Apteka pana Mulpeppera
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
Apteka pana Mulpeppera
Na parterze jednej z większych mieszkalnych kamienic Nokturnu swe miejsce ma malutka apteka; apteka jednak niezwyczajna, nijak nie przypominająca tych znajdujących się na Pokątnej. Przekrzywiony, przypalony dawien dawno szyld smętnie zwisa nad wąskimi drzwiami, drobnymi oknami przybytku; koło wejścia stoją beczki pełne magicznych ingrediencji niezbędnych do stworzenia jakiegokolwiek eliksiru. Jeśli jednak klient potrzebuje czegoś szczególnego, czegoś niespotykanego - przekroczyć musi próg sklepu, gdyż dopiero tam, we wnętrzu, znaleźć można prawdziwe skarby; skarby nielegalne, zakazane przez Ministerstwo Magii. Poustawiane na zakurzonych regałach, zamknięte w słojach i słoikach, beczułkach i pudłach, czy zwieszające się nawet z sufitu, potęgują tylko odczucie klaustrofobii. Starszy czarodziej, będący właścicielem przybytku, wiecznie krząta się w tą i w tamtą, przygarbiony, odziany w łachmany, w odbarwionej eliksirami ręce trzyma drobną lampę o lodowato niebieskim świetle. Czego to jednak nie można znieść, by pozyskać niezbędny do otrucia wroga jad, by znaleźć w końcu rzadkie składniki niewiadomego pochodzenia?
| 16.08
Wiedziała, że czekające ich zadanie nie będzie łatwe, ale Sophia naprawdę chciała coś zrobić dla Zakonu, dlatego nawet się nie wahała, kiedy rozdzielano zadania, tym bardziej, że jako aurorzy mieli szansę dowiedzieć się czegoś więcej o czarodzieju, który mógł posiadać poszukiwany artefakt. Czym dokładnie ten przedmiot będzie – to miało się dopiero okazać, ale trop należało sprawdzić. Mimo pożaru ministerstwa jakimś cudem zachowała się część jego akt, więc wspólnie z Frederickiem mogli ustalić jego sieć powiązań i możliwe miejsce pobytu. Które, jak można się było spodziewać, znajdowało się na Nokturnie.
Było to miejsce, w którym nawet aurorzy, a może zwłaszcza oni musieli zachować ostrożność. W końcu byli niepożądani w tym siedlisku licznych mętów wyjętych spod prawa, gdzie praktycznie każdy miał na sumieniu większe lub mniejsze przewinienia, i potencjalnie każdy mógł ich zaatakować pod byle pretekstem. Na Nokturnie nie było bezpiecznie dla osób z zewnątrz, ale jako aurorzy mogli się dobrze do tej misji przygotować.
Nie wiedzieli, czy w wytypowanym miejscu zastaną poszukiwanego, czy też nie, ale ważniejsze było w tym momencie przeszukanie jego mieszkania i odnalezienie przedmiotu, który mógł tam skrywać, a który mógł się okazać cenny z punktu widzenia Zakonu Feniksa.
Był wieczór. O ile Frederick dzięki zdolności metamorfomagii mógł upodobnić się do poszukiwanego, tak Sophia niestety nie miała tak łatwego zadania. Charakterystyczne, płomiennorude włosy rzucały się w oczy, dlatego przed tą wyprawą musiała starannie zaczesać je do tyłu i przewiązać, a także ubrać długi, ciemny płaszcz z głębokim kapturem, który mógł ukryć zarówno rude włosy, jak i twarz, którą od dołu dodatkowo okryła ciemnym szalem, z racji zimnej jak na porę roku temperatury nie przyciągającym uwagi, a już na pewno nie na Nokturnie. Korzystając z aurorskiego doświadczenia (krótszego niż Freda, ale zawsze), starała się wyglądać tak, jak może wyglądać osoba pojawiająca się na Nokturnie. Dzięki aurorskim szkoleniom potrafiła poruszać się i zachowywać dyskretnie, nie zwracając na siebie uwagi. Wiedziała, jak powinna stawiać kroki i jaką postawę ciała przybrać, żeby być jak najmniej widoczną i wtopić się w tłum. Była to jedna z rzeczy, którą musiała sobie przyswoić na kursie. Oby ta wiedza okazała się skuteczna w miejscu tak pełnym zepsucia i podejrzliwych ludzi jak to. Zabrała także różdżkę, a w wewnętrznej kieszeni ukryła starannie zabezpieczone pakunki z eliksirami: maścią z wodnej gwiazdy i eliksirem kociego kroku wziętych ze spotkania Zakonu. Na wszelki wypadek, choć miała nadzieję, że nie będą potrzebne.
Nokturn nigdy nie wywoływał w niej pozytywnych skojarzeń, a już na pewno nie po trzydziestym kwietnia, kiedy podczas interwencji w Białej Wywernie prawie zginął jej brat, także przez ognistą pożogę, taką jak ta, przed którą z Frederickiem uciekli z ministerstwa. Wiedziała też, że teraz w tych trudnych czasach zapewne znalazło tu kryjówkę jeszcze więcej różnych mętów, którzy mogli się tu czuć bezkarnie, korzystając z rozsypki ministerstwa i tego, że akta wielu z nich zapewne przepadły.
Musieli przejść kawałek tą wąską, ponurą i złowieszczą uliczką, zanim stanęli przed wytypowaną wcześniej kamienicą, na parterze której mieściła się złowieszcza apteka starego Mulpeppera, w której zapewne skrywało się wiele rzeczy mogących potencjalnie zainteresować Biuro Aurorów. Ale dziś przybyli w innym celu, nie z ramienia biura, dlatego apteka i jej zawartość nie były w tym momencie aż tak istotne, choć starała się wyglądać jak potencjalna klientka lustrująca przez szybę apteczną wystawę i zastanawiająca się nad wejściem do środka w celu dokonania zakupów. W rzeczywistości rozważała, jak niepostrzeżenie wejść do części mieszkalnej kamienicy i na właściwe piętro.
- To na pewno tutaj? – spytała ledwie słyszalnym szeptem, spoglądając w górę. Gdzieś tam, w jednym z tych pomieszczeń mógł znajdować się artefakt, którego szukali. Oby okazało się, że dobrze wytypowali miejsce. Spojrzała też w stronę drzwi od kamienicy, i świadoma hierarchii, zarówno tej aurorskiej jak i zakonnej, czekała na jego decyzję o wejściu. Może miał jakiś konkretny plan?
[bylobrzydkobedzieladnie]
Wiedziała, że czekające ich zadanie nie będzie łatwe, ale Sophia naprawdę chciała coś zrobić dla Zakonu, dlatego nawet się nie wahała, kiedy rozdzielano zadania, tym bardziej, że jako aurorzy mieli szansę dowiedzieć się czegoś więcej o czarodzieju, który mógł posiadać poszukiwany artefakt. Czym dokładnie ten przedmiot będzie – to miało się dopiero okazać, ale trop należało sprawdzić. Mimo pożaru ministerstwa jakimś cudem zachowała się część jego akt, więc wspólnie z Frederickiem mogli ustalić jego sieć powiązań i możliwe miejsce pobytu. Które, jak można się było spodziewać, znajdowało się na Nokturnie.
Było to miejsce, w którym nawet aurorzy, a może zwłaszcza oni musieli zachować ostrożność. W końcu byli niepożądani w tym siedlisku licznych mętów wyjętych spod prawa, gdzie praktycznie każdy miał na sumieniu większe lub mniejsze przewinienia, i potencjalnie każdy mógł ich zaatakować pod byle pretekstem. Na Nokturnie nie było bezpiecznie dla osób z zewnątrz, ale jako aurorzy mogli się dobrze do tej misji przygotować.
Nie wiedzieli, czy w wytypowanym miejscu zastaną poszukiwanego, czy też nie, ale ważniejsze było w tym momencie przeszukanie jego mieszkania i odnalezienie przedmiotu, który mógł tam skrywać, a który mógł się okazać cenny z punktu widzenia Zakonu Feniksa.
Był wieczór. O ile Frederick dzięki zdolności metamorfomagii mógł upodobnić się do poszukiwanego, tak Sophia niestety nie miała tak łatwego zadania. Charakterystyczne, płomiennorude włosy rzucały się w oczy, dlatego przed tą wyprawą musiała starannie zaczesać je do tyłu i przewiązać, a także ubrać długi, ciemny płaszcz z głębokim kapturem, który mógł ukryć zarówno rude włosy, jak i twarz, którą od dołu dodatkowo okryła ciemnym szalem, z racji zimnej jak na porę roku temperatury nie przyciągającym uwagi, a już na pewno nie na Nokturnie. Korzystając z aurorskiego doświadczenia (krótszego niż Freda, ale zawsze), starała się wyglądać tak, jak może wyglądać osoba pojawiająca się na Nokturnie. Dzięki aurorskim szkoleniom potrafiła poruszać się i zachowywać dyskretnie, nie zwracając na siebie uwagi. Wiedziała, jak powinna stawiać kroki i jaką postawę ciała przybrać, żeby być jak najmniej widoczną i wtopić się w tłum. Była to jedna z rzeczy, którą musiała sobie przyswoić na kursie. Oby ta wiedza okazała się skuteczna w miejscu tak pełnym zepsucia i podejrzliwych ludzi jak to. Zabrała także różdżkę, a w wewnętrznej kieszeni ukryła starannie zabezpieczone pakunki z eliksirami: maścią z wodnej gwiazdy i eliksirem kociego kroku wziętych ze spotkania Zakonu. Na wszelki wypadek, choć miała nadzieję, że nie będą potrzebne.
Nokturn nigdy nie wywoływał w niej pozytywnych skojarzeń, a już na pewno nie po trzydziestym kwietnia, kiedy podczas interwencji w Białej Wywernie prawie zginął jej brat, także przez ognistą pożogę, taką jak ta, przed którą z Frederickiem uciekli z ministerstwa. Wiedziała też, że teraz w tych trudnych czasach zapewne znalazło tu kryjówkę jeszcze więcej różnych mętów, którzy mogli się tu czuć bezkarnie, korzystając z rozsypki ministerstwa i tego, że akta wielu z nich zapewne przepadły.
Musieli przejść kawałek tą wąską, ponurą i złowieszczą uliczką, zanim stanęli przed wytypowaną wcześniej kamienicą, na parterze której mieściła się złowieszcza apteka starego Mulpeppera, w której zapewne skrywało się wiele rzeczy mogących potencjalnie zainteresować Biuro Aurorów. Ale dziś przybyli w innym celu, nie z ramienia biura, dlatego apteka i jej zawartość nie były w tym momencie aż tak istotne, choć starała się wyglądać jak potencjalna klientka lustrująca przez szybę apteczną wystawę i zastanawiająca się nad wejściem do środka w celu dokonania zakupów. W rzeczywistości rozważała, jak niepostrzeżenie wejść do części mieszkalnej kamienicy i na właściwe piętro.
- To na pewno tutaj? – spytała ledwie słyszalnym szeptem, spoglądając w górę. Gdzieś tam, w jednym z tych pomieszczeń mógł znajdować się artefakt, którego szukali. Oby okazało się, że dobrze wytypowali miejsce. Spojrzała też w stronę drzwi od kamienicy, i świadoma hierarchii, zarówno tej aurorskiej jak i zakonnej, czekała na jego decyzję o wejściu. Może miał jakiś konkretny plan?
[bylobrzydkobedzieladnie]
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
Ostatnio zmieniony przez Sophia Carter dnia 23.07.18 13:38, w całości zmieniany 2 razy
16 sierpnia
Nie był to pierwszy raz, gdy wkraczałem na Nokturn; biuro aurorów, doskonale znając mone taruralne predyspozycje do łatwej zmiany wizerunku, chętnie wysyłało mnie w te rewiry, nigdy jednak nie czułem się tutaj pewnie. Istniało kilka sposobów na rozpoznanie metamorfomaga, doskonale zdawałem sobie z tego sprawę – dlatego za każdym razem starałem nie zwracać się na siebie szczególnej uwagi, ale i poruszałem się płynnym, żwawym krokiem, ze wzrokiem bacznie obserwującym całe otoczenie.
Tym razem było trochę inaczej, bo na Nokturn wysłaliśmy się sami, korzystając z przywilejów, jaki dawał zawód aurora. Nikt w biurze nie musiał wiedzieć – a wręcz nie miał prawa – że za naszą wycieczką kryją się znacznie głębsze pobudki, niż rzekomo odnaleziony trop ściganego czarnoksiężnika.
Dotarcie pod drzwi kamienicy, w której mieściła się apteka Mulpeppera okazało się łatwe. Z twarzą, którą cały Nokturn miał praco znać, nikt nie ośmielił się nas zaczepić. Towarzystwo Sophii, której twarz pozostawała ukryta pod głębokim kapturem, również zdawao się nie wzbudzać podejrzeń. Na pytanie młodej aurorki skinąłem jedynie twierdząco głową. Drzwi do obskurnej, sypiącej się kamienicy okazały się otwarte, jeśli więc trop był prawdziwy, zostały nam jedynie do pokonania schody – których drewniana struktura, ku mojemu niezadowoleniu, utrudniała bezszelestne poruszanie się. Szliśmy więc powoli, a w palcach nieustanie obracałem rękojeść różdżki. Fakt, iż sam spacer po Nokturnie okazał się dziecinnie prostą częścią zadania, nie musiał oznaczać tego, że jego kontynuacja miała być równie prosta. Byłem jednak gotowy stawić czoło wszelkim komplikacjom.
Jedenastka, krzywo zwisająca z drzwi prowadzących do mieszkania, zwiastowała, iż byliśmy coraz bliżej celu. Uniosłem wzrok na Carter; nie musiałem jej instruować, doskonale wiedziała - wiedzieliśmy oboje - co należy zrobić i jak zachować się, gdyby plan poszedł nie po naszej myśli. Miała niewielkie doświadczenie w służbie aurorskiej, ufałem jednak, iz była wystarczająco bystra, by uznać moje wskazówki za zbędne. Ku mojemu zaskoczeniu, mechanizm drzwi ustąpił, gdy pociągnąłem za klamkę, ukazując przed nami ponure mieszkanie, które lata świetności dawno musiało mieć już za sobą. Ostrożnie wkroczyłem do środka, nie oddzielając się od Sophii i z korytarza kierując się ku drzwiom o podwójnym skrzydle, które musiały prowadzić do salonu. Uciekający czas nie był naszym sprzymierzeńcem, ale jeszcze większym wrogiem mogła okazać się samotność.
Nie był to pierwszy raz, gdy wkraczałem na Nokturn; biuro aurorów, doskonale znając mone taruralne predyspozycje do łatwej zmiany wizerunku, chętnie wysyłało mnie w te rewiry, nigdy jednak nie czułem się tutaj pewnie. Istniało kilka sposobów na rozpoznanie metamorfomaga, doskonale zdawałem sobie z tego sprawę – dlatego za każdym razem starałem nie zwracać się na siebie szczególnej uwagi, ale i poruszałem się płynnym, żwawym krokiem, ze wzrokiem bacznie obserwującym całe otoczenie.
Tym razem było trochę inaczej, bo na Nokturn wysłaliśmy się sami, korzystając z przywilejów, jaki dawał zawód aurora. Nikt w biurze nie musiał wiedzieć – a wręcz nie miał prawa – że za naszą wycieczką kryją się znacznie głębsze pobudki, niż rzekomo odnaleziony trop ściganego czarnoksiężnika.
Dotarcie pod drzwi kamienicy, w której mieściła się apteka Mulpeppera okazało się łatwe. Z twarzą, którą cały Nokturn miał praco znać, nikt nie ośmielił się nas zaczepić. Towarzystwo Sophii, której twarz pozostawała ukryta pod głębokim kapturem, również zdawao się nie wzbudzać podejrzeń. Na pytanie młodej aurorki skinąłem jedynie twierdząco głową. Drzwi do obskurnej, sypiącej się kamienicy okazały się otwarte, jeśli więc trop był prawdziwy, zostały nam jedynie do pokonania schody – których drewniana struktura, ku mojemu niezadowoleniu, utrudniała bezszelestne poruszanie się. Szliśmy więc powoli, a w palcach nieustanie obracałem rękojeść różdżki. Fakt, iż sam spacer po Nokturnie okazał się dziecinnie prostą częścią zadania, nie musiał oznaczać tego, że jego kontynuacja miała być równie prosta. Byłem jednak gotowy stawić czoło wszelkim komplikacjom.
Jedenastka, krzywo zwisająca z drzwi prowadzących do mieszkania, zwiastowała, iż byliśmy coraz bliżej celu. Uniosłem wzrok na Carter; nie musiałem jej instruować, doskonale wiedziała - wiedzieliśmy oboje - co należy zrobić i jak zachować się, gdyby plan poszedł nie po naszej myśli. Miała niewielkie doświadczenie w służbie aurorskiej, ufałem jednak, iz była wystarczająco bystra, by uznać moje wskazówki za zbędne. Ku mojemu zaskoczeniu, mechanizm drzwi ustąpił, gdy pociągnąłem za klamkę, ukazując przed nami ponure mieszkanie, które lata świetności dawno musiało mieć już za sobą. Ostrożnie wkroczyłem do środka, nie oddzielając się od Sophii i z korytarza kierując się ku drzwiom o podwójnym skrzydle, które musiały prowadzić do salonu. Uciekający czas nie był naszym sprzymierzeńcem, ale jeszcze większym wrogiem mogła okazać się samotność.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Młody był bardzo pojętny, jednak było w nim coś dziwnego. Coś w spojrzeniu, coś w gestach, coś jakby brak obecności, gdy słuchał jego słów, choć zapytany potrafił powtórzyć wszystko co się do niego mówiło. Coś było z tym dzieciakiem nie tak i Gargers nie zamierzał nadmiernie mu ufać, to nie oznacza jednak że to co działo się w głowie ciemnowłosego młodzieńca bardzo go obchodziło. Grunt, że spełniał polecenia, uczył się, przynosił co trzeba. On sam nie mógł już tak jawnie chodzić sobie po ulicach - choć udało mu się umknąć przed ucieczką, nie zamierzał nadmiernie kusić losu. Na Nokturnie był bezpieczny, jednak dalej - dalej musiał kogoś wysyłać.
A rytuał sam się nie skończy, rytuał sam się nie wypełni, zmarli nie przemówią zza grobu jeśli on ich nie wezwie. Tylko trzeba więcej krwi, więcej cierpienia, kilku eliksirów i magicznych przedmiotów. Nędzna cena.
Patrzył na chłopaka, który jakiś czas temu spadł mu jak z nieba - jeśli niebo w tym miejscu istnieje - i objaśniał, w którym z londyńskich mieszkań może znajdować się artefakt na jakim teraz mu zależało. Jeśli się uda, jeśli im się uda - będą już tak blisko!
W jednej chwili jednak przerwał, dosłownie w pół słowa. Nieobecne spojrzenie chłopaka, Leonarda Kyle'a odwróciło się ku korytarzu, gdy obaj dosłyszeli kroki. Wstali razem, starając się jednak zachować czujność. To on Gargers wychylił się pierwszy, by zerknąć z kim mają do czynienia, a widząc swoją własną twarz wiedział, że nie można spodziewać się niczego korzystnego.
Zaciskając palce na różdżce, skinął lekko na chłopaka. Muszą wykorzystać zaskoczenie nieznajomych, którzy weszli tu sobie najwidoczniej oczekując pełnej samotności.
Złodzieje?
- Adolebitque.
Mruknął pod nosem, koniec różdżki kierując w stronę mężczyzny. W tej samej chwili jego towarzysz poruszył własną różdżką, wskazując nią po chwili kobietę, by po chwili wypowiedzieć dokładnie tę samą inkantację. Jeśli się uda, najpierw dowiedzą się czegoś o swoich gościach.
- Adolebitque.
1. NPC 1 + jego k10 + anomalie (Gargers - atakuje Lisa)
2. NPC 2 + jego k10 + anomalie(Kyle - atakuje Sophię)
A rytuał sam się nie skończy, rytuał sam się nie wypełni, zmarli nie przemówią zza grobu jeśli on ich nie wezwie. Tylko trzeba więcej krwi, więcej cierpienia, kilku eliksirów i magicznych przedmiotów. Nędzna cena.
Patrzył na chłopaka, który jakiś czas temu spadł mu jak z nieba - jeśli niebo w tym miejscu istnieje - i objaśniał, w którym z londyńskich mieszkań może znajdować się artefakt na jakim teraz mu zależało. Jeśli się uda, jeśli im się uda - będą już tak blisko!
W jednej chwili jednak przerwał, dosłownie w pół słowa. Nieobecne spojrzenie chłopaka, Leonarda Kyle'a odwróciło się ku korytarzu, gdy obaj dosłyszeli kroki. Wstali razem, starając się jednak zachować czujność. To on Gargers wychylił się pierwszy, by zerknąć z kim mają do czynienia, a widząc swoją własną twarz wiedział, że nie można spodziewać się niczego korzystnego.
Zaciskając palce na różdżce, skinął lekko na chłopaka. Muszą wykorzystać zaskoczenie nieznajomych, którzy weszli tu sobie najwidoczniej oczekując pełnej samotności.
Złodzieje?
- Adolebitque.
Mruknął pod nosem, koniec różdżki kierując w stronę mężczyzny. W tej samej chwili jego towarzysz poruszył własną różdżką, wskazując nią po chwili kobietę, by po chwili wypowiedzieć dokładnie tę samą inkantację. Jeśli się uda, najpierw dowiedzą się czegoś o swoich gościach.
- Adolebitque.
1. NPC 1 + jego k10 + anomalie (Gargers - atakuje Lisa)
2. NPC 2 + jego k10 + anomalie(Kyle - atakuje Sophię)
I show not your face but your heart's desire
The member 'Ain Eingarp' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 60
--------------------------------
#2 'k10' : 5
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#4 'k100' : 52
--------------------------------
#5 'k10' : 8
--------------------------------
#6 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 60
--------------------------------
#2 'k10' : 5
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#4 'k100' : 52
--------------------------------
#5 'k10' : 8
--------------------------------
#6 'Anomalie - CZ' :
W mieszkaniu zastała nas cisza, a jednak podskórnie cały czas czułem, że była wyłącznie niemym zwiastunem burzy. Nokturn nigdy nie sprzyjał aurorom, nawet tym, którym podstępem udało przenikać się do jego najpilniej strzeżonych zakamarków. Mieszkanie nad apteką jednak do takich nie należało, co już uznałem za alarmujący sygnał. Rzucanie zaklęcia wykrywającego ludzką obecność nie miało jednak najmniejszego sensu - w kamienicy na pewno znajdowali się ludzie, a magia nie była w stanie wykryć, czy akurat mieszkanie pod jedenastką pozostawało bezpieczne. Sądząc po ilości drzwi, które znajdowały się w korytarzu, musiało być sporych gabarytów - ostatecznie budynek, w którym się mieściło, należał do jednego z największych na Nokturnie, a na piętrze znajdowały się tylko dwa lokale. Choć wnętrze spowijał półmrok, wzrok szybko przyzwyczaił się do trudnych warunków, dostrzegając obdrapane tapety i drzwi złuszczone tak dosadnie, jakby cierpiały na smoczą ospę. Wystrój mieszkania wskazywał jednak na to, iż swego czasu lokatorzy należeli raczej do majętnych osób, lata świetności dawno mając już za sobą. Co prawda nie było to Wilton, ale mieszkańcy wyraźnie aspirowali do tego, by statusem zrównać się z arystokracją - bezskutecznie. Nie udało nam się ustalić właściciela, ani tego, czy w ogóle żyje - najpewniej akta zostały spopielone wraz z setką innych, niezwykle przydatnych informacji, co Mulciberowi i reszcie ferajny musiało być bardzo na rękę.
Drzwi pokoju dziennego ustąpiły przed nami - a wraz z ruchem skrzydeł, powoli rysowały się przed nami dwie sylwetki, z czego jedną rozpoznałem bez wahania. To był Gargers - czarnoksiężnik, którego wizerunek ułatwił nam przedostanie się na Nokturn. Mężczyzna zareagował błyskawicznie, uprzedając mnie i Sophię. W ślad za nim poszedł drugi, wyglądem znacznie młodszy, i najprawdopodobniej również mniej płynny w rzucaniu plugawych czarów - ten rzucony przez niego rozmył się w połowie zdezelowanego salonu, zaś promień ulatujący z różdżki Gargesa pikował prosto na mnie.
- Protego! - Zażądałem, unosząc różdżkę. Walka była nieunikniona, a ja nie zamierzałem ustępować.
Garges: 200 PŻ, OPCM: 15, czarna magia: 25, zwinność 0, jasny umysł III
Kyle: 200 PŻ, OPCM: 10, czarna magia: 15, zwinność 5, jasny umysł II
Drzwi pokoju dziennego ustąpiły przed nami - a wraz z ruchem skrzydeł, powoli rysowały się przed nami dwie sylwetki, z czego jedną rozpoznałem bez wahania. To był Gargers - czarnoksiężnik, którego wizerunek ułatwił nam przedostanie się na Nokturn. Mężczyzna zareagował błyskawicznie, uprzedając mnie i Sophię. W ślad za nim poszedł drugi, wyglądem znacznie młodszy, i najprawdopodobniej również mniej płynny w rzucaniu plugawych czarów - ten rzucony przez niego rozmył się w połowie zdezelowanego salonu, zaś promień ulatujący z różdżki Gargesa pikował prosto na mnie.
- Protego! - Zażądałem, unosząc różdżkę. Walka była nieunikniona, a ja nie zamierzałem ustępować.
Garges: 200 PŻ, OPCM: 15, czarna magia: 25, zwinność 0, jasny umysł III
Kyle: 200 PŻ, OPCM: 10, czarna magia: 15, zwinność 5, jasny umysł II
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 79
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 79
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Chociaż droga przez Nokturn minęła stosunkowo spokojnie, Sophia pozostawała czujna. Zadanie tutaj na pewno nie mogło być łatwe, mogli spodziewać się wszystkiego, nawet jeśli przybranie przez Fredericka twarzy czarnoksiężnika pozwoliło im przejść i dotrzeć aż do kamienicy, której szukali. Zdolność metamorfomagii była bardzo użyteczna, Fox z pewnością robił z niej dobry użytek. Ufała jego doświadczeniu – zarówno w pracy, jak i w sprawach Zakonu. I nie zamierzała zawieść.
Weszli do kamienicy, która czasy świetności dawno miała za sobą, jak większość zabudowań na Nokturnie. Równie powoli i ostrożnie jak Fred ruszyła na górę po drewnianych, skrzypiących schodach, nie mówiąc nic. Oboje wiedzieli, co robić i byli świadomi zagrożenia. To nie mogło znacząco różnić się od większości aurorskich interwencji. A najważniejszą zasadą każdej była stała czujność i bycie przygotowanym na wszystko, także na to, że ktoś tam będzie, i może ich czekać walka. Aurorzy nie cieszyli się tutaj sympatią, stąd ta staranna maskarada, którą się posłużyli, by w ogóle wejść na Nokturn. Liczyła też na to, że znajdą to, czego potrzebowali. A jeśli przy okazji uda się przyskrzynić poszukiwanego czarnoksiężnika, to tym lepiej.
Zaciskała palce na różdżce, gotowa w każdej chwili jej użyć. Szła za Frederickiem, nasłuchując podejrzanych dźwięków. Pozwoliła, by mężczyzna otworzył drzwi, ukazując przed nimi obskurne mieszkanie, które zdawało się wręcz idealnie nadawać na kryjówkę mętów wyjętych spod prawa.
Ale tu właśnie zaczęły się pierwsze problemy – mieszkanie nie było puste. Znajdowało się tam dwóch mężczyzn, a w jednym z nich Sophia od razu rozpoznała poszukiwanego, którego twarz przybrał Frederick. Odrażający typ mający na sumieniu parszywe rzeczy. Ten drugi prawdopodobnie był jego uczniem, nie rozpoznawała go.
W ich stronę pomknęły czarnomagiczne klątwy. Jedna z nich była celna, ale Fox bardzo zręcznie się obronił, odbijając czar z powrotem w tego, kto go rzucił. Urok drugiego chybił, ale Sophia nie zamierzała dawać mu szansy na powtórzenie ataku i skierowała w niego różdżkę.
- Regressio! – rzuciła, próbując na krótki czas wyłączyć mężczyznę z walki.
Weszli do kamienicy, która czasy świetności dawno miała za sobą, jak większość zabudowań na Nokturnie. Równie powoli i ostrożnie jak Fred ruszyła na górę po drewnianych, skrzypiących schodach, nie mówiąc nic. Oboje wiedzieli, co robić i byli świadomi zagrożenia. To nie mogło znacząco różnić się od większości aurorskich interwencji. A najważniejszą zasadą każdej była stała czujność i bycie przygotowanym na wszystko, także na to, że ktoś tam będzie, i może ich czekać walka. Aurorzy nie cieszyli się tutaj sympatią, stąd ta staranna maskarada, którą się posłużyli, by w ogóle wejść na Nokturn. Liczyła też na to, że znajdą to, czego potrzebowali. A jeśli przy okazji uda się przyskrzynić poszukiwanego czarnoksiężnika, to tym lepiej.
Zaciskała palce na różdżce, gotowa w każdej chwili jej użyć. Szła za Frederickiem, nasłuchując podejrzanych dźwięków. Pozwoliła, by mężczyzna otworzył drzwi, ukazując przed nimi obskurne mieszkanie, które zdawało się wręcz idealnie nadawać na kryjówkę mętów wyjętych spod prawa.
Ale tu właśnie zaczęły się pierwsze problemy – mieszkanie nie było puste. Znajdowało się tam dwóch mężczyzn, a w jednym z nich Sophia od razu rozpoznała poszukiwanego, którego twarz przybrał Frederick. Odrażający typ mający na sumieniu parszywe rzeczy. Ten drugi prawdopodobnie był jego uczniem, nie rozpoznawała go.
W ich stronę pomknęły czarnomagiczne klątwy. Jedna z nich była celna, ale Fox bardzo zręcznie się obronił, odbijając czar z powrotem w tego, kto go rzucił. Urok drugiego chybił, ale Sophia nie zamierzała dawać mu szansy na powtórzenie ataku i skierowała w niego różdżkę.
- Regressio! – rzuciła, próbując na krótki czas wyłączyć mężczyznę z walki.
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
The member 'Sophia Carter' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 41
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 41
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
W jakiś pokrętny sposób ta nieoczekiwana konfrontacja wydawała mi się uśmiechem losu. Spodziewałem się komplikacji, jednak nie samego Gargesa, który nieomal podał się dwójce aurorów jak na dłoni. Miał na dłoniach zbyt wiele niewinnej krwi, by dłużej pozostawać na wolności. Nie jego tutaj oczekiwaliśmy odnaleźć; nieuważność, pewność siebie, przypadek - nie wiedziałem, co ściągnęło go akurat dzisiaj, akurat teraz w to miejsce, wiedziałem natomiast na pewno, że jeden z nas miał dziś ponieść swoją ostateczną porażkę. Choć przybyliśmy z Sophią w ślad za artefaktem, perspektywa złapania poszukiwanego czarnoksiężnika nie kłóciła się mocno z naszym zadaniem, a - jakby nie patrzeć - była wręcz naszym obowązkiem.
Tarcza zaszkliła się przede mną srebrzystymi iskrami, nie tylko osłaniając mnie przed klątwą, ale i zmieniając jej kierunek, który teraz obrał za cel swojego pana. Fakt, iż nosiłem jego twarz z pewnością musiał go zaintrygować, nie zamierzałem jednak wdawać się z nim w niepotrzebne dyskusje, skupiając swoje myśli wokół pojedynku. W ślad za mną poszła Sophia, posyłając skuteczny czar w kierunku drugiego czarodzieja, znacznie młodszego. Musiał być jego wspólnikiem, choć młody wiek sugerował raczej na nędznego pomagiera, który w zamian za zaprzedanie własnej duszy chłonął czarnomagiczne praktyki. Ile mógł mieć lat? Dwadzieścia? Półmrok utrudniał dokładną identyfikację, ale nie sądziłem, by skończył szkołę dawniej, niż pięć lat do tyłu. Tor, jaki wyznaczyła Carter jasno dał mi do zrozumienia, co należy uczynić z nim dalej.
- Expelliarmus! - Wyartykuowałem, również celując w młodszego czarnoksiężnika. Garges i tak musiał uporać się z własnym zaklęciem - a wykluczenie z walki jego pomocnika mogło ułatwić nam dalszą walkę, którą chciałem zakończyć jak najszybciej, zanim ktokolwiek w okolicy zdoła zorientować się, iż na Nokturnie pojawiła się para aurorów. Choć, z drugiej strony, ta parszywa ulica miała jeden plus - nikt tutaj nie interesował się cudzym biznesem, również wtedy, gdy chodziło o potyczkę z aurorami.
Tarcza zaszkliła się przede mną srebrzystymi iskrami, nie tylko osłaniając mnie przed klątwą, ale i zmieniając jej kierunek, który teraz obrał za cel swojego pana. Fakt, iż nosiłem jego twarz z pewnością musiał go zaintrygować, nie zamierzałem jednak wdawać się z nim w niepotrzebne dyskusje, skupiając swoje myśli wokół pojedynku. W ślad za mną poszła Sophia, posyłając skuteczny czar w kierunku drugiego czarodzieja, znacznie młodszego. Musiał być jego wspólnikiem, choć młody wiek sugerował raczej na nędznego pomagiera, który w zamian za zaprzedanie własnej duszy chłonął czarnomagiczne praktyki. Ile mógł mieć lat? Dwadzieścia? Półmrok utrudniał dokładną identyfikację, ale nie sądziłem, by skończył szkołę dawniej, niż pięć lat do tyłu. Tor, jaki wyznaczyła Carter jasno dał mi do zrozumienia, co należy uczynić z nim dalej.
- Expelliarmus! - Wyartykuowałem, również celując w młodszego czarnoksiężnika. Garges i tak musiał uporać się z własnym zaklęciem - a wykluczenie z walki jego pomocnika mogło ułatwić nam dalszą walkę, którą chciałem zakończyć jak najszybciej, zanim ktokolwiek w okolicy zdoła zorientować się, iż na Nokturnie pojawiła się para aurorów. Choć, z drugiej strony, ta parszywa ulica miała jeden plus - nikt tutaj nie interesował się cudzym biznesem, również wtedy, gdy chodziło o potyczkę z aurorami.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 62
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 62
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
To był zaskakujący zbieg okoliczności, że akurat dziś trafili na Gargesa. Czyżby czuł się tak pewnie, że nie próbował się skuteczniej ukryć, mimo że aurorzy byli na jego tropie? Sophia czytała akta jego sprawy, wiedziała, że był poszukiwany za zabicie piątki dzieci w czarnomagicznych rytuałach i najprawdopodobniej miał na sumieniu też aurora prowadzącego jego sprawę. Ich dzisiejszym celem był artefakt, ale i dla Zakonu i dla Biura Aurorów będzie dodatkową korzyścią, jak uda im się pokonać czarnoksiężnika. Jednego plugawego męta na wolności mniej, już dawno powinien gnić za kratkami za to, co zrobił. To było wręcz ich obowiązkiem, zadbać o to, żeby został schwytany, a skoro nadarzyła się tak sprzyjająca okazja musieli ją wykorzystać. Akta mogły spłonąć, ale aurorzy nie zapomnieli o nim i jego przewinach. Dla tego młodszego mogła jeszcze istnieć nadzieja, że jego serce nie zostało całkowicie przeżarte czarną magią, dlatego Sophia póki co próbowała go unieszkodliwić, posyłając w jego stronę celne Regressio, w ślad za którym pomknął Expelliarmus Foxa. Pozbawienie go różdżki bardzo by im pomogło, mogliby skupić się na poważniejszym zagrożeniu, czyli Gargesie. Sophia miała świadomość, że ich misja właśnie stała się naprawdę niebezpieczna – ale nie była to jej pierwsza walka z czarnomagicznym ścierwem odkąd skończyła kurs aurorski. Przez ostatnie lata nieustannie doskonaliła swoje umiejętności obronne, pojedynkowała się i wstawała po każdym upadku i porażce mądrzejsza o nowe doświadczenia, zmuszona do tego, by szybciej dojrzeć, bo czasy były coraz groźniejsze. Doświadczenia z pracy aurora mogły okazać się cenne w Zakonie Feniksa. Sophia pamiętała o czym była mowa na spotkaniu, pamiętała, że ich rola nie może ograniczać się tylko do głoszenia ideałów, a musieli walczyć z czarną magią, która pleniła się coraz bardziej. Nie wiadomo było, czy Garges należał do grona o którym rozmawiali na spotkaniu, ale pewnym było, że był nie mniej przegniły, czarna magia była jednoznacznie zła.
Dobrze byłoby dla nich szybko zakończyć walkę, zanim inni mieszkańcy Nokturnu zostaną zaalarmowani, że coś się tu dzieje i pojawili się aurorzy. Nawet najzdolniejsi nie mogliby się mierzyć w dwójkę przeciwko całej wrogo nastawionej ulicy pełnej ludzi znających przynajmniej podstawy czarnej magii. Choć z drugiej strony tu tak często dochodziło do różnych incydentów, że błyski zaklęć nie powinny wydawać się niczym niezwykłym, a na Nokturnie większość wolała pilnować własnego nosa. Na to liczyła, potrzebowali czasu.
- Deprimo! – rzuciła w stronę Gargesa, próbując go zranić, osłabić, zdekoncentrować.
Dobrze byłoby dla nich szybko zakończyć walkę, zanim inni mieszkańcy Nokturnu zostaną zaalarmowani, że coś się tu dzieje i pojawili się aurorzy. Nawet najzdolniejsi nie mogliby się mierzyć w dwójkę przeciwko całej wrogo nastawionej ulicy pełnej ludzi znających przynajmniej podstawy czarnej magii. Choć z drugiej strony tu tak często dochodziło do różnych incydentów, że błyski zaklęć nie powinny wydawać się niczym niezwykłym, a na Nokturnie większość wolała pilnować własnego nosa. Na to liczyła, potrzebowali czasu.
- Deprimo! – rzuciła w stronę Gargesa, próbując go zranić, osłabić, zdekoncentrować.
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
The member 'Sophia Carter' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 39
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 39
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Garges: 200 PŻ, OPCM: 15, czarna magia: 25, zwinność 0, jasny umysł III
Kyle: 200 PŻ, OPCM: 10, czarna magia: 15, zwinność 5, jasny umysł II
zaklęcia i anomalie w tej kolejności.
Czar dzieciaka okazał się zbyt słaby. Jego zdolności były jeszcze nie wystarczające, jednak Gargersa nie było stać w tej chwili na lepsze towarzystwo. Chłopak i tak był całkiem niezły, a co najważniejsze wierzył w to, co mu się mówi i reagował szybko.
Przeciwnicy okazali się jednak dobrzy - za dobrzy. Jego czar został odbity przez silną tarczę, która swoim światłem aż na sekundę go oślepiła. Zaraz zamrugał kilkakrotnie, w tym czasie jednak do tego jednego czaru dołączyło kolejne, rzucone przez kobietę. Uniósł więc różdżkę i choć Obrona Przed Czarną Magią nie była największym jego konikiem, wypowiedział zaklęcie ochronne w nadziei, iż to starcie potrwa trochę dłużej i będą mogli pozbyć się przybyszy - najlepiej na stałe, skoro już ci tu przyszli i im przeszkodzili, a mogli także wezwać sobie wsparcie.
- Protego.
Miał cel i musiał do niego dążyć niezależnie od czegokolwiek. Potrzebował więcej dzieci, jeśli rytuał ma się spełnić, a cierpienie jakie zada po drodze to wysoka cena, jednak cena jaką trzeba zapłacić. Warto - tego był pewien. Krzywdzenie nie sprawiało mu szczególnej przyjemności. Co innego wygrywanie - tak, chciał zwyciężyć ten pojedynek, chciał przejść się nad truchłami dwójki aurorów. Póki co jednak musi się bronić.
W tym samym czasie dwa zaklęcia, w tym jedno bardzo potężne leciały w kierunku jego ucznia. Oby tym razem poszło mu lepiej. Ten uniósł różdżkę, by po chwili wypowiedzieć inkantację.
- Protego Maxima.
Wypowiedział gładko, a Garges mógł tylko liczyć iż jego czar się powiedzie. Potrzebował go tutaj, nie zamierzał w pojedynkę walczyć z dwoma pieprzonymi aurorami. Co ich w ogóle tutaj ściągnęło? Cholerny metamorfomag - o ile nie ktoś, kto wypił eliksir wielosokowy, tylko niby skąd mieliby mieć jakiś jego fragment? - mógł jak się okazuje dostać się wszędzie i nawet przyprowadzić ze sobą towarzystwo. Magiczny wymiar prawa zaczyna się przejawiać jakąś kompetencją? Ciekawe.
Ale ci dwoje i tak tu zczezną.
Kyle: 200 PŻ, OPCM: 10, czarna magia: 15, zwinność 5, jasny umysł II
zaklęcia i anomalie w tej kolejności.
Czar dzieciaka okazał się zbyt słaby. Jego zdolności były jeszcze nie wystarczające, jednak Gargersa nie było stać w tej chwili na lepsze towarzystwo. Chłopak i tak był całkiem niezły, a co najważniejsze wierzył w to, co mu się mówi i reagował szybko.
Przeciwnicy okazali się jednak dobrzy - za dobrzy. Jego czar został odbity przez silną tarczę, która swoim światłem aż na sekundę go oślepiła. Zaraz zamrugał kilkakrotnie, w tym czasie jednak do tego jednego czaru dołączyło kolejne, rzucone przez kobietę. Uniósł więc różdżkę i choć Obrona Przed Czarną Magią nie była największym jego konikiem, wypowiedział zaklęcie ochronne w nadziei, iż to starcie potrwa trochę dłużej i będą mogli pozbyć się przybyszy - najlepiej na stałe, skoro już ci tu przyszli i im przeszkodzili, a mogli także wezwać sobie wsparcie.
- Protego.
Miał cel i musiał do niego dążyć niezależnie od czegokolwiek. Potrzebował więcej dzieci, jeśli rytuał ma się spełnić, a cierpienie jakie zada po drodze to wysoka cena, jednak cena jaką trzeba zapłacić. Warto - tego był pewien. Krzywdzenie nie sprawiało mu szczególnej przyjemności. Co innego wygrywanie - tak, chciał zwyciężyć ten pojedynek, chciał przejść się nad truchłami dwójki aurorów. Póki co jednak musi się bronić.
W tym samym czasie dwa zaklęcia, w tym jedno bardzo potężne leciały w kierunku jego ucznia. Oby tym razem poszło mu lepiej. Ten uniósł różdżkę, by po chwili wypowiedzieć inkantację.
- Protego Maxima.
Wypowiedział gładko, a Garges mógł tylko liczyć iż jego czar się powiedzie. Potrzebował go tutaj, nie zamierzał w pojedynkę walczyć z dwoma pieprzonymi aurorami. Co ich w ogóle tutaj ściągnęło? Cholerny metamorfomag - o ile nie ktoś, kto wypił eliksir wielosokowy, tylko niby skąd mieliby mieć jakiś jego fragment? - mógł jak się okazuje dostać się wszędzie i nawet przyprowadzić ze sobą towarzystwo. Magiczny wymiar prawa zaczyna się przejawiać jakąś kompetencją? Ciekawe.
Ale ci dwoje i tak tu zczezną.
I show not your face but your heart's desire
The member 'Ain Eingarp' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 17
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k100' : 19
--------------------------------
#4 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 17
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k100' : 19
--------------------------------
#4 'Anomalie - CZ' :
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Apteka pana Mulpeppera
Szybka odpowiedź