Sadzawka
Strona 2 z 19 • 1, 2, 3 ... 10 ... 19
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sadzawka
Sadzawka mieszcząca się w głębi ogrodów latem olśniewa kolorami; zimą pozostaje mroczna, czarna i ponura. Jej taflę skuwa lód, a otaczające ją nagie drzewa uginające się od śniegu dodają scenerii gotyckiego romantyzmu. Przyprószone białym puchem zarośla z całą pewnością są dość wysokie, by znajdujący się tutaj goście pozostawali niezauważeni. W okolicach da się zaobserwować sporo ptactwa - głównie kaczek i łabędzi, ale najbardziej rozpoznawalny pozostaje paw uwielbiający puszyć się przed gośćmi.
The member 'Flavien Lestrange' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 98, 91
'k100' : 98, 91
Nie wiedział, gdzie leżała granica między strachem, a spokojem; w którym dokładnie miejscu nerwy przechodziły w radość, ani czy ta dziwna obawa, która rozpanoszyła się wewnątrz jego klatki piersiowej, spowodowana była tonącą w niewiadomej przyszłością, czy wprost przeciwnie – faktem, że jedna z jej części zarysowała się właśnie w jego umyśle niemożliwie wyraźnie. Od jakiegoś czasu miotał się w chaosie, walcząc desperacko o utrzymanie głowy ponad powierzchnią wdzierających się w zmysły, lodowatych wspomnień, ale ciężar jego własnych decyzji zdawał się niepowstrzymanie ciągnąć go ku mrocznemu dołowi. Dręczyły go czyny, których się dopuścił, przerażały te, których dopiero musiał dokonać, a wszystko to odbijało się wyraźnym echem na rozwarstwiającej się od maja rzeczywistości. Prawie nie spał, szarpany koszmarami, żywymi niemal tak samo jak te, które nawiedzały go zaraz po przeklętej wyprawie do Peru; w Ministerstwie zaniedbywał swoje obowiązki, zapominał o wysyłaniu ważnych listów i mylił daty, i samonapędzająca się spirala destrukcji zapewne pochłonęłaby go już dawno, gdyby nie jedyny stabilny punkt wszechświata, jaki stanowiła Inara. Nie miał pojęcia, skąd brała w sobie wystarczające pokłady siły, jakim cudem trwała dzielnie wśród tej nieposkromionej nawałnicy, ale łapał się na tym, że to właśnie jej oczu szukał, gdy wydawało mu się, że ogarnia go szaleństwo. Nic nowego, to przecież również ona prawie rok temu ściągnęła go z krawędzi marazmu, w którym tkwił przez długie miesiące poprzedzające letni festiwal Prewettów; a teraz dawała mu znacznie więcej niż wtedy.
Dawała mu nadzieję.
Uśmiechnął się, słysząc jej głos i bez problemu dając się pociągnąć w stronę nie tak znowu odległego wspomnienia. Lodowisko było inne, okoliczności znacznie bardziej wystawne, a ich stroje mniej swobodne, ale kwestie, które się liczyły, pozostawały niezmienne – no, większość pozostała. – W żadnym wypadku – odpowiedział cicho, nachylając się do jej ucha; gdyby na ich palcach nie lśniły obrączki, zapewne nie ośmieliłby się na taki gest. – Tym razem nie pozwolę ci – zawahał się, jego serce zgubiło jedno uderzenie – wam upaść – poprawił się, mając nadzieję, że w jego głosie nie było słychać lekkiego napięcia, które zdawało się szarpać jego zakończeniami nerwowymi. Niepodyktowanego żadnymi negatywnymi emocjami, a tą samą obawą, która towarzyszyła mu przed ślubną ceremonią. Nowina, którą podzieliła się z nim Inara, była boleśnie wręcz świeża i sam nie wiedział jeszcze do końca, co dokładnie działo się w jego umyśle, gdy z jednej strony miał ochotę schować ich oboje przed wszechobecnymi spojrzeniami, z drugiej – wykrzyczeć wieści wszystkim dookoła.
Rzecz jasna, nie zrobił żadnej z tych rzeczy, starając się zachować neutralny wyraz twarzy, gdy witał się ze wszystkimi znajomymi lady i lordami, na dłużej zatrzymując się jedynie przy Adrienie i Ulli, której ramię ścisnął opiekuńczo, życząc jej powodzenia i próbując powściągnąć nieco podejrzliwość, z jaką mierzył spojrzeniem wybranego jej przez Adelaide partnera (milcząco postanawiając mieć na niego oko), kompletnie nieświadomy, że tak naprawdę przez dobrych kilka sekund zwyczajnie sztyletował młodego Bulstrode’a wzrokiem.
Nie zdawał sobie również sprawy z nieprzytomnego uśmiechu, który błąkał się po jego wargach, gdy siedząc tuż obok Inary zakładał zaczarowane łyżwy, dyskretnie upewniając się, że jej własne były solidnie zawiązane i pewnie ujmując dłoń żony, kiedy pojawił się sygnał wejścia na taflę. – Tak jest, moja lady – odpowiedział cicho, tak, by tylko ona go usłyszała, po czym wciągnął ich oboje w pierwsze dźwięki muzyki, w porę orientując się, co chciała zrobić i dołączając do niej w opiekuńczym ramieniu, dokładnie tak, jak obiecał, chroniąc ją przed ewentualnym upadkiem.
Dawała mu nadzieję.
Uśmiechnął się, słysząc jej głos i bez problemu dając się pociągnąć w stronę nie tak znowu odległego wspomnienia. Lodowisko było inne, okoliczności znacznie bardziej wystawne, a ich stroje mniej swobodne, ale kwestie, które się liczyły, pozostawały niezmienne – no, większość pozostała. – W żadnym wypadku – odpowiedział cicho, nachylając się do jej ucha; gdyby na ich palcach nie lśniły obrączki, zapewne nie ośmieliłby się na taki gest. – Tym razem nie pozwolę ci – zawahał się, jego serce zgubiło jedno uderzenie – wam upaść – poprawił się, mając nadzieję, że w jego głosie nie było słychać lekkiego napięcia, które zdawało się szarpać jego zakończeniami nerwowymi. Niepodyktowanego żadnymi negatywnymi emocjami, a tą samą obawą, która towarzyszyła mu przed ślubną ceremonią. Nowina, którą podzieliła się z nim Inara, była boleśnie wręcz świeża i sam nie wiedział jeszcze do końca, co dokładnie działo się w jego umyśle, gdy z jednej strony miał ochotę schować ich oboje przed wszechobecnymi spojrzeniami, z drugiej – wykrzyczeć wieści wszystkim dookoła.
Rzecz jasna, nie zrobił żadnej z tych rzeczy, starając się zachować neutralny wyraz twarzy, gdy witał się ze wszystkimi znajomymi lady i lordami, na dłużej zatrzymując się jedynie przy Adrienie i Ulli, której ramię ścisnął opiekuńczo, życząc jej powodzenia i próbując powściągnąć nieco podejrzliwość, z jaką mierzył spojrzeniem wybranego jej przez Adelaide partnera (milcząco postanawiając mieć na niego oko), kompletnie nieświadomy, że tak naprawdę przez dobrych kilka sekund zwyczajnie sztyletował młodego Bulstrode’a wzrokiem.
Nie zdawał sobie również sprawy z nieprzytomnego uśmiechu, który błąkał się po jego wargach, gdy siedząc tuż obok Inary zakładał zaczarowane łyżwy, dyskretnie upewniając się, że jej własne były solidnie zawiązane i pewnie ujmując dłoń żony, kiedy pojawił się sygnał wejścia na taflę. – Tak jest, moja lady – odpowiedział cicho, tak, by tylko ona go usłyszała, po czym wciągnął ich oboje w pierwsze dźwięki muzyki, w porę orientując się, co chciała zrobić i dołączając do niej w opiekuńczym ramieniu, dokładnie tak, jak obiecał, chroniąc ją przed ewentualnym upadkiem.
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Nott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 84, 13
'k100' : 84, 13
Kiedy wskazówka zegarka, ukrytego w jednej z kieszeni młodego Ollivandera, wskazała wreszcie północ, chłopak kończył sznurować swoje zaczarowane łyżwy. Do tej pory włóczył się po ogrodach rezydencji oraz salach balowych trochę na kształt widma - był tam gdzie musiał być, nie wychylając się poza szereg innych lordów; wymieniał uprzejmości; komplementował kreacje obecnych na zabawie lady; i powoli sączył tę samą lampkę wina, więc gdy towarzystwo wreszcie zebrało się przy sadzawce, pomimo późnej godziny, udało mu się zachować trzeźwość umysłu.
Właściwie dobór partnerów niespecjalnie go zaskoczył - jak tylko spotkał młodziutką lady Lestrange, gdzieś podskórnie czuł, że rozmowa pod kwiecistą kopułą nie będzie ich jedyną. W pierwszej chwili pomyślał, że właściwie całkiem zabawnie by było gdyby bez przerwy mylił kroki, ale szybko zganił się za ten pomysł - on miał już swoje debiuty za sobą, ale Marine miała dzisiaj być najpiękniejszym kwiatem w ogrodach Hampton Court, więc gdyby faktycznie zepsuł jej ten wieczór, miałby wyrzuty sumienia do końca życia. Może i dla niego to wszystko było co najmniej bzdurne, ale towarzysząca mu lady zdawała się być naprawdę przejęta swoim pierwszym wystąpieniem na salonach.
- Spokojnie, lady Lestrange, nie umiem jeździć na łyżwach. - rzucił na powitanie, uśmiechając się do niej ciepło. Uprzejmości mieli już za sobą, więc darował sobie kolejne formułki i komplementy, w zamian oferując jej swoje ramię, kiedy wreszcie, tuż obok siebie, ruszyli na lodowisko. W istocie - z zamarzniętymi sadzawkami miał do czynienia w dzieciństwie, kiedy wiedziony ciekawością zapuszczał się wgłąb rodowych włości Ollivanderów i wraz z kuzynem Constantinem ślizgali się na podeszwach butów po skutych lodem, gładkich taflach jezior rozrzuconych po terenach Lancashire. Nie był jednak wówczas tancerzem, a księżniczką skrytą w lodowej jaskini. Później, z czasem, awansował na pomagiera rycerza i ramię w ramię ze starszym kuzynem ratował z opresji wyimaginowane damy. Odetchnął z ulgą gdy płozy wślizgnęły się na lód, a on nie wywinął bardzo widowiskowego orła. Zaczarowane łyżwy chyba same wiedziały co robić, albo przynajmniej jak utrzymać swojego czarodzieja na dwóch nogach. Titus rozejrzał się naokoło, sunąc spojrzeniem po sylwetkach zgromadzonych - dostrzegł kuzynkę Cressidę wraz z małżonkiem, których powitał delikatnym uśmiechem, posłał jeden także rodzeństwu Nott, nawet jeśli nie darzył Ulli zbytnią sympatią, rozpoznał lady Selwyn, która kilka miesięcy wstecz radziła się go w sprawach różdżkowych i wreszcie lorda o tym samym nazwisku, którego najdłużej lustrował wzrokiem. Ostatecznie jednak powrócił do obserwacji przydzielonej mu damy, to jej poświęcając swoją uwagę, a gdy pierwsze takty Tańca Rycerzy wypełniły powietrze, kiedy pary ruszyły po oblodzonej sadzawce i on poprowadził swoją partnerkę w rytm muzyki. Co prawda osobiście wolał wywijać jak wariat do Zmiataczy Ricka Charlie, ale jak na szlachcica przystało pobierał kiedyś nauki tańca balowego i chyba całkiem dużo z tych nauk zostało mu jednak w głowie - nic więc dziwnego, że najsamprzód zdecydował się na jedną z prostszych figur; zresztą w oczach swojej towarzyszki widział, że i ona nie ma zamiaru porywać się z motyką na słońce. Taniec w ślizgu nie wydawał się nader skomplikowany, to przecież tylko kilka kroków przeniesionych na inną nawierzchnię. Zacisnął więc nieco mocniej palce na dłoniach lady Lestrange i poprowadził ją w tej pełnej gracji i uroku figurze.
Właściwie dobór partnerów niespecjalnie go zaskoczył - jak tylko spotkał młodziutką lady Lestrange, gdzieś podskórnie czuł, że rozmowa pod kwiecistą kopułą nie będzie ich jedyną. W pierwszej chwili pomyślał, że właściwie całkiem zabawnie by było gdyby bez przerwy mylił kroki, ale szybko zganił się za ten pomysł - on miał już swoje debiuty za sobą, ale Marine miała dzisiaj być najpiękniejszym kwiatem w ogrodach Hampton Court, więc gdyby faktycznie zepsuł jej ten wieczór, miałby wyrzuty sumienia do końca życia. Może i dla niego to wszystko było co najmniej bzdurne, ale towarzysząca mu lady zdawała się być naprawdę przejęta swoim pierwszym wystąpieniem na salonach.
- Spokojnie, lady Lestrange, nie umiem jeździć na łyżwach. - rzucił na powitanie, uśmiechając się do niej ciepło. Uprzejmości mieli już za sobą, więc darował sobie kolejne formułki i komplementy, w zamian oferując jej swoje ramię, kiedy wreszcie, tuż obok siebie, ruszyli na lodowisko. W istocie - z zamarzniętymi sadzawkami miał do czynienia w dzieciństwie, kiedy wiedziony ciekawością zapuszczał się wgłąb rodowych włości Ollivanderów i wraz z kuzynem Constantinem ślizgali się na podeszwach butów po skutych lodem, gładkich taflach jezior rozrzuconych po terenach Lancashire. Nie był jednak wówczas tancerzem, a księżniczką skrytą w lodowej jaskini. Później, z czasem, awansował na pomagiera rycerza i ramię w ramię ze starszym kuzynem ratował z opresji wyimaginowane damy. Odetchnął z ulgą gdy płozy wślizgnęły się na lód, a on nie wywinął bardzo widowiskowego orła. Zaczarowane łyżwy chyba same wiedziały co robić, albo przynajmniej jak utrzymać swojego czarodzieja na dwóch nogach. Titus rozejrzał się naokoło, sunąc spojrzeniem po sylwetkach zgromadzonych - dostrzegł kuzynkę Cressidę wraz z małżonkiem, których powitał delikatnym uśmiechem, posłał jeden także rodzeństwu Nott, nawet jeśli nie darzył Ulli zbytnią sympatią, rozpoznał lady Selwyn, która kilka miesięcy wstecz radziła się go w sprawach różdżkowych i wreszcie lorda o tym samym nazwisku, którego najdłużej lustrował wzrokiem. Ostatecznie jednak powrócił do obserwacji przydzielonej mu damy, to jej poświęcając swoją uwagę, a gdy pierwsze takty Tańca Rycerzy wypełniły powietrze, kiedy pary ruszyły po oblodzonej sadzawce i on poprowadził swoją partnerkę w rytm muzyki. Co prawda osobiście wolał wywijać jak wariat do Zmiataczy Ricka Charlie, ale jak na szlachcica przystało pobierał kiedyś nauki tańca balowego i chyba całkiem dużo z tych nauk zostało mu jednak w głowie - nic więc dziwnego, że najsamprzód zdecydował się na jedną z prostszych figur; zresztą w oczach swojej towarzyszki widział, że i ona nie ma zamiaru porywać się z motyką na słońce. Taniec w ślizgu nie wydawał się nader skomplikowany, to przecież tylko kilka kroków przeniesionych na inną nawierzchnię. Zacisnął więc nieco mocniej palce na dłoniach lady Lestrange i poprowadził ją w tej pełnej gracji i uroku figurze.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
The member 'Titus F. Ollivander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 19, 63
'k100' : 19, 63
Nie była pewna, czy to najlepszy pomysł, biorąc pod uwagę jej zupełny brak umiejętności łyżwiarskich. Ale to William zawsze był tym, który próbował trochę ją ośmielić w towarzystwie. To on jako pierwszy poprosił ją do tańca na jej debiutanckim sabacie, w czasach kiedy jeszcze nie byli nawet zaręczeni. Cressida, będąca wtedy onieśmieloną i oczarowaną jednocześnie lady Flint, zgodziła się i wciąż pamiętała tamten wieczór, kiedy tańczyła z nim, rumieniąc się intensywnie pod piegami pokrywającymi wdzięcznie jej policzki i nosek. Kilka miesięcy później rodzina postanowiła ich zaręczyć, najwyraźniej uznając, że wrażliwa i utalentowana malarsko Flintówna to idealna para dla nie najmłodszego już kawalera z rodu Fawley. Ale Cressida naprawdę polubiła Williama, w momencie ślubu byli już dobrymi przyjaciółmi i pokrewnymi artystycznymi duszami. Znakomicie się uzupełniali – Cressida potrafiła przepięknie malować, a William posiadał imponującą wiedzę teoretyczną o sztuce.
- Och, Williamie, mam nadzieję że nie będę żałować, że dałam się namówić – powiedziała do niego cicho, gdy zmierzali oświetloną ścieżką w stronę zamarzniętej sadzawki, na której stworzono lodowisko. Lady Nott naprawdę się postarała, chociaż Cressida i tak miała pewne obawy, jeśli chodzi o wchodzenie na lód, ale zapewniono ich, że dzięki ostatnim mrozom i śnieżycom jest bardzo gruby i nie ma możliwości się zarwać. A już na pewno nie pod taką drobną kruszyną jak Cressida.
- Śnieg i lód w czerwcu! To naprawdę coś nietypowego – dodała jeszcze, rozglądając się po tym jakże zimowym otoczeniu. Czuła się jakby był styczeń a nie czerwiec.
Przed wejściem na lodowisko dano im specjalne magiczne łyżwy, które miały ułatwić stabilne i płynne poruszanie się po lodzie. Cressida zdjęła buciki i nałożyła łyżwy, drżąc lekko pod materiałem niebieskiej sukni. Było jej zimno, ale miała nadzieję, że taniec na lodzie u boku Williama pomoże jej się rozgrzać. Choć pierwszy taniec na tamtym pierwszym sabacie tak onieśmielał, teraz było dla niej całkowicie normalne i oczywiste to, że byli parą. To u jego boku przybywała na sabaty i inne wydarzenia towarzyskie, choć przez poprzednich kilka miesięcy pozostawała z nich wyłączona podczas ostatnich miesięcy ciąży i pierwszych po porodzie, podczas których prawie nie opuszczała dworu. Ten sabat był pierwszym, na którym pojawiała się po przerwie, ale jej ciałko wróciło już do odpowiedniego wyglądu i formy.
Wokół nich do występu przygotowywały się też inne pary. Cressida zauważyła Inarę z jej mężem, Percivalem, a także Flaviena oraz spotkaną wcześniej dzisiejszego wieczoru młodą Marine, której partnerem miał zostać jej niesforny kuzyn, Titus. Cressida uśmiechnęła się do niego i rzuciła mu znaczące spojrzenie, wyrażając nadzieję że będzie umiał się odpowiednio zachować przy debiutującej na salonach lady Lestrange.
– Nie pozwolisz mi upaść? – zapytała męża półszeptem. Po chwili oboje znaleźli się już na lodowisku, a Cressida trzymała go za ręce, spoglądając ukradkiem na jego przystojną twarz i decydując się na wykonanie figury płynięcie przez obłoki.
- Och, Williamie, mam nadzieję że nie będę żałować, że dałam się namówić – powiedziała do niego cicho, gdy zmierzali oświetloną ścieżką w stronę zamarzniętej sadzawki, na której stworzono lodowisko. Lady Nott naprawdę się postarała, chociaż Cressida i tak miała pewne obawy, jeśli chodzi o wchodzenie na lód, ale zapewniono ich, że dzięki ostatnim mrozom i śnieżycom jest bardzo gruby i nie ma możliwości się zarwać. A już na pewno nie pod taką drobną kruszyną jak Cressida.
- Śnieg i lód w czerwcu! To naprawdę coś nietypowego – dodała jeszcze, rozglądając się po tym jakże zimowym otoczeniu. Czuła się jakby był styczeń a nie czerwiec.
Przed wejściem na lodowisko dano im specjalne magiczne łyżwy, które miały ułatwić stabilne i płynne poruszanie się po lodzie. Cressida zdjęła buciki i nałożyła łyżwy, drżąc lekko pod materiałem niebieskiej sukni. Było jej zimno, ale miała nadzieję, że taniec na lodzie u boku Williama pomoże jej się rozgrzać. Choć pierwszy taniec na tamtym pierwszym sabacie tak onieśmielał, teraz było dla niej całkowicie normalne i oczywiste to, że byli parą. To u jego boku przybywała na sabaty i inne wydarzenia towarzyskie, choć przez poprzednich kilka miesięcy pozostawała z nich wyłączona podczas ostatnich miesięcy ciąży i pierwszych po porodzie, podczas których prawie nie opuszczała dworu. Ten sabat był pierwszym, na którym pojawiała się po przerwie, ale jej ciałko wróciło już do odpowiedniego wyglądu i formy.
Wokół nich do występu przygotowywały się też inne pary. Cressida zauważyła Inarę z jej mężem, Percivalem, a także Flaviena oraz spotkaną wcześniej dzisiejszego wieczoru młodą Marine, której partnerem miał zostać jej niesforny kuzyn, Titus. Cressida uśmiechnęła się do niego i rzuciła mu znaczące spojrzenie, wyrażając nadzieję że będzie umiał się odpowiednio zachować przy debiutującej na salonach lady Lestrange.
– Nie pozwolisz mi upaść? – zapytała męża półszeptem. Po chwili oboje znaleźli się już na lodowisku, a Cressida trzymała go za ręce, spoglądając ukradkiem na jego przystojną twarz i decydując się na wykonanie figury płynięcie przez obłoki.
Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
The member 'Cressida Fawley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 4, 8
'k100' : 4, 8
Idąc, po raz pierwszy nie rozglądała się w tłumie.
Zabawne, w jaki sposób potrafiła bawić się z nią podświadomość; chociaż chłodny umysł wiedział, że jego pojawienie się w takim miejscu i w takim czasie było zwyczajnie niemożliwe, serce i tak drżało niespokojnie, gubiąc zwyczajny, powolny rytm i tłukąc niespokojnie o klatkę żeber w żałosnym wyrazie strachu. Nie była gotowa. Ponad dwudziestoletnie surowe wychowanie nauczyło ją wszystkiego, oprócz prawdziwego życia, i dlatego bała się, wypchnięta nagle i brutalnie ze swojej strefy komfortu do świata, który był głośny, brudny i tłoczny, który prowokował ją i tłamsił, nie pozwalając zachować porcelanowej obojętności, którą z gracją nosiła do tamtej pory. Aura damy i piękne suknie z jedwabiu przestały nagle być skuteczną zbroją w świecie ludzi podobnych jemu, zbyt gwałtownych, zbyt przepełnionych emocjami, zbyt żywych dla kogoś, kto wychował się w świecie martwych, szklanych skorup.
Po raz pierwszy przebywając w swoim środowisku, czuła się w nim obca; maskowała jednak tlący się gdzieś w głębi niepokój, jak zawsze uśmiechając się zdawkowo samymi tylko kącikami ust i z gracją prąc przez tłum. Posłała ciotce Adelaidzie nieco bardziej promienny uśmiech, mijając ją w okolicach sadzawki. Nie niepokoiła się- w końcu wręcz idealnie spełniała jej oczekiwania, odziana w aksamitną suknię w żywej, głębokiej zieleni Nottów, zgrabna i powabna, wytresowana jak ładny, francuski piesek salonowy, wzbudzając zachwyt w tych, którzy zachwycić się powinni. Kiedy ciotka odwzajemniła jednak jej uśmiech, część niepokoju wypaliła się i zgasła, niknąc, i pozostawiając miejsce na chłodny spokój i determinację. Nie zamierzała myśleć już o niczym innym- a już z pewnością nie o kimś, kto nigdy nie powinien był być godnym jej myśli.
Odwzajemniła delikatny pocałunek Inary, odszukując jej spojrzenie i posyłając jej jedynie trochę nieobecny uśmiech.
-Uważaj na siebie- Nie było jej stać na większy przejaw troski; wiedziała jednak, że dawna przyjaciółka potrafiła wyczuć to, czego nie mogła jej przekazać słowami. Mijając Percy'ego, poprawiła zagięty niesfornie mankiet jego odzienia, miękko życząc mu powodzenia i łaskawie postanawiając nie zauważyć jego wzroku, który jedynie cudem nie zabił jej partnera na miejscu. Zatrzymała się niedaleko lodowiska, z uprzejmym uśmiechem przyjmując przeznaczoną dla niej parę zaczarowanych łyżew i cierpliwie oczekując na partnera. W międzyczasie skinieniem głowy przywitała Adriena, ojca Inary, i przechodzącą nieopodal damę, która musiała być lady Fawley. Na widok nadchodzącego młodego Bulstrode'a z gracją skończyła wiązać łyżwy, po czym delikatnie podała mu dłoń.
-A więc moja ciotka uznała, że to właśnie Ty jesteś najlepszym tancerzem z całego zgromadzonego dziś towarzystwa- Uśmiechnęła się oszczędnie, poprawiając opadające na zarumienione nieco z zimna policzki włosy.- Mój lordzie.
Pozwoliła poprowadzić się na lodową taflę, na chwilę mrużąc oczy pod wpływem odbijającego się w niej światła.
-Nie pozwólmy reszcie czekać- Rzuciła uprzejmie, choć ze zwyczajową oschłością, następnie pozwalając lordowi Cedricowi poprowadzić się w wymijance.
Zabawne, w jaki sposób potrafiła bawić się z nią podświadomość; chociaż chłodny umysł wiedział, że jego pojawienie się w takim miejscu i w takim czasie było zwyczajnie niemożliwe, serce i tak drżało niespokojnie, gubiąc zwyczajny, powolny rytm i tłukąc niespokojnie o klatkę żeber w żałosnym wyrazie strachu. Nie była gotowa. Ponad dwudziestoletnie surowe wychowanie nauczyło ją wszystkiego, oprócz prawdziwego życia, i dlatego bała się, wypchnięta nagle i brutalnie ze swojej strefy komfortu do świata, który był głośny, brudny i tłoczny, który prowokował ją i tłamsił, nie pozwalając zachować porcelanowej obojętności, którą z gracją nosiła do tamtej pory. Aura damy i piękne suknie z jedwabiu przestały nagle być skuteczną zbroją w świecie ludzi podobnych jemu, zbyt gwałtownych, zbyt przepełnionych emocjami, zbyt żywych dla kogoś, kto wychował się w świecie martwych, szklanych skorup.
Po raz pierwszy przebywając w swoim środowisku, czuła się w nim obca; maskowała jednak tlący się gdzieś w głębi niepokój, jak zawsze uśmiechając się zdawkowo samymi tylko kącikami ust i z gracją prąc przez tłum. Posłała ciotce Adelaidzie nieco bardziej promienny uśmiech, mijając ją w okolicach sadzawki. Nie niepokoiła się- w końcu wręcz idealnie spełniała jej oczekiwania, odziana w aksamitną suknię w żywej, głębokiej zieleni Nottów, zgrabna i powabna, wytresowana jak ładny, francuski piesek salonowy, wzbudzając zachwyt w tych, którzy zachwycić się powinni. Kiedy ciotka odwzajemniła jednak jej uśmiech, część niepokoju wypaliła się i zgasła, niknąc, i pozostawiając miejsce na chłodny spokój i determinację. Nie zamierzała myśleć już o niczym innym- a już z pewnością nie o kimś, kto nigdy nie powinien był być godnym jej myśli.
Odwzajemniła delikatny pocałunek Inary, odszukując jej spojrzenie i posyłając jej jedynie trochę nieobecny uśmiech.
-Uważaj na siebie- Nie było jej stać na większy przejaw troski; wiedziała jednak, że dawna przyjaciółka potrafiła wyczuć to, czego nie mogła jej przekazać słowami. Mijając Percy'ego, poprawiła zagięty niesfornie mankiet jego odzienia, miękko życząc mu powodzenia i łaskawie postanawiając nie zauważyć jego wzroku, który jedynie cudem nie zabił jej partnera na miejscu. Zatrzymała się niedaleko lodowiska, z uprzejmym uśmiechem przyjmując przeznaczoną dla niej parę zaczarowanych łyżew i cierpliwie oczekując na partnera. W międzyczasie skinieniem głowy przywitała Adriena, ojca Inary, i przechodzącą nieopodal damę, która musiała być lady Fawley. Na widok nadchodzącego młodego Bulstrode'a z gracją skończyła wiązać łyżwy, po czym delikatnie podała mu dłoń.
-A więc moja ciotka uznała, że to właśnie Ty jesteś najlepszym tancerzem z całego zgromadzonego dziś towarzystwa- Uśmiechnęła się oszczędnie, poprawiając opadające na zarumienione nieco z zimna policzki włosy.- Mój lordzie.
Pozwoliła poprowadzić się na lodową taflę, na chwilę mrużąc oczy pod wpływem odbijającego się w niej światła.
-Nie pozwólmy reszcie czekać- Rzuciła uprzejmie, choć ze zwyczajową oschłością, następnie pozwalając lordowi Cedricowi poprowadzić się w wymijance.
I guess the truth works two ways
Maybe the truth's not what we need
Maybe the truth's not what we need
Ostatnio zmieniony przez Ulla Nott dnia 02.01.18 15:56, w całości zmieniany 1 raz
Ulla Nott
Zawód : pracownica Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
lend me your hand and we'll conquer them all;
but lend me your heart and I'll just let you fall
but lend me your heart and I'll just let you fall
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Ulla Nott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 34
--------------------------------
#2 'k100' : 73
#1 'k100' : 34
--------------------------------
#2 'k100' : 73
Minęło już kilka dni od ślubu, lecz Cyneric nadal czuł się prawdziwie lekko, jak gdyby to poczucie miało pozostać z nim już na zawsze. Bynajmniej. Wiedział wszakże, że niebawem nadejdzie dzień próby Rycerzy. Dzień jego próby. Sądny, pełen wątpliwości oraz obaw. Nie czuł się ze sobą na tyle dobrze, żeby butnie wierzyć w swoją perfekcję oraz nieomylność. Nie bał się stricte zadania, nie zwykł tego bowiem robić. Bał się, że zawiedzie, tego zaś nie zdołałby z łatwością przełknąć. Pochodził z dumnego rodu zwycięzców, zatem nie wyobrażał sobie klęski. Wręcz nie mógł o niej nawet myśleć, to byłoby ujmą dla niego oraz rodziny. Zwłaszcza tej, którą teraz zakładał. Za którą stał się odpowiedzialny. Nigdy nie chciałby, żeby Rosalie musiała być żoną przegranego, zasługiwała na wszystko, co najlepsze.
Podobne myśli pojawiały się w jego głowie sporadycznie. Na szczęście głowa arystokraty upojona była szczęściem, na które czekał od tak dawna. Jeszcze raz musiał przyznać, że cierpliwość popłaciła, nagradzając go z nawiązką. To powodowało, że nie czuł jeszcze skrajnych, destrukcyjnych emocji jakie jeszcze posiadał krótko po spłonięciu Białej Wywerny. Wręcz cieszył się na sabat, na kolejne chwile spędzone wspólnie, razem. To nic, że na świeczniku innych pod czujnym okiem gapiów, nagle przestało mu to doskwierać. Jego twarz wyglądała całkiem łagodnie, w jasnych oczach czaił się pewien osobliwy blask, prawdopodobnie odpowiedzialny za dobry nastrój.
Ubrał się niemal odświętnie, nie chcąc przynieść małżonce wstydu. Starannie dobrał wszelkie dodatki, z namaszczeniem oraz strategią dobierając szatę, która byłaby jednocześnie elegancka jak i wygodna, ponieważ czekało ich niemałe widowisko. Mieli wziąć udział w tańcu na lodzie, co wydawało mu się pomysłem absurdalnym. Yaxley posiadał przekonanie, że równie dobrze mógł wypuścić Winfrida na lodowisko, nikt nie zorientowałby się, że to nie on. Nie po ruchach, które miał równie płynne co troll w składzie porcelany. Oczami wyobraźni widział swoje cielsko próbujące piruetów w powietrze i prawie parsknął śmiechem. Na pewno równie dobrze będzie się bawił jego kuzyn siedzący gdzieś na widowni, tak. Cóż, uczestnictwo Cynerica w tym przedsięwzięciu można uznać za dowód nieskończonej miłości mężczyzny do Rosie.
Życzył Lilianie powodzenia jeszcze w Fenland, pozostałych przywitał już na miejscu. Odebrał jeszcze kilka nielicznych gratulacji od tych, którzy nie mogli się zjawić na uroczystości zaślubin. Odbyli z żoną jeszcze kilka niezobowiązujących pogawędek skropionych lampką szampana, zatańczyli ze dwa tańce w sali balowej i właśnie wtedy ogłoszono rozpoczęcie konkursu. Sprawnie założyli na nogi łyżwy, pojawiając się u boku innych par na śliskiej tafli. Serce przyspieszyło rytm, poziom adrenaliny zwiększył się, zaś szlachcic zaczął się jeszcze bardziej stresować niż przed swoim pierwszym debiutem.
Wreszcie muzyka zaczęła grać, pozwalając parze na spróbowanie figury polegających na zaprezentowanie opiekuńczego ramienia trollańskiego lorda. Yaxley przez cały czas był mocno skoncentrowany na zadaniu, uważnie starając się prowadzić zarówno swoje stopy jak i swą partnerkę, niekoniecznie na twardą oraz zimną ziemię. Przytrzymywał Rosalie lekko w talii, modląc się, żeby nie runęli malowniczo rozkładając się przed żadną ze szlacheckich par. Jednakże zapewne zupełnie niepotrzebnie, skoro wskazówek odnośnie choreografii układał mu znany tancerz Morgoth.
Podobne myśli pojawiały się w jego głowie sporadycznie. Na szczęście głowa arystokraty upojona była szczęściem, na które czekał od tak dawna. Jeszcze raz musiał przyznać, że cierpliwość popłaciła, nagradzając go z nawiązką. To powodowało, że nie czuł jeszcze skrajnych, destrukcyjnych emocji jakie jeszcze posiadał krótko po spłonięciu Białej Wywerny. Wręcz cieszył się na sabat, na kolejne chwile spędzone wspólnie, razem. To nic, że na świeczniku innych pod czujnym okiem gapiów, nagle przestało mu to doskwierać. Jego twarz wyglądała całkiem łagodnie, w jasnych oczach czaił się pewien osobliwy blask, prawdopodobnie odpowiedzialny za dobry nastrój.
Ubrał się niemal odświętnie, nie chcąc przynieść małżonce wstydu. Starannie dobrał wszelkie dodatki, z namaszczeniem oraz strategią dobierając szatę, która byłaby jednocześnie elegancka jak i wygodna, ponieważ czekało ich niemałe widowisko. Mieli wziąć udział w tańcu na lodzie, co wydawało mu się pomysłem absurdalnym. Yaxley posiadał przekonanie, że równie dobrze mógł wypuścić Winfrida na lodowisko, nikt nie zorientowałby się, że to nie on. Nie po ruchach, które miał równie płynne co troll w składzie porcelany. Oczami wyobraźni widział swoje cielsko próbujące piruetów w powietrze i prawie parsknął śmiechem. Na pewno równie dobrze będzie się bawił jego kuzyn siedzący gdzieś na widowni, tak. Cóż, uczestnictwo Cynerica w tym przedsięwzięciu można uznać za dowód nieskończonej miłości mężczyzny do Rosie.
Życzył Lilianie powodzenia jeszcze w Fenland, pozostałych przywitał już na miejscu. Odebrał jeszcze kilka nielicznych gratulacji od tych, którzy nie mogli się zjawić na uroczystości zaślubin. Odbyli z żoną jeszcze kilka niezobowiązujących pogawędek skropionych lampką szampana, zatańczyli ze dwa tańce w sali balowej i właśnie wtedy ogłoszono rozpoczęcie konkursu. Sprawnie założyli na nogi łyżwy, pojawiając się u boku innych par na śliskiej tafli. Serce przyspieszyło rytm, poziom adrenaliny zwiększył się, zaś szlachcic zaczął się jeszcze bardziej stresować niż przed swoim pierwszym debiutem.
Wreszcie muzyka zaczęła grać, pozwalając parze na spróbowanie figury polegających na zaprezentowanie opiekuńczego ramienia trollańskiego lorda. Yaxley przez cały czas był mocno skoncentrowany na zadaniu, uważnie starając się prowadzić zarówno swoje stopy jak i swą partnerkę, niekoniecznie na twardą oraz zimną ziemię. Przytrzymywał Rosalie lekko w talii, modląc się, żeby nie runęli malowniczo rozkładając się przed żadną ze szlacheckich par. Jednakże zapewne zupełnie niepotrzebnie, skoro wskazówek odnośnie choreografii układał mu znany tancerz Morgoth.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
The member 'Cyneric Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 2, 46
'k100' : 2, 46
Cedric Bulstrode, lat 27, kawaler | Łyżwiarstwo - 0, Taniec balowy - I, sprawność 5, spostrzegawczość I
Był fanem sabatów - naprawdę. Nigdy może nie przodował w towarzystwie, nie był w centrum uwagi, nie spijał najlepszej śmietanki, jednakże w towarzystwie takim jak to, czuł się nadzwyczaj dobrze. Jak przyjemnie było odetchnąć z ulgą na przyjęciach, na których nie sposób było uświadczyć kogokolwiek o brudnej krwi. Cedric niemal każdego dnia pracy w ministerstwie krzywił się, ilekroć na korytarzu mijał go ktoś, komu szlam krążył w żyłach. Jednakże nawet jeśli któryś ze szlachciców nie przepadał za wystawnymi bankietami, zaproszeniu na sabat lady Adelaidy nie sposób było odmówić.
A Cedric cieszył się podwójnie. Była to bowiem idealna okazja, by nie tylko odnowić dawne kontakty, umilić sobie czas rozmowami biznesowymi lub stricte rodowymi. Była to również idealna sposobność, by móc ponapawać się widokiem piękniejszym niż gwiazdy lśniące na nocnym niebie, niż kolorowe, wonne kwiaty, widokiem cudowniejszym nawet niż drogocenne, szlachetne kamienie. W końcu który mężczyzna nie doceniłby uroku delikatnej niewiasty, tym bardziej w tak niecodziennym, acz równie urokliwym otoczeniu?
Lord Bulstrode nie przeliczył się w swoich oczekiwaniach - pośród szlachcianek na sabacie dostrzegł również tę, która już od pewnego czasu zwróciła jego szczególną uwagę. Z taką radością przyjął więc również fakt, że lady Adelaida postanowiła go dzisiejszego wieczora sparować do tańca właśnie z Ullą.
- Milady - odziany już w magiczne łyżwy, ujął jej dłoń, obdarzając jej wierzch delikatnym pocałunkiem. Wiele mogło zależeć od tego sabatu i od tego tańca, wiedział więc, że musi postarać się ze wszystkich sił. Nie mógł zaprzepaścić takiej szansy danej mu przez starszą lady Nott! - Zapewniam Cię, że twoja ciotka na pewno nie pomyliła się w swoim wyborze.
Tańczył, oczywiście że tańczył! Z jazdą na łyżwach było już niestety nieco gorzej. Całe szczęście, że te łyżwy miały mu w tym nieco pomóc. Liczył, że chociaż uda mu się utrzymać na nogach i nie zbłaźnić przed Ullą.
- Jeśli mogę jeszcze wtrącić, wyglądasz dziś zjawiskowo, moja pani. Jestem pewien, że oczarujesz wszystkich. Mnie już oczarowałaś - odezwał się jeszcze, nim rozpoczęli figurę. Zbyt dużo pochlebstw? Na Merlina, przecież nie chciał wyjść na natręta! Dlatego w sumie ucieszył się, kiedy w kilka chwil później już nie było okazji, by porozmawiać. Musiał się bowiem skupić, by wymijanka wyszła im jak najlepiej.
Był fanem sabatów - naprawdę. Nigdy może nie przodował w towarzystwie, nie był w centrum uwagi, nie spijał najlepszej śmietanki, jednakże w towarzystwie takim jak to, czuł się nadzwyczaj dobrze. Jak przyjemnie było odetchnąć z ulgą na przyjęciach, na których nie sposób było uświadczyć kogokolwiek o brudnej krwi. Cedric niemal każdego dnia pracy w ministerstwie krzywił się, ilekroć na korytarzu mijał go ktoś, komu szlam krążył w żyłach. Jednakże nawet jeśli któryś ze szlachciców nie przepadał za wystawnymi bankietami, zaproszeniu na sabat lady Adelaidy nie sposób było odmówić.
A Cedric cieszył się podwójnie. Była to bowiem idealna okazja, by nie tylko odnowić dawne kontakty, umilić sobie czas rozmowami biznesowymi lub stricte rodowymi. Była to również idealna sposobność, by móc ponapawać się widokiem piękniejszym niż gwiazdy lśniące na nocnym niebie, niż kolorowe, wonne kwiaty, widokiem cudowniejszym nawet niż drogocenne, szlachetne kamienie. W końcu który mężczyzna nie doceniłby uroku delikatnej niewiasty, tym bardziej w tak niecodziennym, acz równie urokliwym otoczeniu?
Lord Bulstrode nie przeliczył się w swoich oczekiwaniach - pośród szlachcianek na sabacie dostrzegł również tę, która już od pewnego czasu zwróciła jego szczególną uwagę. Z taką radością przyjął więc również fakt, że lady Adelaida postanowiła go dzisiejszego wieczora sparować do tańca właśnie z Ullą.
- Milady - odziany już w magiczne łyżwy, ujął jej dłoń, obdarzając jej wierzch delikatnym pocałunkiem. Wiele mogło zależeć od tego sabatu i od tego tańca, wiedział więc, że musi postarać się ze wszystkich sił. Nie mógł zaprzepaścić takiej szansy danej mu przez starszą lady Nott! - Zapewniam Cię, że twoja ciotka na pewno nie pomyliła się w swoim wyborze.
Tańczył, oczywiście że tańczył! Z jazdą na łyżwach było już niestety nieco gorzej. Całe szczęście, że te łyżwy miały mu w tym nieco pomóc. Liczył, że chociaż uda mu się utrzymać na nogach i nie zbłaźnić przed Ullą.
- Jeśli mogę jeszcze wtrącić, wyglądasz dziś zjawiskowo, moja pani. Jestem pewien, że oczarujesz wszystkich. Mnie już oczarowałaś - odezwał się jeszcze, nim rozpoczęli figurę. Zbyt dużo pochlebstw? Na Merlina, przecież nie chciał wyjść na natręta! Dlatego w sumie ucieszył się, kiedy w kilka chwil później już nie było okazji, by porozmawiać. Musiał się bowiem skupić, by wymijanka wyszła im jak najlepiej.
I show not your face but your heart's desire
The member 'Ain Eingarp' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 51, 30
'k100' : 51, 30
Sabat. Nie jestem nawet zaręczony, nie powinien mnie on w ogóle interesować. I nie interesował do czasu otrzymania listu od Liliany, wyrażającej szczerą chęć ujrzenia mnie na włościach lady Adelaidy. Byłem nastawiony mocno sceptycznie, wręcz wrogo do tego pomysłu i wcale nie wziąłbym udziału w tej uroczystości gdyby nie trzeźwa ocena matki. Sojusze należy pielęgnować niczym rzadki, delikatny kwiat, który w tak niespokojnych czasach może obrócić się przeciwko nam w każdej chwili. To nie tak, że nie doceniam wdzięków lady Yaxley, wręcz przeciwnie, ale nie nadaję się na kompana podczas spotkań towarzyskich. Ani nie jestem elokwentny, ani dowcipny. Mogę wesprzeć obecnością, nawet ramieniem, ale to raczej nic ponad to. Przynajmniej zachowam się w miarę przyzwoicie, chociaż nie jesteśmy znani jako ród ze szczególnej ogłady, wręcz przeciwnie. W każdym razie postanawiam zapewnić, że zjawię się punktualnie na zabawie w Hampton Court i żywię nadzieję, że spotkamy się na miejscu ucinając przyjemną pogawędkę. Ja i pogawędka. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale olśnienie nadeszło dopiero wraz z sową niknącą w oddali ponurego Durham. Nie było już odwrotu.
Każdego dnia przygotowywałem się do tej chwili. Co najmniej, jakbym miał przed sobą mój pierwszy debiut oraz wszyscy mieliby patrzeć na mnie. Rozsądek podpowiadał mi, że na miejscu będą dużo ciekawsze osobistości ode mnie, wręcz możliwe, że nikt mnie nie zauważy, ale i tak nie wyglądałem na przekonanego. Nadal nie wyglądam. Przekraczam próg posiadłości, oddając służbie swoją wierzchnią, grafitową szatę. Przez chwilę zastanawiam się nawet czy nie czmychnąć potajemnie z powrotem do zamku, ale wewnętrzna przyzwoitość nie pozwala mi na tak irracjonalny krok.
Niespiesznym krokiem, któremu towarzyszy rozglądanie się na wszystkie strony, docieram wreszcie do zbierających się w jednym miejscu czarodziei. Dostrzegłszy wśród nich Lilianę czuję, jak zasycha mi w gardle. A wokół nic tylko alkohol. Jedna lampka nie zaszkodzi, jak śmiem wybujale twierdzić, kiedy sięgam po dwa kieliszki wina. Drugi podaję uśmiechającej się półwili czując, jak brakuje mi słów.
- Witaj lady Yaxley. Jak zawsze wyglądasz olśniewająco - mówię nieco niepewnie. Besztam się w myślach za ten karygodny krok, powinienem okazywać więcej pewności siebie. Ponoć tak wypada, a i kobiety to lubią. Zresztą, i tak trąci banałem, ale z drugiej strony nie powinienem wychwalać jej zbyt przesadnie kiedy wokół stoi przynajmniej tuzin innych dam, gotowych do usłyszenia każdego mojego słowa. Z tego stresu zwilżam wreszcie zaschnięte gardło, z każdym łykiem rozluźniając się chyba coraz mocniej.
Ponowne spięcie przychodzi w momencie ogłoszenia rozpoczęcia konkursu tańca na lodzie. Do tej pory rozmowa się nawet kleiła, ale teraz idę niemrawo w kierunku lodowiska, prowadząc tam Lilianę. Witam się ze wszystkimi znajomymi, z którymi nie przywitałem się wcześniej, w tym z rodziną mej partnerki dzisiejszego wieczoru. Czuję się jak idiota mając wywijać tam na lodzie coś, czego nie umiem. Tak w trakcie zerkając na innych uczestników to chyba nie wszyscy jednak urodzili się w łyżwach. Daje mi to nieco więcej odwagi, kiedy próbując podwójnego piruetu z odwróceniem uwagi zmuszam moje ciało do posłuszeństwa. Zaczynamy naprawdę od trudnej strony, ale ponoć to czysta strategia. Liliana będzie mogła rzeczywiście skoncentrować wzrok na sobie, zamiast na moich nieskoordynowanych pląsach. Jednak Asa mi świadkiem, że staram się jak mogę. Ślizg, ślizg, obrót, kontrolne oraz przerażone spojrzenia na półwilę, poruszającą się piękniej niż kiedykolwiek mógłbym przypuszczać. A to dopiero początek.
Każdego dnia przygotowywałem się do tej chwili. Co najmniej, jakbym miał przed sobą mój pierwszy debiut oraz wszyscy mieliby patrzeć na mnie. Rozsądek podpowiadał mi, że na miejscu będą dużo ciekawsze osobistości ode mnie, wręcz możliwe, że nikt mnie nie zauważy, ale i tak nie wyglądałem na przekonanego. Nadal nie wyglądam. Przekraczam próg posiadłości, oddając służbie swoją wierzchnią, grafitową szatę. Przez chwilę zastanawiam się nawet czy nie czmychnąć potajemnie z powrotem do zamku, ale wewnętrzna przyzwoitość nie pozwala mi na tak irracjonalny krok.
Niespiesznym krokiem, któremu towarzyszy rozglądanie się na wszystkie strony, docieram wreszcie do zbierających się w jednym miejscu czarodziei. Dostrzegłszy wśród nich Lilianę czuję, jak zasycha mi w gardle. A wokół nic tylko alkohol. Jedna lampka nie zaszkodzi, jak śmiem wybujale twierdzić, kiedy sięgam po dwa kieliszki wina. Drugi podaję uśmiechającej się półwili czując, jak brakuje mi słów.
- Witaj lady Yaxley. Jak zawsze wyglądasz olśniewająco - mówię nieco niepewnie. Besztam się w myślach za ten karygodny krok, powinienem okazywać więcej pewności siebie. Ponoć tak wypada, a i kobiety to lubią. Zresztą, i tak trąci banałem, ale z drugiej strony nie powinienem wychwalać jej zbyt przesadnie kiedy wokół stoi przynajmniej tuzin innych dam, gotowych do usłyszenia każdego mojego słowa. Z tego stresu zwilżam wreszcie zaschnięte gardło, z każdym łykiem rozluźniając się chyba coraz mocniej.
Ponowne spięcie przychodzi w momencie ogłoszenia rozpoczęcia konkursu tańca na lodzie. Do tej pory rozmowa się nawet kleiła, ale teraz idę niemrawo w kierunku lodowiska, prowadząc tam Lilianę. Witam się ze wszystkimi znajomymi, z którymi nie przywitałem się wcześniej, w tym z rodziną mej partnerki dzisiejszego wieczoru. Czuję się jak idiota mając wywijać tam na lodzie coś, czego nie umiem. Tak w trakcie zerkając na innych uczestników to chyba nie wszyscy jednak urodzili się w łyżwach. Daje mi to nieco więcej odwagi, kiedy próbując podwójnego piruetu z odwróceniem uwagi zmuszam moje ciało do posłuszeństwa. Zaczynamy naprawdę od trudnej strony, ale ponoć to czysta strategia. Liliana będzie mogła rzeczywiście skoncentrować wzrok na sobie, zamiast na moich nieskoordynowanych pląsach. Jednak Asa mi świadkiem, że staram się jak mogę. Ślizg, ślizg, obrót, kontrolne oraz przerażone spojrzenia na półwilę, poruszającą się piękniej niż kiedykolwiek mógłbym przypuszczać. A to dopiero początek.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 42, 56
'k100' : 42, 56
Strona 2 z 19 • 1, 2, 3 ... 10 ... 19
Sadzawka
Szybka odpowiedź