Mniejsza jadalnia
AutorWiadomość
Mniejsza jadalnia
Pomieszczenie nie największych rozmiarów, choć urządzone pięknie i z klasą. Idealne miejsce na posiłki w mniejszym gronie. Znajduje się na pierwszym piętrze.
Lorne Bulstrode
Zawód : łowca smoków i opiekun w rezerwacie Kent
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
22 grudnia
Wspomnienia
Wydaje mi się… Lorne… że powinieneś go zwęzić. Twoja babka musiała być gruboskórna. Kto by się spodziewał, patrząc na Isolde?
Opadający pierścień powoli przemierza swoją drogę ku wilgotnej ziemi. Upada bezdźwięcznie, a jego piękno i czystość zostają skażone błotem. Trwają w kłamstwie, tak więc nie mają szans przetrwać. Marszczą się, kurczą, aż w końcu znikają. Nie ma po nich śladu. Jest tylko ból. Frustracja.
Lorne patrzy i słucha, jak jego narzeczona mota się w uczuciach, w których nawet nie ma cienia kiełkującej miłości. Być może sytuacja w zagajniku była zwyczajnym przypadkiem. Niefortunnym gestem. Wynikiem niezgrabnie gestykulujących dłoni Darcy, która wzgardziła pocałunkiem i każdym słowem Lorne'a. Być może. Ale nie był to pierwszy raz. Znój, pogarda i niezrozumienie zabiły wszelką serdeczną myśl młodego Bulstrode. Wyparły chęć zmiany, dostosowania się. Żadne z nich nie potrafiło udawać. Te zagrywki nie miały żadnego sensu.
Lorne podnosi pierścień, czyści go chustą i oddaje. Choć nie powinien. Ten symbol jest bezużyteczny. Dotyk jest zakazany. Czystość uczuć jest nieosiągalna.
Oboje mówią niewiele, nie patrzą na siebie. Wracają do swych domostw. To tam właśnie, rodzi się w Lornie to potworne uczucie. Jest w tym coś z szaleństwa. Mieszanka wstydu, samotności, odtrącenia. W szerokim łożu, w ciemności, Lorne postanowił, że przyrzeczona mu Darcy zraniła go po raz ostatni. Mężczyzna wielokrotnie wstaje, przemierza puste pokoje i wraca.
To wszystko wspomnienia niezamierzchłej przeszłości. Teraz lord Bulstrude siedzi w jadalni własnej posiadłości i czeka na nią. Jego oblicze jest poważne, nie drga żaden mięsień, mruga bardzo rzadko. Patrzy w jeden punkt, którego wcale nie dostrzega. Goni myśl, ale ta jest o wiele szybsza, znika za horyzontem wspomnień i marzeń. Kolacja dla dwojga jest prawie gotowa. Niezawodne skrzaty. Zawsze je lubił.
Darcy Rosier zraniła go po raz ostatni. Teraz przyszedł czas, by czuła to, co on czuł od momentu pierwszego odtrącenia. Deimos skrywa się w którymś z pomieszczeń. Lorne sprawdzi, czy faktycznie można mu ufać. Od zawsze byli sobie oschli, wrodzy, Lorne czuł do niego niechęć z powodu Tristana. Czy może jest tak, że wszystko co złe, sprowadzane jest przez ród Rosierów? W każdym razie Carrow wiedział kiedy nadejść.
Czekał na Darcy, to już nie są wspomnienia. To teraźniejszość. Siedzi przy stole, ubrany w najlepsze szaty, pachnący najdroższymi perfumami. Dokonał wszelkich starań, by uczta była wspaniała. Szkoda tylko, że będzie musiał ją dojeść z Deimosem, a nie z własną narzeczoną.
Usłyszał, jak Darcy nadchodzi.
Wspomnienia
Wydaje mi się… Lorne… że powinieneś go zwęzić. Twoja babka musiała być gruboskórna. Kto by się spodziewał, patrząc na Isolde?
Opadający pierścień powoli przemierza swoją drogę ku wilgotnej ziemi. Upada bezdźwięcznie, a jego piękno i czystość zostają skażone błotem. Trwają w kłamstwie, tak więc nie mają szans przetrwać. Marszczą się, kurczą, aż w końcu znikają. Nie ma po nich śladu. Jest tylko ból. Frustracja.
Lorne patrzy i słucha, jak jego narzeczona mota się w uczuciach, w których nawet nie ma cienia kiełkującej miłości. Być może sytuacja w zagajniku była zwyczajnym przypadkiem. Niefortunnym gestem. Wynikiem niezgrabnie gestykulujących dłoni Darcy, która wzgardziła pocałunkiem i każdym słowem Lorne'a. Być może. Ale nie był to pierwszy raz. Znój, pogarda i niezrozumienie zabiły wszelką serdeczną myśl młodego Bulstrode. Wyparły chęć zmiany, dostosowania się. Żadne z nich nie potrafiło udawać. Te zagrywki nie miały żadnego sensu.
Lorne podnosi pierścień, czyści go chustą i oddaje. Choć nie powinien. Ten symbol jest bezużyteczny. Dotyk jest zakazany. Czystość uczuć jest nieosiągalna.
Oboje mówią niewiele, nie patrzą na siebie. Wracają do swych domostw. To tam właśnie, rodzi się w Lornie to potworne uczucie. Jest w tym coś z szaleństwa. Mieszanka wstydu, samotności, odtrącenia. W szerokim łożu, w ciemności, Lorne postanowił, że przyrzeczona mu Darcy zraniła go po raz ostatni. Mężczyzna wielokrotnie wstaje, przemierza puste pokoje i wraca.
To wszystko wspomnienia niezamierzchłej przeszłości. Teraz lord Bulstrude siedzi w jadalni własnej posiadłości i czeka na nią. Jego oblicze jest poważne, nie drga żaden mięsień, mruga bardzo rzadko. Patrzy w jeden punkt, którego wcale nie dostrzega. Goni myśl, ale ta jest o wiele szybsza, znika za horyzontem wspomnień i marzeń. Kolacja dla dwojga jest prawie gotowa. Niezawodne skrzaty. Zawsze je lubił.
Darcy Rosier zraniła go po raz ostatni. Teraz przyszedł czas, by czuła to, co on czuł od momentu pierwszego odtrącenia. Deimos skrywa się w którymś z pomieszczeń. Lorne sprawdzi, czy faktycznie można mu ufać. Od zawsze byli sobie oschli, wrodzy, Lorne czuł do niego niechęć z powodu Tristana. Czy może jest tak, że wszystko co złe, sprowadzane jest przez ród Rosierów? W każdym razie Carrow wiedział kiedy nadejść.
Czekał na Darcy, to już nie są wspomnienia. To teraźniejszość. Siedzi przy stole, ubrany w najlepsze szaty, pachnący najdroższymi perfumami. Dokonał wszelkich starań, by uczta była wspaniała. Szkoda tylko, że będzie musiał ją dojeść z Deimosem, a nie z własną narzeczoną.
Usłyszał, jak Darcy nadchodzi.
Lorne Bulstrode
Zawód : łowca smoków i opiekun w rezerwacie Kent
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Darcy nieświadoma jak wiele goryczy zasklepiła w serce swojego przyszłego – wobec przyszłych wydarzeń, już chyba nie – męża, szykowała się długo do tej kolacji. Pierwszy raz sam wykazał inicjatywę, żeby się spotkać. Błędne było zalożenie, że ostatnie spotkanie w zagajniku w końcu nadało ich relacjom jakiś obrót. Rosier nie miała powodów, żeby uważać, że Lorne nie chce, tak jak napisał w liście, wynagrodzić jej sytuacji, jaka miała miejsce w ogrodzie botanicznym. Dlatego jest pełna przekonania co do tego spotkania. Nie zakładałaby, że coś może zepsuć ten wieczór. Ubrała jedną z najlepszych swoich sukni, robiąc tym ukłon w jego kierunku, bo nigdy wcześniej, tylko dla niego, się tak nie starała. Teraz zadbała o każdy szczegół. O kreację, atramentową suknię z gładko opadającymi falami materiału. O biżuterię, swoją rodową, ale barwą nawiązującą do fioletu rodu Bulstrode. Pierścionek, oddany jej tamtego wieczoru błyszczał na jej palcu, kiedy przekroczyła próg jadalni, odprowadzona do niej przez skrzaty. Nie zwietrzyła żadnego podstępu, bo nie miałaby powodów, żeby nie wierzyć swojemu narzeczonemu w jego dobre intencje. Przynajmniej na razie. Jak dotąd miała go za człowieka, który nie potrafi spełnić jej wysokich oczekiwań, ale nie spodziewa się po nim zła, żadnego bólu, który mógłby jej zadać, bo chociaż nie dogadywali się od dłuższego czasu, żadne z nich nie chciało siebie skrzywdzić. Darcy nie chciała skrzywdzić jego, przynajmniej. Być może nieświadomie to zrobiła, stąd w nim tyle frustracji i żalu do jej osoby. Stąd może te szalone plany, które zamierzal wprowadzić w życie.
— Witaj, Lorne — przywitała się, podchodząc do niego, żeby w przepływie chwili ucałować jego policzek. W końcu się postarał, patrząc po przygotowanej dla nich wspólnie kolacji, tylko dlatego, że nie widzą się razem w święta. Chociaż przecież mogłaby go zaprosić, gdyby chciał. Prawdopodobnie dlatego, ze wiedziałaby, że wigilijną kolację i tak spędzi razem z Isolde. Była to przecież, w dalszym ciągu, najbliższa mu kobieta.
— Mam dla Ciebie prezent.
Machnęła głową na skrzaty, które wniosły obraz. Ten obraz, który niegdyś poprosiła Lyrę, żeby jej namalowała. Specjalnie dla niego. Nawet jeśli wcześniej miał być to wyraz jej złośliwości, teraz wręczała go z dobrą wolą. Obraz miał przedstawiać kobietę podobną do Darcy, ale koncepcja się zmieniła. Widać było na nim parę osób, daleko na horyzoncie. Nie było widać ich twarzy, ale teraz bardzo łudząco przypominał klify w Dover. Wbrew pozorom żadna z postaci na malowidle nie próbowała siebie zrzucić w dół wybrzeża.
— Witaj, Lorne — przywitała się, podchodząc do niego, żeby w przepływie chwili ucałować jego policzek. W końcu się postarał, patrząc po przygotowanej dla nich wspólnie kolacji, tylko dlatego, że nie widzą się razem w święta. Chociaż przecież mogłaby go zaprosić, gdyby chciał. Prawdopodobnie dlatego, ze wiedziałaby, że wigilijną kolację i tak spędzi razem z Isolde. Była to przecież, w dalszym ciągu, najbliższa mu kobieta.
— Mam dla Ciebie prezent.
Machnęła głową na skrzaty, które wniosły obraz. Ten obraz, który niegdyś poprosiła Lyrę, żeby jej namalowała. Specjalnie dla niego. Nawet jeśli wcześniej miał być to wyraz jej złośliwości, teraz wręczała go z dobrą wolą. Obraz miał przedstawiać kobietę podobną do Darcy, ale koncepcja się zmieniła. Widać było na nim parę osób, daleko na horyzoncie. Nie było widać ich twarzy, ale teraz bardzo łudząco przypominał klify w Dover. Wbrew pozorom żadna z postaci na malowidle nie próbowała siebie zrzucić w dół wybrzeża.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Witaj, Darcy! - powstał i odsunął od siebie krzesło. - Wyglądasz wprost... olśniewająco. Przepiękna suknia.
Było to prawdą. Dzisiejszego wieczoru Darcy wyglądała prawie nierealnie. Aż zakuło go głęboko w sercu. Cóż to było za uczucie? Pewien żal, że tak wspaniała kobieta odtrącała go od samego początku? Być może.
Los mimo wszelkich poczynań i planów, nie pozwalał być im szczęśliwymi. Niemożliwym był uścisk pełen uczucia, nie istniała wspólna przyszłość. Nie będzie łączyło ich wspólne nazwisko. Różę powoli trawiły płomienie.
Lorne uśmiechał się najnaturalniej, jak tylko potrafił. Prędzej sam stanąłby w jęzorach ognia, niżby zdzierżył kolejny dzień bazujący na niedomówieniach i rozczarowaniu. W jego głowie kłębiła się jedynie żądza zemsty, która zaraz miała nastać. W jego własnej sypialni skrywał się Deimos Carrow, który zgodził się mu pomóc. Wszystko ma potoczyć się tak, by podejrzenia nie padły na nikogo. Dlatego i Lorne i Darcy będą dzisiejszego wieczoru ofiarami. Panna Rosier nie może być świadkiem tego, co jej własny narzeczony uczyni za parę chwil.
W wątłych ramionach skrzatów, wprowadzony został obraz. Wspaniały. Zaczął bacznie mu się przyglądać, a w podziękowaniu ostrożnie uścisnął Darcy.
- Będzie wspaniale zdobił mój dom. Ja sam także mam coś dla ciebie. Poza ucztą, rzecz jasna. Jednak wszystko musi mieć swój początek. Chcę poukładać swoje... nasze wspólne życie na nowo.
Strzelił palcami na znak, by skrzaty znosiły ucztę. Istoty te zaczęły znosić kulinarne różnorodności. Tace błyszczały, a jedzenia na nich było po stokroć zbyt wiele. Wiadomo jednak, że oczyma także się je.
Deimos wiedział doskonale, kiedy się pojawić. Musiał dać im trochę czasu, by pobyć razem. Rozkoszować się smakiem jedzenia, cieszyć się wspólną rozmową.
Lorne niedługo zamknie ważny rozdział w swoim życiu.
Było to prawdą. Dzisiejszego wieczoru Darcy wyglądała prawie nierealnie. Aż zakuło go głęboko w sercu. Cóż to było za uczucie? Pewien żal, że tak wspaniała kobieta odtrącała go od samego początku? Być może.
Los mimo wszelkich poczynań i planów, nie pozwalał być im szczęśliwymi. Niemożliwym był uścisk pełen uczucia, nie istniała wspólna przyszłość. Nie będzie łączyło ich wspólne nazwisko. Różę powoli trawiły płomienie.
Lorne uśmiechał się najnaturalniej, jak tylko potrafił. Prędzej sam stanąłby w jęzorach ognia, niżby zdzierżył kolejny dzień bazujący na niedomówieniach i rozczarowaniu. W jego głowie kłębiła się jedynie żądza zemsty, która zaraz miała nastać. W jego własnej sypialni skrywał się Deimos Carrow, który zgodził się mu pomóc. Wszystko ma potoczyć się tak, by podejrzenia nie padły na nikogo. Dlatego i Lorne i Darcy będą dzisiejszego wieczoru ofiarami. Panna Rosier nie może być świadkiem tego, co jej własny narzeczony uczyni za parę chwil.
W wątłych ramionach skrzatów, wprowadzony został obraz. Wspaniały. Zaczął bacznie mu się przyglądać, a w podziękowaniu ostrożnie uścisnął Darcy.
- Będzie wspaniale zdobił mój dom. Ja sam także mam coś dla ciebie. Poza ucztą, rzecz jasna. Jednak wszystko musi mieć swój początek. Chcę poukładać swoje... nasze wspólne życie na nowo.
Strzelił palcami na znak, by skrzaty znosiły ucztę. Istoty te zaczęły znosić kulinarne różnorodności. Tace błyszczały, a jedzenia na nich było po stokroć zbyt wiele. Wiadomo jednak, że oczyma także się je.
Deimos wiedział doskonale, kiedy się pojawić. Musiał dać im trochę czasu, by pobyć razem. Rozkoszować się smakiem jedzenia, cieszyć się wspólną rozmową.
Lorne niedługo zamknie ważny rozdział w swoim życiu.
Lorne Bulstrode
Zawód : łowca smoków i opiekun w rezerwacie Kent
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Uśmiechnęła się katem ust i skinęła mu z głową. Podobnoż z pokorą, onieśmielona jego komentarzem, ale w gruncie rzeczy była to ulga. Choć raz nie musiała go ciągnąć za język i sam przyznał, że pięknie wyglądała. Godnie? Odpowiednio dla lorda Bulstrode? W podziękowaniu uśmiechnęła się szerzej, siadając do stołu dopiero kiedy odsunął jej krzesło. Siedziała prosto, wpatrując się w jego twarz. Być może to spotkanie miało im wyjątkowo sprzyjać? W milczeniu obserwowała jak skrzaty wnoszą jedzenie, ale że nie były to stworzenia warte jej spojrzeń, w końcu wzrok przeniosła na Lorne.
— Naprawdę się postarałeś. Prawdziwa, świąteczna kolacja.
Pochwaliła go w jednym temacie. W drugim Darcy nie należała do najcierpliwszych, dlatego wiadomość o tym, ze coś dla niej przygotował, sprawiła, że wydawała się zniecierpliwiona, czekając na swój prezent, chociaż starała się tego nie okazywać. Splotła dłonie ze sobą, opierając łokcie na stole blisko jego krawędzi, bo nieuprzejmym byłoby się rozkładać na całym blacie. Jej jasne oczy utkwione były na twarzy Lorne. Było coś dziwnego w jego spojrzeniu, czego nie potrafila określić. Trema? Być może? W końcu i ten wzrok spuścila, nie chcąc być zbyt nachalna.
— Nasz… — spróbowała go poprawić, a jeśli nie wiedziałby o czym mówiła, dodała dla sprostowaniu: — Może zdobić nasz wspólny dom tak samo dobrze. Co mogę Ci pomóc ułożyć, Lorne?
Ściągnęła łokcie ze stołu, kiedy postawiono przed nimi pierwsze potrawy. Poczekała aż Lorne również przygotuje się do jedzenia i dopiero kiedy oboje chwycili w dłonie sztućce, skosztowała potrawy.
— Jak idą przygotowania do wyprawy, Lorne? Wyjeżdżasz przed świętami, czy chcesz jeszcze spędzić czas z rodziną?
Gdzieś pomiędzy nimi rozbrzmiewało niezadane pytanie: „Dlaczego nie przychodzisz na kolację wydawaną przez Rosierów?”. Miała nadzieję, że to z powodu wyjazdu. To byłaby jedyna słuszna okoliczność łagodząca.
— Naprawdę się postarałeś. Prawdziwa, świąteczna kolacja.
Pochwaliła go w jednym temacie. W drugim Darcy nie należała do najcierpliwszych, dlatego wiadomość o tym, ze coś dla niej przygotował, sprawiła, że wydawała się zniecierpliwiona, czekając na swój prezent, chociaż starała się tego nie okazywać. Splotła dłonie ze sobą, opierając łokcie na stole blisko jego krawędzi, bo nieuprzejmym byłoby się rozkładać na całym blacie. Jej jasne oczy utkwione były na twarzy Lorne. Było coś dziwnego w jego spojrzeniu, czego nie potrafila określić. Trema? Być może? W końcu i ten wzrok spuścila, nie chcąc być zbyt nachalna.
— Nasz… — spróbowała go poprawić, a jeśli nie wiedziałby o czym mówiła, dodała dla sprostowaniu: — Może zdobić nasz wspólny dom tak samo dobrze. Co mogę Ci pomóc ułożyć, Lorne?
Ściągnęła łokcie ze stołu, kiedy postawiono przed nimi pierwsze potrawy. Poczekała aż Lorne również przygotuje się do jedzenia i dopiero kiedy oboje chwycili w dłonie sztućce, skosztowała potrawy.
— Jak idą przygotowania do wyprawy, Lorne? Wyjeżdżasz przed świętami, czy chcesz jeszcze spędzić czas z rodziną?
Gdzieś pomiędzy nimi rozbrzmiewało niezadane pytanie: „Dlaczego nie przychodzisz na kolację wydawaną przez Rosierów?”. Miała nadzieję, że to z powodu wyjazdu. To byłaby jedyna słuszna okoliczność łagodząca.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Tak, postarał się. Było w tej uczcie coś naiwnie pięknego, zgrabnego jak równiuteńki domek ułożony z kart. Zostanie to zdmuchnięte już za parę chwil. Nie mógł doczekać się tej chwili. Pozostało jedynie parę kęsów do wprowadzenia planu w życie. Zegar wskazywał, że czas mija. Niemalże szeptał mu do ucha, że zaraz wymierzy karę swojej narzeczonej.
Lord Bulstrode uśmiechał się i odpowiadał na pytania stawiane przez Darcy. Wspomniał, że przygotowania do wyprawy idą do przodu, jednak nie obyło się bez komplikacji. Musiał wiele poświęcić, ach, jakież to trudne, tym bardziej w świąteczny czas! Takowe w tym roku pozbawione są wolnego czasu. Zorientował się, że młoda Rosierówna jest zawiedziona, że nie stawił się w posiadłości jej rodu. Cóż, głośno przeprosił, wyraził skruchę.
- Wierz mi, wynagrodzę ci to już za niedługi czas. Przemyślałem wszystko, to co dobre i złe między nami. Zbyt wiele czasu poświęcaliśmy, by się ranić, zupełnie niepotrzebne. Narzeczeństwo jest sztuką znajdowania konsensusów, prawda? Mamy czas, nauczymy się tego.
Rozmowa trwała prawie godzinę. oboje rozluźnili się nieco przy znakomitościach pieszczących ich podniebienia. Jak zwykle ostrożnie dobierali słowa, ale mimo wszystko pozwalali sobie na więcej. Czy Lorne dostrzegł błysk rozbawienia w oczach Darcy, gdy opowiedział jedną ze swych anegdot? Niemal przypomniał sobie uczucia, które niegdyś do niej żywił. Te same, które chwyciła, zmięła i wrzuciła do błota pod swymi drobnymi stópkami.
Niedługo potem zegar obwieścił, że nadeszła równa godzina. Darcy siedziała tyłem do wejścia jadalni, tak więc nie mogła dostrzec zbliżającego się cicho Deimosa. Wokół rozbrzmiewała muzyka, nie za głośno, ale wystarczająco, by zagłuszyć nieco dźwięk obcasów uderzających o posadzkę. Deimosie Carrow, chciałeś być mym przyjacielem, mimo wszelkich sprzeczności i waśni z Rosierami? Udowodnij, że mogę na tobie polegać. Pomóż mi ukarać tę zepsutą dziewuchę, która jednym słowem potrafi zamienić mój dzień w udrękę. Deimos musiał pokonać niedługą drogę z sypialni Lorna do mniejszej jadalni. Zaledwie parę kroków. Gnomia służba rozpierzchła się czym prędzej. Niczego nie słyszeli. Niczego nie widzieli.
Lord Bulstrode uśmiechał się i odpowiadał na pytania stawiane przez Darcy. Wspomniał, że przygotowania do wyprawy idą do przodu, jednak nie obyło się bez komplikacji. Musiał wiele poświęcić, ach, jakież to trudne, tym bardziej w świąteczny czas! Takowe w tym roku pozbawione są wolnego czasu. Zorientował się, że młoda Rosierówna jest zawiedziona, że nie stawił się w posiadłości jej rodu. Cóż, głośno przeprosił, wyraził skruchę.
- Wierz mi, wynagrodzę ci to już za niedługi czas. Przemyślałem wszystko, to co dobre i złe między nami. Zbyt wiele czasu poświęcaliśmy, by się ranić, zupełnie niepotrzebne. Narzeczeństwo jest sztuką znajdowania konsensusów, prawda? Mamy czas, nauczymy się tego.
Rozmowa trwała prawie godzinę. oboje rozluźnili się nieco przy znakomitościach pieszczących ich podniebienia. Jak zwykle ostrożnie dobierali słowa, ale mimo wszystko pozwalali sobie na więcej. Czy Lorne dostrzegł błysk rozbawienia w oczach Darcy, gdy opowiedział jedną ze swych anegdot? Niemal przypomniał sobie uczucia, które niegdyś do niej żywił. Te same, które chwyciła, zmięła i wrzuciła do błota pod swymi drobnymi stópkami.
Niedługo potem zegar obwieścił, że nadeszła równa godzina. Darcy siedziała tyłem do wejścia jadalni, tak więc nie mogła dostrzec zbliżającego się cicho Deimosa. Wokół rozbrzmiewała muzyka, nie za głośno, ale wystarczająco, by zagłuszyć nieco dźwięk obcasów uderzających o posadzkę. Deimosie Carrow, chciałeś być mym przyjacielem, mimo wszelkich sprzeczności i waśni z Rosierami? Udowodnij, że mogę na tobie polegać. Pomóż mi ukarać tę zepsutą dziewuchę, która jednym słowem potrafi zamienić mój dzień w udrękę. Deimos musiał pokonać niedługą drogę z sypialni Lorna do mniejszej jadalni. Zaledwie parę kroków. Gnomia służba rozpierzchła się czym prędzej. Niczego nie słyszeli. Niczego nie widzieli.
Lorne Bulstrode
Zawód : łowca smoków i opiekun w rezerwacie Kent
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Jakże ironiczne, że jedyny czas, w którym względnie miło spędzali wspólne chwile to moment, kiedy od podzielenia ich dzieliły ich tylko minuty i przybycie posiłków Lorne. Darcy pozostawała spokojna. Wpatrywała się w twarz swojego narzeczonego, zastanawiając się nad tą zmianą, która nagle w nim nastąpiła. W końcu odłożyła sztućce na chwilę na bok, splatając palce razem. Głowę oparła na dłoniach, szukając w jego spojrzeniu jakiejś wskazówki, co do celu dzisiejszego spotkania.
— Dlaczego tak nagle?
Co prawda, ta odmiana była miła, ale nie zakładała bezinteresowności. Musiał mieć coś na celu. Ten wieczór wydawał się zbyt idealny. Jak na to, że ostatnimi czasu dalecy byli od perfekcji. Kiedy ostatnio zaproponowała mu to samo, zareagował łamaniem jej woli, w złości i dość przedmiotowo traktując jej osobę, jakby była już jego własnością, a nie kobietą, która na ten moment była z nim po prostu zaręczona. Zmienił swoje podejście zbyt niespodziewanie.
— Wcześniej byłeś zainteresowany wyłącznie własnym interesem.
Nie było jej dane zakończyć tej rozmowy. Zanim dokładnie zorientowała się w sytuacji, wyczuła czyjąś obecność, skupiona swoją uwagą wyłącznie na Lorne, straciła przytomność. Opadła na krzesło bezwładnie. Wyglądała niemalże urokliwie, kiedy jej twarz była tak niewinna. Oczy miała przymknięte, a usta, z których zwykle spływały złośliwości, teraz nie dzieliły się sarkastycznymi słowami. Łagodnie złączone wargi trwały w bardzo spokojnym wyrazie.
Trzeba było poczekać, aż złagodnieje dla Ciebie z własnej woli, Lorne. Ale ty zawsze wolisz wymuszać coś na niej siłą, prawda?
— Dlaczego tak nagle?
Co prawda, ta odmiana była miła, ale nie zakładała bezinteresowności. Musiał mieć coś na celu. Ten wieczór wydawał się zbyt idealny. Jak na to, że ostatnimi czasu dalecy byli od perfekcji. Kiedy ostatnio zaproponowała mu to samo, zareagował łamaniem jej woli, w złości i dość przedmiotowo traktując jej osobę, jakby była już jego własnością, a nie kobietą, która na ten moment była z nim po prostu zaręczona. Zmienił swoje podejście zbyt niespodziewanie.
— Wcześniej byłeś zainteresowany wyłącznie własnym interesem.
Nie było jej dane zakończyć tej rozmowy. Zanim dokładnie zorientowała się w sytuacji, wyczuła czyjąś obecność, skupiona swoją uwagą wyłącznie na Lorne, straciła przytomność. Opadła na krzesło bezwładnie. Wyglądała niemalże urokliwie, kiedy jej twarz była tak niewinna. Oczy miała przymknięte, a usta, z których zwykle spływały złośliwości, teraz nie dzieliły się sarkastycznymi słowami. Łagodnie złączone wargi trwały w bardzo spokojnym wyrazie.
Trzeba było poczekać, aż złagodnieje dla Ciebie z własnej woli, Lorne. Ale ty zawsze wolisz wymuszać coś na niej siłą, prawda?
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zaczynam odczuwać głód. Wiem dobrze co jest za drzwiami. Uczta jakiej już dawno nie jadłem. Bo spożywana w towarzystwie kogoś kogo się kocha. Ja nie jem już takich posiłków, a innych też nie jem, więc w gruncie rzeczy muszę wydawać się jakiś zapadnięty w sobie, albo przynajmniej wychudzony. Niesie mnie siła, która nazywa się chęć zemsty. Tak bardzo bolą mnie palce i głowa i wszystkie zwoje w mózgu, kiedy zamiast dźwięcznego Avada Kedavra muszę potraktować małą Darsi tylko oszołamiającym zaklęciem. Jeszcze nie dziś, uspokajam się, kiedy widzę, jak dziewcze się poddaje, gotowa przyjąć ostateczne zaklęcie od Lornego. Który nie będzie miał chyba nic przeciwko, jeżeli teraz sobie podjem troszkę kurczaczka? Chciałbym go jeść, patrząc jak kolejna róża Rosierów pada jak mucha. Nienawiść naszych rodów jest już tradycyjna. A mnie dobił jej smak, w ten dzień, kiedy Megara oświadczyła mi, że panna Rosier raczyła odsłonić przed nią karty przeszłości. Taka była z siebie dumna? Że zniszczyła jedyny dobry sen w życiu tej małej Malfoyki? Chciałbym, żeby cierpiała teraz bardziej niż Megara cierpi (jeżeli cokolwiek kiedykolwiek na prawdę było, to cierpi), ale nie mam pozwolenia na nic więcej poza tym zaskakującym jednym małym zaklęciem. A teraz, teraz nie strać jaj Bulstrode. Wypijmy potem wino za to, jak twoja przyszła żoneczka będzie ci posłuszna. I daj mi przez chwilę zapomnieć, jakie nosi nazwisko. Przecież jest chociaż odrobinę podobna do matki? A może wcale nie wygląda jak ona?
Roześmiał się na pytania słodkiej Darcy, które pozostały bez odpowiedzi. Powstał ze swego miejsca, po czym zdjął swój odświętny garnitur. Powiesił go na oparciu krzesła. Wolno rozpiął rękawy białej koszuli. Jego twarz nie zdradzała już zakłamanej sympatii. Nie wykrzywiała się jednak w gniewie, żalu czy nienawiści, które krążyły w jego sercu. A więc nadszedł czas, by pozbawić życia Darcy Rosier. Wystarczą dwa słowa: Avada Kedavra i wszelkie troski znikną wraz z ostatnim tchnieniem kobiety, która wzgardziła jego miłością. Naprawdę ją kochał, czy ktoś ma wątpliwości? Niechaj się rozwieją. Ale nie mógł się zgodzić na podobne traktowanie. Nie znosił, gdy widziała w nim gorszą odmianę mężczyzny. Czy nie dostrzegała wcześniej, że każda szpilka, którą wtykała w ciało Lorna, zbliżała go ku szaleństwu? Ku myślom tak zagmatwanym, że sam się w nich gubił?
Nie widziała. Była zbyt młoda, zbyt zapatrzona na wzorce, które narzucane były w jej rodzinie. Rosierowie to dumni głupcy, lecz dziś będzie ich mniej o jedną reprezentantkę. Jej ciało winno poniewierać się po najgorszych ulicach Londynu.
Lorne wycelował różdżką w bezwładne ciało swojej narzeczonej. Górna warga drgała, Deimos musiał dostrzec, że Bulstrode walczy. Walczy z niewidzialnymi demonami, jednak nie tylko nimi... gdzieś tam tlił się prawdziwy Lorne, który nie jest na wskroś zepsuty wyolbrzymionymi wątpliwościami i nieokiełznaną złością.
Nie potrafił jej zabić. Nie potrafił. Wycelowana różdżka drżała pod wpływem dłoni. Wątpliwości. Uczucie, które nigdy nie dogaśnie. Darcy. Darcy. Moja słodka Darcy, dlaczego nie potrafiłaś odwzajemnić uczucia, które chciałem ci podarować na samym początku naszej wspólnej podróży? Dlaczego poróżniasz nasze rodziny?
Lorne nie patrzył na Deimosa, ale czuł zniecierpliwienie towarzysza. To śmieszne, jeszcze parę tygodni temu gardzili sobą wzajemnie, chętni byli do bitki. Sytuacja życiowa młodego Bulstrode'a pokazuje, że jeden dzień wystarczy, by zmienić wszystko o sto osiemdziesiąt stopni. Zegar wciąż tykał, odmierzał czas od nieuniknionego.
- Lacrimosa - w ostatniej chwili zmienił zaklęcie.
Tej nocy nikt nie zginie. Carrow mógł zasiąść do uczty, choć czarnomagiczny wyziew opanował pomieszczenie, skupiając się na filigranowej dziewczynie.
Lorne opuścił pomieszczenie, a wnętrze jego umysłu spustoszały najgorsze z myśli.
Nie widziała. Była zbyt młoda, zbyt zapatrzona na wzorce, które narzucane były w jej rodzinie. Rosierowie to dumni głupcy, lecz dziś będzie ich mniej o jedną reprezentantkę. Jej ciało winno poniewierać się po najgorszych ulicach Londynu.
Lorne wycelował różdżką w bezwładne ciało swojej narzeczonej. Górna warga drgała, Deimos musiał dostrzec, że Bulstrode walczy. Walczy z niewidzialnymi demonami, jednak nie tylko nimi... gdzieś tam tlił się prawdziwy Lorne, który nie jest na wskroś zepsuty wyolbrzymionymi wątpliwościami i nieokiełznaną złością.
Nie potrafił jej zabić. Nie potrafił. Wycelowana różdżka drżała pod wpływem dłoni. Wątpliwości. Uczucie, które nigdy nie dogaśnie. Darcy. Darcy. Moja słodka Darcy, dlaczego nie potrafiłaś odwzajemnić uczucia, które chciałem ci podarować na samym początku naszej wspólnej podróży? Dlaczego poróżniasz nasze rodziny?
Lorne nie patrzył na Deimosa, ale czuł zniecierpliwienie towarzysza. To śmieszne, jeszcze parę tygodni temu gardzili sobą wzajemnie, chętni byli do bitki. Sytuacja życiowa młodego Bulstrode'a pokazuje, że jeden dzień wystarczy, by zmienić wszystko o sto osiemdziesiąt stopni. Zegar wciąż tykał, odmierzał czas od nieuniknionego.
- Lacrimosa - w ostatniej chwili zmienił zaklęcie.
Tej nocy nikt nie zginie. Carrow mógł zasiąść do uczty, choć czarnomagiczny wyziew opanował pomieszczenie, skupiając się na filigranowej dziewczynie.
Lorne opuścił pomieszczenie, a wnętrze jego umysłu spustoszały najgorsze z myśli.
Lorne Bulstrode
Zawód : łowca smoków i opiekun w rezerwacie Kent
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Darcy osuwa się w cień. Otacza ją tylko pustka i ciemność. Nie czuje żalu. Nie dano jej czasu na skompletowanie jakiejkolwiek gamy emocji. Odchodzi obojętnie, poddając się słodkiej ciszy. Ten stan wprawia ją w niepokój. Z jakiegoś powodu ma złe przeczucia do tego snu. Ten zachodzi ją niespodziewanie. Jest nieprzenikniony i… ma dziwne wrażenie, że z niego obudzi się w koszmarze. Jej intuicja rzadko ją zawodzi. Z początku osuwa się w czerni i nicości. Dopiero później, jak prze mgłę, dociera do niej jedno słowo: Lacrimosa, ale zaraz potem ginie zapomniane. Dziwne zle demony otaczają jej umysł. W jej głowie panuje mrok. Mrok zsyła na nią koszmary. W nim cienie wżerają się w jej głowę. Bardzo wynaturzone, skrzywione twory. Złe myśli. Otaczają ją, zagnieżdżają się głęboko w pamięci. Goszczą się, chociaż nikt ich tu nie chce. Smutek, żal, bezsilność, złość, nienawiść, wstręt, zagnieżdżają się w jej duszy. Ciało opuszcza chęć do życia. Ulatuje aura zdecydowanej, pewnej siebie, zuchwałej kobiety, zastąpiona przez wszystkie te słabe emocje, których lady Rosier nie zna i nie potrafi nazwać. Dzieje się coś złego. Zło to ma swoją własną nazywę. Nosi znajome imię.
Lorne Bulstrode.
Zsyła na nią wieczny smutek, nieszczęście i krzywdę większą niż śmierć. Od tej pory Darcy już nie jest sobą. Jest czarną stroną swojej osobowości. Zaczyna widzieć to, co zakopywała w sobie od lat, od śmierci Marianne. Rosier, w swoim śnie czuje chłód, słyszy marsz żałobny. To melodia, jaką organy grały nad grobem Marianne. Rosier widzi smutny wzrok matki. Głowę Darcy zachodzą mśli najstraszniejsze, najbardziej podłe i najbardziej nieszczęśliwe. Przypomina sobie najgorsze chwile swojego życia. W jej śnie, jej życie ma gorzki smak. Nie ma w nim Tristana, nie ma Dru, nie ma Cedriny, ani Corentina, nie ma Rosie, Constance, nie ma imion, których nie może wymienić. Jest sama. W tym śnie…
Lorne Bulstrode.
Zsyła na nią wieczny smutek, nieszczęście i krzywdę większą niż śmierć. Od tej pory Darcy już nie jest sobą. Jest czarną stroną swojej osobowości. Zaczyna widzieć to, co zakopywała w sobie od lat, od śmierci Marianne. Rosier, w swoim śnie czuje chłód, słyszy marsz żałobny. To melodia, jaką organy grały nad grobem Marianne. Rosier widzi smutny wzrok matki. Głowę Darcy zachodzą mśli najstraszniejsze, najbardziej podłe i najbardziej nieszczęśliwe. Przypomina sobie najgorsze chwile swojego życia. W jej śnie, jej życie ma gorzki smak. Nie ma w nim Tristana, nie ma Dru, nie ma Cedriny, ani Corentina, nie ma Rosie, Constance, nie ma imion, których nie może wymienić. Jest sama. W tym śnie…
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Powrócił, gdy nieco się uspokoił. Deimos stał wciąż w tym samym miejscu, zupełnie jakby wiedział, że Lorne potrzebuje nieco czasu. Zaczekał. Obaj spoglądali teraz na Darcy. Leży, ogarnięta koszmarną klątwą, która na długo zasiała smutek w jej sercu. Czy nie lepsza byłaby śmierć? Tego Lorne nie wiedział, ale czuł, jak rodzi się w nim satysfakcja. Młoda Rosierówna przeżywać będzie teraz to, co towarzyszyło mu przez cały okres ich związku.
Lord Bulstrode czuł, jak dosięgają go szpony szaleństwa. Co kilka sekund czuł zupełnie inną gamę uczuć, chłód zamieniał się miejscami z gorącem, który wylewał różowe plamy na jego polikach.
- Dlaczego piękno ciała nie idzie w zgodzie z pięknem duszy? - zapytał Lorne, ale nie czekał na opowiedź. - Teraz... teraz nie czuję nic. Chociaż nie... czuję się oczyszczony. Jakbym wyłonił się z mroźnych otchłani.
Krążył wokół stołu, nie patrząc ani na leżącą Darcy, ani na milczącego Deimosa. W tej chwili nie przypominał dawnego siebie, coś nim kierowało. Czy podświadomość chciała wyzuć poczucie winy? Bez wątpienia takowe gdzieś się tliło w tym zepsutym sercu. Lorne tłamsił je, jak tylko potrafił. Kalejdoskop uczuć. Nigdy nie czuł czegoś podobnego.
Teraz był zbyt zajęty analizą własnych przeżyć, by zająć się skażoną narzeczoną. Później odprowadzą ją do domu. Czy Deimosowi uda się wybudzić Bulstroda z transu? Czy też machnie ręką na tę karykaturę narzeczonych i uznając, że wykonał swe zadanie, wróci do swego domostwa?
Tej nocy nikt nie umarł, ale mimo wszystko wiele uległo rozkładowi.
Lord Bulstrode czuł, jak dosięgają go szpony szaleństwa. Co kilka sekund czuł zupełnie inną gamę uczuć, chłód zamieniał się miejscami z gorącem, który wylewał różowe plamy na jego polikach.
- Dlaczego piękno ciała nie idzie w zgodzie z pięknem duszy? - zapytał Lorne, ale nie czekał na opowiedź. - Teraz... teraz nie czuję nic. Chociaż nie... czuję się oczyszczony. Jakbym wyłonił się z mroźnych otchłani.
Krążył wokół stołu, nie patrząc ani na leżącą Darcy, ani na milczącego Deimosa. W tej chwili nie przypominał dawnego siebie, coś nim kierowało. Czy podświadomość chciała wyzuć poczucie winy? Bez wątpienia takowe gdzieś się tliło w tym zepsutym sercu. Lorne tłamsił je, jak tylko potrafił. Kalejdoskop uczuć. Nigdy nie czuł czegoś podobnego.
Teraz był zbyt zajęty analizą własnych przeżyć, by zająć się skażoną narzeczoną. Później odprowadzą ją do domu. Czy Deimosowi uda się wybudzić Bulstroda z transu? Czy też machnie ręką na tę karykaturę narzeczonych i uznając, że wykonał swe zadanie, wróci do swego domostwa?
Tej nocy nikt nie umarł, ale mimo wszystko wiele uległo rozkładowi.
Lorne Bulstrode
Zawód : łowca smoków i opiekun w rezerwacie Kent
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Darcy w przeciwieństwie do Lorne czuła aż za dużo. Jej ukojenie trwało bardzo krótko. Zaraz zesłano na niej emocje tak negatywne, ze jej ciało i duch instynktownie chciało je wypierać. Zamknięta była traz we własnym świecie przeżyć, a świat ten był bardzo brutalny. Czuła więcej upokorzenia, większe upodlenie, więcej nieszczęścia niż Lorne mógł sobie wyobrazić. Nie życzyłaby takich doświadczeń nikomu. Najbardziej zagorzałemu wrogu nawet. Ten wieczór miał być dla niej w dalszym jego ciągu dużą niewiadomą. Ledwie mglistym wspomnieniem, pozbawionym sensu i poddanym w wątpliwość, czy taki w ogóle miał miejsce. Nie miała pamiętać już nic, oprócz tego, co zdążyli uzgodnić w krótkim przebiegu niedługiej rozmowy. Od momentu stracenia przytomności, straciła również zdolność zapisywania tych wspomnień w swojej pamięci. A jeśli Lorne miał odrobinę rozumu w głowie, należałoby jej później wyjaśnić w jaki sposób połowa wieczoru pozostaje dla niej wielką niewiadomą. Czarna kurtyna nieznanych jej emocji i odcięcia ją od wspomnień, zasunęła się na jej oczach. On był tego przyczyną, a wraz z Deimosem byli winowajcami. Nie wiedzieli jeszcze, że spisali tym samym swój cyrograf.
Ktoś prędzej czy później musiał się o tym dowiedzieć.
Lepiej wcześniej.
Na jej nieszczęście będzie to później.
| zt dla Darcy
Ktoś prędzej czy później musiał się o tym dowiedzieć.
Lepiej wcześniej.
Na jej nieszczęście będzie to później.
| zt dla Darcy
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Mniejsza jadalnia
Szybka odpowiedź