Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent
Nadmorski szlak
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Nadmorski szlak
Jedna z popularniejszych widokowych ścieżek ciągnie się od centrum miasta, przez jego portowe wybrzeże, odchodząc na bardziej dziewicze tereny wzdłuż białych klifów, z których widok tak na skały, jak morską toń, zapiera dech, następnie ciągnąc się w dół, na łąkę stykającą się z poziomem morza. Ścieżka jest długa, ale urokliwa. Im dalej od miasta, tym gęściej porośnięta jest polnymi kwiatami - to idealne miejsce na długie i spokojne spacery na łonie przyrody. Nad brzegiem zaskakująco często można zaobserwować dzikie rybołowy, a ze szlaku korzystają zarówno miłośnicy ptaków, jak i gwiazd: widok na niebo jest stąd doskonały.
The member 'Francis Lestrange' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 77
'k100' : 77
hyr,hyr, hyr!
Z ust Traversa wyrwał się specyficzny śmiech, oznaczający tylko jedno - kolejny, genialny plan pojawił się w jego głowie. A ze swych genialnych planów, zapewne byłby szeroko znany, gdyby nie nazwisko oraz bezwzględne, często czarnomagiczne podejście do interesów.
- Do jednorożców? Coś Ty, szkoda je straszyć… - Mruknął, na chwilę zamyślając się nad słowami mężczyzny. Sam, jednorożca widział jedynie z daleka, był jednak pewien, że przy takich przekrętach są o wiele lepsze kary. A on, uważał się za swego rodzaju mistrza portowych kar. - Stoi do pasa w wodzie, przywiązany do palika. Więzy zabezpieczone są magią, więc się nie wywinie. Sprawdzamy, jakie ryby się nim zainteresują jako pierwsze. Nie dostaje żreć, a do picia jedynie morską wodę. Czekam, aż zacznie mówić mi ciekawe rzeczy. - Wzruszył ramionami, a podły uśmieszek wykrzywił jego wargi. Był pewien, że czarodziej który próbuje podszywać się pod Rosierów, z pewnością wie rzeczy, które mogą wydać mu się interesujące. A Haverlock Travers doceniał wagę ciekawych informacji, zwłaszcza w portowym otoczeniu. Jego port co prawda był czystszy i bardziej zorganizowany w Londynie (a od działań Ministerstwa również pełniejszy) nadal jednak informacje były wysoko cenione, zwłaszcza przy jego profesji.
A gdy butelka powędrowała do jego rąk, Travers bez najmniejszego skrzywienia twarzy pociągnął kolejny łyk. Nie z jednej wytwórni ognistą przyszło mu pić… I nie tylko ognistą, gdyż Haverlock gustował w alkoholu o nazwie “im mocniejszy, tym lepszy”.
Brwi mężczyzny powędrowały do góry, gdy z ust jego towarzysza padła nazwa ów zwierzęcia. Dopiero teraz w głowie kapitana coś tam zaczęło świtać, nigdy jednak nie był specem, jeśli chodzi o zwierzęta, zwłaszcza te, nie pływające w zimnych wodach mórz.
- Lubię steki. - Inteligentnie zauważył lord Travers, przychylniejszym okiem zerkając na dziwne zwierzątko. Steki były dobre, więc stworzenie z których je robiono, również musiało być dobre, czyż nie? Ognista w jego żyłach chyliła fedorę przed inteligencją młodego lorda.
Haverlock pochylił się po butelkę, gdy tylko Lestrange ją odstawił, by pociągnąć łyk i odstawić ją na ziemię, wraz z szabelkami, trzymanymi w dłoni. A szabelki te, były pierwsza klasa!
- Skąd Ty w ogóle wiesz Lestrange, jak obchodzić się z krowami? - Jakże istotne pytanie opuściło usta młodego lorda. On sam potrafił zapanować nad aetoanem oraz hipokampem… I na tym, jego wielkie umiejętności zaklinania zwierząt się kończyły. Z zainteresowaniem, oraz dłońmi złożonymi na piersi, obserwował, jak Francis obłaskawia wielkie zwierzę, by w końcu pokiwać z uznaniem głową.
- No, no Lestrange… Ja nie sądziłem, że Ty taki zaklinacz zwierząt jesteś! - Należyta pochwała opuściła usta Traversa, gdy powoli podszedł do zwierzaka. Ostrożnie ułożył dłoń na szyi, identycznie jak robił to w wypadku aetoanów i hipokampów by przejechać palcami po miękkiej, niedługiej sierści. W zasadzie, zwierzę zdawało się nic nie odstawać od tych, na których przyszło mu jeździć. No może, trochę różniło się od hipokampa, który posiadał rybi ogon.
Niewiele myśląc, a raczej w ogóle nie myśląc, dłonie kapitana wylądowały na grzbiecie krowy. A gdy chwyt miał pewien, odbił się stopami od podłoża, próbując dosiąść przyszłego steka.
| Rzut 1
Czy uda mi się wskoczyć na krówkę?
ST 50, bonus - statystyka sprawności (11)
Rzut 2
Czy krówka jest zadowolona?
1-2 - Krówka się zdenerwowała
3-4 - Krówka nie wie co się dzieje
5-6 - Krówka jest grzeczna i mnie słucha
Z ust Traversa wyrwał się specyficzny śmiech, oznaczający tylko jedno - kolejny, genialny plan pojawił się w jego głowie. A ze swych genialnych planów, zapewne byłby szeroko znany, gdyby nie nazwisko oraz bezwzględne, często czarnomagiczne podejście do interesów.
- Do jednorożców? Coś Ty, szkoda je straszyć… - Mruknął, na chwilę zamyślając się nad słowami mężczyzny. Sam, jednorożca widział jedynie z daleka, był jednak pewien, że przy takich przekrętach są o wiele lepsze kary. A on, uważał się za swego rodzaju mistrza portowych kar. - Stoi do pasa w wodzie, przywiązany do palika. Więzy zabezpieczone są magią, więc się nie wywinie. Sprawdzamy, jakie ryby się nim zainteresują jako pierwsze. Nie dostaje żreć, a do picia jedynie morską wodę. Czekam, aż zacznie mówić mi ciekawe rzeczy. - Wzruszył ramionami, a podły uśmieszek wykrzywił jego wargi. Był pewien, że czarodziej który próbuje podszywać się pod Rosierów, z pewnością wie rzeczy, które mogą wydać mu się interesujące. A Haverlock Travers doceniał wagę ciekawych informacji, zwłaszcza w portowym otoczeniu. Jego port co prawda był czystszy i bardziej zorganizowany w Londynie (a od działań Ministerstwa również pełniejszy) nadal jednak informacje były wysoko cenione, zwłaszcza przy jego profesji.
A gdy butelka powędrowała do jego rąk, Travers bez najmniejszego skrzywienia twarzy pociągnął kolejny łyk. Nie z jednej wytwórni ognistą przyszło mu pić… I nie tylko ognistą, gdyż Haverlock gustował w alkoholu o nazwie “im mocniejszy, tym lepszy”.
Brwi mężczyzny powędrowały do góry, gdy z ust jego towarzysza padła nazwa ów zwierzęcia. Dopiero teraz w głowie kapitana coś tam zaczęło świtać, nigdy jednak nie był specem, jeśli chodzi o zwierzęta, zwłaszcza te, nie pływające w zimnych wodach mórz.
- Lubię steki. - Inteligentnie zauważył lord Travers, przychylniejszym okiem zerkając na dziwne zwierzątko. Steki były dobre, więc stworzenie z których je robiono, również musiało być dobre, czyż nie? Ognista w jego żyłach chyliła fedorę przed inteligencją młodego lorda.
Haverlock pochylił się po butelkę, gdy tylko Lestrange ją odstawił, by pociągnąć łyk i odstawić ją na ziemię, wraz z szabelkami, trzymanymi w dłoni. A szabelki te, były pierwsza klasa!
- Skąd Ty w ogóle wiesz Lestrange, jak obchodzić się z krowami? - Jakże istotne pytanie opuściło usta młodego lorda. On sam potrafił zapanować nad aetoanem oraz hipokampem… I na tym, jego wielkie umiejętności zaklinania zwierząt się kończyły. Z zainteresowaniem, oraz dłońmi złożonymi na piersi, obserwował, jak Francis obłaskawia wielkie zwierzę, by w końcu pokiwać z uznaniem głową.
- No, no Lestrange… Ja nie sądziłem, że Ty taki zaklinacz zwierząt jesteś! - Należyta pochwała opuściła usta Traversa, gdy powoli podszedł do zwierzaka. Ostrożnie ułożył dłoń na szyi, identycznie jak robił to w wypadku aetoanów i hipokampów by przejechać palcami po miękkiej, niedługiej sierści. W zasadzie, zwierzę zdawało się nic nie odstawać od tych, na których przyszło mu jeździć. No może, trochę różniło się od hipokampa, który posiadał rybi ogon.
Niewiele myśląc, a raczej w ogóle nie myśląc, dłonie kapitana wylądowały na grzbiecie krowy. A gdy chwyt miał pewien, odbił się stopami od podłoża, próbując dosiąść przyszłego steka.
| Rzut 1
Czy uda mi się wskoczyć na krówkę?
ST 50, bonus - statystyka sprawności (11)
Rzut 2
Czy krówka jest zadowolona?
1-2 - Krówka się zdenerwowała
3-4 - Krówka nie wie co się dzieje
5-6 - Krówka jest grzeczna i mnie słucha
Haverlock Travers
Zawód : Król portu w Cromer i siedmiu mórz
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Nie da się bowiem konkurować z morzem o serce mężczyzny. Morze jest dla niego matką i kochanką, a kiedy nadejdzie czas, obmyje jego zwłoki i ukryje wśród koralu, kości i pereł.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
The member 'Haverlock Travers' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 59
--------------------------------
#2 'k6' : 6
#1 'k100' : 59
--------------------------------
#2 'k6' : 6
Spoglądam na Traversa ze szczerym przerażeniem w oczach. Krztusi się? Umiera na suchoty? Zanim jednak zaczynam martwić się poważniej i kombinować wzywanie pomocy (jesteśmy w dziczy, kto nas tu usłyszy?), to okazuje się, że ten się po prostu śmieje. To robią z człowiekiem lata żłopania alkoholu i żywienie się paskami suszonej wołowiny? Chyba odstawię picie i żeglarstwo, jeśli mam brzmieć tak, jak on.
-Ale wiesz, że parę dorosłych osobników prędko by rozniosło takiego ancymona? Na rogach go powłóczą, zwłaszcza, jeśli choć raz zamoczył - wykładam Traversowi podstawową wiedzę o jednorożcach. Może zapobiegam jakiejś tragedii, skoro najwyraźniej nie pamiętał o ich upodobaniach do dziewic i wyraźnej wrogości do osobników zbrukanych. Lepiej, żeby on sam też nie znalazł się w pobliżu jednorożców, zwłaszcza takich puszczanych wolno. Są dość szybkie, skubane. Słysząc o wymiarze kapitańskiej kary łapię się jednak za głowę.
-Słoną?! - powtarzam za nim - po słonej się bredzi - jęczę, bo sam nieraz się jej opiłem podczas lekcji pływania i oto, co ze mnie wyrosło - biedak powie cokolwiek, bylebyście go puścili - kłócę się z Haverlockiem, zdecydowanie przeciwny podobnemu traktowaniu ludzi, nieważne, czy podszywali się pod Rosierów, czy pod angielską królową. Gagatek zapewne długo nie wytrzyma i zaraz puści farbę, cokolwiek ma do ukrycia. Znam ja takich jak on, mocnych w gębie, a jak przychodzi co do czego, to pierwsi opuszczają portki i wyskakują za burtę, by ratować własną skórę. Cóż, w tej sytuacji może jedynie czekać na dobry humor Traversa i liczyć, że na niego trafi. Co oczywiste wcale nie jest, choć do mnie kapitan uśmiecha się szeroko i nieco nieświadomie. Ale zawiać się też można inaczej. Agresywnie i na smutno - takiego nie chciałbym go zastać. Wolę zostać przy wersji wesołej i uchachanej, idealnej dla kompana przygód i wojaży.
-Ja nie przepadam. Ale wciąż lepsze, niż dziczyzna - odpowiadam, bo moja dieta to praktycznie same słodycze. Mama często dalej załamuje ręce nad moim talerzem i każe mi jeść mięsko, ale co może poradzić, skoro jestem uparty jak osioł? Za to krowa w najlepsze skubie sobie trawę i najwyraźniej ani myśli się przesunąć i ustąpić nam drogi, a mnie mocno niepokoi błysk w stalowych oczach Traversa. Nie mam pojęcia, co ten sobie wymyślił, ale wątpię, by to był dobry pomysł. Oho, odkłada szable - uff. Oddycham z ulgą, bo przez moment się boję, czy ten nie postanowi zaszlachtować krowy na steki naszą bronią.
-No... nie wiem - przyznaję, zgodnie z prawdą, wzruszając przy tym ramionami - umiem obchodzić się z końmi, więc założyłem, że krowy są trochę podobne - opowiadam nudną historię mojej maestrii w zaklinaniu gospodarskich zwierząt. Jeszcze trochę i stwierdzę, że mam predyspozycje na farmera. Hektary ziemi, zwierzęta, święty spokój. No żyć nie umierać.
Klepię krowę po pysku, a ona muczy nisko, chyba z ukontentowania, ale wciąż nie raczy nawet drgnąć. Twarda sztuka, ale i ona musi paść, kiedy Travers najwyraźniej myli ją z ogierem i wskakuje na jej grzbiet niczym najprawdziwszy krowi jeździec. Odsuwam się prędko, bo nie sądzę, by zwierzę było tym zachwycone. Oczywiście mam rację - krowa ryczy przeraźliwie, uderza nogami w ziemię, aż kurz idzie i rusza z kopyta, starając się za wszelką cenę zrzucić Traversa ze swojego grzbietu. Ten aż się trzęsie, ale wciąż się trzyma - kto wyjdzie z tego starcia zwycięsko? Aż zaczynam czuć adrenalinę.
-Dziesięć galeonów na krowę - krzyczę. Sorry stary, ale nie masz z nią szans.
| rzut na to, jak mocno krówka trzęsie, żeby zrzucić z grzbietu Haverlocka. Krówka jest silna, więc ma bonus +20
-Ale wiesz, że parę dorosłych osobników prędko by rozniosło takiego ancymona? Na rogach go powłóczą, zwłaszcza, jeśli choć raz zamoczył - wykładam Traversowi podstawową wiedzę o jednorożcach. Może zapobiegam jakiejś tragedii, skoro najwyraźniej nie pamiętał o ich upodobaniach do dziewic i wyraźnej wrogości do osobników zbrukanych. Lepiej, żeby on sam też nie znalazł się w pobliżu jednorożców, zwłaszcza takich puszczanych wolno. Są dość szybkie, skubane. Słysząc o wymiarze kapitańskiej kary łapię się jednak za głowę.
-Słoną?! - powtarzam za nim - po słonej się bredzi - jęczę, bo sam nieraz się jej opiłem podczas lekcji pływania i oto, co ze mnie wyrosło - biedak powie cokolwiek, bylebyście go puścili - kłócę się z Haverlockiem, zdecydowanie przeciwny podobnemu traktowaniu ludzi, nieważne, czy podszywali się pod Rosierów, czy pod angielską królową. Gagatek zapewne długo nie wytrzyma i zaraz puści farbę, cokolwiek ma do ukrycia. Znam ja takich jak on, mocnych w gębie, a jak przychodzi co do czego, to pierwsi opuszczają portki i wyskakują za burtę, by ratować własną skórę. Cóż, w tej sytuacji może jedynie czekać na dobry humor Traversa i liczyć, że na niego trafi. Co oczywiste wcale nie jest, choć do mnie kapitan uśmiecha się szeroko i nieco nieświadomie. Ale zawiać się też można inaczej. Agresywnie i na smutno - takiego nie chciałbym go zastać. Wolę zostać przy wersji wesołej i uchachanej, idealnej dla kompana przygód i wojaży.
-Ja nie przepadam. Ale wciąż lepsze, niż dziczyzna - odpowiadam, bo moja dieta to praktycznie same słodycze. Mama często dalej załamuje ręce nad moim talerzem i każe mi jeść mięsko, ale co może poradzić, skoro jestem uparty jak osioł? Za to krowa w najlepsze skubie sobie trawę i najwyraźniej ani myśli się przesunąć i ustąpić nam drogi, a mnie mocno niepokoi błysk w stalowych oczach Traversa. Nie mam pojęcia, co ten sobie wymyślił, ale wątpię, by to był dobry pomysł. Oho, odkłada szable - uff. Oddycham z ulgą, bo przez moment się boję, czy ten nie postanowi zaszlachtować krowy na steki naszą bronią.
-No... nie wiem - przyznaję, zgodnie z prawdą, wzruszając przy tym ramionami - umiem obchodzić się z końmi, więc założyłem, że krowy są trochę podobne - opowiadam nudną historię mojej maestrii w zaklinaniu gospodarskich zwierząt. Jeszcze trochę i stwierdzę, że mam predyspozycje na farmera. Hektary ziemi, zwierzęta, święty spokój. No żyć nie umierać.
Klepię krowę po pysku, a ona muczy nisko, chyba z ukontentowania, ale wciąż nie raczy nawet drgnąć. Twarda sztuka, ale i ona musi paść, kiedy Travers najwyraźniej myli ją z ogierem i wskakuje na jej grzbiet niczym najprawdziwszy krowi jeździec. Odsuwam się prędko, bo nie sądzę, by zwierzę było tym zachwycone. Oczywiście mam rację - krowa ryczy przeraźliwie, uderza nogami w ziemię, aż kurz idzie i rusza z kopyta, starając się za wszelką cenę zrzucić Traversa ze swojego grzbietu. Ten aż się trzęsie, ale wciąż się trzyma - kto wyjdzie z tego starcia zwycięsko? Aż zaczynam czuć adrenalinę.
-Dziesięć galeonów na krowę - krzyczę. Sorry stary, ale nie masz z nią szans.
| rzut na to, jak mocno krówka trzęsie, żeby zrzucić z grzbietu Haverlocka. Krówka jest silna, więc ma bonus +20
Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
The member 'Francis Lestrange' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 40
'k100' : 40
Travers wywrócił ślepiami niczym mały chłopiec tłumaczący matce, że latanie na miotle w ochraniaczach jest zwyczajnie nudne i z pewnością, nie powinno się tak robić.
- Coś słyszałem, ale nie miałbym z tego zabawy. - Mruknął, wzruszając ramionami. Haverlock Travers nie robił nic, jeśli nie widział w tym korzyści, najlepiej korzyści ciekawych, gdyż te materialne zupełnie go nie interesowały. Wszak jego komnaty wypełnione były bogactwami. Interesowały go informacje, przeżycia oraz wszelkie korzyści. Karanie kogoś za przewinienia stanowiło dla niego przyjemność oraz zabawę samą w sobie.
- Jak wypijesz odpowiednio dużo, rzygasz jak kot. - Wyraźne rozbawienie pojawiło się w głosie lorda. Ach, toż dopiero był widok! I nawet ciskane w mężczyznę, czarnomagiczne uroki zdawały się mu nie przeszkadzać w zwracaniu posiłków, prawdopodobnie z ostatniego tygodnia. Kolejne wywrócenie ślepi oznajmia, że Francis nie pojmuje jego, jakże wielkiego geniuszu, jeśli chodzi o wymierzanie kar. - Nie interesuje mnie cokolwiek i on, doskonale o tym wie. - Skwitował, po raz kolejny wzruszając ramionami. Było w wymierzaniu kar coś pięknego. Symfonia cierpienia wymalowana na twarzy, sposób w jaki zmieniał się charakter nawet tych, najtwardszych okazów. Sama przemoc niosła w sobie coś, co podobało się Traversowi. W sercu kapitana po za sztormem oraz dalekimi morzami czaiło się również szaleństwo. Dzikie oraz niepohamowane, jak dziki i niepohamowany potrafił być on sam. A ponoć to Lestrange nosili w sobie szaleństwo.
- Byłem kiedyś w kraju, gdzie jedzą takie wielkie jaszczurki. - Podzielił się skrawkiem jednej, ze swoich przygód. Zapewne gdyby nie czarnookie stworzenie, rozwinął by myśl bardziej, zrzucając na barki Francisa kolejną opowieść o jednej z jego wypraw, a później kolejnej, powiązanej anegdotką do tej pierwszej... I tak do momentu, póki mieliby w butelce ognistą. Teraz jednak stworzenie stało się centrum jego uwagi, fascynujące w swej codzienności.
- No, wyglądają podobnie. Do połowy hipokampa również. Ciekawe, jak bardzo są podobne... - Wymruczał pod nosem, tuż przed tym, jak położył swoje łapska na zwierzątku. Z początku, wszystko szło tak, jak powinno. Krowa stała grzecznie gdy on przenosił ciężar swojego ciała nad jej grzbiet i wtedy, gdy przekładał nogę nad jej kręgosłupem, by w końcu posadzić na niej swoje szlachetne cztery litery.
To chyba to nie spodobało się krowie, której przeraźliwy ryk rozległ się po spokojnym krajobrazie. Widząc co się święci (w końcu nie byłby sobą, gdyby wcześniej nie wpakował się na nieoswojonego hipokampa czy aetoana) Travers przemknął wzrokiem po szyi zwierzęcia by znaleźć coś, za co mógł się złapać. Grzywy to nie miało, więc z braku laku złapał za... uszy.
I już chciał pokazać Lestrenge swój rodowy pierścień, dumnie błyszczący na środkowym palcu, gdy krowa ruszyła. Adrenalina niemal od razu rozlała się po krwioobiegu, ładując mężczyznę dodatkową energią. Ach, to dopiero była przygoda! I myk kopyta pomknęły w górę sprawiając, że Haverlock niemal objął zwierzę, podnoszące przednią część ciała. I bum, kopyta uderzały w powietrze, gdy krowa przeskakuje kilka kroków, by tym razem wyrzucić w górę tylne nogi. A Travers śmiał się niczym szaleniec, próbując nie zlecieć z grzbietu krowy.
| A Haverlock próbuje się utrzymać! ST utrzymania się: 60, bonus sprawność (+11)
- Coś słyszałem, ale nie miałbym z tego zabawy. - Mruknął, wzruszając ramionami. Haverlock Travers nie robił nic, jeśli nie widział w tym korzyści, najlepiej korzyści ciekawych, gdyż te materialne zupełnie go nie interesowały. Wszak jego komnaty wypełnione były bogactwami. Interesowały go informacje, przeżycia oraz wszelkie korzyści. Karanie kogoś za przewinienia stanowiło dla niego przyjemność oraz zabawę samą w sobie.
- Jak wypijesz odpowiednio dużo, rzygasz jak kot. - Wyraźne rozbawienie pojawiło się w głosie lorda. Ach, toż dopiero był widok! I nawet ciskane w mężczyznę, czarnomagiczne uroki zdawały się mu nie przeszkadzać w zwracaniu posiłków, prawdopodobnie z ostatniego tygodnia. Kolejne wywrócenie ślepi oznajmia, że Francis nie pojmuje jego, jakże wielkiego geniuszu, jeśli chodzi o wymierzanie kar. - Nie interesuje mnie cokolwiek i on, doskonale o tym wie. - Skwitował, po raz kolejny wzruszając ramionami. Było w wymierzaniu kar coś pięknego. Symfonia cierpienia wymalowana na twarzy, sposób w jaki zmieniał się charakter nawet tych, najtwardszych okazów. Sama przemoc niosła w sobie coś, co podobało się Traversowi. W sercu kapitana po za sztormem oraz dalekimi morzami czaiło się również szaleństwo. Dzikie oraz niepohamowane, jak dziki i niepohamowany potrafił być on sam. A ponoć to Lestrange nosili w sobie szaleństwo.
- Byłem kiedyś w kraju, gdzie jedzą takie wielkie jaszczurki. - Podzielił się skrawkiem jednej, ze swoich przygód. Zapewne gdyby nie czarnookie stworzenie, rozwinął by myśl bardziej, zrzucając na barki Francisa kolejną opowieść o jednej z jego wypraw, a później kolejnej, powiązanej anegdotką do tej pierwszej... I tak do momentu, póki mieliby w butelce ognistą. Teraz jednak stworzenie stało się centrum jego uwagi, fascynujące w swej codzienności.
- No, wyglądają podobnie. Do połowy hipokampa również. Ciekawe, jak bardzo są podobne... - Wymruczał pod nosem, tuż przed tym, jak położył swoje łapska na zwierzątku. Z początku, wszystko szło tak, jak powinno. Krowa stała grzecznie gdy on przenosił ciężar swojego ciała nad jej grzbiet i wtedy, gdy przekładał nogę nad jej kręgosłupem, by w końcu posadzić na niej swoje szlachetne cztery litery.
To chyba to nie spodobało się krowie, której przeraźliwy ryk rozległ się po spokojnym krajobrazie. Widząc co się święci (w końcu nie byłby sobą, gdyby wcześniej nie wpakował się na nieoswojonego hipokampa czy aetoana) Travers przemknął wzrokiem po szyi zwierzęcia by znaleźć coś, za co mógł się złapać. Grzywy to nie miało, więc z braku laku złapał za... uszy.
I już chciał pokazać Lestrenge swój rodowy pierścień, dumnie błyszczący na środkowym palcu, gdy krowa ruszyła. Adrenalina niemal od razu rozlała się po krwioobiegu, ładując mężczyznę dodatkową energią. Ach, to dopiero była przygoda! I myk kopyta pomknęły w górę sprawiając, że Haverlock niemal objął zwierzę, podnoszące przednią część ciała. I bum, kopyta uderzały w powietrze, gdy krowa przeskakuje kilka kroków, by tym razem wyrzucić w górę tylne nogi. A Travers śmiał się niczym szaleniec, próbując nie zlecieć z grzbietu krowy.
| A Haverlock próbuje się utrzymać! ST utrzymania się: 60, bonus sprawność (+11)
Ostatnio zmieniony przez Haverlock Travers dnia 29.03.20 4:21, w całości zmieniany 1 raz
Haverlock Travers
Zawód : Król portu w Cromer i siedmiu mórz
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Nie da się bowiem konkurować z morzem o serce mężczyzny. Morze jest dla niego matką i kochanką, a kiedy nadejdzie czas, obmyje jego zwłoki i ukryje wśród koralu, kości i pereł.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
The member 'Haverlock Travers' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 18
'k100' : 18
Z Traversem mam dużo wspólnego, ale też tyle samo nas różni. Brat z wyboru, którego wyborów prostować nie zamierzam, ale posprzeczać o formy rozrywki - już mogę. Nie chce mi się wierzyć, że zapasy z jednorożce znudzą kogokolwiek. Magiczny koń w natarciu, błagam. Producenci strasznych filmów klasy Z już zacierają ręce. Muszę prędko zastrzec sobie ten pomysł i czym prędzej wejść na rynek. Pierwsza część: Mroczny jednorożec. Druga: Atak jednorożców. Trzecia: Zemsta jednorożców. Czwarta: Nowa nadzieja. Jeszcze tylko wyłożyć kapitał i zbuduję swoje imperium.
-Spróbuj. Jeśli znajdziesz rozrywkę w czymś, co cię nie bawi, przetrwasz każdy Sabat - dobrze radzę, bo kitranie się w kącie i ukradkowe walenie kolejnej butelki też szybko nuży. Ile można chodzić pijanym? Budzenie się na kacu jest coraz cięższe i chyba proporcjonalne do kolejnych urodzin, bo mając lat dwadzieścia po całonocnym melażnu czułem się jak Zeus, a obecnie trzy butelki to o trzy za dużo. Jasne, że przesadzam, skłonności do dramatu mam - no właśnie, po kim? Rzekłbym, że po matce, ale nie ona przecież odpowiada za me nazwisko i całą rodową spuściznę płynącą w mych żyłach.
-A ty na to patrzysz? I może jeszcze próbujesz coś wywróżyć z tych wymiocin? - kpię, bo te widoki są raczej obrzydliwe. Rzygi śmierdzą, towarzyszące temu dźwięki i mój żołądek wykręcają na lewą stronę, no nie, dziękuję. Spektakl za mocny jak dla mnie, raczej podziękuję. Muszę pamiętać o tych skłonnościach Traversa, by przypadkiem nie dać się zaprosić na jego statek, bo ten gotów na mą cześć urządzić podobne widowisko.
-Dziwię się, że nie przyznał się od razu, kiedyście go przywiązali do tego pala - mówię nieco zaintrygowany. Odwaga, jednak? Przemytnicy to albo twardzizny albo miękkie faje. Jeśli ten chroni swoją górę, coś jest na rzeczy, bo Travers prędko nie odpuści. Najwyraźniej typ bardziej obawia się swojego mocodawcy aniżeli Haverlocka albo po prostu osłabł od atrakcji, które ten mu zgotował.
-A próbowałeś? - dopytuję, żywo zainteresowany. Dieta dietą, sam bym pewnie skosztował. Z obrzydzeniem, ale ciekawość jest silniejsza. Skoro ludzie faktycznie to jedzą... Podczas moich dwuletnich wojaży również stykałem się z pokarmami dziwacznymi, ale poprawka na to, że ja za grosz nie ufam tym, co spożywają podroby. Szanujmy się.
Siebie i zwierzęta też, ale z racji, że tej myśli nie werbalizuję, Travers robi po swojemu, traktując krowę, niczym najlepszego wierzchowca ze stajni Carrowów. Jak tak na niego patrzę, coraz silniejszej ochoty nabieram, aby obsadzić go w roli torreadora w specjalnym pokazie Wenus, jeśli tylko zgodzi się wystąpić w skąpym odzieniu, ku uciesze wszystkich pań i panów. Radzi sobie... jakoś, balansując na grzbiecie krowy, która jednak z każdym kolejnym wierzgnięciem zdobywa nad mężczyzną znaczną przewagę. No i w końcu to się dzieje: jeden wyrzut kopyt w górę, drugi, trzeci i bach, Haverlock zlatuje, ale zamiast gruchnąć siedzeniem o ziemię, ląduje całkiem zgrabnie, choć wciąż bardzo blisko tyłu zwierzęcia. Bardzo rozjuszonego, o ile można tak rzec o krówce, co w oczach nie ma nic prócz miłości. A jaki błogi wyraz pyska miała, kiedy żuła trawę, a my, nikczemnicy jej to przerwaliśmy. Ale oho, zwierzę ryczy, najwyraźniej jeszcze nieusatysfakcjonowane i chcące odpłacić nam pięknym za nadobne za swoją krzywdę. Bierze się za szarżę, a ja, rozsądnie - biorę nogi za pas.
-Lepiej stąd wiać - ostrzegam Traversa, jakby zapominając, że przecież dzierżę różdżkę. No ale kto by chciał skrzywdzić zwierzę? Plus, wiadomo, zestresowana krowa to niedobry stek w przyszłości.
| 1 rzut - krówka szarżuje, +20
2 rzut - parzyste na Haverlocka, nieparzyste na mnie
-Spróbuj. Jeśli znajdziesz rozrywkę w czymś, co cię nie bawi, przetrwasz każdy Sabat - dobrze radzę, bo kitranie się w kącie i ukradkowe walenie kolejnej butelki też szybko nuży. Ile można chodzić pijanym? Budzenie się na kacu jest coraz cięższe i chyba proporcjonalne do kolejnych urodzin, bo mając lat dwadzieścia po całonocnym melażnu czułem się jak Zeus, a obecnie trzy butelki to o trzy za dużo. Jasne, że przesadzam, skłonności do dramatu mam - no właśnie, po kim? Rzekłbym, że po matce, ale nie ona przecież odpowiada za me nazwisko i całą rodową spuściznę płynącą w mych żyłach.
-A ty na to patrzysz? I może jeszcze próbujesz coś wywróżyć z tych wymiocin? - kpię, bo te widoki są raczej obrzydliwe. Rzygi śmierdzą, towarzyszące temu dźwięki i mój żołądek wykręcają na lewą stronę, no nie, dziękuję. Spektakl za mocny jak dla mnie, raczej podziękuję. Muszę pamiętać o tych skłonnościach Traversa, by przypadkiem nie dać się zaprosić na jego statek, bo ten gotów na mą cześć urządzić podobne widowisko.
-Dziwię się, że nie przyznał się od razu, kiedyście go przywiązali do tego pala - mówię nieco zaintrygowany. Odwaga, jednak? Przemytnicy to albo twardzizny albo miękkie faje. Jeśli ten chroni swoją górę, coś jest na rzeczy, bo Travers prędko nie odpuści. Najwyraźniej typ bardziej obawia się swojego mocodawcy aniżeli Haverlocka albo po prostu osłabł od atrakcji, które ten mu zgotował.
-A próbowałeś? - dopytuję, żywo zainteresowany. Dieta dietą, sam bym pewnie skosztował. Z obrzydzeniem, ale ciekawość jest silniejsza. Skoro ludzie faktycznie to jedzą... Podczas moich dwuletnich wojaży również stykałem się z pokarmami dziwacznymi, ale poprawka na to, że ja za grosz nie ufam tym, co spożywają podroby. Szanujmy się.
Siebie i zwierzęta też, ale z racji, że tej myśli nie werbalizuję, Travers robi po swojemu, traktując krowę, niczym najlepszego wierzchowca ze stajni Carrowów. Jak tak na niego patrzę, coraz silniejszej ochoty nabieram, aby obsadzić go w roli torreadora w specjalnym pokazie Wenus, jeśli tylko zgodzi się wystąpić w skąpym odzieniu, ku uciesze wszystkich pań i panów. Radzi sobie... jakoś, balansując na grzbiecie krowy, która jednak z każdym kolejnym wierzgnięciem zdobywa nad mężczyzną znaczną przewagę. No i w końcu to się dzieje: jeden wyrzut kopyt w górę, drugi, trzeci i bach, Haverlock zlatuje, ale zamiast gruchnąć siedzeniem o ziemię, ląduje całkiem zgrabnie, choć wciąż bardzo blisko tyłu zwierzęcia. Bardzo rozjuszonego, o ile można tak rzec o krówce, co w oczach nie ma nic prócz miłości. A jaki błogi wyraz pyska miała, kiedy żuła trawę, a my, nikczemnicy jej to przerwaliśmy. Ale oho, zwierzę ryczy, najwyraźniej jeszcze nieusatysfakcjonowane i chcące odpłacić nam pięknym za nadobne za swoją krzywdę. Bierze się za szarżę, a ja, rozsądnie - biorę nogi za pas.
-Lepiej stąd wiać - ostrzegam Traversa, jakby zapominając, że przecież dzierżę różdżkę. No ale kto by chciał skrzywdzić zwierzę? Plus, wiadomo, zestresowana krowa to niedobry stek w przyszłości.
| 1 rzut - krówka szarżuje, +20
2 rzut - parzyste na Haverlocka, nieparzyste na mnie
Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
The member 'Francis Lestrange' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 74
--------------------------------
#2 'k10' : 7
#1 'k100' : 74
--------------------------------
#2 'k10' : 7
Haverlock przez jedną, krótką chwilę zamyślił się nad słowami towarzysza, by w końcu wydać z siebie pomruk, niczym stary kocur wyciągający się na słonecznym parapecie. Kwestia jednorożców zdała się zejść na dalszy plan, podług mrocznych knowań jego ojca oraz nestora rodu. Nie był dobrym materiałem na męża, a szlachcianki zdawały się mu niezmiernie nudne. Tyle z nich pociechy ile z psidwaka, który przybłędał się do nóg podczas spaceru. Zobowiązania wobec rodu zdawały się być jednak ważniejsze, niż jego preferencje w kobietach.
- No, istnieje szansa, że niedługo na Sabatach będę miał towarzystwo. - Mruknął dość ponuro, na chwilę odpływając myślami. Decyzja jeszcze nie zapadła, Traversowie jednak (wszyscy, oprócz niego) zdawali się być skorzy do zawarcia sojuszu, gdy od kilku dni skrzętnie był omawiany. Dobro rodu ponad własne, czyż nie?
Kolejny raz lord Travers prychnął śmiechem.
- Nie… Rzucamy w niego zaklęciami. - Mruknął, wzruszając ramionami. A Haverlock dopiero się rozkręcał, wychodząc z założenia, że ktoś, kto od razu nie wyśpiewał mu wszystkiego z pewnością jest wart kary. - Zdarzają się tacy, większość wymięka po tygodniu, inni po dwóch a i raz potrzebowaliśmy miesiąca. - Kolejne wzruszenie ramionami wskazywało na zupełnie znieczulenie lorda Travers na podobne sytuacje. Przemytnicy czaili się wszędzie, a nie wszyscy byli na tyle mądrzy, aby zawrzeć odpowiednie układy z jakże uroczym zarządcą w porcie w Cromer.
- Oczywiście, że próbowałem. Smakował jak trochę jak bażant. - Odpowiedział uśmiechając się i dumnie wypinając pierś. W końcu, nie byłby sobą gdyby nie zrealizował większości swoich, jakże oryginalnych pomysłów. Próbowanie różnych dziwnych i orientalnych potraw z pewnością się do nich zaliczało. Bo kto inny, jeśli nie on? Czarodziejski świat wydawał mu się być przepełniony wspaniałościami, których aż żal było nie spróbować. Nawet jeśli w ogólnym rozrachunku nie były takie, jak mogło się wydawać.
Haverlock Travers nie byłby sobą, gdyby nie próbował posadzić tyłka na dziwnym zwierzęciu, szukając bezpiecznego sposobu na ominięcie zwierzęcia bądź przestawienie go z ich drogi. Wszak życie winno być przygodą! W jego towarzystwie nawet proste czynności potrafiły nabrać ryzyka, ku uciesze młodego Traversa.
Krowa skakała w najlepsze w dźwięk szaleńczego śmiechu, jaki wydobywał się z ust kapitana. Ach, to dopiero była przejażdżka! Jakoś udawało mu się utrzymać na grzbiecie a gdy w końcu wyleciał w powietrze, zdołał wylądować o własnych nogach. Ha! Na to właśnie zdały mu się te wszystkie lata ciężkich ćwiczeń w Durmstrangu jak i późniejsze, długie lata spędzone na statku! I już miał podzielić się swoim zadowoleniem z towarzyszem, gdy zauważył, jak rozwścieczona krowa mknie w kierunku jego towarzysza.
-Na drzewo! - Rzucił do Lestrange, pewien, że mężczyzna da radę wspiąć się chociaż metry czy półtora potężnej świerczyny. Sam Haverlock wyciągnął zza pazuchy różdżkę, by wycelować w zwierzę licząc, że magia pomoże im wybrnąć z tej, jakże nieprzyjemnej sytuacji. A jeśli nie, przyjdzie mu popędzić po szabelkę.
- Nervuso! - Rzuca, celując w nogi zwierzęcia, mając nadzieję, że podcięcie chociaż jednej nogi sprawi, że zwierzę przestanie mieć mordercze zapędy.
|ST zaklęcia: 50
- No, istnieje szansa, że niedługo na Sabatach będę miał towarzystwo. - Mruknął dość ponuro, na chwilę odpływając myślami. Decyzja jeszcze nie zapadła, Traversowie jednak (wszyscy, oprócz niego) zdawali się być skorzy do zawarcia sojuszu, gdy od kilku dni skrzętnie był omawiany. Dobro rodu ponad własne, czyż nie?
Kolejny raz lord Travers prychnął śmiechem.
- Nie… Rzucamy w niego zaklęciami. - Mruknął, wzruszając ramionami. A Haverlock dopiero się rozkręcał, wychodząc z założenia, że ktoś, kto od razu nie wyśpiewał mu wszystkiego z pewnością jest wart kary. - Zdarzają się tacy, większość wymięka po tygodniu, inni po dwóch a i raz potrzebowaliśmy miesiąca. - Kolejne wzruszenie ramionami wskazywało na zupełnie znieczulenie lorda Travers na podobne sytuacje. Przemytnicy czaili się wszędzie, a nie wszyscy byli na tyle mądrzy, aby zawrzeć odpowiednie układy z jakże uroczym zarządcą w porcie w Cromer.
- Oczywiście, że próbowałem. Smakował jak trochę jak bażant. - Odpowiedział uśmiechając się i dumnie wypinając pierś. W końcu, nie byłby sobą gdyby nie zrealizował większości swoich, jakże oryginalnych pomysłów. Próbowanie różnych dziwnych i orientalnych potraw z pewnością się do nich zaliczało. Bo kto inny, jeśli nie on? Czarodziejski świat wydawał mu się być przepełniony wspaniałościami, których aż żal było nie spróbować. Nawet jeśli w ogólnym rozrachunku nie były takie, jak mogło się wydawać.
Haverlock Travers nie byłby sobą, gdyby nie próbował posadzić tyłka na dziwnym zwierzęciu, szukając bezpiecznego sposobu na ominięcie zwierzęcia bądź przestawienie go z ich drogi. Wszak życie winno być przygodą! W jego towarzystwie nawet proste czynności potrafiły nabrać ryzyka, ku uciesze młodego Traversa.
Krowa skakała w najlepsze w dźwięk szaleńczego śmiechu, jaki wydobywał się z ust kapitana. Ach, to dopiero była przejażdżka! Jakoś udawało mu się utrzymać na grzbiecie a gdy w końcu wyleciał w powietrze, zdołał wylądować o własnych nogach. Ha! Na to właśnie zdały mu się te wszystkie lata ciężkich ćwiczeń w Durmstrangu jak i późniejsze, długie lata spędzone na statku! I już miał podzielić się swoim zadowoleniem z towarzyszem, gdy zauważył, jak rozwścieczona krowa mknie w kierunku jego towarzysza.
-Na drzewo! - Rzucił do Lestrange, pewien, że mężczyzna da radę wspiąć się chociaż metry czy półtora potężnej świerczyny. Sam Haverlock wyciągnął zza pazuchy różdżkę, by wycelować w zwierzę licząc, że magia pomoże im wybrnąć z tej, jakże nieprzyjemnej sytuacji. A jeśli nie, przyjdzie mu popędzić po szabelkę.
- Nervuso! - Rzuca, celując w nogi zwierzęcia, mając nadzieję, że podcięcie chociaż jednej nogi sprawi, że zwierzę przestanie mieć mordercze zapędy.
|ST zaklęcia: 50
Haverlock Travers
Zawód : Król portu w Cromer i siedmiu mórz
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Nie da się bowiem konkurować z morzem o serce mężczyzny. Morze jest dla niego matką i kochanką, a kiedy nadejdzie czas, obmyje jego zwłoki i ukryje wśród koralu, kości i pereł.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
The member 'Haverlock Travers' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 6
--------------------------------
#2 'k10' : 4
#1 'k100' : 6
--------------------------------
#2 'k10' : 4
Najpierw to krztuszenie, a teraz? Zezuję rozbawiony na Haverlocka, który całkiem wprawnie udaje kocura. Gdybym nie widział, jak ruszają się jego usta, pomyślałbym, że Lord Nelson ukrył się jakoś w kieszeni mej szaty i właśnie wymusza na mnie atencję.
-To jakiś konkurs, Travers? - pytam, złośliwie mrużąc oczy, po czym wydaję z siebie dźwięk zbliżony do rżenia konia - zgadniesz, kim jestem? - prycham, ciekaw, czy następnie spróbuje wcielić się w świnię. I jemu i mi to pasuje, pomijając oczywistość naszej szlachetnej usterki, która każe nam prosiaków unikać, ale nie reguluje absolutnie niczego w kontekście zachowań przystających tylko knurom. Hm. Zaskakująco dużo znam synonimów określających wieprze, że tak płynnie o nich myślę, acz nie przypominam sobie odebrania żadnej gruntow(n)ej edukacji z tego działu.
-Co? - gdybym teraz pił Ognistą, to bym się opluł - co ty gadasz? Kogo? Żenisz się? - nie mogę się powstrzymać i zasypuję Traversa gradem pytań, jak panienka, co się tym wszystkim rajcuje. Ależ to informacja na wagę złota, bo przecież Haverlock... On i obrączka na palcu? Wizja równie abstrakcyjna, jak moje zaręczyny, chociaż czasami myślę o nich już bez żadnych powiązań z ucieczką.
- Mam nadzieję, że przez babę się nie zmienisz - rzucam jeszcze, z nutą groźby, że inaczej niby będę ładować się drzwiami i oknami, żeby wyciągnąć nieszczęśliwego pana-nie-tak-młodego na wyprawę, najlepiej długą i daleką.
-Ja tam wolę, jak tarcza się rusza. Ćwiczysz wtedy nie tylko koordynację ręka-nadgarstek, ale wchodzi też oko - wyjaśniam swój punkt widzenia, bo w istocie katowanie takiego przywiązanego do słupa czarodzieja nie jawi mi się szczególnie atrakcyjnie, tylko okrutnie - miesiąc? MIESIĄC? - powtarzam, nieświadomie podnosząc głos. I nie wiem, czy bardziej jestem pod wrażeniem uporu tego konkretnego nieszczęśnika, czy zaskoczony radykalnymi metodami Traversa. Jasne, że gdyby nie trzymał dyscypliny, to prędko męty zaczęłyby fikać, ale... - zostało coś z niego w ogóle? - pytam niefrasobliwie, bo niby się przejmuję, ale równocześnie spływa to mnie jak po kaczce. Dzieje nieznajomych, przestępców, a w dodatku stare czasy. Truję się i tak skutecznie sytuacją w Londynie, o której myśleć nie miałem.
-Z takiej jaszczurki to chyba mało mięsa... Jak to się je, ze skórką? - interesuję się i wnikam głębiej, choć przeczuwam, że te doznania kulinarne wolałbym odpuścić. Jadę na owockach i bardzo mi z tym dobrze, jestem piękny, promienny i szczupły. Taką dietę też sugeruję Traversowi, bo te udawane bażanty co je jadł, to chyba poprzestawiały mu parę klepek w głowie. Krowi jeździec, od siedmiu boleści! No paradne, do Czarownicy to się jedynie nadaje i poważnie żałuję, że nie posiadam aparatu fotograficznego, bo temat by poszedł w viral.
-I tak wisisz mi hajs - wołam do Traversa, który mimo, że wylądował na własnych nogach, to jednak z grzbietu krowy spadł. Zwierzę jednak chce po równo rozdzielić przywileje i teraz zwraca się przeciwko mnie, rycząc jakby ją zarzynali. No, miło było was poznać przyjaciele, to, co moje, niech dostanie Evandra i mały Evan.
Uciekam jakby mnie sam diabeł gonił, a nie zwykła krowa i oglądam się za siebie, co też wyczynia Travers. Świst zaklęcia i inkantacja świadczą, że zamierza mi pomóc, ale jego klątwa wyłącznie płoszy zwierzę, które spogląda na mnie z jeszcze większą furią.
-Orbis - ryzykuję więc, mierząc w krowę różdżką. Może dopisze mi szczęście, bo na rozum liczyć przestaję.
-To jakiś konkurs, Travers? - pytam, złośliwie mrużąc oczy, po czym wydaję z siebie dźwięk zbliżony do rżenia konia - zgadniesz, kim jestem? - prycham, ciekaw, czy następnie spróbuje wcielić się w świnię. I jemu i mi to pasuje, pomijając oczywistość naszej szlachetnej usterki, która każe nam prosiaków unikać, ale nie reguluje absolutnie niczego w kontekście zachowań przystających tylko knurom. Hm. Zaskakująco dużo znam synonimów określających wieprze, że tak płynnie o nich myślę, acz nie przypominam sobie odebrania żadnej gruntow(n)ej edukacji z tego działu.
-Co? - gdybym teraz pił Ognistą, to bym się opluł - co ty gadasz? Kogo? Żenisz się? - nie mogę się powstrzymać i zasypuję Traversa gradem pytań, jak panienka, co się tym wszystkim rajcuje. Ależ to informacja na wagę złota, bo przecież Haverlock... On i obrączka na palcu? Wizja równie abstrakcyjna, jak moje zaręczyny, chociaż czasami myślę o nich już bez żadnych powiązań z ucieczką.
- Mam nadzieję, że przez babę się nie zmienisz - rzucam jeszcze, z nutą groźby, że inaczej niby będę ładować się drzwiami i oknami, żeby wyciągnąć nieszczęśliwego pana-nie-tak-młodego na wyprawę, najlepiej długą i daleką.
-Ja tam wolę, jak tarcza się rusza. Ćwiczysz wtedy nie tylko koordynację ręka-nadgarstek, ale wchodzi też oko - wyjaśniam swój punkt widzenia, bo w istocie katowanie takiego przywiązanego do słupa czarodzieja nie jawi mi się szczególnie atrakcyjnie, tylko okrutnie - miesiąc? MIESIĄC? - powtarzam, nieświadomie podnosząc głos. I nie wiem, czy bardziej jestem pod wrażeniem uporu tego konkretnego nieszczęśnika, czy zaskoczony radykalnymi metodami Traversa. Jasne, że gdyby nie trzymał dyscypliny, to prędko męty zaczęłyby fikać, ale... - zostało coś z niego w ogóle? - pytam niefrasobliwie, bo niby się przejmuję, ale równocześnie spływa to mnie jak po kaczce. Dzieje nieznajomych, przestępców, a w dodatku stare czasy. Truję się i tak skutecznie sytuacją w Londynie, o której myśleć nie miałem.
-Z takiej jaszczurki to chyba mało mięsa... Jak to się je, ze skórką? - interesuję się i wnikam głębiej, choć przeczuwam, że te doznania kulinarne wolałbym odpuścić. Jadę na owockach i bardzo mi z tym dobrze, jestem piękny, promienny i szczupły. Taką dietę też sugeruję Traversowi, bo te udawane bażanty co je jadł, to chyba poprzestawiały mu parę klepek w głowie. Krowi jeździec, od siedmiu boleści! No paradne, do Czarownicy to się jedynie nadaje i poważnie żałuję, że nie posiadam aparatu fotograficznego, bo temat by poszedł w viral.
-I tak wisisz mi hajs - wołam do Traversa, który mimo, że wylądował na własnych nogach, to jednak z grzbietu krowy spadł. Zwierzę jednak chce po równo rozdzielić przywileje i teraz zwraca się przeciwko mnie, rycząc jakby ją zarzynali. No, miło było was poznać przyjaciele, to, co moje, niech dostanie Evandra i mały Evan.
Uciekam jakby mnie sam diabeł gonił, a nie zwykła krowa i oglądam się za siebie, co też wyczynia Travers. Świst zaklęcia i inkantacja świadczą, że zamierza mi pomóc, ale jego klątwa wyłącznie płoszy zwierzę, które spogląda na mnie z jeszcze większą furią.
-Orbis - ryzykuję więc, mierząc w krowę różdżką. Może dopisze mi szczęście, bo na rozum liczyć przestaję.
Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
The member 'Francis Lestrange' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 66
'k100' : 66
Psotny uśmieszek pojawił się na twarzy Traversa, gdy tylko pytanie padło z ust jego towarzysza.
- Ty? Jesteś starym marudą. - Mruknął, a kolejne hyr, hyr, hyr wyrwało się z jego gardła. Teraz jednak łagodniejsze, nie takie ostre. Na Merlina, chyba najwyższa pora przerzucić się z Ognistej na coś lżejszego; coś co w połączeniu z ostrym, słonym powietrzem nie będzie niszczyło i tak już podniszczonego gardła mężczyzny. Tatuś z pewnością nie byłby zadowolony, słysząc syna w wyraźnie kiepskim dla niego dniu.
- Jeszcze nie wiem kto, ale ojciec i Koronos prężnie działają nad odpowiednim sojuszem. - Travers skrzywił się przy tym, jakby wziął do ust całą, dojrzałą cytrynę. Ach, małżeństwo wcale nie było mu w smak, gdyż większość szlachcianek wydawała mu się nad zwyczaj nudna. Travers wywrócił jedynie oczami, gdy Francis napomniał o zmianie. Przecież nie sposób było zmienić czarodzieja czynu, lorda Haverlocka Traversa! W jego opinii, żadna kobieta nie miała na tyle sił, aby zmienić cokolwiek w jego zachowaniu i Lestrange powinien doskonale o tym wiedzieć, słowa więc wydały mu się zbędne, nawet jeśli miałby na stale zamieszkać na pokładzie słodkiej Lucy Lou.
- Co racja to racja, jednak stały, nieruchomy cel świetnie działa, jeśli chodzi o naukę nowych zaklęć. - A tych nigdy za mało, zwłaszcza jeśli chodzi o pracujących u niego ludzi. Chłopcy musieli mieć gdzie ćwiczyć, on sam również czasem wpadł na genialny pomysł nauczenia się kolejnego zaklęcia. Wszystko więc zdawało się być w najlepszym porządku. - Ano miesiąc, skubany półolbrzym. Niewiele zostało. - Odpowiedział zwięźle, nie widząc sensu, aby roztrząsać się nad tą sprawą, faktem było jednak iż musiał znaleźć inne, ciekawsze dla niego kary.
- Coś Ty! Tamte jaszczurki były wielkie, miały kilka metrów, grubą skórę i wielkie zęby. - Wyjaśnił. Haverlock z pewnością zbojkotowałby teorię, żeby cokolwiek było nie tak z jego klepkami. Wszak był czarodziejem czynu! Jak wszyscy jego przodkowie podejmował akcje, zamiast siedzieć z założonymi rękoma i czekać na cud. Nic więc też dziwnego, gdy nadarzyła się okazja do działania i zapanowania nad tym, jakże zabawnym stworzeniem postanowił zabrać się do działania… Zapewne ściągając na nich jeszcze większe kłopoty. Tak, Haverlock z pewnością na drugie imię winien mieć kłopot.
Kiwnięciem głowy zgodził się w jakże ważnej, kwestii finansowej. Na Merlina, jeśli uda im się zapanować nad tą całą krową, Haverlock dorzuci mu jeszcze butelkę Ognistej, albo i dwie, co by komponowały się stekami, na którą przerobi podłe zwierzę.
Czarna magia spłatała mu figla, nie dość że zaklęcie zamiast podciąć ścięgna podłej krówce. Z nosa mężczyzny potoczyła się strużka krwi, będąca swoistą ofiarą za używanie tej, najciekawszej dziedziny magii.
Na szczęście Lestrange miał więcej szczęścia, niczym prawdziwy kowboj zarzucił magiczne lasso na krowę, zdobywając tym samym panowanie nad rozwścieczonym zwierzęciem.
- No! Pięknie! - Wyrwało się z jego ust, a różdżka po raz kolejny skierowała się na krowę. Haverlock postanowił skorzystać z ograniczonej mobilności zwierzęcia. - Trzymaj ją krótko! - Krótkie polecenie poprzedziło inkantację zaklęcia: -Incarcerous!
| 232-60=172
kara za obrażenia: -10
- Ty? Jesteś starym marudą. - Mruknął, a kolejne hyr, hyr, hyr wyrwało się z jego gardła. Teraz jednak łagodniejsze, nie takie ostre. Na Merlina, chyba najwyższa pora przerzucić się z Ognistej na coś lżejszego; coś co w połączeniu z ostrym, słonym powietrzem nie będzie niszczyło i tak już podniszczonego gardła mężczyzny. Tatuś z pewnością nie byłby zadowolony, słysząc syna w wyraźnie kiepskim dla niego dniu.
- Jeszcze nie wiem kto, ale ojciec i Koronos prężnie działają nad odpowiednim sojuszem. - Travers skrzywił się przy tym, jakby wziął do ust całą, dojrzałą cytrynę. Ach, małżeństwo wcale nie było mu w smak, gdyż większość szlachcianek wydawała mu się nad zwyczaj nudna. Travers wywrócił jedynie oczami, gdy Francis napomniał o zmianie. Przecież nie sposób było zmienić czarodzieja czynu, lorda Haverlocka Traversa! W jego opinii, żadna kobieta nie miała na tyle sił, aby zmienić cokolwiek w jego zachowaniu i Lestrange powinien doskonale o tym wiedzieć, słowa więc wydały mu się zbędne, nawet jeśli miałby na stale zamieszkać na pokładzie słodkiej Lucy Lou.
- Co racja to racja, jednak stały, nieruchomy cel świetnie działa, jeśli chodzi o naukę nowych zaklęć. - A tych nigdy za mało, zwłaszcza jeśli chodzi o pracujących u niego ludzi. Chłopcy musieli mieć gdzie ćwiczyć, on sam również czasem wpadł na genialny pomysł nauczenia się kolejnego zaklęcia. Wszystko więc zdawało się być w najlepszym porządku. - Ano miesiąc, skubany półolbrzym. Niewiele zostało. - Odpowiedział zwięźle, nie widząc sensu, aby roztrząsać się nad tą sprawą, faktem było jednak iż musiał znaleźć inne, ciekawsze dla niego kary.
- Coś Ty! Tamte jaszczurki były wielkie, miały kilka metrów, grubą skórę i wielkie zęby. - Wyjaśnił. Haverlock z pewnością zbojkotowałby teorię, żeby cokolwiek było nie tak z jego klepkami. Wszak był czarodziejem czynu! Jak wszyscy jego przodkowie podejmował akcje, zamiast siedzieć z założonymi rękoma i czekać na cud. Nic więc też dziwnego, gdy nadarzyła się okazja do działania i zapanowania nad tym, jakże zabawnym stworzeniem postanowił zabrać się do działania… Zapewne ściągając na nich jeszcze większe kłopoty. Tak, Haverlock z pewnością na drugie imię winien mieć kłopot.
Kiwnięciem głowy zgodził się w jakże ważnej, kwestii finansowej. Na Merlina, jeśli uda im się zapanować nad tą całą krową, Haverlock dorzuci mu jeszcze butelkę Ognistej, albo i dwie, co by komponowały się stekami, na którą przerobi podłe zwierzę.
Czarna magia spłatała mu figla, nie dość że zaklęcie zamiast podciąć ścięgna podłej krówce. Z nosa mężczyzny potoczyła się strużka krwi, będąca swoistą ofiarą za używanie tej, najciekawszej dziedziny magii.
Na szczęście Lestrange miał więcej szczęścia, niczym prawdziwy kowboj zarzucił magiczne lasso na krowę, zdobywając tym samym panowanie nad rozwścieczonym zwierzęciem.
- No! Pięknie! - Wyrwało się z jego ust, a różdżka po raz kolejny skierowała się na krowę. Haverlock postanowił skorzystać z ograniczonej mobilności zwierzęcia. - Trzymaj ją krótko! - Krótkie polecenie poprzedziło inkantację zaklęcia: -Incarcerous!
| 232-60=172
kara za obrażenia: -10
I have sea foam in my veins
I understand the language of waves
I understand the language of waves
Haverlock Travers
Zawód : Król portu w Cromer i siedmiu mórz
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Nie da się bowiem konkurować z morzem o serce mężczyzny. Morze jest dla niego matką i kochanką, a kiedy nadejdzie czas, obmyje jego zwłoki i ukryje wśród koralu, kości i pereł.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
The member 'Haverlock Travers' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 64
'k100' : 64
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Nadmorski szlak
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent