Gabinet Cassiusa Notta
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Gabinet Cassiusa Notta
Elegancko urządzony gabinet jest dość przestronny za sprawą ograniczonego wyposażenia. Główny element wystroju stanowi ciężkie biurko, na którym panuje porządek bez względu na stopień zapracowania jego użytkownika. Oprócz niego znalazło się miejsce na wielki regał wypchany po brzegi wszelakimi tomami i pergaminami nie tylko umilającymi, ale także ułatwiającymi pełnienie obowiązków w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Czarów. Wygodne fotele z pewnością pozwolą spędzić tu długie godziny, lecz urzędnicza praca z zasady jest samotną wędrówką, dlatego zastanawiający pozostaje fakt, skąd wzięło się tu drugie, dużo mniejsze biurko.
| 18 grudnia '55
Praca w Ministerstwie bywała nader przyjemna, jeśli pracowało się w jakimś nudnym departamencie. Ślęczenie za biurkiem przez bite godziny zdawało się być katorgą, lecz Cassius nie mógł narzekać na ten fakt. Przerwę między wypełnianiem kolejnych dokumentów czy pisaniem listów wypełniał popijaniem drogiej whisky z miniaturowego barka zorganizowanego w szafce. W końcu jakoś musiał wykorzystać nadmiar wolnej przestrzeni, a składowanie kolejnych teczek mógł spokojnie zwieńczyć na szerokim, dość starym regale. Picie w pracy jednak nie umniejszało wagi zajęcia, którego się podjął. Mógłby przysiąc nawet po wypiciu Veritaserum!
Tego poranka, kiedy zjawił się w atrium ministerstwa dokładnie czternaście minut przed godziną dziewiątą, liczył na spokojne rozpatrzenie wczorajszych spraw nadesłanych z Wizengamotu. Praca w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Czarów nie tylko wiązała się z bieżącym prowadzeniem śledztw wobec jakimkolwiek naruszeniom Kodeksu Tajności, lecz także wymagała biegłej znajomości prawa. W końcu pracował w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów! Niestety, dosyć często, przywilej ten był wykorzystywany przez inne departamenty, kiedy to pracownicy potrzebowali jasnej i klarownej odpowiedzi powołując się na akty prawne sformułowane w zeszłym stuleciu. Co więcej, wymagali oni także bieżącej analizy dekretów wydawanych przez Minister Magii niczym najnowsze wydanie Proroka Codziennego. Sprowadzało się to nie mniej, nie więcej do tego, że Cassius nie miał zbyt wielu możliwości zajmowania się sprawami, które rzeczywiście dotyczyły warunków zatrudnienia. Ale do rzeczy.
Pojawiwszy się w atrium od razu ruszył w stronę wind, które miały zabrać go na odpowiedni poziom. Z Prorokiem pod pachą sprawnie wymijał innych pracowników, niektórym nieznacznie kiwając głową w ramach przywitania. Innych całkowicie ignorował. Nie zamierzał wdawać się w niepotrzebne burdy tuż przed kontrolą. O tak, sprawdzanie każdego pracownika, czy nie przenosił niczego zagrażającego bezpieczeństwu stało się solą w oku większości czarodziei. Niestety nawet Cassius nie był w stanie wpłynąć na kogokolwiek w tej materii. Nieugięte decyzje przeklętej Minister Magii nie mogły zostać podważone, pomyślał, pozwalając odpowiedniej osobie dokonać szybkiej rewizji. Cóż, ciężki zimowy płaszcz nie pozwalał zajrzeć do kieszeni eleganckiej szaty, w której zasiadał za swoim biurkiem, a twarde spojrzenie najwyraźniej było wystarczającą gwarancją, że nie zamierzał puścić gmachu z dymem. Wyminąwszy strażnika, ruszył ku windom, lecz głośne wołanie jego nazwiska zaburzyło tę chwilę spokoju. Do Cassiusa dopadł jakiś starszy mężczyzn, dysząc jakby przebiegł całe atrium.
— Lordzie... Nott — wysapał, podpierając się dłońmi na kolanach. Dłuższą chwilę próbował złapać oddech, aż wreszcie wyprostował się i przyjął względnie elegancką postawę.
— Lordzie Nott, jak dobrze, że zdołałem lorda złapać przed windą. Jestem Philus Diggle, z Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Dosłownie parę minut temu dostałem przesyłkę wewnętrzną o przybyciu petentki z Francji. W związku z łamaniem Kodeksu Tajności i na mocy współpracy została skierowana do nas, by jej sprawa została rozpatrzona przed Wizengamotem. Ma przybyć świstoklikiem równo o dziewiątej. Cały departament byłby wdzięczny, gdyby lord mógł poświęcić jej dłuższą chwilę na wyjaśnienie sytuacji. Tutaj mam odpowiednie dokumenty... choć nie wątpię, że zostanie lord uraczony taką samą teczką od petentki. — Wcisnął dość grubo wypchaną teczkę w ręce, posłał uniżony uśmiech i zaczął się wycofywać zostawiając Cassiusa bez dalszych wyjaśnień.
— Cudownie — warknął do siebie rzucając przechodzącej czarownicy srogie spojrzenie, po czym ruszył do pierwszej wolnej windy.
Wysiadłszy na poziomie swojego departamentu jawnie zignorował powitanie czarodzieja, z którym zaledwie wczoraj uzupełniał brakujące raporty i szybkim krokiem przemierzył korytarz, aby dotrzeć do drzwi zajmowanego gabinetu. Zamknąwszy się w komnacie urządzonej zgodnie z manierą Nottów rzucił teczkę od Diggle'a na błyszczący blat biurka i zabrał się za odpinanie guzików. Zerkając na zegar zwolnił nieco tempa. Wciąż miał kilka minut, zanim będzie musiał stawić czoła, lecz przed tym maleńki kieliszeczek dobrego wina nikomu jeszcze nie zaszkodził.
Dość natarczywe pukanie zmusiło Cassiusa do odstawienia kieliszka do szafki; jednocześnie wydobył z siebie grzeczne Proszę, by móc ze swojego miejsca obserwować właściwą akcję. Oczywiście nie obyło się bez kurtuazyjnego podniesienia z wygodnego fotela.
Do środka wparowała dość ekscentrycznie ubrana czarownica z miejsca czyniąc inwektywy pełne płaczu i łez od samego progu. Jej angielski przeplatany francuskimi obelgami zdawał się brzmieć nawet zabawnie, choć sytuacja na taką nie wyglądała. Zachowanie pełnej powagi oraz spokoju stanowiło klucz do sukcesu; i polubownego załatwienia sprawy. Niemniej jednak najpierw należało wysłuchać wszystkich oskarżeń, a dopiero później westchnąć i zabrać się do łagodzenia rozżalonej damy. Ale uprzednio wypadało zamknąć drzwi.
— Proszę spocząć — wskazał na fotel po drugiej stronie biurka, prowadząc czarownicę na miejsce. Dopiero sam mógł usiąść, skupiając wzrok na petentce. — Nasz urząd wyraża ubolewanie nad zaistniałą sytuacją i jestem przekonany, że wspólnie dojdziemy do porozumienia satysfakcjonującego obie strony. — powiedział łagodnym, jednak rzeczowym tonem. Nie omieszkał posłać jej jednego z salonowych uśmiechów chcąc wywrzeć jak najlepsze wrażenie.
— Bardzo chciałbym móc podać pani gotowe wyjaśnienie, jednakże zostałem poinformowanym o sprawie zbyt późno, aby podjąć odpowiednie działania — dodał, sięgając po teczkę. Akta w niej zawarte były dość obszerne, lecz wydawały się być po prostu przypadkowym zbiorem kilku dekretów, prawnych interpretacji obowiązujących we Francji oraz tych, którymi Wielka Brytania została obciążona w listopadzie. Cóż, ktoś próbował osiągnąć sukces tam, gdzie nie było nań miejsca.
— No dobrze... wedle raportu sytuacja dotyczy zdarzenia sprzed dwóch dni. To pani syn, zgodnie z zapisem, użył magii łamiąc postanowienia dekretu dwudziestego szóstego wydanego dwudziestego siódmego października bieżącego roku przez Minister Magii Wilhelminę Tuft. Na mocy dekretu Ulica Pokątna, gdzie doszło do zdarzenia została ustanowiona jako miejsce, w którym zakazane jest użycie jakiejkolwiek magii. — Westchnął cicho zerkając na czarownicę nieco oszołomioną tymi faktami. Cóż, po prawdzie nie winił jej za brak takiej wiedzy, ale nieznajomość prawa nie zwalniała z jego przestrzegania. Nie winił nawet pracowników wykonujących swoje obowiązki, lecz niekompetencję już tak. Bez wątpienia doszło do zaniechania prawidłowego postępowania przez kogoś, kto nie był obeznany w sytuacji wystarczająco mocno, a kto próbował wybić się odwalając dobrą robotę.
— Tak, cała sytuacja jest jednym wielkim nieporozumieniem — przytaknął gorliwym słowom czarownicy. — Zdarzenie to zostało zarejestrowane, lecz postępowanie nie zostało przeprowadzone zgodnie z obowiązującymi procedurami — wyjaśnił, choć nie liczył na odpowiednią dozę zrozumienia. — Oczywiście zostaną wyciągnięte odpowiednie konsekwencje wobec osób dopuszczających się zaniechania przestrzegania przepisów. Jeszcze dziś, przed powrotnym świstoklikiem do Francji otrzymani pani pisemne przeprosiny. Proszę jeszcze o chwilę cierpliwości. Muszę przygotować odpowiednie wpisy do akt oraz przesłać informacje do departamentów.
Odłożywszy teczkę na bok, sięgnął po trzy kopie papieru służącego do wysyłania wewnętrznych przesyłek. Na pierwszej w niewybrednych słowach zrównał z ziemią niekompetencję czarodzieja, który próbował uniknąć właściwej kolejności działań oraz nakazał mu sporządzenie pisemnych przeprosin. Na drugiej poinformował szefa własnego departamentu o tym, co zostało ustalone oraz jakie działania należało podjąć celem anulacji. Na ostatniej przygotował krótką notkę dla Philusa Diggle'a, w której był wdzięczny za podjęcie procedur łagodzących sytuację. Pozostawało tylko machnąć różdżką, by machina ruszyła.
— Wydam pani stosowny dokument, z którym będzie musiała pani udać się do naszego Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów — mówiąc to przygotowywał odpowiednie pismo, które zwieńczył zamaszystym podpisem oraz odbił na pergaminie pieczątkę urzędu. — Tam otrzyma pani resztę informacji.
Powstał z miejsca wręczając kobiecie zwinięty rulon z dokumentem, po czym obszedł biurko i pomógł jej wstać. Pozwolił sobie na powolne odprowadzenie korytarzem damy w stronę windy, która miała zabrać ją w odpowiednie miejsce.
— Naprawdę, bardzo mi przykro, że spotkała panią taka sytuacja. Coś takiego nie powinno mieć w ogóle miejsca — zagrzmiał, obrzucając chłodnym spojrzeniem stażystę przechodzącego obok. — Niemniej jednak, pomimo okoliczności, było mi bardzo miło pomóc w pani sprawie. Życzę pani miłego dnia oraz powrotu do Francji.
Odczekał krótką chwilę, aż winda zniknęła z zasięgu jego wzroku i westchnął głośno. Teraz nie obejdzie się bez czegoś mocniejszego, pomyślał, po czym ruszył w drogę powrotną do gabinetu.
| z/t
Praca w Ministerstwie bywała nader przyjemna, jeśli pracowało się w jakimś nudnym departamencie. Ślęczenie za biurkiem przez bite godziny zdawało się być katorgą, lecz Cassius nie mógł narzekać na ten fakt. Przerwę między wypełnianiem kolejnych dokumentów czy pisaniem listów wypełniał popijaniem drogiej whisky z miniaturowego barka zorganizowanego w szafce. W końcu jakoś musiał wykorzystać nadmiar wolnej przestrzeni, a składowanie kolejnych teczek mógł spokojnie zwieńczyć na szerokim, dość starym regale. Picie w pracy jednak nie umniejszało wagi zajęcia, którego się podjął. Mógłby przysiąc nawet po wypiciu Veritaserum!
Tego poranka, kiedy zjawił się w atrium ministerstwa dokładnie czternaście minut przed godziną dziewiątą, liczył na spokojne rozpatrzenie wczorajszych spraw nadesłanych z Wizengamotu. Praca w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Czarów nie tylko wiązała się z bieżącym prowadzeniem śledztw wobec jakimkolwiek naruszeniom Kodeksu Tajności, lecz także wymagała biegłej znajomości prawa. W końcu pracował w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów! Niestety, dosyć często, przywilej ten był wykorzystywany przez inne departamenty, kiedy to pracownicy potrzebowali jasnej i klarownej odpowiedzi powołując się na akty prawne sformułowane w zeszłym stuleciu. Co więcej, wymagali oni także bieżącej analizy dekretów wydawanych przez Minister Magii niczym najnowsze wydanie Proroka Codziennego. Sprowadzało się to nie mniej, nie więcej do tego, że Cassius nie miał zbyt wielu możliwości zajmowania się sprawami, które rzeczywiście dotyczyły warunków zatrudnienia. Ale do rzeczy.
Pojawiwszy się w atrium od razu ruszył w stronę wind, które miały zabrać go na odpowiedni poziom. Z Prorokiem pod pachą sprawnie wymijał innych pracowników, niektórym nieznacznie kiwając głową w ramach przywitania. Innych całkowicie ignorował. Nie zamierzał wdawać się w niepotrzebne burdy tuż przed kontrolą. O tak, sprawdzanie każdego pracownika, czy nie przenosił niczego zagrażającego bezpieczeństwu stało się solą w oku większości czarodziei. Niestety nawet Cassius nie był w stanie wpłynąć na kogokolwiek w tej materii. Nieugięte decyzje przeklętej Minister Magii nie mogły zostać podważone, pomyślał, pozwalając odpowiedniej osobie dokonać szybkiej rewizji. Cóż, ciężki zimowy płaszcz nie pozwalał zajrzeć do kieszeni eleganckiej szaty, w której zasiadał za swoim biurkiem, a twarde spojrzenie najwyraźniej było wystarczającą gwarancją, że nie zamierzał puścić gmachu z dymem. Wyminąwszy strażnika, ruszył ku windom, lecz głośne wołanie jego nazwiska zaburzyło tę chwilę spokoju. Do Cassiusa dopadł jakiś starszy mężczyzn, dysząc jakby przebiegł całe atrium.
— Lordzie... Nott — wysapał, podpierając się dłońmi na kolanach. Dłuższą chwilę próbował złapać oddech, aż wreszcie wyprostował się i przyjął względnie elegancką postawę.
— Lordzie Nott, jak dobrze, że zdołałem lorda złapać przed windą. Jestem Philus Diggle, z Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Dosłownie parę minut temu dostałem przesyłkę wewnętrzną o przybyciu petentki z Francji. W związku z łamaniem Kodeksu Tajności i na mocy współpracy została skierowana do nas, by jej sprawa została rozpatrzona przed Wizengamotem. Ma przybyć świstoklikiem równo o dziewiątej. Cały departament byłby wdzięczny, gdyby lord mógł poświęcić jej dłuższą chwilę na wyjaśnienie sytuacji. Tutaj mam odpowiednie dokumenty... choć nie wątpię, że zostanie lord uraczony taką samą teczką od petentki. — Wcisnął dość grubo wypchaną teczkę w ręce, posłał uniżony uśmiech i zaczął się wycofywać zostawiając Cassiusa bez dalszych wyjaśnień.
— Cudownie — warknął do siebie rzucając przechodzącej czarownicy srogie spojrzenie, po czym ruszył do pierwszej wolnej windy.
Wysiadłszy na poziomie swojego departamentu jawnie zignorował powitanie czarodzieja, z którym zaledwie wczoraj uzupełniał brakujące raporty i szybkim krokiem przemierzył korytarz, aby dotrzeć do drzwi zajmowanego gabinetu. Zamknąwszy się w komnacie urządzonej zgodnie z manierą Nottów rzucił teczkę od Diggle'a na błyszczący blat biurka i zabrał się za odpinanie guzików. Zerkając na zegar zwolnił nieco tempa. Wciąż miał kilka minut, zanim będzie musiał stawić czoła, lecz przed tym maleńki kieliszeczek dobrego wina nikomu jeszcze nie zaszkodził.
Dość natarczywe pukanie zmusiło Cassiusa do odstawienia kieliszka do szafki; jednocześnie wydobył z siebie grzeczne Proszę, by móc ze swojego miejsca obserwować właściwą akcję. Oczywiście nie obyło się bez kurtuazyjnego podniesienia z wygodnego fotela.
Do środka wparowała dość ekscentrycznie ubrana czarownica z miejsca czyniąc inwektywy pełne płaczu i łez od samego progu. Jej angielski przeplatany francuskimi obelgami zdawał się brzmieć nawet zabawnie, choć sytuacja na taką nie wyglądała. Zachowanie pełnej powagi oraz spokoju stanowiło klucz do sukcesu; i polubownego załatwienia sprawy. Niemniej jednak najpierw należało wysłuchać wszystkich oskarżeń, a dopiero później westchnąć i zabrać się do łagodzenia rozżalonej damy. Ale uprzednio wypadało zamknąć drzwi.
— Proszę spocząć — wskazał na fotel po drugiej stronie biurka, prowadząc czarownicę na miejsce. Dopiero sam mógł usiąść, skupiając wzrok na petentce. — Nasz urząd wyraża ubolewanie nad zaistniałą sytuacją i jestem przekonany, że wspólnie dojdziemy do porozumienia satysfakcjonującego obie strony. — powiedział łagodnym, jednak rzeczowym tonem. Nie omieszkał posłać jej jednego z salonowych uśmiechów chcąc wywrzeć jak najlepsze wrażenie.
— Bardzo chciałbym móc podać pani gotowe wyjaśnienie, jednakże zostałem poinformowanym o sprawie zbyt późno, aby podjąć odpowiednie działania — dodał, sięgając po teczkę. Akta w niej zawarte były dość obszerne, lecz wydawały się być po prostu przypadkowym zbiorem kilku dekretów, prawnych interpretacji obowiązujących we Francji oraz tych, którymi Wielka Brytania została obciążona w listopadzie. Cóż, ktoś próbował osiągnąć sukces tam, gdzie nie było nań miejsca.
— No dobrze... wedle raportu sytuacja dotyczy zdarzenia sprzed dwóch dni. To pani syn, zgodnie z zapisem, użył magii łamiąc postanowienia dekretu dwudziestego szóstego wydanego dwudziestego siódmego października bieżącego roku przez Minister Magii Wilhelminę Tuft. Na mocy dekretu Ulica Pokątna, gdzie doszło do zdarzenia została ustanowiona jako miejsce, w którym zakazane jest użycie jakiejkolwiek magii. — Westchnął cicho zerkając na czarownicę nieco oszołomioną tymi faktami. Cóż, po prawdzie nie winił jej za brak takiej wiedzy, ale nieznajomość prawa nie zwalniała z jego przestrzegania. Nie winił nawet pracowników wykonujących swoje obowiązki, lecz niekompetencję już tak. Bez wątpienia doszło do zaniechania prawidłowego postępowania przez kogoś, kto nie był obeznany w sytuacji wystarczająco mocno, a kto próbował wybić się odwalając dobrą robotę.
— Tak, cała sytuacja jest jednym wielkim nieporozumieniem — przytaknął gorliwym słowom czarownicy. — Zdarzenie to zostało zarejestrowane, lecz postępowanie nie zostało przeprowadzone zgodnie z obowiązującymi procedurami — wyjaśnił, choć nie liczył na odpowiednią dozę zrozumienia. — Oczywiście zostaną wyciągnięte odpowiednie konsekwencje wobec osób dopuszczających się zaniechania przestrzegania przepisów. Jeszcze dziś, przed powrotnym świstoklikiem do Francji otrzymani pani pisemne przeprosiny. Proszę jeszcze o chwilę cierpliwości. Muszę przygotować odpowiednie wpisy do akt oraz przesłać informacje do departamentów.
Odłożywszy teczkę na bok, sięgnął po trzy kopie papieru służącego do wysyłania wewnętrznych przesyłek. Na pierwszej w niewybrednych słowach zrównał z ziemią niekompetencję czarodzieja, który próbował uniknąć właściwej kolejności działań oraz nakazał mu sporządzenie pisemnych przeprosin. Na drugiej poinformował szefa własnego departamentu o tym, co zostało ustalone oraz jakie działania należało podjąć celem anulacji. Na ostatniej przygotował krótką notkę dla Philusa Diggle'a, w której był wdzięczny za podjęcie procedur łagodzących sytuację. Pozostawało tylko machnąć różdżką, by machina ruszyła.
— Wydam pani stosowny dokument, z którym będzie musiała pani udać się do naszego Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów — mówiąc to przygotowywał odpowiednie pismo, które zwieńczył zamaszystym podpisem oraz odbił na pergaminie pieczątkę urzędu. — Tam otrzyma pani resztę informacji.
Powstał z miejsca wręczając kobiecie zwinięty rulon z dokumentem, po czym obszedł biurko i pomógł jej wstać. Pozwolił sobie na powolne odprowadzenie korytarzem damy w stronę windy, która miała zabrać ją w odpowiednie miejsce.
— Naprawdę, bardzo mi przykro, że spotkała panią taka sytuacja. Coś takiego nie powinno mieć w ogóle miejsca — zagrzmiał, obrzucając chłodnym spojrzeniem stażystę przechodzącego obok. — Niemniej jednak, pomimo okoliczności, było mi bardzo miło pomóc w pani sprawie. Życzę pani miłego dnia oraz powrotu do Francji.
Odczekał krótką chwilę, aż winda zniknęła z zasięgu jego wzroku i westchnął głośno. Teraz nie obejdzie się bez czegoś mocniejszego, pomyślał, po czym ruszył w drogę powrotną do gabinetu.
| z/t
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Noworoczne porządki powinny dobiec końca przed tragicznymi wydarzeniami na Sabacie. Tak niestety nie było i pojawienie się Cassiusa w gabinecie zostało zwieńczone przybyciem kilkunastu przesyłek wewnętrznych. Nie zdążył rozpiąć wszystkich guzików płaszcza, kiedy jedna z nich zawisła mu przed nosem i wydarła się głosem dyrektora Urzędu Niewłaściwego Użycia Czarów niczym jakiś wyjec.
— Nott! Będę u ciebie za pięć minut! — I opadła na podłogę, gdzie skończyła brutalnie zdeptana eleganckim butem czarodzieja. Parę sekund później zajęła się ogniem i zniknęła wraz z kolejnym zaklęciem.
Podburzony tak jawnym zignorowaniem tego, co sobą reprezentował Cassius, zawiesił płaszcz, po czym zasiadł za biurkiem z zamiarem przejrzenia kilku ważnych dokumentów w towarzystwie szklaneczki mocnego alkoholu. Butelka ani stosowny kieliszek nie zajęły miejsca na ciemnym blacie tylko przez wzgląd na zapowiedzianą wizytę dyrektora, lecz z tego samego powodu znalazła się tam cisowa różdżka skierowana dokładnie w drzwi. Czekała i jednocześnie ostrzegała, że jej posiadacz nie był w nastroju na wysłuchiwanie wrzasków ani tym bardziej oskarżeń skierowanych w jego stronę.
Opierając się wygodnie w fotelu, sięgnął po dokumenty z poprzedniego dnia. Trzymał je w dłoniach tak długo, aż drzwi zagrzmiały i otworzyły się, wpuszczając do luksusowego wnętrza bardziej usytuowanego od Cassiusa urzędnika. Mężczyzna dostrzegł tylko, jak teczka ląduje niedbale na blacie biurka, jednak nie zajął miejsca po drugiej stronie. Postawił drewnianą skrzynkę przed Nottem i zaplótł ręce na piersi, jakby oczekiwał wyjaśnienia. Zdawał się nie zwracać uwagi na różdżkę czekającą w pogotowiu.
— Co to ma być? — warknął, a w odpowiedzi uzyskał jedynie ciche prychnięcie. Cassius wstał, poprawiając spinki w mankietach jasnozielonej koszuli, po czym zrobił kilka kroków w stronę zaczarowanego okna. Wyglądał na niezainteresowanego bezcelowymi dyskusjami, lecz opuścił barki w akcie poddania i wykonał zamaszysty obrót, prezentując urzędnikowi cyniczny, pełen pogardy uśmieszek.
— To jest skrzynka, Bode — wymamrotał cicho. — To zaskakujące, że ktoś taki jak ty nie potrafi przyswoić sobie prostych pojęć. Jakim cudem dostałeś tak wysokie stanowisko? Nieważne. — wzruszył ramionami, robiąc kilka niewielkich kroków w stronę mężczyzny. — Nie próbuj zrzucać na mnie niekompetencji twojego szlamowatego asystenta. Przecież nie chcemy, by poleciały głowy, nieprawdaż? — rzucił czarodziejowi obojętne spojrzenie i chwycił za różdżkę, aby machnąć nią niedbałym ruchem. Odrobiną niewerbalnej magii przywołał starą, wyświechtaną księgę, a następnie wcisnął ją w ręce swojego gościa.
— Obaj powinniście przyswoić sobie odrobinę procedur Ministerstwa Magii — rzekł pustym głosem. — A teraz zejdź mi z oczu, skoro nie potrafisz naprawić skutków własnej niekompetencji — dorzucił wrogo, niekulturalnie wskazując palcem na drzwi. Gdy tylko został sam, opadł na fotel z ciężkim westchnieniem i kolejnym ruchem różdżki opróżnił skrzynkę, tworząc z otrzymanych akt elegancko ułożony szereg zajmujący całą długość biurka. Stukając nią lekko w okładki, odwiązywał drobne sznureczki oraz zdejmował banalne czary ochronne. Bode nie potrafił zadbać nawet o to, ale nie powinien dziwić się, skoro uważał go za naprawdę miernego czarodzieja i dziwił się, jakim cudem cokolwiek temu czarodziejowi wychodziło. Jednak teraz nie było czasu na mieszanie ludzi z błotem; teraz odkręcał ich nieznajomość prawa oraz ministerialnych procedur.
Złapał za pierwszą w kolejności teczkę, odczytując sygnaturę akt. Nie przywodziła na myśl żadnej ze spraw, którymi zajmował się w zeszłym roku. Data na okładce mówiła jedynie tyle, że przypadek zaistniał na początku stycznia, a zastanawiającym okazało się pytanie, dlaczego te dokumenty nie leżały głęboko w archiwum. Dlaczego Urząd odkopuje zamknięte sprawy?
Sięgnął po pióro, kałamarz oraz kawałek pergaminu i zabrał się za kreślenie krótkiej notatki. W tych trzech elementach zamykała się esencja stanowiska zajmowanego przez Cassiusa, jeśli nie otrzymał jakiegoś dobitnie skomplikowanego przypadku nadużycia czarów bądź złamania Kodeksu Tajności; skomplikowanego na tyle, by pomocne okazało się szlacheckie urodzenie. Jeszcze na tym świecie liczyły się wartości starego świata arystokracji, w którym przyszło mu żyć. Przykre jednak było to, że społeczność potrzebowała ich wtedy, gdy sami nie mogli zdziałać dostatecznie wiele. Wracając jednak do notatki nakreślonej ładnym, eleganckim pismem, przytwierdził ją zaklęciem do teczki, którą chwilę później odłożył do skrzynki. Podobnie postępował z każdą kolejną, aż dotarł do tej, której sygnatura wskazywała na Biuro Aurorów. Co tutaj robił raport któregoś z magicznych stróżów prawa? Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie, bowiem pogrążył się w zadumie nad faktem, że teczka nie była zabezpieczona lub chroniąca ją magia została zdjęta i nienałożona ponownie. Interesujące; najwyraźniej ktoś szukał informacji o aurorach. Nie, nie odważył się otwierać raportu. Odsunął go na bok, aby zająć się resztą przedawnionych spraw, które powinny znajdować się w archiwum. Całe szczęście poprawianie błędów swoich przełożonych nie zajmowało zbyt wiele czasu. Kilka krótkich słów, pieczęć jego Urzędu... voila. Skończone.
Ponownie sięgnął po raport aurora. Przez dłuższą chwilę patrzył na nazwisko, aż wreszcie odłożył teczkę na pozostałe i skierował różdżkę w skrzynkę wypełnioną dokumentami. Locomotor skrzynka, pomknęło w jego myślach z niebywałym trudem, ostatecznie odnosząc pomyślny skutek. Nie skupiał się na magii. Myślał o tej próbie wydobycia tajnych informacji przez kogoś, kto znajdował się w ich kręgach, niemal od razu wiążąc przypadek z tragicznymi wydarzeniami na Sabacie. Gwałtownie wstał z miejsca, różdżką kierując skrzynkę w przestrzeń tuż obok siebie, gdy postanowił złożyć niespodziewaną wizytę u dyrektora Urzędu Niewłaściwego Użycia Czarów. Opuścił gabinet, by szybkim krokiem przemierzyć labirynt korytarzy prowadzących do celu. Po drodze minął zaledwie kilku mężczyzn, którzy schodzili mu z drogi. Traktowanie ich wyniosłą miną przynosiło odpowiednie skutki i przed właściwymi drzwiami znalazł się dwie, może trzy minuty później. Knykciami prawej ręki uderzył w ciemne drewno i wszedł do środka, wpuszczając przed sobą lewitującą skrzynkę. Przy pomocy różdżki popchnął ją na biurko dyrektora, który uważnie śledził każdy ruch Cassiusa, aż spoczął na krześle przygotowanym specjalnie dla gości.
— Jak mogę ci pomóc?
Pytanie zawisło w powietrzu, domagając się jasnej, klarownej odpowiedzi, lecz Nott jedynie kiwnął głową w stronę wyjątkowej teczki, uprzejmie prosząc o zajęcie się nad wyraz pilną sprawą. Czekał w milczeniu, obserwując rozszerzające się oczy dyrektora Urzędu. Mężczyzna nie dostrzegł kpiącego uśmieszku na twarzy Cassiusa, kiedy wrócił do niego spojrzeniem. Obaj zachowali pełną powagę, gdy w powietrzu pojawiło się kolejne pytanie:
— Skąd to masz?
Przełknął ślinę, absolutnie przygotowany na udzielenie właściwej odpowiedzi:
— Bode był tak miły dostarczyć mi to tuż po moim przybyciu do Ministerstwa — odparł, zerkając na raport wyniesiony z Biura Aurorów. — Wetknięty między nasze dokumenty. Niestety nie wiem, kto pozwolił wynieść to z archiwum ani jakim cudem raport znalazł się w złym dziale. Może ktoś próbował zdobyć informacje. Sygnatura jest całkiem świeża. Z zeszłego tygodnia. — Ciągnął dalej nieco obojętnym tonem, powoli uściślając coraz więcej informacji. — Teczka nie jest obłożona żadnym z zaklęć, inaczej nie mógłbym jej dotknąć. Moja różdżka potwierdzi, że to nie ja. — Odłożył ją na biurko pewnym ruchem, pragnąc potwierdzić prawdziwość swoich słów. Nie bał się. Nie miał czego; w ostatnich dniach nie rzucał żadnych zakazanych czarów, jedynie użyteczne zaklęcia. Z resztą badanie różdżki, wywoływanie widma Priori Incantatem było jedynie formalnością. Podjęcie radykalnych działań wobec jednego z pracowników Ministerstwa wymagało dużo więcej zachodu i Cassius liczył, że nie zostanie obarczony tym przykrym obowiązkiem. Wprawdzie z wielką ochotą zrzuciłby kogoś z ministerialnego stołka, lecz nie chciał mieszać się w już i tak zawiłe, polityczne niuanse. Miał nadzieję, iż sprawa zostanie załatwiona po cichu i z klasą, tak jak mówił mu kiedyś lord Rosier, gdy przechodził staż jako jego asystent.
— Podejmiemy odpowiednie kroki — wymruczał dyrektor, rzucając Cassiusowi znaczące spojrzenie. — Zajmij się, proszę, przygotowaniem odpowiednich dokumentów. I powiadom odpowiednie służby, zanim Bode opuści Ministerstwo. Niezwłocznie.
— Niezwłocznie — powtórzył za mężczyzną, podnosząc się z miejsca. Szklaneczka czegoś mocniejszego czekała na niego w gabinecie i grzała się, czekając na swojego wybawcę. Niestety nie mógł jej opróżnić. Najpierw musiał zająć się zleconymi zadaniami. I Bodem. Bode, dokumenty, szklanka whisky. Dokładnie w takiej kolejności.
| z/t
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie sądził, że nieobecność spowodowana chorobą przysporzyła mu takich zaległości w dokumentach, którymi zwykł się zajmować. Na ten długi czas wszystkie jego obowiązki zostały zlecone innym pracownikom Ministerstwa, jednak – jak się okazało – powrót do pracy kazał Cassiusowi rozpocząć od tego, co wydarzyło się pod jego nieobecność.
Zjawiwszy się w Ministerstwie kilkanaście minut przed ósmą rano, obszedł całe piętro Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, gromadząc do skórzanej teczki dokumenty oraz inne pisma, które mu podlegały, by sumiennie dokonać starannej analizy działań podjętych przez innych pracowników. Mimo bycia prostym urzędnikiem, zajmującym się niewłaściwym użyciem czarów, często służył swą wiedzą i znajomością tak prawa, jak i historii magii, aby skutecznie rozwiązywać problemy społeczeństwa, w którym przyszło mu żyć. Nie sądził jednak, że aż takie zaniedbanie powstało na skutek wydarzeń z ubiegłego miesiąca. Kroki poczynione przez Minister Magii przysporzyły nie lada problemów w interpretacji tego, co uchodziło w prawie międzynarodowym, a co zgodnie z prawem Brytyjskiego Ministerstwa Magii podlegało reperkusjom. Postawiony w takiej sytuacji nie był przekonany co do decyzji podjętych przez innych pracowników biura i właśnie to okazało się być najbardziej zajmującym aspektem jego pracy.
Ślęcząc nad biurkiem w obstawie stosów dokumentów i dołączonych do nich aneksów, raz po raz męczył wzrok tymi samymi wersami żmudnego tekstu. Interpretacje oraz uzasadnienia poczynione w stronę kasacji spraw wziętych do analizy były przerażające i, zdaniem Notta, nade wszystko pobłażliwe w kierunku oskarżonych. Nie mógł zrozumieć, jak ktoś pozwalał sobie na tak luźne przestrzeganie przepisów, dzięki którym istniał względny pokój pośród społeczeństwa. Nie rozumiał tej bezmyślności, którą kierował się jeden ze współpracowników, a którego błędy właśnie poprawiał, kreśląc raz po raz uwagi do każdego uzasadnienia. Niezliczoną ilość razy powoływał się na akty prawne niezmienne od ponad stu dwudziestu trzech lat i drugie tyle formułował wnioski z prośbą o wznowienie postępowania. Przez cały ten czas ani razu nie spojrzał na zegarek, całą swoją uwagę poświęcając sprawom anulowanym na skutek cudzego lenistwa. Świat poza drzwiami gabinetu zdawał się nie istnieć, kiedy podrywał głowę do góry, przerywając pracę i nasłuchując odgłosów z korytarza. Od samego rana oczekiwał wizyty jednego z asystentów szefa Urzędu, by móc złożyć na jego ręce raport z podjętych działań. Ostatecznie do niego trafiały wszelkie decyzje, co do których ktoś miał wątpliwości. W opinii Cassiusa była to złożona nieznajomość obowiązujących przepisów wraz ze wszelkimi nowelizacjami, które czyniono już za rządów Tuft. To dzięki niej wszystko było takie zagmatwane, choć biedna Minister próbowała udowodnić, że wszystko upraszczała do granic możliwości.
Odłożywszy ostatnią ze spraw na stos sprawdzonych dokumentów, ścisnął mocniej pióro w palcach, przetarł oczy i stłumił dłonią ziewnięcie. Wydawało mu się, że spędził długie godziny na poprawianiu dokumentów, a jednak wciąż było przed południem, co wskazywało, iż wizyta asystenta odbędzie się – jak zwykle – na ostatnią chwilę. Komu przecież chciałoby się przejść przez wszystkie korytarze piętra, by trafić do jego gabinetu, kiedy po drodze można było znaleźć tyle ciekawszych i prostszych zajęć. Niestety, ktoś najwyraźniej nie myślał dziś w ten sposób. Pukanie do drzwi, zdaniem Cassiusa nieco zbyt natarczywe, rozległo się zaledwie pół minuty przed południem, co oznaczało, że nie miał szans wymigać się od złożenia raportu.
— Proszę — rzucił głośno, odkładając pióro obok kałamarza i różdżki. Wolnymi ruchami wyprostował się tak, by wszystko wyglądało na oderwanie go od pracy, gdy gałka w drzwiach przekręciła się, a do środka wszedł starszy od niego czarodziej z przysadzistym wąsem pod nosem. Posłał mu uprzejmy uśmiech, skinieniem głowy zapraszając, by spoczął po drugiej stronie biurka, zaś sam sięgnął do szuflady biurka po niewielki plik dokumentów, które zamierzał wręczyć asystentowi.
— Jak poranek, Cassiusie? Długo nie było cię wśród nas. Dyrektor Urzędu poczynił już kroki, by twój gabinet nie stał nieużywany, ale sam wiesz, jak to się skończyło. Wróciłeś i, jak widzę, nadrabiasz zaległości. — Słowa czarodzieja były niczym maleńkie szpilki wbijające się w jego twarz, zmuszając ją do zareagowania w sposób niegodny piastowanego przez niego stanowiska. Co więcej, doskonale zdawał sobie sprawę, że mężczyzna próbował go podpuścić, by uległ nonszalanckiej bezmyślności i zwierzył się z nękających w pracy problemów.
— Bardzo dobrze, dziękuję — odparł krótko, układając przed swoim rozmówcą dokumenty. — Mimo tak długiej nieobecności, nie mogłem pozwolić sobie na szarganie mojego dobrego imienia. Sam doskonale rozumiesz, Marcusie, że tutaj, w Ministerstwie, liczą się nieco inne sprawy, niż krew i zasobność skrytki u Gringotta. Widzę jednak, że komuś wyjątkowo zależy na zajęciu mojego stanowiska. Spójrz, proszę, na sprawy, którymi zajmowano się pod moją nieobecność. — Podsunął mężczyźnie dwa jaskrawe przypadki nadużycia magii, które skierowano do anulacji i kasacji w trybie urzędowym.
— Gdybym wrócił do Ministerstwa kilka dni później, nie byłoby już czego sprawdzać, a konsekwencje poniósłbym ja z powodu braku dowodów. Urocze, nieprawdaż?
— Bez dwóch zdań. Ten, kto dopuścił się takiego zaniedbania, sygnując się upoważnieniem urzędnika o nieposzlakowanej opinii, poniesie konsekwencje przewidziane w paragrafie siedemset trzecim ustawy. — Marcus zdawał się być równie oburzony jak Cassius, widząc tak jawne złamanie przepisów i nie omieszkał tego skomentować, udzielając przy tym odpowiedniej rady: — Wystąp z wnioskiem o przeprowadzenie postępowania wyjaśniającego. Przygotuj pisma, pod którymi również ja podpiszę się jako świadek i zadbaj o stworzenie kopii dokumentów, które dotyczą wniosku. W obecnej sytuacji nie możemy mieć pewności, że sprawa zostanie zamieciona pod dywan.
— Dziękuję, Marcusie. Podejmę odpowiednie kroki za twoją radą — odpowiedział, sięgając po pergamin zawinięty dwoma rzemykami. — Wspomniano mi rano, że oczekiwany jest ode mnie raport z ostatnich działań. W obecnej sytuacji mogę w raporcie zawrzeć jedynie wystąpienie z wnioskiem w związku z nieprawidłowościami. Nic innego dyrektor urzędu ode mnie nie dostanie. Zapewne będziesz miał okazję przekroczyć drzwi jego gabinetu. — Oparł się nieco wygodniej o oparcie krzesła, zakładając jedną nogę na drugą i obdarzając Marcusa zamyślonym wyrazem twarzy.
— Zastanawia mnie, jak wiele nieprawidłowości zdarzyło się wcześniej. Mogę się jedynie domyślać, że wiele spraw uległo już przedawnieniu i zostały zamknięte w archiwum, do którego dostęp mają jedynie szefowie w poszczególnych departamentach… ale z tą sprawą jesteśmy w stanie coś zrobić. Informuj mnie, proszę, o postępach, a teraz – jeśli pozwolisz – przygotuję dla ciebie raport. — Rozwiązał rzemyk i ułożył pergamin przed sobą, po czym namoczył pióro w czarnym atramencie i przystąpił do pisania sformułowań charakterystycznych dla tego rodzaju dokumentacji, pomijając wszelkie zbędne detale (tym samym powołując się na konkretne rozporządzenia prawne oraz zawarte w nich paragrafy), zawierając jedynie klauzulę, pod którą złożył podpis wraz z pieczęcią.
— Proszę bardzo, raport dla dyrektora — powiedział, osuszając różdżką pergamin, który chwilę później zawinął w elegancki rulonik i wręczył na dłonie Marcusa. — Sprawę przekazuję w twoje ręce i pozostaję do twojej dyspozycji, jeśli nie zostanę odsunięty od postępowania.
— Nie zamartwiaj się tym. Załatwię wszystko tak, by winni ponieśli karę. Tymczasem przejmij dwie sprawy, którym nie sprostał nowy stażysta, bo nie umiał znaleźć podstawy prawnej w Kodeksie Tajności. To prawdziwy wstyd, że ktoś taki zawitał w naszym urzędzie. Pozostaje mieć nadzieję, że jeszcze zdoła wyjść na ludzi. Miłego popołudnia, Cassiusie. — Marcus wsunął pergamin do swojej teczki wraz z pozostałymi dokumentami, które wręczył mu Nott i, podnosząc się z krzesła, podał mu dwa rulony, o których mówił, po czym opuścił gabinet, nucąc pod nosem jakąś melodię.
Krótkie westchnięcie przetoczyło się przez pomieszczenie, gdy drzwi na powrót zwarły się z framugą, a Cassius rozsiadł się leniwie na krześle i sięgnął po wręczony mu pergaminy, równie wolno przystępując do ich interpretacji na czystym kawałku pergaminu:
Dnia 18–04–1956 r. Charles Dawlish użył zaklęcia oszałamiającego na mugolu, w obecności innego mugola. Popełniony czyn kwalifikuje się jako naruszenie fundamentalnych postanowień Kodeksu Tajności o ukrywaniu swoich zdolności przed niemagicznymi mieszkańcami Londynu oraz stanowi naruszenie paragrafu czternastego ustawy z dn. 10–03–1984 o używaniu magii celem wyrządzania uszczerbku na zdrowiu i życiu mugoli. Sprawę kieruje się do rozpatrzenia przez Wizengamot, powołując na świadka: Dorotheę Tonks, z domu Wood. Podpisano: Cassius Nott, Urząd Niewłaściwego Użycia Czarów.
Odłożywszy zapisany pergamin na bok, sięgnął po kolejny i szybko przewertował kilka linijek argumentacji odnośnie zarzucanych czynów, pod którymi nie omieszkał zostawić napisu Pozostawione do dalszego rozpatrzenia, Cassius Nott wraz z pieczęcią urzędu, po czym zajął się porządkowaniem biurka, nie mogąc opuścić stanowiska pracy pozostawionego w bałaganie nawet, jeśli udawał się na krótką, niezapowiedzianą wizytę u dyrektora urzędu. Nie wątpił, że Marcus zdołał poczynić odpowiednie kroki, by jego wniosek został rozpatrzony w trybie pilnym. Pragnął być świadkiem sytuacji, w której to on był oskarżycielem, bowiem właśnie tego oczekiwał, zabierając wręczone mu pergaminy i opuszczając gabinet.
|z/t
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Powrót do normalności zdawał się być niemożliwy, wobec tego, co zaszło w ciągu ostatnich dwóch dni. Tym bardziej zjawienie się w ministerialnym gabinecie do łatwych nie należało, co w gruncie rzeczy wynikało z głębokiego pogrążenia się Cassiusa w rozmyślaniach nad wydarzeniami, w których przyszło mu wziąć udział.
Był głęboko poruszony wypadkiem, którego doznał, choć głęboko w sobie skrywał ten fakt przed całym światem. Niemal nikt z pracowniczego otoczenia nie miał pojęcia o przykrej utracie wzroku oraz niefortunnym spotkaniu z Aurorą. Wczorajsza współpraca z Ignotusem również nastręczała w nim wiele sprzecznych myśli. Jego własna różdżka odmówiła współpracy. Magia uczyniła to, na co miała ochotę, siejąc zniszczenie dalej niż sięgały granice administracyjne Londynu. Bez wątpienia wydarzyło się wiele podobnych przypadków przeniesienia czarodziejów z odległe i obce im miejsca, wyrządzając w trakcie tej niezwykłej podróży krzywdę, lecz dla Cassiusa najbardziej zatrważające okazywały się coraz liczniejsze doniesienia o tym, że ważne budowle czarodziejskiej społeczności straciły swą niewidzialną ochronę, a sami mugole przejawiali ICH talenty.
Plugawi złodzieje i szubrawcy magicznej mocy. Sieją zniszczenie, nie wiedząc, co czynią. Jak ktoś taki ma wkroczyć w nasz świat?! Obelgi, coraz to nowsze i bardziej wymyślne, jawiły się w rozpędzonych myślach Notta z każdą chwilą, którą spędzał w korytarzu prowadzącym do jego gabinetu, nasłuchując coraz to nowych doniesień o wypadkach z ostatnich dni. Bardzo pragnął nie wierzyć im, lecz sam doświadczył tej anomalii, a raporty przynoszone przez pracowników działających w terenie tylko poświadczały to, co wypierał ze świadomości. Czarodziejski świat zmierzał ku zagładzie z rąk mugoli, a władze – w których Cassius miał swój udział – nie potrafiły nic z tym zrobić. Jednocześnie powątpiewał, by arystokracja była w stanie zaradzić tej sytuacji, jeśli nie uderzyła w nich bezpośrednio i równie boleśnie. Wszystko to sprowadzało się do tego, że nikt nie był w stanie czegoś z tym zrobić.
— Prawie — mruknął sam do siebie, zapisując w pilnym raporcie kolejne zgłoszenia anomalii, które odnotowano w przeciągu ostatnich dni, ignorując kolejnego urzędnika wchodzącego do jego gabinetu w ciągu minionej godziny.
— Cassiusie, w tych teczkach są kolejne zgłoszenia zaakceptowane przez Urząd — rzekł brodaty mężczyzna, przedkładając wspomniane teki na blacie biurka. — Niemal wszystkie dotyczą przypadków użycia magii przez mugoli. Wszyscy raportujący doniesienia zarzekają się, że nie było tam czarodzieja innego niż oni sami. Do każdego z tych miejsc należałoby wysłać amnezjatora... Merlinie, zabraknie nam ludzi! — Nagły okrzyk sprawił, że Cassius uniósł głowę do góry, rzucając mężczyźnie nieszczególnie przyjazne spojrzenie znad stosu dokumentów, który już leżał przed nim.
— Jak rozumiem, nikt z całego Urzędu nie jest na tyle kompetentny, by oddelegować amnezjatora oraz wyznaczyć stosowne patrole do załagodzenia najpilniejszych przypadków? — spytał, nie przestając skrobać piórem kolejnych słów do raportu. — Właśnie sporządzam pilny raport dla Biura Ministra Magii. Ma trafić na biurko jeszcze przed południem, Malcolmie, zatem twoją sprawą zajmę się dopiero popołudniem. Oczywiście, jeśli pragniesz, by wszystko przebiegło sprawniej, możesz oddelegować do tego biurka — wskazał na pusty mebel ustawiony pod jedną ze ścian gabinetu — jednego ze stażystów, który ma dość oleju w głowie, żeby nie zniszczyć twojej pracy. — Umoczył pióro w kałamarzu, nie zaszczycając współpracownika spojrzeniem. Nawał pracy, którą został obarczony (razem z całym departamentem) wymagał należytego skupienia. Nie on jeden pisał raporty, które należało jak najszybciej dostarczyć Ministrowi. Wszystkich postawiono w stan najwyższej gotowości bez względu na to, czy anomalia oszczędziła ich tamtej pamiętnej nocy, czy mieli do zrealizowania szereg innych zadań. Każdy jeden pracownik nie miał prawa myśleć o niczym innym tylko o anomalii, a Cassius w żaden sposób się nie wyróżniał. Jego myśli jedynie okazjonalnie nawiedzał Czarny Pan, ruiny Białej Wywerny, zejście do piwnicy oraz zadanie, które miał do wykonania wraz z Mulciberem. Zatem, gdyby ktoś zapragnął sprawdzić jego umysłowe posłuszeństwo, zdałby test wierności. Wszystko to łączyło się ze sobą i nie dawało spokoju, kreując zamęt, którego wokół i tak było już pełno.
— Przyślę kogoś do ciebie. — Usłyszał jeszcze, nim skrzydło drzwi starło się dość donośnie z futryną, ponownie dając Cassiusowi spokój oraz ciszę. Tylko tego potrzebował, by jak najszybciej uporać się ze zleconymi mu zadaniami; szczególnie z tym raportem.
Zajmował on już całą rolkę pergaminu. Nott szczegółowo i niezwykle rzetelnie zawarł w nim wszystkie przypadki, doniesienia o anomaliach wraz z nadużyciem magii – informacje pasjonującego jego urząd, które miały znaleźć się zaledwie piętro wyżej. Wszyscy pragnęli wiedzieć, co wydarzyło się od północy pierwszego maja, jakby sami nie mogli zaświadczyć własnymi przeżyciami. Wątpił, by ostała się wystarczająco pokaźna garstka czarodziejów i czarownic, których ominęło przeniesienie w jakieś mało przyjemne miejsce. Jeśli im się udało, warto byłoby postawić pytanie – jak tego dokonali, czy też co takiego uczynili, że ten gwałtowny wybuch magii ich nie dotknął w tak rażącym stopniu. Na to wszystko również znalazło się miejsce w pisanym raporcie. Przybierał coraz pokaźniejsze rozmiary, samą swą długością wyraźnie dając do zrozumienia, że problem był naprawdę poważny. Wątpił jednak, żeby ktoś z Biura Ministra Magii rzeczywiście się tym przejął. Sprawa ściśle dotyczyła jego departamentu i to w ich gestii należało załatwić wszystko we właściwy sposób. Cassius obawiał się więc, że wszelkie czynności ulegną stosownemu przedłużeniu i każdy z przypadków w obliczu kolejnych wielkich zmian zostanie potraktowany tak jak zwykle.
Będąc w niemal w drugiej połowie rolki pergaminu, właściwie zbliżał się ku końcowi. Wystarczyło dopisać jedynie kilka zdań, przystawić ministerialną pieczęć, ładnie zwinąć i koniec. Wtedy jednak ktoś postanowił wykazać się perfekcyjnym wyczuciem czasu i z takim impetem zapukać do drzwi, że Cassius wytrącony z największego skupienia podczas moczenia pióra w kałamarzu, przewrócił szklane naczynie, rozlewając atrament na biurko. Kilka nieprzyjemnych słów zmełł w ustach, gwałtownie podnosząc się i odpychając nogami fotel do tyłu, zdołał jeszcze odsunąć poplamiony pergamin z raportem, zdając sobie sprawę, że pukanie do drzwi nadal trwało.
— Wejść — warknął, zerkając na palce pokryte niebieskimi plamami atramentu, po czym uniósł głowę, rzucając spojrzenie na wchodzącego do gabinetu stażystę. — Przepiszesz to na czysto. Bezbłędnie. Zrozumiano? — Wyrzucił z siebie na jednym tchu, twardym tonem, zwijając poplamiony raport. Nie czekając na zbędny komentarz czy aprobatę, wręczył go młodszemu mężczyźnie i zasiadł z powrotem za biurkiem, pochylając się nad nim w rozgoryczeniu. Uprzątnięcie rozlanego atramentu nie byłoby problemem, gdyby miał odwagę użyć różdżki. Stracił do niej zaufanie i pozostało mu sięgnięcie po białą, jedwabną chustkę trzymaną w szufladzie obok szklanki, z której popijał w wolnej chwili. Z nieskrywanym na twarzy obrzydzeniem rozłożył ją na zalanym blacie biurka, poczekał, aż materiał nasiąknie płynem, a czystym skrawkiem przetarł to, co jeszcze zostało. Nie przejmował się tym, czy to ostentacyjne sprzątanie zostało zauważone. Zależało mu jedynie na pokazaniu własnego stosunku do tak trywialnych spraw, podczas gdy musiał zajmować się dużo bardziej istotnymi zagadnieniami, choćby teczkami przyniesionymi przez tamtego urzędnika, choć nazwałby go pętakiem, skoro nie potrafił poradzić sobie z tak prostymi zagadnieniami.
Przysiadłszy nad teczkami pełnymi zgłoszeń, najsampierw przejrzał je pod kątem rozdzielenia na przypadki pilne i pozostałe. Nie zamierzał zajmować się wszystkim, skoro już miał odpowiadać za rozwiązanie aż tylu spraw jednocześnie. Z ogromnego stosu wybrał ledwie kilkanaście arkuszy, które zaciekawiły go dostatecznie, by podjął się ich rozpatrzenia. Wszystkie, na całe szczęście, dotyczyły lokalnych zdarzeń z czarodziejskich siedlisk w mugolskich dzielnicach. Każde bez wyjątku mówiło o tym samym, że u sąsiadów latają talerze, więdną kwiaty, a nielubiany sąsiad spod trójki nadął się niczym balon, kiedy kłócił się z innym. Nie było to nic innego w obliczu stosu, który już rozpatrzył. Nic nie dotyczyło wydarzeń, którymi naprawdę był zainteresowany. Był jednak ciekaw, jak mugole doświadczali tych anomalii, wzmacniając w sobie jeszcze większą nienawiść do ich podgatunku, stanowiącego wyjątkowo marny epizod w dziejach ludzkości. W każdym razie, te kilkanaście przypadków dało się rozpatrzyć w trybie pilnym. Do każdego zgłoszenia sporządził notatkę o identycznej treści: Zalecana natychmiastowa interwencja, zmieniając jedynie amnezjatorów na grupę patrolową lub odwrotnie, przystawiając pieczęć i zostawiając zamaszysty podpis w prawym dolnym rogu. Nie zajęło to zbyt wiele czasu, a raport nie został jeszcze przepisany na czysty pergamin, toteż Cassius podjął decyzję o ponownym posegregowaniu dokumentów leżących na biurku, które jakimś cudem ocalały przed rozlanym atramentem. Przez dobre pół godziny składał je w pięć różnej wielkości stosików, aż wreszcie osiągnął pożądany ład i porządek.
— Przepisane? — spytał, rzucając krótkie spojrzenie na drugie, znacznie mniejsze biurko. — Kiedy skończysz, złóż raport na moim biurku, zabierz ten stos do dyrektora urzędu — tu wskazał na dość pokaźną kupkę papierów — i jesteś wolny. W tym czasie załatwię sprawę tych zgłoszeń. — Podniósł się z fotela i zgarnął sprawy, którymi się zajął, po czym wyszedł na korytarz. Swoje kroki skierował ku drugiej stronie piętra, chcąc jedynie doręczyć to, co należało załatwić natychmiast. Czekający na niego raport przecież nie ucieknie w ciągu tych kilku minut.
|z/t
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Podekscytowanie nie było tym słowem, którego użyłby wobec otaczających go emocji. Szerokie pasmo uczuć kłębiło się w nim, odbijając się o dostojną, obojętną i poważną maskę na twarzy za każdym razem, gdy jego myśli wracały do spotkanie sprzed zaledwie dwóch dni. Nie przypuszczał, że zdobyte informacje wywrą na nim aż tak potężne wrażenie, odcisną swoje piętno dużo głębiej niż mógłby jakkolwiek snuć swoje przypuszczenia. Notes*, który zdobył, towarzyszył mu przez cały czas. Trzymał go w wewnętrznej kieszeni marynarki, przekładał go za każdym razem, upewniając się, że nie został zgubiony. Rysunki stworzone przez informatora były bardzo ważne – tak ważne, że mógłby zapomnieć o wszystkim, czego dowiedział się tamtego dnia.
Teraz jednak spacerował po wnętrzu ministerialnego gabinetu, czując, jak jego cierpliwość kurczyła się z każdą mijającą minutą. Nie wyznaczył terminu spotkania. Nakreślił jedynie te kilka enigmatycznych, niewiele mówiących zdań, nie chcąc czekać z przekazaniem informacji, które wkrótce miały uratować im życie. Był bezgranicznie przekonany, że bez nich nie poradziliby sobie w Manufakturze. Stanowiły esencjonalną wieść, bez której właściwie nie byliby w stanie poczynić jakichkolwiek kroków i wkrótce miały zakorzenić się w cudzym umyśle.
Jakkolwiek ufał własnej świadomości, tak zdawał sobie sprawę, że wiedział zbyt wiele. Wszedł w posiadanie tak wielu informacji, iż musiał się nimi podzielić. Pragnął w ten sposób stworzyć zabezpieczenie na wypadek, gdyby na miejscu zapomniał przekazać wszystkiego, czego się dowiedział lub – Merlinie uchowaj – stało mu się coś i nie byłby w stanie kontynuować zadania. Tak wiele zależało od tego, co wiedział. Mapy, informacje o dyrektorze Manufaktury czy samym Albury były niemal bezwartościowe, choć dla znalazców niewątpliwie stanowiły sukces. Nie umniejszał ich pracy, nic z tych rzeczy. Najzwyczajniej w świecie to jemu przyszło wiedzieć najwięcej i obawiał się, że mógł zawieść. Nie chciał kolejny raz znaleźć się w sytuacji, w której Czarny Pan stracił do niego zaufanie, skoro dopiero co odzyskał jego namiastkę. Dlatego zaprosił Goshawk na partię szachów, bowiem pisząc wprost wystawiał na szwank dyskrecję, którą kierował się przez cały ten czas. Jej jednak nie widział pośród tego gabinetu. Miał jeszcze krótką chwilę, nim drzwi odezwą się echem pukania; tę krótką chwilę, podczas której sięgnął do szuflady swojego biurka i wstawił dwie szklaneczki, by zapełnić je lekką whiskey. Ten jeden niewielki łyk koił nerwy. Uspokajał emocje, gdy w końcu poważnym tonem udzielił zaproszenia gościowi, brzmiąc na tyle spokojnie, iż nikt nie powinien podejrzeć u niego żadnych objawów zdenerwowania.
*zawartość notesu
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Oboje posiedli informacje, które miały być ważne jeśli chcieli w odpowiedni sposób wykonać powierzone im zadanie. Marianna nie zdawała sobie sprawy z tego, że przydzielając Cassiusowi właśnie tę część zadania sprawiła, że zdobył on wiedzę o wiele większą i o wiele bardziej wartościową niż reszta. Chociaż nie wiedziała jeszcze jak wygląda mapa, którą zdobył drugi lord Nott, tak wiedziała czego dowiedziała się Brinhilda i to już sprawiało, że czuła ogromny stres. Im bardziej zagłębiali się w historię tego miasteczka oraz starej manufaktury tym lepiej poznawali ich mroczną stronę, której Marianna, bądź co bądź, się nie spodziewała. Kroczyła po korytarzu w Ministerstwie kierując się w stronę gabinetu Cassiusa, czysto teoretycznie powinna teraz być w pracy albo pilnować Quinlana, czy nadal znajduje się pod zbawiennym działaniem eliksiru słodkiego snu, ale zadanie od Czarnego Pana było ponad wszystkim. Dlatego nie ważny był teraz napływ pacjentów i brak rąk do pracy, mężczyzna w jej domu, który potrzebował jej opieki, ważne było to, aby zająć się tym zadaniem, dopiąć wszystkie etapy, zebrać informacje i zrobić to wszystko jak najlepiej, aby oni oraz nikt inny, biorący udział w akcji pchania się do Azkabanu, nie zginął. Wziąwszy głęboki wdech zapukała do drzwi, a gdy usłyszała zaproszenie szybko wsunęła się do środka. Tego dnia nie zwracała najmniejszej uwagi na wystrój tego miejsca, czy swoim wyglądem pasuje do tego miejsca, swój wzrok utkwiła w mężczyźnie i jedynie delikatnie kiwnęła mu głową. W dłoni trzymała dwa pergaminy z mapami i starożytnymi runami, które ktoś dla niej musiał je rozczytać, w pamięci miała list od Brinhildy, który zgodnie z jej prośbą spaliła zaraz po zapamiętaniu każdego, nawet najmniejszego szczegółu. Nim także chciała się podzielić, bała się bowiem, że może czegoś zapomnieć, że może nie zdążyć podać im wszystkich informacji, jeśli coś jej się stanie, bez nich mogą nie przebrnąć dalej.
- Czy w tym pomieszczeniu możemy spokojnie porozmawiać bez obawy, że ktoś nas podsłucha? - zapytała.
Musiała mieć pewność, że to miejsce na pewno jest bezpieczne. Nie chciała, aby te informacje dotarły do kogoś niepowołanego. To mogłoby zniszczyć całą ich misje i narazić na niebezpieczeństwo wszystkich innych. Podeszła do biurka, położyła na nim pergamin, ale nie odezwała się dopóki nie dostała potwierdzenia, że są tu bezpieczni. Dopiero wtedy lekko kiwnęła głową. Podała mu zwinięte pergaminy*.
- To jest mapa zejścia do podziemi, po drugiej stronie są znaki, których ja nie potrafię rozczytać - zaczęła od razu, z grubej rury stwierdzając, że nie ma na co czekać. - To samo z mapą miasteczka, którą wysłała mi Yvette.
Musieli ruszyć do przodu, zacząć łączyć fakty i wszystko to czym dysponowali. Niedługo mieli wyruszać, przejąć anomalie, pomóc resztym. Musieli się sprężać i nie było czasu na luźne pogawędki czy niepotrzebne zwlekanie.
*Mapa zejścia do podziemi i mapa miasteczka
- Czy w tym pomieszczeniu możemy spokojnie porozmawiać bez obawy, że ktoś nas podsłucha? - zapytała.
Musiała mieć pewność, że to miejsce na pewno jest bezpieczne. Nie chciała, aby te informacje dotarły do kogoś niepowołanego. To mogłoby zniszczyć całą ich misje i narazić na niebezpieczeństwo wszystkich innych. Podeszła do biurka, położyła na nim pergamin, ale nie odezwała się dopóki nie dostała potwierdzenia, że są tu bezpieczni. Dopiero wtedy lekko kiwnęła głową. Podała mu zwinięte pergaminy*.
- To jest mapa zejścia do podziemi, po drugiej stronie są znaki, których ja nie potrafię rozczytać - zaczęła od razu, z grubej rury stwierdzając, że nie ma na co czekać. - To samo z mapą miasteczka, którą wysłała mi Yvette.
Musieli ruszyć do przodu, zacząć łączyć fakty i wszystko to czym dysponowali. Niedługo mieli wyruszać, przejąć anomalie, pomóc resztym. Musieli się sprężać i nie było czasu na luźne pogawędki czy niepotrzebne zwlekanie.
*Mapa zejścia do podziemi i mapa miasteczka
A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Cassius pochylił się nad mapami, każda z nich na odwrocie miała wypisane znaki, tylko niektóre z nich świtały mu znaczeniem w głowie.
Najpierw spojrzał na mapę piwnic Manufaktury, wiedział, że zdanie wyrysowane runicznym pismem na odwrocie składa się z sześciu słów. Pewien był jedynie dwóch słów. Drugiego i czwartego. Drugie z nich mogło oznaczać wodę, kroplę, lub płyn, czwarte było łącznikiem najprawdopodobniej oznaczającym co lub na.
Druga z map, przedstawiająca Albury zdawała się posiadać dwa krótkie zdania. Cassius rozpoznawał dwa słowa, jedno tylko mu się kojarzyło. Pierwsze z nich odnosiło się do transmutacji, szeroko pojętej zmiany. Trzecie oscylowało wokół rozwoju, możliwe, że wzrostu. W drugim zdaniu zdawało mu się, że ostatnie ze słów odnosi się do koloru, jednak nie był pewien do jakiego.
| Rozpoczęliście przygotowania, na rozpoznanie pozostałych wyrazów na odwrotach map Cassius ma trzy próby na każdą mapę, ST odgadnięcia danego słowa wynosi 60, do rzutu dodawana jest biegłość Starożytne Runy. Jeśli Cassius posiada przedmioty podnoszące statystkę biegłości powinien zawrzeć to w kolejnym poście.
Technicznie: po każdym poście Cassius powinie rzucić dwoma kostkami k100 - po jednej na każdą z map. Marianna nie musi uczestniczyć w próbach rozwiązania zagadki, może jedynie domyślnie stać i przyglądać się z boku.
Cassius winien określać które ze słów próbuje rozszyfrować dla przypomnienia:
Mapa piwnic: Zdanie składające się z pięciu słów, nie znacie pierwszego, trzeciego i piątego.
Mapa Albury: dwa zdania po trzy słowa, pierwsze: znacie pierwsze i trzecie słowo, drugie: wiecie tylko, że ostatnie ze słów to jakiś kolor
Na odpis macie 24h.
Najpierw spojrzał na mapę piwnic Manufaktury, wiedział, że zdanie wyrysowane runicznym pismem na odwrocie składa się z sześciu słów. Pewien był jedynie dwóch słów. Drugiego i czwartego. Drugie z nich mogło oznaczać wodę, kroplę, lub płyn, czwarte było łącznikiem najprawdopodobniej oznaczającym co lub na.
Druga z map, przedstawiająca Albury zdawała się posiadać dwa krótkie zdania. Cassius rozpoznawał dwa słowa, jedno tylko mu się kojarzyło. Pierwsze z nich odnosiło się do transmutacji, szeroko pojętej zmiany. Trzecie oscylowało wokół rozwoju, możliwe, że wzrostu. W drugim zdaniu zdawało mu się, że ostatnie ze słów odnosi się do koloru, jednak nie był pewien do jakiego.
| Rozpoczęliście przygotowania, na rozpoznanie pozostałych wyrazów na odwrotach map Cassius ma trzy próby na każdą mapę, ST odgadnięcia danego słowa wynosi 60, do rzutu dodawana jest biegłość Starożytne Runy. Jeśli Cassius posiada przedmioty podnoszące statystkę biegłości powinien zawrzeć to w kolejnym poście.
Technicznie: po każdym poście Cassius powinie rzucić dwoma kostkami k100 - po jednej na każdą z map. Marianna nie musi uczestniczyć w próbach rozwiązania zagadki, może jedynie domyślnie stać i przyglądać się z boku.
Cassius winien określać które ze słów próbuje rozszyfrować dla przypomnienia:
Mapa piwnic: Zdanie składające się z pięciu słów, nie znacie pierwszego, trzeciego i piątego.
Mapa Albury: dwa zdania po trzy słowa, pierwsze: znacie pierwsze i trzecie słowo, drugie: wiecie tylko, że ostatnie ze słów to jakiś kolor
Na odpis macie 24h.
Ten jeden łyk lekkiej whiskey delikatnie palącej w gardło pomagał. Myśli Cassiusa nie nękały już losowe czy też osobiste dywagacje. Był skupiony na zadaniu, przed którym stanął razem z Goshawk, co oznajmił jej jedynie krótkim spojrzeniem. Prawdopodobnie zbyt krótkim, tak jak i równie krótko zachował milczenie, jedynie skinieniem głowy zapewniając ją, że znajdowali się w bezpiecznym miejscu; jego miejscu, bowiem całe zainteresowanie Notta skupione było na przyniesionych mapach. Wiedział już, jakie tajemnice skrywały. Informator raczył być niezwykle wylewny w swych perorach, przekazując Cassiusowi w posiadanie potężną wiedzę, którą właśnie teraz musiał ukierunkować w należyty sposób.
Podzielenie się z Marianne tym wszystkim tak po prostu uważał za bezcelowe. Nie zamierzał czynić w jej umyśle zamętu. Miała opuścić jego gabinet wyposażona w nową wiedzę, a także plan działania, który winni opracować, skoro pozostało im tak niewiele czasu. Dzieliły ich zaledwie dwa dni od chwili, kiedy przyjdzie im stawić czoła sekretom opuszczonej Manufaktury.
— Zgodnie z informacjami, które zdobyłem — zaczął, sięgając po mapę piwnic — plan podziemia Manufaktury skrywa przed nami odpowiedzi, jak możemy się do niej dostać. W jaki sposób możemy ją ujrzeć i pokonać zaklęcia, którymi chroni ją Bryat. — Dokończył, rozwijając mapę, by następnie rozłożyć ją w taki sposób, żeby łatwo odczytać zapisane na niej inskrypcje. To samo uczynił z planem miasteczka, kryjąc swoje zdziwienie. Nie tego się spodziewał.
— Mój informator stwierdził, że istnieją dwie mapy Albury: mugolska i czarodziejska — rzekł półgębkiem. — Mógł nie wiedzieć o tym. — Wskazał na zapis sporządzony językiem run.
Analizował poszczególne znaki. Odczytywał ich podstawowe, najbardziej pierwotne znaczenia. Każdy z osobna traktował jak oddzielny byt i dopiero po tym składał je w pojedyncze słowa. Kierowany własną ciekawością najpierw zaczął od mapy piwnic, wodząc palcem, niemal rysując nimi każdy symbol, nad którym się zastanawiał. Znał je. Kojarzył, choć tak dawno nie miał z nimi dużej styczności. Wiedza jednak nie wyparowała przez te wszystkie lata. Tkwiła gdzieś głęboko zakorzeniona w jego umyśle i czekała, aż skorzysta z jej potencjału. Potrzebował jedynie przenieść myśli do rzeczywistości.
— Pergamin — mruknął, nagle przerywając własne rozważania, po czym sięgnął po czysty kawałek pergaminu, namoczył pióro w kałamarzu i szybko przepisał nań to, czego był absolutnie pewien. Nad prawidłowym znaczeniem reszty musiał jeszcze zastanowić, przyjmując stosowny plan działania.
Na górnym pergaminie zapisał oryginalną inskrypcję z mapy podziemi, nieco niżej znalazł się zapis z mapy miasteczka. Pod każdym rozdzielonym słowem zapisał krótkie i zwięzłe znaczenia, które zdołał rozpoznać od razu, by najpierw sięgnąć do głębi wspomnień przeczytanych ksiąg o runach oraz zdobytej wiedzy, a następnie podjąć próbę rozszyfrowania nieznanych słów.
|Bonus biegłości: +10
Rozszyfrowuję: #1 kostka – mapa podziemi, pierwsze słowo; #2 kostka – mapa miasteczka, pierwsze zdanie, drugie słowo
Podzielenie się z Marianne tym wszystkim tak po prostu uważał za bezcelowe. Nie zamierzał czynić w jej umyśle zamętu. Miała opuścić jego gabinet wyposażona w nową wiedzę, a także plan działania, który winni opracować, skoro pozostało im tak niewiele czasu. Dzieliły ich zaledwie dwa dni od chwili, kiedy przyjdzie im stawić czoła sekretom opuszczonej Manufaktury.
— Zgodnie z informacjami, które zdobyłem — zaczął, sięgając po mapę piwnic — plan podziemia Manufaktury skrywa przed nami odpowiedzi, jak możemy się do niej dostać. W jaki sposób możemy ją ujrzeć i pokonać zaklęcia, którymi chroni ją Bryat. — Dokończył, rozwijając mapę, by następnie rozłożyć ją w taki sposób, żeby łatwo odczytać zapisane na niej inskrypcje. To samo uczynił z planem miasteczka, kryjąc swoje zdziwienie. Nie tego się spodziewał.
— Mój informator stwierdził, że istnieją dwie mapy Albury: mugolska i czarodziejska — rzekł półgębkiem. — Mógł nie wiedzieć o tym. — Wskazał na zapis sporządzony językiem run.
Analizował poszczególne znaki. Odczytywał ich podstawowe, najbardziej pierwotne znaczenia. Każdy z osobna traktował jak oddzielny byt i dopiero po tym składał je w pojedyncze słowa. Kierowany własną ciekawością najpierw zaczął od mapy piwnic, wodząc palcem, niemal rysując nimi każdy symbol, nad którym się zastanawiał. Znał je. Kojarzył, choć tak dawno nie miał z nimi dużej styczności. Wiedza jednak nie wyparowała przez te wszystkie lata. Tkwiła gdzieś głęboko zakorzeniona w jego umyśle i czekała, aż skorzysta z jej potencjału. Potrzebował jedynie przenieść myśli do rzeczywistości.
— Pergamin — mruknął, nagle przerywając własne rozważania, po czym sięgnął po czysty kawałek pergaminu, namoczył pióro w kałamarzu i szybko przepisał nań to, czego był absolutnie pewien. Nad prawidłowym znaczeniem reszty musiał jeszcze zastanowić, przyjmując stosowny plan działania.
Na górnym pergaminie zapisał oryginalną inskrypcję z mapy podziemi, nieco niżej znalazł się zapis z mapy miasteczka. Pod każdym rozdzielonym słowem zapisał krótkie i zwięzłe znaczenia, które zdołał rozpoznać od razu, by najpierw sięgnąć do głębi wspomnień przeczytanych ksiąg o runach oraz zdobytej wiedzy, a następnie podjąć próbę rozszyfrowania nieznanych słów.
|Bonus biegłości: +10
Rozszyfrowuję: #1 kostka – mapa podziemi, pierwsze słowo; #2 kostka – mapa miasteczka, pierwsze zdanie, drugie słowo
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cassius P. Nott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 100
--------------------------------
#2 'k100' : 87
#1 'k100' : 100
--------------------------------
#2 'k100' : 87
Cassius szybko przeszedł do próby rozszyfrowania słów spisanych na tyłach map. Rozważnie rozpisał sobie wszystko dając umysłowi chwilę na to, by przypomniał sobie to z czego nie korzystał od jakiegoś czasu. Gdy zerknął po raz drugi na mapę podziemi pierwsze słowo zamajaczyło znajomym brzmieniem w głowie. I nagle kropki jakby zostały połączone. Był pewien, że dwa pierwsze słowa to: wystarczy kropla, nadal jednak brakowało wam dwóch słów w tym zdaniu.
Druga mapa również skrywała zagadkę złożoną z dwóch zdań. Cassius zajął się pierwszym z nich im dłużej na nie patrzył, tym bardziej przechodziła go pewność, ze drugie ze słów znaczy to.
Druga mapa również skrywała zagadkę złożoną z dwóch zdań. Cassius zajął się pierwszym z nich im dłużej na nie patrzył, tym bardziej przechodziła go pewność, ze drugie ze słów znaczy to.
Cierpliwość, sumienne przeciskanie się przez ściśnięte myśli, kłęby wspomnień tworzących zbiór informacji, z których potrafił skorzystać. Był pewien swojej wiedzy. Nie dało się zapomnieć wszystkiego. Nie znał nikogo, kto potrafiłby rzucić tak doskonałe Obliviate, choć mógł podejrzewać, że Czarny Pan dysponował mocą zdolną to uczynić. To z jego rozkazu, z jego woli podjął próbę rozszyfrowania znaczenia run. Nie wyobrażał sobie, że mógłby go zawieść. Myśl ta była paraliżująca i takim też stał się Cassius na krótki moment przed tym, jak udało mu się poznać znaczenie pierwszego słowa. Czyniła z niego niemal istotę z kamienia. Rzeźbę nachyloną nad biurkiem, sylwetkę trzymającą pióro namoczone w atramencie, twarz ściągniętą w wyrazie intensywnego zamyślenia. W końcu jednak oblicze przybrało chłodną, obojętną maskę na znak, że zakończył rozważania i znał odpowiedź.
W geście tego małego zwycięstwa uniósł głowę i spojrzał znacząco na Marianne, dając jej wyraźny znak, że odniósł sukces. Sukces, który zgrabnie zapisał pod runicznym odpowiednikiem poznanego właśnie słowa, by chwilę później uczynić to samo pod pierwszym zdaniem spisanym z mapy miasteczka. Choć nie był pewien poznanego znaczenia zdania, mówiło ono już coś, czego dało się domyśleć. Wystarczyło podjąć dedukcję prowadzącą do rozwikłania prawdziwej tożsamości skrytej za runami, jednakże nie była to jeszcze właściwa pora. Nadal stał przed poznaniem czterech słów, do czego przystąpił niemal natychmiast. Najpierw jednak wziął głęboki, uspokajający oddech i ponownie nachylił się nad nierozwiązaną runiczną zagadką. Kontynuując swoje próby rozwikłania znaczenia zdań, nie wiedział, na ile mógł być pewien tego, co ostatecznie powstało. Nie mając ostatecznej formuły wciąż tkwił w niepewności i jedynie on sam miał możliwość przekonać się, ile warte były jego wysiłki. Tylko w taki sposób mógł poznać prawdę skrytą za niekompletnymi zdaniami.
— Wystarczy kropla… wody czy krwi? — wymamrotał sam do siebie, resztę zdania skrywając we własnych myślach. — Zmień… transmutuj… to… rozwój… wzrost — Przeczytał jeszcze, szukając tej drobnej wskazówki, która leżała gdzieś pośród run. Wiedząc trochę o tym starym języku magii, był przekonany, że odpowiedź leżała naprawdę blisko. Tak blisko, że mógłby przegapić ją przez nawet najmniejszy brak skupienia, bowiem to drugie zdanie było trudniejsze w interpretacji. Coś z niego umykało, gdy nie znał sensu tego pierwszego, zaś pierwsze pozostawało niepewne, kiedy to drugie wciąż tkwiło w nieznanym.
|Bonus biegłości: +10
Rozszyfrowuję: #1 kostka – mapa podziemi, trzecie słowo; #2 kostka – mapa miasteczka, drugie zdanie, pierwsze słowo
W geście tego małego zwycięstwa uniósł głowę i spojrzał znacząco na Marianne, dając jej wyraźny znak, że odniósł sukces. Sukces, który zgrabnie zapisał pod runicznym odpowiednikiem poznanego właśnie słowa, by chwilę później uczynić to samo pod pierwszym zdaniem spisanym z mapy miasteczka. Choć nie był pewien poznanego znaczenia zdania, mówiło ono już coś, czego dało się domyśleć. Wystarczyło podjąć dedukcję prowadzącą do rozwikłania prawdziwej tożsamości skrytej za runami, jednakże nie była to jeszcze właściwa pora. Nadal stał przed poznaniem czterech słów, do czego przystąpił niemal natychmiast. Najpierw jednak wziął głęboki, uspokajający oddech i ponownie nachylił się nad nierozwiązaną runiczną zagadką. Kontynuując swoje próby rozwikłania znaczenia zdań, nie wiedział, na ile mógł być pewien tego, co ostatecznie powstało. Nie mając ostatecznej formuły wciąż tkwił w niepewności i jedynie on sam miał możliwość przekonać się, ile warte były jego wysiłki. Tylko w taki sposób mógł poznać prawdę skrytą za niekompletnymi zdaniami.
— Wystarczy kropla… wody czy krwi? — wymamrotał sam do siebie, resztę zdania skrywając we własnych myślach. — Zmień… transmutuj… to… rozwój… wzrost — Przeczytał jeszcze, szukając tej drobnej wskazówki, która leżała gdzieś pośród run. Wiedząc trochę o tym starym języku magii, był przekonany, że odpowiedź leżała naprawdę blisko. Tak blisko, że mógłby przegapić ją przez nawet najmniejszy brak skupienia, bowiem to drugie zdanie było trudniejsze w interpretacji. Coś z niego umykało, gdy nie znał sensu tego pierwszego, zaś pierwsze pozostawało niepewne, kiedy to drugie wciąż tkwiło w nieznanym.
|Bonus biegłości: +10
Rozszyfrowuję: #1 kostka – mapa podziemi, trzecie słowo; #2 kostka – mapa miasteczka, drugie zdanie, pierwsze słowo
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cassius P. Nott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 93
--------------------------------
#2 'k100' : 25
#1 'k100' : 93
--------------------------------
#2 'k100' : 25
Niestrudzenie wertowanie własnych myśli przynosiło skutki. Cassius był pewien, że trzecie słowo znajdujące się na mapie podziemi w kontekście z innymi słowami musi znaczyć tego.
Druga mapa zdawała się sprawiać mu większe problemy. Słowa przewijały się przez jego głowę, był świadom, że gdzieś wśród nich jest słowo, którego szuka: ale, lecz, jeśli, jedynie, tylko, o ile, chociaż, zaledwie jednak sam nie potrafił jednoznacznie stwierdzić, które z nich jest najbardziej odpowiednie.
Druga mapa zdawała się sprawiać mu większe problemy. Słowa przewijały się przez jego głowę, był świadom, że gdzieś wśród nich jest słowo, którego szuka: ale, lecz, jeśli, jedynie, tylko, o ile, chociaż, zaledwie jednak sam nie potrafił jednoznacznie stwierdzić, które z nich jest najbardziej odpowiednie.
Tonąc we własnych rozmyślaniach, absolutnie stracił poczucie czasu. Nie wiedział, czy minęło raptem kilka minut od przybycia Marianne, czy może już siedzi i czeka na jego werdykt od kilku godzin, a może postanowiła zostawić go z rozważaniami sam na sam. To tak naprawdę nie miało wielkiego znaczenia, właściwie nie miało go w ogóle, gdy zagłębiał się w odmęty własnych myśli, raz po raz wyciągając z pamięci znaczenia poszczególnych znaków. Porównywał je z własnymi wspomnieniami, kiedy jeszcze podróżował po skandynawskich fiordach, zwiedzał równiny, lecz nie wszystkie przynosiły mu pociechę stosowną do sytuacji. Był młody i pogrążony w pasji zamknięcia swojej choroby, szukając w dziejach świata choćby wskazówki, która dałaby mu nadzieję. Choć zakończył swą podróż, nie porzucił nadziei i w swoim życiu znajdywał chwilę lub dwie, by ponownie pogrążyć się w rozmyślaniach. Było to niezwykle łatwe i subtelne; proste w swej złożoności. Niezwykle różniło się od zagadnienia, któremu stawiał czoła we własnym ministerialnym gabinecie.
Odszyfrowywał znaki z osobna, składał je w zbitki, aż wreszcie tworzył całe słowo. Nie wiedział, ile pierwotnych znaczeń i domysłów przemykało mu przed oczami. Nie potrafił ich zliczyć, tak jak nie potrafił do końca rozgryźć tłumaczonych zdań. Wprawdzie był coraz bliżej odniesienia sukcesu, jednak nie był do końca zadowolony z efektów – tym samym nie dzielił się ze światem swoim osiągnięciem. Zachował je w ciszy, mamrocząc pod nosem Wystarczy kropla tego co… zawsze. Ostatnie słowo dopowiadał sam sobie, tworząc z nierozwiązanego zdania wypowiedź, której użyłby w tak wielu kontekstach, iż i tych nie potrafił zliczyć. Miało to sens zamykać proste wypowiedzi w skomplikowanym języku run. Tworzenie słów przy ich pomocy niosło tak dużo komplikacji, że nie sądził, by wszystko szło tak gładko. Musiał w końcu trafić na mur oporu, notując pod pierwszym słowem drugiego zdania z mapy miasteczka jedynie swoje domysły. Brakowało mu pewności i przekonania w tym, co mogło kryć się za resztą i jakiej barwy miałoby to być. Był jednak tak blisko ukończenia prac i nie zamierzał ich przerywać, bowiem czasu potrzebnego na przygotowania, na opracowanie planu było coraz mniej i nie mógł poświęcić reszty dnia na poznanie dwóch ostatnich słów. Musiało to stać się teraz, choćby nie poznał ich do końca. Nawet najmniejsza wskazówka czy podpowiedź tworzyła podwaliny drogi prowadzącej do prawdy skrytej za runami zapisanymi na mapach, przepisanymi na czysty pergamin będący miejscem pracy, na którym powstawały kolejne kształtne plamy z atramentu.
|Bonus biegłości: +10
Rozszyfrowuję: #1 kostka – mapa podziemi, piąte słowo; #2 kostka – mapa miasteczka, drugie zdanie, drugie słowo
Odszyfrowywał znaki z osobna, składał je w zbitki, aż wreszcie tworzył całe słowo. Nie wiedział, ile pierwotnych znaczeń i domysłów przemykało mu przed oczami. Nie potrafił ich zliczyć, tak jak nie potrafił do końca rozgryźć tłumaczonych zdań. Wprawdzie był coraz bliżej odniesienia sukcesu, jednak nie był do końca zadowolony z efektów – tym samym nie dzielił się ze światem swoim osiągnięciem. Zachował je w ciszy, mamrocząc pod nosem Wystarczy kropla tego co… zawsze. Ostatnie słowo dopowiadał sam sobie, tworząc z nierozwiązanego zdania wypowiedź, której użyłby w tak wielu kontekstach, iż i tych nie potrafił zliczyć. Miało to sens zamykać proste wypowiedzi w skomplikowanym języku run. Tworzenie słów przy ich pomocy niosło tak dużo komplikacji, że nie sądził, by wszystko szło tak gładko. Musiał w końcu trafić na mur oporu, notując pod pierwszym słowem drugiego zdania z mapy miasteczka jedynie swoje domysły. Brakowało mu pewności i przekonania w tym, co mogło kryć się za resztą i jakiej barwy miałoby to być. Był jednak tak blisko ukończenia prac i nie zamierzał ich przerywać, bowiem czasu potrzebnego na przygotowania, na opracowanie planu było coraz mniej i nie mógł poświęcić reszty dnia na poznanie dwóch ostatnich słów. Musiało to stać się teraz, choćby nie poznał ich do końca. Nawet najmniejsza wskazówka czy podpowiedź tworzyła podwaliny drogi prowadzącej do prawdy skrytej za runami zapisanymi na mapach, przepisanymi na czysty pergamin będący miejscem pracy, na którym powstawały kolejne kształtne plamy z atramentu.
|Bonus biegłości: +10
Rozszyfrowuję: #1 kostka – mapa podziemi, piąte słowo; #2 kostka – mapa miasteczka, drugie zdanie, drugie słowo
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Strona 1 z 2 • 1, 2
Gabinet Cassiusa Notta
Szybka odpowiedź