Anne Wood
Nazwisko matki: Bell
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: Półkrwi
Status majątkowy: średniozamożna
Zawód: Podjęła kurs na aurora
Wzrost: 155cm
Waga: 43kg
Kolor włosów: rude
Kolor oczu: niebieskie
Znaki szczególne: wszechobecne piegi, długie rude włosy najczęściej splecione w warkocz
10 cali, dość sztywna, drzewo różane, z rdzeniem z włosa wozaka
Hufflepuff
wiewiórka
wąż
zapach jabłecznika i suszonych pomarańczy
ona sama z piękną alabastrową skórą, idealnie zarysowanymi biodrami i długimi kasztanowymi włosami, jako uznany auror
Zaczytywanie się w mugolskich romansach, wdrapywanie się na najwyższe drzewa, akrobacje na miotle
Harpie z Holyhead
Quidditch, Eksplodujący Dureń
Rock&Roll
Daria Milky
Mimo, że Anna nigdy nie pławiła się w bogactwie, że większość jej ubrań, przychodzących pocztą w okresie bożego narodzenia, pochodziła od starszej kuzynki, a do czasu ukończenia Hogwartu nie znajdowała się od domu dalej niż w promieniu 40 kilometrów, to zdecydowanie nie mogła narzekać na swoje życie.
Historię o tym, jak poznali się jej rodzice słyszała chyba pięć tysięcy razy. Wspominana była ona przy każdej ważniejszej rocznicy, czy okazji, kiedy przy stole gromadziła się większa część rodziny. W końcu już na pierwszy rzut oka widać było, że Walter i Flora darzyli się uczuciem, które nie było pisane każdemu i mimo, że część tej miłości przelali właśnie na Annę, kiedy ta przyszła na świat, to mimo upływu lat, nadal ciężko było dopatrzeć się budujących się pomiędzy nimi różnic. Działali jak dobrze naoliwiona maszyna i Ann była wręcz przekonana, że zostali dla siebie stworzeni. Co prawda to głównie matka zajmowała się jedynaczką, gdyż ojciec, w związku z prowadzoną praktyką uzdrowicielską często nie wracał do domu aż do późnego wieczora. Nie zmieniało to jednak faktu, że patrząc na Woodów dostrzec można było podobieństwa do rodzin przedstawianych na opakowaniach ulubionych ciasteczek Anki.
Pomimo nieustających próśb płynących z ust Woodsówny, dziewczyna nigdy nie doczekała się rodzeństwa. Jako jedynaczka jednak, otoczona była przez rodziców opieką i zawsze mogła liczyć na ich wsparcie, a kiedy tylko mogli sobie na to pozwolić rozpieszczali ją jak mogli. Ze względu na to, że na świat przyszła w Hogsmade, tereny otaczające Hogwart znała jak własną kieszeń zanim jeszcze zdążyła pójść do szkoły. Niewiele było w okolicy dzieciaków w jej wieku, dlatego większość czasu spędzała z kotami sąsiadki, bądź też z matką pracującą w Miodowym Królestwie, gdzie plątała się pod nogami wszystkim tam przebywającym. Zresztą ze względu na to, że sympatyczne było z niej dziecko i wszędzie było jej pełno, szybko stała się ulubieńcem całej okolicy i posiadała niezliczoną ilość cioć i wujków, którym wściubiała nos w życie.
Wojna nie odcisnęła na niej bezpośredniego piętna. Co prawda ojciec miał całe ręce roboty, a część mieszkańców Hogsmade dołączyła do walczących na froncie, to Anne, jako dziecko, znacznie bardziej skupiała się na swoich dziecięcych sprawach, niż na tym co działo się w realnym świecie. Była to pewnie również zasługa jej matki, która starała się, żeby wszystko wyglądało tak jak zwykle. Bez względu jakie wieści dochodziły do domu Woodów obiad zawsze podawany był o tej samej godzinie, przy stole dzielono się tymi samymi żartami, a chociaż rodzice szeptali coś pomiędzy sobą w kuchni, Anna nie dopatrywała się w tym drugiego dna.
Jak każde dziecko z rodziny czarodziejów wyczekiwała listu z Hogwartu. Chociaż jej matka była wspaniałą nauczycielką, to nauczanie domowe nie było przecież ziszczeniem marzeń. W końcu miała stać się jedną z uczennic, które widziała na ulicach Hogsmade i wręcz nie posiadała się z radości. Wraz z całą masą z metra ciętych dzieciaków wyczekiwała w wielkiej sali na przydzielenie do domów, a ekscytacja wiążąca się z tym dniem kotłowała się w niej przez cały kolejny tydzień. Zostanie Puchonem zdawało się być dla niej strzałem w dziesiątkę. Jako, że należała do takich, co to problemów z nawiązywaniem nowych znajomości nie mają, szybko odnalazła kilka bratnich dusz, z którym nawet deszczowe, szare dni zdawały się nie być problemem. Czasami bała się tylko o rodziców, zwłaszcza kiedy wojna dotarła do Anglii. Na duchu podtrzymywał ją jednak fakt, że wcale tak daleko od Hogsmade się nie znajdywała, dlatego w przypadku, kiedy zaszłaby taka potrzeba, to z pewnością pobiegłaby, bądź poleciała, im na pomoc. Złudne to trochę myślenie dziecka, ale wmawianie sobie tego typu rzeczy sprawiało że nie traciła rozumu i nie zamartwiała się jak reszta dzieciaków.
Przez jej ognisty temperament często wdawała się w niepotrzebne dyskusje, kłótnie, a nawet pojedynki, zwłaszcza ze Ślizgonami, którzy wiecznie komentowali jej czerwone włosy, obsypaną piegami buzię, czy wystające kolana, czyli wszystko czego Anna była niepewna i co wiązało się z milionem jej kompleksów. Zresztą rezolutna nastolatka czuła się również w obowiązku do tego, żeby bronić tych, którzy nie potrafili walczyć o siebie samych. Uwielbiała być bohaterką, wyrywać innych z opresji, przez co czuła się potrzebna i co dawało jej poczucie bohaterstwa. W końcu nigdy nie miała młodszego rodzeństwa, które otoczyć mogłaby opieką i za które mogłaby dać się pokroić.
Wood zawsze była nad wyraz ambitna, uwielbiała udowadniać innym, ale i sobie, że może więcej, dlatego często długie godziny spędzała w bibliotece szukając odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Z czasem przylgnęła do niej łatka kujonki, co wcale nie było taką złą łatką, zważając na to, że częściej nazywana była Marchewą, czego szczerze nienawidziła.
W Hogwarcie Anne żyła więc swoim życiem, czasem przejmując się za bardzo tym, co mówili o niej inni, czasem mówiąc zbyt wiele, czasem robiąc coś impulsywnie, zanim pomyślała nad konsekwencjami i czasem znajdując się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Wielokrotnie ściągała na siebie kłopoty, z których tylko wybujała wyobraźnia i spryt udawał się jej wywinąć. Ten spryt też sprawił, że, o ile można użyć tego określenia - na miotle czuła się jak ryba w wodzie. Była drobna, co pozwalało jej nabierać prędkości, a do tego była tak zwinna, że w ostatniej chwili zawsze potrafiła uchylić się przed przeszkodą. Jej talent nie został niezauważony i została przechwycona przez kapitana drużyny Puchonów, kiedy to z grupką kolegów rozgrywali w wolnym czasie partyjkę quidditcha. Chociaż początkowo znajdowała się w składzie rezerwowym, co i tak specjalnie jej nie przeszkadzało, w końcu ojciec zaszczepił w niej miłość do Harpie z Holyhead, a bycie w reprezentacji Puchonów nawet na ławce sprawiało, że mogła wyobrażać sobie, że jest jedną z zawodniczek, które darzyła taką miłością. Dopiero na czwartym roku trafiła na pozycji pałkarza, przez co poczuła, że może wymierzać w ten sposób sprawiedliwość. Zajmowana pozycja przynosiła Anne nie tylko wiele radości, ale uaktywnił się w niej także gen Robin Hood'a, przez co poczęła mścić się na szkolnych cwaniakach, którzy dokuczali nie tylko jej, ale też jej kolegom, celując w nich tłuczkami, a to tylko utwierdzało stereotyp, że "rude to wredne".. Może drużyna Puchonów nie zwykła święcić sukcesów takich jak Ślizgoni czy Gryfoni, ale nie można było odmówić im gracji, niezależnie czy wygrywali czy przegrywali.
Tak jak reszta uczniów Hogwartu odczuła na własnej skórze zwiększający się rygor będący przyczyną objęcia przez Grinwalda stanowiska dyrektora. Wielu z jej przyjaciół opuściło szkołę, przez co złość budowała się w niej coraz bardziej, wiedziała jednak, że bunt niczego jej nie przyniesie i mimo, że temat nowego dyrektora często poruszany był w gronie najbliższych jej znajomych, czy rodziny, to Anna naprawdę musiała się za każdym razem szczypać, czy gryźć w policzek, żeby nie odszczeknąć głupim komentarzem, czy żeby nie zrobić czegoś bezmyślnego, co mogłoby narazić nie tylko ją ale również jej bliskich. Zresztą gdyby nie przekonała rodziców, Ci niespecjalnie przyjacielsko do nowego dyrektora nastawieni, na pewno nie pozwoliliby skończyć jej szkoły. Zostało jej jednak już przecież tylko rok nauki, dlatego starała się jak najbardziej skupić na egzaminach, która miała dać jej przepustkę do wymarzonej przyszłości. Od dziecka fascynowała ją praca aurorów, słyszała o niej od rodziców, od klientów Miodowego Królestwa, od nauczycieli w Hogwarcie. Ostatni więc rok w szkole i wiążące się z nim decyzje były dla niej naprawdę istotne. O tym, że owutemy były przepustką do szerokiego wachlarza wyboru Anna naprawdę nie planowała innej alternatywy niż zostanie uznanym aurorem. Przecież nie tylko nieśli ze sobą sprawiedliwość, ale przyczyniali się też do zapewniania ładu w czarodziejskim świecie, wydawało się więc Annie, że jej przeznaczeniem wręcz jest dołączenie do ich grona. Nigdy nie miała problemów z nauką, wszystko łapała w mig i nigdy nie odkładała niczego na później, kończąc każde zadanie i pracę domową długo przed czasem, pomimo to, wkładała w przygotowania do owutemów 120%. Nie było specjalnym zaskoczeniem, że egzaminy poszły jej dobrze, nawet jeśli histeryzując przekonana była, że skończy jako gajowa w zakazanym lesie, albo co gorsza - zrzędliwa stara panna. Jak się jednak okazało, wcale jej to nie groziło, a chociaż dostanie się na kurs nie gwarantowało jej osiągnięcia wymarzonego celu, wcale nie zamierzała się poddawać. Zresztą nawet siniaki, otarcia, czy złamania cechujące zarówno przygotowania do zawodu jak i samo bycie aurorem, nigdy nie były Annie obce, w końcu nie tylko grała w Quiddicha, ale też wiecznie pchała się tam, gdzie nie powinna, dlatego jej determinacja nie malała wraz z kolejnymi wyzwaniami.
Wyprowadzenie się z domu było jednym z cięższych momentów w życiu Ann. Płaczące ciocie, rozklejona matka i zaczerwienione oczy ojca. Hogsmade było miejscem, które Anna kochała ponad życie, dlatego tak trudno było zostawić je za plecami i ruszyć w nowy nieznany świat. Wyprawa do Londynu była dla niej czymś wielkim. Do tej pory mugole byli dla niej czymś kompletnie abstrakcyjnym. Może natknęła się na nich kilkukrotnie, ale ich życie znała głównie z książek w których lubowała się jej matka, opowieści snutych przez podchmielonych czarodziejów i zajęć w szkole. Była zafascynowana nowym środowiskiem, przez co przez długi czas wręcz buzowała energią. Wielu jej przyjaciół ze szkolnej ławy również wylądowała w stolicy, dlatego chociaż początkowo czuła się w mieście dość obco, nigdy nie była samotna. Poza czasochłonnym treningiem mającym przygotować ją do pracy aurora, każdą wolną chwilę starała się spędzać aktywnie, to wybierając się do mugolskiej dzielnicy, w której czuła się jakby umieszczono ją w jakimś dziwacznym filmie, to poznając coraz to nowe zakątki Londynu. Obecnie rozpoczęła drugi rok kursu i prze przez wszystkie trudności niczym najnowszy model miotły sprzedawany w najlepszych sklepach ze sprzętem na ulicy Pokątnej.
5 | |
4 | |
3 | |
3 | |
0 | |
2 | |
5 |
różdżka, sowa, miotła (przeciętnej jakości), teleportacja