[sen] święta 1956, Czar Jasnolesia
AutorWiadomość
Półroczna Scarlett domagała się jedzenia bądź spania, co właściwie odbywało się tak naprzemiennie, że można było się w tym wszystkim pogubić. Na pewno gubił się sam Deimos, który słysząc kolejne pełne bólu zawodzenie małego dziecka, spoglądał na nie jakoby było jakimś przerażającym stworzeniem. A przecież było jego pierworodnym dzieckiem, które powitał z ogromnym zadowoleniem na świecie. Wraz z wiadomością, że dziecko jest całe i zdrowe, odpuścił wszystkie Megary grzechy całkowicie. A nie było ich mało, więc to, że nawet dał jej spokój z wyrzucaniem jej, że zasługuje na ich córkę po tym co próbowała zrobić - to miało spore znaczenie. Tak czy siak, Scarlett płakała i krzyczała, a Deimos uniósł wzrok z dziecka na jego matkę, która teraz pewnie pomyślała sobie, że może jednak wzięcie służącej na wyjście na wigilię nie byłoby aż tak podłym pomysłem. Megara przeprasza towarzystwo i przechodzi z dzieckiem do sąsiedniego pokoju. Deimos zaś... spogląda na Adriena, który wciąz trzyma się wspaniale, jego rumiana twarz uśmiechnięta i szczerze cieszy się z gości, którzy mu dopisali. Ale niestety na Adrienie nie kończy się zgromadzenie, bowiem na wigilię zostali zaproszeni również krewni Inary. Jakim cudem krewni jej a nikogo innego nie? Otóż całkiem niedawno, wyszła na jaw okrutnie upokarzająca wieść, że była żona Adriena nie miała tylko jednego dziecka, a więcej. I oto brat Inary - Robert ze swoją ciężarną żoną. A oboje prócz tego, że są dla Deimosa ciężkim orzechem do zgryzienia (zastanawia się, czy przyszli tu po jego pieniądze czy chcą dostać pracę), to jeszcze... Deimos podejrzewa, że nie są do końca czystokrwiści. Kiedy tylko ta myśl zaświtała w jego głowie, zaraz wstał od stołu i pod pretekstem niesienia pomocy Megarze wyparował z salonu w którym rozgrywały się sielskie sceny rodzajowe i szybko przeniósł się do pokoju obok.
Zamyka drzwi i oczy jego świdrują powietrze.
- Wyobrażasz sobie, że Adrien zaprosił kogoś takiego na Święta? - te słowa mogły dziwić Megarę, która aż się uśmiechała, kiedy Deimos na początku rozmawiał z panem Robertem dość przyjaźnie o... o czymkolwiek tam rozmawiali (może o dzieciach?!!!), teraz jednak przejęty mąż zaatakował ją swoimi przypuszczeniami. - Okazuje sie, że jej panieńskie to Magonagall.. wyobrażasz sobie? - rozgląda się po pokoju i znów spogląda na Megarę, która aż się oderwała od przewijania Scarlett - Kuzyn mej ciotki, lady Flint z Leicestershire, non stop opowiadał mi o jej służącej Magonagall, która była najbardziej nieznośną służką pod słońcem. Co jeżeli ta kobieta ma coś więcej wspólnego z nią? Czy ci ludzie nie wydają ci się podejrzani, jestem niemal pewien, że nie mają czystej krwi... - aż sie ogląda, sprawdzając, czy ktoś nie wchodzi przypadkiem.
Zamyka drzwi i oczy jego świdrują powietrze.
- Wyobrażasz sobie, że Adrien zaprosił kogoś takiego na Święta? - te słowa mogły dziwić Megarę, która aż się uśmiechała, kiedy Deimos na początku rozmawiał z panem Robertem dość przyjaźnie o... o czymkolwiek tam rozmawiali (może o dzieciach?!!!), teraz jednak przejęty mąż zaatakował ją swoimi przypuszczeniami. - Okazuje sie, że jej panieńskie to Magonagall.. wyobrażasz sobie? - rozgląda się po pokoju i znów spogląda na Megarę, która aż się oderwała od przewijania Scarlett - Kuzyn mej ciotki, lady Flint z Leicestershire, non stop opowiadał mi o jej służącej Magonagall, która była najbardziej nieznośną służką pod słońcem. Co jeżeli ta kobieta ma coś więcej wspólnego z nią? Czy ci ludzie nie wydają ci się podejrzani, jestem niemal pewien, że nie mają czystej krwi... - aż sie ogląda, sprawdzając, czy ktoś nie wchodzi przypadkiem.
Minęło już niema pół roku a ona wciąż nie mogła zrozumieć jak to właściwie jest możliwe. Czuć taką bliskość, kochać tak mocno i to przecież istotę która nie wie nawet kim jesteś. Reagować nawet na najcichszy dźwięk, cieszyć się z każdej nowej umiejętności. Nigdy nie oddałaby jej w ręce opiekunek. Z trwogom patrzyła na to jak Deimos trzymał jej małą córeczkę. Tak jej córeczkę. Spędzała z dzieckiem każdą wolną chwilą próbując jej prawdopodobnie wynagrodzić krzywdy jakich się dopuściła wobec Scarlett gdy ta znajdowała się jeszcze pod sercem matki. Wydawało się, że już nikt o tym nie pamięta. Tych strasznych miesiącach walki z brutalną rzeczywistością. Deimos miał zapłacić za to co jej zrobił i tak się właściwie stało. Wygrała, wojna skończona. Teraz już mogą być rodziną.
Megara wyznawała jedną prostą zasadę każde święta spędzone z dala od krewnych można uznać za udane. Usilnie próbowała namówić męża na wyjazd gdzieś tylko we troje ale ten jak zwykłe był głuchy na wszystkie jej argumenty. Po którejś rozmowie na temat tego, że Scarlett powinna przebyć z krewnymi ustąpiła. Udało jej się postawić na swoim tylko w sprawie opiekunki dla dziecka. Miało to więcej wspólnego z chęcią zaprezentowania wszystkim jaką to jest dobrą i samowystarczalną matką niż rzeczywistą troską o dziecko ale jest to szczegół który można spokojnie pominąć. Podczas przyjęcia z radością i dumą przyjmowała wszelkie komplementy na temat jej małej córeczki poświęcając jej rzecz jasna znacznie większą atencję niż zgromadzonym gościom. Czuła się dziwnie swobodnie w otoczeniu rodzinny Carrow. I tylko raz przeszedł ją dreszcz gdy do salonu weszli Robert i Magrit. Już nawet nie chodziło o fakt, że znali się z zakonu. Bardziej martwiła się reakcją Deimosa na pojawienie się mieszańców . Pod lekkim uśmiechem starała się ukryć zaskoczenie gdy okazało się, że jej drogi maż w dość swobodny sposób rozmawia z państwem Lupin. Niestety nie zdążyła się przysłuchać ich rozmowie. Grymas na twarzy małej Scarlett jasno mówił, że czas najwyższy przebrać pieluszkę. Biorąc córkę na ręce przerosiła wszystkich udając się do przygotowana wcześniej pokoju. Położyła ją na przewijaku i za pomocą kilku machnięć różdżką zaczęła zmieniać brudną pieluszkę. Cóż bycie matką byciem matką ale skoro można było sobie pomóc odrobiną magii to dla czego z tego nie skorzystać. Na szczęście gdy Deimos wszedł do środka cała magiczna część została zrobiona. Megara poprawia pieluszkę słuchając narzekań męża. - Dramatyzujesz - zaczęła nie patrząc nawet w jego stronę. Zajęła się końcowym zapinaniem ubranka i pomocy Scarlett w siadaniu. - Tak, tatuś zachowuje się jak duże dziecko. I jeszcze rozpuszcza plotki a to bardzo nieładnie - uśmiechała się delikatnie łaskocząc córeczkę w policzek. Odpowiedział jej dziecięcy śmiech. Megara ucałowała małą twarzyczkę zaraz biorąc ją na ręce. - To bardzo mili ludzie. Zresztą to rodzina Inary. Ze względu na nią powinieneś trzymać język za zębami - upomniała go używając przy tym dziwnie spokojnego i delikatnego tonu. Ciężko powiedzieć czy była to zasługa dziecka spoczywającego w jej ramionach. Nie to nie to. Podczas jego narzekań pozwoliła sobie na przewrócenie oczami. Po prostu nie chciała słuchać obelg skierowanych w stronę osób, które znała i lubiła a jedynym sposobem na to by to osiągnąć był spokój. Kilka miesięcy spędzone w areszcie domowym nauczyło ją kilka sztuczek. - Podaj mi butelkę jest w dużej kieszeni - wskazała dłonią na torbę znajdującą się na stole tuż obok Deimosa.
Megara wyznawała jedną prostą zasadę każde święta spędzone z dala od krewnych można uznać za udane. Usilnie próbowała namówić męża na wyjazd gdzieś tylko we troje ale ten jak zwykłe był głuchy na wszystkie jej argumenty. Po którejś rozmowie na temat tego, że Scarlett powinna przebyć z krewnymi ustąpiła. Udało jej się postawić na swoim tylko w sprawie opiekunki dla dziecka. Miało to więcej wspólnego z chęcią zaprezentowania wszystkim jaką to jest dobrą i samowystarczalną matką niż rzeczywistą troską o dziecko ale jest to szczegół który można spokojnie pominąć. Podczas przyjęcia z radością i dumą przyjmowała wszelkie komplementy na temat jej małej córeczki poświęcając jej rzecz jasna znacznie większą atencję niż zgromadzonym gościom. Czuła się dziwnie swobodnie w otoczeniu rodzinny Carrow. I tylko raz przeszedł ją dreszcz gdy do salonu weszli Robert i Magrit. Już nawet nie chodziło o fakt, że znali się z zakonu. Bardziej martwiła się reakcją Deimosa na pojawienie się mieszańców . Pod lekkim uśmiechem starała się ukryć zaskoczenie gdy okazało się, że jej drogi maż w dość swobodny sposób rozmawia z państwem Lupin. Niestety nie zdążyła się przysłuchać ich rozmowie. Grymas na twarzy małej Scarlett jasno mówił, że czas najwyższy przebrać pieluszkę. Biorąc córkę na ręce przerosiła wszystkich udając się do przygotowana wcześniej pokoju. Położyła ją na przewijaku i za pomocą kilku machnięć różdżką zaczęła zmieniać brudną pieluszkę. Cóż bycie matką byciem matką ale skoro można było sobie pomóc odrobiną magii to dla czego z tego nie skorzystać. Na szczęście gdy Deimos wszedł do środka cała magiczna część została zrobiona. Megara poprawia pieluszkę słuchając narzekań męża. - Dramatyzujesz - zaczęła nie patrząc nawet w jego stronę. Zajęła się końcowym zapinaniem ubranka i pomocy Scarlett w siadaniu. - Tak, tatuś zachowuje się jak duże dziecko. I jeszcze rozpuszcza plotki a to bardzo nieładnie - uśmiechała się delikatnie łaskocząc córeczkę w policzek. Odpowiedział jej dziecięcy śmiech. Megara ucałowała małą twarzyczkę zaraz biorąc ją na ręce. - To bardzo mili ludzie. Zresztą to rodzina Inary. Ze względu na nią powinieneś trzymać język za zębami - upomniała go używając przy tym dziwnie spokojnego i delikatnego tonu. Ciężko powiedzieć czy była to zasługa dziecka spoczywającego w jej ramionach. Nie to nie to. Podczas jego narzekań pozwoliła sobie na przewrócenie oczami. Po prostu nie chciała słuchać obelg skierowanych w stronę osób, które znała i lubiła a jedynym sposobem na to by to osiągnąć był spokój. Kilka miesięcy spędzone w areszcie domowym nauczyło ją kilka sztuczek. - Podaj mi butelkę jest w dużej kieszeni - wskazała dłonią na torbę znajdującą się na stole tuż obok Deimosa.
- Ja dramatyzuje!?! - stara się ukryć głośny ton, który byłby najodpowiedniejszą reakcją, zamieniając go w szept oburzenia, kiedy ma odpowiedzieć na uwagę o dramatyzowanie. Nie sądził wcale, że to, że martwi się o to, czy jego dziecko nie nawdycha się zbyt dużo powietrza wydychanego przez państwo mieszańców, byłoby dramatyzowaniem. Ona też dostaje spazmów, jak na policzkach Scarlett pojawiła się wysypka. Deimos zdenerował się tym równie mocno i nie zamierza więcej na to zezwalać.
- Po prostu nie sądzę, żeby to było odpowiednie. Nie wiem jak wciąż możesz być taka lekceważąca, skoro dobrze znasz prawdę o tym, że szlachetna krew w kontakcie z brudną może zareagować różnymi chorobami - mówi to nieco ciszej, mimo wszystko przez ten rok (półtora) małżeństwa nauczył się, że czasami nie jest warto mówić o pewnych rzeczach tak głośno, jak zwykle. Po pierwsze, nie chciał wcale niszczyć tego wieczoru. O swoich obawach musiał powiedzieć komuś, a Megara stała mu sie najbliższa ostatnio. Nie mógł przecież wyciągnąć Inary, a Adrien wyglądał na zadowolonego. Ona i tak wie, że coś jest nietak, bo przecież trochę już go zna - musiała widzieć jak mu ręka zaczęła drżeć przy zupie zaraz po pytaniu o pochodzenie państwa Lupin.
Teorie medyczne Deimos wyniósł z domu, bowiem to tam wszystkiego takiego go nauczali. Często mówił o nich Megarze, ta zaś spoglądała wtedy na niego ciężko zaskoczona jego ciężkim myśleniem i nieumiejętnoscią wystawienia oceny, czy to jest prawda, czy to nie jest prawda.
Podchodzi bliżej swoich kobiet (#kobietydeimoza) i podaje butelkę o której mówiła Megara. Przenosi jedną rękę na jej ramię, czy raczej kark i masuje go palcem, jest przecież przerażony wizją, która urosła do rozmiarów dramatu rodzinnego.
- Współczuję Adrienowi, nigdy nie sądziłem że będzie znajdował się w jeszcze bardziej żenującej sytuacji niż wtedy, kiedy żona od niego odeszła. Ale to? - tak sobie mówi i zaraz spogląda na różowe bobo, które uśmiecha się do niego wesoło bo dostało od mamy butelkę - Masz wielkie pokłady zrozumienia dla ich sytuacji, mi ich braknie. Jestem wręcz porażony tą wizją, że oni mogą miec brudną krew. Upokarzające
Miał na myśli to, że ktoś taki jest z nimi poniekąd spokrewniony. Upokarzające, na prawdę.
- Po prostu nie sądzę, żeby to było odpowiednie. Nie wiem jak wciąż możesz być taka lekceważąca, skoro dobrze znasz prawdę o tym, że szlachetna krew w kontakcie z brudną może zareagować różnymi chorobami - mówi to nieco ciszej, mimo wszystko przez ten rok (półtora) małżeństwa nauczył się, że czasami nie jest warto mówić o pewnych rzeczach tak głośno, jak zwykle. Po pierwsze, nie chciał wcale niszczyć tego wieczoru. O swoich obawach musiał powiedzieć komuś, a Megara stała mu sie najbliższa ostatnio. Nie mógł przecież wyciągnąć Inary, a Adrien wyglądał na zadowolonego. Ona i tak wie, że coś jest nietak, bo przecież trochę już go zna - musiała widzieć jak mu ręka zaczęła drżeć przy zupie zaraz po pytaniu o pochodzenie państwa Lupin.
Teorie medyczne Deimos wyniósł z domu, bowiem to tam wszystkiego takiego go nauczali. Często mówił o nich Megarze, ta zaś spoglądała wtedy na niego ciężko zaskoczona jego ciężkim myśleniem i nieumiejętnoscią wystawienia oceny, czy to jest prawda, czy to nie jest prawda.
Podchodzi bliżej swoich kobiet (#kobietydeimoza) i podaje butelkę o której mówiła Megara. Przenosi jedną rękę na jej ramię, czy raczej kark i masuje go palcem, jest przecież przerażony wizją, która urosła do rozmiarów dramatu rodzinnego.
- Współczuję Adrienowi, nigdy nie sądziłem że będzie znajdował się w jeszcze bardziej żenującej sytuacji niż wtedy, kiedy żona od niego odeszła. Ale to? - tak sobie mówi i zaraz spogląda na różowe bobo, które uśmiecha się do niego wesoło bo dostało od mamy butelkę - Masz wielkie pokłady zrozumienia dla ich sytuacji, mi ich braknie. Jestem wręcz porażony tą wizją, że oni mogą miec brudną krew. Upokarzające
Miał na myśli to, że ktoś taki jest z nimi poniekąd spokrewniony. Upokarzające, na prawdę.
Przenosząc wzrok to na Deimosa to na Scarlett zastanawiała się jak mogła być tak głupia i łudzić się, że Deimos w końcu wyzbył się tej dziwnej fobii na temat zarazków związanych z czystością krwi. Czasami naprawdę ciężko było przy nim nie zwariować. Zwłaszcza gdy Megara po raz kolejny musiała wysłuchiwać dziwnych hipochondrycznych epopei rodu Carrow. Za każdym razem powtarzała jedno zdanie którego i tym razem sobie nie darowała. - Ludzi to nie świnie Deimos - miała nadzieję, że w końcu zrozumie że jeśli któreś z nich miało prawo narzekać na choroby związane z krwią to z pewnością była to ona. Kolejna z płonnych nadziei Megary. - Pomyśl o tym jak o zdobywaniu odporności. Scarlett powinna mieć choć niewielki kontakt z przedstawicielami…różnych czystości krwi - te słowa przechodziły jej prze gardło z ogromnym bólem ale czasami nie dało się inaczej. - To jej pomoże uniknięciu zdrowotnych problemów w przyszłości choćby gdy pójdzie do szkoły.- podrzuciła delikatnie dziecko tak by znów usłyszeć jej wesoły śmiech. Oczami wyobraźni widziała Scarlett z godłem Ravenclaw na piersi. - Nie będziesz jej chronił przez całe życie - może tym razem próba przemówienia do zdrowego rozsądku Deimosa da jakiś efekt. Zabrała od niego butelkę i zaczęła karmić Scarlett. Ostrożnie wsunęła smoczek pomiędzy kształtne usteczka z radością obserwując jak mała je z ochotą. Będzie trzeba ją później położyć i wszystko pójdzie idealnie. Tylko na chwilę gdy poczuła na sobie dotyk Deimosa przeniosła na niego wzrok uśmiechając się przy tym delikatnie. Meg była tak zajęta myśleniem o uśpieniu małej, że przestała słuchać męża. Dopiero po kilku minutach dotarł do niej sens jego słów. W normalnym warunkach już cisnęłaby w jego stronę kilka niewybrednych komentarzy ale teraz zachowała wszystkie dla siebie. - Musimy ich wspierać i nie pozwolić by czuli się przez nas skrępowani. Adrian zaraz po Fobosie jest ci przecież najbliższy - przypomniała mu wciąż nie rezygnując z dziwnie spokojnego tonu. - Inara i Adrian są naszą rodziną i musimy się trzymać razem. - spojrzała mu w oczy mając nadzieję, że taki gest podkreśli wagę jej słów. - Nie możesz się tak przejmować. W niektórych rodzinach zdarzają się dużo gorsze przypadki. To naprawdę nic wielkiego - uśmiechnęła się po raz kolejny i to do Scarlett ni Deimosa. Prawdopodobnie śmiała się z samej siebie i z tych dziwnych prób przekonania męża, że plama na honorze rodu to w zasadzie nic takiego. - Ujma spada na rodzinę matki Inary a nie na nas - butelka opróżniona. Megara mimowolnie ściągnęła z siebie dłoń Deimosa nakładając na ramie czystą pieluchę i układając Scarlett tak by mogło jej się swobodnie odbić. Chodziła po pokoju delikatnie gładząc dziecko po plecach. Co jakiś czas jednak rzucała uważne spojrzenie w stronę męża. Jeśli miała być szczera to trochę kończyły jej się pomysły na uspokojenie go. - To tylko jeden wieczór - dodała jeszcze. Przecież nikt nie będzie zapraszał państwa Lupin na uroczystości rodzinne nie związane bezpośrednio z samą Inarą. Posłał w jego stronę kolejny uśmiech błagając los żeby to wystarczyło.
- Jak szczepionka? Nowomodne fanaberie - wywraca oczami, gdyż pomimo posiadania Cynthii jako zaprzyjaźnionej medyczki oraz dyrektora szpitala Adriena, który przecież siedzi w pokoju jadalnianym, nie był przekonany do tych sposobów leczenia. Ale wzrusza ramionami. - Przynajmniej mamy najlepszego lekarza w kraju przy stole - to go nieco pociesza i uśmiecha się też patrząc jak Scarlett zachłannie je. Chciał przeforsofać imię Cynthia, lecz Megara uparła się, że pierwsze dziecko będzie Scarlett. Całkiem ładne imię, chociaż ten szkarłat ukryty po jakimś czasie go zaniepokoił. Bo jka to, żeby w domu białej róży rosła mała czerwona ? Umówili sie, że kolejna dziewczynka będzie Cynthią co niestety zaowocuje tym, że Megara przy kolejnym dziecku przegada Deimosa i zamiast dać mu wybrać imie, powie, że wybrał dla dziewczynki, więc ona nazwie chłopca. Gdyby nie chciał tego, to by sięnie zgodził, chyba po prostu miał zbyt miękkie serce i wariował na starość.
- Mam nadzieję, że staruszek to jakoś przeżyje. Takie rewelacje w jego wieku... - wzdycha znów, bardzo dużo tych wzdychanych scen ostatnio w jego zyciu.
- Dobrze, będę wyrozumiały. Ale nie siadaj z małą za blisko nich, wciąż nie jestem przekonany co do twojej teorii - w końcu daje za wygraną, zresztą nie tyle daje za wygraną, co każe się Megarze zastanaowić nad odpowiedzią nad tą wielką łaskawością z jaką jej pozwala dziś dzierżyć koronę pani domu. Mimo, że są w gościach. Ale wiadomo jak to jest, to ona podejmie decyzje, kiedy wyjdą, bo przecież może skłamać że mała Scarlett jest nieprzyjemna, bo tęskni za domem, jednocześnie podszczypując ją pod sukienką, żeby krzyczała więcej i więcej. Megarka potworna matka? W zamian za tę władzę, Deimos chce tylko jednego: wziąć Scarlett na ręce. I wyjmuje ją z matczynych ramion, zanim ta zdąży jakkolwiek zaprotestować. Zresztą też ma dobre wyczucie, bo zawsze bierze dziecko, kiedy jest czyste, pachnące i nie płaczące. Teraz także jest już odbita, nakarmiona i uśmiechnięta i obejmuje łapkami szyje taty, a ma ją taką wielką Deimos, że pewnie nie zdołala jej nawet złapać. Zatrzymuje się przy drzwiach i spogląda na Megarę.
- Dobrze sobie radzisz z niemowlakiem, ale wolałbym jednak nie zwalniać opiekunki, bardzo nam ułatwia życie, nie sądzisz? Mogłaby teraz zająć się małą, a my moglibyśmy zająć się sobą - wyciąga rękę i kładzie ją wokół bioder Megary, jest to jednak nieprzemyślany ruch, bo najpewnij przez zbytnią bliskość zaraz straci swoją kochaną córeczkę z ramion.
- Mam nadzieję, że staruszek to jakoś przeżyje. Takie rewelacje w jego wieku... - wzdycha znów, bardzo dużo tych wzdychanych scen ostatnio w jego zyciu.
- Dobrze, będę wyrozumiały. Ale nie siadaj z małą za blisko nich, wciąż nie jestem przekonany co do twojej teorii - w końcu daje za wygraną, zresztą nie tyle daje za wygraną, co każe się Megarze zastanaowić nad odpowiedzią nad tą wielką łaskawością z jaką jej pozwala dziś dzierżyć koronę pani domu. Mimo, że są w gościach. Ale wiadomo jak to jest, to ona podejmie decyzje, kiedy wyjdą, bo przecież może skłamać że mała Scarlett jest nieprzyjemna, bo tęskni za domem, jednocześnie podszczypując ją pod sukienką, żeby krzyczała więcej i więcej. Megarka potworna matka? W zamian za tę władzę, Deimos chce tylko jednego: wziąć Scarlett na ręce. I wyjmuje ją z matczynych ramion, zanim ta zdąży jakkolwiek zaprotestować. Zresztą też ma dobre wyczucie, bo zawsze bierze dziecko, kiedy jest czyste, pachnące i nie płaczące. Teraz także jest już odbita, nakarmiona i uśmiechnięta i obejmuje łapkami szyje taty, a ma ją taką wielką Deimos, że pewnie nie zdołala jej nawet złapać. Zatrzymuje się przy drzwiach i spogląda na Megarę.
- Dobrze sobie radzisz z niemowlakiem, ale wolałbym jednak nie zwalniać opiekunki, bardzo nam ułatwia życie, nie sądzisz? Mogłaby teraz zająć się małą, a my moglibyśmy zająć się sobą - wyciąga rękę i kładzie ją wokół bioder Megary, jest to jednak nieprzemyślany ruch, bo najpewnij przez zbytnią bliskość zaraz straci swoją kochaną córeczkę z ramion.
Nowomodne fanaberie?- powtórzyła za nim unosząc brew ku górze. Znowu to robił. Nieświadomie podkreślał różnicę pomiędzy nimi. Wiek, poglądy, podejście do świata, charakter. Jakim przeklętym cudem wciąż byli ze sobą? Odpowiedź spoczywająca w jej ramionach właśnie zaczęła się śmiać. Ktoś przecież musi być tym gorszym rodzicem .- Masz trzydzieści dwa lata a nie sześćdziesiąt dwa - przypomniała starając się mimo wszystko nie spoglądać w jego stronę. Nie chciała się z nim kłócić, ale przecież nie byłaby sobą gdyby gdzieś nie wkradła się mała kpina. Słysząc jego dalsze wypowiedzi nie mogła powstrzymać cichego śmiechu. - Pod tym względem jest nawet silniejszy niż ty. Da sobie radę - przez chwilę nawet korciło ją by spytać męża czy jego zdaniem Adrian bardziej boleje nad tym, że jego żona miała dziecko z innym mężczyzną czy to, że owo dziecko jest mieszańcem. Merlin jeden wie jak mocno musiała ugryźć się w język by się powstrzymać. Nie potrzebny był jej przecież kolejny dowód na brak empatii u drogiego małżonka. - Jeszcze trochę a zacznę być z ciebie dumna - posłała w jego stronę jeden ze swoich zadziornych uśmiechów. - Teorię najlepiej sprawdza się poprzez praktykę - nie miała zamiaru ustępować mu przy tej sprawie. Nawet, jeśli to na razi ten kruchy pokuj, który udało im się wypracować w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Już nawet nie chodziło o jej własne zdanie na ten temat. Nie miała zamiaru uczyć Scarlett nietolerancji już w tak młodym wieku. Dziewczynka miała przed sobą jeszcze tyle długich lat w ciągu, których będzie musiała przyswoić sobie zasady świata, w którym przyszło jej się urodzić. Megara zakładała, że prędzej czy później Deimos dołoży do tego swoje dwa grosze dla tego chroniła córkę jak długo tylko mogła. Megara nie dostrzegła tego daru który tak pięknie został złożony pod jej stopami. Od pewnego czasu żyła w przeświadczeniu, że ( głównie dzięki zapoczątkowaniu nowego pokolenia Carrowów) zyskała władzę, której nikt nie jest wstanie jej odebrać A Deimos? Deimos tylko kiwa potakująco głową. Gdy Scarlett zostaje zabrana z ramion matki ta niema instynktownie wyciąga za nią ręce. Patrzy niepewnie jak ojciec obejmuje dziecko jakby obawiała się, że zraz ją upuści. On coś mówił a ona mogła tylko stać jak ten słup soli i zagryzając wargi analizować każdy ruch córki oczekując na wielkie nieszczęście. Dopiero jego dotyk wyrwał ją z tego dziwnego stanu. Uniosła wzrok na jego twarz pozwalając sobie na lekko figlarny uśmiech. - Uważaj, bo jeszcze doszukam się w tych słowach komplementu. - ostrzegła ledwo powstrzymując się od śmiechu. Chwilę później zarówno Megara jak i Scarlett ( która w dość płynny sposób przedostała się z rąk do rąk) stały kilka metrów dalej. - Już się przecież zgodziłam na jedną nianię- - mruknęła wyglądając przy tym jak dziecko, któremu odebrano jego ulubioną zabawkę. Włożyła Scarlett do łóżeczka by ta mogła spokojnie usunąć a sama znów przeniosła wzrok na Deimosa - Jak tylko wrócimy do domu - dodała starając się mu przypomnieć, że przecież kilka pokoi dalej znajdują się pan domu wraz z córką i jego goście. Nie ma czasu na zajmowanie się sobą.
To dzień dobroci dla zwierząt, bo Deimos odpowiada na pytanie, którego nie wypowiedziała, a na którym zmęczył się jej język pogryziony.
- Musi się czuć podle. Nie dość, że żona go zdradziła, to jeszcze przed ślubem - Deimos jest oczywiście przekonany, że jego żona nigdy by tego nie zrobiła, ale prawda jest pewnie inna i gdyby tylko Megarka miała sposobność (a miała ze starym Averym, lecz trudno jej się dziwić, że nie wybrała staruszka na swjego pierwszego) to by się skusiła. Pewnie gdyby jakiś młody mężczyzna się pojawił w jej życiu, to by też do niego wzdychała, ale faktem jest, że Deimos jest tak mocno przekonany o swojej stabilnej pozycji jeżeli chodzi o te sprawy, że nawet nie dopuszczał takiej myśli. Mógłby się zdziwić? A moze właśnie ta pewność siebie nie pozwalała Megarze na wyskoki? Czy chodzi po prostu o strach przed gniewem męża. Przez te półtorej roku małżeństwa przecież już dobrze wie jaki może być czasami gniewko z niego. - Nie wspominając już, że z jakimś... brudnokrwistym. Absolutnie mu współczuję, sam nie wiem co jest najgorsze. Oczywiście już sama zdradza sprawiłaby, że ja osobiście wydałbym na nią zakaz zbliżania się do Yorkshire, ale dodatkowo to, że obcowała z kimś, kto w historii swego rodu był kiedyś mugolem... Bardzo przykre, bardzo - oczywiście są wyjątki jak Cynthia, czy Tom Riddle, ale wątpił, żeby matka Roberta miała dziecko z mężczyzną, który byl Tomem Riddle. Cóż, a może?
Jak wiele znaczy więc dla niego jej uznanie. Poklepuje się dumnie po klatce piersiowej na znak tego, że doceniony się czuje.
- Zapamiętam te słowa - kiwa głową, bo dobrze powiedziane o tej teorii i praktyce. Najchętniej powie jej kilka teorii o tym, że ma teorię, że Megara zawsze jak ma czkawkę to chce się kochać, albo zawsze jak pije wino to chce, albo właściwie że ciągle tylko o tym myśli.
Przerażone spojrzenie żony przy każdej próbie wzięcia dziecka na ręce, było niepokojące. Należało jak najprędzej zrobić jej kolejne dziecko, żeby się jużtak nie patrzyła na to. Carrow wielkodusznie udaje, że tego nie widzi, że nie rusza go jej spojrzenie. Ale tak nie jest, bo kiedy się obraca trochę, czuje jak Megara idzie ktok w krok za nim, jakby nie umiał sobie poradzić z małą. A przecież nie raz odbietał poród atetonana, więc co to za pilnowanie!
- Nie da się zaprzeczyć, że dobrze ci idzie. Jestem pod wrażeniem, skąd wiesz co i jak robić? - kontynuują tę elegancką pogawędkę, Scarlett już leży w łóżeczku. - Rozmówiłem sie już z Fobosem, powiedział, że chętnie odda nam nauczycielkę Orsona i Marcusa, szczególnie, że oni już nie będą jej potrzebowali, bo potrzebny będzie ktoś dla starszych dzieci. Widziałem ją, spodoba ci się - a przede wszystkim spodobała się Deimosowi, który gdyby nie zawierucha ze wszystkimi innymi sprawami, to by się chętnie do niej przytulił. Ale nie będzie przecież teraz myślał o guwernantce, jeżeli jego żona mu obiecuje zaraz po powrocie przyjemności. Nie będzie?
- Przecież praktycznie to też jest nasz dom, Adrien non-stop to powtarza - żartuje i podchodzi żeby ją pocałować, żeby przestała się już tak na niego jeżyć.
- Musi się czuć podle. Nie dość, że żona go zdradziła, to jeszcze przed ślubem - Deimos jest oczywiście przekonany, że jego żona nigdy by tego nie zrobiła, ale prawda jest pewnie inna i gdyby tylko Megarka miała sposobność (a miała ze starym Averym, lecz trudno jej się dziwić, że nie wybrała staruszka na swjego pierwszego) to by się skusiła. Pewnie gdyby jakiś młody mężczyzna się pojawił w jej życiu, to by też do niego wzdychała, ale faktem jest, że Deimos jest tak mocno przekonany o swojej stabilnej pozycji jeżeli chodzi o te sprawy, że nawet nie dopuszczał takiej myśli. Mógłby się zdziwić? A moze właśnie ta pewność siebie nie pozwalała Megarze na wyskoki? Czy chodzi po prostu o strach przed gniewem męża. Przez te półtorej roku małżeństwa przecież już dobrze wie jaki może być czasami gniewko z niego. - Nie wspominając już, że z jakimś... brudnokrwistym. Absolutnie mu współczuję, sam nie wiem co jest najgorsze. Oczywiście już sama zdradza sprawiłaby, że ja osobiście wydałbym na nią zakaz zbliżania się do Yorkshire, ale dodatkowo to, że obcowała z kimś, kto w historii swego rodu był kiedyś mugolem... Bardzo przykre, bardzo - oczywiście są wyjątki jak Cynthia, czy Tom Riddle, ale wątpił, żeby matka Roberta miała dziecko z mężczyzną, który byl Tomem Riddle. Cóż, a może?
Jak wiele znaczy więc dla niego jej uznanie. Poklepuje się dumnie po klatce piersiowej na znak tego, że doceniony się czuje.
- Zapamiętam te słowa - kiwa głową, bo dobrze powiedziane o tej teorii i praktyce. Najchętniej powie jej kilka teorii o tym, że ma teorię, że Megara zawsze jak ma czkawkę to chce się kochać, albo zawsze jak pije wino to chce, albo właściwie że ciągle tylko o tym myśli.
Przerażone spojrzenie żony przy każdej próbie wzięcia dziecka na ręce, było niepokojące. Należało jak najprędzej zrobić jej kolejne dziecko, żeby się jużtak nie patrzyła na to. Carrow wielkodusznie udaje, że tego nie widzi, że nie rusza go jej spojrzenie. Ale tak nie jest, bo kiedy się obraca trochę, czuje jak Megara idzie ktok w krok za nim, jakby nie umiał sobie poradzić z małą. A przecież nie raz odbietał poród atetonana, więc co to za pilnowanie!
- Nie da się zaprzeczyć, że dobrze ci idzie. Jestem pod wrażeniem, skąd wiesz co i jak robić? - kontynuują tę elegancką pogawędkę, Scarlett już leży w łóżeczku. - Rozmówiłem sie już z Fobosem, powiedział, że chętnie odda nam nauczycielkę Orsona i Marcusa, szczególnie, że oni już nie będą jej potrzebowali, bo potrzebny będzie ktoś dla starszych dzieci. Widziałem ją, spodoba ci się - a przede wszystkim spodobała się Deimosowi, który gdyby nie zawierucha ze wszystkimi innymi sprawami, to by się chętnie do niej przytulił. Ale nie będzie przecież teraz myślał o guwernantce, jeżeli jego żona mu obiecuje zaraz po powrocie przyjemności. Nie będzie?
- Przecież praktycznie to też jest nasz dom, Adrien non-stop to powtarza - żartuje i podchodzi żeby ją pocałować, żeby przestała się już tak na niego jeżyć.
Fakt, że słuchała męża w milczeniu nie otwierając przy tym ust w geście niemałego zaskoczenia, można uznać za spory sukces. Nie chciała się do końca zagłębiać w to, na czym opierało się małżeństwo rodziców Inary. Już tym bardziej nie miała zamiaru utwierdzać go w fakcie, że tylko szlachtę stać na dotrzymywanie pewnych zobowiązań, za jakie można uznać wierność danej osobie. Chociaż może nie byłby to taki zły pomysł. Deimos tylko umocniłby się w przeświadczeniu, że młoda żona nawet nie myśli o ukryciu się w ramionach innego mężczyzny. Skoro nawet w najczarniejszych momentach ostatnich miesięcy nie przyszło mu do głowy, że dziecko, które miało nigdy się nie narodzić mogło być owocem zdrady. Zaczęła się zastanawiać czy to był właśnie klucz do zniszczenia Deimosa. Pozbawienie go tej pewności, wydumanej władzy nad sprzedaną mu kobietą. Potrząsnęła lekko głową chcąc się oswobodzić z podobnych przemyśleń. Nigdy nie powiedziała mu, że go kocha. Wmawiała sobie, że nie ma takiej potrzeby, że taka scena wyglądałaby jak rodem wyjęta z kiepskiego romansidła. Ale może dla tego, co jakiś czas pojawiała się kolejna myśl o tym jak pogrążyć to małżeństwo. Czyżby nigdy już nie miała zaprzestać prób ucieczki ze złotej klatki?
- Czyli uważasz, że gdyby zdradziła go z osobą o błękitnej krwi to nie byłoby aż tak bolesne? - nie mogła zatrzymać tego pytanie. Szczęście, że przynajmniej udało jej się przeformułować je tak by wydawało się, że wciąż myśli o matce Inary. Przenosząc na niego swoją uwagę w jej spojrzeniu pojawiło się coś niepokojącego. Nie wiadomo jednak czy jej myśli wciąż krążyły wokół złamania przez nią przysięgi małżeńskiej czy po prostu zasmucił ją fakt, że po raz kolejny zduszono w zarodku nadzieję na to, że Deimos kiedyś przestanie dzielić ludzi na swoich i obcych. Na szczęście wszystko zniknęło, gdy przystąpili do tych dziwnych przekomarzań na temat dzieci i niań. Przewróciła oczami już tylko raz, gdy stwierdził, że zapamiętane wypowiedziane przez nią słowa. Wbrew pozorom takie deklaracje nigdy nie kończyły się niczym dobrym. Mimo tego, że żona wyraźnie górowała nad mężem poziomem inteligencji ten z niezwykłą łatwością potrafił wykorzystywać jej własne słowa, jako broń. Ciekawe tylko czy robił to świadomie.
- Szybko się uczę - próbowała zbagatelizować jego słowa lekkim wzruszeniem ramion ale i tak trudno było nie zauważyć, że jest szczęśliwa. Ktoś w końcu zauważył jej wysiłki. Cóż zawsze mogła mu powiedzieć, że wyczytała wszystko z książek lub że nie bez powodu dziewczynkom do siódmego roku życia kupuje się wyłącznie lalki na prezenty. Szybko się uczę w zupełności wystarczyło. Na chwilę odsunęła się od męża sięgając po jedną z toreb, w której znajdowała się mała pozytywka. Gdy była odwrócona tyłem Deimos nie mógł dostrzec wyrazu twarzy, który odmalował się tylko na samą wzmiankę o tych dwóch młodych diabłach . Nakręciła zabawkę i gdy ta zaczęła wydawać ciche i delikatne dźwięki położyła ją tuż obok łóżeczka.- Poproszę Fobosa, żeby przysłał ją do mnie. Sama chce z nią porozmawiać a wtedy zdecydujemy - lepsza dyplomatyczna odpowiedź niż kategoryczny sprzeciw. Jeszcze oskarżyłby ją o to, że nie liczy się z jego zdaniem. Już teraz zaczęła się zastanawiać czy Deimosowi tak podobały się zdolności wychowawcze owej kobiety czy też twarz…i inne części ciała. Dziecko wcale nie sprawiło, że stała się mniej zazdrosna o to, co formalnie należało do niej. I w tym momencie należałoby się zastanawiać, które z nich bardziej ucierpiałoby w momencie pojawienia się w ich małżeństwie osoby trzeciej. Gdy widziała, że się do niej zbliża w teoretycznie dość oczywistym celu szybko czmychnęła w bok. - Cierpliwości lordzie Carrow. Przecież musimy tam wrócić - uwielbiała się bawić w tego dorosłego i racjonalnego. To było momentami bardzo zabawne.
- Czyli uważasz, że gdyby zdradziła go z osobą o błękitnej krwi to nie byłoby aż tak bolesne? - nie mogła zatrzymać tego pytanie. Szczęście, że przynajmniej udało jej się przeformułować je tak by wydawało się, że wciąż myśli o matce Inary. Przenosząc na niego swoją uwagę w jej spojrzeniu pojawiło się coś niepokojącego. Nie wiadomo jednak czy jej myśli wciąż krążyły wokół złamania przez nią przysięgi małżeńskiej czy po prostu zasmucił ją fakt, że po raz kolejny zduszono w zarodku nadzieję na to, że Deimos kiedyś przestanie dzielić ludzi na swoich i obcych. Na szczęście wszystko zniknęło, gdy przystąpili do tych dziwnych przekomarzań na temat dzieci i niań. Przewróciła oczami już tylko raz, gdy stwierdził, że zapamiętane wypowiedziane przez nią słowa. Wbrew pozorom takie deklaracje nigdy nie kończyły się niczym dobrym. Mimo tego, że żona wyraźnie górowała nad mężem poziomem inteligencji ten z niezwykłą łatwością potrafił wykorzystywać jej własne słowa, jako broń. Ciekawe tylko czy robił to świadomie.
- Szybko się uczę - próbowała zbagatelizować jego słowa lekkim wzruszeniem ramion ale i tak trudno było nie zauważyć, że jest szczęśliwa. Ktoś w końcu zauważył jej wysiłki. Cóż zawsze mogła mu powiedzieć, że wyczytała wszystko z książek lub że nie bez powodu dziewczynkom do siódmego roku życia kupuje się wyłącznie lalki na prezenty. Szybko się uczę w zupełności wystarczyło. Na chwilę odsunęła się od męża sięgając po jedną z toreb, w której znajdowała się mała pozytywka. Gdy była odwrócona tyłem Deimos nie mógł dostrzec wyrazu twarzy, który odmalował się tylko na samą wzmiankę o tych dwóch młodych diabłach . Nakręciła zabawkę i gdy ta zaczęła wydawać ciche i delikatne dźwięki położyła ją tuż obok łóżeczka.- Poproszę Fobosa, żeby przysłał ją do mnie. Sama chce z nią porozmawiać a wtedy zdecydujemy - lepsza dyplomatyczna odpowiedź niż kategoryczny sprzeciw. Jeszcze oskarżyłby ją o to, że nie liczy się z jego zdaniem. Już teraz zaczęła się zastanawiać czy Deimosowi tak podobały się zdolności wychowawcze owej kobiety czy też twarz…i inne części ciała. Dziecko wcale nie sprawiło, że stała się mniej zazdrosna o to, co formalnie należało do niej. I w tym momencie należałoby się zastanawiać, które z nich bardziej ucierpiałoby w momencie pojawienia się w ich małżeństwie osoby trzeciej. Gdy widziała, że się do niej zbliża w teoretycznie dość oczywistym celu szybko czmychnęła w bok. - Cierpliwości lordzie Carrow. Przecież musimy tam wrócić - uwielbiała się bawić w tego dorosłego i racjonalnego. To było momentami bardzo zabawne.
Skąd więc brała się ta pewność siebie? Nie odczuwałem odwzajemnionych uczuć ze strony Megary, była wszak dość oziębła, jak zresztą na Malfoykę przystało. Nie mówiła do mnie miłymi słowami, jej przemiły ton słyszałem tylko wtedy, kiedy zwracała się do dziecka. Dziś mam wrażenie, że przed narodzinami Scarlett właściwie tego tonu nigdy nie słyszałem.
Byłoby więc aburdem wierzyć, że jestem przekonany o swojej wartości dlatego, że mnie kocha moja żona. Ona mnie praktycznie nienawidzi i jestem o tym absolutnie przekonany. Ale mnie bawi to, jak bardzo ją denerwuje ta myśl, że roztaczam nad nią opiekę dlatego, że chcę. Nie dlatego, że mi kazano. Minął rok i pół od naszego ślubu, a ta wciąż zachowuje się, jakgdyby to miało znaczenie w dalszym ciągu. Nie kochanie, nie ma już nikogo ponad nami. A mój ojciec się przecież sypie.
- Byłoby to równie bolesne, bo Adrien niesamowicie kochał swoją kobietę. Pamiętam, że potrafili zachowywać się jakby nie istniał nikt poza nimi, to było wielkie uczucie- mówię, dając jej do zrozumienia, że jestem tak bardzo romantyczny, pewnie zauważyła. Ciekawe czy się rozmarzy, bo czasami kobiety tak mają, że jak o czymś usłyszą, to zaraz porównują czy u nich jest tak samo.
Więc jeżeli ona planuje usunąć ze mnie te pewność, że to moje dzieci i że ja będę je wychowywał w zdrowiu i chorobie, to może niech pokaże jak się umie oderwać od tych myśli miłych, które je jej jak na tacy podaję. No, bierz dziewczyno.
- Skoro tak wolisz, nie wtrącam się - bo ja się w nic nie wtrącałem jak byłem w dobrym humorze. A teraz byłem.
Rozbawiony jej oziębłością wywracam oczętami i poddaje się. Prędko się poddaję, nie mam humoru na kolejne podchody, które mi zajmą dwadzieścia minut a później i tak wszystko zniszczy kotlet, który mój dogi kuzyn poda na drugie danie.
- Ale ta kobieta przemiła, nie sądzisz? Chyba zresztą już kilka razy u niej zamawiałem lustra. Konkretna, chociaż czasami odjechana. Ciekawe, co taki przeciętny urzędnik policji ma jej do zaoferowania. Pamiętasz lustro na piętrze w różowym pokoju? To ona je zrobiła, istny majstersztyk. Tylko się nie chwal, że wywaliłaś w niego butelkę z połową wina - uprzedzam, roztrajkotałem się jakbym był katarynką.
Byłoby więc aburdem wierzyć, że jestem przekonany o swojej wartości dlatego, że mnie kocha moja żona. Ona mnie praktycznie nienawidzi i jestem o tym absolutnie przekonany. Ale mnie bawi to, jak bardzo ją denerwuje ta myśl, że roztaczam nad nią opiekę dlatego, że chcę. Nie dlatego, że mi kazano. Minął rok i pół od naszego ślubu, a ta wciąż zachowuje się, jakgdyby to miało znaczenie w dalszym ciągu. Nie kochanie, nie ma już nikogo ponad nami. A mój ojciec się przecież sypie.
- Byłoby to równie bolesne, bo Adrien niesamowicie kochał swoją kobietę. Pamiętam, że potrafili zachowywać się jakby nie istniał nikt poza nimi, to było wielkie uczucie- mówię, dając jej do zrozumienia, że jestem tak bardzo romantyczny, pewnie zauważyła. Ciekawe czy się rozmarzy, bo czasami kobiety tak mają, że jak o czymś usłyszą, to zaraz porównują czy u nich jest tak samo.
Więc jeżeli ona planuje usunąć ze mnie te pewność, że to moje dzieci i że ja będę je wychowywał w zdrowiu i chorobie, to może niech pokaże jak się umie oderwać od tych myśli miłych, które je jej jak na tacy podaję. No, bierz dziewczyno.
- Skoro tak wolisz, nie wtrącam się - bo ja się w nic nie wtrącałem jak byłem w dobrym humorze. A teraz byłem.
Rozbawiony jej oziębłością wywracam oczętami i poddaje się. Prędko się poddaję, nie mam humoru na kolejne podchody, które mi zajmą dwadzieścia minut a później i tak wszystko zniszczy kotlet, który mój dogi kuzyn poda na drugie danie.
- Ale ta kobieta przemiła, nie sądzisz? Chyba zresztą już kilka razy u niej zamawiałem lustra. Konkretna, chociaż czasami odjechana. Ciekawe, co taki przeciętny urzędnik policji ma jej do zaoferowania. Pamiętasz lustro na piętrze w różowym pokoju? To ona je zrobiła, istny majstersztyk. Tylko się nie chwal, że wywaliłaś w niego butelkę z połową wina - uprzedzam, roztrajkotałem się jakbym był katarynką.
Pojawił się uśmiech, który praktycznie nic nie wyrażał. Długie palce wsunęły się pod materiał marynarki Deimosa tylko po to by z kieszeni wyciągnąć zdobione pudełko. Słuchała go w milczeniu ze wszystkich sił starając się odgonić bolesne myśli. Nie potrafiła. Przeklęta mała masochistka. Wyciągnęła papierosa chwilę później chowając papierośnice na swoje miejsce. Czuła na sobie jego wzrok. Chciał odpowiedzi. Pozwoliła sobie na zmęczone westchnięcie. Zaciągnęła się pozwalając by dym wydobywający się z jej ust otulił Deimosa ze wszystkich stron. - Jak to dobrze, że przynajmniej nam to nie grozi - wygięła usta w lekko zadziornym uśmiech. Niech sobie tłumaczy jak chce. Niech dostrzeże w tych słowach potwierdzenie jej wierność. Może to tylko kolejny atak lady Carrow. Nie mogła przecież przepuścić okazji na kolejne plucie jadem . Zaciągnęła się po raz kolejny. Czemu zaczęła palić? Ponieważ podczas ciąży robiło się jej niedobrze na sam zapach alkoholu? On palił i chciała mieć z nim coś wspólnego? Może wszystko przez to, że ONA paliła? Nie ważne. To przecież i tak nic nie zmienia.
Zaskoczona tak szybkim wycofaniem się Deimosa mogła się tylko uśmiechnąć. Przynajmniej zagrożenie pojawienia się w domu jakiejś obcej kobiety zostało zminimalizowane. Jeszcze trochę i może uda się go przekonać, że żadna niania nie jest właściwie potrzebna. Mało mieli służby w domu? - Dziękuję - dodała po chwili przypominając sobie o jednej z kluczowych zasad ich wspólnego egzystowania. Gdy Deimos okazywał wielkoduszność należało wyrazić wdzięczność, dzięki temu będzie miał dobry humor te dwie minuty dłużej. Słuchając dalej nie mogła się powstrzymać od cichego śmiechu. Zaciągnęła się po raz kolejny. - Ktoś w związku musi nosić spodnie. Zresztą kto by pomyślał, że podobają ci się konkretne kobiety- uniosła lekko brwi walcząc z kolejnym wybuchem śmiechu. Zgasiła niedopałek w popielniczce. Przez chwilę milczała próbując sobie przypomnieć o jakie lustro właściwie chodzi. Chociaż dużo bardziej interesował ją fakt, że Deimos za dobrze zna jej część Marseet - To wszystko była twoja wina. Trzeba było mnie nie denerwować skoro tak nie lubisz przedmiotów latających po pokojach- najchętniej tym miejscu pokazałaby mu język ale poprzestała na wzruszeniu ramionami. - Zresztą o ile dobrze pamiętam celowałam w twoją głowę. Nie moja wina, że akurat postanowiłeś się ruszyć. Biedna ściana oberwała za ciebie - westchnęła teatralnie. Teoretycznie mówili o poważnych rzeczach i powinna się obrazić za to, że Deimos znów wyciąga jej przewiny na światło dzienne. Ale w jakiś dziwny sposób ta sytuacja zaczęła ją bawić. Ustępliwy Deimos i wesoła Megara. A mówią, że cuda się nie zdarzają.
Zaskoczona tak szybkim wycofaniem się Deimosa mogła się tylko uśmiechnąć. Przynajmniej zagrożenie pojawienia się w domu jakiejś obcej kobiety zostało zminimalizowane. Jeszcze trochę i może uda się go przekonać, że żadna niania nie jest właściwie potrzebna. Mało mieli służby w domu? - Dziękuję - dodała po chwili przypominając sobie o jednej z kluczowych zasad ich wspólnego egzystowania. Gdy Deimos okazywał wielkoduszność należało wyrazić wdzięczność, dzięki temu będzie miał dobry humor te dwie minuty dłużej. Słuchając dalej nie mogła się powstrzymać od cichego śmiechu. Zaciągnęła się po raz kolejny. - Ktoś w związku musi nosić spodnie. Zresztą kto by pomyślał, że podobają ci się konkretne kobiety- uniosła lekko brwi walcząc z kolejnym wybuchem śmiechu. Zgasiła niedopałek w popielniczce. Przez chwilę milczała próbując sobie przypomnieć o jakie lustro właściwie chodzi. Chociaż dużo bardziej interesował ją fakt, że Deimos za dobrze zna jej część Marseet - To wszystko była twoja wina. Trzeba było mnie nie denerwować skoro tak nie lubisz przedmiotów latających po pokojach- najchętniej tym miejscu pokazałaby mu język ale poprzestała na wzruszeniu ramionami. - Zresztą o ile dobrze pamiętam celowałam w twoją głowę. Nie moja wina, że akurat postanowiłeś się ruszyć. Biedna ściana oberwała za ciebie - westchnęła teatralnie. Teoretycznie mówili o poważnych rzeczach i powinna się obrazić za to, że Deimos znów wyciąga jej przewiny na światło dzienne. Ale w jakiś dziwny sposób ta sytuacja zaczęła ją bawić. Ustępliwy Deimos i wesoła Megara. A mówią, że cuda się nie zdarzają.
Ustępliwy Deimos, wesoła Megara, Megara która nauczyła się ładnie dziękować, co sprawia, że Deimos przez kilka dłuższych chwil zaczyna się czuć jakby był panem świata. Chyba o to właśnie chodzi, żeby tak nastroić swojego mężczyznę, żeby był piewien, że teraz już wszystko zdoła pokonać.
- Może bym cię tak nie denerwowal, gdybyś wreszcie pojęła, że mam rację w wielu sprawach - tak dobie dyskutuje ze swoją ukochaną, żoną, mamą jego córki - Już nie wspomnę, że wtedy się pokłóciliśmy i sama wiesz, co się później okazało, że twój kuzyn miał romans z tą mugolką. Absolutnie żałosne - posiadanie romansów w jego wieku, bo chociaż nie jest tu mowa o panu Morfeuszu, a o dalekim kuzynie, który nawet nie posiada nazwiska Malfoy, ale nazwisko innego rodu, to przecież chodzi o romanse. O tym starał się przekonać ją Deimos, chociaż Megara upierała się, że przecież chodzi o to, że tamta kobieta była mugolką. Równie dobrze mógł się przecież pieklić nad romansem Morfeusza z tą półkrewką, która mu przyprowadziła dzieciaka do życia. Absolutnie żałosne.
Deimos ma twarde poglądy na pewne sprawy, czasami nie zastanawia się nawet jak wielkie ma szczęście. Bo chyba nie ma aż tak wielkiego szczęscia jego zdaniem. Ale prawdę mówiąc, to powinien się cieszyć, że nie potrzebuje zdradzać Megary, ba, nawet polubił swoją krnąbrną żonkę. Żeby nie powiedzieć o gorszych uczuciach, którymi ją darzy. Lepiej nie mówic o nich, lepiej udawać, że ich nie ma, a w każdym razie w takim stopniu, w jakim faktycznie są.
- Twoje argumenty są jednak nieco słabe w obliczu uszkodzenia tak cennego lustra, wiesz o tym dobrze - pośmieli się, pośmieli. Pewnie oboje mają gdzieś z tyłu głowy zakodowane że szewc bez butów chodzi i że Magrit by serce pękło, gdyby się dowiedziała. Pewnie sama nigdy nie będzie miała tak wspaniałych luster jak te, które Megara reguralnie niszczy.
- Scarlett chyba usypia, myślę, że możemy zaraz wrócić do stołu. Swoją drogą, nie sadzisz, że to smutne, że Inara jeszcze nie ma męża? Może powinniśmy interweniować? Cenię Adriena jak brata, ale w tej kwesti się nie sprawdził - wtóruje jej w paleniu. Zdziwiła go, że miała ochotę podjąć z nim tę przyjemność. Przynajmniej mieli pretekst, żeby się czasami spotykać na dlużej. Już nie dusił ją zapach jego cygar, chociaż jej papierosy z kolei dziwnie pachniały według niego. Jakieś chyba zbyt kwiatowe sobie wybierała. Do niej pasowałby zdecydowanie bardziej zdecydowany zapach. Piżmo?
- Może bym cię tak nie denerwowal, gdybyś wreszcie pojęła, że mam rację w wielu sprawach - tak dobie dyskutuje ze swoją ukochaną, żoną, mamą jego córki - Już nie wspomnę, że wtedy się pokłóciliśmy i sama wiesz, co się później okazało, że twój kuzyn miał romans z tą mugolką. Absolutnie żałosne - posiadanie romansów w jego wieku, bo chociaż nie jest tu mowa o panu Morfeuszu, a o dalekim kuzynie, który nawet nie posiada nazwiska Malfoy, ale nazwisko innego rodu, to przecież chodzi o romanse. O tym starał się przekonać ją Deimos, chociaż Megara upierała się, że przecież chodzi o to, że tamta kobieta była mugolką. Równie dobrze mógł się przecież pieklić nad romansem Morfeusza z tą półkrewką, która mu przyprowadziła dzieciaka do życia. Absolutnie żałosne.
Deimos ma twarde poglądy na pewne sprawy, czasami nie zastanawia się nawet jak wielkie ma szczęście. Bo chyba nie ma aż tak wielkiego szczęscia jego zdaniem. Ale prawdę mówiąc, to powinien się cieszyć, że nie potrzebuje zdradzać Megary, ba, nawet polubił swoją krnąbrną żonkę. Żeby nie powiedzieć o gorszych uczuciach, którymi ją darzy. Lepiej nie mówic o nich, lepiej udawać, że ich nie ma, a w każdym razie w takim stopniu, w jakim faktycznie są.
- Twoje argumenty są jednak nieco słabe w obliczu uszkodzenia tak cennego lustra, wiesz o tym dobrze - pośmieli się, pośmieli. Pewnie oboje mają gdzieś z tyłu głowy zakodowane że szewc bez butów chodzi i że Magrit by serce pękło, gdyby się dowiedziała. Pewnie sama nigdy nie będzie miała tak wspaniałych luster jak te, które Megara reguralnie niszczy.
- Scarlett chyba usypia, myślę, że możemy zaraz wrócić do stołu. Swoją drogą, nie sadzisz, że to smutne, że Inara jeszcze nie ma męża? Może powinniśmy interweniować? Cenię Adriena jak brata, ale w tej kwesti się nie sprawdził - wtóruje jej w paleniu. Zdziwiła go, że miała ochotę podjąć z nim tę przyjemność. Przynajmniej mieli pretekst, żeby się czasami spotykać na dlużej. Już nie dusił ją zapach jego cygar, chociaż jej papierosy z kolei dziwnie pachniały według niego. Jakieś chyba zbyt kwiatowe sobie wybierała. Do niej pasowałby zdecydowanie bardziej zdecydowany zapach. Piżmo?
Nie trzeba dużych pokładów wyobraźni by przewidzieć reakcję Megary. Zaciskając palce na biodrach patrzyła na męża w ten sposób jakby właśnie uderzył się ciastem w twarz. Zamiast jednak roześmiać się tak, że usłyszano by ją w Londynie, przewróciła oczami odwracając wzrok gdzieś w bok. - To i tak postęp, że powiedziałeś w wielu a nie we wszystkich . Ale proponuje układ. Nie zdenerwujesz mnie przez najbliższych kilka miesięcy a na gwiazdkę sprezentuje ci przyznanie racji na piśmie. Będziesz mógł mi nim machać przed nosem za każdym razem gdy się sprzeciwie - na wpół serio na wpół żartem. Miał już przecież podobne zaświadczenie w postaci złotej obręczy na palcu. Dobry humor prysł niczym bańka mydlana gdy tylko po raz kolejny wciągnął tą sprawę na światło dzienne. Megarka zacisnęła szczęki wbijając paznokcie w ramę łóżeczka. - Romans staje się żałosny tylko wtedy gdy wychodzi na jaw. Inaczej jest tylko ekscytującą przygodą. - uciekła spojrzeniem w bok. Deimos był obłudnym hipokrytą i to sprawiało, że Megara nie była wstanie czasem z nim wytrzymać. - Nie żebym co na ten temat wiedziała. - wzruszyła lekko ramionami posyłając mu lekko ironiczny uśmiech. Nie zrozumie. Przecież on nigdy nie rozumiał tego co się dzieje w głowie jego młodej żony. O co tym razem mogło chodzi? Może o to, że wciąż gdzieś z tyłu głowy tlił się obraz tych innych kobiet Megara uciekła gdzieś myślami błądząc spojrzeniem po pokoju. Robiła wszystko by nie dostrzec męża. Nie chciała wszczynać kolejnej kłótni a on znów ją do tego prowokował. - Nie wiem - mruknęła niczym rozpieszczona księżniczka. - Myślę o tym w kategorii dawania pani Lupin możliwości rozwoju jej talentu. Ja się wyżywam na lustrach, ty wydajesz na mnie pieniądze a pani Lupin ma szanse na zarobek i stworzenie nowego dzieła. Wszyscy zadowoleni - figlarny uśmiech zakręcił się gdzieś na jej twarzy. Już jej przeszło? Nie jednak nie. -Absolutnie nie. Deimos obiecaj mi , że nie będziesz się w to mieszać - brzmiała wyjątkowo poważnie. W tym momencie była gotowa porzucić swoje postanowienie o nie wszczynaniu kłótni. - Inara da sobie radę sama. Pamiętaj, że to jedyne dziecko Adriana. Nic dziwnego, że nie chce jej sprzedać temu kto zaoferuje więcej - czyżby cicha aluzja do ich własnego ślubu? Zresztą jak znajdą dla niej odpowiedniego kandydata to ani ona ani Adrian nie będą mieli nic do gadania. - przeniosła wzrok na Scarlett. Jej przyszłość miała wyglądać zupełnie inaczej. Megara nie pozwoli by ktokolwiek zmusił ukochaną córeczkę do małżeństwa wbrew woli.- Nawet jeśli miałaby zostać starą panną to co w tym złego? Ja - ugryzła się w język ale było już za późno - bym sobie poradziła więc Inara również - wzięła głęboki oddech szukając najbliżej drogi ucieczki. - Tak chyba zasnęła. - przyznała w końcu. -Możemy wracać.
[koniec]
[sen] święta 1956, Czar Jasnolesia
Szybka odpowiedź