Pokój dzienny
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Urządzony bardzo prosto i funkcjonalnie. Centralną część pomieszczenia zajmuje nieco podniszczona, skórzana kanapa; zaraz obok niej stoi niedopasowany fotel w znacząco lepszym stanie. Na obu meblach zawsze poniewiera się kilka koców i poduszek, które mają ułatwić zapadnięcie w zdrowotną drzemkę. Nieco na uboczu stoi potężne dębowe biurko, w którego pozamykanych na klucz szafkach przechowywane są wszystkie dokumenty i papierzyska dotyczące funkcjonowania lodziarni. Okna wychodzą na mały dziedziniec wewnątrz kamienicy, jako jedyne w domu, po uchyleniu nie napełniają pomieszczenia zgiełkiem z ulicy Pokątnej.
W tym pomieszczeniu znajduje się podłączony do sieci Fiuu kominek.
Pokój dzienny
Urządzony bardzo prosto i funkcjonalnie. Centralną część pomieszczenia zajmuje nieco podniszczona, skórzana kanapa; zaraz obok niej stoi niedopasowany fotel w znacząco lepszym stanie. Na obu meblach zawsze poniewiera się kilka koców i poduszek, które mają ułatwić zapadnięcie w zdrowotną drzemkę. Nieco na uboczu stoi potężne dębowe biurko, w którego pozamykanych na klucz szafkach przechowywane są wszystkie dokumenty i papierzyska dotyczące funkcjonowania lodziarni. Okna wychodzą na mały dziedziniec wewnątrz kamienicy, jako jedyne w domu, po uchyleniu nie napełniają pomieszczenia zgiełkiem z ulicy Pokątnej.
W tym pomieszczeniu znajduje się podłączony do sieci Fiuu kominek.
I wish you were the one
Florence G. Fortescue
Zawód : współwłaścicielka lodziarni
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Sometimes the only payoff for having any faith - is when it’s tested again and again everyday
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Fakt, że łatwiej było zapukać, tym bardziej, że przecież Florence wiedziała, o której panna Montgomety kończy swoją pracę (ciężko było nie zapamiętać, gdy zwykle zaraz po jej skończeniu wpadała do lodziarni!), ale po prostu wolała dmuchać na zimne. W końcu jak każdy, Frances mogła mieć jakieś plany i do mieszkania wrócić później! Hiacynt był zaś mądrą sową, odnalazłby ją gdziekolwiek by się jasnowłosa nie udała. Poza tym, zaproszenie listowne nadało temu spotkaniu nieco istotniejszy wydźwięk. Niby miały to być tylko babskie ploty... ale za to jakie poważne babskie ploty! Florence zdawała sobie sprawę, że skoro ona będzie chciała wyciągnąć z Frani wszystko na temat relacji łączącej ją z Floreanem, panna Montgomery na pewno postanowi się zrewanżować tym samym w kwestii Joeya. Florka czuła się niemal zawiedziona, że będzie musiała zaprzeczyć wszystkim domysłom, które zapewne wykiełkowały w głowie Frances przez te wszystkie dni od pamiętnego wieczoru w zagajniku. Tak czy siak, do takich długich i poważnych rozmów trzeba się było porządnie przygotować, więc gdy tylko Hiacynt wrócił z odpowiedzią od Frances, Florka dobrze wykorzystała ten czas, aby upewnić się, że nic im w pogaduchach nie przeszkodzi - ani brak herbaty, ani słodkości, ani tym bardziej, uchowaj Merlinie! niespodziewany powrót Floreana.
- Chodź, chodź! - zawołała, wychodząc z kuchni z tacą, na której właśnie przyjemnie parowały dwie filiżanki wypełnione bursztynowym płynem. Uważając na niesione przez siebie rzeczy, Florence powitała przyjaciółkę tradycyjnym pocałunkiem w policzek, a następnie zaprosiła ją do salonu. A kiedy już zasiadły razem na miękkiej kanapie, Fortescue posłała przyjaciółce baczne spojrzenie, choć w jej oczach widać było też ognik rozbawienia. Czy powinna od razu przejść "do ataku"? A może chwilę pokręcić się dookoła tematu? Jak zachowałby się prawdziwy detektyw? - No dobra, panno Montgometry. To teraz proszę mi wszystko opowiedzieć! Co robiłaś z Floreanem Fortescue trzeciego sierpnia w Weymouth?
Może to było głupie. Może w sumie niepotrzebnie się napalała. Może Frania i Florek po prostu byli tam razem, tak samo jak Florka i Joey - jako przyjaciele? W końcu wszyscy oni znali się całe wieki, jeszcze ze szkoły! Może to tylko urojenia panny Fortescue? Ciężko ją jednak było winić, Florean zasługiwał na odrobinę szczęścia. Tak wiele zawodów go już spotkało. Florka nie chciała pamiętać, jak jeszcze niedawno sama mu o tym przypomniała. A fakt, że była załamana i pijana wcale jej nie usprawiedliwiał!
- Chodź, chodź! - zawołała, wychodząc z kuchni z tacą, na której właśnie przyjemnie parowały dwie filiżanki wypełnione bursztynowym płynem. Uważając na niesione przez siebie rzeczy, Florence powitała przyjaciółkę tradycyjnym pocałunkiem w policzek, a następnie zaprosiła ją do salonu. A kiedy już zasiadły razem na miękkiej kanapie, Fortescue posłała przyjaciółce baczne spojrzenie, choć w jej oczach widać było też ognik rozbawienia. Czy powinna od razu przejść "do ataku"? A może chwilę pokręcić się dookoła tematu? Jak zachowałby się prawdziwy detektyw? - No dobra, panno Montgometry. To teraz proszę mi wszystko opowiedzieć! Co robiłaś z Floreanem Fortescue trzeciego sierpnia w Weymouth?
Może to było głupie. Może w sumie niepotrzebnie się napalała. Może Frania i Florek po prostu byli tam razem, tak samo jak Florka i Joey - jako przyjaciele? W końcu wszyscy oni znali się całe wieki, jeszcze ze szkoły! Może to tylko urojenia panny Fortescue? Ciężko ją jednak było winić, Florean zasługiwał na odrobinę szczęścia. Tak wiele zawodów go już spotkało. Florka nie chciała pamiętać, jak jeszcze niedawno sama mu o tym przypomniała. A fakt, że była załamana i pijana wcale jej nie usprawiedliwiał!
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Oczywiście, że znalazła Florence w kuchni. Razem z eklerkami, ku jej wielkiemu uradowaniu. Pomogła zanieść talerz słodkości do pokoju, który znała niemal tak dobrze jak swój własny maleńki salon. Z zamkniętymi oczami bez zająknięcia wymieniłaby wszystkie książki stojące na pólkach, z wyjątkiem tej na samej górze, po lewej. Czyżby coś nowego? Frances usadowiła się na kanapie obok Florence i wziąwszy do ręki filiżankę, spojrzała na przyjaciółkę wyczekująco. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że zaraz spadnie na nią jakaś ekscytująca bomba i Frania nie mogła się doczekać.
Dopiero kiedy ją trafiło zreflektowała się, że następnym razem warto byłoby nie życzyć sobie takich rzeczy.
- Czekaj no… Trzeciego? – chociaż treść pytania nieco zdziwiła Franię, jej pierwszym odruchem było po prostu na nie odpowiedzieć. Przecież rozmawiała z Florence, co miała przed nią do ukrycia? – Byliśmy w Weymouth oczywiście. – przez chwilę miała nieprzepartą chęć wypalić, że planowali tamtego dnia z Floreanem napad na bank albo szukali innego sposobu na pozyskanie funduszy potrzebnych do otwarcia niewielkiej hodowli druzgotków w Tamizie tylko po to, by nieco zbić Florence z pantałyku, zupełnie jak ona to zrobiła. Skąd wzięło jej się podobne pytanie? Frani zdawało się, że spędzała z bliźniętami tak dużo czasu, że granice między poszczególnymi dniami zacierały się, a bycie razem coraz bardziej zbliżało się do definicji normalności danego dnia. Mieszkali tak blisko siebie, a na dodatek udało im się zaprzyjaźnić – dlaczego nie miałoby tak być? – Czy to nie wtedy przypadkiem widzieliśmy się w zagajniku? – pamiętała, że puszczanie wianków odbywało się czwartego (planowała bowiem odwiedzić Weymouth tylko tego dnia), a tam wypatrywała już napotkanej dzień wcześniej Florence.
- Nie do końca rozumiem, o co ci chodzi… – przyznała, wzruszając ramionami. Nie pomyślała przychodząc do Florence, o dysproporcji powstałej w ilości czasu, jaki spędzała osobno z każdym z rodzeństwa Fortescue. Floreana widywała ostatnio znacznie częściej (choć nie była tego w pełni świadoma), co wynikało zarówno z przypadku, jak i z przynależności ich obojga do Zakonu. Rzeczywiście, skrywali przed Florence tajemnicę, chociaż nie taką, o jaką ich podejrzewała.
Chyba nie robiła się zazdrosna o brata? Frania wysiliła pamięć, by odszukać we wspomnieniach z tamtego dnia coś, co mogłoby zaniepokoić Florence. Nie znalazła jednak nic niezwykłego – spędzali czas z Floreanem robiąc to, co zwykle.
No, może z jednym wyjątkiem. Zdarzyło im się zrobić jedną rzecz, wyjątkowo przyjemną, na którą w Londynie nie mieli nigdy szans. Na ustach Frani na samą myśl pojawił się rozmarzony uśmiech.
- Jedliśmy jeżyny. – wspomniała, błądząc wokół możliwych przyczyn zainteresowania Florence. – Prosto z krzaczka, pełno ich tam rosło, pamiętasz? Coś wspaniałego.
Dopiero kiedy ją trafiło zreflektowała się, że następnym razem warto byłoby nie życzyć sobie takich rzeczy.
- Czekaj no… Trzeciego? – chociaż treść pytania nieco zdziwiła Franię, jej pierwszym odruchem było po prostu na nie odpowiedzieć. Przecież rozmawiała z Florence, co miała przed nią do ukrycia? – Byliśmy w Weymouth oczywiście. – przez chwilę miała nieprzepartą chęć wypalić, że planowali tamtego dnia z Floreanem napad na bank albo szukali innego sposobu na pozyskanie funduszy potrzebnych do otwarcia niewielkiej hodowli druzgotków w Tamizie tylko po to, by nieco zbić Florence z pantałyku, zupełnie jak ona to zrobiła. Skąd wzięło jej się podobne pytanie? Frani zdawało się, że spędzała z bliźniętami tak dużo czasu, że granice między poszczególnymi dniami zacierały się, a bycie razem coraz bardziej zbliżało się do definicji normalności danego dnia. Mieszkali tak blisko siebie, a na dodatek udało im się zaprzyjaźnić – dlaczego nie miałoby tak być? – Czy to nie wtedy przypadkiem widzieliśmy się w zagajniku? – pamiętała, że puszczanie wianków odbywało się czwartego (planowała bowiem odwiedzić Weymouth tylko tego dnia), a tam wypatrywała już napotkanej dzień wcześniej Florence.
- Nie do końca rozumiem, o co ci chodzi… – przyznała, wzruszając ramionami. Nie pomyślała przychodząc do Florence, o dysproporcji powstałej w ilości czasu, jaki spędzała osobno z każdym z rodzeństwa Fortescue. Floreana widywała ostatnio znacznie częściej (choć nie była tego w pełni świadoma), co wynikało zarówno z przypadku, jak i z przynależności ich obojga do Zakonu. Rzeczywiście, skrywali przed Florence tajemnicę, chociaż nie taką, o jaką ich podejrzewała.
Chyba nie robiła się zazdrosna o brata? Frania wysiliła pamięć, by odszukać we wspomnieniach z tamtego dnia coś, co mogłoby zaniepokoić Florence. Nie znalazła jednak nic niezwykłego – spędzali czas z Floreanem robiąc to, co zwykle.
No, może z jednym wyjątkiem. Zdarzyło im się zrobić jedną rzecz, wyjątkowo przyjemną, na którą w Londynie nie mieli nigdy szans. Na ustach Frani na samą myśl pojawił się rozmarzony uśmiech.
- Jedliśmy jeżyny. – wspomniała, błądząc wokół możliwych przyczyn zainteresowania Florence. – Prosto z krzaczka, pełno ich tam rosło, pamiętasz? Coś wspaniałego.
Frances Montgomery
Zawód : nauczycielka Zaklęć w Hogwarcie
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Would it be all right
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Entuzjastycznie pokiwała twierdząco głową, kiedy padło pytanie o zagajnik. Robili postępy, myśli Frances podążały we właściwym kierunku, ogniskując się na odpowiednim wydarzeniu. Bo tak, młodsza z bliźniąt Fortescue nawiązywała oczywiście do tego pamiętnego wieczora w zagajniku, gdy ludzie zebrani w Weymouth przelewali wosk, wróżąc sobie co im przyniesie przyszłość. Oraz do chwili, kiedy Florence napotkała swojego brata z jego towarzyszką! Już to bardzo wiele jej powiedziało o możliwej relacji, która budowała się między tą dwójką (lub którą Florka po prostu sobie wymyśliła, ale wolała jedna wierzyć w tę pierwszą wersję). Późniejsze doniesienia, jakoby Florek następnego dnia wyłowił z morza wianek upleciony uprzednio przez Franię, były ostatnim dowodem potwierdzającym tezę panny Fortescue.
- Och, nie udawaj! - zawołała, odczuwając nagle przypływ lekkiej frustracji. Słysząc fragment o jeżynach, kobieta miała ochotę unieść ręce ku niebu. Albo ta dwójka jeszcze zupełnie nie zorientowała się w tym, co dla wprawnych oczu obserwatora było niemal oczywiste, albo bardzo nieudolnie próbowali udawać przed wszystkimi, że wcale, ale to wcale nie mają się ku sobie. Gdyby to Florka miała obstawiać, prawdopodobnie typowałaby pierwszą opcję - z doświadczeń po swoim dość krótkim i zakończonym raczej burzliwie związku, wiedziała, że najciężej było w ogóle połapać się w swoich uczuciach. A skoro tak, panna Fortescue poczuwała się do obowiązku, aby te dwa gołąbeczki w końcu oświecić. Być może nie powinna się do tego tak mieszać, ktoś mógłby stwierdzić, że to wcale nie była jej sprawa. Zamierzała jednak zaryzykować. W końcu delikatne, przyjacielskie naprowadzenie na właściwy kierunek nikomu jeszcze nie zaszkodziło!
- Frances, czemu nie powiesz mi wprost, że to była randka z Floreanem, hm? - Florence aż musiała ukryć swój uśmieszek za filiżanką herbaty, której łyk postanowiła upić właśnie w tej chwili. Zupełnie nie przyszło jej do głowy, że Frances może odebrać jej pytania jako przejaw zazdrości o Florka. Był jej bratem bliźniakiem, mieszkali razem, razem pracowali. Zawsze razem. No, były oczywiście wyjątki, niemniej nie było choćby cienia możliwości, aby to rodzeństwo utraciło ze sobą dobry kontakt. Zawsze opiekowali się sobą nawzajem i dbali jedno o drugie - tak jak Florka w tej chwili dbała o to, by Florean oraz jego przyjaciółka przejrzeli na oczy.
- Jakie wróżby wam wyszły? - dopytywała. Może jakieś serca?
- Och, nie udawaj! - zawołała, odczuwając nagle przypływ lekkiej frustracji. Słysząc fragment o jeżynach, kobieta miała ochotę unieść ręce ku niebu. Albo ta dwójka jeszcze zupełnie nie zorientowała się w tym, co dla wprawnych oczu obserwatora było niemal oczywiste, albo bardzo nieudolnie próbowali udawać przed wszystkimi, że wcale, ale to wcale nie mają się ku sobie. Gdyby to Florka miała obstawiać, prawdopodobnie typowałaby pierwszą opcję - z doświadczeń po swoim dość krótkim i zakończonym raczej burzliwie związku, wiedziała, że najciężej było w ogóle połapać się w swoich uczuciach. A skoro tak, panna Fortescue poczuwała się do obowiązku, aby te dwa gołąbeczki w końcu oświecić. Być może nie powinna się do tego tak mieszać, ktoś mógłby stwierdzić, że to wcale nie była jej sprawa. Zamierzała jednak zaryzykować. W końcu delikatne, przyjacielskie naprowadzenie na właściwy kierunek nikomu jeszcze nie zaszkodziło!
- Frances, czemu nie powiesz mi wprost, że to była randka z Floreanem, hm? - Florence aż musiała ukryć swój uśmieszek za filiżanką herbaty, której łyk postanowiła upić właśnie w tej chwili. Zupełnie nie przyszło jej do głowy, że Frances może odebrać jej pytania jako przejaw zazdrości o Florka. Był jej bratem bliźniakiem, mieszkali razem, razem pracowali. Zawsze razem. No, były oczywiście wyjątki, niemniej nie było choćby cienia możliwości, aby to rodzeństwo utraciło ze sobą dobry kontakt. Zawsze opiekowali się sobą nawzajem i dbali jedno o drugie - tak jak Florka w tej chwili dbała o to, by Florean oraz jego przyjaciółka przejrzeli na oczy.
- Jakie wróżby wam wyszły? - dopytywała. Może jakieś serca?
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Dni spędzone w Weymouth zlały się w pasmo słonecznego ciepła, z którego trudno było wyodrębnić poszczególne momenty. Frances pamiętała oczywiście wszystko, co się jej przydarzyło, gdyby miała jednak uporządkować wydarzenia festiwalu w jakimś chronologicznym porządku – być może stanowiłoby to problem.
- Nie wiem, czy randka, co mam ci powiedzieć? – wzruszyła ramionami, po czym sięgnęła po ciasteczko. Nie zdenerwowała się, a jej odpowiedź nie miała zabrzmieć jakby była zirytowana pytaniem Florence. Zwyczajnie nie była pewna, czy trzeba jakoś specjalnie nazywać jej spotkania z bratem przyjaciółki, zwłaszcza że Florence doskonale wiedziała, że on także jest przede wszystkim przyjacielem dla Frani. Równie dobrze jej spotkanie przy herbatce z Florence można by nazwać randką, gdyby poproszono Franię o przyklejanie etykietki. – Nie zrozum mnie źle, Florean jest bardzo – urwała, niezdecydowana, co powiedzieć dalej. Miły? Odważny? Przystojny? Dobry? Zrezygnowana, odhaczyła w myślach pole „wszystkie odpowiedzi są poprawne” i niewiele mądrzejsza niż przed chwilą, podjęła przerwaną myśl: – w ogóle bardzo jest, ale nie wydaje mi się, że to była jakaś wyjątkowa romantyczna okazja. Zaproponował, że spędzimy razem festiwal i po prostu chodziliśmy wszędzie wspólnie.
Gdyby się nad tym zastanowiła, to znacznie częściej niż tylko w Weymouth można by pewnie uznać ich, patrząc z boku, za randkujący duet, ale z drugiej strony Frances nie była pewna, co tak naprawdę rozgranicza jeden rodzaj spotkania od drugiego. Szczególnie gdy udało się jej już nawiązać bliskie relacje, nie poświęcała więcej uwagi na to, gdzie i jakie granice się zacierają. Wzajemne stosunki, znaczenia gestów zmieniały się jako część naturalnego procesu, nad którym – jak zdawało się Frani – miała bardzo małą kontrolę. Dlatego też nie zastanawiała się zbytnio nad tym, jak jej relacje postrzegane są przez innych, ani też nie zamartwiała się, w jakim kierunku podążą w przyszłości. W końcu nie miała ku temu żadnych powodów, nic - jeśli wykluczyć zdarzenia losowe, na które nie miało rady żadne z nich - nie zapowiadało, by coś miało się diametralnie zmienić. Była jednak przy tym nieco hipokrytką, zaraz bowiem, już za momencik, kiedy Florence zrezygnuje już z podpuszczania jej, obiecała sobie sama zapytać ją o jej własną randkę.
- Hm. Niech pomyślę – nie przejmowała się wcale wróżbami; przyszła do zagajnika z Floreanem, ponieważ to jemu zależało na laniu wosku i odgadywaniu przyszłości. Znacznie lepiej naprawdę wspominała jeżyny, ani razu nie myśląc od tamtego dnia o bzdurnych przepowiedniach. – Mnie pająk, czy coś w tym rodzaju. A jemu kot. Chyba. Może małpa. – odpowiedziała, przypominając sobie ich dywagacje o woskowych kształtach. – Nie sądzisz chyba, że ma to jakieś znaczenie? – zapytała, unosząc brwi. Jej sceptycyzm wobec wróżbiarstwa zaprawiony na dodatek odrobiną osobistej niechęci zabranej w dalszą podróż przez życie jeszcze ze szkoły był wszak powszechnie znany.
- Nie wiem, czy randka, co mam ci powiedzieć? – wzruszyła ramionami, po czym sięgnęła po ciasteczko. Nie zdenerwowała się, a jej odpowiedź nie miała zabrzmieć jakby była zirytowana pytaniem Florence. Zwyczajnie nie była pewna, czy trzeba jakoś specjalnie nazywać jej spotkania z bratem przyjaciółki, zwłaszcza że Florence doskonale wiedziała, że on także jest przede wszystkim przyjacielem dla Frani. Równie dobrze jej spotkanie przy herbatce z Florence można by nazwać randką, gdyby poproszono Franię o przyklejanie etykietki. – Nie zrozum mnie źle, Florean jest bardzo – urwała, niezdecydowana, co powiedzieć dalej. Miły? Odważny? Przystojny? Dobry? Zrezygnowana, odhaczyła w myślach pole „wszystkie odpowiedzi są poprawne” i niewiele mądrzejsza niż przed chwilą, podjęła przerwaną myśl: – w ogóle bardzo jest, ale nie wydaje mi się, że to była jakaś wyjątkowa romantyczna okazja. Zaproponował, że spędzimy razem festiwal i po prostu chodziliśmy wszędzie wspólnie.
Gdyby się nad tym zastanowiła, to znacznie częściej niż tylko w Weymouth można by pewnie uznać ich, patrząc z boku, za randkujący duet, ale z drugiej strony Frances nie była pewna, co tak naprawdę rozgranicza jeden rodzaj spotkania od drugiego. Szczególnie gdy udało się jej już nawiązać bliskie relacje, nie poświęcała więcej uwagi na to, gdzie i jakie granice się zacierają. Wzajemne stosunki, znaczenia gestów zmieniały się jako część naturalnego procesu, nad którym – jak zdawało się Frani – miała bardzo małą kontrolę. Dlatego też nie zastanawiała się zbytnio nad tym, jak jej relacje postrzegane są przez innych, ani też nie zamartwiała się, w jakim kierunku podążą w przyszłości. W końcu nie miała ku temu żadnych powodów, nic - jeśli wykluczyć zdarzenia losowe, na które nie miało rady żadne z nich - nie zapowiadało, by coś miało się diametralnie zmienić. Była jednak przy tym nieco hipokrytką, zaraz bowiem, już za momencik, kiedy Florence zrezygnuje już z podpuszczania jej, obiecała sobie sama zapytać ją o jej własną randkę.
- Hm. Niech pomyślę – nie przejmowała się wcale wróżbami; przyszła do zagajnika z Floreanem, ponieważ to jemu zależało na laniu wosku i odgadywaniu przyszłości. Znacznie lepiej naprawdę wspominała jeżyny, ani razu nie myśląc od tamtego dnia o bzdurnych przepowiedniach. – Mnie pająk, czy coś w tym rodzaju. A jemu kot. Chyba. Może małpa. – odpowiedziała, przypominając sobie ich dywagacje o woskowych kształtach. – Nie sądzisz chyba, że ma to jakieś znaczenie? – zapytała, unosząc brwi. Jej sceptycyzm wobec wróżbiarstwa zaprawiony na dodatek odrobiną osobistej niechęci zabranej w dalszą podróż przez życie jeszcze ze szkoły był wszak powszechnie znany.
Frances Montgomery
Zawód : nauczycielka Zaklęć w Hogwarcie
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Would it be all right
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Spróbuj się nad tym głębiej zastanowić - poradziła jej spokojnym tonem.
Festiwal Lata był wydarzeniem ściągającym tłumy, i mimo, że jego motywem przewodnim była historia miłosna, a cała otoczka i konkurencje miały w jakiś sposób nawiązywać swoim charakterem do tej opowieści, ciężko było oczekiwać, by wśród przybyłych na festyn ludzi byli tylko i wyłącznie zakochani. To oczywiste, wizja zabawy i skorzystania z przeróżnych atrakcji oraz zakupienia ciekawych fantów na jarmarku była kusząca dla każdego. A wiadomo też, że na takie imprezy chadza się najlepiej w grupie, ze znajomymi i rodziną. Florence mogłaby więc ewentualnie wyobrazić sobie, że jej brat oraz panna Montgomery zjawili się tam właśnie jako przyjaciele. W końcu ona sama wybrała się tam z Josephem! A na konkursie kulinarnym widziała Bertiego! Było jednak coś, taka drobna myśl, która za nic nie chciała wypaść jej z głowy. Florean spędził niemal cały festiwal tylko z Frances. Wieczorami, po powrocie do mieszkania, bardzo chętnie dzielił się z siostrą historiami o tym, co robił danego dnia na festynie - i w niemal każdej opowieści przewijała się właśnie Frances! A przecież pan Fortescue miał wielu innych znajomych. Był dość popularny dzięki swoim barwnym strojom oraz osobowości. Samej Florce udało się wyrwać brata tylko na zakupy na jarmarku! Już samo to musiało dać jej do myślenia.
- Otóż to, moja droga - odpowiedziała jej Florence, celując w swoją przyjaciółkę łyżką. - I spędziliście razem caaały festiwal? Tylko we dwójkę? Łowił twój wianek i w ogóle? - upewniała się, chociaż przecież doskonale znała odpowiedź. Musiała jednak naprowadzić Frances na właściwy trop. Czasami to było takie frustrujące, kiedy dostrzegało się coś, co dla innych było niewidoczne! Bo czy naprawdę Frances określiłaby spotkanie się z Florence jako "randkę"? Istotnie, znali się już szmat czasu, całą trójką, ale istniały pewne granice, określające, gdzie kończy się przyjaźń a gdzie zaczyna coś... konkretniejszego. W te rejony Florka nie miała wstępu. Nie w tym towarzystwie.
- Niespecjalnie, chociaż Joseph pewnie stwierdziłby inaczej - odparła, przypominając sobie z jakim zaangażowaniem Wright próbował odczytywać kształty widoczne w wosku. On zapewne przynajmniej w jakimś niewielkim stopniu wierzył, że te wróżby były prawdziwe.- Po prostu byłam ciekawa, co wam wyszło.
Naprawdę się zawiodła, że to nie były serca. Miałaby wtedy jeszcze jeden argument, którego mogłaby użyć w tej dyskusji!
Festiwal Lata był wydarzeniem ściągającym tłumy, i mimo, że jego motywem przewodnim była historia miłosna, a cała otoczka i konkurencje miały w jakiś sposób nawiązywać swoim charakterem do tej opowieści, ciężko było oczekiwać, by wśród przybyłych na festyn ludzi byli tylko i wyłącznie zakochani. To oczywiste, wizja zabawy i skorzystania z przeróżnych atrakcji oraz zakupienia ciekawych fantów na jarmarku była kusząca dla każdego. A wiadomo też, że na takie imprezy chadza się najlepiej w grupie, ze znajomymi i rodziną. Florence mogłaby więc ewentualnie wyobrazić sobie, że jej brat oraz panna Montgomery zjawili się tam właśnie jako przyjaciele. W końcu ona sama wybrała się tam z Josephem! A na konkursie kulinarnym widziała Bertiego! Było jednak coś, taka drobna myśl, która za nic nie chciała wypaść jej z głowy. Florean spędził niemal cały festiwal tylko z Frances. Wieczorami, po powrocie do mieszkania, bardzo chętnie dzielił się z siostrą historiami o tym, co robił danego dnia na festynie - i w niemal każdej opowieści przewijała się właśnie Frances! A przecież pan Fortescue miał wielu innych znajomych. Był dość popularny dzięki swoim barwnym strojom oraz osobowości. Samej Florce udało się wyrwać brata tylko na zakupy na jarmarku! Już samo to musiało dać jej do myślenia.
- Otóż to, moja droga - odpowiedziała jej Florence, celując w swoją przyjaciółkę łyżką. - I spędziliście razem caaały festiwal? Tylko we dwójkę? Łowił twój wianek i w ogóle? - upewniała się, chociaż przecież doskonale znała odpowiedź. Musiała jednak naprowadzić Frances na właściwy trop. Czasami to było takie frustrujące, kiedy dostrzegało się coś, co dla innych było niewidoczne! Bo czy naprawdę Frances określiłaby spotkanie się z Florence jako "randkę"? Istotnie, znali się już szmat czasu, całą trójką, ale istniały pewne granice, określające, gdzie kończy się przyjaźń a gdzie zaczyna coś... konkretniejszego. W te rejony Florka nie miała wstępu. Nie w tym towarzystwie.
- Niespecjalnie, chociaż Joseph pewnie stwierdziłby inaczej - odparła, przypominając sobie z jakim zaangażowaniem Wright próbował odczytywać kształty widoczne w wosku. On zapewne przynajmniej w jakimś niewielkim stopniu wierzył, że te wróżby były prawdziwe.- Po prostu byłam ciekawa, co wam wyszło.
Naprawdę się zawiodła, że to nie były serca. Miałaby wtedy jeszcze jeden argument, którego mogłaby użyć w tej dyskusji!
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Tak zupełnie szczerze, zastanawiała się już nieraz. Myślała, kogo tu zostawi i co zastanie, gdy wróci, za czym w międzyczasie zatęskni najbardziej. Z oczywistych względów nie mogła – pomimo nieprzemyślanych deklaracji, jakie poczyniła w chwili niepewności, gdy Florence postawiła ją pod ścianą – myśleć o rodzeństwie Fortescue w tych samych kategoriach. Zwykle pewnie byli nierozłączni i o ile z początku Frances zaistniała w ich wspólnym życiu, na przestrzeni czasu zaczęła chyba odgrywać odmienne role w rzeczywistości każdego z nich. Odkąd dołączyła do Zakonu Feniksa, siłą rzeczy związało ją to z Floreanem w nieco inny sposób. Czy rzeczywiście w ich relacji dało się zauważyć także inne zmiany wynikłe nie tylko z zachowywania wspólnego sekretu?
Frances odruchowo sięgnęła po filiżankę i upiła łyk herbaty, by zamaskować chwilowe zakłopotanie. Dokładnie dlatego nie lubiła rozmyślać o ewolucjach swoich przyjaźni.
- I sugerujesz, że do jakiego wniosku dojdę? – w jej tonie pobrzmiewało zwątpienie, ale Frances chyba szczerze oczekiwała odpowiedzi. Pytanie Florence wzbudziło w niej poczucie winy. Kiedy spojrzała na festiwal z jej perspektywy, poczuła się niewiarygodnie głupio.
- Zwykle pewnie spędzaliście go razem, prawda? – zapytała, nie przyznając na głos, że wszystkie domysły panny Fortescue są prawdziwe. Frances, mimo tego, że dzięki czarownej atmosferze Weymouth ocknęła się w niej na moment romantyczka, nie szukała żadnych znaków. Wszystkie zapowiedzi traktowała jak żart, a tradycje zamachujące się na drgnienia dziewczęcych serc zbywała machnięciem ręki dorosłej kobiety. Wierzyła, że nic się nie kryje za ich wspólnie spędzanym czasem prócz zwykłej już potrzeby, by po prostu być ze sobą. Prawda, że nie klasyfikowała, kim właściwie chcą być dla siebie, uznając – naiwnie być może – że wystarczy, jeśli będą sobą. Wszystko przecież mogło skończyć się tak nagle, albo bezpowrotnie zmienić.
- Co znaczą te wszystkie pytania, Florence? – westchnęła, nie wiedząc, czy ma ją przeprosić, czy roześmiać się. Podziękować? Ostatecznie uśmiechnęła się przyjemnie, przyjaźnie. Tylko dlatego, że Frania poczuła się przez moment nieswojo, nie mogło oznaczać, by Florence chciała postawić ją w takiej pozycji.
- Oczywiście. – skomentowała bardziej miękko, z sentymentem wspominając entuzjazm Joego do interpretacji wróżbiarskich jeszcze z Hogwartu. – Swoją drogą, bardzo mnie ciekawi, co ty twierdzisz na jego temat. Bo wiesz, to też całkiem wyglądało na randkę. – powiedziała, unosząc brwi znacząco.
Frances odruchowo sięgnęła po filiżankę i upiła łyk herbaty, by zamaskować chwilowe zakłopotanie. Dokładnie dlatego nie lubiła rozmyślać o ewolucjach swoich przyjaźni.
- I sugerujesz, że do jakiego wniosku dojdę? – w jej tonie pobrzmiewało zwątpienie, ale Frances chyba szczerze oczekiwała odpowiedzi. Pytanie Florence wzbudziło w niej poczucie winy. Kiedy spojrzała na festiwal z jej perspektywy, poczuła się niewiarygodnie głupio.
- Zwykle pewnie spędzaliście go razem, prawda? – zapytała, nie przyznając na głos, że wszystkie domysły panny Fortescue są prawdziwe. Frances, mimo tego, że dzięki czarownej atmosferze Weymouth ocknęła się w niej na moment romantyczka, nie szukała żadnych znaków. Wszystkie zapowiedzi traktowała jak żart, a tradycje zamachujące się na drgnienia dziewczęcych serc zbywała machnięciem ręki dorosłej kobiety. Wierzyła, że nic się nie kryje za ich wspólnie spędzanym czasem prócz zwykłej już potrzeby, by po prostu być ze sobą. Prawda, że nie klasyfikowała, kim właściwie chcą być dla siebie, uznając – naiwnie być może – że wystarczy, jeśli będą sobą. Wszystko przecież mogło skończyć się tak nagle, albo bezpowrotnie zmienić.
- Co znaczą te wszystkie pytania, Florence? – westchnęła, nie wiedząc, czy ma ją przeprosić, czy roześmiać się. Podziękować? Ostatecznie uśmiechnęła się przyjemnie, przyjaźnie. Tylko dlatego, że Frania poczuła się przez moment nieswojo, nie mogło oznaczać, by Florence chciała postawić ją w takiej pozycji.
- Oczywiście. – skomentowała bardziej miękko, z sentymentem wspominając entuzjazm Joego do interpretacji wróżbiarskich jeszcze z Hogwartu. – Swoją drogą, bardzo mnie ciekawi, co ty twierdzisz na jego temat. Bo wiesz, to też całkiem wyglądało na randkę. – powiedziała, unosząc brwi znacząco.
Frances Montgomery
Zawód : nauczycielka Zaklęć w Hogwarcie
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Would it be all right
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Powoli dopadała ją lekka niemoc. Albo Florence z wiekiem stała się zwyczajnie beznadziejna w tego typu słowne podchody, albo też... Frances doskonale wiedziała, o co chodziło, ale udawała inaczej! Że też Florka dopiero teraz o tym pomyślała. Tak czy siak, wyglądało na to, że musiała wyłożyć kawę na ławę. Z początku to było nawet słodkie, ta niewinność i niewiedza Frances, ale brunetka uznała, że tym sposobem nie ruszą z tematem nigdzie dalej. - Owszem, zwykle spędzaliśmy go we dwójkę. Ale Florek nigdy nie chciał wyławiać mojego wianka z wody. Poza tym nie o to mi chodzi. - odstawiła swoją filiżankę na talerzyk, żeby móc skupić się na swojej rozmówczyni. Jakaś część jej osoby podejrzewała, że Frances może tylko udawać niewiedzę, jednak z drugiej, czuła się może odrobinkę winna wprowadzenia kobiety w całkiem nieźle widoczną konsternację. Nie było nawet szans by zbyć to żartem, trzeba było iść za ciosem. Poza tym, Florka nie chciałaby wyskakiwać teraz z jakimś głupim tematem mającym odwrócić uwagę blondynki od tego, o czym rozmawiały. - Frances, wasza dwójka... z boku naprawdę wyglądaliście na parę. Zapatrzoną w siebie, flirtującą parę. Więc powiedz mi teraz szczerze - między tobą i Floreanem jest coś? Coś poważniejszego? Wiesz, że mi możesz przecież powiedzieć!
Życzyłaby im wszystkiego co tylko najlepsze. Gdyby dostrzegła wcześniej, że Floreana coś ciągnęło do Frances - nieświadoma oczywiście ogromnego sekretu, który ta dwójka przed nią ukrywała - prawdopodobnie wzięłaby na magiel najpierw brata, a potem zagoniła go do konkretniejszych starań o serce urodziwej pani profesor zaklęć. Bezzwłocznie.
- O nie, nie, nie. Nie próbuj tu odwracać kota ogonem - Florence niemal od razu połapała się do czego Frances postanowiła nawiązać. W końcu przecież sama przed chwilą maglowała ją na podobne tematy. Brunetka musiała jednak srodze rozczarować swoją przyjaciółkę - a także Floreana, bo wiedziała, że po tamtym spotkaniu w zagajniku prawdopodobnie narobił sobie nadziei, że jego siostra kogoś sobie w końcu znalazła.
- Joseph jest taki sam, jak za czasów Hogwartu. Nic a nic się nie zmienił. To nadal dzieciak, który ugania się za każdą możliwą panną w zasięgu wzroku. Tylko trochę urósł. - wyjaśniła jej. Przecież sam Wright opowiadał Florce później, że na każdy z dni festiwalu wybrał się z inną! Wyłowił wianek jednej, na zabawę w labiryncie zabrał drugą, a noc wróżb spędził w towarzystwie trzeciej, w tym przypadku samej Florence. Koszmarny materiał do poważniejszego związku - o czym Frances powinna wiedzieć, jeśli wspomni swoje doświadczenia z tym jegomościem. Może potrzebował jeszcze z dziesięciu lat, aby nieco zmądrzeć i dojrzeć?
Życzyłaby im wszystkiego co tylko najlepsze. Gdyby dostrzegła wcześniej, że Floreana coś ciągnęło do Frances - nieświadoma oczywiście ogromnego sekretu, który ta dwójka przed nią ukrywała - prawdopodobnie wzięłaby na magiel najpierw brata, a potem zagoniła go do konkretniejszych starań o serce urodziwej pani profesor zaklęć. Bezzwłocznie.
- O nie, nie, nie. Nie próbuj tu odwracać kota ogonem - Florence niemal od razu połapała się do czego Frances postanowiła nawiązać. W końcu przecież sama przed chwilą maglowała ją na podobne tematy. Brunetka musiała jednak srodze rozczarować swoją przyjaciółkę - a także Floreana, bo wiedziała, że po tamtym spotkaniu w zagajniku prawdopodobnie narobił sobie nadziei, że jego siostra kogoś sobie w końcu znalazła.
- Joseph jest taki sam, jak za czasów Hogwartu. Nic a nic się nie zmienił. To nadal dzieciak, który ugania się za każdą możliwą panną w zasięgu wzroku. Tylko trochę urósł. - wyjaśniła jej. Przecież sam Wright opowiadał Florce później, że na każdy z dni festiwalu wybrał się z inną! Wyłowił wianek jednej, na zabawę w labiryncie zabrał drugą, a noc wróżb spędził w towarzystwie trzeciej, w tym przypadku samej Florence. Koszmarny materiał do poważniejszego związku - o czym Frances powinna wiedzieć, jeśli wspomni swoje doświadczenia z tym jegomościem. Może potrzebował jeszcze z dziesięciu lat, aby nieco zmądrzeć i dojrzeć?
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Zrozumiała, i to zaledwie po krótkiej chwili, czego Florence od niej oczekuje. Grała na zwłokę, obracając co się dało w żart, chyba tylko ze wstydu przed własną niewiedzą, ignorancją i obawą. Nie myślała przedtem, co myślą sobie o nich inni. Nie zastanawiała się, czy ich zachowania, niewymuszone i zwyczajne dla nich samych, są dla postronnych jakimś szczególnie jasnym sygnałem bliskości. Wszystko wynikało po prostu z ilości spędzanego razem czasu. A Florence przecież dobrze znała przyjaciółkę, miała już sporo okazji, by odkryć budzącą się czasem we Frani flirciarską naturę. Była raczej wylewna, nie szczędziła bliskim uścisków i całusów, przed czym naturalnie nie ustrzegł się także Florean, ale czyżby rzeczywiście ich relacja była aż tak widocznie wyjątkowa, by Florence to wyszczególniła?
Jeśli powstało między nimi jakieś zapatrzenie, Frances nie zauważała go, ani nie chciała zauważać.
- Nie wiem. – odparła, częstując się ciastkiem, by zająć czymś ręce. Robiły się niespokojne, kiedy Frania była zakłopotana, a każda odważniejsza myśl, która musiała przejść jej przez usta, by Florence otrzymała swoją odpowiedź kosztowała ją więcej spokoju. Moment, w którym pozwoli sobie na myślenie w ten sposób zmieni wszystko, granice, których nie chciała widzieć, zaczną się wznosić, być może budując coś nowego, coś co tylko runęłoby, gdyby wznosiła to na chwiejnym fundamencie nadziei, jaką bez przeszkód umiałaby sobie wyhodować. – Nie powinno, prawda? – westchnęła, robiąc nieco zbolałą minę. Czasy takie jak te, w których niedawno utknęli nie obchodzą się łaskawie z zabawami w swatkę. Nie przywiązują uwagi do nazywania uczuć, narzucają inne, cięższe, gorsze. Frances kiedyś nie obawiała się wyznań, ale z biegiem czasu, z każdym elementem komplikującym jej życie przestały być jej potrzebne te wielkie, podniosłe momenty, wielkie przełomy i deklaracje, coraz więcej przeżywała w cichości serca.
- Bardzo nie chcesz, żeby twój braciszek został kawalerem na stare lata, co? – spróbowała zażartować, otrząsnąwszy się z potencjalnie problematycznych rozważań. Nie pierwszy raz swatano ją w podobny sposób, ale ostatni raz zdarzyło się to tak dawno temu, że nie sądziła, iż ktoś jeszcze wpadnie na podobny pomysł w ich dorosłym, poważnym życiu. – Nie masz się czego bać. – uspokoiła ją. Florean był jedną z ostatnich osób, którą podejrzewałaby o samotną starość. Dość daleko był też niestety na liście osób, którym mogła wróżyć dożycie spokojnej starości. Nadchodziły trudne czasy, w których będą musieli wiele ryzykować dla tego, co już ich łączyło, a o czym Florence nie mogła wiedzieć.
- Dobrze wiedzieć, że pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają. – roześmiała się. Świadomość, że „prawdziwe życie” i wszystkie jego przyległości nie zepsuły chłopięcego uroku dawnego przyjaciela była budująca, nawet mimo zaległej między nimi ciszy, najsmutniejszego finału, jakiego mogli się doczekać. – Ale przynajmniej dobrze się bawiliście?
Jeśli powstało między nimi jakieś zapatrzenie, Frances nie zauważała go, ani nie chciała zauważać.
- Nie wiem. – odparła, częstując się ciastkiem, by zająć czymś ręce. Robiły się niespokojne, kiedy Frania była zakłopotana, a każda odważniejsza myśl, która musiała przejść jej przez usta, by Florence otrzymała swoją odpowiedź kosztowała ją więcej spokoju. Moment, w którym pozwoli sobie na myślenie w ten sposób zmieni wszystko, granice, których nie chciała widzieć, zaczną się wznosić, być może budując coś nowego, coś co tylko runęłoby, gdyby wznosiła to na chwiejnym fundamencie nadziei, jaką bez przeszkód umiałaby sobie wyhodować. – Nie powinno, prawda? – westchnęła, robiąc nieco zbolałą minę. Czasy takie jak te, w których niedawno utknęli nie obchodzą się łaskawie z zabawami w swatkę. Nie przywiązują uwagi do nazywania uczuć, narzucają inne, cięższe, gorsze. Frances kiedyś nie obawiała się wyznań, ale z biegiem czasu, z każdym elementem komplikującym jej życie przestały być jej potrzebne te wielkie, podniosłe momenty, wielkie przełomy i deklaracje, coraz więcej przeżywała w cichości serca.
- Bardzo nie chcesz, żeby twój braciszek został kawalerem na stare lata, co? – spróbowała zażartować, otrząsnąwszy się z potencjalnie problematycznych rozważań. Nie pierwszy raz swatano ją w podobny sposób, ale ostatni raz zdarzyło się to tak dawno temu, że nie sądziła, iż ktoś jeszcze wpadnie na podobny pomysł w ich dorosłym, poważnym życiu. – Nie masz się czego bać. – uspokoiła ją. Florean był jedną z ostatnich osób, którą podejrzewałaby o samotną starość. Dość daleko był też niestety na liście osób, którym mogła wróżyć dożycie spokojnej starości. Nadchodziły trudne czasy, w których będą musieli wiele ryzykować dla tego, co już ich łączyło, a o czym Florence nie mogła wiedzieć.
- Dobrze wiedzieć, że pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają. – roześmiała się. Świadomość, że „prawdziwe życie” i wszystkie jego przyległości nie zepsuły chłopięcego uroku dawnego przyjaciela była budująca, nawet mimo zaległej między nimi ciszy, najsmutniejszego finału, jakiego mogli się doczekać. – Ale przynajmniej dobrze się bawiliście?
Frances Montgomery
Zawód : nauczycielka Zaklęć w Hogwarcie
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Would it be all right
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Niby dlaczego nie? - odpowiedziała jej pytaniem. Czasy istotnie były bardzo niespokojne. Świat, który dotychczas znali, zmieniał się i to na ich oczach. Niepokoje panujące w społeczeństwie, problemy z magią, Ministerstwo spalone na popiół. Niedawne zdarzenia zrzuciły na ich barki całą gamę negatywnych emocji - strach, niepewność, zdenerwowanie. Ale pomimo tych wszystkich strasznych wydarzeń, nie można było zapomnieć o jednej rzeczy - o tym, że oni wciąż jednak żyli. Wciąż mieli swoją szarą codzienność, swoje życie oraz uczucia. Na pewno nie był to więc najszczęśliwszy okres na zabawę w swatkę. Ludzie jednak jakoś musieli łagodzić, wyrównywać nadmiar tych negatywnych emocji. Festiwal Lata spisał się pod tym względem świetnie. Florence widziała tam większe tłumy niż w poprzednich latach. Ludzie złaknieni byli odrobiny radości i szczęścia. I Flo wierzyła (może nieco zbyt nachalnie, ale takie jest przecież zadanie swatki), że Florean i Frances mogą sobie to szczęście dać. - To nie o to chodzi - mruknęła w odpowiedzi na próbę żartu Frani. Nie zamierzała jednak rozwijać tematu. Uznała bowiem, że są pewne granice - nawet dla niej, nawet dla siostry - i Florence nie powinna opowiadać o szczegółach poprzednich związków Floreana. Nikt jednak nie wiedział lepiej niż Florka, jak mocno tamte rozstania rozdarły mu serce. Sama nie tak dawno przeżyła z resztą jedno takie rozstanie, a blizny, które zostały po tamtym związku, wciąż bolały. Nie chciała, by przechodził przez to po raz kolejny. Florean zasłużył na odrobinę szczęścia i w końcu na jakiś uśmiech losu. - A co to dokładnie znaczy? - zapytała, nieco zbita z tropu. Teraz już nie bardzo rozumiała - czy Fances chciała potwierdzić jej podejrzenia, czy może wręcz przeciwnie, od razu je zdementować?
Co się tyczyło Josepha, jedyną odpowiedzią na pytanie Frani, była odpowiedź twierdząca. Mimo wszystkich swoich wad, które zachował z czasów Hogwartu, mimo zachowywania się jak wyrostek i swoich ciągot do flirtowania z wszystkimi napotkanymi kobietami, Wright był wciąż dobrym przyjacielem. Takim, z którym można było porozmawiać o głupotach, pośmiać się z niczego, ale też zwrócić się w chwili słabości lub kwestii dużo poważniejszej. Florence wciąż przecież pamiętała, jak stworzyli całkiem zgrabny duet, kiedy na zapleczu lodziarni zaatakował ich golem. Nie było możliwości, by nudzić się z Josephem.
- Ech, przepraszam cię Frances... - Florence odezwała się po dłuższej chwili, podczas której wpatrywała się zamyślonym, niewidzącym wzrokiem w jeden z kątów pokoju. - Za to, że tak na ciebie naskoczyłam i zarzuciłam tyloma pytaniami. To na pewno musiało być kłopotliwe. - potrafiła rozpoznać te drobne znaki, mówiące o tym, że jej przyjaciółka jest zakłopotana. Z resztą, tak na chłopski rozum, kto by się nie zdenerwował, gdyby go tak wypytywać i niemal na siłę swatać? - Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła. Ja po prostu... po prostu chcę by Florek był szczęśliwy. A przy tobie na takiego wygląda. - wyznała szczerze, patrząc w oczy Frani. Miała nadzieję, że kobieta nie będzie się na nią złościć, nawet biorąc pod uwagę, jak zarozumiale Florence się zachowała.
zt
Co się tyczyło Josepha, jedyną odpowiedzią na pytanie Frani, była odpowiedź twierdząca. Mimo wszystkich swoich wad, które zachował z czasów Hogwartu, mimo zachowywania się jak wyrostek i swoich ciągot do flirtowania z wszystkimi napotkanymi kobietami, Wright był wciąż dobrym przyjacielem. Takim, z którym można było porozmawiać o głupotach, pośmiać się z niczego, ale też zwrócić się w chwili słabości lub kwestii dużo poważniejszej. Florence wciąż przecież pamiętała, jak stworzyli całkiem zgrabny duet, kiedy na zapleczu lodziarni zaatakował ich golem. Nie było możliwości, by nudzić się z Josephem.
- Ech, przepraszam cię Frances... - Florence odezwała się po dłuższej chwili, podczas której wpatrywała się zamyślonym, niewidzącym wzrokiem w jeden z kątów pokoju. - Za to, że tak na ciebie naskoczyłam i zarzuciłam tyloma pytaniami. To na pewno musiało być kłopotliwe. - potrafiła rozpoznać te drobne znaki, mówiące o tym, że jej przyjaciółka jest zakłopotana. Z resztą, tak na chłopski rozum, kto by się nie zdenerwował, gdyby go tak wypytywać i niemal na siłę swatać? - Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła. Ja po prostu... po prostu chcę by Florek był szczęśliwy. A przy tobie na takiego wygląda. - wyznała szczerze, patrząc w oczy Frani. Miała nadzieję, że kobieta nie będzie się na nią złościć, nawet biorąc pod uwagę, jak zarozumiale Florence się zachowała.
zt
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Ostatnio zmieniony przez Florence Fortescue dnia 28.02.19 12:45, w całości zmieniany 1 raz
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Frances lubiła to pytanie – dlaczego nie? Samo w sobie czasem stanowiło zachętę, nie potrzebowało aż tak dokładnej argumentacji jak zwykłe, surowe „dlaczego”. Było krokiem w stronę życia tu i teraz, życia, o którym nie wolno było zapominać, nawet gdyby chciała. Chwila obecna nie była chyba najlepszą na poszukiwanie powodów, dlaczego właściwie nie powinno, ale czy ich tymczasowy brak mógł wystarczyć? Frances uśmiechnęła się kwaśno do własnych myśli. Cóż, nie powinien.
- Nie musisz mnie przepraszać. To urocze, że się tak o niego troszczysz. – w końcu gdyby to ona miała takiego brata jak Florean, zdeklarowanego kawalera, który mimo żartobliwych przewidywań własnej samotności nie był do niej stworzony nawet w najmniejszej części, także tylko czekałaby, aż sobie kogoś znajdzie.
Znieruchomiała z filiżanką w połowie drogi do ust, przenosząc spojrzenie z apetycznych eklerek na twarz Florence. Szukała w niej śladów słów, które właśnie uleciały, by przekonać się, że naprawdę usłyszała to, co się jej zdawało.
- Ja… – zaczęła niepewnie. Florence rozczuliła ją, malując im obojgu taki portret, obraz swym urokiem przystający do innego świata. W niektórych chwilach odnosiła wrażenie, że to mogłaby być prawda, że wsiąkali w te sceny graniczące z rzeczywistością z entuzjazmem, jakim nie wypadało wręcz wykazywać się szczególnie w momentach, kiedy świat jakby trochę się rozpadał, ale nie mogła przecież zostać w nich na dłużej. – Bardzo miło mi to słyszeć. – wybrnęła wreszcie ze swoich wahań, szczerze przyznając przed samą sobą, że nie spodziewała się niczego podobnego do takiej deklaracji.
- Komuś takiemu jak on nie można życzyć niczego prócz szczęścia. – całkowitego, beztroskiego, absurdalnie pełnego szczęścia, o którym Frances niemal wstydziła się myśleć, a o którym marzyła naiwnie nie tylko dla siebie. Dokładnie tego samego życzyła zresztą Florence; rodzeństwo Fortescue należało do najlepszych ludzi, jakich przyszło Frani poznać i bez wątpienia oboje zasługiwali na szczęście. – A jeśli może go dostać ode mnie choć trochę… Ja przecież nie zamierzam go zostawiać. Ani jego, ani ciebie, ani nikogo innego. – zapewniła przyjaciółkę, odnajdując wreszcie naturalną ruchomość spiętych mięśni.
- No dobrze. – odezwała się po pewnym czasie, wypełnionym naprędce kleconymi pytaniami i zdawkowymi odpowiedziami. Gawędziły swobodnie, ale Frances nie mogła pozbyć się wrażenia, że nad ich rozmową nadal wisi cień czegoś trudniejszego, niespełnionych oczekiwań i wątpliwości, których nie umiałaby rozstrzygnąć. – Dziękuję za herbatę, Florence, ale chyba już pójdę. – to mówiąc, odstawiła pustą filiżankę na spodeczek i niezwłocznie wstała. – Muszę jeszcze pozałatwiać niektóre rzeczy przed wyjazdem, ale niedługo znów do was wpadnę, obiecuję. – postanowiła sobie przedtem dokładnie przemyśleć odbytą właśnie rozmowę, ale szczerze zamierzała odwiedzić jeszcze przyjaciółkę przed swoim wyjazdem. Pożegnała ją całusem w policzek, zabrała sobie ciasteczko na (wyjątkowo krótką) drogę do domu i po chwili była już u siebie, wciąż nie całkiem dowierzając w to, co właśnie usłyszała.
zt
- Nie musisz mnie przepraszać. To urocze, że się tak o niego troszczysz. – w końcu gdyby to ona miała takiego brata jak Florean, zdeklarowanego kawalera, który mimo żartobliwych przewidywań własnej samotności nie był do niej stworzony nawet w najmniejszej części, także tylko czekałaby, aż sobie kogoś znajdzie.
Znieruchomiała z filiżanką w połowie drogi do ust, przenosząc spojrzenie z apetycznych eklerek na twarz Florence. Szukała w niej śladów słów, które właśnie uleciały, by przekonać się, że naprawdę usłyszała to, co się jej zdawało.
- Ja… – zaczęła niepewnie. Florence rozczuliła ją, malując im obojgu taki portret, obraz swym urokiem przystający do innego świata. W niektórych chwilach odnosiła wrażenie, że to mogłaby być prawda, że wsiąkali w te sceny graniczące z rzeczywistością z entuzjazmem, jakim nie wypadało wręcz wykazywać się szczególnie w momentach, kiedy świat jakby trochę się rozpadał, ale nie mogła przecież zostać w nich na dłużej. – Bardzo miło mi to słyszeć. – wybrnęła wreszcie ze swoich wahań, szczerze przyznając przed samą sobą, że nie spodziewała się niczego podobnego do takiej deklaracji.
- Komuś takiemu jak on nie można życzyć niczego prócz szczęścia. – całkowitego, beztroskiego, absurdalnie pełnego szczęścia, o którym Frances niemal wstydziła się myśleć, a o którym marzyła naiwnie nie tylko dla siebie. Dokładnie tego samego życzyła zresztą Florence; rodzeństwo Fortescue należało do najlepszych ludzi, jakich przyszło Frani poznać i bez wątpienia oboje zasługiwali na szczęście. – A jeśli może go dostać ode mnie choć trochę… Ja przecież nie zamierzam go zostawiać. Ani jego, ani ciebie, ani nikogo innego. – zapewniła przyjaciółkę, odnajdując wreszcie naturalną ruchomość spiętych mięśni.
- No dobrze. – odezwała się po pewnym czasie, wypełnionym naprędce kleconymi pytaniami i zdawkowymi odpowiedziami. Gawędziły swobodnie, ale Frances nie mogła pozbyć się wrażenia, że nad ich rozmową nadal wisi cień czegoś trudniejszego, niespełnionych oczekiwań i wątpliwości, których nie umiałaby rozstrzygnąć. – Dziękuję za herbatę, Florence, ale chyba już pójdę. – to mówiąc, odstawiła pustą filiżankę na spodeczek i niezwłocznie wstała. – Muszę jeszcze pozałatwiać niektóre rzeczy przed wyjazdem, ale niedługo znów do was wpadnę, obiecuję. – postanowiła sobie przedtem dokładnie przemyśleć odbytą właśnie rozmowę, ale szczerze zamierzała odwiedzić jeszcze przyjaciółkę przed swoim wyjazdem. Pożegnała ją całusem w policzek, zabrała sobie ciasteczko na (wyjątkowo krótką) drogę do domu i po chwili była już u siebie, wciąż nie całkiem dowierzając w to, co właśnie usłyszała.
zt
Frances Montgomery
Zawód : nauczycielka Zaklęć w Hogwarcie
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Would it be all right
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Pokój dzienny
Szybka odpowiedź