Zachodnie Ogrody
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Zachodnie Ogrody
Do zachodnich ogrodów prowadzi dróżka wijąca się w kierunku lasu. Jeśli nią podążyć, dojdzie się do rozgałęzienia - lewe wiedzie do gęstej kniei, natomiast prawe ku porośniętej pnączami i kwiatami altanie, pod którą znajdują się trzy kamienne ławeczki, oddzielone od siebie plecionką z drewna porośniętą gęstym bluszczem. To przyjemny, ustronny zakątek, które często celem obierają młode pary pragnące oddalić się od zgiełku licznych wystawnych przyjęć lady Nott. Bliskość wysokich drzew wzmaga poczucie intymności.
Tegoroczny Sabat był wyjątkowy. Mimo iż Rigel początkowo był sceptyczny co do jego przebiegu - w końcu zostały zaproszone nie tylko osoby szlachetnie urodzone, o tyle kolejne minuty spędzone na zabawach, sprawiały, że lord Black przekonywał do tego, że prawdopodobnie będzie to wydarzenie roku. A może i nie tylko? Pozytywnie zaskoczył go fakt, iż osoby gorszego pochodzenia bardzo dobrze wtopiły się w tłum i nie popełniały żadnego głośnego faux-pas, przez co trudno było na pierwszy rzut oka określić, z kim miało się do czytania. No i maski idealnie wypełniały powierzone zadanie.
Czarodziej po krótkiej przerwie i rozmowie w sali z posągami, udał się do ogrodu, słysząc, że i tam niedługo miały się zacząć kolejne atrakcje. Po wizycie w lustrzanym labiryncie Rigela rozpierała energia. Był niesamowicie dumny, że jemu i jego partnerce udało się wygrać. No i zatańczyć chyba najlepszy taniec w jego życiu.
Cóż za magiczna noc!
Na zewnątrz oczom Blacka ukazała się przepiękna magiczna iluzja miasta, zupełnie jakby przeniósł się do tajemniczej Wenecji, oraz smukłe gondole, które delikatnie kołysały się na wodzie. Kiedy tak stał, podziwiając to magiczne arcydzieło, kompletnie nie zauważył, że ktoś do niego podszedł. Dopiero kiedy czarodziej poczuł dotyk na swoim ramieniu, zdołał się ocknąć.
-Oh, tak. Słyszałem, że w ogrodzie czekają prawdziwe cuda. - uśmiechnął się lekko do kobiety, specjalnie bawiąc się w niedopowiedzenia. Może i miał na sobie kocią maskę, ale nadal wolał stwarzać pozory. Bawić się wizerunkiem.
Parę chwil zajęło mu przeanalizowanie sukni, jaką nosiła osoba przed nim. Ale wprawne oko od razu zauważyło drogie materiały, charakterystyczny krój oraz styl, który wyraźnie wskazywał na coś, co wyszło spod igły mistrzów Domu Mody Parkinson. Dalsza dedukcja poszła już łatwiej.
-Jak dobrze, że nareszcie na siebie wpadamy, Odetto. Z wielką chęcią z tobą popłynę. My, świetnie ubrani, powinniśmy się trzymać razem.
To mówiąc, teatralnie poprawił swój imponujący tren, który w półmroku ogrodu, jak i cała kreacja, lekko świecił delikatnym błękitno-białym blaskiem.
Czarodziej po krótkiej przerwie i rozmowie w sali z posągami, udał się do ogrodu, słysząc, że i tam niedługo miały się zacząć kolejne atrakcje. Po wizycie w lustrzanym labiryncie Rigela rozpierała energia. Był niesamowicie dumny, że jemu i jego partnerce udało się wygrać. No i zatańczyć chyba najlepszy taniec w jego życiu.
Cóż za magiczna noc!
Na zewnątrz oczom Blacka ukazała się przepiękna magiczna iluzja miasta, zupełnie jakby przeniósł się do tajemniczej Wenecji, oraz smukłe gondole, które delikatnie kołysały się na wodzie. Kiedy tak stał, podziwiając to magiczne arcydzieło, kompletnie nie zauważył, że ktoś do niego podszedł. Dopiero kiedy czarodziej poczuł dotyk na swoim ramieniu, zdołał się ocknąć.
-Oh, tak. Słyszałem, że w ogrodzie czekają prawdziwe cuda. - uśmiechnął się lekko do kobiety, specjalnie bawiąc się w niedopowiedzenia. Może i miał na sobie kocią maskę, ale nadal wolał stwarzać pozory. Bawić się wizerunkiem.
Parę chwil zajęło mu przeanalizowanie sukni, jaką nosiła osoba przed nim. Ale wprawne oko od razu zauważyło drogie materiały, charakterystyczny krój oraz styl, który wyraźnie wskazywał na coś, co wyszło spod igły mistrzów Domu Mody Parkinson. Dalsza dedukcja poszła już łatwiej.
-Jak dobrze, że nareszcie na siebie wpadamy, Odetto. Z wielką chęcią z tobą popłynę. My, świetnie ubrani, powinniśmy się trzymać razem.
To mówiąc, teatralnie poprawił swój imponujący tren, który w półmroku ogrodu, jak i cała kreacja, lekko świecił delikatnym błękitno-białym blaskiem.
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Bramy zachodniego ogrodu skrzyły się w ciemnościach złotawym pyłem, pozostawionym na florystycznych zdobieniach przez dziesiątki maleńkich wróżek, które - polatując nad żywopłotami i wypatrując pierwszej pary przybywającej do zaczarowanego kanału - miały za proste zadanie zwrócić uwagę w krętych labiryntach rozległych ogrodów Hampton Court. Balowa muzyka rozbrzmiewająca z dworu i sięgająca najdalszych krańców włości za bramą zdała się przycichnąć, stłumiona przez niewidoczną magiczną barierę. To właśnie ta bariera zabrała Rigela i Odettę do innego świata; świata, w którym zapach zimy został zastąpiony przez rześki powiew znad wody, ogród przemienił się w skrawek Wenecji, a w tle przygrywała na harfie wolna, romantyczna melodia. Zwabieni w to miejsce obietnicą rywalizacji, ani Odetta ani Rigiel nie mogli zdawać sobie sprawy, że w istocie wpadli w subtelnie tkane sidła najskuteczniejszej swatki Wielkiej Brytanii - samej Adalaide Nott.
Pozłacane bramy zamknęły się za nimi cichutko, nie wpływając na nastrojowość. Samotna gondola oczekiwała zamaskowanej pary przy drewnianym pomoście - przywdziany w tradycyjny surdut gondolier, którego twarz również pozostawała skryta za białą maską, gestem i ukłonem zaprosił ich do środka. Na szczęśliwą dwójkę czekała wyłożona miękkim materiałem ławeczka oraz stoliczek z przednim pinot noir, dwoma kieliszkami i srebrną paterą wingron, daktyli oraz bakaliowych makaroników.
Podróż kanałem otoczonym przez wzniesione iluzorycznie barwne kamienice w stylu włoskim trwać miała tak długo, jak długo para wyrażała ochotę korzystania z jedynej w swym rodzaju okazji do intymnej rozmowy, relaksu i poznania się z najlepszych stron. Gondolier powoli odpychał kij od dna, skupiony na omijaniu połyskujących czasem na tafli wody kolorowych ryb. Jego obecność zapewniała Odetcie i Rigelowi przyzwoitość i poszanowanie. Nie musieli obawiać się o nic - ta chwila należała wyłącznie do nich. Nim minęli pierwszy zakręt dwa białe gołębie zleciały z ozdobnych kominów budynków, pozostawiając na kolanach szczęśliwców drobne upominki.
Z uwagi na ograniczoną liczbę ochotników, zabawa została przemianowana na podróż dla dwojga. Odetta i Rigel mają możliwość dokończenia wątku wedle uznania, jeśli się na to zdecydują wykonują (każdy z osobna) rzut kością k3 na upominek:
1. Czekoladowa Żaba (kartę można wylosować w temacie z zalinkowaniem rzutu i tego posta)
2. Bombonierka wybornych wiśni w czekoladzie
3. Książka Antologia Poezji Miłosnej
Mistrz Gry nie kontynuuje rozgrywki, w razie pytań zapraszam do Elviry.
Pozłacane bramy zamknęły się za nimi cichutko, nie wpływając na nastrojowość. Samotna gondola oczekiwała zamaskowanej pary przy drewnianym pomoście - przywdziany w tradycyjny surdut gondolier, którego twarz również pozostawała skryta za białą maską, gestem i ukłonem zaprosił ich do środka. Na szczęśliwą dwójkę czekała wyłożona miękkim materiałem ławeczka oraz stoliczek z przednim pinot noir, dwoma kieliszkami i srebrną paterą wingron, daktyli oraz bakaliowych makaroników.
Podróż kanałem otoczonym przez wzniesione iluzorycznie barwne kamienice w stylu włoskim trwać miała tak długo, jak długo para wyrażała ochotę korzystania z jedynej w swym rodzaju okazji do intymnej rozmowy, relaksu i poznania się z najlepszych stron. Gondolier powoli odpychał kij od dna, skupiony na omijaniu połyskujących czasem na tafli wody kolorowych ryb. Jego obecność zapewniała Odetcie i Rigelowi przyzwoitość i poszanowanie. Nie musieli obawiać się o nic - ta chwila należała wyłącznie do nich. Nim minęli pierwszy zakręt dwa białe gołębie zleciały z ozdobnych kominów budynków, pozostawiając na kolanach szczęśliwców drobne upominki.
1. Czekoladowa Żaba (kartę można wylosować w temacie z zalinkowaniem rzutu i tego posta)
2. Bombonierka wybornych wiśni w czekoladzie
3. Książka Antologia Poezji Miłosnej
Mistrz Gry nie kontynuuje rozgrywki, w razie pytań zapraszam do Elviry.
- Nie spodziewałabym się po tobie żadnego spadku modowej formy, Rigelu, zwłaszcza na tak ważnym wydarzeniu. – Lekki uśmiech widoczny był na jej twarzy, oczy też błyszczały lekkim rozbawieniem, ale mimo to Odetta nie wydawała się zbyt zmartwiona albo jakkolwiek zaniepokojona. Teraz też panna Parkinson rozglądała się z zainteresowaniem po okolicy, zastanawiając się, czy to możliwe, że tak przepiękne miejsce skryte było przed oczyma wszystkich z Hampton Court i nikt więcej tego nie dojrzał. Oczywiście, nie była nieukiem i nawet ona potrafiła skojarzyć oczywiste nawiązanie do Wenecji, nawet jeżeli nigdy wcześniej nie miała okazji podróżować za granicę, a mimo to miała wrażenie, że tak interesujące miejsce będzie wprost przeludnione.
- Myślisz, że to jest dokładnie wzorowane na tych kanałach we Włoszech? Nigdy nie miała okazji tam pojechać. Może ojciec by się zgodził, gdybym zrobiła to tylko na chwilę? Nikt utracić nie powinien na niczym gdybym tak na miesiąc zniknęła. Ale to oczywiście po wiosennej kolekcji, do tego czasu na pewno przydadzą się wszystkie ręce na pokładzie. – Chociaż żadna z niej (brońcie święci) krawcowa, ani tez projektantka, bardzo dobrze znała działanie mechanizmu jej rodzinnego interesu i jak nikt potrafiła zorganizować pracowników oraz przestrzeń. Poza tym, niektórzy mieli tendencję do pomijania działań, zwłaszcza jeżeli nie stało się nad ich głowami.
- Chodź, popłyniemy, przyda się chwila odpoczynku i ciszy. – Uśmiechnęła się, niezbyt nawet czytając romantyczny nastrój, który kierował przygotowaniem tego miejsca, głównie dlatego, że skupiona zbytnio była na zabawie aby się tym w ogóle zamartwiać. Miała jedną jagodę w zanadrzu, ale odstawiała ją na bok, czekając na możliwość kiedy będzie mogła poświęcić się robieniu eliksirów i działać na własną rękę.
Ostrożnie wstąpiła na pokład gondoli, być może z pomocą Rigela jeżeli ten postanowił wspomóc ją w wysiłkach, zaraz też zajmując miejsce na ławeczce, siadając na tyle delikatnie by nie pognieść swojej sukni, czekając na swojego towarzysza i ruszenie gondoli. Ostrożnie jeszcze wyciągnęła dłoń, pozwalając sobie na muśnięcie dłonią jednej z kolorowych rybek, z cichym chichotem pryskając lekko wodą swojego towarzysza zanim nie sięgnęła po jeden z uroczych makaroników. Najpewniej dalszą połowę stycznia będzie musiała oszczędzać sobie jedzenia aby utrzymać figurę, ale dzisiaj mogła poszaleć.
- Jak ci mija wieczór, poza nadzwyczaj dobrym zwycięstwie w gabinecie luster? – zapytała z lekkim rozbawieniem, zachwycając się widokiem gołębi i sięgając dłonią aby spróbować utrzymać w dłoni jednego z nich, zamiast tego odbierając prezent, niespodziewany ale wciąż zachwycający.
- Myślisz, że to jest dokładnie wzorowane na tych kanałach we Włoszech? Nigdy nie miała okazji tam pojechać. Może ojciec by się zgodził, gdybym zrobiła to tylko na chwilę? Nikt utracić nie powinien na niczym gdybym tak na miesiąc zniknęła. Ale to oczywiście po wiosennej kolekcji, do tego czasu na pewno przydadzą się wszystkie ręce na pokładzie. – Chociaż żadna z niej (brońcie święci) krawcowa, ani tez projektantka, bardzo dobrze znała działanie mechanizmu jej rodzinnego interesu i jak nikt potrafiła zorganizować pracowników oraz przestrzeń. Poza tym, niektórzy mieli tendencję do pomijania działań, zwłaszcza jeżeli nie stało się nad ich głowami.
- Chodź, popłyniemy, przyda się chwila odpoczynku i ciszy. – Uśmiechnęła się, niezbyt nawet czytając romantyczny nastrój, który kierował przygotowaniem tego miejsca, głównie dlatego, że skupiona zbytnio była na zabawie aby się tym w ogóle zamartwiać. Miała jedną jagodę w zanadrzu, ale odstawiała ją na bok, czekając na możliwość kiedy będzie mogła poświęcić się robieniu eliksirów i działać na własną rękę.
Ostrożnie wstąpiła na pokład gondoli, być może z pomocą Rigela jeżeli ten postanowił wspomóc ją w wysiłkach, zaraz też zajmując miejsce na ławeczce, siadając na tyle delikatnie by nie pognieść swojej sukni, czekając na swojego towarzysza i ruszenie gondoli. Ostrożnie jeszcze wyciągnęła dłoń, pozwalając sobie na muśnięcie dłonią jednej z kolorowych rybek, z cichym chichotem pryskając lekko wodą swojego towarzysza zanim nie sięgnęła po jeden z uroczych makaroników. Najpewniej dalszą połowę stycznia będzie musiała oszczędzać sobie jedzenia aby utrzymać figurę, ale dzisiaj mogła poszaleć.
- Jak ci mija wieczór, poza nadzwyczaj dobrym zwycięstwie w gabinecie luster? – zapytała z lekkim rozbawieniem, zachwycając się widokiem gołębi i sięgając dłonią aby spróbować utrzymać w dłoni jednego z nich, zamiast tego odbierając prezent, niespodziewany ale wciąż zachwycający.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Odetta Parkinson' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 3
'k3' : 3
-Dziękuję, moja droga. Nawet sobie nie wyobrażasz, ile czasu zajęło mi zaklęcie tego wzoru w odpowiedni sposób. - pożalił się cicho. - Wcześniej pracowałem tylko z drobnymi elementami, ale ostatecznie uznałem, że należy w końcu zrobić krok dalej... I wyszło chyba nie najgorzej?
Ruchome wzory na kreacjach były rozpoznawalnym znakiem Blacka. Niestety, czuł, że powinien chyba skupić się bardziej na znienawidzonej przez siebie jeszcze z czasów szkolnych transmutacji, jeśli chce osiągnąć coś więcej, niż proste kołysanie się drzew i przemykające ukradkiem cienie o zwierzęcych kształtach.
-Och, to brzmi jak cudowny plan na podróż. Myślę, że twoja rodzina nie będzie temu przeciwna. No bo gdzie jak nie we Włoszech poszukiwać natchnienia?
Miał nadzieję, że ojciec Odetty nie będzie trzymać krótko swojej córki i pozwoli jej zobaczyć ciekawy kawałek świata. W końcu lady Parkinson miała duszę twórcy, a takich osób nie wolno zamykać w klatce. To ich zabija.
-Przyznam, że również znam Wenecję jedynie z ilustracji w książkach i obrazach. - westchnął. - Ale jeśli wygląda właśnie tak, to musi być jednym z najcudowniejszych miejsc na ziemi.
Po czym po chwili szybko dodał.
-Zaraz po Londynie, oczywiście.
Rigel był prawdziwym patriotą i kochał Londyn całym sercem - nawet te jego części, które zdaniem wielu nie powinny w ogóle istnieć.
-Czy jeśli poproszę cię, o uchylenie rąbka tajemnicy, to opowiesz mi, co planujecie na wiosnę? - zapytał, prezentując jeden ze swoich najbardziej szarmanckich uśmiechów. - Słyszałem plotki, że podobno do łask mają wrócić peruki. To prawda?
Może nie powinien tyle mówić, ale próbował słowami zagłuszyć poczucie rosnącego zażenowania. Nie był ślepy, widział, co na każdym kroku było im sugerowane. Romantyczna atmosfera była bezlitosna i czyhała na nich na każdym kroku. To była pułapka - sprytnie zaplanowana przez gospodynię wieczoru. Rigel nie mógł uciec, w końcu nie chciał wyjść na chama, zostawiając damę, która do tego była jego dobrą koleżanką.
Oby tylko Odetta nie poddała się tej atmosferze…
-Tak. Jak już tu jesteśmy, to czemu nie?
Czarodziej pomógł wsiąść swojej towarzyszce do gondoli, po czym zajął miejsce obok, układając długi tren w sposób, aby nie zwisał poza łodzią. Kiedy ruszyli, Black skupił swoje spojrzenie na mijanych kamieniczkach i kolorowych okiennicach. Wyglądał na zamyślonego, może nawet… smutnego?
Ocknął się, dopiero kiedy Odetta prysnęła na niego wodą.
-Hej! No wiesz co? - roześmiał się i starł kciukiem jedną z zimnych kropel, która zatrzymała się na jego dolnej wardze. - Cóż mogę powiedzieć. Jest niesamowicie jak zawsze. Lady Nott jest prawdziwą mistrzynią wydarzeń towarzyskich.
Nadal czuł się bardzo niezręcznie, więc sięgnął po wino, nalewając je również do kieliszka Odetty. Musiał zająć czymś ręce.
-Chociaż... Nie do końca rozumiem niektórych jej.... decyzji. - urwał, kiedy na jego kolanach znalazł się nieduży pakunek, pozostawiony przez gołębia.
Ruchome wzory na kreacjach były rozpoznawalnym znakiem Blacka. Niestety, czuł, że powinien chyba skupić się bardziej na znienawidzonej przez siebie jeszcze z czasów szkolnych transmutacji, jeśli chce osiągnąć coś więcej, niż proste kołysanie się drzew i przemykające ukradkiem cienie o zwierzęcych kształtach.
-Och, to brzmi jak cudowny plan na podróż. Myślę, że twoja rodzina nie będzie temu przeciwna. No bo gdzie jak nie we Włoszech poszukiwać natchnienia?
Miał nadzieję, że ojciec Odetty nie będzie trzymać krótko swojej córki i pozwoli jej zobaczyć ciekawy kawałek świata. W końcu lady Parkinson miała duszę twórcy, a takich osób nie wolno zamykać w klatce. To ich zabija.
-Przyznam, że również znam Wenecję jedynie z ilustracji w książkach i obrazach. - westchnął. - Ale jeśli wygląda właśnie tak, to musi być jednym z najcudowniejszych miejsc na ziemi.
Po czym po chwili szybko dodał.
-Zaraz po Londynie, oczywiście.
Rigel był prawdziwym patriotą i kochał Londyn całym sercem - nawet te jego części, które zdaniem wielu nie powinny w ogóle istnieć.
-Czy jeśli poproszę cię, o uchylenie rąbka tajemnicy, to opowiesz mi, co planujecie na wiosnę? - zapytał, prezentując jeden ze swoich najbardziej szarmanckich uśmiechów. - Słyszałem plotki, że podobno do łask mają wrócić peruki. To prawda?
Może nie powinien tyle mówić, ale próbował słowami zagłuszyć poczucie rosnącego zażenowania. Nie był ślepy, widział, co na każdym kroku było im sugerowane. Romantyczna atmosfera była bezlitosna i czyhała na nich na każdym kroku. To była pułapka - sprytnie zaplanowana przez gospodynię wieczoru. Rigel nie mógł uciec, w końcu nie chciał wyjść na chama, zostawiając damę, która do tego była jego dobrą koleżanką.
Oby tylko Odetta nie poddała się tej atmosferze…
-Tak. Jak już tu jesteśmy, to czemu nie?
Czarodziej pomógł wsiąść swojej towarzyszce do gondoli, po czym zajął miejsce obok, układając długi tren w sposób, aby nie zwisał poza łodzią. Kiedy ruszyli, Black skupił swoje spojrzenie na mijanych kamieniczkach i kolorowych okiennicach. Wyglądał na zamyślonego, może nawet… smutnego?
Ocknął się, dopiero kiedy Odetta prysnęła na niego wodą.
-Hej! No wiesz co? - roześmiał się i starł kciukiem jedną z zimnych kropel, która zatrzymała się na jego dolnej wardze. - Cóż mogę powiedzieć. Jest niesamowicie jak zawsze. Lady Nott jest prawdziwą mistrzynią wydarzeń towarzyskich.
Nadal czuł się bardzo niezręcznie, więc sięgnął po wino, nalewając je również do kieliszka Odetty. Musiał zająć czymś ręce.
-Chociaż... Nie do końca rozumiem niektórych jej.... decyzji. - urwał, kiedy na jego kolanach znalazł się nieduży pakunek, pozostawiony przez gołębia.
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
The member 'Rigel Black' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 2
'k3' : 2
- Rigelu, bardzo dobrze wiesz, że gdybyś miał jakieś kłopoty z materiałem, mógłbyś mnie wezwać i bym chętnie ci pomogła. Jeżeli byśmy zdradzali ubrania przed sabatem, wszyscy by już słyszeli o tym, kto przyjdzie jak ubrany. Umiemy dochować tajemnicy jeżeli chodzi o stroje. – Uśmiechnęła się lekko, przykładając palec do ust, zaraz jednak oglądając mężczyznę dokładniej, ostrożnie wyciągając dłoń aby w palcach obrócić materiał i unieść go do dłoni, przesuwając trzymaną pod kciukiem tkaninę, ostatecznie wyswobadzając młodego Blacka ze swojego uścisku, wciąż jednak spoglądając z zainteresowaniem na całość stroju. – Ale należy ci się pochwała, bo wyszło ci bardzo dobrze. Jakbyś kiedyś chciał rzucić tę nudną pracę i zająć się wraz ze mną działaniami w domu mody…wiesz gdzie mnie znaleźć.
Znała się dość dobrze na transmutacji, no dobrze, może nie jakoś wybitnie dobrze, ale robiła trochę postępów i robiła co mogła, aby nie zapominać się w tej sztuce. Pozwalało to w końcu nadawać doskonałych właściwości, nowych rozwiązań, ciekawych rzeczy, które ciężko było zrobić bez pomocy magii. Sama lady Parkinson obecnie skupiała się nieco mniej na transmutacji samej w sobie, ale kiedy już w pełni zajmie się projektowaniem strojów, podejrzewała, że miało to się zmienić.
- Nie wiem…chciałabym zobaczyć Paryż, bo przykro mi łamać twoje serce z miłością do Londynu, ale on modowo nie umywa się do innych miast. Za to Paryż jak najbardziej…ale sam Edward mówił, że ojciec nie pozwala mu na zbyt wiele podróży teraz i jeżeli tak samo miałoby być ze mną, to mogłoby się okazać, że być może nie dostałabym nawet szansy wyjechać. No i na pewno nie samej, bo wiesz, teraz nie tylko w Wielkiej Brytanii jest niebezpiecznie. – Westchnęła cicho, spoglądając jeszcze na postawione dookoła budynki, podziwiając, jak dokładnie architekt odwzorowywał architekturę włoską, z krótkim zaciekawieniem wpatrując się w okoliczne uliczki, wsłuchując się w chlupot wody odbijającej się od drewnianej łodzi.
- A mowy nie ma, zarówno w kwestii peruk, jak i uchylenia rąbka tajemnicy. Od razu chciałbyś wiedzieć, co? – Szturchnęła go lekko łokciem, zupełnie nie po damowemu, ale nie przejmowała się tym, skoro w końcu nikt ich nie widział i nie musiała przejmować się aż tak przyjmowaniem własnych zasad. Teraz też była zainteresowana tym, jak wyglądać będzie kolekcja, ale wcześniej mówiła tak dużo o zaufaniu ze strony Parkinsonów i nie mogła teraz od tak zdradzać wszystkiego!
Odetta nie czuła się włączona w atmosferę, którą próbowała roztoczyć nad nimi lady Nott, może dlatego, że sabaty nigdy nie wydawały jej się romantycznym miejscem. Ostrożnie zdjęła maskę, pozwalając swojej twarzy odpocząć od materiału, przymykając lekko oczy, przynajmniej dopóki nie usłyszała trzepotu skrzydeł. Spojrzała na książeczkę, którą zrzuciły jej na kolana gołębie, delikatnie unosząc ją i przerzucając następne strony, zaraz też odbierając kieliszek wina od Rigela.
- Ja też nie! Tak dobrze by było, gdybyśmy mogli znać wcześniej temat sabatu, pomogłoby to przygotować stroje!
Znała się dość dobrze na transmutacji, no dobrze, może nie jakoś wybitnie dobrze, ale robiła trochę postępów i robiła co mogła, aby nie zapominać się w tej sztuce. Pozwalało to w końcu nadawać doskonałych właściwości, nowych rozwiązań, ciekawych rzeczy, które ciężko było zrobić bez pomocy magii. Sama lady Parkinson obecnie skupiała się nieco mniej na transmutacji samej w sobie, ale kiedy już w pełni zajmie się projektowaniem strojów, podejrzewała, że miało to się zmienić.
- Nie wiem…chciałabym zobaczyć Paryż, bo przykro mi łamać twoje serce z miłością do Londynu, ale on modowo nie umywa się do innych miast. Za to Paryż jak najbardziej…ale sam Edward mówił, że ojciec nie pozwala mu na zbyt wiele podróży teraz i jeżeli tak samo miałoby być ze mną, to mogłoby się okazać, że być może nie dostałabym nawet szansy wyjechać. No i na pewno nie samej, bo wiesz, teraz nie tylko w Wielkiej Brytanii jest niebezpiecznie. – Westchnęła cicho, spoglądając jeszcze na postawione dookoła budynki, podziwiając, jak dokładnie architekt odwzorowywał architekturę włoską, z krótkim zaciekawieniem wpatrując się w okoliczne uliczki, wsłuchując się w chlupot wody odbijającej się od drewnianej łodzi.
- A mowy nie ma, zarówno w kwestii peruk, jak i uchylenia rąbka tajemnicy. Od razu chciałbyś wiedzieć, co? – Szturchnęła go lekko łokciem, zupełnie nie po damowemu, ale nie przejmowała się tym, skoro w końcu nikt ich nie widział i nie musiała przejmować się aż tak przyjmowaniem własnych zasad. Teraz też była zainteresowana tym, jak wyglądać będzie kolekcja, ale wcześniej mówiła tak dużo o zaufaniu ze strony Parkinsonów i nie mogła teraz od tak zdradzać wszystkiego!
Odetta nie czuła się włączona w atmosferę, którą próbowała roztoczyć nad nimi lady Nott, może dlatego, że sabaty nigdy nie wydawały jej się romantycznym miejscem. Ostrożnie zdjęła maskę, pozwalając swojej twarzy odpocząć od materiału, przymykając lekko oczy, przynajmniej dopóki nie usłyszała trzepotu skrzydeł. Spojrzała na książeczkę, którą zrzuciły jej na kolana gołębie, delikatnie unosząc ją i przerzucając następne strony, zaraz też odbierając kieliszek wina od Rigela.
- Ja też nie! Tak dobrze by było, gdybyśmy mogli znać wcześniej temat sabatu, pomogłoby to przygotować stroje!
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Rigel nie wątpił, że w sprawach strojów wszelakich mógł zawsze liczyć na Odettę i Dom Mody. Było tylko jedno "ale" - to właśnie tworzenie nowych kreacji pozwalało młodemu lordowi wyżyć się twórczo. Wszak nie był ani utalentowany muzycznie, ani plastycznie, pisanie poezji lub prozy również do niego nie przemawiało. Dlatego jedynym dostępnym dla Blacka sposobem, aby wyrazić swoje emocje od zawsze była moda.
-Zapamiętam. Będę wiedzieć, kogo wołać o pomoc, jeśli rodzina ostatecznie uzna, że do niczego się nie nadaję. - spróbował zażartować, jednak w tym samym czasie poczuł na plecach nieprzyjemny, lodowaty dreszcz. Ile by nie próbował o tym żartować, za każdym razem temat ten wywoływał w nim podobne emocje.
Paryż… co oni wszyscy mają z tą Francją? Jest stanowczo przereklamowana!
-Ja… rozumiem. Ale pewnie za chwile wszystko się unormuje i można będzie spokojnie, bez obawy o własne życie i zdrowie, zwiedzać świat. - próbował pocieszyć swoją towarzyszkę. Sam wierzył, że wojna i chaos z nią związany nie może trwać wiecznie. Czytał, że kolejne kraje popierają działania ich Ministerstwa Magii, a więc prawdopodobnie i tam już niedługo zagości porządek.
-Oczywiście, że tak. - odpowiedział z szerokim i w pewnym stopniu bezczelnym uśmiechem, kompletnie nie gniewając się na szturchnięcie. - Muszę przecież jak najszybciej wiedzieć, w czym pokazywać się publicznie.
Żałoba po Alphardzie kończyła się już niedługo, co oznaczało powrót do tych wszystkich niesamowitych kolorów, o których zdążył już zapomnieć. Miał jakiś czas temu bardzo mroczny okres w swoim życiu - moment, kiedy był pewien, że już całe życie będzie wybierał wyłącznie czerń. Jednak ostatnie dwa miesiące dały mu siłę, aby dalej żyć i ponownie otoczyć się wszelkimi możliwymi barwami, jakie oferował świat.
Niestety, na razie świat wpychał mu do gardła romantyczną atmosferę. Na szczęście Odetta chyba również opierała się tej podstępnej magii.
Black chwile wahał się, jednak podążył za przykładem lady Parkinson i również ściągnął maskę, pozwalając skórze odpocząć.
-Tak. To… też. Atrakcje pierwsza klasa, choć trudno się odnaleźć wśród... gości. A ty, jak się bawisz? - odparł, czując, że jego koleżanka chyba nie do końca zrozumiała, co dokładnie nie odpowiadało mu w tegorocznym wydarzeniu. Ale może to i lepiej. Rigel nie był pewien, czy gondolier później nie doniesie na nich do lady Nott.
Pakunkiem, który znalazł się na jego kolanach, była bombonierka.
-Chcesz może? Powiem szczerze, że nie przepadam za wiśniami. - wziął w dłonie pudełeczko, po czym przekrzywił głowę, próbując przyjrzeć się książeczce, którą Odetta trzymała w dłoniach. - O, co dostałaś?
W tamtej chwili wyglądał jak niezwykle ciekawska sroka.
-Zapamiętam. Będę wiedzieć, kogo wołać o pomoc, jeśli rodzina ostatecznie uzna, że do niczego się nie nadaję. - spróbował zażartować, jednak w tym samym czasie poczuł na plecach nieprzyjemny, lodowaty dreszcz. Ile by nie próbował o tym żartować, za każdym razem temat ten wywoływał w nim podobne emocje.
Paryż… co oni wszyscy mają z tą Francją? Jest stanowczo przereklamowana!
-Ja… rozumiem. Ale pewnie za chwile wszystko się unormuje i można będzie spokojnie, bez obawy o własne życie i zdrowie, zwiedzać świat. - próbował pocieszyć swoją towarzyszkę. Sam wierzył, że wojna i chaos z nią związany nie może trwać wiecznie. Czytał, że kolejne kraje popierają działania ich Ministerstwa Magii, a więc prawdopodobnie i tam już niedługo zagości porządek.
-Oczywiście, że tak. - odpowiedział z szerokim i w pewnym stopniu bezczelnym uśmiechem, kompletnie nie gniewając się na szturchnięcie. - Muszę przecież jak najszybciej wiedzieć, w czym pokazywać się publicznie.
Żałoba po Alphardzie kończyła się już niedługo, co oznaczało powrót do tych wszystkich niesamowitych kolorów, o których zdążył już zapomnieć. Miał jakiś czas temu bardzo mroczny okres w swoim życiu - moment, kiedy był pewien, że już całe życie będzie wybierał wyłącznie czerń. Jednak ostatnie dwa miesiące dały mu siłę, aby dalej żyć i ponownie otoczyć się wszelkimi możliwymi barwami, jakie oferował świat.
Niestety, na razie świat wpychał mu do gardła romantyczną atmosferę. Na szczęście Odetta chyba również opierała się tej podstępnej magii.
Black chwile wahał się, jednak podążył za przykładem lady Parkinson i również ściągnął maskę, pozwalając skórze odpocząć.
-Tak. To… też. Atrakcje pierwsza klasa, choć trudno się odnaleźć wśród... gości. A ty, jak się bawisz? - odparł, czując, że jego koleżanka chyba nie do końca zrozumiała, co dokładnie nie odpowiadało mu w tegorocznym wydarzeniu. Ale może to i lepiej. Rigel nie był pewien, czy gondolier później nie doniesie na nich do lady Nott.
Pakunkiem, który znalazł się na jego kolanach, była bombonierka.
-Chcesz może? Powiem szczerze, że nie przepadam za wiśniami. - wziął w dłonie pudełeczko, po czym przekrzywił głowę, próbując przyjrzeć się książeczce, którą Odetta trzymała w dłoniach. - O, co dostałaś?
W tamtej chwili wyglądał jak niezwykle ciekawska sroka.
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
- Jeżeli rodzina uzna, że do niczego się nie nadajesz, to wiesz co zrobimy, przemycę cię do domu mody i posadzę przy stoliczku, to będziesz projektował najlepsze i najmodniejsze ubrania. Tylko pamiętaj, że nie możesz pracować za dobrze, bo jeszcze weźmiesz moje stanowiska. – Wydawała się rozbawiona tą perspektywą, wiedząc jednak, że chociaż akurat ona w Rigelu nie upatrywała zagrożenia, gdyby ten poświęcił się w pełni pracy w Domu Mody a los uczyniłby go Parkinsonem, na pewno byłby brany o wiele poważniej od niej samej. Nie miałaby jednak serca mu tego zabierać, widząc jak wiele radości mu to sprawiało. Nawet teraz, kiedy tak radośnie chwalił się własnym wzorem.
- Pojechałbyś ze mną na jakiś tydzień mody? Powinniśmy zobaczyć, nie powiesz mi, że nie chciałbyś wybrać się do miejsca narodzin haute couture! – Nie wiedziała nawet, jakie westchnięcie mógł wywołać w nim Paryż, bo w końcu nigdy nie odwiedziła miejsca poza Wyspami. Anglia była jak klatka, bardzo piękna, bogato zdobiona, z wygodami tak wielkimi, że przez wiele lat zapominało się, że dookoła w ogóle były kraty.
- Wiesz co, to może jednak wyjdź w peruce, takiej stylizowanej na francuskie damy. Nie powiem ci dlaczego, ale przejdź się tak kiedyś ulicami Londynu, jestem pewna, że ludzie będą zafascynowani. – Nie zamierzała powiedzieć mu nic z tego, co szykowało się z wiosennej kolekcji, ani nawet letniej kolekcji, w ogóle nie zamierzała się przyznawać, co to to nie. Nie ma tak za darmo aby nagle wszystko wiedział i Rigel musiał być tego świadomy, bo przecież nie była to ich pierwsza konwersacja na ten temat, a Odetta po prostu lubiła się z nim drażnić.
Upiła łyk z kieliszka, smakując wino na języku zanim pytanie w jej kierunku nie zwróciło jej uwagi. Ostrożnie sięgnęła do torebki, wyciągając jasną jagodę na której już zdążyła odcisnąć ślad swoich ust ze szminki. Gdyby ją zgubiła, było o wiele większe prawdopodobieństwo, że rozpozna jagodę i nie pomyli jej z żadną inną.
- Udało mi się zdobyć jedną, żałuję, że nie więcej. Głównie ze względu na jagodę! – Pocałunki oczywiście też były miłe, ale nie mogła się powstrzymać przed myśleniem, ile rożnych eliksirów mogłaby przygotować z pomocą takich składników. Jeden to aż szkoda marnować!
Uniosła brwi, kiedy tylko zainteresował się jej książeczką, spoglądając na nią na nowo.
- Poezja miłosna. Widać gołębie mają dość ciekawy gust czytelniczy. – Zerknęła jeszcze na jego bombonierkę. – Jak chcesz złapać jeszcze jakiegoś gołębia aby przyniósł ci coś nowego, to mogę podpytać czy ktoś jakiegoś nie widział. – Zaśmiała się lekko, próbując sobie wyobrazić próbę złapania jakiegoś białego ptaszora dla prezentów.
- Pojechałbyś ze mną na jakiś tydzień mody? Powinniśmy zobaczyć, nie powiesz mi, że nie chciałbyś wybrać się do miejsca narodzin haute couture! – Nie wiedziała nawet, jakie westchnięcie mógł wywołać w nim Paryż, bo w końcu nigdy nie odwiedziła miejsca poza Wyspami. Anglia była jak klatka, bardzo piękna, bogato zdobiona, z wygodami tak wielkimi, że przez wiele lat zapominało się, że dookoła w ogóle były kraty.
- Wiesz co, to może jednak wyjdź w peruce, takiej stylizowanej na francuskie damy. Nie powiem ci dlaczego, ale przejdź się tak kiedyś ulicami Londynu, jestem pewna, że ludzie będą zafascynowani. – Nie zamierzała powiedzieć mu nic z tego, co szykowało się z wiosennej kolekcji, ani nawet letniej kolekcji, w ogóle nie zamierzała się przyznawać, co to to nie. Nie ma tak za darmo aby nagle wszystko wiedział i Rigel musiał być tego świadomy, bo przecież nie była to ich pierwsza konwersacja na ten temat, a Odetta po prostu lubiła się z nim drażnić.
Upiła łyk z kieliszka, smakując wino na języku zanim pytanie w jej kierunku nie zwróciło jej uwagi. Ostrożnie sięgnęła do torebki, wyciągając jasną jagodę na której już zdążyła odcisnąć ślad swoich ust ze szminki. Gdyby ją zgubiła, było o wiele większe prawdopodobieństwo, że rozpozna jagodę i nie pomyli jej z żadną inną.
- Udało mi się zdobyć jedną, żałuję, że nie więcej. Głównie ze względu na jagodę! – Pocałunki oczywiście też były miłe, ale nie mogła się powstrzymać przed myśleniem, ile rożnych eliksirów mogłaby przygotować z pomocą takich składników. Jeden to aż szkoda marnować!
Uniosła brwi, kiedy tylko zainteresował się jej książeczką, spoglądając na nią na nowo.
- Poezja miłosna. Widać gołębie mają dość ciekawy gust czytelniczy. – Zerknęła jeszcze na jego bombonierkę. – Jak chcesz złapać jeszcze jakiegoś gołębia aby przyniósł ci coś nowego, to mogę podpytać czy ktoś jakiegoś nie widział. – Zaśmiała się lekko, próbując sobie wyobrazić próbę złapania jakiegoś białego ptaszora dla prezentów.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Na słowa Odetty Black parsknął śmiechem, wyobrażając sobie tę całą sytuację.
-Jeśli pozwolisz mi czasem wychodzić na zewnątrz, żebym mógł pogrzać się w promieniach słońca, to rozważę nawet zwolnienie się z Departamentu Tajemnic. Tam okna to prawdziwy luksus, niedostępny dla praktykantów. W sumie, dla samych Niewymownych chyba też.
Rigel nie widział, jak wyglądają poszczególne Sale, gdyż nie miał do nich dostępu, lecz domyślał się, że pomieszczenia, które strzegą największych sekretów życia, śmierci i magii nie mogłyby mieć okien. To nie pasowało do tajemniczej natury miejsca.
-No niech ci będzie. Jeśli tak stawiasz sprawę, to mogę się ewentualnie… może zgodzić na podróż…
Nadal podchodził sceptycznie do tego pomysłu, ale ostatecznie uznał, że może dać temu szansę. Trzeba w końcu mieć otwarty umysł.
-A wiesz, że mógłbym to zrobić? A nawet sprawić, że ludzie nie zadawaliby zbędnych pytań. Wystarczy, że sugeruje, iż jest to bardzo ważna misja, związana z ogromnymi sekretami, kryjącymi się w samym sercu Departamentu Tajemnic. - odpowiedział teatralnym tonem. - Inna sprawa, że później zostanę metaforycznie zjedzony przez Niewymownych…
Czarodziej nie miał problemu z podchwyceniem tego tematu. Było to o wiele ciekawsze niż walka romantyczną atmosferą, przyczajoną i niebezpieczną.
Czarodziej spojrzał na jagodę jemioły, która znalazła się w dłoniach Odetty.
-No proszę, proszę! Powiesz, kim był ten tajemniczy nieznajomy? - uśmiechnął się do niej łobuzersko. Sam wolał się nie przyznawać, że również udało mu się zdobyć jagodę, lecz została ona “zabrana” przez pewną Bardzo Wytworną Damę w Bardzo Rozpoznawalnej zielonej sukni. Nadal nie wiedział, czy traktować to jako zaszczyt, czy nie. Wiedział jednak jedno - nie chciał takiej powtórki z rozrywki.
-Lady Nott chyba nie będzie zachwycona, jeśli ktoś spróbuje upolować jej pupila. - upił łyk wina i skupił uwagę na książeczce, odkładając pudełko na stół.
-Czy mogę?
Ostrożnie wyjął tomik poezji z rąk koleżanki, po czym przymknął oczy i otworzył go na losowej stronie. Lubił czasem bawić się w taką grę. Miał wtedy wrażenie, jakby świat dawał mu wskazówki.
-Jak cię kocham? Poczekaj — wszystko ci wyłożę.
Kocham do dna, po brzegi, do samego szczytu
Przestrzeni, w której dusza szuka krańców Bytu
I Łaski idealnej, ginąc w tym przestworze.
Kocham cię tak przyziemnie, jak tylko zejść może
Głód; przy świeczce i w słońcu, gdy sięga zenitu;
Tak śmiało i tak czysto, jak ktoś, kto, Zaszczytu
Nie pragnąc, broni Zasad wspartych na honorze.
Kocham cię całym żarem, który niosłam w piersi
Przez mrok smutków; dziecinną wiarą wbrew niedoli;
Miłością, jaką we mnie niegdyś tylko święci
Budzili — kocham wszystkim, co cieszy i boli,
Tchem, łzą, uśmiechem, życiem! — a gdy Los pozwoli,
Będę cię nawet mocniej kochała po śmierci.
Rigel czytał wiersz natchnionym, szczerym głosem, napełniając wypowiadane słowa tymi wszystkimi, wzmocnionymi przez rozgrzewający krew alkohol, uczuciami, jakie kłębiły się głęboko w jego sercu od wielu dni. Wyobrażał sobie dokładnie, jak mówi to głośno i wyraźnie, wpatrując się wprost w znajome tęczówki koloru angielskiego nieba.
-Autorką wiersza jest Elizabeth Barrett Browning. - dodał po chwili, walcząc z zakłopotaniem i rumieńcem na bladych policzkach. Chyba trochę za bardzo się wciągnął. - Chcesz też spróbować?
W tej samej chwili przyszła mu do głowy pewna myśl.
-Słuchaj, czy zgodziłabyś się może wymienić tę książkę na… inną? Albo może na czekoladową żabę?
-Jeśli pozwolisz mi czasem wychodzić na zewnątrz, żebym mógł pogrzać się w promieniach słońca, to rozważę nawet zwolnienie się z Departamentu Tajemnic. Tam okna to prawdziwy luksus, niedostępny dla praktykantów. W sumie, dla samych Niewymownych chyba też.
Rigel nie widział, jak wyglądają poszczególne Sale, gdyż nie miał do nich dostępu, lecz domyślał się, że pomieszczenia, które strzegą największych sekretów życia, śmierci i magii nie mogłyby mieć okien. To nie pasowało do tajemniczej natury miejsca.
-No niech ci będzie. Jeśli tak stawiasz sprawę, to mogę się ewentualnie… może zgodzić na podróż…
Nadal podchodził sceptycznie do tego pomysłu, ale ostatecznie uznał, że może dać temu szansę. Trzeba w końcu mieć otwarty umysł.
-A wiesz, że mógłbym to zrobić? A nawet sprawić, że ludzie nie zadawaliby zbędnych pytań. Wystarczy, że sugeruje, iż jest to bardzo ważna misja, związana z ogromnymi sekretami, kryjącymi się w samym sercu Departamentu Tajemnic. - odpowiedział teatralnym tonem. - Inna sprawa, że później zostanę metaforycznie zjedzony przez Niewymownych…
Czarodziej nie miał problemu z podchwyceniem tego tematu. Było to o wiele ciekawsze niż walka romantyczną atmosferą, przyczajoną i niebezpieczną.
Czarodziej spojrzał na jagodę jemioły, która znalazła się w dłoniach Odetty.
-No proszę, proszę! Powiesz, kim był ten tajemniczy nieznajomy? - uśmiechnął się do niej łobuzersko. Sam wolał się nie przyznawać, że również udało mu się zdobyć jagodę, lecz została ona “zabrana” przez pewną Bardzo Wytworną Damę w Bardzo Rozpoznawalnej zielonej sukni. Nadal nie wiedział, czy traktować to jako zaszczyt, czy nie. Wiedział jednak jedno - nie chciał takiej powtórki z rozrywki.
-Lady Nott chyba nie będzie zachwycona, jeśli ktoś spróbuje upolować jej pupila. - upił łyk wina i skupił uwagę na książeczce, odkładając pudełko na stół.
-Czy mogę?
Ostrożnie wyjął tomik poezji z rąk koleżanki, po czym przymknął oczy i otworzył go na losowej stronie. Lubił czasem bawić się w taką grę. Miał wtedy wrażenie, jakby świat dawał mu wskazówki.
-Jak cię kocham? Poczekaj — wszystko ci wyłożę.
Kocham do dna, po brzegi, do samego szczytu
Przestrzeni, w której dusza szuka krańców Bytu
I Łaski idealnej, ginąc w tym przestworze.
Kocham cię tak przyziemnie, jak tylko zejść może
Głód; przy świeczce i w słońcu, gdy sięga zenitu;
Tak śmiało i tak czysto, jak ktoś, kto, Zaszczytu
Nie pragnąc, broni Zasad wspartych na honorze.
Kocham cię całym żarem, który niosłam w piersi
Przez mrok smutków; dziecinną wiarą wbrew niedoli;
Miłością, jaką we mnie niegdyś tylko święci
Budzili — kocham wszystkim, co cieszy i boli,
Tchem, łzą, uśmiechem, życiem! — a gdy Los pozwoli,
Będę cię nawet mocniej kochała po śmierci.
Rigel czytał wiersz natchnionym, szczerym głosem, napełniając wypowiadane słowa tymi wszystkimi, wzmocnionymi przez rozgrzewający krew alkohol, uczuciami, jakie kłębiły się głęboko w jego sercu od wielu dni. Wyobrażał sobie dokładnie, jak mówi to głośno i wyraźnie, wpatrując się wprost w znajome tęczówki koloru angielskiego nieba.
-Autorką wiersza jest Elizabeth Barrett Browning. - dodał po chwili, walcząc z zakłopotaniem i rumieńcem na bladych policzkach. Chyba trochę za bardzo się wciągnął. - Chcesz też spróbować?
W tej samej chwili przyszła mu do głowy pewna myśl.
-Słuchaj, czy zgodziłabyś się może wymienić tę książkę na… inną? Albo może na czekoladową żabę?
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
- Przesadzasz, miałbyś bardzo dobry widok z okna! Nie zamykamy ludzi jak w więzieniach. – Chociaż projekty już tak, bowiem tajemnice chowano za pomieszczeniami tak silnie chronionymi jak skrytki Banku Gringotta. Można było powiedzieć, że po prostu cenili sobie nie tylko prywatność i dyskrecję, ale również to, żeby żadne projekty nie ujrzały światła dziennego. Niezależnie od tego, ile Rigel się przymilał.
- Obiecuję ci, że nie pożałujesz! – Uśmiechnęła się jeszcze, lekko szturchając go zupełnie nie podamowemu łokciem w żebra, zaraz też potem ostrożnie rozsiadając się nieco bardziej. Było coś zdecydowanie kojącego w kwestii pływania po łodzi, kiedy otaczała cię tylko woda i można było się zrelaksować. To zdecydowanie wybrzmiewało dla niej spokojnie i pokazywało, że miło było odetchnąć i zadowolić się obecnością w miejscu pełnym ciszy i spokoju.
- Nie rób tak! Byłoby bardzo niemiło żeby cię mieli zjeść! – Miała wrażenie, że oczywiście żartował, ale zdecydowanie nie chciała, aby potem przez jej głupie słowa Black miał problemy. Wydęła lekko policzki czy to w niezadowoleniu, czy to w podenerwowaniu.
- Nie wiem, w sumie, kim był, ale chyba nie był ostatecznie zadowolony? Nie wiem, może tylko tak mi się wydawało. – Potarła lekko po czole, mając wrażenie, że chyba lepiej nie było się doszukiwać, kim była ta osoba, skoro sama rozmowa była nieco dziwaczna. Ale może tak już było, nie miała w to wnikać i po prostu zostawiała to za sobą. – Mężczyzna miał blizny i oparzenia na dłoniach – podpowiedziała, chociaż nie miała nawet pojęcia, czy Rigel w ogóle jakkolwiek skojarzy Cilliana Macnaira.
Wsłuchała się w czytaną przez niego poezję, uśmiechając się lekko kiedy wyczuwała jak mówił słowa. Wiedziała, że nie kierował ich do niej, ale którakolwiek panna nie miała być ich adresatką, na pewno będzie najszczęśliwsza na świecie. Kiedy zapytał, czy również chciałaby przeczytać, ostrożnie przejęła od niego książkę, wyszukując w spisie treści konkretnej strony i chrząkając lekko kiedy wybrała wiersz do przeczytania.
Nie próbuj mówić o miłości,
Bo ona w słowach się nie mieści.
Jest jak wiatr: cichy, niewidzialny,
Co tylko czasem zaszeleści.
Ja powiedziałem, wyznałem miłość
Przed miłą serce otworzyłem
Drżący, zziębnięty, ze łzami w oczach.
Lecz cóż - po chwili jej nie było
Kiedy odeszła, skądś wędrowiec
Nieznany nagle się pojawił
Tak cichy, prawie niewidoczny
Jednym westchnieniem ją przywabił.
Uniosła spojrzenie brązowych oczu, zerkając na Rigela z uśmiechem.
- William Blake.
Zawahała się na tę prośbę, co też widocznie odbiło się na jej twarzy. To nie o to chodziło, że nie chciała wręczyć prezentu za coś, co Rigel mógł jej potem przesłać, ale jakaś mała część cieszyła się z czegoś, co dostała i teraz kiedy mieli za sobą czytać, teraz zaś…spojrzała ostrożnie na przyjaciela, mając nadzieję, że nie obrazi się za nią, oraz że przystanie na jej warunki.
- A moglibyśmy…mogłabym ci wysłać potem? Chcę się pochwalić przed kuzynkami że dostałam coś więcej, bo na pewno będą się śmiać, że dostałam tylko jedną jagodę. – Nie miała problemów aby ostatecznie wysłać mu książkę, ale też nie chciała słuchać uszczypliwości ładniejszych kuzynek, że udało jej się zyskać tylko jedną jagodę. Chyba nie było nic dziwnego w tym, że po prostu chciała się pochwalić pośród próżnych Parkinsonek i nie wyjść na gorszą. Pewnie zaraz wyzywać ją będą od starych panien.
- Obiecuję ci, że nie pożałujesz! – Uśmiechnęła się jeszcze, lekko szturchając go zupełnie nie podamowemu łokciem w żebra, zaraz też potem ostrożnie rozsiadając się nieco bardziej. Było coś zdecydowanie kojącego w kwestii pływania po łodzi, kiedy otaczała cię tylko woda i można było się zrelaksować. To zdecydowanie wybrzmiewało dla niej spokojnie i pokazywało, że miło było odetchnąć i zadowolić się obecnością w miejscu pełnym ciszy i spokoju.
- Nie rób tak! Byłoby bardzo niemiło żeby cię mieli zjeść! – Miała wrażenie, że oczywiście żartował, ale zdecydowanie nie chciała, aby potem przez jej głupie słowa Black miał problemy. Wydęła lekko policzki czy to w niezadowoleniu, czy to w podenerwowaniu.
- Nie wiem, w sumie, kim był, ale chyba nie był ostatecznie zadowolony? Nie wiem, może tylko tak mi się wydawało. – Potarła lekko po czole, mając wrażenie, że chyba lepiej nie było się doszukiwać, kim była ta osoba, skoro sama rozmowa była nieco dziwaczna. Ale może tak już było, nie miała w to wnikać i po prostu zostawiała to za sobą. – Mężczyzna miał blizny i oparzenia na dłoniach – podpowiedziała, chociaż nie miała nawet pojęcia, czy Rigel w ogóle jakkolwiek skojarzy Cilliana Macnaira.
Wsłuchała się w czytaną przez niego poezję, uśmiechając się lekko kiedy wyczuwała jak mówił słowa. Wiedziała, że nie kierował ich do niej, ale którakolwiek panna nie miała być ich adresatką, na pewno będzie najszczęśliwsza na świecie. Kiedy zapytał, czy również chciałaby przeczytać, ostrożnie przejęła od niego książkę, wyszukując w spisie treści konkretnej strony i chrząkając lekko kiedy wybrała wiersz do przeczytania.
Nie próbuj mówić o miłości,
Bo ona w słowach się nie mieści.
Jest jak wiatr: cichy, niewidzialny,
Co tylko czasem zaszeleści.
Ja powiedziałem, wyznałem miłość
Przed miłą serce otworzyłem
Drżący, zziębnięty, ze łzami w oczach.
Lecz cóż - po chwili jej nie było
Kiedy odeszła, skądś wędrowiec
Nieznany nagle się pojawił
Tak cichy, prawie niewidoczny
Jednym westchnieniem ją przywabił.
Uniosła spojrzenie brązowych oczu, zerkając na Rigela z uśmiechem.
- William Blake.
Zawahała się na tę prośbę, co też widocznie odbiło się na jej twarzy. To nie o to chodziło, że nie chciała wręczyć prezentu za coś, co Rigel mógł jej potem przesłać, ale jakaś mała część cieszyła się z czegoś, co dostała i teraz kiedy mieli za sobą czytać, teraz zaś…spojrzała ostrożnie na przyjaciela, mając nadzieję, że nie obrazi się za nią, oraz że przystanie na jej warunki.
- A moglibyśmy…mogłabym ci wysłać potem? Chcę się pochwalić przed kuzynkami że dostałam coś więcej, bo na pewno będą się śmiać, że dostałam tylko jedną jagodę. – Nie miała problemów aby ostatecznie wysłać mu książkę, ale też nie chciała słuchać uszczypliwości ładniejszych kuzynek, że udało jej się zyskać tylko jedną jagodę. Chyba nie było nic dziwnego w tym, że po prostu chciała się pochwalić pośród próżnych Parkinsonek i nie wyjść na gorszą. Pewnie zaraz wyzywać ją będą od starych panien.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Perspektywa alternatywnej drogi zawodowej bardzo bawiła Rigela. Oczami wyobraźni widział siebie jako rozpoznawalnego projektanta Domu Mody, który mógł zakładać nawet najbardziej szalone kreacje, nie obawiając się, że później podczas rodzinnej kolacji starsi członkowie rodziny kręciliby nosem. Pełna wolność i swoboda wyrażania samego siebie. Czyż to nie cudowne? Oczywiście, że tak. Black jednak wiedział, że ma również wiele innych talentów, które wolałby rozwijać w służbie przyszłych pokoleń, i, co najważniejsze - nauki.
Dlatego moda i podróż do Paryża zawsze zostaną w cieniu, szczególnie biorąc pod uwagę chaos i te wszystkie inne problemy, z jakimi obecnie zmaga się ich ukochana Anglia.
-Ale cóż ja mogę zrobić? - teatralnym gestem rozłożył ręce. - Jestem na razie tylko praktykantem. Jeśli szefowie będą chcieli, abym został zjedzony dla dobra nauki, jak również w ramach kary, to nie mogę im się przeciwstawić.
Tu Black zrobił krótką pauzę.
-To był żart. Nie musisz się obawiać, w pracy nie grozi mi niebezpieczeństwo, droga Odetto.
Łódź powoli sunęła po gładkiej tafli wody, mijając kolejne kolorowe kamienice. Gondolier przez cały czas pozostawał milczący, a na dodatek prawie w ogóle się nie poruszał, jakby był zaczarowaną rzeźbą, a nie człowiekiem. Było w nim coś odrobinę niepokojącego, jeśli bardziej się nad tym zastanowić. Dziś jednak Rigel nie miał zamiaru myśleć na bardziej skomplikowane tematy… a przynajmniej do czasu. Potrzebował odpocząć.
-Nie był zadowolony? - mężczyzna przewrócił oczami. - Nie zwracaj na takich uwagi. Oni się po prostu nie znają.
Cóż, nie można było powiedzieć, że lord Black należał do wyjątkowych znawców kobiecych wdzięków, ale był święcie przekonany, że każda z jego przyjaciółek jest kimś wyjątkowym, a ci wszyscy marudzący lordowie, a w tym wypadku jeszcze wmieszani w tłum ludzie spoza towarzystwa, pozjadali wszystkie rozumy i nie potrafią dostrzec prawdziwego skarbu, jaki mają przed sobą.
-Niestety nikt o podobnych dłoniach nie przychodzi mi do głowy. - przyznał. Może to przez alkohol, może od nadmiaru wrażeń. - Jeśli jednak zauważę taką osobę, to wybadam, kim jest i dam ci znać.
Kiedy skończył czytać i podał książeczkę Odettcie, potrzebował łyka wina, aby zwilżyć gardło i uspokoić lekko drżące kolana. Niestety, chwila wytchnienia nie trwała długo, ponieważ wiersz, jaki wybrała jego przyjaciółka i to, w jaki sposób go przeczytała, sprawił, że serce młodego lorda ponownie przyspieszyło. Zawierał on te wszystkie emocje, które czuł i czego tak bardzo się bał, w momencie, kiedy w końcu zdobył się na odwagę, aby wyznać miłość. Jak próbował opisać coś, czego nie dawało się ubrać w słowa, i tego, jaka będzie odpowiedź.
-Prześlicznie! - odpowiedział, odpowiadając Odettcie promiennym uśmiechem. Miał nadzieję, że ta nie zauważy, jak szkliste stały się jego oczy.
-Oczywiście. Pokaż im jeszcze to i powiedz, że to od tajemniczego wielbiciela… - Rigel znów sięgnął po pudełko wiśni w czekoladzie i wręczył je lady Parkinson. - I niech się udławią z zazdrości.
/ztx2
Dlatego moda i podróż do Paryża zawsze zostaną w cieniu, szczególnie biorąc pod uwagę chaos i te wszystkie inne problemy, z jakimi obecnie zmaga się ich ukochana Anglia.
-Ale cóż ja mogę zrobić? - teatralnym gestem rozłożył ręce. - Jestem na razie tylko praktykantem. Jeśli szefowie będą chcieli, abym został zjedzony dla dobra nauki, jak również w ramach kary, to nie mogę im się przeciwstawić.
Tu Black zrobił krótką pauzę.
-To był żart. Nie musisz się obawiać, w pracy nie grozi mi niebezpieczeństwo, droga Odetto.
Łódź powoli sunęła po gładkiej tafli wody, mijając kolejne kolorowe kamienice. Gondolier przez cały czas pozostawał milczący, a na dodatek prawie w ogóle się nie poruszał, jakby był zaczarowaną rzeźbą, a nie człowiekiem. Było w nim coś odrobinę niepokojącego, jeśli bardziej się nad tym zastanowić. Dziś jednak Rigel nie miał zamiaru myśleć na bardziej skomplikowane tematy… a przynajmniej do czasu. Potrzebował odpocząć.
-Nie był zadowolony? - mężczyzna przewrócił oczami. - Nie zwracaj na takich uwagi. Oni się po prostu nie znają.
Cóż, nie można było powiedzieć, że lord Black należał do wyjątkowych znawców kobiecych wdzięków, ale był święcie przekonany, że każda z jego przyjaciółek jest kimś wyjątkowym, a ci wszyscy marudzący lordowie, a w tym wypadku jeszcze wmieszani w tłum ludzie spoza towarzystwa, pozjadali wszystkie rozumy i nie potrafią dostrzec prawdziwego skarbu, jaki mają przed sobą.
-Niestety nikt o podobnych dłoniach nie przychodzi mi do głowy. - przyznał. Może to przez alkohol, może od nadmiaru wrażeń. - Jeśli jednak zauważę taką osobę, to wybadam, kim jest i dam ci znać.
Kiedy skończył czytać i podał książeczkę Odettcie, potrzebował łyka wina, aby zwilżyć gardło i uspokoić lekko drżące kolana. Niestety, chwila wytchnienia nie trwała długo, ponieważ wiersz, jaki wybrała jego przyjaciółka i to, w jaki sposób go przeczytała, sprawił, że serce młodego lorda ponownie przyspieszyło. Zawierał on te wszystkie emocje, które czuł i czego tak bardzo się bał, w momencie, kiedy w końcu zdobył się na odwagę, aby wyznać miłość. Jak próbował opisać coś, czego nie dawało się ubrać w słowa, i tego, jaka będzie odpowiedź.
-Prześlicznie! - odpowiedział, odpowiadając Odettcie promiennym uśmiechem. Miał nadzieję, że ta nie zauważy, jak szkliste stały się jego oczy.
-Oczywiście. Pokaż im jeszcze to i powiedz, że to od tajemniczego wielbiciela… - Rigel znów sięgnął po pudełko wiśni w czekoladzie i wręczył je lady Parkinson. - I niech się udławią z zazdrości.
/ztx2
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Strona 2 z 2 • 1, 2
Zachodnie Ogrody
Szybka odpowiedź