Asterion Valhakis
Nazwisko matki: Lyrarakis
Miejsce zamieszkania: nędzna namiastka villi w Krecie położona u wybrzeży hrabstwa Durham wraz z którą zyskałem żonę i cztery córki za cenę tajemnic rodziny Valhakis
Czystość krwi: czysta
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: Nie ograniczam działań swojej profesji. Biznesmen, rzemieślnik, antykwariusz, pośrednik, szachraj.
Wzrost: 180 centymetrów
Waga: 81 kilogramów
Kolor włosów: lśniąca czerń przyprószona siwizną
Kolor oczu: brązowe
Znaki szczególne: haczykowaty nos, rzadko spotykana na Wyspach śniada karnacja, ozdobna męska biżuteria oraz diabeł w spojrzeniu
Dokładnie dwunastocalową, wykonaną z cisowego drewna z kościaną rękojeścią w kształcie łba Minotaura o rdzeniu z łuski smoka
papa Valhakis
Byk
Ruinę mojego sklepu
Czerwonym wytrawnym winem Castillo, mokrą ceramiką, spaloną słońcem ziemią, wyprawioną skórą
Siebie w otoczeniu drogiej mi rodziny na szczycie angielskiej socjety; doceniony klan Valhakisów i jego władza wynikająca z samego nazwiska a nie z potęgi pieniądza
Historią dawnych cywilizacji, starożytnymi runami, zaklinaniem przedmiotów i zakazanymi czarami, magią antyczną oraz wiedzą ukrytą w księgach
Swoim córkom w spełnianiu marzeń; quidditch uważam za rozrywkę dla ubogich żądnych chleba i igrzysk
Pracuję, pracuję, pracuję
Bardzo uważnie wszystkich klientów, przychodzących do mojego sklepu. Są najbardziej wiarygodnym źródłem informacji o tym, co dzieje się na zewnątrz
Tony'ego Warda
Pytasz, skąd pochodzę, po co tu przybyłem? Jesteś zwykłym ignorantem, jak reszta Anglików, nieznających świata poza swym własnym podwórkiem. Słyszałeś kiedyś o czymkolwiek poza Wielką Brytanią? Nad imperium zaszło słońce wraz ze śmiercią królowej Wiktorii, ale ty nadal myślisz o dawnej potędze. Jesteś dumny ze swojej ojczyzny, ale tak naprawdę nawet o historii swego rodzinnego kraju nie masz najmniejszego pojęcia. Krztusisz się, kiedy widzisz tu takich jak ja, jakby ksenofobia zupełnie cię oślepiła. Ale przecież nie w tym rzecz; gra nie toczy się o taką błahostkę, jak jak moja krew. Chciałeś jej, ale teraz modlisz się już o coś zupełnie innego. Teraz po prostu pragniesz stąd odejść, pragniesz żyć... Mylę się? Nie spodziewałeś się, że taki jak ja, jeszcze potrafi sprawnie władać różdżką. Powiedzieli ci, że jestem zdziadziały, stetryczały i że całe dnie wyłącznie dłubię w drewnie, mrucząc niezrozumiałe słowa nad nieociosanymi kołkami? Że godzinami poleruję kamienie, aby na ich gładkiej powierzchni wyryć starożytne runy? Nie dostrzegłeś w tym żadnej magii, uważając to za dziwactwo obcego człowieka, za osobliwe, niegroźne hobby... Może nawet obsesję? Oszukali cię, zdążyłeś już się o tym przekonać i zrozumieć, jak głupio i nierozsądnie dałeś się podejść. Wiem, że się boisz, widzę, jak kurczysz się w sobie, jak usilnie unikasz mojego wzroku... SPÓJRZ NA MNIE. Lepiej, chcę patrzeć ci w oczy, kiedy będziemy rozmawiać. Może właśnie bawię się z tobą magią z m o j e g o kraju, której nie znasz i powinieneś się lękać? Cuchniesz strachem, cały dygoczesz, usiłując się wyrwać, ale jesteś sparaliżowany i musisz mnie wysłuchać. Przyszedłeś przecież po informacje, więc czemu uciekasz? Powiem ci wszystko, abyś miał poczucie dobrze spełnionego obowiązku, uwolnię cię i zapłacę. Nie pytaj, ile, wystarczająco, żebyś nie musiał się już o nic troszczyć.
Tam, gdzie niebo jest czyste i bezchmurne, tam, gdzie lazurowe wody Morza Śródziemnego oblewają skaliste wybrzeża wyspy, tam, gdzie znajdują się ruiny pałacu w Knossos, tam, gdzie wyruszył Tezeusz, aby położyć kres krwawej ofierze składanej przez Ateńczyków raz na dziewięć lat królowi Minosowi - tam właśnie przyszedłem na świat, dokładnie w ten sam dzień, kiedy Lizander wpłynął na wody Hellespontu i rozbił flotę Ateńczyków. Było to jedno ze zwycięstw pieczętujących triumf Spartan w wojnie peloponeskiej a moi rodzice uznali to za znak od bogów. Wierzyli, że stanę się niezwykły, że osiągnę wielkość i... nie mylili się.
Klan Valhakisów od zawsze był ściśle związany z rodzimą Grecją, kultywując kulturę minojską, wychowując kolejne pokolenia w duchu poszanowania dla orientalnej tradycji, stanowiąc podporę i przedmurze dla kreteńskich magów, powoli wyłamujących się z izolacji i ulegających wpływom Zachodu. Wszyscy, ale nie my, strażnicy, założyciele, elita arystokratyczna, jak święcie wierzyłem, wykształcona zapewne z potomków mędrców dawniej zasiadających w spartańskiej geruzji i ateńskim Areopagu. Każdy Valhakis był dumny; stało się już tradycją, że w momencie narodzin członkom naszej rodziny nadawano imiona bogów lub herosów, aby tym samym przypominać o naszych greckich korzeniach. Mnie ochrzczono mianem Asteriona, króla Krety i męża tyryjskiej królewny Europy, wychowawcy jej snów, których spłodziła z boskim Zeusem. Gdy matka mnie powiła, przepowiedziano mi wielkość, dwadzieścia lat później proroctwo głosiło, że swoje przeznaczanie znajdę w obcym kraju.
A s t e r i o n. Pochodzę z Krety i zdobyłem Europę.
Mądrość pochodzi od Greków
Ponoć tradycja agoge upadła wraz z klęską Sparty, kiedy ostatni pełnoprawny obywatel polis uklęknął przed rzymskim legionistą. Na Krecie praktykowano jednak hodowlę tysiące lat po zmieceniu dawnego Lacedemonu z powierzchni ziemi; ortodoksyjne czarodziejskie środowiska z entuzjazmem zapatrywały się na element rywalizacji w wychowywaniu swych pociech, uczonych samodzielności i dyscypliny jeszcze przed opuszczeniem rodzinnego domu i edukacji w wybranej szkole magii. Oczywiście odbiegało ono od standardów antycznego agoge - nie myśl sobie, że wysyłano uzbrojone dzieci na trakty, nakazując im przeżyć jak najdłużej, zdobywać sobie pożywienie sprytem lub siłą i zabijać poddanych. Kreteńczycy nie są dzikusami a swobodne przekształcenie agoge i sprowadzenie go do elementu wspólnego wychowania, rozwijało predyspozycje fizyczne oraz intelektualne. Wskazując słabeuszy, lecz nie po to by ich wyszydzić, odseparować od rodzin i porzucić w kniejach na pastwę dzikich zwierząt, ale by pracować nad eliminacją pięty Achillesowej. Nie musiałem przechodzić agoge, narażać się na trudy i niewygody, jako syn swego ojca, nieformalnego przywódcy i przyszłego dziedzica - jednak podobnie jak kaleki Agesilaos podjąłem wyzwanie. Nie byłem wyższy ani silniejszy od innych chłopców, a nawet nie przewyższałem ich intelektem. Jednak już w wieku dziecięcym pałałem silną dumą, chciałem błyszczeć, udowodnić nie tylko innym, ale i samemu sobie własną wartość. Wtedy jeszcze nie byłem Narcyzem, wzdychającym do swego oblicza, odbijającego się w przejrzystej tafli wody. Wtedy byłem zupełnie niewinnym chłopcem, choć od zapasów i biegów z rówieśnikami stokroć bardziej wolałem obserwować ojca przy pracy i samemu tworzyć swe pierwsze amulety. Jeszcze zbyt słabe, aby prawdziwie zaszkodzić.
Grecja to fauna i flora, żywe odbicie bogini Demetr, która tka kobierzec jej barw, dzikiej roślinności, ostrej przyrody, rządzącej losami człowieka. To czysta Natura, nieokiełznana i bezkompromisowa, piękna i obezwładniająca; wobec niej i ja i ty wydajemy się nagle śmiesznie mali i zupełnie nic nieznaczący. Skalista, odkryta wyspa, pozostałości dawnego Partenonu, ciężkie powietrze przesycone magią wieczną, antyczną i teraźniejszą, drażniącą nozdrza swym ostrym zapachem. Zgłębiałem każdą dziedzinę czarów pod okiem najlepszych, jakby kontynuując agoge, by osiągnąć kolejny stopień wtajemniczenia. Najzacieklej zaś poznawałem tajniki przygotowywania eliksirów, pojmując je jako sztukę najsubtelniejszą i najtrudniejszą; poprzez fascynację wywarami i truciznami dokładałem również swoją cegiełkę do wytwórstwa amuletów. Przy odważaniu składników byłem precyzyjny niczym Hefajstos kujący pioruny dla Zeusa, przy warzeniu równie dokładny jak Kirke, a zaangażowany bardziej niż Ares w jakąkolwiek ze swych wojen. Nie miałem czasu na miłość, na przyjaźń, całkowicie pochłonięty sobą. Zrywałem się z łoża o północy, aby przy świetle księżyca zbierać potrzebne ingrediencje, wykazujące największą aktywność ścinane srebrnym sierpem dokładnie przy dwunastym wybiciu zegara. Między lekcjami udzielanymi mi przez - nie tak, jak zwykło odbywać się to u was, zastępy guwernerów - a ojca, matkę, czy nawet miejscową zielarkę - wytrwale doskonaliłem się w rodzinnym fachu, obrabiając twarde drewno, nadając strzelistą formę bezkształtnym kryształom, zapisując na pergaminach magiczne słowa, jakie miały zapewniać ochronę lub sprowadzać nieszczęście. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy z jak potężnymi czarami mam do czynienia, z jaką mocą tak nierozważnie igrałem. Ty nadal w to powątpiewasz, boisz się tylko, że znowu wyceluję w ciebie różdżką, nagle spopielę czarnomagicznym zaklęciem... Uwierz, posiadam umiejętności, które przerażą cię bardziej strumienia zielonego światła. Zaklęcia spływające z mych ust przynoszą chwałę i cześć Medei, moje wywary są równie zabójcze, jak krew Nessosa a amulety kryją w sobie niespodzianki gorsze niż te, które wypełzły z Puszki Pandory... Miałem dość czasu, aby zgłębić arkana plugawych czarów, kiedy ukończyłem nauki w domu mego ojca i pomyślnie przeszedłem przez restrykcyjne egzaminy monitorowane przez obcych, oczywiście najwyższe wyniki otrzymując z eliksirów, zielarstwa oraz obrony przed czarną magią.
Z ogromną wiedzą na temat zielarstwa i eliksirów chciałem zwojować świat, uważałem iż właśnie nadszedł odpowiedni moment... ale rodzina zaplanowała dla mnie coś zupełnie innego. Zostałem spadkobiercą tajemnic przekazywanych z pokolenia na pokolenie, otwarto mi oczy na znaki, których wcześniej nie dostrzegałem, jednocześnie wzmagając me zainteresowanie zaklętymi przedmiotami oraz ich niezbadaną siłą i potęgą ograniczoną wyłącznie mocą samego czarodzieja - jak i ograniczając chorobliwe ambicje do amuletów Valhakisów.
Byłe nienasycony, chciałem więcej i nie pomogły przestrogi ojca i błagania matki. Opiłem się aż nadto tej krwi i pragnąłem innej, świeżej, smakującej niebezpieczeństwem, groźbą, sekretami. Potęgą. Trzy lata zajęło mi opanowanie i zrozumienie istoty zła, ujarzmienie go i spętanie, zaklęcie własnymi słowami. Miałem na swych usługach samego Tanatosa - a jednak nie nauczyłem się niczego z gloryfikowanej przeze mnie historii. Ostatni śmiertelnik, który zaigrał z bożka śmierci skończył marnie, przez resztę swojego żywota tocząc pod olbrzymią górę wielki kamień. On miał istnieć wiecznie a głaz spadać tuż przed osiągnięciem celu. Mnie łaskawie skazano na banicję, dwadzieścia lat błąkania się i tułaczki z dala od rodzinnego kraju. Nie prosiłem o nic więcej.
Dotarłem tam, gdzie mnie spotkałeś, uprzednio jednak zaznawszy w życiu niemało. Nie romansowałem z nimfą, nie oślepiłem syna Posejdona, nie słuchałem śpiewu syren, nie znieważyłem boga Słońca, jednak w czasie mej wędrówki spotkały mnie przygody godne Odysa. Równie niebezpieczne, przyprawiające o zawroty głowy i dramatyczny skok adrenaliny. Jestem jednak inny od króla Itaki - nad nim czuwała Atena, bogini mądrości, mnie zaś powierzono pieczy Hermesa. Opiekuna kupców, pasterzy, wędrowców, złodziei oraz... oszustów. Spotkałem wielu wytrawnych czarodziejów, mistrzów w posługiwaniu się różdżką, znających zaklęcia, o jakich innym nawet się nie śniło. Kapitulowali jednak, unosząc się swym honorem. Żyli uczciwie, uczciwie walczyli i uczciwie umierali... Och, nie drżyj już tak, bądź mężczyzną. Czy wyglądam na zabójcę? Powtórz, nie zrozumiałem. Jeszcze trochę głośniej, jąkasz się, dlaczego? Dobrze, teraz słyszę... więc chyba nie masz się czego bać?
Szkoda tylko, że zapomniałeś, że nie można mi ufać.
Trafiłem do Anglii. Dziwne to było miejsce, tak odmienne od mojej ukochanej Krety, która jednak przestała dostarczać mi wrażeń. Nienasycona zachłanność wymagała zaspokojenia i tutaj - w obcym kraju, gdzie nikt nie znał mego imienia a Olimpijscy Bogowie istnieli jedynie jako nic niewarte słowa na pożółkłym papierze w starej książce pod ladą zaniedbanego antykwariatu.
Na początku był Chaos. Wydostałem się z niego jednak, obserwując swoje drugie narodziny, choć nie przypominały one wyłonienia się z morskiej piany nagiej Afrodyty. Przybyłem jako zdobywca, nie oczekując pomocy od nikogo. Nie potrzebowałem ani służek, ani Zefira by rozpuścił wieści. Byłem młody, zaradny, przedsiębiorczy i doskonale wiedziałem, czego chcę. Nawet kosztem sprzedania samego siebie. Oboje mieliśmy być nieszczęśliwi w tym śmiesznym układzie, który postanowiłem obrócić na swoją korzyść. Burke'owie dostali moją wiedzę, tajemnice mej rodziny, dotychczas znane jedynie Valhakisom. Pierwszy biznes, pierwsze dobicie targu, niezwykle udana wymiana; idealnie rysująca się przyszłość. Nie wiedziałem o defekcie mej małżonki, nie powiadomili mnie, iż została już wcześniej oddana lordowi Rosierowi, że miałem być dla niej ratunkiem przed pogardzanym życiem w separacji od mężczyzn. Potrzebowali mnie, tak samo, jak ja, potrzebowałem ich. Owszem, mogli wepchnąć córki w łapy pierwszego lepszego, ale nie przydawało im to takiego zysku, jak skoligacenie się z kimś, kogo mogli jeszcze wykorzystać. I zdaje się, że do tej pory stanowi to cierń w ich oku, prawda? Nie mogą przeżyć, że parias, do niedawna nikt, zwykła płotka w biznesowym świecie, w tak krótkim czasie znacznie się wzbogacił, odciął od ich szyldu i zaczął stanowić rosnącą w siłę konkurencję. Przestali mi patronować - uniezależniłem się szybko, szybciej niż się tego spodziewali. Prowadziłem swoje własne interesy - niektóre legalne, inne mniej, ale machina działała sprawnie, trybiki się kręciły, a dochód powiększał z miesiąca na miesiąc. Rósł również brzuch mojej ślicznej, młodziutkiej żony, którą z upływem czasu nauczyłem się kochać.
Była zbędnym balastem. Dodatkiem do tworzenia imperium. Nie chciałem jej, ale łaskawie przygarnąłem, pozwalając trwać u mego boku. Nie zamierzałem zamykać jej pod kloszem, podczas moich własnych rozrywek w sympozjonach. Uważałem się za mężczyznę postępowego i wyrozumiałego i pragnąłem dla swej towarzyszki życia choćby połowicznego szczęścia, jakie ja masochistycznie czerpałem ze swej katorżniczej pracy. Przynosiłem ją do domu, nie odrywałem się od amuletów, talizmanów, od czarnej magii, klątw i eliksirów. Ona cierpliwie znosiła moje oddalenie, zdaje się, że przywykła do ciągłej nieobecności. Fizycznej, duchowej, nawet zasypiając w jej ciepłych ramionach rzadko myślałem o żonie. Delikatnej, zwiewnej i eterycznej; była uosobieniem kobiecości, czego w ogóle nie doceniałem. Żyłem swoim własnym rytmem, nie bacząc na dom - kiedyś zaś, zastygając w paraliżującym bez ruchu, ciężko opadając na obce ciało, poczułem pustkę i wstręt do samego siebie. Po raz pierwszy i po raz ostatni; rzeczywiście, lepiej bym jej nie miał. Zmądrzałem, a może po prostu - dojrzałem. Przeprosiłem ją. Wyobrażasz to sobie? Sam nie sądziłem, że kiedyś zdobędę się na takie słowa. Że nie zwracałem na nią uwagi, że wolałem niczym Pigmalion rzeźbić sobie idealne kochanki. Wtedy pewnie jeszcze mnie nie rozumiała, ale to nas do siebie zbliżyło a we mnie prócz pożądania tego filigranowego ciała zaczęła płonąć delikatna miłość, rozbuchana przyjściem na świat naszej pierwszej córki.
Nadałem jej imię Nemesis, upamiętniając tradycję, którą wyniosłem od swojej rodziny. Dziewczynka miała dorastać w Anglii, chciałem zatem tchnąć w nią pierwiastek mojej kultury, orientu, wschodu. Pragnąłem, by znała nie tylko historię ojczyzny swej matki, ale także ojca - nieco rywalizując w rozbudzaniu miłości a także i tęsknoty za tymi dziwami, jakie opowiadałem jej na dobranoc. Złagodniałem, całkiem oczarowanym moją dziewczynką. Wychowanie Nemesis pozostawiłem jednak matce, nie okradając jej z córki, ani też nie wypominając, iż nie dała mi syna. Miałem trzy wspaniałe damy o greckiej urodzie; intrygująca mieszanka genów, Erynie, Mojry, moje przeznaczenie. W odstępie kilku lat cieszyłem się tupotem małych stópek Nemesis, Danae oraz Persephony. Każda była wyjątkowa, każdą darzyłem troską i uwagą, każdą rozpieszczałem - choć w rozsądnych granicach - i każdą karałem, jeśli okazała mi krnąbrność i wyjątkowe nieposłuszeństwo. Straciłem dla córek głowę - a moja żona życie, wkrótce po wydaniu na świat najmłodszej z nich, malutkiej Febe.
Pogrzeb mojej Europy był niczym małżeństwo Edypa z Jokastą - początkiem klątwy rodu Valhakisów. Nie lubiliśmy się, Burke'owie i ja, ale... przecież o tym wiesz, wszak to oni cię tu przysłali. Nie chcieli brudzić sobie rąk krwią ulicznej szumowiny? Zażyczyli sobie, abyś ją upuścił i zebrał do fiolek, a nuż okaże się, iż ma cudowne właściwości, niczym posoka Cerbera? Mówisz, że oskarżają mnie o śmierć swojej córki? Że obwiniają mnie, tego, który dbał o nią przez te wszystkie lata, który skradał dla niej wschodzącą Jutrzenkę, który podarował jej złote jabłko z ogrodu Hesperyd? Nie, to ciągnęło się zbyt długo, a oni to węże, źli i bezwzględni ludzie... Pomyśl, jeśli tylko nie wymagam od ciebie zbyt wiele. Sprzedali mi swoje dziecko w zamian za tajemnicę obróbki drewna i metalu. W zamian za kilka inkantacji, spisanych jeszcze przed naszą erą, możliwe że ręką samego Tejrezjasza. Tragiczna śmierć mojej Europy była tylko pretekstem - tak jak i zjedzenie granatu przez Prozerpinę posłużyło Hadesowi do zatrzymania jej w podziemiach na czwartą część roku, tak Burke'om do zerwania ze mną wszystkich kontaktów. Do rozpoczęcia niebezpiecznej rywalizacji o wpływy i klientów, których odciągałem od ich sklepu na szemranym Nokturnie.
Nie powiedziałem nic moim córkom, nawet Nemesis, która niczym Hestia zaopiekowała się naszym domowym ogniskiem. Jedynym mocnym posunięciem z mej strony było zburzenie korytarza łączącego sklepik na Pokątnej z Borignem i Burkesem po drugiej stronie mury. Nie musiałem się tłumaczyć i nie czułem żadnych wyrzutów sumienia, że zatajam prawdę przed drogimi mi córkami. Że okłamuję Danae i Persephonę, że nie jestem szczery z malutką Febę, że boję się nałożyć na wątłe barki Nemo tak ogromną porcję odpowiedzialności. Skrytobójstwa w mitologii są na porządku dziennym, lecz żyjemy przecież w Anglii. Tu nie zabijają zazdrośni bogowie, tu nie można zginąć z ręki herosa, tutaj ludzi nie ściga nieubłagane Fatum. Dlatego wciąż jeszcze żyję, chociaż interes coraz bardziej podupada. Niespodziewanie tracę stałych klientów. Znikają w dziwnych okolicznościach, rozpływają się w powietrzu, nie wracają. Jestem jeszcze jednak dość energiczny, zauważyłeś to chyba... i postanowiłem sobie, że ukatrupię hydrę, utnę jej każdy z dziewięciu ziejących nienawiścią łbów i przypalę, aby niebezpieczeństwo się nie mnożyło. Jeśli polegnę - nie wykluczam tego, spójrz, jak niewiele brakowało - Nemesis otrzyma schedę. Jest bystra, nie da się stłamsić, zajmie się sklepem i siostrami
Cóż, wiesz już wszystko, prawda? Ale poczekaj, zanim odejdziesz, chcę opowiedzieć ci jeszcze jedną historię. Grecka tragedia zapewne jest ci znana doskonale, ale wątpię, byś słyszał historię Apolla i Marsjasza. Pierwszy był bogiem, drugi pasterzem. Stanęli w szranki, rywalizując w muzycznym wyzwaniu, które - różne są wersje, jednak każda kończy się tak samo - finalnie przyniosło triumf boga. Chcesz wiedzieć, co stało się z Marsjaszem? Pozwól, że ci pokażę.
- Corio - szepczę, celując w ciebie różdżką i beznamiętnie przyglądając się twojej skrzywionej w grymasie bólu twarzy. Nie trwa to długo, wkrótce wiotczejesz i nieruchomiejesz, okazałem ci łaskę i nie kazałem konać długo. Przenoszę cię na długi, roboczy blat, zamykam oczy i kładę na powiekach dwa obole. Powinieneś być mi wdzięczny, pozwoliłem ci odejść, choć równie dobrze, mogłeś zostać skazany na wieczną tułaczkę między światem żywych i zmarłych.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 10 | +4 (różdżka) |
Zaklęcia i uroki: | 0 | Brak |
Czarna Magia: | 5 | +1 (różdżka) |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 14 | Brak |
Sprawność: | 5 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: grecki | II | 0 |
Język obcy: angielski | II | 6 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Historia Magii | I | 2 |
Numerologia | I | 2 |
Starożytne Runy | I | 2 |
Zielarstwo | I | 2 |
Kłamstwo | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Zarządzanie | III | 35 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | I, II, III, IV lub V | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura(wiedza) | I | 1 |
Wytwórstwo(amulety i talizmany) | III | 25 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
brak | I, II lub III | 1, 7, 25 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
brak | - | 0 |
Reszta: 0 |
różdżka, umiejętność łamania klątw, punkty statystyk
Ostatnio zmieniony przez Asterion Valhakis dnia 07.07.16 16:40, w całości zmieniany 4 razy
Witamy wśród Morsów
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n