Wydarzenia


Ekipa forum
Kwiaciarnia "Zapach róży"
AutorWiadomość
Kwiaciarnia "Zapach róży" [odnośnik]08.05.16 0:45
First topic message reminder :

Kwiaciarnia "Zapach róży"

★★
Chociaż właścicielka kwiaciarni, starszawa pani Prince, tak naprawdę jest czarownicą, jej mały sklepik wypełniony zapachem świeżych, wielobarwnych kwiatów znajduje się w mugolskiej części Londynu. Jest on jednak niewidoczny dla tych, w których żyłach nie płynie magia; mugolom zdaje się, że lokal od lat jest opuszczony i zabity deskami.
Wnętrze sklepu wręcz emanuje magią. Konewki lewitują w powietrzu, podlewając kwiaty rosnące w doniczkach na, zdawałoby się, niebosiężnych regałach zakrywających każdą ścianę. Przycięte kwiaty w wazonach na oczach klientów zmieniają kolory, mieniąc się barwami całej tęczy. Za odpowiednią cenę można u pani Prince zakupić wszystko - czarne lilie przynoszące pecha tym, którym zostaną wręczone, czerwone niczym wino róże nasączone amortencją, piwonie usychające po jednym dniu i niezapominajki, które nie więdną dopóty, dopóki mężczyzna kocha czystym uczuciem obdarowaną nimi kobietę.
Pani Prince szczyci się mianem znawczyni symboliki kwiatowej i z wiecznym uśmiechem na twarzy jest gotowa pomóc tym, którzy nie wiedzą, jaki bukiet wręczyć drogiej im osobie.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:14, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
kwiaciarnia - Kwiaciarnia "Zapach róży" - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Kwiaciarnia "Zapach róży" [odnośnik]31.05.18 15:32
10 lipca

Kiedy lady Malfoy postanowi urządzić podwieczorek dla swoich przyjaciółek i podać różane herbatki i bezy na stole przystrojonym frezjami, nic nie powstrzyma jej przed zdobyciem najpiękniejszego bukietu, nawet złowrogi dym wciąż unoszący się znad zgliszczy ostałych po Ministerstwie Magii. W kilka dni otrząsnęła się ze stanu lekkiego szoku, w jakim utkwiła pojąwszy ogrom ryzyka własnej śmierci, gdyby akurat tamtego dnia zgodziła się dłużej zostać w pracy. Nie zgadzała się nigdy, nie przyjmując ani jednego obowiązku ponad niezbędne minimum, więc byłaby to sytuacja tak wyjątkowa, że aż nierealna. Callisto więc szybko odetchnęła z ulgą, zakopała irracjonalny lęk głęboko pod warstwą rutyny codziennych przyzwyczajeń i po niewiele ponad tygodniu ruszyła przed siebie z wysoko podniesioną głową. Po przeniesieniu jej departamentu do banku Gringotta wciąż trwały tam prace porządkowe, komisja handlu reorganizowała się; w tym czasie do pracy nie wzywano wszystkich stażystów, a Callisto była jedną z grupy szczęśliwych wybrańców. Ktoś najwidoczniej pomyślał (i słusznie), że przenoszenie pudeł z dokumentacją i latanie tam i z powrotem po schodach i korytarzach w chaosie jest poniżej jej godności i nie kłopotano jej na razie. Lady Callisto nie czekała z utęsknieniem na powrót do pracy; w ostatnim czasie tak zaniedbała obowiązki towarzyskie, że terminarz jej pękał w szwach i naprawdę nie miała teraz czasu na takie głupoty jak kariera zawodowa.
Podwieczorek dla młodych dam widzianych ostatnio podczas czerwcowego sabatu był kolejnym z popularnych wydarzeń w gronie jej rówieśniczek, lecz pierwszym tego lata, jakie miało odbyć się pod jej patronatem w Malfoy Manor. Wszystko musiało z tej przyczyny prezentować się nienagannie; od bladego świtu Callisto nadzorowała sprzątanie sali jadalnej, przystrzyganie trawników i krzewów w ogrodzie, każdemu kto się nawinął dyktowała listę sprawunków i rzeczy, które nie zostały jeszcze załatwione. Kiedy wszystko toczyło się już właściwym torem, a do popołudnia i przybycia gości pozostało wciąż kilka godzin, Callisto przerwała nader zadowalające oględziny swej nowej sukni, w której przyjmie koleżanki, natchniona nagle do wyprawy w miasto, by samodzielnie wybrać kwiaty. Zgadzała się bowiem w całej rozciągłości z powiedzeniem: jeśli chcesz, by coś było zrobione dobrze, musisz zrobić to sama. Nie oznaczało to bynajmniej, by miała zabierać się za polerowanie srebrnej zastawy i szorowanie podłóg w kuchniach (niedorzeczność!), ale rozstrzygnięciem kwestii estetyki mogła się przecież zająć. Podekscytowana, ułożyła z włosów prostą fryzurę, okryła ramiona koronkową narzutką i tonem nieznoszącym sprzeciwu oznajmiła, że wychodzi i niezwłocznie należy powiadomić personel oddelegowany do zakupu kwiatów, że lady zajmie się tym sama.
Z chwilowej konsternacji dotyczącej środków transportu (nie mogła przecież ryzykować kapryśnej ostatnio teleportacji, ani tym bardziej ubrudzenia butów i sukni sadzą z jakiegoś kominka!) wybawił ją świstoklik. Z jego pomocą znalazła się po chwili przed kwiaciarnią w sercu Londynu. Callisto miała pewne opory przed pojawianiem się w mugolskiej części miasta, ale by zdobyć wystarczająco ładne kwiaty od najlepszego dostawcy, poczuła się gotowa, by zacisnąć zęby i przejść, brodząc w brudnym morzu mugoli, do kwiaciarni. Dzwonek nad drzwiami obwieścił jej przybycie właścicielce i nielicznym klientom sklepu.
- Dzień dobry. – rozejrzawszy się wyniośle po wnętrzu, uchyliła się przed lewitującą konewką i przywitała chłodno, obojętnym tonem. Krytycznym wzrokiem zmierzyła wazony pełne ciętych kwiatów i nie znalazłszy wśród nich frezji, zwietrzyła kłopot. Z delikatnie zmarszczonym noskiem zwróciła się do kwiaciarki z prośbą o wymarzone kwiaty. Usłyszawszy przeprosiny i wytłumaczenie o ich opóźnionej dostawie, prychnęła głośno, nie kryjąc oburzenia.
- Co to ma znaczyć? – oczy Callisto ciskały pioruny, choć dama stała niewzruszenie pośrodku bujnej roślinności i pięknego kwiecia. – Ja przecież potrzebuję frezji.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Kwiaciarnia "Zapach róży" [odnośnik]03.06.18 15:37
     Tęsknił za jedwabną ciemnością, która nachalnymi falami wdzierała się do jego świata. Zapadała ze stanowczością, owijając go pieszczotliwie kłębami dymu, gdy zdmuchiwał płomień świec, przysiadała na brzegu parapetu, gdy nad Lancashire zatrzymywał się zmrok. W te dni, gdy zamykał oczy, stawała przed nim roztrzęsiona kurtyna płomieni; znany i nieznany Londyn, sypiące się mosty, wybuchy przypominające deszcz gromów, trzaskające szyby okien, kruszące się z tak przedziwną łatwością grube ściany i mury. Wszystkie te obrazy powracały z wzmożonymi siłami podczas snu, ale nie oznaczało to, iż kończyły się na jawie. Wpychały się do przeżywanych przez niego chwil, ciągając go za rękawy, przysuwając jego podbródek w swoją stronę – no spójrz, prosiły bez cienia skruchy, przyjrzyj się jak marniejesz. Ogień, który nie dawał ciepła, syczał za jego plecami, a raz, gdy przechodził przez dziedziniec zamku, zdawało mu się, że filary chylą się w jego stronę; natura jasnowidzenia była zawiła, miała swoje własne drogi, lecz ten jeden raz wiedział dokładnie, co mu objawiała. Dowód na to, iż był za daleko od domu, by coś zmienić, potwierdzenie jego najgorszych obaw. Znał przecież jakąś część, choćby niewielką, światka pracującego w ministerstwie, a nagła wieść o tak horrendalnym zdarzeniu w tak poważnej instytucji budziła jego najgłębsze obawy nie tylko o zdrowie czarodziejów, który nieszczęśliwie byli związani z tym miejscem, lecz o dobrobyt całego społeczeństwa. Jeśli nawet w siedzibie ważnych dla funkcjonowania społeczeństwa postaci nie było bezpiecznie, jeśli coś kruszyło nadzieję krok po kroku, wybuch po wybuchu, jaką pewność mogli mieć zwykli obywatele? Do kogo mogli się zwrócić, w kim znaleźć oparcie? Nie dało się ukryć, że namacalny symbol c z e g o ś był silnym zapewnieniem; łatwiej było podtrzymywać ufność, gdy było gdzie lokować swoją wiarę. Do pewnego stopnia to rozumiał – dlatego Zakonnicy poświęcali się starannej odbudowie Starej Chaty, dlatego próbowali naprawiać piętrzące się anomalie, by choćby na zewnątrz odzyskać spokój. Co do nieładu, który panoszył się w ich sercach czy myślach, to była już odrębna historia. Constantine skrzętnie zbierał się w sobie; dokładał odpowiedzi do niewiadomych, budował uzasadnienia wokół obaw. Długo zajęło mu pogodzenie się z majowymi porażkami, aczkolwiek życie w cieniu również mu nie służyło. Nie mógł bezczynnie przyglądać się z wysokich okien jak sidła czarnej magii przyczajają się w kątach, czuwają aż nadejdzie ich szansa. Niegdyś obiecał, że będzie w stanie poświęcić wszystko dla sprawy. Nawet siebie.
Kolorowe szkiełka rzucały wielobarwną poświatę na jego blade policzki, zatrzymując go w pędzących rozmyślaniach. To był mały stragan z różnościami – podmuchy wiatru wydobywały ciche, słodkie dźwięki ze zwisających z daszku dzwoneczków; nikłe i nieśmiałe promienie słońca, wyglądające zza chmur, które oblepiały sklepienie nieba, muskały liliowe kryształki wciśnięte w centralne punkty łapaczy snów; pomarszczone ręce kobiety o płowych włosach poprzetykanych odcieniami szarości, przesuwały się po bransoletach i wisiorkach, które wyglądały na jej własne wyroby. Za każdym razem, gdy zapuszczał się na samotne wędrówki po mugolskich urokach Londynu, natrafiał na coś w rodzaju magii zamkniętej w zwyczajności, coś, co pogłębiało jego szacunek wobec tego, co wykształcili nie opierając się na czarach, a na własnej pracy. Niestety nie był przyzwyczajony do poruszania się z kieszeniami wypchanymi ich walutą, po ostatnich niecodziennych przeżyciach, które go spotkały na targu ulicznym na zdaje się Portobello Road, w ogóle nie przewidywał ponownego zapuszczenia się w podobne rejony. Ale miał przysługę do wyświadczenia. Potrzebował też oderwać się od czarodziejskich sprawy, gdyż od początku miesiąca radził sobie z obowiązkami, które na niego czekały w posiadłości. Jednym uchem wysłuchał relacji z sabatu, z mieszanymi uczuciami przejrzał wieści z Proroka, zręcznie unikał rozsądzającego spojrzenia nestora i zapragnął cofnąć się do wyprawy w sam środek lasu, by uciec od zaciskających się na nim szlacheckich perspektyw. Naturalnie zamierzał wypełnić powierzone mu plany, aczkolwiek nie było to jego najistotniejszą myślą; organizacja, krusząca się polityka, dalsze badania nad okazami przywiezionymi z Francji, stanowiły fundamenty jego działań. Nie miał szansy spędzić chwili dla siebie, gdyż ciągle go coś wzywało. Za kilka dni miał się odbyć pierwszy pojedynek, zbliżał się też Festiwal Lata. Wszystko potrzebowało jego pełnego skupienia, a on na razie funkcjonował na jego resztkach – pani Prince pewnie rozumiała jego borykanie się z atmosferą chociażby Pokątnej, skoro swoją kwiaciarnię założyła umieściła w epicentrum zwyczajności. Zanim przeszedł przez próg, młody Ollivander zmrużył oczy, zastanawiając się jak mugole postrzegają ten zakątek, jednakże jego wysiłki były próżne. Już z przestrzeni kilku metrów dostrzegał wachlarz czarujących roślinek i czym prędzej ruszył do środka, uważając na trzymaną w dłoniach pozornie pustą doniczkę. Jego ekspresja przemieniła się w oczarowanie, nic nie mogło przebić znajomego zapachu flory ozdobnej, a i widok kilku klientów, niewystraszonych w obliczu tak trudnej sytuacji, podniósł go na duchu. Nie chciał przeszkadzać wyraźnie zajętej właścicielce, więc rozglądał się z nienarzucającym się zainteresowaniem, dopóki nie wyczuł zmiany w atmosferze. Zrobiło się jakby o kilka stopni chłodniej, a pani z zachłannością przeczesująca magiczne róże, z wahaniem odstąpiła od wyszukiwania najpiękniejszego okazu, by zwrócić się ku konfrontacji.
Zawahał się tylko na moment, po czym powoli, giętkim krokiem zbliżył się ku ladzie. Przesunął papiery z jej rogu, stawiając na wolnym miejscu błękitną, ceramiczną donicę, tym samym zaznaczając swoją obecność. — Czy coś się stało? — odezwał się nieco odległym głosem, dopiero teraz podnosząc wzrok ciemnozłotych tęczówek na blondynkę. Zamrugał gwałtownie powiekami; na pewno widział ją gdzieś wcześniej, tylko kim była?



by the sacred grove, where the waters flowwe will come and go, in the forest
Constantine L. Ollivander
Constantine L. Ollivander
Zawód : badacz i ilustrator flory magicznej
Wiek : 21/22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
broken boy
yet to find a way around
a dark and ever-growing cloud
that has him always looking down
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
plants are friends
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5068-constantine-ollivander https://www.morsmordre.net/t5083-paladyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t5082-skrytka-bankowa-nr-1276#110210 https://www.morsmordre.net/t5081-constantine-ollivander#110205
Re: Kwiaciarnia "Zapach róży" [odnośnik]09.06.18 18:48
Jej oburzenie nie rozlało się jeszcze wokoło, skupione w ciszy na Bogu ducha winnej kwiaciarce; kwiatki nie zaczęły więdnąć, ciche rozmowy nie ucichły w obawie, że tym dalej wyprowadzą ją z róznowagi. Callisto ściągnęła zaledwie wargi, chcąc zatrzymać wewnątrz potok narzekań i przekleństw, jakie z pewnością nie przystoją szlachetnej młodej damie, tym bardziej w miejscu publicznym, nawet tak wątpliwej reputacji jak to. Cały jej plan, misternie obmyślana koncepcja wystroju legła w gruzach, a lady Malfoy – mając przed sobą winowajczynię tej porażki – nie mogła nawet dopilnować, by kobietę ukarano. Nie powinna była tu przychodzić, skubiąc koronki okrywające blade przedramiona (jeszcze się przy tej eskapadzie opali jak jakaś prowincjuszka i będzie wstyd…) żałowała swego przypływu entuzjazmu. Ulice były puste, czego nie przewidziała, przedwcześnie zamknąwszy się w bańce swych wygodnickich złudzeń o nieistotności niedawnych wydarzeń. Callisto życzyłaby sobie, by świat nie zważał na targające nim siły chaosu, ignorował nawet tak radykalną zmianę jak nieposłuszeństwo magii, anomalie odbierające czarodziejom dostęp do niektórych miejsc i kontrolę nad porządkiem spraw. Czy też raczej, tę cząstkę kontroli, którą im wcześniej dano. Umoszczona wygodnie w miejscu, gdzie obowiązuje wyższość szczegółu nad ogółem, a szczegół ten zaś pozostał tak samo niezmienny nie dostrzegała żadnej potrzeby zmiany w swym dotychczasowym życiu, przyczyn do nabrania pokory, pochylenia się nad rzeczami naprawdę ważnymi. Drobiazgi wciąż urastały w jej hierarchii do absolutów, przysłaniając chociażby drugiego człowieka. Być może Callisto zatem widziała na swej drodze jeszcze mniej osób, niż znajdowało się tam istotnie, pochłonięta przez własne przemyślenia i narzekania, do jakich inspirowało otoczenie. Nie przywykła do brudu, brzydoty i nieporządku życia, którego nigdy nie nazwałaby zwykłym, choć tym właśnie było dla przeciętnej ludności Londynu. W stolicy, podobnie jak w domu własnym i tych zaprzyjaźnionych rodzin, które często odwiedzała, szukała dobrego smaku, elegancji, wygody. Oczekiwała, by usługiwano jej, jeśli nie od wejścia, to przynajmniej, gdy jasno i w miarę uprzejmie o to poprosi. Tym zaś, czego nie spodziewała się ani trochę, była interwencja z szarej masy tłumu, w którym na nikogo nie zwracała uwagi.
- Raczy pan wybaczyć, ale to nie pana sprawa. – odparowała Callisto, nie patrząc nawet na przygodnego obrońcę właścicielki kwiaciarni. A może po prostu samozwańczego bohatera, który miast smoków użerał się z problemami sklepikarzy, jednego z których rolę miała dziś wątpliwy zaszczyt odgrywać? Obejrzała się przez ramię, w pierwszej chwili uśmiechając się półgębkiem. Ach, tak – był zdecydowanie zbyt wątły na potyczkę ze smokiem. Co oznaczało zarazem, że – choć pozory mogły, jak mają w zwyczaju, mylić – i starcia z nią mógłby nie wytrzymać. Gotowa była jeszcze przestrzec go przed rażącą niekompetencją kwiaciarki, być może zniechęcić go do zakupów w miejscu, któremu nie zaufa już ani razu (ostatecznie, kto zdecydowany, by otworzyć sklep w mugolskiej części miasta może zapewniać naprawdę dobre usługi?), ale przy kolejnym spojrzeniu na intruza w jej zakupach okazał się on nie tak anonimowy jak sądziła.
Chorobliwa bladość mężczyzny wydała jej się znajoma, podobnie jak naiwnie sympatyczne spojrzenie ciepłych oczu, a ponieważ do obowiązków Callisto, jak i każdej innej względnie młodej niezamężnej kobiety w odpowiednich kręgach należało chociażby kojarzenie równie młodych i nieżonatych kawalerów przynajmniej z nazwiska, jeśli raz ich sobie przedstawiono, szybko połączyła zaobserwowane teraz fakty ze wspomnieniami, wychodząc zwycięsko ze starcia z niewiedzą.
- Lord Ollivander, – twarz jej będąca przedtem płótnem dla obrazu wzburzonego morza gniewu i irytacji przedstawiała teraz spokojne fale powierzchownej uprzejmości. Lady Malfoy skinęła głową grzecznie, nie porywając się na dyganie w zatłoczonym sklepie. To nie sabat w wystawnej sali balowej, by dotrzymywać rangi etykiety, jaką zwykle musieli władać widując się dotychczas podczas podobnie oficjalnych okazji. Callisto nie znała go w końcu prawie wcale; znała tylko jego imię i wiek, była świadoma, ile ma rodzeństwa, no i uśmiechała się z politowaniem za każdym razem, gdy zasłyszała coś o przyjaznych mugolom poglądach Ollivanderów. – Raczy mi lord wybaczyć tę nieuprzejmość, nie rozpoznałam lorda w pierwszej chwili.
Nadal nie miała ochoty angażować go w rozmowę z kwiaciarką, złość wciąż się gdzieś w niej czaiła zdolna jak ropa naftowa rozlać się po tafli spokoju i wzniecić pożar. Była jednak winna przypadkowo spotkanemu lordowi tyle grzeczności, na ile zasługiwało jego wysokie urodzenie, choćby decydował się w wolnym czasie marnować je na spędzanie dni i wydawanie pieniędzy w miejscu takim, jak to. Spojrzała na Constantine’a wyczekująco. W jej głowie wypełnionej myślami skupionymi na własnej osobie nawet na chwilę nie zatrzymało się przypuszczenie, że mógłby on nie kojarzyć jej tożsamości. Przeciwnie, spodziewała się, że nie tylko poprawnie i szybko ją zidentyfikuje, ale też naturalnie zrozumie jej podenerwowanie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Kwiaciarnia "Zapach róży" [odnośnik]19.09.19 1:13
| 22.02?

Kompletnie nie znała się na kwiatkach.
To nie tak, że ich nie lubiła. Zazwyczaj nie zwracała na nie większej uwagi, choć oczywiście posiadała podstawowe wiadomości z zakresu zielarstwa przyswojone w szkole. Nigdy nie interesowała się tą dziedziną mocniej, na pewno nie tak jak jej matka alchemiczka, przemiła i delikatna kobieta lubiąca ozdabiać dom kwiatami, a zwłaszcza swoją ulubioną szałwią, którą zawsze pachniały jej ubrania.
Jamie nie była delikatna ani bardzo kobieca. Jako dziewczynka nigdy nie plotła wianków ani nie robiła bukiecików jak wiele jej rówieśniczek, zamiast tego latając na miotle i wspinając się na drzewa wraz z braćmi i kolegami. W swojej sypialni miała jedną roślinę, które pewnie dawno by uschła, gdyby mama i młodsza siostra nie pamiętały o tym, by regularnie ją podlać, bo zajętej treningami Jamie jakoś wypadało to z głowy. Kwiatki w ogrodzie były ładną dekoracją, ale nie przykładała do ich obecności wielkiej wagi. Niemniej jednak zbliżały się urodziny taty, a ogród nadal był pokryty śniegiem, więc nie było tam niczego, co można by zerwać i położyć na grobie. Jej matka źle się dziś czuła, dręczył ją okropny ból głowy, dlatego poprosiła Jamie, by udała się do miasta i kupiła skromny bukiet możliwy do położenia obok nagrobnej płyty. Ku pamięci kogoś, kogo już z nimi nie było. I kto nawet nie lubił kwiatów, ale matka często odwiedzała jego grób i regularnie zostawiała tam kwiaty, latem i jesienią je zrywając, zimą kupując. Miała taką potrzebę, a Jamie nie mogła z tym dyskutować, skoro mamie przynosiło to ulgę. Teleportowała się więc w okolice kwiaciarni wskazanej jej przez matkę.
Wsunęła się do sklepiku, i choć było to całkiem ładne miejsce, czuła się tu dość nie na miejscu. Jej sylwetka wydawała się tu zbyt wysoka i postawna; dość stereotypowo myślała, że kwiatki kupują głównie kobiety takie jak jej matka lub delikatne, wiotkie dziewczątka lubiące otaczać się pięknem. Odruchowo nieco się zgarbiła, próbując wyglądać na mniejszą i rozglądając po wnętrzu przesyconym mieszanką zapachów, a także kolorów. Kwiatów było dużo, tylko które wybrać? To mama zawsze kupowała kwiaty na grób taty, Jamie ograniczała się do regularnych wizyt na cmentarzu w Dolinie Godryka i stawania w zadumie na przeciw płyty, na której były wyryte daty narodzin i śmierci jej ojca, ale pod którą nie było jego ciała. Po szatańskiej pożodze, która strawiła ministerstwo, wielu ciał zabrakło do pochowania.
Było to jakieś trzy po jej poprzednim meczu, akurat miała przerwę w treningach, czas na zregenerowanie sił, więc mogła pojawić się w Londynie, w miejscu gdzie Jamie McKinnon raczej nieczęsto się pojawiała. Nawet fryzury nie miała dziś takiej jak zazwyczaj, jej włosy były teraz dłuższe, sięgały do łopatek, nie do szyi, jak nosiła je najczęściej. Lubiła krótką, niesforną fryzurkę wyglądającą, jakby byle jak ścięła kosmyki kuchennymi nożycami tuż za linią żuchwy. Ale była to też fryzura charakterystyczna dla Harpii z Holyhead, a dziś, tak świeżo po meczu, nie chciała od razu i z daleka rzucać się w oczy. Stąd dłuższa, grzeczniejsza fryzura, dość nijaka i nie przyciągająca wzroku.
Dostrzegła jakąś rudą dziewczynę. Nie wiedzieć czemu uznała, że to kwiaciarka, której akurat nie było widać, może wyszła na zaplecze. Ta drobniutka, ruda dziewczyna wydawała się bardziej tutaj pasować.
- Przepraszam... – odezwała się do niej. – Może mi pani odrobinę doradzić? Bardzo dawno nie kupowałam żadnych kwiatów.
Duże, zielone oczy Jamie spojrzały w dół, skupiając się na niej. Chcąc nie chcąc górowała nad zdecydowaną większością kobiet, niekiedy przerastała i niektórych mężczyzn, ale nie chciała dziewczyny przytłaczać.






Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: Kwiaciarnia "Zapach róży" [odnośnik]19.09.19 14:07
Nawet, gdyby Jamie przyszła do kwiaciarni w krótkich włosach, Gwen nie skojarzyłaby wyglądu kobiety ze sportem. Nigdy nie była szczególnie zainteresowana takimi rozrywkami i widziała jedynie tyle, ile powiedział jej Heath, czy Johnatan. Lewo znała nazwy drużyn, a na szkolnych meczach raczej po prostu się nudziła, nawet jeśli próbowała wykrzesać z siebie entuzjazm do kibicowania puchonom.
Do kwiaciarni przybyła, by ułożyć jakąś ładną wiązankę. Chciała poćwiczyć rysowanie roślin. Nigdy nie była najlepsza w zielarstwie, więc nie przychodziło jej to zbyt prosto. Była w stanie przerysować roślinę bądź stworzyć jakąś „z głowy”, jednak w ten sposób rzadko udało jej się oddawać cechy gatunkowe. Dlatego uznała, że najwyższy czas trochę nad tym popracować. Wszak rysunek wymagał odrobiny wiedzy na każdy z tematów.
Kwiaciarka właśnie wyszła na chwilę, chyba na papierosa – poprosiła Gwen, aby dziewczyna zerknęła na sklep. Nie znały się, ale odziana w sukieneczkę rudowłosa raczej wyglądała na godną zaufania. Z resztą, nie było tu szczególnego ruchu. Malarka nie miała nic przeciwko, by zerknąć na klientów.
Właśnie trzymała w dłoni różową lilie, gdy usłyszała, jak ktoś wchodzi do środka, a potem odzywa się do niej. Gwen odruchowo się odwróciła, uśmiechając się w stronę nieznajomej. Jamie wydawała się dość niepewna siebie. Jej ramiona były przykurczone (choć i tak była nieco wyższa od Grey), a na twarzy kobiety brakowało uśmiechu.
Tak? – spytała odruchowo. Słysząc propozycję Jamie, Gwen podrapała się po głowie wolną ręką i zmarszczyła delikatnie brwi. – Mogę pomóc, ale… ja się na tym jakoś bardzo nie znam. Kwiaciarka na chwilę wyszła, zaraz powinna wrócić! – stwierdziła, w pierwszej chwili trochę speszona propozycją. Widząc jednak, że nieznajoma jest chyba bardziej zdenerwowana od niej samej, dodała: – Ale to chyba nie jest takie trudne, niech pani po prostu wybierze kolory, które się pani podobają! O, ja na przykład… Chyba wezmę te lilie i chabry… Będą ładnie razem wyglądać, nie sądzi pani? – W głowie malarki dało się usłyszeć entuzjazm.
Przyłożyła lilię do niebieskich, polnych kwiatków. Lubiła połączenie tych dwóch kolorów. Róż i błękit zdecydowanie dobrze się jej kojarzyły.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Kwiaciarnia "Zapach róży" [odnośnik]19.09.19 15:14
Jamie od dziecka pasjonowała się quidditchem i o wiele bardziej niż kwiaciarnie lubiła odwiedzać sklep z miotłami i tego typu miejsca. Nie przepadała za typowo kobiecymi zakupami. Ubrania kupowała kiedy jej były potrzebne i nie ekscytowała się tym, nigdy nie mogąc się nadziwić dziewczętom, które piszczały z zachwytu na samą myśl o zanurzeniu się wśród nowych fatałaszków lub na bieżąco śledziły modowe trendy. Jamie była raczej praktyczna, w sporcie nie moda była najważniejsza, a wygoda i funkcjonalność, i to podejście stosowała też poza boiskiem, nie przejmując się tym, że jej upodobanie do spodni mogło kogoś razić. Kwiatów nie kupowała prawie nigdy, dlatego nawet nie wiedziała jakie wybrać. Na szkolnym zielarstwie uczyła się raczej jak pozyskiwać strączki wnykopieńki lub ropę czyrakobulwy, przesadzać młode mandragory czy przycinać abisyńskie figi, więc ta wiedza nie była zbyt pomocna przy doborze kwiatów na grób ojca ani do domu, bo skoro tu była to mogła przy okazji uszczęśliwić mamę jeszcze bardziej i kupić jej jakiś mały bukiet do salonu.
Ale jakoś tak dziwnie jej tu było, stąd jej przygarbiona postawa i chęć możliwie szybkiego załatwienia sprawy. Kwiaciarnia była bardzo ładna, może nawet zbyt ładna, by mogła się tu czuć jak pasujący element nawet mimo tej ugrzecznionej fryzurki, w której też czuła się jak nie ona. Dawno nie wyglądała tak grzecznie i nijako i aż jej było dziwnie, gdy mimowolnie przeczesała palcami włosy i odkryła że były gładkie i długie, wcale nie kończyły się tuż za linią żuchwy ani nie wymagały ujarzmiania. Pewnie jednak poczułaby się urażona gdyby wiedziała, że nieznajoma rudowłosa uznała ją za niepewną siebie, bo wcale taka nie była, a jedynie to miejsce i okoliczności znalezienia się w nim budziły w niej niezręczność. Jamie z kolei uznała ją za pracownicę kwiaciarni, bo akurat tylko ona była w zasięgu wzroku, i jak się okazało, omyłkowo.
- Och, rozumiem – powiedziała. – I te kwiaty w zasadzie nie będą dla mnie. Moja matka na pewno umiałaby je dobrać lepiej, ale nie mogła tu przybyć sama, więc postanowiłam ją wyręczyć i je kupić – dodała, przyglądając się kwiatom stojącym w wazonach. Nawet nie wiedziała jakie pasowałyby na grób, a jakie do domu. Czerwone róże nawet jej dość jednoznacznie kojarzyły się z randkami, więc to odpadało. Jej mama lubiła polne kwiaty, ale tu za wiele takich nie widziała, choć dostrzegła coś, co przypominało przerośnięte stokrotki i co prawdopodobnie mogłoby zadowolić mamę jako ozdoba salonu.
- Może te? I te duże chabry? – zastanowiła się. Więc wyglądałoby na to że coś do domu by mogła kupić, ale to miał być dodatek, trudniej będzie wybrać coś, co matka mogłaby położyć na grobie ojca, by uczcić nie taką zwykłą wizytę, bo jego pierwsze urodziny przypadające po śmierci, pierwsze kiedy nie rozmyślali nad jakimś praktycznym prezentem dla niego (jej ojciec był pragmatykiem i cenił przedmioty użyteczne), a już jedynie nad uczczeniem jego pamięci.
Może to wpływało na to, dlaczego Jamie czuła się tu i teraz zwyczajnie źle i nieswojo, że się garbiła i chciała stąd szybko uciec. Okropnym było kupować kwiaty na grób kogoś, kto był jej tak drogi i kto powinien żyć jeszcze długo, bo jak na standardy czarodziejskie ojciec nie był stary, nie przekroczył jeszcze sześćdziesiątki. Wolałaby teraz kupować dla niego ulubioną kawę, nowy fałszoskop lub inny przedmiot, z którego zrobiłby użytek. Nie cholerne kwiatki, na które za życia nie zwróciłby uwagi, a jednak mama upierała się, by kłaść je na jego pustym grobie.






Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: Kwiaciarnia "Zapach róży" [odnośnik]19.09.19 17:30
Gwen machnęła ręką.
Niech pani wybiera tak, jak czuje! Kwiatów nie da się źle dobrać, wszystkie są piękne! – stwierdziła po prostu. Wszak sztuka i piękno były indywidualne i Jamie mogła kupować taką wiązankę, na jaką miała ochotę. – I zawsze musi być ten pierwszy raz! – dodała pokrzepiająco.
Odwróciła się do kwiatów. Lokal był naprawdę ładny. Rośliny podnosiły wilgotność powietrza, rozsiewając wokół przepiękny zapach, a przez ich ogrom Gwen nie potrafiła dostrzec w „Zapachu róży” czegokolwiek brzydkiego. Czuła się tu naprawdę dobrze i nie miałaby nic przeciwko posiadaniu pomieszczenia pełnego kwiatów w domu. Cudownie byłoby posiadać takie miejsce! Na pewno rozkładałaby w nim narzędzia malarskie i tworzyła bez końca, mając przed oczami tyle kolorowych inspiracji.
Na razie jednak pozostało jej kupienie pojedynczego bukietu, by móc przynajmniej poćwiczyć tworzenie tych inspiracji. Musiała zacząć zwracać uwagę na proporcje kwiatów, czy kształt i wielkość liści, które do tej pory raczej jej umykały.
Wyglądają ładnie – przyznała, spoglądając na wskazane przez Jamie kwiaty. – Ale właściwie… skoro to wiązanka dla pani mamy, może pomyśli pani o jakiś jej ulubionych? Jakie kupuje najczęściej? O jakich mówi? – dopytała. – Może jakiś zapach lubi najbardziej? Mi ostatnio bardzo podoba się, jak pachną frezje… To taki wiosenny, rześki aromat! Och, oby wiosna przyszła jak najszybciej, brakuje mi jej.
Sama zaczęła szukać kolejnych kwiatów. Lilie i chabry to ciekawe połączenie, ale chyba jednak potrzebowała czegoś jeszcze. Jej wzrok padł na delikatne, czerwone maki. W pierwszym porywie serca miała ochotę je chwycić i zaczekać na kwiaciarkę, aby przygotowała z nich wiązankę, ale chwilę później jej zmysł estetyczny powiedział głośne „nie”. Róż i błękit? Dodanie do tego mocnej czerwieni to raczej zły pomysł.
Jak pani myśli, jakie jeszcze kwiaty pasowałyby do tych lilii i chabrów? – powiedziała na głos, ni to do siebie, ni do Jamie. W końcu nieznajoma sama była zagubiona i raczej nie była w stanie pomóc malarce. – A tak właściwie… jestem Gwen – przedstawiła się mimochodem. Nie miała w zwyczaju ukrywać swojego imienia.
Dziewczyna krążyła po sklepie, próbując dobrać odpowiednie kwiaty.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Kwiaciarnia "Zapach róży" [odnośnik]19.09.19 19:19
Jak czuje? Jamie zamyśliła się. Wydawałoby się że to łatwe, łatwiejsze do wybrania niż nowy model miotły, nad którym musiała się zastanowić porządnie, był to przecież drogi zakup, a jej zależało na tym, by kupić najlepszy model dostępny aktualnie na brytyjskim rynku miotlarskim. Kwiatki nie były ani drogie ani trwałe, za kilka dni zaczną więdnąć, chyba że zostały potraktowane jakimś zaklęciem opóźniającym ten proces. Wszystko co widziała w wazonach dookoła wyglądało tak świeżo, jakby dopiero zostały zerwane w jakiejś szklarni. Nic dziwnego, że jej matka lubiła tę kwiaciarnię, bo kwiaty naprawdę były ładne, nawet jeśli Jamie słabo się na nich znała i brakowało jej tego wyczucia, którym cechowała się na przykład jej matka. Ale za młodu zawsze opierała się lekcjom sprzątania, gotowania czy ogrodnictwa, które próbowała uskuteczniać wobec niej mama, woląc latać na miotle po okolicy i psocić w męskim gronie.
- Właściwie wiązanka dla mamy nie jest głównym powodem, dla którego tu jestem – przyznała. Nie wiadomo czemu podtrzymywała tę dyskusję, jednak dziewczyna wydawała się pełna entuzjazmu i niewinnej, niezmąconej radości, poza tym kilka porad przy wyborze na pewno jej się przyda. Ani nie powinno zaszkodzić, przecież nie rozmawiała o żadnych poważnych sprawach, a tylko o wyborze kwiatów. Nic wielkiego. Jednocześnie zlustrowała dziewczynę wzrokiem; nie znała jej, tego była pewna. Dziewczyna była może parę lat młodsza od niej, dziewczęca, ruda i o dość miłej twarzy. Zdawała się niewinna, jeszcze nieskażona złem świata, choć oczywiście mogły to być tylko pozory. – Chcę kupić jej coś ładnego do salonu, owszem, ale to przy okazji. Zależy mi żeby znaleźć ładne kwiaty na grób pewnej bliskiej osoby, która miałaby niedługo urodziny i... no cóż, wypada jakoś uczcić ten dzień.
Wzruszyła ramionami, starając się nie pokazać po sobie, że ją to bolało. Jamie McKinnon, jak przystało na Harpię, musiała być silna i twarda, znosić przeciwności losu z podniesioną głową. I na ogół znosiła, ale w okolicy urodzin taty znów powróciły myśli o tym, jak niesprawiedliwe jest to, że musiał odejść. Ale z drugiej strony wiedziała, że ona, jej rodzeństwo i matka byli dość silni, by sobie z tym poradzić. Byli ludzie w gorszym położeniu, rodzice tracący dzieci lub dzieci przedwcześnie tracące rodziców. Nie tylko pan McKinnon nie wrócił z ministerstwa tamtego dnia, było też wiele ofiar anomalii i innych czarnomagicznych incydentów.
- Mama najbardziej lubi szałwię, a także polne kwiaty. Wiosną i latem sama zbiera je w ogrodzie i ozdabia nimi dom. Tu nie widzę zbyt wielu takich roślin, ale wydaje mi się, że te powinny jej się spodobać – mówiła. Tak naprawdę czuła, że bez względu na to, co kupi, mama i tak okaże radość, nawet gdyby przyniosła jej brzydki wiecheć. Była kobietą niegdyś potrafiącą cieszyć się nawet z najbardziej pokracznych tworów swoich dzieci, ucząc je, że nieważna jest cena czy ładność podarunku, a to, ile serca włożyło się w jego podarowanie.
- A do lilii i chabrów? Nie mam pojęcia, naprawdę – westchnęła. – Może te tulipany? – wskazała kwiatki, które jak mgliście pamiętała, chyba były tulipanami. – I jestem Jamie. Miło poznać, Gwen – dodała. Nie miała większego problemu z zawieraniem znajomości, nawet jeśli zwykle nie zawierała ich w kwiaciarni. Podejrzewała jednak, że pewnie nigdy więcej na Gwen nie wpadnie, chyba że kiedyś mama znów poprosi ją o wyręczenie w zakupie kwiatów. Choć następnym razem mogła już na tę dziewczynę nie trafić. Świat czarodziejów był mały, to prawda, ale nadal nie tak prosto było dwa razy spotkać przypadkiem tą samą osobę.






Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: Kwiaciarnia "Zapach róży" [odnośnik]19.09.19 21:00
Zmarszczyła brwi i przekrzywiła głowę, słuchając wyznania Jamie. Kompletnie się tego nie spodziewała. Przecież wcale się nie znały. Gwen, chociaż nie miała nic przeciwko zawieraniu nowych znajomości, raczej nie miała zamiaru naciskać nieznajomej na zawarcie choćby szczątkowej przyjaźni. Znała wiele osób, a Jamie nie wydała jej się na pierwszy rzut oka kimś, z kim mogłaby kraść przysłowiowe konie. Oczywiście zawsze była otwarta na nowe relacje, ale jej sieć znajomych w Londynie naprawdę była już niemała. Nawet jeśli niewiele z tych osób mogła uznać za bliskich przyjaciół. Z reszta, tak było chyba zawsze, prawda? Nie dało się być w bliskim kontakcie ze wszystkimi.
Skinęła głową, słuchając słów Jamie i w pierwszej chwili nie wiedziała, co powiedzieć. Owszem, sama była w połowie sierotą, ale raczej zmagała się z tym samodzielnie, nie poruszając tego tematu przy innych. Bo i po co? Jej użalanie się niczego nie zmieni. Może jednak gdyby o tym rozmawiała to wiedziałaby, jak taktownie zareagować teraz? Kto wie. Teraz musiała jednak improwizować.
Och, tak… zgadza się – powiedziała. Uśmiech dziewczyny nieco zrzedł, a jej twarz spoważniała. – To może… po prostu niech pani wybierze swoje ulubione kwiaty? Ja wiem, że na grób zwykle kładzie się chryzantemy, ale… to trochę… chyba nudne? Tak mi się wydaje. Niech wygląda przede wszystkim pięknie, a nie zwyczajnie – zaproponowała. Nie wiedziała, czy nieznajomej spodoba się ten pomysł, ale właściwie tak czuła.
Przeszło jej przez myśl, że powinna odwiedzić grób ojca. Dawno tam nie była… najpierw przez ulewy, a teraz… życie było bardzo zajmujące, a tych, którzy odeszli, łatwiej było wypierać z pamięci. To nie była żadna wymówka. Powinna częściej odwiedzać ojca.
Rozejrzała się po kwiaciarni.
Tam chyba jest trochę szałwii? Takie proste kwiaty też mają swój urok… są takie naturalne. Róże potrafią wyglądać nieco sztucznie, nie sądzi pani? I och, tak, tulipany są piękne. I mają tyle odmian! – powiedziała.
Skinęła głową, słysząc imię panny McKinnon. Cóż, może już więcej się nie spotkają, ale jeśli tak, przynajmniej będą pamiętać swoje imię. Albo twarze. Albo przynajmniej barwę głosu. Warto było znać choć szczątkowo wiele osób. To ułatwiało życie. W końcu kto wie? Może przypadkowy rozmówca okaże się lekarzem, który akurat pomoże w potrzebie, bo spędził z kimś kiedyś kilka miłych chwil? Albo krytykiem sztuki, który pomoże w zorganizowaniu wernisażu dla wyższych sfer?


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Kwiaciarnia "Zapach róży" [odnośnik]19.09.19 22:10
Nie było to szczególnie osobiste ani wstydliwe wyznanie. W końcu każdy miał jakiegoś zmarłego bliskiego i mógł odwiedzać jego grób, bez względu na to, z jakiej warstwy społecznej się wywodził. Dla Jamie niemiły i niezręczny był po prostu sam fakt, że musi to robić wcześniej, niż wynikłoby to z naturalnej kolei rzeczy, dlatego tak dziwnie się o tym myślało, a słowa nieco bardziej niezgrabnie niż zwykle opuszczały usta.
Na ogół rzadko mówiła o ojcu i swoim poczuciu straty, a już na pewno nie przy obcych. Nawet z matką rzadko rozmawiała o swoich uczuciach. O uczuciach mamy owszem, ale nie mówiła wiele o swoich, bo nie lubiła czuć się słaba, poza tym chciała być silniejsza tym bardziej, żeby wlać trochę tej siły i nadziei i w pęknięte serce mamy. Właściwie tutaj nawet nie wspomniała, o kogo konkretnie chodzi ani że był to ktoś aż tak bliski jak rodzony ojciec. Nie powiedziała tej obcej dziewczynie, kogo straciła, bo nie było takiej potrzeby. Mogła przecież opłakiwać każdego, nawet przyjaciela lub dawną koleżankę ze szkolnej ławy. Wojna i zakończone już anomalie zbierały krwawe żniwo w poprzednich miesiącach, i aż strach było pomyśleć, kogo jeszcze będzie musiała pożegnać zanim to wszystko się skończy. A może to ktoś będzie musiał żegnać ją, gdy wpadnie w tarapaty o ten jeden raz za dużo?
Ale nie chciała w ogóle myśleć o takich rzeczach. Lepiej i przynajmniej było pomyśleć o tym, że po wynagrodzeniu za ostatni mecz już było ją stać na nową sportową miotłę, którą zamierzała na dniach kupić. W czasach takich jak obecne aż żal byłoby nie folgować pewnym zachciankom, bo nie wiadomo ile jeszcze radosnych i szczęśliwych dni przed sobą mieli.
- Hmm... – zamyśliła się. – Coś wybiorę w takim razie. I może zaraz wróci sprzedawczyni. Tak czy inaczej dziękuję za pomoc.
Wzruszyła ramionami. Jej ojcu pewnie byłoby obojętnie czy przyniesie mu jakieś kwiaty czy nie, ale dla mamy było to ważne. Prawdopodobnie wybierze coś w miarę skromnego, ale jednocześnie trwałego, skoro do wiosny pozostało jeszcze trochę czasu i pewnie dopiero gdzieś za dwa miesiące ogród będzie ociekał w zieleni i kwieciu.
- Niezbyt przepadam za różami. Są zbyt, jakby to powiedzieć, nadęte, ale wiem że dużo kobiet je uwielbia. Może dlatego tak ich tu dużo w różnych kolorach.
Bo jeśli już miałaby dostawać jakieś kwiaty, to podobnie jak matka wolałaby te raczej skromne, naturalne i praktyczne. Ale nie zależało jej na tym. Gdyby tak kogoś poznała, nie domagałaby się adorowania kwiatami, na pewno znalazłyby się dużo lepsze i mniej dziewczyńskie metody dotarcia do jej serca. Na przykład wspólne przemierzenie Anglii na miotłach. Jamie łatwiej było zaimponować czynami niż materialnymi drobiazgami, zwłaszcza tak nietrwałymi jak kwiaty. Może miała w sobie całkiem sporo z ojca.






Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: Kwiaciarnia "Zapach róży" [odnośnik]19.09.19 23:02
Gwen nie spoglądała na świat aż tak negatywnie. Może i trwała wojna, może i przyszłość była niepewna… ale dziewczyna chciała wierzyć, że wszystko się po prostu jakoś ułoży. Nawet, jeśli będzie musiała wziąć udział w rozlewie krwi, nawet jeśli nie wyjdzie bez szwanku, to miała nadzieję, że kiedyś będzie żywa i szczęśliwa w lepszych czasach. Z resztą, była dzieckiem wojny. Choć II Wojna Światowa zakończyła się, gdy była dzieckiem, dobrze pamiętała atmosferę tamtych dni. W porównaniu do mugolskiego konfliktu to, co działo się w świecie magii, było dla rudowłosej bliskie farsy. Głupie byłoby jednak poczucie, że jest zupełnie bezpieczna. Sytuacja była nieprzyjemna i zdecydowanie trzeba było robić wszystko, by próbować to zmienić.
Nie ma za co – odparła z uśmiechem. – Pewnie zaraz przyjdzie, miała wyjść tylko na moment – stwierdziła. Kwiaciarka pewnie lepiej pomoże Jamie. Gwen mogła próbować, mogła kierować się swoim zmysłem estetycznym i starać się doradzić kobiecie jak najlepiej, ale nie była specjalistką. Niemniej, odpowiedź Jamie nieco zbiła malarkę z tropu. Wcześniej McKinnon chciała jej pomocy i rad, a teraz… odcięła się. Nagle i niespodziewanie. Czy rudowłosa zrobiła coś nie tak? A może to wspomnienia o zmarłym bliskim?
Czując przypływ niepewności, Gwen zrobiła drobny krok w tył, próbując skupić się na dobraniu odpowiednich kwiatów. Właściwie gdyby nie Jamie pewnie już dawno by coś wybrała. Ścigająca rozproszyła jednak malarkę, która skupiła się na próbie pomocy jej… a zamiast tego dostała tylko podziękowanie, któremu chyba brakowało odrobiny entuzjazmu.
Nadęte? – Zmarszczyła brwi. Nigdy nie użyłaby tego określenia co do kwiatu. – Może… niekoniecznie. To w końcu tylko kwiaty. Ale jest ich tyle! Na wzorach ubrań, na ornamentach, na pudełkach… Niby nic dziwnego, kwitną całe lato, więc łatwo je zobaczyć. Ale chyba wolę coś nieco bardziej ulotnego. I nie używanego tak często w kulturze. Choć nie przeczę, można je przepięknie wkomponować – tłumaczyła, rozglądając się po kwiaciarni.
Słowa Jamie, szczerze mówiąc, nie do końca spodobały się Gwen. Nadęte? Jak można tak powiedzieć o roślinie? Jamie chyba naprawdę nie rozumiała kwiatów. Malarce róże kojarzyły się z czymś sztucznym, bo to przecież takie kwiaty często pojawiały się we włosach panien, czy też jako plastykowe ozdoby w mugolskich domach. Nie były jednak nadęte! Bogate? Może owszem. Ale nie nadęte!


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Kwiaciarnia "Zapach róży" [odnośnik]20.09.19 1:31
Jamie aż do dnia, w którym straciła ojca, oddawała się rozrywkowemu stylowi życia i nie zamartwiała się niczym. Żyła chwilą, chwytała dzień, dobrze się bawiła i czerpała czystą radość ze spełniania swoich marzeń, jakim było granie w Harpiach z Holyhead. Dopiero wieść o pożarze ministerstwa i tym, że ojciec akurat tamtego dnia był w środku i nigdy nie wydostał się na zewnątrz, było jak kubeł lodowatej wody wylanej na głowę. Bolesny upadek z obłoków na ziemię. Wtedy właśnie wprowadziła się znów do rodzinnego domu, by mieć baczenie na matkę i siostrę, dla których chciała być wsparciem. Miała wyrzuty sumienia że wcześniej przez pewien czas zaniedbywała rodzinę i nie pożegnała się z ojcem jak należy, bo była zajęta robieniem kariery w drużynie. Później też działo się źle, a w listopadzie powiedziano jej o Zakonie Feniksa, pozwolono zostać sojuszniczką. Zrozumiała że wojna nie jest już odległą mrzonką, a faktem. Jeszcze w niej bezpośrednio nie uczestniczyła, ale musiała zmienić sposób myślenia. Pierwszy raz w życiu doświadczyła też na poważnie poczucia, że jej talent do gry w quidditcha jest nieużyteczny dla sojuszników i nieprzydatny w sytuacji zagrożenia.
Mugolskiego konfliktu nigdy nie doświadczyła, o tym dawnym magicznym mgliście słyszała, ale była zbyt młoda by mocniej go odczuć, sporą część tego okresu spędziła w bezpiecznych murach Hogwartu. Ale teraz było inaczej, a może to ona stała się bardziej świadoma i dojrzała. Nie mogła zamykać oczu i udawać, że to jej nie dotyczy, bo dotyczyło.
Jamie była naprawdę wdzięczna za pomoc, ale gdy rozmowa zeszła na trudniejszy temat, zaczęła się wycofywać, zastanawiając się, czy na pewno chciała mówić coś więcej, zwierzać się obcej, nieznanej osobie. Poprosiła o pomoc, otrzymała ją i to wystarczyło. Przyjęła rady, obejrzała kwiaty które pokazała jej Gwen, ale zasadniczo czuła się tu trochę jak facet, na tyle nieobeznany że w końcu biorący cokolwiek, co tylko wygląda przyzwoicie i pasuje. Nie umiała tak po babsku trajkotać o kolorach i doborze kwiatów, więc pewnie Gwen łatwiej znalazłaby język z jej wrażliwszą młodszą siostrą. Jamie szło to topornie i było to widać.
- Może to tylko kwestia pewnych skojarzeń, pewnie nieco stereotypowych. Choć na przykład dzikie róże mają swój urok, pod warunkiem, że nie wpadnie się w ich krzewy pełne kolców – zauważyła; kiedyś w wieku wczesnonastoletnim pechowo spadła z miotły prosto w kolczaste zarośla dzikich róż, przez tydzień wyciągała z siebie kolce. A te piękne, wymuskane róże kojarzyły jej się z nadętymi szlacheckimi pannami, za którymi nie przepadała już w Hogwarcie. One też były jak te starannie hodowane w szklarniach kwiaty, choć może właściwie powinna im współczuć tego sztywnego, pozbawionego wolności i swobody wyboru chowu. Mówiło się też, że róże są symbolem miłości, kojarzyły się ze sprawami romantycznymi, budzącymi u Jamie pewne zakłopotanie.
Chwilę później wróciła kwiaciarka, która pomogła Jamie wybrać kwiaty dla ojca, ale też zrobiła dla niej mały bukiecik dla mamy. Harpia zapłaciła za swoje zakupy i przyjęła opakowane w papier wiązanki. Zanim wyszła zwróciła się do Gwen.
- Jeszcze raz dziękuję za pomoc, ale muszę już iść. Nie będę dłużej zawracać głowy, choć może jeszcze kiedyś gdzieś się spotkamy, kto wie?
Uśmiechnęła się ciepło, a później wraz z kupionymi kwiatami opuściła sklep. Z pewną ulgą, bo jednak wybieranie kwiatów nie było jej ulubionym zajęciem. I cóż, liczyła na to że nawet jeśli pewnie mama wybrałaby lepsze, doceni same dobre chęci.

| zt.?






Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: Kwiaciarnia "Zapach róży" [odnośnik]20.09.19 12:26
Podrapała się po głowie, słysząc słowa Jamie. Nie chciała zrazić do siebie nieznajomej i sama nie chciała czuć do niej dystansu, jednak to leżało nieco głębiej. Gwen po prostu czuła, że z tą kobietą raczej nie zbuduje bliższej więzi. Choć – co ostatnio zauważyła – te o dziwo łatwiej przychodziły jej z mężczyznami. Nie była flirciara, nie o to chodziło; w męskim towarzystwie po prostu zwykle czuła się pewniej. Mimo tego, że była zdecydowanie dziewczęca, miała wrażenie, że to z panami lepiej je się rozmawia. A może po prostu ostatnio wpadała na ciekawszych mężczyzn? Kto wie, to mogła być po prostu kwestia szczęścia. Albo tego, że panom łatwiej było wybaczać wpadki, wszak byli tylko mężczyznami.
Może owszem – przytaknęła, nie chcąc się kłócić. – Dzikie róże też są piękne, to fakt – dodała z delikatnym uśmiechem. Choć gdyby miała wybierać… mimo wszystko chyba wybrałaby zwykłą różę. Albo jakikolwiek inny kwiat.
Zaczekała, aż kwiaciarka poda Jamie to, czego kobieta potrzebowała, grzecznie czekając na swoją kolej. Była wprawdzie pierwsza w sklepie, ale McKinnon wyraźnie czuła się w tym sklepie po prostu źle, a Gwen się nie śpieszyło. Nie miała więc nic przeciwko temu, że nowo poznana kobieta „wepchnęła się” do jej kolejki.
Nie ma za co – odparła. – Tak… kto wie, świat jest mały.
Przypadkowe spotkania z magicznym świecie były wszak normą i Gwen zdążyła do nich przywyknąć. Z ulgą przyjęła jednak opuszczenie budynku przez Jamie. Co prawda z jednej strony współczuła jej zagubienia, ale w zachowaniu McKinnon było coś niekoniecznie grzecznego. Malarka nie miała zamiaru wnikać, co, ale cóż, niesmak pozostał.
Kwiaciarka w końcu mogła ją obsłużyć. Gwen wybrała chabry i lilie, dobierając do wiązanki jeszcze jeden rodzaj kwiatów. Poprosiła sprzedawczynię, aby wiązanka wyglądała możliwie naturalnie. Kobieta spisała się naprawdę dobrze. Pozornie skromny bukiet wyglądał naprawdę ładnie z kilkoma drobnymi ozdobami. Kojarzył się malarce z latem na wsi. Och, naprawdę kiedyś będzie musiała kupić sobie dom!
Zapłaciła i ruszyła do wyjścia, trzymając kwiaty do góry nogami. Zawsze tak się robiło, choć Gwen nigdy nie zastanawiała się nad tym, dlaczego. Z resztą, w kwiaciarni tak czy siak bywała raczej rzadko.


| zt


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Kwiaciarnia "Zapach róży" [odnośnik]12.01.21 1:13
Jedna z licznych szarych sów przemierzała tej nocy Londyn. Nie wyróżniała się niczym od innych pocztowych ptaków. Przeciętnej wielkości i szybkości, niosła w dziobie starannie zapieczętowany list. Leciała wysoko, nie zniżając lotu i nie zważając na świszcząc dookoła wiatr. Gdy pod nią zaczęły migotać światła latarni, zapikowała w dół. Przez chwilę krążyła nad ulicami miasta, aby ostatecznie otworzyć dziób i wypuścić z niego list, który po chwili tańczenia w powietrzu opadł na ziemię.
Jeśli przechodzisz tu jako pierwszy pomiędzy 30 września a 4 października, możesz dostrzec na wejściu do kwiaciarni list. Jest zapieczętowany i zamknięty, wyraźnie w dobrym stanie. Jeśli go podniesiesz i przyjrzysz się tyłowi korespondencji, dostrzeżesz wypisane ładnym, ozdobnym pismem: Do Ciebie, przechodniu. Gdy otworzysz kopertę zalakowaną pieczęcią w kształcie gwiazdy, ujrzysz list, a w nim:



Przeczytaj Do Ciebie
Mieszkańcu Londynu! Wojna odbiera to, co najcenniejsze.
Ostatnio z powodu działań prowadzonych na terenie Anglii życie stracili:

  • Edith Bones – szefowa biura aurorów. Według oficjalnej informacji popełniła samobójstwo po tym, jak aresztowała Ignotusa Mulcibera. Nieoficjalnie, została zamordowana na polecenie Ministerstwa Magii.
  • Edmund Rodgers – sklepikarz na Ulicy Śmiertelnego Nokturna. Został znaleziony martwy w jednym z parków. Zmarł na wskutek gwałtownego urazu głowy. W okolicy znaleziono ślady po magicznym pojedynku.
  • Reginold Catwright – kierowca mugolskiego autobusu. Znaleziony martwy na brzegu Tamizy.



Łączymy się w żałobie i smutku z rodzinami, nie mogąc jednak powstrzymać się od pytania:
kto będzie następny?




I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
kwiaciarnia - Kwiaciarnia "Zapach róży" - Page 2 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kwiaciarnia "Zapach róży" [odnośnik]16.02.21 19:30

20 X 1957

Lubiła kwiaty, chociaż nigdy nie miała do nich specjalnie ręki, potrafiąc zakończyć w cierpieniu życie każdej roślinki trafiającej pod jej opiekę. Napięty grafik dnia, częste życie w biegu sprawiały, że zapominała o tym, iż flora, magiczna bądź nie, potrzebowała trochę zainteresowania albo chociaż szybkiego podlania od czasu do czasu. Dlatego właśnie nie podejmowała się zakupu żadnej doniczkowej roślinki, którą później mogłaby mieć na sumieniu, co innego było jednak z kwiatami ciętymi. Barwne bukiety często zdobiły wnętrze salonu, stojąc na ławie w szklanym wazonie i w takiej postaci przeżywały kilka dni, czasami tydzień, a więc odpowiednio długo, aby nie zapominała dolać wodę, bądź zmienić na świeżą. Nie miała jednak nikogo, żadnego mężczyzny, który chętnie obdarowywałby ją takowymi, dlatego od czasu do czasu, sama z siebie wybierała się do kwiaciarni. Od kilku lat tej samej, znajdującej się jeszcze parę miesięcy temu w mugolskiej dzielnicy, należącej do starszej Pani Prince, noszącej to samo nazwisko co jej zmarła mama w czasach swego panieństwa. Miała sentyment do tego miejsca, nie raz pozwalała sobie na długie rozmowy ze starczą kobietą, słuchając z jaką pasją ów czarownica opowiada o roślinach, które można było dostać w Kwiaciarni Zapach Róży. Zatrzymując się przed wystawionymi na zewnątrz kwiatami, powiodła wzrokiem po pełnej palecie barw, jakie sobą reprezentowały. Nie wątpiła, że na wszystkie musiały zostać nałożone jakieś, nieznane jej zaklęcia, skoro delikatne płatki nie marzły w obecnej temperaturze, a która zaczynała zdradzać nadchodząca zimę. Była ciekawa czy w tym roku śnieg również otuli stolicę w takim stopniu jak poprzedniego. Przekroczyła próg sklepu, uśmiechając się delikatnie, gdy dotarł do niej zapach tych wszystkich kwiatów. Przyjemna mieszanka, która zawsze działała kojąco w pierwszej chwili, a później zaczynała drażnić zmysły. Nieco zdziwiło ją, że dzisiejszego dnia w środku było więcej osób niż zazwyczaj, a właścicielka mimo wieku poświęcała uwagę każdemu klientowi, wędrując po całej powierzchni, doradzając jak zawsze. Skinęła głową czarownicy, by chwilę później przejść się po wnętrzu, szukając czegoś odpowiedniego. Piwonie, dalie, margaretki, hortensje… śliczne i barwne, lecz nie zatrzymały jej na dłużej. Przystanęła dopiero przy różach, wielobarwnych, okazałych i przyciągających uwagę jak nic innego, ustawionych w towarzystwie kalii, lilii i drobnych niezapominajek, przez co wydawały się rzucać w oczy jeszcze mocniej. Sięgnęła po jedną z róż w pomarańczowej barwie, odchodząc od pospolitej czerwieni. Zbliżyła ją do twarzy, aby poczuć zapach, jaki niosła ze sobą, przyjemny i łagodny. Kąciki jej ust zadrżały, bo dotarł do niej nie tylko zapach samego kwiatu, ale również amortencji, którą Pani Prince skraplała płatki, najwyraźniej każdej róży. Odsunęła rękę, której palce ostrożnie zamykały się na łodydze, aby nie dać się za bardzo otulić zdradliwej woni eliksiru.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Kwiaciarnia "Zapach róży"
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach