Wydarzenia


Ekipa forum
Salon popołudniowy
AutorWiadomość
Salon popołudniowy [odnośnik]03.07.16 23:50
First topic message reminder :

Salon popołudniowy

Jest to miejsce, w którym lady Nott zwykle podejmuje inne czarownice, zaproszona na niezobowiązujące spotkanie przed nadejściem wieczoru. W tym miejscu pijane są herbaty, prowadzone rozmowy o życiu towarzyskim szlachty czy też rozgrywane partie brydża. Wnętrze pomimo obfitych zielono-złotych zdobień jest utrzymane w lekkim tonie dzięki umiejętnie wplecionym beżu i bieli, kontrastujących z ciężkim wyglądem złotych rzeźb. Salon popołudniowy to zdecydowanie jedno z najbardziej reprezentatywnych miejsc w rezydencji Nottów, podkreślający tylko, że każdy gość - nawet ten odwiedzający Nottingham na porządku dziennym - zasługuje na najpiękniejsze przyjęcie.


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 23.07.21 20:29, w całości zmieniany 3 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon popołudniowy - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Salon popołudniowy [odnośnik]25.09.21 20:09
| po Astorii, przed północą

Konfrontacja z najstarszą siostrą przysporzyła Cordelii wielu przykrości, lecz cały smutek, wywołany oskarżeniami i złośliwościami, szlachcianka zdołała przypudrować w toalecie oraz utopić w dwóch kieliszkach szampana, które wychyliła już po wyjściu z komnat przeznaczonych dla dam pragnących poprawić swe garderoby lub chwilę odpocząć od balowego zgiełku. Spędziła tam więcej czasu niż myślała, słowa Astorii powracały raz po raz, prowokując łzy do dalszego spływania spod maski, ale w końcu groźba zapuchnięcia oraz przebarwienia sukni zwyciężyła nawet nad rozpaczą złamanego przez rodzinę serca i Delia doprowadziła się do porządku, a elegancka, choć filuterna maska łaskawie skrywała pozostałości po ataku żalu. Poza lekko wilgotnymi oczami , które mogły być dostrzeżone tylko z bliska - i mogły być wynikiem wzruszenia swym debiutem albo roztkliwienia licznymi komplementami - nic nie wskazywało na to, że debiutancki Sabat najmłodszej córki Ministra Magii nie przebiega zgodnie z perfekcyjnym planem. Sama Cordelia starała się w to wierzyć, uspokajając się w duchu powtarzaną w myślach mantrą. Wszystko jest w porządku, wszystko będzie dobrze, jesteś najpiękniejszą panną na tym balu. Po dziesiątym powtórzeniu poczuła się lepiej, po piętnastym odpowiedziała nawet uroczym uśmiechem na przelotne pochlebstwo, padające z ust lorda w ciemnozielonej masce: zachichotała i skinęła głową, po czym ruszyła dalej korytarzem zwinnie wymijając pary, chichoczące grupki kobiet oraz ozdoby dekorujące każdą dostępną przestrzeń Hampton Court. Majestatyczne rzeźby, wazony nie mniej piękne od wsadzonych w nie bukietów rzadkich kwiatów, lustra i zaczarowane bibeloty, wszystko to zachwycało i dekoncentrowało smutną damę na tyle, by po powrocie do głównego centrum zabaw mogła poczuć sie już jak nowo narodzona. Nie skierowała się ku głównej sali balowej, wolała najpierw zajrzeć do bocznego salonu, kuszącego feerią barw.
Przystanęła przy jednym z wysokich stolików, chcąc wypić do końca drugi kieliszek alkoholu. Musujacy napój wibrował w krwi, łagodził otrzymany cios, wprawiał też w dosłownie szampański nastrój, rozwijający się jednak na tyle powoli, by nie zaczęła chichotać ani w inny sposób zwracać na siebie uwagi. I tak to robiła, była debiutantką, była śliczna, młoda i mądra, a Astoria myliła się w jej ocenie, zdecydowanie tak! Cordelia powtarzała to sobie w myślach, ale nie zdołała pogłębić filozoficznych rozmyślań, bowiem ktoś zjawił się u jej boku, na moment przyćmiewając światło dobiegające z parkietu. Blondynka powoli uniosła głowę i uśmiechnęła się łagodnie do zamaskowanego mężczyzny, który najwidoczniej zamierzał poprosić ją do tańca. Czy ją rozpoznał? I czy ona - mogła rozpoznać jego? Nie wiedziała, przyglądała się więc uważnie detalom stroju, maski oraz gestom, starając się dopasować je do poznanych szlachciców.

| rzucam na kwiatki
Cordelia Malfoy
Cordelia Malfoy
Zawód : Arystokratka, córka swego ojca
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
pretty shiny thing
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9354-cordelia-armanda-malfoy https://www.morsmordre.net/t9413-ksiezniczka#286128 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10314-skrytka-bankowa-nr-2152#311771 https://www.morsmordre.net/t10138-cordelia-armanda-malfoy#307321
Re: Salon popołudniowy [odnośnik]25.09.21 20:09
The member 'Cordelia Malfoy' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 4
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon popołudniowy - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon popołudniowy [odnośnik]27.09.21 21:28
Jedne sabaty zapadały bardziej w pamięć, inne stawały się z czasem blaknącym wspomnieniem. Wszystkie jednak miały ze sobą coś wspólnego — były dla Perseusa tak samo męczące. Niewątpliwie wpływ na to, jak odbierał tegoroczną zabawę miały wpływ wydarzenia jesieni, kiedy w ciągu zaledwie dwóch miesięcy runęły dwa filary, na których opierał się świat lorda Blacka. Kolory straciły swą intensywność, jedzenie smakowało jak popiół, a sam coraz częściej łapał się na tym, jak wiele rzeczy zrobiło mu się obojętnych, lecz nie upadł. Wyleczy się, odbuduje, weźmie w garść — już się wziął, trzymał się dzielnie przez cały wieczór, rozmawiał, śmiał się, wznosił toasty, nie dawał niczego po sobie poznać — tylko niech to nieprzyjemne uczucie beznadziejności minie.
Teraz niczym duch snuł się korytarzami Hampton Court i z niecierpliwością objawiającą się kolejnymi kieliszkami wypitego alkoholu odliczał godziny do północy. Octavia zniknęła mu z oczu już dawno temu; zapewne spędzała czas w gronie Carrowów, co doprowadzało go do białej gorączki, lecz nic nie mógł z tym zrobić. Nie mógł też nigdzie znaleźć Primrose, z którą zwykł w takich sytuacjach chować się gdzieś na uboczu i, ku rozpaczy nestorów, dywagować na naukowe tematy. Wyszedł więc na chwilę na zewnątrz, gdzie ostre zimowe powietrze pozwoliło mu nieco wytrzeźwieć, a papieros uspokoić myśli.
Wrócił do środka z nieco lepszym humorem, gotowy stawić czoła wszystkim towarzyskim wyzwaniom. Nie wrócił jednak do sali balowej; zamiast tego skierował się do mniejszego salonu popołudniowego w nadziei na zdobycie kwiatu, który mógłby włożyć do butonierki. Wyglądałby wówczas nieco bardziej... żywo, przychylniej. Liczył się z tym, że w pomieszczeniu ktoś może być, nie spodziewał się jednak, że będzie to właśnie Ona — córka Ministra Magii we własnej osobie. Sama. Poszedł za nią, kiedy wyszła z sali balowej, lecz zagubił się gdzieś w labiryncie korytarzy dworu, aż wreszcie odpuścił. Los jednak okazał się łaskawy i postanowił dać Perseusowi drugą szansę, której młody magipsychiatra nie zamierzał zmarnować.
Wspaniały wieczór, czyż nie? — skłonił się na powitanie, po czym sięgnął po czerwoną różę. Nie włożył jej jednak do butonierki, tak jak planował, lecz podszedł do Cordelii i wręczył jej kwiat — Choć nie tak wspaniały, jak ty, mademoiselle.
Był przekonany, że słyszała podobnie brzmiąca komplementy cały wieczór, lecz nie mógł się powtrzymać. Patrząc na własne siostry widział, ile radości sprawiają proste (i szczere!) słowa uznania, a on lubił patrzeć na błyszczące wesoło oczy, rumieniące się policzki i różowe wargi rozchylające się w perlistym uśmiechu.

| Rzut na kwiaty.


{.............................}

Ce qu'on appelle une raison de vivre, est en
même temps une excellente raison de mourir.





Perseus Black
Perseus Black
Zawód : Magipsychiatra
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
sztandarem będę ci, tarczą,
twym srebrnym mieczem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9827-perseus-black https://www.morsmordre.net/t9907-andromeda#299725 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t10144-skrytka-bankowa-nr-2244#307565 https://www.morsmordre.net/t9908-perseus-black#299726
Re: Salon popołudniowy [odnośnik]27.09.21 21:28
The member 'Perseus Black' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 5
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon popołudniowy - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon popołudniowy [odnośnik]28.09.21 12:45
Gdy tylko przekroczyła próg bocznej sali, z jednego z wazonów, lewitujących w powietrzu, spłynął do niej kuszący kwiat. Intensywnie fioletowy, prześliczny, o smukłych płatkach – westchnęła z zachwytem, przyglądając się temu roślinnemu cudowi, po czym musnęła opuszką palca łodygę. Ta rozprostowała się, sprawiając, że z kwietnego kielicha uwolnił się odurzająco słodki zapach, spowijający Cordelię przyjemną mgiełką. Rozkoszna woń pomogła uspokoić przejęte smutkiem myśli, rozwiała też ciemne chmury, które przemykały przez horyzont niedawnych zdarzeń. Najskuteczniej nastrój Malfoyówny poprawiła jednak nagła obecność kawalera. Kawalera postawnego, w doskonale skrojonej szacie, wyłaniającego się spośród kwiatów oraz roślin niczym nimfa z magicznego stawu – oczywiście o ile nimfa byłaby szalenie męska oraz skromnie odziana, nieemanująca obraźliwą nagością. Delia zachichotała pod uroczą kocią maską, delikatną, niewinną, ale kokieteryjną, pasującą do młodziutkiej damy, uprzejmie dygając na to ujmujące powitanie. Przyjęła też różę, czerwoną, z każdą sekundą coraz bardziej zachwycona towarzystwem, które w tak przemiły sposób odegnało koszmary niedawnej konwersacji ze złośliwą starszą siostrą. – Skąd lord wiedział, że to moje ukochane kwiaty? – spytała podekscytowanym tonem, kładąc jednocześnie pytający nacisk na słowo lord, zerknęła też na oczy uśmiechające się do niej zza maski, chcąc upewnić się, że konwersuje z kimś z wyższych sfer. Ryzyko było niskie, Adelaide Nott nie zapraszała na Sabat byle kogo, ubranie jegomościa także wskazywało na posiadanie małej fortuny, lecz wolała zachować przezorność. Nawet, jeśli kupił ją od razu tym wspaniałym gestem. Uwielbiała róże! Te czerwone i te białe, różowymi także nie gardziła, jedynie żółte wzbudzały, zgodnie z ich przeznaczeniem, mniej radosne odczucia. – W róży zamknięto piękno całego świata, tak twierdzą poeci – podzieliła się banalnym spostrzeżeniem, w swej głowie przekonana, że zdradza właśnie literacko-filozoficzny sekret, który zatrzęsie poglądami dżentelmena, obdarzającego ją nie tylko różą, ale i komplementem. Dość banalnym, słyszała go często, lecz potrafiła przyjąć i zużyte pochlebstwo. Ponownie zachichotała, kokieteryjnie i uroczo, wąchając kwiat, zadowolona, że obcięto z niego kolce: tego jeszcze brakowało, by doznała poważnego urazu! – Dziękuję za miłe słowa. Zgadzam się też z lordem – ten wieczór należy do tych najwspanialszych w mym życiu - przyznała mu rację, ustawiając się tak, by prezentować mu swój najlepszy (choć połowicznie skryty za maską) profil. Przesunęła też różę do serca, by czerwień kwiatu podkreślała pastelowe barwy sukni – potrafiła się zaprezentować nawet w wymagających sytuacjach. – Czy zdradzi mi lord swe imię, czy też będziemy po omacku błądzić po tajemnicach swych personaliów? - zagadnęła egzaltowanym tonem, używając skomplikowanej, a przez to chaotycznej, składni. Podejrzewała, że lord ją rozpoznał, lecz ona nie mogła przyjrzeć się nawet linii rysów, skrytych za białą maską o złotych refleksach. Mieniła się wspaniale w kameralnym świetle pomieszczenia, a różnobarwne kwiaty, rozwijające wokół nich swe płatki, lśniły jeszcze intensywniejszymi barwami w kontraście z zastygłą w statecznym wyrazie maską. Za którą krył się…ach, Cordelia była więcej niż ciekawa!
Cordelia Malfoy
Cordelia Malfoy
Zawód : Arystokratka, córka swego ojca
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
pretty shiny thing
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9354-cordelia-armanda-malfoy https://www.morsmordre.net/t9413-ksiezniczka#286128 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10314-skrytka-bankowa-nr-2152#311771 https://www.morsmordre.net/t10138-cordelia-armanda-malfoy#307321
Re: Salon popołudniowy [odnośnik]29.09.21 0:16
Zaśmiałem się pod nosem na jej słowa, a na mojej twarzy pojawił się kpiący uśmiech. Najwyraźniej blondynka lubiła zachodzić wysoko postawionym osobom za skórę, mimo świadomości poniesienia nieprzyjemnych konsekwencji. Nie trzeba było daleko sięgać pamięcią, kiedy to ostatni raz miała miejsce dość specyficzna sytuacja. -Jestem gotów stwierdzić, że lubisz balansować na granicy- uniosłem brew nie kryjąc rozbawienia. -Niestety ma ona to do siebie, iż bywa wyjątkowo wąska- dodałem kręcąc głową z niedowierzaniem. Ostatnie czego bym się po niej spodziewał to powtórki z rozrywki, lecz musiała uważać. Nie zamierzałem dłużej pilnować jej wybuchowego temperamentu; odkąd wstąpiła w szeregi Rycerzy Walpurgii musiała wziąć za swe czyny pełną odpowiedzialność. Dostała już wiele nauczek, świat pogrążony w wojnie nie dawał chwili wytchnienia i tylko naiwni mogli twierdzić, że takowa zbliżała się ku końcowi.
Widziałem jej obojętność, swego rodzaju wycofanie i nienaturalność, jednakże nie chciałem wchodzić w szczegóły. Być może nie chciała mnie widzieć, rozmawiać, a tym bardziej poczuć woni alkoholu, ale zwykle mówiła o tym otwarcie. Czy coś się zmieniło? Ostatnie miesiące nie tylko dla niej przyniosły wiele nowości, informacji utrudniających rzeczowy pogląd na pewne sprawy i choć wolałem do pewnych aspektów nie wracać, to nieustannie czułem rosnący dystans. Zagranie w otwarte karty wiele ułatwiało, mogliśmy w końcu mieć ze sobą kontakt tylko w sytuacjach, które tego wymagały, lecz wówczas rządziły mną jedynie domysły bez stosownego pokrycia.
-Potrafię- odparłem, kiedy jej słowa wytrąciły mnie z chwilowego zamyślenia. -To znaczy- pokręciłem głową próbując znaleźć lepsze określenie. -Coś tam umiem, ale na pewno nie na podobnych balach. Powiedzmy, że w barach grana jest inna muzyka- sprecyzowałem. Znałem kilka kroków, lecz od zadowalającego poziomu było mi naprawdę daleko. Ponadto w ciągu ostatniego roku nie miałem na takie rozrywki czasu, bo zwykle nawet po kilku głębszych ukazywała się na horyzoncie ważniejsza sprawa. -Ciekaw jestem jakby Ci poszło. Kto wie, może jakiś szlachcic straciłby dla Ciebie głowę?- zasugerowałem nieco ironicznym tonem. Odkąd na oficjalne przyjęcia zostało zapraszane szersze grono osób, to z pewnością widok kompletnego laika nie budził już równie wielkiego sprzeciwu oraz przepełnionych politowaniem spojrzeń.
-Gdybym powiedział czego pragnę, to nie byłoby już niespodzianki- odparłem zaczepnie, choć nie przepadałem za takowymi. Ludzie zwykle doceniali prezenty, a także wiążący się z tym gest, lecz ja nie byłem do nich przyzwyczajony i w tych niezwykle rzadkich sytuacjach po prostu nie wiedziałem jak mam się zachować. Być może wina leżała w odległych latach, odpowiedzialne za to tak samo mogły być późniejsze czasy, lecz nigdy nie podjąłbym się zagłębiania w to. Taki już byłem i niekoniecznie chciałem to zmieniać.
Spoważniałem, kiedy wspomniała o moim okrucieństwie. Miała rację, bowiem to czego się dopuściłem przekraczało wszelkie granice i jedyne co działało na moją obronę, to fakt iż nie byłem wtedy sobą. Rozkaz był jednak prosty, a ona go nie uszanowała. -Wyraziłem się jasno. Miałaś wraz z Iriną zniknąć- odparłem, choć wiedziałem, iż liczyła na coś innego. -Ciesz się, że naprawdę do tego nie doszło. Locus Nihil zmieniło nie tylko Ciebie- kontynuowałem pomijając wszelkie szczegóły, które już pewnie zdążyła zauważyć. -Powinienem posłać list z pytaniem, co masz na swoje usprawiedliwienie i gdzieś na samym dole zawrzeć kwestię samopoczucia- surowo i bez nędznej ckliwości. -Bo coś masz prawda? Czy po prostu chciałaś podważyć moje zdanie?- uniosłem brew nie spuszczając z niej spojrzenia i dopiero po chwili upiłem zawartości piersiówki, a następnie wręczyłem ją dziewczynie.






The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Salon popołudniowy [odnośnik]29.09.21 13:44
Balansowanie na granicy było jej specjalnością odkąd pamiętała, choć jeszcze rok temu z rzadka mogła sobie w pełni na to pozwolić. W przypadku życia pacjentów nie istniały próby i eksperymenty, nie w państwowym szpitalu; choć sama chętnie podejmowała się badań, musiała w tym celu zdobyć właściwe pozwolenia. Te czasy były słodkie, prawie niewinne, gdy nie miała czasu na nic innego poza pracą. Dziś jej tendencja do ryzykanctwa niosła za sobą o wiele poważniejsze konsekwencje.
- Spostrzegawczości nie można ci odmówić - odparła szybko, tym razem nie zwlekając, prawie odpowiadając sarkazmem na sarkazm, prawie wchodząc znów we własną skórę... ściskający ją w klatce piersiowej ciężar ani o jotę się jednak nie zmniejszył. - Na szczęście jestem szczupła - dodała, unosząc brew, i skrzyżowała ramiona na piersiach, tak że drobne kryształy na zwiewnym materiale schwyciły światło rozstawionych wśród kwiatów świec. - To żarty - stwierdziła po chwili poważniej. - Nie planuję niczego haniebnego, nie tutaj. - Od początku chciała udowodnić arystokratom na Sabacie oraz sobie, przede wszystkim sobie, że potrafi zachować się z dystyngowaną przyzwoitością. Może brylowałaby teraz między tłumami tych idiotów, gdyby nie czuła się tak okropnie rozdarta.
Słodki zapach kwiatów odbierał zmysły, serce biło jej na tyle szybko, że czuła pulsowanie za mostkiem. Kiedy jednak unosiła brodę, by patrzeć na niego z nieznacznie zmrużonymi powiekami i śladem uśmiechu na ustach, nie dawała po sobie poznać nerwowości. Na to przynajmniej liczyła, choć kto wie, czy już nie zdążył jej przejrzeć.
- Potrafisz tańczyć - powtórzyła gdzieś na granicy pytania i stwierdzenia. Kącik jej ust uniósł się nieco wyżej, gdy spróbowała wyobrazić go sobie na parkiecie. Równie szybko jednak przeszył ją dreszcz, bo do wizji dołączyła ona. - Tańczysz na stołach? Musisz mi to kiedyś pokazać - rzuciła lekko, a potem uniosła dłoń, by poprawić ciemną maskę, która uwierała ją nawet bardziej niż wcześniej. Tworzyła dystans. Choć może to i lepiej.
Komentarz o szlachcicu nie przypadł jej do gustu, lecz zaśmiała się krótko i złośliwie, okręcając się i opierając plecami o szeroki parapet.
- Tak myślisz? Kto wie, może mam wrodzony talent... na nieszczęście, szlachcice nie są w moim typie - Chciała zabrzmieć zdawkowo, drwiąco i chyba nawet jej się to udało.
Nie była zadowolona z wymijającej odpowiedzi, której udzielił i aby to okazać wydęła wargi, splatając ramiona na piersi. Wiedział dobrze, jak sobie z nią pogrywać, robił to z lekkością i nonszalancją, której nikt nie dorównywał. Te słowne gierki sprawiały jej przyjemność od dawna, nawet wtedy, gdy odpowiadała na nie wyłącznie zajadłością; dużo czasu musiało minąć, nim naprawdę za nimi zatęskniła, lecz dziś nie była pewna, czy jest w stanie nadążyć.
- Zostawiasz mi wolną rękę? Powinnam zgadnąć? - przechyliła głowę i parsknęła cicho zanim jeszcze z jej ust wyrwały się słowa, które tak szybko zmieniły napiętą, dziwaczną rozmowę w coś po stokroć głębszego.
Blade rumieńce wstąpiły na jej policzki, złość zawrzała we krwi, mimowolnie też wyprostowała plecy, gdyż z tym czuła się pewniej - wściekłość i żal nie były jej obce, w przeciwieństwie do mieszanych, bolesnych emocji, które od początku Sabatu wpijały się w nią jak ciernie. Chciała mu wszystko wygarnąć; to, że był w jej miejscu pracy, mając jej pomóc z włamywaczem. Że niczym nie dał do zrozumienia, że wydaje rozkaz jako śmierciożerca, że stracił rozum w tej cholernej piwnicy i tak wyraźnie nie był sobą, że dostrzegła to nawet Irina. Że nie była złośliwa, zostając tam z nim, że nie zamierzała zostawiać go w takiej sytuacji samego, nawet jeśli kierujące nią motywy były ciemniejsze i bardziej grzeszne niż odważyłaby się to powiedzieć na głos. Zamiast tego jednak rozluźniła pięści, które zacisnęła nie wiadomo kiedy, odetchnęła powoli i podeszła do niego dwa wyzywająco ostrożne kroki, żeby spojrzeć mu prosto w oczy, po raz pierwszy dziś na tak długo, bez zawahania.
- Powinnam była cię posłuchać - przyznała cicho. Słowa smakowały gorzko, ale wiedziała, że są prawdziwe. - Powinnam była odejść, kiedy miałam szansę, bo jesteś moim szefem i jesteś niebezpieczny - podkreśliła, choć z pewnością domyślał się, że to tylko wstęp. - Nie myśl jednak, że nie zauważyłam, że nie jesteś sobą. Znam cię. Może do mnie odezwałbyś się w ten sposób, ale nie do Iriny - powróciła myślą do wszystkich ciętych zdań, które padły tamtej nocy. - Nie chciałam jej z tobą zostawić. Nie chciałam ciebie samego zostawić z tym, czym się wtedy stałeś - Jej brwi drgnęły, jakby z ledwością powstrzymywała się od okazania emocji, które w jej własnym mniemaniu zakrawałyby o słabość. - Nic więcej nie mam na swoje usprawiedliwienie. Oczekujesz przeprosin? Proszę bardzo, przepraszam, choć skutki tego błędu już dobitnie odczułam - Lewą ręką schwyciła gwiezdny materiał błękitnej sukni, odchylając go nieco, odsłaniając bladą bliznę na wewnętrznej stronie prawego ramienia.
Odpowiadając mu w uniesieniu nie zwróciła uwagi na to, że wspięła się na palce, że złapała go prawą dłonią za przód garnituru, żeby nie mógł się odsunąć ani odwrócić, żeby wysłuchał jej do końca. Z tak bliska czuła wyraźnie odurzający zapach jego wody kolońskiej tak jak on mógł poczuć zapach jej lawendowych perfum. Zacisnęła wargi i odsunęła się nieco, puszczając materiał i wygładzając go przepraszająco. Piersiówkę przyjęła, upijając z niej trzy duże łyki i licząc na to, że alkohol wypali jej roztrzęsienie.
- Zmieniłam zdanie - powiedziała wreszcie, wręczając mu jego własność z powrotem. - Będziemy tańczyć. To twoja nagroda. - Rozłożyła ramiona, uśmiechnęła się, przydeptała obcasem płatek gerbery, który wcześniej wypuściła z palców. - Chyba się nie wycofasz? Nikogo poza nami tu nie ma, a muzykę słychać, nie zrobimy sobie wstydu - Jej uśmiech rozszerzył się, odsłaniając białe zęby. - Nie daj się prosić. Muszę poćwiczyć, żeby zawrócić w głowie jakiemuś przystojnemu Rycerzowi - Z tą uwagą, wymownie wyciągnęła ku niemu szczupłą dłoń, czekając.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Salon popołudniowy [odnośnik]29.09.21 17:12
Słodki zapach kwiatów wdarł się pod maskę, a Perseus poczuł, że świat pod jego stopami wiruje. W żadnym wypadku nie połączył jednak tego z wybijającą się przed szereg wonią dalii, niczym donośna, lecz wciąż harmonia, wybijająca się ponad unison, a z ilością spożytego tego wieczoru alkoholu. Był pijany, czuł to każdym swym ruchu, lekkości głowy, uśmiechu, który nie schodził z jego twarzy skrywanej za maską oraz optymizmu, z jakim postrzegał otaczającą go rzeczywistość. Wszystko nagle stało się proste, przyjemniejsze, łatwiejsze do zniesienia oraz — jak śmiało podpowiadał mu umysł, gdy jego wzrok spoczął na sylwetce Cordelii — zdecydowanie piękniejsze. Uśmiechnął się pod nosem, widząc, ile radości wywołało podarowanie jednego kwiatu. Skąd wiedział? Nie wiedział, nie miał o tym pojęcia, ale nie zamierzał się z tym zdradzać. — Przypominają ciebie, lady — odparł cicho, niemalże szeptem, gdy jego wzrok błądził po twarzy swej rozmówczyni. Błyszczące oczy, delikatna skóra, twarz nosząca jeszcze ślady dziecięcej naiwności i pełne różowe wargi, przypominające płatki kwiatów. Pokiwał głową. Róże były piękne, chociaż jego ulubionymi kwiatami, o ile mężczyźnie wolno było mówić o ulubionych kwiatach, były lilie. Nie te tradycyjnie spotykane w Anglii, lecz pajęcze lilie, szkarłatne likorysy, którym jedna z młodszych sióstr zawdzięczała swe imię. — Ogromnie cieszę się zatem, że mogłem stać się częścią najwspanialszego wieczoru w życiu najwspanialszej debiutantki, jaka w ciągu ostatnich lat zaszczyciła sabaty. Nie masz pojęcia lady, jak wielki to dla mnie zaszczyt być z tobą tu dzisiaj — odpowiedział, przepraszając w duchu wszystkie damy, poczynając od krewniaczek, które właśnie nazwał mniej wspaniałymi od Cordelii. Nie mógł jednak wyjść z podziwu nad młodą Malfoyówną, taką niepodobną do swego rodzeństwa; żywą, entuzjastyczną, taką czystą, nieskalaną politycznymi intrygami. W to ostatnie przynajmniej bardzo chciał wierzyć.
Nie chciał się zdradzać ze swoją tożsamością, przynajmniej nie teraz, chciał się bawić, zbywać, prowokować, zmuszać ją do zgadywania jako formy flirtu, lecz los miał wobec nich inne plany. Kiedy rozmawiali zawieszona pod sufitem zaczęła puszczać swe pędy w ich stronę, by ostatecznie zawisnąć nad ich głowami.
Wygląda na to, że wkrótce sama lady się przekona — rzucił enigmatycznie, a następnie sięgnął po jagodę jemioły, znajdującą się tuż nad nimi. Pokazał owoc lady Malfoy, jednak nie podarował go arystokratce od razu; zamiast tego po chwili zamknął go w dłoni, którą schował za plecami. Gdyby mogła chociaż zobaczyć jego usta, ujrzałaby jak wykrzywiają się w szelmowskim uśmiechu. — Jeden pocałunek, a poznasz moją tożsamość i zdobędziesz jagodę, pani.
W innej sytuacji zapewne nigdy nie odważyłby się na taką propozycję, była zbyt nieobyczajna, ale teraz nie było wśród nich żadnej przyzwoitki, rzucającej ostrzegawcze spojrzenia, stare plotkary plotkowały gdzieś w innej części Hampton Court, do tego sabat trwał w najlepsze. A jak powszechnie wiadomo, na sabacie obowiązywały nieco inne zasady.
Patrzył więc na nią wyczekująco. Nierozważnym byłoby ignorowanie tradycji; zbyt wiele nieszczęść spadło na czarodziejów, którzy unieśli się dumą i nie przyjęli ofiarowanego im podarku.

| Zrywam jagodę jemioły i proponuję ją Cordelii.


{.............................}

Ce qu'on appelle une raison de vivre, est en
même temps une excellente raison de mourir.





Perseus Black
Perseus Black
Zawód : Magipsychiatra
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
sztandarem będę ci, tarczą,
twym srebrnym mieczem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9827-perseus-black https://www.morsmordre.net/t9907-andromeda#299725 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t10144-skrytka-bankowa-nr-2244#307565 https://www.morsmordre.net/t9908-perseus-black#299726
Re: Salon popołudniowy [odnośnik]30.09.21 14:02
Była piękna jak róża, wyjątkowa, czarująca, odurzająca swym wyglądem i zapachem! Tak, dokładnie to własnie powiedział Perseus - albo raczej tak zinterpretowała jego dość zachowawczy komplement Cordelia, wewnętrznie piejąc z zachytu nad przenikliwością jegomościa. Może nie był tak postawny jak lord Parkinson, nie miał też rozgrzewającego tembru głosu, lecz cóż zrobić, i tak cieszyła się z jego towarzystwa, zachwycona pogawędką pośród kwiatów, z jednym, najbardziej urodziwym, trzymanym ciągle przy piersi. Cieszyła się, że jej wycięta w koci kształt maska odsłania usta, mogła obdarzyć swego rozmówcę kokieteryjnym uśmieszkiem, mającym jednak więcej z niewinnego rozczulenia niż wyrachowanej zmysłowości. Pochlebstwa, którymi obdarzał ją tajemniczy dżentelmen, wylewały się z spomiędzy jego warg nieprzerwanym strumieniem, mogącym podtopić nawet tak odporną psychicznie damę. Pochyliła się raz jeszcze nad różą i zaciągnęła się jej zapachem, przytłumionym wonią innych kwiatów, okalających ich w romantycznej scenerii, żywcem wyjętej z wypielęgnowanych ogrodów na tyłach posiadłości. Większość okazów nie miała możliwości rozkwitu na brytyjskiej ziemii, ale o tym Cordelia nie wiedziała, po prostu chłonąc całą tą przyjemną chwilę.
- Och, proszę przestać, bo rumieńce nie pasują mi do karnacji...Jest lord zdecydowanie zbyt uroczy! - zawstydziła się teatralnie, unosząc do ust drobną dłoń ozdobioną prostym pierścionkiem po swej prababce, po czym zachichotała cichutko, oddając się swej ulubionej reakcji z całą melodyjnością śmiechu. Mimo przekonania o własnej wspaniałości Cordelia nie przywykła w pełni do bycia w centrum uwagi, do tak bezpośredniego występowania w roli obdarzanej komplementami kobiety. Cieszyło ją to, lecz również peszyło, czym innym były miłe komentarze za czasów panny, a czym innym wprost okazywane zainteresowanie ze strony męskiego reprezentanta szlachty, do tego publiczne i w dniu debiutu. Znaczącego naprawdę wiele; ta noc była przełomowa, niosła ze sobą ciężar wierności tradycji oraz odpowiedzialności, lady Malfoy doskonale zdawała sobie sprawę z tych zasad, gdzieś w skrytości ducha marzyła o tym, by na Sabacie zaznać swego pierwszego pocałunku, lecz nie spodziewała się, że stanie się to tak szybko i nagle.
Uśmiech nieco zgasł na dziewczęcej twarzy, gdy flirt mężczyzny przybrał na sile. Dalej w granicach normy, uprzejmości oraz szacunku; nie wystraszyła się go ani nie poczuła urażona, lecz jegomość postawił przed nią całkiem nowe wyzwanie. Czy innym było romantyczne marzenie o tym, że będzie podczas debiutu rozchwytywana przez kawalerów, a czym innym faktyczne znajdowanie się pod jemiołą z flirtującym z nią jawnie mężczyzną. Nagle pożałowała, że pokłóciła się z Astorią, ta na pewno by jej coś doradziła...Ba, byłaby nawet wdzięczna za obecność Abraxasa, dodającego jej otuchy; niestety, znalazła się sama na placu romantycznego boju. - Och, zaskoczył mnie lord... - wydusiła z siebie w końcu, nieświadomie przygryzając dolną wargę, a w myślach - dokonując męczącego procesu myślowego. Powinna to zrobić, tak nakazywała tradycja, a za jej złamanie groziły mityczne konsekwencje; nie chciała przecież mieć pecha ani dostać magicznego kataru! Głos mężczyzny wydawał się przyjemny, zresztą, jego twarz zakrywała maska, to nie mogło być aż tak trudne...Delia znów zachichotała, tym razem z wyraźną nerwowością. - Muszę szanować tradycję, a więc... - przeciągała tę chwilę, zestresowana, zerkając na wiszącą nieopodal jemiołę, po czym wspięła się na palce - dzięki Merlinowi za pantofelki na wysokim obcasie, sięgnęła ku twarzy czarodzieja bez problemu - i szybko złożyła krótki pocałunek pomiędzy jego ustami a kością policzka. Cmoknięcie było mocne, wyraźne i odbite nie na męskiej skórze, a na masce, która zakrywała całą jego twarz: skoro chciał zdradzić swe personalia dopiero później, nie mógł jej przecież zsunąć! Zadowolona ze swojego fortelu, chroniącego ją od tak intensywnej bliskości, opadła na stopy i uśmiechnęła się uroczo, zarumieniona tak, jakby co najmniej całowała się przed momentem niczym francuska ladacznica, po czym wyciągnęła w dziecięcym geście dłoń w oczekiwaniu na jagodę - choć tak szczerze, wolałaby otrzymać marcepanową czekoladkę.
Cordelia Malfoy
Cordelia Malfoy
Zawód : Arystokratka, córka swego ojca
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
pretty shiny thing
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9354-cordelia-armanda-malfoy https://www.morsmordre.net/t9413-ksiezniczka#286128 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10314-skrytka-bankowa-nr-2152#311771 https://www.morsmordre.net/t10138-cordelia-armanda-malfoy#307321
Re: Salon popołudniowy [odnośnik]28.10.21 1:10
Czasy, w których przyszło nam żyć, weryfikowały możliwości, napędzały ryzyko i zachęcały do podejmowania nieszablonowych wyzwań. Być może wydałoby się to Elvirze niewiarygodne i trudne do wyobrażenia, ale kiedyś byłem na jej miejscu – właściwie nie było to tak dawno, choć gdybym miał odpowiedzieć bez głębszego zastanowienia, to padłoby na co najmniej dekadę. Pobyt w Anglii wydawał mi się znacznie dłuższy niżeli lata spędzone na zimnych, wschodnich ziemiach i właściwie nie wiedziałem skąd wzięło się we mnie to przeświadczenie. Poważniejsze funkcje, częstsze walki i ryzykowanie życia? Być może, ale nie byłem gotów odpowiedzieć bez zawahania. Wcześniej poszukiwanie artefaktów i okradanie innych czarodziejów wydawało mi się niebezpieczne, przybliżało teorię wspomnianego balansowania na granicy, lecz wówczas przypominało jedynie o czasach spokoju, młodzieńczego szaleństwa i braku konieczności podejmowania niesamowicie trudnych decyzji. Czy żałowałem? Nie i tego byłem w stu procentach pewien. Służba Czarnemu Panu, rozwój pod jego skrzydłami i potęga jakiej przychodzi mi doświadczać warte były poświęcenia, bezgranicznej lojalności.
-W końcu mówisz jak ty- odparłem wyczuwając pokłady ironii, która bardziej mnie ucieszyła niżeli zirytowała, bowiem to właśnie z nią kojarzyła mi się dziewczyna. Wcześniejsze nietypowe zachowanie wzbudzało swego rodzaju niepewność, czy aby na pewno wszystko było dobrze lub chociażby stabilnie. Zdawałem sobie sprawę, że bogactwo, sztywniactwo i obecność wielu możnych osób mogło ją stresować, ale wątpiłem, iż aż do tego stopnia. -Cieszy mnie to, naprawdę. Czasem warto jest poudawać, że wyśmienicie się bawisz- zaśmiałem się pod nosem unosząc wzrok nieco ponad jej głowę, aby zobaczyć co działo się w ogrodach.
Słysząc nawiązanie do stołów powróciłem spojrzeniem do smukłej twarzy i pokręciłem przecząco głową. -Zapomnij, nie zmusisz mnie do tego nawet po pięści hagrida- odparłem stanowczym tonem i uniosłem wyżej brew. -Pajacowanie wychodzi mi coraz gorzej, może to znak, że dojrzewam?- wygiąłem wargi w kpiącym wyrazie, po czym upiłem łyk ognistej z piersiówki. Alkoholu w tym miejscu było pod dostatkiem, a mimo to nie potrafiłem rozstać się ze swoją metalową przyjaciółką. Coraz rzadziej zdarzało mi się po nią sięgać, ale z przyzwyczajenia wolałem mieć ją zawsze przy sobie.
-Nie?- spytałem niedowierzając. -Myślałem, że każda kobieta chciałaby mieć cały pokój błyskotek i piwnicę wypełnioną galeonami- nieco przesadzałem, właściwie ocierałem się o kłamstwo, ale chciałem zobaczyć jej reakcję. -Zatem kto jest? Rzezimieszek ze Śmiertelnego Nokturnu, czy pijacka morda z portu?- przesunąłem dłonią wzdłuż brody w wyraźnym zainteresowaniu, które poniekąd było kontynuacją drobnego sarkazmu. Gdzieś z tyłu głowy czułem jaka będzie odpowiedź, ale nie wychodziłem przed szereg.
Nim zdążyłem przytaknąć odnośnie wolnej ręki twarz Elviry znacznie zbladła, podobnie jak dłonie od zaciśniętych palców. Zdawałem sobie sprawę, że wydarzenia z domu pogrzebowego były dla niej niezrozumiałe i bolesne, jednakże nie mogłem nic z tym zrobić. Przeszłości nie dało się zmienić, podobnie jak mojego zachowania, które wtem przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Nie byłem sobą, nie panowałem nad niczym co miało wówczas miejsce, a każdy wymierzony czar był jedynie skutkiem cholernego spotkania z granatowym odłamkiem, jaki wpłynął na mą osobność już na zawsze. Póki co znacznie rzadziej miewałem nietypowe wizje, szepty zdawały się osłabnąć i odzywać jedynie w chwili zagrożenia, lecz bardziej w celu pomocy, jak próby przejęcia kontroli, ale mimo to nie mogłem mieć stuprocentowej pewności, iż to się nie zmieni. -Nie jestem twoim szefem- odparłem pewnym tonem podtrzymując jej spojrzenie. -Ale to ja wydaję rozkazy, które musisz uszanować nawet jeśli czujesz inaczej lub sumienie ci na to nie pozwala- kontynuowałem mając nadzieję, że odejdzie od używania podobnych określeń. Nigdy nie byłem jej przełożonym i nie chciałem być stawiany w takiej pozycji – hierarchia była jasna, lecz istniała znaczna różnica pomiędzy dowódcą, a wspomnianym szefem. -Gdybym oczekiwał przeprosin już dawno byś o tym wiedziała- dodałem widząc w jej oczach swego rodzaju smutek, rozdarcie, którego prawdopodobnie to ja byłem powodem. Dowodem na to było wspięcie na palce i chwycenie mnie za marynarkę – jej pewność w słowach, płynący żal i słodki zapach perfum sprawiały, że nie interesowało mnie nic, co działo się dookoła. Byłem gotów wysłuchać jej do końca, nawet jeśli nie wszystko mi odpowiadało, albowiem chociaż w ten sposób mogłem przynieść jej ulgę. Wyrzuci to z siebie. -Nie wiesz wszystkiego, dlatego wolałem abyś wraz z Iriną uciekła. Obawiałem się takiego finału i jak widać słusznie- skwitowałem, po czym przeniosłem spojrzenie na jej bliznę. Wolno wypuściłem powietrze z ust i uniosłem dłoń, by móc dotknąć palcami powierzchni zranionej skóry. -Kolejna do kolekcji- rzuciłem półżartem, półserio. Nie napawało mnie to dumą, było mi wstyd, iż nie zdążyłem w porę odzyskać kontroli, lecz jedyne co mi pozostało to się z tym pogodzić.
Ściągnąłem brwi widząc nagłą zmianę nastawienia. -Co?- rzuciłem nie kryjąc zdziwienia.-Nie znam tych kroków, mówiłem Ci- wykrzywiłem wargi w szelmowskim uśmiechu, po czym finalnie zbliżyłem się do niej, otuliłem ramieniem smukłe plecy i chwyciłem za dłoń. Jeśli myślała, że spanikuję, to grubo się myliła. -Ale nie dam ci prowadzić, uznaj to jako rozkaz szefa- sprecyzowałem tonem niecierpiącym sprzeciwu i wykonałem kilka pierwszych kroków, jakie pamiętałem z zeszłorocznego balu. Tego typu taniec wychodził poza moje możliwości, lecz czy tak naprawdę ktoś nas widział? Byliśmy z dala od wścibskich oczu, z dala od ocen i plotek. Mogliśmy choć przez chwilę oddać się prawdziwemu nastroju świętowania nowego roku.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Salon popołudniowy [odnośnik]29.10.21 9:34
Nie zwróciła uwagi na zmianę we własnym nastawieniu, choć była ona oczywista. W ostatnim czasie nie była sobą prawie równie często co pozostali Rycerze, mimo że nie dręczyło jej żadne tajemnicze widmo. Nie, jej problemy wynikały ze spraw innych, znacznie bardziej przyziemnych - odbierały jej jednak energię i spokój. Drew zapewne miał rację w swojej milczącej aluzji. Powinna wziąć się w garść już teraz, dzisiaj. Zanim znajdzie się w punkcie, z którego nie ma odwrotu.
- Mmm, czyżbym słyszała ulgę? - pociągnęła więc ironię, swój rozkoszny i dobrze wyćwiczony ton na granicy złośliwości i niewinnej zaczepliwości. - Tęskniłeś, co? Nie udawaj, że nie, wydało się. - W uśmiechu przygryzła wargę i uniosła głowę, spoglądając na niego pewniej, z większą swobodą. Tak łatwo byłoby zapomnieć o wszystkim, co tak bezczelnie wykręcało jej wnętrzności... Przy nim zawsze wiele spraw zdawało się prostszych niż były w rzeczywistości.
Oparła się ramieniem o chłodną ścianę saloniku, pozwalając, by zwieszające się z sufitu pęki białych kwiatów musnęły jej plecy i posłużyły za tło. W tej pozycji nie wyglądała może jak dobrze wychowana dama, ale bez wątpienia nie ujmowało jej to na uroku. Słuchała go z nieznacznie uniesionymi brwiami, szukając sarkazmu, odniosła jednak zaskakujące wrażenie, że w słowach wcale go nie było.
- Być może. Trzydzieści lat to chyba najlepszy wiek na to by dojrzeć - szepnęła, przechylając głowę niczym zaciekawiony kot. - Pięść Hagrida to słaby sposób, jeszcze nie daj Merlinie zrujnowałbyś sobie wątrobę... - Pochyliła się w jego stronę, bezwiednie wspinając na czubki palców; wszystko po to by szepnąć konspiracyjnie; - Imperius sprawdza się lepiej, przecież wiesz - Na jej czerwonych ustach znów zaigrał niewielki, podły uśmiech.
Prychnęła i przewróciła oczami, gdy zasugerował jej materializm. Owszem, nie narzekałaby na pałac i pieniądze, ale nie takim kosztem, nie kosztem godności... Czy mogła o nim powiedzieć to samo? Bolesny prąd przeszył jej ciało od żołądka do gardła, zrezygnowała więc z rozwinięcia tematu we własnych myślach, skupiając uwagę na tym, by dobrze wyważyć odpowiedź:
- Ciepło, ale zgaduj dalej - Zmrużone powieki i trzepot poczernionych rzęs rzucały mu wyzwanie, nie była jednak pewna, czy zdecyduje się go podjąć.
Wkrótce atmosfera uległa zmianie, niekontrolowany potok słów opuszczał jej własne usta, sprowokowany przez beznamiętną postawę Drew. Choć nie spodziewała się, że przyjdzie jej dziś odbyć tak szczerą rozmowę - z nim - mogła być z siebie dumna, że nie straciła głowy. Wszystko co kryło się w głębi jej emocji wyrzuciła chłodno i ze stanowczością, która zaskoczyła nawet ją samą. Nie uniosła się, nie próbowała realizować głupich, lekkomyślnych odruchów - jedynie zaciśnięta na marynarce Drew dłoń znalazła się poza zakresem jej kontroli, on jednak nie zareagował, a ona szybko ją zabrała. Nie przerywała mu, gdy odpowiadał, nie opuszczała wzroku. Dłużej już nie bała się tego, co może usłyszeć, nie w tej kwestii.
- Wiem - powiedziała wreszcie po dłuższej chwili milczenia, w której odległe dźwięki muzyki dosięgały ich jakby głośniej, podlej. - Nie jesteś moim szefem. Źle się wyraziłam - Jej ton stał się bardziej miękki i gdy tym razem uniosła dłoń, oparła ją łagodnie na marynarce Drew w tym samym miejscu, które wcześniej zmięła w palcach. - Wiem, przed kim odpowiadam. Znam różnicę. Ale wy jesteście mu najbliżsi, dlatego tak bardzo was... ciebie szanuję. - Odpuściła sobie złośliwość, oboje wiedzieli wszak, że mówi prawdę. Pokręciła głową, dochodząc do wniosku, że właściwie nie ma niczego do dodania. Czuła się minimalnie lżej ze świadomością, że ta sprawa nie jest już dłużej jedynie jej własnym ciężarem.
Oddech uwiązł jej w gardle, a wszelkie myśli ucichły, gdy uniósł rękę, by musnąć palcami wrażliwą skórę na jej bliźnie. Obserwowała to z lekko rozchylonymi ustami, odzyskując jasność umysłu dopiero, kiedy zabrał rękę, pozostawiając na jej skórze ciepłe, mrowiące wrażenie. Opuściła zwiewny błękitny materiał z powrotem na ramię, a potem zmieniła temat tak szybko, jak tylko kolejny zdołał wpaść jej do głowy. Gdzieś uleciała swoboda, którą zdołała osiągnąć na początku rozmowy i widziała wyłącznie jeden sposób na to, jak ją odzyskać.
- Ja też ich nie znam. Może to najlepsza okazja, żeby poćwiczyć? - rzuciła z nieco wymuszonym uśmiechem, który stał się prawdziwy, gdy Macnair naprawdę schwycił ją za dłoń. Czyżby do końca spodziewała się odmowy? Być może, ale czując męskie ramię za plecami, bliskość, ciepło, odurzający zapach wody kolońskiej, pozbyła się wszelkich wątpliwości. - Mmm, zgodnie z rozkazem - rzuciła, w żaden sposób nie kryjąc sarkazmu. Jej oddech przyspieszył nieznacznie, ale go kontrolowała, czarne źrenice rozszerzyły na tyle, że niemal zasłoniły niebieską tęczówkę.
Poruszała się w rytm taktu, który poznała wcześniej podczas gry w labiryncie luster. Zadziwiająco, udało im się zgrać kroki z dźwiękami muzyki z ogrodów. Osypujące się kwiaty co jakiś czas zostawiały na ich ramionach miękkie płatki, Elvira jednak wydawała się kompletnie to ignorować. Z dziwną lekkością wczepiała się dłonią w ramię Drew w okolicy szyi, lekko muskając skórę kciukiem. Gdyby była tkliwa, powiedziałaby, że to ciepłe wrażenie w brzuchu jest dowodem uczucia - nie była jednak ani tkliwa ani romantyczna, za to wciąż miała zdecydowane braki w tańcu balowym i prędzej czy później musiała przydeptać stopę Drew krawędzią obcasa. Syknęła pod nosem i zachwiała się.
- Szlag - zaklęła cicho, ale ślad złości zaraz zniknął.
Dziwne westchnienie, które wyrwało się z jej piersi narastało aż zmieniło się w pełnoprawny chichot; oparła policzek na piersi Drew, nadganiając takt i nadal drżąc w rozbawieniu.
- Och Merlinie, zastanawiam się, co Adelajda Nott miała w głowie, gdy zapraszała mnie na ten Sabat. Jeśli dożyję do kolejnego grudnia, pójdę na lekcję tańca. - Przechyliła głowę, oparła brodę na jego krawacie, żeby móc na niego spojrzeć. - A ty? Na coś przebimbał ostatni rok? Wiem, że już tu byłeś, Irina się wygadała.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Salon popołudniowy [odnośnik]05.11.21 1:22
Jeszcze przez chwilę obserwował wirujące na parkiecie pary, pojawiających się wciąż gości, kosztujące intrygujące drinki damy i rozczarowanych ich smakiem czarodziejów. Podobnie jak Runcorn, śledził wzrokiem najbliższe otoczenie i przyglądał się sylwetkom, lecz pozbawione twarzy, okryte barwnymi maskami nie były tak interesujące, jak to, co skrywały. Brakowało w nich emocji, brakowało prawdy. Dzisiejszy wieczór był rajem dla tych, którzy pragnęli zakosztować w plotkach i informacjach niesionych z ust do ust, obserwacja była bezcelowa i nieefektywna. Skinął jej głową lekko, niemalże niezauważalnie, kiedy zdecydowała się oddalić po słowach skierowanych wprost do jej ucha przez tajemniczą kobietę. Ukrył swoje zaskoczenie jej zachowaniem, nie dał po sobie poznać własnego zdumienia. Stojąc tak, jak wcześniej, wpatrzony przed siebie nie wykazywał żadnego zainteresowania, ale czuł jego ukłucie w okolicy mostka, więc kiedy tylko Rita oddaliła się, obejrzał się przez ramię w stronę drzwi, za którymi zniknęła tajemnicza piękność. Gryzł się chwilę z myślami; nie tak planował spędzić wieczór, ale przecież skoro już przybył — dlaczego by nie skorzystać z takiego uśmiechu losu? Nie dopił drinka, który wprawiał go w iście filozoficzny nastrój. Odłożył go na lewitującą tacę i wolnym, spokojnym krokiem ruszył w kierunku, który przeznaczenie wytyczyło mu już znacznie wcześniej.
Komnata, której próg przekroczył swobodnie, przyozdobiona była taką ilością kwiatów, że przystanął na moment, by w tej feerii barw dostrzec poszukiwany fiolet kreacji, która przemykała pomiędzy wieloma innymi, znacznie bogatszymi i barwniejszymi kreacjami. Ilość zapachów uderzyła w niego od razu, a wrażliwy nos odczuł to intensywniej. Zaciągnął się powoli, ale nie skupił na tym, co czuł. To wzrokiem poszukiwał tajemniczej zguby. Ufał swojej intuicji. Wierzył, że jej sygnały powinny być brane pod uwagę, bo bywała nieocenioną pomocą w interpretacji niewyjaśnionych zdarzeń, a właśnie tak rozpatrywał dzisiejsze spotkanie. Miała w sobie coś szczególnego, czego nie był w stanie wyjaśnić ani dopasować do niczego, co do tej pory znał. Intrygowała, rozniecała wyobraźnię, chociaż jej oblicze przysłaniała skąpa maska. Kiedy odnalazł ją wzrokiem wśród gęstwiny pięknych, imponujących kwiatów, ruszył ku niej.
— Twoje słowa odstraszyły moją towarzyszkę, pani — odezwał się, przystając po jej prawej stronie, by zerknąć w bukiet najbliżej stojących kwiatów. — Niestety, w tej przykrej sytuacji zmuszony jestem domagać się rekompensaty – mruknął melodyjnie i westchnął, by obrócić lekko głowę i skierować na jej zgrabny, ładny profil swoje spojrzenie. — A także odpowiedzi na pytanie, czym zasłużyłem sobie na ponurą samotność w taki wyjątkowy wieczór, w tak zachwycającym miejscu. — Jej słowa zdawały się strofować Ritę. Co takiego powiedziała jej, że postanowiła się wycofać ze zwykłej rozmowy? Runcorn znała go już pewien czas, kilka słów najzwyklejszej koleżanki nie mogły wywołać w niej nagłej potrzeby usunięcia się w cień.




pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Salon popołudniowy - Page 2 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Salon popołudniowy [odnośnik]05.11.21 1:22
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 4
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon popołudniowy - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon popołudniowy [odnośnik]08.11.21 18:44
Młody lord Yaxley tego wieczoru nie próżnował i próżnować wciąż nie zamierzał. Na takie zabawy czekało się cały rok, nie bez powodu sabat lady Nott był na językach wszystkich na długo przed samym wydarzeniem i na długo po - muzyka zdawała się płynąć nieomal w jego żyłach, dudniąc donośnie i mieszając się z wykwintnymi drinkami, które wlewał w swe gardło ochoczo i bez zahamowań, korzystając z anonimowości ofiarowanej wspaniałomyślnie przez balową maskę oraz z racji tego, że udało mu się w końcu wyrwać od paskudnych trolli, do hodowli których uparcie przyuczał go jego ojciec, nie zastanawiając się nawet nad tym, że jego latorośl być może pragnęłaby związać los z inną ścieżką kariery. Nie miał jednak ochoty poświęcać kolejnych cennych minut na utyskiwanie nad ciężarem swojego dziedzictwa, nie teraz, gdy wirował na parkiecie z coraz to kolejną damą, wdzięcząc się do każdej z nich dla własnej rozrywki, udając kogoś, kim nie był na co dzień. Z boku pewnie dało się dostrzec to, że w swej tanecznej gracji sam niewiele się różnił od trolla, lecz we własnych oczach, zaślepionych łaskawą warstwą oparów alkoholowych był pierwszorzędnym bon vivantem.
I wtem dostrzegł , posągową niemalże w swym różowym dostojeństwie otoczonym mnogością tiulowych warstw, w kociej masce, wyjątkowej i urokliwej, tak odstającej od nudnych masek o prostych kształtach i mało kreatywnych ozdobach. Ruszył płynnie w jej stronę, wymijając kolejne lady i kolejnych lordów, trafiając nawet do bocznej sali, odległej od głównej części balu, lecz jakiś pyszałek miał śmiałość zaprowadzić ją pod jemiołę i wręczyć jagodę, oczekując uczynienia zadość wielowiekowej tradycji. Skandal! Grube, ciemne brwi zbiegły się ku sobie, choć skryła je maska - gdy dotarł pod jemiołę, stając się niejako trzecim uczestnikiem wydarzeń przeznaczonych dla dwóch osób, pochylił się w kierunku ucha śmiałka, nad którym górował wzrostem.
- Lady Nott cię poszukuje, drogi lordzie. Gorączkowo. Mam nadzieję, że nie dopuściłeś się żadnego faux pas, które mogłoby cię wykluczyć z grona gości Hampton Court - oznajmił, nie zastanawiając się nawet nad tożsamością jegomościa, który chyba faktycznie miał coś na sumieniu, skoro ulotnił się natychmiast, nawet nie żegnając się z damą, która szczególnie z tak bliska jawiła się w jego zamroczonym alkoholem umyśle niczym najpiękniejsza kobieta na świecie. - Za jakież to grzechy umykałaś przede mną cały wieczór, eteryczna istoto? - zapytał rozanielony, urzeczony tajemniczym blaskiem, który zdawał się od niej bić. Półwila, z całą pewnością, musiała nią być. - Jak znajdujesz zabawę, łaskawa pani? Czy spełnia twe oczekiwania, czy je przerasta? - kontynuował konwersację, proponując jej swe ramię, by wsparła się na nim, dając tym samym znak do wstrzymania się wszystkim innym lordom, którzy mogliby gdybać na jej towarzystwo.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Salon popołudniowy - Page 2 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon popołudniowy [odnośnik]09.11.21 21:17
Magia sabatowego wieczoru zawracała Cordelii w głowie mocniej od szampana. Tyle barw, uśmiechów, plotek, dźwięków, a przede wszystkim - nowych doświadczeń. Oto po raz pierwszy w życiu stała pod jemiołą z młodym kawalerem, filuternie wymykając się wygórowanym oczekiwaniom młodzieńca (pocałunek w usta? jeszcze czego!), a jednocześnie z szacunkiem podchodząc do sylwestrowej tradycji. Błękitne oczy szlachcianki rozbłysły, zdradzając, że pod kocią maską kryje się rumieniec, a wyciągnięta po jagodę dłoń nieco drżała z emocji. Pierwszy cnotliwy buziak, pierwszy mityczny owoc mający przynieść jej szczęście i...pierwsza scysja absztyfikantów. Młody lord Yaxley pojawił się obok nich znikąd, jakby wyrósł spod ziemi (może wszyscy mieszkający wśród bagien posiedli takie zdolności?), po czym, nie czekając nawet chwili, przeszedł do werbalnego ataku. Subtelnego, pełnego klasy i elegancji; pod Delią ugięły się nogi, gdy z całego swojego metra pięćdziesięciu przyglądała się rosłemu arystokracie. Jego oddech pachniał mocno alkoholem, ale uznała, że to pewnie składnik drogich perfum, tak samo jak za powód lekkiego zachwiania się wstawionego szlachcica uznała wstrząśnięcie pięknem swej rozmówczyni. Zareagowała na towarzystwo Yaxleya z typową dla siebie powagą, to znaczy - zachichotała uroczo, szybko wycofując dłoń, by zapleść ją przed sobą z drugą, własną oczywiście, na podołku, jak na szanującą się damę przystało.
- Umykałam, sir, bo podobno lepiej gonić sarenkę niż finalnie ją upolować. Zgadza się lord z tym powiedzeniem? - odparła, przeciągając głoski, podświadomie naśladując zmysłowy styl mówienia Astorii. Cytowała też ją albo inną starszą kuzynkę, nie do końca rozumiejąc metaforę; tym się jednak nie przejęła, chciała wypaść jak najlepiej, stać się w końcu dojrzała, jak przystało na czarownicę mającą już za sobą debiutancki Sabat. - Jest wspaniale, wybornie, wręcz ravvisant! Nigdy nie bawiłam się lepiej! - wyznała szczerze, podekscytowana, bez zawahania przyjmując pokaźne męskie ramię. Perseus rozmył się w jej wspomnieniach, szybko potrafiła zapomnieć o kawalerze, gdy ten nie stawał na wysokości zadania. Doprawdy, lord Black dał się przepłoszyć niczym bażancica, Cordelia więc nawet nie odprowadziła go wzrokiem, dajac się porwać nowemu adoratorowi. Dobrze patrzyło mu z oczu, tylko na nich mogła skupić uwagę, reszta buzi skrywała się pod maską, lecz lady Malfoy już wyobrażała sobie, że skrywa się pod nią najprzystojniejszy arystokrata na ziemi. - A lord? Jak się bawi? Odnalazł już lord damę swego serca, z którą chciałby wspólnie spoglądać na zegar wybijający północ? - kontynuowała kokieteryjne próby, orientując się nagle, że mężczyzna zaoferował je swe prawe ramię. Cóż za niefart, lewy profil miała jeszcze piękniejszy niż prawy...Zasmuciła się na moment, lecz po kilku długich sekundach z ulgą przypomniała sobie, że posiada maskę, zaśmiała się więc cichutko z własnego irracjonalnego lęku, coraz śmielej spoglądając w górę, by ocenić atrakcyjność nieznajomego lorda chociaż po wyglądzie jego włosów, zarostu czy stroju.
Cordelia Malfoy
Cordelia Malfoy
Zawód : Arystokratka, córka swego ojca
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
pretty shiny thing
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9354-cordelia-armanda-malfoy https://www.morsmordre.net/t9413-ksiezniczka#286128 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10314-skrytka-bankowa-nr-2152#311771 https://www.morsmordre.net/t10138-cordelia-armanda-malfoy#307321

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Salon popołudniowy
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach