Wydarzenia


Ekipa forum
Wenlock Edge
AutorWiadomość
Wenlock Edge [odnośnik]08.05.16 23:51
First topic message reminder :

Wenlock Edge

Porośnięte soczystą zielenią, przecinające Shropshire od północy na południe strome pasmo nie jest zwyczajnym wybrzuszeniem terenu, a wapienną skarpą, chętnie poddawaną badaniom przez rozmaitych naukowców, poszukujących w wyjątkowym podłożu rzadkich skamielin, minerałów i surowców, a także doskonale czujących się na wapiennym podłożu roślin i ziół, często niespotykanych w innych rejonach Wielkiej Brytanii. Duża część stoków pokryta jest nietkniętym lasem liściastym, u podnóża skarpy płynie rwący, tylko pozornie płytki strumień o zdradzieckim nurcie. W południowej części górującego nad poziomem morza pasma zbudowano wieżę obserwacyjną - ta jednak dostępna jest tylko dla nielicznych, a dzięki specjalnie nałożonym zaklęciom, w oczach pozostałych jest tylko marną ruiną. W pogodne dni można z jej szczytu dostrzec nawet tereny walijskie. Według legendy, jeśli stanie się w ciszy na krawędzi najbardziej stromego zbocza, nieopodal szesnastowiecznego dworku Wilderhope Manor, można usłyszeć niesione przez wiatr przejmujące jęki zmarłego w tym miejscu lorda Fineasa Rowle, którego koń w trakcie szarży na polowaniu na terenach Averych nieszczęśliwie runął w dół przepaści, kończąc żywot zarówno swój, jak i dziedzica Cheshire.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wenlock Edge - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wenlock Edge [odnośnik]12.04.23 18:14
Valerie mogła poczuć, że palce Corneliusa zaciśnięte wokół jej dłoni drgnęły lekko, gdy lord Avery zauważył - i wypowiedział na głos, wprost - coś o czym do tej pory starano się nie myśleć. To jeden z zaginionych. Widział plakaty i słyszał plotki siejące mętlik w głowie jego matki, ale do tej pory arystokraci bagatelizowali te pogłoski. A on, choć tknięty złym przeczuciem, bagatelizował je wraz z nimi, być może z podświadomej lojalności. Sallowowie zawsze służyli interesom swoich panów, wierni lordom, a nie pospólstwa.
Tyle, że tym razem ludzie z wiosek mieli najwyraźniej rację - a dowód znajdował się tuż przed nimi, zwerbalizowany w słowach samego arystokraty. Przełknął ślinę, zmrużył oczy, myśląc o bezpieczeństwie przerażonej żony, ale i hrabstwa. Skoro ludzie ginęli z wiosek, to czy niebezpieczeństwo mogło dojść do domu rodziców, domu, w którym sam planował się osiedlić? Dopiero co ustabilizowali sytuację w Shropshire. Wysiłki lordów, służb, Rycerzy i jego samego wypleniły stąd większość mugoli i rebeliantów, finansowa dotacja z Ministerstwa przekazana w marcu pomogła inwestycjom w rejonie (na tym się nie znał) i polepszyła nastroje mieszkańców (na tym się znał) - czy zanosił się kolejny kryzys, tym razem niezrozumiały?
Plotki już były szkodliwe, ich potwierdzenie mogło zachwiać morale w hrabstwie.
-Na razie nie mów o tym nikomu. - powiedział cicho do żony, która jako jedyna ze zgromadzonych mogła niechcący wpaść na taki pomysł. Spojrzał ostro na Dirka, a ochroniarz podszedł bliżej, zajmując miejsce u drugiego boku Valerie.
Zaklęcie zadziałało, rozświetlając sylwetki obecnych - w tym trupa.
-Jeszcze żyje, ale ledwo. Poświata zaklęcia dogasa. - odpowiedział natychmiast lordowi Avery. Tknięty nagłą myślą, z wahaniem puścił dłoń Valerie, zostawiając ją tuż obok ochroniarza - i podszedł kilka kroków do przodu, zrównując się z arystokratą (podświadomie podchodząc do niego od strony, z której nie znajdował się koń, jakby ostatnie wydarzenia już doszczętnie zachwiały zaufaniem Corneliusa do tych zwierząt).
-Dziękuję, sir. Po lub przy okazji ewakuacji mojej żony możemy dyskretnie ostrzec i ewakuować też innych gości. - propozycja domagała się odpowiedzi, a Sallow miał na myśli honorowych gości, którzy wybrali się na polowanie w charakterze towarzystwa - jak jego żona - i powinni znaleźć się z dala od niebezpieczeństwa.
Był jednak skupiony na czymś jeszcze pilniejszym. Teraz, z bliska, gdy działanie zaklęcia mijało, spojrzał na twarz zaginionego - zastanawiając się, czy może go skądś znać, z widzenia. Od kilku miesięcy częściej bywał w rodzinnych stronach, kojarząc lokalnych rzemieślników i czarodziejów, zwłaszcza z okolic Ludlow (wzgórze Sallow Coppice i dom rodziców znajdowały się niedaleko) i rewitalizowanego Shrewsbury.
Ale nawet jeśli go znał, to się nie liczyło.
-Słyszysz nas? - zwrócił się do mężczyzny, głośno, zastanawiając się czy ten zareaguje choćby oddechem, gestem. Może słowem, ale nie łudził się, że ktoś w tym stanie zdoła im opowiedzieć co się stało.
Potrzebował w końcu tylko przebłysku przytomności.
-Sir, uzdrowiciel już mu nie pomoże - zwrócił się do lorda z pełnym przekonaniem, bo choć nie znał się na medycynie to dzięki zaklęciu i zwyczajnej logice nie miał wątpliwości co do tego, że od śmierci dzieliły mężczyznę co najwyżej minuty. Zresztą, gdyby było inaczej, to Dirk pewnie by coś powiedział - widział więcej rannych i umierających ludzi. -Ale póki żyje, jeśli jest choć trochę przytomny - jeśli nie jest, być może ocuci go ból -mogę spróbować zobaczyć, co się stało w jego ostatnich wspomnieniach. Prawdopodobnie go to zabije, ale to niemalże coup de grace, a nam da szansę, nawet nikłą, dowiedzieć się więcej o tej... sytuacji. - mówiąc, sięgnął po różdżkę, wystarczyło lekko podnieść dłoń aby drewno znalazło się przy skroni mężczyzny. Choć nie afiszował się ze swoim talentem w Ministerstwie (a dopóki Ministrem nie został Malfoy, starannie go ukrywał), to dla rodu Avery wielokrotnie wykonywał przysługi, a przyjaźń i lojalność łącząca ich rodziny skłaniała do podzielenia się swoim talentem jeszcze przed wojną.
Gdyby byli sami, sięgnąłby po legilimencję już minutę temu - choć dziś, wyjątkowo, nie czuł się z tym dobrze, nie na oczach Valerie, nie mając całkowitą świadomość że zabije tego człowieka, nie po tym jak już dwukrotnie przeżył czyjąś śmierć w trakcie legilimencji. Ale to rozsądne. Chciał wiedzieć, a wspomnieniom ufał bardziej niż słowom. I potrzebował zgody lorda, by dla tej wiedzy dobić jego poddanego - lub uśmiechnąć się przepraszająco i zrezygnować.

Cornelius napisał pierwszy w porozumieniu z Valerie - jeszcze nie wykonuję akcji i jeśli można to pięknie proszę o krótkie uzupełnienie z decyzją lorda Avery (chyba, że propozycja to akcja i decyzja zapadnie w następnej kolejce - zostawiam to pod ocenę MG!)




Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Wenlock Edge - Page 6 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Wenlock Edge [odnośnik]12.04.23 21:59
Lord Avery kiwnął głową w odpowiedzi na słowa Corneliusa. - Jestem pewien, że moi kuzyni już się tym zajmują - zapewnił go; mogliście się domyślać, że po incydencie na polanie polowanie zostanie odwołane, a dalsze świętowanie przeniesie się do zamku.
Twarz umierającego mężczyzny była Corneliusowi obca, niczym niewyróżniająca się; nawet jeśli czarodziej miał okazję kiedyś go spotkać, to jego rysy nie zapadły mu w pamięć. Nie odpowiedział mu na rzucone w jego stronę pytanie, nie otworzył też oczu, ale z jego ust wydobyło się ciche, ledwie słyszalne rzężenie - a na jego wargach pojawiła się krwista bańka, która napęczniała, po czym pękła.
Słysząc słowa Corneliusa, młody arystokrata przyglądał mu się przez chwilę w milczeniu, jakby nie od razu zrozumiał sugestię; przez jego twarz przemknęło zawahanie, spojrzał przelotnie w stronę wisielca, ale ostatecznie kiwnął głową, zgadzając się na propozycję Sallowa. - Musimy go ściągnąć - zasugerował, oglądając się na Dirka; ciało mężczyzny wisiało zbyt wysoko, by Cornelius był w stanie w tej pozycji sięgnąć jego skroni.

To post uzupełniający, kolejka toczy się dalej.

Nie obowiązuje was ograniczenie co do ilości wykonanych akcji.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wenlock Edge - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wenlock Edge [odnośnik]13.04.23 15:37
W tej samej chwili, w której krzyk Corneliusa przerwał niemalże martwą ciszę, podniosła głowę do góry; roztrzęsione, jasne spojrzenie szukało spokoju w zieleni tęczówek mężczyzny, jakby Valerie szczerze wierzyła, że pojawienie się jej ukochanego jest lekiem na całe zło. Choć często oboje karmili się podobną ułudą, dzisiejszy dzień pokazywał, że wcale nie musiało tak być. A jednak, wbrew pewnej logice, gdy znalazł się tuż przy niej, gdy chwycił ją za dłonie, nawet tak zaniepokojony jej stanem, od razu rozsiał wokół siebie pewną atmosferę spokoju, na który jego żona była szczególnie wrażliwa, którego teraz jak najbardziej potrzebowała.
— Spadłam na plecy — szepnęła, wtulając się odruchowo w jego szatę. Nie wiedziała, czy z dzieckiem wszystko w porządku, wiedziała tylko, że mogło być gorzej, że ze wszystkich możliwych scenariuszy ten nie był szczególnie zły. I że gdy ten koszmar dobiegnie końca, będzie musiała w pierwszej kolejności udać się do uzdrowiciela. — Nie tak mocno... — syknęła cicho, przez zaciśnięte zęby. Dotyk na wciąż pulsujących z bólu częściach ciała nie był przyjemny, dodatkowo podkreślał tylko kruchość śpiewaczki. Z pewnością jednak odgrodzenie jej od makabrycznego widoku na pewien czas pomogło jej zebrać się w sobie raz jeszcze; była przecież córką tych ziem, była panią Sallow, choćby działy się najgorsze, najmniej wyobrażalne w umyśle zwykłego człowieka rzeczy — powinna je przełknąć, przejść przez trudności pewnie, z podniesioną głową.
Przytaknęła mężowi, gdy poprosił ją, aby nikomu nie mówiła. Sama nie chciała poruszać tego tematu, nie był on wszak ani piękny, ani inspirujący. Poczuła, jak pierwsza faza szoku mija, że krążenie przyspiesza, a najlepszym przykładem było mrowienie stłuczonych partii ciała. Zmarszczyła brew, próbując przezwyciężyć to nieprzyjemne wciąż uczucie, skupić myśli na czymś innym. Zdyszany Dirk był dobrym rozpraszaczem, podobnie jak lord Avery.
— Skoro to jeden z zaginionych to czy... Jest szansa, że gdzieś tutaj znajdują się inni? — niewinne i naiwne pytanie uciekło z jej ust samo, gdy spojrzeniem szukała wzroku lorda. Nie chciała przeszkadzać Corneliusowi w rzucaniu przez niego zaklęcia, dlatego też wyplątała się z gracją z jego objęć, wciąż znajdując się blisko, choć teraz także w zasięgu Dirka.
Gdzieś w środku miała nadzieję — dziwna była to nadzieja, bo na coś, co inni postrzegali jako najgorsze z wyjść — że ten człowiek już nie żyje. Że nie musi się męczyć. Jednakże najpierw lord Avery, później sam Cornelius wyprowadzili ją z błędu. Myśli pomknęły dalej, łącząc się z cierpiącym, tracącym ostatnie okruchy życia człowiekiem. Dopiero wtedy zwróciła głowę w jego kierunku, skupiając się przede wszystkim na bosych stopach. Ostatniej chyba oznace tego jak przykry spotkał go los.
Po co ktoś miałby zabierać buty...?
— Musimy posłać po uzdrowiciela — szepnęła zamyślona, nim przemówił Cornelius. Nie była pewna, czy ktokolwiek zdołał ją usłyszeć, może Dirk, na którego spojrzała z milczącą prośbą. Brak znajomości ludzkiej anatomii i chęć ratowania życia podparta delikatną, kobiecą naturą nie były dobrymi doradcami. Ale uzdrowiciel, gdyby tu się znalazł, mógłby od razu udzielić pomocy i jej... Prawda?
— Miejsce żony jest przy mężu, na dobre i na złe, w bezpieczeństwie i jego braku — oznajmiła już głośniej, zdecydowanie, choć dalej chyliła głowę przed lordem w wyrazie szacunku. Podeszła bliżej Corneliusa, ostrożnie układając dłoń na jego przedramieniu. Palce zacisnęły się na szacie w niezbyt mocny sposób, lecz wystarczyło to do wysłania pewnego sygnału. Walcząca z emocjami Valerie chciała pozostać na miejscu, doprowadzić sprawę do końca. Teraz była to przecież dla niej sprawa personalna, podobnie jak podpalenie magicznego arboretum w kwietniu. Nie chciała zostawić tej sprawy "samej", choć ufała rozsądkowi lorda i Corneliusa.
Wbrew sobie uniosła wzrok, spoglądając na twarz wymęczonego mężczyzny. Później zsunęła go w dół, długo koncentrując się wyłącznie na ranie, wymyślnej i do tej pory raczej surrealistycznej. Ale prawdziwej tak samo, jak prawdziwy był jej niedawny upadek z konia, jak prawdziwy był zapach lasu, który łączył się z zapachem świeżej krwi.
— Panie Doge, niech pan podejdzie i będzie gotowy do asekuracji — przemówiła pewnym siebie tonem, zaciskając mocno wargi. Palce wolnej dłoni zacisnęła na różdżce, którą skierowała wprost na tracącego życie nieszczęśnika. — Mobilicorpus — pragnęła przede wszystkim "ściągnąć" mężczyznę z prowizorycznego pala, na tyle, na ile się dało. Jeżeli zaklęcie przyniosło zamierzony skutek, od razu przeszła do drugiego z zaklęć, które miało sprawić, że w pod koniec działania Mobilicorpusa nieznajomy nie upadnie i nie wyzionie ducha przez próbę "pomocy". — Lento.
Cała ta sytuacja była przecież próbą charakteru także dla Valerie. Nigdy nie myślała, że przyjdzie jej kiedyś doświadczyć czegoś podobnego, ale teraz pragnęła pokazać wszystkim mężczyznom, że może się jeszcze przydać. Choć nie zamierzała kultywować w sobie złudnych nadziei.

| 1. Mobilicorpus
2. Lento (jak mobilicorpus się powiedzie)
oba rzuty z karą -5




tradition honor excellence
Valerie Sallow
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10881-valerie-vanity#331558 https://www.morsmordre.net/t10918-andante#332758 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f452-shropshire-sallow-coppice https://www.morsmordre.net/t10921-skrytka-bankowa-nr-2362#332773 https://www.morsmordre.net/t10919-v-vanity#332759
Re: Wenlock Edge [odnośnik]13.04.23 15:37
The member 'Valerie Sallow' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 28

--------------------------------

#2 'k100' : 75
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wenlock Edge - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wenlock Edge [odnośnik]13.04.23 18:13
Cornelius był przez chwilę skupiony na rzucaniu zaklęcia i rozmowie z młodym arystokratą - zajęty próbą pogodzenia własnego strachu o żonę (zapewnienie, że upadła na plecy przyniosło mu wyraźną ulgę, a prośba o delikatność - nietypowe jak na niego speszenie, przed oddaleniem się w stronę lorda przeprosił ją jeszcze cicho), chęcią rozwikłania zagadki przy uciekających minutach i dobieraniem odpowiednich słów w rozmowie z lordem, któremu był bezbrzeżnie wdzięczny za pomoc w odnalezieniu Valerie i o którego pozycji pamiętał.
Słowa Valerie nie umknęły za to uwadze Dirka, który przestąpił lekko z nogi na nogę - jeden z rzadkich gestów zdradzających zakłopotanie i emocje ochroniarza o nieruchomej twarzy.
-Lordowie na pewno ich znajdą. - zapewnił panią Sallow prostolinijnie, nieświadomie przyznając, że wierzy w więcej zaginionych. Wierzył przecież we wszystko, co mówiła pani Dianthe Sallow, mimo, że obecnie faktycznie bywała... niezdrowa. Przypomniał sobie, że pan Sallow byłby niezadowolony ze straszenia jego żony i odchrząknął cicho.
-Jeśli jest więcej zaginionych. - uściślił, ganiąc się w myślach. Zawsze zazdrościł państwu Sallow swobody ze słowami, ale przebywając w ich towarzystwie i pracując w policji trochę się nauczył i chyba jakoś z tego wybrnął.
-Zabierzemy panią do uzdrowiciela. - zaoferował niepewnie w odpowiedzi na słyszalny dla niego szept. Niepewnie, bo nie wiedział jeszcze, czy pan Sallow nie każe mu tutaj zostać, więc na wszelki wypadek użył liczby mnogiej. Dopiero po sekundzie dotarło do niego, że Valerie mogła mieć na myśli pomoc dla mężczyzny - ale, obyty ze śmiercią, widział, że jest już przecież za późno. I widział wymownie wzniesioną rękę Corneliusa, różdżkę, minę z jaką tłumaczył coś lordowi. Zbyt dobrze go znał, by się łudzić, a próba uspokojenia kobiety go przerosła, więc znów przestąpił z nogi na nogę - a gdy poszła do męża, nie miał odwagi jej zatrzymać i samemu poszedł za nią w stronę drzewa.

Sallowowi, skupionemu chwilowo na dogorywającym świadku dziwnych zdarzeń, brakło za to cierpliwości własnego podwładnego. Słysząc zdecydowany głos żony drgnął z zaskoczeniem - zirytowany, że Dirk nie odczytał jego myśli i nie zabronił jej zbliżyć się do trupa. Nie chciał, żeby na niego patrzyła, żeby widziała kolejną śmierć. Nie chciał, żeby widziała, co zaraz mu zrobi - poddanemu Shropshire, nie szlamie, nie rebeliantowi. I nie chciał, żeby zaprzeczała planom lorda, którego przed chwilą błagał o ratunek dla brzemiennej - choć przecież nie mogła być tego świadoma. Na krawędzi świadomości przewinęła mu się myśl, że chciała dobrze, że pewnie byłby dumny z podobnych słów wypowiedzianych na bankiecie dla bohaterów wojennych, gdzie mógłby odgrywać spektakl z sobą i oddaną żoną w roli głównej - ale przed chwilą bał się, że ją straci, że spadnie z konia albo o zgrozo dołączy do realnego już grona zaginionych. Nadal bał się tego lasu, bał się niewiedzy i tajemnicy, bał się o ich dziecko, bał się wreszcie o własną pozycję - bo o ile ona powinna wracać do zamku, o tyle kawaler Orderu Węża i Czaszki powinien pozostać przy przeszukujących las arystokratach, nawet jeśli lasów szczerze nie znosił.
-Miejsce żony i przyszłej matki jest w bezpiecznym schronieniu. - sprostował od razu, jak na siebie wyjątkowo szybko i wręcz trochę szorstko (co mogło umknąć młodemu arystokracie, ale pewnie nie Valerie, do której zwykle zwracał się łagodniej). Z mężczyzny uciekało życie, a wraz z życiem bezcenne wspomnienia, nie miał czasu na spory z żoną.
Ciało faktycznie było zbyt wysoko, choć stojąc dalej mógł się łudzić, że sięgnie. Nie dyskutował już dalej z uwagi na cenne sekundy, kiwnął tylko głową w odpowiedzi na słowa arystokraty o prowadzonej ewakuacji. Wraz z lordem obejrzał się na Dirka, a do akcji - ku zaskoczeniu i Sallowa i Doge'a, być może poruszona nagłym dystansem męża, a być może tknięta odwagą - przystąpiła również Valerie.
-Diffindo - Doge od razu przesunął się w bok, by precyzyjnie wycelować różdżką w miejsce, w którym gałąź była przybita do drzewa, pomiędzy pniem i plecami człowieka. W obawie o życie i rany mężczyzny bał się sięgać po bardziej inwazyjne uroki, które na pewno zaowocowałyby złamaniem gałęzi, ale postanowił dać szansę precyzyjniejszemu i mniej groźnemu dla ludzi zaklęciu rozrywającemu. Był pewien, że jego zaklęcie rozerwałoby mocne sznury, nie testował go nigdy na gałęziach, ale ciężar ciała musiał osłabić trochę gałąź. Liczył, że osłabiona dalej - pęknie, spadając na ziemię razem z ciałem. Lepiej jej nie wyjmować, nikt z nich nie znał się na uzdrawianiu, ale Doge kojarzył podstawy anatomii na tyle, by wiedzieć, że wyjęcie gałęzi może wzmożyć krwotok. -Zostawmy w nim gałąź. Mobilicorpus. - od razu wzniósł asekuracyjnie różdżkę, bo nie był pewien, czy po tych wszystkich przejściach pani Sallow da ranę manipulować ciałem. Wspomagając czar Valerie, pokierował ciałem mężczyzny tak by zaczęło opadać w dół. Usłyszał inktantancję Lento, a Cornelius był gotowy do rzucenia własnej, ale zawierzył zaklęciu żony.
W obliczu działań pomocników, Sallow wykorzystał te kilka sekund na wzięciem paru oddechów - świadom, że przed próbą skutecznej legilimencji musi się skupić, wyciszyć własne emocje. Zazwyczaj nie sprawiało mu to problemów, choć presja czasu i obecność żony stawiały go w nowej sytuacji.
-Jeszcze żyje? Potrzebuję chwili ciszy. - upewnił się, mężczyzna żył przy zdejmowaniu z drzewa, słyszał rzężenie - był wtedy przytomny, a teraz? Klęknął przy ciele, przyłożył różdżkę do skroni.
-Spróbuję go ocucić, wzmocnić. Surgito. - wtrącił Dirk, który nie znał się na zaklęciach uzdrawiających, ale pamiętał podstawowe podstawy. Przed laty, w policji, cucił tak kolegę - ale nie był pewien, czy odświeżona magia go posłucha. Przytknął własną różdżkę do klatki piersiowej mężczyzny, rzucił inkantację, wciąż niepewny otworzył usta aby ją powtórzyć - ale Cornelius kręcił już głową. Może pozwoliłby próbować uzdrowicielowi, ale nie Dirkowi. -Nie ma czasu, Doge. - powiedziałby mu, by zasłonił oczy Valerie, ale na to też nie było czasu. -Co ci się stało, co ci to zrobiło? - zwrócił się do mężczyzny, nie tyle po to by traktować to jak partnera w rozmowie, a by aktywować ciąg skojarzeń dogasającego umysłu i pomóc sobie samemu w przeszukiwaniu świeżych wspomnień. -Legilimens. - nie spodziewając się oporu ze strony ofiary, skupił się na wtargnięciu w jego umysł (starając się zadać mniej bólu niż zazwyczaj, ale tego nie mógł kontrolować w pełni) i zobaczeniu najświeższych, ostatnich wspomnień. Wymagało to mniej pracy i czasu niż przeszukiwanie czyjegoś umysłu w poszukiwaniu dawnych chwil, może zdąży, musiał zdążyć. Wiedział, że zaboli też jego i że pewnie doświadczy z rannym jego ostatnich (dosłownie ostatnich) chwil, ale był na to gotowy.


rzuty Dirka (& wynik Surgito stronę dalej)
rzucam na legilimencję i celuję w najświeższe wspomnienia ofiary (przedział do oceny przez MG, Corneliusowi wystarczą te niższe), mam przy sobie talizman +6 do legilimencji


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Wenlock Edge - Page 6 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Wenlock Edge [odnośnik]13.04.23 18:13
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 96
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wenlock Edge - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wenlock Edge [odnośnik]21.04.23 23:51
Młody arystokrata przeniósł spojrzenie na Valerie, kiedy zadała pytanie o pozostałych zaginionych, ale nim zdążyłby odpowiedzieć, ubiegł go Dirk; zawahał się na moment, przez sekundę ważył słowa na języku, dopiero później się odzywając. - W tej chwili naszym priorytetem jest zapewnienie bezpieczeństwa wam, pani Sallow - powiedział, zwracając się również do Corneliusa. - Ale naturalnie - jeśli inni zaginieni znajdują się w lesie, to zostaną odnalezieni - przytaknął, kiwając lekko głową.
Zdecydowane słowa czarownicy widocznie go zaskoczyły. Sekundy wcześniej spanikowana i zapłakana, zdawała otrząsnąć się z szoku niezwykle szybko. Lord Avery przyglądał jej się przez moment, być może zastanawiając się, czy powinien zaprotestować, ale ostatecznie zdecydował się nie wchodzić pomiędzy małżonków, pozostawiając decyzję odnośnie odeskortowania Valerie do zamku Corneliusowi. Kiedy jednak czarownica podeszła do zawieszonego na drzewie ciała, arystokrata zrobił krok do przodu. - Pani Sallow, nie miałem na myśli... To nie przystoi - zaczął, urywając zdanie w połowie na widok uniesionej różdżki. Zerknął na Corneliusa, spodziewając się, że sam powstrzyma brzemienną żonę przed działaniem, znajdując się w towarzystwie mężczyzn nie musiała brudzić sobie rąk w podobny sposób, lecz sam tym razem nie zainterweniował.
Valerie, stojąc przy samym drzewie, mogła przyjrzeć się rannemu, półżywemu mężczyźnie uważnie; w nozdrza niemal natychmiast uderzył ją silny zapach potu, mężczyzna musiał przebywać w lesie, z dala od cywilizacji już od jakiegoś czasu, bo jego ubranie było brudne, podobnie jak ubłocone stopy. Wypływająca z rany na piersi krew roztaczała rdzawą woń, od której delikatnej czarownicy zrobiło się niedobrze. Sięgnąwszy po magię, zdołała jednak skupić się wystarczająco, by - przy pomocy Dirka - sprowadzić nieprzytomnego czarodzieja na ziemię. Gałąź, na której wisiał, pękła pod wpływem zaklęcia ochroniarza, po czym on i Valerie wspólnymi siłami odsunęli go od pnia; ciało opadło, powstrzymane przed silnym uderzeniem w ziemię łagodzącym upadek czarem.
Gdy ranny opadł na plecy, przebijająca go na wylot gałąź przesunęła się, sprawiając, że wciągnął gwałtownie powietrze; nie otworzył jednak oczu, ani się nie ocknął, a z kącika ust popłynęła mu strużka krwi. Lord Avery, widząc jak Cornelius i Dirk nachylają się nad czarodziejem, stanął przed Valerie, zasłaniając jej widok. - Pani Sallow, proszę - może zaczekamy tam, w cieniu? - zaproponował, wskazując w stronę rozłożystego, oddalonego o kilkanaście metrów drzewa, gotów odeskortować tam czarownicę, by nie musiała być świadkiem śmierci rannego.
Powstrzymany przez Corneliusa Dirk nie rzucił zaklęcia cucącego, mężczyzna pozostał nieprzytomny - a gdy tylko Cornelius przytknął koniec różdżki do jego skroni, zorientował się, że ten naprawdę znajdował się na granicy życia i śmierci. Jego wspomnienia, nawet te świeże, wydawały się zasnute ciężką zasłoną, poszatkowane i chaotyczne; uchwycenie się któregokolwiek z nich przypominało próbę utrzymania w dłoniach wody przeciekającej przez palce. Cornelius był doświadczonym legilimentą, zdołał więc sięgnąć do zachodzącej mgłą pamięci czarodzieja, choć w pierwszej chwili ujrzał przed sobą czerń: ruchomy mrok lasu tańczył mu przed oczami, rozrzedzany jedynie słabym światłem zapalonym na końcu różdżki. W jego głowie rozległ się głos, odległy i bliski jednocześnie, jakby szept - ale nawet jeśli wytężył słuch, nie był w stanie rozróżnić poszczególnych słów. Wiedział jedynie, że szept przywoływał go do siebie, i że wydobywał się ze ścieżki gdzieś przed nim; nie potrafił mu się przeciwstawić, potykając się o nierówną drogę, parł przed siebie - dopóki gdzieś przed nim nie zamajaczyły dwa czerwone punkty. Wtedy się zatrzymał, serce zabiło mu gwałtownie w nagłym strachu; punkty poruszyły się, a potem zamarły, a on zrozumiał, że były to oczy - wpatrzone prosto w niego, paraliżujące; ich szkarłat rozlał się, zasnuwając całe jego pole widzenia, a później...
Biegł przez las, tym razem w dzień, letnie słońce bez trudu przedzierało się przez obsypane liśćmi korony drzew. Bał się - ktoś go gonił, czuł za plecami zbliżającą się pogoń, słyszał ją - ścigający go ludzie przedzierali się głośno przez krzewy, w powietrzu rozbrzmiewały ich krzyki. Nie wiedział, dlaczego chcą zrobić mu krzywdę, większość z nich znał przecież osobiście, z niektórymi się przyjaźnił; zdawali się oszaleć, a może to on oszalał - nie był pewien, w pamięci miał dziury, nie był w stanie przypomnieć sobie, jak znalazł się w lesie ani po co. Nie wiedział, co robił przez ostatnie dni. Zbliżając się do zarośli, zatrzymał się na sekundę, żeby złapać oddech; w przebłysku pomysłu pochylił się, żeby zrzucić z nóg buty, łamiąc obsypujące ścieżkę gałązki robiły za dużo hałasu. Musiał się ukryć, zdawał sobie sprawę, że od tego zależało jego życie. Poruszając się już na bosaka, ruszył przed siebie, czując, jak igły wbijają mu się w skórę, hałas wokół niego ucichł, przez chwilę wydawało mu się, że zgubił pościg, poczuł ulgę - a później...
Czarna jak noc sylwetka zagrodziła mu drogę, wysoka, znacznie wyższa od niego - z nienaturalnie długimi, kościstymi ramionami i łysą czaszką z imponującym porożem, przypominająca człowieka i jednocześnie zupełnie od niego różna. Zatrzymał się, zdjęty przerażeniem zrobił krok w tył, umysł znów wypełniły mu szepty; otworzył usta, dłoń sięgnęła do kieszeni w panicznym poszukiwaniu różdżki, ale nie zdążył jej dobyć - silne ramiona złapały go za ręce, mężczyźni pojawili się za nim znikąd. Otoczyli go, szarpnął się. - Zostawcie mnie! Powariowaliście?! - wrzasnął, płuca zaczęła wypełniać panika. Umrze, dotarło do niego, widział to w otwartych szeroko oczach czwórki mężczyzn. Znał wszystkich, a Cornelius, który obserwował tę scenę jego oczami, mgliście rozpoznał jednego - niemal pewien, że widział jego twarz na fotografii widniejącej na plakacie głoszącym jego zaginięcie. Wspomnienie zaczęło się rozmywać, silne emocje utrudniały skupienie się, poczuł, jak jego ciało unosi się w górę, jak stopy odrywają się od ziemi, ale nie widział już nic, wokół niego zatańczyły kolory, wszystko zamieniło się w niewyraźne smugi, gdy szamotał się, walcząc o życie - a później niewyobrażalny ból rozdarł jego klatkę piersiową, odczuwalny również przez Corneliusa - na tyle mocno, że różdżka wypadła mu z dłoni, a wspomnienie się rozmyło, tknięty odruchem musiał chwycić się za mostek, jeszcze przez parę chwil odczuwając w tym miejscu fantomowy ból.
Leżący na ściółce mężczyzna zadrgał, z jego warg wydobyło się urywane westchnienie, ciało zwiotczało. Cornelius nie miał co do tego wątpliwości, wyczuł nadchodzącą śmierć w ostatnich sekundach legilimencji - człowiek, którego wspomnienia właśnie oglądał, nie żył.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wenlock Edge - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wenlock Edge [odnośnik]23.04.23 12:28
Kąciki ust drgnęły we wdzięcznym uśmiechu — spojrzenie Valerie najpierw zaogniskowało się na Dirku, aby następnie przenieść się na sylwetkę młodego arystokraty. Choć z zewnątrz wyglądało na to, że radzi sobie z powrotem do spokoju niezwykle dobrze, czuła, że gdzieś pod skórą emocje wciąż krążą, wciąż bulgoczą. Głęboki wdech i głęboki wydech musiały więc zostać użyte do utrzymania delikatnej równowagi.
— Proszę wybaczyć mi tę nagłość — odezwała się wreszcie, posyłając szlachcicowi przepraszający uśmiech i opuszczając nieco głowę. Nie miała zamiaru rozmawiać na temat własnego pozostania na miejscu z Corneliusem, przynajmniej nie teraz. Dobrze wiedziała, że wszyscy, którzy nalegali na jej powrót w bezpieczne miejsce, mieli swoje racje. Lasy Wenlock Edge bywały zdradliwe, przyniosły zdradę jej, temu biednemu, konającemu mężczyźnie. Z drugiej jednak strony nie mogła powstrzymać się przed chęcią osobistego udziału w rozwiązaniu tajemnicy tego miejsca. Bycia wsparciem dla męża, przezwyciężenia strachu, który zaląkł się momentalnie w jej głowie — bo co, jeżeli opuszczając Corneliusa, będzie widziała go po raz ostatni? Co, jeżeli las, tamto dziwne stworzenie, czymkolwiek ono było — porwie jego, Dirka, lorda? — Chyba żadne z nas nie spodziewało się, że sprawy przybiorą taki obrót... — rdzawy zapach krwi w nozdrzach nie pomagał. Kobieta pobladła wyraźnie, cofając się od konającego mężczyzny. Tak bardzo pragnęła grać niewzruszoną, że przez moment nawet sama w to uwierzyła, tylko po to, by rzeczywistość brutalnie ściągnęła ją na ziemię. Propozycja odejścia od makabrycznej sceny splotła się zresztą z dwoma innymi życzeniami — Corneliusa, aby nie była świadkiem legilimencji i jej własnego, wydostania się z tego koszmaru, przynajmniej z jego fizycznej części, ze scenerii.
— Bardzo dziękuję, sir — posłała mu kolejny, słabszy nieco uśmiech, korzystając z propozycji i eskorty. Nigdy nie ciągnęło ją do tego, co makabryczne. Była wszak artystką, kimś, kto ukojenie znajdował przede wszystkim w pięknie. I choć mogłaby wytłumaczyć sobie scenę śmierci człowieka przebitego gałęzią pewnego rodzaju macabre, wszak cierpienie, nawet to finalne również urastało do rangi sztuki, gdy odpowiednio oddzielało się emocje widza od odbiorcy, nie chciała tego robić, nie teraz. — Taka cudowna okazja do świętowania — westchnęła ze smutkiem, gdy znaleźli się już pod rozłożystym drzewem, a ona sama stanęła tyłem do kierunku, z którego nadeszli. Przytknęła powoli jedną z dłoni do stłuczonego boku, na twarzy wyraźnie odbił się grymas bólu; zmusiła się jednak do oddychania, powolnych i głębokich wdechów. Te przychodziły jakoś prościej, gdy nie czuć było obezwładniającego niemal zapachu krwi, zamiast tego zaś zmysły otulane były przez zapachy lasu. Czy nie mogło tak być od początku?
— Jestem lorda dłużniczką — powiedziała wreszcie, gdy przerażająca bladość, którą wcześniej pokryła się jej twarz, poczęła powoli rozmywać się, mieszać z naturalnym kolorytem cery śpiewaczki. Taka była prawda, gdyby nie pomoc młodego arystokraty kto wie, czy udałoby się jej przeżyć. Czy tamten dziwny stwór pozostawiłby ją, nie robiąc jej krzywdy? Czy koń wreszcie zatrzymałby się, zanim dotarliby do jednego z urwisk? Co z dzieckiem... — Nie ma takich słów, które mogłyby opisać moją wdzięczność i zachwyt waszą postawą. Wszak wasza odwaga uratowała nie jedno istnienie, a dwa... — dłonie ułożyły się protekcjonalnie na ukrytym pod materiałem sukni ciążowym brzuchu. Nie sądziła, że Cornelius zdradzi ich sekret tak wcześnie, lecz po krótkim zastanowieniu się uznała, że zrobiłaby dokładnie to samo na jego miejscu. — Gdyby los był dla mnie łaskaw, obdarzając siłą i odwagą właściwą mężczyźnie, mogłabym spłacić dług, ratując wasze życie — wzniosła spojrzenie na młodego mężczyznę, przyglądając mu się uważnie. Czy rozumiał, do czego zmierzała? — Stało się jednak inaczej, miast siły i odwagi los obdarzył mnie wrażliwym sercem i troską. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym... Nie zrobiła wszystkiego, co w mej mocy, by mieć pewność, że życie wasze, sir, jak i mojego męża, nie jest zagrożone. Chociaż tyle pragnęłabym dla was zrobić.
Skruszona postawa Valerie nie była tą, do której sięgała często, lecz teraz chciała przedstawić mężczyźnie swe motywacje — wcześniej wyrażone w nagłych porywach emocji, znajdowały swe odzwierciedlenie w wartościach, które wyznawała. W tym, że rodzina zawsze stała na pierwszym miejscu, że gdy kochała, to na zabój, a zdobywając jej wdzięczność, zdobywało się nieoczywistego sojusznika.
Zajęta rozmową z lordem nie zwracała uwagi na to, co dzieje się za jej plecami. Oczekiwała chyba tylko na moment, w którym Cornelius lub Dirk oznajmią, że już po wszystkim i w świetle wszystkich nowo zdobytych informacji nadejdzie czas na decyzję, co dalej.




tradition honor excellence
Valerie Sallow
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10881-valerie-vanity#331558 https://www.morsmordre.net/t10918-andante#332758 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f452-shropshire-sallow-coppice https://www.morsmordre.net/t10921-skrytka-bankowa-nr-2362#332773 https://www.morsmordre.net/t10919-v-vanity#332759
Re: Wenlock Edge [odnośnik]24.04.23 23:08
Nie spodziewał się, że jego żona przystąpi do działania - i to tak prędko, że Dirk nie zdąży jej powstrzymać. W pierwszej chwili nawet nie zauważył, że zbliża się do drzewa, skupiony na obserwowaniu umierającego mężczyzny, na wypatrywaniu znaków życia i odliczaniu cennych sekund - każde wspomnienie było na wagę złota, a w Bury St. Edmunds zabrakło mu dosłownie sekundy na odczytanie kluczowej informacji w pamięci innego umierającego człowieka. Słysząc słowa lorda poczuł ukłucie wstydu, otworzył usta - w innej sytuacji chciałby pewnie zachować twarz i autorytet, albo chociaż zbesztać Dirka - ale widząc trupiobladą twarz mężczyzny i słysząc zaklęcia Doge'a, ostatecznie zamilkł, nie chcąc opóźniać sytuacji kilkunastoma sekundami na wymianę zdań z żoną. Z cichą wdzięcznością zarejestrował, że lord Avery odprowadza ją nieco dalej i skinął arystokracie głową (o ile ten to zauważył), samemu będąc już na kolanach przed rannym. A potem zanurzył się w jego umysł i nie widział ani nie słyszał już nic - ani Valerie i arystokraty, ani klęczącego obok Dirka - tylko czerń.

Ciemność była tak gęsta, że w pierwszej chwili zmartwił się, że tylko to zastanie w umyśle nieprzytomnego i dogorywającego mężczyzny, że to już śmierć - ale zaraz potem wychwycił strzępy chaotycznych wspomnień, a nie miał w zwyczaju się poddawać. Zwłaszcza, że doszedł już z lordem Avery do (na wpół milczącego) konsensusu, że ten mężczyzna teraz umrze, ubierając legilimencję w płaszczyk ciosu łaski. Istniały rzecz jasna bardziej miłosierne sposoby na dobicie rannego, ale przecież nie robił tego dla niego - robił to dla rozwiązania zagadki (i dla siebie), przekonany, że legilimencja da im odpowiedzi jaśniejsze i bardziej natychmiastowe niż zbieranie tropów w lesie. Naparł mocniej na wspomnienia czarodzieja, usiłując uczepić się choćby najświeższego, a odpowiedzi przyszły - choć niejasne. Skupił się na szeptach, usiłując je zrozumieć, ale nie był w stanie wyłowić z nich sensu, ani sam, ani jako mężczyzna, którego pamięć sobie przywłaszczył. Wiedział, że go (z każdą chwilą w czyjejś głowie, granica między własnym jestestwem nieco się zacierała - przywykł do tego, choć dziś zdecydował się drążyć głębiej nawet za cenę zatracenia na moment siebie) przyciągały, ale (to już myśl jego, Corneliusa) skąd to wiedział, skoro nie rozumiał? Współodczuł strach mężczyzny w lesie, zmusił się do spojrzenia w szkarłatne oczy - próbował sobie przypomnieć, czy nie widział podobnych w Norfolk, ale... - czerwień zasnuła pole widzenia, strach spotęgował się, a on usłyszał coś, czego się nie spodziewał. Pogoń, ludzi. A więc jednak rebelianci? Nie, nie byli mu obcy, a on nie był częścią żadnej intrygi, znali się, przyjaźnili, po prostu - ktoś oszalał, może oni, a może on, potem rozwiązała się tajemnica zaginionych butów, a potem - choć wiedział, dokąd zmierza ta historia, poczuł czystą i narastającą panikę. Jego własna świadomość krzyczała, by skupił się na twarzach otaczających go mężczyzn, wyłowił z tej sceny jak najwięcej - i rozpoznał jedną, z plakatu, mieszkaniec Shropshire, zaginiony - a potem emocje mężczyzny, ich emocje utrudniły mu skupienie się na czymkolwiek, umrze...
...ból był tak silny, że był w stanie zmusić go do krzyku, może krzyknął, a może tylko zaparło mu dech, nie wiedział. Nie wiedział nawet, że różdżka wypadła mu z ręki i że znów jest w jasnym lesie, że znów jest sobą. Ciemność jeszcze przez moment tańczyła mu przed oczyma, mostek promieniował fantomowym bólem, a on przeżywał z mężczyzną jego własną śmierć, wciąż czując jego ból, choć jego już tu nie było. Był o tym przekonany, a gdy mroczki zaczęły ustępować, zobaczył przed sobą zieleń lasu, zatroszczoną twarz Dirka, zakrwawionego i bladego trupa. Zorientował się, że lewą rękę zaciska kurczowo na własnej koszuli i że prawa jest pusta. Zamrugał, zmusił się do wzięcia oddechu, skrzywił, i wtedy z większą jasnością dotarło do niego, co właśnie zobaczył. Niebezpieczeństwo. Ciemność. Czworo ludzi - ich też była tu czwórka, ale Valerie liczyć nie mógł, a plakatów było chyba więcej - i szaleństwo.
Momentalnie sięgnął po różdżkę, nie mógł tu być bezbronny, nie tak jak tamten - i dopiero zacisnąwszy mocno palce na drewnie pau ferro, zdołał wykrzesać z siebie głos.
-Różdżka w pogotowiu, chroń Valerie. - wychrypiał do Dirka. Nie, nie chroń, to za mało. Opuścił lewą ręką, wymacał w kieszeni chłodny metal i fakturę rdzy, świstoklik przygotowany na okazję spotkania z Prewettem. Nie musiał go wtedy użyć, więc nosił go przy sobie na wszelki wypadek - wiedząc, że prowadzi do wioski niedaleko domu rodziców. Jeszcze w czerwcu Shropshire zdawało się bezpieczne, teraz najchętniej widziałby żonę jak najdalej od Shropshire, ale śwwstoklika do Londynu nie zamówił. -Przeniesie piątkę, ale cokolwiek nam zagrozi - zabierz ją stąd i nie oglądaj się na mnie, do rodziców, a potem do uzdrowiciela w stolicy. - rozkazał ściszonym głosem, spoglądając na ochroniarza z naciskiem. Wyciągnął do Dirka rękę by przekazać mu świstoklik, a następnie przyjął jego wyciągniętą dłoń by łatwiej wstać z kolan.
Zerknął przelotnie na trupa, którego ostatnich chwil doświadczył i zorientował się, że nawet nie wie, jak miał na imię. Przeważnie go to nie obchodziło, ale w chwilach współdzielonej śmierci czarodzieja - wspierającego rebeliantów barmana z Dziurawego Kotła i mugola z Suffolk mógł łatwiej odczłowieczyć - wydawało się to jakieś istotniejsze.

Wrócił do Valerie i lorda Avery, pobladły i poważny. Nie słyszał, o czym rozmawiali - najpierw przebywając we wspomnieniach mężczyzny, potem skupiony na dojściu do siebie i złożeniu pozyskanych informacji we względną całość.
-Jak najszybciej powinniśmy albo opuścić okolicę albo dołączyć do pozostałych, a pan Doge zabierze stąd moją żonę, mamy świstoklik. Wyjaśnię, co widziałem, sir. - obwieścił, możliwe, że wchodząc Valerie w słowo. Unikał jej spojrzenia, nie chciał by wyczytała w jego oczach strach, ani nie chciał okazać strachu. Lord Avery oczekiwał z pewnością na konkretne informacje, a Sallow nie zamierzał brzmieć jak wariat, choć możliwe, że oglądał ostatnie chwile wariata.
-Pani Sallow, udamy się do Sallow Coppice. - obwieścił Dirk, próbując ustawić się tak, by stanąć pomiędzy Valerie, a Corneliusem i lordem. W lewej dłoni ściskał świstoklik, w prawej trzymał uniesioną różdżkę, rozglądał się czujnie - to po lesie, to mając oko na Valerie.
-To jeden z zaginionych, a - Sallow zniżył głos, odwracając się w stronę lorda, żona nie powinna słuchać szczegółów. -...zabili go inni mieszkańcy Shropshire. Najprawdopodobniej również zaginieni, jednego rozpoznałem z plakatów, on znał wszystkich. - zaczął od racjonalnych informacji, choć nie były wygodne. Zasadzka przygotowana przez rebeliantów byłaby irytująca, ale o wiele prostsza do rozwiązania niż niewytłumaczalny obłęd mieszkańców tych ziem. -To nie wszystko. Zachowywali się jak obłąkani, jego wspomnienia też są poszatkowane, choć w ostatnich chwilach życia zdawał się odzyskać trzeźwość umysłu. Próbował uciec, buty zdjął by nie zwracać na siebie uwagi, - przekazał arystokracie wszystko, zakładając, że nawet detal doda dziwnym wspomnieniom wiarygodności -ale otoczyła go czwórka mężczyzn i nie miał już szans. Miał różdżkę, ale nie zdążył. - nie przeszukał ciała i odruchowo obejrzał się przez ramię, dopiero teraz tknięty nagłą myślą, czy jeszcze ją znajdą. -To nie wszystko. Sam nie pamiętał dlaczego znalazł się w lesie, ale słyszał dziwne szepty, widział szkarłatne ślepia. Nawet jeśli by oszalał, to wspomnienia wskazują na to, że oszaleli też pozostali. Mordercy nadal są w tym lesie -choć czy zwykli śmiertelnicy przestraszą lordów tych ziem? Musiał dodać, czego tak naprawdę się bał. -ale możliwe, że jest tu coś jeszcze - miesiąc temu widziałem w Norfolk cieniste istoty, zachowujące się w niewytłumaczalny sposób... - istoty, które przerażały i fascynowały, które zdołał odegnać lord Shafiq, ale nie on. -Jeśli zdecydujemy się przeszukać dziś las, to w większej grupie, sir. Mam też znajomych w Londynie, którzy mogą... zrozumieć więcej. - nie był pewien czy i jak wiele, ale możliwe, że więcej niż on.


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Wenlock Edge - Page 6 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Wenlock Edge [odnośnik]14.05.23 13:29
- Proszę się tym nie kłopotać. Jesteś naszym gościem, pani - zapewnienie tobie i twemu mężowi bezpieczeństwa to nasz obowiązek. Nie jesteś mi nic dłużna - zaoponował młody lord, w odpowiedzi na słowa Valerie. Skinął jej głową, głos miał łagodny - ale wybrzmiewały w nim też nuty stanowczości. Kiedy zbliżył się do nich Cornelius, posłał czarownicy przepraszające spojrzenie, po czym odwrócił się, pełnię uwagi poświęcając informacjom przekazywanym przez Sallowa. Pomiędzy jego brwiami pojawiła się głęboka, pionowa zmarszczka, ale w żaden inny sposób nie dał po sobie poznać, jak bardzo zaskoczyły go lub zmartwiły otrzymane wieści. - Inni mieszkańcy? Jest pan pewien? - zapytał, zniżając głos. - Czy ta istota mogła być tylko halucynacją? Jeśli oszalał... - zaczął, ale zaraz później urwał, być może przypominając sobie, że o podobnym stworzeniu mówiła Valerie. - Wróćmy do Ludlow. Tam będziemy mogli porozmawiać spokojniej. Chcę usłyszeć więcej o tych... cieniach, które widział pan w Norfolku - zadecydował. Niedługo później spomiędzy drzew zaczęli wyłaniać się inni mężczyźni, służba i inni czarodzieje pracujący dla Averych, zaangażowani w przeszukanie lasu i odnalezienie spłoszonych wierzchowców.

Powrót do zamku nie przysporzył wam już większej ilości przeszkód, Valerie - w towarzystwie Dirka - mogła tez bez problemu skorzystać ze świstoklika. Jeśli zwróciła się o pomoc do uzdrowiciela, otrzymała zapewnienie, że dziecku nie groziło żadne niebezpieczeństwo, a stłuczony bark wróci do pełnej sprawności. Uzdrowiciel doradził jej też stosowanie maści, które przyspieszą gojenie się siniaków, a także picie uspokajających naparów.

Niewielka grupa, która tego samego wieczoru została wysłana w celu przeszukania terenu, powróciła bez żadnych nowych informacji; nie natrafiono ani na ślad innych zaginionych mieszkańców, ani cienistej istoty. Czarodzieje nie zapuszczali się jednak w las głębiej niż kilka kilometrów.

Mistrz gry dziękuje za wspólną rozgrywkę i jej nie kontynuuje. Jeżeli macie ochotę, możecie kontynuować wątek samodzielnie. Możecie też uznać, że wspólne świętowanie z lordami Avery odbyło się zgodnie z planem, później tego wieczora - zarówno Cornelius, jak i Valerie, zostali zaproszeni na uroczystą kolację.

Jeżeli którekolwiek z was zdecyduje się wrócić do lasu w późniejszym terminie (lub zrobią to inne postacie w dowolnym składzie), mistrz gry prosi o informację. Wątek będzie nosił rangę zagrożenia życia i zdrowia biorących w nim udział postaci, powinien więc być chronologicznie ostatnią rozgrywką. Jeśli zdecydujecie się zaczekać do zakończenia festiwalu lata, nie będzie to problemem, nie wpłynie też na ewentualne powodzenie poszukiwań.

W razie pytań lub wątpliwości - zapraszam.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wenlock Edge - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wenlock Edge [odnośnik]04.06.23 19:45
Wydawało jej się, że była ranna. Rana jednak nie przypominała niczego, co kiedykolwiek czuła. Miała wrażenie, że wraz z upływem czasu — z jakiejś nieopisanej, bo w gruncie rzeczy metaforycznej rany — wypływa z niej coraz więcej energii. Pierwszy, mocny impuls przyszedł przecież, gdy w nozdrzach zagnieździła się okrutna woń krwi. Co sobie myślała, zbliżając się do tego człowieka?! Mogła mu współczuć, szczerze czy nawet nieszczerze, ale z daleka. W przynajmniej pozornym bezpieczeństwie. Nie była bohaterem, nie musiała być silna, nie miała nic do udowodnienia, nikomu, za wyjątkiem siebie — ewentualnie.
Wystawiła się na kolejny cios, tym razem taki, który ze swej natury nie pozostawiał wyraźnych znaków na ciele. Była n i e o d p o w i e d z i a l n a i niemożliwie na siebie zła. Chyba wyłącznie łagodzące słowa młodego lorda powstrzymały ją przed ponownym wybuchem płaczu. Wzniosła na niego spojrzenie, jasne, lecz skrzące od łez.
— Jeszcze raz pozwólcie mi złożyć największe dzięki — poprosiła, zanim dołączył do nich Cornelius. Gdy tylko dostrzegła go w kąciku swego oka, odwróciła się w jego kierunku; był blady, wyglądał na poruszonego. Pragnęła uciec z tego miejsca, zabrać go ze sobą, zaszyć się w bezpieczeństwie rodzinnego domostwa Sallowów lub — wszak było tam bliżej — do Caynham, domostwa Vanitych. Znała ton, którym przemawiał. Śmiertelnie poważny, nieprzyjmujący sprzeciwu, bo w tej chwili sprzeciw przed ucieczką był przecież równoznaczny ze śmiercią. Chciała spytać go, co teraz, lecz rozchylone lekko usta nie wypuściły z siebie ani piśnięcia. Zamiast tego, gdy mąż wraz z lordem Avery oddali się rozmowie, Valerie oparła się o Dirka, przymykając na moment oczy. Oddychała ciężko, czuła narastające mdłości; ponadto miała wrażenie, że tamten, będący już tylko stygnącym ciałem, wciąż się w nią wpatruje.
— Jeszcze chwilę, panie Doge — szepnęła cicho, niedługo później wzdychając ciężko. Musiała zebrać się w sobie, być pewna, że wytrzyma szarpnięcia w okolicy pępka, nierozerwalnie związane z teleportacją oraz podróżami świstoklikiem. Musiało minąć kilkanaście kolejnych sekund, w trakcie których przy pomocy tradycyjnych ćwiczeń oddechowych pani Sallow odzyskiwała kontrolę nad sobą. — Wracajmy — zarządziła wreszcie, gotowa do podróży. Chwyciła świstoklik jedną ręką, drugą asekurując się na ramieniu Dirka. Nie tak miał wyglądać ten dzień, nie tak.

Zaraz po powrocie do Sallow Coppice wysłała sowę do zaufanego uzdrowiciela ze stolicy, prosząc o domową wizytę. Nie chciała ryzykować kolejnej podróży, nie będąc pewną, w jakim stanie się znajduje. Na całe szczęście uzdrowiciel pojawił się w bezpiecznym miejscu relatywnie szybko, rozwiewając tym samym wątpliwości co do zdrowia dziecka. Słysząc informację, że maleństwu nic nie zagraża, pękła raz jeszcze — łzy podobne kryształom spłynęły w dół jej policzków, tym razem nie w wyrazie strachu, czy złości, a wdzięczności. Los, gwiazdy, starzy bogowie — choć wystawili ją dziś na próbę, dalej nad nią czuwali. Nad nią i jej małym dzieckiem. Miała wrócić do pełnej sprawności, musiała tylko dać sobie trochę czasu — a także przyzwyczaić się do zapachu maści i uspokajających naparów.

| z/t




tradition honor excellence
Valerie Sallow
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10881-valerie-vanity#331558 https://www.morsmordre.net/t10918-andante#332758 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f452-shropshire-sallow-coppice https://www.morsmordre.net/t10921-skrytka-bankowa-nr-2362#332773 https://www.morsmordre.net/t10919-v-vanity#332759
Re: Wenlock Edge [odnośnik]17.08.23 23:24
Przez moment faktycznie był przekonany, że coś wciąż czai się w lesie, że zaraz mogą otoczyć ich cieniste istoty lub obłąkani ludzie. Trudno powiedzieć, czy wstrząsnęła nim złowieszcza atmosfera i zachowanie koni, chwilowa rozłąka z Valerie, czy też wciąż czuł echo myśli i uczuć dobitego przesłuchanego przez siebie mężczyzny. Intensywne emocje, również cudze, nie mijały od razu, czasem zostawały z nim na dłużej, nawet mimo tego, że przez lata praktyki nauczył się chronić przed nimi umysł. Legilimencja była obosiecznym mieczem, pozwalała mu upajać się przeżyciami, których nigdy by nie doświadczył, ale aby to zrobić musiał pozwolić cudzym wspomnieniom na odciśnięcie piętna na sobie samym. Czasami mógł się po prostu otrząsnąć, ale niektóre sceny — jak wydarta Jade śmierć Solana, jak migawki wspomnień Marceliusa o matce — zostawały z nim na zawsze. Jak będzie z tą? Choć nie znał tego mężczyzny i nic dla niego nie znaczył, to dawno nie doświadczył wspomnień tak niezrozumiałych, chaotycznych, szalonych i budzących grozę.
Pomimo tej grozy, potrafił jednak wyłowić z nich rzeczowe informacje, które streścił lordowi Avery. To, podobnie jak ewakuacja Valerie, wydawało się teraz priorytetem.
-Jestem pewien. - przytaknął. -Czułem na ich widok to, co on. To byli jego znajomi. Przyjrzę się też uważniej wszystkim plakatom, a jestem pewien, że niektóre rozpoznam. Mieszkańcy wiosek z pewnością udzielą o nich więcej informacji. - rozumiał niepewność arystokraty, rozumiał, że najwygodniej byłoby gdyby w grę nie wchodzili mieszkańcy hrabstwa albo nie wchodziło ich aż tylu. Wygląda na to, że rodziny wszczęły alarm o zaginionych szybciej niż panowie tych ziem, szybciej niż powaga sytuacji dotarła do samego Corneliusa. Bagatelizował przecież to, co mówiła mu matka, jako szalone plotki. Nie był z tego powodu dumny i podejrzewał, że arystokrata też nie jest, ale wydarte mężczyźnie wspomnienie pozostało przecież tylko między nimi - a on sam był specem od propagandy. -To, czego jestem pewien to jedno, to, co zdradzimy mieszkańcom - to drugie. - mruknął cicho, uspokajająco. Ciężko było mu zebrać myśli w posępnym lesie, ale jednego był pewien: zdoła stworzyć narrację, w której to lordowie Avery przejmą inicjatywę i okażą się bohaterami.
-Widziałem, to co widział i w co wierzył. - odpowiedział wymijająco na pytanie o halucynacji, nie był w stanie stuprocentowo stwierdzić jak wiarygodna była psychika mężczyzny - ale odruchowo obejrzał się na Valerie, zacisnął lekko usta. Choć zdawała się delikatna, przeżyła przecież sporo - nieudane małżeństwo, chorobę córki, morderstwo śmierć męża. Jej emocje pomagały jej śpiewać i wrażliwie przeżywać rzeczywistość, znał je dobrze, bo regularnie i dyskretnie sprawdzał je dzięki nieinwazyjnemu rodzajowi legilimencji, ale nigdy nie zdawały się mu nieracjonalne, istniała różnica między intensywnością, a szaleństwem. Valerie nigdy nie była szalona i wątpił, by ciąża lub strach mogły na to wpłynąć. Była w szoku, owszem - dlatego nie miał jej za złe nieco chaotycznego podejścia do mężczyzny na drzewie - ale nie sądził, by cienista istota była halucynacją. Zastanawiał się, jak wyjaśnić to lordowi tak, by ich słowa nie dotarły do uszu żony, ale arystokrata chyba sam uświadomił sobie niezręczność sytuacji i na szczęście skończył temat. -A jeśli oszalał, to oszaleli wszyscy w tej wizji. - dodał więc tylko szeptem, bo to masowość szaleństwa była prawdziwie niepokojąca. Zastanawiało go też, jak mężczyzna zdołał otrząsnąć się z dziwnego transu - i czy to dlatego go zamordowano?
-Porozmawiajmy w Ludlow. - zgodził się z lordem. Sytuacja była na tyle pilna, że powinni o niej poinformować również nestora. Na tyle pilna, że nie mógł dołączyć do żony - choć widząc jej bladą twarz i lęk, poczuł (na ogół nieodczuwane) wyrzuty sumienia.
-Wrócę do ciebie jak najprędzej. - zwrócił się do Valerie, uspokajająco ściskając ją za rękę. Choć minę miał poważna, mogła zauważyć, że spogląda na nią z niepokojem - o jej samopoczucie, o los dziecka. Ostatecznie zostawił ją w rękach Dirka, a nadejście innych uczestników polowania przyjął z ulgą, której starał się nie dać po sobie poznać. Naprawdę nie chciał pozostać tu sam, bez pełni informacji, z jednym koniem i bez ochroniarza.

W Ludlow chętnie i rzeczowo streścił lordowi - i wszystkim zainteresowanym sytuacją Averym - swoje przeżycia z Norfolk, pojawienie się Cienia, który początkowo zdawał się losowo atakować i jego i rebeliantów, a potem odszedł. Zachował dla siebie szczegóły tego, jak został okiełznany i tożsamość towarzyszących mu Rycerzy Walpurgii, ale obiecał, że zna i spróbuje sprowadzić do lasu osoby wiedzące o tej magii więcej.

Dopełniwszy tych formalności, powrócił do Sallow Coppice, gdzie z ulgą dowiedział się o stanie Valerie i przytulił ją, gdy sama płakała z ulgi. Rozumiał jej ewentualną potrzebę odpoczynku, więc zapewnił żonę, że w razie czego jej zdrowie będzie stanowić idealną wymówkę do pozostania w domu - ale że samemu musi przyjąć zaproszenie na kolację w Ludlow, która miała odbyć się zgodnie z planami. Jeśli zdecydowała się tam udać, był wdzięczny za jej obecność i skrócił nieco obchody, chcąc dopełnić towarzyskich obowiązków w miarę prędko. Jego myśli zaprzątała wciąż dziwna wizja, wiadomość o niepowodzeniu poszukiwań przyjął z niepokojem i niezadowoleniem, i - pomimo nadchodzącego Festiwalu Lata - postanowił powrócić po obchodach do lasu, w większym składzie. Ojca, żonę i matkę przestrzegł, by nie zbliżali się już do granicy lasu.

/zt


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Wenlock Edge - Page 6 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Wenlock Edge [odnośnik]02.01.24 16:55
25.09

Nie spodziewał się, że wrócą tu dopiero teraz. Ostatnia wyprawa do Wenlock Edge splotła się w jego pamięci z lękiem o Valerie i nienarodzone dziecko, ale wydarzenia wyczytane w pamięci umierającego mężczyzny oraz istota widziana przez żonę zaalarmowały go na tyle, że zawsze zamierzał wrócić. Tyle, że tym razem pieszo i po obchodach Festiwalu Lata. Rozmawiali na ten temat z Harlanem, przeszukanie lasu miało się odbyć w drugiej połowie sierpnia—ale Noc Tysiąca Gwiazd i kryzysy wstrząsające hrabstwem opóźniły te plany. Los zaginionych mieszkańców hrabstwa leżał mu na sercu, ale nie bardziej niż własny awans i konieczność pilnej pracy w Biurze Informacji. Czasami kłuło go sumienie i zastanawiał się, czy zdołają odnaleźć ich, czy tylko ich trupy i prawdę o ich zaginięciu (Prawda, to jej szukał z krukońską ciekawością...), aż ustalił z Harlanem datę kolejnej wyprawy. Podejrzewając, że Cienie mogły być w jakiś sposób związane ze zdarzeniem, poprosił o pomoc Deirdre—ufając, że Śmierciożercy wiedzą o nich najwięcej. Nie był pewien, jak spojrzy jej w oczy po pijackich wyznaniach na Brón Trogain, ale na szczęście będzie mógł rozglądać się po lesie.
Rzecz jasna, towarzyszył im też Dirk. Sallow rozważał też zabranie Edmunda, ale ostatecznie tego nie zrobił. Nie ufał w doświadczenie mężczyzny w pojedynkach i wolał pozostawić swojego szpiega w dobrym zdrowiu. Udał się za to na Śmiertelny Nokturn i zaopatrzył w kilka artefaktów, które miały być pomocne. Na palcu miał pierścień z okiem ślepego, mającym pokazywać mu plamy ciepła (rozglądał się z ciekawością po lesie, wciąż przyzwyczajając się do nowego artefaktu), a w kieszeni szaty ukrył magiczny kompas. Przy pasi miał fiolki z eliksirami, kilka wręczył też Dirkowi.
-Dobrze was widzieć. - zwrócił się kurtuazyjnie do Harlana i Deirdre, gdy spotkali się na skraju lasu. Dirk, jak zwykle milczący, skinął im głową. Korciło go spytać, czy mieli okazję widzieć się ostatnio, ale ugryzł się w język, to nie jego sprawa. W dawnych czasach przedstawił w końca najlepszemu przyjacielowi swoją narzeczoną, a po zerwaniu zaręczyn próbował wymazać Deirdre z pamięci i z rozmów z Harlanem.
-Streszczając ostatnie zdarzenia - głównie dla Deirdre, z Harlanem rozmawiali od razu po zajściu -podczas polowania pod koniec lipca, nasze konie dziwnie się spłoszyły. Nie jestem świetnym jeźdźcem - nie był jeźdźcem wcale -ale nawet mnie wydało się to podejrzane. Koń mojej żony pognał w las, na polanę, na którą was teraz poprowadzę. Tam widziała straszną, cienistą istotę—a my, gdy dobiegliśmy na miejsce, znaleźliśmy człowieka przybitego gałęzią do drzewa. Umierał. W jego ostatnich wspomnieniach wyczytałem, że znalazł się w lesie, bo wpadł w dziwny... nie wiem, trans? I że zabili go ludzie, których znał—ale którzy zdawali się głusi na jego prośby. Pod koniec lipca zaczęły krążyć pogłoski o zaginięciach mieszkańców okolicznych wiosek. Próbowałem zorientować się w nich jak najlepiej, ale obowiązki na Festiwalu i chaos związany z zaginięciami i śmierciami po Nocy Tysiąca Gwiazd utrudniły nieco to zadanie. - przyznał. -Gotowi? Nie wiem... nie wiem, co możemy tam zastać. - usiłował nie zdradzić strachu i hardo zadarł głowę, spoglądając w las. -Poprowadzimy z Dirkiem, znamy drogę.
-Magicus Extremos. - mruknął Dirk, chcąc wzmocnić wszystkich zgromadzonych.

mistrzu gry, dobraliśmy datę aby grać to jako ostatni wątek; ale jeśli fabularnie się nie spina to przyjmiemy sugestie!

ekwipunek (nieco inny niż we wsiąkiewce, bo na wyprawę, zawiera przedmioty z rozwoju jeśli zostanie uznany)
Spoiler:


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Wenlock Edge - Page 6 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Wenlock Edge [odnośnik]02.01.24 16:56
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 58

--------------------------------

#2 'k8' : 3, 7, 2, 5, 2, 6, 7
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wenlock Edge - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wenlock Edge [odnośnik]03.11.24 13:52
|20.10.1958

Wyprawa do Wenlock Edge musiała zostać zorganizowana błyskawicznie i precyzyjnie, zwłaszcza po spotkaniu dwa dni wcześniej, które dostarczyło kluczowych informacji. Nie było czasu na zwłokę ani nie pewne spekulacje. Uzbrojona w wiedzę o miejscu, odświeżone legendy arturiańskie oraz notatki z Groty Krzyku, stawiła się punktualnie przy Xavierze w wyznaczonym miejscu. Pogoda im nie sprzyjała; drobna mżawka opadała z nieba, osadzając się kroplami na ich włosach i liściach otaczających roślin. Blisko szesnastowiecznego dworku Wilderhope Manor znajdowało się strome zbocze – miejsce, z którego miał spaść nieszczęsny Fineas Rowle. To był ich cel. Nie wiedziała, czego tam się spodziewać, ale wiedziała jedno: każda legenda kryje w sobie ziarno prawdy, a każda wskazówka może ich zaprowadzić krok dalej. Ostatnie spotkanie okazało się nieocenione – cieszyła się, że mogła usłyszeć, co inni mieli do powiedzenia członkowie Rycerzy Walpurgii i zebrać cenne wskazówki.
Miała jednak pewną obawę – cienie. W przeciwieństwie do innych, ją zdawały się zauważać, a wręcz przenikać. Nie uchylały się przed lady Burke, ani jej nie ignorowały. Na spotkaniu nie mówiła o tym na głos, by uniknąć sensacji. Być może była jedyną osobą, której cieniste istoty nie traktował obojętnie. Liczyła, że tym razem unikną spotkania z nimi, a jeśli już do niego dojdzie, obecność Xaviera i lorda Rowle powstrzyma cienie przed jakąkolwiek aktywnością, zmuszając je do biernej obserwacji.
Zacisnęła mocniej dłoń na pasku torby z zabranymi przedmiotami, a potem spojrzała na obu towarzyszących jej czarodziejów.
Nie ma co tracić czasu — powiedziała zdecydowanie, wyciągając różdżkę, by być przygotowaną na każdą niespodziankę. Czekało ich zadanie, a lady Burke nie lubiła rozwodzić się, kiedy nie było na to czasu. Musieli działać szybko i bez zbędnych komplikacji. Spotkanie organizacyjne uświadomiło im, że nie mają luksusu na zbędne analizy i złożone plany – musieli po prostu sprawdzić, czy Wenlock Edge kryje odpowiedzi na dręczące ich pytania. Xavier, znawca artefaktów, był bardziej biegły w tej sztuce niż ona, choć i ona sama ostatnio zgłębiała tajniki klątw oraz dawnej historii, które pozwalały lepiej zrozumieć pochodzenie starych zapisków. Teraz mieli połączyć siły, postarać się znaleźć odpowiedzi na dręczące pytania, na te wszystkie niejasności, skryte przed nimi.


|Wyposażenie: różdżka, runa rozpasłej magii, maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, moc 41) , wężowe usta (1 porcja; moc 27), notatki z Groty Krzyku




May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Wenlock Edge - Page 6 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke

Strona 6 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6

Wenlock Edge
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach