Wydarzenia


Ekipa forum
Labirynt
AutorWiadomość
Labirynt [odnośnik]03.07.16 23:49
First topic message reminder :

Labirynt

Po wyjściu z sali balowej, schodząc marmurowymi schodkami z niewielkiego tarasu, trafia się do zachodniej części ogrodu. Latem, spacerującym wśród idealnie przyciętych tui umila czas plusk niewielkich fontann z urokliwymi, białymi rzeźbami nimf leśnych. Jednakże to nie niewielke ogrodowe alejki stanowią główną atrakcję tej części posiadłości - tuż za fontannami znajduje się wejście do majestatycznego labiryntu. Równo przycięty, gęsty żywopłot wije się na przestrzeni kilku hektarów. Wąskie ścieżki co kilkadziesiąt metrów rozszerzają się na większe pola, gdzie ulokowano ozdobne posągi lwów i nimf leśnych, krzewy czy ławeczki, na których można odpocząć. Jednakże Lady Adalaide co rusz ostrzega swoich gości, że zapuszczając się zbyt daleko, odnalezienie drogi powrotnej może zakończyć się fiaskiem - bowiem labirynt co chwila zmienia położenie swoich ścieżek, a ponadto kilkumetrowe ściany zieleni skutecznie uniemożliwiają odnalezienie wyjścia.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Labirynt - Page 9 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Labirynt [odnośnik]27.09.19 21:52
W tamtym momencie nie myślałem o innych ludziach, parach przechodzących raz po raz przez kręte ścieżki labiryntu. Nie interesowała mnie ich opinia, to, co myśleli o mnie. O nas, choć tych w definicji wcale nie było. Ot, zwyczajna przechadzka między kolejnymi krzewami, dla zabicia czasu oraz namiastki dobrej zabawy. Trudno powiedzieć, by ta ujawniała się podczas spacerów, bez istotnego elementu muzyki, a co za tym idzie, także tańców. Był tylko alkohol krążący gdzieś w okolicy na srebrnych tacach; wirujące pojawiały się od czasu do czasu w pobliżu, ale wyjątkowo nie miałem ochoty na sięgnięcie po żaden z kieliszków. Jednak nie znajdowałem się w tym miejscu sam, dlatego spojrzałem na kroczącą obok kobietę. – Chciałabyś lady lampkę szampana? – spytałem po prostu, zamierzając sięgnąć po szkło, gdyby odpowiedź była twierdząca. Co prawda sceptycznie podszedłem do tej propozycji z uwagi na niedawne wyjaśnienia o kiepskim stanie zdrowia towarzyszki, ale wypadało spytać. Tak jak nie mogłem sam wydawać osądów ani otaczać kloszem opieki kogoś, kto pod niego nie podlegał. Mimo tej świadomości pozostałem uprzejmy, może podświadomie próbując zmazać winy sytuacji mającej miejsce podczas prezentacji strojów na parkiecie. Ostatecznie zatańczyłem z lady Carrow, ale co się stało, to się nie odstanie. Z pewnością czekała na mnie pogadanka z ojcem jak tylko wrócimy na Grimmauld Place.
Nie myślałem o tym w tamtej chwili, nie, kiedy na drodze pojawił się puchaty królik. Nie wyrywał się z ramion, wręcz przeciwnie, czerpał przyjemność z ofiarowywanych mu pieszczot. Uśmiechnąłem się lekko pod maską, zapominając już o radości jaką dawały zwierzęta. Nigdy żadnego nie miałem, nie posiadałem zbyt dużej ilości wolnego czasu. Praca uzdrowiciela była wymagająca, a jeśli przez cały czas pupilem miała zajmować się wyłącznie służba, to jego posiadanie nie miało większego sensu. – Masz ochotę wziąć go na ręce, lady? – W międzyczasie zadałem kolejne pytanie, czując się poniekąd winnym, że całą króliczą miłość przywłaszczyłem właśnie sobie. Cóż, nie przeszkadzało mi to, ale wyjątkowo niegrzecznie tak skupiać całą uwagę stworzenia dla siebie. Zwłaszcza, że nieznajoma kobieta wyraźnie zachwyciła się puchatą kulką szczęścia. – Czyli nie muszę prosić obsługi o przyrządzenie króliczego mięsa – stwierdziłem z przymrużeniem oka. Później ułatwiłem czarownicy dotarcie do bieli futerka, choć gotów byłem oddać go na jej ręce, jeśli miała takie życzenie. – W ogóle królika, czy tego konkretnego? Sądzę, że jeśli umieszczę odpowiednią opłatę to nic nie stoi na przeszkodzie, by odkupić go od lady Nott – zaproponowałem kobiecie, niechętnie umieszczając zwierzę na ziemi. Te jednak jeszcze nie odskoczyło, więc może udałoby się je zabrać ze sobą? O ile tajemnicza lady by tego chciała. Jednak przed nami zamajaczyła interesująca altana, której pojawienie się obwieścił pokaz fajerwerków, chyba ostatecznie zaprzepaszczający szansę na dorwanie pozostawionego zwierzęcia. – Jeśli masz ochotę, lady, możemy na chwilę odpocząć – zaproponowałem, gdy podchodziliśmy bliżej. Nie przeszliśmy co prawda zbyt daleko od wejścia, ale mając w głowie kiepskie samopoczucie partnerki jeszcze z początków balu, postanowiłem dostosować się do tempa spaceru.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Labirynt [odnośnik]27.09.19 21:52
The member 'Lupus Black' has done the following action : Rzut kością


'k20' : 13
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Labirynt - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Labirynt [odnośnik]29.09.19 1:52
Nie miała właściwie konkretnego celu w tej przechadzce, może poniekąd chciała się zrewanżować, a może zapomnieć na chwilę o Isabelli. O niej jednak zapomnieć było ciężko, w końcu zajmowała jej myśli przez dobre kilka lat, nim zdążyła stać się tylko wspomnieniem i cieniem dawnej siebie. Unę to niepokoiło, bo – o ile takie było motto Bulstrode’ów – chciała zachować kogoś, kto był bliski jej sercu, przy sobie. Ciężko stawiać światu czoła w pojedynkę, nawet jako tak introwertyczna osoba jak ona.
Spojrzała na swojego towarzysza z wdzięcznością, gdy ten zaproponował trunek. Nie wiedziała, czy to kwestia szczerych intencji, czy po prostu zwykły wyraz grzeczności. Póki jednak chodzili po labiryncie, powinni uważać na alkohol, inaczej mogą już nigdy stąd nie wrócić.
Dziękuję… Ale przepraszam, muszę niestety odmówić. – odpowiedziała z lekkim uśmiechem. – Nie jest to naturalnie kwestia mojego zdrowia, więc niech się lord nie przejmuje. Po prostu wypiję kiedy indziej.
Po drugie – choć najsłabszej głowy nie miała – była wciąż młoda. Wolała nie oddawać się przyjemnościom na tyle, by stracić zmysły i przesadzić z szampanem. Nie wiedziała, gdzie jest jej granica, toteż preferowała trzymać się póki co jak najdalej od domniemanej przez nią linii, po której przekroczeniu mogło się coś zmienić.
Jej uwagę jednak zajął zgoła kto inny – mały puchaty króliczek, który wyglądał niemal jak zabawka. Wydawał się oswojony, tak uroczo lgnął do pieszczot. Na szczęście nie ugryzł, gdy wyciągnęła do niego dłoń. Ostrożnie ją obwąchał, a potem pozwolił się pogłaskać. Zadziwiające, jak takie niewielkie stworzenie może dać komukolwiek tyle radości.
Nie, w porządku. Tylko trochę go pogłaskam. – odparła, niemal w transie. Miała jednak na tyle przytomności umysłu, żeby zdawać sobie sprawę, jak jej strój będzie szybko biały zamiast czarnego, kiedy weźmie królika na ręce. W Hogwarcie wystarczyło wziąć na ręce zwykłego kota koleżanki, by zostawił po sobie sierść wszędzie, gdzie się tylko dało. Różnica jedynie tkwiła odrobinę w późniejszych konsekwencjach – jak w dormitorium Ślizgonów niewielu na to zwracało uwagę, w końcu wielu miało zwierzaki, tak… Wątpiła, czy dzisiaj na balu ktoś to zrozumie.
Popatrzała na królika z niewyobrażalną miłością, gdy wreszcie się odsunęła, by dać mu wolną przestrzeń. Urocze.
Zwróciła jednak z powrotem wzrok na swojego rozmówcę, słysząc pytanie:
Wszystkie są urocze.Nawet jeżeli z białym futrem i czerwonymi oczami wyglądają dla niektórych przerażająco.Ale ten w szczególności.
Pokręciła głową na propozycję. To nie wchodziło w grę, obiecała sobie, że będzie starać się żyć samodzielnie. Nie była już małą dziewczynką. Za większość rzeczy i tak płacił nestor, ale postanowiła, że kiedy tylko znajdzie odpowiednią pracę, sama zacznie odkładać pieniądze. Nie żeby je na coś konkretnego szykowała – ot, własne oszczędności, może na czarną godzinę, może na zachcianki, których nestor na pewno nie spełniłby chętnie.
Wybacz, drogi lordzie, ale nie mogę tego przyjąć, nawet jako podarunek. Dziękuję jednak za propozycję. – odpowiedziała mu życzliwie, ale stanowczo. Nie chciała narażać go na koszta, zresztą sama była raczej skromną osobą. Poza tym wolałaby, gdyby osoba, która obsypywałaby ją prezentami, była jej narzeczonym. Wtedy wydawałoby się to Unie o wiele bardziej w porządku.
Wtem coś błysnęło z przeciwnej strony. Po pełnym odwróceniu się w tym kierunku Una dostrzegła altanę, nie chciała jednak odpoczywać. Wolała być w ruchu, przynajmniej na razie.
Nie, lordzie, pospacerowałabym jeszcze, jeżeli jed–
Jej wypowiedź przerwała jednak obecność lśniącej grzywy i majestatycznego rogu. To stworzenie widziała tylko na kartach książek, nigdy w rzeczywistości. Nawet na lekcjach opieki nad magicznymi stworzeniami…
Poczuła się niemal jak w bajce. „Niemal”, bo to wszystko wydawało się zbyt piękne, żeby być prawdziwe. Ten królik, altana, koń roztaczający magiczną aurę… Czuła się oczarowana, ale czy to na pewno nie było złudzenie? Dotknęło ją lekkie ukłucie winy, bo to ona zwykle mówiła, jakie to głupie, że bohaterki romantycznych powieści tak łatwo dają się zwieść estetycznym pozorom. Teraz sama była w takiej sytuacji.
Podeszła spokojnie do zwierzęcia tak jak do typowego konia – z boku, jak należało. Wstrzymała na chwilę oddech i powoli wyciągnęła rękę w kierunku złotej grzywy, by przekonać się, czy rzeczywiście istnieje. Napotkała miękkie włosie jak u królika. Prawdziwe bez wątpienia.
A więc to nie sen… – rzuciła w zamyśleniu, nawet nie orientując się, że mówi to na głos. – To dzieje się naprawdę.



How long ago did I die?


Where was I buried?

Una Bulstrode
Una Bulstrode
Zawód : Arystokratka
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
You know the penalty if you fail.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I'm not yours to lose.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7119-una-bulstrode https://www.morsmordre.net/t7199-una-czyta#192496 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f237-gerrards-cross-bulstrode-park-dwor-bulstrode https://www.morsmordre.net/t7202-skrytka-bankowa-nr-1758 https://www.morsmordre.net/t7201-una-bulstrode
Re: Labirynt [odnośnik]29.09.19 23:53
Spokojnie wędrowała z nim po labiryncie. Ale nie dlatego, że była w nim już wcześniej, ten zdawał jej się kompletnie różny od tego, który zwiedzała wraz z siostrą. Do którego weszła, nie z chęci czy ciekawości a prostej prośby siostry, której nie chciała odmawiać. A może zwyczajnie nie umiała.
Jej wargi unosiły się w łagodnym, zadowolonym uśmiechu. Komplement z ust Blacka, choć dość zawoalowany widziała dokładnie. Dobrze, bo był on jednocześnie też poświadczeniem o zmianie jego nastawiania, które obserwowała spokojnie i z uwagą. Czy odbywająca się w nim walka dobiegała końca, czy może miała jeszcze trwać, zaś on sam nie był pewien na ile prawdziwie sobie pozwolić?
Stanęła przed nim, splatając dłonie za plecami, poruszając się powoli tyłem na przód. Słuchała odpowiedzi, które wydobywały się z jego ust ciekawa do jakich wniosków doszedł i pewna, że skoro o to pytał, nie mogło go to jedynie obejść. Bo sam fakt powracania do temu świadczył, że poświęcił mu choćby chwilę robiąc to, co w jakiś sposób chciała uzyskać. Przytaknęła, skinając głową na jego pierwsze stwierdzenie. Było to oczywiste. Decyzja nie należała do niej. Nie całkowicie, nie w stu procentach, a możliwie, że w ogóle nie ona miała ją podjąć. Była pewna, że jej brat dokładnie sprawdzi lorda, któremu odda jej rękę nie chcąc, by dotknęła ich kolejna tragedia. Tak samo pewna była, że gdyby sama wysunęła jakąś kandydaturę ten wziąłby ją pod uwagę. Ale wiedziała równie dobrze, że gdyby wybrany dla niej mężczyzna był dla ich rodziny dobrym kolejnym krokiem, odpowiednim sojuszem, zgodziłaby się bez tupania nogami, czy podejmowania się próby wymuszenia na bracie zmianie decyzji. Była nabytkiem, cennym choć żywym i miała wysoką cenę, która miała jedynie umocnić ich ród. Kolejnych padających słów wysłuchała w milczeniu, zawieszając stalowe spojrzenie na jego twarzy, posuwając się kolejny krok do przodu, niezmiennie splatając dłonie za plecami. Gdy zadał pytanie uśmiechnęła się łagodnie.
- Pokrywałyby się. - odpowiedziała swobodnie, przekrzywiła lekko głowę zawieszając między nimi na kilka chwil ciszę. - Gdyby wszystko nie było jedynie kantem. - dodała, jej usta niezmiennie obejmowało rozbawienie, które odbijało się też w oczach. Postąpiła kolejny krok, nie zwracając już uwagi na głosy za ścianą zieleni, nie była w stanie ich rozróżnić. Zamiast tego znów się odezwała. -  Étienne potrzebował odrzucenia. A ja posiadłam opinię wybrednej. - zaśmiała się odrzucając głowę do tyłu, lekko, melodyjnie,  rozplatając dłonie i opuszczając je wzdłuż ciała. Nie przejmowała się opiniami z zewnątrz, tak długo, jak nie przeszkadzały one w pracy jej rodzinie. Była wybredna i był to fakt, nie rozumiała czemu miała godzić się na coś poniżej. Była Rosierem, klejnotem na koronie rodów. - Teraz będzie mógł przez rok leczyć swe złamane serce oddając się temu, co lubi najbardziej. - wzruszyła ramionami, ironizując odrobinę. Étienne był dobrym człowiekiem, jednak jak każdy posiadał ludzkie słabości. Do tego daleko było mu do ustatkowania się i zadowolenia jedną małżonką. - Nie zmienia to też faktu, że nie nadążyłby za mną. - stwierdziła w końcu obracając się na pięcie i ruszając dalej korytarzem, pozwalając by Black zrównał z nią krok ciekawa, jak zareaguje na to, co właśnie mu powiedziała. Co zrobi, z otrzymanymi informacjami? Sekretem, który powinna zachować dla siebie. Chociaż wątpiła, by ktoś uwierzył mu na słowo, gdyby spróbował ją wydać przed ojcem przyjaciela - i, jaki miałby w tym cel? Poza zrobieniem jej na złość.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Labirynt [odnośnik]01.10.19 20:24
[ na godzinę przed północą ]

Chciałaby móc powiedzieć, że mając szansę od dziecka odwiedzać ciocię Adalaide dość regularnie zdążyła poznać i zrozumieć labirynt, ale nawet wtedy, z roku na rok nabierała pewności, że jest to zupełnie niemożliwe. Nie przeszkadzało jej to jednak przez wiele lat świetnie się w nim bawić. Tak było wtedy, a później przyszła dorosłość, małżeństwo, opieka nad własnym dzieckiem, wreszcie zupełnie nieznośne miesiące mijającego roku. Dopiero sylwestrowa noc dała jej idealną sposobność ucieczki od ciężaru, który nakładał na nią wiek i stan. Czas mijał jej szybko, a wśród uroczystej atmosfery, zabaw i ilości wypitego alkoholu, którego nawet nie usiłowała sobie odmówić niemal zapomniała o postanowieniach przednoworocznych, które ściśle związane były właśnie z jego obchodami. Skryta pod zupełnie inną maską, przez chwilę poczuła się znów bardziej Nott, niż Avery. Sama była zaskoczona tym, jak bardzo tego potrzebowała, a przynajmniej – szczerze pragnęła. Zresztą, między jednym a drugim nie tak rzadko stawiała znak równości. Ulotne zachcianki musiały jednak poczekać i ustąpić miejsca nie mniej zajmującym, choć zdecydowanie mniej zabawnym zobowiązaniom. Długie palce  mocno zacisnęła na dłoni jej towarzyszki, a niepokój, który jej towarzyszył już niewiele miał wspólnego z ekscytacją. Prowadziła ją od strony jednego z bocznych wejść, starając się mimo pokusy nie iść zbyt szybko. Nie chciała zwracać na siebie ani na nią szczególnej uwagi. Przede wszystkim jednak nie wpaść na innych gości, chociaż trudno było spodziewać się, by żaden z nich nie uległ pokusie zniknięcia wśród wąskich alejek.
- To już całkiem blisko - zapewniła, starannie lekkim tonem. A jednak, szła wciąż wzdłuż labiryntu, nie mówiąc już nic więcej dopóki nie minęło może kilka, może nawet naście minut od kiedy usłyszała ostatnie słowa wypowiedziane przez kogoś, kto znajdował się dość niedaleko nich. Wreszcie wybrała jedno z wejść. Rąbek długiej sukni zacisnęła w wolnej, lewej dłoni tak, by nie przeszkadzał jej w chodzie i nie stał się ofiarą gałęzi i wreszcie samego podłoża. Nie będąc chwilowo oglądaną, pozwoliła sobie na przygryzienie dolnej wagi, by chociaż trochę rozładować własne zdenerwowanie. Cóż za niedorzeczność, żeby nawet podczas maskarady musieć zniżać się do poziomu chowania, dość dosłownie, po kątach! Nie chciała jednak ryzykować, ani na moment, nie będąc pewną kto jeszcze może być świadom prawdziwej tożsamości jej towarzyszki. Nie miała głowy ani ochoty na śledztwo, czy nie był to ktoś z, jakkolwiek wąskiego, grona świadomych, że to ona kryła się pod przebraniem nieszczęsnej Ofelii. Zwolniła kroku i jeszcze przez chwilę nasłuchiwała, co dzieje się wokół nich. Pozornie? Niewiele. Odetchnęła i poluzowała uścisk na materiale własnej sukni, jak i na dłoni szyszymory, pokonując już ostatni zakręt.


It goes on, this world
Stupid and brutal
But I do not
I do not
Elaine Avery
Elaine Avery
Zawód : strażniczka pamięci
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
jestem z wieczoru,
który nie chce usnąć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
in all chaos, there is calculation
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6750-elaine-avery#176175 https://www.morsmordre.net/t6767-appenine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t6766-skrytka-bankowa-nr-1694 https://www.morsmordre.net/t6765-e-avery
Re: Labirynt [odnośnik]01.10.19 20:24
The member 'Elaine Avery' has done the following action : Rzut kością


'k20' : 10
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Labirynt - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Labirynt [odnośnik]02.10.19 21:06

#4

Tonęła. Pośród subtelnie rozmieszczonych świateł, nadających niezwykłości nawet najpośledniejszej figurze, w otoczeniu bogactwa baśniowych strojów oraz nasyceniu barw. Tonęła zapatrzona w piękno gestów, w sekretność słów padających spomiędzy warg zamaskowanych gości, pragnących nadać atmosferze nutę jakże ekscytującej tajemniczości. Aż wreszcie tonęła między jednym tańcem a drugim — wirując wdzięcznie na parkiecie, z szelestem białej sukni oraz delikatnym uśmiechem zdobiącym różane usta. Tonęła, tonęła w zachwycie. Świadomie oraz z największą przyjemnością, czerpiąc radość z najdrobniejszych szczegółów czyniących tegoroczny zimowy bal wyjątkowym — jakże potwornym wydawała się myśl, iż istniały osoby niechętne sabatowi urządzonemu z niezwykłym smakiem przez szanowną lady Nott. Że wolałyby spędzić czas przeznaczony na enigmatyczne dysputy na coś zgoła innego. Jakaż to przykrość dla ich towarzystwa — miała ochotę westchnąć przejęta, lecz delikatne muśnięcie drobnej dłoni przegnały wszelkie troski gnieżdżące się między jasnymi splotami włosów. Łagodne spojrzenie orzechowych tęczówek osiadło na ciemnej postaci, stąpającej tuż u jej boku i nie mogła powstrzymać tego przedziwnego uczucia swoistej dumy rozlewającej się gorącym strumieniem po wiotkim ciele, gdy narzeczony pojawił się w sali wróżb osobiście, wyrażając niezwykle grzecznie chęć spędzenia wspólnie czasu na oczach kochanej kuzyneczki oraz najdroższego kuzyna. Ellie miała szczerą nadzieję, iż pokaz jakże nienagannych manier od strony lorda Burke powstrzyma obawy lwicy o dobro krewniaczki, gotowej niebawem przekroczyć posępne progi Durham. I być może zmusi słodką Elise do poszukania towarzystwa z nią niespokrewnionego. Młodość tak łatwo zwykła przeciekać przez szczupłe paluszki — zauważa strapiona, choć zmartwienie nie jest w stanie przyćmić iskier zaległych w jej oczach. Bowiem melodia do niedawna rozbrzmiewająca pośród ścian sali balowej wciąż płynęła łagodnie w duszy dziewczątka, zachęcając do ponownego zanurzenia się w świat tanecznych uciech. Do fantazyjnego krążenia w rytmie wygrywanego utworu, gdzie ciała są tak blisko siebie, iż ich serca oraz oddechy odnajdują wspólny rytm. Ze zdziwieniem przyjęła więc kierunek, w którym zmierzali — wyraźnie kierowali się na zewnątrz i kiedy pojawiła się służba z okryciami wierzchnimi, początkowe skołowanie przekształciło się w oczarowanie. Labirynt lady Nott był doprawdy wspaniałym miejscem, zwłaszcza w zimowej oprawie, jakże cudownie będzie móc go podziwiać u boku Quentina. Z gracją przyjęła pomoc przy założeniu sobolowego futra i nawet chłód atakujący gładkie policzki nie potrafił ostudzić entuzjazmu artystki. Czy było to aż tak widoczne? To uwielbienie dla podobnych zabaw, ten brak stronienia od salonowych uroczystości? Lord Burke nie wydawał się ich szczególnym miłośnikiem, a jednak dzielnie trwał pośród zgromadzenia, nie ukazując w swej niezachwianej postawie ni grama niezadowolenia — och, oby choć odrobinę ta noc przypadła mu do gustu!
Jak przyjmujecie tegoroczny sabat sir? Czy wydaje się wam on szczególnie wyjątkowy? — pyta miękko lady Parkinson, gdy przyszło im schodzić ku ogrodom lady Nott. Czyżby zabrzmiała nazbyt kokieteryjnie? Zastanawia się w zaniepokojeniu, choć dziecięca swawola przejmuje nad nią chwilowo kontrolę, przez co perełka zeskakuje z ostatnich dwóch schodków, nie kryjąc ucieszonego chichotu. Nie szampan wywołuje podobną reakcję, a zwyczajna radość z tak przyjemnego wieczoru.
To nic, uznaje w przypływie śmiałości, romantyczna aura labiryntu wszakże sprzyja słodyczy wyznań, a kilka urokliwych słów od strony narzeczonego nie są jakimś wygórowanym wymaganiem, nieprawdaż?


Run your fingers through my hair,
Tell me I'm the fairest of the fair
Elodie Burke
Elodie Burke
Zawód : Dama na trzy etaty
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna

she's a saint
with the lips of a sinner


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
she`s an  a n g e l
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6266-elodie-parkinson https://www.morsmordre.net/t6336-lethe https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6333-skrytka-bankowa-nr-1568 https://www.morsmordre.net/t6335-elodie-parkinson
Re: Labirynt [odnośnik]02.10.19 21:06
The member 'Elodie Parkinson' has done the following action : Rzut kością


'k20' : 17
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Labirynt - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Labirynt [odnośnik]04.10.19 0:06
Obserwowanie tego, jak uśmiech powstaje na jej ustach, stopniowo zmienia ich ułożenie w sposób subtelny i estetyczny, wydawało mu się czymś prawie nierzeczywistym. Ten jeden uśmiech sprawiał wrażenie szczerego, przez co był prawie bliski uwierzenia, że zyskał odrobinę  przychylności dumnej Róży. Musiał być naprawdę szalony, skoro łudził, że cokolwiek na tym świecie może być prawdziwe. Nic również nie jest wieczne, zwłaszcza uczucia. Po drugiej stronie ściany z żywopłotu udało mu się usłyszeć rozmowę innej pary. Zdołał wyłapać gorliwe deklaracje pewnego lorda, że darzy towarzyszącą mu damę ogromnym uczuciem i zrobi wszystko, aby z nią być. Był wręcz gotów do złożenia obietnicy, że jak najszybciej pozbędzie się żony. Lecz Black nie przejął się aferą, która miała swój początek tuż obok niego. Plan zamachu na cudze życie był tak bardzo błahą kwestią, kiedy miał przed sobą całkowicie inne strapienie. Przed nim stała dama, która znów budziła w nim burzę emocji i zmuszała zarazem do jeszcze głębszej analizy każdego gestu i słowa. Wpatrywał się w lady Rosier z należytym skupieniem i wreszcie odkrywał, że jego położenie może być jeszcze bardziej tragiczne, niż sądził choćby niecałą chwilę temu. To ona rozgrywała sytuację podług własnej woli, najpierw rzucając mu wyzwanie, dając do rozwiązania niby logiczną zagadkę, a potem z rozbawieniem wyprowadzając go z błędu. Trudno było nie zastanawiać się, czy wciąż był świadomym graczem, czy może już tylko sterowanym pionkiem.
Dlaczego nie pomyślał nawet przez krótką chwilę o fałszu? Jak mógł przeoczyć tę opcję w swoich rozważaniach? Brał pod uwagę uczucia, powinności, otoczenie, ale kłamstwa stojącego za nagłymi zaręczynami nie zauważył. Poczuł się w jakiś sposób oszukany, może nawet ośmieszony i czerwone plamy będące dowodem zażenowania zmieszanego ze złością momentalnie rozlały się po jego twarzy. Ten dziwny rumień był zbyt mocno widoczny, wręcz jaskrawy w kontraście z naturalną bladością Blacków. Żałował, że odkrył się przed damą, dobrowolnie pozbawiając się maski. Dał się zwieść temu, że i ona uczyniła to samo. Ale przecież wyjawiła teraz prawdę. Zapoznała go z całą sytuacją, choć nie było w tym przejawu zaufania, a przynajmniej to Black go nie dostrzegał, czując się przez nią zaszachowanym. Co mógł właściwie począć? Nie miał żadnego prawa do tego, aby czuć urazę, a co dopiero dać jej wyraz. Przekazania tych wieści dalej nie tylko nie przyniosłoby żadnych korzyści, za to mogłoby narazić go na śmieszność, choć rozpuszczanie plotek na balu maskowym mogło wydawać się niektórym mniej zdrożne niż w bardziej jawnych okolicznościach.
Ostatnie wypowiedziane przez nią zdanie sprawiło, że po prostu się zaśmiał. Chyba z szoku. A może z powodu poczucia ulgi, co wzięło się znikąd i nie dało się go łatwo uzasadnić? Zapewniał mu pełne spektrum doznań. Był bliski wybuchnąć ze złości, a teraz czuł najprawdziwsze rozbawienie, gdy tak śmiało dawała znać, że ją należy zdobyć i nie można tego uczynić przy minimalnym wysiłku. Nie każda lady była takim wyzwaniem, przez co narastało w nim podekscytowanie.
Prawie zapomniałem, że za damą trzeba gonić – odparł zuchwale, dość szybko pokonując kilka kroków, aby znaleźć się tuż przed nią i spojrzeć na nią z ogromnym zaciekawieniem. – Nie inicjujmy jednak gonitwy, a spróbujmy razem odnaleźć wyjście – zaproponował ugodowym tonem i ponownie użyczył damie swego ramienia, ruszając dalej, w trakcie drogi powrotnej racząc towarzyszkę zdobytą plotką o niewiernym lordzie o morderczych zapędach. I dopiero gdzieś przy krańcu labiryntu, gdy dostrzegł przed nimi prześwit, z powrotem założył maskę, nie chcąc odsłaniać się podczas sabatu przed kimś innym.

| dzielę się plotką, z tematu Alphard i Melisande
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Labirynt [odnośnik]06.10.19 23:02
Cóż to było za niesamowite przeżycie!
Przez niemal czterysta lat nigdy nie brała udziału w podobnym wydarzeniu. Ani za swego życia, ani za nieżycia. Urodziła się jako Hesper de Montmorency, córka znanego i poważnego alchemika, dość zamożnego jak na tamte czasy; nie nosił jednak tytułu lordowskiego, ich krew, choć czysta, nie była tak błękitna. Nigdy nie mieli wstępu na dwór arystokracji. Jako duch mogła sobie na to pozwolić - gdyby chciała przeniknęłaby przez mury i ściany zamczysk, ale po co? Skoro nie była zaproszona, nie wzięłaby w tym udziału tak naprawdę... Z rzadka zresztą opuszczała ulicę Pokątną i Śmiertelny Noktrun. Duchy przywiązywały się do konkretnych miejsc. Podróżowała tylko w wyjątkowych przypadkach: sabat, na który zaprosił ją Valerij Dolohov był jedną z nich.
Naprawdę nie przeszkadzało Hesper to, że nie mogła przedstawić się prawdziwym imieniem, że dla gości była Cassandrą Vablatsky. Dzięki uprzejmości uzdrowicielki bawiła się tu dziś z ukochanym mężczyzną - i chciała docenić tę chwilę w pełni.
Zachwycona rozglądała się po bogatych wnętrzach. Czuła ukłucie żalu, jak rzadko kiedy, bo przywykła do swojej egzystencji, że nie może wraz z innymi zasiąść do stołu i znów poczuć smak jadła i wina. Ból stóp od tańców do rana. Nie okazywała tego jednak, pozostawała uśmiechnięta, tłamsząc w sobie swój żal. Valerij okazał się znów niezawodny, proponując, by uciekli stąd - i wykradli chwilę wyłącznie dla siebie.
- Z przyjemnością, najdroższy - odpowiedziała cicho; podała mu dłoń, czując, że przenika przez jego skórę. Utrzymywała ją tak, aby podtrzymać iluzję trzymania się za ręce, gdy podążyła za nim, sunąc kilka cali nad podłogą. Gdy opuściła komnatę, zapewne znów zrobiło się w niej cieplej. Lewitowała za alchemikiem coraz szybciej, chichocząc pod nosem, jakby miała trzysta sześćdziesiąt jeden lat mniej.
- Tak? - spytała rozbawiona; Valerij czasami zapominał także o tym, że ona nie pamiętała o takich sprawach od wieków, ale i tak był najbardziej taktownym czarodziejem wobec duchów jakiego poznała, dlatego wybaczała mu łaskawie te drobne potknięcia. - Cóż ja mogę powiedzieć o bieganiu, Valeriju? - dodała tym samym tonem, przechylając głowę zza maski, by on także mógł ujrzeć jej twarz. - Tak, wszystko w porządku, ta noc jest cudowna - westchnęła Hesper, po czym pokręciła głową - suknia lewitowała ponad ziemią, nie miała więc szansy, by przydeptać jej obcasem (których nie posiadała), nic nie stało się kreacji. Duchowi zaś nic nie mogło się już przydarzyć.
Niestety.
Podążyła spojrzeniem za wzrokiem alchemika, w stronę wejścia do labiryntu, uśmiechnęła się lekko i pokiwała głową.
- Z tobą mogę zbłądzić i nigdy więcej się już nie odnaleźć, Valeriju - odpowiedziała mu, wyrażając zgodę na romantyczny spacer w labiryncie z żywopłotu i wsunęła dłoń pod jego ramię. Przypadkiem przeniknęła przez jego ciało, ale do tego także chyba zdążył przywyknąć.



my skin and bones have seen some better days


Czarnooka Hesper
Czarnooka Hesper
Zawód : duch z Pokątnej
Wiek : 376
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczona
What is dead
may never d i e


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5415-hesper-de-montmorency-budowa https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f20-ulica-pokatna
Re: Labirynt [odnośnik]10.10.19 18:30
Tonę. Wśród donośnych śmiechów, echa konwersacji na najróżniejsze tematy, muzyce wygrywanej z niebywałym smakiem; jest za głośno, zbyt tłoczno i przesadnie wesoło. Nieważne, co lady Nott zaplanowałaby na sabat, nigdy nie zdołałaby trafić w moje gusta, ale to nie jej wina. Po prostu doceniam kameralność, ciche ballady sączące się gdzieś w oddali, panujący dookoła półmrok, najlepiej skrywający jakąś okrutną tajemnicę. Próżno podobnych cech wyszukiwać wśród tak ogromnych uroczystości, więc pozostaje mi cierpieć wewnętrznie. Nie tylko z powodu cudacznego stroju, jaki przychodzi mi nosić - męczą mnie te plotki rozsiewane dookoła, ten natłok znajomych twarzy skrytych pod nieznanymi tożsamościami rodem z baśni oraz legend, to wszystko przytłacza kogoś, kto nie bryluje towarzysko zbyt często. Trochę tęsknię za pracownią w podziemiach, ale jakoś udaje mi się przepłynąć z miejsca do miejsca. Zamienić parę nic nieznaczących słów, postać nieco w samotności z rodziną, powymieniać się uwagami odnośnie dekoracji wnętrz oraz smacznych przystawek - tego gospodyni nie mógłbym odmówić.
Spotkanie z Elodie z dala od zgrai osobistości, które powinienem rozpoznać, jawi się jako przyjemne zbawienie. Nabranie powietrza w płuca oraz uwolnienie się ze sztywnych ram powinności, które mnie nie interesują. Dość długo błądzę po labiryncie korytarzy, na niektórych zatrzymując się nieco dłużej. Podziwiam zachwycające dzieła sztuki, chłonę atmosferę względnej intymności. Nie przeszkadza mi namiastka samotni jaką sam sobie narzuciłem - do czasu, aż w jednym z miejsc dostrzegam znajomą sylwetkę narzeczonej, chociaż w mocno nieprawdopodobnym wydaniu. Maska zdołałaby zakryć emocje, gdyby nie to, że te odbijają się raczej w ciemnych oczach niż gdziekolwiek indziej, a tak, widać w nich ciepło oraz zadowolenie.
Dzisiejszej nocy postanawiam uruchomić zaśniedziałe nieco pokłady dobrego wychowania, zachowując się przy tym nienaganne - przynajmniej chcę w to wierzyć. Dlatego porwanie damy z objęć krewnych odbywa się bez grubiaństwa czy skandalu, za to z kurtuazją oraz uwielbieniem, na jakie lady Parkinson zasługuje. Czy raczej tak wolę myśleć, że udało mi się osiągnąć niniejszy poziom. Po drodze witam się grzecznie z jeszcze niewitanymi, nagle z jakby większą ekscytacją oczekując północy. Wspólnego wkroczenia w nowy rok – krótko po nim zostaniemy przecież małżeństwem, więc tym bardziej jest co świętować. Cóż, nasze rodziny mają. My… czy mogę w ogóle myśleć o nas w tych kategoriach? Zamiast ona i ja? Sam nie wiem; ostatnio nie umiem zdefiniować samego siebie, a co dopiero kroczącej z dumą niewiasty o wiecznie nienagannym uśmiechu, na co dzień dość skrzętnie skrywającej najwznioślejsze uczucia.
Błądzę więc nie tylko w dosłownym labiryncie, a również w tym mentalnym, gubiąc powoli krok oraz drogę ku pewności. Zamiast tego daję się ponieść magii chwili, gdy rześkie powietrze uderza w nozdrza i zalewa chłodem płuca. Oferuję Elodie swe ramię, spokojnie prowadząc nas w następne alejki. Jest cicho i spokojnie - jedynie oddalone rozmowy innych uczestników zabawy przebijają się ściany żywopłotów. Przypatruję się płonącym blaskom na ścieżkach, na przestrzeni przed nami, nie chcąc zbyt nachalnie wpatrywać się w lady Parkinson. Rzucam tylko ukradkowe spojrzenia z ukosa, żeby nie pomyślała, że ją ignoruję. Zdecydowanie nie. - Tak, z wyjątkową kobietą u boku zdecydowanie sabat jawi mi się jako ten wyjątkowy - przytakuję zaskakująco swobodnie jak na mnie, może to magia szczerości? Albo… czegoś innego? Nagle do nozdrzy dociera ciężki zapach dymu tytoniowego zmieszanego z butwiejącym drewnem i eliksirem euforii… tak dziwnie znajomy. Skąd się tu wziął? Ponownie zerkam w bok, podziwiając szlachetny profil towarzyszki, dziwnym zrządzeniem losu dostrzegając więcej - idealnie skrojone usta, jasną szyję, gładkie, muśnięte czerwienią linie żuchwy i… porcelanową maskę. Zaciskam dłonie, walcząc z nieodpowiednią zachcianką poczucia po raz pierwszy smaku przemawiających warg. Ty idioto, karcę samego siebie w myślach, nieco przerażony zachwianiem grawitacji - nie tyle przyciąganie staje się nieznośne, co uporczywa walka z nim. Zaciskam mocno szczękę, chcąc zatrzymać w sobie kretyńskie odruchy sprowadzone do dziwnych instynktów, oddycham miarowo. - Opowiesz mi o przeżytych dotąd przygodach dzisiejszego wieczoru? - To tylko prośba; chcę posłuchać jej głosu, nie inwigilować. Czy to nie zakrawa o masochizm, kiedy te rozchwiane uczucia pojawiły się tak niespodziewanie?


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Labirynt [odnośnik]11.10.19 1:44
z Elaine

Isabelle spodziewała się, że większość osób pozna ją pomimo przebrania - ile szlachcianek przybyło tu w zaawansowanej ciąży, bez męża? Ile było ofiarą skandalu i która mogła zasłużyć na potępienie lady Nott i skazanie na przebranie szyszymory? Z takiego tematu trudno było wykrzesać piękno; zwłaszcza z ogromnym brzuchem. Macierzyństwo bywało na swój sposób piękne, ale nie wtedy, gdy musiało się udawać nieumarłego demona.
Po kalamburach, stała na balu jak na świeczniku, spodziewając się nieuchronnej zaczepki, rozpoznania, dziwnych rozmów o drobnostkach. Ostrożnie zatańczyła z własnym ojcem i najadła się słodyczy. Plusem rozwodu wdowieństwa i ciąży było to, że już nie musiała martwić się o figurę. Zastanawiała się, gdzie są oni, jej dawna rodzina, bo przecież byli tu na pewno. Nikt nie zawiódłby przecież lady Adelaide. Nie miała jednak śmiałości sama ich szukać, nie dopóki nie opadną maski. Spodziewała się, że ujrzy Nott-ów dopiero po północy, aż na jej ramieniu spoczęła delikatna dłoń, aż usłyszała znajomy głos.
Głos kobiety, którą chciała i mogła niegdyś nazywać siostrą. Elaine...
Bez słowa podążyła za Ophelią, a pod maską skrywała uśmiech. Cieszyła się ze spotkania, a zarazem bawiła ją przykra gorycz tego spotkania. Dwie lady już-nie-Nott. Dwie wdowy. Jedna prawdziwa, druga nie, ale przecież cierpiały tak samo.
Zacisnęła palce na dłoni Elaine i pozwoliła prowadzić się wgłąb posiadłości, wgłąb labiryntu. Przez ostatnie miesiące to ona, nie lady Avery, mieszkała w tych progach; ale Hampton Court było przecież domem Elaine i już nigdy nie będzie domem Isabelle. Ufała dawnej szwagierce i szła za nią tak szybko, jak pozwalał na to błogosławiony stan, zwalniając nieco w labiryncie - zejście nagle zrobiło się nieco strome. Isabelle utrzymała równowagę w niewygodnych pantofelkach do tańca, a potem rozejrzała się wkoło. Było ciemno i cicho - tak, że mogły odnieść złudne (?) wrażenie, że są tutaj same.
-Czy tutaj... możemy rozmawiać swobodnie? - zapytała zniżonym głosem. Korciło ją zdjęcie maski, ale nie chciała, aby ktoś na nie wpadł i odebrał ten gest w niewłaściwy sposób. Nie chciała też, aby ktokolwiek je usłyszał. W jej oczach i gestach czaiło się już w końcu jeszcze niewypowiedziane, kłopotliwe pytanie, które musiała zadać szwagierce.
Masz z nim kontakt?





Stal hartuje się w ogniu


Isabelle Carrow
Isabelle Carrow
Zawód : Alchemiczka, szlachcianka
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
Stal hartuje się w ogniu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 xyz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7146-isabelle-carrow https://www.morsmordre.net/t7207-listy-isabelle https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t7206-skrytka-bankowa-nr-1757 https://www.morsmordre.net/t7256-isabelle-carrow#195434
Re: Labirynt [odnośnik]16.10.19 14:36
Ostatnia para zeszła z parkietu co zwiastowało koniec parady i prezentacji wymyślnych strojów, które dzisiaj przyodziali zacni goście lady Nott. Potrzebowała zaledwie jednego, krótkiego spojrzenia na swego męża, aby wiedzieć, że Edgar potrzebował oddechu. Musieli chociaż na chwilę zniknąć z zasięgu wzroku zarówno gości, jak i samej gospodyni. Nie miała pojęcia, czy małżonek wyczuł jej intencję, czy uwierzył w to małe kłamstwo, które wyrwało się z jej ust. - Edgarze, możemy udać się na zewnątrz? Potrzebuję świeżego powietrza - poprosiła jak zwykle łagodnym i spokojnym tonem głosu, przenosząc spojrzenie jasnoniebieskich oczu na swego małżonka. Naturalnie rozmowy wśród szlachetnie urodzonych nigdy nie sprawiały jej problemu, ale zbyt długo znała Edgara. Poza tym labirynty w ogrodach lady Nott zawsze kusiły gości swoją tajemniczością i pięknem. Adeline nie miała zamiaru ukrywać, iż chętnie zanurzyłaby się w zieleni wysokich, krętych korytarzy.
Płaszcz, który na siebie nałożyła oczywiście nie odbiegał od stroju, w którym pojawiła się dzisiejszego wieczoru - i jak wierzyła olśniewając wszystkich zaproszonych przez Adelaidę gości. Inne pary po kolei znikały w głębi labiryntu, podobnie jak państwo Burke. Od momentu wyjścia szli spowici milczeniem, które stanowiło znaczną część ich wzajemnej relacji. Cisza często występowała między nimi, będąc ich towarzyszką od momentu, w którym Adeline przestała tupać nogą niczym rozkapryszone dziewczę, okazujące infantylną irytację. Czasem uśmiechała się do wspomnienia samej siebie sprzed tych kilku lat, z perspektywy czasu widziała jak niepoprawne było jej zachowanie. Jednakże każdy musiał do czegoś dorosnąć, Adeline wierzyła, że jej zadaniem było dorosnąć do roli matki, bo to właśnie wtedy, gdy zorientowała się, że jest w ciąży, zmieniło się nastawienie i sposób w jaki zwracała się do Edgara. Przeszli długą drogę, aby mieć to, co mają teraz. Wzajemny szacunek i wsparcie oraz zaufanie. Z zamkniętymi oczami weszłaby w nieznane, wiedząc, że ma go przy sobie, ponieważ doskoanle wiedziała, że jest przy nim bezpieczna. A przecież to jest to, czego mogła oczekiwać od męża - szacunku i zapewnienia poczucia bezpieczeństwa. Nieważne co działo się w wielkim świecie, Durham było jej niezdobytą twierdzą.
Adeline Burke
Adeline Burke
Zawód : Arystokratka
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
part of her mystery
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7494-adeline-burke#206410 https://www.morsmordre.net/t7710-eunomia#213518 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle
Re: Labirynt [odnośnik]16.10.19 14:36
The member 'Adeline Burke' has done the following action : Rzut kością


'k20' : 4
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Labirynt - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Labirynt [odnośnik]11.11.19 21:49
Edgar odetchnął z ulgą, kiedy ostatnia para zeszła z parkietu. Nie brał czynnego udziału w zabawie, którą uważał za co najmniej głupią – kto to widział, żeby dorośli ludzie byli zmuszani do nakładania jakichś wymyślnych strojów, już nie wspominając o tych tańcach na środku sali. Jeżeli było coś, czego Edgar nie lubił bardziej od takich przyjęć, to bycie w centrum takich przyjęć. Oczywiście nie zamierzał rozgrywać scen, nie miał już pięciu lat, poza tym, wbrew pozorom, nauczono go zachowania się w towarzystwie. Wszedł na scenę, kiedy tylko go o to poproszono, i zatańczył najlepiej jak potrafił. Oczywiście nikt nie był w stanie odgadnąć jego przebrania za pierwszym razem, co skazało go na dodatkowe minuty tańca, ale wyjątkowo nie uznał tego za tragedię dzięki obecności swojej żony. Adeline jak nikt inny potrafiła go uspokoić, a jej obycie na salonach niejednokrotnie wyciągało go z tarapatów. Nie miał wątpliwości, że trafiła mu się towarzyszka idealna, co tylko potwierdziła swoją prośbą. Od razu odczytał jej intencje, dlatego kiwnął głową i bez zbędnych dyskusji wyprowadził ją, a może raczej samego siebie, z tłumu poprzebieranych szlachciców.
Panował już zmrok, ale poprzetykane gdzieniegdzie delikatne światełka nadawały ogrodowi uroku. Edgar odetchnął pełną piersią, kiedy poczuł na swojej skórze rześkie powietrze, a do jego uszu nie docierały już żadne dźwięki poza świerszczami i muzyką graną w oddali. Właśnie tego mu brakowało po spędzeniu ostatnich godzin w dusznej sali balowej, pełnej gwarnych rozmów i przekazywanych sobie plotek. - Zgubiłem się kiedyś tutaj - przypomniał sobie, kiedy stanęli przed wejściem do okazałego labiryntu. Nie czuł potrzeby wyrażania podziękowań za wcześniejszy ratunek, zresztą wiedział, że Adela wcale ich nie potrzebowała. - To był mój pierwszy sabat. Strasznie mi się wtedy nudziło - westchnął, dziwiąc się przy tym, że nieświadomie przechowuje w sobie tyle starych wspomnień, które prawdopodobnie tylko czekają na jakiś bodziec, by mu się przypomnieć. Od tamtego dnia minęło już kilkanaście lat i wówczas by nie powiedział, że znajdzie się kiedyś w tym miejscu, w którym jest teraz. Szedł obok swojej żony, ręce splatając za plecami. Noc była dzisiaj piękna, chociaż wcale by się nie zdziwił, gdyby maczała w tym palce sama lady Nott, chodząca perfekcjonistka. I stara plotkara, gdyby ktoś pytał Edgara o zdanie.
Nie spodziewał się, że ledwie za pierwszym zaułkiem znajdzie dwa kieliszki szampana, chociaż powinien, to zdecydowanie wpisywało się w styl gospodyni przyjęcia. Podał jeden Adeli, nie sądząc, by zamierzała odmówić. Drugi wziął dla siebie. - Powinniśmy wznieść toast - stwierdził, wszak świętowali dzisiaj nadejście nowego roku, mało nocy było tak pamiętnych jak te. Podniósł wzrok na Adelę, przekazując jej w tej kwestii pałeczkę. Kiedyś uważał inaczej. Wydawało mu się, że sylwester to noc jak każda inna, ale zdążył zmienić zdanie. Każdemu przydawał się rachunek sumienia, a koniec starego roku zdawał się być do tego idealny. Wiele rzeczy zmieniło się w jego życiu w przeciągu ostatnich miesięcy, ale mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że nie żałuje żadnej z podjętych decyzji.


We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens

Edgar Burke
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3108-edgar-burke#51071 https://www.morsmordre.net/t3159-nie-stac-mnie-na-wlasna-sowe#52274 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t4912-skrytka-bankowa-nr-811#106945 https://www.morsmordre.net/t3160-edgar-burke#52278

Strona 9 z 11 Previous  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11  Next

Labirynt
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach