Wydarzenia


Ekipa forum
Zaczarowany młyn
AutorWiadomość
Zaczarowany młyn [odnośnik]29.05.16 18:44
First topic message reminder :

Zaczarowany młyn

★★
Klasyczny diabelski młyn znajduje się u progu wejścia do zaczarowanego wesołego miasteczka. W jednym wagoniku zmieszczą się najwyżej trzy osoby. Oprócz zwyczajnej przejażdżki można wziąć udział w konkursie. Wysoko nad ziemią, na wysokości szczytowego punktu młyna znajduje się zawieszona w powietrzu tarcza. Kiedy trafi się ją zaklęciem Diffindo (sukces zależy od rzutu kością k100), na niebie pojawią się czarodziejskie fajerwerki, które przybiorą kształty różnych magicznych stworzeń takich jak smoki, hipogryfy czy feniksy. Niektórzy zarzekają się, że ich znajomy dopatrzył się nawet sklątki tylnowybuchowej.

Lokacja zawiera kostki
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:01, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zaczarowany młyn - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Zaczarowany młyn [odnośnik]30.09.24 9:42
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 40

--------------------------------

#2 'k100' : 50
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zaczarowany młyn - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zaczarowany młyn [odnośnik]09.10.24 22:40
James nie musiał już nawoływać cienistego węża ani zwracać na siebie uwagi – bestia mknęła prosto ku niemu, zatoczywszy szeroki łuk po czarnym niebie pikowała w dół, w ataku zupełnie bezgłośnym, ale może z tego powodu nawet bardziej przerażającym. Górując nad nim, zdawała się utkana z całkowitego mroku; biegnąc w stronę karuzeli, James widział, jak się zbliża, pochłaniając po drodze wszystkie światła, osłaniając go od barwnych ogników i mglistego blasku księżyca. Balony, za którymi powiódł spojrzeniem, również widział tylko przez chwilę; zniknęły z pola jego widzenia razem z młynem, na którym gdzieś prawdopodobnie znajdował się Marcelius – choć pewności co do tego żaden z młodzieńców mieć nie mógł.
James nie mógł być również pewien, czy jego głos dotarł do Cecila; zbliżywszy się do karuzeli, słyszał tylko jej metaliczny hałas, przemieszany ze zniekształconą, wesołą melodią, w rytm której wirowały zaklęte stworzenia. Rzucone przez niego zaklęcie trafiło prosto w skrzydlatego smoka, Doe mógł odnieść wrażenie, że w reakcji na magię, poderwał w górę zielony łeb – ale równie dobrze mógł być to efekt samej atrakcji wesołego miasteczka; inne wagoniki również się poruszały, aetonany machały skrzydłami i rżały, hipogryfy tłukły kopytami o metalowy podest. Ocena efektów zaklęcia zajęłaby chwilę, na to James nie miał czasu; odrzucona pochodnia przygasła, choć nie zgasła zupełnie, podczas gdy czarodziej wybrał odpowiedni moment i skoczył prosto na walijskiego zielonego.
Musiał z całej siły przytrzymać się gładkiego grzbietu smoka, żeby się z niego nie zsunąć. Walcząc o utrzymanie równowagi, widział, jak jego wierzchowiec wypada z okrągłego podestu, po czym uderza twardo o alejkę, a potem podrywa się w górę, w powietrze – żeby ledwie dwa metry nad ziemią zderzyć się z atakującym wężem.
Nagle wszystko wokół Jamesa zgasło: gwiazdy, światła zaczarowanego miasteczka, młyn. Otoczyła go ciemność i lodowaty chłód, i absolutna wręcz cisza – którą po sekundzie zaczęły wypełniać szepty w obcym języku, głosy mrożące krew w żyłach. Wydawało mu się, że pośród tych głosów wychwytywał agonalne wrzaski dziesiątek ludzi, ludzi, których pochłaniał pożar – a potem on sam poczuł obejmujące całe ciało pieczenie. Miał wrażenie, że jego skóra płonie, a najmocniej: płonęły jego oczy, ogień zdawał się wwiercać w czaszkę, szarpać zakończeniami nerwowymi. W tym cierpieniu stracił poczucie czasu i kierunku, nie wiedział, czy nadal leci czy może już spada; jedynie cudem udało mu się utrzymać na grzbiecie smoka, ale gdy cienisty wąż morski wreszcie go zostawił, żeby znów zatoczyć łuk ponad okolicą, kojący wiatr nie przyniósł ze sobą świateł. Wokół Jamesa nadal panowały całkowite ciemności, a chociaż ciało go już nie piekło, to ani mruganie powiekami, ani przecieranie oczu nie przyniosło żadnej poprawy; z każdym uderzeniem bijącego szaleńczo serca coraz mocniej docierało do niego, że oślepł. Czy na stałe, czy efekt miał minąć – tego wiedzieć nie mógł.

Adrenalina pozwoliła Caradogowi w miarę szybko pozbierać się z ziemi i rozeznać w sytuacji, a także pokonać początkowe rozkojarzenie rozbłyskującymi wokół światłami. Zaklęcie wzmacniające wypełniło jego ciało przyjemnym ciepłem, niwelując tymczasowo ból poparzonej skóry; mógł złapać oddech i poskromić strach, a wszystko wokół niego wydało się nagle wyraźniejsze. Widział dokładnie Jamesa, który – widoczny dzięki trzymanej w ręku pochodni – dobiegł do karuzeli i wskoczył na pędzącego smoka; dostrzegł też moment, w którym do przyjaciela dopadł wreszcie cienisty wąż, w ostatniej chwili otwierając szeroko wypełnioną ostrymi kłami paszczę. Dla stojącego z boku Cecila wyglądało to tak, jakby bestia połknęła Jamesa w całości – zaraz potem tracąc kształt i zbijając się w czarną, pulsującą, kłębiącą się ciemność, w której środku – tego młodzieniec mógł być pewien – znajdował się Doe.
Stworzona przez Caradoga iluzja położyła się posłusznie obok, mógł obserwować samego siebie, zwijającego się na ziemi – ale cienista istota nie zwróciła na niego uwagi. Dopiero świetlista lanca skutecznie trafiła cień; w momencie, w którym włócznia zetknęła się z mrokiem, ten zadrżał – a potem rozproszył się, wypluwając z siebie wciąż trzymającego się smoka Jamesa. Uszy Cecila wypełnił przechodzący w charkot wrzask, nieludzki, wściekły; dreszcz przeszedł go od stóp do głów. Cień przemknął ponad zaczarowanym miasteczkiem, na chwilę pochłaniając gwiazdy – a potem zbił się znów w kształt morskiego węża, większego jeszcze niż wcześniej. Zatoczywszy łuk, obrócił się w stronę Caradoga – a młodzieniec mógł odnieść wrażenie, że w tej ciemności błysnęła para krwiście czerwonych źrenic, że cień patrzył prosto w niego.
Widział też – i widział to również Marcelius – jak w ślad za smokiem, z karuzeli zerwały się pozostałe wagoniki, aetonany, hipogryfy, kelpie; wzniósłszy się w powietrze, zaczęły zataczać koła wokół młyna – co jakiś czas zniżając lot tak mocno, że niemal dotykały kopytami ziemi.

Wiszący na metalowej, gnącej się konstrukcji Marcelius, nie był w stanie zrobić z tym nic – tak samo, jak nie mógł w tamtym momencie pomóc przyjaciołom. Widział rozbłyskujące dookoła światła, ale jego uwagę pochłaniała czerń, pęczniejąca i gęstniejąca przed jego oczami. Opierając się jej hipnotyzującemu przyciąganiu, akrobata zdołał uchwycić się mocno nogami poziomej belki, a później na niej zawisnąć – przez cały czas czując jej niepokojące drżenie. Młyn wydawał się coraz bardziej i bardziej niestabilny, ale nie było już odwrotu, do północy musiały pozostać ledwie minuty; Marcel, znajdując się najbliżej czarnomagicznego źródła, najmocniej zdawał sobie sprawę z upływającego czasu.
Zaciśnięta w palcach świeca sprawiała wrażenie ciepłej, grzejąc opuszki zanim jeszcze została rozpalona. Nucona pieśń feniksa wypełniła uszy Zakonnika, który odniósł wrażenie, że rozlega się ona również gdzieś obok niego – zamieniając się w cichy chór, harmonijną melodię. Chociaż nie sięgnął nawet po różdżkę, widział, jak trzymane w dłoni pióro zajęło się ogniem – a od niego płomień niemal natychmiast złapał też knot świecy, początkowo: pomarańczowy, z każdą chwilą jaśniejący jednak, gubiący czerwień, żeby wreszcie rozżarzyć się świetlistym błękitem. Świeca zapłonęła mocno, blask otoczył najpierw ręce Marceliusa, a potem jego twarz, sięgając odważnie w stronę pulsującej czerni; od lśniącego knota zaczęły odchodzić smukłe wstęgi, strzępy magii, tworzące spirale – oplatające nadgarstki młodzieńca, dodające pewności, że wszystko miało się udać. W punktach, w których mrok stykał się z jasnością, czerń zdawała się płonąć; niczym zajmujący się ogniem pergamin, jaśniała przez chwilę, a potem jej spopielone fragmenty odpadały, w postaci szarych, wirujących płatków opadając na ziemię.
To nie był jednak koniec.
W następnej sekundzie Marcelius poczuł złość; gniew, wściekłość niosącą się od pulsującego źródła. Konstrukcja młyna zajęczała rozpaczliwie pod jego ciężarem, a belka, na której wisiał, osunęła się o kilkanaście centymetrów w dół. Mrok naparł na niego, na sekundę przygaszając blask świecy, która z każdą chwilą się skracała, wypalając się szybciej, niż Zakonnik mógłby się spodziewać. Jej blask nadal nie gasł, niszcząc kolejne fragmenty wysuwających się dalej cieni, ale z każdą chwilą stawało się oczywiste, że to było za mało – że były potrzebne inne świece. Znajomy głos znowu rozbrzmiał w uszach Marceliusa, a może: rozległ się wprost w jego sercu, tym razem go rozpoznał – tak samo, jak rozpoznał słowa.
Pióro, które trzymasz w dłoni, pewnego dnia zajmie się ogniem i spłonie. Zaczekajcie na tę chwilę – a kiedy nadejdzie, nie wahajcie się za nim podążyć.

Rozjaśniający ciemności blask był doskonale widoczny dla Caradoga – tak samo jak napierające na światło ciemności. Pomimo oślepienia zauważył je też James, blask świecy stanowił jedyny jasny punkt w otaczającym go mroku; wydawało mu się, że na jego tle widzi powidoki, układające się w szczupłą, zwisającą do góry nogami sylwetkę.

Mistrz gry przeprasza za opóźnienie, zatrzymały mnie problemy zdrowotne.

Ze względu na nieobecność Caradoga, termin na odpis mija w niedzielę 13 października o godz. 20:00. Możecie w tej turze napisać dowolną (rozsądną) ilość postów i wykonać dowolną (rozsądną) ilość akcji. Jeśli będziecie potrzebować posta uzupełniającego, dawajcie znać.

Marcelius w tej turze wykonuje dodatkowy rzut na odporność magiczną.

Działające zaklęcia:

Cito maxima (Marcel) - 2/3 tury
Kameleon (Marcel) - 2/5 tur
Temeritio (Caradog) +20 do następnego rzutu
Inanimatus conjurus (smok Jamesa)

Energia magiczna:

Marcelius - 49/50
James - 42/50
Caradog - 42/50

Żywotność:

Marcelius - 260/260
James - 208/238 (-5) (30 - psychiczne; ślepota)
Caradog - 170/205 (-5) (20 - cięte; 15 - poparzenia)

W razie pytań - zapraszam. <3
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zaczarowany młyn - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zaczarowany młyn [odnośnik]13.10.24 21:05
Trzymajcie się, prosił bardziej los, niż przyjaciół, gdy kątem oka obserwował harmider toczący się u podstawy konstrukcji zaczarowanego młyna, sam młyn nie wydawał się w ni trochę lepszym stanie - konstrukcja się gięła, czuł to, widział i słyszał, powinien się ratować, nogi mocniej skrzyżowały się na stalowej beli, na której wisiał, jakby wierzył, że gdy pochwyci się jej bardzo mocno, zdoła nie upaść na ziemię razem z nią. Serce waliło mu jak oszalałe, bał się, bał się o siebie, ale przede wszystkim bał się o Jima i Cecila. Ciepło świecy dodawało mu otuchy, przypominało głos samego Longbottoma. Wydawane przez niego rozkazy, ale przede wszystkim rozbudzoną przez niego nadzieję: że tej oto nocy mieli szansę rozpocząć koniec tego koszmaru. I musieli zrobić wszystko, co leżało w ich mocy, aby tego dokonać. Czuł, że odważny przywódca Zakonu Feniksa miał rację - czuł to, gdy błękitne ciepło świecy powoli stawało się dla niego odczuwalne. Harmonijna melodia niosła się znajomą pieśnią. Była dobrym omenem, była tarczą, która za każdym razem żarzyła w sercu siłę równie mocno. I rzeczywiście: cień zaczynał ginąć. Skondensowana straszna energia paliła się żywym ogniem, ogniem dobrego feniksa. Wodził spojrzeniem za opadającymi kruchymi płatkami czarnej mrocznej materii. Czymkolwiek była, ginęła.
Otworzył szerzej oczy - z zaskoczeniem - gdy odczuł zgoła odmienne emocje, zionącą od źródła złość, jakby ta straszna moc zaczęła bronić się przed ich ogniem: zupełnie jakby miała swoją tożsamość, własna wolę, zdolną wyrazić gwałtowność gniewu. Zacisnął szczękę, gdy bela osunęłą się w dół, odruchowo szarpiąc ramię w bok, by pochwycić się jakiegokolwiek innego fragmentu młyna - czy był w stanie? Słyszał głos w swojej głowie, pewien, ze raz już go usłyszał, pióro spłonie. Czy ten dziwny głos oznaczał, że nie była mu dzisiaj pisana śmierć? Nie mogli się wycofać - musieli to dokończyć - czerń musiała zostać zniszczona. Wziął głęboki oddech, ignorując gnącą się belę i chwycił pióro w zęby, by pochwycić różdżkę. Wciąż wisząc, rzucił na świecę zaklęcie trwałego przylepca - zamierzając przytwierdzić ją do stalowej konstrukcji tak, by jej płomień pozostał bezpieczny, ale ogień pozostał w pobliżu źródła mrocznej energii. Z niepokojem uniósł głowę w górę - ale bela jeszcze trzymała się na miejscu, nie chciał myśleć, co stanie się, gdy runie razem z nią. Musiał zdążyć się chwycić. Musiał.
- Accio świeca! - wywołał inkantację, chcąc przywołać świece trzymane przez Cecila, widział, że ogień działał, że był silny, lecz było go zbyt mało. Gdy ta znalazła się w jego ręku, wsunął ją pod pachę, ponawiając formułę zaklęcia - Accio świeca! - chcąc przyzwać też trzecią. Wcisnął różdżkę za pas spodni, przechwytując i drugą - zamierzając rozpalić obie trzymany w ustach piórem feniksa. To musiało wystarczyć. To musiało zniszczyć tę moc. Co z wężem, nie wiedział. To ta czerń, ta moc, to źródło, było przyczyną nieszczęścia, widział to, gdy wisiał obok niej. Może wąż zginie razem z nią - a może będą musieli wciągnąć go w ten wybuch.
Dacie radę, chłopaki.
Nie tracił przy tym czujności, jego ciało było spięte, gotowe zareagować na najcichszy zgrzyt stalowej konstrukcji. Musiał zdążyć przeskoczyć na inne elementy konstrukcji, choć przecież widział, choć wiedział, że walić zaczynało się wszystko: od mocy, której potęgę próbował właśnie zwielokrotnić. Musiał to zrobić. Musiał spróbować - nie myślał o konsekwencjach, zamierzając uczynić to, co uczynić należało.

kostka na zaklęcie trwałego przylepca - 81 (81+9=90)
kostki na accio - 36 (36+9=45), 82 (82+9)=91
+ rzucam na inicjatywę gdyby bela się pode mną jednak złamała


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Zaczarowany młyn [odnośnik]13.10.24 21:06
rzucać miałam


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Zaczarowany młyn [odnośnik]13.10.24 21:06
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 43
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zaczarowany młyn - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zaczarowany młyn [odnośnik]13.10.24 22:10
Zaklęcie za zaklęciem, Cecil po raz pierwszy czuł, że wszystko zaczyna wychodzić mu tak, jak sobie to zaplanował. Ale wtedy morski wąż zbudowany z cienia połknął Jamesa.
- JIIIM!
To się nie działo, nie mogło, jego przyjaciel nie mógł skończyć pożarty przez istotę z koszmarów. Zaraz na pewno miał się wydostać. Jak w tych bajkach o połkniętych przez wieloryby marynarzach, którzy przeżywali i po latach wracali do domu. Może to wcale nie były bajki? Caradog w tym momencie bardzo chciał wierzyć, że pożarcie przez węża morskiego nie jest równoznaczne z natychmiastową śmiercią. Ten przed nimi był istotą cienia. A więc nie miał zębów, prawda? Nie mógł przerzuć Jamesa. Ani go strawić. Tak technicznie rzecz ujmując.
Myśli kotłowały się w głowie Cecila w czasie, w jakim zaklęciu świetlistej lancy zajęło dolecenie do potwora. I wtedy mrok na chwilę się rozwiał i Caradog przez sekundę wierzył, że im się udało. Kiedy zobaczył wylatującego z ciemności Jamesa, jego serce zabiło mocniej, a wywrócone na drugą stronę wnętrzności wróciły na swoje miejsca. Ale potem koszmar powrócił. Ciemność ponownie skumulowała się w jednym miejscu i teraz Cecil nie miał już wątpliwości, że patrzyła prosto na niego. Czerwone, okrutne oczy przeszywały go na wylot. Mógł tylko głośno przełknąć ślinę, spojrzeć na nieprzydatną iluzję, wciąż skuloną na ziemi, pozazdrościć jej i poczuć jak jego serce zaczyna bić coraz szybciej, a oddech robi się coraz krótszy. Miał wrażenie, że stał tak całą wieczność wpatrując się w błyszczące w źrenicach cienia zło, sparaliżowany jego spojrzeniem, sam z narastającą w żołądku paniką. I kiedy dotarło do niego, że właśnie w ten sposób umrze, kiedy myśl ta owładnęła go w całości i wypełniła jego pustą głowę, właśnie wtedy kątem oka dostrzegł światło. Opierający się ciemności blask, który przypomniał mu dlaczego w ogóle tu był. Przypomniał mu o Marcelu, który z narażeniem własnego życia rzucił się na szalejący młyn, żeby wypełnić misję. O Jamesie, który rzucił się na cień na ożywionym smoku, bez nawet chwili zawahania. O tych wszystkich zdeterminowanych twarzach na spotkaniu Zakonu Feniksa. O Haroldzie Longbottomie, który mu zaufał. Ale przede wszystkim myślał o dwójce przyjaciół, z którymi był tutaj, w wesołym miasteczku, którzy w niego wierzyli i na niego liczyli.
- Ascendio - wymamrotał inkantację niepewny czy nogi poniosą go w kierunku młyna, na którym był Marcel. Okazało się jednak, że to różdżka go zawiodła, nie własne kończyny, bo już chwilę później biegł najszybciej jak tylko potrafił, kierując się tam, skąd dobiegał go obiecujący ratunek blask. A przynajmniej tak postanowił o nim myśleć, nie wiedział, co jeszcze mógł zrobić. Walka z cieniem nie zdawała się przynosić zamierzonych rezultatów. Ale światło oferowane im przez Ministra miało chronić. Jeżeli coś miało poradzić sobie z potworem, to tylko ono. Tym razem nie krzyczał, nie wołał potwora. Miał pewność, że zaskarbił sobie całą jego uwagę bez dodatkowych wygłupów.
- Ascendio! - Spróbował po raz kolejny, już w biegu, wyciągając dłoń w kierunku młyna i bijącego stamtąd blasku. Jeżeli wystrzeli w kierunku światła, może wąż poleci za nim. Dostatecznie blisko, by znaleźć się w jego zasięgu. I wtedy może zniknąć na dobre.
Cecil nie myślał jeszcze o tym, co zrobi, gdy plan się powiedzie, a on zacznie spadać. Ale to było zdecydowanie zmartwienie dla Caradoga z przyszłości. Caradoga, który nie dał pożreć się cieniowi.

| nieudane Ascendio


Dream no small dreamsfor they have no power to move the hearts of men.


Caradog Blishwick
Caradog Blishwick
Zawód : poeta, dziennikarz, buntownik
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
bo to była życia nieśmiałość,
a odwaga — gdy śmiercią niosło.
Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało
wielkie sprawy głupią miłością.
OPCM : 15 +1
UROKI : 10 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t12417-caradog-cecil-blishwick https://www.morsmordre.net/t12438-alkmena#382604 https://www.morsmordre.net/t12478-caradog-cecil-blishwick#383918 https://www.morsmordre.net/f476-somerset-dolina-godryka-lawendowy-zakatek https://www.morsmordre.net/t12457-skrytka-bankowa-nr-2658#383059 https://www.morsmordre.net/t12454-caradog-blishwick#382979
Re: Zaczarowany młyn [odnośnik]13.10.24 22:10
The member 'Caradog Blishwick' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 31
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zaczarowany młyn - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zaczarowany młyn [odnośnik]14.10.24 18:20
Ciemność, którą pochłaniał lecący za nim potwór była przerażająca, ale ten strach dodawał mu tylko nieprawdopodobnej energii. Adrenalina pchała go przed siebie bez zastanowienia, bez wątpliwości; nie tylko dlatego, że nie stać go było na dokładniejsze przeanalizowanie sprawy, ale nie miał nawet chwili by się nad tym zastanowić. Robił to, co podpowiedział mu jakiś cichy głos w jego głowie, tylko to, do czego pchały go mięśnie młodego ciała, a w chwilach takich jak ta — w poczuciu zagrożenia i strachu, pchały go przede wszystkim do ucieczki. I próbował też uciec. Na to liczył, gdy wskakiwał na smoka magicznie wznoszącego się na czarodziejskiej karuzeli. Co sobie myślał? Nie wiedział. Co zamierzał? Tylko uciec, więcej też nie wiedział. Chciał odciągnąć cienistego stwora od młyna, którego trzask niósł się wokół, ale nie mógł stanąć, by choćby spojrzeć w tamtym kierunku. Był za daleko, by cokolwiek zrobić.
Nie wiedział, czy smok mógł ożyć. Machał skrzydłami i podrywał łeb tak jak większość innych stworzeń na karuzeli, nie było czasu by czekać, analizować, by powtarzać i poprawiać zaklęcia.Nie było na nic czasu, to był tylko ten jeden moment, jedna chwila. Chwycił się mocno ładnych żłobień i wystających fragmentów karuzeli, nie mogąc liczyć na to, że faktura go utrzyma. Powierzchni była gładka i śliska. Gdy tylko uczepił się smoka, przerzucił przez jego grzbiet nogę i spróbował się zaprzeć stopami, obejmując jego ciało na karuzeli okrakiem. Zaciskając żeby na różdżce od razu spróbował też poprawić chwyt, objął smoka za szyję — i dopiero z tej pozycji zamierzał rozeznać się w sytuacji, ale nie zdążył, bo razem ze smokiem runął z podestu karuzeli. Uderzenie o ziemię szarpnęło nim, ale zdołał się trzymać, choć czuł, jak mięśnie rąk zapłonęły żywym ogniem, drugi raz wtedy, gdy smok odbił się od alejki i wzniósł w górę...
A potem już była tylko ciemność.
Nawiedziło go straszliwe przeświadczenie, ze było już po wszystkim. Obrócił głowę w bok, nie widząc gwiazd, wesołego miasteczka, przyjaciół, blasku świateł. Nie słyszał szumu wiatru ani zniekształconej muzyki karuzeli. Kiedyś spytał babcie, czy umieranie boli, odpowiedziała, że nie. I dlatego pomyślał, że to musiało być właśnie to. A jednak przestrzeń wokół zaczęły wypełniać dziwne szepty — słyszał je już kiedyś; słyszał je w Brenyn. A potem spośród szeptów dotarły do niego stłumione krzyki umierających ludzi i już wiedział, że wciąż żył. Trzask ognia otoczył go wraz z nimi, dając niepohamowaną pewność, że umierali żywcem w ogniu. I znów pomyślał o własnej babce, o dziadku, o wszystkich krewnych, których spotkał ten los. Aż zapłonął sam. W pierwszej chwili ból zdławił jego jęk, zdusił, ale ogień trawił jego skórę, palił go całego. Krzyknął z bólu, krzyczał potem ciągle, czując liżące go języki ognia. Płomienie zajęły jego twarz, czuł jak gorąc roztopił mu oczy, a ból wwiercał się w głowę. Jeśli to gałki oczne spływały mu to twarzy, miał wrażenie, że to wrzątek, choć w jego wyobraźni była to lawa.
Wszystko ustało wraz z wiatrem, dotarły do niego dźwięki, dotarł dotyk zimnego smoka karuzeli pod palcami — stopniowo docierało do niego, że musiał oplatać grzbiet smoka nogami, zapierać się na stopach. Znoszone buty miały dobrą podeszwę, ale choć ból odszedł tak szybko jak się pojawił, jego echo wciąż było jak żywe, wciąż wydawało mu się, że go czuje tak jak i ogień pomimo otaczającego go chłodu. Różdżkę wciąż czai skał w zębach i dzięki niej nie odgryzł sobie pewnie języka — ale to wszystko zaczynało tracić na znaczeniu, bo wciąż nic nie widział. To było prawdziwe. To musiało się wydarzyć, to się zdarzyło. Nie wymyślił sobie spływający po twarzy oczu. Nie mógł i nie chciał sprawdzić tego sam, wciąż kurczowo trzymał się smoka. Ogarnęłaby go rozpacz, ale wszystko działo się szybko, za szybko by zdążył zalamentować nad czymkolwiek — w przerażającej ciemności dostrzegł światło, i choć było niczym w porównaniu z żalem wywołanym ślepotą, stało się małą iskierką nadziei, światełkiem w tunelu. A w niej majaczył niewyraźny kształt przypominający akrobatę na trapezie. Nie musiał dochodzić do tego, czym była lub mogła być owa wizja, złudzenie, prawda. Chwycił za różdżkę jedną ręką, wciąż przylegając do smoka i schował ją, odruchowo i zręcznie w pochwę w szelkach. Nie potrzebował to tego wzroku. Chwycił się szyi sworzenia, próbując się nieco unieść na nim, szukając równowagi na grzbiecie, choć nawet nie był pewien, w którym miejscu się już znajdował — i czy wciąż na nim tkwił — czy leciał, czy spadał, czy stał na alejce.
— Do światła, do światła leć. Mknij w stronę światła— dukał dławiącym głosem, mocniej się na nim zaciskając, rękami spróbował skierować coś, co zdawało mu się szyją w stronę jedynego, co do niego docierało. — Leć tam, leć, leć do światła. — Czy na smokach latało się inaczej niż na aetonanach? Nie wiedział. Zimna, śliska powierzchnia pod nim w niczym nie przypominała wierzchowca, który zdolny był czuć najdrobniejszą zmianę położenia nóg, dosiadu, jakiegokolwiek dotyku. Czy nie bezcelowe było szturchanie go i popędzanie łydkami? Robił to i tak. Leć. Myślał o tym rozpaczliwie, bo co innego mu pozostało? Tylko światło. I jeśli mu się nie przywidziało, jeśli to nie była wizja, a sylwetka młodego mężczyzny, sylwetka Marcela, to czy nie był w niebezpieczeństwie? Leć. Leć do światła.

| rzucam chyba na ujeżdżanie smoka :innocent: przepraszam za opóźnienie



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Zaczarowany młyn [odnośnik]14.10.24 18:20
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 62
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zaczarowany młyn - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Zaczarowany młyn
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach