Sadzawka
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sadzawka
Sadzawka mieszcząca się w głębi ogrodów latem olśniewa kolorami; zimą pozostaje mroczna, czarna i ponura. Jej taflę skuwa lód, a otaczające ją nagie drzewa uginające się od śniegu dodają scenerii gotyckiego romantyzmu. Przyprószone białym puchem zarośla z całą pewnością są dość wysokie, by znajdujący się tutaj goście pozostawali niezauważeni. W okolicach da się zaobserwować sporo ptactwa - głównie kaczek i łabędzi, ale najbardziej rozpoznawalny pozostaje paw uwielbiający puszyć się przed gośćmi.
Zaufała lordowi Lestrange. Podała mu swe dłonie, zamknął je w silnym uścisku, by nie wyślizgnęły się podczas wykonywania trudnej figury; lepiej dla niego, że o to zadbał. Podobnego poniżenia, jakim byłoby wylądowanie plecami na lodzie, zniszczenie sukienki i obicie głowy, mogłaby nie wybaczyć - a przynajmniej Flavien musiałby się mocno postarać. Dotychczas drobne potknięcie było także i jej winą, puściła je w niepamięć, pusząc się pod wpływem zachwyconego spojrzenia lady Nott; obrastała w piórka i ledwie powstrzymywała pełen triumfu uśmiech, wciąż świadoma, że to jeszcze nie koniec. Muzyka grała, agresywna i mocna, lecz niezwykle piękna; wprawiała Fantine w iście... bojowniczy nastrój, dlatego zacisnęła zęby, bo w duchu czuła niepokój i pozwoliła, by Flavien nią pokierował. Znalazła się tak blisko lodowatej tafli, że niemal na niej leżała, lecz ani na moment jej plecy nie poczuły wilgotnej powierzchni; nie zapomniała o obciągnięciu palców uniesionej stopy i ze wszystkich sił skupiała się na zachowaniu równowagi, pomimo, że wirowali bardzo szybko - aż za szybko. Wszystko to trwało zaledwie kilka uderzeń serca, wprawne dłonie Flaviena prędko pomogły jej powrócić do pozycji stojącej, kiedy tylko przeminęlo kilka kolejnych taktów muzyki; musiała przyznać, ze lord Lestrange miał doskonałe poczucie rytmu i słuch - jak to się więc stało, że odrzucił jej utalentowaną przyjaciółkę? Tego dotąd nie potrafiła zrozumieć.
-W tańcu, oczywiście - potwierdziła łaskawie; nie można było zaprzeczyć temu, że umiejętnościami tanecznymi znacznie go przewyższała, lecz była to naturalna kolej rzeczy. Damy spędzały czas na nauce tańca, mężczyźni mieli znacznie ważniejsze zajęcia - Fantine doskonale znała reguły, którymi rządził się świat szlachty -Czy poza parkietem mogę na Ciebie liczyć, mój panie? - zagadnęła zalotnie, prowokująco, wystawiając go na próbę.
Nie kręciło się Fanny w głowie, lecz nie była gotowa, by podjąc próbę dużo trudni9ejszej figury, bądź na lot w powietrzu; dlatego też podjęli uroczą grę damsko-męską, zwaną odwracanką, będącą wspaniałym tłem do prowadzonej szeptem rozmowy - miała jedynie nadzieje, że wymieniane szeptem słowa nie będą przyczyną ich porażki.
-W tańcu, oczywiście - potwierdziła łaskawie; nie można było zaprzeczyć temu, że umiejętnościami tanecznymi znacznie go przewyższała, lecz była to naturalna kolej rzeczy. Damy spędzały czas na nauce tańca, mężczyźni mieli znacznie ważniejsze zajęcia - Fantine doskonale znała reguły, którymi rządził się świat szlachty -Czy poza parkietem mogę na Ciebie liczyć, mój panie? - zagadnęła zalotnie, prowokująco, wystawiając go na próbę.
Nie kręciło się Fanny w głowie, lecz nie była gotowa, by podjąc próbę dużo trudni9ejszej figury, bądź na lot w powietrzu; dlatego też podjęli uroczą grę damsko-męską, zwaną odwracanką, będącą wspaniałym tłem do prowadzonej szeptem rozmowy - miała jedynie nadzieje, że wymieniane szeptem słowa nie będą przyczyną ich porażki.
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Fantine Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 38, 66
'k100' : 38, 66
Zaśmiała się głośno i perliście. Ona? Ulubienicą? Kiedyś, być może. Mówiło się, że lady Nott miała nosa, dlatego tak wiele dobranych przez nią na zabawę par decydowało się końcem końców połączyć oficjalnym węzłem małżeńskim. Z jakiegoś powodu ciotka Tristana długo zachwycała się angielskim walcem odtańczonym przez nią i Rosiera w wieczór Sabatu, na którym debiutowała.
A dziś? Dziś nie zależało jej na słowach uznania. Wygrana rywalizacja oraz wyróżnienie przez gospodynię nie były dla niej wyznacznikami tego, aby móc swobodnie uznać ten wieczór - właściwie to noc - za udaną.
- Z przyjemnością odstąpię ten zaszczyt Marine lub naszej drogiej Fantine. Po takim popisie, który dzisiaj dała w tańcu na lodzie, szykuj się na zastępy adoratorów - zręcznie wplotła komplement pod adresem siostry Tristana. Różyczkę bardzo szybko pokochała jak własną siostrę, życzyła więc jej wszystkiego, co najlepsze. A to, niewątpliwie, mogłaby znaleźć u boku jej drogiego brata - lorda Lestrange.
Na chwilę przymknęła oczy, całkowicie zawierzając Tristanowi. To on decydował, kiedy zawrócą z lekkością oraz gracją, nieustannie goniąc za muzyką. Czuła, jak ta gra w jej sercu i odnajduje ścieżkę do tego, aby móc zostać odzwierciedloną w ruchach jej ciała i, co także było bardzo ważne, samych łyżew na tafli.
Kąciki ust lady Rosier drgnęły. Wiedziała, nawet bardzo dobrze, kogo miał na myśli. Pierwsze, na tyle subtelnie ruchy, że z łatwością można było je zignorować, utwierdziły ją w przekonaniu, że lada moment będzie mogła tę śpiącą teraz blisko jej serca kruszynkę trzymać w rękach.
- Zadbamy o to, aby pewnie czuł się i w tańcu, i na lodzie - a także o wiele innych rzeczy, definiujących przyszłość, jaką będzie miało przed sobą ich dziecko.
Niechętnie puściła rękę Tristana, nie mniej było to niezbędne, aby wraz ze zmianą charakteru muzyki, wykonać bardziej skomplikowaną w wyobrażeniach, niż była ona w rzeczywistości wymijanka. Łyżwa obok łyżwy, do przodu, do tyłu, tyłem do przodu... Pilnowała, aby nie omsknęła się jej nóżka, a żaden krok nie został pominięty.
A dziś? Dziś nie zależało jej na słowach uznania. Wygrana rywalizacja oraz wyróżnienie przez gospodynię nie były dla niej wyznacznikami tego, aby móc swobodnie uznać ten wieczór - właściwie to noc - za udaną.
- Z przyjemnością odstąpię ten zaszczyt Marine lub naszej drogiej Fantine. Po takim popisie, który dzisiaj dała w tańcu na lodzie, szykuj się na zastępy adoratorów - zręcznie wplotła komplement pod adresem siostry Tristana. Różyczkę bardzo szybko pokochała jak własną siostrę, życzyła więc jej wszystkiego, co najlepsze. A to, niewątpliwie, mogłaby znaleźć u boku jej drogiego brata - lorda Lestrange.
Na chwilę przymknęła oczy, całkowicie zawierzając Tristanowi. To on decydował, kiedy zawrócą z lekkością oraz gracją, nieustannie goniąc za muzyką. Czuła, jak ta gra w jej sercu i odnajduje ścieżkę do tego, aby móc zostać odzwierciedloną w ruchach jej ciała i, co także było bardzo ważne, samych łyżew na tafli.
Kąciki ust lady Rosier drgnęły. Wiedziała, nawet bardzo dobrze, kogo miał na myśli. Pierwsze, na tyle subtelnie ruchy, że z łatwością można było je zignorować, utwierdziły ją w przekonaniu, że lada moment będzie mogła tę śpiącą teraz blisko jej serca kruszynkę trzymać w rękach.
- Zadbamy o to, aby pewnie czuł się i w tańcu, i na lodzie - a także o wiele innych rzeczy, definiujących przyszłość, jaką będzie miało przed sobą ich dziecko.
Niechętnie puściła rękę Tristana, nie mniej było to niezbędne, aby wraz ze zmianą charakteru muzyki, wykonać bardziej skomplikowaną w wyobrażeniach, niż była ona w rzeczywistości wymijanka. Łyżwa obok łyżwy, do przodu, do tyłu, tyłem do przodu... Pilnowała, aby nie omsknęła się jej nóżka, a żaden krok nie został pominięty.
Gość
Gość
The member 'Evandra Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 67, 97
'k100' : 67, 97
Lubił słuchać jej śmiechu, był czysty. Wydawał się inny niż zwykle królował na salonach, nie grzecznościowy, usłużny i sztuczny, a niewinnie szczery, epatujący radością, którą nie do końca potrafił rozumieć - ale która nieustannie ujmowała.
- Skromność to kolejna z twoich cnót - zapewnił bez zająknięcia, wciąż patrząc w jasnobłękitne tęczówki jej oczu. Niesatysfakcjonujący, przeciętny taniec nie dawał im widoków na zostanie gwiazdami tego wieczoru, ale Tristan podobnie jak jego półwila żona nie wydawał się być tym szczególnie przejęty. Alkohol pulsował w skroni, wolno, swobodnie, lekkie upojenie dawało o sobie znać i pozwalało poczuć się pewniej w dyskomfortowej sytuacji ślizgania się na łyżwach, czego nie robił od lat dziecięcych: zamierzał się zabawić i nic ponadto nie interesowało go w tym momencie, zabawa zresztą interesowała go zwykle - jeśli istniało coś, co motywowało go do życia niezmiennie od urodzenia, była to właśnie potrzeba szeroko rozumianej hedonistycznej przyjemności. Ugryzł się w język, nim zapewnił Evandrę, że lord Avery, z którym zagroził Fantine zaręczyny, będzie tym zastępem adoratorów niepocieszony - jego żona nie powinna dociekać źródła tej kłótni, choć gdyby go dociekła, z pewnością zamieniłby pogróżki w rzeczywistość.
- Będzie miało doskonały wzór - stwierdził bez cienia wstydu, eteryczna sylwetka Evandry zdawała się płynąć w powietrzu, tak doskonale wyczuwała muzykę, poruszała się w jej rytm z gracją przewyższającą wiele urodziwych dam. - Lady - skinął jej głową nim zsunął się za jej plecy, przywołując figurę wymijanki; przyjemniej patrzyło jej się w oczy i wdychało zapach jej włosów, aniżeli zabawiało kolejnymi figurami, ale nie wypadało dłużej bezczynnie stać na tafli; zjechał za jej plecy, na moment dając jej uciec z własnych ramion - zaprezentować się piękniej, okazalej, wspanialej, jego wzrok prześlizgnął się wzdłuż materiału sukni opinającej jej plecy i biodra. Dopiero po chwili - ujął jej dłoń z powrotem, delikatnie, subtelnie, z ostrożnością.
- Skromność to kolejna z twoich cnót - zapewnił bez zająknięcia, wciąż patrząc w jasnobłękitne tęczówki jej oczu. Niesatysfakcjonujący, przeciętny taniec nie dawał im widoków na zostanie gwiazdami tego wieczoru, ale Tristan podobnie jak jego półwila żona nie wydawał się być tym szczególnie przejęty. Alkohol pulsował w skroni, wolno, swobodnie, lekkie upojenie dawało o sobie znać i pozwalało poczuć się pewniej w dyskomfortowej sytuacji ślizgania się na łyżwach, czego nie robił od lat dziecięcych: zamierzał się zabawić i nic ponadto nie interesowało go w tym momencie, zabawa zresztą interesowała go zwykle - jeśli istniało coś, co motywowało go do życia niezmiennie od urodzenia, była to właśnie potrzeba szeroko rozumianej hedonistycznej przyjemności. Ugryzł się w język, nim zapewnił Evandrę, że lord Avery, z którym zagroził Fantine zaręczyny, będzie tym zastępem adoratorów niepocieszony - jego żona nie powinna dociekać źródła tej kłótni, choć gdyby go dociekła, z pewnością zamieniłby pogróżki w rzeczywistość.
- Będzie miało doskonały wzór - stwierdził bez cienia wstydu, eteryczna sylwetka Evandry zdawała się płynąć w powietrzu, tak doskonale wyczuwała muzykę, poruszała się w jej rytm z gracją przewyższającą wiele urodziwych dam. - Lady - skinął jej głową nim zsunął się za jej plecy, przywołując figurę wymijanki; przyjemniej patrzyło jej się w oczy i wdychało zapach jej włosów, aniżeli zabawiało kolejnymi figurami, ale nie wypadało dłużej bezczynnie stać na tafli; zjechał za jej plecy, na moment dając jej uciec z własnych ramion - zaprezentować się piękniej, okazalej, wspanialej, jego wzrok prześlizgnął się wzdłuż materiału sukni opinającej jej plecy i biodra. Dopiero po chwili - ujął jej dłoń z powrotem, delikatnie, subtelnie, z ostrożnością.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 70, 73
'k100' : 70, 73
Ryzykowali wiele, decydując się na wykonanie jednej z najtrudniejszych figur, jakie dopuszczano dzisiejszego wieczoru; zdawał sobie sprawę, jak dużych pokładów zaufania musiało wymagać od Inary podążenie za jego decyzją, w razie upadku to ona ucierpiałaby bardziej – i fakt, że na jej twarzy nie pojawił się nawet ślad protestu sprawił, że chciał starać się jeszcze mocniej. Żeby zasłużyć, sprostać oczekiwaniom, doścignąć ten wyidealizowany obraz samego siebie, który musiała mieć w głowie, skoro patrzyła na niego w ten sposób; dostrzegał jej spojrzenie, wychwytywał ciemne oczy nawet pomimo szalonego wirowania i targanych wiatrem kosmyków, i przez moment on również nie potrafił patrzeć nigdzie indziej; może też wcale nie chciał.
Sytuacja wymagała jednak u niego podzielności uwagi, więc po chwili już sprowadzał ją bezpiecznie na lód, na którym wylądowała gładko i z gracją, płynnie przechodząc do stateczniejszego sunięcia, nie zdając sobie kompletnie sprawy z tego, jak pięknie wyglądała – z zaróżowionymi od wysiłku i emocji policzkami, ze zburzoną lekko fryzurą i tym niepowtarzalnym błyskiem w oczach, którego nie widział u nikogo innego. Miał nadzieję, że ta iskra, światło, czy czymkolwiek była kryjąca się w jej tęczówkach magia, nigdy nie zgaśnie; świat stałby się wyjątkowo nieznośnym i mrocznym miejscem, gdyby tak się stało. Ten jego – na pewno.
Korzystając z chwilowego zwolnienia w muzyce, dał im obojgu kilkanaście sekund na złapanie oddechu, prowadząc ich względnie spokojnym tempem dookoła tafli. Dopiero gdy melodia znów uderzyła w mocniejsze tony, ponownie odnalazł wzrokiem spojrzenie Inary. – Masz ochotę na jeszcze trochę wirowania? – zapytał lekko, z zaczepnością w głosie, która zdecydowanie nie pasowała ani do jego wieku, ani oficjalnej pozycji. Zaczekał na potwierdzenie – werbalne bądź nie – i dopiero potem skinął milcząco głową w geście mającym dodać pewności siebie zarówno jemu, jak i jego partnerce, choć nie był pewien, czy tak naprawdę jej potrzebowali. Rozejrzał się – nikt nie powinien przeszkodzić im przez następnych kilka sekund – po czym złapał ją mocno za dłonie, żeby w następnej chwili unieść ją wysoko w powietrze, obracając się jednocześnie dookoła własnej osi.
| koszmar przyzwoitki
Sytuacja wymagała jednak u niego podzielności uwagi, więc po chwili już sprowadzał ją bezpiecznie na lód, na którym wylądowała gładko i z gracją, płynnie przechodząc do stateczniejszego sunięcia, nie zdając sobie kompletnie sprawy z tego, jak pięknie wyglądała – z zaróżowionymi od wysiłku i emocji policzkami, ze zburzoną lekko fryzurą i tym niepowtarzalnym błyskiem w oczach, którego nie widział u nikogo innego. Miał nadzieję, że ta iskra, światło, czy czymkolwiek była kryjąca się w jej tęczówkach magia, nigdy nie zgaśnie; świat stałby się wyjątkowo nieznośnym i mrocznym miejscem, gdyby tak się stało. Ten jego – na pewno.
Korzystając z chwilowego zwolnienia w muzyce, dał im obojgu kilkanaście sekund na złapanie oddechu, prowadząc ich względnie spokojnym tempem dookoła tafli. Dopiero gdy melodia znów uderzyła w mocniejsze tony, ponownie odnalazł wzrokiem spojrzenie Inary. – Masz ochotę na jeszcze trochę wirowania? – zapytał lekko, z zaczepnością w głosie, która zdecydowanie nie pasowała ani do jego wieku, ani oficjalnej pozycji. Zaczekał na potwierdzenie – werbalne bądź nie – i dopiero potem skinął milcząco głową w geście mającym dodać pewności siebie zarówno jemu, jak i jego partnerce, choć nie był pewien, czy tak naprawdę jej potrzebowali. Rozejrzał się – nikt nie powinien przeszkodzić im przez następnych kilka sekund – po czym złapał ją mocno za dłonie, żeby w następnej chwili unieść ją wysoko w powietrze, obracając się jednocześnie dookoła własnej osi.
| koszmar przyzwoitki
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Nott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 59, 18
'k100' : 59, 18
Cressida przygryzła lekko wargę, ale musiała przyznać mu rację, więc pokiwała głową. Jego słowa brzmiały prawdziwie, każdego kusiły rzeczy niedostępne, choć należało pamiętać o umiarze i nie przekraczaniu pewnych granic. Rzeczywiście miała na koncie takie łagodne występki z czasów dzieciństwa, ale na tym jej lista przewinień na szczęście się kończyła, bo wiedziała, gdzie jest granica której nie można przekraczać. O ile wymykanie się do lasu było przez Flintów widziane z tolerancją (w końcu rodowe lasy były częścią ich dziedzictwa i ojciec sam dbał by zapoznać dzieci z jego skarbami), tak z pewnością były rzeczy których rodzina nie zaakceptowałaby tak łatwo.
A później, już po ślubie, została Fawleyem – małżonką Williama. Fawleyowie pod wieloma względami różnili się od Flintów, ale Cressida starała się dobrze wypełniać swój obowiązek. Nie czuła żadnego przymusu – chciała tego i była z tego powodu szczęśliwa. Pozostawało jej też mieć nadzieję że i Titus odnajdzie się wśród powinności i stanie się dumą rodziny; gdy od czasu do czasu miała okazję obserwować go kątem oka, kiedy trafiał się jakiś spokojniejszy moment gdy nie musiała skupiać się na żadnej figurze, to mogła zauważyć że naprawdę dobrze sobie radził. Przez zdecydowaną większość czasu skupiała się jednak na Williamie oraz samej jeździe po lodowisku. To on był tutaj najważniejszy, musiała też uważać żeby się nie potknąć. Gdyby nie magiczne łyżwy pewnie dawno by się wywróciła. Ale na szczęście miała je - i Williama, który przez cały czas dzielnie ją asekurował i sprawiał że nie stresowała się tak mocno jak na samym początku.
- Z przyjemnością – zgodziła się na jego propozycję. Teraz co prawda było późno, ale w dzień będą mogli wybrać się na przejażdżkę po zaśnieżonych okolicach Ambleside. Cressida także lepiej czuła się w siodle niż na łyżwach, więc propozycja zdecydowanie przypadła jej do gustu. – Już nie umiem się doczekać!
Myśl o spędzeniu dnia w towarzystwie małżonka napełniała ją radością.
- Naprawdę? – zapytała podekscytowanym głosem, rumieniąc się pod wpływem jego ciepłych słów, szczęśliwa że tak to postrzegał, choć wtedy jeszcze żadne z nich (a na pewno nie ona) nie wiedziało jeszcze, że ich rodziny zapragną zaaranżować ich zaręczyny. – Och, Williamie, to naprawdę miłe z twojej strony. Sprawiłeś właśnie, że to wspomnienie stało się jeszcze piękniejsze.
Tamtego dnia William rzeczywiście nie pozwolił jej upaść ani nawet potknąć się o brzeg sukni. Dziś jak dotąd też znakomicie wywiązywał się z obietnicy, choć przed nimi pozostały jeszcze dwie figury. Cressida miała nadzieję że wykonają je równie dobrze jak dotychczasowe; sama była zaskoczona tym, jak jej poszło. Nieco ośmielona tym pozwoliła, by tym razem pomknęli przez lód w trudniejszej figurze – odwracance.
A później, już po ślubie, została Fawleyem – małżonką Williama. Fawleyowie pod wieloma względami różnili się od Flintów, ale Cressida starała się dobrze wypełniać swój obowiązek. Nie czuła żadnego przymusu – chciała tego i była z tego powodu szczęśliwa. Pozostawało jej też mieć nadzieję że i Titus odnajdzie się wśród powinności i stanie się dumą rodziny; gdy od czasu do czasu miała okazję obserwować go kątem oka, kiedy trafiał się jakiś spokojniejszy moment gdy nie musiała skupiać się na żadnej figurze, to mogła zauważyć że naprawdę dobrze sobie radził. Przez zdecydowaną większość czasu skupiała się jednak na Williamie oraz samej jeździe po lodowisku. To on był tutaj najważniejszy, musiała też uważać żeby się nie potknąć. Gdyby nie magiczne łyżwy pewnie dawno by się wywróciła. Ale na szczęście miała je - i Williama, który przez cały czas dzielnie ją asekurował i sprawiał że nie stresowała się tak mocno jak na samym początku.
- Z przyjemnością – zgodziła się na jego propozycję. Teraz co prawda było późno, ale w dzień będą mogli wybrać się na przejażdżkę po zaśnieżonych okolicach Ambleside. Cressida także lepiej czuła się w siodle niż na łyżwach, więc propozycja zdecydowanie przypadła jej do gustu. – Już nie umiem się doczekać!
Myśl o spędzeniu dnia w towarzystwie małżonka napełniała ją radością.
- Naprawdę? – zapytała podekscytowanym głosem, rumieniąc się pod wpływem jego ciepłych słów, szczęśliwa że tak to postrzegał, choć wtedy jeszcze żadne z nich (a na pewno nie ona) nie wiedziało jeszcze, że ich rodziny zapragną zaaranżować ich zaręczyny. – Och, Williamie, to naprawdę miłe z twojej strony. Sprawiłeś właśnie, że to wspomnienie stało się jeszcze piękniejsze.
Tamtego dnia William rzeczywiście nie pozwolił jej upaść ani nawet potknąć się o brzeg sukni. Dziś jak dotąd też znakomicie wywiązywał się z obietnicy, choć przed nimi pozostały jeszcze dwie figury. Cressida miała nadzieję że wykonają je równie dobrze jak dotychczasowe; sama była zaskoczona tym, jak jej poszło. Nieco ośmielona tym pozwoliła, by tym razem pomknęli przez lód w trudniejszej figurze – odwracance.
Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
The member 'Cressida Fawley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 38, 93
'k100' : 38, 93
Zbliżał się moment finałowego ukłonu, lecz przed nimi do pokonania była jeszcze jedna figura; odwracanka nie zawiodła, powodując skupienie widowni na najmłodszej parze. Oczy Adelaidy Nott spoczęły na nich na chwilę, a na ustach gospodyni pojawił się chyba nawet nikły uśmiech, lecz Marine zapewne miała dowiedzieć się od nim od ojca, gdyż sama nie ryzykowała spojrzeniami w dal. Skupiona była na tym, co działo się na lodzie, a już szczególnie we własnej parze.
Nie spodziewała się, że pójdzie im z Titusem tak dobrze. Widocznie uzupełniali się wzajemnie i lady Nott musiała dostrzec to już przy okazji dobierania partnerów – jej skupienie i jego lekkość ducha stworzyły mieszankę, która zapewniła im chwilowe miejsce na podium. Czy taki stan miał utrzymać się do końca tańca?
Ponownie wyciągnęła rękę do lorda Ollivandera; na finisz nie musieli wybierać wcale żadnej spektakularnej figury, jak zrobiły to inne pary. Marine nigdy nie odważyłaby się zaryzykować sztandaru ani tym bardziej koszmaru przyzwoitki, lecz musiała przyznać, że Inara radziła sobie świetnie i z uśmiechem wymijała swoją starszą koleżankę na lodzie. Również Flavien zadawał szyku wraz ze śmiałą Fantine, a Evandra i jej małżonek stanowili miód na serce młodej debiutantki. Wszyscy jej bliscy byli tej nocy w doskonałych humorach, a dziewczyna marzyła, by ten stan trwał jak najdłużej.
Zaczarowane łyżwy przynosiły im szczęście, a myśli Titusa krążyły w dobrym kierunku – los zdecydowanie im sprzyjał. Czemu więc nie wykorzystać tego raz jeszcze, w ostatnim podrygu i akompaniamencie znajomej melodii?
Zadowolona ze swojego partnera lady Lestrange stwierdziła, że dzięki swojej postawie zasłużył na zaszczyt dotknięcia jej talii. Zasugerowała więc opiekuńcze ramię – na początku być może nie wyglądali zbyt pewnie, ale mieli zejść z lodowiska jako para, która bawiła się naprawdę dobrze w swoim towarzystwie. Marine zastanowiła się, czy będą mieli okazję spotkać się jeszcze kiedykolwiek później, lecz szybko porzuciła wszelkie myśli niezwiązane z tańcem. Odepchnęła się mocniej lewą, a później prawą łyżwą i złączyła bliżej ze swoim partnerem. Razem mieli sunąć po lodzie z gracją i wdziękiem, skupiając na sobie wzrok zebranych oraz opiekunki wieczoru.
Nie spodziewała się, że pójdzie im z Titusem tak dobrze. Widocznie uzupełniali się wzajemnie i lady Nott musiała dostrzec to już przy okazji dobierania partnerów – jej skupienie i jego lekkość ducha stworzyły mieszankę, która zapewniła im chwilowe miejsce na podium. Czy taki stan miał utrzymać się do końca tańca?
Ponownie wyciągnęła rękę do lorda Ollivandera; na finisz nie musieli wybierać wcale żadnej spektakularnej figury, jak zrobiły to inne pary. Marine nigdy nie odważyłaby się zaryzykować sztandaru ani tym bardziej koszmaru przyzwoitki, lecz musiała przyznać, że Inara radziła sobie świetnie i z uśmiechem wymijała swoją starszą koleżankę na lodzie. Również Flavien zadawał szyku wraz ze śmiałą Fantine, a Evandra i jej małżonek stanowili miód na serce młodej debiutantki. Wszyscy jej bliscy byli tej nocy w doskonałych humorach, a dziewczyna marzyła, by ten stan trwał jak najdłużej.
Zaczarowane łyżwy przynosiły im szczęście, a myśli Titusa krążyły w dobrym kierunku – los zdecydowanie im sprzyjał. Czemu więc nie wykorzystać tego raz jeszcze, w ostatnim podrygu i akompaniamencie znajomej melodii?
Zadowolona ze swojego partnera lady Lestrange stwierdziła, że dzięki swojej postawie zasłużył na zaszczyt dotknięcia jej talii. Zasugerowała więc opiekuńcze ramię – na początku być może nie wyglądali zbyt pewnie, ale mieli zejść z lodowiska jako para, która bawiła się naprawdę dobrze w swoim towarzystwie. Marine zastanowiła się, czy będą mieli okazję spotkać się jeszcze kiedykolwiek później, lecz szybko porzuciła wszelkie myśli niezwiązane z tańcem. Odepchnęła się mocniej lewą, a później prawą łyżwą i złączyła bliżej ze swoim partnerem. Razem mieli sunąć po lodzie z gracją i wdziękiem, skupiając na sobie wzrok zebranych oraz opiekunki wieczoru.
The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?
dream on
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone
"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Marine Lestrange' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 98
--------------------------------
#2 'k100' : 47
#1 'k100' : 98
--------------------------------
#2 'k100' : 47
Nie zastanawiał się nad treścią ich związku, Cyneric po prostu oddawał się pewnym uczuciom, których nigdy wcześniej nie odczuwał. W stosunku do nikogo innego, nie poświęcając innym lady zbyt dużej uwagi. Prawdopodobnie powinien zorientować się wcześniej w swoich poplątanych emocjach, lecz jeszcze długo odkładał własne przemyślenia oraz wyciąganie z nich wniosków. Niesłusznie. Istniała szansa, że byliby małżeństwem już wcześniej, gdyby tylko zechciał się uzewnętrznić. To niestety nie było proste dla kogoś, kto wszystkie uczucia tłumił w sobie. Tego wymagano od prawdziwego mężczyzny, wszakże nosił nazwisko Yaxley, to zobowiązywało. Do wielkich czynów, do męstwa, honoru oraz zwyczajnego obycia i znoszenia trudnych, życiowych sytuacji. Nie wszystko zawsze mu się udawało, jak każdy popełniał błędy, jednakże musiał nauczyć się nie wchodzić do tej samej rzeki dwa razy. Zdolności poznawcze, uczenie się na własnych błędach, to wszystko zawierało się w schemacie, który winien spełniać ku chwale rodu.
Podczas sabatu mógł nieco odpuścić, chociaż wizja narażenia się lady Nott brakiem umiejętności w sprawie tańca na lodzie nie była mu miła. Mimo wszystko wolał nie rzucać się w oczy, zaś spadaniem wprost na lód pod nogi ukochanej czy innych uczestników lodowiska na pewno przyciągał spojrzenia. Nieprzychylne. Dobrze, że skupiały się one przynajmniej na nim samym, nie na Rosalie. Z drugiej strony jako para istnieli właśnie razem, wspólnie. Może powinien zwyczajnie mocniej przyłożyć się do zadania wykonywania piruetów w łyżwach.
Noga do nogi, kolejne rytmiczne ruchy pasujące do melodii i przytrzymanie smukłego ciała Rosie. Łabądek wyglądał naprawdę dobrze, przynajmniej z jego perspektywy patrzenia. Cyneric po raz kolejny uśmiechnął się delikatnie do żony chcąc sprawić przyjemne wrażenie dopełnienia całości ich przedstawienia.
Dopiero wtedy odważył się spojrzeć na Lilianę oraz towarzyszącego jej lorda Burke. Faktycznie, wyglądali ze sobą całkiem nieźle. Niedawny sojusz między rodami powinien zostać przypieczętowany i właśnie ich małżeństwo mogłoby być jego gwarantem. To były jednak luźne dywagacje, zdanie i tak należało do nestorów obu rodzin.
- Ciekawe jak to się potoczy - skomentował, chociaż tak naprawdę wolał zastanawiać się nad własnym związkiem. Może powinien być bardziej tolerancyjny i teraz całkowicie skoncentrować się na losie młodszej kuzynki, jednakże nadal pozostawał zbyt pijany szczęściem, żeby to miało miejsce.
- Jak zawsze przepiękna, z gracją. Skoncentrujmy się na nas - powiedział chwilę później, chcąc skupić zainteresowanie Rosalie na nich. Oraz tańcu, który jeszcze się nie kończył. Przed nimi jawiła się przedostatnia figura. Yaxley dał znać żonie, że przyszedł moment na kolejną, znów prostszą pozę, razem, a jednak osobno. Miała zapewnić im sukces, ponieważ nie opiewała w tak skomplikowane ruchy jak te, które próbowali uskutecznić na początku konkursu. Z drugiej strony jazda na jednej nodze oraz mały piruet mógłby zaliczyć do trudnych, wymagających równowagi zadań. Podjął ryzyko.
Podczas sabatu mógł nieco odpuścić, chociaż wizja narażenia się lady Nott brakiem umiejętności w sprawie tańca na lodzie nie była mu miła. Mimo wszystko wolał nie rzucać się w oczy, zaś spadaniem wprost na lód pod nogi ukochanej czy innych uczestników lodowiska na pewno przyciągał spojrzenia. Nieprzychylne. Dobrze, że skupiały się one przynajmniej na nim samym, nie na Rosalie. Z drugiej strony jako para istnieli właśnie razem, wspólnie. Może powinien zwyczajnie mocniej przyłożyć się do zadania wykonywania piruetów w łyżwach.
Noga do nogi, kolejne rytmiczne ruchy pasujące do melodii i przytrzymanie smukłego ciała Rosie. Łabądek wyglądał naprawdę dobrze, przynajmniej z jego perspektywy patrzenia. Cyneric po raz kolejny uśmiechnął się delikatnie do żony chcąc sprawić przyjemne wrażenie dopełnienia całości ich przedstawienia.
Dopiero wtedy odważył się spojrzeć na Lilianę oraz towarzyszącego jej lorda Burke. Faktycznie, wyglądali ze sobą całkiem nieźle. Niedawny sojusz między rodami powinien zostać przypieczętowany i właśnie ich małżeństwo mogłoby być jego gwarantem. To były jednak luźne dywagacje, zdanie i tak należało do nestorów obu rodzin.
- Ciekawe jak to się potoczy - skomentował, chociaż tak naprawdę wolał zastanawiać się nad własnym związkiem. Może powinien być bardziej tolerancyjny i teraz całkowicie skoncentrować się na losie młodszej kuzynki, jednakże nadal pozostawał zbyt pijany szczęściem, żeby to miało miejsce.
- Jak zawsze przepiękna, z gracją. Skoncentrujmy się na nas - powiedział chwilę później, chcąc skupić zainteresowanie Rosalie na nich. Oraz tańcu, który jeszcze się nie kończył. Przed nimi jawiła się przedostatnia figura. Yaxley dał znać żonie, że przyszedł moment na kolejną, znów prostszą pozę, razem, a jednak osobno. Miała zapewnić im sukces, ponieważ nie opiewała w tak skomplikowane ruchy jak te, które próbowali uskutecznić na początku konkursu. Z drugiej strony jazda na jednej nodze oraz mały piruet mógłby zaliczyć do trudnych, wymagających równowagi zadań. Podjął ryzyko.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
The member 'Cyneric Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 5, 62
'k100' : 5, 62
Jest taki moment, będąc w powietrzu (niezależnie od przyczyna się w nim znajdowania), w którym wiatr przestaje szumieć w uszach, dźwięku blakną, jakby zmysł słuchu na kilka sekund wyłączał się wszystko to co działo się poza nim. I wydawało się, że w tak krótkim wykonaniu, gdy figura tylko na kilka krótkich momentów ofiarowała Inarę przestrzeni, nastąpił podobny przestęp. Cisza otuliła alchemiczke ciszą, a czas zwolnił, gdy z szeroko rozchylonymi powiekami, spoglądała na trzymającego ją pewnie mężczyznę. Wygłuszone otoczenia, jak w soczewce skupiło się na obrazie Łowcy, kumulując się na źrenicach, jak zwierciadeł, w które mogła zaglądać, przenikając taflę zieleni. Jak urzeczona zamarła, chociaż gest ten nie równał się rzeczywistemu poruszeniu. Zamarło w niej serce, zwalniając, by potem wyrwać się do gonitwy, równocześnie z powracającym pod nogi oparciem i oddechem, który gdzieś po drodze wstrzymała - Niewystarczająco już zakręciłeś mi w głowie? - odpowiedziała w tym samym, zaczepnym tonie, ale wystarczająco cicho, by nikt wymiany słów nie usłyszał. To była ich przestrzeń i sądziła, że większość i tak mocno skupiała się na swoim partnerze, by ignorować inne głosy. Nie patrzyła na inne pary, nie porównywała swoich ruchów z otaczającymi ją damami. czasem tylko zerknęła kontrolnie na mijającą ja parę z jej ojcem lub Ullą. Miała na kogo patrzeć i widok niezmiennie przyciągał i pociągał, spychając na dalszy plan wszystko inne.
Poddała się propozycji bez wahania. Ślizg który zwolnił nabieraną prędkość tylko pozornie zwiastował zakończenie. Jedno, wartkie okrążenie i pewne ujęcie dłoni. Wybicie i wygięcie, gdy siła piruetu zakołysała sukienką i czarnymi, lekko już potarganymi włosami, które pasmami wyrywały się z lekkiego upięcia. Czuła się pewniej, pokładając wiarę nie w magiczne łyżwy, a w zaufaniu, jakim darzyła Percivala. Jak mogłaby inaczej? Kiedyś, tak uparcie usuwając się w cień, prychając ( w tych najbardziej wojowniczych czasach) nawet na możliwość zainteresowania się mężczyzną w sposób inny, niż przyjacielski. Z dziurą w sercu, w która głęboko wierzyła, nie widziała dla siebie miejsca w jakimkolwiek związku. Cóż, myliła się, rozumiejąc pomyłkę dopiero, gdy to on stanął na jej drodze. Kto by pomyślał, że gdyby wtedy nie zgubiła błękitnego wisiorka, wszystko mogłoby sie potoczyć inaczej? Nie chciała myśleć. Był tu. Byli tu. I w tym tkwiła cała odpowiedź.
Poddała się propozycji bez wahania. Ślizg który zwolnił nabieraną prędkość tylko pozornie zwiastował zakończenie. Jedno, wartkie okrążenie i pewne ujęcie dłoni. Wybicie i wygięcie, gdy siła piruetu zakołysała sukienką i czarnymi, lekko już potarganymi włosami, które pasmami wyrywały się z lekkiego upięcia. Czuła się pewniej, pokładając wiarę nie w magiczne łyżwy, a w zaufaniu, jakim darzyła Percivala. Jak mogłaby inaczej? Kiedyś, tak uparcie usuwając się w cień, prychając ( w tych najbardziej wojowniczych czasach) nawet na możliwość zainteresowania się mężczyzną w sposób inny, niż przyjacielski. Z dziurą w sercu, w która głęboko wierzyła, nie widziała dla siebie miejsca w jakimkolwiek związku. Cóż, myliła się, rozumiejąc pomyłkę dopiero, gdy to on stanął na jej drodze. Kto by pomyślał, że gdyby wtedy nie zgubiła błękitnego wisiorka, wszystko mogłoby sie potoczyć inaczej? Nie chciała myśleć. Był tu. Byli tu. I w tym tkwiła cała odpowiedź.
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
Sadzawka
Szybka odpowiedź