Biblioteka
Każdy sabat u lady Adelaide Nott słynie ze swojego przepychu, którego nie mogło zabraknąć i w wyborze alkoholi czekających na spragnionych dobrej zabawy czarodziejów. Złote tace lewitowały po sali, pokryte szkłem różnej maści, w którym kryły się rozmaite rodzaje trunków. W tym roku, ze względu na skrywane za maskami tożsamości gości, koktajle kryły w sobie dodatkowe magiczne efekty czyniące całun tajemnicy okrywający całą zabawę jeszcze grubszym.
Aby pochwycić kieliszek z przelatującej obok tacy, należy w pierwszym poście na wydarzeniu wykonać rzut k20, a następnie zinterpretować go zgodnie z poniższą rozpiską.
- Wybór kieliszka:
- 1. Goblin
Ten koktajl z soku jabłkowego, szampana oraz rozpuszczonego marcepanu podaje się w wysokim kieliszku, którego rant zamoczony w wódce obsypano cukrem. Smak jabłek delikatnie przebija się przez bąbelki i już jeden łyk wystarcza, by magiczny napój zadziałał, obdarzając Cię skrzekliwym głosem. Odnosisz wrażenie, jakby twój wzrost rzeczywiście pasował do standardów goblinów.
2. Wróżka
Migoczący od samego początku kieliszek wypełniony jest skrzacim winem oraz lekkim, owocowym musem nadającym koktajlowi nieco gęstszej konsystencji. Już po pierwszym łyku dostrzegasz, jak otaczający cię z każdej strony brokat osiada na Twojej szacie, sprawiając, że mieni się jeszcze bardziej, a głos brzmi nieco piskliwie, jakby należał do maleńkiego skrzydlatego elfa.
3. Celestyna
Już pierwszy łyk zaskakuje cię unikalnym połączeniem cytrusów oraz słodkiego wina doprawionego mocnym aromatem pieczonych kasztanów. Dopada cię błogi, piosenkarski nastrój godny samej Celestyny Warbeck, która nagle staje się twoją idolką. Nie możesz oprzeć się chęci zanucenia jej najlepszych hitów do spółki z tanecznym krokiem piosenkarki, zyskując także nieco z jej pięknego głosu.
4. Troll
Gorzkiej woni unoszącej się znad kryształowego kielicha towarzyszy równie identyczny smak absyntu. Na dnie unosi się kilka listków piołunu, które jedynie podbijają kwaskowatość. Język piecze niemal do samego końca, kiedy spływa na Ciebie nuta słodkiego, nierozpuszczonego w pełni cukru, a głos brzmi bardziej charcząco, jakby coś w gardle utrudniało Ci mówienie.
5. Eteryczna formuła
Charakterystyczny biały dym unosi się znad kieliszka niczym z wrzącego kociołka. Delikatne szkło jest ciepłe, a jego zawartość smakuje doskonałym i jedynym w swoim rodzaju szampanem zmieszanym z sokiem żurawinowym oraz sokiem z cytrusów.
Raptem kilka niewielkich łyków, które pomieścił w sobie smukły kieliszek, wprowadziło cię w głębokie przemyślenia, iście eteryczne tyrady o czasie, przestrzeni, nieskończonym ogromie kosmosu, którego fragmentu dostrzegasz w suficie wysoko ponad tobą. Twój ton głosu brzmi wzniośle, iście filozoficznie.
6. Błazen
Mieszanka ciemnego ale oraz whiskey skropiona dodatkiem słodkiego koziego mleka budzi w tobie rozbawienie. Każdy kolejny łyk przybliża Cię do śmielszych chichotów, które jesteś w stanie powstrzymać z niemałym trudem. Wesoła atmosfera wieczoru udziela Ci się znacznie szybciej niż pozostałym gościom.
7. Oddech smoka
Tylko wprawny alchemik poczuje, że w tej kompozycji ciężkiej whiskey przesiąkniętej zapachem dębowej beczki znajdują się ogniste nasiona. Jeden łyk wystarcza, aby Twój głos zniżył swoją barwę do przytłaczającego słuch basu. W miarę opróżniania kielicha czujesz coraz mocniejszy, siarkowy zapach oraz dym wypuszczany przez nozdrza lub usta z każdym oddechem. Wypicie do ostatniej kropli prowadzi do zionięcia ogniem i tymczasowego osmolenia własnej szaty. Koktajl pozostawia po sobie palący posmak oraz pragnienie.
8. Kapitan
Mieszanka najlepszego rumu bogata w sok z najlepszych cytrusów z dodatkiem imbiru zaostrzającego smak. Raptem kilka łyków wystarcza, by Twój głos obniżył swoją barwę i stał się przyzwoicie melodyjny, a przy tym dostatecznie przekonujący i pewny siebie dla słuchacza.
9. Trzecie oko
Biała zawartość kieliszka jest nieco mętna, gęsta. Smakuje egzotycznym mlekiem kokosowym, białą czekoladą oraz wytrawnym winem. Każdy łyk sprawia, że odsuwasz się nieco od otaczającej Ciebie rzeczywistości. Chwilami odnosisz wrażenie, jakby sprawy doczesne nie miały najmniejszego znaczenia, a jedyny interesujący zbieg wydarzeń znajduje się w bliżej nieokreślonej przyszłości.
10. Mantra
Ziołowy zapach amaro pozostawia po sobie gorzki posmak na języku, który przełamuje mus z kandyzowanych owoców. Od pierwszego łyku wiesz, że Twoje słowa stają się nieco cichsze, a krzyk jest wręcz nieosiągalny. Towarzyszy Ci błogi spokój, opanowanie. Nawet największa awantura nie jest w stanie wykrzesać z Ciebie upustu przygaszonych emocji.
11. Creme de la creme
Likier porzeczkowy pozostawia po sobie niezapomniane wrażenie w połączeniu z gorzką czekoladą. Smak zostaje z Tobą na dłużej, podobnie jak zapach kakao. Czujesz lekkie otumanienie i to za sprawą już pierwszego drinka. Przyjemne uczucie lekkiej głowy i wolności towarzyszy Ci od pierwszego zamoczenia ust w napoju. Masz wrażenie, że wszystkie troski odchodzą w niepamięć i chcesz zatrzymać tę chwilę na dłuższy czas.
12. Gorący kociołek
Smak ginu z tonikiem jest znany każdemu, kto choć raz pojawił się na przyjęciu z dobrze zaopatrzonym barem. Gorycz ciągnie się wzdłuż języka, powoli, niemalże boleśnie wypalana przez gin. Twoje gardło po wypiciu kilku łyków nienaturalnie ściska się, a głos powoli wybrzmiewa niższe tony. W miarę upływu czasu staje się także coraz bardziej zachrypnięty, jakby Twoje ciało trawiła choroba albo, co gorsza, wspólny wieczór spędzony przy wyśpiewywaniu największych hitów Celestyny Warbeck.
13. Błękitna Laguna
Przyjemne połączenie wódki, pomarańczowego likieru Blue Curracao oraz lekko gazowanej wody cytrynowej podawane w wysokim kieliszku z plastrem cytryny umieszczonym na jego brzegu. Ogarnia Cię błogość i lekkość, jakbyś unosił się na przejrzystych wodach błękitnej laguny. Barwa głosu zmienia się na wysoką, aczkolwiek jasną o średniej sile dźwięków. Przypominają Ci się wizyty w operze, gdzie najwspanialsze diwy wyśpiewują swoje arie, a teraz czujesz, że możesz być jedną z nich i zachwycić towarzyszy ariettą najwyższej klasy.
14. Królowa Śniegu
Intensywność smaku imbiru doprawiona tonikiem i kruszonym lodem, serwowana z ćwiartką pomarańczy. Orzeźwiające, niezbyt słodkie połączenie niemal od razu wywołuje gęsią skórkę i ogarniające Cię zewsząd uczucie chłodu. Oddech zmienią się w typową dla chłodu parę, w której wesoło wirują płatki śniegu. Pomimo zimna ogarnia Cię rozluźnienie, przypominają Ci się dziecięce lata, kiedy bawiłeś się wśród śniegu, a samo wspomnienie wywołuje przyjemne uczucie dziecięcej radości.
15. Grzywa aetonana
Alkohol w kieliszku jest gęsty i mleczny, spieniony u góry. Jest słodki: wśród aksamitnego jak grzywa aetonana mleka wyczuwasz orzechowy likier i rozgrzewające nuty kawy i czekolady. Przyjemne uczucie rozlewa się za twoim mostkiem, zaś twój głos zyskuje niższe, lecz lekkie i ciepłe brzmienie, od którego słuchania nie można się oderwać.
16. Erato
Kołyszący się w wysokim szkle alkohol ma ciemnoczerwony kolor. Po jego spróbowaniu czujesz rozpływający się na języku musujący smak granatu i cytryny, cierpkość ginu i delikatną nutę mięty. Masz wrażenie, jakby światło stało się nieco bardziej różowe, a twoja głowa nic nie ważyła, choć zdecydowanie nie jest to stan upojenia alkoholowego. Twoje myśli stają się niezwykle lotne, przez co ciężko jest ci dokończyć jeden wątek w konwersacji: nieustannie wpadają ci do głowy kolejne dygresje do wtrącenia.
17. Egzaltacja
Najwyższej jakości burbon oraz mocny earl grey stanowią połączenie znane przez każdego, szanującego się Brytyjczyka; podobno. Smak alkoholu podsyca rozpuszczony miód, którego gęsta struktura pozostaje wyczuwalna na języku. Ciebie zaś ogarnia nieprzerwane deklamowanie każdego słowa. Nadajesz mu barwę, dodatkowe emocje. Napotykasz trudność w oparciu się poczuciu przemawiania o wydarzeniach ważnych, istotnych, a przede wszystkim wygranej wojnie o czystość krwi.
18. Burleska
Słynny francuski Calvados, którego jabłkowy bukiet przebija się w każdym łyku, doprawione cynamonem, wanilią i odrobiną gorzkiego amaretto przełamującego wyraźną słodycz. Także i Twój głos nabrał wyraźnej, wręcz uwodzącej głębi. Pozostajesz w przekonaniu, że jedno wypowiedziane słowo rozplątuje cudze języki i skłania ku powierzeniu najgłębszych sekretów.
19. Pożoga
Intensywna czerwień soku malinowego w efektowny sposób łączy się z kolorem soku pomarańczowego, a ostrości dodaje czysta wódka zawierająca w sobie drobinki brokatu. Przyjemnie chłodzony kruszonym lodem drink podawany jest w szkle sprawiającym wrażenie płonącego. Skład wzbogacono o składnik wywołujący intensywne, silne wzruszenie, które wraz z ostatnią kroplą drinka przemienia się w niewyobrażalny zachwyt.
20. Łyk niewinności
Z pozoru lekkie wino niosące posmak prawdziwego Toujour Pur skrywa w sobie niewielką ilość pikanterii dość mocno palącej w gardło. Szybko ogarnia Cię poczucie młodzieńczej niewinności, chęć cofnięcia się z powrotem do szkolnej ławy i płatania figli. Poczucie zabawy towarzyszy Ci w każdym kroku. Twój głos przyjmuje barwę o kilka tonów wyższą.
Według tradycji gałązki jemioły wieszane są w domach przy suficie lub nad drzwiami w czasie Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Jemioła ma przynieść domowi i jej mieszkańcom spokój, pomyślność i szczęście w zbliżającym się czasie. Jest także symbolem odnowy, która ma odstraszać złe i niechciane moce, a zapraszać te niosące przychylność i dostatek.
Istnieje tradycja, według której każdy gość przekraczający próg posiadłości powinien zerwać jedną z jagód jemioły i zabrać ją ze sobą. Ma to symbolizować pokój między rodami, wspólną sprawę, a także chęć dzielenia się szczęściem. Każdy, kto zabierze jedną z jagód jemioły, zobowiązany jest do wpisania tego w aktualizacjach celem dopisania składnika alchemicznego do ekwipunku.
Nie można jednak zapomnieć o najważniejszej cesze tej symbolicznej rośliny. Każda para, która znajdzie się pod jemiołą, powinna się pocałować. Jemioła symbolizuje płodność i witalność, a także wpływa na jakość pożycia małżeńskiego. Czarodzieje niejednokrotnie przekonali się już, jak wielki wpływ na życie może mieć świadome omijanie tradycji i wiedzą, że nie należy tego robić.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 23.07.21 20:39, w całości zmieniany 1 raz
- Lordzie Black - przywitałam go dygnięciem.
Wróciliśmy wspólnie do środka, trochę żałowałam, bo czułam się tam lepiej. Ale jak mus, to mus. Wsparłam się na jego ramieniu i ruszyliśmy w poszukiwaniu jakiegoś wolnego i ustronnego miejsca. Co jakiś czas mijaliśmy znajome osoby, witając się z nimi jak przystało. Zauważyłam, że od lorda Black również czuć było alkohol. Czyżby lady Nott i w nich wciskała karne, może nie kieliszki, co szklanki? Nie pytałam jednak o to póki co, skupiona na wchodzeniu po schodach.
Znaleźliśmy się w końcu przy dużych drzwiach, które po uchyleniu okazały się być wejściem do biblioteki. Z moich ust wydobyło się lekkie westchnięcie zachwytu. Kolekcja lady była niesamowita i na pewno było tu coś ciekawego.
Odwróciłam się dynamicznie do narzeczonego, przez co znów poczułam te niewyjaśnione zawroty. Ręką dotknęłam czoła, drogą wyciągnęłam, szukając wsparcia i narzeczonego. Było mi tak wstyd, że dzieje się coś takiego właśnie dzisiaj.
- Oh, lodzie, przepraszam. Czasami kręci mi się w głowie, lady Nott kazała pić nam karne porcje alkoholu w naszej zabawie - powiedziałam ze szczerością. - Byłam blisko wygranej, tak niewiele brakowało, a niestety skończyło się na zbyt dużej ilości alkoholu.
Miałam nadzieję, że mężczyzna nie będzie miał z tego powodu problemu. Naprawdę nie chciałam opuszczać zabawy, chciałam wygrać. A przecież nie moją winą, a przynajmniej nie w całości, było to, że wypiłam aż tyle.
- Piękna biblioteka - powiedziałam w końcu, gdy w mojej głowie już się uspokoiło, a ja z powrotem odwróciłam się w stronę regałów. - Ciekawa jestem co tam się znajduje, na tych półkach.
Zaśmiałam się lekko sama z siebie. Jak zwykle, zamiast skupić się na rzeczach ważnych, w tym wypadku swoim narzeczonym, a swoją ciekawość zrzucić na dalszy plan, to ona jakimś cudem wygrywała, a słowa same wychodziły z moich ust w parze z świecącymi iskierkami zainteresowania w moich oczach.
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Dlatego ucieszyło mnie to że pierwsze co zobaczyłem po teleportacji świstoklikiem była właśnie moja narzeczona. W głowie trochę mi szumiało dlatego na jej dygnięcie odpowiedziałem bardzo głębokim ukłonem, prawie przy tym dotykając nosem kolan i pewnie wywołując śmiech u niektórych towarzyszących mi szlachciców. Ale nic mnie to nie obchodziło, bo wziąłem lady Yaxley pod ramię i poprowadziłem w stronę posiadłości. Na zewnątrz było zimno, bardzo zimno i choć chłodne powietrze wietrzyło zamroczone alkoholem umysły to wiedziałem, ze lepiej trochę pocierpieć kaca w środku niż leżeć potem z zatkanym nosem przez kolejny tydzień.
- Alkohol przy pani stanie zdrowia to bardzo złe połączenie – powiedziałem zatroskany i dodatkowo wściekły na starą Nott, która nie miała za grosz wyobraźni. Nie tylko chciała upić mężczyzn, ale i kobiety? Co strzeliło do głowy tej głupiej babie? Przytrzymałem mocno Rosalie, po chwili prowadząc ją w kierunku jednej z puf stojących pod oknem i czekających chyba na osoby spragnione chwili spokojnego czytania.
Uchyliłem jeszcze jedno z dalszych okien, aby wpuścić do środka trochę chłodnego powietrza ale jednocześnie aby nie wyziębić pomieszczenia. Tak w sumie to mi też przydałby się łyk świeżego, lodowatego powietrza, aby schłodzić wściekłość, która mnie opanowała i przestrach, że mojej narzeczonej mogło się coś stać. Nie pamiętam kiedy ostatni raz czułem taką troskę, ale i nie podejrzewałem że to wina samych uczuć. Od chwili zaręczyn czułem się jednak bardzo odpowiedzialny za lady Yaxley i wszystko co było wymierzone w nią dotykało również mnie.
- Nawet doskonała biblioteka nie stłumi pani piękna, lady Rosalie – zaprotestowałem gwałtownie, w ogóle nie będąc zainteresowanym jakimiś książkami. Jedyną uznawaną przeze mnie lekturą były magiczne podręczniki medycyny i karty moich pacjentów. Komplement wyrwał mi się samoistnie i pewnie pod wpływem wypitego alkoholu, bo zazwyczaj starałem się nie mówić o emocjach i uczuciach. Blackowie nie byli wylewni dlatego próbowałem jak najszybciej zatuszować swoją niechcianą wpadkę odwracając się przodem do okna i wciągając w płuca zimowe powietrze.
- Ależ ja wiem, ja wiem - odpowiedziałam, zaraz odwracając się w jego stronę siedząc już na siedzeniu. - Ale tak bardzo chciałam rywalizować. Nie cierpię przegrywać.
Chociaż ostatnie słowa wypowiedziane były z pewnego rodzaju goryczą w głosie, to ogólnie wyczuć można było ode mnie radość. Miałam ochotę wstać, zacząć przemierzać te wielkie regały, w poszukiwaniu czegoś dla mnie interesującego. Nie bardzo wiedziałam co się ze mną dzieje, chociaż chciałam się pilnować, to nie wszystko wychodziło mi tak, jakbym tego chciała. Może potrzebowałam chwili, aby ochłonąć?
- Oh - z moich ust wyrwało się ciche westchnięcie, na komplement mojego narzeczonego.
Nie muszę chyba mówić, że jego zachowanie, nagłe komplementy i zachwyty nad moją osobą sprawiały mi radość? Im dłużej spędzałam z nim swój czas, tym bardziej upewniałam się, że jednak willi czar na niego działa. Może nie tak mocno jak na wszystkich, był już przecież żonaty i może przez to nie dawał tak bardzo ponieść się emocjom, ale i jemu zdarzały się chwile słabości.
- Dziękuję - odpowiedziałam w końcu, rumieniąc się.
Wstałam z siedzenia. Dla bezpieczeństwa trzymałam się dłonią parapetów, gdyby znowu zakręciło mi się w głowie. Miałam ochotę podbiec do Corvusa, położyć mu dłoń na ramieniu, uśmiechnąć się figlarnie. Szłam jednak spokojnie, starając się zdusić emocje w sobie i nie pozwolić, aby takie zachowanie zepsuło nam wieczór. Nie chciałam wyjść przed nim na dziecko, które przecież jeszcze czasami siedziało w mojej głowie.
- Lordzie - zwróciłam się do niego, stając tuż obok.
Wpatrywałam się w mężczyznę, z którym miałam spędzić resztę swojego życia i zastanawiałam się co ja do niego, póki co, czuję. Gdzieś z tyłu mojej głowy szeptał sobie głosik, który pytał mnie, czy będę w stanie go kiedyś pokochać.
- Rozmawiałam z Pańską matką na temat daty naszego ślubu - zaczęłam niepewnie. - Nie wiem, czy lady Black Pana poinformowała?
To było bardzo miłe z jego strony, że pozwolił, abym to ja zajęła się organizacją naszego ślubu. Nie miałam matki, moja ciocia, lady Rosier, służyła mi wparciem i pomocą, a ojciec w takie rzeczy nie chciał się mieszać. Jednak praca z lady Black, która chciała mieć silny wpływ na moje wybory, była dość trudna.
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Możliwe że za moje niecodzienne zachowanie był odpowiedzialny ten sławny urok wili, ale jakoś się tym bardzo nie przejąłem. Miała to w końcu wpisane w swoją naturę że tam gdzie się pojawiała, tam wszystkie męskie oczy były w nią wpatrzone a pewnie i niejeden mężczyzna nawet odważył się do niej podejść i zagadać. Byłem bardzo zadowolony i dumny, że to ja stałem się tym najważniejszym mężczyzną, który teraz będzie musiał bronić swojego terytorium przed innymi. Byłem też wdzięczny lady Rosalie, że nie drążyła tematu mojego komplementu ale przyjęła go jak prawdziwa dama, po prostu za niego dziękując, zamiast się głupio krygując. Nie znosiłem tego u kobiet, fałszywej skromności tylko po to, aby wyciągnąć kolejne komplementy na siłę.
- Po pierwsze zostawmy te oficjalne formy. Skoro niedługo będziemy małżeństwem, możemy sobie chyba mówić po imieniu – uśmiechnąłem się lekko i zachęcająco mając nadzieję, że mój uśmiech nie wyszedł jakoś krzywo. Nie tylko rzadko mówiłem o swoich emocjach ale też nieczęsto się uśmiechałem, chociaż oczywiście miałem poczucie humoru i to wcale nie czarne jak niektórzy sądzili. Wyciągnąłem dłoń i ująłem narzeczoną pod ramię, stając między nią a oknem, żeby zimne powietrze nie wiało prosto na nią. Zdrowie było najważniejsze.
- Wspominała o moich urodzinach – zmarszczyłem brwi. To było takie typowe dla mojej matki, łączyć kilka uroczystości jednego dnia, żeby mieć podwójny powód do świętowania. A może po prostu obudziła się w niej romantyczna dusza Malfoy'ów i uznała, że dzięki temu będę zawsze pamiętał o rocznicy swojego ślubu? - Poza tym było dla mnie zaskoczeniem, że matka pozwoliła ci cokolwiek zrobić. Zwykle jest strasznie apodyktyczna i nie pozwala nikomu dotknąć się do jakiejkolwiek kwestii organizacyjnej. Rzuciłaś na nią Imperio czy co? - spojrzałem na nią podejrzliwe chociaż z wyraźnym uśmiechem na ustach. Byłem bardzo zaskoczony, gdy matka ogłosiła mi, że razem z moją narzeczoną przyszykują wszystko do ślubu. Byłem pewny, że w tej kwestii nie dopuści nikogo do głosu a tu proszę, okazało się że jest zupełnie inaczej.
Jak zabawa w pytania skończyła się upiciem? Przez kilka lampek wina czułam się dobrze, lecz seria pytań pod sam koniec sprawiła, że alkohol uderzył we mnie niczym wielka fala. Nie przeszkadza mi lekkie uczucie gorąca – wszak lepiej odczuwać w tę stronę niżeli wpaść w jeden z pogorszonych stanów chorobowych. Ciężko jednak ukryć, że cieszę się, gdy pytania dobiegają końca, a lady Nott wskazuje Inarę jako osobę, która sobie najlepiej poradziła; jedno jest pewne, z tak rozproszonymi myślami nie byłabym w stanie odpowiadać poprawnie. Już samo przebywanie w pokoju pełnym arystokratek wymaga sporo wysiłku, tak więc gdy tylko pierwsze osoby zaczynają się rozchodzić, zwracam się do kuzynek, które wydają się być w zbliżonym stanie do mojego. - Moje drogie, może najwyższa pora odnaleźć naszych wspaniałych partnerów na dzisiejszy wieczór, a przede wszystkim zaczerpnąć odrobiny świeżego powietrza – ujmuję dłoń Constance, by pociągnąć ją za sobą w kierunku drzwi wejściowych zanim i tam zacznie robić się tłoczno, co tylko utrudni nam opuszczenie sali.
Na korytarzu witają się ze sobą pierwsze pary... szczęśliwe mniej lub bardziej. Dzisiaj jednak nie zamierzam się przejmować innymi, szukam wzrokiem tylko jednej konkretnej osoby... - Lordzie Nott – wołam ponad ramieniem jakieś niewysokiej szlachcianki, by zwrócić jego uwagę. - Jak dobrze, że w końcu jesteś… wszędzie Cię szukałyśmy! – może odrobinkę dramatyzuję, jednakże nie jest to nic niespodziewanego, szczególnie, że po alkoholu robię się o wiele bardziej wylewna. Do tego stopnia, że ciągnę Constance za sobą – dobrze, że jest ze mną, bo z wrażenia i długiej przerwy w kontakcie z jednym z najbliższych kuzynów, mogłabym się mu rzucić na szyję, nie zważając, że pół arystokratycznego półświatka krąży w pobliżu. - Udajmy w ustronniejsze miejsce, zaczyna robić się gorąco – i nie mam tutaj na myśli wylewnych powitań, te bardziej entuzjastyczne i głośne są o wiele gorsze; gwar uniemożliwiłoby prowadzenie swobodnej rozmowy. Wybieram więc pierwsze drzwi prowadzące do jednej z bocznych sal, nawet nie czekając na reakcję pozostałych – wino robi swoje, aż nazbyt pobudzając. Chyba nie trafiłam najlepiej, bo moim oczom ukazują się wysokie półki z setkami, o ile nie tysiącami tomiszczy. Nie zatrzymuje się jednak, biblioteka może zapewnić nam prywatność - nie ma tu dużo osób, za to są wygodne sofy i to w pobliżu okien, które można otworzyć, co też czynię zanim opadam na wygodne siedzenie. - Kochany, jak się bawiłeś w kasynie? – rozpoczynam grzecznie, już spokojniej – może to pierwsze uderzenie mroźnego powietrza podziałało na mnie orzeźwiająco. Pomimo że wciąż mi duszno, wyciągam wyciągam ozdobną papierośnicę i odpalam papierosa o owocowej nucie, wcześniej umieszczając go w eleganckiej fifce. Wciąż pamiętam, że Cassius obiecał mi taniec, jednakże wydaje się - o ile mój osąd nie jest zaburzony - że wszyscy potrzebujemy chwili odpoczynku w niezatłoczonym miejscu, by być w stanie w ogóle pomyśleć o wytańczeniu krążącego we krwi alkoholu.
- Bardzo chętne - przytaknęłam, uśmiechając się do niego.
Odwzajemnił mój gest, a ja ze szczerością przyznałam sobie, że chyba pierwszy raz widziałam, jak naprawdę się uśmiecha. Z każdą chwilą spędzoną wspólnie mieliśmy okazję poznać się jeszcze lepiej. Dobrze będzie, jeśli uda nam się dowiedzieć o sobie jak najwięcej przed zawarciem małżeństwa, aby wejście w ten stan było jak najbardziej naturalne.
- Tak, drugiego lutego - potwierdziłam znowu.
Nie bardzo rozumiałam co kierowało nią, aby wybrać akurat tę datę, ale zgodziłam się na nią, nie mając lepszego pomysłu na termin. Zresztą, prawdę mówiąc, zostałam trochę postawiona pod ścianę. Przez chwilę nawet podczas tej rozmowy czułam się tak, jakbym nie zgodziła się na ten dzień, to miała skazać się na piekło do końca życia. Oczywiście z jej strony.
- Nie, nie. Żadnego imperium nie rzuciłam, skąd w ogóle ten pomysł - zaprzeczyłam szybko, rozbawiona. - Pańsk… znaczy, twoja matka jest bardzo stanowcza jeśli chodzi o organizację ślubu. Jeśli mogę być szczera, to praca z nią jest dosyć trudna…
Spojrzałam niepewnie na swojego narzeczonego. Nie chciałam być nie miła dla jego matki, przynajmniej w jego obecności. Miałam nadzieję, że nie odbierze tego w negatywny sposób.
- Aczkolwiek ja to rozumiem, na pewno po prostu chce dla swojego syna jak najlepiej. To bardzo dobrze o niej świadczy. Staram się mieć wpływ na co ważniejsze decyzje i wypowiadać także swoje zdanie na różne tematy - dodałam uprzejmie.
Nie pozwolę sobą rządzić drugiej kobiecie. Co innego mężczyzna, mężczyzna miał z góry ustalony status społeczny. Ale żadna przyszła teściowa, lady Black, która w dodatku pochodzi od Malfoy’ów, nie będzie wchodzić mi na głowę. Po za tym, tyle marzyłam o tym ślubie, tak długo go planowałam, co do najmniejszych szczegółów, że nie pozwolę zniszczyć sobie tego, co wymyśliłam.
- Czy drugi luty to dobry termin? Na początku miałam wrażenie, że trochę zbyt szybko. Niektóre pary są narzeczeństwem przez długie miesiące, nim wezmą ślub. Twoja matka jednak bardzo naciskała - spojrzałam mu w oczy.
Czy i Corvus chciał tak szybkiego ślubu? Ja sama nie wiedziałam. Z jednej strony nie mogłam się już doczekać białej sukni, kroczenia wśród gości przed urzędnika, który udzieli nam ślubu, z drugiej jednak byłam pełna niepewności. Ledwo co przyzwyczaiłam się do tytułu narzeczonej lorda Black’a, a już po chwili sama miałam zmienić nazwisko.
Rozejrzałam się. Do pomieszczenia weszły inne osoby, chyba lady Parkinson, Lestrange i lord Nott. Poczułam się trochę dziwnie. Byłam w trakcie prywatnej rozmowy, a nagle ktoś swoim gadaniem i hałasowaniem nam przeszkadzał. Zwróciłam się więc do narzeczonego.
- Może oddalimy się jeszcze kawałek? - zapytałam, nachylając się lekko nad nim i dodając szeptem. - Obawiam się, że panna Parkinson trochę za dużo wypiła i może być dosyć hałaśliwa.
Posłałam mu jeszcze jeden delikatny uśmiech, wsuwając swoją dłoń na jego ramie i pozwalając, aby poprowadził mnie dalej od przybyłego towarzystwa.
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
- Możesz być pewna, że po ślubie nie będzie się do niczego wtrącać. Ona doskonale zna swoje miejsce i wie, że miejsce żony jest przy mężu i to mąż a nie teściowa może decydować o jej losie. Chociaż z tego, co mówił mi ojciec wynika, że na początku miał z nią spore problemy – zmarszczyłem czoło. Napomnienia ojca były mało konkretne, ale zrozumiałem przynajmniej tyle że mama nie była taka posłuszna jak powinna jako szlachcianka. Widocznie temperament Malfoy'ów nie pozwalał się jej podporządkować mężowi, teraz jednak była idealnym wzorem szlachcianki i żony. Nie przewidywałem jednak takich problemów z lady Rosalie, już teraz było dobrze widać, że świetnie zna swoje miejsce i obowiązki a w dodatku na każdym kroku zachowywała się jak dobrze wychowana arystokratka.
- Moja droga Rosalie – powiedziałem cicho z dziwną jak na siebie delikatnością w głosie. To chyba przez to jej spojrzenie w którym od razu utonąłem i przestałem zwracać uwagę na to co dzieje się dookoła. Możliwe że mogła właśnie teraz koło nas przelecieć wystrzelona z czyjejś różdżki Avada a ja nawet bym tego nie zauważył zbyt pochłonięty wpatrywaniem się w twarz mojej narzeczonej. Była taka słodka i niewinna że aż przeszedł mnie dreszcz. - Gdyby to zależało tylko ode mnie, to już teraz porwałbym cię do Ministerstwa i zażądał udzielenia nam natychmiastowego ślubu. Na co czekać, skoro dopełniliśmy już formalności? Nic się między nami już nie zmieni, w moim życiu nie ma nikogo innego kto mógłby naruszyć naszą umowę. - Nagle dostrzegłem coś jeszcze, jakiś ruch w dalszej części pomieszczenia i chwilę potem weszły do środka kolejne osoby. Mogłem się spodziewać, że przy takim tłumie długo nie pobędziemy sami ale nie sądziłem, że przerwie się nam tak szybko.
Z westchnieniem ująłem jej wyciągnięte ramię i podprowadziłem ją dalej od rozbawionego towarzystwa. Zniknęliśmy między półkami z literaturą światową a wielkie regały tłumiły odgłos kroków i rozmów toczonych metry od nas. Znów byliśmy sami a do północy zostało jeszcze mnóstwo czasu.
- A w twoim, Rosalie? Lord Yaxley wspominał o jakimś incydencie z pewnym szlachcicem którego nazwiska już nie pamiętam – spojrzałem na nią z wyczekiwaniem, aby bliżej przybliżyła mi tą sprawę. Ja się nie wahałem w kwestii ślubu i byłem zdeterminowany aby jak jak najszybciej pojąć lady Rosalie za żonę, ale może ona miała jakieś wątpliwości i dlatego się wahała czy drugi luty to dobra data?
- No niektóre kobiety tak mają, próbują pokazać swoją władzę i uświadomić o niej swojego mężczyznę, chcąc by to on się podporządkował - a w szczególności Malfoy’e dodałam już w myślach. - A tu nie tędy droga.
Spojrzałam na Corvusa z pewnego rodzaju pewnością siebie. Przyzwyczajona byłam, że to wokół mnie skakali, co chciałam to miałam, co powiedziałam, tak było zrobione. Z drugiej strony ojciec zawsze uczył nas, jak powinnyśmy zachowywać się w stosunku do mężczyzn, a ciocia dawała dobre rady, jak owinąć ich sobie wokół palca. Nie bez przyczyny moja kuzynka była przecież w tym bardzo dobra.
Zarumieniłam się słysząc, jakim tonem zwrócił się do mnie Corvus. Serce zabiło mi mocniej, patrzył mi w oczy i wyglądał na kompletnie zauroczonego. Uwielbiałam, gdy mężczyzna wpadał w taki stan. Dawało mi to tyle radości, tyle pewności siebie. Kiedyś pewnie zastanawiałabym się ile z jego słów jest prawdą, ile z uczuć tych wszystkich mężczyzn szło prosto z serca, a ilu zapominało o mnie w momencie, gdy zniknęłam za zakrętem. Teraz jednak nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Skoro pozwolono mi posiadać ten dar, jakim były geny tak cudownych istot jak wille, grzechem byłoby tego nie wykorzystać.
- Oh, Corvusie. Nie wiem czy twoja matka wybaczyłaby ci, gdyby jej wszystkie starania poszły na marne i nie dane byłoby jej się pochwalić, jaką narzeczoną znalazła swojemu synowi - zażartowałam.
Pozwoliłam się poprowadzić. Znaleźliśmy się pomiędzy regałami. Przejechałam dłonią po księgach, wiele tytułów z literatury światowej na chwilę przykuły moją uwagę. Spojrzałam na niego dopiero, gdy zadał mi pytanie.
Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Sprawa, jaka miała swój koniec na początku listopada nie raz jeszcze dawała mi o sobie znać. Chociaż udawałam przed wszystkimi, a przede wszystkim przed sobą, że wszystko jest w porządku, to nie zawsze tak było. Zacisnęłam usta w prostą linię, nie wypadało kłamać.
- W moim również - odpowiedziałam. - Lord Fawley… bardzo mu zależało na związku ze mną. Tak bardzo, że przyszedł do mojego ojca, przekonywał go tak zawzięcie, że aż mój ojciec zgodził się porozmawiać z nestorem. Fawley’e i Yaxley’e za sobą nie przepadają. W każdym razie nestor się nie zgodził, a my musieliśmy zakończyć naszą znajomości. Nie wydarzyło się nic, co powinno ciebie niepokoić.
Uśmiechnęłam się lekko. Miałam nadzieję, że wystarczająco szczegółowo odpowiedziałam na jego pytanie. Zresztą, sam mi powiedział przecież, że nie interesują go inni mężczyźni w moim życiu. Chociaż, może im bardziej stawałam się jego, tym jego pogląd na tę kwestię coraz bardziej się zmieniał?
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
- Miała już swoją szansę kilka lat temu, więc teraz powinna oddać stery w inne ręce. Nie może ciągle chodzić koło mnie jak kwoka, mam już swoje lata i umiem sobie sam poradzić we własnym życiu. Także z nieposłusznymi i szalonymi narzeczonymi – powiedziałem przezornie ze śmiechem na wszelki wypadek. Nie podejrzewałem, aby z Rosalie były jakieś problemy, co do tego moi rodzice nie mieli akurat żadnych wątpliwości, że będzie idealną i posłuszną żoną którą warto oddać w moje ręce. Mnie natomiast interesowało tylko to, aby dała mi męskiego potomka, nie wywoływała niepotrzebnych afer i oczywiście nie wtrącała się w moje szpitalne sprawy. Nie zamierzałem przed nią ukrywać mojej fascynacji eliksirami zresztą o tym wiedziało już wiele osób, ale nie musiała wiedzieć do czego mi ta fascynacja służy.
- W takim razie to nieistotne – skwitowałem krótko, analizując w myślach jej słowa. Nie widziałem w tym człowieku żadnego zagrożenia zwłaszcza że Rosalie sama przyznała, że to już skończone. A ja nie miałem powodów jej nie wierzyć bo do tej pory nie zrobiła nic, co wzbudziłoby moje podejrzenia. - Drugiego lutego w twoim życiu, w naszym życiu zacznie się nowy etap. Chciałbym, abyśmy do tego czasu zostawili przeszłość za sobą i skupili się tylko na tym, co nas czeka. Zgadasz się ze mną? Będziesz w stanie odgrodzić całe swoje życie i oddać się czemuś absolutnie nowemu? – zapytałem, powoli ważąc słowa.
Chciałem, aby wiedziała, jak bardzo mi na tym zależy. Że wraz z przyjęciem nazwiska Black będzie miała nie tylko nowe obowiązki ale i nową przyszłość. Nie zamierzałem jej tego utrudniać ani tłamsić jej niezależności, chociaż z wcześniejszych rozmów wynikało, że i tak będę mieć ciężki orzech do zgryzienia. Chociażby ta cała sprawa naszego mieszkania, w której musiałem niechętnie ulec świadomy że czasem trzeba iść na ustępstwa. I jeszcze kwestia jej złośliwej przyjaciółki, która wciąż była otwarta i wątpiłem, abyśmy kiedykolwiek doszli tu do porozumienia. Darcy Rosier na pewno będzie między nami kością niezgody ale na szczęście to nie ja będę musiał się podporządkować.
- O nie, tylko nie partnerów. Czy drzewo może być moim partnerem? – spytała cicho, lecz Emery już pociągnęła ją na zewnątrz. Tłumy ludzi peszyły Constance. Alkohol wirował w głowie, a ta ciągle skupiała się na sobie i własnej p o r a ż c e. Poprawiła suknie oraz futerko, które zsunęło się z ramion. Pragnęła zaprzeć się nogami w progu, aby uniknąć widowni i smętnych gratulacji. Co za takt, życzyć wszystkiego najlepszego wtedy, kiedy czyjeś życie się kończy. Definitywnie i niepodważalnie wraz z podpisem ojca, nestora oraz tych, którzy bezgranicznie skazali jej los na zmianę barw.
- Szukałyśmy? – powiedziała zbyt piskliwym głosem, a alkohol robił swoje. Czy nie miały wyjść na zewnątrz? Nie było mowy nic o kuzynach, lordach i innych dziwnych stworzeniach szlachetnych, które tylko czyhały na młode szlachcianki. A może na odwrót? Jaka siła zmuszała ludzi do bezceremonialnego znalezienia sobie partnera? To los, przeznaczenia, a gdzie był czas na miłość? Smutna potrzeba zwykłej bliskości, poczucia motyli w brzuchu kierowała małym ciałkiem Constance, która spojrzała na Cassiusa z nieco za dużym uśmiechem.
- Lordzie Nott, oczywiście, że szukałyśmy – zaćwierkotała, trzymając Emery za rękę. Ta chyba była o wiele lepszym nastroju niż lady Lestrange. Constance gdyby mogła to schowałaby się już pod drzewem i zniknęła w najdogodniejszej chwili w kominku. Paskudna porażka, paskudna niewiedza. Przeciskają się przez tłum ludzi, a ciepło uderza do policzków Constance. Emery rządzi się i prowadzi przyjaciółkę jak szmacianą lalkę, a panna Lestrange tylko mruga do Cassiua, że chyba mają przejść przez te drzwi. Przez chwilę zawahała się, czy Parkinsonówna na pewno wie, gdzie idzie. Biblioteka przypomina Constance o lekceważeniu historii magii i aż chętnie napisałby się kolejnego kieliszka wina. Opuszkami palców wodziła po jakieś książce, której nie potrafiła odczytać tytułu. Automatycznie otworzyła okno na oścież, a przez alkohol nie czuła kompletnie zimna. Constance z niesmakiem spojrzał jak Emery pali papierosa. Chociaż dym pachniał o dziwo zaskakująco dobrze, włosy przesiąkały każdym zapachem, a te miały być w idealnym stanie.
- Jakie mieliście atrakcje? Czyżby równie wymagające? Och, jak mogłam na to nie odpowiedzieć – Constance włączył się marudny tryb i smutno opadła na parapet, nie przejmując się, że może pobrudzić sukienkę. Już skrzaty zadbały na pewno, aby każdy kąt dworu błyszczał.
so much love, the more they bury
Uniosłam wzrok, wpatrując się w niego zainteresowana, gdy rozpoczął swój monolog. W naszym życiu, to brzmiało tak inaczej. Trudno było mi się do tego przyzwyczaić. Te słowa brzmiały tak obco, inaczej. Nie wiem, czy pokrywało się to z moimi wyobrażeniami. W sumie, pewnie nie. Od małego wyobrażałam sobie romantyczną miłość pełną uniesień, a tu nie mogłam zbytnio na nią liczyć, ale i tak było całkiem dobrze.
- Zostawić przeszłość za sobą - powiedziałam za nim niepewnie. - Jeśli nie każesz mi rezygnować z rodziny i najbliższych przyjaciół, to postaram się pozostawić wszystko co niepotrzebne w przeszłości i skupić się na przyszłości.
Już raz mu powiedziałam, że nie wyobrażam sobie, że miałabym wybierać pomiędzy nim, a kimś mi bliskim. Prędzej bym umarła niż się na to zgodziła. A jeśli Corvus nie chce mieć żony pogrążonej w ciągłej rozpaczy, powinien się kilka razy zastanowić, nim będzie chciał coś takiego u mnie wymusić.
Wierzyłam jednak, że jest mądrym mężczyzną, który nie będzie chciał mnie skrzywdzić. Patrząc tak na niego, zastanawiałam się czy czuł do mnie coś więcej, niż tylko sympatię. O ile takową mnie darzył. Nasz ślub tak szybki, tak mało czasu na przygotowania. Chociaż nie chciałam przyznać się do tego przed nim, a już zdecydowanie nie przed sobą, to obawiałam się tej zmiany. I jeszcze Darcy, która ostatnio pogrążona w fatalnym nastroju, nie stanowiła dla mnie wsparcia w tych trudnych przygotowaniach. Co jeszcze bardziej sprawiało, że się tym wszystkim martwiłam.
- Będę musiała wybrać się do naszej posiadłości - powiedziałam, odwracając głowę, by spojrzeć przez okno. - Dwa miesiące miną tak szybko, trzeba przygotować wszystko do naszej przeprowadzki.
Chciałam wprowadzić tam trochę własnych akcentów. Po sprytnie przemycone rodowe barwy Yaxley’ów, obrazy i dekoracje związane z liliami, po zwykłe przemeblowanie, aby żyło mi się tam lepiej. W końcu sam lord Black zostawił mi przygotowanie domu.
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Mimo że w małżeństwie szlachty to mąż stanowił tą ważniejszą połowę i to na jego głowie spoczywał ciężar rządzenia małżeństwem, to miałem dziwne i niepewne przeczucia, że w przypadku wili albo półwili albo i każdej innej ćwiartki wili, mężczyzna w takim związku będzie miał szalenie trudne zadanie. Kiedyś śmiałem się z nieszczęśników, którym przypadło w udziale takie małżeństwo i często nazywałem ich potem pantoflarzami, a teraz to ja miałem być jednym z nich. Postanowiłem jednak, że za wszelką cenę będę dążył do tego, aby pokazać kto z nas dwojga nosi spodnie.
- Darcy Rosier – powiedziałem te dwa słowa z westchnieniem, zdając sobie sprawę z tego, że niezależnie od moich przekonań i uporu lady Rosalie, zawsze będziemy toczyć o to bój. Wyglądało na to, że prędzej czy później będę musiał iść do swojego kuzyna na jakiś szybki kurs miłości do Rosierów. W przeciwnym wypadku z każdą wizytą tej małej bestii będę musiał wychodzić z domu albo trzymać swoją różdżkę z dala od dłoni. Jakiekolwiek odstępstwa w tej kwestii nie wchodziły w grę. Było jasne, że i ona pod jednym dachem oznaczało ryzyko wybuchu kolejnej wojny. Dziwiło mnie tylko, że już o wiele bardziej ceniłem sobie, bo na pewno nie szanowałem, towarzystwo tej rudej Weasley. Ale może to miało coś wspólnego z naszą wspólną przeszłością i faktem, że była moją pacjentką? Rosier też chętnie widziałbym na oddziale. Połamaną, z wyrwanymi stawami i jęczącą z bólu, to wynagrodziłoby wszystkie moje cierpienia.
- Hmmm, Rosalie? - powiedziałem nagle zdjęty dziwnym przeczuciem, uświadamiając sobie, że w ręce tej kruchej istoty oddaję właśnie umeblowanie całej wielkiej rezydencji. W myślach widziałem już całe korytarze pełne różowych tapet, dziesiątki taborecików i puf nie mówiąc o małżeńskiej sypialni pokrytej jakimś pretensjonalnym kwieciem. Stanąłem za narzeczoną kładąc jej dłonie na ramionach i pochylając się nad jej uchem, żeby nikt nas nie usłyszał. Ostatnie czego potrzebowałem to widzów podglądających jak prawie błagam narzeczoną, aby nie zmieniła naszego domu w dom dla lalek. - Ale pamiętasz o moim gabinecie, który sam sobie rozplanuję? Żadnych damskich akcentów – zastrzegłem od razu. Najchętniej zostawiłbym dom w czarnych, ponurych barwach, odcinając jak najbardziej dopływ słońca, ale z drugiej strony ukrywanie w mroku tak pięknego kwiatu jakim była Rosalie wydało mi się wielkim grzechem. - W każdym razie zajmiesz się tym za rok, teraz chodźmy do sali balowej. - Ująłem ją pod ramię, wyprowadzając z biblioteki i kompletnie nie wiedząc co nas w niej czeka.
Z/t
Trudno było dostrzec tak gwałtowny upływ czasu, kiedy nie musiał przejmować się dosłownie niczym w towarzystwie lordów (tych zacniejszych oraz tych nieszczególnie lubianych). Nie wiedział jednak, w którym momencie nastąpiło przeniesienie z kasyna prosto do tłumnej posiadłości ciotki. Był za to pewien, że ścisk nie służył jego potrzebie wyzwolenia się do mniej obleganej komnaty Hampton Court. Tkwił pomiędzy dwoma lordami, oczekując na szybkie ich udanie się do swoich dam, aż wreszcie trafił w towarzystwo jakichś dam, które zręcznie wyminął, usłyszawszy wołanie Emery.
Przy ulubionej kuzynce oraz partnerce sylwestrowego sabatu znalazł się tak szybko, jak jego lekkie upojenie alkoholem ciotki na to pozwoliło.
— Zjawiskowa suknia, panno Parkinson — mruknął cicho, przez moment nie zdając sobie sprawy z obecności Constance. Dopiero spojrzawszy na nią, uzmysłowił sobie własną gafę — Dobry wieczór, lady Lestrange. Wybrałaś wspaniała kreację — skomentował krótko, pozwalając sobie jeszcze na kilka uprzejmych skinień głową w stronę znajomych mu gości. Nadal znajdował się nieco poza zasięgiem ogólnej wrzawy, jednak szybko oprzytomniał, skupiając się całkowicie na Emery. Z ogromną ulgą powitał jej przejęcie inicjatywy. Będąc w towarzystwie dwóch dam nie wypadało mu prowadzić ich w rejony posiadłości, w których nie czułyby się komfortowo. Z resztą sam nie do końca zdawał sobie sprawę ze wszystkich tajemnic, które ciocia skrywała w swoim azylu. Wprawdzie nie raz i nie dwa miał możliwość ujrzenia jej bibliotecznych zbiorów, lecz nie pozwoliłby sobie na głębokie zaczytywanie się w tomach wbrew woli lady Nott. Z drugiej jednak strony dzisiaj nadarzała się okazja przejrzeć wszystko tak dokładnie, jak pozwalał im na to czas. Do północy pozostawało dość dużo ruchów wskazówek zegara, a nawiązana w międzyczasie wzrokowa nić porozumienia z Constance uświadamia mu, że nie tylko lordowie stawili czoła legendarnej nalewce spod rąk przywódczyni Sabatu.
Znalazłszy się ostatecznie pośród dzieł pisanych, pozwolił sobie na zuchwałą kradzież papierosa z kolekcji Emery, towarzysząc jej w profanowaniu ksiąg tytoniowym dymem i zapachem. Między kolejnymi pociągnięciami dymu pozwolił sobie odpowiedź na pytanie, zerkając na kuzynkę odrobinę przymglonym spojrzeniem.
— Ciocia wręczyła nam butelkę i kazała grać w bakarata — odparł, zerkając na Constance. — Domyślam się, że was także uraczyła swoim cudownym alkoholem. Cóż takiego ciocia przygotowała? — W takim towarzystwie formalności były zbędne. Rozmawiali na tyle cicho, by inni ich nie podsłuchali, a i tak wszyscy wydawali się być zainteresowani swoimi parami. Czyżby dla odmiany nikt nie poszukiwał plotek i skandali? Niedowierzanie w spojrzeniu Cassiusa wyrażało jedynie drwinę na coś takiego. Nie wierzył, że ktoś nie zamierzał zwietrzyć czegoś niepasującego do dzisiejszego wieczoru.
— Constance, dobrze się czujesz? — spytał cicho, spoglądając na Emery w poszukiwaniu i ratunku, i wyjaśnienia niezbyt dobrego stanu kuzynki. Wiedział, iż ciocia zadbała, by każda z dam czuła się bezpiecznie, ale panna Lestrange w jego nieco pijanym spojrzeniu nie wyglądała najlepiej. Może jednak coś już się wydarzyło... Ale w takim razie co? Musiało to być coś wyjątkowo skandalicznego, skoro Constance się tym przejęła.
We're not critics, we just hate it all anyway
those warnings prepared you for
Biblioteka, cudownie! Cisza, spokój, wygodne fotele do przeglądania licznych ksiąg. Chyba lady Nott nie będzie miała im za złe, jeśli wykorzystają je do chwilowego odpoczynku i ściszonej rozmowy. Prywatność to podstawa, ot co! - Och, doprawdy… Karty! Bardzo męskie zajęcie... – rzuciła z uśmiechem, bez ani odrobiny ironii; zastanawiała się, czy większa losowość wprowadziłaby panie w lepszy nastrój, gdyby lady Nott dała i im talię kart. Cóż musiało się dziać w kasynie! Toujours Pur zapewne rozwiązało język niejednemu szlachcicowi! - Na pewno bawiliście się aż za dobrze - lady Parkinson była rządna rewelacji... A Cassius powinien wiedzieć, że tylko czeka aż się nimi z nią podzieli.
Emery nie była pewna, co dokładnie lady Nott chciała osiągnąć zadając im te wszystkie pytania? To była tylko zabawa, forma wytknięcia błędów, a może lekcja, że wciąż powinny się wiele nauczyć zanim popadną w samo zachwyt? Alkohol krążył we krwi, co ewidentnie nie było powodem do dumy. Jednak przyszły się tu bawić, a odpowiednie napoje tylko ich do tego przygotują. Gdyby tylko przestało jej tak kręcić w głowie… Obawiała się, że jeszcze przez dłuższą chwilę nie będzie w stanie zachwycić wszystkich swoją wirującą suknią na parkiecie. Okropność! Z ulgą przyjęła podmuch lodowatego powietrza, który zetknął się z aż nazbyt rozgrzaną skórą. - Rozumiem, że wielu lordów zostało w tyle za tobą – albo i nie chciała dodać, gdy przyjrzała się kuzynowi; najwyraźniej on także przekonał się, co znaczą nalewki lady Nott. Też chciałaby mieć mocniejszą głowę, może wtedy nie upiłaby się kilkoma kieliszkami wina. Och, niepojęte! - Lady Nott, twoja szanowna ciotka, przetestowała naszą wiedzę z zakresu historii magii. Doprawdy dość nietypowa zabawa, jednak, najwyraźniej jak najbardziej skuteczna. Wątpię, czy więcej niż garstka osób jest jeszcze trzeźwa w tym domostwie, a noc taka młoda… – mówiąc to, Emery przyglądała się Constance kątem oka. Jej także nie podobał się ogólny wygląd kuzynki. Choć sama była dość… wstawiona, to potrafiła jeszcze przyglądać się krytycznie – w końcu nie raz przyjmowała wino, a później wyłapywała najgorętsze informacje z salonów. Potrafiła oceniać niezależnie od sytuacji. A Constance… Nie wyglądała najlepiej. Nagle poczuła wyrzuty sumienia – dlaczego weszła do biblioteki, czyżby spacer rzeczywiście był lepszym pomysłem? - Przeziębisz się, kochana. Lepiej usiądź z nami – wskazuje na jeden z wolnych foteli. Wolałaby kuzynka zajęła stabilniejsze miejsce, z oparciem, które wspomoże lekko zachwianą postawę.
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4