Sypialnia Lyry
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sypialnia Lyry
Część sypialna Lyry znajduje się na piętrze, nieopodal kwater Glaucusa oraz wejścia na poddasze, gdzie znajduje się jej pracownia. Posiada własną malutką, ale funkcjonalną łazieneczkę oraz balkon. Z okien i balkonu widać ogród oraz fragment wybrzeża, parapety są szerokie, idealne do siedzenia i spoglądania na okolice posiadłości. Sypialnia jest urządzona w odcieniach błękitu i złota, na ścianie wisi kilka łagodnych pejzaży. Znajduje się tu także szafa, regał z książkami, stolik i toaletka.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
- Naturalnie - skierował te słowa do lorda, kiedy jeszcze uściskali sobie dłonie. Adrien doceniał pokładane w nim zaufanie, a Travers niewątpliwie tym obdarzał Carrowa skoro zostawł w jego rękach małżonkę. Tacy pacjenci byli skarbem. Adrien nie był uzdrowicielem od wczoraj i doprawdy przeżył już wszystko w tym te momenty swego fachu w których bliskie osoby pacjenta wisiały mu nad ramieniem, dysząc, grożąc, a nieraz nawet pouczając. Nie wielu rozumiało, że to w niczym nie pomaga, a na zwrócenie uwagi potrafili się jeżyć i straszyć rozprawami.
Gdy drzwi się zamknęły Adrien podszedł do Lyry.
- Dobrze zrobił. Nierozsądnym jest w lady przypadku bagatelizować swojego stanu. Może wydać się to przykre, co powiem, lecz człowiek może zapomnieć o nękających jego ciało chorobach, lecz te nie zapomną o człowieku nigdy dopóki ten żyje - brzmiał pouczająco, bo niewątpliwie dawał młodziutkiej żonie reprymendę. Nie brzmiał jednak ostro czy oschle. Nie miał w końcu na celu wywołania w pacjencie jakiegoś poczucia winy bądź oburzenia. Co to to nie. Zdrowie było wszak najważniejsze - w końcu, czy nie tak dawno nie była u niego na wizycie? Nie zmienili jej leków? Nie ułożyli nowego planu leczenia? Nie ostrzegał przed możliwymi skutkami zmiany? Nie prosił by się z nim natychmiast kontaktować? Nie był zły. Nie mógł być zły o to, że ludzie się umyślnie krzywdzili. Czuł z tego powodu tylko smutek.
- Wystąpiły jakieś inne konkretne objawy prócz ogólnego złego samopoczucia? Czy w momencie pogorszenia się lady stanu coś towarzyszyła jakaś większa zmiana? Coś może lady jadła, przyjmowała jakieś specyficzne napary, miała kontakt z silnym oddziaływaniem na lady magii? Pozwoli lady... - pytał, a po wyciągnięciu różdżki pozwolił sobie przycupnąć przy krawędzi łóżka. Nie zamierzał się pochylać nad chora jak sęp nad ofiarą, lecz również zachował taktowną odległość, nie chcąc zostać źle odebranym- A jak leki? - dodał zerkając na nią badawczo.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Gdy drzwi się zamknęły Adrien podszedł do Lyry.
- Dobrze zrobił. Nierozsądnym jest w lady przypadku bagatelizować swojego stanu. Może wydać się to przykre, co powiem, lecz człowiek może zapomnieć o nękających jego ciało chorobach, lecz te nie zapomną o człowieku nigdy dopóki ten żyje - brzmiał pouczająco, bo niewątpliwie dawał młodziutkiej żonie reprymendę. Nie brzmiał jednak ostro czy oschle. Nie miał w końcu na celu wywołania w pacjencie jakiegoś poczucia winy bądź oburzenia. Co to to nie. Zdrowie było wszak najważniejsze - w końcu, czy nie tak dawno nie była u niego na wizycie? Nie zmienili jej leków? Nie ułożyli nowego planu leczenia? Nie ostrzegał przed możliwymi skutkami zmiany? Nie prosił by się z nim natychmiast kontaktować? Nie był zły. Nie mógł być zły o to, że ludzie się umyślnie krzywdzili. Czuł z tego powodu tylko smutek.
- Wystąpiły jakieś inne konkretne objawy prócz ogólnego złego samopoczucia? Czy w momencie pogorszenia się lady stanu coś towarzyszyła jakaś większa zmiana? Coś może lady jadła, przyjmowała jakieś specyficzne napary, miała kontakt z silnym oddziaływaniem na lady magii? Pozwoli lady... - pytał, a po wyciągnięciu różdżki pozwolił sobie przycupnąć przy krawędzi łóżka. Nie zamierzał się pochylać nad chora jak sęp nad ofiarą, lecz również zachował taktowną odległość, nie chcąc zostać źle odebranym- A jak leki? - dodał zerkając na nią badawczo.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Adrien Carrow dnia 13.04.17 21:24, w całości zmieniany 2 razy
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Chociaż Lyra nie czuła się dobrze, z pewnością doceniała bliskość i troskę męża, który starał się zająć czymś jej myśli i odgonić od niej strach. Tak bardzo brakowało jej jego obecności! Teraz siedział tuż obok, mówiąc do niej i trzymając ją za rękę. Przynajmniej do momentu pojawienia się uzdrowiciela.
Glaucus puścił jej rękę i cmoknął ją lekko w czoło, żeby dodać jej otuchy, po czym wstał, witając się z mężczyzną. Najwyraźniej dobrze się znali; Lyra nawet nie wiedziała, że jej małżonek utrzymywał bliższe stosunki z Carrowem. Kiedy ruszył w stronę drzwi, dziewczyna rzuciła mu jeszcze szybkie spojrzenie i odprowadzała go wzrokiem, dopóki nie wyszedł, zapewne mając zamiar poczekać na korytarzu. Dziewczę zostało samo z uzdrowicielem, który podszedł bliżej do jej łóżka.
- Miałam nadzieję, że to tylko chwilowe i samo ustąpi. Czuję, że źle zrobiłam i może powinnam od razu napisać – powiedziała, a jej jasne policzki leciutko poróżowiały pod piegami, kiedy poczuła na sobie pouczające spojrzenie mężczyzny. – Zaczęło się może parę dni temu. Zaczęłam odczuwać osłabienie, chociaż od czasu zmiany eliksirów w lutym czułam poprawę mojego stanu. Było dużo lepiej niż we wcześniejszych miesiącach – Usiadła wygodniej w łóżku, opierając się plecami o poduszki i wciąż patrząc na mężczyznę. Skinięciem głowy pozwoliła mu, żeby usiadł na zwolnionym przez Glaucusa miejscu obok jej łóżka. – Kilka razy było mi też niedobrze. Wymiotowałam – dodała jeszcze, zastanawiając się, czy mężczyzna będzie zły, jak się dowie, że parę dni temu Lyra odstawiła swój eliksir. – Niedawno kupiłam nowe dawki eliksiru, który mi pan przepisał po ostatniej wizycie. Obawiałam się... że może to wywar był źle zrobiony lub przeterminowany. Ja... przestałam go zażywać.
Spuściła wzrok na kołdrę i westchnęła. Rozpoczęcie zażywania nowej porcji wywaru, w który regularnie zaopatrywała się w aptece, miało miejsce parę dni przed pierwszym epizodem złego samopoczucia, więc Lyra siłą rzeczy uznała, że to wina mikstury, chociaż jej wiedza z zakresu alchemii zdecydowanie nie była imponująca. W rzeczywistości był to zbieg okoliczności. Była jednak wystraszona i osamotniona, i zrobiła to pod wpływem impulsu, choć pewnie powinna od razu skontaktować się z uzdrowicielem. Naiwnie liczyła, że problem sam ustąpi, jak odstawi ten konkretny napar. Ale nie ustąpił, a póki co nie brała pod uwagę ewentualności, że problem mógł leżeć w czymś zupełnie innym, niż eliksiry.
Glaucus puścił jej rękę i cmoknął ją lekko w czoło, żeby dodać jej otuchy, po czym wstał, witając się z mężczyzną. Najwyraźniej dobrze się znali; Lyra nawet nie wiedziała, że jej małżonek utrzymywał bliższe stosunki z Carrowem. Kiedy ruszył w stronę drzwi, dziewczyna rzuciła mu jeszcze szybkie spojrzenie i odprowadzała go wzrokiem, dopóki nie wyszedł, zapewne mając zamiar poczekać na korytarzu. Dziewczę zostało samo z uzdrowicielem, który podszedł bliżej do jej łóżka.
- Miałam nadzieję, że to tylko chwilowe i samo ustąpi. Czuję, że źle zrobiłam i może powinnam od razu napisać – powiedziała, a jej jasne policzki leciutko poróżowiały pod piegami, kiedy poczuła na sobie pouczające spojrzenie mężczyzny. – Zaczęło się może parę dni temu. Zaczęłam odczuwać osłabienie, chociaż od czasu zmiany eliksirów w lutym czułam poprawę mojego stanu. Było dużo lepiej niż we wcześniejszych miesiącach – Usiadła wygodniej w łóżku, opierając się plecami o poduszki i wciąż patrząc na mężczyznę. Skinięciem głowy pozwoliła mu, żeby usiadł na zwolnionym przez Glaucusa miejscu obok jej łóżka. – Kilka razy było mi też niedobrze. Wymiotowałam – dodała jeszcze, zastanawiając się, czy mężczyzna będzie zły, jak się dowie, że parę dni temu Lyra odstawiła swój eliksir. – Niedawno kupiłam nowe dawki eliksiru, który mi pan przepisał po ostatniej wizycie. Obawiałam się... że może to wywar był źle zrobiony lub przeterminowany. Ja... przestałam go zażywać.
Spuściła wzrok na kołdrę i westchnęła. Rozpoczęcie zażywania nowej porcji wywaru, w który regularnie zaopatrywała się w aptece, miało miejsce parę dni przed pierwszym epizodem złego samopoczucia, więc Lyra siłą rzeczy uznała, że to wina mikstury, chociaż jej wiedza z zakresu alchemii zdecydowanie nie była imponująca. W rzeczywistości był to zbieg okoliczności. Była jednak wystraszona i osamotniona, i zrobiła to pod wpływem impulsu, choć pewnie powinna od razu skontaktować się z uzdrowicielem. Naiwnie liczyła, że problem sam ustąpi, jak odstawi ten konkretny napar. Ale nie ustąpił, a póki co nie brała pod uwagę ewentualności, że problem mógł leżeć w czymś zupełnie innym, niż eliksiry.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Mieć nadzieję, wiarę - piękna to była fraza. Zachwycała, cieszyła, potrafiła wskrzesić ducha, lecz jeśli za nią nie podążał czyn to...zabijała. W najlepszym wypadku dosłownie. W najgorszym rozrywała duszę na strzępy. Powoli. Niepośpiesznie. Niczym wyrafinowana trucizna sączyła w żyły apatię. Carrow nie obawiał się działać. Czyn naznaczał całe jego jestestwo, a jednak nie potrafił, nie mógł zdecydować się na Próbę. Miał nadzieję, a właściwie pozostawało mu wierzyć, że to co robi jest wystarczające, miało znaczenie...bo miało, prawda?
- Och, jako specjalista od chorób zakaźnych zdradzę z doświadczenia - nie tylko zawodowego, lecz również życiowego, że jak żyję to nie spotkałem się z sytuacją w której coś samo z siebie przeszło. Być może wydać się to może ze strony lady szlachetnym - niezrzucanie trosk na innych. Przyznam nawet, że faktycznie jest, lecz pod warunkiem, że potrafimy zaradzić problemowi samodzielnie. Potrzebne jest działanie. Często umiejętne. W innym wypadku możemy nieopatrznie skrzywdzić nie tylko siebie...lecz i innych bardziej niżbyśmy tego chcieli - z tą samą łagodnością która dźwięczała w jego głosie spojrzał w wymowny sposób na obrączkę znajdującą się na jej palcu. Nie chcesz go ranić, prawda? Jestem w stanie w tym dopomóc. Zdawał się mówić swoją postawą. To nie była reprymenda, a mądrość wypływająca od serca, która miał nadzieję wpłynąć na młode dziewczę. Jej postawa nie była rozsądna - bagatelizowanie problemu, a potem próba radzenia sobie z nim na oślep poprzez losowe odstawianie leków. Nie był zły bo to nie pierwszy i ostatni pacjent, który coś podobnego zrobił. Całym tym wywodem miał po prostu nadzieję, że przynajmniej częściowo zapobiegnie powtórzeniu się podobnej sytuacji. Tym razem Lyra bowiem ciągle żyła, lecz kto wie jak może się to skończyć następnym razem? - No, tak...rozgadałem się, proszę mi wybaczyć. Tak na starość się najwyraźniej ludziom robi i nie ma niestety na to lekarstwa niemniej - od serca wszystko mówię lady. I nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Mam po prostu nadzieję, że następnym razem nie będzie się lady wzbraniała przed wezwaniem mnie bo proszę pamiętać - jestem tu dla lady zdrowia, a te jest najważniejsze. - dodał, a w głosie pobrzmiewała bardziej żartobliwa nuta. Zaraz jednak zdawałoby się, że nad czymś się zamyślił. Zmarszczył czoło unosząc brwi.
- Tak więc...prócz tych perypetii z eliksirami nie pojawiły się żadne inne zmiany w lady życiu? Żadnych dziwnych potraw, żadnych niecodziennych atrakcji...? - zagaił dla upewnienia, bo zestresowane dziewczę najwyraźniej przejęło się eliksirami przemilczając pozostałe kwestie. Jednocześnie traktując mała czarownicę diagno coro i przysłuchując się pracy serca - Być może, jest to grypa żołądkowa. W końcu taki okres chorobowy, a lady odporność jest dość słaba...Proszę wziąć głęboki oddech i na chwilę wstrzymać...diagno halito, a teraz powoli wypuścić - myślał na głos, a potem instruował. Jednym ze sztandarowych objawów grypy bądź infekcji była obecność stanu zapalnego w drogach oddechowych, lecz badanie takowego nie wykryło - jak na razie, poza nieznacznym przyśpieszonym ciśnieniem jest w porządku... - sięgnął do wnętrza aktówki z którą tu przybył i wyciągnął fiolkę - kapkę krwi z paluszka lady upuszczę. W tych warunkach co prawda jestem w stanie dokonać jedynie podstawowej diagnostyki, lecz ciągle jest szansa, że unikniemy ciągnięcia lady na oddział...proszę mi podać rękę.
- Och, jako specjalista od chorób zakaźnych zdradzę z doświadczenia - nie tylko zawodowego, lecz również życiowego, że jak żyję to nie spotkałem się z sytuacją w której coś samo z siebie przeszło. Być może wydać się to może ze strony lady szlachetnym - niezrzucanie trosk na innych. Przyznam nawet, że faktycznie jest, lecz pod warunkiem, że potrafimy zaradzić problemowi samodzielnie. Potrzebne jest działanie. Często umiejętne. W innym wypadku możemy nieopatrznie skrzywdzić nie tylko siebie...lecz i innych bardziej niżbyśmy tego chcieli - z tą samą łagodnością która dźwięczała w jego głosie spojrzał w wymowny sposób na obrączkę znajdującą się na jej palcu. Nie chcesz go ranić, prawda? Jestem w stanie w tym dopomóc. Zdawał się mówić swoją postawą. To nie była reprymenda, a mądrość wypływająca od serca, która miał nadzieję wpłynąć na młode dziewczę. Jej postawa nie była rozsądna - bagatelizowanie problemu, a potem próba radzenia sobie z nim na oślep poprzez losowe odstawianie leków. Nie był zły bo to nie pierwszy i ostatni pacjent, który coś podobnego zrobił. Całym tym wywodem miał po prostu nadzieję, że przynajmniej częściowo zapobiegnie powtórzeniu się podobnej sytuacji. Tym razem Lyra bowiem ciągle żyła, lecz kto wie jak może się to skończyć następnym razem? - No, tak...rozgadałem się, proszę mi wybaczyć. Tak na starość się najwyraźniej ludziom robi i nie ma niestety na to lekarstwa niemniej - od serca wszystko mówię lady. I nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Mam po prostu nadzieję, że następnym razem nie będzie się lady wzbraniała przed wezwaniem mnie bo proszę pamiętać - jestem tu dla lady zdrowia, a te jest najważniejsze. - dodał, a w głosie pobrzmiewała bardziej żartobliwa nuta. Zaraz jednak zdawałoby się, że nad czymś się zamyślił. Zmarszczył czoło unosząc brwi.
- Tak więc...prócz tych perypetii z eliksirami nie pojawiły się żadne inne zmiany w lady życiu? Żadnych dziwnych potraw, żadnych niecodziennych atrakcji...? - zagaił dla upewnienia, bo zestresowane dziewczę najwyraźniej przejęło się eliksirami przemilczając pozostałe kwestie. Jednocześnie traktując mała czarownicę diagno coro i przysłuchując się pracy serca - Być może, jest to grypa żołądkowa. W końcu taki okres chorobowy, a lady odporność jest dość słaba...Proszę wziąć głęboki oddech i na chwilę wstrzymać...diagno halito, a teraz powoli wypuścić - myślał na głos, a potem instruował. Jednym ze sztandarowych objawów grypy bądź infekcji była obecność stanu zapalnego w drogach oddechowych, lecz badanie takowego nie wykryło - jak na razie, poza nieznacznym przyśpieszonym ciśnieniem jest w porządku... - sięgnął do wnętrza aktówki z którą tu przybył i wyciągnął fiolkę - kapkę krwi z paluszka lady upuszczę. W tych warunkach co prawda jestem w stanie dokonać jedynie podstawowej diagnostyki, lecz ciągle jest szansa, że unikniemy ciągnięcia lady na oddział...proszę mi podać rękę.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lyra miała dobre chęci, ale czasami okazywało się, że próbując je osiągnąć, doprowadzała do czegoś zupełnie innego. Wciąż była bardzo młodą, niedoświadczoną życiową osóbką i uczyła się na własnych błędach. Pewnym było, że nie chciała martwić Glaucusa podczas jego wyprawy, dlatego nie napisała do niego listu informującego o gorszym samopoczuciu, mając nadzieję wyzdrowieć do jego powrotu. Bała się też uznania przez małżonka za słabą i niepełnowartościową. Wciąż pamiętała niezręczną rozmowę, kiedy to opowiedziała mu o swoich problemach powstałych po wypadku z klątwą w Hogwarcie. Miała być młoda i zdrowa, taką żonę mu obiecano i taka chciała być.
- Obiecuję, że w przyszłości będę mieć na to baczenie i napiszę, gdy tylko poczuję, że coś jest nie tak – powiedziała, przyjmując do wiadomości jego słowa. Na pewno niejedno widział w swojej długiej karierze uzdrowiciela, powinna więc zaufać jego wiedzy i doświadczeniu. Zauważyła też, że spojrzał znacząco na jej obrączkę; lekko musnęła ją palcem i uśmiechnęła się bezwiednie, po czym spojrzała w stronę drzwi, za którymi zapewne znajdował się teraz jej mąż. – Nie chciałabym być przyczyną jego trosk – zapewniła, myśląc ciepło o Glaucusie, tak szczęśliwa z jego powrotu. Był cały i zdrowy, ale to ona nie mogła go dzisiaj powitać w takim stanie, jak chciałaby. Powinni teraz wspólnie przeżywać opowieści z jego podróży, może przy kominku albo podczas przyjemnego spaceru po plaży, a tymczasem Lyra leżała w łóżku, z napięciem oczekując na diagnozę uzdrowiciela.
- Ostatnimi czasy nie robiłam nic szczególnego. Rzadko opuszczałam posiadłość i jadłam potrawy przygotowane przez naszego skrzata. Nic odbiegającego od normy – powiedziała po chwili namysłu. Nie wydarzyło się nic szczególnego. Nie doświadczyła żadnych poważniejszych stresów, oczywiście poza obawianiem się o męża podczas jego długiej nieobecności. Dlatego też to eliksiry zostały przez nią obwinione o pogorszenie samopoczucia.
Pozwoliła uzdrowicielowi rzucić na nią zaklęcia. Siedziała spokojnie oparta o poduszki, dostosowując się do poleceń i zastanawiając się, co wykrywał za pośrednictwem rzucanych czarów. Dopiero kiedy wspomniał o upuszczaniu krwi znowu leciutko pobladła, ale podała mu delikatną, chłodną dłoń, dziś wyjątkowo nie noszącą na sobie śladów farby, gdyż cały ranek aż do teraz spędziła w łóżku.
- Czy to pokaże, co mi dolega? – zapytała; nie znała się na zawiłościach magii leczniczej, bo nie miała okazji się jej uczyć, a o anatomii wiedziała tyle, ile niezbędne do malowania realistycznych obrazów. – Mam nadzieję, że zabieranie mnie na oddział nie będzie konieczne. W miarę możliwości wolałabym pozostać w domu – powiedziała, ciągle licząc na to, że to nic poważnego.
- Obiecuję, że w przyszłości będę mieć na to baczenie i napiszę, gdy tylko poczuję, że coś jest nie tak – powiedziała, przyjmując do wiadomości jego słowa. Na pewno niejedno widział w swojej długiej karierze uzdrowiciela, powinna więc zaufać jego wiedzy i doświadczeniu. Zauważyła też, że spojrzał znacząco na jej obrączkę; lekko musnęła ją palcem i uśmiechnęła się bezwiednie, po czym spojrzała w stronę drzwi, za którymi zapewne znajdował się teraz jej mąż. – Nie chciałabym być przyczyną jego trosk – zapewniła, myśląc ciepło o Glaucusie, tak szczęśliwa z jego powrotu. Był cały i zdrowy, ale to ona nie mogła go dzisiaj powitać w takim stanie, jak chciałaby. Powinni teraz wspólnie przeżywać opowieści z jego podróży, może przy kominku albo podczas przyjemnego spaceru po plaży, a tymczasem Lyra leżała w łóżku, z napięciem oczekując na diagnozę uzdrowiciela.
- Ostatnimi czasy nie robiłam nic szczególnego. Rzadko opuszczałam posiadłość i jadłam potrawy przygotowane przez naszego skrzata. Nic odbiegającego od normy – powiedziała po chwili namysłu. Nie wydarzyło się nic szczególnego. Nie doświadczyła żadnych poważniejszych stresów, oczywiście poza obawianiem się o męża podczas jego długiej nieobecności. Dlatego też to eliksiry zostały przez nią obwinione o pogorszenie samopoczucia.
Pozwoliła uzdrowicielowi rzucić na nią zaklęcia. Siedziała spokojnie oparta o poduszki, dostosowując się do poleceń i zastanawiając się, co wykrywał za pośrednictwem rzucanych czarów. Dopiero kiedy wspomniał o upuszczaniu krwi znowu leciutko pobladła, ale podała mu delikatną, chłodną dłoń, dziś wyjątkowo nie noszącą na sobie śladów farby, gdyż cały ranek aż do teraz spędziła w łóżku.
- Czy to pokaże, co mi dolega? – zapytała; nie znała się na zawiłościach magii leczniczej, bo nie miała okazji się jej uczyć, a o anatomii wiedziała tyle, ile niezbędne do malowania realistycznych obrazów. – Mam nadzieję, że zabieranie mnie na oddział nie będzie konieczne. W miarę możliwości wolałabym pozostać w domu – powiedziała, ciągle licząc na to, że to nic poważnego.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Potrafił zrozumieć motywacje swoich pacjentów. Większość chciała dobrze, lecz nie zdawała sobie sprawy z naiwności swych swych intencji. W takich przypadkach Adrien próbował w sposób delikatny, lecz stanowczy zarazem wytłumaczyć zgubność wiary w dobro podobnych intencji. Dla dobra swoich pacjentów, rodzin tych pacjentów oraz ostatecznie swojego własnego. Nie chciał by lista tych, których miał pod swymi medycznymi skrzydłami była równie długa co tych, którzy pod tymi skrzydłami odeszli. A pamiętał każdego i do każdego przypadku potrafił przypisać przyczynę śmierci. Nie drążył tego tematu jednak bardziej niż powinien. Miał wyczucie i słysząc ze strony Lyry skruchę skinął jedynie głową wiedząc, że zbyt nachalne i przedłużające się wykłady mogą powodować niechęć i przykrość. Nie był tu zresztą by pouczać.
Myślał intensywniej, gdy żadne elementy układanki mu nie pasowały. Wstępne objawy podchodziły mu co prawda pod objaw związany z odstawieniem medykamentów, lecz druga część nie. Dziwne było też, że utrzymywały w trakcie stosowania lekarstw. Nie pasowało mu to też pod atak związany z komplikacjami po klątwie. Te były gwałtowniejsze. Żadne zatrucie, żadna sztandarowa infekcja - czyste drogi oddechowe. Powoli kończyły mu się w rękawach karty. Istniała szansa na jakiegoś wirusa, który nie atakował tego organu. Takich było sporo, kilka podejrzewał, lecz by mieć pewność musiał zbadać krew.
- Być może. Nie będę oszukiwał i powiem szczerze, że w tym momencie ograniczają mnie zaklęcia diagnostyczne. Nie każde mogę wywołać w tych warunkach, niektóre zaś wymagają dodatkowo wsparcia odczynników alchemicznych lub przygotowania. Bądźmy jednak dobrej myśli. - mówił to wszystko nacinając sprawnym ruchem różdżki opuszek lady. Nie trzeba było długo czekać by do dezynfekowanej fiolki pociekła. Gdy czerwonej posoki było już wystarczająco dużo, Adrien machnął różdżką zasklepiając niewielką rankę po której nie było w tym momencie żadnego śladu, a następnie stuknął nią w krawędź fiolki inkantując zaklęcie diagnostyczne, które spłynęło magicznym światłem po szkle. Zatonęło w szkarłacie mieniąc go kolejno na delikatne barwy. Uzdrowiciel nie dostrzegał w tym schemacie niczego znacząco nie odbiegającego w niebezpieczny sposób od normy...poza jedną kwestią mogącą czasem świadczyć o...
- ...miesiączkuje lady regularnie...?
Myślał intensywniej, gdy żadne elementy układanki mu nie pasowały. Wstępne objawy podchodziły mu co prawda pod objaw związany z odstawieniem medykamentów, lecz druga część nie. Dziwne było też, że utrzymywały w trakcie stosowania lekarstw. Nie pasowało mu to też pod atak związany z komplikacjami po klątwie. Te były gwałtowniejsze. Żadne zatrucie, żadna sztandarowa infekcja - czyste drogi oddechowe. Powoli kończyły mu się w rękawach karty. Istniała szansa na jakiegoś wirusa, który nie atakował tego organu. Takich było sporo, kilka podejrzewał, lecz by mieć pewność musiał zbadać krew.
- Być może. Nie będę oszukiwał i powiem szczerze, że w tym momencie ograniczają mnie zaklęcia diagnostyczne. Nie każde mogę wywołać w tych warunkach, niektóre zaś wymagają dodatkowo wsparcia odczynników alchemicznych lub przygotowania. Bądźmy jednak dobrej myśli. - mówił to wszystko nacinając sprawnym ruchem różdżki opuszek lady. Nie trzeba było długo czekać by do dezynfekowanej fiolki pociekła. Gdy czerwonej posoki było już wystarczająco dużo, Adrien machnął różdżką zasklepiając niewielką rankę po której nie było w tym momencie żadnego śladu, a następnie stuknął nią w krawędź fiolki inkantując zaklęcie diagnostyczne, które spłynęło magicznym światłem po szkle. Zatonęło w szkarłacie mieniąc go kolejno na delikatne barwy. Uzdrowiciel nie dostrzegał w tym schemacie niczego znacząco nie odbiegającego w niebezpieczny sposób od normy...poza jedną kwestią mogącą czasem świadczyć o...
- ...miesiączkuje lady regularnie...?
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lyra nie miała najlepszych doświadczeń z uzdrowicielami i szpitalem, nic więc dziwnego, że zawsze traktowała wszelkie wizyty kontrolne jako zło konieczne. Miejsce to kojarzyło jej się ze strachem i bólem, jakich doświadczyła po dawnym wypadku z klątwą, gdy spędziła kilka tygodni na oddziale, długo i mozolnie powracając do sił, które wyssała z niej błędnie rzucona klątwa. Miała nadzieję, że to nie ona teraz do niej powraca. W ostatnich miesiącach zauważyła przecież znaczną poprawę i zdążyła już ucieszyć się myślą, że najgorsze już za nią i przyjdzie czas, kiedy całkowicie odzyska siły, gdy skończą się okresowe nawroty osłabienia. Dlatego teraz wystraszyła się, że może zaraz usłyszy, że to kolejny nawrót, że miniony okres spokoju był tylko iluzoryczny.
Jej włosy znowu zaczęły zmieniać kolory pod wpływem emocji, ale podała mężczyźnie dłoń, pozwalając, żeby zaklęciem naciął jej opuszek. Syknęła cicho, ale nie poruszyła się, spokojnie patrząc, jak jej krew powoli spływa po ściankach szklanej fiolki, gromadząc się na jej dnie. Dopiero, kiedy uzdrowiciel puścił jej dłoń i zaleczył niewielką rankę po nacięciu, cofnęła rękę, ale jej oczy wciąż pozostawały utkwione w jego różdżce i zawartości fiolki. Pod wpływem rzuconego zaklęcia krew zaczęła lekko się mienić, jednak dla dziewczątka było to całkowicie niezrozumiałe zjawisko.
Lecz gdy Carrow zadał pytanie, Lyra zamrugała szybko oczami i spłonęła rumieńcem. Przez chwilę zastanawiała się, co to miało do rzeczy, ale po chwili zdała sobie sprawę, że w kwietniu jeszcze nie doświadczyła nieczystości miesięcznych, chociaż odpowiedni czas na to już minął.
- W ostatnim czasie... chyba nie – przytaknęła w końcu, opuszczając wzrok na swoje dłonie.
Jakby na to nie patrzeć, Lyra była bardzo nieświadomą osóbką. Nie znała zbyt wielu innych młodych mężatek, które mogłyby jej opowiedzieć o swoich doświadczeniach, dlatego przez cały ten czas pogorszonego samopoczucia nawet nie pomyślała o możliwości, którą zdawał się przed nią rysować Adrien, chociaż nawet ona musiała zdawać sobie sprawę, co nieodłącznie powinno się wiązać z małżeństwem, a czego oznaką mógł być brak miesiączki.
- Czy to może oznaczać...? – Z emocji głos aż uwiązł jej w gardle i urwała. Poruszyła się niespokojnie, a na jej twarzy płonęły intensywne rumieńce.
Nie, to przecież niemożliwe. Prawda?
Jej włosy znowu zaczęły zmieniać kolory pod wpływem emocji, ale podała mężczyźnie dłoń, pozwalając, żeby zaklęciem naciął jej opuszek. Syknęła cicho, ale nie poruszyła się, spokojnie patrząc, jak jej krew powoli spływa po ściankach szklanej fiolki, gromadząc się na jej dnie. Dopiero, kiedy uzdrowiciel puścił jej dłoń i zaleczył niewielką rankę po nacięciu, cofnęła rękę, ale jej oczy wciąż pozostawały utkwione w jego różdżce i zawartości fiolki. Pod wpływem rzuconego zaklęcia krew zaczęła lekko się mienić, jednak dla dziewczątka było to całkowicie niezrozumiałe zjawisko.
Lecz gdy Carrow zadał pytanie, Lyra zamrugała szybko oczami i spłonęła rumieńcem. Przez chwilę zastanawiała się, co to miało do rzeczy, ale po chwili zdała sobie sprawę, że w kwietniu jeszcze nie doświadczyła nieczystości miesięcznych, chociaż odpowiedni czas na to już minął.
- W ostatnim czasie... chyba nie – przytaknęła w końcu, opuszczając wzrok na swoje dłonie.
Jakby na to nie patrzeć, Lyra była bardzo nieświadomą osóbką. Nie znała zbyt wielu innych młodych mężatek, które mogłyby jej opowiedzieć o swoich doświadczeniach, dlatego przez cały ten czas pogorszonego samopoczucia nawet nie pomyślała o możliwości, którą zdawał się przed nią rysować Adrien, chociaż nawet ona musiała zdawać sobie sprawę, co nieodłącznie powinno się wiązać z małżeństwem, a czego oznaką mógł być brak miesiączki.
- Czy to może oznaczać...? – Z emocji głos aż uwiązł jej w gardle i urwała. Poruszyła się niespokojnie, a na jej twarzy płonęły intensywne rumieńce.
Nie, to przecież niemożliwe. Prawda?
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Adrien jako uzdrowiciel odnotował informację zastanawiając się nad interpretacją ostatniego czasu. Z przezorności zaczął wertować swój umysł wyszukując innych, mniej oczywistych przyczyn takiego stanu rzeczy. Chociaż patrząc na płomień na licu Lyry i pewną nerwowość nie było to chyba takie konieczne.
- Nie - jeśli lady nie współżyje z małżonkiem i być może - jeśli dochodzi do zbliżeń. Ciało każdej kobiety reaguje trochę inaczej, lecz objawy lady niewątpliwie można przypisać do tych towarzyszących w początkowych fazach ciąży - mówił, korkując badaną próbkę i znikając ją zaklęciem w torbie - Proszę jednak nie brać moich słów za pewnik. Jest zbyt wcześnie bym mógł potwierdzić diagnozę, która jest właściwie na chwilę obecną przypuszczeniem wysnutym na podstawie zaklęcia diagnostycznego o wąskim spektrum działania. Równie dobrze może być to wahanie hormonów o przyczynie której nie jestem w stanie w tych warunkach wykryć. - wyjaśnił, nie chcąc być posądzany o kłamstwo. Nieraz kobiety zbyt łapczywie karmiły się wizją macierzyństwa, a gdy okazywała się ułudnym kaprysem ciała w sposób bardzo nieprzyjemny poszukiwały winnego tych nadziei - Tak więc, na chwilę obecną zalecę lady kilka ziół do parzenia mających za zadanie zniwelować mdłości, proszę pić dużo płynów i w miarę swoich możliwości w przeciągu tygodnia stawić się w mungu na konkretniejsze badania. Pora dowolna, proszę tylko przeddzień wizyty wysłać mi sowę, a w dzień wizyty nic przed nią nie jeść. Dopóki nie wykluczymy innych możliwości wolałbym nie przypisywać lady żadnych eliksirów i to chyba wszystko na chwilę obecną co mogę dla lady zrobić. Ma lady jakieś pytania? - zagaił podnosząc się na swoje nogi i myśląc, że będzie musiał porozmawiać na ten temat z kolegą p fachu. Przypadek Lyry nie był...zwyczajny. Trzeba było się zastanowić, czy jeśli mała lady Travis jest brzemienna to czy istnieje prawdopodobieństwo, że komplikacje jej powikłań poklątwowych mogą rzutować na dziecko.
- Nie - jeśli lady nie współżyje z małżonkiem i być może - jeśli dochodzi do zbliżeń. Ciało każdej kobiety reaguje trochę inaczej, lecz objawy lady niewątpliwie można przypisać do tych towarzyszących w początkowych fazach ciąży - mówił, korkując badaną próbkę i znikając ją zaklęciem w torbie - Proszę jednak nie brać moich słów za pewnik. Jest zbyt wcześnie bym mógł potwierdzić diagnozę, która jest właściwie na chwilę obecną przypuszczeniem wysnutym na podstawie zaklęcia diagnostycznego o wąskim spektrum działania. Równie dobrze może być to wahanie hormonów o przyczynie której nie jestem w stanie w tych warunkach wykryć. - wyjaśnił, nie chcąc być posądzany o kłamstwo. Nieraz kobiety zbyt łapczywie karmiły się wizją macierzyństwa, a gdy okazywała się ułudnym kaprysem ciała w sposób bardzo nieprzyjemny poszukiwały winnego tych nadziei - Tak więc, na chwilę obecną zalecę lady kilka ziół do parzenia mających za zadanie zniwelować mdłości, proszę pić dużo płynów i w miarę swoich możliwości w przeciągu tygodnia stawić się w mungu na konkretniejsze badania. Pora dowolna, proszę tylko przeddzień wizyty wysłać mi sowę, a w dzień wizyty nic przed nią nie jeść. Dopóki nie wykluczymy innych możliwości wolałbym nie przypisywać lady żadnych eliksirów i to chyba wszystko na chwilę obecną co mogę dla lady zrobić. Ma lady jakieś pytania? - zagaił podnosząc się na swoje nogi i myśląc, że będzie musiał porozmawiać na ten temat z kolegą p fachu. Przypadek Lyry nie był...zwyczajny. Trzeba było się zastanowić, czy jeśli mała lady Travis jest brzemienna to czy istnieje prawdopodobieństwo, że komplikacje jej powikłań poklątwowych mogą rzutować na dziecko.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lyra słuchała mężczyzny uważnie, chociaż z każdym kolejnym słowem czuła się coraz dziwaczniej. Kiedy w ciągu ostatnich paru dni zastanawiała się nad przyczynami swojego pogorszonego samopoczucia, nawet nie pomyślała o ciąży. Aż do tej rozmowy. Czy to możliwe, że jej dolegliwości były spowodowane przez rozwijające się w jej ciele nowe życie? Wciąż doskonale pamiętała ostatnią noc przed wyprawą Glaucusa, tak pełną namiętności i tęsknoty, o które nigdy by siebie nie podejrzewała. Noc, którą sama pragnęła spędzić z nim, chcąc odpowiednio pożegnać męża i spędzić z nim ostatnie chwile przed rozłąką, podświadomie chcąc okazać mu uczucia, których w swoich myślach jeszcze nigdy nie nazwała wprost. Czy to możliwe, że ta właśnie noc zakończyła się ciążą? O ile to nie był kolejny dziwny zbieg okoliczności, bo równie dobrze mogło być tak, jak mówił Carrow, że dolegliwości mogły mieć jeszcze inne podłoże.
Ale mimo to w głowie Lyry utkwiła na dłużej myśl o ciąży, która nie była wcale nieprawdopodobna. Ale jak ona powie to Glaucusowi? Jak jej mąż zareaguje na wieść, że być może nosi już w łonie jego potomka? Jak oboje przygotują się do myśli, że być może za dziewięć miesięcy zostaną rodzicami? Zerknęła niespokojnie na drzwi, przeczuwając, że czeka ich niełatwa rozmowa. Nie wiedziała, jaki Glaucus miał stosunek do tego tematu, bo żadne z nich jeszcze świadomie nie myślało o powiększaniu rodziny już teraz.
- Więc... To może być ciąża? A te testy w Mungu mogą to potwierdzić lub wykazać, że jednak dolega mi coś innego? – zapytała po chwili drżącym głosem, jąkając się. – Oczywiście... przyjdę. Chciałabym wiedzieć na pewno. – Musiała mieć pewność. To nie da jej spokoju, dopóki się nie dowie. – A jeśli to naprawdę... ciąża – wypowiedziała to słowo z wahaniem, ciągle nie potrafiąc jeszcze myśleć o sobie jako o przyszłej matce, mogącej już nosić w sobie dziecko. – Chciałabym mieć pewność, że zażywane przeze mnie eliksiry jej nie zaszkodzą. Czy to jest możliwe, rezygnacja z tych eliksirów, które mogłyby... zaszkodzić dziecku?
Carrow kiedyś podczas zmiany medykamentów obiecał jej, że nowe eliksiry, które przepisał jej po stwierdzeniu poprawy jej stanu, są łagodniejsze i nie utrudnią zajścia w ciążę, co najwyraźniej się sprawdziło, skoro Lyra rzeczywiście mogła okazać się brzemienna. Musiała jednak mieć pewność, że nawet ta łagodniejsza terapia nie zaszkodziłaby tej maleńkiej istotce. Jakkolwiek Lyra była zaskoczona i pełna niedowierzania, nie wyobrażała sobie, że mogłaby podejść do tej kwestii bez ostrożności nawet jeśli ciąża nie była jeszcze potwierdzona z niezbitą pewnością.
Ale mimo to w głowie Lyry utkwiła na dłużej myśl o ciąży, która nie była wcale nieprawdopodobna. Ale jak ona powie to Glaucusowi? Jak jej mąż zareaguje na wieść, że być może nosi już w łonie jego potomka? Jak oboje przygotują się do myśli, że być może za dziewięć miesięcy zostaną rodzicami? Zerknęła niespokojnie na drzwi, przeczuwając, że czeka ich niełatwa rozmowa. Nie wiedziała, jaki Glaucus miał stosunek do tego tematu, bo żadne z nich jeszcze świadomie nie myślało o powiększaniu rodziny już teraz.
- Więc... To może być ciąża? A te testy w Mungu mogą to potwierdzić lub wykazać, że jednak dolega mi coś innego? – zapytała po chwili drżącym głosem, jąkając się. – Oczywiście... przyjdę. Chciałabym wiedzieć na pewno. – Musiała mieć pewność. To nie da jej spokoju, dopóki się nie dowie. – A jeśli to naprawdę... ciąża – wypowiedziała to słowo z wahaniem, ciągle nie potrafiąc jeszcze myśleć o sobie jako o przyszłej matce, mogącej już nosić w sobie dziecko. – Chciałabym mieć pewność, że zażywane przeze mnie eliksiry jej nie zaszkodzą. Czy to jest możliwe, rezygnacja z tych eliksirów, które mogłyby... zaszkodzić dziecku?
Carrow kiedyś podczas zmiany medykamentów obiecał jej, że nowe eliksiry, które przepisał jej po stwierdzeniu poprawy jej stanu, są łagodniejsze i nie utrudnią zajścia w ciążę, co najwyraźniej się sprawdziło, skoro Lyra rzeczywiście mogła okazać się brzemienna. Musiała jednak mieć pewność, że nawet ta łagodniejsza terapia nie zaszkodziłaby tej maleńkiej istotce. Jakkolwiek Lyra była zaskoczona i pełna niedowierzania, nie wyobrażała sobie, że mogłaby podejść do tej kwestii bez ostrożności nawet jeśli ciąża nie była jeszcze potwierdzona z niezbitą pewnością.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Skinął głową potwierdzająco. Tak - to mogła być ciąża. Potem potaknął po raz kolejny.
- W Mungu znajdują się specjaliści, którzy przy pomocy odpowiednich, bezbolesnych zaklęć będą mogli zweryfikować i rozwiać potencjalne wątpliwości - właściwie nie trzeba było wyszukanych zaklęć. Wystarczyła poprawnie rzucona oculio tertia, problem w tym, że Adrien nie specjalizował się w położnictwie i na tak wczesnym etapie nie był w stanie być pewny swej oceny nawet gdyby ją przeprowadził. Za to był chodzącą bazą chorób zakaźnych.
- Same składniki nie powinny stanowić zagrożenia, niemniej w razie konieczności postaram się to skonsultować bo niewykluczone, że w lady przypadku w razie potrzeby będziemy musieli pomyśleć nad czymś łagodniejszym. Na pewno nie wykluczam zmian w dawkach. Jednak to w swoim czasie i gdy przypuszczenia zostaną potwierdzone. Na chwilę obecną proszę do dnia badań nie przyjmować medykamentów. W razie zaobserwowania czegokolwiek co uznałaby lady za niepokojące - wezwać pogotowie lub mnie - poradził bo mimo wszystko nie należało zapominać o dolegliwościach lady Lyry. Może i ostatnio jej stan uległ poprawie, lecz nie odstawienie leków i prawdopodobna ciążza mogły to zmącić...Adrien nie lubił być pesymistą. Zawsze chciał dla swoich pacjentów jak najlepiej, jednak znał życie, jak również jego brak za dobrze.
- O wszystkim porozmawiamy dokładniej podczas naszego kolejnego spotkania na które będę wyczekiwał. A teraz lady pozwoli... - w nieco teatralnym, lecz niemniej ciągle uprzejmym i taktownym geście pochylił czoła przed rudowłosą z szacunkiem i uprzejmością w pożegnalnym geście. Podszedł następnie do drzwi, które uchylił mu skrzat. Mijając lorda pożegnał go podobnym gestem, by zaraz zachęcić go wzrokiem do dołączenia do małżonki. Na pewno był ciekawy jej stanu. Sam Adrien deportował się do Munga przy asyście towarzyszącej mu towarzyszce, która cierpliwie na niego wyczekiwała.
|zt
- W Mungu znajdują się specjaliści, którzy przy pomocy odpowiednich, bezbolesnych zaklęć będą mogli zweryfikować i rozwiać potencjalne wątpliwości - właściwie nie trzeba było wyszukanych zaklęć. Wystarczyła poprawnie rzucona oculio tertia, problem w tym, że Adrien nie specjalizował się w położnictwie i na tak wczesnym etapie nie był w stanie być pewny swej oceny nawet gdyby ją przeprowadził. Za to był chodzącą bazą chorób zakaźnych.
- Same składniki nie powinny stanowić zagrożenia, niemniej w razie konieczności postaram się to skonsultować bo niewykluczone, że w lady przypadku w razie potrzeby będziemy musieli pomyśleć nad czymś łagodniejszym. Na pewno nie wykluczam zmian w dawkach. Jednak to w swoim czasie i gdy przypuszczenia zostaną potwierdzone. Na chwilę obecną proszę do dnia badań nie przyjmować medykamentów. W razie zaobserwowania czegokolwiek co uznałaby lady za niepokojące - wezwać pogotowie lub mnie - poradził bo mimo wszystko nie należało zapominać o dolegliwościach lady Lyry. Może i ostatnio jej stan uległ poprawie, lecz nie odstawienie leków i prawdopodobna ciążza mogły to zmącić...Adrien nie lubił być pesymistą. Zawsze chciał dla swoich pacjentów jak najlepiej, jednak znał życie, jak również jego brak za dobrze.
- O wszystkim porozmawiamy dokładniej podczas naszego kolejnego spotkania na które będę wyczekiwał. A teraz lady pozwoli... - w nieco teatralnym, lecz niemniej ciągle uprzejmym i taktownym geście pochylił czoła przed rudowłosą z szacunkiem i uprzejmością w pożegnalnym geście. Podszedł następnie do drzwi, które uchylił mu skrzat. Mijając lorda pożegnał go podobnym gestem, by zaraz zachęcić go wzrokiem do dołączenia do małżonki. Na pewno był ciekawy jej stanu. Sam Adrien deportował się do Munga przy asyście towarzyszącej mu towarzyszce, która cierpliwie na niego wyczekiwała.
|zt
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie wiem ile czasu upłynęło od mojego wyjścia. Wiem tylko, że nie mogłem znaleźć dla siebie miejsca. Chodziłem bez celu po korytarzach, oglądałem po raz milionowy te same twarze zdobiące wiszące na ścianach portrety, wzdychałem raz po raz nerwowo spoglądając na zegarek. Z którego i tak nie potrafiłem odczytać czasu. Wskazówki powoli przesuwały się w przód, ale definicja czasu pozostawała równie mętna jak to, co działo się za drzwiami sypialni Lyry. Co chwilę teleportował się też skrzat z pytaniem czy czegoś mi nie trzeba, ale zbywałem go tylko kręceniem głowy. Nie chciałem też za bardzo się oddalać w obawie, że przegapię moment, w którym Adrien zaprosi mnie do środka. Dlatego stawałem się coraz bardziej zniecierpliwiony i na domiar złego znudzony biernym oczekiwaniem. Wolałbym coś w tym czasie robić; poza smętnym snuciem się po dworku. W końcu usiadłem na ziemi, ześlizgując się po ścianie plecami, a skronie zatopiłem we własnej dłoni. W ciszy tworząc już najmroczniejsze scenariusze, po śmiertelną chorobę włącznie.
Nie wiem kiedy usłyszałem skrzypnięcie otwieranych drzwi. Zerwałem się szybko z miejsca spoglądając zestresowany na uzdrowiciela. Podszedłem do niego szybko, dziękując mu i ściskając dłoń. Carrow nie wydawał się być załamany ani być orędownikiem najgorszych wieści, więc pożegnałem go bez większego niepokoju. Zaraz zresztą wszedłem do sypialni.
Rozejrzałem się najpierw po pokoju, by następnie znów zająć stołek obok łóżka. Zerknąłem mimo wszystko zmartwiony na Lyrę, wyglądającą na dość… spiętą i czerwoną? Nie wiedziałem o co chodzi, ale ułożyłem ręce na kolanach nachylając się w jej stronę serwując jej badawcze spojrzenie.
- I co? Co powiedział Adrien? – przerwałem w końcu ciszę będącą między nami. Miałem nadzieję, że to nic strasznego, ale im dłużej nie poznawałem odpowiedzi na pytania rodzące się w moim umyśle, tym bardziej się denerwowałem.
Nie wiem kiedy usłyszałem skrzypnięcie otwieranych drzwi. Zerwałem się szybko z miejsca spoglądając zestresowany na uzdrowiciela. Podszedłem do niego szybko, dziękując mu i ściskając dłoń. Carrow nie wydawał się być załamany ani być orędownikiem najgorszych wieści, więc pożegnałem go bez większego niepokoju. Zaraz zresztą wszedłem do sypialni.
Rozejrzałem się najpierw po pokoju, by następnie znów zająć stołek obok łóżka. Zerknąłem mimo wszystko zmartwiony na Lyrę, wyglądającą na dość… spiętą i czerwoną? Nie wiedziałem o co chodzi, ale ułożyłem ręce na kolanach nachylając się w jej stronę serwując jej badawcze spojrzenie.
- I co? Co powiedział Adrien? – przerwałem w końcu ciszę będącą między nami. Miałem nadzieję, że to nic strasznego, ale im dłużej nie poznawałem odpowiedzi na pytania rodzące się w moim umyśle, tym bardziej się denerwowałem.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lyra pokiwała głową, cierpliwie słuchając słów uzdrowiciela, choć w środku nie opuszczało jej zdenerwowanie. Mogła się spodziewać różnych wieści, ale... ciąża? Niewątpliwie potrzebowała czasu, żeby się z tym oswoić. Zapewniła mężczyznę, że oczywiście przyjdzie za kilka dni, i że nie będzie do tego czasu zażywać żadnych eliksirów.
Później, gdy pożegnał się i ruszył w stronę drzwi, odprowadzała go wzrokiem, wciąż przeżywając jego wizytę i słowa, które do niej wypowiedział. Gdy zniknął, utkwiła wzrok w drzwiach, spodziewając się, że lada chwila przejdzie przez nie Glaucus. I rzeczywiście, jej małżonek pojawił się niedługo później. Najwyraźniej czekał za drzwiami, aż Carrow powie mu, że można do niej wejść. Na tę myśl mimowolnie poczuła wzruszenie, że mąż tak się o nią martwił, choć równie dobrze mógł pójść zajmować się własnymi sprawami, których z pewnością sporo nagromadziło się przez jego trzytygodniową nieobecność.
Patrząc, jak szedł w stronę jej łóżka, by zasiąść na miejscu, które opuścił po pojawieniu się uzdrowiciela, znowu się zaczerwieniła. Jak ona mu to powie? Ze zdenerwowania przygryzła wargę i zaczęła bawić się dłońmi splecionymi na brzegu kołdry.
Dopiero po chwili, gdy usiadł i się odezwał, podniosła wzrok na jego twarz. W jasnozielonych oczach błysnął niepokój.
- Powiedział... – zawahała się. – Powiedział... że mogę być w ciąży.
Powiedziała to. Słowa o ciąży zawisły w powietrzu, a Lyra umilkła i znowu spuściła wzrok, po czym zaczęła niespokojnie się kołysać. Nie była pewna reakcji swojego małżonka, więc nie wiedziała, czego się spodziewać. Wiedziała, że jego rodzice, a zwłaszcza matka, pragnęli jak najszybciej doczekać się wnuka, ale jaki miał do tego stosunek sam Glaucus? Będzie zły? Wystraszony? Czy może... szczęśliwy?
Sama nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć, a tym bardziej co mógł myśleć o tym Glaucus!
- To jeszcze nie jest całkowicie pewne, mam za parę dni pojawić się w Mungu, żeby obejrzał mnie ktoś inny i potwierdził jego słowa – powiedziała jeszcze, po czym nagle wyciągnęła do swojego męża delikatną dłoń. Na jednym z bladych palców nadal było widać smugi zaschniętej krwi, mimo to zacisnęła je wokół jego ciepłej ręki. Odtrąci ją, czy może przygarnie do siebie, zadowolony z tej niespodziewanej nowiny? Tak bardzo pragnęła teraz jego wsparcia i zrozumienia.
Później, gdy pożegnał się i ruszył w stronę drzwi, odprowadzała go wzrokiem, wciąż przeżywając jego wizytę i słowa, które do niej wypowiedział. Gdy zniknął, utkwiła wzrok w drzwiach, spodziewając się, że lada chwila przejdzie przez nie Glaucus. I rzeczywiście, jej małżonek pojawił się niedługo później. Najwyraźniej czekał za drzwiami, aż Carrow powie mu, że można do niej wejść. Na tę myśl mimowolnie poczuła wzruszenie, że mąż tak się o nią martwił, choć równie dobrze mógł pójść zajmować się własnymi sprawami, których z pewnością sporo nagromadziło się przez jego trzytygodniową nieobecność.
Patrząc, jak szedł w stronę jej łóżka, by zasiąść na miejscu, które opuścił po pojawieniu się uzdrowiciela, znowu się zaczerwieniła. Jak ona mu to powie? Ze zdenerwowania przygryzła wargę i zaczęła bawić się dłońmi splecionymi na brzegu kołdry.
Dopiero po chwili, gdy usiadł i się odezwał, podniosła wzrok na jego twarz. W jasnozielonych oczach błysnął niepokój.
- Powiedział... – zawahała się. – Powiedział... że mogę być w ciąży.
Powiedziała to. Słowa o ciąży zawisły w powietrzu, a Lyra umilkła i znowu spuściła wzrok, po czym zaczęła niespokojnie się kołysać. Nie była pewna reakcji swojego małżonka, więc nie wiedziała, czego się spodziewać. Wiedziała, że jego rodzice, a zwłaszcza matka, pragnęli jak najszybciej doczekać się wnuka, ale jaki miał do tego stosunek sam Glaucus? Będzie zły? Wystraszony? Czy może... szczęśliwy?
Sama nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć, a tym bardziej co mógł myśleć o tym Glaucus!
- To jeszcze nie jest całkowicie pewne, mam za parę dni pojawić się w Mungu, żeby obejrzał mnie ktoś inny i potwierdził jego słowa – powiedziała jeszcze, po czym nagle wyciągnęła do swojego męża delikatną dłoń. Na jednym z bladych palców nadal było widać smugi zaschniętej krwi, mimo to zacisnęła je wokół jego ciepłej ręki. Odtrąci ją, czy może przygarnie do siebie, zadowolony z tej niespodziewanej nowiny? Tak bardzo pragnęła teraz jego wsparcia i zrozumienia.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Rodzina była najważniejsza. Choć nie zawsze dawałem temu przykład w prawdziwym życiu, choć mogłoby się zdawać, że uważałem inaczej, to wcale tak nie było. Martwiłem się, to oczywiste. Martwiłbym się mniej gdyby Lyra odpowiednio wcześniej wezwała uzdrowiciela; teraz obawiałem się, że Adrien wykrył coś, czego nie będzie można wyleczyć lub nie będzie to takie proste. Niby nie wyglądał ani na zdenerwowanego ani na przerażonego, a tym bardziej przygnębionego, ale to tylko minimalnie zmniejszyło moje obawy. Na tyle, by nawet tego znacząco nie odczuć. To powodowało, że wchodząc do sypialni żony nadal byłem mocno podenerwowany oraz trochę niecierpliwie wierciłem się na stołku obok łóżka chcąc czym prędzej poznać prawdę. Nawet najbrutalniejszą. Choć widziałem, że rudzielec też nie jest mocno zmartwiony; może w związku z tym to nic strasznego i nie powinienem się martwić?
Czekałem zawieszony przy łóżku wpatrując się w twarz Lyry i czekając na odpowiedź. Mogę być w ciąży. Usłyszałem, ale w żaden sposób nie zareagowałem. Po prostu siedziałem jak posąg, jak gdyby powiedziała to do mnie w obcym języku, a ja nadal czekałem na tłumaczenie. W pewnym momencie zamrugałem intensywnie oczami, jak gdyby świadomość wypowiedzianych przez nią słów powoli docierała do mojego zaskoczonego umysłu. Zaraz zacząłem gorączkowo poszukiwać w głowie informacji, czymże ta cała ciąża jest.
- To już? – wyrwało się z moich ust. Pytanie pełne zaskoczenia i niedowierzania jednocześnie. Poczułem nagły przypływ gorąca oraz niepewność. Jak gdybym był w jakimś amoku. Zdziwiony, choć przecież wiedziałem skąd się biorą dzieci. Tylko… najpierw poczułem się z tym bardzo źle; w końcu zabierałem młodej dziewczynie swobodę, ale z drugiej strony czy w tych czasach oraz tej warstwie społecznej mogliśmy być naprawdę swobodni?
Po pierwszej fali szoku oraz wątpliwości, która nie wiem nawet ile trwała, uśmiechnąłem się szeroko. Przecież istnieje całkiem duże prawdopodobieństwo, że zostanę ojcem! Takich wiadomości nie słyszy się codziennie.
- To wspaniale! – Ożywiłem się w końcu, kiedy już wszystko do mnie dotarło. Zbliżyłem się do łóżka, ściskając dłonie Lyry, które krótko obcałowałem nie zauważając na nich żadnych śladów, za mocno się cieszyłem. – Och, nie mogę się już doczekać, jak zacznę uczyć je pływać, a chodzić to musi nauczyć się na statku! I będziemy wylegiwać się na plaży i łowić ryby i załatwię mu jazdy na hipokampusach! – zacząłem z siebie wyrzucać, trochę nie do końca świadomy tego, co dokładnie mówiłem. I jak absurdalnie na tym etapie mogło to brzmieć. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałem się, że chyba za mocno się tym wszystkim podekscytowałem. – Uhm, ale ty jak się czujesz teraz? – spytałem wreszcie. Niepewnie, trochę jak szczenię, które orientuje się, że źle zrobiło.
Czekałem zawieszony przy łóżku wpatrując się w twarz Lyry i czekając na odpowiedź. Mogę być w ciąży. Usłyszałem, ale w żaden sposób nie zareagowałem. Po prostu siedziałem jak posąg, jak gdyby powiedziała to do mnie w obcym języku, a ja nadal czekałem na tłumaczenie. W pewnym momencie zamrugałem intensywnie oczami, jak gdyby świadomość wypowiedzianych przez nią słów powoli docierała do mojego zaskoczonego umysłu. Zaraz zacząłem gorączkowo poszukiwać w głowie informacji, czymże ta cała ciąża jest.
- To już? – wyrwało się z moich ust. Pytanie pełne zaskoczenia i niedowierzania jednocześnie. Poczułem nagły przypływ gorąca oraz niepewność. Jak gdybym był w jakimś amoku. Zdziwiony, choć przecież wiedziałem skąd się biorą dzieci. Tylko… najpierw poczułem się z tym bardzo źle; w końcu zabierałem młodej dziewczynie swobodę, ale z drugiej strony czy w tych czasach oraz tej warstwie społecznej mogliśmy być naprawdę swobodni?
Po pierwszej fali szoku oraz wątpliwości, która nie wiem nawet ile trwała, uśmiechnąłem się szeroko. Przecież istnieje całkiem duże prawdopodobieństwo, że zostanę ojcem! Takich wiadomości nie słyszy się codziennie.
- To wspaniale! – Ożywiłem się w końcu, kiedy już wszystko do mnie dotarło. Zbliżyłem się do łóżka, ściskając dłonie Lyry, które krótko obcałowałem nie zauważając na nich żadnych śladów, za mocno się cieszyłem. – Och, nie mogę się już doczekać, jak zacznę uczyć je pływać, a chodzić to musi nauczyć się na statku! I będziemy wylegiwać się na plaży i łowić ryby i załatwię mu jazdy na hipokampusach! – zacząłem z siebie wyrzucać, trochę nie do końca świadomy tego, co dokładnie mówiłem. I jak absurdalnie na tym etapie mogło to brzmieć. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałem się, że chyba za mocno się tym wszystkim podekscytowałem. – Uhm, ale ty jak się czujesz teraz? – spytałem wreszcie. Niepewnie, trochę jak szczenię, które orientuje się, że źle zrobiło.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Pierwsze chwile po wejściu Glaucusa były pełne napięcia. Lyra widziała, że był podenerwowany, zapewne czas oczekiwania na wieści był dla niego stresujący, możliwe że nawet bardziej, niż dla niej rozmowa z uzdrowicielem. Gdyby to ona czekała na wiadomości o jego stanie, z pewnością byłaby bardzo zdenerwowana.
Teraz czekała ich prawdopodobnie jedna z trudniejszych rozmów – miała wyznać mu, że mogła być w ciąży. Nie wiedziała, jak wyglądał jego stosunek do dzieci i bycia ojcem, bo nigdy na ten temat nie rozmawiali. Oboje najwyraźniej uważali dzieci za wcale nie tak bliską przyszłość, ale zostali zaskoczeni.
Po jej słowach Glaucus wydawał się zaskoczony, zupełnie jakby jej słowa początkowo do niego nie dotarły. Ale przecież gdy Adrien to powiedział, ona sama również nie potrafiła uwierzyć. Ciąża raczej nie jest rzeczą, która pierwsza nasuwa się na myśli niespełna dziewiętnastoletnich dziewczątek, które dopiero zaczynały dorosłe życie.
Najwyraźniej również Glaucusowi nie nasuwała się taka myśl w odniesieniu do Lyry. To już?, zapytał, najwyraźniej równie zdumiony, że to przyszło do nich tak szybko i niespodziewanie.
- To już – potwierdziła szeptem, choć myśl o zostaniu matką wciąż była dla niej zupełnie abstrakcyjna. Jak poradzi sobie z takim wyzwaniem? Jak oboje poradzą sobie z byciem nie tylko małżeństwem, ale też rodzicami dla małego Traversa?
Jej usta drżały, a w oczach perliły się łzy, gdy patrzyła na jego twarz, na której zdumienie nagle ustąpiło miejsca szerokiemu uśmiechowi, który powitała z niedowierzaniem, podobnie jak jego późniejsze słowa. Była tak wzruszona jego deklaracją, że nagle wtuliła się mocno w jego ramiona i rozpłakała się. Nie ze smutku czy strachu, a ze szczęścia, że jej mąż tak dobrze to przyjął.
- Więc... jesteś szczęśliwy, Glaucusie? – dopytywała go, a łzy moczyły materiał jego ubrań. Po chwili oderwała się i uniosła głowę do góry, patrząc mu prosto w twarz. Na bledziutkiej buzi, mimo łez, także pojawił się nieco niepewny uśmiech. – Myślisz, że sobie z tym poradzimy? Ja... nawet nie wiem, jak być dobrą matką. Nigdy nie miałam wiele do czynienia z małymi dziećmi. Przyznaję się... że trochę się boję. Boję się... że sobie nie poradzę.
Jednak, mimo tego strachu, jakaś cząstka niej pragnęła tego dziecka i to wcale nie dlatego, że wydanie potomstwa było obowiązkiem żony. Chciała je urodzić, patrzeć, jak dorasta i uczy się tych rzeczy, o których mówił jej mąż. Sama uczyłaby je malować, zadbałaby o to, żeby miało wszystko to, czego życie nie dało jej.
- Czuję się... chyba już lepiej – odezwała się, gdy nieco się uspokoiła, po czym nagle zapytała: – Obiecasz mi... że będziemy mierzyć się z tym razem? - Ponownie się w niego wtuliła. Pragnęła, żeby jej dziecko dorastało w pełnej rodzinie. Jej życie tego też jej poskąpiło, w dzieciństwie zabierając ojca, który zaginął na lata i którego w końcu uznała za zmarłego. Zawsze marzyła o pełnej, szczęśliwej i zgranej rodzinie, której niczego nie brakuje. Chciała czuć, że naprawdę są razem i wspólnie dają sobie radę z byciem rodzicami.
Teraz czekała ich prawdopodobnie jedna z trudniejszych rozmów – miała wyznać mu, że mogła być w ciąży. Nie wiedziała, jak wyglądał jego stosunek do dzieci i bycia ojcem, bo nigdy na ten temat nie rozmawiali. Oboje najwyraźniej uważali dzieci za wcale nie tak bliską przyszłość, ale zostali zaskoczeni.
Po jej słowach Glaucus wydawał się zaskoczony, zupełnie jakby jej słowa początkowo do niego nie dotarły. Ale przecież gdy Adrien to powiedział, ona sama również nie potrafiła uwierzyć. Ciąża raczej nie jest rzeczą, która pierwsza nasuwa się na myśli niespełna dziewiętnastoletnich dziewczątek, które dopiero zaczynały dorosłe życie.
Najwyraźniej również Glaucusowi nie nasuwała się taka myśl w odniesieniu do Lyry. To już?, zapytał, najwyraźniej równie zdumiony, że to przyszło do nich tak szybko i niespodziewanie.
- To już – potwierdziła szeptem, choć myśl o zostaniu matką wciąż była dla niej zupełnie abstrakcyjna. Jak poradzi sobie z takim wyzwaniem? Jak oboje poradzą sobie z byciem nie tylko małżeństwem, ale też rodzicami dla małego Traversa?
Jej usta drżały, a w oczach perliły się łzy, gdy patrzyła na jego twarz, na której zdumienie nagle ustąpiło miejsca szerokiemu uśmiechowi, który powitała z niedowierzaniem, podobnie jak jego późniejsze słowa. Była tak wzruszona jego deklaracją, że nagle wtuliła się mocno w jego ramiona i rozpłakała się. Nie ze smutku czy strachu, a ze szczęścia, że jej mąż tak dobrze to przyjął.
- Więc... jesteś szczęśliwy, Glaucusie? – dopytywała go, a łzy moczyły materiał jego ubrań. Po chwili oderwała się i uniosła głowę do góry, patrząc mu prosto w twarz. Na bledziutkiej buzi, mimo łez, także pojawił się nieco niepewny uśmiech. – Myślisz, że sobie z tym poradzimy? Ja... nawet nie wiem, jak być dobrą matką. Nigdy nie miałam wiele do czynienia z małymi dziećmi. Przyznaję się... że trochę się boję. Boję się... że sobie nie poradzę.
Jednak, mimo tego strachu, jakaś cząstka niej pragnęła tego dziecka i to wcale nie dlatego, że wydanie potomstwa było obowiązkiem żony. Chciała je urodzić, patrzeć, jak dorasta i uczy się tych rzeczy, o których mówił jej mąż. Sama uczyłaby je malować, zadbałaby o to, żeby miało wszystko to, czego życie nie dało jej.
- Czuję się... chyba już lepiej – odezwała się, gdy nieco się uspokoiła, po czym nagle zapytała: – Obiecasz mi... że będziemy mierzyć się z tym razem? - Ponownie się w niego wtuliła. Pragnęła, żeby jej dziecko dorastało w pełnej rodzinie. Jej życie tego też jej poskąpiło, w dzieciństwie zabierając ojca, który zaginął na lata i którego w końcu uznała za zmarłego. Zawsze marzyła o pełnej, szczęśliwej i zgranej rodzinie, której niczego nie brakuje. Chciała czuć, że naprawdę są razem i wspólnie dają sobie radę z byciem rodzicami.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Nie potrafiłem tego przetrawić. Poukładać w głowie. Ja, ojcem, już, teraz? Dobrze, za osiem miesięcy, ale to nie zmieniało faktu, że to naprawdę szybko zleci. Trochę się bałem; czy jestem gotowy? Czy potrafię? Czy nie zrobię mu krzywdy? Wychowam na dobrego czarodzieja bądź czarownicę? I wiele innych wątpliwości pojawiało się w mojej głowie. Nie zmieniało to jednak faktu, że to było też moje dziecko. Powinienem być odpowiedzialny w tym momencie nie tylko za żonę, ale też za nie. W ogóle być odpowiedzialnym facetem. Nie odnajdywałem się w tym świecie dorosłych, pełnym obowiązku, ale teraz już zwyczajnie musiałem. Obawiałem się sam siebie, ale byłem przecież mężczyzną, a dziecko to nie koniec świata. Tyle rodzin sobie radziło z wychowaniem swoich pociech, a my mielibyśmy nie dać rady? Nonsens. W razie czego nie jesteśmy też skazani wyłącznie na siebie, mamy wokół osoby, które kiedy zajdzie potrzeba na pewno nam pomogą w trudnych chwilach. Dlatego po pierwszej fali zdziwienia poczułem szczęście, że tak dobrze nam się zaczęło układać. W końcu jeszcze nie wiem, że za jakiś czas najem się niesamowicie dużo strachu. I że nie zawsze może być różowo. Zakładanie rodziny to trudna i wymagająca praca. Teraz wydawałem się być przesadnym optymistą niewidzącym już żadnych problemów na horyzoncie.
- Jestem. A ty nie? – spytałem ściskając jej dłonie. Znów trochę wystraszony, że może nie chcieć mieć tego dziecka. Że może stać się w przyszłości zgorzkniałą, nieszczęśliwą kobietą. Zależało mi na jej szczęściu, choć nie zawsze potrafiłem to okazać. Wierciłem się niespokojnie w miejscu, a radość ustępowała silniejszym niepewnościom. – Wyznam ci coś: ja też nigdy jeszcze nie byłem ojcem – odparłem chcąc trochę tym delikatnym żartem rozładować atmosferę. – Na to nie ma żadnej instrukcji, nie ma też odpowiedniego czasu… ale razem sobie poradzimy. Nie będziemy przecież pierwszymi rodzicami na świecie – rzuciłem z przekonaniem. Naprawdę w to wierzyłem, pomimo dopiero tych kilku minut świadomości o stanie Lyry. I tego, że nasze życie teraz się diametralnie zmieni. Sądziłem, że na lepsze.
- Jak mogłaś w ogóle pomyśleć, że będzie inaczej? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Oczywiście będę miał też swoje obowiązki, pracę i tak dalej, ale wolny czas będę poświęcał właśnie rodzinie. Rodzina jest najważniejsza i nic tego nie zmieni, nie w moim przypadku. Chciałem, żeby i rudzielec był tego samego zdania. I zaufał.
- Jestem. A ty nie? – spytałem ściskając jej dłonie. Znów trochę wystraszony, że może nie chcieć mieć tego dziecka. Że może stać się w przyszłości zgorzkniałą, nieszczęśliwą kobietą. Zależało mi na jej szczęściu, choć nie zawsze potrafiłem to okazać. Wierciłem się niespokojnie w miejscu, a radość ustępowała silniejszym niepewnościom. – Wyznam ci coś: ja też nigdy jeszcze nie byłem ojcem – odparłem chcąc trochę tym delikatnym żartem rozładować atmosferę. – Na to nie ma żadnej instrukcji, nie ma też odpowiedniego czasu… ale razem sobie poradzimy. Nie będziemy przecież pierwszymi rodzicami na świecie – rzuciłem z przekonaniem. Naprawdę w to wierzyłem, pomimo dopiero tych kilku minut świadomości o stanie Lyry. I tego, że nasze życie teraz się diametralnie zmieni. Sądziłem, że na lepsze.
- Jak mogłaś w ogóle pomyśleć, że będzie inaczej? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Oczywiście będę miał też swoje obowiązki, pracę i tak dalej, ale wolny czas będę poświęcał właśnie rodzinie. Rodzina jest najważniejsza i nic tego nie zmieni, nie w moim przypadku. Chciałem, żeby i rudzielec był tego samego zdania. I zaufał.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie ulegało wątpliwości, że żadne z nich nie czuło się jeszcze gotowe na nowy obowiązek, choć oboje z pewnością zdawali sobie sprawę, że właśnie do tego prowadziło małżeństwo. Odkąd Lyra usłyszała, że jej objawy z dużym prawdopodobieństwem mogą wskazywać na ciążę, przez cały czas była pełna wątpliwości i obaw, ale z drugiej strony, przecież od dawna wiedziała, że kiedyś, w bliżej nieokreślonej przyszłości chciałaby mieć dzieci. Nie pragnęła niezależności, a właśnie tego, by pewnego dnia zostać żoną i matką, co jednak spadło na nią bardzo szybko. Bała się jednak nie tylko tego, jak ona sobie poradzi z ciążą, porodem i późniejszym wychowywaniem dziecka, a także jak zareaguje na to jej mąż. Po nim przyjdzie kolej także na powiadomienie jego rodziców, siostry oraz matki Lyry, ale to Glaucus miał być tym, który jako pierwszy usłyszy wieści. Lyra nie miała pojęcia, jakim będzie ojcem, ale czuła, że dobrze nadawałby się do tej roli.
- Jestem, oczywiście że jestem! – odparła, wpatrując się w Glaucusa przez łzy, a na jej ustach pojawił się niepewny uśmiech. – Ja... pragnę tego dziecka – zapewniła go. Mogła się bać, czuć się niepewna, zaskoczona... Ale nigdy nie przyszłoby jej do głowy, żeby uznać swoje dziecko za coś niechcianego, zbędnego, nawet jeśli była tak młoda i niegotowa. – I cieszę się, że i ty go chcesz. Bałam się... – urwała, jednak także ścisnęła lekko jego ciepłe dłonie, widząc, jak wiercił się na krześle obok jej łóżka, zapewne równie podenerwowany jak ona. Najwyraźniej jej początkowe obawy się nie sprawdziły, Glaucus nie wyglądał na rozczarowanego, a na szczęśliwego z usłyszanych wieści. To uspokoiło Lyrę i pozwoliło jej także zacząć patrzeć na to wszystko z większym optymizmem. Jeśli jej ciąża zostanie całkowicie potwierdzona, to będzie oznaczać, że zostanie matką. Że będą rodzicami młodego Traversa. Czy podołają trudom wychowania go?
- Naprawdę chciałabym być dla niego dobrą matką, nawet jeśli teraz wydaje mi się to takie abstrakcyjne – powiedziała cichutko, przytulając się do niego. – Chciałabym... żeby było szczęśliwe. Żeby miało kochającą rodzinę i wszystko inne, czego tylko zapragnie.
Ona tak wielu rzeczy nie miała, ale już teraz obiecywała sobie, że jej dziecko będzie dorastało w lepszych warunkach. Otrzyma zarówno miłość rodziców, jak i odpowiednie szlacheckie wychowanie. Będzie mogło rozwijać swoje pasje, a w przyszłości wyrośnie na dumnego Traversa.
Także dla Lyry wiele się zmieni, gdy dziecko pojawi się na świecie, ale było to nieodłącznym elementem życia każdej młodej matki. Życie ich obojga się zmieni, ale musieli być dobrej myśli.
- Wiem, Glaucusie, przepraszam – wyszeptała jeszcze. Tak bardzo pragnęła mu wierzyć, że wszystko będzie dobrze i że oboje sobie poradzą ze swoją nową rolą.
- Jestem, oczywiście że jestem! – odparła, wpatrując się w Glaucusa przez łzy, a na jej ustach pojawił się niepewny uśmiech. – Ja... pragnę tego dziecka – zapewniła go. Mogła się bać, czuć się niepewna, zaskoczona... Ale nigdy nie przyszłoby jej do głowy, żeby uznać swoje dziecko za coś niechcianego, zbędnego, nawet jeśli była tak młoda i niegotowa. – I cieszę się, że i ty go chcesz. Bałam się... – urwała, jednak także ścisnęła lekko jego ciepłe dłonie, widząc, jak wiercił się na krześle obok jej łóżka, zapewne równie podenerwowany jak ona. Najwyraźniej jej początkowe obawy się nie sprawdziły, Glaucus nie wyglądał na rozczarowanego, a na szczęśliwego z usłyszanych wieści. To uspokoiło Lyrę i pozwoliło jej także zacząć patrzeć na to wszystko z większym optymizmem. Jeśli jej ciąża zostanie całkowicie potwierdzona, to będzie oznaczać, że zostanie matką. Że będą rodzicami młodego Traversa. Czy podołają trudom wychowania go?
- Naprawdę chciałabym być dla niego dobrą matką, nawet jeśli teraz wydaje mi się to takie abstrakcyjne – powiedziała cichutko, przytulając się do niego. – Chciałabym... żeby było szczęśliwe. Żeby miało kochającą rodzinę i wszystko inne, czego tylko zapragnie.
Ona tak wielu rzeczy nie miała, ale już teraz obiecywała sobie, że jej dziecko będzie dorastało w lepszych warunkach. Otrzyma zarówno miłość rodziców, jak i odpowiednie szlacheckie wychowanie. Będzie mogło rozwijać swoje pasje, a w przyszłości wyrośnie na dumnego Traversa.
Także dla Lyry wiele się zmieni, gdy dziecko pojawi się na świecie, ale było to nieodłącznym elementem życia każdej młodej matki. Życie ich obojga się zmieni, ale musieli być dobrej myśli.
- Wiem, Glaucusie, przepraszam – wyszeptała jeszcze. Tak bardzo pragnęła mu wierzyć, że wszystko będzie dobrze i że oboje sobie poradzą ze swoją nową rolą.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
Sypialnia Lyry
Szybka odpowiedź