała wtedy kilka dorodnych dyń do dekoracji domu, a po Nocy Duchów robiła z nich pyszne przetwory i ciasta. Niestety Sophia nie odziedziczyła jej talentów kulinarnych.
Weszli do środka; z pewnością dawno tu nikogo nie było, odkąd w budynku zagnieździła się anomalia, która sprawiła, że miejsce to stało się niebezpieczne. Szła tuż za Billym, i podobnie jak on mogła usłyszeć i dostrzec pędzącą w ich stronę dynię. Uniosła różdżkę, gotując się do rzucenia zaklęcia, ale powiodło się już Billy’emu. Dynia rozbryznęła się w powietrzu, nie uderzając w żadnego z nich; Sophię obryzgały jedynie niegroźne cząstki miąższu.
- Rozejrzę się – rzekła, uważnie obserwując otoczenie, spoglądając także w okna, by sprawdzić, czy nikt się nie zbliża. – Zaraz zaczynamy...
Zacisnęła palce na trzonku różdżki. Czy tym razem im się powiedzie?
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
Pozbywszy się najbardziej oczywistego zagrożenia, rozejrzał się uważnie po wnętrzu lokalu, który bynajmniej wciąż nie przedstawiał sobą zachęcającego widoku; póki co nic więcej ich nie atakowało, ale niestabilna magia (której naturę zaczynał już rozpoznawać) wciąż sprawiała wrażenie tykającej bomby, czekającej na ich najmniejsze potknięcie, żeby eksplodować. Wydawało mu się, że pomieszczenie drżało, a już na pewno robiły to znajdujące się w nim dynie – nawet jeżeli na razie postanowiły porzucić marzenia o lataniu i staniu się żywymi tłuczkami. – N-n-nikogo? – zapytał z nadzieją, widząc, że Sophia wygląda przez okno. Zaczekał na potwierdzenie, zanim odezwał się ponownie. – Chyba m-m-możemy zaczynać – dodał jeszcze, podwijając rękawy szaty i wypuszczając ze świstem powietrze z płuc.
Znał doskonale sposób naprawy anomalii, ale nie oznaczało to, że zadanie należało do łatwych; przykład zaułka pokazał już, że o potknięcie było łatwo, tym razem spróbował więc skupić się bardziej, nie pozwalając sobie na rozproszenia i nie oglądając się na to, co robiła jego towarzyszka; zbliżając się ostrożnie do centrum niestabilnej magii, powtarzał w myślach przekazane im przez Zakon Feniksa formuły, powtarzając ze starannością skomplikowane ruchy różdżką i starając się pozostawać czujnym na ewentualne zmiany w otaczającej ich energii. Charakter anomalii sprawiał, że ich zachowanie niezwykle trudno było przewidzieć; musiał więc opierać się na tym, co na bieżąco podpowiadały mu zmysły.
| metoda Zakonu
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
'k100' : 47
- Podejrzewam, że latające dynie to nie jedyne, co może nas tu czekać, ale mam nadzieję, że tym razem nie będą to gigantyczne pająki – zgodziła się z nim, ocierając policzki i włosy z resztek miąższu. Rozejrzała się po pomieszczeniu niegdyś bardzo przyjaznego lokalu pachnącego dyniami, po czym podeszła do okna, obserwując drogę prowadzącą do budynku. Zanim przystąpią do naprawiania niestabilnej magii, musiała się upewnić, że nie zbliża się nikt, kto mógłby im przeszkodzić. Przez chwilę, oprócz obserwacji, także nasłuchiwała. Dopiero kiedy nie wychwyciła widoków ani dźwięków nie pasujących do normy odprężyła się nieco i zwróciła z powrotem w stronę Billy’ego, a później anomalii.
- Wygląda na to, że nikogo prócz nas tu nie ma – rzekła, uspokajając go. Musiała zaufać swoim aurorskim zmysłom. – Zaczynajmy – dodała więc, unosząc różdżkę i gotując się w myślach do tego, co miała zrobić.
Do trzech razy sztuka, powtarzała sobie, Teraz musi się udać.
Starała się skupić jeszcze bardziej niż w zaułku. Wtedy zabrakło im dosłownie odrobinę, żeby ujarzmić magię. Po tylu próbach walki z nimi potrafiła w pewnym sensie wyczuć tę złą energię, pamiętała też, jak należy ją okiełznać. Parę dni temu u boku Samuela wszystko się udało, dokładnie to pamiętała, więc musiała to teraz powtórzyć, dokonać dokładnie tych samych czynności, w nadziei że magia zacznie się wyciszać i niknąć. Kurczowo zaciskała palce na różdżce, wykonując te same czynności co Billy, pozwalając swojej magii uzupełnić to, co on zaczął.
Tym razem musiało im się udać.
47+20=67/140
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
'k100' : 36
– To zdecydowanie nie jest n-n-nasz dzień – powiedział, z kapitulacją opuszczając różdżkę i odnajdując spojrzeniem Sophię. Nie był zdenerwowany, chociaż i do zupełnego spokoju było mu daleko; czujność ani na moment nie opadła, wiedział doskonale, że poruszona anomalia mogła w każdej chwili obrócić się przeciwko nim, wyrzucając ich z budynku znacznie gwałtowniej, niż by tego chcieli. – Szybko, musimy stąd iść – dodał jeszcze, z pewnością niepotrzebnie – jego towarzyszka doskonale znała sposób działania niestabilnej magii, nie oglądał się więc za siebie, gdy prędkim krokiem ruszył do wyjścia. Odetchnął dopiero, gdy znaleźli się w powietrzu – wciąż nieco ubabrani w pajęczynie i dyniowym soku, ale względnie cali i zdrowi.
Cieszył się, że zdecydował się na zabranie miotły, bo powiew świeżego powietrza z całą pewnością działał na niego bardziej kojąco, niż zrobiłoby to zatęchłe i zatłoczone wnętrze Błędnego Rycerza. Wiedział, że nie było już sensu udawać się do następnego miejsca dotkniętego przez anomalię – nawet najbliższe znajdowało się zbyt daleko, a świt miał nadejść lada moment – ale z jakiegoś powodu nie miał ochoty wracać jeszcze do mieszkania. Kierowany luźną myślą, odbił miotłą lekko w lewo, zbliżając się do mknącej obok Sophii. – Masz ochotę na kufel kremowego p-p-piwa? – rzucił, zerkając na nią z ukosa. Przez wiatr i panujące dookoła ciemności nie był w stanie zobaczyć jej twarzy, ale wytężył słuch, czekając na odpowiedź. Prawdę mówiąc, potrzebował czegoś znacznie mocniejszego niż kremowe piwo – ale od czegoś trzeba było zacząć.
| zt x2, przepraszam, zapomniałam
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
- Deirdre - bardziej zawołała ją niż powitała, widziały się wszak przed momentem, czarownica nie mogła jednak wiedzieć, z którego miejsca nadleci jej przyjaciółka - wron w okolicy nie było mało. Pożywienia miały tutaj aż zanadto, odkąd właściciele lokalu porzucili go ze względu na chaotyczną magię. - To musi być tutaj - stwierdziła rzecz oczywistą, unosząc lekko spojrzenie ku dyniom, które wznosiły się w powietrze - jak zaczarowane baloniki, gotowe w każdej chwili wybuchnąć. Ostrożnie wyjęła różdżkę z połów szerokiej, długiej spódnicy i ujęła ją oburącz, z uwagą przyglądając się wypaczeniom. Zakasała rękawy, oglądając się na przyjaciółkę - nie drgnęła jednak, słyszała to i owo. - Był u mnie człowiek, którego brat próbował obrabować to miejsce. Eksplozja wcisnęła mu nos w mózg - przestrzegła bez emocji, wciąż - nie podchodząc bliżej. Musiały zachować ostrożność. - Pozbądźmy się problemu, zanim się do niego zbliżymy - zaproponowała, unosząc różdżkę na dynie znajdujące się przy dróżce prowadzącej do wnętrza lokalu. - Confringo - wypowiedziała ostrożnie, przywołując odpowiednią inkantację.
prządką
#1 'k100' : 46
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Towarzystwo miała więcej niż doborowe. Długo nie wahała się nad odpowiedzeniem na prośbę Cassandry, w jej podkreślonych węgielkiem oczach widziała determinację. Podejrzewała, że wynika ona raczej z chęci ochronienia dziecka i zapewnienia mu bezpieczeństwa, na jakie nie mogła liczyć wśród pęczniejących anomalii, ale cel ten był zbieżny z rozkazami Czarnego Pana. Nie wątpiła w oddanie Vablatsky, jej bystry umysł był jednym z najcenniejszych, stała się ważną częścią jednostki badawczej - ale nie chciała narażać jej na bezpośrednie starcie z niespokojnymi silami. Wierzyła, że potrafiłaby ją obronić, lecz nie miała pewności, co sprawiło, że potrzebowała chwili milczenia na zaplanowanie działań. W razie czego Cass posiadała cenną możliwość ucieczki, powinny sobie poradzić w wypadku niepowodzenia, co nie oznaczało, że gdy już zmaterializowała się z czarnej mgły wprost na pole przerośniętych dyni, odczuwała zrelaksowanie. Pozostała czujna, z peleryną osłaniającą ciało i twarz, z palcami zaciśniętymi pewnie na różdżce. Zbliżyła się do przyjaciółki, rozglądając się dookoła. Miała rację, znajdowały się na miejscu, które wbrew groteskowym pozorom, zagrażało życiu przebywających tu osób. - Nie brzmi to zachęcająco - skomentowała krótko; śmierć z powodu dyni. Jeśli miała zginąć, nie w ten sposób i z pewnością nie teraz. Miała jeszcze wiele do zrobienia, by świat stał się czysty i sprawiedliwy. Naprawa anomalii była drobnym krokiem ku spełnieniu tego marzenia - a raczej planu - skupiała się więc na tym, by najpierw oczyścić drogę ku wejściu do budynku. - Confringo - powtórzyła tuż za Cassandrą, unosząc różdżkę w stronę pomarańczowego zagrożenia.
seven deadly sins
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
#1 'k100' : 32
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Dwukrotnie już podjął próbę zwalczenia szalejących anomalii. Nie udało się - to jednak nie oznaczało, że zamierzał się poddać. Wierzył, że w końcu dadzą radę - nie tylko on, a właśnie oni, Zakon Feniksa. Wierzył w tę organizację, w jej członków, w ludzi jakimi się w niej otaczał. Nie chodziło tu nawet o szczególną, czy bliską więź - choć w Zakonie miał kilku najbliższych przyjaciół - ale właśnie o poczucie wspólnego celu, wspólnej misji.
Rozmawianie o tym, że coś trzeba zrobić nie miało właściwie żadnego celu. Wszyscy o tym wiedzieli, byłoby to mówieniem rzeczy osobistych i nawet Bertie - choć był naturalną gadułą - wolał przybierać inne tematy. Jak na przykład co zrobić, kiedy to robić, gdzie iść. Świat Dyni to tylko jedno z wielu miejsc, jakie obecnie stanowią zagrożenie.
Spotkali się z Floreanem po pracy. Bott był ostatnimi czasy zmęczony - praca nad wprowadzeniem Fasolek Wszystkich Smaków nie była lekka, a nie mogła zająć czasu innych jego zajęć jak działanie dla Zakonu, czy regularna praca. Nie było to jednak zmęczenie na tyle znaczące, by mogło na niego wpłynąć - Bott jako człowiek bardzo energiczny często był w stanie robić więcej niż inni.
Tak czy inaczej spotkali się po pracy na Pokątnej, odeszli trochę od centrum, by wsiąść w końcu na miotły i ruszyć na obrzeża. Wylądowali w okolicy. Bertie odłożył miotłę, oparł ją o jedno z drzew przy których się zatrzymali, trochę dalej od drogi, po czym ruszył w kierunku budynku. Dość szybko jednak zrozumiał, iż nie będzie to proste, pogłoski o tym miejscu to nie tylko pogłoski, gdy tylko się zbliżyli, dynie w jednej chwili zaczęły się unosić.
- Masz ochotę na pudding z dyni?
Spytał, choć wcale nie było mu do śmiechu, dynia jest ciężkim i twardym warzywem, żaden z nich nie miał ochoty nimi oberwać. Zaraz gdy dynie ruszyły w ich stronę, uniósł różdżkę w nadziei iż przy pomocy zaklęcia uda mu się ochronić siebie, a może nawet ich obu przed atakiem - i będą mogli dotrzeć do centrum szalejącej anomalii.
- Confringo.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.