Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Okolice :: Stara chata
Salon
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Salon
Pomimo odbudowy starej chaty niektóre rzeczy się nie zmieniły: znajdujący się w kwaterze salon nie należy do największych, nie odznacza się też przepychem. Jego wystrój jest skromny, choć przytulny; przywodzi na myśl coś związanego z domem, daje poczucie bezpieczeństwa. Jedną z pokrytych kremową tapetą ścian zajmuje stary zegar, a dookoła niego i na pozostałych ścianach wiszą kolorowe puste ramki, przygotowane do tego, aby zakonnicy włożyli do nich swoje zdjęcia.
W salonie znajdują się dwie sporych rozmiarów brązowe kanapy, do których przystawiony jest niewysoki stolik wykonany z ciemnego dębowego drewna, na którym spoczywa błękitna serweta. Na nim, a także na wszystkich innych powierzchniach w pomieszczeniu, pełno jest przeróżnych drobiazgów, które nie wiadomo kto tu zostawił i które nie wiadomo do czego służą. Koloru pomieszczeniu nadają różnobarwne poduszki i duża, pomarańczowa szafa oraz firany w oknach, których barwa co jakiś czas ulega zmianie. Również tutaj, jak w prawie że całej chacie, można spotkać małe, świetliste leśne stworzonka przypominające patronusy - niewątpliwie ktoś zakupił je na Festiwalu Lata i postanowił wypuścić w kwaterze Zakonu.
W salonie znajdują się dwie sporych rozmiarów brązowe kanapy, do których przystawiony jest niewysoki stolik wykonany z ciemnego dębowego drewna, na którym spoczywa błękitna serweta. Na nim, a także na wszystkich innych powierzchniach w pomieszczeniu, pełno jest przeróżnych drobiazgów, które nie wiadomo kto tu zostawił i które nie wiadomo do czego służą. Koloru pomieszczeniu nadają różnobarwne poduszki i duża, pomarańczowa szafa oraz firany w oknach, których barwa co jakiś czas ulega zmianie. Również tutaj, jak w prawie że całej chacie, można spotkać małe, świetliste leśne stworzonka przypominające patronusy - niewątpliwie ktoś zakupił je na Festiwalu Lata i postanowił wypuścić w kwaterze Zakonu.
Ucieszyło go wsparcie Percivala, dzięki któremu upewnił się, że nie ględzi całkowicie bez sensu. Z równą uwagą wysłuchał jednak słów Keata, Anthony'ego i innych, dalej nieprzekonany całkowicie co do pomysłu wrzucenia do la Fantasmagoryja świń. Westchnął rozdzierająco, przenosząc ciężar ciała z jednego pośladka na drugi. Oprócz bólu pupy cierpiał też na ból głowy, a było to iście diabelskie połączenie. - Dalej nie wydaje mi się to sensowne, ale co ja tam wiem. Szkoda mi też zwierząt, bo pójdą na rzeź. Nie możemy ich jakoś, no, wiecie, wyczarować? Wszystkich? Bo co z nas za ludzie, jak poślemy te biedne warchlaczki na pewną śmierć - powiedział w głębokim zamyśleniu. - Nie lepiej łajnobombami obrzucić budynku? Świnie, wbrew pozorom, nie śmierdzą. To czyste zwierzaki. A jakie mądre - dodał prostolinijnie. - Dalej też wychodzę z założenia, że zniszczenie Fantasmagoryja nie przyniesie nam wojennej przewagi a jedynie sprawi, że do portu już żadne z nas nie przejdzie. Bo jeśli akcja dywersyjna się nie uda, to będą strzec tego miejsca bardziej niźli obecnie. A z tego co mówicie, port nie jest daleki od baletu, szybko więc przeniosą się tam, by wtłuc każdemu, kto tylko krzywo zerknie na statek Traversów - podzielił się swoją opinią, unosząc w górę obronnie potężne dłonie. - Ale skoro taka będzie ogólna decyzja, macie moją różdżkę. I zapas łajnobomb - podsumował, nie chcąc wdawać się w dalsze dyskusje. Liczył na przeważające argumenty oraz starannie przygotowany plan, coś jednak w kościach mówiło mu, że nie jest to dobry pomysł. Zamilkł jednak, wysłuchując dalszych informacji, także tych padających z ust Ollivandera. - Ale to jest mądry gość, co nie? - wtrącił się z dumą, zawsze bowiem uważał Ulyssesa za wyjątkowego mędrca.
- Ja oczywiście pomogę Hannah z drewnem, to rodzinny biznes - dodał po chwili, w końcu mierząc siły na zamiary, z ulgą przyjmując brak dalszego spięcia oraz rozluźnienie się atmosfery. Uśmiechnął się lekko do siostry, mniej przyjemnie zaś do Michaela, Keatona i każdego, kto tylko łypnąłby na jego małą Grubcię. - No i w porcie się też mogę rozejrzeć, mam tam paru kolegów - kontynuował, omijając wzrokiem Percivala, bo nie chciał rozwijać tematu włóczenia się po podrzędnych spelunach. - Pieniądze też dam - zaofiarował się w końcu, gotów do wyłożenia pełnej kwoty. Po podsumowaniu swego zaangażowania oparł się o podłokietnik z wyraźnie zbolałą miną, spoglądając na Justine i Alexa nieodgadnionym spojrzeniem. Smutnym, zafrasowanym, uspokojonym? Dobrze, że udało się załagodzić ich ostre przemówienie.
[bylobrzydkobedzieladnie]
- Ja oczywiście pomogę Hannah z drewnem, to rodzinny biznes - dodał po chwili, w końcu mierząc siły na zamiary, z ulgą przyjmując brak dalszego spięcia oraz rozluźnienie się atmosfery. Uśmiechnął się lekko do siostry, mniej przyjemnie zaś do Michaela, Keatona i każdego, kto tylko łypnąłby na jego małą Grubcię. - No i w porcie się też mogę rozejrzeć, mam tam paru kolegów - kontynuował, omijając wzrokiem Percivala, bo nie chciał rozwijać tematu włóczenia się po podrzędnych spelunach. - Pieniądze też dam - zaofiarował się w końcu, gotów do wyłożenia pełnej kwoty. Po podsumowaniu swego zaangażowania oparł się o podłokietnik z wyraźnie zbolałą miną, spoglądając na Justine i Alexa nieodgadnionym spojrzeniem. Smutnym, zafrasowanym, uspokojonym? Dobrze, że udało się załagodzić ich ostre przemówienie.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Make my messes matter, make this chaos count.
Ostatnio zmieniony przez Benjamin Wright dnia 18.08.20 19:20, w całości zmieniany 1 raz
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wyprostował się sztywno, gdy tylko do jego uszu dotarło stanowcze pouczenie wypadające z ust Justine. Choć nie wyjawił żadnych szczegółów, powinien był sobie darować jakiekolwiek wzmianki, jednak w Zakonie znalazły się kolejne talenty, z których powinni korzystać na wszelkie sposoby. Na cerbera ciężkiego, teraz mieli po swojej stronie animaga przemieniającego się w szczura! Tak wiele informacji z Nokturnu mogliby zdobyć bez wielkiego wysiłku, o ile tylko młody czarodziej nie zostałby przez nikogo wykryty. Ale kto zwróci uwagę na gryzonia sunącego wzdłuż brudnej ulicy albo kryjącego się pod barem w szemranym lokalu?
Wysłuchał wątpliwości Benjamina i Percivala, coraz bardziej marszcząc brwi od wypływającego z nich sceptycyzmu. – Operetka Rosiera jest na razie bardzo realnym dla nas celem, biorąc pod uwagę nasze ograniczone możliwości dostania się do ważniejszych miejsc – już nie pozwolił sobie wspomnieć wprost o Nokturnie, a na temat Ministerstwa Magii nie chciał strzępić na darmo języka, bo wszyscy zapewne zdawali sobie sprawę z tego, że nie uda się tam tak po prostu przeniknąć po ostatnich bojach. – I wcale bym się nie zdziwił, gdyby Rycerze załatwiali tam swoje interesy – już samo usytuowanie wodnego baletu w portowej dzielnicy było doskonałym powodem do tego, aby uczynić to miejsce punktem informacyjnym czy przerzutowym. Był świadom tego, że to na Nokturnie działy się najgorsze procedery, ale tam wciąż nie przeniknęli. – A uderzenie w takie miejsce, które, jak już wspomniano, jest brane za symbol miłości Rosiera do żony, może go tak wkurwi, że popełni błąd zaślepiony chęcią odwetu. A może też najbardziej rozpłaczą się stare szlachcianki z powodu końca występów, ale to będzie też znak dla wszystkich, że ktoś stawia opór. I zgadzam się z tym, żeby taki atak był powiązany z dywersją, aby odwrócić uwagę wroga od ważniejszych działań Zakonu.
Dyskusja ruszyła dalej, gdy jedna z zarejestrowanych różdżek została sprawdzona przez Ulyssesa. Skurwysyny mają rozmach, Malfoy daleko posunął się z infiltracją czarodziejskiego społeczeństwa, choć oczywistym było, że sam na to nie wpadł, wszak był politykiem a nie naukowcem. Rineheart pomyślał dokładnie o tym samym, co Skamander powiedział na głos. Mogli w jakiś sposób wykorzystać fakt, że już wiedzieli o namiarze nakładanym an zarejestrowane różdżki. Gdyby kilka zarejestrowanych różdżek zaczęło w jednym miejscu rzucać potężne zaklęcia, ktoś musiałby zareagować. Czy swoiste centrum obserwacji mogło znajdować się w dawnych pomieszczeniach Kwatery Głównej Aurorów. Z ustnych i medialnych przekazów widzieli, że to właśnie tam ulokowano Komisję Rejestracji Różdżek. Kieran doskonale znał plan całego drugiego piętra, przez ponad trzydzieści lat miał wiele okazji latać wte i wewte po ministerialnych korytarzach. Przypomniał sobie o jeszcze jednej sprawi.
– Wciąż jestem w posiadaniu dawnej różdżki Edgara Burke’a, a pod koniec marca udało mi się odebrać różdżkę innej gnidzie, ale nie rozpoznałem twarzy – po tych słowach wyciągnął wspomniany przedmiot i przesunął go po stole w lewo w stronę samego różdżkarza. – Lordzie Ollivander, mógłbyś sprawdzić do kogo należy? – poprosił w formie całkiem uprzejmego pytania, choć sam tytuł zabrzmiał w jego ustach twardo. Ale wolał już go użyć, niż ściągać na siebie krzywe spojrzenia z powodu braku kultury. – Być może uda się je wykorzystać przy rejestracji? Oszukać tych, co pilnują nałożonych namiarów?
| proszę o dopisanie Kierana do patroli w Londynie, akcji dywersyjnych i pomocy w Oazie (budowa)
+ przekazuję 100 PM Skamanderowi na utworzenie lokacji w Londynie
+ przekazuję różdżkę Hesperosa Croucha Ulyssesowi
Wysłuchał wątpliwości Benjamina i Percivala, coraz bardziej marszcząc brwi od wypływającego z nich sceptycyzmu. – Operetka Rosiera jest na razie bardzo realnym dla nas celem, biorąc pod uwagę nasze ograniczone możliwości dostania się do ważniejszych miejsc – już nie pozwolił sobie wspomnieć wprost o Nokturnie, a na temat Ministerstwa Magii nie chciał strzępić na darmo języka, bo wszyscy zapewne zdawali sobie sprawę z tego, że nie uda się tam tak po prostu przeniknąć po ostatnich bojach. – I wcale bym się nie zdziwił, gdyby Rycerze załatwiali tam swoje interesy – już samo usytuowanie wodnego baletu w portowej dzielnicy było doskonałym powodem do tego, aby uczynić to miejsce punktem informacyjnym czy przerzutowym. Był świadom tego, że to na Nokturnie działy się najgorsze procedery, ale tam wciąż nie przeniknęli. – A uderzenie w takie miejsce, które, jak już wspomniano, jest brane za symbol miłości Rosiera do żony, może go tak wkurwi, że popełni błąd zaślepiony chęcią odwetu. A może też najbardziej rozpłaczą się stare szlachcianki z powodu końca występów, ale to będzie też znak dla wszystkich, że ktoś stawia opór. I zgadzam się z tym, żeby taki atak był powiązany z dywersją, aby odwrócić uwagę wroga od ważniejszych działań Zakonu.
Dyskusja ruszyła dalej, gdy jedna z zarejestrowanych różdżek została sprawdzona przez Ulyssesa. Skurwysyny mają rozmach, Malfoy daleko posunął się z infiltracją czarodziejskiego społeczeństwa, choć oczywistym było, że sam na to nie wpadł, wszak był politykiem a nie naukowcem. Rineheart pomyślał dokładnie o tym samym, co Skamander powiedział na głos. Mogli w jakiś sposób wykorzystać fakt, że już wiedzieli o namiarze nakładanym an zarejestrowane różdżki. Gdyby kilka zarejestrowanych różdżek zaczęło w jednym miejscu rzucać potężne zaklęcia, ktoś musiałby zareagować. Czy swoiste centrum obserwacji mogło znajdować się w dawnych pomieszczeniach Kwatery Głównej Aurorów. Z ustnych i medialnych przekazów widzieli, że to właśnie tam ulokowano Komisję Rejestracji Różdżek. Kieran doskonale znał plan całego drugiego piętra, przez ponad trzydzieści lat miał wiele okazji latać wte i wewte po ministerialnych korytarzach. Przypomniał sobie o jeszcze jednej sprawi.
– Wciąż jestem w posiadaniu dawnej różdżki Edgara Burke’a, a pod koniec marca udało mi się odebrać różdżkę innej gnidzie, ale nie rozpoznałem twarzy – po tych słowach wyciągnął wspomniany przedmiot i przesunął go po stole w lewo w stronę samego różdżkarza. – Lordzie Ollivander, mógłbyś sprawdzić do kogo należy? – poprosił w formie całkiem uprzejmego pytania, choć sam tytuł zabrzmiał w jego ustach twardo. Ale wolał już go użyć, niż ściągać na siebie krzywe spojrzenia z powodu braku kultury. – Być może uda się je wykorzystać przy rejestracji? Oszukać tych, co pilnują nałożonych namiarów?
| proszę o dopisanie Kierana do patroli w Londynie, akcji dywersyjnych i pomocy w Oazie (budowa)
+ przekazuję 100 PM Skamanderowi na utworzenie lokacji w Londynie
+ przekazuję różdżkę Hesperosa Croucha Ulyssesowi
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Nie był pewien, czy podołałby zaangażowaniu się w kolejną kwestię, więc nie wyrywał się z pomocą przy organizowaniu drukowania ulotek, ale mógł zrobić przynajmniej minimum. - Postaram się pogadać z kim trzeba, żeby udostępniono nam ich sprzęt i miejsce, w którym zajmują się drukowaniem, ale chyba uczciwie byłoby, gdybyśmy podrzucili im swoje materiały, przynajmniej tyle - powiedział do Gabriela, nie rozwodząc się już na temat tego, w jakiej sytuacji był Prorok, bo że w trudnej, to każdy mógł się domyślić. Jeśli mieli korzystać z ich uprzejmości, należało zadbać o to, by jej nie nadużyć. - Gwen, nowa sojuszniczka, jest malarką, pewnie chętnie by się czymś takim zajęła - dodał jeszcze, gdy przypomniał sobie o kręcącej się po Oazie rudowłosej.
Skinął głową Ulyssesowi w podziękowaniu za to, że chciał znaleźć czas na zorganizowanie grupowego szkolenia, a potem w ciszy przyglądał się temu, co dzieje się z różdżką w jego dłoniach - pozornie tylko nie wydarzyło się nic.
Gdy Tonks wspomniała o skonstruowaniu planu wysyłania fałszywych donosów, nie zastanawiał się zbyt długo, i tak nie miał żadnego doświadczenia w organizowaniu czegoś podobnego, ale liczył na to, że wspólnymi siłami uda się stworzyć coś sensownego. - Odezwę się do dwóch tygodni - już teraz wiedział, że nie wymyśli tego w jeden wieczór. Być może poprosi też listownie o pomoc któregoś z aurorów - przynajmniej, by na to zerknął.
Uśmiechnął się lekko, kiedy Just dodała, że uwzględniła go już do zapoznawania się z portem. Nie miał jeszcze pojęcia, jak się z tym wszystkim wyrobi, ale może obejdzie się bez zmieniacza czasu.
W końcu też Ollivander podzielił się z nimi tym, co Ministerstwo zamierzało zrobić z różdżkami, a Keat był w stanie tylko ciężko westchnąć. Absurd. Więc nawet swoich czystokrwistych pupilków zamierzali trzymać na smyczy? W milczeniu wysłuchał propozycji Skamandera, zastanawiając się, co wtedy, jeśli okaże się, że miejsce, w którym odczytuje się namiar, to Ministerstwo.
Mieli wiele pomysłów, ale konkrety będą mogli ustalić, kiedy poczynią już pierwsze kroki - sprawdzą port, dokładny przebieg rejestracji różdżek czy zrobią rekonesans w Fanta-operze.
przepraszam za to wyżej
byłabym wdzięczna za dopisanie do pomocy w Oazie (przy budowie i organizacji)<3
chętnie przygarnę po jednej porcji wywaru ze sproszkowanego srebra i dyptamu, antidotum na niepowszechne trucizny, eliksiru wiggenowego i veritaserum<3
przekazuję Asbjørnowi: kolec smoka x2
Charlie: krew jednorożca
Skinął głową Ulyssesowi w podziękowaniu za to, że chciał znaleźć czas na zorganizowanie grupowego szkolenia, a potem w ciszy przyglądał się temu, co dzieje się z różdżką w jego dłoniach - pozornie tylko nie wydarzyło się nic.
Gdy Tonks wspomniała o skonstruowaniu planu wysyłania fałszywych donosów, nie zastanawiał się zbyt długo, i tak nie miał żadnego doświadczenia w organizowaniu czegoś podobnego, ale liczył na to, że wspólnymi siłami uda się stworzyć coś sensownego. - Odezwę się do dwóch tygodni - już teraz wiedział, że nie wymyśli tego w jeden wieczór. Być może poprosi też listownie o pomoc któregoś z aurorów - przynajmniej, by na to zerknął.
Uśmiechnął się lekko, kiedy Just dodała, że uwzględniła go już do zapoznawania się z portem. Nie miał jeszcze pojęcia, jak się z tym wszystkim wyrobi, ale może obejdzie się bez zmieniacza czasu.
W końcu też Ollivander podzielił się z nimi tym, co Ministerstwo zamierzało zrobić z różdżkami, a Keat był w stanie tylko ciężko westchnąć. Absurd. Więc nawet swoich czystokrwistych pupilków zamierzali trzymać na smyczy? W milczeniu wysłuchał propozycji Skamandera, zastanawiając się, co wtedy, jeśli okaże się, że miejsce, w którym odczytuje się namiar, to Ministerstwo.
Mieli wiele pomysłów, ale konkrety będą mogli ustalić, kiedy poczynią już pierwsze kroki - sprawdzą port, dokładny przebieg rejestracji różdżek czy zrobią rekonesans w Fanta-operze.
byłabym wdzięczna za dopisanie do pomocy w Oazie (przy budowie i organizacji)<3
chętnie przygarnę po jednej porcji wywaru ze sproszkowanego srebra i dyptamu, antidotum na niepowszechne trucizny, eliksiru wiggenowego i veritaserum<3
przekazuję Asbjørnowi: kolec smoka x2
Charlie: krew jednorożca
from underneath the rubble,
sing the rebel song
sing the rebel song
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Przyglądała się Zakonnikom i przysłuchiwała trwającym rozmowom. Jako że nie wiedziała, co będzie najlepsze (w końcu dopiero poznawała realia działania Zakonu) nie wyrywała się przed szereg i dała innym, bardziej obeznanym w planowaniu taktyki ustalić jakiś plan działania. Jeśli Zakonnicy postanowią ją do czegoś zaangażować, zrobi to. Znali w końcu jej umiejętności, nie ukrywała niczego, więc jeśli gdzieś kiedyś będzie potrzebna jej metamorfomagia czy bystre oko, była do dyspozycji. Niestety w tym momencie była czarownicą przeciętną w pojedynkach, w której przypadku udane uroki były sprawą bardzo losową, więc nie zgłaszała się do akcji wymagających dużych umiejętności. Na te przyjdzie czas kiedy się czegoś więcej nauczy i wyjdzie ponad poziom przeciętności, bo uwłaczającym byłoby dla niej to, gdyby zamiast bycia przydatną inni musieliby ją ratować. Lepiej przydałaby się w akcjach, w których mogłaby przybrać cudzą twarz i rozeznać się w sytuacji, rozejrzeć i zdobyć informacje.
- Jako metamorfomag mogę któregoś dnia wybrać się do Londynu i spróbować się dyskretnie porozglądać, choćby w dzielnicy portowej, skoro o niej jest mowa – zaproponowała. Kiedyś lubiła pojawiać się w różnych miejscach ze zmienionym wyglądem. Mogła sobie przypomnieć jak to jest odwiedzać różne miejsca z twarzą innej osoby, dość dawno się tak nie bawiła. A że miała dar do dostrzegania detali, na które wielu nie zwracało uwagi, to istniała szansa, że mogła zaobserwować coś ciekawego. Jak wtedy podczas sylwestra w Dolinie Godryka, gdy zauważyła świstoklik wypadający z torby podejrzanego mężczyzny. Wyprawy na Nokturn w tym momencie by się nie podjęła, bo zakrawałoby to na czyn samobójczy z jej poziomem umiejętności oraz przy całkowitym braku znajomości tego miejsca, ale inne obszary Londynu były w jej zasięgu. Miała zarejestrowaną różdżkę, więc mogła przeniknąć do Londynu... ale mina jej nieco zrzedła, gdy po zbadaniu różdżki Hannah odezwał się Ollivander, twierdząc, że różdżki zostały objęte czymś w rodzaju Namiaru i wyjaśnił jak to działa. Wyjęła swoją i spojrzała na nią; wyglądała normalnie, ale różdżkarz mógł dostrzegać coś, co niedostrzegalne dla czarodziejów kompletnie nieobeznanych z tą dziedziną. Nie spodobała jej się ta myśl, że ministerstwo mogło ją śledzić, okazywało się też, że rejestracja, choć miała dobre strony w postaci możliwości wstępu do Londynu, skrywała też i ciemniejszą stronę, i każdy rejestrujący nieświadomie dawał tym parszywym gnidom wgląd w to, do czego używał różdżki – i nikt ich o tym nie poinformował. Ministerstwu brakowało przyzwoitości, dlatego pragnęło jak najbardziej kontrolować obywateli i zduszać w zarodku wszelkie przejawy buntu wobec obecnego „porządku”. Jamie wypełniła tylko dokumenty, odebrała różdżkę z powrotem szybko i bez komplikacji, i odeszła nieświadoma tego, że ktoś przy jej różdżce majstrował. Ale to, że teraz wiedziała, sprawiało, że będzie bardziej uważna i świadoma tego, że ktoś może obserwować poczynania czarodziejów, zwłaszcza tych, którzy czymś podpadną lub zrobią coś podejrzanego.
- Ministerstwo rzecz jasna nie informuje obywateli, że nakłada takie... dodatkowe zabezpieczenia – odezwała się. – Co z magią starej chaty i Oazy? Czy tutaj ten namiar też może działać? – spytała różdżkarza. – Chętnie skorzystam z lekcji uruchamiania świstoklików, przyda się wiedza jak to zrobić. – W Zakazanym Lesie, gdyby w grupie nie było jednej osoby, która to potrafiła, mieliby poważny problem. – Na pójście do olbrzymów i grupowe treningi także nadal się piszę. Sama mogę podszkolić kogoś, jeśli chodzi o formę fizyczną, zwłaszcza zwinność i uniki. – Bo w tym akurat była dobra. Co do uroków i obrony, to musiała jeszcze dużo ćwiczyć, żeby stać się realnie przydatna podczas jakichś akcji zakładających coś więcej niż obserwację.
Nie miała aktualnie pieniędzy, by wesprzeć zbiórkę, jako że ze swojej pensji zawodniczki quidditcha musiała też wspomagać finansowo matkę i młodszą siostrę. Ale na dalszą pomoc w budowie chat w Oazie jak najbardziej była chętna.
- Mam też ingrediencje do oddania – sięgnęła do torby; wiedziała już że niejaki Asbjorn jest alchemikiem, więc to jemu miała zamiar podać składniki, które przyniosła. Jej na nic się nie przydadzą, a profesjonalista zamieni je w użyteczne mikstury.
| Dopisać Jamie do podpunktu pomocy w Oazie (budowa)
Charlie też pomoc w Oazie (warzenie eliksirów dla mieszkańców)
Przekazuję Asbjornowi: strączki wnykopieńki, płatki ciemiernika, włosie akromantuli, róg dwurożca, odłamek spadającej gwiazdy (x3)
- Jako metamorfomag mogę któregoś dnia wybrać się do Londynu i spróbować się dyskretnie porozglądać, choćby w dzielnicy portowej, skoro o niej jest mowa – zaproponowała. Kiedyś lubiła pojawiać się w różnych miejscach ze zmienionym wyglądem. Mogła sobie przypomnieć jak to jest odwiedzać różne miejsca z twarzą innej osoby, dość dawno się tak nie bawiła. A że miała dar do dostrzegania detali, na które wielu nie zwracało uwagi, to istniała szansa, że mogła zaobserwować coś ciekawego. Jak wtedy podczas sylwestra w Dolinie Godryka, gdy zauważyła świstoklik wypadający z torby podejrzanego mężczyzny. Wyprawy na Nokturn w tym momencie by się nie podjęła, bo zakrawałoby to na czyn samobójczy z jej poziomem umiejętności oraz przy całkowitym braku znajomości tego miejsca, ale inne obszary Londynu były w jej zasięgu. Miała zarejestrowaną różdżkę, więc mogła przeniknąć do Londynu... ale mina jej nieco zrzedła, gdy po zbadaniu różdżki Hannah odezwał się Ollivander, twierdząc, że różdżki zostały objęte czymś w rodzaju Namiaru i wyjaśnił jak to działa. Wyjęła swoją i spojrzała na nią; wyglądała normalnie, ale różdżkarz mógł dostrzegać coś, co niedostrzegalne dla czarodziejów kompletnie nieobeznanych z tą dziedziną. Nie spodobała jej się ta myśl, że ministerstwo mogło ją śledzić, okazywało się też, że rejestracja, choć miała dobre strony w postaci możliwości wstępu do Londynu, skrywała też i ciemniejszą stronę, i każdy rejestrujący nieświadomie dawał tym parszywym gnidom wgląd w to, do czego używał różdżki – i nikt ich o tym nie poinformował. Ministerstwu brakowało przyzwoitości, dlatego pragnęło jak najbardziej kontrolować obywateli i zduszać w zarodku wszelkie przejawy buntu wobec obecnego „porządku”. Jamie wypełniła tylko dokumenty, odebrała różdżkę z powrotem szybko i bez komplikacji, i odeszła nieświadoma tego, że ktoś przy jej różdżce majstrował. Ale to, że teraz wiedziała, sprawiało, że będzie bardziej uważna i świadoma tego, że ktoś może obserwować poczynania czarodziejów, zwłaszcza tych, którzy czymś podpadną lub zrobią coś podejrzanego.
- Ministerstwo rzecz jasna nie informuje obywateli, że nakłada takie... dodatkowe zabezpieczenia – odezwała się. – Co z magią starej chaty i Oazy? Czy tutaj ten namiar też może działać? – spytała różdżkarza. – Chętnie skorzystam z lekcji uruchamiania świstoklików, przyda się wiedza jak to zrobić. – W Zakazanym Lesie, gdyby w grupie nie było jednej osoby, która to potrafiła, mieliby poważny problem. – Na pójście do olbrzymów i grupowe treningi także nadal się piszę. Sama mogę podszkolić kogoś, jeśli chodzi o formę fizyczną, zwłaszcza zwinność i uniki. – Bo w tym akurat była dobra. Co do uroków i obrony, to musiała jeszcze dużo ćwiczyć, żeby stać się realnie przydatna podczas jakichś akcji zakładających coś więcej niż obserwację.
Nie miała aktualnie pieniędzy, by wesprzeć zbiórkę, jako że ze swojej pensji zawodniczki quidditcha musiała też wspomagać finansowo matkę i młodszą siostrę. Ale na dalszą pomoc w budowie chat w Oazie jak najbardziej była chętna.
- Mam też ingrediencje do oddania – sięgnęła do torby; wiedziała już że niejaki Asbjorn jest alchemikiem, więc to jemu miała zamiar podać składniki, które przyniosła. Jej na nic się nie przydadzą, a profesjonalista zamieni je w użyteczne mikstury.
| Dopisać Jamie do podpunktu pomocy w Oazie (budowa)
Charlie też pomoc w Oazie (warzenie eliksirów dla mieszkańców)
Przekazuję Asbjornowi: strączki wnykopieńki, płatki ciemiernika, włosie akromantuli, róg dwurożca, odłamek spadającej gwiazdy (x3)
Rozmowy zeszły na tematy, które nie były mu bliskie. Walka, taktyka, strategia, napady, wybuchy – Archibald nie potrafił się w tym odnaleźć, jego poletkiem była tylko magia lecznicza i zielarstwo. Siedział cicho, przysłuchując się padającym słowom. Zerknął na Lorraine, posyłając jej nikły uśmiech.
Zainteresowały go słowa Michaela, kiedy zaczął opowiadać o świnkach. Cóż, chorując na świniowstręt, nie potrafił zignorować tego pomysłu. Świnie były mu bliższe (czy może odleglejsze) niż przeciętnemu człowiekowi. - Dlaczego akurat świnie? - Zapytał więc z zainteresowaniem, kierując na mężczyznę swoje spojrzenie. Czy to miało być jakieś nawiązanie do arystokracji? Będzie musiał to w w spokoju rozpracować, czasem denerwowało go to uogólnianie. Nie każdy arystokrata był zły, czego był żywym dowodem.
Kiwnął głową do Anthony'ego Macmillana, dziękując za te słowa wsparcia. Aż wstyd mu było na myśl, że kiedyś powątpiewał w ich przyjaźń. Dobrze było wiedzieć, że jednak zawsze może na niego liczyć. Rozumiał też jego niepewności co do rodowych zarobków – sam zaczynał to odczuwać, hodowla roślin również przynosiła coraz mniejsze przychody, jednak Archibald na razie próbował się tym nie przejmować. W końcu trwała wojna – może niedługo wszystko wróci do normy, poza tym mieli monopol na kwiaty paproci.
- Też tak myślę - zgodził się z Percivalem, jak zwykle niechętnie, ale czasem nawet on mówił z sensem. Wenus nie było rodową instytucją, raczej oczkiem w głowie Francisa, który był tylko jednym z wielu członków tej rodziny. Też uważał, że Lestrange'owie kładą większy nacisk na pozostałe przedsięwzięcia. Chociaż był też pewny, że Rycerze korzystają z usług pań z Wenus, a to na pewno dałoby się jakoś wykorzystać.
- To ma sens - odpowiedział Keatowi, kiedy wspomniał o zastraszaniu osób, chodzących do tego lokalu. - Antymugolska część arystokracji na razie czuje się dość wygodnie - dodał, wspominając chociażby to, że nie muszą rejestrować różdżki. On musiał, pomimo wysokiego stanowiska, jakie obejmował. A ananasy w śmietanie były pyszne.
- Już są pociągnięci - mruknął, słysząc słowa Ulysessa, ale nie kontynuował tego tematu. Nie chciał rozpoczynać niepotrzebnych sprzeczek, chociaż jego słowa go zdenerwowały – stawka była zbyt wysoka, żeby zachowywać neutralność. On postanowił do nich dołączyć, za co go cenił, ale pozostała część jego rodziny też już była w to wciągnięta, czy tego chciał czy nie. Niemniej z podziwem przyglądał się z jakim skupieniem badał różdżkę Hannah – ta tajemna wiedza, dostępna tylko Ollivanderom, zawsze go fascynowała.
- Będę - zgodził się z Alexandrem, w zasadzie będąc podekscytowanym wizją pracy w nowym przybytku. Czuł, że nadaje się do tej roli.
Mam przy sobie - kwiat paproci (x2), pnącze diabelskiego sidła, róg dwurożca
Zainteresowały go słowa Michaela, kiedy zaczął opowiadać o świnkach. Cóż, chorując na świniowstręt, nie potrafił zignorować tego pomysłu. Świnie były mu bliższe (czy może odleglejsze) niż przeciętnemu człowiekowi. - Dlaczego akurat świnie? - Zapytał więc z zainteresowaniem, kierując na mężczyznę swoje spojrzenie. Czy to miało być jakieś nawiązanie do arystokracji? Będzie musiał to w w spokoju rozpracować, czasem denerwowało go to uogólnianie. Nie każdy arystokrata był zły, czego był żywym dowodem.
Kiwnął głową do Anthony'ego Macmillana, dziękując za te słowa wsparcia. Aż wstyd mu było na myśl, że kiedyś powątpiewał w ich przyjaźń. Dobrze było wiedzieć, że jednak zawsze może na niego liczyć. Rozumiał też jego niepewności co do rodowych zarobków – sam zaczynał to odczuwać, hodowla roślin również przynosiła coraz mniejsze przychody, jednak Archibald na razie próbował się tym nie przejmować. W końcu trwała wojna – może niedługo wszystko wróci do normy, poza tym mieli monopol na kwiaty paproci.
- Też tak myślę - zgodził się z Percivalem, jak zwykle niechętnie, ale czasem nawet on mówił z sensem. Wenus nie było rodową instytucją, raczej oczkiem w głowie Francisa, który był tylko jednym z wielu członków tej rodziny. Też uważał, że Lestrange'owie kładą większy nacisk na pozostałe przedsięwzięcia. Chociaż był też pewny, że Rycerze korzystają z usług pań z Wenus, a to na pewno dałoby się jakoś wykorzystać.
- To ma sens - odpowiedział Keatowi, kiedy wspomniał o zastraszaniu osób, chodzących do tego lokalu. - Antymugolska część arystokracji na razie czuje się dość wygodnie - dodał, wspominając chociażby to, że nie muszą rejestrować różdżki. On musiał, pomimo wysokiego stanowiska, jakie obejmował. A ananasy w śmietanie były pyszne.
- Już są pociągnięci - mruknął, słysząc słowa Ulysessa, ale nie kontynuował tego tematu. Nie chciał rozpoczynać niepotrzebnych sprzeczek, chociaż jego słowa go zdenerwowały – stawka była zbyt wysoka, żeby zachowywać neutralność. On postanowił do nich dołączyć, za co go cenił, ale pozostała część jego rodziny też już była w to wciągnięta, czy tego chciał czy nie. Niemniej z podziwem przyglądał się z jakim skupieniem badał różdżkę Hannah – ta tajemna wiedza, dostępna tylko Ollivanderom, zawsze go fascynowała.
- Będę - zgodził się z Alexandrem, w zasadzie będąc podekscytowanym wizją pracy w nowym przybytku. Czuł, że nadaje się do tej roli.
Mam przy sobie - kwiat paproci (x2), pnącze diabelskiego sidła, róg dwurożca
Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning
and began again in the morning
Wzruszył lekko ramionami w odpowiedzi na obiekcje Benjamina i pytanie Archibalda.
-To nie muszą być koniecznie akurat świnie, ale cokolwiek, co złośliwie i znacząco utrudni działanie Fantasmagorii. Wyobrażam sobie, że ze względu na świniowstręt, musiano by ewakuować całą restaurację, a potem zamknąć na łapanie świnek i dokładne czyszczenie miejsca? - zerknął pytająco na Archibalda. Znał się na historii magii i dlatego wiedział jakie choroby genetyczne trapią arystokratów, ale niestety nie wiedział dokładnie jak działają. Świniowstręt chyba nie był... śmiertelny, nie? A może...? Miał też nadzieję, że promugolska szlachta ma na tyle oleju w głowie, by trzymać się z dala od biznesu Rosiera. -Kieran ma rację, skoro Fantasmagorie jest symbolem, to należy sprawić by ten ideał sięgnął bruku, ośmieszyć i upokorzyć instytucję. Jako mugolak sam nie mogę się tam pojawić bez wzbudzania zamętu, to pewnie lepsze zadanie dla czarodziejów czystej krwi i metamorfomagów, ale deklaruję się do dywersji w porcie. Rozeznam się też w temacie statków, Goyle'a i innych. - misję w Fantasmagorii, choć satysfakcjonującą, tylko by utrudnił ze znanym nazwiskiem i bez zarejestrowanej różdżki, jego umiejętności bojowe przydadzą się gdzie indziej. Sugerowane przez Asbjorna zatopienie też by zadziałało, ale świnie wydawały się prostsze do przeszmuglowania?
Wzdrygnął się lekko na wzmiankę o śledzeniu różdżek, choć nie dotyczyła go bezpośrednio - Ministerstwo to gnidy, a kontrola własnych obywateli wydała mu się niepojęta. Czy to możliwe, by Rycerze obchodzili rejestrację, tak samo jak arystokracja?
Zastanawiał się, czy sięgnąć do portfela, ale zbiórka dla Skamandra zdawała się przebiegać sprawnie - wstrzymał się więc na razie, licząc się z nadchodzącą koniecznością zadbania o nowy dom dla wszystkich Tonksów; dom, którego adres nie widnieje w spisie zarejestrowanych wilkołaków. Wyjął za to swoje ingrediencje, zastanawiając się przy okazji, które eliksiry przydadzą się na rekonesans wśród olbrzymów. W głowie kotłowały mu się również mgliste plany dotarcia do wilkołaków, choć nie miał jeszcze konkretnego pojęcia zabrać - na Sylwestrze poznał jednego niezarejestrowanego likantropa, pamiętał też większość nazwisk z rejestru. Czy to dobry trop, czy większość zarejestrowanych zdecyduje się jednak zmienić lokum, tak jak on?
dopiszcie proszę Michaela do patroli i akcji w porcie
przekazuję ingrediencje: róg dwurożca, ślaz
chętnie przygarnę:
od Asbjorna - jedną porcję Kameleona, jedną porcję Płynnego Srebra, jedną porcję Czuwającego Strażnika
od Sue - eliksir niezłomności
-To nie muszą być koniecznie akurat świnie, ale cokolwiek, co złośliwie i znacząco utrudni działanie Fantasmagorii. Wyobrażam sobie, że ze względu na świniowstręt, musiano by ewakuować całą restaurację, a potem zamknąć na łapanie świnek i dokładne czyszczenie miejsca? - zerknął pytająco na Archibalda. Znał się na historii magii i dlatego wiedział jakie choroby genetyczne trapią arystokratów, ale niestety nie wiedział dokładnie jak działają. Świniowstręt chyba nie był... śmiertelny, nie? A może...? Miał też nadzieję, że promugolska szlachta ma na tyle oleju w głowie, by trzymać się z dala od biznesu Rosiera. -Kieran ma rację, skoro Fantasmagorie jest symbolem, to należy sprawić by ten ideał sięgnął bruku, ośmieszyć i upokorzyć instytucję. Jako mugolak sam nie mogę się tam pojawić bez wzbudzania zamętu, to pewnie lepsze zadanie dla czarodziejów czystej krwi i metamorfomagów, ale deklaruję się do dywersji w porcie. Rozeznam się też w temacie statków, Goyle'a i innych. - misję w Fantasmagorii, choć satysfakcjonującą, tylko by utrudnił ze znanym nazwiskiem i bez zarejestrowanej różdżki, jego umiejętności bojowe przydadzą się gdzie indziej. Sugerowane przez Asbjorna zatopienie też by zadziałało, ale świnie wydawały się prostsze do przeszmuglowania?
Wzdrygnął się lekko na wzmiankę o śledzeniu różdżek, choć nie dotyczyła go bezpośrednio - Ministerstwo to gnidy, a kontrola własnych obywateli wydała mu się niepojęta. Czy to możliwe, by Rycerze obchodzili rejestrację, tak samo jak arystokracja?
Zastanawiał się, czy sięgnąć do portfela, ale zbiórka dla Skamandra zdawała się przebiegać sprawnie - wstrzymał się więc na razie, licząc się z nadchodzącą koniecznością zadbania o nowy dom dla wszystkich Tonksów; dom, którego adres nie widnieje w spisie zarejestrowanych wilkołaków. Wyjął za to swoje ingrediencje, zastanawiając się przy okazji, które eliksiry przydadzą się na rekonesans wśród olbrzymów. W głowie kotłowały mu się również mgliste plany dotarcia do wilkołaków, choć nie miał jeszcze konkretnego pojęcia zabrać - na Sylwestrze poznał jednego niezarejestrowanego likantropa, pamiętał też większość nazwisk z rejestru. Czy to dobry trop, czy większość zarejestrowanych zdecyduje się jednak zmienić lokum, tak jak on?
dopiszcie proszę Michaela do patroli i akcji w porcie
przekazuję ingrediencje: róg dwurożca, ślaz
chętnie przygarnę:
od Asbjorna - jedną porcję Kameleona, jedną porcję Płynnego Srebra, jedną porcję Czuwającego Strażnika
od Sue - eliksir niezłomności
Can I not save one
from the pitiless wave?
Uśmiechnął się w stronę Skamandera, mając nadzieję, że będzie mu jakkolwiek od pomocy. Chociaż tyle był w stanie zrobić. Pomijając oczywiście kwestię wsparcia finansowego… Choć z całą pewnością to, co zaoferował nie było wielką kwotą. Uświadomił przy tym samego siebie, że powinien w końcu zająć się alkoholami z innej perspektywy niż konsumenta. Jednak podróżowanie wymagało czasu i dobrej sytuacji w państwie. A on jednak był na tę chwilę dość podejrzaną osobą dla nowego Ministerstwa. Jak pewnie większość zebranych tutaj osób.
Deklaracja Ollivandera sprawiła, że poprawił się na krześle i spojrzał na niego, jak gdyby nie rozumiał czegoś w jego wypowiedzi. Chciał go zrozumieć i postawić się na jego miejscu. Gdyby miał wybór, to sam nie wtrącałby w wojnę rodziny. Na nieszczęście, nie miał żadnego komfortu, ani szczęścia, żeby tak zrobić. Wojna dosięgła chyba każdego. On miał z kolei szczęście, że należał do dumnego rodu nie bojącego się sprzeciwić byle jakim rodom, choćby te były większością. Nie skomentował niczego, uznając że Archibald zareagował w odpowiedni sposób. W zamian za to skupił się na słuchaniu informacji dotyczących różdżek i rejestracji. Z lekką niepewnością przyjął informację o tym, że nakładali na to zaklęcie namierzające. Bo co jeżeli w ten sposób mogli dowiedzieć się gdzie się spotykają? Pytanie Jamie było niemalże w punkt.
Kiedy z kolei Alexander wyraźnie stwierdził, że należałoby się skontaktować z nestorami, Macmillan jedynie kiwnął głową. Oznaczało to, że niedługo czekała go rozmowa z Sorphonem… o ile ten już dawno nie domyślił się, co wyprawiał. Nie zdziwiłoby go to. Staruszek być może miał wiele spraw na głowie, ale nie był na tyle głupi, żeby czegoś nie zauważyć, zapewne.
Na jego twarzy pojawił się mały grymas, gdy wspomniane zostało nazwisko Abbotta. Szybko je jednak zamaskował, zerkając na swoją narzeczoną ze skromnym uśmiechem wsparcia.
Wymiana zdań dotycząca akcji sabotażu i dywersji była ciekawa, ale nie potrafił się do niej dołożyć. Mógł jedynie, na pergaminie (co i tak uczynił) zapewnić, że był gotowy do poświęcenia się, jeżeli wymagała tego chwila. Z uśmiechem na twarzy przyjął komentarz Norwega dotyczący eliksiru buchorożca i zalewania lokalu. Jedynie wspominanie o świniach sprawiło, że się wzdrygnął.
|Ogarnę czy potrzebne są mi jakieś eliksiry na koniec spotkania albo ewentualnie wyślę list, gdybym czegoś potrzebował
Deklaracja Ollivandera sprawiła, że poprawił się na krześle i spojrzał na niego, jak gdyby nie rozumiał czegoś w jego wypowiedzi. Chciał go zrozumieć i postawić się na jego miejscu. Gdyby miał wybór, to sam nie wtrącałby w wojnę rodziny. Na nieszczęście, nie miał żadnego komfortu, ani szczęścia, żeby tak zrobić. Wojna dosięgła chyba każdego. On miał z kolei szczęście, że należał do dumnego rodu nie bojącego się sprzeciwić byle jakim rodom, choćby te były większością. Nie skomentował niczego, uznając że Archibald zareagował w odpowiedni sposób. W zamian za to skupił się na słuchaniu informacji dotyczących różdżek i rejestracji. Z lekką niepewnością przyjął informację o tym, że nakładali na to zaklęcie namierzające. Bo co jeżeli w ten sposób mogli dowiedzieć się gdzie się spotykają? Pytanie Jamie było niemalże w punkt.
Kiedy z kolei Alexander wyraźnie stwierdził, że należałoby się skontaktować z nestorami, Macmillan jedynie kiwnął głową. Oznaczało to, że niedługo czekała go rozmowa z Sorphonem… o ile ten już dawno nie domyślił się, co wyprawiał. Nie zdziwiłoby go to. Staruszek być może miał wiele spraw na głowie, ale nie był na tyle głupi, żeby czegoś nie zauważyć, zapewne.
Na jego twarzy pojawił się mały grymas, gdy wspomniane zostało nazwisko Abbotta. Szybko je jednak zamaskował, zerkając na swoją narzeczoną ze skromnym uśmiechem wsparcia.
Wymiana zdań dotycząca akcji sabotażu i dywersji była ciekawa, ale nie potrafił się do niej dołożyć. Mógł jedynie, na pergaminie (co i tak uczynił) zapewnić, że był gotowy do poświęcenia się, jeżeli wymagała tego chwila. Z uśmiechem na twarzy przyjął komentarz Norwega dotyczący eliksiru buchorożca i zalewania lokalu. Jedynie wspominanie o świniach sprawiło, że się wzdrygnął.
|Ogarnę czy potrzebne są mi jakieś eliksiry na koniec spotkania albo ewentualnie wyślę list, gdybym czegoś potrzebował
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Pokiwała spokojnie głową do Asbjorna, odwzajemniając uśmiech. Mogła wybrać się do Charlene bez ingrediencji - i choć nie miałaby problemu z przekazaniem ich, czuła się odrobinę lepiej z myślą, że spotkanie nie będzie tylko pretekstem do przekazania pannie Leighton materiału do roboty. Z rosnącym rozgoryczeniem słuchała słów różdżkarza i prędko podjęła decyzję - skoro sprawa przedstawiała się w taki sposób, jej dylematy zostały rozwiązane. Nie będzie rejestrować różdżki, tak czy siak ryzykowała, udzielając się aktywnie dla Zakonu Feniksa. Skinęła głową Alexandrowi, gdy zaproponował pomoc przy zaklinaniu notatek i słuchała jego podsumowania, chcąc upewnić się, czy nic nie przegapiła.
- Yaxley? Morgoth Yaxley? Ten sentor? - zapytała, nie mając pojęcia, czy dobrze kojarzy nazwisko. Kompletnie nie odnajdywała się w świecie szlacheckim, mieli dziwne zasady - wydawało jej się, że ci ich sentorowie, czy jakkolwiek się nazywali, to coś, jak gurgowie u olbrzymów - ale co konkretnie robili, nie miała pojęcia. Po co rodzinie dowódcy, skoro każdy funkcjonował za siebie? Nazwisko dobrze pamiętała - w końcu spędziła trochę czasu nad listą, wiszącą w chacie, ale skąd ta śmierć? - Dopadliśmy go? - zapytała, bo przecież nic nie wiedzieli, nikt się tym nie pochwalił. - Czy to co innego? - drążyła, trzymając koniuszek pióra nad pergaminem.
Pokiwała energicznie głową, słysząc słowa Benjamina o biednych świnkach, których sama nie chciałaby posyłać na rzeź - dlatego ich nie jadła. Ugryzła się w język, nie zabierając głosu, choć bardzo ją kusiło. Zrobiła tylko smutną minę, dając upust swoim emocjom w ten właśnie sposób.
- I co dokładnie z tym Londynem? Co tam się stało na początku kwietnia, jak to się zaczęło? - czemu nie mogliśmy pomóc? Ubolewała, że nie dostała żadnej informacji, ale może nie było na to czasu - rozumiała - lecz gdyby tylko obudził ją patronus, ruszyłaby z miejsca w wir zdarzeń. Czy Zakonnicy mieli więcej informacji niż to, co krążyło wokół? Nikt nie nakreślił im sytuacji, planowali patrole, akcje dywersyjne, co oczywiście było dobre, ale co tam się dokładnie wydarzyło?
Gotowi do patroli w Londynie: Justine, Susanne, Hannah, Benjamin, Lucinda, Anthony Macmillan, Percival, Keat, Alexander, Kieran, Michael
Gotowi do akcji dywersyjnych: Michael, Anthony Skamander, Anthony Macmillan, Percival, Susanne, Keat, Gabriel, Alexander, Justine, Kieran, Michael (port),
Pomoc w Oazie: Hannah (budowa), Benjamin (budowa), Susanne (wszystko, gdzie się przyda), Kieran (budowa), Keat (budowa, organizacja), Jamie (budowa), Charlene (eliksiry dla mieszkańców),
Biorę ingrediencje od Anthony'ego Macmillana: korzeń ciemiernika x3, strączki wnykopienki x2, skrzeloziele
Od Susanne można wziąć eliksiry - rozdaje je po spotkaniu (proszę o dopisek pod postem, jeśli ktoś coś bierze, dam aktualizacje po zakończeniu spotkania):
- Pasta na oparzenia (1 porcja, stat. 5)
- Pasta na odmrożenia (1 porcja, stat. 5)
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 5)
- Czyścioszek (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir Garota (1 porcja)
- Eliksir kurczący (1 porcja, stat. 5)
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 15)
- Eliksir ochrony (1 porcja, stat. 30)
- Eliksir giętkiej mowy (1 porcja, stat. 20)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 26)
Rozdysponowane:
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 5) - Michael Tonks
- Yaxley? Morgoth Yaxley? Ten sentor? - zapytała, nie mając pojęcia, czy dobrze kojarzy nazwisko. Kompletnie nie odnajdywała się w świecie szlacheckim, mieli dziwne zasady - wydawało jej się, że ci ich sentorowie, czy jakkolwiek się nazywali, to coś, jak gurgowie u olbrzymów - ale co konkretnie robili, nie miała pojęcia. Po co rodzinie dowódcy, skoro każdy funkcjonował za siebie? Nazwisko dobrze pamiętała - w końcu spędziła trochę czasu nad listą, wiszącą w chacie, ale skąd ta śmierć? - Dopadliśmy go? - zapytała, bo przecież nic nie wiedzieli, nikt się tym nie pochwalił. - Czy to co innego? - drążyła, trzymając koniuszek pióra nad pergaminem.
Pokiwała energicznie głową, słysząc słowa Benjamina o biednych świnkach, których sama nie chciałaby posyłać na rzeź - dlatego ich nie jadła. Ugryzła się w język, nie zabierając głosu, choć bardzo ją kusiło. Zrobiła tylko smutną minę, dając upust swoim emocjom w ten właśnie sposób.
- I co dokładnie z tym Londynem? Co tam się stało na początku kwietnia, jak to się zaczęło? - czemu nie mogliśmy pomóc? Ubolewała, że nie dostała żadnej informacji, ale może nie było na to czasu - rozumiała - lecz gdyby tylko obudził ją patronus, ruszyłaby z miejsca w wir zdarzeń. Czy Zakonnicy mieli więcej informacji niż to, co krążyło wokół? Nikt nie nakreślił im sytuacji, planowali patrole, akcje dywersyjne, co oczywiście było dobre, ale co tam się dokładnie wydarzyło?
- lista umiejętności:
- dziękuję wszystkim pięknie za dopiski! Lista przedstawia się następująco:
Susanne: zaawansowana transmutacja, ONMS, proste eliksiry, pomoc w dawkowaniu eliksirów leczniczych, podstawowa wiedza z wielu dziedzin, wypędzanie chandrunów z uszu
Lorraine: ONMS, historia magii, znawca prawa, język francuski
Gabriel: OPCM, organizacja grupowych treningów
Kieran: OPCM, przeszkolenie aurorskie, legilimencja
Asbjorn: alchemia (w tym trucizny, zatrucia, klątwy), anatomia (dawkowanie), numerologia, podstawy czarnej magii, Norweg
Alexander: uzdrowiciel, metamorfomag, legilimenta, OPCM, francuski
Justine: ponadprzeciętne OPCM, zaawansowane uroki, biegła magia lecznicza, metamorfomagia
Steffen: animagia (szczur, niezarejestrowany), transmutacja i OPCM, runista, łamacz klątw, incognito reporter "Czarownicy", od 1 maja przyjmie też bezdomnych w nowym domu w Dolinie Godryka
Hannah: OPCM, ekonomia, dostawy, patrole, transport, budowa
Benjamin: OPCM, ćwiczenia fizyczne i walka wręcz, ONMS, budowa
Marcella: OPCM, ćwiczenia fizyczne, latanie na miotle i przemieszczanie się, wytrzymałość, planowanie, jeśli ktoś został bezdomny to może też się zgłosić
Lucinda: runy, klątwy, legilimencja, łacina, francuski, szybki kurs ukrywania się
Jamie: metamorfomagia, spostrzegawczość, pomoc w Oazie
Charlene: zaawansowane eliksiry, astronomia, transmutacja, zielarstwo, ONMS, podstawy anatomii i dawkowania eliksirów, podstawy numerologii i starożytnych run
Anthony Skamander: ogólnie pojęte działania partyzanckie w terenie, sabotaże, przesłuchania, organizowanie działań - w szerokim tego słowa pojęciu (od pokazywania palcem zrób to, po wspólne dyskutowanie, udzielanie rad w sprawie tworzących/istniejących planów)
Archibald: magia lecznicza, anatomia, zielarstwo, podstawy alchemii, ingrediencje roślinne
Florean: historia magii, kontakty z duchami, język goblidegucki, OPCM, gotowanie
Michael: OPCM, spostrzegawczość, nakładanie zabezpieczeń, działania partyzanckie, organizacja treningów
Anthony Macmillan: uroki, języki: rosyjski [zaaw.] i serbsko-chorwacki [podstawa], znajomość krajów Europy Wschodniej i Południowo-Wschodniej, informacje dot. podróży do tych państw, mugoloznawstwo i zielarstwo, wiedza teoretyczna - eliksiry. Chętny do sparringów i treningów, wszelkich akcji, nawet jeżeli zagrażałyby życiu, pomoc przy sprawach finansowych (obracanie pieniędzmi, itd.)
Percival: zaawansowane uroki, pojedynki, onms (spec. smokowate), retoryka, organizowanie wypraw, oklumencja; były rycerz walpurgii; patrole i dywersja - dowolnie; nakładanie zabezpieczeń (uroki i opcm)
Keat: Oaza - spis ludności, rejestracja różdżek - infiltracja, kontakty w porcie, ONMS, fałszerstwa, włamania, kontakt z Prorokiem i bojówkami Longbottoma, gotowość do walki, dywersja, treningi kondycyjne
Ulysses: różdżkarstwo, numerologia i świstokliki, oklumencja
Gotowi do patroli w Londynie: Justine, Susanne, Hannah, Benjamin, Lucinda, Anthony Macmillan, Percival, Keat, Alexander, Kieran, Michael
Gotowi do akcji dywersyjnych: Michael, Anthony Skamander, Anthony Macmillan, Percival, Susanne, Keat, Gabriel, Alexander, Justine, Kieran, Michael (port),
Pomoc w Oazie: Hannah (budowa), Benjamin (budowa), Susanne (wszystko, gdzie się przyda), Kieran (budowa), Keat (budowa, organizacja), Jamie (budowa), Charlene (eliksiry dla mieszkańców),
Biorę ingrediencje od Anthony'ego Macmillana: korzeń ciemiernika x3, strączki wnykopienki x2, skrzeloziele
Od Susanne można wziąć eliksiry - rozdaje je po spotkaniu (proszę o dopisek pod postem, jeśli ktoś coś bierze, dam aktualizacje po zakończeniu spotkania):
- Pasta na oparzenia (1 porcja, stat. 5)
- Pasta na odmrożenia (1 porcja, stat. 5)
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 5)
- Czyścioszek (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir Garota (1 porcja)
- Eliksir kurczący (1 porcja, stat. 5)
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 15)
- Eliksir ochrony (1 porcja, stat. 30)
- Eliksir giętkiej mowy (1 porcja, stat. 20)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 26)
Rozdysponowane:
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 5) - Michael Tonks
how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
Właściwie trochę przestała myśleć z nerwów i tego całego natłoku emocji. Nie podobało jej się to, ale zupełnie się rozkojarzyła i zaczynała rozumieć, dlaczego zazwyczaj nie dało się zupełnie nic wymyślić, gdy już mieli przejść do rozmów. Oparła łokieć na stole i tylko trochę pomagała Sue w zapiskach, ale z pędzącymi w głowie myślami było jej trudno się na czymkolwiek skupić. Łypała wzrokiem na Alexandra, właściwie nawet trochę jej zaimponował, gdy przeszedł bardzo prosto do spraw organizacyjnych prosto ze sprzeczki. Już teraz wiedziała, że będą musieli porozmawiać, jednak nie dzisiaj, nie teraz.
Coraz mniej sądziła, że dojdą tutaj do jakichś w miarę przyzwoitych wniosków. Odsunęła włosy za ucho, dołączając do reszty milczących zakonników, słuchając właściwie tylko połową ucha. Mieli zdobywać poprawcie, to świetnie. Trochę zgadzała się też z Benjaminem - ataki na balety i opery nie będą dobrym pomysłem tak długo, kiedy nie będą zrobione w odpowiednim czasie. Spojrzała na siedzącego obok Kierana i w końcu się odezwała: - Ja bym rozegrała to inaczej. Opera Rosiera brzmi jak dobre miejsce na przykrywkę pod ważniejszy atak. Odwrócenie uwagi, gdy inna grupa będzie załatwiać ważniejsze sprawy, może nawet takie, które pozwolą zdusić sprawę wojny w zarodku. - Mówiła głównie do szefa aurorów, którzy siedział obok i słyszała go najlepiej ze wszystkich poza oczywiście Susanne. - Mam na myśli, oczywiście, zamach stanu. Bo właśnie do niego ostatecznie muszą prowadzić nasze działania, prawda? - Wiedziała, że ta sprawa nie będzie łatwa i będzie wymagała wielomiesięcznych przygotowań gruntu pod coś takiego, ale ani Londyn ani cała Wielka Brytania nie zazna spokoju tak długo jak nie zmieni się Ministerstwo Magii. W Londynie nadal mieszkali czarodzieje, którzy nie do końca zgadzali się z dzisiejszą władzą, ale nadal chcieli żyć normalnie. Lub nie chcieli stawać po żadnej stronie barykady, by się nie narazić. Ale nadal można było ich przekonać, by podjęli walkę o lepsze jutro. Również dla nich samych.
Usłyszała, że potrzebne będą ingrediencje astronomiczne, więc takie również zaoferowała ze swojej kieszeni.
| akcje dywersyjne (m.in. ulotki, plakaty, podrzucanie świń) - do tego można mnie dopisać, zajmę się tym
pomogę też przy patrolach
Ulysses jeśli chcesz, to możesz zabrać sobie księżycowy pył x2 z mojego ekwipunku
Coraz mniej sądziła, że dojdą tutaj do jakichś w miarę przyzwoitych wniosków. Odsunęła włosy za ucho, dołączając do reszty milczących zakonników, słuchając właściwie tylko połową ucha. Mieli zdobywać poprawcie, to świetnie. Trochę zgadzała się też z Benjaminem - ataki na balety i opery nie będą dobrym pomysłem tak długo, kiedy nie będą zrobione w odpowiednim czasie. Spojrzała na siedzącego obok Kierana i w końcu się odezwała: - Ja bym rozegrała to inaczej. Opera Rosiera brzmi jak dobre miejsce na przykrywkę pod ważniejszy atak. Odwrócenie uwagi, gdy inna grupa będzie załatwiać ważniejsze sprawy, może nawet takie, które pozwolą zdusić sprawę wojny w zarodku. - Mówiła głównie do szefa aurorów, którzy siedział obok i słyszała go najlepiej ze wszystkich poza oczywiście Susanne. - Mam na myśli, oczywiście, zamach stanu. Bo właśnie do niego ostatecznie muszą prowadzić nasze działania, prawda? - Wiedziała, że ta sprawa nie będzie łatwa i będzie wymagała wielomiesięcznych przygotowań gruntu pod coś takiego, ale ani Londyn ani cała Wielka Brytania nie zazna spokoju tak długo jak nie zmieni się Ministerstwo Magii. W Londynie nadal mieszkali czarodzieje, którzy nie do końca zgadzali się z dzisiejszą władzą, ale nadal chcieli żyć normalnie. Lub nie chcieli stawać po żadnej stronie barykady, by się nie narazić. Ale nadal można było ich przekonać, by podjęli walkę o lepsze jutro. Również dla nich samych.
Usłyszała, że potrzebne będą ingrediencje astronomiczne, więc takie również zaoferowała ze swojej kieszeni.
| akcje dywersyjne (m.in. ulotki, plakaty, podrzucanie świń) - do tego można mnie dopisać, zajmę się tym
pomogę też przy patrolach
Ulysses jeśli chcesz, to możesz zabrać sobie księżycowy pył x2 z mojego ekwipunku
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
-Tak, akcja w Walczącym Magu jest aktualna i przygotowana do przeprowadzenia. - skinął głową, potwierdzając słowa Alexandra i siląc się na blady uśmiech, nawet jeśli nieco przerażała go konieczność wdrożenia śmiałych planów w jeszcze śmielsze czyny. Nie zamierzał jednak tchórzyć ani się wycofywać, był w końcu żołnierzem!
Spojrzał na pana Kierana.
-Spróbuję również rozejrzeć się jako szczur na Nokturnie. Powinienem udać się do Borgina i Burke'a i... są tam jeszcze jakieś ważne miejsca? - zapewnił i zarazem upewnił się w kwestii całego planu. O ile znał się na ploteczkach, lokalach arystokracji i najlepszych stołówkach w pobliżu Ministerstwa, o tyle był grzecznym chłopcem i chodził na Nokturn co najwyżej podglądać potajemne schadzki arystokratów w szczurzej postaci; nie znał się na środowisku przestępczym. Nie widział jednak problemu w małych spacerach -w szczurzej skórze czuł się bezpiecznie i zaradnie, choć mógłby poruszać się jeszcze zwinniej...
... spojrzał zaintrygowany na Jamie i posłał jej lekki uśmiech.
-Przydałyby mi się treningi zwinności. - o sprawności nie wspominając, ale na postępy w dziedzinie muskułów chyba było już za późno, nie? Z zażenowaniem przypomniał sobie, jak nie mógł utrzymać ciężaru Floreana w Gringottcie, ech.
-Do mnie zawsze mogą się zwracać aspirujący animagowie. - zapewnił z zawadiackim uśmiechem. Choć nauka zajmowała długie lata, to... trzeba myśleć długodystansowo, nie?
Przepuścił większość oszczędności na łajnobomby i czekoladowe żaby, więc obserwował zbiórkę z posępnym poczuciem winy, obiecując sobie, że na kolejne spotkanie Zakonu przyjdzie już z pełnymi kieszeniami. Z satysfakcją wyjął za to kilka składników alchemicznych; wierzył, że mogą się komuś przydać. Sam z zaciekawieniem przejrzał kolekcję Asbjorna, by zatrzymać wzrok na intrygujących fiolkach. Przygryzł lekko wargę, wyobrażając sobie jak rozpyla małe co niecow łóżku pewnego Rosiera w lokalach wrogów ojczyzny, a potem sięgnął po kilka fiolek, pytająco spoglądając na rudego alchemika. Fajny z niego gość, chętnie się od niego trochę... nauczy.
Z uciechą przyjął też wiadomość o tym, że Gwen jest sojuszniczką - wspaniale!
proszę o dopisanie do patroli & akcji dywersyjnych
przekazuję dla Asa i Charlene: włosie buchorożca, jad boomslanga, jaja widłowęża; łuska smoka x2,
wskutek dziwnego zbiegu okoliczności mam też do oddania (magicznie zmniejszone i nie śmierdzą i przekażę tylko bardzo dyskretnie? może znalazłem je w mieszkaniu Willa czy coś): szpik kostny x2, gałka oczna, kości człowieka x4, krew x2;
chętnie przygarnę: 1 porcję Płynnego Srebra, 1 porcję eliksiru Garota i 1 porcję Dziesięciu Agonii od Asbjorna
Spojrzał na pana Kierana.
-Spróbuję również rozejrzeć się jako szczur na Nokturnie. Powinienem udać się do Borgina i Burke'a i... są tam jeszcze jakieś ważne miejsca? - zapewnił i zarazem upewnił się w kwestii całego planu. O ile znał się na ploteczkach, lokalach arystokracji i najlepszych stołówkach w pobliżu Ministerstwa, o tyle był grzecznym chłopcem i chodził na Nokturn co najwyżej podglądać potajemne schadzki arystokratów w szczurzej postaci; nie znał się na środowisku przestępczym. Nie widział jednak problemu w małych spacerach -w szczurzej skórze czuł się bezpiecznie i zaradnie, choć mógłby poruszać się jeszcze zwinniej...
... spojrzał zaintrygowany na Jamie i posłał jej lekki uśmiech.
-Przydałyby mi się treningi zwinności. - o sprawności nie wspominając, ale na postępy w dziedzinie muskułów chyba było już za późno, nie? Z zażenowaniem przypomniał sobie, jak nie mógł utrzymać ciężaru Floreana w Gringottcie, ech.
-Do mnie zawsze mogą się zwracać aspirujący animagowie. - zapewnił z zawadiackim uśmiechem. Choć nauka zajmowała długie lata, to... trzeba myśleć długodystansowo, nie?
Przepuścił większość oszczędności na łajnobomby i czekoladowe żaby, więc obserwował zbiórkę z posępnym poczuciem winy, obiecując sobie, że na kolejne spotkanie Zakonu przyjdzie już z pełnymi kieszeniami. Z satysfakcją wyjął za to kilka składników alchemicznych; wierzył, że mogą się komuś przydać. Sam z zaciekawieniem przejrzał kolekcję Asbjorna, by zatrzymać wzrok na intrygujących fiolkach. Przygryzł lekko wargę, wyobrażając sobie jak rozpyla małe co nieco
Z uciechą przyjął też wiadomość o tym, że Gwen jest sojuszniczką - wspaniale!
proszę o dopisanie do patroli & akcji dywersyjnych
przekazuję dla Asa i Charlene: włosie buchorożca, jad boomslanga, jaja widłowęża; łuska smoka x2,
wskutek dziwnego zbiegu okoliczności mam też do oddania (magicznie zmniejszone i nie śmierdzą i przekażę tylko bardzo dyskretnie? może znalazłem je w mieszkaniu Willa czy coś): szpik kostny x2, gałka oczna, kości człowieka x4, krew x2;
chętnie przygarnę: 1 porcję Płynnego Srebra, 1 porcję eliksiru Garota i 1 porcję Dziesięciu Agonii od Asbjorna
intellectual, journalist
little spy
little spy
Ostatnio zmieniony przez Steffen Cattermole dnia 09.04.20 0:14, w całości zmieniany 2 razy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie podejrzewał, że zadania nawarstwią się tak prędko; w międzyczasie pozwolił sobie na spisanie ich na pergaminie, dla pewności - poza Zakonem miał mnóstwo własnych obowiązków, których nie zamierzał odkładać ani zaniedbywać. Niewzruszonym wzrokiem zlustrował Archibalda, który wypowiedział na głos to, co Ollivander sam doskonale wiedział, lecz wyjątkowo mocno wypierał, nie chcąc przyznać przed sobą, że udziałem w organizacji stanowi reprezentację rodziny. Przecież nie zmieniało to faktu, że ani nestor, ani ojciec, ani najdroższe rodzeństwo - nikt nie wiedział o wkładzie Ulyssesa w Zakon Feniksa i mężczyzna pod żadnym pozorem nie planował tego zmieniać. Słowa Prewetta wzbudziły w nim tym większe wątpliwości, podjudzając niepewność - nie traktował swojej obecności w chacie jako ostatecznej deklaracji i w każdej chwili, gdyby tylko sytuacja zaczęła przysparzać więcej niewygody, nie zamierzał się wahać. To, że był pomocny, nie znaczyło, że pozostawał tak samo zaangażowany i oddany, jak chociażby sam Fluvius. Różnili się, żadna zgoda w poglądach nie mogła tego zakryć. Bierne przyglądanie się przykrym skutkom wojny nie było przyjemne, ale jeśli z powodu współdziałania Rycerze mieliby zasadzić się na Ollivanderów, wybór był oczywisty. Pomoc z jego strony miała bardzo wyraźne granice i zdaje się, że właśnie do nich docierał. Popełnił parę wyraźnych błędów, w tym jeden z najbardziej stygmatycznych - feralne wesele, moment, w którym wbrew sobie uległ Julii, sądząc, że to coś zmieni. Nie zmieniło. To był jej bunt, nie jego, lecz wracał do siebie - tam, gdzie zaczynało się robić nieciekawie, następował odwrót. Uciął rozmyślania w locie, zostawiając je na później. Bieżące sprawy wymagały dalszego ciągnięcia wątków.
- Chętnie bym to zrobił, ale nie zdołam się roztroić - odpowiedział gorzko na słowa Alexandra, gdy okazało się, że z łatwością można przedrzeć się przez zakonne zabezpieczenie wiadomości - lepsze, niż nic, ale jednak z dużą dozą ryzyka. - Jeśli nikt inny się tym nie zajmie - już widział, jak wszyscy się do tego palą - mogę się tym zająć, ale dopiero, gdy uporam się z resztą spraw - czyli nieprędko. - Ta maska - zerknął na leżący na stole przedmiot, po czym zerknął na Tonks. - Ją też mógłbym zbadać pod kątem magicznym, ale nie wezmę na siebie aż tylu zadań.
- Puszczę listę chętnych na szkolenie i parę terminów, wybierzcie każdy, w którym jesteście dostępni. Dobrze byłoby też, gdybyście zastanowili się, jakie świstokliki będą wam potrzebne, cenię sobie organizację pracy - upomniał, notując na pergaminie wybrane terminy, które szybko zweryfikował ze swoim kalendarzem z notatnika, po czym puścił listę w obieg. Zerknął na Benjamina, unosząc brwi z cieniem uśmiechu na ustach.
- Musiałbym pomyśleć, rozpisać możliwości, plany - odpowiedział Tonks, kręcąc głową. Było tak wiele niewiadomych w sprawie rejestracji, że sklecenie planu w warunkach spotkania wydawało mu się niemożliwe. Z lekkim zmęczeniem słuchał Skamandera, kiwając niemrawo głową. - Prawdopodobnie informacje spływają do Ministerstwa - oczywisty fakt, ale auror dobrze kombinował. - Zdecydowanie skuteczniej byłoby dotrzeć do źródła i zadziałać tam, niż męczyć się z każdym zaklęciem z osobna i przy okazji zawiadamiać Ministerstwo, że podejmowane są działania - dałoby im to czas na dopracowanie systemu, gra niewarta świeczki - skwitował.
Odebrał różdżkę, podsuniętą mu przez Kierana, ponownie koncentrując się na tym, co dało się z niej wyciągnąć. Nieprzyjemna iskra przeskoczyła przez palce, ciążąc na ich stawach, zostawiając lekkie uczucie odrętwienia - czarna magia. Skrzywił się w ledwo widoczny sposób, opuszką palca uderzając dwukrotnie w nieaktywny koniec dzieła, prowokując je do jeszcze jednego zrywu; iskry błysnęły lekko, gdy Ollivander przekopywał się przez własną pamięć. - Mocno czarnomagiczna. Hesperos Crouch, o ile się nie mylę, dla pewności wyślę panu list z potwierdzeniem - zaproponował, oddając dzieło aurorowi i dopiero teraz odpowiadając na jego pytania. - Wiele zależy od tego, kto sprawuje pieczę nad nakładaniem zaklęć i jak wiele jest w stanie powiedzieć o otrzymanej różdżce. Jeśli nie mają tam różdżkarza, możliwości są znacznie ograniczone i łatwiej będzie ich oszukać - przyznał, nie mając pewności, jak wygląda proces - znał tylko zaklęcie. Nie zamierzał się wychylać, jeśli ryzyko pomocy Zakonowi z problematyczną rejestracją byłoby zbyt wielkie - niedużo było trzeba, by oczy padły na jedyną biegłą w różdżkarstwie rodzinę w tym kraju. - Sugeruję najpierw dowiedzieć się, kto jest za pierwszą linią urzędników, zanim powstaną jakiekolwiek plany - podsunął, zerkając na Gwardzistów i mając nadzieję, że znajdą do tego ludzi. Bez tej wiedzy nie zamierzał ruszać tematu.
- Trudno powiedzieć. Są chronione silnymi zaklęciami, więc możliwe, że nie, ale nie możemy mieć pewności - odpowiedział Jamie.
Chętni na szkolenie z numerologii, uruchamianie świstoklików:
Hannah Wright
Keat Burroughs
Anthony Macmillan
Jamie McKinnon
Anthony Skamander
Gabriel Tonks
Kieran Rineheart
Roselyn Wright
Florean Fortescue
Lucinda??
biorę księżycowy pył x2 od Marcy
- Chętnie bym to zrobił, ale nie zdołam się roztroić - odpowiedział gorzko na słowa Alexandra, gdy okazało się, że z łatwością można przedrzeć się przez zakonne zabezpieczenie wiadomości - lepsze, niż nic, ale jednak z dużą dozą ryzyka. - Jeśli nikt inny się tym nie zajmie - już widział, jak wszyscy się do tego palą - mogę się tym zająć, ale dopiero, gdy uporam się z resztą spraw - czyli nieprędko. - Ta maska - zerknął na leżący na stole przedmiot, po czym zerknął na Tonks. - Ją też mógłbym zbadać pod kątem magicznym, ale nie wezmę na siebie aż tylu zadań.
- Puszczę listę chętnych na szkolenie i parę terminów, wybierzcie każdy, w którym jesteście dostępni. Dobrze byłoby też, gdybyście zastanowili się, jakie świstokliki będą wam potrzebne, cenię sobie organizację pracy - upomniał, notując na pergaminie wybrane terminy, które szybko zweryfikował ze swoim kalendarzem z notatnika, po czym puścił listę w obieg. Zerknął na Benjamina, unosząc brwi z cieniem uśmiechu na ustach.
- Musiałbym pomyśleć, rozpisać możliwości, plany - odpowiedział Tonks, kręcąc głową. Było tak wiele niewiadomych w sprawie rejestracji, że sklecenie planu w warunkach spotkania wydawało mu się niemożliwe. Z lekkim zmęczeniem słuchał Skamandera, kiwając niemrawo głową. - Prawdopodobnie informacje spływają do Ministerstwa - oczywisty fakt, ale auror dobrze kombinował. - Zdecydowanie skuteczniej byłoby dotrzeć do źródła i zadziałać tam, niż męczyć się z każdym zaklęciem z osobna i przy okazji zawiadamiać Ministerstwo, że podejmowane są działania - dałoby im to czas na dopracowanie systemu, gra niewarta świeczki - skwitował.
Odebrał różdżkę, podsuniętą mu przez Kierana, ponownie koncentrując się na tym, co dało się z niej wyciągnąć. Nieprzyjemna iskra przeskoczyła przez palce, ciążąc na ich stawach, zostawiając lekkie uczucie odrętwienia - czarna magia. Skrzywił się w ledwo widoczny sposób, opuszką palca uderzając dwukrotnie w nieaktywny koniec dzieła, prowokując je do jeszcze jednego zrywu; iskry błysnęły lekko, gdy Ollivander przekopywał się przez własną pamięć. - Mocno czarnomagiczna. Hesperos Crouch, o ile się nie mylę, dla pewności wyślę panu list z potwierdzeniem - zaproponował, oddając dzieło aurorowi i dopiero teraz odpowiadając na jego pytania. - Wiele zależy od tego, kto sprawuje pieczę nad nakładaniem zaklęć i jak wiele jest w stanie powiedzieć o otrzymanej różdżce. Jeśli nie mają tam różdżkarza, możliwości są znacznie ograniczone i łatwiej będzie ich oszukać - przyznał, nie mając pewności, jak wygląda proces - znał tylko zaklęcie. Nie zamierzał się wychylać, jeśli ryzyko pomocy Zakonowi z problematyczną rejestracją byłoby zbyt wielkie - niedużo było trzeba, by oczy padły na jedyną biegłą w różdżkarstwie rodzinę w tym kraju. - Sugeruję najpierw dowiedzieć się, kto jest za pierwszą linią urzędników, zanim powstaną jakiekolwiek plany - podsunął, zerkając na Gwardzistów i mając nadzieję, że znajdą do tego ludzi. Bez tej wiedzy nie zamierzał ruszać tematu.
- Trudno powiedzieć. Są chronione silnymi zaklęciami, więc możliwe, że nie, ale nie możemy mieć pewności - odpowiedział Jamie.
Chętni na szkolenie z numerologii, uruchamianie świstoklików:
Hannah Wright
Keat Burroughs
Anthony Macmillan
Jamie McKinnon
Anthony Skamander
Gabriel Tonks
Kieran Rineheart
Roselyn Wright
Florean Fortescue
Lucinda??
biorę księżycowy pył x2 od Marcy
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Kiedy lord Ollivander podszedł do niej, by oddać jej różdżkę, uniosła głowę i uśmiechnęła się lekko na jego słowa. To był wyjątkowy komplement. Nie spodziewała się nawet, by usłyszeć podobne słowa z ust wytwórcy magicznych artefaktów, wybitnego różdżkarza. Zadowolenie było jednak chwilowe, a jego analiza — wyjątkowo niepokojąca. Operowała magią nieustannie — w domu, pracy, oazie i na ulicach Londynu. Ministerstwo wiedziało więc o wszystkim. Spojrzała na Alexandra, gdy wspomniał o wzięciu tego pod uwagę, przy planowanych działaniach. Jej tożsamość była ujawniona, a wszystkie rzucane czary identyfikowane przez obóz wroga. Każdą operację mogła narazić na niepowodzenie.
— Gdyby takich różdżek było kilka można spróbować odwrócić uwagę Ministerstwa od portu, podczas tych wszystkich akcji. Ściągnąć ich w inne miejsce, z dala od opery, okrętów.— To pozwoliłoby zmniejszyć ilość osób wezwanych do ewentualnej interwencji, a także kupiłoby im wszystkim czas. Nie zaproponowała jednak nic więcej; w tej sytuacji mogła stanowić zagrożenie dla kolejnych planów, więc splótłszy ręce na piersi czekała na ewentualne polecenia. Martwiła ją kwestia tego namiaru i Oazy, ale Jamie ubiegła ją z pytaniami, więc jedynie zerknęła na Ulyssesa, wyczekując dalszych informacji na ten temat.
Kiedy Ben zaproponował pomoc w budowie, mimowolnie pokiwała głową; nie spodziewałaby się niczego innego. Następnie zerknęła na Michaela, kiedy zgłosił się do akcji. Nie dziwiło ją to wcale, a jednak wzięła głębszy wdech, na myśl, jak piekielnie trudne wyzwanie czeka ich wszystkich.
— Na Nokturnie znajduje się też Biała Wywerna, o ile pamiętam Rycerze się tam spotykali. Warto byłoby sprawdzić, czy wciąż to robią, a jeśli tak, to kiedy. Puszczenie z dymem tej budy, kiedy wszyscy będą obradować, byłoby spełnieniem marzeń i wiele by ułatwiło— zwróciła się do Steffena, tuż po tym, jak zaproponował, że rozejrzy się na miejscu pod postacią szczura. Nie spodziewała się, że to będzie łatwe, ale gdyby się na to przygotowali i dobrze rozeznali w towarzyskich spotkaniach tych morderców, może udałoby im się zrobić to, czego poprzedni szefowie Biura Aurorów nie dokonali. — Słyszałam też kiedyś w porcie o Karczmie Pod Mantykorą, gdzieś na Nokturnie, ale nie wiem nic na jej temat. — Ale może ktoś inny posiadał większą wiedzę. Jej stopa nigdy nie stanęła na tej parszywej ulicy. Jeszcze.
| Przekazuję:
- Charlie: żądło mantrykory
- Asowi: łuskę smoka, włosie buchorożca
— Gdyby takich różdżek było kilka można spróbować odwrócić uwagę Ministerstwa od portu, podczas tych wszystkich akcji. Ściągnąć ich w inne miejsce, z dala od opery, okrętów.— To pozwoliłoby zmniejszyć ilość osób wezwanych do ewentualnej interwencji, a także kupiłoby im wszystkim czas. Nie zaproponowała jednak nic więcej; w tej sytuacji mogła stanowić zagrożenie dla kolejnych planów, więc splótłszy ręce na piersi czekała na ewentualne polecenia. Martwiła ją kwestia tego namiaru i Oazy, ale Jamie ubiegła ją z pytaniami, więc jedynie zerknęła na Ulyssesa, wyczekując dalszych informacji na ten temat.
Kiedy Ben zaproponował pomoc w budowie, mimowolnie pokiwała głową; nie spodziewałaby się niczego innego. Następnie zerknęła na Michaela, kiedy zgłosił się do akcji. Nie dziwiło ją to wcale, a jednak wzięła głębszy wdech, na myśl, jak piekielnie trudne wyzwanie czeka ich wszystkich.
— Na Nokturnie znajduje się też Biała Wywerna, o ile pamiętam Rycerze się tam spotykali. Warto byłoby sprawdzić, czy wciąż to robią, a jeśli tak, to kiedy. Puszczenie z dymem tej budy, kiedy wszyscy będą obradować, byłoby spełnieniem marzeń i wiele by ułatwiło— zwróciła się do Steffena, tuż po tym, jak zaproponował, że rozejrzy się na miejscu pod postacią szczura. Nie spodziewała się, że to będzie łatwe, ale gdyby się na to przygotowali i dobrze rozeznali w towarzyskich spotkaniach tych morderców, może udałoby im się zrobić to, czego poprzedni szefowie Biura Aurorów nie dokonali. — Słyszałam też kiedyś w porcie o Karczmie Pod Mantykorą, gdzieś na Nokturnie, ale nie wiem nic na jej temat. — Ale może ktoś inny posiadał większą wiedzę. Jej stopa nigdy nie stanęła na tej parszywej ulicy. Jeszcze.
| Przekazuję:
- Charlie: żądło mantrykory
- Asowi: łuskę smoka, włosie buchorożca
Here stands a man
With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
- Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek natknęła się na innych dostawców Borgina & Burke. Właściwie to zajmowałam się tylko niektórymi artefaktami, a do ich transportu nie potrzebowałam drogi morskiej. Może gdybym zobaczyła konkretne twarze to mogłabym dopasować je do Burke. W razie czego mogę udać się z wami do portu czy na Nokturn. – odpowiedziała na pytanie zadane jej przez Skamandera. Choć znała ten sklep bardzo dobrze to jednak nigdy nie wnikała tak dogłębnie w to co miało tam miejsce. Teraz wiedziała, że był to błąd, ale nikt nie spodziewał się, że to wszystko właśnie w taki sposób będzie wyglądać. Wtedy nie myślała o wojnie, o tym, że przekonania czarodziejów podzielą się na dwa fronty. Świat wydawał się wtedy prostszy, a to tylko i wyłącznie przez jej brak wiedzy. Bez nawyku do analizowania, który teraz wszedł jej w krew tak mocno, że nie byłaby w stanie się go pozbyć.
- Ja też chętnie dowiem się co nieco więcej o świstoklikach. Wiedzy nigdy za wiele. – odparła spoglądając na Ollivandera. Lucindzie zdarzało się już podróżować za pomocą świstoklików. Czy to wtedy kiedy wraz z Hanią udały się do Holandii czy innym razem za zleceniem. Wszystko miało miejsce, gdy nad Londynem szalały anomalie, a oni byli pozbawieni możliwości teleportacji. Nie przyszło im długo cieszyć się ponowną możliwością szybkiego przenoszenia się z miejsca na miejsce.
Słysząc, że na rejestrowane różdżki nakładane są dodatkowe zabezpieczenia, które nie tylko kontrolują nakładane zaklęcia, ale także potrafią zlokalizować czarodzieja przeraziła się. Ilu obecnych tu czarodziei miało zarejestrowaną różdżkę? Ilu mogło doprowadzić Rycerzy do Starej Chaty? Nie była to jednak niczyja wina. Ona sama nie zarejestrowała różdżki tylko dlatego, że kłamać nie potrafiła, a w Ministerstwie bardzo wielu czarodziejów zna jej twarz. W końcu z wieloma współpracowała. Nie chciała wiedzieć jak się mogło skończyć jej kłamstwo, gdyby ją na nim przyłapali. Wolała narażać jedynie siebie zamiast wszystkich tu zgromadzonych.
- Jak widać w obecnych czasach nawet różdżki nie są nam przyjaciółmi. Ministerstwo inwigiluje każdego i lepiej brać to pod uwagę. – dla niej samo mieszkanie na Pokątnej było sporym niebezpieczeństwem. Każdy mógł ją wydać, dlatego starała się unikać przebywania we własnym mieszkaniu. Nie spodziewała się, że tak szybko przyjdzie jej się z nim pożegnać.
- Keat – zaczęła zwracając się półszeptem do siedzącego obok niej czarodzieja. Kiedy na nią spojrzał blondynka podała mu to o co ją prosił. – Nie przetrać na głupoty – dodała unosząc kącik ust w uśmiechu. Nie pytała do czego potrzebna jest mu ta konkretna ingrediencja. Ważne, że w ogóle udało jej się ją zdobyć. – Mam też trochę ingrediencji dla was i dla Charlie. Przekaże jej ktoś? – zapytała i nie czekając już na odpowiedź wyciągnęła przyniesione ingrediencje na stół.
/ przekazuje Keatowi: kwiat paproci
Chętnie podkradnę od Sue: wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)
Chętnie podkradnę od Åsbjørna: kameleon (1 porcja, stat. 31), płynne srebro (1 porcja)
Przekazuję Charlene: żądło mantykory, róg garboroga, róg dwurożca, łuska smoka, skórka boomslanga
Przekazuję reszcie bierzcie co chcecie: korzeń ciemiernika x2, piołun, płatki ciemiernika x2, strączki wnykopieńki, waleriana, czułki szczuroszczeta, jaja popiełka, jaja widłowęża x2, łuska smoka, włosie akromantuli, włosie mantykory;
Przekazuję: 100 PM na lokal
Proszę o dopisanie mnie do świstolików i do dywersyjnych
- Ja też chętnie dowiem się co nieco więcej o świstoklikach. Wiedzy nigdy za wiele. – odparła spoglądając na Ollivandera. Lucindzie zdarzało się już podróżować za pomocą świstoklików. Czy to wtedy kiedy wraz z Hanią udały się do Holandii czy innym razem za zleceniem. Wszystko miało miejsce, gdy nad Londynem szalały anomalie, a oni byli pozbawieni możliwości teleportacji. Nie przyszło im długo cieszyć się ponowną możliwością szybkiego przenoszenia się z miejsca na miejsce.
Słysząc, że na rejestrowane różdżki nakładane są dodatkowe zabezpieczenia, które nie tylko kontrolują nakładane zaklęcia, ale także potrafią zlokalizować czarodzieja przeraziła się. Ilu obecnych tu czarodziei miało zarejestrowaną różdżkę? Ilu mogło doprowadzić Rycerzy do Starej Chaty? Nie była to jednak niczyja wina. Ona sama nie zarejestrowała różdżki tylko dlatego, że kłamać nie potrafiła, a w Ministerstwie bardzo wielu czarodziejów zna jej twarz. W końcu z wieloma współpracowała. Nie chciała wiedzieć jak się mogło skończyć jej kłamstwo, gdyby ją na nim przyłapali. Wolała narażać jedynie siebie zamiast wszystkich tu zgromadzonych.
- Jak widać w obecnych czasach nawet różdżki nie są nam przyjaciółmi. Ministerstwo inwigiluje każdego i lepiej brać to pod uwagę. – dla niej samo mieszkanie na Pokątnej było sporym niebezpieczeństwem. Każdy mógł ją wydać, dlatego starała się unikać przebywania we własnym mieszkaniu. Nie spodziewała się, że tak szybko przyjdzie jej się z nim pożegnać.
- Keat – zaczęła zwracając się półszeptem do siedzącego obok niej czarodzieja. Kiedy na nią spojrzał blondynka podała mu to o co ją prosił. – Nie przetrać na głupoty – dodała unosząc kącik ust w uśmiechu. Nie pytała do czego potrzebna jest mu ta konkretna ingrediencja. Ważne, że w ogóle udało jej się ją zdobyć. – Mam też trochę ingrediencji dla was i dla Charlie. Przekaże jej ktoś? – zapytała i nie czekając już na odpowiedź wyciągnęła przyniesione ingrediencje na stół.
/ przekazuje Keatowi: kwiat paproci
Chętnie podkradnę od Sue: wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)
Chętnie podkradnę od Åsbjørna: kameleon (1 porcja, stat. 31), płynne srebro (1 porcja)
Przekazuję Charlene: żądło mantykory, róg garboroga, róg dwurożca, łuska smoka, skórka boomslanga
Przekazuję reszcie bierzcie co chcecie: korzeń ciemiernika x2, piołun, płatki ciemiernika x2, strączki wnykopieńki, waleriana, czułki szczuroszczeta, jaja popiełka, jaja widłowęża x2, łuska smoka, włosie akromantuli, włosie mantykory;
Przekazuję: 100 PM na lokal
Proszę o dopisanie mnie do świstolików i do dywersyjnych
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Ostatnio zmieniony przez Lucinda Hensley dnia 10.04.20 7:04, w całości zmieniany 1 raz
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Ingisson spojrzał na Justine, kiedy ta wezwała do odpowiedzi alchemików.
– Ten eliksir mogę dostarczyć nawet jutro z rana, to prosta robota – oznajmił, pewien swego. Był to bardzo prosty eliksir i jeżeli tylko będzie miał potrzebne ingrediencje to będzie mógł zabrać się do pracy właściwie od razu po spotkaniu. Warzył mikstury właściwie całe swoje życie i Odyn mu świadkiem, że był w tym wprawiony.
Wiele tematów bliskich jego zainteresowaniom zostało poruszonych dziś na spotkaniu, toteż kiedy na Norwega padł wzrok Skamandera – zaskakująco neutralny, można by powiedzieć – Ingisson czuł się w obowiązku coś powiedzieć. Pozwolił jednak najpierw odezwać się Ollivanderowi, dopiero po nim decydując się na jakiekolwiek zabranie głosu.
– Dobrze byłoby się w ogóle dowiedzieć, jak oni zamierzają te różdżki sprawdzać na ulicach. Skoro mamy efekt końcowy, w sensie śledzenie, to w jakiś sposób go osiągnęli. Wątpię, że mają tabun różdżkarzy będących w stanie spojrzeć na różdżkę i stwierdzić "tak, należy do ciebie i jest zarejestrowana". Widziałem chyba tylko dwóch ludzi do tego zdolnych – rzucił, zerkając znów do Ulyssesa. Zdawał sobie sprawę z tego, ile czasu wymagało dojście do takiego stopnia zaawansowania w jego własnym fachu, z różdżkami pewnie było podobnie. A przynajmniej tak mu się wydawało. Każda specjalizacja wymagała dedykacji.
Kiedy na stół zaczęły wjeżdżać ingrediencje Norweg wyciągnął notatnik. Sprawdził wcześniej to, co Charlene wpisała na tablicę. Miała spore zapotrzebowanie, ale Ås był pewien, że uda się to wszystko jakoś sensownie podzielić. Tak, żeby każde z nich było w miarę zadowolone. Widząc po tym, co miał na liście był w stanie z mniejszą lub większą pewnością stwierdzić, co czarownica zamierzała z tego wszystkiego uwarzyć. Był szczerze ciekaw, czy jednak spróbuje warzenia szkodliwych eliksirów: ostatnio rozmawiali trochę o truciznach i warzył przy niej parę klasyków. A nawet i Dziesięć Agonii, które robił dość rzadko nawet wtedy, gdy mieszkał jeszcze na Nokturnie. W milczeniu odhaczał kolejne elementy na liście, uśmiechając się nieśmiało do Keata, kiedy ten podał mu kolce smoka. Potrzebował ich już od jakiegoś czasu, a nie był w stanie na żadnych położyć rąk.
| przepraszam, jestem totalnym flakiem dzisiaj ;-;
– Ten eliksir mogę dostarczyć nawet jutro z rana, to prosta robota – oznajmił, pewien swego. Był to bardzo prosty eliksir i jeżeli tylko będzie miał potrzebne ingrediencje to będzie mógł zabrać się do pracy właściwie od razu po spotkaniu. Warzył mikstury właściwie całe swoje życie i Odyn mu świadkiem, że był w tym wprawiony.
Wiele tematów bliskich jego zainteresowaniom zostało poruszonych dziś na spotkaniu, toteż kiedy na Norwega padł wzrok Skamandera – zaskakująco neutralny, można by powiedzieć – Ingisson czuł się w obowiązku coś powiedzieć. Pozwolił jednak najpierw odezwać się Ollivanderowi, dopiero po nim decydując się na jakiekolwiek zabranie głosu.
– Dobrze byłoby się w ogóle dowiedzieć, jak oni zamierzają te różdżki sprawdzać na ulicach. Skoro mamy efekt końcowy, w sensie śledzenie, to w jakiś sposób go osiągnęli. Wątpię, że mają tabun różdżkarzy będących w stanie spojrzeć na różdżkę i stwierdzić "tak, należy do ciebie i jest zarejestrowana". Widziałem chyba tylko dwóch ludzi do tego zdolnych – rzucił, zerkając znów do Ulyssesa. Zdawał sobie sprawę z tego, ile czasu wymagało dojście do takiego stopnia zaawansowania w jego własnym fachu, z różdżkami pewnie było podobnie. A przynajmniej tak mu się wydawało. Każda specjalizacja wymagała dedykacji.
Kiedy na stół zaczęły wjeżdżać ingrediencje Norweg wyciągnął notatnik. Sprawdził wcześniej to, co Charlene wpisała na tablicę. Miała spore zapotrzebowanie, ale Ås był pewien, że uda się to wszystko jakoś sensownie podzielić. Tak, żeby każde z nich było w miarę zadowolone. Widząc po tym, co miał na liście był w stanie z mniejszą lub większą pewnością stwierdzić, co czarownica zamierzała z tego wszystkiego uwarzyć. Był szczerze ciekaw, czy jednak spróbuje warzenia szkodliwych eliksirów: ostatnio rozmawiali trochę o truciznach i warzył przy niej parę klasyków. A nawet i Dziesięć Agonii, które robił dość rzadko nawet wtedy, gdy mieszkał jeszcze na Nokturnie. W milczeniu odhaczał kolejne elementy na liście, uśmiechając się nieśmiało do Keata, kiedy ten podał mu kolce smoka. Potrzebował ich już od jakiegoś czasu, a nie był w stanie na żadnych położyć rąk.
| przepraszam, jestem totalnym flakiem dzisiaj ;-;
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Oczywiście, zdawał sobie sprawę z tego, że małe akcje dywersyjne czy też właśnie zaproponowane przez niego plakaty nie będą priorytetem Zakonu, nie był głupcem. Niemniej był to temat, który zdecydowanie mógł zaznaczyć obecność Zakonu i ich działania szerzej niż na łamach Proroka Codziennego, którego przecież nie czytali wszyscy z uwagi na to, w jakich stosunkach pismo żyło z obecną władzą. Zatem skinął jedynie w stronę Justine głową, dając znać, że rozumie wydany przez nią rozkaz i zajmie się tym. Zresztą chwilę później odezwał się Keat, który zaproponował, że skontaktuje się z kimś z Proroka. - Świetnie, złapię cię po spotkaniu - rzucił krótko. Szczegóły mogli ustalić już poza spotkaniem. Skrzywił się delikatnie, kiedy po raz kolejny zostało wymienione nazwisko Goyle'a. Ten człowiek budził w Tonksie paraliżujące poczucie strachu - a raczej wspomnienie, z którym był nierozerwalnie związany. Boleśnie przekonał się o tym kilka dni po ich pierwszym spotkaniu. Dlatego milczał, znowu odpływając w stronę własnych myśli. Ostatnio zdarzało się to coraz częściej. Zdawał sobie sprawę, że powinien zachowywać się normalnie, skoro Zakonnicy nie mieli poznać prawdy o tym co stało się pod koniec marca, ale jednocześnie nie bardzo umiał przejść do porządku dziennego. Z jednej strony naprawdę chciałby się zaangażować, rzucić jakieś nowe światło na realny problem i najważniejsze zadanie, które stało przed Zakonem, ale prawda była taka, że w jego głowie tkwiła pustka.
/w sumie myślałam, że wczoraj minął termin odpisów i już trochę się gubię do kiedy mamy czas, jeżeli już minął i zlamiłam to można na luzie pominąć
/w sumie myślałam, że wczoraj minął termin odpisów i już trochę się gubię do kiedy mamy czas, jeżeli już minął i zlamiłam to można na luzie pominąć
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Salon
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Okolice :: Stara chata