Hol
AutorWiadomość
Hol
Jego ściany są pomalowane na jasny kolor, wisi na nich kilka obrazów przedstawiających ważne postaci z przeszłości rodu. Kolumny schodów prowadzących na górne piętro są rzeźbione w morskie postacie, są one wymalowane także na wysokim suficie.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
| 21.04?
Lyra wciąż była nieco roztrzęsiona, gdy wróciła do posiadłości po porannej wizycie w Mungu, która, jak się okazało, potwierdziła jej ciążę. Przekazała wieści mężowi, po czym udała się na spoczynek do swoich komnat. Nadal była osłabiona, ale jej świadomość wypełniała pewność – w jej ciele naprawdę rozwijał się mały Travers, owoc małżeństwa z Glaucusem. Musiała więc przygotować się psychicznie do perspektywy zostania matką w wieku niespełna dziewiętnastu lat, ale myśl o tym, jak dobrze jej małżonek przyjął te wieści, bardzo podnosiła ją na duchu i pozwalało wierzyć, że to wszystko miało szansę skończyć się dobrze. Nie wyobrażała sobie być z tym sama, ale biorąc pod uwagę troskliwość Glaucusa, także zaczynała myśleć o ewentualnym macierzyństwie z większą radością.
Leżała w łóżku, czytając w spokoju książkę, chociaż skupienie się na treści nie było dziś zadaniem łatwym, skoro jej myśli nieustannie krążyły wokół ciąży. Co chwila odrywała wzrok od tekstu, przesuwając spojrzenie do miejsca, gdzie zaledwie trzy dni temu Glaucus przysiadł obok jej łóżka po powrocie z wyprawy, a później był przy niej, gdy wezwany do oględzin jej stanu uzdrowiciel wyszedł, wcześniej sugerując, że przyczyną jej obecnego osłabienia może być ciąża.
Wtedy jednak, gdy w myślach ponownie odtwarzała tamte chwile, pierwszą rozmowę o dziecku, usłyszała ciche pyknięcie i obok łóżka pojawił się domowy skrzat, oznajmiając, że jej kot spadł ze schodów w holu i prawdopodobnie złamał sobie łapkę.
Lyra, nie bacząc na osłabienie, odłożyła książkę i odrzuciła na bok kołdrę. Mały kociak, który półtora miesiąca temu zamieszkał w dworku po tym, jak znalazła go wraz z mężem w londyńskim parku, stał się niemalże elementem ich małej rodziny. Chociaż nie posiadała daru kociej mowy, który przypadł w udziale jej bratu, szybko przywiązała się do zwierzaka, który był jej nieodłącznym towarzyszem podczas długiej nieobecności męża. Od tamtego czasu kotek podrósł, a jego futerko odzyskało blask, ale wciąż był niezdarny i miewał problemy z pokonywaniem schodów.
Gdy dotarła do holu, zastała smutny widok. Mały, trójbarwny kociak leżał u stóp schodów, nieporadnie próbując się podnieść, jednak gdy stawał na zranionej łapce, piszczał z bólu i znowu opadał na ziemię. Dziewczątko, mimo przejęcia, nie potrafiło mu pomóc – nie znała magii leczniczej, którą mogłaby uleczyć kotka i ulżyć mu w bólu.
Na początku zawołała męża; Glaucus nie odpowiadał, co znaczyło, że mógł już opuścić dom. Mimo powrotu z wyprawy nadal załatwiał sporo związanych z nią spraw i nie wiadomo było, kiedy wróci. Możliwe, że dopiero wieczorem, ale kot nie mógł tyle czekać na otrzymanie pomocy, Lyra chciała, żeby dostał ją jak najszybciej.
Znała jednak osobę, która z pewnością znakomicie znała się na zwierzęcych przypadłościach. Pytanie tylko, czy zechce się tu zjawić, biorąc pod uwagę, że odkąd wyszła za mąż, ich stosunki zaczęły się oziębiać? Nie tylko bracia byli sceptyczni wobec jej aranżowanego małżeństwa i fascynacji salonowym życiem. Dla dobra swojego kota była jednak gotowa znieść ewentualne przytyki dotyczące decyzji, którą podjęła, gdy pewnego sierpniowego dnia Glaucus uklęknął przed nią, pytając, czy przyjmie jego oświadczyny.
Udała się do najbliższego pokoju, gdzie napisała krótki list nakreślający problem i wysłała go do Julii przez Złotko. Zaraz potem wróciła do kota, troskliwie owijając go w wyczarowany naprędce koc, żeby nie zrobił sobie większej krzywdy próbami chodzenia, a potem po prostu czekała.
Lyra wciąż była nieco roztrzęsiona, gdy wróciła do posiadłości po porannej wizycie w Mungu, która, jak się okazało, potwierdziła jej ciążę. Przekazała wieści mężowi, po czym udała się na spoczynek do swoich komnat. Nadal była osłabiona, ale jej świadomość wypełniała pewność – w jej ciele naprawdę rozwijał się mały Travers, owoc małżeństwa z Glaucusem. Musiała więc przygotować się psychicznie do perspektywy zostania matką w wieku niespełna dziewiętnastu lat, ale myśl o tym, jak dobrze jej małżonek przyjął te wieści, bardzo podnosiła ją na duchu i pozwalało wierzyć, że to wszystko miało szansę skończyć się dobrze. Nie wyobrażała sobie być z tym sama, ale biorąc pod uwagę troskliwość Glaucusa, także zaczynała myśleć o ewentualnym macierzyństwie z większą radością.
Leżała w łóżku, czytając w spokoju książkę, chociaż skupienie się na treści nie było dziś zadaniem łatwym, skoro jej myśli nieustannie krążyły wokół ciąży. Co chwila odrywała wzrok od tekstu, przesuwając spojrzenie do miejsca, gdzie zaledwie trzy dni temu Glaucus przysiadł obok jej łóżka po powrocie z wyprawy, a później był przy niej, gdy wezwany do oględzin jej stanu uzdrowiciel wyszedł, wcześniej sugerując, że przyczyną jej obecnego osłabienia może być ciąża.
Wtedy jednak, gdy w myślach ponownie odtwarzała tamte chwile, pierwszą rozmowę o dziecku, usłyszała ciche pyknięcie i obok łóżka pojawił się domowy skrzat, oznajmiając, że jej kot spadł ze schodów w holu i prawdopodobnie złamał sobie łapkę.
Lyra, nie bacząc na osłabienie, odłożyła książkę i odrzuciła na bok kołdrę. Mały kociak, który półtora miesiąca temu zamieszkał w dworku po tym, jak znalazła go wraz z mężem w londyńskim parku, stał się niemalże elementem ich małej rodziny. Chociaż nie posiadała daru kociej mowy, który przypadł w udziale jej bratu, szybko przywiązała się do zwierzaka, który był jej nieodłącznym towarzyszem podczas długiej nieobecności męża. Od tamtego czasu kotek podrósł, a jego futerko odzyskało blask, ale wciąż był niezdarny i miewał problemy z pokonywaniem schodów.
Gdy dotarła do holu, zastała smutny widok. Mały, trójbarwny kociak leżał u stóp schodów, nieporadnie próbując się podnieść, jednak gdy stawał na zranionej łapce, piszczał z bólu i znowu opadał na ziemię. Dziewczątko, mimo przejęcia, nie potrafiło mu pomóc – nie znała magii leczniczej, którą mogłaby uleczyć kotka i ulżyć mu w bólu.
Na początku zawołała męża; Glaucus nie odpowiadał, co znaczyło, że mógł już opuścić dom. Mimo powrotu z wyprawy nadal załatwiał sporo związanych z nią spraw i nie wiadomo było, kiedy wróci. Możliwe, że dopiero wieczorem, ale kot nie mógł tyle czekać na otrzymanie pomocy, Lyra chciała, żeby dostał ją jak najszybciej.
Znała jednak osobę, która z pewnością znakomicie znała się na zwierzęcych przypadłościach. Pytanie tylko, czy zechce się tu zjawić, biorąc pod uwagę, że odkąd wyszła za mąż, ich stosunki zaczęły się oziębiać? Nie tylko bracia byli sceptyczni wobec jej aranżowanego małżeństwa i fascynacji salonowym życiem. Dla dobra swojego kota była jednak gotowa znieść ewentualne przytyki dotyczące decyzji, którą podjęła, gdy pewnego sierpniowego dnia Glaucus uklęknął przed nią, pytając, czy przyjmie jego oświadczyny.
Udała się do najbliższego pokoju, gdzie napisała krótki list nakreślający problem i wysłała go do Julii przez Złotko. Zaraz potem wróciła do kota, troskliwie owijając go w wyczarowany naprędce koc, żeby nie zrobił sobie większej krzywdy próbami chodzenia, a potem po prostu czekała.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Julii wcale nie przeszkadzało małżeństwo Lyry - było wyłącznie jej decyzją. Bardziej nie lubiła jej poglądów związanych ze szlachtą, czy życiem na salonach - jednak mimo zdecydowanego ochłodzenia ich relacji, nie zamierzała robić młodej Traversównie przytyków. Nikogo nie krzywdziła. Być może ich poglądy różniły się zbyt mocno, by była możliwa pomiędzy nimi szczerze ciepła relacja, czy przyjaźń, jednak nie można też powiedzieć, by stały się sobie wrogie. Julia nie była osobą, która szukałaby zwad na siłę, a Lyra pozostawała w jej oczach... cóż, nieszkodliwą dziewczynką.
Tym bardziej, kiedy odczytała list, postanowiła od razu wejść do kominka, w jaki zaopatrzona była klinika. Nie potrafiła się teleportować, po dziś dzień nie przeszła egzaminów i możliwe, że nigdy już jej się to nie uda, jednak sieć Fiuu uważała za cudowny wynalazek. Tym sposobem pojawiła się w posiadłości Traversów w chwilę po otrzymaniu listu. Była ubrana w dość prostą, jak zazwyczaj suknię, tym razem szaro-zieloną, bez zbędnych zdobień. Jej zawód nie wymagał żadnych szczególnych uniformów, jednak posiadała odpowiedni, wygodniejszy strój na szczególne okazje. Włosy miała jednak upięte w mocny warkocz.
- Witaj, Lyro. - odezwała się, widząc młodszą dziewczynę. Od razu podeszła bliżej, domyślając się, co kryje się w zawiniątku i nie kryjąc swojego zdziwienia. W dłoni trzymała różdżkę: ta była elegancka, z gładkiego, jasnego drewna, rączka zdobiona była żłonieniami.
- Przyznam szczerze, że twój list mnie... zdziwił. - powiedziała bez zbędnych wstępów. Skoro przyszła tu w ramach pracy, najpierw zamierzała się nią zająć, wszelkie pogaduszki zostawiając na później. Wzięła zwierzę z rąk dziewczyny i siadając na jednym ze schodków położyła je sobie na kolanach. Zaczęła delikatnie badać okaleczoną łapkę. - Zdajesz sobie sprawę, że to bardzo nietypowe, żeby kot spadł ze schodów, do tego tak niefortunnie?
Wyjaśniła zaraz swoje pierwsze zdanie, kiedy faktycznie rozpoznała złamanie. Niewerbalnym zaklęciem uśpiła zwierzę, żeby przestało się wiercić, ale też żeby oszczędzić mu zbędnego stresu.
- Myślę, że będzie rozsądnie, jeśli zabiorę twojego małego przyjaciela do kliniki i dokładniej zbadam. Jest ze schroniska, czy to znajda? - dodała, zauważając iż nie jest to na pewno rasowe zwierzę z hodowli. - Jak długo go masz?
Podejrzewała, że zwierzę może być czymś osłabione i wolała to sprawdzić. Wyleczenie złamania nie było problemem, jednak nikt nie chciał, żeby zwierzątku znów stała się krzywda.
Dale jednak wróciła spojrzeniem właśnie do czworonoga - żeby zająć się jego łapką.
Tym bardziej, kiedy odczytała list, postanowiła od razu wejść do kominka, w jaki zaopatrzona była klinika. Nie potrafiła się teleportować, po dziś dzień nie przeszła egzaminów i możliwe, że nigdy już jej się to nie uda, jednak sieć Fiuu uważała za cudowny wynalazek. Tym sposobem pojawiła się w posiadłości Traversów w chwilę po otrzymaniu listu. Była ubrana w dość prostą, jak zazwyczaj suknię, tym razem szaro-zieloną, bez zbędnych zdobień. Jej zawód nie wymagał żadnych szczególnych uniformów, jednak posiadała odpowiedni, wygodniejszy strój na szczególne okazje. Włosy miała jednak upięte w mocny warkocz.
- Witaj, Lyro. - odezwała się, widząc młodszą dziewczynę. Od razu podeszła bliżej, domyślając się, co kryje się w zawiniątku i nie kryjąc swojego zdziwienia. W dłoni trzymała różdżkę: ta była elegancka, z gładkiego, jasnego drewna, rączka zdobiona była żłonieniami.
- Przyznam szczerze, że twój list mnie... zdziwił. - powiedziała bez zbędnych wstępów. Skoro przyszła tu w ramach pracy, najpierw zamierzała się nią zająć, wszelkie pogaduszki zostawiając na później. Wzięła zwierzę z rąk dziewczyny i siadając na jednym ze schodków położyła je sobie na kolanach. Zaczęła delikatnie badać okaleczoną łapkę. - Zdajesz sobie sprawę, że to bardzo nietypowe, żeby kot spadł ze schodów, do tego tak niefortunnie?
Wyjaśniła zaraz swoje pierwsze zdanie, kiedy faktycznie rozpoznała złamanie. Niewerbalnym zaklęciem uśpiła zwierzę, żeby przestało się wiercić, ale też żeby oszczędzić mu zbędnego stresu.
- Myślę, że będzie rozsądnie, jeśli zabiorę twojego małego przyjaciela do kliniki i dokładniej zbadam. Jest ze schroniska, czy to znajda? - dodała, zauważając iż nie jest to na pewno rasowe zwierzę z hodowli. - Jak długo go masz?
Podejrzewała, że zwierzę może być czymś osłabione i wolała to sprawdzić. Wyleczenie złamania nie było problemem, jednak nikt nie chciał, żeby zwierzątku znów stała się krzywda.
Dale jednak wróciła spojrzeniem właśnie do czworonoga - żeby zająć się jego łapką.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Lyra w całej swojej naiwności poczuła się zupełnie oczarowana niedostępnym wcześniej szlacheckim światem podczas swojego pierwszego sabatu. Świat, w którym nie istnieje pojęcie biedy, a marzenia wydają się na wyciągnięcie ręki wydawał się prawdziwą pokusą dla niepewnego siebie i swojej wartości dziewczęcia. Chociaż odebrała bardzo skromne wychowanie i zawsze łączyła ją silna więź z matką i braćmi, nie dało się nie zauważyć, że z upływem miesięcy i kolejnych wydarzeń, które wpływały na jej życie, powoli oddalała się od świata, który znała, przybliżając się do tego, który niemalże ją przyzywał, kusząc, by skorzystała z oferowanych jej możliwości. Nie chciała widzieć cieni kryjących się za piękną fasadą. Chciała stać się taka, jak jej szlacheckie rówieśnice – nosić piękne stroje, nie martwić się niedostatkami, rozwijać się twórczo, a przede wszystkim – przynieść rodzinie zaszczyt, wychodząc za mąż za odpowiedniego mężczyznę, powracając na łono szlachty. Nigdy nie żałowała przyjęcia zaręczyn Glaucusa, mężczyzny, którego darzyła szczerą sympatią. Mimo początkowych obaw oswoiła się z myślą o rychłym ślubie, a od grudnia była już szczęśliwą żoną, ucząc się nie tylko życia w małżeństwie, ale także bycia damą. Do roli szlachcianki wytrwale przygotowywali ją bliscy męża, a Lyra chłonęła uwagi jego matki i siostry niczym gąbka, choć wciąż jeszcze wiele rzeczy ją zaskakiwało. Można było zauważyć także zmianę w jej wyglądzie – biedne, wyświechtane sukienczyny ustąpiły miejsca eleganckim, chociaż pozbawionym zbędnego przepychu kreacjom w barwach Traversów, a jej rysy stały się doroślejsze, chociaż wciąż jeszcze można było się w nich dopatrzeć cech dziecięcych. Rude włosy i piegi pozostawały jednak niezmienne. Mimo tych wszystkich zmian, nadal tlił się w niej pierwiastek Weasleyówny, pamięć o rodzinnym domu, ale i poczucie bycia mniej wartościową, niegodną tego szczęścia, które ją spotkało, gdy Traversowie wybrali ją jako narzeczoną dla swego syna, chociaż w momencie zaręczyn daleka była jeszcze od myślenia o tym w ten sposób. Chociaż dbała o swoje szlacheckie obycie i chciała być godna nowego nazwiska, najważniejszy był dla niej sam mąż i to, jak szczęśliwa czuła się u jego boku, zwłaszcza w ostatnich dniach, kiedy dowiedziała się, że spodziewa się dziecka. Perspektywa powicia potomka męża wydawała jej się najwspanialszym uświęceniem małżeństwa, a w myślach coraz częściej gościły dzieci, które już nie jawiły się jako odległa przyszłość, a coś realnego, namacalnego, co mogło czekać ją już za osiem miesięcy. Pytanie tylko, czy będzie na nie gotowa?
Julia pojawiła się w jej domu nawet szybciej, niż się spodziewała. Ściskając w ramionach kotka i próbując go uspokoić, Lyra odwróciła się w stronę rudowłosej kobiety. Z racji sporej różnicy wieku nigdy nie połączyła ich głęboka przyjaźń; gdy Lyra przybyła do Hogwartu, panna Prewett była już na ostatnim roku. Nie dało się jednak nie zauważyć, że o ile dawniej ich relacje pozostawały ciepłe, w ostatnich miesiącach zaczęły się ochładzać. Mimo to miała nadzieję, że kobieta uleczy jej kota.
- Witaj – powitała ją, a w jej oczach błysnął niepokój po jej kolejnych słowach. Na chwilę zapomniała nawet o swoich rozterkach związanych z ciążą. – Mam nadzieję, że da się go uleczyć. – Spojrzała z niepokojem na kota, a potem na schody. Były wysokie, i chociaż koty były stworzeniami pełnymi gracji i sprytu, ten tutaj wciąż był mały i słabowity. Sama zresztą też kiedyś prawie spadła z tych stopni, gdy ujechał jej bucik, i w ostatniej chwili złapała się rzeźbionej poręczy, bo inaczej mogłaby podzielić losy biednego kotka. – Chcesz go zabrać? To na pewno jest konieczne? – Zapytała, gdy Julia dokonała oględzin łapki, a potem uśpiła kotka. Lyra westchnęła, delikatnie gładząc jego łebek. Teraz wydawał się spokojny i przynajmniej już nie czuł bólu ani strachu. Nie chciała się z nim rozstawać, ale skoro było to potrzebne do zbadania go i uleczenia, na pewno się na to zgodzi. – Przygarnęliśmy go w marcu. Znalazłam go w parku razem z Glaucusem, gdy byliśmy w Londynie... W związku z tamtym fatalnym referendum. Był bardzo mały, wygłodzony i zmarznięty, wydaje mi się, że ktoś go tam wyrzucił – dodała, wzdrygając się na myśl o tym, że ktoś mógł być tak okrutny, żeby wyrzucić maleńkie zwierzątko na zimno i deszcz, i pozostawić je bez jedzenia. – Oboje zgodnie postanowiliśmy się nim zająć i od tamtej pory jest u nas. Dbam, żeby był regularnie i dobrze karmiony, i chociaż wygląda dużo lepiej niż wtedy, wciąż jest mały, a te schody często sprawiają mu problemy, szczególnie przy schodzeniu, dlatego zwykle znoszę go z nich na rękach. Myślisz, że z czasem, jak urośnie, będzie sobie radzić z nimi równie dobrze, jak dorosłe koty?
Jej wiedza o zwierzętach była raczej podstawowa. Nie wiedziała nawet, że jej kociak w rzeczywistości jest kotką, a nie kotem, nie mówiąc o tym, że nie potrafiła trafnie ocenić jego wieku. Z pewnością jednak nie miał więcej niż parę miesięcy. Gdy go przygarnęła, mieścił się na dłoni Glaucusa i przypominał raczej przemoczony strzęp futerka z wielkimi, wystraszonymi oczami.
Julia pojawiła się w jej domu nawet szybciej, niż się spodziewała. Ściskając w ramionach kotka i próbując go uspokoić, Lyra odwróciła się w stronę rudowłosej kobiety. Z racji sporej różnicy wieku nigdy nie połączyła ich głęboka przyjaźń; gdy Lyra przybyła do Hogwartu, panna Prewett była już na ostatnim roku. Nie dało się jednak nie zauważyć, że o ile dawniej ich relacje pozostawały ciepłe, w ostatnich miesiącach zaczęły się ochładzać. Mimo to miała nadzieję, że kobieta uleczy jej kota.
- Witaj – powitała ją, a w jej oczach błysnął niepokój po jej kolejnych słowach. Na chwilę zapomniała nawet o swoich rozterkach związanych z ciążą. – Mam nadzieję, że da się go uleczyć. – Spojrzała z niepokojem na kota, a potem na schody. Były wysokie, i chociaż koty były stworzeniami pełnymi gracji i sprytu, ten tutaj wciąż był mały i słabowity. Sama zresztą też kiedyś prawie spadła z tych stopni, gdy ujechał jej bucik, i w ostatniej chwili złapała się rzeźbionej poręczy, bo inaczej mogłaby podzielić losy biednego kotka. – Chcesz go zabrać? To na pewno jest konieczne? – Zapytała, gdy Julia dokonała oględzin łapki, a potem uśpiła kotka. Lyra westchnęła, delikatnie gładząc jego łebek. Teraz wydawał się spokojny i przynajmniej już nie czuł bólu ani strachu. Nie chciała się z nim rozstawać, ale skoro było to potrzebne do zbadania go i uleczenia, na pewno się na to zgodzi. – Przygarnęliśmy go w marcu. Znalazłam go w parku razem z Glaucusem, gdy byliśmy w Londynie... W związku z tamtym fatalnym referendum. Był bardzo mały, wygłodzony i zmarznięty, wydaje mi się, że ktoś go tam wyrzucił – dodała, wzdrygając się na myśl o tym, że ktoś mógł być tak okrutny, żeby wyrzucić maleńkie zwierzątko na zimno i deszcz, i pozostawić je bez jedzenia. – Oboje zgodnie postanowiliśmy się nim zająć i od tamtej pory jest u nas. Dbam, żeby był regularnie i dobrze karmiony, i chociaż wygląda dużo lepiej niż wtedy, wciąż jest mały, a te schody często sprawiają mu problemy, szczególnie przy schodzeniu, dlatego zwykle znoszę go z nich na rękach. Myślisz, że z czasem, jak urośnie, będzie sobie radzić z nimi równie dobrze, jak dorosłe koty?
Jej wiedza o zwierzętach była raczej podstawowa. Nie wiedziała nawet, że jej kociak w rzeczywistości jest kotką, a nie kotem, nie mówiąc o tym, że nie potrafiła trafnie ocenić jego wieku. Z pewnością jednak nie miał więcej niż parę miesięcy. Gdy go przygarnęła, mieścił się na dłoni Glaucusa i przypominał raczej przemoczony strzęp futerka z wielkimi, wystraszonymi oczami.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
- Spokojnie, nawet wśród ludzi złamania leczy się dość szybko, małe zwierzęta to pod tym względem jeszcze mniejszy problem. - odpowiedziała łagodnie, widząc niepokój dziewczyny. Nie zamierzała robić jej wywodów na temat własnych poglądów, podobnie jak nie zamierzała zmieniać swoich nim nie usłyszy sensownych argumentów przeciwnych im - choć w tej chwili żyła w absolutnym przekonaniu, że takie zwyczajnie nie istnieją. Nie zamierzała się jednak narzucać Weasleyównie, czy próbować jakkolwiek ją zmieniać. Życzyła jej szczęścia, to na pewno, zwyczajnie nie zamierzała dyskutować z nią na tematy, które poważnie je różniły.
Słuchała dalej słów dziewczyny, która brzmiała troszkę jak mała dziewczynka. Miało to nawet swój urok, przynajmniej na krótszą metę. Julia nie odrywała jednak wzroku od kotka, na którego nałożyła zaraz odpowiedni czar, który powinien zaleczyć jego łapkę.
- Myślę, że powinnaś uważać, żeby nie stać się względem niego nadopiekuńcza. To kot, nie powinien mieć takich problemów i na pewno z czasem zacznie sobie radzić. Jestem pewna, że nie raz cię zadziwi swoją zwinnością. - zapewniła, bo przy wstępnym badaniu, zwierzę wcale nie wydawało się poważnie chore. Raczej słabowite, być może nadal odzywało się dawne niedożywienie, to jednak powinno minąć. - Nie muszę go zabierać, jeśli tego nie chcesz, ale myślę że dobrze aby został zbadany. Nie wiadomo, co się z nim działo zanim go znalazłaś, jeśli czegoś mu brakuje, dobrze wiedzieć, co to dokładniej jest. Myślę, że nic poważnego mu nie zagraża, ale zawsze lepiej się upewnić w takich wypadkach.
Nie zamierzała zmuszać panny Travers do rozstania z kotem, aczkolwiek chciała ją do tego przekonać. Nie lubiła załatwiać swojej pracy po macoszemu, jeśli kot po miesiącu nadal nie do końca zachowywał się tak, jak powinien, należało go przebadać, sprawdzić czy nie doznał jakiegoś urazu, znaleźć powód jego słabowitości: bo tylko znając powód można będzie się jej pozbyć i zapobiec dalszym urazom.
- Zajęłoby mi to najwyżej dzień, tak myślę. Nie mam w tej chwili wielu pacjentów. - nie trzeba było znać Julii bardzo dobrze by wiedzieć, że łagodnieje przy zwierzętach i względem nich jest zawsze szczególnie czuła i łagodna. Tak też było w tej chwili, delikatnie pogładziła małe, śpiące spokojnie zwierząto, uważając by go przypadkiem nie zbudzić. - Jakie dostała imię?
Spytała jeszcze, teraz już bardziej z ciekawości. Nie spieszyła się nigdzie, chciała dać dziewczynie przemyśleć sprawę. Nie wątpiła, że chce jak najlepiej dla swojego pupila.
Słuchała dalej słów dziewczyny, która brzmiała troszkę jak mała dziewczynka. Miało to nawet swój urok, przynajmniej na krótszą metę. Julia nie odrywała jednak wzroku od kotka, na którego nałożyła zaraz odpowiedni czar, który powinien zaleczyć jego łapkę.
- Myślę, że powinnaś uważać, żeby nie stać się względem niego nadopiekuńcza. To kot, nie powinien mieć takich problemów i na pewno z czasem zacznie sobie radzić. Jestem pewna, że nie raz cię zadziwi swoją zwinnością. - zapewniła, bo przy wstępnym badaniu, zwierzę wcale nie wydawało się poważnie chore. Raczej słabowite, być może nadal odzywało się dawne niedożywienie, to jednak powinno minąć. - Nie muszę go zabierać, jeśli tego nie chcesz, ale myślę że dobrze aby został zbadany. Nie wiadomo, co się z nim działo zanim go znalazłaś, jeśli czegoś mu brakuje, dobrze wiedzieć, co to dokładniej jest. Myślę, że nic poważnego mu nie zagraża, ale zawsze lepiej się upewnić w takich wypadkach.
Nie zamierzała zmuszać panny Travers do rozstania z kotem, aczkolwiek chciała ją do tego przekonać. Nie lubiła załatwiać swojej pracy po macoszemu, jeśli kot po miesiącu nadal nie do końca zachowywał się tak, jak powinien, należało go przebadać, sprawdzić czy nie doznał jakiegoś urazu, znaleźć powód jego słabowitości: bo tylko znając powód można będzie się jej pozbyć i zapobiec dalszym urazom.
- Zajęłoby mi to najwyżej dzień, tak myślę. Nie mam w tej chwili wielu pacjentów. - nie trzeba było znać Julii bardzo dobrze by wiedzieć, że łagodnieje przy zwierzętach i względem nich jest zawsze szczególnie czuła i łagodna. Tak też było w tej chwili, delikatnie pogładziła małe, śpiące spokojnie zwierząto, uważając by go przypadkiem nie zbudzić. - Jakie dostała imię?
Spytała jeszcze, teraz już bardziej z ciekawości. Nie spieszyła się nigdzie, chciała dać dziewczynie przemyśleć sprawę. Nie wątpiła, że chce jak najlepiej dla swojego pupila.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Lyra wciąż żyła w przekonaniu, że postąpiła słusznie, chociaż nie potrafiła zrozumieć, dlaczego jej rodzina nie potrafi zaakceptować jej szczęścia, tego, że wypełniała szlacheckie obowiązki, czując, że tak należy, i że sięgała po swoje marzenia. Pragnęła zostać malarką, a nie ulegało wątpliwości, że po ślubie jej możliwości i perspektywy znacząco się zwiększyły. Obaj bracia trzymali się od niej na dystans, ich ostatnie rozmowy zakończyły się kłótniami; Lyra do tej pory pamiętała te sytuacje, stanowiły bolesną rysę na szczęściu, które próbowała zbudować sobie w Norfolk u boku męża. Tylko matka nadal utrzymywała z nią w miarę regularny kontakt, chociaż Lyra odwiedzała ją rzadko, prawdopodobnie obawiając się wpadnięcia na braci, nieprzyjemnie świadoma tego, że każde z trójki niegdyś zgodnego rodzeństwa ruszyło inną drogą, poszukując szczęścia na własny sposób.
Może rzeczywiście była nieco nadopiekuńcza wobec swojego kotka. Bardzo się z nim zżyła, szczególnie przez trzy tygodnie nieobecności męża, gdy czuła się bardzo samotna. Mały, trójbarwny kociak często dotrzymywał jej towarzystwa, z biegiem czasu nabierając zaufania do dziewczęcia. Lyrze dużo łatwiej było zasypiać, kiedy ciche mruczenie i miękkie futerko odwracały uwagę od pustej i zimnej połowy łóżka, którą zwykle zajmował mąż.
- Zależy mi na jego dobru. Był dla mnie... nieocenionym towarzyszem, kiedy Glaucus wyruszył na trzytygodniową wyprawę morską – powiedziała, mając nadzieję, że Julia miała rację, że kot, gdy już podrośnie, zacznie sobie lepiej radzić z takimi przeszkodami. – Jeśli to ma mu pomóc, dobrze, zgadzam się. Chciałabym wiedzieć, co mu dolega i w jaki sposób temu zaradzić. Mam nadzieję, że tak, jak mówisz, to nic poważnego i wkrótce do nas wróci.
Rozluźniła lekko ręce, pozwalając, żeby Julia przejęła od niej zawiniątko ze śpiącym w środku kociakiem.
- Dostała? – zapytała ze zdumieniem, zerkając na Julię, gdy użyła formy żeńskiej. – Właściwie do tej pory... zazwyczaj mówiłam na niego... nią Pan Kot lub po prostu Kot. – Nie miała talentu do wymyślania imion; nawet jej sowa otrzymała imię Złotko pochodzące od koloru jej oczu. Dobrze, że w kwestii imion dla dziecka z pewnością pomoże jej matka Glaucusa; Azure Travers od dawna, odkąd tylko Lyra poślubiła jej syna, zachęcała ją do przeglądania rodowych ksiąg, podsuwając odpowiednie imiona i tym samym dając do zrozumienia, że oczekuje wieści o potomku. Teraz Lyra wreszcie będzie mogła ją uspokoić i zapewnić, że mały Travers jest w drodze. Na tę myśl jej policzki nagle pokryły się rumieńcem, gdy uświadomiła sobie, że w najbliższych dniach czeka ją rozmowa z matką męża.
- Tak poza tym... co u ciebie słychać ostatnimi czasy? – nagle zmieniła temat. Nie z powodu kota, a po to, żeby oderwać uwagę Julii od swojej nagłej reakcji, zresztą dawno się nie widziały, więc skoro już spotkały się za sprawą tak nieprzyjemnej okoliczności, jak złamana łapka kota, która najprawdopodobniej została właśnie nastawiona zaklęciem (na ile mogła to stwierdzić Lyra), mogły chwilę porozmawiać. Lyra była ciekawa, jak miała się dziewczyna. Może rodzina już znalazła jej dobrego narzeczonego?
Może rzeczywiście była nieco nadopiekuńcza wobec swojego kotka. Bardzo się z nim zżyła, szczególnie przez trzy tygodnie nieobecności męża, gdy czuła się bardzo samotna. Mały, trójbarwny kociak często dotrzymywał jej towarzystwa, z biegiem czasu nabierając zaufania do dziewczęcia. Lyrze dużo łatwiej było zasypiać, kiedy ciche mruczenie i miękkie futerko odwracały uwagę od pustej i zimnej połowy łóżka, którą zwykle zajmował mąż.
- Zależy mi na jego dobru. Był dla mnie... nieocenionym towarzyszem, kiedy Glaucus wyruszył na trzytygodniową wyprawę morską – powiedziała, mając nadzieję, że Julia miała rację, że kot, gdy już podrośnie, zacznie sobie lepiej radzić z takimi przeszkodami. – Jeśli to ma mu pomóc, dobrze, zgadzam się. Chciałabym wiedzieć, co mu dolega i w jaki sposób temu zaradzić. Mam nadzieję, że tak, jak mówisz, to nic poważnego i wkrótce do nas wróci.
Rozluźniła lekko ręce, pozwalając, żeby Julia przejęła od niej zawiniątko ze śpiącym w środku kociakiem.
- Dostała? – zapytała ze zdumieniem, zerkając na Julię, gdy użyła formy żeńskiej. – Właściwie do tej pory... zazwyczaj mówiłam na niego... nią Pan Kot lub po prostu Kot. – Nie miała talentu do wymyślania imion; nawet jej sowa otrzymała imię Złotko pochodzące od koloru jej oczu. Dobrze, że w kwestii imion dla dziecka z pewnością pomoże jej matka Glaucusa; Azure Travers od dawna, odkąd tylko Lyra poślubiła jej syna, zachęcała ją do przeglądania rodowych ksiąg, podsuwając odpowiednie imiona i tym samym dając do zrozumienia, że oczekuje wieści o potomku. Teraz Lyra wreszcie będzie mogła ją uspokoić i zapewnić, że mały Travers jest w drodze. Na tę myśl jej policzki nagle pokryły się rumieńcem, gdy uświadomiła sobie, że w najbliższych dniach czeka ją rozmowa z matką męża.
- Tak poza tym... co u ciebie słychać ostatnimi czasy? – nagle zmieniła temat. Nie z powodu kota, a po to, żeby oderwać uwagę Julii od swojej nagłej reakcji, zresztą dawno się nie widziały, więc skoro już spotkały się za sprawą tak nieprzyjemnej okoliczności, jak złamana łapka kota, która najprawdopodobniej została właśnie nastawiona zaklęciem (na ile mogła to stwierdzić Lyra), mogły chwilę porozmawiać. Lyra była ciekawa, jak miała się dziewczyna. Może rodzina już znalazła jej dobrego narzeczonego?
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Skinęła lekko głową widocznie zadowolona z odpowiedzi jaką uzyskała. Zazwyczaj przemówienie do właścicieli zwierząt nie było trudne. Ludzie raczej nie podejmują się opieki nad nimi, jeśli nie leży im na sercu dobro czworo (lub różnie to bywa) nogów- choć też przez te uczucia czasami trudniej ich przekonać do tego, że nie zawsze sami są w stanie zaoferować to, co najlepsze dla pupili. Nie sądziła, żeby kotu groziło cokolwiek poważnego, był na pewno osłabiony, miał lekko przerzedzone futerko, jednak prócz tego na pierwszy rzut oka wyglądał całkiem dobrze - najpewniej dojdzie do siebie dość szybko, a ona zamierzała wyeliminować wszystko, co mogłoby stanowić dla niego przeszkodę w tym.
- W porządku. Możesz przyjść po niego jutro, lub przysłać jakiegoś skrzata domowego, może koło piętnastej trzydzieści. - stwierdziła, gładząc delikatnie miękkie futerko malucha. - Tak, to samica. - dodała może lekko rozbawiona zdziwieniem Weasleyówny i po trochu jej ignorancją, by zaraz unieść na nią uważne spojrzenie. - Powinnaś się z kims skonsultować, kiedy go przygarnęłaś. Mógł być chory, lub mieć jakieś pasożyty, czego często nie widać od razu, a na co małe, osłabione zwierzęta są podatne. Nie chodzi tylko o to, że jemu mogło się coś stać, ale też mógł przy okazji kogoś zakazić przy zabawie. - mówiła trochę jak do małego dziecka, nie specjalnie, nie zamierzała Lyry tym obrazić, a chyba przybrała ten ton w odruchu, zazwyczaj e ten sposób mówiła, kiedy ktoś zachował się w sposób nieodpowiedzialny, chpć nie wyniknęło z tego w gruncie rzeczy nic złego. - Bądź ostrożniejsza następnym razem.
Dodała jedynie. Nie wątpiła, że gdyby Lyra dostrzegła że zwierzę ma jakieś problemy to by się zgłosiła, jednak też mogła coś przeoczyć, a wielu rzeczy nie da się stwierdzić bez wiedzy na temat zwierząt, po prostu patrząc na pupila.
- Pewnie z czasem coś ci wpadnie. Ale w takim razie bardziej pasuje Pani Kotka. - stwierdziła, patrząc jeszcze na malucha, by dopiero po chwili dostrzec, że na policzkach Weasleyówny pojawiły się rumieńce. Nie przejęła się jednak nimi nadmiernie - z autopsji znała problemy bladych ludzi, to ten typ cery, który czerwieni się co chwila, od byle zmiany temperatury, zdenerwowania, czy myśli. Być może Lyrze zrobiło się głupio, że nawet nie poznała płci swojego pupila? To brzmiało całkiem sensownie.
- Czekam na odpowiedź od rezerwatu na którym znajduje się pełne trytonów jezioro, żeby móc zejść pod wodę. Uczę się ich języka. - odpowiedziała, bo i faktycznie właśnie to ostatnimi dniami ją najbardziej zajmowało. Nie była romantyczką, szukanie narzeczonego spychała na plan dalszy jak tylko mogła i nie opowiadała tak-po-prostu o liście jaki otrzymała od Nestora. Wiedziało o nim tylko kilka bardzo bliskich jej osób.
Nie był to dla niej lekki temat, na który chciałaby rozmawiać przy herbatce z kimkolwiek.
- A co u ciebie? Domyślam się, że jesteś szczęśliwa? - stwierdziła bardziej, niż spytała. Lyra dostała czego chciała, czego więc mogło jej brakować.
- W porządku. Możesz przyjść po niego jutro, lub przysłać jakiegoś skrzata domowego, może koło piętnastej trzydzieści. - stwierdziła, gładząc delikatnie miękkie futerko malucha. - Tak, to samica. - dodała może lekko rozbawiona zdziwieniem Weasleyówny i po trochu jej ignorancją, by zaraz unieść na nią uważne spojrzenie. - Powinnaś się z kims skonsultować, kiedy go przygarnęłaś. Mógł być chory, lub mieć jakieś pasożyty, czego często nie widać od razu, a na co małe, osłabione zwierzęta są podatne. Nie chodzi tylko o to, że jemu mogło się coś stać, ale też mógł przy okazji kogoś zakazić przy zabawie. - mówiła trochę jak do małego dziecka, nie specjalnie, nie zamierzała Lyry tym obrazić, a chyba przybrała ten ton w odruchu, zazwyczaj e ten sposób mówiła, kiedy ktoś zachował się w sposób nieodpowiedzialny, chpć nie wyniknęło z tego w gruncie rzeczy nic złego. - Bądź ostrożniejsza następnym razem.
Dodała jedynie. Nie wątpiła, że gdyby Lyra dostrzegła że zwierzę ma jakieś problemy to by się zgłosiła, jednak też mogła coś przeoczyć, a wielu rzeczy nie da się stwierdzić bez wiedzy na temat zwierząt, po prostu patrząc na pupila.
- Pewnie z czasem coś ci wpadnie. Ale w takim razie bardziej pasuje Pani Kotka. - stwierdziła, patrząc jeszcze na malucha, by dopiero po chwili dostrzec, że na policzkach Weasleyówny pojawiły się rumieńce. Nie przejęła się jednak nimi nadmiernie - z autopsji znała problemy bladych ludzi, to ten typ cery, który czerwieni się co chwila, od byle zmiany temperatury, zdenerwowania, czy myśli. Być może Lyrze zrobiło się głupio, że nawet nie poznała płci swojego pupila? To brzmiało całkiem sensownie.
- Czekam na odpowiedź od rezerwatu na którym znajduje się pełne trytonów jezioro, żeby móc zejść pod wodę. Uczę się ich języka. - odpowiedziała, bo i faktycznie właśnie to ostatnimi dniami ją najbardziej zajmowało. Nie była romantyczką, szukanie narzeczonego spychała na plan dalszy jak tylko mogła i nie opowiadała tak-po-prostu o liście jaki otrzymała od Nestora. Wiedziało o nim tylko kilka bardzo bliskich jej osób.
Nie był to dla niej lekki temat, na który chciałaby rozmawiać przy herbatce z kimkolwiek.
- A co u ciebie? Domyślam się, że jesteś szczęśliwa? - stwierdziła bardziej, niż spytała. Lyra dostała czego chciała, czego więc mogło jej brakować.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Lyra uśmiechnęła się blado, przyjmując z ulgą, że jutro dostanie swojego kotka z powrotem już po odpowiednich oględzinach. Może rzeczywiście źle zrobiła, że nie powiadomiła Julii zaraz po jego znalezieniu, ale naiwnie myślała, że danie mu ciepłego kąta do spania i dobre karmienie szybko zmienią wychudzoną, przemoczoną kulkę w pięknego, zdrowego kota. Zaskoczyła ją też wieść o tym, że tak naprawdę była to kotka. Kociak wciąż był na tyle mały, że osobie nie posiadającej dużej wiedzy o zwierzętach mogło sprawić problem rozpoznanie, z czym miało się do czynienia.
- Będę pamiętać – zapewniła, spoglądając z troską na swoje zwierzątko, chociaż nieco wystraszyła się po kolejnych słowach kobiety i spojrzała na nią uważnie. – Mam nadzieję, że nic takiego nie miało miejsca i że to tylko osłabienie, nic więcej. Do tej pory... nie zauważyłam nic bardziej niepokojącego niż jego drobność czy problemy z tymi schodami – powiedziała z wyraźnym niepokojem, gdy uświadomiła sobie, że przez ostatnich parę tygodni była w ciąży, nawet jeśli dowiedziała się o jej prawdopodobieństwie ledwie trzy dni temu, a dopiero dziś zdobyła pewność. Dlatego też była bardzo wystraszona i jeszcze bardziej żałowała, że w swojej ignorancji i naiwności nie zadbała o wszystko dla dobra kota oraz własnego i męża. Chciała po prostu mieć dobre serduszko i zaopiekować się porzuconym kotkiem, dać mu dom, którego ktoś inny mu odmówił. – Będę bardziej ostrożna. – Bo w końcu niewykluczone, że pewnego dnia w dworku mogła pojawić się kolejna znajdka, ale wtedy już Lyra będzie wiedziała, co powinna zrobić. – I teraz już będę wiedziała, że trzeba pomyśleć nad żeńskim imieniem.
Na jej nakrapianej piegami buzi znowu pojawił się leciutki uśmiech, ale po chwili się zarumieniła. W końcu wiedziała o swoim odmiennym stanie na tyle krótko, że każde pomyślenie o nim było przepełnione pewnym niedowierzaniem, radością ale i popłochem, że to już. Pozostawało też faktem, że bielusieńka skóra Lyry rumieniła się naprawdę łatwo i z byle powodu. Skąd jednak Julia mogła wiedzieć, że to nie ignorancja na temat swojego kota, a raczej kotki wywołała taką reakcję.
- Jezioro pełne trytonów? Siostra mojego męża także się nimi interesuje – zauważyła z ciekawością. Traversowie byli rodem silnie związanym z wodą (której, jak na ironię, Lyra panicznie się bała i nawet nie umiała pływać), więc siłą rzeczy nawiązywali kontakty z morskimi stworzeniami i istotami. – Ale ja póki co widziałam je tylko na obrazkach w książce... I słyszałam, że ich język brzmi jak skrzeczenie. Cressida kiedyś mi go zademonstrowała, zupełnie nic nie zrozumiałam. Ale to bardzo ciekawe istoty, prawda? – Lyra nie znała żadnego języka poza ojczystym, co tyczyło się zarówno mowy ludzkiej, jak i języków magicznych stworzeń, ale podziwiała ludzi, którzy je potrafili i czasami zazdrościła Cressidzie, a teraz także i Julii, jakich ciekawych rzeczy mogły dowiedzieć się od trytonów i jaki świat mogły zobaczyć pod wodą. Lyra na myśl o znalezieniu się pod jej powierzchnią niemal skręcała się ze strachu.
Na pytanie o szczęście zarumieniła się jeszcze mocniej, a jedna z jej dłoni niemal machinalnie i zaledwie przelotnie musnęła brzuch, w którym rozwijał się owoc jej małżeństwa. Było jednak stanowczo za wcześnie, żeby ciąża była widoczna.
- Tak! – odpowiedziała z pełnym przekonaniem. – Jestem szczęśliwa. Glaucus... Jest najwspanialszym mężem, jakiemu mogłam zostać powierzona. Jest moim przyjacielem i czuję się przy nim dobrze. – Zdawała sobie sprawę, jak wcześnie spadło na nią małżeństwo, ale im lepiej poznawała męża, tym silniejszą więź z nim odczuwała. Lubiła budzić się przy nim, rozmawiać z nim i słuchać jego opowieści. Ufała mu i ceniła go, dlatego tak starannie podkreśliła jego zalety, żeby dać Julii do zrozumienia, że aranżowane związki nie muszą być czymś złym i skazanym na porażkę, a tym samym uciąć ewentualne sceptyczne słowa, które mogły na nią spaść. Ale na tym szczęściu była rysa, bo nic w życiu nie mogło być idealne – małżeństwo (jak myślała) przyniosło pogorszenie relacji z braćmi, negatywnie nastawionymi do szlacheckości i aranżowanych małżeństw. Lyrze brakowało ich, ale podobnie jak i oni, uparcie wierzyła w swoją rację i pragnęła dążyć do własnego szczęścia, nawet jeśli rozumiała je inaczej niż większość jej rodu. Nie miała jednak odwagi powiedzieć o tym głośno, przyznać się do tej tęsknoty, bo zdawała sobie sprawę, że Julia nie poparłaby jej punktu widzenia, nie zrozumiałaby jej ogromnej fascynacji nowym, wspaniałym światem, którego częścią próbowała się stać.
- Będę pamiętać – zapewniła, spoglądając z troską na swoje zwierzątko, chociaż nieco wystraszyła się po kolejnych słowach kobiety i spojrzała na nią uważnie. – Mam nadzieję, że nic takiego nie miało miejsca i że to tylko osłabienie, nic więcej. Do tej pory... nie zauważyłam nic bardziej niepokojącego niż jego drobność czy problemy z tymi schodami – powiedziała z wyraźnym niepokojem, gdy uświadomiła sobie, że przez ostatnich parę tygodni była w ciąży, nawet jeśli dowiedziała się o jej prawdopodobieństwie ledwie trzy dni temu, a dopiero dziś zdobyła pewność. Dlatego też była bardzo wystraszona i jeszcze bardziej żałowała, że w swojej ignorancji i naiwności nie zadbała o wszystko dla dobra kota oraz własnego i męża. Chciała po prostu mieć dobre serduszko i zaopiekować się porzuconym kotkiem, dać mu dom, którego ktoś inny mu odmówił. – Będę bardziej ostrożna. – Bo w końcu niewykluczone, że pewnego dnia w dworku mogła pojawić się kolejna znajdka, ale wtedy już Lyra będzie wiedziała, co powinna zrobić. – I teraz już będę wiedziała, że trzeba pomyśleć nad żeńskim imieniem.
Na jej nakrapianej piegami buzi znowu pojawił się leciutki uśmiech, ale po chwili się zarumieniła. W końcu wiedziała o swoim odmiennym stanie na tyle krótko, że każde pomyślenie o nim było przepełnione pewnym niedowierzaniem, radością ale i popłochem, że to już. Pozostawało też faktem, że bielusieńka skóra Lyry rumieniła się naprawdę łatwo i z byle powodu. Skąd jednak Julia mogła wiedzieć, że to nie ignorancja na temat swojego kota, a raczej kotki wywołała taką reakcję.
- Jezioro pełne trytonów? Siostra mojego męża także się nimi interesuje – zauważyła z ciekawością. Traversowie byli rodem silnie związanym z wodą (której, jak na ironię, Lyra panicznie się bała i nawet nie umiała pływać), więc siłą rzeczy nawiązywali kontakty z morskimi stworzeniami i istotami. – Ale ja póki co widziałam je tylko na obrazkach w książce... I słyszałam, że ich język brzmi jak skrzeczenie. Cressida kiedyś mi go zademonstrowała, zupełnie nic nie zrozumiałam. Ale to bardzo ciekawe istoty, prawda? – Lyra nie znała żadnego języka poza ojczystym, co tyczyło się zarówno mowy ludzkiej, jak i języków magicznych stworzeń, ale podziwiała ludzi, którzy je potrafili i czasami zazdrościła Cressidzie, a teraz także i Julii, jakich ciekawych rzeczy mogły dowiedzieć się od trytonów i jaki świat mogły zobaczyć pod wodą. Lyra na myśl o znalezieniu się pod jej powierzchnią niemal skręcała się ze strachu.
Na pytanie o szczęście zarumieniła się jeszcze mocniej, a jedna z jej dłoni niemal machinalnie i zaledwie przelotnie musnęła brzuch, w którym rozwijał się owoc jej małżeństwa. Było jednak stanowczo za wcześnie, żeby ciąża była widoczna.
- Tak! – odpowiedziała z pełnym przekonaniem. – Jestem szczęśliwa. Glaucus... Jest najwspanialszym mężem, jakiemu mogłam zostać powierzona. Jest moim przyjacielem i czuję się przy nim dobrze. – Zdawała sobie sprawę, jak wcześnie spadło na nią małżeństwo, ale im lepiej poznawała męża, tym silniejszą więź z nim odczuwała. Lubiła budzić się przy nim, rozmawiać z nim i słuchać jego opowieści. Ufała mu i ceniła go, dlatego tak starannie podkreśliła jego zalety, żeby dać Julii do zrozumienia, że aranżowane związki nie muszą być czymś złym i skazanym na porażkę, a tym samym uciąć ewentualne sceptyczne słowa, które mogły na nią spaść. Ale na tym szczęściu była rysa, bo nic w życiu nie mogło być idealne – małżeństwo (jak myślała) przyniosło pogorszenie relacji z braćmi, negatywnie nastawionymi do szlacheckości i aranżowanych małżeństw. Lyrze brakowało ich, ale podobnie jak i oni, uparcie wierzyła w swoją rację i pragnęła dążyć do własnego szczęścia, nawet jeśli rozumiała je inaczej niż większość jej rodu. Nie miała jednak odwagi powiedzieć o tym głośno, przyznać się do tej tęsknoty, bo zdawała sobie sprawę, że Julia nie poparłaby jej punktu widzenia, nie zrozumiałaby jej ogromnej fascynacji nowym, wspaniałym światem, którego częścią próbowała się stać.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Skinęła głową. Przekazała informacje i nie widziała sensu w powtarzaniu ich, wierzyła że Lyra wzięła sobie do serca jej słowa. Nie była złą osobą, to na pewno, zdecydowanie też chciała wszelkiego dobra dla swojego pupila. Julia zostawiła więc temat w spokoju, patrząc na śpiące zwierzątko z pewną czułością, jaką rezerwowała głównie dla nich - zwierząt i istot magicznych. Dzieci także miały w jej sercu swoją własną formę czułości i ciepła, jednak z nimi Julia miewała rzadziej do czynienia.
- Nazwałabym ją Kropka. Bo jak się zwija, jest taką małą kropeczką. Ale nie jestem nadmiernie kreatywna pod tym względem, więc lepiej zostawię to tobie i Glaucusowi. - stwierdziła, patrząc na kota. Mało kiedy musiała nazwać zwierzę, w swoim życiu miała psa i puszka pigmejskiego, oba te zwierzaki odeszły już dawno temu, zabrała je starość, choć Julia myślała o nich w tej chwili już tylko z ciepłem: miały bardzo dobre, radosne życie, kojarzyły się Prewettównie z wieloma wspaniałymi chwilami.
Zwierząt w lecznicy za to nie nazywała, zazwyczaj trafiały do niej zwierzęta mające już właścicieli, lub dzikie, które narobiły gdzieś problemu, lub były nielegalnie przetrzymywane i także stanowiły zagrożenie. Te zazwyczaj doprowadzała do porządku i organizowała im przewiezienie do rezerwatów, lub nowych domów.
Skinęła głową na wspomnienie o siostrze męża Lyry. Przyszło jej do głowy, że może Glaucus pomoże jej w poszukiwaniu tych istot, lub właśnie ta siostra. Może odezwie się do nich w wolnej chwili? Póki co jednak dawała radę samodzielnie, w gruncie rzeczy mało kiedy Julia prosiła kogokolwiek o pomoc i jakoś nie potrafiła przełamać tego nawyku - czy raczej braku nawyku.
- Tak. Jak wszystkie z resztą, nie faworyzowałabym żadnej grupy. A ich języka dopiero zaczęłam się uczyć. Odgłosy są dość trudne i masz rację, przypominają raczej skrzeczenie na początku, dopiero z czasem zaczynasz je odróżniać i dostrzegać znaczenie długości, natężenia dźwięków, czy wysokość lub niskość tonu. - stwierdziła, myśląc o wspaniałych istotach, których języku zaczynała się uczyć. To, że znała już trolliński nie było sekretem. Oczywiście wiedziała, że nie powinna się tym chwalić nadmiernie na salonach, a jednak robiła to z przekorą, dumna z tego, że może i nie zainteresowała się nigdy francuskim czy włoskim, jednak znała język znacznie bardziej rzadki, niesamowity i dla ludzi - zdecydowanie trudny. I doskonale bawiła się, obserwując reakcje wielu dam.
Widziała radość na twarzy Lyry i nawet ją to ucieszyło. Nie były blisko, jednak Weasleyówna wydawała jej się nadal małą dziewczynką błądzącą we mgle, potrzebującą opieki. Gdyby mąż okazał się nieodpowiednią osobą, byłaby zapewne całkowicie bezradna. Dobrze więc, że jej się układa. Nie wątpiła, że Glaucus się nią zaopiekuje, jednak nigdy nie można przewidzieć, jak razem będzie działać dwoje ludzi.
To zdecydowanie najdziwniejsze ze wszystkich zwierząt.
- Cieszę się. Mam nadzieję, że będzie się wam dobrze wiodło. - powiedziała całkiem szczerze. Szczególnie, że patrząc na Lyrę wiedziała, że ta mówi szczerze. Cała promieniała swoim szczęściem - dobrze więc.
- Nazwałabym ją Kropka. Bo jak się zwija, jest taką małą kropeczką. Ale nie jestem nadmiernie kreatywna pod tym względem, więc lepiej zostawię to tobie i Glaucusowi. - stwierdziła, patrząc na kota. Mało kiedy musiała nazwać zwierzę, w swoim życiu miała psa i puszka pigmejskiego, oba te zwierzaki odeszły już dawno temu, zabrała je starość, choć Julia myślała o nich w tej chwili już tylko z ciepłem: miały bardzo dobre, radosne życie, kojarzyły się Prewettównie z wieloma wspaniałymi chwilami.
Zwierząt w lecznicy za to nie nazywała, zazwyczaj trafiały do niej zwierzęta mające już właścicieli, lub dzikie, które narobiły gdzieś problemu, lub były nielegalnie przetrzymywane i także stanowiły zagrożenie. Te zazwyczaj doprowadzała do porządku i organizowała im przewiezienie do rezerwatów, lub nowych domów.
Skinęła głową na wspomnienie o siostrze męża Lyry. Przyszło jej do głowy, że może Glaucus pomoże jej w poszukiwaniu tych istot, lub właśnie ta siostra. Może odezwie się do nich w wolnej chwili? Póki co jednak dawała radę samodzielnie, w gruncie rzeczy mało kiedy Julia prosiła kogokolwiek o pomoc i jakoś nie potrafiła przełamać tego nawyku - czy raczej braku nawyku.
- Tak. Jak wszystkie z resztą, nie faworyzowałabym żadnej grupy. A ich języka dopiero zaczęłam się uczyć. Odgłosy są dość trudne i masz rację, przypominają raczej skrzeczenie na początku, dopiero z czasem zaczynasz je odróżniać i dostrzegać znaczenie długości, natężenia dźwięków, czy wysokość lub niskość tonu. - stwierdziła, myśląc o wspaniałych istotach, których języku zaczynała się uczyć. To, że znała już trolliński nie było sekretem. Oczywiście wiedziała, że nie powinna się tym chwalić nadmiernie na salonach, a jednak robiła to z przekorą, dumna z tego, że może i nie zainteresowała się nigdy francuskim czy włoskim, jednak znała język znacznie bardziej rzadki, niesamowity i dla ludzi - zdecydowanie trudny. I doskonale bawiła się, obserwując reakcje wielu dam.
Widziała radość na twarzy Lyry i nawet ją to ucieszyło. Nie były blisko, jednak Weasleyówna wydawała jej się nadal małą dziewczynką błądzącą we mgle, potrzebującą opieki. Gdyby mąż okazał się nieodpowiednią osobą, byłaby zapewne całkowicie bezradna. Dobrze więc, że jej się układa. Nie wątpiła, że Glaucus się nią zaopiekuje, jednak nigdy nie można przewidzieć, jak razem będzie działać dwoje ludzi.
To zdecydowanie najdziwniejsze ze wszystkich zwierząt.
- Cieszę się. Mam nadzieję, że będzie się wam dobrze wiodło. - powiedziała całkiem szczerze. Szczególnie, że patrząc na Lyrę wiedziała, że ta mówi szczerze. Cała promieniała swoim szczęściem - dobrze więc.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Lyra zaśmiała się cichutko.
- Pomyślę nad tym – powiedziała. Naprawdę uwielbiała koty i cieszyła się, mogąc mieć swojego zwierzęcego przyjaciela. Całkiem możliwe, że ta duża sympatia do kotów brała się z tego samego powodu, dla którego jej patronus przybierał postać tego zwierzęcia, odkąd nauczyła się go wyczarowywać, co znaczyło, że natura Lyry była w pewnym sensie kocia.
Miała nadzieję, że teraz już wszystko będzie w porządku i jutro wróci do niej zdrowy, szczęśliwy kot. Dom, w którym były zwierzęta, wydawał się pełniejszy. Rozumiała więc zamiłowanie Julii do zwierząt i do pomagania tym spośród nich, które spotkała krzywda. Chociaż były tak zaradne, także one potrzebowały dobrych dusz, które zatroszczą się o nie w potrzebie.
- Wobec tego mam nadzieję, że dalsza nauka przyniesie efekty i wkrótce będziesz mogła porozumiewać się z tymi istotami – powiedziała, wyraźnie zaciekawiona niezwykłą umiejętnością, jaką próbowała posiąść Julia. Rzeczywiście, nawet w świecie magii była to rzadkość. Magiczne istoty nieczęsto ufały ludziom, ale i miały ku temu powody, jako że wielu czarodziejów traktowało je z góry. Lyra jednak nie uważała takiego zainteresowania Julii za nic złego. Była po prostu zaciekawiona, tym bardziej, że sama nie potrafiła nawet tego popularnego na salonach francuskiego, nie wspominając o języku trytonów. – Myślę też, że w razie potrzeby Traversowie ci pomogą. – Zdawała sobie sprawę, że Julia ceni sobie niezależność, ale ostatecznie ich rody ostatnimi czasy zacieśniły stosunki, a i Lyra była pewna, że zarówno Glaucus, jak i Cressida nie odmówiliby jej znajomej. Lyra wciąż jeszcze uczyła się zasad funkcjonowania wśród Traversów i starała się przyswoić sobie wiedzę, jaką powinna posiąść, będąc małżonką mężczyzny z tego rodu. Nadal posiadała sporo braków.
Nie ulegało wątpliwości, że Lyra pod pewnymi względami rzeczywiście była zaledwie błądzącym we mgle dzieckiem, które wciąż wielu rzeczy musiało się nauczyć i nadal nie rozumiało wielu reguł rządzących światem dorosłych. Mąż stanowił dla niej wspaniałe oparcie. Nigdy dotąd nie czuła się przez niego skrzywdzona, a aranżowany ślub, w który zostali uwikłani z woli jego rodu, wbrew jej obawom nie zniszczył ich przyjaźni. Teraz jednak, gdy sama nosiła pod sercem dziecko, wiedziała, że będzie musiała szybko dorosnąć i sprostać nowej roli: bycia już nie tylko żoną, ale i przyszłą matką, myślącą już nie tylko o własnym dobru.
- Też mam taką nadzieję. Skoro już mamy przeżyć nasze życie wspólnie, chcę, żeby to było szczęśliwe życie – powiedziała. – I tobie również tego życzę... Żeby w twoim przypadku wszystko skończyło się dobrze.
Julia była przecież dobrą dziewczyną. I zasługiwała na miłego narzeczonego, który nie będzie chciał dla niej źle i nie zabroni jej posiadania pasji. Lyra, mimo wciąż jeszcze dziurawej wiedzy, zdawała sobie sprawę, że panna Prewett jest w wieku, kiedy małżeństwo było już kwestią czasu, chyba że wybierze smutny, samotny żywot starej panny, ale tego jej nie życzyła. Samotne życie było smutne, ale w przypadku nieszczęśliwego doboru małżonka nie wydawało się najgorszą alternatywą.
- Zajrzę jutro po kotka – powiedziała jeszcze; mały kociak wciąż smacznie spał w zawiniątku.
- Pomyślę nad tym – powiedziała. Naprawdę uwielbiała koty i cieszyła się, mogąc mieć swojego zwierzęcego przyjaciela. Całkiem możliwe, że ta duża sympatia do kotów brała się z tego samego powodu, dla którego jej patronus przybierał postać tego zwierzęcia, odkąd nauczyła się go wyczarowywać, co znaczyło, że natura Lyry była w pewnym sensie kocia.
Miała nadzieję, że teraz już wszystko będzie w porządku i jutro wróci do niej zdrowy, szczęśliwy kot. Dom, w którym były zwierzęta, wydawał się pełniejszy. Rozumiała więc zamiłowanie Julii do zwierząt i do pomagania tym spośród nich, które spotkała krzywda. Chociaż były tak zaradne, także one potrzebowały dobrych dusz, które zatroszczą się o nie w potrzebie.
- Wobec tego mam nadzieję, że dalsza nauka przyniesie efekty i wkrótce będziesz mogła porozumiewać się z tymi istotami – powiedziała, wyraźnie zaciekawiona niezwykłą umiejętnością, jaką próbowała posiąść Julia. Rzeczywiście, nawet w świecie magii była to rzadkość. Magiczne istoty nieczęsto ufały ludziom, ale i miały ku temu powody, jako że wielu czarodziejów traktowało je z góry. Lyra jednak nie uważała takiego zainteresowania Julii za nic złego. Była po prostu zaciekawiona, tym bardziej, że sama nie potrafiła nawet tego popularnego na salonach francuskiego, nie wspominając o języku trytonów. – Myślę też, że w razie potrzeby Traversowie ci pomogą. – Zdawała sobie sprawę, że Julia ceni sobie niezależność, ale ostatecznie ich rody ostatnimi czasy zacieśniły stosunki, a i Lyra była pewna, że zarówno Glaucus, jak i Cressida nie odmówiliby jej znajomej. Lyra wciąż jeszcze uczyła się zasad funkcjonowania wśród Traversów i starała się przyswoić sobie wiedzę, jaką powinna posiąść, będąc małżonką mężczyzny z tego rodu. Nadal posiadała sporo braków.
Nie ulegało wątpliwości, że Lyra pod pewnymi względami rzeczywiście była zaledwie błądzącym we mgle dzieckiem, które wciąż wielu rzeczy musiało się nauczyć i nadal nie rozumiało wielu reguł rządzących światem dorosłych. Mąż stanowił dla niej wspaniałe oparcie. Nigdy dotąd nie czuła się przez niego skrzywdzona, a aranżowany ślub, w który zostali uwikłani z woli jego rodu, wbrew jej obawom nie zniszczył ich przyjaźni. Teraz jednak, gdy sama nosiła pod sercem dziecko, wiedziała, że będzie musiała szybko dorosnąć i sprostać nowej roli: bycia już nie tylko żoną, ale i przyszłą matką, myślącą już nie tylko o własnym dobru.
- Też mam taką nadzieję. Skoro już mamy przeżyć nasze życie wspólnie, chcę, żeby to było szczęśliwe życie – powiedziała. – I tobie również tego życzę... Żeby w twoim przypadku wszystko skończyło się dobrze.
Julia była przecież dobrą dziewczyną. I zasługiwała na miłego narzeczonego, który nie będzie chciał dla niej źle i nie zabroni jej posiadania pasji. Lyra, mimo wciąż jeszcze dziurawej wiedzy, zdawała sobie sprawę, że panna Prewett jest w wieku, kiedy małżeństwo było już kwestią czasu, chyba że wybierze smutny, samotny żywot starej panny, ale tego jej nie życzyła. Samotne życie było smutne, ale w przypadku nieszczęśliwego doboru małżonka nie wydawało się najgorszą alternatywą.
- Zajrzę jutro po kotka – powiedziała jeszcze; mały kociak wciąż smacznie spał w zawiniątku.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Julia za to za samymi kotami nie szalała. Oczywiście darzyła je taką samą czułością, jak wszystkie inne zwierzęta, także one niesamowicie ją rozczulały, wywoływały chęć zapoznania, poobserwowania, jednak trudno jej było określić czy w stosunku do akurat kotowatych żywi jakiekolwiek cieplejsze uczucia, niż w stosunku do innych. Starła się nie klasyfikować zwierząt, w gruncie rzeczy pająki niejednokrotnie były w jej oczach równie pasjonujące co hipogryfy. Chyba jedynie psowate były dla niej w jakiś sposób wyjątkowe przez to, że mogła się z nimi porozumieć. Do dziś wspaniale wspominała psa ciotki, który mieszkał z nimi jakiś czas w Dorset, z którym ucinała sobie pogawędki zanim jeszcze się dowiedziała, że rozmowa z psami nie jest czymś normalnym dla większości czarodziejów.
- Dziękuję, odezwę się w razie potrzeby. - odpowiedziała uprzejmie. Lubiła sama załatwiać i organizować własne sprawy, nie lubiła czuć się małą dziewczynką sięgającą za rękaw ojca, czy brata, czy kogokolwiek innego. Wciąż starała się podkreślać własną niezależność, a to - jak się okazuje - nie wyszło jej na dobre. Czy zwróciłaby uwagę nestora rodu jako stara panna, gdyby mniej rzucała się w oczy?
Tego typu myśli wciąż błądziły jej po głowie, wahała się i zastanawiała, rozważając kolejne posunięcia.
Julia od dość dawna obracała się między dziećmi, mieszkając w dworku Prewettów, uwielbiała swojego bratanka i bratanicę i... czuła, że byłaby w stanie zaopiekować się dzieckiem, kiedy o tym myślała. Nie zastanawiała się jednak nad tym zbyt długo, zdecydowanie wolała oddawać się własnym zainteresowaniom, zbyt mocno obawiając się zepchnięcia do roli pani domu na cudzym dworze, kobiety której jedynym zadaniem jest urodzenie i doglądanie dzieci, oczywiście najlepiej syna. Nie odnalazłaby się w takiej roli, kiedy ta miałaby ją zmusić do zmienienia całej siebie.
Możliwe, że też dlatego tak bardzo unikała poszukiwania małżonka.
- To miłe. - tym razem jej uśmiech był dość cierpki, kiedy pomyślała o tym, jak bardzo inaczej patrzą na świat i, co najpewniej myśli Lyra. Nie zamierzała jej tłumaczyć, że ona właśnie odnalazła się w byciu starą panną i z własnej woli wcale by się z tego stanu nie ruszała. Nie sądziła, by Weasleyówna zrozumiała jej podejście. I domyślała się, że miała na myśli wyłącznie szczerze dobre życzenia. To, że pod niemal każdym względem się różniły i, że inaczej widziały to, co radosne, czy dobre niczego nie zmieniało.
Nie ciągnąc jednak tematu ruszyła jednak w końcu w stronę kominka. Nie przyszła tu na ploteczki, a zająć się rannym zwierzątkiem.
- Dobrze więc. Przyjdź najlepiej popołudniu, będzie na ciebie czekał. Do zobaczenia. - pożegnała się uprzejmie, nim zniknęła w płomieniach, wymawiając adres swojej lecznicy.
zt
- Dziękuję, odezwę się w razie potrzeby. - odpowiedziała uprzejmie. Lubiła sama załatwiać i organizować własne sprawy, nie lubiła czuć się małą dziewczynką sięgającą za rękaw ojca, czy brata, czy kogokolwiek innego. Wciąż starała się podkreślać własną niezależność, a to - jak się okazuje - nie wyszło jej na dobre. Czy zwróciłaby uwagę nestora rodu jako stara panna, gdyby mniej rzucała się w oczy?
Tego typu myśli wciąż błądziły jej po głowie, wahała się i zastanawiała, rozważając kolejne posunięcia.
Julia od dość dawna obracała się między dziećmi, mieszkając w dworku Prewettów, uwielbiała swojego bratanka i bratanicę i... czuła, że byłaby w stanie zaopiekować się dzieckiem, kiedy o tym myślała. Nie zastanawiała się jednak nad tym zbyt długo, zdecydowanie wolała oddawać się własnym zainteresowaniom, zbyt mocno obawiając się zepchnięcia do roli pani domu na cudzym dworze, kobiety której jedynym zadaniem jest urodzenie i doglądanie dzieci, oczywiście najlepiej syna. Nie odnalazłaby się w takiej roli, kiedy ta miałaby ją zmusić do zmienienia całej siebie.
Możliwe, że też dlatego tak bardzo unikała poszukiwania małżonka.
- To miłe. - tym razem jej uśmiech był dość cierpki, kiedy pomyślała o tym, jak bardzo inaczej patrzą na świat i, co najpewniej myśli Lyra. Nie zamierzała jej tłumaczyć, że ona właśnie odnalazła się w byciu starą panną i z własnej woli wcale by się z tego stanu nie ruszała. Nie sądziła, by Weasleyówna zrozumiała jej podejście. I domyślała się, że miała na myśli wyłącznie szczerze dobre życzenia. To, że pod niemal każdym względem się różniły i, że inaczej widziały to, co radosne, czy dobre niczego nie zmieniało.
Nie ciągnąc jednak tematu ruszyła jednak w końcu w stronę kominka. Nie przyszła tu na ploteczki, a zająć się rannym zwierzątkiem.
- Dobrze więc. Przyjdź najlepiej popołudniu, będzie na ciebie czekał. Do zobaczenia. - pożegnała się uprzejmie, nim zniknęła w płomieniach, wymawiając adres swojej lecznicy.
zt
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Hol
Szybka odpowiedź