Główne wejście
AutorWiadomość
Główne wejście
Główne wejście do dworku w Marseet
Nie było mnie chyba kilka dni, ale nie wiem, pytałem tego szlamiksa w taksówce pięć razy o datę, ale mi nie odpowiadało to co mówił. Odkąd mi zaczął pyskować, że do Yorku to za daleko, żebym lepiej jechał koleją, to się popukałem w czoło i jego też popukałem w czoło i mu powiedziałem, żeby jechał najpierw do Milburgii. Nie było mi szkoda pieniedzy, ale właściwie to mógłbym zechcieć ją odwiedzić. Zrobi mi masaż, zna sie na tym bardzo dobrze. Mógłbym marzyć o tym masażu, ale niewiele z marzeń niespełnionych mi się podoba. Więc nie marzyłem za długo.
Bo pod Milburgii domem nie było Milburgii i nikt mi nie otworzył zza jej drzwi. Nie wyszła, nie obudziła sie, nie ucieszyła na mój widok, nie powiedziała, że teraz się mną zajmie. Nie było jej. Napisałem jej na kartce (nie wiem skąd ją miałem), żeby wiedziała, że byłem i przybiłem jej do drzwi to gwoździem. Niech wie.
Wsiadłem więc do tej samej taksówki i wyciągam odznakę szlachecką, nie wiem czy szlamiks wie co to jest odznaka szlachecka, ale mam na niej napisane, że mam krew najczystszą. Stary pomyślał, że jestem z jakiegoś ugupowania masońskiego wiec przewrócił oczami (dobrze, że nie zczaił się, że jestem czarodziejem) i powiedział, że mnie podwiezie. I jechał godzine, pierwszą, drugą i trzecia, trzy razy sie zatrzymywaliśmy, żebym się mógł odlać i kiedy wschodziło słońce i otworzyli sklep to poszedłem po papierosy. On mi kupił, bo ja nie miałem pieniedzy, bo mi Lorne w płaszczu zabrał.
Cóż to za bezpieniężny szlachcic, szkoda patrzeć.
Włosy mam w nieładzie, twarz mam w nieładzie. Jak ja się na oczy pokaże żonie. Może akurat bedzie u tych swoich przeklętych krewnych. Oby.
Kieruję kierowcę, żeby skecił tu, tam, tam, dziw że znam te wszystkie drogi mugolskie, ale własciwie, to znam. Kazałem się podwieźć aż pod samą rezydencję, a staremu spadły buty z nóg jak zobaczył przed czym ma parkować. Spytał, czy może zostać moim szoferem na dobre, to prycham pod nosem. Z dworu wyskakuje nie kto inny jak Alfred i pomaga mi wyjść, ja mu mówie, żeby usunął tamtemu pamiec i nie mówił nic Megarze, żeby zapłacił tamtemu kupe hajsu i nie mówił nic Megarze, żeby zaraz zrobił mi kapiel i nie mówił nic Megarze.
A ten pobladł, bo Megara właśnie wychodzi na schodki wejściowe.
Bo pod Milburgii domem nie było Milburgii i nikt mi nie otworzył zza jej drzwi. Nie wyszła, nie obudziła sie, nie ucieszyła na mój widok, nie powiedziała, że teraz się mną zajmie. Nie było jej. Napisałem jej na kartce (nie wiem skąd ją miałem), żeby wiedziała, że byłem i przybiłem jej do drzwi to gwoździem. Niech wie.
Wsiadłem więc do tej samej taksówki i wyciągam odznakę szlachecką, nie wiem czy szlamiks wie co to jest odznaka szlachecka, ale mam na niej napisane, że mam krew najczystszą. Stary pomyślał, że jestem z jakiegoś ugupowania masońskiego wiec przewrócił oczami (dobrze, że nie zczaił się, że jestem czarodziejem) i powiedział, że mnie podwiezie. I jechał godzine, pierwszą, drugą i trzecia, trzy razy sie zatrzymywaliśmy, żebym się mógł odlać i kiedy wschodziło słońce i otworzyli sklep to poszedłem po papierosy. On mi kupił, bo ja nie miałem pieniedzy, bo mi Lorne w płaszczu zabrał.
Cóż to za bezpieniężny szlachcic, szkoda patrzeć.
Włosy mam w nieładzie, twarz mam w nieładzie. Jak ja się na oczy pokaże żonie. Może akurat bedzie u tych swoich przeklętych krewnych. Oby.
Kieruję kierowcę, żeby skecił tu, tam, tam, dziw że znam te wszystkie drogi mugolskie, ale własciwie, to znam. Kazałem się podwieźć aż pod samą rezydencję, a staremu spadły buty z nóg jak zobaczył przed czym ma parkować. Spytał, czy może zostać moim szoferem na dobre, to prycham pod nosem. Z dworu wyskakuje nie kto inny jak Alfred i pomaga mi wyjść, ja mu mówie, żeby usunął tamtemu pamiec i nie mówił nic Megarze, żeby zapłacił tamtemu kupe hajsu i nie mówił nic Megarze, żeby zaraz zrobił mi kapiel i nie mówił nic Megarze.
A ten pobladł, bo Megara właśnie wychodzi na schodki wejściowe.
Była jak ten duch krążący po starych posiadłościach. Nie mogła znaleźć sobie miejsca i net przebywanie w bibliotece nie mogło złagodzić jej rozkołatanych nerwów. Wiedziała, że coś było nie tak. Deimos ją okłamał, czuła to gdy budziła się w nocy gdy przechodził ją niespokojny dreszcz. Coś mu groziło a ona mogła tylko tkwić w czterech ścianach i udawać, że wieży w kłamstwa o niespokojnym aetonie. Tylko raz, tylko te jeden raz stanęła przed drzwiami do pokoi Deimosa mając w planach przetrząsnąć wszystko do góry nogami. Chciała wiedzieć gdzie jest, gdzie ma go szukać gdyby coś się stało. Alfred pojawił się jak zwykle znikąd, nic nie mówił. Obserwował i czekał aż znowu z czymś wyskoczy i będzie trzeba wzywać Alice żeby ją uspokoiła. Takie to nieszczęście spadło na stary dwór Marseet. Pani ni to dziecko ni to jeszcze de rosoły. Ale Megara nie weszła do środka, przeniosła wzrok na starego służącego zadając jedno pytanie przysłał jakaś wiadomość ?. Gdy otrzymała przeczącą odpowiedź po prostu wróciła do swoich pokoi zamykając się w nich na resztę dnia. Czekała do późnego wieczora udając, że czyta a później kładła się spać. Podczas jedno z takich czuwań dostrzegła przez okno światła samochodu. Zbiegła po schodach na dół nie zważając za wołającą za nią służącą przypominającą o płaszczu. Zatrzymała się dopiero przed wejściem biorąc jeden głęboki wdech dla uspokojenia. Nacisnęła na klamkę z drżącym sercem wyszła na zewnątrz. Nie mów Megarze tylko tyle usłyszała za nim jeszcze go zobaczyła. Carrowowie są najlepszymi hodowcami na świecie to była pierwsza myśl , która pojawiła się w jej głowie gdy wzrok w końcu spoczął na postaci męża. Nie zastanawiała się ani chwili tylko objęła go za szyje. - Nareszcie wróciłeś - zaczęła cicho. Wypuściła go z objęć starając się na niego za dużo nie patrzeć. Za to skupiła się na kierowcy, które obdarzyła jednym ze swoich najpiękniejszych i najsłodszych uśmiechów. - Alfredzie zapłać panu - powtórzyła słowa męża wciąż na niego nie patrząc. Sama nie wiedziała czy próbuje ukryć przed nim ulgę jaką poczuła na jego widok czy też może złość za te wszystkie kłamstwa. Carrowowie są najlepszymi hodowcami na świecie wciąż dudniło jej w głowie.
Megara schodzi, a ja nie mam nawet gdzie podziać wzroku, chcę nim uciec, by nie pokazywać się jej na oczy, ale to niestety tak nie działa, że jeżeli ja nie patrzę, to ona też. Ona zaś mnie zaskakuje, pojawia się zaraz obok i uwiesza się na mojej szyji, może lunatykuje, pora wszak taka raczej do spania.
- Nie dałem znać, że wracam - a przecież się tak umawialiśmy, że jej napiszę. List, notatkę, cokolwiek. Moje słowa giną w jej twarzy, która znów się odsuwa od mego ciała, ale dlaczego, to nie wiem. Przecież nie musi się tak wstydzić tego, że mnie chciała powitać, już i tak wszystko spartoliła i dowiedziałem się nim cokolwiek powiedziała. Opieram się z tyłu o kamienną poręcz solidnych schodów, prawie wywróciłem się na plecy. Mrugam ospale i macham ręką, żeby mi ktoś przyniósł wody. Jeżeli ktoś tego nie zauważył, to niech zauwazy to ona. Oddycham powoli, patrząc na przestrzeń pomiędzy naszymi stopami, kiedy Alfred zajmował się zmienianiem wspomnień i płaceniem panu taksówkarzowi. Dopiero pod sam koniec wyciągam rękę w stronę Megary, by pomogła mi wstać, chcę się oprzeć na jej ramieniu, nie na niczyim innym.
- Już nie śpisz, dlaczego? Nie odwiedziłaś w końcu Leandry?
Jest za wcześnie, a pogoda raczej podła, nie miałaś ochoty być raczej w swoim ciepłym łóżku, pod kołdrą i kocami z prawdziwych zwierząt. Coś mnie gdzieś boli, więc się skrzywiłem, kładę rękę na jej ramieniu. To miłe.
- Wolałbym, żebyś spała, jestem teraz tak zmęczony
To moje usprawiedliwienie, a ty jakie masz, Megaro.
- Nie dałem znać, że wracam - a przecież się tak umawialiśmy, że jej napiszę. List, notatkę, cokolwiek. Moje słowa giną w jej twarzy, która znów się odsuwa od mego ciała, ale dlaczego, to nie wiem. Przecież nie musi się tak wstydzić tego, że mnie chciała powitać, już i tak wszystko spartoliła i dowiedziałem się nim cokolwiek powiedziała. Opieram się z tyłu o kamienną poręcz solidnych schodów, prawie wywróciłem się na plecy. Mrugam ospale i macham ręką, żeby mi ktoś przyniósł wody. Jeżeli ktoś tego nie zauważył, to niech zauwazy to ona. Oddycham powoli, patrząc na przestrzeń pomiędzy naszymi stopami, kiedy Alfred zajmował się zmienianiem wspomnień i płaceniem panu taksówkarzowi. Dopiero pod sam koniec wyciągam rękę w stronę Megary, by pomogła mi wstać, chcę się oprzeć na jej ramieniu, nie na niczyim innym.
- Już nie śpisz, dlaczego? Nie odwiedziłaś w końcu Leandry?
Jest za wcześnie, a pogoda raczej podła, nie miałaś ochoty być raczej w swoim ciepłym łóżku, pod kołdrą i kocami z prawdziwych zwierząt. Coś mnie gdzieś boli, więc się skrzywiłem, kładę rękę na jej ramieniu. To miłe.
- Wolałbym, żebyś spała, jestem teraz tak zmęczony
To moje usprawiedliwienie, a ty jakie masz, Megaro.
Nie wygląda najlepiej. To przecież oczywiste. A w jej małej głowie zaczęło się roić od coraz to nowych scenariuszy odnośnie tego jak spędził ostatnie kilka dni. Możliwe, że to były po prostu wyrzuty sumienia. Kiwa potakująco głową zbyt zajęta unikaniem go by wmyślić jakąś sensowną odpowiedź. Umówili się a on miał to gdzieś. Skazał ją na długie dni pełne napięcia i nerwów . Nie powinna się tak przejmować. Powinna teraz spać i ewentualnie raz czy dwa zastanowić się gdzie kupiłaby dom gdy już zostanie wdową. Żadnych nieprzespanych nocy, żadnych czarnych myśl! Coś ty zrobił z biedną Megarą lordzie Carrow? Gdzie jest to uparte dziewczątko, które najchętniej zatańczyłoby na pana grobie? Ach lordzie Carrow co pan najlepszego zrobił!? Ruszyła się dopiero wtedy gdy zobaczyła, że Deimos wyciąga dłoń w jej stronę. Instynktownie chwyciła za nią i pozwoliła by się na niej oparł. Widziała jak Alfred uważniej ją obserwuje. Już wiedział? Wiedział co się stanie jeśli pani zacznie coś dźwigać? Nie ważne. Otworzył drzwi by wpuścić ich do środka i zniknął gdzieś pewnie przygotowując coś dla Deimosa.
- Byłam u niej - skłamała bez najmniejszego zachowania. - Wróciłam dzisiaj rano. Musiałam zrobić parę rzeczy do pracy i straciłam poczucie czasu. - kolejne piękne kłamstwo w które łatwo można było uwierzyć. Nie chce i nie może przyznać się do tego co robiła przez kilka ostatnich dni. Przecież nie musi wiedzieć. - Nie będę zawracać ci głowy - obiecała choć poczuła się trochę urażona jego zachowaniem - Zobaczyłam światła przed domem i chciałam zobaczyć co się dzieje - wyjaśniła kierując się w stronę głównego wejścia. - Dobrze będzie jak coś zjesz. Alfred na pewno wszystkim się zajmie. Na pewno zmarzłeś skoro zapomniałeś gdzieś płaszcz - spokojny głos zaczął zdradzać pierwsze oznaki napięcia. Teraz jego kolej na nową wymówkę. Deimos co ci się stało? . Miała ochotę zostawić go na zewnątrz i trzymać tam puki wszystkiego nie wyśpiewa. Ale nie bo przecież Carrowie są najlepszymi hodowcami na świecie ale zawsze znajdzie się jeden felerny egzemplarz.
- Byłam u niej - skłamała bez najmniejszego zachowania. - Wróciłam dzisiaj rano. Musiałam zrobić parę rzeczy do pracy i straciłam poczucie czasu. - kolejne piękne kłamstwo w które łatwo można było uwierzyć. Nie chce i nie może przyznać się do tego co robiła przez kilka ostatnich dni. Przecież nie musi wiedzieć. - Nie będę zawracać ci głowy - obiecała choć poczuła się trochę urażona jego zachowaniem - Zobaczyłam światła przed domem i chciałam zobaczyć co się dzieje - wyjaśniła kierując się w stronę głównego wejścia. - Dobrze będzie jak coś zjesz. Alfred na pewno wszystkim się zajmie. Na pewno zmarzłeś skoro zapomniałeś gdzieś płaszcz - spokojny głos zaczął zdradzać pierwsze oznaki napięcia. Teraz jego kolej na nową wymówkę. Deimos co ci się stało? . Miała ochotę zostawić go na zewnątrz i trzymać tam puki wszystkiego nie wyśpiewa. Ale nie bo przecież Carrowie są najlepszymi hodowcami na świecie ale zawsze znajdzie się jeden felerny egzemplarz.
Wyrzuty sumienia zrobiły ze mnie cień człowieka? Wyglądam jakby mnie conajmniej jakiś szlamisty tabun ludzi chciał dotykać, dotykac moich włosów i deptać po moich ubraniach. Nie chciałem się pokazywać jej w tym stanie, ale skoro już do tego doszło, to powinienem się wytłumaczyć. Bo powinienem, prawda? Nie wiem co powinienem a czego nie, ale powoli dochodzi do mnie, że zostawiłem Lornego i jego młodszą siostrę. Nie zainteresowalem się nawet nimi. A przecież w tej calej misji nie chodziło o nic innego jak o Milburgę. Gdyby nie ona, nie uczestniczyłbym w tych spotkaniach. Przecież mieliśmy tę naszą umowę. A ze mnie jest honorowy człowiek.
Nie mogę uwierzyć, że Megara na prawde chce mi odpowiadać na moje słowa. Jestem zmęczony, tak bardzo zmęczony. Kłamstwa nie miały już dla mnie większego znaczenia.
- Megara... - zaczynam cicho i mówię dopiero zaraz, bo jeszcze raz musiałem sie upewnić, że żyję i że tylko centrymetrów pięć dzieli mnie od jej ucha, więc nikt więcej tego nie usłyszy. Tylko ona i ten ziąb, który w poranek dziesiątego grudnia nawiedził Marseet. Czy nosi kolczyki, które schowałem w prezencie mikołajkowym? Nie dałem jej ich przed wyjazdem, bo przed wyjazdem dostała tylko połowę prezentów. Ale może znalazła - Nie byłem tam gdzie mówiłem ci że bede - a to ci niespodzianka, pewnie Megara czeka aż się jej przyznam do niecnych odwiedzin u moich licznych kochanek (których nie mam), niestety sprawa ma się nieco inaczej. Wolałbym się przyznać do spania u innej kobiety. - Byłem na tajemnej misji i prawie umarłem - poskarżyłem się żonie, bo komu mam się skarżyc jak nie jej, skoro ta cała Milburga poszła dziś do jakiegoś swojego nowego mężczyzny... nie myślę o tym, bo aż się zdenerwowałem, a nie mam przecież na to siły. Odkasłuje i przenoszę ciężar na drzwi o które opieram rękę, już nie na Megarze, chociaż ona z drugiej strony musi mnie przytrzymywać. Przelewam się przez ręce, takiego mnie żona lubi najbardziej.
Nie mogę uwierzyć, że Megara na prawde chce mi odpowiadać na moje słowa. Jestem zmęczony, tak bardzo zmęczony. Kłamstwa nie miały już dla mnie większego znaczenia.
- Megara... - zaczynam cicho i mówię dopiero zaraz, bo jeszcze raz musiałem sie upewnić, że żyję i że tylko centrymetrów pięć dzieli mnie od jej ucha, więc nikt więcej tego nie usłyszy. Tylko ona i ten ziąb, który w poranek dziesiątego grudnia nawiedził Marseet. Czy nosi kolczyki, które schowałem w prezencie mikołajkowym? Nie dałem jej ich przed wyjazdem, bo przed wyjazdem dostała tylko połowę prezentów. Ale może znalazła - Nie byłem tam gdzie mówiłem ci że bede - a to ci niespodzianka, pewnie Megara czeka aż się jej przyznam do niecnych odwiedzin u moich licznych kochanek (których nie mam), niestety sprawa ma się nieco inaczej. Wolałbym się przyznać do spania u innej kobiety. - Byłem na tajemnej misji i prawie umarłem - poskarżyłem się żonie, bo komu mam się skarżyc jak nie jej, skoro ta cała Milburga poszła dziś do jakiegoś swojego nowego mężczyzny... nie myślę o tym, bo aż się zdenerwowałem, a nie mam przecież na to siły. Odkasłuje i przenoszę ciężar na drzwi o które opieram rękę, już nie na Megarze, chociaż ona z drugiej strony musi mnie przytrzymywać. Przelewam się przez ręce, takiego mnie żona lubi najbardziej.
Może rzeczywiście trzeba było pójść spać gdy Alice przyniosła jej kolejną już kawę. Może rano dowiedziałaby się, że Deimos wrócił w jednym kawałku. Alfred doprowadziłby go już do porządku a sama Megara mogłaby na tyle jasno myśleć…na tyle jasno myśleć żeby nie myśleć w ogóle. Nie doczekała się odpowiedzi. Historii jak to zapomniał płaszcza w taksówce czy na jakimś spotkaniu albo jeszcze lepiej empatyczne oddał go ubogiej osobie. Zamiast tego usłyszała własne imię. Dreszcz przeszył całe jej ciało…tak jak wtedy gdy była sama i błądziła po starych korytarzach. Co mogło się stać? Mówił dalej a ona niemal czuła jak serce przestaje jej bić. Nawet przez myśl jej nie przeszło łóżka jakiejś kochanki czy prywatna sala w Venus. - Nie chce wiedzieć - szepnęła cicho ale jej słowa nawet do niego nie dotarły. Mówił dalej a przed jej oczami pojawiło się wspomnienie zebrania Zakonu. Deimos nie był w tej organizacji, nie mógł być. Istniały jeszcze inne, musiały. Zmęczony, nadwyrężony mózg zaczął działać w przyspieszonych obrotach. Powinna go spytać, powinna dowiedzieć się więcej. Gdy oparł się od drzwi wolną ręką zmusiła go by spojrzał jej w oczy. Czuła, że i tak niczego nie rejestruje ale warto było spróbować. - Wasze przygody z tego podłego lokalu zostawcie dla siebie - dziwne słowa wypowiadane cichym i miękkim głosem miały mu dać do zrozumienia, że nie chce wiedzieć. Sama się dowie. Uśmiechnęła się lekko puszczając jego brodę i delikatnie gładząc policzek. Jego i tak już tutaj nie było. - Musisz dojść do sypialni -zarządziła rezygnując już z posiłku. - To kilka kroków a sama cie nie przeniosę. Proszę cię chodź - pociągnęła go ostrożnie w stronę wejścia. - Opowiesz mi co się stało jutro jak lepiej się poczujesz - ona się martwiła, jego myśli krążyły wokół innej kobiety. Biedna Megaro nikt się nigdy nie dowie jak się martwiłaś o swojego największego wroga. Nie ważne, niech będzie jak dawniej. Niech już będzie przy niej i nigdzie nie wyjeżdża. Niech już nigdy nie zostawia jej samej i nie skazuje na wieczne czekanie. Proszę, tak ładnie proszę niech to wszystko się skończy i niech już będzie jak dawniej. Zgodziła się nawet na to by dalej nią gardził ale niech będzie blisko. Przecież to tak niewiele.
/zt
/zt
Delikatny dotyk zmusił ją do wyrwania się z krainy Morfeusza. Służąca siedząca tuż obok niej dała jej znać, że zaraz będą na miejscu. Megara zastanawiała się jak to możliwe, że zasnęła. Przecież to tyko kilkanaście minut lotu. Czyżby ostatnie dni aż tak bardzo odbiły się na jej zdrowiu? Czy to tylko kwestia tego, że ostatniej nocy nie zmrużyła oka obawiając się powrotu do domu i wymyślając tysiące kłamstw na każdą możliwą ewentualność. Megara odchyliła cienkie zasłonki przyglądając się lasom i łąkom otaczające stary dwór. Złapała się na tym, że się uśmiecha że ten widok wywołuje u niej radość. Nie ważne co powie za kilkanaście lat. To właśnie tam był jej dom. Kopyta potężnych aetonów w końcu uderzyły o ziemie. Megara przeniosła wzrok na towarzyszącą jej dziewczynę zadając jej nieme pytanie. Służąca zapewniła swoją panią, że wygląda pięknie i jeśli tylko się uśmiechnie lord Carrow nie będzie miał powodów by nic nie podejrzewać. Biedna dziewczyna spędziła kilka godzin na doprowadzeniu swojej pani do porządku. Ukryła wszystkie ewentualne rany i zasinienia i nawet udało się jej namówić Megarę na to by ten jeden raz zrezygnowała z ukrywania brzucha a wręcz go uwypukliła. Wszyscy mieszkańcy Marseet wiedzieli, że lord Carrow cieszy się z tego dziecka. Dla czego tego nie wykorzystać ten jeden jedyny raz? Megara kiwnęła w geście zgody i wygięła usta w coś na kształt delikatnego i niewymuszonego uśmiechu. Służąca wyszła z powozu jako pierwsza dając Megarze jeszcze kilka sekund na wzięcie ostatniego głębokiego oddechu. W końcu i ona korzystając z pomocy jednego ze służących opuściła bezpieczne cztery ściany powozu. W duchu ganiła się za ten niepoważny strach zmieszany z odrobiną poczuciem winy. Przecież mini jeszcze godzina czy dwie zanim zobaczy się z mężem. Miał na pewno dużo spraw w stajni albo może był na spotkaniu z klientami (DAJ MERLINIE!). W końcu uniosła wzrok i zamiast zobaczyć ponurą twarz Alfreda zobaczyła właśnie Deimosa. Uczucie każące jej natychmiast wracać do powozu i odlecieć gdzieś w siną dal walczyło ze zwykłą, pretensjonalną tęsknotą. I zanim jeszcze zdążyła zdecydować co rzeczywiście powinna zrobić znalazła się już przy Deimosie. Objęła go szepcząc cicho - Nareszcie w domu - po czym musnęła znajomy policzek. Teraz jego kolei by okazać, że za nią tęsknił?
- Miałem wrażenie, że wysyłam cię na odpoczynek - stara się zażartować, dudniąc tym swoim typowym głosem przepełnionym znudzeniem ale odkąd ma ciężarną żonę, równiesz zadowoleniem. Jego dłoń zostaje na jej plecach, kiedy postanawia zaprowadzić ją do środka. - Jak było, nie pisałaś listów - prosi o relację i uśmiecha się smutno, bo smutno patrzą oczy na drzwi tego dworu, który miał być ich przystanią szczęśliwości. Przecież obiecał jej wtedy na balkonie, że już nigdy jej nie skrzywdzi. Czy tym samym dał jej przyzwolenie na krzywdzenie jego?
Wszak lord Carrow zdawał sobie sprawę z tego, że obejmuje nie ukochaną żonę, ale manipulatorkę i kłamczuchę. Niszczycielkę strategiczną, która poświęciła każdy dzień ich wspólnego życia dla tego ostatecznego celu, którym będzie... no właśnie, jeszcze nie dowiedział się co będzie kulminacją jej działań. Ale mógł przeczuwać tylko to co najgorsze. Po poszlakach, oczywiście. Bo cóż dobrego można się spodziewać po kimś kto grozi śmiercią dziecka, ukrywa w swoich szafach śmiertelny eliksir, a do tego nie pojawia się na wymarzonych wakacjach z dala od męża, tylko... cóż, tego też jeszcze się nie dowiedział. Liczył, że Megara sama mu wyjaśni co robiła, kiedy zamiast leżeć i pozwalać sobie podtykać zabiegi relaksacyjne czy owoce pod nos, spędzała czas poza miejscem w którym ją ulokować chciał.
Ciekawe, że będąc tak światłą kobietą, nie wpadła na to, że Deimos jako główny organizator jej wycieczki, miał mieć pełen wgląd w rutynę jej dnia. Ale przede wszystkim, był sponsorem, natomiast już dwa dni po wyjeździe megary otrzymał niepokojącą wiadomość. Żona wcale nie stawiła się w klinice. Wpierw wpadł w przerażenie, co jeżeli coś złego jej się stało? napadli bandyci, albo Rycerze Walpurgii postanowili odrzucić jego propozycję biernego członkostwa i ukarać to, że nie ma zamiaru biegać po mokradłach jak jakiś piętnastolatek? Nie minęło jednak wiele czasu, zanim nie zrozumiał, że jej nie mogło się nic złego stać, a jego plany by wyruszyć jej na ratunek też nie miały sensu. Wtedy uznał, że uciekła od niego. To też powinno go zmartwić, natomiast potanowił milczeć. O tym, że Megary nie ma póki co wiedział tylko Alfred. Gdyby nie wróciła umówionego dnia do domu, ogłosiłby, że zagineła. Może, że umarła. Opłakałby ją po pogrzebie bez ciała, a ona mogłaby żyć gdzieś daleko od niego. Albo na prawdę byłaby martwa. Był na nią zły, to dlatego tak bierne zachowanie planował w swojej głowie. Faktem jest, że codziennie opuszczał się w pracy coraz bardziej i marnował czas na jeżdżeniu po polach swego hrabstwa, czasami dolatując prawie tam gdzie powinna być. Miał nadzieję, że ujrzy ją z daleka i to uspokoi jego sumienie. Słudzy mówili, że to romantyczne, że tak tęskni za żoną, że w końcu zrozumiał, że nie wolno jej traktować źle. Mówili, że od teraz będzie im się żyło lepiej w Marseet, a młody potomek Carrowów zesłał im spokój. Dawno wypatrywany.
Ale wypatrywanie ukochanej z daleka pomagało mu w uspokojeniu sumienia tylko na kilka godzin. Nie miał pojęcia co się z nią działo, odliczał dni. A kiedy stał dziś na schodach dworu i widział powracający wóz z koniami, zastanawiał się głęboko w sobie: czy ona tam będzie? Moment najgorszy nastąpił, kiedy z wozu wyszła najpierw nie Megara, ale Alice. Wtedy czas przestał dla Deimosa płynąć. Już widział, jak Alice podchodzi do swego szefa i oznajmia mu złą nowinę. Już czuł, jak coś mu nie pozwala oddychać. Ale później zobaczył drugą stopę, rękę i pasmo blond włosów. I przerażenie (bo to chyba był strach?) zamieniło sięw ulgę. Megara jednak wróciła. A skoro wróciła, to nie musiał urządzać jej pogrzebu, nie musiał jej opłakiwać, szukać i męczyć aetonanów, które niespokojne miały te ostatnie dwa tygodnie. Ulga zaś dość prędko zamieniła się w podejrzliwość. Kim była ta kobieta? Czy to na pewno jego żona? Wyglądała dobrze, ale nie tak, jak powinna wyglądać dama, która opuściła właśnie klinikę. Była zmęczona, albo zniechęcona, nie patrzyła na niego, a kiedy spojrzała dostrzegł, że coś jest nie tak. Czyżby dalej nie mogła sobie poradzić z tym, co wydarzyło się dawno temu w listopadzie? Jakoś przed wyjazdem zdawało się, że jest w stanie zapomnieć i wybaczyć mu wszystko. Szybko przestała na niego spoglądać i schowała się gdzieś na poziomie jego rąk. Oczywiście udawał, że nie widzi tej niezgody pomiędzy uczuciami a słowami, przecież oficjalnie nie byli jeszcze na tyle zżyci, by móc sobie czytać z oczu.
Postanowił grać, grać na jej sumieniu. O ile jakiekolwiek posiadała.
Wszak lord Carrow zdawał sobie sprawę z tego, że obejmuje nie ukochaną żonę, ale manipulatorkę i kłamczuchę. Niszczycielkę strategiczną, która poświęciła każdy dzień ich wspólnego życia dla tego ostatecznego celu, którym będzie... no właśnie, jeszcze nie dowiedział się co będzie kulminacją jej działań. Ale mógł przeczuwać tylko to co najgorsze. Po poszlakach, oczywiście. Bo cóż dobrego można się spodziewać po kimś kto grozi śmiercią dziecka, ukrywa w swoich szafach śmiertelny eliksir, a do tego nie pojawia się na wymarzonych wakacjach z dala od męża, tylko... cóż, tego też jeszcze się nie dowiedział. Liczył, że Megara sama mu wyjaśni co robiła, kiedy zamiast leżeć i pozwalać sobie podtykać zabiegi relaksacyjne czy owoce pod nos, spędzała czas poza miejscem w którym ją ulokować chciał.
Ciekawe, że będąc tak światłą kobietą, nie wpadła na to, że Deimos jako główny organizator jej wycieczki, miał mieć pełen wgląd w rutynę jej dnia. Ale przede wszystkim, był sponsorem, natomiast już dwa dni po wyjeździe megary otrzymał niepokojącą wiadomość. Żona wcale nie stawiła się w klinice. Wpierw wpadł w przerażenie, co jeżeli coś złego jej się stało? napadli bandyci, albo Rycerze Walpurgii postanowili odrzucić jego propozycję biernego członkostwa i ukarać to, że nie ma zamiaru biegać po mokradłach jak jakiś piętnastolatek? Nie minęło jednak wiele czasu, zanim nie zrozumiał, że jej nie mogło się nic złego stać, a jego plany by wyruszyć jej na ratunek też nie miały sensu. Wtedy uznał, że uciekła od niego. To też powinno go zmartwić, natomiast potanowił milczeć. O tym, że Megary nie ma póki co wiedział tylko Alfred. Gdyby nie wróciła umówionego dnia do domu, ogłosiłby, że zagineła. Może, że umarła. Opłakałby ją po pogrzebie bez ciała, a ona mogłaby żyć gdzieś daleko od niego. Albo na prawdę byłaby martwa. Był na nią zły, to dlatego tak bierne zachowanie planował w swojej głowie. Faktem jest, że codziennie opuszczał się w pracy coraz bardziej i marnował czas na jeżdżeniu po polach swego hrabstwa, czasami dolatując prawie tam gdzie powinna być. Miał nadzieję, że ujrzy ją z daleka i to uspokoi jego sumienie. Słudzy mówili, że to romantyczne, że tak tęskni za żoną, że w końcu zrozumiał, że nie wolno jej traktować źle. Mówili, że od teraz będzie im się żyło lepiej w Marseet, a młody potomek Carrowów zesłał im spokój. Dawno wypatrywany.
Ale wypatrywanie ukochanej z daleka pomagało mu w uspokojeniu sumienia tylko na kilka godzin. Nie miał pojęcia co się z nią działo, odliczał dni. A kiedy stał dziś na schodach dworu i widział powracający wóz z koniami, zastanawiał się głęboko w sobie: czy ona tam będzie? Moment najgorszy nastąpił, kiedy z wozu wyszła najpierw nie Megara, ale Alice. Wtedy czas przestał dla Deimosa płynąć. Już widział, jak Alice podchodzi do swego szefa i oznajmia mu złą nowinę. Już czuł, jak coś mu nie pozwala oddychać. Ale później zobaczył drugą stopę, rękę i pasmo blond włosów. I przerażenie (bo to chyba był strach?) zamieniło sięw ulgę. Megara jednak wróciła. A skoro wróciła, to nie musiał urządzać jej pogrzebu, nie musiał jej opłakiwać, szukać i męczyć aetonanów, które niespokojne miały te ostatnie dwa tygodnie. Ulga zaś dość prędko zamieniła się w podejrzliwość. Kim była ta kobieta? Czy to na pewno jego żona? Wyglądała dobrze, ale nie tak, jak powinna wyglądać dama, która opuściła właśnie klinikę. Była zmęczona, albo zniechęcona, nie patrzyła na niego, a kiedy spojrzała dostrzegł, że coś jest nie tak. Czyżby dalej nie mogła sobie poradzić z tym, co wydarzyło się dawno temu w listopadzie? Jakoś przed wyjazdem zdawało się, że jest w stanie zapomnieć i wybaczyć mu wszystko. Szybko przestała na niego spoglądać i schowała się gdzieś na poziomie jego rąk. Oczywiście udawał, że nie widzi tej niezgody pomiędzy uczuciami a słowami, przecież oficjalnie nie byli jeszcze na tyle zżyci, by móc sobie czytać z oczu.
Postanowił grać, grać na jej sumieniu. O ile jakiekolwiek posiadała.
Czy już wyczuła, że coś jest nie w porządku? Dostrzegła smutek w błękitnych oczach w wymuszonym uśmiechu? Nie, zbyt była skupiona na sobie by przejmować się nawet Deimosem. Pamiętała tylko o tym, że wciąż musi oddychać, nie przestawać się uśmiechać bez względu na wszystko i może jeszcze o tym, że nie może się skrzywić czując jak ręka Deimosa dotyka obolałych pleców. - Przestań - zganiła go również siląc się na wesoły ton głosu. Ciekawe ile jeszcze będzie wstanie udawać, że nic się nie dzieje? Podejrzewała, że Deimos zaproponuje jej wspólny posiłek albo mały spacer poczym zostawi ją w spokoju by mogła przypilnować rozpakowania kufrów i trochę odpocząć po podróży. Gdy wypomniał jej, że nie pisała listów w myślach wyzwała się od najgorszych idiotek. Jak mogła popełnić tak banalny błąd?! Wystarczyło przecież wyskrobać kilka linijek o pięknej plaży i cudownych zabiegach a wszystko podpisać krótkim Kocham cię, Megara . Nie…może jednak lepiej bez tego ostatniego. Zwykłe Megara przecież w pełni by wystarczyło. Potrząsnęła lekko blond włosom głową chcąc skierować swoje myśli na odpowiedni tor. - Przepraszam - wplotła dłoń pod jego ramie. Już prawie zapomniała jak wspaniale mieć go przy sobie. - Zapomniałam o całym świecie - co nie do końca było kłamstwem czy kolejną wymówką. - Było wspaniale - zapewniła może zbyt ochoczo. - No może trochę przesadzam - poprawiła się. - Miałam wrażenie, że jeśli nie zapewnie pracowników o swoim szczęściu i zadowoleniu to zaczną przy mnie płakać. - zaśmiała się pod nosem. Może to zabrzmi bardziej szczerze i naturalnie. Megara pełna sarkastycznych uwag czy Megara na siłę udająca szczęśliwą i zadowoloną? - Ale parę razy udało mi się wyrwać spod ich czujnego wzroku. Godzinami mogłabym spacerować po plaży czy po parku. Jemu też się tam podobało wolną ręką dotknęła uwypuklonego brzucha. Liczyła, że tym gestem przywoła na ust Deimosa coś w stylu. Pewnie jesteś zmęczona. Porozmawiamy jak trochę odpoczniesz . Chwila ciszy ale nic z tego. Naprawdę musi dalej ciągnąć tę szopkę? - Dziękuję, że mnie tam wysłałeś. - może dla podkreślenia swoich słów, może dla okazania mu większej wdzięczności mocniej objęła jego ramie. Nie czuła wstydu za to, że kłamstwa przychodziły jej z taką łatwością. Oszukiwała mężczyznę, który ostatnio wydawał się nie pragnąć niczego poza jej szczęściem i jej uśmiech. Nawet małych wyrzutów sumienia? Nic, może tylko oczekiwanie na to kiedy będzie mogła w końcu przestać się uśmiech i w końcu swobodnie odetchnąć. Co by zrobiła gdyby ktoś opowiedział jej co się działo z Deimosem gdy wyjechała? Uwierzyłaby w strach i tęsknotę? Może tylko uśmiechnęłaby się z politowaniem i nazwała go głupcem? Może…może…może…
- A co tu się działo gdy mnie nie było? - spytała w końcu. Zależało jej głównie na tym by skierować rozmowę na bezpieczniejsze rejony. Uniosła wzrok spoglądając na znajomą budowle. Co tym razem oglądał te stare mury. Naprawdę szalał podobnie jak ona gdy nagłe interesy wypędziły go z domu? Biedne te dwie duszyczki bo razem żyć nie potrafią ale osobno zwyczajnie nie mogą.
- A co tu się działo gdy mnie nie było? - spytała w końcu. Zależało jej głównie na tym by skierować rozmowę na bezpieczniejsze rejony. Uniosła wzrok spoglądając na znajomą budowle. Co tym razem oglądał te stare mury. Naprawdę szalał podobnie jak ona gdy nagłe interesy wypędziły go z domu? Biedne te dwie duszyczki bo razem żyć nie potrafią ale osobno zwyczajnie nie mogą.
Tak łatwo spływały z jej ust kłamstwa. Brzmiały dość akceptowalnie, jakby nie znał prawdy, to mógłby jej w nie uwierzyć. Było wspaniale, dobrze się tam czuła, wypoczeła, a jemu podobało się tam jeszcze bardziej. Jaka szkoda, że nic co mówiła nie było prawdą. Kłamała tak pięknie, tak kwieciście. Udając, że mimo wszystko znalazła tam coś co jej się nie podobało. No typowa Megara, której nigdy nie może być za dobrze i zawsze znajdzie ubytki. Jakiś dziwny prąd przebiegł przez jego oczy i krzywy uśmiech. Czai się w nim ta dzikość, którą pielęgnował tyle lat kawalerskiego życia. Chciałby wybuchnąć, skręcić jej kark i powiedzieć, że już jej nie ufa i nigdy nie zaufa. Że wszystko zniszczyła. I oskarżyć o miliony kochanków do których pojechała, kiedy on się tak o nią martwił tu, tu w ich domu. Jeszcze raz wykrzyczeć jej, że nie jest mu wdzięczna, a przecież jest taki dobry. Zmusić ją do płaczu i ucieczki. Albo skrzywdzić tak mocno, by nigdy nie wyszła już z pokoju.
Ale nie zawsze można robić to, na co się ma ochotę. Deimos nie jest głupi, wie, że nie może już ryzykować. Tym razem mógłby stracić zbyt wiele. Opiekuńczo dotyka brzucha swojej żony, zdając sobie sprawę z tego, że to jedyne co może go uspokoić. Obecność tej trzeciej istotki, jego potomka/potomkini.
- Byłaś już u jasnowidza? Beze mnie? - spokojnie czepiając się słówek, zwraca jej uwagę, że niebezpiecznie użyła męskiego zaimka. Zastanawia się, czy tylko mu się wydawało, że Megara chce już go opuścić, czy na prawdę tak jest. Dopiero przyjechała i nie zamierza spędzić z nim tego wieczoru? Podobno się stęskniła. Ściska go za ramię, a on zatrzymuje się przy schodach ze słowami: - Bardzo się cieszę, że ci się podobało. Kolejnym razem wyjadę razem z tobą, miałaś rację, powinniśmy jak najwięcej czasu spędzać teraz razem -nawiązuje do jej próśb o to, by jej nie wysyłał nigdzie, tylko został z nią. Niech się nie doszukuje tego, że ON WIE i dlatego chce mieć ją na oku. Ma być dla niej tak idealnym mężem, aż jej się zrobi najzupełniej głupio i sama się przyzna, jak niewierną jest żoną. Dlatego uśmiecha się i wskazuje kierunek odwrotny do kierunku ciepłego wnętrza domu. - Jeżeli nie jesteś zmęczona, to mógłbym ci pokazać. Urodził się nam ostatnio młody atenonan, piękny i zdrowy. Bardzo żałowałem, że nie byłaś przy tym wspaniałym wydarzeniu, tak wiele cię omineło. - na przykład to jak się Deimos na Darcy Rosier odwdzięczył za to, że zniszczyła mu i Megarze życie - A tak, to starałem się, by wszystko było po staremu. Tylko z tęsknoty prawie codziennie gościłem Fobosa i Adriena, opróżniliśmy połowę winniczki, trzeba zrobić zapasy
Tu kładzie swoje dłonie po obu stronach jej głowy jasnowłosej. To małe wredne stworzenie, jak niewdzięczne ma wnętrze. Przodkowie mieli racje sądząc, że kobieta jest piekielnym wytworem. ta na pewno nim była. To pewnie dlatego, powoli przestawało go boleć, kiedy mówił: - Cieszę się, że już jesteś - i powoli złożył pocałunek na jej obu policzkach, ustach a później wskazał jej drogę czy chce iść na górę czy może zwiedzić nowego mieszkańca stajni.
Ale nie zawsze można robić to, na co się ma ochotę. Deimos nie jest głupi, wie, że nie może już ryzykować. Tym razem mógłby stracić zbyt wiele. Opiekuńczo dotyka brzucha swojej żony, zdając sobie sprawę z tego, że to jedyne co może go uspokoić. Obecność tej trzeciej istotki, jego potomka/potomkini.
- Byłaś już u jasnowidza? Beze mnie? - spokojnie czepiając się słówek, zwraca jej uwagę, że niebezpiecznie użyła męskiego zaimka. Zastanawia się, czy tylko mu się wydawało, że Megara chce już go opuścić, czy na prawdę tak jest. Dopiero przyjechała i nie zamierza spędzić z nim tego wieczoru? Podobno się stęskniła. Ściska go za ramię, a on zatrzymuje się przy schodach ze słowami: - Bardzo się cieszę, że ci się podobało. Kolejnym razem wyjadę razem z tobą, miałaś rację, powinniśmy jak najwięcej czasu spędzać teraz razem -nawiązuje do jej próśb o to, by jej nie wysyłał nigdzie, tylko został z nią. Niech się nie doszukuje tego, że ON WIE i dlatego chce mieć ją na oku. Ma być dla niej tak idealnym mężem, aż jej się zrobi najzupełniej głupio i sama się przyzna, jak niewierną jest żoną. Dlatego uśmiecha się i wskazuje kierunek odwrotny do kierunku ciepłego wnętrza domu. - Jeżeli nie jesteś zmęczona, to mógłbym ci pokazać. Urodził się nam ostatnio młody atenonan, piękny i zdrowy. Bardzo żałowałem, że nie byłaś przy tym wspaniałym wydarzeniu, tak wiele cię omineło. - na przykład to jak się Deimos na Darcy Rosier odwdzięczył za to, że zniszczyła mu i Megarze życie - A tak, to starałem się, by wszystko było po staremu. Tylko z tęsknoty prawie codziennie gościłem Fobosa i Adriena, opróżniliśmy połowę winniczki, trzeba zrobić zapasy
Tu kładzie swoje dłonie po obu stronach jej głowy jasnowłosej. To małe wredne stworzenie, jak niewdzięczne ma wnętrze. Przodkowie mieli racje sądząc, że kobieta jest piekielnym wytworem. ta na pewno nim była. To pewnie dlatego, powoli przestawało go boleć, kiedy mówił: - Cieszę się, że już jesteś - i powoli złożył pocałunek na jej obu policzkach, ustach a później wskazał jej drogę czy chce iść na górę czy może zwiedzić nowego mieszkańca stajni.
Dziwne uczucie gdy tak dotyka jej brzucha. Przecież robił to tak rzadko. Czasem miała wrażenie, że nawet przy najmniejszej formie czułość Deimos czekaj aż ona go odepchnie i powie, że już nie chce mieć z nim nic wspólnego. Przecież wróciła do niego, zawsze wraca.
To nie była radość ani niezdrowe podniecenie. Dreszcz który przeszył jej plecy miał być zwiastunem wyrzutów sumienia. Wyczuła w tym geście troskę o to małe stworzenie rosnące pod jej sercem. Zabranie mu go wydawało się czynem niesamowicie okrutnym. Nawet ona nie mogłaby tego zrobić. Odwróciła od niego wzrok obawiając się że może coś wyczytać z jej zmienionego wyrazu twarzy. Na szczęście jego słowa przywołały ją do porządku. Przewróciła oczami uśmiechając się przy tym z lekkim rozbawieniem. - Powiedziałam ci już, że nie pójdę do jasnowidza choćbyś miał mnie tam zaciągnąć siłą - kto by pomyślała, że Deimos będzie się tak czepiał jednego małego słówka. - Ja już wybrałam kolor ścian. Będą niebieskie. Dla chłopca pasują a jeśli to będzie dziewczyna powiemy, że niebieski to przecież kolor Roweny - wzruszyła lekko ramionami mając swój plan za jedyne słuszne i rozsądne rozwiązanie. Wydawało się, że Deimos nie miał w tej sprawie wiele do gadania a sama Megara również nie spodziewała się sprzeciwów z jego strony.
Obietnica wspólnego wyjazdu wyraźnie ją zaskoczyła. Deimos zachowywał się wyjątkowo przykładnie ale to nie był jeszcze powód by coś podejrzewać. Odkąd wróciła z rodzinnego dworu był dla niej przecież bardzo dobry. - Kto by pomyślał, że kiedyś choć na parę dni zostawisz dla mnie swoją ziemię i konie - chochlikowaty uśmiech miał zamaskować zdziwienie wciąż goszczące na drobnej twarzyczce lady Carrow. Sięgnęła po brodę Deimosa składając na jego ustach delikatny pocałunek. Chciała tym samym podkreślić wszystkie uczucia jakimi w tej chwili go darzyła.
Kolejne wieści przyjęła z mieszanymi uczuciami. Podskórnie czuła, że właśnie dochodzi do tego momentu w którym Deimos okazuje się być obdarzony większą ilością sprytu niż się mu to powszechnie zarzuca. Megara wiedziała, że jeśli nie zgodzi się obejrzeć nowego mieszkańca stadniny Deimos zacznie coś podejrzewać. - Chętnie się z nim przywitam - kiwnęła potakująco głową dla podkreślenia swoich słów. - Szkoda, że mnie przy tym nie było - żal wydawał się być wyjątkowo szczery. - Może w końcu przestałabym się tak bać - nie wiedziała czy Deimos zrozumie o co jej chodziło. Nie ważne, jej wzrok i tak powędrował w stronę ścieżki prowadzącej do stajni. Na dźwięk imienia starszego Carrowa aż się wzdrygnęła. Co tym razem Fobos wmówił bratu? Wzięła głęboki wdech myśląc nad jakąś reprymendą ale niestety mogła się skupić tylko na jednym słowie - Tęskniłeś za mną? - ciężko było stwierdzić czy w tym pytaniu kryje się nutka niedowierzania czy może samozadowolenia.
Po tym jak złożył na jej ustach ostatni pocałunek uśmiechnęła się lekko wyraźnie zadowolona z takiego przywitania. -Ja również, nawet nie wiesz jak bardzo - dodała już znacznie ciszej. Następnie wyswobodziła się z jego objęć odsuwając się odrobinę. Chwyciła go za dłoń i lekko pociągnęła w stronę stajni. - Chodźmy .
To nie była radość ani niezdrowe podniecenie. Dreszcz który przeszył jej plecy miał być zwiastunem wyrzutów sumienia. Wyczuła w tym geście troskę o to małe stworzenie rosnące pod jej sercem. Zabranie mu go wydawało się czynem niesamowicie okrutnym. Nawet ona nie mogłaby tego zrobić. Odwróciła od niego wzrok obawiając się że może coś wyczytać z jej zmienionego wyrazu twarzy. Na szczęście jego słowa przywołały ją do porządku. Przewróciła oczami uśmiechając się przy tym z lekkim rozbawieniem. - Powiedziałam ci już, że nie pójdę do jasnowidza choćbyś miał mnie tam zaciągnąć siłą - kto by pomyślała, że Deimos będzie się tak czepiał jednego małego słówka. - Ja już wybrałam kolor ścian. Będą niebieskie. Dla chłopca pasują a jeśli to będzie dziewczyna powiemy, że niebieski to przecież kolor Roweny - wzruszyła lekko ramionami mając swój plan za jedyne słuszne i rozsądne rozwiązanie. Wydawało się, że Deimos nie miał w tej sprawie wiele do gadania a sama Megara również nie spodziewała się sprzeciwów z jego strony.
Obietnica wspólnego wyjazdu wyraźnie ją zaskoczyła. Deimos zachowywał się wyjątkowo przykładnie ale to nie był jeszcze powód by coś podejrzewać. Odkąd wróciła z rodzinnego dworu był dla niej przecież bardzo dobry. - Kto by pomyślał, że kiedyś choć na parę dni zostawisz dla mnie swoją ziemię i konie - chochlikowaty uśmiech miał zamaskować zdziwienie wciąż goszczące na drobnej twarzyczce lady Carrow. Sięgnęła po brodę Deimosa składając na jego ustach delikatny pocałunek. Chciała tym samym podkreślić wszystkie uczucia jakimi w tej chwili go darzyła.
Kolejne wieści przyjęła z mieszanymi uczuciami. Podskórnie czuła, że właśnie dochodzi do tego momentu w którym Deimos okazuje się być obdarzony większą ilością sprytu niż się mu to powszechnie zarzuca. Megara wiedziała, że jeśli nie zgodzi się obejrzeć nowego mieszkańca stadniny Deimos zacznie coś podejrzewać. - Chętnie się z nim przywitam - kiwnęła potakująco głową dla podkreślenia swoich słów. - Szkoda, że mnie przy tym nie było - żal wydawał się być wyjątkowo szczery. - Może w końcu przestałabym się tak bać - nie wiedziała czy Deimos zrozumie o co jej chodziło. Nie ważne, jej wzrok i tak powędrował w stronę ścieżki prowadzącej do stajni. Na dźwięk imienia starszego Carrowa aż się wzdrygnęła. Co tym razem Fobos wmówił bratu? Wzięła głęboki wdech myśląc nad jakąś reprymendą ale niestety mogła się skupić tylko na jednym słowie - Tęskniłeś za mną? - ciężko było stwierdzić czy w tym pytaniu kryje się nutka niedowierzania czy może samozadowolenia.
Po tym jak złożył na jej ustach ostatni pocałunek uśmiechnęła się lekko wyraźnie zadowolona z takiego przywitania. -Ja również, nawet nie wiesz jak bardzo - dodała już znacznie ciszej. Następnie wyswobodziła się z jego objęć odsuwając się odrobinę. Chwyciła go za dłoń i lekko pociągnęła w stronę stajni. - Chodźmy .
Główne wejście
Szybka odpowiedź