Salon
AutorWiadomość
Salon
Urządzony wystawnie, używany między innymi do przyjmowania gości. Librze nie kojarzy się dobrze, bowiem to w tym pomieszczeniu Regulus Black zwykł odbywać z nią karcące, upokarzające rozmowy, za każdym razem gdy w jego mniemaniu zachowała się niewłaściwie.
Ostatnio zmieniony przez Libra Black dnia 12.11.16 12:31, w całości zmieniany 1 raz
Libra Black
Zawód : Dama/Staż w Ministerstwie Magii
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Prawdziwa szkoła życia zaczyna się od lekcji pokory
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lata mijały. I lord Black był tego świadomy. Czasu nie dało się oszukać. Nawet najwięksi czarodzieje zawiedli w tym temacie. On zaś obserwował znamiona czasu na własnej twarzy. A jeszcze mocniej zauważał je w postaci swojej córki. Jedynego dziedzica. Westchnął podnosząc z półki nad kominkiem zdjęcie swojej latorośli z lat młodzieńczych. Zwrócił na nie swoje spojrzenie uważnie ją lustrując. Libra wiedziała, że będzie musiała wziąć ślub, by przedłużyć gałąź ich rodu. Zgodził się na jej staż w Ministerstwie Magii, jednak zabronił nawet myśleć o tym, że po nim podejmie pracę. Najpierw miała znaleźć męża. Sądził że sama wybierze swojego wybranka, nie chcąc narzucać jej większych ograniczeń. Jednak dni mijały, a Libra nadal nie wyrażała chęci by poślubić jednego z wolnych kandydatów. Nie było wyjścia, musiał sam wziąć sprawy w swoje dłonie. To był odpowiedni czas by wydać córkę.
Samel Avery był człowiekiem, którego lord Black znał od dawna. I którego mocno szanował i cenił. Był młody, ale jednocześnie cechowała go, ceniona przez ojca Libry, pewność w swoich działaniach. Fachowo zajmował się powierzonymi zadaniami. Jednym słowem, miał wszystkie cechy, które lord Black chciałby zobaczyć w swoim przyszłym zięciu. Dlatego też postanowił, że ta dwójka powinna się zaręczyć, a co więcej, jak najszybciej przysporzyć mu wnuka.
Na tę myśl jego wspomnienia powędrowały w kierunku małżonki. Los nie pozwolił, by dała mu dziedzica, który przeciągnie tą gałąź rodu. Miał córkę, kochał ją, jednak jednocześnie też po części winił. Ale nie ważne, dziś nie o to chodziło. Odłożył na półkę zdjęcie Libry. I podszedł do okna z splecionymi za plecami dłońmi zaczął wyglądać na rozpościerający się przed nim widok jego posiadłości oczekując na przybycie lorda Avery i swojej ukochanej Libry.
Samel Avery był człowiekiem, którego lord Black znał od dawna. I którego mocno szanował i cenił. Był młody, ale jednocześnie cechowała go, ceniona przez ojca Libry, pewność w swoich działaniach. Fachowo zajmował się powierzonymi zadaniami. Jednym słowem, miał wszystkie cechy, które lord Black chciałby zobaczyć w swoim przyszłym zięciu. Dlatego też postanowił, że ta dwójka powinna się zaręczyć, a co więcej, jak najszybciej przysporzyć mu wnuka.
Na tę myśl jego wspomnienia powędrowały w kierunku małżonki. Los nie pozwolił, by dała mu dziedzica, który przeciągnie tą gałąź rodu. Miał córkę, kochał ją, jednak jednocześnie też po części winił. Ale nie ważne, dziś nie o to chodziło. Odłożył na półkę zdjęcie Libry. I podszedł do okna z splecionymi za plecami dłońmi zaczął wyglądać na rozpościerający się przed nim widok jego posiadłości oczekując na przybycie lorda Avery i swojej ukochanej Libry.
I show not your face but your heart's desire
Libra poświęcała się właśnie swojemu ulubionemu zajęciu - siedzeniu w cichej, pustej bibliotece z interesującą książką w ręku. Każde kolejne uroczyste przyjęcie, duże spotkanie, czy najzwyklejsze wyjście na Pokątną utwierdzało ją w przekonaniu, że nie ma nic lepszego niż samotność. Tylko wtedy mogła choć odrobinę się rozluźnić, zrzucić z siebie te wszystkie ciężary, które przez cały czas musiała znosić. Nigdy jednak nie pozbywała się swoich masek w pełni - w końcu skąd miała wiedzieć, czy nagle nie zajdzie potrzeba przywrócenia ich w zaledwie parę sekund? Wolała nie ryzykować. Siedziała więc wyprostowana, w eleganckiej pozycji, łagodnie poprawiając idealnie spięte włosy. Cichy trzask sprawił, że podniosła obojętnie wzrok na ich domowego skrzata, który z należytym ukłonem, poinformował ją, że ojciec oczekuje jej w salonie. O cóż może chodzić? Odłożyła mechanicznie książkę na regał i wstała, poprawiając gorset i wygładzając czarną suknię. Dojście do salonu nie zajęło jej dużo czasu. Przez cały czas zastanawiała się jednak co Regulus Black miał jej do przekazania. Większość kobiet pewnie by się trochę stresowała, Libra była jedynie ciekawa. Otworzyła powoli drzwi, przyjmując neutralnie łagodną minę, czyli taką jak zwykle. Stanęła na progu, składając skromnie ręce i obserwując postać stojąca przy oknie.
- Ojcze, wzywałeś mnie - powiedziała cicho, by zawiadomić o swojej obecności.
Libra nawet na Sabacie nie pilnowała się bardziej niż w towarzystwie ojca.
- Ojcze, wzywałeś mnie - powiedziała cicho, by zawiadomić o swojej obecności.
Libra nawet na Sabacie nie pilnowała się bardziej niż w towarzystwie ojca.
Libra Black
Zawód : Dama/Staż w Ministerstwie Magii
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Prawdziwa szkoła życia zaczyna się od lekcji pokory
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Śmierć Reagana. Masakra na Sabacie. Rychła przeprowadzka do Ludlow. Każdy z tych czynników sprawiał, że w żyłach Avery'ego wraz z krwią płynęła musująca adrenalina, nieco rozjątrzając jego uwagę. Powinien być maksymalnie skupiony i skoncentrowany - na wszystkim, co działo się wokół niego. Na Laidan oraz Julienne, które płynnie zlewały mu się w jedność, o którą poprzysiągł dbać. Cóż jednak z tego, skoro pierwsza plunęła na starania mężczyzny, zaś drugiej... najwyraźniej nie potrafił ochronić. Wyłącznie zagoszczenie na stałe w murach zamku w Shropshire rysowało przed Samaelem nieco jaśniejszą perspektywę przyszłości. W której będzie miał Laidan pod całkowitą kontrolą i... uda mu się przywrócić porządek sprzed feralnych urodzin.
Lub ten tuż po krwawym sylwestrze. Znowu miał ją blisko siebie, znowu mógł tulić ją do piersi, uspokajająco muskać ustami jej włosy i lekko gładzić nieprzyjemnie chłodną skórę. Idealny przerywnik w ciągle kręcącej się karuzeli skrajnych uczuć. Od miłości do nienawiści; śmierć nestorów w przedziwny sposób przyniosła stabilizację i jasność, i spokój, i pewność. Że nie pozwoli Laidan odejść, że to on wciąż jest przy niej, gdy najbardziej go potrzebuje. Że nadal zrobi dla niej wszystko, pomimo całego robactwa, jakie wypluła ze swych ust. Optymistyczne myśli o nieco gorzkim posmaku stłumił jednak ciekawy list od lorda Blacka. Zaproszenie brzmiące raczej jak wezwanie (a może to stały ton lorda, nieprzywykłego do odmowy?), ręcznie kaligrafowane i dostarczone nie przez sowę, a przez skrzata. Takiej prośbie nie wypadało odmówić, więc Avery pośpiesznie skreślał uprzejme słowa, w jakich przyjmował inwitację, a w umówiony dzień pojawiał się na progu Blacków. Prowadzony przez statecznego sługę dotarł do salonu, gdzie czekał już nań Regulus... wraz ze swoją córką. Samael absolutnie nie spodziewał się Libry; wiedział, że mężczyzna szanuje córkę, lecz nie spodziewał się po nim takiego grubiaństwa i dopuszczenia do rozmowy kobiety. Avery nie okazał jednak najmniejszego niezadowolenia, uśmiechając się lekko - może zwyczajnie ignorować obecność Libry, a gdy najdzie go ochota cieszyć się jej widokiem, jakby miał do czynienia z pięknym obrazem - po czym z szacunkiem, ale i pewną poufałością przywitał się z Regulusem, dopiero w następnej kolejności muskając ustami dłoń Libry. Urocze przedstawienie.
-Cóż za niespodzianka, lordzie Black. Czy zdradzisz mi powód, dla którego tak pilnie chciałeś ze mną mówić? Czy może wy, Blackowie pijecie Toujours Pur również i bez okazji? - spytał nieco żartobliwie, chcąc rozluźnić (sic!) posępną atmosferę londyńskich salonów.
Lub ten tuż po krwawym sylwestrze. Znowu miał ją blisko siebie, znowu mógł tulić ją do piersi, uspokajająco muskać ustami jej włosy i lekko gładzić nieprzyjemnie chłodną skórę. Idealny przerywnik w ciągle kręcącej się karuzeli skrajnych uczuć. Od miłości do nienawiści; śmierć nestorów w przedziwny sposób przyniosła stabilizację i jasność, i spokój, i pewność. Że nie pozwoli Laidan odejść, że to on wciąż jest przy niej, gdy najbardziej go potrzebuje. Że nadal zrobi dla niej wszystko, pomimo całego robactwa, jakie wypluła ze swych ust. Optymistyczne myśli o nieco gorzkim posmaku stłumił jednak ciekawy list od lorda Blacka. Zaproszenie brzmiące raczej jak wezwanie (a może to stały ton lorda, nieprzywykłego do odmowy?), ręcznie kaligrafowane i dostarczone nie przez sowę, a przez skrzata. Takiej prośbie nie wypadało odmówić, więc Avery pośpiesznie skreślał uprzejme słowa, w jakich przyjmował inwitację, a w umówiony dzień pojawiał się na progu Blacków. Prowadzony przez statecznego sługę dotarł do salonu, gdzie czekał już nań Regulus... wraz ze swoją córką. Samael absolutnie nie spodziewał się Libry; wiedział, że mężczyzna szanuje córkę, lecz nie spodziewał się po nim takiego grubiaństwa i dopuszczenia do rozmowy kobiety. Avery nie okazał jednak najmniejszego niezadowolenia, uśmiechając się lekko - może zwyczajnie ignorować obecność Libry, a gdy najdzie go ochota cieszyć się jej widokiem, jakby miał do czynienia z pięknym obrazem - po czym z szacunkiem, ale i pewną poufałością przywitał się z Regulusem, dopiero w następnej kolejności muskając ustami dłoń Libry. Urocze przedstawienie.
-Cóż za niespodzianka, lordzie Black. Czy zdradzisz mi powód, dla którego tak pilnie chciałeś ze mną mówić? Czy może wy, Blackowie pijecie Toujours Pur również i bez okazji? - spytał nieco żartobliwie, chcąc rozluźnić (sic!) posępną atmosferę londyńskich salonów.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Regulus zamyślił się. Ostatnio coraz mocniej pozwalał swoim myślą szybować przed siebie, bez jakiegoś konkretnego kierunku. Czasem nie myślenie o czymś konkretnie było nawet przyjemne, pozwalało na chwilę odłożyć na bok ciężar składany na barkach. Był luty i witać było już, jak trawa nieśmiało zaczyna upominać się o swoją kolej by zaistnieć. Wszystko w przyrodzie miało swój czas, tak samo jak i w życiu. Po zimie niezmienne nadchodziła wiosna, a życiu od zawsze za swą towarzyszkę będzie miało śmierć.
W końcu na chwilę oderwał wzrok od okna tylko po to, by zlecić swojemu skrzatowi sprawdzenie do salonu córki. Lord Avery miał się zjawić, zgodnie z obietnicą, już za chwilę. Nie wypadało kazać mu czekać. Zwłaszcza dzisiaj. W końcu w pokoju zjawiła się Libra. Lord Black odwrócił się od okna i skinął jej głową, jednocześnie wskazując nią kanapę, jakby niewerbalnie prosząc ją, by zajęła miejsce. Co oczywiście zrobiła. Podszedł stając za nią i położył dłoń na jej ramieniu, lekko ściskając je. Potem zaś opuścił dłoń i pozwolił jej, by powróciła na własne miejsce. Niedługo potem drzwi do salonu otworzyły się ponownie i pojawił się w nich Samael. Regulus zwrócił swoje spojrzenie na niego. Przywitał się z nim, a na jego słowa kącik ust uprzejmie drgnął mu ku górze. Skinął głową.
-Usiądźmy. – zaproponował, zajmując zwyczajowo swój fotel. Skrzat przyniósł tacę z parującą herbatą, oraz puste szklanki i butelkę ognistej, od wyboru do koloru. – Napijesz się Lordzie Avery? – zapytał, sam odbierając szklaneczkę ognistej od skrzata. Upił z niej trochę mierząc spojrzeniem swoją córkę, a zaraz potem Samaela. – Samaelu, wiesz, że cenie sobie naszą współpracę. Jesteś mężczyzną pracowitym, o charakterze niezłomnym. – zaczął Regulus patrząc uważnie na swojego gościa. Gdzieś po drodze pewnie założył nogę na nogę. – Dlatego chciałbym zaproponować Ci rękę mojej córki Libry. – kolejne zdanie, przy którym Regulus wskazał głową swoją jedyną córkę. -Myślę, że byłaby to dla na wszystkich… - zawiesił na chwilę głos, jakby szukając odpowiedniego słowa – korzystna sytuacja. – tak, to zdecydowanie była korzystna sytuacja. Libra nie poślubiła nieznanego mężczyzny, a Samaela, którego znał i na którym polegał, na tyle, że był w stanie oddać mu pod opiekę własną córkę.
/date sobie chyba musicie sami ustalić, jakby co było nie tak, to krzyczcie do mnie mocno
W końcu na chwilę oderwał wzrok od okna tylko po to, by zlecić swojemu skrzatowi sprawdzenie do salonu córki. Lord Avery miał się zjawić, zgodnie z obietnicą, już za chwilę. Nie wypadało kazać mu czekać. Zwłaszcza dzisiaj. W końcu w pokoju zjawiła się Libra. Lord Black odwrócił się od okna i skinął jej głową, jednocześnie wskazując nią kanapę, jakby niewerbalnie prosząc ją, by zajęła miejsce. Co oczywiście zrobiła. Podszedł stając za nią i położył dłoń na jej ramieniu, lekko ściskając je. Potem zaś opuścił dłoń i pozwolił jej, by powróciła na własne miejsce. Niedługo potem drzwi do salonu otworzyły się ponownie i pojawił się w nich Samael. Regulus zwrócił swoje spojrzenie na niego. Przywitał się z nim, a na jego słowa kącik ust uprzejmie drgnął mu ku górze. Skinął głową.
-Usiądźmy. – zaproponował, zajmując zwyczajowo swój fotel. Skrzat przyniósł tacę z parującą herbatą, oraz puste szklanki i butelkę ognistej, od wyboru do koloru. – Napijesz się Lordzie Avery? – zapytał, sam odbierając szklaneczkę ognistej od skrzata. Upił z niej trochę mierząc spojrzeniem swoją córkę, a zaraz potem Samaela. – Samaelu, wiesz, że cenie sobie naszą współpracę. Jesteś mężczyzną pracowitym, o charakterze niezłomnym. – zaczął Regulus patrząc uważnie na swojego gościa. Gdzieś po drodze pewnie założył nogę na nogę. – Dlatego chciałbym zaproponować Ci rękę mojej córki Libry. – kolejne zdanie, przy którym Regulus wskazał głową swoją jedyną córkę. -Myślę, że byłaby to dla na wszystkich… - zawiesił na chwilę głos, jakby szukając odpowiedniego słowa – korzystna sytuacja. – tak, to zdecydowanie była korzystna sytuacja. Libra nie poślubiła nieznanego mężczyzny, a Samaela, którego znał i na którym polegał, na tyle, że był w stanie oddać mu pod opiekę własną córkę.
/date sobie chyba musicie sami ustalić, jakby co było nie tak, to krzyczcie do mnie mocno
I show not your face but your heart's desire
Jeśli Libra spodziewała się jakiejkolwiek odpowiedzi, która wyjaśniałby dlaczego została tu wezwana, to jej nie dostała. Kiedy jednak ojciec wskazał jej, by zajęła miejsce, zrobiła to natychmiast i bez wahania. Usiadła na skraju kanapy i przyjęła taką postawę, jakby ktoś miał ją za chwilę malować. Siedziała lekko bokiem, ale wyprostowana, z rękami złożonymi na kolanach i wysoko uniesioną głową, patrząc się w przestrzeń. Była niczym rzeźba, wzór tego jak powinna siedzieć dama. Nawet na taki głupi szczegół jak zajęcie miejsce na kanapie musiała zawsze zwracać dużo uwagi, kiedy znajdowała się w towarzystwie ojca. Była przecież ideałem. Poczuła rękę na ramieniu, ale nawet nie drgnęła. To było zawsze dość miłe, jedyny rodzaj czułości na jaki mogła liczyć. Nie, żeby kiedykolwiek jej czegoś brakowało, prawda? Ciągle była jednak zaciekawiona dlaczego ojciec miałby zaprosić ją do salonu, bo na pewno nie chodziło mu po prostu o spędzenie z nią czasu, do tego w milczeniu, które w tym momencie było dość uderzające. Ostatni raz w taki sposób testował jej kontrolę, gdy miała piętnaście lat. Logicznym więc było, że musieli kogoś oczekiwać. Pozostawało pytanie - kogo? Oraz dlaczego ojciec chce, by odebrała gościa razem z nim.
Na szczęście cisza nie przeciągała się jeszcze zbyt długo. Drzwi otworzył się i wkrótce dołączył do nich Samael Avery. Libra nie zmieniła swojej sztywnej postawy i dała sobie ucałować rękę. Wewnętrznie była jednak skonsternowana. Wiedziała, że ojciec zna Lorda Avery'ego i utrzymuje z nim dobre stosunki, nigdy się jednak jeszcze nie zdarzyło, by oczekiwał jej obecności podczas ich spotkań. Sama kobieta kojarzyła tego mężczyznę blado, jakiś czas temu odwiedziła go, by odebrać ważną dla Regulusa książkę, spędzili też ze sobą chwilę czasu na Sabacie. Był jej tak samo obojętny jak wszyscy inni przewijający się przez jej życie arystokraci. Zajęła jednak z powrotem miejsce, przyjmując na twarz łagodny uśmiech, który zawsze świetnie ukrywał jej prawdziwy nastrój, jakikolwiek by on nie był. Milczała, słuchając słów ojca i tylko drobnym przechyleniem głowy mogła zdradzić swoje zaskoczenie.
Pierwsze i jedyne pytanie jakie przychodziło jej na myśl to "Już?". Zawsze wiedziała, że będzie musiała wyjść za mąż i nie będzie miała też wpływu na to, kto to będzie. Powinna się również spodziewać tego, że skoro skończyła dwadzieścia trzy lata to stanie się to raczej prędzej niż później. Z jakiegoś powodu cały czas żyła jednak w jakiejś iluzji, nie myśląc o tym za wiele. Niby zdawała sobie z tego sprawę, ale to było coś odległego, co stanie się za jakieś dwa, trzy lata. W tej chwili te dwa, trzy lata skurczyły się do kilku miesięcy, bo przecież tyle zazwyczaj trwało narzeczeństwo. Nie pozwoliła sobie na zaciśnięcie palców, bo wiedziała, że taki gest mógłby zostać zauważony przez ojca i źle się potem na niej odbić, więc przesuwała tylko paznokciami po gładkim materiale sukni. Był to gest delikatny i ledwo zauważalny. Oddychało jej się też jakoś ciężej, niż zwykle.
Nie schyliła jednak głowy, ciągle obserwując ciemnymi oczami ojca i Lorda Avery'ego, chociaż w tej chwili bardziej tego drugiego. A może odmówi? , pomyślała przelotnie, ale to nie sprawiło, że przestała przypominać sobie te wszystkie rzeczy, które o nim wiedziała, stawiając się w sytuacji jego ewentualnej żony. Odbierała to wszystko chłodno i analitycznie, nic lepszego zrobić nie mogła.
Nie odezwała się też ani słowem, wiedząc, że nic tutaj nie jest skierowane do niej. Tak na dobrą sprawę była tu tylko manekinem do zaprezentowania Samaelowi i w sumie ta rozmowa mogłaby się odbyć nawet i bez jej udziału. Napawało ją to drobną... irytacją? Nie rozpoznawała tych emocji za dobrze. Odrzuciła jednak wszystko, co w tej chwili mogło jej tylko zaszkodzić i spojrzała z powrotem na ojca. Jego obecność działała na nią przytłumiająco, zawsze było jej prościej pozbywać się uczuć, gdy widziała go przed sobą. To chyba było przyzwyczajenie.
Ta chwila, która zawsze miała przecież nadejść, wydawała jej się teraz trochę nierealna.
Na szczęście cisza nie przeciągała się jeszcze zbyt długo. Drzwi otworzył się i wkrótce dołączył do nich Samael Avery. Libra nie zmieniła swojej sztywnej postawy i dała sobie ucałować rękę. Wewnętrznie była jednak skonsternowana. Wiedziała, że ojciec zna Lorda Avery'ego i utrzymuje z nim dobre stosunki, nigdy się jednak jeszcze nie zdarzyło, by oczekiwał jej obecności podczas ich spotkań. Sama kobieta kojarzyła tego mężczyznę blado, jakiś czas temu odwiedziła go, by odebrać ważną dla Regulusa książkę, spędzili też ze sobą chwilę czasu na Sabacie. Był jej tak samo obojętny jak wszyscy inni przewijający się przez jej życie arystokraci. Zajęła jednak z powrotem miejsce, przyjmując na twarz łagodny uśmiech, który zawsze świetnie ukrywał jej prawdziwy nastrój, jakikolwiek by on nie był. Milczała, słuchając słów ojca i tylko drobnym przechyleniem głowy mogła zdradzić swoje zaskoczenie.
Pierwsze i jedyne pytanie jakie przychodziło jej na myśl to "Już?". Zawsze wiedziała, że będzie musiała wyjść za mąż i nie będzie miała też wpływu na to, kto to będzie. Powinna się również spodziewać tego, że skoro skończyła dwadzieścia trzy lata to stanie się to raczej prędzej niż później. Z jakiegoś powodu cały czas żyła jednak w jakiejś iluzji, nie myśląc o tym za wiele. Niby zdawała sobie z tego sprawę, ale to było coś odległego, co stanie się za jakieś dwa, trzy lata. W tej chwili te dwa, trzy lata skurczyły się do kilku miesięcy, bo przecież tyle zazwyczaj trwało narzeczeństwo. Nie pozwoliła sobie na zaciśnięcie palców, bo wiedziała, że taki gest mógłby zostać zauważony przez ojca i źle się potem na niej odbić, więc przesuwała tylko paznokciami po gładkim materiale sukni. Był to gest delikatny i ledwo zauważalny. Oddychało jej się też jakoś ciężej, niż zwykle.
Nie schyliła jednak głowy, ciągle obserwując ciemnymi oczami ojca i Lorda Avery'ego, chociaż w tej chwili bardziej tego drugiego. A może odmówi? , pomyślała przelotnie, ale to nie sprawiło, że przestała przypominać sobie te wszystkie rzeczy, które o nim wiedziała, stawiając się w sytuacji jego ewentualnej żony. Odbierała to wszystko chłodno i analitycznie, nic lepszego zrobić nie mogła.
Nie odezwała się też ani słowem, wiedząc, że nic tutaj nie jest skierowane do niej. Tak na dobrą sprawę była tu tylko manekinem do zaprezentowania Samaelowi i w sumie ta rozmowa mogłaby się odbyć nawet i bez jej udziału. Napawało ją to drobną... irytacją? Nie rozpoznawała tych emocji za dobrze. Odrzuciła jednak wszystko, co w tej chwili mogło jej tylko zaszkodzić i spojrzała z powrotem na ojca. Jego obecność działała na nią przytłumiająco, zawsze było jej prościej pozbywać się uczuć, gdy widziała go przed sobą. To chyba było przyzwyczajenie.
Ta chwila, która zawsze miała przecież nadejść, wydawała jej się teraz trochę nierealna.
Libra Black
Zawód : Dama/Staż w Ministerstwie Magii
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Prawdziwa szkoła życia zaczyna się od lekcji pokory
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Snując nieśmiałe plany na krnąbrną i zupełnie nieprzewidywalną przyszłość (czyżby znudziło się jej przebywanie pod butem Avery'ego?), Samael nie uwzględniał w nich zupełnie kolejnego mariażu. Śmierć Eilis rzeczywiście była tragedią - nie dość, że odeszła, nim zdążyła powić mu syna, to może zabrała nienarodzone dziecię wraz z sobą? Mężczyzna wolał skupić się na swojej prawdziwej rodzinie, aniżeli wywołać skandal zaręczynami, niebezpiecznie bliskimi po stracie żony. Nie miał również najmniejszego zamiaru, aby najpierw nadskakiwać, a potem brutalnie tresować żałosny inkubator dla swego potomka - kimkolwiek on się okaże. Propozycji (czy raczej: rozkazu?) lorda Blacka nie mógł jednak zlekceważyć, ani pozostawić bez odpowiedzi. Zastanawiał się, czy Lai o tym wie - musi wiedzieć - i czy łaskawie przyjęła ową transakcję. Avery przez chwilę poczuł silny dyskomfort; nawet, gdy był młody cała procedura odbywała się inaczej. Teraz zaś zdawało mu się, że naprawdę niewiele ma do powiedzenia, a decyzja w tej sprawie już zapadła. Nieodwołalnie. Słuchał jednak słów Blacka z wystudiowaną obojętnością; chłodna uprzejmość na jego twarzy nie została zmyta nawet przed drgający nim sprzeciw. Kontrolował się perfekcyjnie - podobnie jak Libra, którą obdarzył przelotnym spojrzeniem, choć zaraz i tak zwrócił się ponownie do jej ojca. Rozmowa toczyła się przecież między nimi, dziewczę było zupełnie zbędne, aczkolwiek... Avery odczuwał niemałą ulgę, iż przynajmniej nie będzie miał przez lata do czynienia z jakąś paskudną poczwarą, a zgrabną i wyjątkowo urodziwą Librą. Ciekawe, czy zachowa nieskazitelną figurę po ciąży... Oby.
Samael podziękował za alkohol, przyjął jednak od skrzata filiżankę mocnej herbaty. Musiał ważyć każde swe słowo (ponadto nie przepadał za Ognistą), nie wypadało jednak urazić gospodarza. Nim się odezwał, skosztował parującego napoju, szybko dokonując rachunku możliwych korzyści oraz strat. Wnioskując po powściągliwym zachowaniu Libry, nie przewidywał z nią dużych kłopotów. Podobało mu się jej ciało, blada cera, ciemne włosy, tak mocno kontrastujące z urodą Laidan. Zyskiwał również spory posag, poparcie Blacków oraz brak konieczności kolejnych miesięcy sztuczności oraz spełniania fanaberii kapryśnych panienek. Musiał przyznać, iż rozwiązanie zaprezentowane przez Regulusa było... całkiem wygodne.
Niemniej jednak, Avery nie przywykł do grania pod cudze dyktando. Narzucone małżeństwo nie nęciło go zupełnie. W innych okolicznościach prawdopodobnie potrafiłby odnaleźć w sobie pożądanie. Dziewiczego ciała, złota, koneksji, spełnienia rodowego obowiązku. Pozostawał jednak wzorowo obojętny, jakby ów mariaż wcale nie dotyczył jego osoby.
-To wielki zaszczyt, lordzie Black - zaczął powoli, odkładając filiżankę na stolik i wpatrując się w ciemne oczy mężczyzny. Odrobina pochlebstwa, szczypta szacunku... oraz stanowczość - i dość niespodziewana propozycja - dodał spokojnie Avery, nie sygnalizując na razie żadnych swych zamiarów. Nie wyrażając rozemocjonowania, ani w jedną, nazbyt afektowną stronę, ani w drugą, wyraźnie niechętną.
-Noszę jeszcze żałobę po poprzedniej małżonce oraz mym drogim ojcu - rzekł powoli, lecz rzeczowo, ciągle skupiony jedynie na Regulusie. Musiał rozegrać tę partię bezbłędnie, aby nie urazić lorda Blacka. I najlepiej pozyskać sobie większe jego względy - jednakże będzie dla mnie wielkim honorem połączenie naszych rodów - zakończył poważnie, traktując familijny obowiązek jako największą świętość.
-Czy piękna Libra łaskawym okiem spojrzy na me awanse? - spytał Avery, po raz pierwszy zwracając się bezpośrednio do panienki. Tak należało postąpić; Samaela nie obchodziło zupełnie jej zdanie, podobnie jak jej ojciec na nie nie zważał. Zawsze jednak potrafił sprawiać dobre pozory, a skoro mógł nadać tym zaręczynom nieco bardziej... partnerskiego wyglądu, był gotów na owo drobne poświęcenie.
Samael podziękował za alkohol, przyjął jednak od skrzata filiżankę mocnej herbaty. Musiał ważyć każde swe słowo (ponadto nie przepadał za Ognistą), nie wypadało jednak urazić gospodarza. Nim się odezwał, skosztował parującego napoju, szybko dokonując rachunku możliwych korzyści oraz strat. Wnioskując po powściągliwym zachowaniu Libry, nie przewidywał z nią dużych kłopotów. Podobało mu się jej ciało, blada cera, ciemne włosy, tak mocno kontrastujące z urodą Laidan. Zyskiwał również spory posag, poparcie Blacków oraz brak konieczności kolejnych miesięcy sztuczności oraz spełniania fanaberii kapryśnych panienek. Musiał przyznać, iż rozwiązanie zaprezentowane przez Regulusa było... całkiem wygodne.
Niemniej jednak, Avery nie przywykł do grania pod cudze dyktando. Narzucone małżeństwo nie nęciło go zupełnie. W innych okolicznościach prawdopodobnie potrafiłby odnaleźć w sobie pożądanie. Dziewiczego ciała, złota, koneksji, spełnienia rodowego obowiązku. Pozostawał jednak wzorowo obojętny, jakby ów mariaż wcale nie dotyczył jego osoby.
-To wielki zaszczyt, lordzie Black - zaczął powoli, odkładając filiżankę na stolik i wpatrując się w ciemne oczy mężczyzny. Odrobina pochlebstwa, szczypta szacunku... oraz stanowczość - i dość niespodziewana propozycja - dodał spokojnie Avery, nie sygnalizując na razie żadnych swych zamiarów. Nie wyrażając rozemocjonowania, ani w jedną, nazbyt afektowną stronę, ani w drugą, wyraźnie niechętną.
-Noszę jeszcze żałobę po poprzedniej małżonce oraz mym drogim ojcu - rzekł powoli, lecz rzeczowo, ciągle skupiony jedynie na Regulusie. Musiał rozegrać tę partię bezbłędnie, aby nie urazić lorda Blacka. I najlepiej pozyskać sobie większe jego względy - jednakże będzie dla mnie wielkim honorem połączenie naszych rodów - zakończył poważnie, traktując familijny obowiązek jako największą świętość.
-Czy piękna Libra łaskawym okiem spojrzy na me awanse? - spytał Avery, po raz pierwszy zwracając się bezpośrednio do panienki. Tak należało postąpić; Samaela nie obchodziło zupełnie jej zdanie, podobnie jak jej ojciec na nie nie zważał. Zawsze jednak potrafił sprawiać dobre pozory, a skoro mógł nadać tym zaręczynom nieco bardziej... partnerskiego wyglądu, był gotów na owo drobne poświęcenie.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Regulus, jak każdy ojciec, chciał dla swojej córki jak najlepiej. Niestety w świcie, w którym przyszło im żyć nie brało się małżeństw z miłości – przeważnie. A jego ukochana Libra miała dość czasu, by znaleźć kandydata godnego jej statusu, którego na pewno rozpatrzyłby, gdyby wyraziła chęć związania się z nim. Nic takiego jednak nie nastąpiło, więc postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Choć Libra była jeszcze młoda, to z każdym dniem jednak ta młodość przemijała. Połączenie zaś z rodem Averych było niczym innym jak dobrym posunięciem taktycznym. Poza tym Samael był człowiekiem, którego lord Black cenił i szanował, a co za tym idzie, nie oddawał swoje córki w dłonie jakiegoś nieznanego sobie człowieka z niewiadomymi zamiarami.
W końcu wszyscy zasiedli, a on wypowiedział już swoją propozycję. Gdzieś tylko przelotnie zerkając na swoją córkę i ciesząc się z tego, jak się zachowuje. Nawet nie drgnęła, choć dzisiejsza sytuacja musiała być dla niej szokiem. Niby świadoma była faktu, że prędzej czy później wyjdzie za mąż i że jest to transakcja dla obu rodów, ale znów z drugiej strony Regulus już nie raz słyszał o arystokratkach urządzających dramatyczne sceny. Na szczęście, jego córka nie należała do tego typu kobiet. Sam zaś zerknął na siedzącego w salonie mężczyznę, któremu zaproponował właśnie swoją córką. Słuchał uważnie jego odpowiedzi, zatapiając usta w płynie znajdującej się w szklance. Gdy skończył wystudiowany uśmiech wpłynął na jego twarz. Skinął z zadowoleniem głową. Dokończył ognistą w szklaneczce i podniósł się z miejsca. Podał dłoń Samaleowi. Potem obszedł kanapę znów układając dłoń na ramieniu córki, jakby tym gestem ukazując ile dla niego znaczy oraz jak dumny jest z jej zachowania dzisiaj.
-Szczegóły pozostawię waszej dwójce. – oznajmił, już po chwili opuszczając salon i zostawiając te dwójkę w samotności. Mogli rozejść się od razu, albo zająć rozmową. Wybór należał do niej.
/jak poprzednio jak co nie tak to krzyczcie na pw, a Regulus wychodzi, chyba że na coś wam jeszcze potrzebny, to też krzyczcie
W końcu wszyscy zasiedli, a on wypowiedział już swoją propozycję. Gdzieś tylko przelotnie zerkając na swoją córkę i ciesząc się z tego, jak się zachowuje. Nawet nie drgnęła, choć dzisiejsza sytuacja musiała być dla niej szokiem. Niby świadoma była faktu, że prędzej czy później wyjdzie za mąż i że jest to transakcja dla obu rodów, ale znów z drugiej strony Regulus już nie raz słyszał o arystokratkach urządzających dramatyczne sceny. Na szczęście, jego córka nie należała do tego typu kobiet. Sam zaś zerknął na siedzącego w salonie mężczyznę, któremu zaproponował właśnie swoją córką. Słuchał uważnie jego odpowiedzi, zatapiając usta w płynie znajdującej się w szklance. Gdy skończył wystudiowany uśmiech wpłynął na jego twarz. Skinął z zadowoleniem głową. Dokończył ognistą w szklaneczce i podniósł się z miejsca. Podał dłoń Samaleowi. Potem obszedł kanapę znów układając dłoń na ramieniu córki, jakby tym gestem ukazując ile dla niego znaczy oraz jak dumny jest z jej zachowania dzisiaj.
-Szczegóły pozostawię waszej dwójce. – oznajmił, już po chwili opuszczając salon i zostawiając te dwójkę w samotności. Mogli rozejść się od razu, albo zająć rozmową. Wybór należał do niej.
/jak poprzednio jak co nie tak to krzyczcie na pw, a Regulus wychodzi, chyba że na coś wam jeszcze potrzebny, to też krzyczcie
I show not your face but your heart's desire
A więc jednak. Chociaż, czy nie wiedziała o tym przecież przez cały czas? Tak naprawdę, w głębi podświadomości nie dopuszczała do siebie myśli o tym, że ktokolwiek mógłby odmówić jej ojcu. Nie sądziła w ogóle, by kiedykolwiek miała taką scenę przed oczami, to było niemożliwe. Te kilka krótkich chwil, świadomość tego, że klamka zapadła i nie będzie odwrotu, przynajmniej dla niej, bo nigdy nie postawiłaby się decyzja ojca, pozwoliły jej jednak całkowicie przywrócić jasność i pozbyć się tych paru nieprzyjemnych emocji. Jakoś zawsze ostateczna decyzja była łatwiejsza do zaakceptowania niż niepewność. Przyglądała się Lordowi Avery'emu, zastanawiając się jakim mężem mógłby być. Nie było w tym żadnego romantyzmu i melancholijności. Jedyne rozważania jakie podejmowała dotyczyły tego, ile będzie dawał jej swobody, jaki będzie miał stosunek do jej pracy i czy będzie od niej oczekiwał czegoś więcej poza podstawowymi obowiązkami żony. Znów przesunęła palcami, gładząc materiał sukni. Odpowiedź na te pytania przyjdzie z czasem, chociaż Libra wolałaby wiedzieć to już teraz, żeby móc się odpowiednio przygotować. Wiedziała, czego oczekiwał od niej ojciec i jak ma się przy nim zachowywać. Dopóki nie pozna dokładniej swojego przyszłego męża, może na początku popełniać jakieś błędy. Już sama ta myśl napawała ją niesmakiem. Ideał - słowo zakuło jej myśli jak ostra szpilka, więc postanowiła na chwilę przestać rozważać swoją przyszłość i skupić się na chwili obecnej.
- Oczywiście, kobieta powinna być oddana mężczyźnie, który został jej przykazany na męża, sir - odpowiedziała melodyjnie, łagodnie, wzorowo, z drobnym uśmiechem, któremu ani razu przez całe spotkanie nie pozwoliła zniknąć. Zachowała wszelkie należyte grzeczności, bowiem w tej chwili jeszcze nic nie łączyło jej z tym człowiekiem.
W pewnej chwili jej ojciec wstał, czym po raz kolejny ją dziś zaskoczył. Czy zamierzał zostawić ich samych? Poprzednie zdziwienie, bądź co bądź o wiele większe, uodporniło ją jednak na tyle, że nawet nie drgnęła. Kiedy poczuła rękę na ramieniu, po raz drugi dziś, wiedziała przynajmniej, że zachowała się jak należy, co pozwoliło jej odrobinę rozluźnić oddech, ale nic poza tym. Ojciec rzeczywiście ich zostawił, ale nie odwróciła głowy, żeby śledzić jego kroki, bo to byłoby nieeleganckie. Chwilę później usłyszała ciche trzaśnięcie drzwi. Kątem oka zauważyła skrzata, stojącego niedaleko i wpatrującego się skromnie w swoje stopy. Był tutaj by spełniać ich wszelkie zachcianki, ale nie tylko. Żaden ojciec nie zostawił by w takiej sytuacji swojej niezamężnej córki sam na sam z mężczyzną, nawet jeśli wkrótce miałaby zostać jego żoną. Pamiętając o ostatnich słowach ojca złożyła ponownie ręce na kolanach i utkwiła spojrzenie w Lordzie Avery'm. Nie zamierzała odezwać się pierwsza, na dobrą sprawę i tak nie miała podjąć przecież żadnych własnych decyzji. Znów czuła jakieś dziwne echo złości, ale je odpędziła.
- Oczywiście, kobieta powinna być oddana mężczyźnie, który został jej przykazany na męża, sir - odpowiedziała melodyjnie, łagodnie, wzorowo, z drobnym uśmiechem, któremu ani razu przez całe spotkanie nie pozwoliła zniknąć. Zachowała wszelkie należyte grzeczności, bowiem w tej chwili jeszcze nic nie łączyło jej z tym człowiekiem.
W pewnej chwili jej ojciec wstał, czym po raz kolejny ją dziś zaskoczył. Czy zamierzał zostawić ich samych? Poprzednie zdziwienie, bądź co bądź o wiele większe, uodporniło ją jednak na tyle, że nawet nie drgnęła. Kiedy poczuła rękę na ramieniu, po raz drugi dziś, wiedziała przynajmniej, że zachowała się jak należy, co pozwoliło jej odrobinę rozluźnić oddech, ale nic poza tym. Ojciec rzeczywiście ich zostawił, ale nie odwróciła głowy, żeby śledzić jego kroki, bo to byłoby nieeleganckie. Chwilę później usłyszała ciche trzaśnięcie drzwi. Kątem oka zauważyła skrzata, stojącego niedaleko i wpatrującego się skromnie w swoje stopy. Był tutaj by spełniać ich wszelkie zachcianki, ale nie tylko. Żaden ojciec nie zostawił by w takiej sytuacji swojej niezamężnej córki sam na sam z mężczyzną, nawet jeśli wkrótce miałaby zostać jego żoną. Pamiętając o ostatnich słowach ojca złożyła ponownie ręce na kolanach i utkwiła spojrzenie w Lordzie Avery'm. Nie zamierzała odezwać się pierwsza, na dobrą sprawę i tak nie miała podjąć przecież żadnych własnych decyzji. Znów czuła jakieś dziwne echo złości, ale je odpędziła.
Libra Black
Zawód : Dama/Staż w Ministerstwie Magii
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Prawdziwa szkoła życia zaczyna się od lekcji pokory
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Obserwował odchodzącego Blacka ze znudzeniem, godnym zblazowanego młodzieńca, przekonanego, że cały świat ma u swych stóp. Avery jednakże wyrósł już z dziecięcego myślenia, przyjmując fakty na chłodny, racjonalny oraz trzeźwy osąd. Z chirurgiczną logiką dumając nad osobistym wkładem Laidan w zaaranżowane zaręczyny. Niegdyś była gotowa wydrapać oczy każdej młodszej i piękniejszej panience, która tylko do niego się zbliżyła. Szeptała mu o tym podczas upojnych nocy, wiedząc, że krwawe wizje rozerwanych na strzępy rywalek działają na Samaela równie pobudzająco, jak zmysłowe historie miłosnych gier. Dziś sama wręcz perfidnie wpychała w jego ramiona kobietę tak różniącą się od siebie, że Avery mógł zacząć powątpiewać w jednolitość niewieściego rodzaju. W granatowych oczach mężczyzny błysnęło jednak coś na kształt zadowolenia z pokornej odpowiedzi Libry. Mógł się rozluźnić, mógł uspokoić oraz odprężyć, wyraźnie przeczuwając wyreżyserowane życie po ślubie. Żadnych zmian za wyjątkiem conocnych wizyt w sypialni; nie wyobrażał sobie innego kontaktu z przyobiecaną mu kobietą, zwłaszcza, jeśli miała uchować się we względnie dobrym zdrowiu przynajmniej do urodzin pierworodnego. Podobno Samaela cechowała ogromna, łaskawa cierpliwość, lecz nie istniał prostszy sposób, by owa kontrola nagle się ulotniła, od przyprowadzenia do niego niewiasty, urągającej mu samą swą obecnością.
-Święta prawda - zgodził się wspaniałomyślnie, lekko kiwnąwszy głową Librze i mierząc srogim spojrzeniem zawstydzonego skrzata domowego czającego się w drzwiach. Sprytny stary szelma; sługa na pewno doniesie Blackowi o każdym szczególe z uroczej pogawędki przyszłych małżonków. Avery jednakowoż nie musiał ważyć swych słów, wygłaszając jedynie znane i niemalże całkowicie starte (do krwi?) frazesy - jesteś świadoma obowiązków żony względem jej... - pana na razie pozostało bezdźwięczne, lecz wrócą jeszcze do tej rozmowy (monologu i wygłoszenia prawa) - męża? - spytał, dość obojętnie, jakby gotów był wyjaśnić jej pewne kwestie oraz pomóc w wypadku nie sprostania oczekiwaniom. Bardzo dobrze radził sobie z wbijaniem wiedzy do opornych umysłów, niekoniecznie powinna dowiedzieć się o tym teraz, lecz chciał sprawdzić, czy dojrzała już wystarczająco, aby mówić o tym, co ją czeka.
-I czy wiesz, jakie obowiązki j a będę mieć wobec ciebie? - dodał, konkretyzując swą wypowiedź do właściwego przypadku. Czuł zaintrygowanie wymaganiami lady Black, bardziej od strony czysto teoretycznej - w praktyce, jak przypuszczał, mydlana bańka wzajemnej obojętności szybko przerodzi się w koszmar. Dla niej.
-Święta prawda - zgodził się wspaniałomyślnie, lekko kiwnąwszy głową Librze i mierząc srogim spojrzeniem zawstydzonego skrzata domowego czającego się w drzwiach. Sprytny stary szelma; sługa na pewno doniesie Blackowi o każdym szczególe z uroczej pogawędki przyszłych małżonków. Avery jednakowoż nie musiał ważyć swych słów, wygłaszając jedynie znane i niemalże całkowicie starte (do krwi?) frazesy - jesteś świadoma obowiązków żony względem jej... - pana na razie pozostało bezdźwięczne, lecz wrócą jeszcze do tej rozmowy (monologu i wygłoszenia prawa) - męża? - spytał, dość obojętnie, jakby gotów był wyjaśnić jej pewne kwestie oraz pomóc w wypadku nie sprostania oczekiwaniom. Bardzo dobrze radził sobie z wbijaniem wiedzy do opornych umysłów, niekoniecznie powinna dowiedzieć się o tym teraz, lecz chciał sprawdzić, czy dojrzała już wystarczająco, aby mówić o tym, co ją czeka.
-I czy wiesz, jakie obowiązki j a będę mieć wobec ciebie? - dodał, konkretyzując swą wypowiedź do właściwego przypadku. Czuł zaintrygowanie wymaganiami lady Black, bardziej od strony czysto teoretycznej - w praktyce, jak przypuszczał, mydlana bańka wzajemnej obojętności szybko przerodzi się w koszmar. Dla niej.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zastanawiające jak wiele potrafi zmienić się w zaledwie parę minut. Jeszcze chwilę temu siedziała w bibliotece, myślami błądząc tak naprawdę tylko wobec jej treści, oraz tego jak może przydać się jej to w pracy. Teraz wpatrywała się w oczy swojego przyszłego męża, którego wtedy w bibliotece jeszcze nie wiedziała, że ma. Librę cechowała jednak ogromna zdolność do dostosowywania się. Każda dama powinna mieć to opanowane do perfekcji, wiedząc, że to, jak będzie wyglądać jej życie, nie zależy od niej. Trzeba było umieć się dostosować, żeby móc zachować swoją reputację idealnej arystokratki. Jak to mawiała guwernantka - Dama musi być szczęśliwa w każdej sytuacji w jakiej ojciec i mąż ją postawią. Kiedy Libra miała pięć lat odpowiadała: Szczęśliwa? A jak to zrobić, żeby być zawsze szczęśliwą? Kiedy miała piętnaście nic już nie mówiła, doskonale rozumiejąc o co chodzi. Dama musi wyglądać na szczęśliwą w każdej sytuacji... ale tego guwernantka nigdy nie powiedziała przecież na głos.
To była jedna z tych zasad, które Libra znała doskonale, więc nie miała problemu z tym, żeby w tej chwili uśmiechać się jak kobieta, która całe życie marzyła o zamążpójściu. Tak naprawdę było jej to obojętne. Do tej pory była posłuszną córką, teraz zostanie posłuszną żoną. Czy coś się zmieni?
- Jestem, sir - odpowiedziała delikatnie, będąc przez sekundę nawet lekko urażoną, że ktoś mógłby posądzić ją o taką ignorancję. - Żona jest przede wszystkim posłuszna woli męża - powiedziała, a jej postawa ani drgnęła, chociaż mogło to być jedno z tych nieprzyjemnych oświadczeń. Dla Libry było oczywistością, przynajmniej jak dotąd, a poza tym wiedziała, że Samaelowi się to spodoba, jak każdemu innemu szlachcicowi. Wszyscy byli tacy sami, kochali władzę. Czy to nad niższymi rangą pracownikami, żoną, dziećmi, ale nawet i nad zwykłym skrzatem domowym. - Jest mu towarzyszką na salonach, jego wizytówką, więc musi potrafić się zachować - dodała spokojnie. To umiała znakomicie. Wyliczała dalej w sposób na tyle suchy, że można było zauważyć, że ona również nie odbiera małżeństwa za nic romantycznego, czy emocjonalnego. - Musi też dać mężowi dziedzica - powiedziała, czując większą niż zwykle pustkę. Dla Libry dziecko było czymś, o czym się tylko mówi. Chociaż miała już dwadzieścia cztery lata ciąża była dla niej wciąż rzeczą niewyobrażalną, zupełnie jakby dopiero co ukończyła Hogwart.
Przez cały czas nie odrywała wzroku od oczu Samaela, jakby w nadziei, że będzie w stanie dowiedzieć z nich jak najwięcej o swoim nowym narzeczonym. Kontaktu wzrokowego nie bała się nigdy, w jej oczach nie widać było przecież emocji, które ledwo co czuła. Jedynie legilimenta mógłby cokolwiek z niej wyczytać.
Przy drugim pytaniu na kilka sekund zamilkła, dając sobie czas do zastanowienia. Tutaj było jej trudniej odpowiedzieć.
- Mąż zapewnia żonie bezpieczeństwo i byt materialny - to wiedziała na pewno, ale czy było coś więcej? Każdy inny przejaw pomocy był już nie obowiązkiem, a dobrą wolą, prawda? - Opiekuje się nią - dodała chwilę później, ale z jakiegoś powodu sama w to nie wierzyła.
Wymownym było przecież, że przez cały czas Libra nawet nie pomyślała o miłości, nie wierzyła w końcu w jej istnienie. Miała nadzieję, że Lord Avery nie będzie stał jej na przeszkodzie do pracy w Ministerstwie, ale wspomaganie żony w karierze obowiązkiem męża na pewno nie było.
Podniosła szczupłą dłoń i poprawiła kosmyk włosów, tak pięknie kontrastujących z jej bladą cerą. Skóra Libry przy tak intensywnej czerni wyglądała niemal jak wykonana z marmuru. Tym gestem zakończyła swoją wypowiedź.
To była jedna z tych zasad, które Libra znała doskonale, więc nie miała problemu z tym, żeby w tej chwili uśmiechać się jak kobieta, która całe życie marzyła o zamążpójściu. Tak naprawdę było jej to obojętne. Do tej pory była posłuszną córką, teraz zostanie posłuszną żoną. Czy coś się zmieni?
- Jestem, sir - odpowiedziała delikatnie, będąc przez sekundę nawet lekko urażoną, że ktoś mógłby posądzić ją o taką ignorancję. - Żona jest przede wszystkim posłuszna woli męża - powiedziała, a jej postawa ani drgnęła, chociaż mogło to być jedno z tych nieprzyjemnych oświadczeń. Dla Libry było oczywistością, przynajmniej jak dotąd, a poza tym wiedziała, że Samaelowi się to spodoba, jak każdemu innemu szlachcicowi. Wszyscy byli tacy sami, kochali władzę. Czy to nad niższymi rangą pracownikami, żoną, dziećmi, ale nawet i nad zwykłym skrzatem domowym. - Jest mu towarzyszką na salonach, jego wizytówką, więc musi potrafić się zachować - dodała spokojnie. To umiała znakomicie. Wyliczała dalej w sposób na tyle suchy, że można było zauważyć, że ona również nie odbiera małżeństwa za nic romantycznego, czy emocjonalnego. - Musi też dać mężowi dziedzica - powiedziała, czując większą niż zwykle pustkę. Dla Libry dziecko było czymś, o czym się tylko mówi. Chociaż miała już dwadzieścia cztery lata ciąża była dla niej wciąż rzeczą niewyobrażalną, zupełnie jakby dopiero co ukończyła Hogwart.
Przez cały czas nie odrywała wzroku od oczu Samaela, jakby w nadziei, że będzie w stanie dowiedzieć z nich jak najwięcej o swoim nowym narzeczonym. Kontaktu wzrokowego nie bała się nigdy, w jej oczach nie widać było przecież emocji, które ledwo co czuła. Jedynie legilimenta mógłby cokolwiek z niej wyczytać.
Przy drugim pytaniu na kilka sekund zamilkła, dając sobie czas do zastanowienia. Tutaj było jej trudniej odpowiedzieć.
- Mąż zapewnia żonie bezpieczeństwo i byt materialny - to wiedziała na pewno, ale czy było coś więcej? Każdy inny przejaw pomocy był już nie obowiązkiem, a dobrą wolą, prawda? - Opiekuje się nią - dodała chwilę później, ale z jakiegoś powodu sama w to nie wierzyła.
Wymownym było przecież, że przez cały czas Libra nawet nie pomyślała o miłości, nie wierzyła w końcu w jej istnienie. Miała nadzieję, że Lord Avery nie będzie stał jej na przeszkodzie do pracy w Ministerstwie, ale wspomaganie żony w karierze obowiązkiem męża na pewno nie było.
Podniosła szczupłą dłoń i poprawiła kosmyk włosów, tak pięknie kontrastujących z jej bladą cerą. Skóra Libry przy tak intensywnej czerni wyglądała niemal jak wykonana z marmuru. Tym gestem zakończyła swoją wypowiedź.
Libra Black
Zawód : Dama/Staż w Ministerstwie Magii
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Prawdziwa szkoła życia zaczyna się od lekcji pokory
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie cenił w kobietach uległości. Karał za nieposłuszeństwo, owszem, lecz nie nigdy nie nagradzał za dobre sprawowanie. Spełnianie nawet i niezwerbalizowanych zachcianek było obowiązkiem każdej niewiasty, która oficjalnie już do kogoś należała. Bez żadnego podziału, jaki zwykle stosował Avery: wyjątkowo udzielał mu się egalitaryzm, stawiający mężczyznę (nawet i podłego pochodzenia) ponad jakąkolwiek kobietę, choćby i ta miała być potomkinią samego Slytherina. Czuł jednak odrobinę satysfakcji, iskrę zadowolenia, iż tłumaczenie (wbijanie do głowy) podstawowej wiedzy zostanie mu oszczędzone. Black dobrze wytresował swą córkę; Samael siedząc w pozycji władcy na wygodnym fotelu leniwie taksował Librę wzrokiem, zastanawiając się, czy po ich ślubie również będzie zachowywać się jak nakręcona zabaweczka. Miał nadzieję, że zmiana właściciela zbytnio jej nie rozstroi - właściwie urzekł go jej chłód oraz zdystansowanie. Nie potrzebował scen, płaczów, darcia sukien oraz śmiesznych protestów, a Libra najwidoczniej potrafiła ukryć każdą, najdrobniejszą nawet emocję. Na jej pięknym, bladym licu gościł jedynie spokój oraz może... trudne do wyłuskania, szczątkowe zainteresowanie? Doświadczenie bez mała nowe, lecz Avery jeszcze nie szafował wyrokami, skrupulatnie poddając swą przyszłą żonę ocenie. Surowej.
Starał się za wszelką cenę znaleźć coś, co wzbudziłoby w nim awersję. Lekkie zgarbienie pleców, niedorzecznie szeroki uśmiech, zbyt smutne oczy, za rumiane policzki, zbyt bladą i przezroczystą cenę, nieskromną suknię, niemiły ton głosu, defekty figury... Uporczywie badał każdy najdrobniejszy detal, wyraźnie już zły, iż nie potrafi dostrzec nic takiego. Miał przed sobą idealnie sztywny manekin, przeznaczony do wpychania w określone ramy. Córki, żony, matki, obiektu seksualnego (bo przecież nie kochanki!).
-I stawiać jego dobro ponad swoje własne. Podzielać jego zdanie bądź milczeć - uzupełnił Avery po chwili ciężkiej ciszy, jaką specyficznie postanowił nagrodzić Librę. Lai taka nie jest; pomyślał w duchu, lecz czym prędzej odegnał ołowiane wspomnienia, na powrót skupiając się na ślicznej twarzy dziewczęcia. Wszystko, co miała mu do zaoferowania w zasadzie kumulowało się w szczupłym ciele - wiedziała o tym? - ale Samael jeszcze nie wybiegał myślami tak daleko w przyszłość, kreując sobie jedynie początkowe szkice ich wspólnego pożycia.
-Dba. Troszczy. Nazywaj to, jak chcesz. Libro - ciął zdania na śmiesznie krótkie, ostre, pojedyncze frazy. Ukrywał tam zamiary rzeczywiste, podteksty zakamuflowane piękną ułudą. Z większą ostrożnością obchodził się ze starym zegarkiem, aniżeli miał zamiar traktować Librę, lecz - o drogie przedmioty jednak należy zadbać. Z roztargnieniem przesunął dłonią po nieco zbyt długiej już brodzie, chłonąc urodę kobiety, jakby chciał nasycić się nią ponad dzielącą ich odległość. Wystarczyło, musiało, przynajmniej do czasu, gdy nie powróci do niej z pierścieniem.
Starał się za wszelką cenę znaleźć coś, co wzbudziłoby w nim awersję. Lekkie zgarbienie pleców, niedorzecznie szeroki uśmiech, zbyt smutne oczy, za rumiane policzki, zbyt bladą i przezroczystą cenę, nieskromną suknię, niemiły ton głosu, defekty figury... Uporczywie badał każdy najdrobniejszy detal, wyraźnie już zły, iż nie potrafi dostrzec nic takiego. Miał przed sobą idealnie sztywny manekin, przeznaczony do wpychania w określone ramy. Córki, żony, matki, obiektu seksualnego (bo przecież nie kochanki!).
-I stawiać jego dobro ponad swoje własne. Podzielać jego zdanie bądź milczeć - uzupełnił Avery po chwili ciężkiej ciszy, jaką specyficznie postanowił nagrodzić Librę. Lai taka nie jest; pomyślał w duchu, lecz czym prędzej odegnał ołowiane wspomnienia, na powrót skupiając się na ślicznej twarzy dziewczęcia. Wszystko, co miała mu do zaoferowania w zasadzie kumulowało się w szczupłym ciele - wiedziała o tym? - ale Samael jeszcze nie wybiegał myślami tak daleko w przyszłość, kreując sobie jedynie początkowe szkice ich wspólnego pożycia.
-Dba. Troszczy. Nazywaj to, jak chcesz. Libro - ciął zdania na śmiesznie krótkie, ostre, pojedyncze frazy. Ukrywał tam zamiary rzeczywiste, podteksty zakamuflowane piękną ułudą. Z większą ostrożnością obchodził się ze starym zegarkiem, aniżeli miał zamiar traktować Librę, lecz - o drogie przedmioty jednak należy zadbać. Z roztargnieniem przesunął dłonią po nieco zbyt długiej już brodzie, chłonąc urodę kobiety, jakby chciał nasycić się nią ponad dzielącą ich odległość. Wystarczyło, musiało, przynajmniej do czasu, gdy nie powróci do niej z pierścieniem.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Libra czuła na sobie oceniające spojrzenie mężczyzny, ale nie czuła się skrępowana. Praktycznie każda kobieta, którą znała, w jakiś sposób obawiała się lub po prostu nie lubiła przedłużającego się kontaktu wzrokowego. Lady Black natomiast nie miała nic przeciwko niemu, bo był kolejnym dowodem tego, że jest lepsza od innych arystokratek. Rzadko zdarzało jej się poczuć źle będąc długo obserwowaną, jedyną osobą, która potrafiła wzbudzić w niej takie odczucia był ojciec, ale wzrok odwracała wtedy ze wstydu, nigdy nie ze strachu.
Tak jak Samael lustrował teraz Librę, tak i Libra lustrowała jego. Nie uważała mężczyzny za przystojnego, ale powód mogło to mieć w tym, że jedyne piękno jakie zauważała znajdowało się w sztuce. Nigdy nie nazwałaby tak jakiegokolwiek człowieka, bo wygląd był zdradliwy i najdoskonalsza twarz mogła pod sobą kryć najgłupszy umysł. W moim przypadku to się jednak nie sprawdziło - pomyślała z satysfakcją Libra, ale było to też podszyte goryczą, bo inni zauważali w niej najczęściej tylko urodę i nic ponad to. Wygląd był zdradliwy.
Zauważyła, że oczy mężczyzny przypatrują się praktycznie każdemu szczegółowi jej postawy, więc uniosła delikatnie głowę i pozwoliła sobie na najdelikatniejszy ze szczerych uśmiechów. Czyżby coś mu nie pasowało?
Chwilę później usłyszała jego słowa, ale również nie zareagowała w żaden sposób, bo była do tego przyzwyczajona, nawet jeśli była to jedna z niewielu rzeczy, które naprawdę jej nie pasowały.
- Uznałam to za oczywiste, sir - odpowiedziała cicho z perfekcyjną nutą zdziwienia, ale przede wszystkim z pokorą. Wewnętrznie ją to nawet rozbawiło, bo choć pod tymi zasadami żyła od wczesnego dzieciństwa, to zachowała swoją osobowość i własne zdanie. Od pisania własnych przemyśleń miała dziennik, a jeśli mężczyźnie pasowało, by kobieta mu na wszystko obojętnie przytakiwała, chociaż tak naprawdę mogła uważać całe jego postrzeganie świata za bzdurę, to niech tak będzie. Dla niego będzie to życie w bańce samouwielbienia, a dla niej po prostu święty spokój. Jakoś łatwiej przychodziło jej myślenie takich rzeczy o Lordzie Avery'm, chociaż nigdy przecież nawet w myślach nie podważyła autorytetu ojca. Być może to kwestia szacunku, który często obcym arystokratom okazywała tylko na zewnątrz, na pokaz, aby usłyszeć po raz kolejny, że jest świetnie wychowana.
Wystarczyło parę kolejnych słów mężczyzny, by znów przyszło jej do głowy, że słabo wierzyła w tę całą troskę męża. Dla niej ślub było tylko umową pomiędzy rodami, a małżonkowie na dobrą sprawę sobie obojętni. Nigdy nie widziała w końcu na własne oczy jak tak naprawdę funkcjonuje małżeństwo od środka, nie miała okazji, skoro jej matka zmarła przy porodzie.
Mężczyzna znów jej się przypatrywał, natomiast sama Libra milczała, siedząc w idealnej postawie i mając na twarzy idealny wyraz spokoju. Nie musiała w końcu dodawać nic więcej, nie oczekiwano tego od niej. Gadatliwość była u dam cechą niepożądaną.
Tak jak Samael lustrował teraz Librę, tak i Libra lustrowała jego. Nie uważała mężczyzny za przystojnego, ale powód mogło to mieć w tym, że jedyne piękno jakie zauważała znajdowało się w sztuce. Nigdy nie nazwałaby tak jakiegokolwiek człowieka, bo wygląd był zdradliwy i najdoskonalsza twarz mogła pod sobą kryć najgłupszy umysł. W moim przypadku to się jednak nie sprawdziło - pomyślała z satysfakcją Libra, ale było to też podszyte goryczą, bo inni zauważali w niej najczęściej tylko urodę i nic ponad to. Wygląd był zdradliwy.
Zauważyła, że oczy mężczyzny przypatrują się praktycznie każdemu szczegółowi jej postawy, więc uniosła delikatnie głowę i pozwoliła sobie na najdelikatniejszy ze szczerych uśmiechów. Czyżby coś mu nie pasowało?
Chwilę później usłyszała jego słowa, ale również nie zareagowała w żaden sposób, bo była do tego przyzwyczajona, nawet jeśli była to jedna z niewielu rzeczy, które naprawdę jej nie pasowały.
- Uznałam to za oczywiste, sir - odpowiedziała cicho z perfekcyjną nutą zdziwienia, ale przede wszystkim z pokorą. Wewnętrznie ją to nawet rozbawiło, bo choć pod tymi zasadami żyła od wczesnego dzieciństwa, to zachowała swoją osobowość i własne zdanie. Od pisania własnych przemyśleń miała dziennik, a jeśli mężczyźnie pasowało, by kobieta mu na wszystko obojętnie przytakiwała, chociaż tak naprawdę mogła uważać całe jego postrzeganie świata za bzdurę, to niech tak będzie. Dla niego będzie to życie w bańce samouwielbienia, a dla niej po prostu święty spokój. Jakoś łatwiej przychodziło jej myślenie takich rzeczy o Lordzie Avery'm, chociaż nigdy przecież nawet w myślach nie podważyła autorytetu ojca. Być może to kwestia szacunku, który często obcym arystokratom okazywała tylko na zewnątrz, na pokaz, aby usłyszeć po raz kolejny, że jest świetnie wychowana.
Wystarczyło parę kolejnych słów mężczyzny, by znów przyszło jej do głowy, że słabo wierzyła w tę całą troskę męża. Dla niej ślub było tylko umową pomiędzy rodami, a małżonkowie na dobrą sprawę sobie obojętni. Nigdy nie widziała w końcu na własne oczy jak tak naprawdę funkcjonuje małżeństwo od środka, nie miała okazji, skoro jej matka zmarła przy porodzie.
Mężczyzna znów jej się przypatrywał, natomiast sama Libra milczała, siedząc w idealnej postawie i mając na twarzy idealny wyraz spokoju. Nie musiała w końcu dodawać nic więcej, nie oczekiwano tego od niej. Gadatliwość była u dam cechą niepożądaną.
Libra Black
Zawód : Dama/Staż w Ministerstwie Magii
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Prawdziwa szkoła życia zaczyna się od lekcji pokory
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ściśnięcie obyczajów, których supeł wiązał boleśnie za gardło było konieczne. W pewnych wypadkach. On również potrafił wstrzymywać oddech na długo, nie ujawniać żadnych pragnień, ani myśli. Jakby ich nie miał, jakby był wolny od wszystkiego, co sprowadza nieszczęście. Żądze Avery'ego odwrócone przeciw niemu okazały się bronią zabójczą, więc mężczyzna - poraniony i ledwo żywy - usiłował wymieść z siebie każde marzenie, wrócić do sztywnego kokonu obyczajów. W którym się miotał, nie znosząc ograniczeń, ale... Libra tkwiła w tym razem z nim, choć zdecydowanie lepiej odnajdywała się w owej sytuacji. Przyzwyczajona do bezgłośnego spełniania poleceń? Tym lepiej dla Samaela, choć nieco uniósł brew na jej kolejne słowa. Tym razem niemalże bezczelne... ale ufał, iż nie takim tonem chciała się do niego zwrócić, składając niesubordynację na karb podniecenia. Uśmiech nie mógł go zmylić, podobnie jak uległość w głosie. Chętnie przewierciłby dziewczynę, już, teraz, natychmiast, poddając bolesnej penetracji. Naturalnie umysłowej, ot, dla własnej satysfakcji, bo przecież nie z ciekawości, co też roi się w głowie głupiutkiej acz pięknej panienki. Nie potrzebowali wzajemnego zrozumienia - jedynie siebie, lecz i w tym duecie Avery miał zdecydowaną przewagę. Mimo wszystko, planował powoli wybudzać Librę z jej spokojnego marazmu. Naturalnie, była doskonale wychowana, perfekcyjna, urodziwa, posiadała każdą cechę, jaką Samael z radością przyjąłby u swej przyszłej żony, aczkolwiek... Mężczyzna wątpił w jej szczerość. Podstawę każdego zdrowego związku, a właśnie taki pragnął zbudować z Librą. Na swoich zasadach, z posłuszną, wytresowaną żoną.
-Znakomicie - skwitował krótko, dopijając herbatę ze swej filiżanki i wstając z miejsca. Początkowe ustalenia zdecydowanie się przeciągnęły, a on nie miał czasu na czcze rozmowy o sprawach, które rozwiążą się samoistnie po ślubie. I jej pomógł powstać z fotela, na pożegnanie muskając ustami wierzch dłoni swej narzeczonej - przekaż proszę wyrazy uszanowaniu ojcu - dodał, uprzejmie skłaniając głowę i wycofując się ku wyjściu.
|ztx2
-Znakomicie - skwitował krótko, dopijając herbatę ze swej filiżanki i wstając z miejsca. Początkowe ustalenia zdecydowanie się przeciągnęły, a on nie miał czasu na czcze rozmowy o sprawach, które rozwiążą się samoistnie po ślubie. I jej pomógł powstać z fotela, na pożegnanie muskając ustami wierzch dłoni swej narzeczonej - przekaż proszę wyrazy uszanowaniu ojcu - dodał, uprzejmie skłaniając głowę i wycofując się ku wyjściu.
|ztx2
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Salon
Szybka odpowiedź