Zula Greengrass
Nazwisko matki: Olivander
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: szlachetna
Status majątkowy: nędzny
Zawód: aktorka w podrzędnym kabarecie
Wzrost: 158
Waga: 40
Kolor włosów: rude
Kolor oczu: zielone
Znaki szczególne: niskie to, rude, jakich jeszcze znaków szczególnych chcecie?
Różdżka limba, Włos trzminorka, trzynaście i ćwierć cala, dość giętka
Dom w Hogwarcie Slytherin
Forma patronusa biała mgiełka
Bogin woda (boi się, ze się utopi)
Zapach amortencji sorbet cytrynowy
Widok w Ain Eingarp ona na scenie grająca główną rolę
Pasja, zainteresowania teatr
Drużyna Quidditcha, której postać kibicuje
Wykonywane aktywności balet, taniec, kiedyś jeździła konno, ale to było dawno i nie prawda
Jakiej muzyki słucha? Elvis, po za tym wszystkie opery, operetki, balety, muzyka filmowa i teatralna, jazz
Zajęty wizerunek (imię i nazwisko) Louise Ebel
Miała być wielka scena, światła, orkiestra, piękne stroje i dekoracje, owacje na stojąco, miało być życie o jakim śniła, wszystko miało się spełnić, tylko jeden mały podpisik, tylko jedna parafka. Więc zrobiła to, postawiła całe życie na szalę, wszystkie pokładane w niej wiary, każde słowo rodziców, że są z niej dumni, ona to wszystko zaprzepaściła, stawiając ten jeden, głupi podpisik. Jednak, czy to na pewno miał być błąd?
Już następnego dnia po dostaniu pieniędzy, całe pół miliona funtów, nigdy wcześniej, w całym swoim osiemnastoletnim życiu nie widziała takich pieniędzy i chyba nigdy już nie zobaczy, z uśmiechem jakby właśnie złapała Pana Boga za ogon, wkroczyła do biura handlu nieruchomościami i powiedziała, że kupuje. Bez wcześniejszej wyprawy z kontrolą budowlaną, bez porady, czy to na pewno dobre miejsce, nie, ona po prostu przychodzi, stawia pieniądze na stół i żąda kluczy od swojego nowego teatru. Kabaret Two to Two, już widziała te szyldy, te bilbordy, te kilometrowe kolejki by zobaczyć ich występ, wszystko miało być takie piękne. Człowiek po drugiej stronie okienka przygląda się Zuli, jakby właśnie spadła z księżyca. Nie czeka jednak długo, świadomy, że chwila szaleństwa może szybko minąć, zgadza się, podsuwa jej dokumenty i zaskoczony przygląda się, jak wszystko podpisuje. Przez chwilę rusza go sumienie, czy może nie odwieść tej naiwnej dziewczyny, powiedzieć jej, że głupio czyni, że to jakieś czyste szaleństwo, szczypie się jednak w nogę i tylko patrzy, i pomaga w razie pytań, a potem ona znika, a on czuje zbliżającą się premię.
Nowe życie w teatrze zaczyna się szybko i równie szybko się kończy, całe pieniądze z weksla idą na kupienie nieruchomości, nie zostaje już nic na odrestaurowanie, na reklamę, rekwizyty albo pianino. Dopiero teraz Zula odkrywa jak wielki błąd zrobiła, zauważa swoje bezsensowne działanie, swoją młodzieńczą niedbałość. Patrzy i załamuje ręce, jest już za późno. Odsetki rosną, teatr podupada, w końcu po dużo niższej cenie Zula zostawia budynek Kabaretu Two To Two w zastaw, gdyż pierwsza rata zbliża się nieubłaganie, tak samo jak rachunek za jej mały pokój na poddaszu. Dach jest dziurawy, a całe mieszkanie nie ma więcej niż osiemnaście metrów kwadratowych, stropy są niskie, na szczęście Zula nie należy do wysokich, mieszkając w takich trudnych warunkach, czuje się jak w paryskiej bohemie artystycznej, brakuje jej tylko czerwonej sukni i cygaretki. Po miesiącu życia w tych warunkach, Zuli przestaje przypominać to bohemę artystyczną, a zaczyna piekło Dantego, co jej się nie podobało w pracy w ministerstwie, którą mogli jej załatwić rodzice, co w domu rodzinnym było nie tak? Nie wie, ale nie może wrócić, duma jej nie pozwala, kolejna rata trzyma ją w tych ciasnych czterech ścianach.
Codziennie rano Zula chodzi na przesłuchania do wszystkich teatrów. Tutaj za młoda, gdzie indziej marudzą, że za bardzo ruda, tutaj, że ma za mało angielską urodę, oni nie szukają szkotki, a tam, że szukają kogoś wyższego. Zuleńka jest uparta, uparta jak mało kto, ale i jej cierpliwość się kończy. W końcu panna Greengrass nie wytrzymuje, pewnej listopadowej nocy, przesiąknięta cierpieniem za siebie i za miliony staje na Waterloo Bridge i patrzy przed siebie. Długo zastanawiała się jaki sposób byłby odpowiedni, może arszenik, ale na niego ją nie stać, a może podcięcie żył, ale to by bolało, Zuzu nie lubi bólu, kolejny pomysł to środki nasenne i alkohol, ale to jakoś jej nie przekonuje, w końcu decyduje się na skok. Wychodzi ze swojej klitki i idzie, no i jest nad tym mostem i stoi, i chce zrobić krok, ale się boi, boi się cholernie. W myślach krzyczy, żeby, do cholery, ktoś się w końcu pojawił, niech ją ktoś ocali, ona przecież tak tylko żartowała, wcale nie chce umierać, ale przecież, skoro już tak stoi, to nie może się poddać, no chyba, że się ktoś pojawi i ją zatrzyma. Gdzie jesteś?
W końcu zdesperowana, że chyba nikogo jednak nie obchodzi jej życie, wyciąga nogę przed siebie i nagle czuje, jak coś chwyta ją za skraj płaszcza i upada, ale nie w stronę docelową, tylko za siebie. Upada na bruk, boli ją tyłek, ale żyje, to chyba dobrze? Patrzy, a nad nią stoi mężczyzna, jest ciemno, więc do końca nie umie stwierdzić, czy to przystojny mężczyzna, czy nie. Patrzy na nią, jak na kretynkę, aż w końcu przemawia głosem zmęczonym, pyta się, co też jest powodem, bo skoro chce skakać, to na pewno ma powód. To ona mówi i płacze, i płacze, i mówi, że długi, że teatr upadł, że życie bez sensu, a ona miała marzenie i cel. Mężczyzna w tym momencie zastanawia się pewnie, czy nie lepiej było ją jednak zepchnąć w drugą stronę, ale słucha i mówi, żeby jutro pojawiła się na skwerze przy fontannie, że on może mieć rozwiązanie jej problemu. Pomaga jej wstać i odprowadza do miejsca, której według zeznań Zulci jest jej kamienicą, to znaczy nie do końca jej, no ale to tam wynajmuje swoje lokum.
Następnego dnia Zulcia wstaje rano, maluje się, czuje, że ma kaca moralnego po wczorajszym dniu, ale idzie. Powoli i niepewnie idzie w umówione miejsce, w rękawie koszuli chowa różdżkę, tak na wszelki wypadek, wczoraj o tym nie myślała, ale dzisiaj czuje niepokój, że ten ktoś może chcieć ją skrzywdzić. Dlaczego wczoraj tego nie zrobił, a kto tych ciemnych typów wie, może zapomniał, że chciał, a teraz już mu się przypomniało i jeszcze ona sama w jego pułapkę zmierza, oj głupiutki Czerwony Kapturek?
Stoi przy fontannie, jak zwykle przyszła za wcześnie, więc przygląda się jej, akurat jest wyłączona, mimowolnie tokiem dziwnych skojarzeń Zuli przypomina się wczorajsze głupstwo, oj Głupia, Głupia. Nagle czuje czyjąś rękę na ramieniu i już miała wyciągać różdżkę, już rzucać pierwsze lepsze zaklęcie, gdy magiczny patyk utyka w rękawie, a dłoń wczorajszego mężczyzny obraca ją w miejscu z taką łatwością, jakby Zulcia nic nie ważyła.
Zulcia niepewnie kroczy za nim, z każdym krokiem zaczyna się bać coraz bardziej, chyba jednak zmieniła zdanie i już nie chce za nim iść. Mimo wątpliwości, jakaś siła dalej ją ciągnie, więc idzie, ale nie chce, ale idzie. Jaki w tym sens i jaka logika?
W końcu wkracza do lokalu, ale nie byle jakiego, wszędzie półnagie kobiety, tylko ona taka jakaś ubrana pod samą szyję, nawet guziczek ma zapięty. Mężczyzna podchodzi do barmana i karze mu zawołać szefa, mówi, że w końcu znalazł rozwiązanie jego problemów. Po chwili przychodzi drugi, patrzy na nią i jest to spojrzenie jakim hodowca koni patrzy na nową klacz rozpłodową. Zula aż zakrywa się szczelniej płaszczem, już wie, że nie lubi tego spojrzenia, że boi się go. Nowy człowiek mówi coś do tego pierwszego, że z buźki może być, ale czy śpiewać umie, na co tamten wskazuje na Zulę i daje jej znak, ale wcześniej nic nie ustalali więc Greengrass tylko patrzy na niego z otwartą buzią, to tamten mówi, żeby coś zaśpiewała. Zula nie wie co, więc szybko, na poczekaniu, wybiera ostatnią piosenkę, którą napisała. No i Zulcia śpiewa, oni słuchają, usta ze zdziwienia otwierają, nic nie mówią, to Zula śpiewa dalej, i tak śpiewa trzeci raz na refrenie się zapętliła, kiedy ten drugi mówi, że mu już wystarczy i jeśli wszystko umie tak zaśpiewać to ją zatrudni, tak na próbę. Zuzu nie wie, czy ta propozycja się jej podoba, czy aby na pewno swoją karierę chce zaczynać w takim miejscu, ale w końcu się zgadza, nie ma wyboru, czynsz się sam nie zapłaci i weksel się sam nie spłaci, no i skądś trzeba wziąć pieniądze na wykupienie Kabaretu Two To Two.
2 | |
1 | |
1 | |
2 | |
1 | |
0 | |
3 |
różdżka, tomik poezji, klucze