Sala balowa
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sala balowa
Okazała sala, choć prawdopodobnie to umiejętnie użyte czary sprawiają wrażenie, że wydaje się większa niż jest w rzeczywistości. Udekorowana w morskich motywach charakterystycznych Traversom, przeważają błękitne barwy, a podłoga jest wyłożona lśniącym parkietem, przy odpowiednim oświetleniu i zaklęciach wyglądającym jak tafla morza w spokojny dzień. Zwykle jest pusta, ale na czas ważnych wydarzeń wyposaża się ją w potrzebne sprzęty, na przykład stoliki.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Pałaszując rozmaite przysmaki, od czasu do czasu zerkała na siedzącego obok mężczyznę. Ile czasu jeszcze upłynie, zanim przyzwyczai się do tej myśli, że Glaucus jest jej mężem, a ona z niepozornej Weasleyówny stała się dumną panią Travers?
- Masz rację – przytaknęła. Z wyjściem z biedy również musiała się oswoić, chociaż czy nie pragnęła tego, odkąd przed laty w Hogwarcie pierwszy raz usłyszała pogardliwe uwagi na ten temat? – To wspaniała wiadomość, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak duża jest ta posiadłość. W samej sali balowej zmieściłby się pewnie cały dom moich rodziców.
Weasleyowie za jej życia niestety nie posiadali już prawie nic poza nazwiskiem i historią, jednak Lyra, pomijając aspekt dorastania w biedzie oraz zniknięcie ojca, miała szczęśliwe i spokojne dzieciństwo. Własnym przyszłym dzieciom chciała jednak zapewnić jeszcze więcej, niż sama dostała.
Znowu zerknęła na ciasta, zastanawiając się nad uwagą męża.
- W takim razie chyba nie muszę się obawiać. Mama nie byłaby zachwycona, gdybym zniszczyła tę suknię, nad którą tyle się napracowała. – Lyra spodziewała się, że odnowienie sukni ślubnej sprzed jakichś trzydziestu lat nawet przy użyciu magii musiało zająć przynajmniej kilka dni, ale efekt wypadł naprawdę nieźle, mimo że z pewnością nie była tak okazała jak suknie zamożniejszych panien.
Rozejrzała się jednak, próbując odszukać matkę wzrokiem, jednak nie zauważyła ani jej, ani ojca. Być może Weasleyowie poszli się przejść po zaśnieżonym podwórzu, a może już zmęczeni wrócili do domu? Ojciec Lyry przecież nadal nie był w dobrej formie, a Lyra nagle poczuła wyrzuty sumienia, że tak mało się nim interesowała, że wciąż miała do niego tyle żalu o porzucenie rodziny na niemal dwanaście lat.
- Wcześniej tego tak nie czułam, ale teraz, kiedy największy stres jest już za nami... – zauważyła, patrząc, jak lekko uniósł jej drobne dłonie, którymi niemal bezwiednie muskała jego ręce, i ucałował ich wierzch. Jej policzki natychmiast zarumieniły się pod piegami, które nadal wdzięcznie pokrywały jej buzię. W dniu swojego ślubu nie użyła metamorfomagii, stanęła przed Glaucusem taka, jaka była naprawdę, przynajmniej pod tą długą suknią, skromnymi ozdobami i lekkim makijażem, który nie maskował jej najbardziej charakterystycznej, obok rudych włosów, Weasleyowskiej cechy – złocistych piegów. Nie dodała sobie nawet wzrostu, i to nawet nie dlatego, że nie lubiła tej bolesnej przemiany, zresztą buty na kilkucentymetrowych obcasikach zdecydowanie wystarczały, przynajmniej jak dla niej.
Kiedy zaproponował wymknięcie się, znowu podniosła na niego wzrok. Zielone oczy napotkały niebieskie, a po chwili kiwnęła lekko głową, odsuwając na bok talerzyk, który chwilę temu opróżniła z ostatniego kawałka ciasta.
- Chodźmy, Glaucusie – powiedziała cichutko, raz jeszcze upewniając się, że ani jej, ani jego rodziców nie ma w sali. Nikt nikogo już nie pilnował, było wątpliwe, żeby ich nieobecność w ogóle została zauważona. Wstała więc i ufnie podała mężowi rękę, ciekawa, dokąd ją teraz zaprowadzi.
| zt. chodźmy tutaj
- Masz rację – przytaknęła. Z wyjściem z biedy również musiała się oswoić, chociaż czy nie pragnęła tego, odkąd przed laty w Hogwarcie pierwszy raz usłyszała pogardliwe uwagi na ten temat? – To wspaniała wiadomość, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak duża jest ta posiadłość. W samej sali balowej zmieściłby się pewnie cały dom moich rodziców.
Weasleyowie za jej życia niestety nie posiadali już prawie nic poza nazwiskiem i historią, jednak Lyra, pomijając aspekt dorastania w biedzie oraz zniknięcie ojca, miała szczęśliwe i spokojne dzieciństwo. Własnym przyszłym dzieciom chciała jednak zapewnić jeszcze więcej, niż sama dostała.
Znowu zerknęła na ciasta, zastanawiając się nad uwagą męża.
- W takim razie chyba nie muszę się obawiać. Mama nie byłaby zachwycona, gdybym zniszczyła tę suknię, nad którą tyle się napracowała. – Lyra spodziewała się, że odnowienie sukni ślubnej sprzed jakichś trzydziestu lat nawet przy użyciu magii musiało zająć przynajmniej kilka dni, ale efekt wypadł naprawdę nieźle, mimo że z pewnością nie była tak okazała jak suknie zamożniejszych panien.
Rozejrzała się jednak, próbując odszukać matkę wzrokiem, jednak nie zauważyła ani jej, ani ojca. Być może Weasleyowie poszli się przejść po zaśnieżonym podwórzu, a może już zmęczeni wrócili do domu? Ojciec Lyry przecież nadal nie był w dobrej formie, a Lyra nagle poczuła wyrzuty sumienia, że tak mało się nim interesowała, że wciąż miała do niego tyle żalu o porzucenie rodziny na niemal dwanaście lat.
- Wcześniej tego tak nie czułam, ale teraz, kiedy największy stres jest już za nami... – zauważyła, patrząc, jak lekko uniósł jej drobne dłonie, którymi niemal bezwiednie muskała jego ręce, i ucałował ich wierzch. Jej policzki natychmiast zarumieniły się pod piegami, które nadal wdzięcznie pokrywały jej buzię. W dniu swojego ślubu nie użyła metamorfomagii, stanęła przed Glaucusem taka, jaka była naprawdę, przynajmniej pod tą długą suknią, skromnymi ozdobami i lekkim makijażem, który nie maskował jej najbardziej charakterystycznej, obok rudych włosów, Weasleyowskiej cechy – złocistych piegów. Nie dodała sobie nawet wzrostu, i to nawet nie dlatego, że nie lubiła tej bolesnej przemiany, zresztą buty na kilkucentymetrowych obcasikach zdecydowanie wystarczały, przynajmniej jak dla niej.
Kiedy zaproponował wymknięcie się, znowu podniosła na niego wzrok. Zielone oczy napotkały niebieskie, a po chwili kiwnęła lekko głową, odsuwając na bok talerzyk, który chwilę temu opróżniła z ostatniego kawałka ciasta.
- Chodźmy, Glaucusie – powiedziała cichutko, raz jeszcze upewniając się, że ani jej, ani jego rodziców nie ma w sali. Nikt nikogo już nie pilnował, było wątpliwe, żeby ich nieobecność w ogóle została zauważona. Wstała więc i ufnie podała mężowi rękę, ciekawa, dokąd ją teraz zaprowadzi.
| zt. chodźmy tutaj
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
16 marca
Wyciągnął dłonie z głębokich kieszeni czarnej szaty, unosząc spojrzenie na dworek majaczący przed nim, skupiając uwagę na drzwiach, na których już po chwili wybijał znajomy rytm - puk, puk, puk. Ciekaw nowej lady Travers w jej naturalnej odsłonie, nie zadał sobie trudu, aby wcześniej zapowiedzieć swoją wizytę. Minęły dwa tygodnie od jego powrotu do ojczyzny, a jeszcze nie miał okazji do poznania małżonki Glaucusa. Oczywiście tylko i wyłącznie z winy siebie samego, pochłonięty własnymi sprawami i naglącymi obowiązkami, odkładał spotkanie z Lyrą aż do momentu, gdy nalegania matki stały się nieznośne. Uważała, że to s k a n d al i jak najbardziej miała rację, wcale nie zamierzał temu zaprzeczać. Obiecał, że złoży bratowej życzenia szczęścia, witając w rodzinie i wyrażając nadzieję, iż Lyra jak najszybciej się wśród nich odnajdzie - jakby to faktycznie było możliwe dla jakiegokolwiek Weasley'a. Ślub Glaucusa nie był dla niego aż tak wielkim zaskoczeniem jak sam dobór kandydatki. Nie rozumiał tej decyzji, nie widział jej uzasadnienia. Co więcej czuł zażenowanie na myśl o powinowactwie z tą arystokratyczną hołotą, choć ich wzajemne stosunki rodowe były określane jako niewątpliwie pozytywne... Czując jak pełne wargi wyginają się w wyrazie odrazy szybko się zmitygował, przywołując na twarz uprzejmy wyraz zaciekawienia z jakim też przekroczył próg posiadłości brata, opędzając się od nadgorliwego skrzata, który otworzył przed nim drzwi. Spojrzeniem ciemnych oczu objął wnętrze rezydencji, odnajdując w zakamarkach pamięci rozkład pomieszczeń, w których bywał przed laty, gdy jeszcze Glaucus nie mógł zwać się panem tego domu.
- Zaanonsuj mnie lady Travers. Powiedz, że brat jej męża pragnie złożyć uszanowanie - nie czekając na odpowiedź, wyminął stworzenie odziane w dziwny łachman i ruszył przed siebie, wybijając ciężkimi butami rytm na posadzce. Skierował się w stronę sali balowej, wiedząc, że jest to największe pomieszczenie w dworze, a co za tym idzie najmniej spersonalizowane, tchnące oficjalnością i niekiedy przytłaczające. Słyszał, że młodziutka lady Travers należy do osób cichych i nieśmiałych, a jakiś złośliwy podszept podpowiadał mu by nie ułatwiać jej tego pierwszego spotkania, wystawić ją na próbę - wybadać. Dlatego tak bardzo zależało mu by Glaucusa nie było w domu w czasie jego wizyty; chciał obejrzeć Lyrę na spokojnie.
Przekraczając próg sali, uniósł spojrzenie chłonąc w milczeniu piękno pomieszczenia, zachwycając się posadzką imitującą morskie fale, ciesząc oko przestrzenią niezakłóconą przez niepotrzebne sprzęty. Wiedział, że to właśnie tutaj miały miejsce niedawne zaślubiny, które jego samego ominęły - gdzie był? Nawet nie pamiętał, nie było to ważne. Nie zatrzymując się w miejscu, okrążył salę, koniec końców przystając na jej końcu, zaplatając dłonie za plecami i pochylając lekko głowę na prawe ramię, oczekując przybycia bratowej. Miał nadzieję, że nie każe mu długo czekać. Nigdy nie należał do osób cierpliwych, choć przecież ona mogła o tym nie wiedzieć. Ciekaw był ile o nim słyszała, jakimi opowieściami uroczyła Lyrę jego matka, a także brat i siostra. Ojca nie posądzał o zbytnią gadatliwość, ten miał ważniejsze sprawy na głowie niż zabawianie swojej jedynej synowej.
Wyciągnął dłonie z głębokich kieszeni czarnej szaty, unosząc spojrzenie na dworek majaczący przed nim, skupiając uwagę na drzwiach, na których już po chwili wybijał znajomy rytm - puk, puk, puk. Ciekaw nowej lady Travers w jej naturalnej odsłonie, nie zadał sobie trudu, aby wcześniej zapowiedzieć swoją wizytę. Minęły dwa tygodnie od jego powrotu do ojczyzny, a jeszcze nie miał okazji do poznania małżonki Glaucusa. Oczywiście tylko i wyłącznie z winy siebie samego, pochłonięty własnymi sprawami i naglącymi obowiązkami, odkładał spotkanie z Lyrą aż do momentu, gdy nalegania matki stały się nieznośne. Uważała, że to s k a n d al i jak najbardziej miała rację, wcale nie zamierzał temu zaprzeczać. Obiecał, że złoży bratowej życzenia szczęścia, witając w rodzinie i wyrażając nadzieję, iż Lyra jak najszybciej się wśród nich odnajdzie - jakby to faktycznie było możliwe dla jakiegokolwiek Weasley'a. Ślub Glaucusa nie był dla niego aż tak wielkim zaskoczeniem jak sam dobór kandydatki. Nie rozumiał tej decyzji, nie widział jej uzasadnienia. Co więcej czuł zażenowanie na myśl o powinowactwie z tą arystokratyczną hołotą, choć ich wzajemne stosunki rodowe były określane jako niewątpliwie pozytywne... Czując jak pełne wargi wyginają się w wyrazie odrazy szybko się zmitygował, przywołując na twarz uprzejmy wyraz zaciekawienia z jakim też przekroczył próg posiadłości brata, opędzając się od nadgorliwego skrzata, który otworzył przed nim drzwi. Spojrzeniem ciemnych oczu objął wnętrze rezydencji, odnajdując w zakamarkach pamięci rozkład pomieszczeń, w których bywał przed laty, gdy jeszcze Glaucus nie mógł zwać się panem tego domu.
- Zaanonsuj mnie lady Travers. Powiedz, że brat jej męża pragnie złożyć uszanowanie - nie czekając na odpowiedź, wyminął stworzenie odziane w dziwny łachman i ruszył przed siebie, wybijając ciężkimi butami rytm na posadzce. Skierował się w stronę sali balowej, wiedząc, że jest to największe pomieszczenie w dworze, a co za tym idzie najmniej spersonalizowane, tchnące oficjalnością i niekiedy przytłaczające. Słyszał, że młodziutka lady Travers należy do osób cichych i nieśmiałych, a jakiś złośliwy podszept podpowiadał mu by nie ułatwiać jej tego pierwszego spotkania, wystawić ją na próbę - wybadać. Dlatego tak bardzo zależało mu by Glaucusa nie było w domu w czasie jego wizyty; chciał obejrzeć Lyrę na spokojnie.
Przekraczając próg sali, uniósł spojrzenie chłonąc w milczeniu piękno pomieszczenia, zachwycając się posadzką imitującą morskie fale, ciesząc oko przestrzenią niezakłóconą przez niepotrzebne sprzęty. Wiedział, że to właśnie tutaj miały miejsce niedawne zaślubiny, które jego samego ominęły - gdzie był? Nawet nie pamiętał, nie było to ważne. Nie zatrzymując się w miejscu, okrążył salę, koniec końców przystając na jej końcu, zaplatając dłonie za plecami i pochylając lekko głowę na prawe ramię, oczekując przybycia bratowej. Miał nadzieję, że nie każe mu długo czekać. Nigdy nie należał do osób cierpliwych, choć przecież ona mogła o tym nie wiedzieć. Ciekaw był ile o nim słyszała, jakimi opowieściami uroczyła Lyrę jego matka, a także brat i siostra. Ojca nie posądzał o zbytnią gadatliwość, ten miał ważniejsze sprawy na głowie niż zabawianie swojej jedynej synowej.
Gość
Gość
Pędzel wytrwale przesuwał się po powierzchni płótna. Lyra siedziała na wysokim stołku naprzeciwko sztalugi w swojej pracowni na górze, oddając się malowaniu najnowszego obrazu. Już za kilka dni miała się odbyć jej najnowsza wystawa, choć ten obraz był wykonywany na inne zamówienie. Była w trakcie mieszania farb na palecie, kiedy nagle tuż obok usłyszała ciche pyknięcie, a domowy skrzat powiedział, że miała gościa. Z wrażenia prawie upuściła trzymane w dłoni przybory. Brat Glaucusa? Tutaj? Lyra jeszcze nie miała okazji go poznać, ponieważ nie było go nawet na ślubie. W zasadzie widziała go wyłącznie na zdjęciach i zapewne słyszała kilka opowieści o nim od Glaucusa, Cressidy lub ich matki.
Chociaż czuła stres na myśl o tym spotkaniu (tym bardziej, że Glaucusa nawet nie było teraz w posiadłości), wstała szybko i lekko drżącymi dłońmi odłożyła na bok przybory i zdjęła malarski fartuszek narzucony na granatową sukienkę, jedną z tych, które nosiła w domu. Obraz musiał poczekać; dziewczę musiało wypełnić obowiązek dobrej żony i godnie przywitać brata swojego małżonka, tym bardziej, że naprawdę była go ciekawa i chciała go poznać.
Szybko przemknęła przez posiadłość, po kilku minutach stając w drzwiach sali balowej, którą uprzednio wskazał jej skrzat. Lyrę nieco zaskoczył taki wybór miejsca, spodziewała się raczej salonu lub któregoś z mniejszych pokoi. Ale sala balowa? Od czasu ślubu Lyra była tu może kilka razy, ćwicząc taneczne kroki na okazałej podłodze, tak, żeby podczas kolejnego wyjścia z mężem lepiej się prezentować, chociaż zazwyczaj wybierała mniejsze, bardziej przytulne pomieszczenia. Sala balowa wydawała jej się bardzo oficjalna.
Mężczyzna mógł łatwo zobaczyć drobniutką sylwetkę niskiego dziewczęcia o długich, rudych włosach luźno opadających na ramiona. Pachniała farbami olejnymi, których ślady nosiły na sobie także jej dłonie i buciki; nawet na jej policzkach można było dopatrzeć się kilku kolorowych plamek, gubiących się gdzieś wśród konstelacji miodowych piegów. Spiesząc się na spotkanie, nie miała czasu pozbyć się tych niewątpliwych oznak aktu twórczego, ale Glaucus i Cressida z pewnością zdążyli się do tego przyzwyczaić.
Lyra, widząc go prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu (nie licząc tych zdjęć), mimowolnie próbowała dopatrzeć się w nim jakichś podobieństw do Glaucusa. Ruszyła w jego stronę, starając się nie zarumienić. O ile swojego męża znała jeszcze przed ślubem i była do niego przyzwyczajona, tak obcy mężczyźni nadal ją onieśmielali. Nawet jeśli byli krewnymi jej męża.
- Lordzie Travers – przywitała go kulturalnie, tak, jak została nauczona. Nie wiedziała, jaki brat Glaucusa miał stosunek do Weasleyów oraz faktu, że członkini tego rodu stała się jedną z Traversów, więc musiała pokazać mu, że potrafiła się odpowiednio zachować. – Miło mi wreszcie poznać pana osobiście, Glaucus i Cressida sporo mi opowiadali. Niestety obecnie mojego męża nie ma w domu, załatwia ważne sprawy w związku ze swoim przyszłym wyjazdem.
W końcu nadal myślała, że Travers przyszedł tutaj przede wszystkim w celu odwiedzenia Glaucusa, ewentualnie poznania ich obydwojga. Ale zastał tylko Lyrę.
Teraz, kiedy stali blisko siebie, zielone oczy filigranowego dziewczątka lustrowały go z jeszcze większą ciekawością, choć drobne dłonie poznaczone śladami farb nieco niespokojnie mięły brzeg sukienki. Pierwsze chwile poznawania kogoś, zwłaszcza w takich okolicznościach, były jednak dość napięte, więc po chwili umilkła.
Chociaż czuła stres na myśl o tym spotkaniu (tym bardziej, że Glaucusa nawet nie było teraz w posiadłości), wstała szybko i lekko drżącymi dłońmi odłożyła na bok przybory i zdjęła malarski fartuszek narzucony na granatową sukienkę, jedną z tych, które nosiła w domu. Obraz musiał poczekać; dziewczę musiało wypełnić obowiązek dobrej żony i godnie przywitać brata swojego małżonka, tym bardziej, że naprawdę była go ciekawa i chciała go poznać.
Szybko przemknęła przez posiadłość, po kilku minutach stając w drzwiach sali balowej, którą uprzednio wskazał jej skrzat. Lyrę nieco zaskoczył taki wybór miejsca, spodziewała się raczej salonu lub któregoś z mniejszych pokoi. Ale sala balowa? Od czasu ślubu Lyra była tu może kilka razy, ćwicząc taneczne kroki na okazałej podłodze, tak, żeby podczas kolejnego wyjścia z mężem lepiej się prezentować, chociaż zazwyczaj wybierała mniejsze, bardziej przytulne pomieszczenia. Sala balowa wydawała jej się bardzo oficjalna.
Mężczyzna mógł łatwo zobaczyć drobniutką sylwetkę niskiego dziewczęcia o długich, rudych włosach luźno opadających na ramiona. Pachniała farbami olejnymi, których ślady nosiły na sobie także jej dłonie i buciki; nawet na jej policzkach można było dopatrzeć się kilku kolorowych plamek, gubiących się gdzieś wśród konstelacji miodowych piegów. Spiesząc się na spotkanie, nie miała czasu pozbyć się tych niewątpliwych oznak aktu twórczego, ale Glaucus i Cressida z pewnością zdążyli się do tego przyzwyczaić.
Lyra, widząc go prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu (nie licząc tych zdjęć), mimowolnie próbowała dopatrzeć się w nim jakichś podobieństw do Glaucusa. Ruszyła w jego stronę, starając się nie zarumienić. O ile swojego męża znała jeszcze przed ślubem i była do niego przyzwyczajona, tak obcy mężczyźni nadal ją onieśmielali. Nawet jeśli byli krewnymi jej męża.
- Lordzie Travers – przywitała go kulturalnie, tak, jak została nauczona. Nie wiedziała, jaki brat Glaucusa miał stosunek do Weasleyów oraz faktu, że członkini tego rodu stała się jedną z Traversów, więc musiała pokazać mu, że potrafiła się odpowiednio zachować. – Miło mi wreszcie poznać pana osobiście, Glaucus i Cressida sporo mi opowiadali. Niestety obecnie mojego męża nie ma w domu, załatwia ważne sprawy w związku ze swoim przyszłym wyjazdem.
W końcu nadal myślała, że Travers przyszedł tutaj przede wszystkim w celu odwiedzenia Glaucusa, ewentualnie poznania ich obydwojga. Ale zastał tylko Lyrę.
Teraz, kiedy stali blisko siebie, zielone oczy filigranowego dziewczątka lustrowały go z jeszcze większą ciekawością, choć drobne dłonie poznaczone śladami farb nieco niespokojnie mięły brzeg sukienki. Pierwsze chwile poznawania kogoś, zwłaszcza w takich okolicznościach, były jednak dość napięte, więc po chwili umilkła.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Zdusił nikły uśmiech, który zdradliwie wypełzł mu na wargi, gdy dotarł do niego dźwięk otwieranych drzwi i kroków, cichych i lekkich, niewątpliwie kobiecych. Nie kazała na siebie czekać, śpiesząc na spotkanie tak jak on nigdy by tego nie uczynił. Dobrze więc, pomyślał, odwracając się na pięcie, obdarowując idącą ku niemu kobietę - dziewczynkę? - uważnym spojrzeniem, które nieprzyjemnie oblepiło jej osobę. Ileż lat miała ta kruszyna, którą kazano mu nazywać siostrą? Sam dałby jej raptem szesnaście lat, choć przecież wiedział, że Hogwart ma już za sobą. Niziutka, drobniutka i całkowicie nieponętna. Dziecko, któremu kazano bawić się w dorosłych. Cmoknąłby z niesmakiem, zamiast tego rozciągając usta w uśmiechu, postępując kilka kroków ku bratowej, drastycznie zmniejszając dzielący ich dystans. Dopiero stając przed nią dostrzegł urocze piegi zdobiące jej nos, a także kilka dziwnych plamek, które po chwili obserwacji okazały się farbą. Kusiło go aby jednym ruchem szorstkiej dłoni spróbować zetrzeć je z dziewczęcego policzka. Z trudem się opanował, splatając palce mocniej ze sobą.
- Lyro, bo mogę tak do ciebie mówić, prawda? Nie mogłem się doczekać spotkania z tobą - głos mu nie zadrżał w tej kłamliwej nucie, choć ciemne oczy błyszczały dziwnie, na próżno byłoby doszukiwać się w nich śladu ciepła czy sympatii. - Ogromnie żałuję, że nie było mnie na waszym ślubie! Matka opowiadała, że to była naprawdę piękna uroczystość - właściwie katowała go tą opowieścią w czasie każdego obiadu, aż w końcu w trosce o swój żołądek przestał stołować się w domu. - Sporo opowiadali, mówisz. Mam nadzieję, że same dobre rzeczy! - zaśmiał się cicho jakby faktycznie udało mu się opowiedzieć dobry żart. Szybko jednak spoważniał, prostując mocniej ramiona przez co sprawiał wrażenie wyższego niźli był w rzeczywistości. - Mi natomiast o tobie całkiem niewiele wiadomo, będziemy musieli koniecznie to nadrobić. Glaucusa nie ma? Szkoda, miałem nadzieję, że pomoże mi z pewnymi rachunkami - wzruszył ramionami wcale nie krępując się tym niewinnym kłamstwem. Doskonale przecież wiedział, że nie zastanie brata w domu. - Ale widzę, że ci w czymś przeszkodziłem - zawiesił spojrzenie na jej bucikach umorusanych farbą, a także rękach, na których z łatwością można było dostrzec kolejne kolorowe plamki. Te na twarzy wciąż go nieprzyzwoicie kusiły i rozpraszały. Łatwo się dekoncentrował. - Malujesz, prawda? - kobiety szalały za bystrymi mężczyznami.
Jedną z najbardziej pogardzanych przez Theseusa profesji bez wątpienia byli artyści, nieważne czy to malarze czy kuglarze, wszystko to wrzucał do jednego wora, który najchętniej wyrzuciłby za burtę statku. Bujający w obłokach marzyciele, wyrażający siebie poprzez machnięcia pędzlem czy dramatyczne pozy na teatralnych deskach. Często gęsto mający o sobie mniemanie tak wysokie, iż Travers przystawał zdumiony, wlepiając w te cuda niedowierzające spojrzenie. Sztuka, śmieszna sprawa hołubiona przez większą część arystokracji. W tym przypadku Lyra idealnie wpasowywała się w swoją rolę lady Travers.
- Lyro, bo mogę tak do ciebie mówić, prawda? Nie mogłem się doczekać spotkania z tobą - głos mu nie zadrżał w tej kłamliwej nucie, choć ciemne oczy błyszczały dziwnie, na próżno byłoby doszukiwać się w nich śladu ciepła czy sympatii. - Ogromnie żałuję, że nie było mnie na waszym ślubie! Matka opowiadała, że to była naprawdę piękna uroczystość - właściwie katowała go tą opowieścią w czasie każdego obiadu, aż w końcu w trosce o swój żołądek przestał stołować się w domu. - Sporo opowiadali, mówisz. Mam nadzieję, że same dobre rzeczy! - zaśmiał się cicho jakby faktycznie udało mu się opowiedzieć dobry żart. Szybko jednak spoważniał, prostując mocniej ramiona przez co sprawiał wrażenie wyższego niźli był w rzeczywistości. - Mi natomiast o tobie całkiem niewiele wiadomo, będziemy musieli koniecznie to nadrobić. Glaucusa nie ma? Szkoda, miałem nadzieję, że pomoże mi z pewnymi rachunkami - wzruszył ramionami wcale nie krępując się tym niewinnym kłamstwem. Doskonale przecież wiedział, że nie zastanie brata w domu. - Ale widzę, że ci w czymś przeszkodziłem - zawiesił spojrzenie na jej bucikach umorusanych farbą, a także rękach, na których z łatwością można było dostrzec kolejne kolorowe plamki. Te na twarzy wciąż go nieprzyzwoicie kusiły i rozpraszały. Łatwo się dekoncentrował. - Malujesz, prawda? - kobiety szalały za bystrymi mężczyznami.
Jedną z najbardziej pogardzanych przez Theseusa profesji bez wątpienia byli artyści, nieważne czy to malarze czy kuglarze, wszystko to wrzucał do jednego wora, który najchętniej wyrzuciłby za burtę statku. Bujający w obłokach marzyciele, wyrażający siebie poprzez machnięcia pędzlem czy dramatyczne pozy na teatralnych deskach. Często gęsto mający o sobie mniemanie tak wysokie, iż Travers przystawał zdumiony, wlepiając w te cuda niedowierzające spojrzenie. Sztuka, śmieszna sprawa hołubiona przez większą część arystokracji. W tym przypadku Lyra idealnie wpasowywała się w swoją rolę lady Travers.
Gość
Gość
Lyra wyglądała bardzo młodziutko i niepozornie nawet jak na swój wiek. To wrażenie zapewne pogłębiało się, kiedy stała obok Glaucusa. Ciężko byłoby im ukryć dużą różnicę wieku... chyba że z pomocą metamorfomagicznych sztuczek. Kiedy jednak tak szła przez salę balową, stawiając lekkie, ciche kroki, rzeczywiście mogła przypominać dziecko, które przez pomyłkę trafiło do tego świata – świata konwenansów i zasad. Świata dorosłych. Mimo to starała się przynajmniej udawać pewniejszą siebie niż była w rzeczywistości. Była żoną. Była u siebie. A to, co ją czekało, to tylko kolejna niewinna rozmowa z bliskim krewnym męża.
Mężczyzna także się zbliżył, by po chwili stanąć przed nią, patrząc na nią z góry. Mógł być nawet wyższy niż Glaucus, a może tylko jej się tak wydawało, biorąc pod uwagę, że w ciągu ostatnich czterech miesięcy męża widywała codziennie i już się do niego przyzwyczaiła.
- Oczywiście – przytaknęła; jej także lepiej byłoby porzucić sztywne formalności, przynajmniej w gronie rodziny. Glaucus na długo przed ślubem pozwolił jej na większą swobodę w relacjach, udało im się ze sobą zaprzyjaźnić zanim jeszcze jego rodzina zaaranżowała ich zaręczyny. Czuła jednak na sobie wzrok mężczyzny, który obserwował ją bacznie z dziwnym błyskiem w oku. Spojrzenie jego ciemnych oczu w ogóle nie przypominało ciepłego, błękitnego spojrzenia Glaucusa. Miała wrażenie, że właśnie ją oceniał, więc poczuła się jeszcze bardziej niezręcznie i pożałowała, że nie było tutaj jej małżonka. – Bo była piękna. Myślę, że Glaucus również żałował nieobecności brata, ale domyślam się, że to jakieś ważne sprawy w dalekich krajach uniemożliwiły panu uczestnictwo w tym dniu? – zapewniła więc nieco kulawo, rozkosznie nieświadoma jego intencji, tego, że najprawdopodobniej właśnie próbował ją sprawdzić, choć nawet mimo swojej naiwności mogła wyczuć, że był inny niż Glaucus, który nawet podczas ich pierwszej w życiu rozmowy nie budził w niej aż takiego zakłopotania i niepewności. – Myślę, że niedługo wróci – dodała, pewna, że Theseus przyszedł tutaj, bo tak naprawdę zależało mu na spotkaniu z Glaucusem, ale zastał w posiadłości tylko ją. Miała nadzieję, że Glaucus w istocie wróci niedługo.
Kiedy spojrzał w dół, na jej poplamione farbami dłonie i buciki, zarumieniła się.
- Nie przeszkodził pan – powiedziała szybko. – Tak, maluję. Przygotowuję obrazy na nadchodzący wernisaż.
Nie znała stosunku mężczyzny do sztuki. Bo niby skąd mogłaby wiedzieć, że jej wielka pasja, coś, czemu poświęcała tak dużą ilość swojego czasu, w nim budziła znudzenie, a może nawet pewne politowanie i wzgardę? Glaucus mimo zupełnie innych zainteresowań nigdy nie okazywał niechęci wobec jej malarstwa; sam pomógł jej w odpowiednim wyposażeniu pracowni, a poznali się właśnie wtedy, kiedy latem na Pokątnej zatrzymał się przy jej stanowisku i kupił obraz. To było jeszcze w czasach, kiedy Lyra świeżo po Hogwarcie próbowała na siebie zarobić, przychodząc ze swoimi malunkami na Pokątną. Wtedy jeszcze by nie pomyślała, że pół roku później zostanie jego żoną, a w międzyczasie zadebiutuje w świecie sztuki.
- Czyżby interesował się pan malarstwem? – zapytała więc, wciąż słodko nieświadoma tego, że wolałaby nie znać jego stosunku do sztuki.
Mężczyzna także się zbliżył, by po chwili stanąć przed nią, patrząc na nią z góry. Mógł być nawet wyższy niż Glaucus, a może tylko jej się tak wydawało, biorąc pod uwagę, że w ciągu ostatnich czterech miesięcy męża widywała codziennie i już się do niego przyzwyczaiła.
- Oczywiście – przytaknęła; jej także lepiej byłoby porzucić sztywne formalności, przynajmniej w gronie rodziny. Glaucus na długo przed ślubem pozwolił jej na większą swobodę w relacjach, udało im się ze sobą zaprzyjaźnić zanim jeszcze jego rodzina zaaranżowała ich zaręczyny. Czuła jednak na sobie wzrok mężczyzny, który obserwował ją bacznie z dziwnym błyskiem w oku. Spojrzenie jego ciemnych oczu w ogóle nie przypominało ciepłego, błękitnego spojrzenia Glaucusa. Miała wrażenie, że właśnie ją oceniał, więc poczuła się jeszcze bardziej niezręcznie i pożałowała, że nie było tutaj jej małżonka. – Bo była piękna. Myślę, że Glaucus również żałował nieobecności brata, ale domyślam się, że to jakieś ważne sprawy w dalekich krajach uniemożliwiły panu uczestnictwo w tym dniu? – zapewniła więc nieco kulawo, rozkosznie nieświadoma jego intencji, tego, że najprawdopodobniej właśnie próbował ją sprawdzić, choć nawet mimo swojej naiwności mogła wyczuć, że był inny niż Glaucus, który nawet podczas ich pierwszej w życiu rozmowy nie budził w niej aż takiego zakłopotania i niepewności. – Myślę, że niedługo wróci – dodała, pewna, że Theseus przyszedł tutaj, bo tak naprawdę zależało mu na spotkaniu z Glaucusem, ale zastał w posiadłości tylko ją. Miała nadzieję, że Glaucus w istocie wróci niedługo.
Kiedy spojrzał w dół, na jej poplamione farbami dłonie i buciki, zarumieniła się.
- Nie przeszkodził pan – powiedziała szybko. – Tak, maluję. Przygotowuję obrazy na nadchodzący wernisaż.
Nie znała stosunku mężczyzny do sztuki. Bo niby skąd mogłaby wiedzieć, że jej wielka pasja, coś, czemu poświęcała tak dużą ilość swojego czasu, w nim budziła znudzenie, a może nawet pewne politowanie i wzgardę? Glaucus mimo zupełnie innych zainteresowań nigdy nie okazywał niechęci wobec jej malarstwa; sam pomógł jej w odpowiednim wyposażeniu pracowni, a poznali się właśnie wtedy, kiedy latem na Pokątnej zatrzymał się przy jej stanowisku i kupił obraz. To było jeszcze w czasach, kiedy Lyra świeżo po Hogwarcie próbowała na siebie zarobić, przychodząc ze swoimi malunkami na Pokątną. Wtedy jeszcze by nie pomyślała, że pół roku później zostanie jego żoną, a w międzyczasie zadebiutuje w świecie sztuki.
- Czyżby interesował się pan malarstwem? – zapytała więc, wciąż słodko nieświadoma tego, że wolałaby nie znać jego stosunku do sztuki.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Poniekąd zaspokoił swoją ciekawość, oglądając nową lady Travers z uwagą przystającą bardziej potencjalnemu nabywcy konia z podejrzanej stadniny niż brata witającego nową siostrę. Zdawał się przy tym zupełnie nie przejmować faktem, iż może wprawiać dziewczynę w zakłopotanie, burząc spokój, który powinna odczuwać znajdując się wśród swoich czterech ścian. Przez krótką chwilę starał się przypomnieć sobie moment, w którym przedstawiono mu narzeczoną najstarszego brata, nieżyjącą już bratową, zamordowaną w bestialski sposób wraz z dzieckiem, które nosiła pod sercem. Nie pamiętał jednak emocji towarzyszących temu spotkaniu, nie mogło więc ono należeć ani do szczególnie przyjemnych ani też przykrych. Irracjonalna, czyżby?, niechęć z jaką odnosił się do Lyry była więc nowością w jego kontaktach z rodziną.
- To oczywiście dotyczy nas dwojga, Lyro. Mów mi po imieniu - złudna miękkość wkradła się w barwę jego głosu, a usta ponownie drgnęły w lekkim uśmiechu, który można było uznać za całkiem szczery. Jak pies węszył jej niepewność i zakłopotanie, bezbłędnie wyczuwając je pod grzecznymi frazesami, którymi go raczyła. Czy o taki właśnie efekt mu chodziło? Jak najbardziej. Ciekaw był czy Lyra opowie Glaucusowi o jego odwiedzinach, a raczej jak to zrobi... - Morze nie jest sprzymierzeńcem żeglarza, nie kiedy chodzi o relacje międzyludzkie. Rodzinę chociażby - mruknął na wzmiankę o sprawach ważnych i swojej nieobecności na ślubie brata. - Przekonasz się o tym zbyt szybko, Lyro - sprawiał wrażenie strapionego, jakby faktycznie żałował młodej małżonki, której mąż niedługo wypłynie w rejs. Grecja, kolejny cel Glaucusa. Ciekaw był czy brat pamięta jak swego czasu dobrze bawili się w jej słońcu, pijąc zbyt wiele wina i tonąc w czarnych oczach tamtejszych kobiet, które swoim wigorem tak bardzo różniły się od zesztywniałych w gorsetach mdłych Angielek. Uśmiechnął się do swoich wspomnień, tracąc zatroskany wygląd. Czy obrączka na palcu Glaucusa była wiążąca? Nie potrafił stwierdzić, prawdopodobnie nigdy nawet nie otarli się o ten temat, nie sądząc aby któryś z nich zbyt szybko miał poznać smak małżeństwa.
- Właściwie nie jest to nic pilnego - wyrwał się z zamyślenia, wracając pełną uwagą do rudowłosej. - Wernisaż? Naprawdę? Myślałem, że malujesz tylko hobbystycznie, a tu proszę, prawdziwa artystka z ciebie! - prawie uwierzyłby we własny entuzjazm. - Glaucus musi być z ciebie dumny - dodał, właściwie nie będąc do końca pewnym czy jego brat odróżniłby ekspresjonizm od naturalizmu, choć ponoć były to dwa przeciwieństwa. Tyle zapamiętał z katorżniczych lekcji mających nadać szlif jego wychowaniu. Sam zapewne tylko wzruszyłby ramionami gdyby kazano mu powiedzieć coś więcej w temacie malarstwa, szybko wracając do czytania gazety i palenia cygara, co według niego było zajęciem nie tylko przyjemniejszym ale i pożyteczniejszym.
- Nie, broń Merlinie! Jestem niestety kompletnym laikiem jeśli o to chodzi, ku strapieniu matki nie odziedziczyłem po niej ani krztyny talentu - ani zainteresowania, czego jednak póki co nie dodał. - Co nie znaczy, że nie lubię pięknych obrazów - szczególnie tych żywych, wijących się na scenie Wenus.
- To oczywiście dotyczy nas dwojga, Lyro. Mów mi po imieniu - złudna miękkość wkradła się w barwę jego głosu, a usta ponownie drgnęły w lekkim uśmiechu, który można było uznać za całkiem szczery. Jak pies węszył jej niepewność i zakłopotanie, bezbłędnie wyczuwając je pod grzecznymi frazesami, którymi go raczyła. Czy o taki właśnie efekt mu chodziło? Jak najbardziej. Ciekaw był czy Lyra opowie Glaucusowi o jego odwiedzinach, a raczej jak to zrobi... - Morze nie jest sprzymierzeńcem żeglarza, nie kiedy chodzi o relacje międzyludzkie. Rodzinę chociażby - mruknął na wzmiankę o sprawach ważnych i swojej nieobecności na ślubie brata. - Przekonasz się o tym zbyt szybko, Lyro - sprawiał wrażenie strapionego, jakby faktycznie żałował młodej małżonki, której mąż niedługo wypłynie w rejs. Grecja, kolejny cel Glaucusa. Ciekaw był czy brat pamięta jak swego czasu dobrze bawili się w jej słońcu, pijąc zbyt wiele wina i tonąc w czarnych oczach tamtejszych kobiet, które swoim wigorem tak bardzo różniły się od zesztywniałych w gorsetach mdłych Angielek. Uśmiechnął się do swoich wspomnień, tracąc zatroskany wygląd. Czy obrączka na palcu Glaucusa była wiążąca? Nie potrafił stwierdzić, prawdopodobnie nigdy nawet nie otarli się o ten temat, nie sądząc aby któryś z nich zbyt szybko miał poznać smak małżeństwa.
- Właściwie nie jest to nic pilnego - wyrwał się z zamyślenia, wracając pełną uwagą do rudowłosej. - Wernisaż? Naprawdę? Myślałem, że malujesz tylko hobbystycznie, a tu proszę, prawdziwa artystka z ciebie! - prawie uwierzyłby we własny entuzjazm. - Glaucus musi być z ciebie dumny - dodał, właściwie nie będąc do końca pewnym czy jego brat odróżniłby ekspresjonizm od naturalizmu, choć ponoć były to dwa przeciwieństwa. Tyle zapamiętał z katorżniczych lekcji mających nadać szlif jego wychowaniu. Sam zapewne tylko wzruszyłby ramionami gdyby kazano mu powiedzieć coś więcej w temacie malarstwa, szybko wracając do czytania gazety i palenia cygara, co według niego było zajęciem nie tylko przyjemniejszym ale i pożyteczniejszym.
- Nie, broń Merlinie! Jestem niestety kompletnym laikiem jeśli o to chodzi, ku strapieniu matki nie odziedziczyłem po niej ani krztyny talentu - ani zainteresowania, czego jednak póki co nie dodał. - Co nie znaczy, że nie lubię pięknych obrazów - szczególnie tych żywych, wijących się na scenie Wenus.
Gość
Gość
Lyra skinęła głową, zgadzając się z nim. Ostatecznie mieli być rodziną, więc lepiej było zrezygnować z przesadnej formalności. Pytanie tylko, czy brat Glaucusa akceptował jej obecność tutaj? Także ona lustrowała go uważnym wzrokiem, próbując wyczytać coś z jego twarzy. Chociaż rodzice i siostra Glaucusa przyjęli ją dobrze, nie było powiedziane, że pozostali członkowie jego rodziny także ją zaakceptują.
- Dobrze... Theseusie – powiedziała, ostrożnie i starannie wypowiadając jego imię. Zastanawiała się, czemu Glaucus jej nie uprzedził, że jego brat przybył do kraju i wkrótce może się tu pojawić; może gdyby była lepiej przygotowana na tę wizytę, radziłaby sobie lepiej, ale musiała się zgodzić (chociaż niechętnie) również z tym, że praca żeglarza wpływ na życie rodzinne, chociaż sama dopiero się o tym przekona, kiedy za dwa tygodnie Glaucus opuści kraj, wypływając na kolejną wyprawę, pierwszą od czasu ich ślubu. Słyszała jednak wiele opowieści o jego wcześniejszych podróżach, w tym i tej, która zakończyła się rozbiciem statku i długą nieobecnością w rodzinnym domu, w trakcie której uznano go za zaginionego. To właśnie wtedy jego matka zaczęła podupadać na zdrowiu, o czym opowiedziała Lyrze podczas jednej z wizyt. To dlatego chciano tak szybko zaaranżować dla niego ślub, kiedy już wrócił do domu.
- Zdecydowanie zbyt szybko, ale przynajmniej Glaucus wydaje się być szczęśliwy – rzekła. Niestety nie mógł zabierać jej ze sobą, daleka morska wyprawa nie była odpowiednim miejscem dla młodego dziewczęcia, które nawet nie potrafiło pływać, a wręcz bało się głębokiej wody. Dlatego ona pozostanie w domu, podczas gdy on będzie spełniać obowiązki wobec rodu.
- Maluję obrazy na zamówienie, wystawiam je także na wernisażach, jeśli zostaję o to poproszona – wyjaśniła. To nie wykluczało malowania hobbystycznego, bo przecież malarstwo nie było dla Lyry wyłącznie źródłem zarobku, a przede wszystkim pasją, której oddawała się z najwyższą przyjemnością, zapewne porównywalną tej, jaką Glaucus odczuwał, wyruszając w morze. – Chciałabym, żeby był. – Wyprostowała się nieznacznie, pragnęła widzieć dumę w oczach swojego męża. – Podejrzewam, że wasza matka uczyła was sztuki? – W końcu młodzi Traversowie zaznali prawdziwego szlacheckiego wychowania, a z tego, co wiedziała Lyra, kładziono w nim nacisk również i na sztukę. Chociaż, jak się okazało, Theseus twierdził, że nie był utalentowany. – Jeśli lubisz obrazy... Może odwiedzisz mój najnowszy wernisaż? Ale najpierw... Może napijesz się herbaty? – zaproponowała mu; w końcu nie musieli tak sztywno stać naprzeciwko siebie, zresztą chciała zrobić na nim wrażenie osóbki umiejącej sobie radzić w przypadku niespodziewanych odwiedzin. – Czym jeszcze się interesujesz, Theseusie? – zapytała w międzyczasie, gotowa przywołać skrzata, gdyby okazało się, że brat jej małżonka ma ochotę na herbatę i poczęstunek.
- Dobrze... Theseusie – powiedziała, ostrożnie i starannie wypowiadając jego imię. Zastanawiała się, czemu Glaucus jej nie uprzedził, że jego brat przybył do kraju i wkrótce może się tu pojawić; może gdyby była lepiej przygotowana na tę wizytę, radziłaby sobie lepiej, ale musiała się zgodzić (chociaż niechętnie) również z tym, że praca żeglarza wpływ na życie rodzinne, chociaż sama dopiero się o tym przekona, kiedy za dwa tygodnie Glaucus opuści kraj, wypływając na kolejną wyprawę, pierwszą od czasu ich ślubu. Słyszała jednak wiele opowieści o jego wcześniejszych podróżach, w tym i tej, która zakończyła się rozbiciem statku i długą nieobecnością w rodzinnym domu, w trakcie której uznano go za zaginionego. To właśnie wtedy jego matka zaczęła podupadać na zdrowiu, o czym opowiedziała Lyrze podczas jednej z wizyt. To dlatego chciano tak szybko zaaranżować dla niego ślub, kiedy już wrócił do domu.
- Zdecydowanie zbyt szybko, ale przynajmniej Glaucus wydaje się być szczęśliwy – rzekła. Niestety nie mógł zabierać jej ze sobą, daleka morska wyprawa nie była odpowiednim miejscem dla młodego dziewczęcia, które nawet nie potrafiło pływać, a wręcz bało się głębokiej wody. Dlatego ona pozostanie w domu, podczas gdy on będzie spełniać obowiązki wobec rodu.
- Maluję obrazy na zamówienie, wystawiam je także na wernisażach, jeśli zostaję o to poproszona – wyjaśniła. To nie wykluczało malowania hobbystycznego, bo przecież malarstwo nie było dla Lyry wyłącznie źródłem zarobku, a przede wszystkim pasją, której oddawała się z najwyższą przyjemnością, zapewne porównywalną tej, jaką Glaucus odczuwał, wyruszając w morze. – Chciałabym, żeby był. – Wyprostowała się nieznacznie, pragnęła widzieć dumę w oczach swojego męża. – Podejrzewam, że wasza matka uczyła was sztuki? – W końcu młodzi Traversowie zaznali prawdziwego szlacheckiego wychowania, a z tego, co wiedziała Lyra, kładziono w nim nacisk również i na sztukę. Chociaż, jak się okazało, Theseus twierdził, że nie był utalentowany. – Jeśli lubisz obrazy... Może odwiedzisz mój najnowszy wernisaż? Ale najpierw... Może napijesz się herbaty? – zaproponowała mu; w końcu nie musieli tak sztywno stać naprzeciwko siebie, zresztą chciała zrobić na nim wrażenie osóbki umiejącej sobie radzić w przypadku niespodziewanych odwiedzin. – Czym jeszcze się interesujesz, Theseusie? – zapytała w międzyczasie, gotowa przywołać skrzata, gdyby okazało się, że brat jej małżonka ma ochotę na herbatę i poczęstunek.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Była miła. Wydawała się łatwa w pożyciu, można by nawet rzec, że przyjemna. Zastanawiał się jednak czy nie jest nijaka, pomijając już oczywiście aparycję, a skupiając się wyłącznie na osobowości. Jeżeli Weasley jakąkolwiek w ogóle mógł posiadać, oczywiście. Ciężko byłoby ukryć fakt, że Theseus nie pałał gorącymi uczuciami względem tego rodu, mimo że teoretycznie powinna wiązać ich przyjaźń. Zbyt wiele czasu spędził pomiędzy innymi szlachcicami, których poglądy zbyt mocno kolidowały z tymi wyznawanymi przez zubożałych arystokratów, aby móc spoglądać na nich okiem nie tyle co życzliwym, a choćby neutralnym. Dlatego też tak bardzo był zdumiony, zawiedziony?, wieściami dopadającymi go znienacka, każącymi zastanowić się nad decyzjami nestora zgadzającego się na związanie tej wiewiórki z jego bratem, który przecież zasługiwał wyłącznie na to co... najlepsze.
- Każdy z nas jest szczęśliwy mogąc opuścić port - wzruszył ramionami, pozwalając aby oschłość wtargnęła w ton jego głosu i zawładnęła nim na przekór uśmiechowi powoli rozkwitającemu na ogorzałym obliczu. - Ale jeszcze szczęśliwsi jesteśmy wracając. Zawsze - dodał, łagodniejąc w oczach, opuszczając nieco ramiona, jakby tym gestem chcąc wydać się przystępniejszym, nie tak bardzo przytłaczającym. Była żoną Glaucusa, nadzieją w oczach ich matki, przyjaciółką jego największego skarbu, siostry. Jak więc mógł wciąż bawić się jej niepewnością, zażenowaniem? Patrząc na Lyrę nagle zrozumiał sens słów Lilith. Już na pierwszy rzut oka widać, że świat arystokratycznych hien ją przytłacza. Przyłożył dłoń do ust, trąc niecierpliwie dolną wargę, mierząc własne odczucia z powinnością, przed którą się wzdrygał. Jednak...
- Uczyła - parsknął krótkim śmiechem, wyrwany z własnych przemyśleń, skupiając ponownie uwagę na rozmowie. - Niestety z marnym skutkiem. Oczywiście jeżeli chodzi o mnie, reszta radziła sobie dobrze, Cressida nawet bardzo dobrze. Nade mną matka zawsze załamywała ręce - oczywiście każde z czwórki rodzeństwa wyniosło z domu te same podstawy, jednak on sam nie rozwijał ich w dalszym stopniu, skupiając się głównie na aktywnościach fizycznych, celując w nich i nie skupiając się na reszcie. To na nich opierajał swój dalszy rozwój, przez co niekiedy uchodził w towarzystwie za nieokrzesanego, często jednak bardziej z własnego wyboru, niż z niedostatków wiedzy, za którymi uwielbiał się ukrywać, tłumacząc tym samym swoje nieobyczajne zachowanie.
- Z przyjemnością, Lyro! Powiedz mi tylko kiedy - właściwie to mogło być całkiem zabawne, szczególnie jeśli szampan miałby być jedną z atrakcji tego wieczoru. Oczywiście chcąc sprawić przyjemność bratowej, a sobie stokroć większą, zaprosiłby na to wydarzenie samą lady Avery, małżonkę ukochanego chrześniaka pani Mecenas.
- Tak, herbata będzie idealna - uzupełnił swoją wypowiedź, postępując kilka kroków i przechadzając się po sali, mierząc jej imponujący metraż statecznymi krokami, których echo rozchodziło się wśród ścian. Słysząc jednak kolejne pytanie rudowłosej zawiesił jedną stopę w powietrzu, odwracając się całym ciałem w stronę Lyry i dopiero opuszczając nogę, wykonując tym samym całkiem zgrabny piruet.
- Czym się interesuję? Właściwie to... głównie pracą - zamarł w miejscu, jakby to wyznanie go zdziwiło, kazało zastanowić się nad kolejnymi słowami. - To moje hobby. Zajmuję się polowaniami na magiczne stworzenia, ale to pewnie wiesz! Gnam za nimi po całym świecie i wciąż nie mogę uwierzyć w to co widzę, ich świat jest zupełnie inny od naszego, doskonalszy i ciekawszy... - przerwał, nie chcąc rozpoczynać tematu, który go porywał. Zamiast tego osadził błyszczące spojrzenie na Lyrze, uśmiechając się półgębkiem. - Nie godzi się jednak żebym zbyt wiele mówił o sobie, nie kiedy stoisz przede mną.
- Każdy z nas jest szczęśliwy mogąc opuścić port - wzruszył ramionami, pozwalając aby oschłość wtargnęła w ton jego głosu i zawładnęła nim na przekór uśmiechowi powoli rozkwitającemu na ogorzałym obliczu. - Ale jeszcze szczęśliwsi jesteśmy wracając. Zawsze - dodał, łagodniejąc w oczach, opuszczając nieco ramiona, jakby tym gestem chcąc wydać się przystępniejszym, nie tak bardzo przytłaczającym. Była żoną Glaucusa, nadzieją w oczach ich matki, przyjaciółką jego największego skarbu, siostry. Jak więc mógł wciąż bawić się jej niepewnością, zażenowaniem? Patrząc na Lyrę nagle zrozumiał sens słów Lilith. Już na pierwszy rzut oka widać, że świat arystokratycznych hien ją przytłacza. Przyłożył dłoń do ust, trąc niecierpliwie dolną wargę, mierząc własne odczucia z powinnością, przed którą się wzdrygał. Jednak...
- Uczyła - parsknął krótkim śmiechem, wyrwany z własnych przemyśleń, skupiając ponownie uwagę na rozmowie. - Niestety z marnym skutkiem. Oczywiście jeżeli chodzi o mnie, reszta radziła sobie dobrze, Cressida nawet bardzo dobrze. Nade mną matka zawsze załamywała ręce - oczywiście każde z czwórki rodzeństwa wyniosło z domu te same podstawy, jednak on sam nie rozwijał ich w dalszym stopniu, skupiając się głównie na aktywnościach fizycznych, celując w nich i nie skupiając się na reszcie. To na nich opierajał swój dalszy rozwój, przez co niekiedy uchodził w towarzystwie za nieokrzesanego, często jednak bardziej z własnego wyboru, niż z niedostatków wiedzy, za którymi uwielbiał się ukrywać, tłumacząc tym samym swoje nieobyczajne zachowanie.
- Z przyjemnością, Lyro! Powiedz mi tylko kiedy - właściwie to mogło być całkiem zabawne, szczególnie jeśli szampan miałby być jedną z atrakcji tego wieczoru. Oczywiście chcąc sprawić przyjemność bratowej, a sobie stokroć większą, zaprosiłby na to wydarzenie samą lady Avery, małżonkę ukochanego chrześniaka pani Mecenas.
- Tak, herbata będzie idealna - uzupełnił swoją wypowiedź, postępując kilka kroków i przechadzając się po sali, mierząc jej imponujący metraż statecznymi krokami, których echo rozchodziło się wśród ścian. Słysząc jednak kolejne pytanie rudowłosej zawiesił jedną stopę w powietrzu, odwracając się całym ciałem w stronę Lyry i dopiero opuszczając nogę, wykonując tym samym całkiem zgrabny piruet.
- Czym się interesuję? Właściwie to... głównie pracą - zamarł w miejscu, jakby to wyznanie go zdziwiło, kazało zastanowić się nad kolejnymi słowami. - To moje hobby. Zajmuję się polowaniami na magiczne stworzenia, ale to pewnie wiesz! Gnam za nimi po całym świecie i wciąż nie mogę uwierzyć w to co widzę, ich świat jest zupełnie inny od naszego, doskonalszy i ciekawszy... - przerwał, nie chcąc rozpoczynać tematu, który go porywał. Zamiast tego osadził błyszczące spojrzenie na Lyrze, uśmiechając się półgębkiem. - Nie godzi się jednak żebym zbyt wiele mówił o sobie, nie kiedy stoisz przede mną.
Gość
Gość
Lyra niestety zdawała sobie sprawę z tego, że jej panieński ród był darzony niechęcią i wzgardą. Już w Hogwarcie wielokrotnie zetknęła się z pogardą. Wytykano palcami jej używane ubrania i książki, uważano, że nie zasługuje na miejsce wśród prawdziwych szlachcianek. Wtedy jeszcze nawet nie śniła o tym, że pewnego dnia mogłaby się nią stać. Była zwyczajnym dziewczęciem łudzącym się, że kiedyś pójdzie w ślady brata, oszukującym się, że skoro Tiara przydzieliła ją do Gryffindoru, musiała widzieć w niej odwagę, którą posiadał on. Był wtedy jej wzorem, osobą, którą bardzo podziwiała i postrzegała w wyidealizowany sposób. Ale jak bardzo się myliła w tych niedojrzałych, młodzieńczych mrzonkach! Życie pokazało jej, że ma dla niej inny plan, wskazało jej inną drogę, którą zaczęła kroczyć, początkowo niepewnie, potem z coraz większym przekonaniem, które nie opuszczało jej mimo trudów i przeciwności, bo zbyt mocno ten świat ją zauroczył, by mogła o nim zapomnieć i powrócić do tego, co było. Prawdopodobnie była jedyną Weasleyówną, którą pociągał kolorowy i pełen blasku świat salonów, chociaż nigdy nie posunęłaby się do stwierdzenia, że czuje się w nim całkowicie dobrze i na miejscu. Gdzieś w głębi duszy wciąż towarzyszyło jej poczucie bycia osobą z zewnątrz, którą nie wszyscy chcieli widzieć w swoim gronie.
Kiedy Theseus się odezwał, Lyra uśmiechnęła się blado, jednocześnie zastanawiając się, czy Glaucus będzie szczęśliwy, wracając z wyprawy. Zastanowiło ją też, czy i Theseus miał tutaj kogoś, do kogo wracał ze swoich wypraw. Wciąż mało wiedziała o życiu krewnych Glaucusa, może z wyjątkiem jego siostry.
- Cressida radzi sobie bardzo dobrze. Jest idealną młodą szlachcianką – powiedziała z podziwem wobec swojej przyjaciółki, będącej jednocześnie siostrą jej męża. Cressida była piękna i utalentowana. Idealna młoda panna, której nie mógłby się powstydzić żaden przyszły narzeczony. Podejrzewała też, że i pozostali z gromadki Traversów musieli posiadać jakieś interesujące talenty, nawet jeśli nie artystyczne. Lyra mogła tylko im pozazdrościć takiego startu w życie, bo ona o swoją pasję i jej rozwijanie musiała zatroszczyć się sama.
- Pojutrze jest otwarcie. Miło mi będzie zobaczyć kogoś z rodziny – rzekła po chwili, po czym, kiedy tylko Theseus zgodził się na propozycję wypicia herbaty, poprowadziła go w stronę pokoiku w pobliżu sali balowej, gdzie mogli usiąść i się napić w nieco mniej przytłaczającej atmosferze. Skrzat po chwili podał im herbatę oraz świeżą szarlotkę. Dziewczę delikatnie uchwyciło uszko swojej filiżanki, ale jej oczy spoczęły na sylwetce Theseusa. Chciałaby, żeby zobaczył w niej kogoś więcej niż tylko zwykłą, pozbawioną obycia Weasleyównę, która pod jego nieobecność weszła do rodziny.
- Na magiczne stworzenia? Czy to nie jest niebezpieczne zajęcie? – podchwyciła po chwili, zastanawiając się, jakie stworzenia były przedmiotem jego zainteresowania. – Znalazłeś na swojej drodze jakieś wyjątkowe okazy, które zapadły ci w pamięć? – Chociaż jej wiedza o magicznych stworzeniach nie wykraczała poza tę szkolną, to była zaciekawiona. – I... czy podróżowałeś kiedyś z Glaucusem, czy raczej każdy z was samotnie mierzy się z morskim żywiołem? Pewnie znasz dużo ciekawych opowieści z dalekich krain.
Upiła kolejny łyk herbatki. Czuła się nieco mniej niezręcznie, a w jej oczach, prócz onieśmielenia, pojawiła się ciekawość. Chociaż sama nie miała do czynienia z tym morskim życiem, zawsze uwielbiała opowieści Glaucusa, i to jeszcze zanim zdecydowano o ich zaręczynach. Była do tego stopnia zaciekawiona, że nawet końcówki jej włosów zareagowały, na krótki moment przybierając inny kolor.
Kiedy Theseus się odezwał, Lyra uśmiechnęła się blado, jednocześnie zastanawiając się, czy Glaucus będzie szczęśliwy, wracając z wyprawy. Zastanowiło ją też, czy i Theseus miał tutaj kogoś, do kogo wracał ze swoich wypraw. Wciąż mało wiedziała o życiu krewnych Glaucusa, może z wyjątkiem jego siostry.
- Cressida radzi sobie bardzo dobrze. Jest idealną młodą szlachcianką – powiedziała z podziwem wobec swojej przyjaciółki, będącej jednocześnie siostrą jej męża. Cressida była piękna i utalentowana. Idealna młoda panna, której nie mógłby się powstydzić żaden przyszły narzeczony. Podejrzewała też, że i pozostali z gromadki Traversów musieli posiadać jakieś interesujące talenty, nawet jeśli nie artystyczne. Lyra mogła tylko im pozazdrościć takiego startu w życie, bo ona o swoją pasję i jej rozwijanie musiała zatroszczyć się sama.
- Pojutrze jest otwarcie. Miło mi będzie zobaczyć kogoś z rodziny – rzekła po chwili, po czym, kiedy tylko Theseus zgodził się na propozycję wypicia herbaty, poprowadziła go w stronę pokoiku w pobliżu sali balowej, gdzie mogli usiąść i się napić w nieco mniej przytłaczającej atmosferze. Skrzat po chwili podał im herbatę oraz świeżą szarlotkę. Dziewczę delikatnie uchwyciło uszko swojej filiżanki, ale jej oczy spoczęły na sylwetce Theseusa. Chciałaby, żeby zobaczył w niej kogoś więcej niż tylko zwykłą, pozbawioną obycia Weasleyównę, która pod jego nieobecność weszła do rodziny.
- Na magiczne stworzenia? Czy to nie jest niebezpieczne zajęcie? – podchwyciła po chwili, zastanawiając się, jakie stworzenia były przedmiotem jego zainteresowania. – Znalazłeś na swojej drodze jakieś wyjątkowe okazy, które zapadły ci w pamięć? – Chociaż jej wiedza o magicznych stworzeniach nie wykraczała poza tę szkolną, to była zaciekawiona. – I... czy podróżowałeś kiedyś z Glaucusem, czy raczej każdy z was samotnie mierzy się z morskim żywiołem? Pewnie znasz dużo ciekawych opowieści z dalekich krain.
Upiła kolejny łyk herbatki. Czuła się nieco mniej niezręcznie, a w jej oczach, prócz onieśmielenia, pojawiła się ciekawość. Chociaż sama nie miała do czynienia z tym morskim życiem, zawsze uwielbiała opowieści Glaucusa, i to jeszcze zanim zdecydowano o ich zaręczynach. Była do tego stopnia zaciekawiona, że nawet końcówki jej włosów zareagowały, na krótki moment przybierając inny kolor.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Strona 2 z 2 • 1, 2
Sala balowa
Szybka odpowiedź