Liliana Yaxley
Nazwisko matki: Rosier
Miejsce zamieszkania: rodowa posiadłość w Fenland
Czystość krwi: szlachetna
Status majątkowy: bogata
Zawód: stażystka w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wzrost: 160 cm
Waga: 50 kg
Kolor włosów: blond
Kolor oczu: błękitne
Znaki szczególne: gładka cera i złote włosy, niewątpliwie przyciągające uwagę
drzewo różane, sierść kelpii, sztywna, 10 cali
Slytherin
---
Szyszymorę
… jak deszczowe powietrze, świeżo zaparzona kawa, mokre drewno
Osiągam szczyt kariery w Ministerstwie. Może nawet jestem ministrem magii?
szermierką, jazdą konną, historią magii, tańcem, polityką
Srokom z Montrose
jeżdżę konno, ćwiczę szermierkę, czytam, uczę się
muzyki klasycznej
Amanda Seyfried
Na pewno mnie znasz. Jestem Liliana Yaxley i robię karierę w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Właściwie, dopiero zaczynam, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że zajdę wysoko? To, co sobie myślisz niewątpliwie jest prawdą – pomaga mi moja ponad przeciętna uroda. Łatwo jest zawierać z innymi czarodziejami kontakty, kiedy nie mogą ode mnie oderwać wzroku. Co prawda, nader często traktują mnie po prostu jak ładną kobietę, ale nie pozwalam im długo w ten sposób myśleć. Mam jeszcze nienaganne pochodzenie, jestem inteligentna i posiadam geny odziedziczone po mojej matce – urok wili. W manipulacji dopiero się ćwiczę, ale niewątpliwie za pewien czas będę potrafiła każdego przekonać do swoich racji. Dużo wiem o historii magii i czarodziejskiej polityce, mówię perfekcyjnie po francusku i niemiecku.
Od pewnego czasu ojciec szuka dla mnie kandydata na męża. Mi jednak, póki co, wcale się z tym nie śpieszy. Lubię swoją pracę w Ministerstwie i to, że być może w przyszłości zostanę tam kimś ważnym. Chętnie chodzę na przyjęcia i wcale nie cieszy mnie myśl, że każde z nich miałabym spędzać z tym samym mężczyzną. To takie nudne! Staram się nie omijać wydarzeń towarzyskich, podczas których mogę się pokazać i poprzysłuchiwać rozmowom. Lubię też bale, a szczególnie te momenty kiedy można wirować w tańcu.
Życie, które dotychczas wiodłam nie była jakieś specjalnie, chociaż niewątpliwie mój charakter zdążył się ukształtować od kiedy byłam dzieckiem.
Od zawsze wiedziałam, że jestem wyjątkowa. Tak powtarzał mi ojciec, chociaż na początku wydawało mi się, że chodzi o to, że mamy szlachetną krew. Dopiero kiedy stałam się starsza, powiedziano im o tym, że nie każda arystokratka jest aż tak ładna, a w moich żyła płynie krew wspaniałych istot, którą była moja babka. Żałowałam wtedy, że nie mogłam poznać mamy i dowiedzieć się od niej jak to jest być wilą, na pewno zdradziłaby mi mnóstwo sekretów. W pewnym momencie Rosalie zaczęła mówić, że to wszystko moja wina, a ja jej nawet uwierzyłam. Jako starsza siostra była dla mnie wzorem do naśladowania i dopiero jakiś czas po tym jak zaczęła mnie obwiniać, nasze kontakty się rozluźniły. Dziwnie było mieszkać w tym samym domu, jeść razem posiłki, a równocześnie pozwalać, żeby dzielił nas taki dystans. Tak jednak zostało aż do dzisiaj, bo Rosalie nigdy nie powiedziała, że to co kiedyś mówiła nie jest prawdą. Chociaż niedługo po pójściu do Hogwart uświadomiłam sobie, że gadała bzdury, to jakaś uraza została mi długo.
Kiedy więc ona siedziała w bibliotece, ja przebywałam na dworze, korzystając z tego, że mogę. Przez pewien czas, po tym jak u niej wykryto chorobę, również i mnie trzymano jak pod kloszem, ale uzdrowiciele niczego podobne się u mnie nie doszukiwali. Myślałam wtedy, że mam szczęście i żadna choroba nie dotknęła mojego szlachetnego ciałka. Oczywiście, dokuczałam siostrze z tego powodu. Bo ja mogłam uczyć się jeździć konno, galopując potem po okolicznych bagnach, wymachiwać szpadą, kiedy ona tylko się przyglądała.
Dorastanie z samym ojcem miało swoje zalety. A może raczej chodziło o to, że nie doczekał się syna i musiał komuś pokazać te fajne rzeczy, które normalnie robią chłopcy, jak właśnie szermierka. Jednak mimo takich zainteresowań, uczyłam się jak być prawdziwą damą. Guwernantki, które do nas przychodziły, dbały, żebym zawsze kiedy trzeba była ładnie ubrana i uczesana, a przede wszystkim umyta po powrocie z wypraw po bagnach. Poza tym z łatwością przychodziło mi nauczenie się tego, co powinna wiedzieć dziewczynka z dobrego rodu. Wiedziałam kiedy należy ładnie się uśmiechnąć i zabawić gościa rozmową, a kiedy udawać, że mnie nie ma i przysłuchiwać się w ciszy poważnej rozmowie dorosłych. Dzięki temu mogłam być w centrum wydarzeń i czasem zapominano odesłać mnie „bo starsi rozmawiają”. Chociaż i tak niewiele z tego rozumiałam.
Zainteresowałam się też rodzinną biblioteką, oczywiście zawsze zabierając księgi gdzie indziej niż siostra. Czytałam o historii magii, a ojciec ubarwiał to swoimi opowieściami. Uwielbiałam kiedy to robił, ale ponieważ często nie mogłam się doczekać ciągu dalszego, to znajdywałam go w książkach.
Monotonne dni przerwał wreszcie list z Hogwartu. Niedługo potem ściskałam w dłoni swoją pierwszą, nowiusieńką różdżkę (sprzedawca popatrzył się na mnie dziwnie, chociaż nie wiedziałam co takiego jest w „drzewo różane, sierść kelepii”) i jechałam do szkoły. Tiara nie miała wątpliwości do którego domu mnie przydzielić. Od początku czułam, że tam pasuję, świetnie dogadywałam się z kolegami i koleżankami z roku. Dopiero po jakimś czasie zauważyłam, że w mojej obecności chłopcy dziwnie się zachowują. Chociaż przecież wiedziałam kim jestem, to nie zdawałam sobie pojęcia, że mogę w ten sposób wpływać na płeć przeciwną. Miałam czternaście lat, kiedy wiedziałam już do czego może być zdolna moja uroda, a przede wszystkim, zdecydowałam się to wykorzystywać. Co prawda nie byłam w stanie zrobić nic konkretnego, ale sama świadomość, że mój wygląd może ogłupić była w jakiś przyjemna. Moja wcześniejsza nieśmiałość zaczęła się rozwiewać i stawałam się pewną siebie i świadomą swojej urody dziewczyną. Nie zwracałam uwagi na nienawistne spojrzenia koleżanek, które wściekały się, że ich upatrzony chłopak wolał umówić się na randkę ze mną.
Zadziwiające były to lata, kiedy żyłam na skrzydłach świadomości, że mam zarówno piękny wygląd, jak i dobre nazwisko. Mogłam pozwolić sobie niemalże na wszystko, bo szkoła była szkołą, a nie prawdziwym światem. Mimo wszystko, nauczyciele mnie chyba lubili, a egzaminy zdawałam całkiem nieźle. Nienawidziłabym brudzić się na zielarstwie, zupełnie nie miałam pojęcia do czego może mi się przydać dotykanie tych okropnych roślinek, które jedyne co mogły zrobić to opluć mnie jakąś trującą mazią. Nie traktowałam też na serio wróżbiarstwa czy astronomii. To drugie co prawda całkiem lubiłam, bo podobało mi się przyglądanie gwiazdom, ale było gorzej kiedy przychodziło do różnych obliczeń i szukania konkretnych konstelacji. Nie można było powiedzieć, bym była najpilniejszą uczennicą – miałam parę swoich ulubionych dziedzin, m.in. historii magii i zaklęcia. W końcu siedem lat Hogwartu dobiegło końca. Przyłożyłam się do egzaminów na koniec szkoły, bo już wtedy chciałam pracować w Ministerstwie, a ze swoją ambicją nie mogłam pozwolić, żeby ludzie mówili, że dostałam się tam jedynie ze względu na kontakty.
Prawdziwy świat był inny – zdecydowanie bardziej kruchy. Na początku, nim nauczyłam się po nim chodzić, stąpałam powoli i ostrożnie, bojąc się, że zły ruch może sprawić, że wszystko runie. Rozglądałam się i utrzymywałam kontakt ze znajomymi, często spotykaliśmy się na rodzinnych przyjęciach. W ramach swoich zainteresowań rozwijałam swoją wiedzę o historii magii, ćwiczyłam znajomość języków, a także dowiedziałam się trochę o czarnej magii. Tylko po cichu mówiono, że takie księgi można znaleźć w szlacheckich bibliotekach, a ponieważ umiałam dobrze szeptać i znałam kogoś trzeba, nie miałam dużych trudności z dostaniem się do ciekawiących mnie materiałów. W pewnym jednak momencie samo czytanie przestało mi wystarczać, chciałam spróbować jak to jest rzucać zaklęcia. Pewien znajomy, dowiedziawszy się o tym, chętnie pokazał mi parę czarów. Podczas jednej z takich lekcji, zaczęłam się nagle dusić. Znajomy był przerażony, powiedział mi potem, że myślał tylko o tym, że to jedno z zabłąkanych zaklęć mnie trafiło. Zabrał mnie do znajomego uzdrowiciela, nie chcąc od razu odwiedzać Munga, a ten dosyć szybko stwierdził, że nie było w tym ani trochę czarnej magii. Dawno już straciłam przytomność i tylko odpowiednie zaklęcia pozwalały mi oddychać, kiedy wreszcie ktoś odpowiedni mnie obejrzał i udało mu się stwierdzić co mi dolega. Czułam jakby krucha skorupa ziemi zatrzeszczała niebezpiecznie, kiedy oznajmiono mi, że i ja, tak samo jak duża część mojej rodziny, nie zdołałam uniknąć choroby genetycznej. Za dobrą stronę można było uznać, że nie była to Klątwa Ondyny, a Transmutacyjne zaniki organowe, przez które miałam stać się częstym gościem szpitala. Po tym zdarzeniu zainteresowałam się trochę uzdrawianiem, bo nie potrafiłam sobie wyobrazić, że znowu znajdę się w podobnej sytuacji i nie uda mi się pomóc samej sobie. Nauczyłam się rzucać podstawowe zaklęcia, dzięki którym mogłam udzielić pierwszej pomocy i podtrzymać czarodzieja przy życiu, nim uda się sprowadzić bardziej kompetentne osoby.
Trochę czasu minęło nim zgłosiłam się na staż do Ministerstwa. Nie musiałam długo czekać, zresztą i tak wiedziałam, że zostanę przyjęta. Na początku pomagałam głównie z tłumaczeniem dokumentów, nie była to najciekawsza praca ale czasem trafiały się ważne ustawy, które jak wiedziałam, gdyby zostały wprowadzone, mogłyby w różny sposób zmienić czarodziejski świat. Z biegiem czasu zostałam upoważniona do towarzyszenia w spotkaniach z zagranicznymi czarodziejami. Przysłuchiwałam się rozmowom i uczyłam się pilnie jak należy się zachowywać w stosunku do osób o różnych narodowościach. Moi przełożeni odkryli, że w mojej obecności łatwiej załatwiało się interesy, szczególnie z rozmówcami płci męskiej. Byłam tym trochę zażenowana, ale powtarzałam sobie, że to już niedługo będę sama mogła prowadzić ważne rozmowy. Nie wiedziałam tylko jeszcze czy stanie się to w sposób naturalny, z biegiem czasu, czy może pomoże mi moja wciąż doskonalona zdolność manipulacji.
Poza tym, bywałam na wszystkich przyjęciach. Uwielbiałam bawić się w towarzystwie innych arystokratów. Wdawałam się w uprzejmie pogawędki z każdym, by potem, na osobności z przyjaciółmi co niektórych całkiem brzydko obgadać. W towarzystwie nigdy nie wypijałam więcej niż dwa kieliszki wina, chociaż w rzeczywistości lubiłam ten stan, kiedy bąbelki uderzają mi do głowy, a ja czułam się trochę jakbym latała. Podobało mi się, że niektóre rzeczy przestają mieć wtedy znaczenie i można robić to, co w danej chwili przyjdzie do głowy.
Uwielbiam moje obecne życie i cieszę się każdą jego chwilą.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 5 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 22 | +4 (różdżka) |
Czarna Magia: | 1 | +1 (różdżka) |
Magia lecznicza: | 5 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 3 | Brak |
Zwinność: | 9 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Język obcy: francuski | II | 2 |
Język obcy: niemiecki | II | 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | I | 2 |
Historia Magii | II | 10 |
Kłamstwo | II | 10 |
Retoryka | II | 10 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
ONMS | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Szlachecka Etykieta | I | 0 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura(wiedza) | II | 3 |
Malarstwo(wiedza) | I | 0,5 |
Muzyka(wiedza) | I | 0,5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Taniec Balowy | II | 7 |
Jeździectwo | II | 7 |
Szermierka | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Półwila | - | 10(+20) |
Reszta: 10 |
różdżka, 11 punktów, sowa
Witamy wśród Morsów
[01.04.17] Wsiąkiewka +2 PB do reszty
[11.08.17] Wsiąkiewka +2 PB do reszty
[02.11.17] +1 PB do puli (nagroda za szybką zmianę)
[21.05.18] Wsiąkiewka (kwiecień II): +2 PB do reszty
[22.07.16] sabat +35 pkt
[26.07.16] Wyrównanie punktów: -10 pkt, 1 punkt do zaklęć
[19.08.16] udział w gonitwie; +30 PD
[04.10.16] Klub pojedynków (marzec), +10 pkt
[04.10.16] nawiązanie do artykułu, +5 pkt
[01.12.16] Czara ognia, +10 pkt
[8.12.16] Wsiąkiewka styczeń/luty i grudzień +60 PD, + 2 pkt biegłości
[14.01.17] Zakupy: teleportacja, +2 pkt zaklęć -290 PD
[21.01.17] Klub pojedynków (kwiecień), +20 pkt
[30.01.17] Zwrot PD; +20 PD, +1 pkt zaklęć
[01.04.17] Wsiąkiewka (marzec) +90 PD, +2 punkty biegłości
[02.04.17] Zwrot PD (teleportacja); zwrot +90 PD za teleportację i statystyki
[02.06.17] Dodatkowe punkty statystyk (+3 opcm, +2 sprawność)
[14.06.17] Aktualizacja postaci: -3 eliksiry, +2 opcm, +1Z, +2PB (do genetyki wili), -160pd
[09.07.17] Osiągnięcie: Weteran, +100 PD
[11.08.17] Wsiąkiewka (kwiecień): +60 PD, +2 PB
[03.09.17] Zdobycie osiągnięć (Ślepy los, Chodząca porażka), +35 PD
[11.11.17] Zwrot za statystyki, +40 PD
[21.05.18] Wsiąkiewka (kwiecień II): +60 PD, +2 PB