Wydarzenia


Ekipa forum
Everett A. Huxley
AutorWiadomość
Everett A. Huxley [odnośnik]02.05.16 19:57

Everett A. Huxley

Data urodzenia: 15.04.1928r.
Nazwisko matki: Rookwood
Miejsce zamieszkania: Dover/Londyn
Czystość krwi: czysta ze skazą
Zawód: oficjalnie - znawca prawa i przedstawiciel rezerwatu w Kent, prywatnie - teoretyk czarnej magii, badacz
Wzrost: 183cm
Waga: 82kg
Kolor włosów: brązowe
Kolor oczu: szare
Znaki szczególne: niewielka heterochromia – brązowe plamki na szarej tęczówce; długa, wyblakła blizna na lewym przedramieniu
Status majątkowy: średniozamożny


Waking up is harder than it seems
Wandering through these empty rooms
Of dusty books and quiet dreams


Everett urodził się wiosną 28 r. w posiadłości Huxleyów, w Dover, pod okiem zaufanej akuszerki. Mimo problemów, które wystąpiły przy porodzie, nic nie wskazywało na to, by rodzina musiała obawiać się o jego zdrowie. Niestety fortuna i tym razem ukazała swe kapryśne oblicze, kołyskę niemowlęcia okrywając kirem; matka zmarła przy połogu, pogrążając w żałobie zarówno najbliższych jej mężczyzn, jak i całe rodziny Huxleyów i Rookwoodów.
Od dnia narodzin naznaczony śmiercią. Czy mógł się łudzić, że zdoła jej uciec? Że niepowetowana strata rodzicielki będzie ostatnią, z jaką przyjdzie mu się zmierzyć?
Z początku nie wiedział, za czym winien tęsknić. W końcu nigdy nie poznał ciemnowłosego anioła, za którym ojciec wylewał gorzkie łzy, o którego z rozpaczą i dziecięcym niezrozumieniem wypytywał starszy brat. Jednak czas płynął dalej, chłopcy dorastali, a Everett rozumiał coraz więcej. Widział coraz więcej. Kim jest ta pani ze zdjęć, papo? I dlaczego jej tu z nami nie ma?


Jego ojciec, choć cierpiący po stracie ukochanej małżonki, nie uciekał od obowiązku wychowywania synów. Był zbyt rozsądny, by utopić smutki w alkoholu, nie mówiąc już nawet o sięganiu po innego rodzaju używki. Był zbyt opanowany, by epatować swym smutkiem na prawo i lewo. Jego siostra sprowadziła się do Dover, by pomóc z udźwignięciem tego ciężaru oraz utrzymaniem posiadłości w ich władaniu. Nie było mowy o tym, by dzieciom miało czegokolwiek braknąć, by miały zostać czegokolwiek pozbawione - Huxleyowie nadal pamiętali czasy, gdy ich rodzina była lennikami samych Rosierów, i żadna tragedia, nawet tak wielka, nie mogła zepchnąć ich z tego piedestału.
Oprócz szalonych gonitw po okolicznych lasach i moczeniu stóp w przepływającej koło posiadłości rzece, chłopcy odbywali lekcje z preceptorem, który poszerzał ich wiedzę na temat czarodziejskiego świata, uczył manier oraz podstaw języka francuskiego. Z historią rodu zapoznawał ich dziadek, wpajając dumę z noszonego nazwiska, opowiadając przy tym o zamku Hogwart i panujących w jego murach zasadach - jako niegdysiejszy wykładowca Zaklęć i Uroków próbował zaszczepić w nich miłość do nauki i bezgraniczny szacunek do belfrów. Zaś lekcje muzyki wzięła na siebie ciotka, każdego wieczoru zaganiając ich do pianina, nieudolnie próbując zastąpić im zmarłą matkę.
Ojciec poświęcał synom tyle czasu, ile tylko mógł, przy jednoczesnym niezaniedbywaniu obowiązków, jakie stawiała przed nim praca w służbach administracyjnych Wizengamotu oraz służenie poradą prawną rezerwatowi smoków w Kent. Czasami lgnął do nich, poszukując w nich śladu zmarłej Anabelle, innym razem unikał ich widoku, pozostawiając ich w dobrych rękach najbliższych krewnych.


Temat zmarłej stał się tematem tabu. I nikt - nikt oprócz starszego brata - nigdy nie posądzał go o spowodowanie jej śmierci. Nikt nie odtrącał go, choć każde kolejne urodziny były słodko-gorzką rocznicą, w trakcie której wypadało zdmuchnąć świeczkę, ale i zapalić inną na marmurowym grobie Anabelle. Zaś jego specyficzne, odziedziczone po niej oczy, nierozerwalnie kojarzyły się z piękną, wrażliwą, boleśnie nieobecną anielicą, wzbudzając wśród rodziny to zachwyty, to grymasy bólu. Żył z piętnem, którego jeszcze dobrze nie rozumiał, lecz które chciał poznać bliżej.
Nie mógł wiedzieć, co utracił, lecz stratę tę odczuwał na każdym kroku - kiedy widział szczęśliwe matki z dziećmi, kiedy ciotce zajętej swoją rodziną brakowało już dla nich czułości, lub kilka lat później, gdy udało mu się przełamać tabu na tyle, by otrzymać dostęp do jej zamkniętego na klucz pokoju. Tam odnalazł nowy świat - świat jej delikatnej biżuterii, czytywanych przez nią tomów poezji, albumów dzieł sztuki oraz czarownych map nieba, które lubiła sporządzać. Im lepiej ją poznawał, tym mocniej odczuwał się z nią związany.
Jeśli ktokolwiek, w myślach lub na głos, chciał wyrzucać mu niesprawiedliwość, której się dopuścił, gdy przyszedł na świat, odbierając światu swą matkę, musiał być prawdziwym głupcem - przecież to on, ten, który nigdy jej nie poznał, ten, któremu nigdy nie było dane spędzić z nią nawet chwili, cierpiał na tym najbardziej.


Trafił do Hogwartu dwa lata po swym bracie, dumnym Ślizgonie, lecz nie poszedł w jego ślady. Zamieszkał w wieży Krukonów - pod samym niebem, z daleka od lochów zamczyska. Nie potrzebował wiele czasu, by zweryfikować roztaczane przez rodzinę wizje dotyczące szkoły.
Zajęcia z latania na miotle były dla niego zmorą i gdyby nie pomoc grającego już wtedy w domowej drużynie Qudditcha brata, pewnie miałby spory problem z zaliczeniem tego idiotycznego przedmiotu. Do eliksirów przykładał się jak mógł, lecz już od pierwszych zajęć wiedział, że brakuje mu niezbędnego alchemikowi wyczucia. Zachwalane przez dziada Zaklęcia i Uroki okazały się interesujące, lecz nie tak interesujące jak Obrona Przed Czarną Magią, która prędko podbiła jego serce i zawróciła w głowie, nakazując spędzać w bibliotece długie godziny na pochłanianiu kolejnych ksiąg i artykułów. Również astronomia objawiła mu się jako nęcąca, czarowna nauka, której oczekiwał z niecierpliwością jeszcze podczas pobytu w Dover - z pewnością nie bez znaczenia okazała się skłonność do uciekania nocą na dach domu, by obserwować w spokoju upstrzone gwiazdami niebo, skłonność tylko pogłębiona przez odnalezione w pokoju matki mapy.
Nie sprawiał kłopotów. Był zbyt zajęty swoimi sprawami, by wdawać się w typowe dla młodzieży konflikty, zaś wpojony w domu szacunek do wykładowców prezentował na każdym kroku. Kojarzyli go, jako wnuka tego Huxleya, a jednocześnie brata rozrabiającego pałkarza Ślizgonów, w porównaniu z którym jawił się im prawdziwym ideałem. Ciągle widywany z książką, zawsze sumiennie przygotowany do zajęć, z najdłuższym esejem z OPCM, z najszczegółowiej zebranymi informacjami na temat sposobów obrony przed tą nikczemną czarną magią. Myślał o karierze naukowej, o nieustannym rozwoju i pilnie ćwiczył pod okiem profesorów, wymieniając się z nimi poglądami na temat najnowszych artykułów naukowych z prenumerowanych Horyzontów zaklęć.
W końcu trafił do Klubu Ślimaka, gdzie poznał wspominanego przez brata Toma Riddle'a - czarującego, starszego kilka lat chłopaka, który osiągał wspaniałe wyniki w nauce, a ponadto przyczynił się do wydalenia ze szkoły Hagrida... Za co wszyscy, chcąc lub nie, powinni mu dziękować, jeśli pobieranie nauk w zamku Hogwart sprawiało im jakąkolwiek przyjemność. Lecz Everett nie chciał się do niego zbliżać - Tom był poza jego światem, był wężem i chował się w obślizgłych lochach, gdzie adorowali go tacy, jak jego brat.
W tym samym roku, gdy Everett pisał Owutemy, doszło do pojedynku między Grindewaldem a Dumbledorem, który wstrząsnął wszystkimi przebywającymi w zamku czarodziejami. Choć Wielka Wojna Czarodziejów trwała już od kilku długich lat, to dopiero teraz dotarła do Anglii, do ich domów i zjeżyła włos na ich głowach. Co z nami będzie?



Szkołę ukończył z dobrymi wynikami - na liście widniały dwa wybitne, z Zaklęć i Uroków i, oczywiście, z ukochanej Obrony Przed Czarną Magią. Ojciec nie krył nadziei, że Everett pójdzie w jego ślady i zajmie się pomocą prawną parkowi Rosierów - wiarę w starszego syna utracił już kilka lat temu, gdy ten porzucił wszystko w myśl zostania zawodowym graczem Quidditcha. Zaś świeżo upieczony absolwent Hogwartu, choć marzył o zostaniu prawdziwym autorytetem z dziedziny obrony przed czarną magią, to liczył się z tym, że droga ta jest daleka i wyboista - a o utrzymywaniu posiadłości tylko i wyłącznie przez ojca nie było mowy.
Jego życie zostało podporządkowane dalszego wypełnianiu obowiązków - wobec rodziny, wobec swej ambicji, w końcu - wobec rodu Rosierów. Kilka godzin dziennie spędzał wraz z ojcem, czy to w domu, czy na terenie rezerwatu, słuchając z uwagą kolejnych opowieści na temat związanych z tą działalnością dylematów prawnych.
Dostawca ingrediencji niezbędnych do sporządzania leków i maści nie wywiązał się ze swojej części umowy, jakie kroki podjąć? Niewidzialny Oddział Zadaniowy twierdzi, że musi przeprowadzić kontrolę wcześniej, na co powinien się powołać w takiej sytuacji? Odpowiadał jak myślał - i nierzadko odpowiadał błędnie, lecz szybko się uczył. Wiedział, że nie ma wyboru, jeśli chce być naprawdę dobry. Zaś jak we wszystkim, tak i w tym Everett chciał być naprawdę dobry.
W tym samym czasie dostał się na staż do Ministerstwa Magii, a dokładniej do Międzynarodowego Urzędu Prawa Czarodziejów, gdzie chciał poszerzyć swą wiedzę z zakresu prawa i ekonomii. Tylko w weekendy miał czas na pracę własną - nadrabianie zaległości w Horyzontach Zaklęć, czytanie tego, na co naprawdę miał ochotę.
Nie była to przyjemna droga. Miesiące uciekały mu przez palce, gdy tak każdego dnia krążył między Dover, Londynem a rezerwatem, zawsze z ciężką torbą przewieszoną przez ramię, zawsze z jakimiś książkami i notatkami, które powinien przyswoić. Jedynie wieczorami, by nie oszaleć, grał na ukochanym pianinie lub siadał w pokoju matki, próbując odzyskać spokój ducha.



Zaś brat - brat pojawiał się w ich domu raz na jakiś czas, wyraźnie sfrustrowany kolejnymi niepowodzeniami. Kiedy już nawet dostał się do jednej z zawodowych drużyn, prędko z niej wyleciał, będąc zbyt agresywnym i zbyt butnym. W trakcie jednej z takich wizyt - potajemnej, odbytej późnym wieczorem, by nie musieć widywać się z rozczarowanym ojcem - nawiedził Everetta w bibliotece, gdzie ten tonął w kolejnych zapiskach z rezerwatu.
Miał dla niego prezent - księgę, w której się ostatnio zaczytywał. Księgę traktującą o przeklętej, plugawej czarnej magii. Jego brat, krew z krwi, sięgnął po czarną magię? Nie mógł w to uwierzyć. I jeszcze był na tyle bezczelny, by próbować go nią zainteresować, kiedy doskonale wiedział o jego planach, kiedy znał jego poglądy...! Był jeszcze taki młody, taki naiwny... I tak strasznie się bał, a swój strach przekuł w złość. Czuł się zdradzony. Czuł, że serce pęka mu na dwoje.
To był pierwszy raz, kiedy Everett dał się ponieść emocjom, kiedy złość i rozczarowanie zaślepiły go do tego stopnia, by uderzyć Fredericka tam, gdzie boli, by wygarnąć każdą słabość, nazwać głupcem i wyrzucić z domu. To było ich ostatnie spotkanie.



Po dwóch latach stażu, gdy zaproponowano mu stałą posadę w Ministerstwie, grzecznie odmówił. Posiadał już dużo większą wiedzę oraz obycie z prawem, a skoro tak dobrze znał teorię, przyszedł czas na praktykę. Spędzał z ojcem więcej czasu, wyręczając go już w części obowiązków, powoli wdrażając się w swój przyszły zawód - co do tego, że Rosierowie postanowią go zatrudnić, nie miał większych wątpliwości. Bo czy istniałby ktoś, kto zająłby się rezerwatem w lepszy sposób? Kto posiadałby takie kwalifikacje, a przy tym wpojony od maleńkości szacunek do pracodawcy? Wątpliwe.
Lecz ciągle nie zapominał o swej ukochanej obronie przed czarną magią; w końcu jedna z jego prac została opublikowana w Horyzoncie, a także zebrała pochlebne opinie, co poczytywał sobie za niemały sukces. I mimo wszystko, mimo całej złości, którą odczuł względem - niewidzianego od roku - brata, gdzieś z tyłu jego głowy zaczęła czaić się myśl a co, jeśli. A co, jeśli poznanie samej czarnej magii, chociażby odrobiny, otworzy przed nim nowe horyzonty? Co, jeśli właśnie tego mu brakowało, by spojrzeć na problem z obu stron, by jeszcze lepiej zrozumieć istotę i formę obrony, której musieli się podjąć? Czarodziejska wojna trwała, bliżej lub dalej, lecz trwała nadal, zaś Grindewald nie zamierzał przebierać w środkach. Wiedział, że istnieje potrzeba, wiedział też, że potrzebę tę mógłby spełnić.
Lecz rozważaniom tym nastał kres, gdy ich rodzina znów pogrążyła się w żałobie - tym razem po znalezionym na Nokturnie Fredericku, którego ciało z trudem zostało zidentyfikowane. Trudno byłoby pozostać obojętnym na coś takiego; złość, którą w sobie pielęgnował, szybko wyparowała, zastąpiona przez żal, smutek i narastające wyrzuty sumienia. Kto śmiał, kto podniósł na niego rękę? I co ważniejsze - w co wplątał się jego brat, że tam przebywał?
Płakali wszyscy, łącznie z ojcem. Zaś w Everetcie coś pękło; urodził się z piętnem śmierci, dorastał bez matki, zaś teraz odebrano mu również brata, jego jedynego brata, z którym miał się przecież jeszcze spotkać, z którym miał dzielić się swoimi wzlotami i upadkami. Los był bezlitosny, jednak on nie zamierzał się podać. Nie zamierzał się z nim również godzić.


Beware; for I am fearless, and therefore powerful.

Po pogrzebie zamknął się w pokoju matki; w rękach trzymał otrzymaną od Fredericka księgę. Wiedział, że robi coś złego, że godzi to we wszystko, w co wierzył, jednak... Czy nie powinien chociaż sprawdzić, o czym traktuje? Może w ten sposób lepiej zrozumie, czym ostatnio zajmował się jego zmarły brat, może w ten sposób wpadnie na jakiś trop, który zaprowadzi go wprost do zabójcy...
Bał się, lecz odczuwał przy tym narastającą ciekawość, ciekawość, która w końcu zwyciężyła.
Ten dzień był dla niego znamienny. Złożył do grobu kolejną bliską sobie osobę, nastąpił koniec przedłużanego nieświadomie dzieciństwa, lecz tym samym nadszedł początek czegoś zupełnie niespodziewanego - jego przygody z czarną magią, która z biegiem czasu okazała się najpotężniejszą, najodpowiedniejszą dla niego dziedziną. Niewinność i czystość charakteru zostały skażone przez lekturę najbardziej zakazanych ksiąg, które udało mu się zdobyć. A w ich poszukiwaniu zawędrował na sam Nokturn, ten, który jeszcze niedawno budził w nim niewysłowioną odrazę - również z myślą o odnalezieniu mordercy brata. Nie miał już wątpliwości, co zrobiłby z nim, gdyby dostał go w swoje ręce; nie miał już zahamowań, które powstrzymałyby go przed wymierzeniem sprawiedliwości. Najlepszą formą obrony atak, zaś świat, świat który odebrał mu tak wiele, nie mógł z nim wygrać - i już nigdy, nigdy nie miał go zranić tak mocno, jak teraz.
Ojciec dostrzegał zmiany w jego zachowaniu, lecz wolał nie poruszać tego tematu, dopóki syn - jedyny już syn - wypełniał swe obowiązki bez zarzutu, stając się jego godnym zastępcą. Zrzucał wszystko na karb straty brata, w czym poniekąd miał słuszność. Lecz czy mógł przypuszczać, że pod jego dachem, w pokoju zmarłej anielicy, Everett poznaje tajniki nekromancji?



Nie zarzucił badań naukowych - jedynie skierował swe zainteresowania na zgoła inne tory. Zagłębił się w czarnej magii, powoli demaskując wszystkie wpajane mu wcześniej mity oraz systematyzując zachłannie przyswajaną wiedzę na temat klątw, przekleństw i uroków. Jego świat nie był już tak czarno-biały jak wcześniej, gdy w końcu dorósł do odrzucenia nałożonych na oczy klapek i otworzył się na zaniedbywane do tej pory dziedziny magii. Nie miał nic do stracenia, nie było już niczego, co mogło go powstrzymywać przed podejmowaniem jakiegokolwiek ryzyka, a to sprawiało, że stawał się coraz potężniejszy. Bo nic się tak nie przyczynia do uspokojenia umysłu jak zdecydowany cel - najlepszy punkt zaczepienia dla duszy i niczym nie zaślepionego intelektu. Zaś celem tym było przywrócenie najbliższych ze zmarłych.
Mianowanie Grindewalda na dyrektora Hogwartu przyjął ze spokojem, choć odczuwał przy tym niemałą odrazę i niechęć; nie chciał go w Anglii, nie chciał go tak blisko. Uważał go za niezrównoważonego psychicznie szaleńca, który zagrażał im samą swą obecnością... Cóż zaś, gdy sprzeciwią mu się, gdy nie spełnią jego kaprysów?
Dwa lata temu zastąpił ojca na stanowisku radcy prawnego w rezerwacie smoków w Kent, kiedy starszy z Huxleyów musiał ustąpić z powodu nasilających się problemów zdrowotnych. Nadal mieszka w Dover, w ich rodzinnej posiadłości, spędzając wieczory z księgą w ręku i kotem na kolanach, popijając przy tym alkohol lub zażywając sproszkowane pazury smoka, na poprawę niezbędnej mu przecież koncentracji. Ciągle się uczy, wygrywając na pianinie żałobne, ukochane przez matkę melodie, przez wiele lat skrywane w odmętach jej zamkniętego na klucz pokoju.
Godnie reprezentuje swe nazwisko na przeróżnych bankietach, pielęgnując od dziecka wpajane maniery, dbając o swój elegancki strój oraz o zapas ulubionych papierosów, które zaczął palić po śmierci brata, przejmując kolejny z jego paskudnych nawyków.
Choć przed nim daleka droga, dorobił się już dobrej reputacji w towarzystwie znawców prawa. Zaś jego badania naukowe z zakresu czarnej magii, a dokładniej tej części, która zajmuje się życiem i śmiercią - ciągle brnie w nie dalej, choć nie może liczyć na, należny za jego zaangażowanie i oddanie, rozgłos.

Patronus: Brak.










 
6
0
8
0
0
13
5


Wyposażenie

Komplet szachów, wykres gwiazd, sproszkowane pazury smoka, kot



Gość
Anonymous
Gość
Re: Everett A. Huxley [odnośnik]02.05.16 22:35

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Everett ma coś, czego niejeden mógłby mu pozazdrościć, świadomość tego, co chce robić w życiu. I pomimo pewnych przeciwności jak chociażby praca pomału dąży do zrealizowania swoich marzeń. Te jednak nie przeszkadzają mu w byciu prawnikiem rezerwatu w Kent! I choć zdawało się, że śmierć ukochanego mimo wszystko brata może zachwiać jego światem, on sobie na to nie pozwolił. Odkrył po prostu nową pasję. W ramach żałoby po bracie zaczął odkrywać to, co fascynowało jego, przyjmując to, co uznał za wartościowe. Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć jak Everett podbija świat nauki.

OSIĄGNIĘCIA
obrońca smoków, koneser klątw
 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Statystyki
Zaklęcia i uroki:6
Transmutacja:0
Obrona przed czarną magią:8
Eliksiry:0
Magia lecznicza:0
Czarna magia:13
Sprawność fizyczna:5
Inne
Brak
WYPOSAŻENIE
Komplet szachów, wykres gwiazd, sproszkowane pazury smoka, kot
HISTORIA DOŚWIADCZENIA
[02.05.2016r.] 900 - 25 - 10 - 50 - 75 - 720 = 20


Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni

Hereward Bartius
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zdarzyć się musiało
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t576-hereward-bartius-barty https://www.morsmordre.net/t626-merlin https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t2860-skrytka-bankowa-nr-20#45895 https://www.morsmordre.net/t1014-bartek-wsiakl
Everett A. Huxley
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach