Sypialnia Clementine
AutorWiadomość
Sypialnia Clementine
Najmniej ekstrawagancko urządone pomieszczenie w całym domu. Jest to dość mały pokoik wyposazony w kilka mniejszych i większych latek, w których Clementine trzyma najbardziej chorowite ptaki, wymagające bieżącej koniecznej pielęgnacji i doglądania ich. Zwykle jednak klatki stoją puste. Pokoik jest dość ciemny, jako, ze dziewczyna nie wymaga dużo światła. Pomieszczenie to posiada obudowany szkłem taras z wlotem u sufitu, otwieranym przez zewnętrzny nacisk. To stamtąd zwykle wlatuje Hanok. Samo pomieszczenie jest raczej niewielkie, ale mimo to dość przestronne, z wyjątkiem okolic łóżka, wokół, którego znajdują się wszystkie niezbędne meble. Pozostała część sypialni specjalnie dla Clementine pozostaje jak najbardziej drożna do łatwego przejścia, zwłaszcza na drodze na taras.
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Clementine długo przygotowuje się do przybycia Bertiego Botta. Prosi ojca, żeby nie był wobec niego podejrzliwy, tylko dlatego, ze poznał go w niesprzyjających dla mężczyzny warunkach. Żeby nie narażać swojego nowego znajomego na sarkastyczne docinki pana Baudelaire, aranżuje przybycie i powitanie swojego gościa w swoim pokoju. Wiele jej brakuje w wychowaniu do prawdziwej, szlachecko urodzonej damy, dlatego w pierwszym momencie nie myśli o tym, jak to wygląda. Zdaje sobie z tego sprawę dopiero, kiedy siada na swoim łóżku w pokoju, żeby odetchnąć. Stresuje ją przybycie mężczyzny. Dawno nie witała nikogo w swoim domu, a tym bardziej nie zapraszała nikogo do swojej sypialni. Słyszy już jednak donośny, magiczny dzwonek do drzwi. Kazała wcześniej Sissi – skrzatce w posiadłości Baudelaire’ów – przyprowadzić mężczyznę na górę. Jest już za późno żeby się wycofać. Wstaje z łóżka, żeby przygładzić pościel. Staje przy klatce, do której wolno wlatuje czasami Hanok - jej przyjaciel, sokół. Teraz go nie ma. Dziękuje za to losowi. Prawdopodobnie strofowałby ją za przyjęcie w tym pokoiku mężczyzny. Jego miejsce zastępuje sówka, jaką podprowadziła z tutejszej ptaszarni. Emmie dba o nią najlepiej jak potrafi, bo obiecała mu pokazać prawdziwy, zdrowy okaz. Sówka czuje się w jej pokoju bezpieczna. Dobrze karmiona, zabawiana rozmową. Ciężko będzie się Clem z nią rozstawać, ale wie, że oddaje ją w dobre ręce.
Zastawa do herbaty leży na szafce nocnej. Clementine otwiera okno, chociaż jest sam środek zimy, ale z tego wszystkiego robi jej się gorąco. Wydaje jej się, że ma jeszcze dużo czasu, ale już teraz słyszy dźwięk uginających się pod czyimiś stopami schodów.
Odwraca się w kierunku drzwi dokładnie w momencie, w którym te się otwierają ze skrzypnięciem. Dla ironii, dokładnie w tej chwili wiatr podrywa się do życia. Wdziera się do niewielkiego pomieszczenia, wzbijając firany i materiał Klementynkowej sukienki. Dziewczyna wydaje z siebie zdumiony okrzyk, przygładzając materiał sukni. Wiatr tarmosi jej włosy i złośliwie smaga jej twarz, ostrą w tak gwałtownym zafalowaniu, krawędzią materiału osłaniającego duże okiennice w jej pokoju.
Dopiero po chwili wiatr ustaje. Clementine słyszy, jak zabiera ze sobą część rzeczy, które leżą na półkach. Na ziemię spada kałamarz pełen atramentu. Samopiszące Pióro wzbija się w powietrze i dźga policzek panienki Baudelaire pojedyńczą smugą, pozostawiając na jej porcelanowej cerze pociągłego kleksa. W tym samym momencie pergamin uderza Bertiego Botta w twarz, a na jego ustach rozmazuje się tusz, dając mu się posmakować. Być może jest to dzień, w którym Bertie Bott, jeszcze nieświadomie skryje w swojej głowie pomysł o wynalezieniu Fasolek Wszystkich Smaków i żadne z nich – ani on sam, ani Clementine o tym nie wie!
— Och, przepraszam, wszystko w porządku?
Clementine opuszcza swoją bezpieczną strefę, podchodząc bliżej do mężczyzny. Okiennice, chociaż przez chwilę nie robiły rabanu, teraz zaczynają się wierzgać, jak szalony koń, uderzając o ścianę i siebie nawzajem. Odgłos wydają taki, jakby zaraz szkło miało się potłuc. Dobrze, że Clementine nie stoi już w zasięgu ramion okien.
" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections |
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Seria nieprzewidzianych zdarzeń.
Trzy słowa, którymi Bott opisuje dzień w którym poznał Clem, jeśli z jakichś przyczyn o nim myśli, lub mówi. Bo tak było. Z drugiej strony czy całe jego życie nie jest po trosze taką właśnie serią? Nie ma sensu chyba głębiej nad tym filozofować, jednak przechodzenie od jakiegoś wypadku do głupiego pomysłu przez jego niesamowite szczęście chyba można ogólnie objąć tym właśnie mianem.
Mało kiedy zdarzało mu się być w takim domu. Właściwie prawie wcale. Był wielki, bogato zdobiony. Rodzinny dom Botta zmieściłby się chyba w samym salonie gdyby wszystkie pokoje ułożyć obok siebie - a Bertie nigdy nie odbierał go jako mały!. Jego rudera jak już przywykł wesoło nazywać miejsce do którego teraz się wyniósł pewnie robiłaby tu za składzik na miotły powierzchnią nadającą się do użytku.
Bertie rozglądał się dookoła idąc do znanego już domu, kiedy drzwi otworzyła mu skrzatka. Widział ją już kilka razy, ale te istoty zawsze go zachwycały. Ich budowa, śmieszne uszy, pozorna pokraczność, niski wzrost, dziwaczne uszy - były po prostu niesamowite! A jednocześnie mimo całej tej niepozorności kryły w sobie potężną magię.
Lubiłdręczyć te istoty głupimi pytaniami interesować się nimi, dopytywać. Jeśli widział, że są trzymane w dobrych warunkach. Minie jeszcze wiele lat, zanim Hermiona i Zgredek zaczną mówić o uwolnieniu skrzatów domowych, jednak bunt przeciw złemu traktowaniu jakiejkolwiek istoty jest dla wielu osób po prostu naturalny. Jak i naturalny jest fakt, że skrzaty domowe służą ludziom. Patrzył jeszcze właśnie na stworka, kiedy drzwi zostały otwarte, a przeciąg przebiegł przez pokój jak małe tornado, zdzielając go przy tym jakąś kartką w twarz. Skrzywił się na gorzki smak i odrzucając pergamin podszedł zaraz do okna, by złapać uderzające żywo o ścianę elementy i szybko je zamknąć.
- Nie powiem, tornadem jeszcze nikt mnie nie witał. - powiedział w końcu, odwracając się do dziewczyny z ciepłym i wesołym uśmiechem, który odbił się przyjemnym tonem w jego wypowiedzi.
- Do twarzy ci w niebieskim. - dodał, dopiero teraz dostrzegając kolor atramentu na policzku dziewczyny. I proszę się go nie czepiać, Bertie nigdy nie pasjonował się wyszukiwaniem subtelnych niuansów między kolorem pistacjowym, czy miętowym! Oba są na pewno przepyszne.
Trzy słowa, którymi Bott opisuje dzień w którym poznał Clem, jeśli z jakichś przyczyn o nim myśli, lub mówi. Bo tak było. Z drugiej strony czy całe jego życie nie jest po trosze taką właśnie serią? Nie ma sensu chyba głębiej nad tym filozofować, jednak przechodzenie od jakiegoś wypadku do głupiego pomysłu przez jego niesamowite szczęście chyba można ogólnie objąć tym właśnie mianem.
Mało kiedy zdarzało mu się być w takim domu. Właściwie prawie wcale. Był wielki, bogato zdobiony. Rodzinny dom Botta zmieściłby się chyba w samym salonie gdyby wszystkie pokoje ułożyć obok siebie - a Bertie nigdy nie odbierał go jako mały!. Jego rudera jak już przywykł wesoło nazywać miejsce do którego teraz się wyniósł pewnie robiłaby tu za składzik na miotły powierzchnią nadającą się do użytku.
Bertie rozglądał się dookoła idąc do znanego już domu, kiedy drzwi otworzyła mu skrzatka. Widział ją już kilka razy, ale te istoty zawsze go zachwycały. Ich budowa, śmieszne uszy, pozorna pokraczność, niski wzrost, dziwaczne uszy - były po prostu niesamowite! A jednocześnie mimo całej tej niepozorności kryły w sobie potężną magię.
Lubił
- Nie powiem, tornadem jeszcze nikt mnie nie witał. - powiedział w końcu, odwracając się do dziewczyny z ciepłym i wesołym uśmiechem, który odbił się przyjemnym tonem w jego wypowiedzi.
- Do twarzy ci w niebieskim. - dodał, dopiero teraz dostrzegając kolor atramentu na policzku dziewczyny. I proszę się go nie czepiać, Bertie nigdy nie pasjonował się wyszukiwaniem subtelnych niuansów między kolorem pistacjowym, czy miętowym! Oba są na pewno przepyszne.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Clementine usuwasię chłopakowi z drogi, kiedy podchodzi do okna próbując opanować sytuację. Prawdziwy dżentelmen. Z takimi panienka Baudelaire nie ma często do czynienia. W ogóle nie miała dotychczas często do czynienia z wieloma ludźmi. Powoli zaczyna jednak uważać, że może jej założenie, że do nich nie pasuje, było błędne. Ciepły głos mężczyzny dociera gorącą falą do jej piersi, rozgrzewa jej myśli i związuje język w jej krótkim milczeniu. Nie do końca wie, jak powinna się przywitać. „Dobrze Cię widzieć” to bardzo ładne sformułowanie, zawsze je lubiła, ale w jej ustach brzmiałoby ono bardzo cyniczne. Clementine nie potrafi być cyniczna. Dlatego milczy chwilę. Drga lekko na komplement z ust Botta. Dawno nikt nie komplementował jej wyglądu. Mówili jej, że jest urocza, kiedy była mała, ojciec często nazywał ją piękną, ale w jego ustach brzmiało to troszeczkę inaczej. Dlatego Clementine czuje się odrobinkę tylko skrępowana, ale jest to pewien stopień onieśmielenia, który sprawia, że lubi tego cudacznego mężczyznę jeszcze bardziej.
— Dziękuję. Ojciec mi mówił, że jest biała — stwierdza, unosząc materiał swojej sukni, bo wydaje jej się, że właśnie o sukni Bertie mówi. Opuszcza ją, dodając — Nie wiem, któremu z was powinnam wierzyć na słowo.
Chciałaby obydwu, ale chociaż nie ma śmiałości przyznać tego głośno, musi przyznać, ze któryś z nich może nie mieć racji.
— Przepraszam… za to okno — dodaje po chwili, po tym, jak przyswoiła komplement, zwracając uwagę na rzeczy, które wcześniej umknęły jej uwadze — Nic Ci się nie stało? — kontrolnie wyciąga dłoń w jego kierunku, a opuszki palców lekko uderzają o jego pierś, kiedy dziewczyna staje bliżej, zadzierając lekko podbródek, żeby móc unieść niewidomy wzrok w górę. Sprawdza, czy mężczyzna ma spokojny oddech, niewzburzony jakimikolwiek okolicznościami. Chwilę temu było zbyt głośno, żeby mogła w tych warunkach jednoznacznie stwierdzić, czy okno nie wyrządziło mu żadnej krzywdy. Gdyby powstrzymywał się przed zdradzeniem jakiegokolwiek bólu, pewnie zauważyłaby jakąś nieprawidłowość w tonie. Zaciskanie zębów, nierówny oddech, albo szybsze bicie serca, ale wszystko wydaje się w porządku, więc Clementine oddycha z ulgą.
— Cieszę się, że nic Ci nie jest — przyznaje głośno, bo nie zna wszystkich szlacheckich obyczajów. Nie zawsze wie, co wypada, a czego nie wypada mówić, więc zwykle dzieli się tym, co podpowiada jej serce. Opiera się w dalszym ciągu lekko dłonią na jego piersi. Rytm zdrowo bijącego serca uspokaja ją. Sprawia, że jej zwykle zmącony oddech, teraz jest stabilniejszy, silniejszy.
— Dobrze, że jesteś, Bertie — w końcu znalazła słowa zastępcze dla formuły: „cieszę się, ze Cie widzę” — Opowiesz mi czy przeżyłeś ostatnio jakąś przygodę?
Chociaż jej oczy są ślepe, a wzrok nie widzi niczego, on może odczytać w jej spojrzeniu wielką nadzieję na bajkowe, magiczne historie, jakie pamiętała, ze opowiadał jej kiedy pierwszy raz się spotkali. Zapomniała już o omdleniu i serii niefortunnych zdarzeń. Zapamiętała ten wieczór, jako miły spacer do domu, w towarzystwie człowieka, który tak barwnie opowiadał o świecie, że chciałaby go słuchać dniami i nocami, jeśli tylko mógłby się z nią podzielić tymi historiami. Nawet jeśli jest to opis zwykłego dnia codziennego. Dla niej wszystko brzmiało obco, intrygująco. Było jeszcze tak wiele rzeczy, którymi można ją było zaskoczyć.
— Dziękuję. Ojciec mi mówił, że jest biała — stwierdza, unosząc materiał swojej sukni, bo wydaje jej się, że właśnie o sukni Bertie mówi. Opuszcza ją, dodając — Nie wiem, któremu z was powinnam wierzyć na słowo.
Chciałaby obydwu, ale chociaż nie ma śmiałości przyznać tego głośno, musi przyznać, ze któryś z nich może nie mieć racji.
— Przepraszam… za to okno — dodaje po chwili, po tym, jak przyswoiła komplement, zwracając uwagę na rzeczy, które wcześniej umknęły jej uwadze — Nic Ci się nie stało? — kontrolnie wyciąga dłoń w jego kierunku, a opuszki palców lekko uderzają o jego pierś, kiedy dziewczyna staje bliżej, zadzierając lekko podbródek, żeby móc unieść niewidomy wzrok w górę. Sprawdza, czy mężczyzna ma spokojny oddech, niewzburzony jakimikolwiek okolicznościami. Chwilę temu było zbyt głośno, żeby mogła w tych warunkach jednoznacznie stwierdzić, czy okno nie wyrządziło mu żadnej krzywdy. Gdyby powstrzymywał się przed zdradzeniem jakiegokolwiek bólu, pewnie zauważyłaby jakąś nieprawidłowość w tonie. Zaciskanie zębów, nierówny oddech, albo szybsze bicie serca, ale wszystko wydaje się w porządku, więc Clementine oddycha z ulgą.
— Cieszę się, że nic Ci nie jest — przyznaje głośno, bo nie zna wszystkich szlacheckich obyczajów. Nie zawsze wie, co wypada, a czego nie wypada mówić, więc zwykle dzieli się tym, co podpowiada jej serce. Opiera się w dalszym ciągu lekko dłonią na jego piersi. Rytm zdrowo bijącego serca uspokaja ją. Sprawia, że jej zwykle zmącony oddech, teraz jest stabilniejszy, silniejszy.
— Dobrze, że jesteś, Bertie — w końcu znalazła słowa zastępcze dla formuły: „cieszę się, ze Cie widzę” — Opowiesz mi czy przeżyłeś ostatnio jakąś przygodę?
Chociaż jej oczy są ślepe, a wzrok nie widzi niczego, on może odczytać w jej spojrzeniu wielką nadzieję na bajkowe, magiczne historie, jakie pamiętała, ze opowiadał jej kiedy pierwszy raz się spotkali. Zapomniała już o omdleniu i serii niefortunnych zdarzeń. Zapamiętała ten wieczór, jako miły spacer do domu, w towarzystwie człowieka, który tak barwnie opowiadał o świecie, że chciałaby go słuchać dniami i nocami, jeśli tylko mógłby się z nią podzielić tymi historiami. Nawet jeśli jest to opis zwykłego dnia codziennego. Dla niej wszystko brzmiało obco, intrygująco. Było jeszcze tak wiele rzeczy, którymi można ją było zaskoczyć.
" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections |
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Bott zaśmiał się cicho na wspomnienie o sukience. Lubił tę dziewczynę. Podobnie, jak inne kobiety - choć każdą na swój, osobny sposób, żadnej nie traktując jak część jakiejkolwiek grupy. Wszystkie są wspaniałe, ale każda osobno, prawda? Ta była krucha i delikatna. Nigdy nie raził go u niej brak zmysłu, jaki jemu wydawał się najważniejszy - wręcz przeciwnie, fascynowało go, jak bardzo jej to wszystko pasowało. Do melodyjnego tonu jej głosu, do wrażliwości jej organizmu, do subtelności jej ruchów. Nie uważał, żeby był to w jej wypadku jakikolwiek brak: ot, po prostu została stworzona trochę inna, na swój własny sposób wyjątkowa.
- Twój ojciec mówił prawdę, sukienka jest biała. Choć nie zaprzeczę, ona także podkreśla twój niewątpliwy urok. Miałem na myśli atrament, który ubrudził cię na twarzy. - bez większego namysłu wyjął chusteczkę i podszedł do dziewczyny. Jakoś naturalnie poruszał się przy niej wolniej, nie chcąc jej już więcej straszyć, chcąc dać jej wyczuć, gdzie w danej chwili się znajduje, żeby nie bała się na niego wpaść, lub nie miała powodu do jakichkolwiek obaw o jego zachowanie. Kiedy zbliżał dłonie do jej buzi, zatrzymał się na chwilę, żeby ją uprzedzić, co zamierza zrobić. Pomyślał, że to może być dla niej przerażające, że tak się zbliża, kiedy ona pozostaje w kompletnej ciemności i nie może znać jego intencji.
- Spróbuję to choć trochę wytrzeć. Choć na prawdę uważam, że wyglądasz uroczo. - powiedział i spróbował delikatnie wytrzeć płyn z jej buzi - przynajmniej tę niezaschniętą część. Na jej buzi i tak pozostaje dość blada smuga.
- Już lepiej. Nie wystarczy byle huragan, żeby zrobić mi krzywdę. - stwierdził wesołym, ciepłym tonem puszczając jej oczko i kompletnie nie przejmując się tym, że dziewczyna nie może tego przecież widzieć. Pozwolił jej zbliżyć się do siebie i niemal zauroczony przyglądał się, jak ona na swój sposób go "obserwuje", sprawdza.
- Jesteś na prawdę fascynującą istotą, Clem. - stwierdził, nie mogąc się powstrzymać od tego komentarza. Delikatnie pogładził jej smukłą, niewielką dłoń na swojej piersi, a jego uśmiech stał się tym cieplejszy. On tym bardziej nie miał bladego pojęcia o szlacheckich zachowaniach. No... on? Nigdy się nimi nie przejmował, ani nikt od niego ich nie oczekiwał.
- Hmm... co ci opowiedzieć? - zastanowił się przez chwilę. - Stoczyłem wczoraj bój ze zbuntowaną chochlą. Jestem pewien, że to jakiś psikus Polly albo Cynthii. Pracuję z nimi. Są trochę zwariowane i nie zdziwię się, jeśli to któraś z nich zaczarowała chochlę tak, żeby mieszała się między łyżkami, wchodziła gdzie nie trzeba i przeszkadzała w pracy. Jedna chwila nieuwagi i cała kuchnia była w masie ciasteczkowej, a potem próbuj ją wyciągnąć! Chochlę znaczy, a gdzie tam. Chyba z pięć razy musiałem ją wyrzucać, a w końcu zamknąłem ją zaklęciem w szafce, żeby nie uciekała. - zmarszczył lekko nos i zaśmiał się pod nosem. - No, nie jest to polowanie na smoka, ale na prawdę nie było łatwo!
Dodał po chwili, nie mogąc przeboleć myśli, że nikt słuchając tej opowieści nie zrozumie jak wiele emocji było w tym całym dniu i siłowaniu się z nieposłusznymi przedmiotami! Nie można oczekiwać, żeby nawet Bertie każdego miesiąca przynosił szalone wydarzenia, ale drobne "szaleństwa" codzienności on osobiście cenił sobie równie mocno.
- Twój ojciec mówił prawdę, sukienka jest biała. Choć nie zaprzeczę, ona także podkreśla twój niewątpliwy urok. Miałem na myśli atrament, który ubrudził cię na twarzy. - bez większego namysłu wyjął chusteczkę i podszedł do dziewczyny. Jakoś naturalnie poruszał się przy niej wolniej, nie chcąc jej już więcej straszyć, chcąc dać jej wyczuć, gdzie w danej chwili się znajduje, żeby nie bała się na niego wpaść, lub nie miała powodu do jakichkolwiek obaw o jego zachowanie. Kiedy zbliżał dłonie do jej buzi, zatrzymał się na chwilę, żeby ją uprzedzić, co zamierza zrobić. Pomyślał, że to może być dla niej przerażające, że tak się zbliża, kiedy ona pozostaje w kompletnej ciemności i nie może znać jego intencji.
- Spróbuję to choć trochę wytrzeć. Choć na prawdę uważam, że wyglądasz uroczo. - powiedział i spróbował delikatnie wytrzeć płyn z jej buzi - przynajmniej tę niezaschniętą część. Na jej buzi i tak pozostaje dość blada smuga.
- Już lepiej. Nie wystarczy byle huragan, żeby zrobić mi krzywdę. - stwierdził wesołym, ciepłym tonem puszczając jej oczko i kompletnie nie przejmując się tym, że dziewczyna nie może tego przecież widzieć. Pozwolił jej zbliżyć się do siebie i niemal zauroczony przyglądał się, jak ona na swój sposób go "obserwuje", sprawdza.
- Jesteś na prawdę fascynującą istotą, Clem. - stwierdził, nie mogąc się powstrzymać od tego komentarza. Delikatnie pogładził jej smukłą, niewielką dłoń na swojej piersi, a jego uśmiech stał się tym cieplejszy. On tym bardziej nie miał bladego pojęcia o szlacheckich zachowaniach. No... on? Nigdy się nimi nie przejmował, ani nikt od niego ich nie oczekiwał.
- Hmm... co ci opowiedzieć? - zastanowił się przez chwilę. - Stoczyłem wczoraj bój ze zbuntowaną chochlą. Jestem pewien, że to jakiś psikus Polly albo Cynthii. Pracuję z nimi. Są trochę zwariowane i nie zdziwię się, jeśli to któraś z nich zaczarowała chochlę tak, żeby mieszała się między łyżkami, wchodziła gdzie nie trzeba i przeszkadzała w pracy. Jedna chwila nieuwagi i cała kuchnia była w masie ciasteczkowej, a potem próbuj ją wyciągnąć! Chochlę znaczy, a gdzie tam. Chyba z pięć razy musiałem ją wyrzucać, a w końcu zamknąłem ją zaklęciem w szafce, żeby nie uciekała. - zmarszczył lekko nos i zaśmiał się pod nosem. - No, nie jest to polowanie na smoka, ale na prawdę nie było łatwo!
Dodał po chwili, nie mogąc przeboleć myśli, że nikt słuchając tej opowieści nie zrozumie jak wiele emocji było w tym całym dniu i siłowaniu się z nieposłusznymi przedmiotami! Nie można oczekiwać, żeby nawet Bertie każdego miesiąca przynosił szalone wydarzenia, ale drobne "szaleństwa" codzienności on osobiście cenił sobie równie mocno.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Clementine stoi i słyszy jak Bertie zbliża się, bardzo powoli. Clementine całe życie otaczana jest ludźmi, którym może ufać. Głównie towarzyszy jej ojciec i jej podopieczni z jej domowej woliery z ptakami. Nie spodziewa się więc, żeby Bertie mógł zrobić jej jakąkolwiek krzywdę. Nie zna jej definicji. Nie zakłada, ze jakikolwiek człowiek mógłby sprawiać innemu zagrożenie. Jest naiwna, ale jej naiwność wynika z niewiedzy. Dlatego stoi spokojnie, chociaż wie, że Bertie w bardzo dziwny sposób jest coraz bliżej. Jest ciekawa, dlaczego, ale nie zaniepokojona. Mimo to, Bott wpada na pomysł, żeby ją uspokoić. To bardzo miłe, w jaki sposób pomyślał o jej wrażeniach. Dlatego kiedy Clementine przymyka powieki, żeby dać mu spokojnie zetrzeć atrament z jej policzka, czuje do niego bardzo dużą wdzięczność na wielu płaszczyznach. Podziela jego sympatię i denerwuje się trochę mniej jego obecnością tutaj, w tym pokoju. Bott zapewnia jej całkowite poczucia rozluźnienia bardzo szybko. Panienka Baudelaire przykłada dłoń do policzka, w miejscu, w którym chłopak wcześniej ścierał niebieską plamę z jej buzi.
— Już? Dziękuję— upewnia się, bo mimo to, to trochę niestosowne, żeby stała tu taka brudna. Stosowność w jego obecności nabiera jednak innego wymiaru. Bertie powoduje, że Clementine tratuje ją trochę inaczej. Wzdycha z ulgą, drugi raz, że nic mu nie jest i że jego ton pozostaje ciepły, a chłopak nie ma jej za złe, że naraziła go na atak szalonych okiennic. Dotyk jego dłoni, jak zawsze, każde smagnięcie mężczyzny, powoduje w niej bardzo specyficzne wrażenia. Nie znała wcześniej tego uczucia, ale przekonuje się, że taki styk skór wywołuje w niej za każdym razem dreszcze. To coś, czego nie zna, bo kiedy dotyka ojca, nie towarzyszy jej nic z tych wrażeń. Uczy się, że mężczyźni inni niż jej tato, rozsiewają specyficzną aurę. Każdy inną. Ciepło Bertiego jest spore. Clementine czuje jego blask. Jest pewna, że może zobaczyć jego uśmiech na swój sposób, w jego tonie, w jego ruchach. Lekkim geście, w którym mężczyzna chwyta ją za dłoń. Panienka Baudelaire w całym swoim usposobieniu, nieśmiałości i wrażliwości, powinna stronić od takich gestów, ale jej przypadłość, jej mały światek, którym żyła, sprawiał, że jakikolwiek dotyk był nieodłączną częścią jej bycia. Cofa dłoń z nieznanej dla siebie przyczyny, patrząc z uchylonymi ustami wprost w pierś mężczyzny, a potrafi to stwierdzić, bo słyszy bicie jego serca z tej odległości, dokładnie na poziomie swoich oczu.
— Ojejku, nie mów tak, jeśli nie wiesz na pewno, czy właśnie to myślisz.
Clementine nie jest zła, nie potrafi czuć złości na Bertiego. Wydaje się całkiem spokojna, tylko trochę onieśmielona tymi słowami. Nie dlatego, ze nie chce mu wierzyć w szczerość jej wypowiedzi. Clementine wydaje się, że mężczyzna może ją przeceniać, a ona nie chce zawieść jego oczekiwań. Bycie fascynującym… to chyba całkiem dużo, prawda? Clementine prosi go więc, żeby to przemyślał, bo nie chce być jego zawodem. Cofa się kilka kroków, przysiadając na krawędzi swojego łóżka.
Zachwycające, tak naprawdę, były jego historie. Nawet jeśli prawiły o łyżkach. Bott miał charyzmę, z którą takie historie przekazywał w niesamowity sposób. Emmie jest zainteresowana każdą nutką szaleństwa w jego historii.
— I nic Ci się nie stało? — zdziwiła się, bo ta historia brzmiała dla niej jak pełna poświęceń opowieść pełna wrażeń i adrenaliny. Od samych jego słów zrobiło jej się gorąco. Dostałaby wypieków, gdyby nie cierpiała na śmiertelną bladość. Zamiast tego, jej skóra nabrała zdrowszego wyrazu. Jaśniała teraz bardziej dokrwiona mleczną barwą.
— Jestem pewna, że smokowi dałbyś radę tak samo odważnie — rzuciła naprawdę przekonana co do tych słów — wydaje mi się, że urodziłeś się do dużych rzeczy, Bertie.
Odwróciła się gwałtownie, słysząc, jak w klatce obok nich trzepocze wesoło sówka. Jej prezent dla Botta. Specjalnie szukała osobnika, który możliwie jak najbardziej wiernie będzie towarzyszył takiej wyjątkowej osobie, jak Bertie, którego poznała w bardzo zabawnych okolicznościach.
— Pepe upomina się o uwagę. Oczywiście nazywa się Pepe niedługo. To młoda sówka. Możesz... możesz zmienić jej imię.
— Już? Dziękuję— upewnia się, bo mimo to, to trochę niestosowne, żeby stała tu taka brudna. Stosowność w jego obecności nabiera jednak innego wymiaru. Bertie powoduje, że Clementine tratuje ją trochę inaczej. Wzdycha z ulgą, drugi raz, że nic mu nie jest i że jego ton pozostaje ciepły, a chłopak nie ma jej za złe, że naraziła go na atak szalonych okiennic. Dotyk jego dłoni, jak zawsze, każde smagnięcie mężczyzny, powoduje w niej bardzo specyficzne wrażenia. Nie znała wcześniej tego uczucia, ale przekonuje się, że taki styk skór wywołuje w niej za każdym razem dreszcze. To coś, czego nie zna, bo kiedy dotyka ojca, nie towarzyszy jej nic z tych wrażeń. Uczy się, że mężczyźni inni niż jej tato, rozsiewają specyficzną aurę. Każdy inną. Ciepło Bertiego jest spore. Clementine czuje jego blask. Jest pewna, że może zobaczyć jego uśmiech na swój sposób, w jego tonie, w jego ruchach. Lekkim geście, w którym mężczyzna chwyta ją za dłoń. Panienka Baudelaire w całym swoim usposobieniu, nieśmiałości i wrażliwości, powinna stronić od takich gestów, ale jej przypadłość, jej mały światek, którym żyła, sprawiał, że jakikolwiek dotyk był nieodłączną częścią jej bycia. Cofa dłoń z nieznanej dla siebie przyczyny, patrząc z uchylonymi ustami wprost w pierś mężczyzny, a potrafi to stwierdzić, bo słyszy bicie jego serca z tej odległości, dokładnie na poziomie swoich oczu.
— Ojejku, nie mów tak, jeśli nie wiesz na pewno, czy właśnie to myślisz.
Clementine nie jest zła, nie potrafi czuć złości na Bertiego. Wydaje się całkiem spokojna, tylko trochę onieśmielona tymi słowami. Nie dlatego, ze nie chce mu wierzyć w szczerość jej wypowiedzi. Clementine wydaje się, że mężczyzna może ją przeceniać, a ona nie chce zawieść jego oczekiwań. Bycie fascynującym… to chyba całkiem dużo, prawda? Clementine prosi go więc, żeby to przemyślał, bo nie chce być jego zawodem. Cofa się kilka kroków, przysiadając na krawędzi swojego łóżka.
Zachwycające, tak naprawdę, były jego historie. Nawet jeśli prawiły o łyżkach. Bott miał charyzmę, z którą takie historie przekazywał w niesamowity sposób. Emmie jest zainteresowana każdą nutką szaleństwa w jego historii.
— I nic Ci się nie stało? — zdziwiła się, bo ta historia brzmiała dla niej jak pełna poświęceń opowieść pełna wrażeń i adrenaliny. Od samych jego słów zrobiło jej się gorąco. Dostałaby wypieków, gdyby nie cierpiała na śmiertelną bladość. Zamiast tego, jej skóra nabrała zdrowszego wyrazu. Jaśniała teraz bardziej dokrwiona mleczną barwą.
— Jestem pewna, że smokowi dałbyś radę tak samo odważnie — rzuciła naprawdę przekonana co do tych słów — wydaje mi się, że urodziłeś się do dużych rzeczy, Bertie.
Odwróciła się gwałtownie, słysząc, jak w klatce obok nich trzepocze wesoło sówka. Jej prezent dla Botta. Specjalnie szukała osobnika, który możliwie jak najbardziej wiernie będzie towarzyszył takiej wyjątkowej osobie, jak Bertie, którego poznała w bardzo zabawnych okolicznościach.
— Pepe upomina się o uwagę. Oczywiście nazywa się Pepe niedługo. To młoda sówka. Możesz... możesz zmienić jej imię.
" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections |
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
- Paplam bardzo dużo i na pewno jest w tym cała masa bzdur i głupot, Clemmy ale tego akurat jestem pewien. - stwierdził rozbawiony jej speszeniem. Było urocze i słodkie, lubił przyglądać się takim zachowaniom u kobiet i tym chętniej starał się je do nich doprowadzać, zwykle zasypując komplementami. Nigdy jednak w nich nie kłamał. Po prostu lubił mówić im co dobrego o nich myśli. Na początku relacji jego znajome często słyszały o swojej urodzie, czy gestach jakie wpadły mu w oko później i o osobowości.
- Nie. Właściwie to nie była niebezpieczna, a jedynie męcząca. W sumie to było nawet zabawnie. Lubię, kiedy przedmioty pod wpływem magii nabierają charakteru. Do domu chcę kupić dużo magicznych przedmiotów. - przyznał. Lubił mugoli, bardzo ich lubił i lubił spędzać z nimi czas, ale równie mocno lubił towarzystwo magicznych gratów. - Mój kuzyn ich nieznosi, więc pewnie będziemy mieli o to małą wojnę. - dodał, uśmiechając się pod nosem, a kłótnie z Mattem miał w planach traktować wręcz hobbystycznie. Jak do tej pory. Na prawdę lubił tę niedojdę. - Mieszka u mnie. Właściwie prawie wszystkie wolne pokoje już wynająłem.
Clem na pewno słyszała gdzieś od pół roku o jego wielkim planie kupna domu, poszukiwaniu fajnych okazji, później odnalezieniu zniszczonej rudery o niesamowitym klimacie i z jak to określał "magią w powietrzu", a ostatecznie o pożyczonych od Ollivandera pieniądzach i zakupie w związku z którym Bertie przez chwilę bawił się w bardzo ubogą osobę. Rzecz jasna wiedział, że gdyby chciał, ktokolwiek pożyczyłby mu cokolwiek więcej i byłoby mu łatwiej, ale jego nawet bawił taki stan rzeczy przy świadomości, że jest on całkowicie przejściowy. Właściwie to nadal trwał, choć było coraz lepiej, już prawie uzbierał na pierwszą ratę i wychodził na prostą. Powoli, bo powoli, ale dawał radę!
Zostawiając jednak finanse, bo i nie ma sensu się nad pieniędzmi rozdrabniać, dalszym problemem było szukanie współlokatorów. Właściwie to już miesiąc temu, prawie od razu po wynajmie znalazła się dwójka. Zostały tylko dwa wolne pokoje, które oglądało już kilka osób. Te jednak nie doceniły niewątpliwego powabu Bottarium, nie były więc godne mieszkać w nim. No dobra, nie chciały tam mieszkać, ale to niczego nie zmienia!
- Musisz mnie odwiedzić, jak wszystko tam pokończę. To trochę zajmie co prawda, ale będzie super. Spodoba ci się. - bo przecież Clem też może "zwiedzać" miejsca, co nie? Nie wszystko trzeba widzieć, a ktoś taki jak ona na pewno wyczuje fantastyczność i magiczność domu jaki wynajął Bertie. Doceni przyjemny zapach drewna, ciche pykanie ognia w kominku, dość nietypowy układ i zabawną kompozycję współlokatorów, jeśli akurat na nich trafi. Ale to dopiero, kiedy dom przestane stanowić zagrożenie.
- Więc to będzie mój nowy przyjaciel? - spojrzał zaraz na sowę, która zaczęła trzepotać w klatce. Podszedł bliżej, miał ochotę ją wypuścić, ale nie chciał wprowadzać na powrót chaosu do tego pokoju, a domyślał się, że sowa miałaby ochotę na dłuższy przelot. Wypuści go u siebie, mieszka blisko lasu. Uśmiechał się wesoło, stukając lekko w pręty klatki.
- Jest idealny. - powiedział zaraz wyraźnie uszczęśliwiony. Uwielbiał zwierzęta. - Dziękuję. Wiedziałem, że wybierzesz mi najlepszą sowę jaką znajdziesz.
- Nie. Właściwie to nie była niebezpieczna, a jedynie męcząca. W sumie to było nawet zabawnie. Lubię, kiedy przedmioty pod wpływem magii nabierają charakteru. Do domu chcę kupić dużo magicznych przedmiotów. - przyznał. Lubił mugoli, bardzo ich lubił i lubił spędzać z nimi czas, ale równie mocno lubił towarzystwo magicznych gratów. - Mój kuzyn ich nieznosi, więc pewnie będziemy mieli o to małą wojnę. - dodał, uśmiechając się pod nosem, a kłótnie z Mattem miał w planach traktować wręcz hobbystycznie. Jak do tej pory. Na prawdę lubił tę niedojdę. - Mieszka u mnie. Właściwie prawie wszystkie wolne pokoje już wynająłem.
Clem na pewno słyszała gdzieś od pół roku o jego wielkim planie kupna domu, poszukiwaniu fajnych okazji, później odnalezieniu zniszczonej rudery o niesamowitym klimacie i z jak to określał "magią w powietrzu", a ostatecznie o pożyczonych od Ollivandera pieniądzach i zakupie w związku z którym Bertie przez chwilę bawił się w bardzo ubogą osobę. Rzecz jasna wiedział, że gdyby chciał, ktokolwiek pożyczyłby mu cokolwiek więcej i byłoby mu łatwiej, ale jego nawet bawił taki stan rzeczy przy świadomości, że jest on całkowicie przejściowy. Właściwie to nadal trwał, choć było coraz lepiej, już prawie uzbierał na pierwszą ratę i wychodził na prostą. Powoli, bo powoli, ale dawał radę!
Zostawiając jednak finanse, bo i nie ma sensu się nad pieniędzmi rozdrabniać, dalszym problemem było szukanie współlokatorów. Właściwie to już miesiąc temu, prawie od razu po wynajmie znalazła się dwójka. Zostały tylko dwa wolne pokoje, które oglądało już kilka osób. Te jednak nie doceniły niewątpliwego powabu Bottarium, nie były więc godne mieszkać w nim. No dobra, nie chciały tam mieszkać, ale to niczego nie zmienia!
- Musisz mnie odwiedzić, jak wszystko tam pokończę. To trochę zajmie co prawda, ale będzie super. Spodoba ci się. - bo przecież Clem też może "zwiedzać" miejsca, co nie? Nie wszystko trzeba widzieć, a ktoś taki jak ona na pewno wyczuje fantastyczność i magiczność domu jaki wynajął Bertie. Doceni przyjemny zapach drewna, ciche pykanie ognia w kominku, dość nietypowy układ i zabawną kompozycję współlokatorów, jeśli akurat na nich trafi. Ale to dopiero, kiedy dom przestane stanowić zagrożenie.
- Więc to będzie mój nowy przyjaciel? - spojrzał zaraz na sowę, która zaczęła trzepotać w klatce. Podszedł bliżej, miał ochotę ją wypuścić, ale nie chciał wprowadzać na powrót chaosu do tego pokoju, a domyślał się, że sowa miałaby ochotę na dłuższy przelot. Wypuści go u siebie, mieszka blisko lasu. Uśmiechał się wesoło, stukając lekko w pręty klatki.
- Jest idealny. - powiedział zaraz wyraźnie uszczęśliwiony. Uwielbiał zwierzęta. - Dziękuję. Wiedziałem, że wybierzesz mi najlepszą sowę jaką znajdziesz.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Clementine zastanawia się, jak to jest w domu pelnym różnych osobistości. Ona zna tylko prestrzen, w której porusza się ona i ojciec. Dostosowali swoje tryby pracy w taki sposób, że często nawet się mijali. Zsynchronizowani na tyle, że żadne z nich nie wchodziło sobie w drogę. Czasem tylko miała wrażenie, ze tato kontrolnie staje w drzwiach i patrzy na nią chwilę, w przerwie w pracy, sprawdzając jej stan. Upewnia się, czy jego córka dzisiaj czuje się dobrze i wraca do swoich obowiązków. Jednak dzielenie życia i mieszkania z innymi czarodziejami, o jakich mówił Bertie, brzmiało zupełnie inaczej. Nieprzewidywalnie. Jakby człowiek niczego nie był w stanie zaplanować i niczego wykonać tak, jakby to wcześniej sobie założył.
— A twoi niewidzialni lokatorzy? Co z nimi? — zaniepokoiła się losem nawet duchów, o jakich niegdyś Bott wspominał, albo wspominał o jakiejś dziwnej energii i Clementine sama dodała sobie, że były to duchy? — Dla nich też znajdzie się tam miejsce? — na pewno mieszkały tam zanim Bertie przygarnął dom dla siebie, prawda? Emmie była ciekawa, jak rozwiązał tą sprawę. Wpatrzona w swojego kolegę, czekała aż poda swoje błyskotliwe rozwiązanie sytuacji. Był kreatywny, na pewno miał już jakiś pomysł. Clementine nie mogła się zaś doczekać aż będzie mogła go odwiedzić. Opierając ręce na pościeli jeszcze chwilę wpatrywała się w jego kierunku, próbując sobie wyobrazić towarzyszące mu odczucia w domu tak pełnym czarodziejów.
— Poznam Twojego kuzyna? Jest taki, jak ty? Oprócz tego, że nie lubi magicznych rzeczy. Tez jest tak otwarty, wspaniałomyślny, wesoły i też opowiada tak ładne historie? — nie zdawała sobie prawy, ze w jednej wypowiedzi użyła tylu słów, których nie powinna rzucać tak lekko względem mężczyzny. Gdyby to nie był Bertie, mógłby to chcieć wykorzystać. Chociaż przecież Bottowi można było ufać… prawda? Clementine wierzyła, że każdemu można było. Jeśli miało się wobec niego szczere intencje, to dlaczego ktoś mógłby chcieć tym manipulować?
— Zastanawiam się, jacy są twoi przyjaciele, Bertie — odezwała się nagle, zanim jeszcze sowa skupiła uwagę ich obojga. Wtedy wstała, stając za plecami chłopaka. Wsłuchiwała się jak wyciąga dłoń i uderza paznokciem o pręt klatki. Nie mogła znać jego myśli, ale rzuciła łagodnie, odczytując jego intencje w gestach.
— Możesz go wypuścić. Jest poruszony, że cię widzi. Opowiadałam mu o tobie.
— A twoi niewidzialni lokatorzy? Co z nimi? — zaniepokoiła się losem nawet duchów, o jakich niegdyś Bott wspominał, albo wspominał o jakiejś dziwnej energii i Clementine sama dodała sobie, że były to duchy? — Dla nich też znajdzie się tam miejsce? — na pewno mieszkały tam zanim Bertie przygarnął dom dla siebie, prawda? Emmie była ciekawa, jak rozwiązał tą sprawę. Wpatrzona w swojego kolegę, czekała aż poda swoje błyskotliwe rozwiązanie sytuacji. Był kreatywny, na pewno miał już jakiś pomysł. Clementine nie mogła się zaś doczekać aż będzie mogła go odwiedzić. Opierając ręce na pościeli jeszcze chwilę wpatrywała się w jego kierunku, próbując sobie wyobrazić towarzyszące mu odczucia w domu tak pełnym czarodziejów.
— Poznam Twojego kuzyna? Jest taki, jak ty? Oprócz tego, że nie lubi magicznych rzeczy. Tez jest tak otwarty, wspaniałomyślny, wesoły i też opowiada tak ładne historie? — nie zdawała sobie prawy, ze w jednej wypowiedzi użyła tylu słów, których nie powinna rzucać tak lekko względem mężczyzny. Gdyby to nie był Bertie, mógłby to chcieć wykorzystać. Chociaż przecież Bottowi można było ufać… prawda? Clementine wierzyła, że każdemu można było. Jeśli miało się wobec niego szczere intencje, to dlaczego ktoś mógłby chcieć tym manipulować?
— Zastanawiam się, jacy są twoi przyjaciele, Bertie — odezwała się nagle, zanim jeszcze sowa skupiła uwagę ich obojga. Wtedy wstała, stając za plecami chłopaka. Wsłuchiwała się jak wyciąga dłoń i uderza paznokciem o pręt klatki. Nie mogła znać jego myśli, ale rzuciła łagodnie, odczytując jego intencje w gestach.
— Możesz go wypuścić. Jest poruszony, że cię widzi. Opowiadałam mu o tobie.
" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections |
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
- Oh, masz na myśli Lanę? Jest... no, myślę, że zadowolona. Nie mówi tego i czasami jest bardzo mroczna. I chyba woli towarzystwo kobiet. Czy raczej nie przepada za mężczyznami. - zaśmiał się na tę myśl, ale to chyba jest serio prawda! Znaczy sądził, że to w dużej mierze przekomarzanie, ale kto tam ducha tak na prawdę wie. - Zawsze jest dla niej miejsce, w końcu to jej dom. Znaczy myślę, że trzeba jej znaleźć jakiś jej własny kąt, ale to jeszcze się zobaczy.
Pokoju wolnego nie było, on zajął pokój Lany, ale hej no, duch nie musi spać! Ale pomyśli o tym, a najlepiej to z samą zainteresowaną jeszcze pogada, jak ona to widzi i się dowie. Może nie zrobi jej apartamentu, ale jakiś kącik, cokolwiek? Żeby się tak nie boczyła o to, że Bertie zamierza tam pozmieniać. Bo remont jest konieczny i ona może mówić co chce, ale on i jego lokatorzy by się tam pozabijali, gdyby tego nie ponaprawiać wszystkiego, a część rzeczy jest po prostu do zmiany. Jak na przykład te przeklęte schody!
Trochę go rozczuliło to, jak myśli o nim Clemmy i zrobiło mu się bardzo miło, ale kiedy pomyślał, że którąś z tych cech miałby opisać kuzyna, zaśmiał się trochę taką perspektywą rozbawiony. Zawsze lubił abstrakcyjne poczucie humoru.
- Wiesz, Matt ma dobre serce, ale bardzo starannie je ukrywa. Nie jest zbyt otwarty, ma dziwne poczucie humoru, które często rozumie tylko on i lubi niewesołe kłopoty. A one lubią go. - wzruszył lekko ramionami. Nie chciałby chyba Clammy przedstawiać Matta, bo ten na pewno palnąłby coś głupiego. Choć jeśli będzie musiał, pewnie to zrobi. Ostatecznie kuzyn nie jest zły, wręcz przeciwnie! Ma na prawdę złote serce. Tylko no, nie zyskuje na pierwszym wrażeniu, jeśli otworzy przy tym usta, zdecydowanie. - Żeby go lubić, trzeba go chyba trochę dłużej znać. Może poznasz, jeśli akurat będzie.
Przyznał w końcu, bo nie chciał go nadmiernie demonizować. Choć zdecydowanie wolałby, żeby Clemmy poznała Eileen, czy... ho, Holly może, ale znacznie bardziej Eil. Ewentualnie Teda. Szalona mieszanka mu się w tym domu zrobiła!
- Są najlepsi na świecie. W końcu ty jesteś jedną z nich, nie? - rzucił wesoło i puścił jej oczko i nie ważne, że ona tego nie zobaczy. Patrzył przez chwilę na tę niesamowicie uroczą dziewczynę, zaraz jednak faktycznie otworzył klatkę i pozwolił sowie wyfrunąć, uśmiechając się do niej szeroko.
- Hej, mały, dasz się złapać? - odezwał się do zwierzęcia, podsuwając mu dłoń, chcąc, żeby na niej siadło.
Pokoju wolnego nie było, on zajął pokój Lany, ale hej no, duch nie musi spać! Ale pomyśli o tym, a najlepiej to z samą zainteresowaną jeszcze pogada, jak ona to widzi i się dowie. Może nie zrobi jej apartamentu, ale jakiś kącik, cokolwiek? Żeby się tak nie boczyła o to, że Bertie zamierza tam pozmieniać. Bo remont jest konieczny i ona może mówić co chce, ale on i jego lokatorzy by się tam pozabijali, gdyby tego nie ponaprawiać wszystkiego, a część rzeczy jest po prostu do zmiany. Jak na przykład te przeklęte schody!
Trochę go rozczuliło to, jak myśli o nim Clemmy i zrobiło mu się bardzo miło, ale kiedy pomyślał, że którąś z tych cech miałby opisać kuzyna, zaśmiał się trochę taką perspektywą rozbawiony. Zawsze lubił abstrakcyjne poczucie humoru.
- Wiesz, Matt ma dobre serce, ale bardzo starannie je ukrywa. Nie jest zbyt otwarty, ma dziwne poczucie humoru, które często rozumie tylko on i lubi niewesołe kłopoty. A one lubią go. - wzruszył lekko ramionami. Nie chciałby chyba Clammy przedstawiać Matta, bo ten na pewno palnąłby coś głupiego. Choć jeśli będzie musiał, pewnie to zrobi. Ostatecznie kuzyn nie jest zły, wręcz przeciwnie! Ma na prawdę złote serce. Tylko no, nie zyskuje na pierwszym wrażeniu, jeśli otworzy przy tym usta, zdecydowanie. - Żeby go lubić, trzeba go chyba trochę dłużej znać. Może poznasz, jeśli akurat będzie.
Przyznał w końcu, bo nie chciał go nadmiernie demonizować. Choć zdecydowanie wolałby, żeby Clemmy poznała Eileen, czy... ho, Holly może, ale znacznie bardziej Eil. Ewentualnie Teda. Szalona mieszanka mu się w tym domu zrobiła!
- Są najlepsi na świecie. W końcu ty jesteś jedną z nich, nie? - rzucił wesoło i puścił jej oczko i nie ważne, że ona tego nie zobaczy. Patrzył przez chwilę na tę niesamowicie uroczą dziewczynę, zaraz jednak faktycznie otworzył klatkę i pozwolił sowie wyfrunąć, uśmiechając się do niej szeroko.
- Hej, mały, dasz się złapać? - odezwał się do zwierzęcia, podsuwając mu dłoń, chcąc, żeby na niej siadło.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Clementine milczy. Analizuje co Bertie powiedział o Lanie. Dziewczyna wydaje jej się bardzo sympatyczna, a fakt, że nie lubi mężczyzn bardzo naturalny. Clementine czasami też ma wrażenie, że gdyby nie jej przyjaźń w dzieciństwie z Samuelem, mogłaby inaczej traktować mężczyzn. Chociaż nawet teraz uczyła się wobec nich zachowywać tak, jak kobieta powinna. Daje jej w tym dobre rady ojciec, bo tylko go ma i na niego zawsze może liczyć.
— Może boi się mężczyzn? — cicho sugeruje Bottowi rozwiązanie, pewna, że nie ma to nic wspólnego nim akurat. Każdy kto go pozna wie, że jego nie trzeba się bać. Ale Clemntine nawet jeśli czuje niepokój, wmawia sobie, że jest to coś dobrego, nie ma powodów sądzić, że w świecie czeka na nią jakieś zło. — Potrzebuje czasu.
Ona pewnie właśnie tego by pragnęła. Przestrzeni i okresu do przyswojenia sytuacji.
— Brzmi jakby Lana była inteligentną, sympatyczną dziewczyną. — duchem — Na pewno znajdziecie nić porozumienia.
Emmie nie wie, czy przekonuje Bertiego, czy siebie. Zdaje się, że trochę się martwi o jego niewidzialnego lokatora, ale jest dobrej wiary i wie, że to na pewno się wszystko jakoś ułoży. W dalszym ciągu rozmowy, odsuwa się od chłopaka, pozostawia mu miejsce na otwarcie klatki i wsłuchuje się w rozprostowywane skrzydła, które wydają charakterystyczny, ukochany przez nią dźwięk w powietrzu. Obserwuje ślepo sytuację. Słucha dźwięków i ma nadzieję, że sowa polubi Bertiego tak samo, jak ona.
Rzuć kością ‘k6’:
Parzysta – sowa od razu Cię polubiła, siada Ci na ramieniu, wspina się po nim wyżej i dziobie Cię zaczepnie w ucho.
Nieparzysta — sowa chwilę wydaje się spłoszona, macha skrzydłami w powietrzu bardzo chaotycznie, lata w kółko, o mało co nie zadrapując Ci szponami policzka
— Może boi się mężczyzn? — cicho sugeruje Bottowi rozwiązanie, pewna, że nie ma to nic wspólnego nim akurat. Każdy kto go pozna wie, że jego nie trzeba się bać. Ale Clemntine nawet jeśli czuje niepokój, wmawia sobie, że jest to coś dobrego, nie ma powodów sądzić, że w świecie czeka na nią jakieś zło. — Potrzebuje czasu.
Ona pewnie właśnie tego by pragnęła. Przestrzeni i okresu do przyswojenia sytuacji.
— Brzmi jakby Lana była inteligentną, sympatyczną dziewczyną. — duchem — Na pewno znajdziecie nić porozumienia.
Emmie nie wie, czy przekonuje Bertiego, czy siebie. Zdaje się, że trochę się martwi o jego niewidzialnego lokatora, ale jest dobrej wiary i wie, że to na pewno się wszystko jakoś ułoży. W dalszym ciągu rozmowy, odsuwa się od chłopaka, pozostawia mu miejsce na otwarcie klatki i wsłuchuje się w rozprostowywane skrzydła, które wydają charakterystyczny, ukochany przez nią dźwięk w powietrzu. Obserwuje ślepo sytuację. Słucha dźwięków i ma nadzieję, że sowa polubi Bertiego tak samo, jak ona.
Rzuć kością ‘k6’:
Parzysta – sowa od razu Cię polubiła, siada Ci na ramieniu, wspina się po nim wyżej i dziobie Cię zaczepnie w ucho.
Nieparzysta — sowa chwilę wydaje się spłoszona, macha skrzydłami w powietrzu bardzo chaotycznie, lata w kółko, o mało co nie zadrapując Ci szponami policzka
" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections |
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
- W jakiś sposób może tak. Albo sporo przeszła i w taki sposób odreagowuje. Trudno powiedzieć. - przyznał. Nie miał tego za złe domowego duchowi, że jest uprzedzony do mężczyzn. Bo i czemu? Lana swoje przeszła, przedwcześnie zakończyła życie, kto wie może ktoś ją wcześniej zranił, może bardzo zranił? A może tylko z nieprzyjemnymi mężczyznami miała do czynienia? Bertie powziął sobie za cel przekonanie jej, że istnieją i tacy, którym warto oddać i serce i przyjaźń.
Ona pewnie z resztą o tym wie, tylko się przyznać nie chce.
- Też tak sądzę. - przyznał. Zaraz jednak skupił się na sówce, która siadła mu na ramieniu i zaczęła po nim chodzić. Uniósł więc rękę, żeby było jej wygodniej i zaśmiał się, kiedy został delikatnie dziobnięty. - Widzisz? Z tą ślicznotką chyba taką nić znalazłem.
Stwierdził wesoło i odwrócił twarz w stronę sowy, która dopiero się trochę cofnęła. Pogładził ją więc wolną ręką.
- Znaczy z nim. Kupimy ci jakieś krakersy wracając, co Pepe? - dodał jeszcze, przyglądając się swojej sowie. - Będziemy się musieli zaraz zbierać. Jeszcze raz dziękuję za nowego kolegę.
Dodał, odwracając się ponownie w kierunku Clemmy z wesołym uśmiechem odbijającym sie nie tylko na ustach, ale na całej jego twarzy.
- Wpadnę tu z nim niedługo jakby tęsknił. Albo cię w końcu zaproszę, kiedy Rudera będzie gotowa. - dodał jeszcze i znów pogłaskał sowę, by odłożyć ją zaraz do klatki.
Ona pewnie z resztą o tym wie, tylko się przyznać nie chce.
- Też tak sądzę. - przyznał. Zaraz jednak skupił się na sówce, która siadła mu na ramieniu i zaczęła po nim chodzić. Uniósł więc rękę, żeby było jej wygodniej i zaśmiał się, kiedy został delikatnie dziobnięty. - Widzisz? Z tą ślicznotką chyba taką nić znalazłem.
Stwierdził wesoło i odwrócił twarz w stronę sowy, która dopiero się trochę cofnęła. Pogładził ją więc wolną ręką.
- Znaczy z nim. Kupimy ci jakieś krakersy wracając, co Pepe? - dodał jeszcze, przyglądając się swojej sowie. - Będziemy się musieli zaraz zbierać. Jeszcze raz dziękuję za nowego kolegę.
Dodał, odwracając się ponownie w kierunku Clemmy z wesołym uśmiechem odbijającym sie nie tylko na ustach, ale na całej jego twarzy.
- Wpadnę tu z nim niedługo jakby tęsknił. Albo cię w końcu zaproszę, kiedy Rudera będzie gotowa. - dodał jeszcze i znów pogłaskał sowę, by odłożyć ją zaraz do klatki.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Ostatnio zmieniony przez Bertie Bott dnia 04.01.17 21:09, w całości zmieniany 3 razy
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : rzut kością
'k6' : 6
'k6' : 6
Clementine milczała, wsłuchując się w hałasy jakie wydawała mała, skrzecząca sówka, widocznie podekscytowana widokiem Bertiego. Czego Bottowi nie mówiła, bardzo dobrze rozumiała co zwierzątko mówi. Wychwalało chłopaka za jego uśmiech, za dźwięczny śmiech, za łatwość z jaką dał jej się wspinać po ramieniu. Za wszystko. Pepe był jeszcze młody, wszystko go cieszyło. Nie zdążył się zawieść na ludziach, bo miał do czynienia tylko z Clementine, w głównej mierze. Wcześniejszych rzeczy nie pamiętał. Dlatego też nie od razu zrozumiał, że tutaj się będą rozstawać. Jego radość pozostawała szczera i niezbita. Tak samo jak i zadowolenie Baudelaire z faktu, ze znalazła dla swojego podopiecznego dobry dom.
— Lubi krakersy i dobrze by było, gdyby miał często okazję rozprostować skrzydła. Jeszcze nie nauczył się do końca latać. Im więcej będzie praktykował, tym efektywniejszy będzie i mniej będzie się męczył później.
Dała Bertiemu jeszcze kilka innych wskazówek co do opieki nad Pepe, zanim w końcu wypuściła Botta ze swojego domu, dziękując mu za spotkanie, za zaproszenie i ciesząc się, ze wspomniał, że musieliby się w przyszłości jeszcze kolejny raz zobaczyć.
| ztx2
— Lubi krakersy i dobrze by było, gdyby miał często okazję rozprostować skrzydła. Jeszcze nie nauczył się do końca latać. Im więcej będzie praktykował, tym efektywniejszy będzie i mniej będzie się męczył później.
Dała Bertiemu jeszcze kilka innych wskazówek co do opieki nad Pepe, zanim w końcu wypuściła Botta ze swojego domu, dziękując mu za spotkanie, za zaproszenie i ciesząc się, ze wspomniał, że musieliby się w przyszłości jeszcze kolejny raz zobaczyć.
| ztx2
" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections |
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Sypialnia Clementine
Szybka odpowiedź