Jadalnia
AutorWiadomość
Jadalnia
Zdecydowanie jedno z najlepiej doświetlonych pomieszczeń w rodzinnej posiadłości Juliusa i Septimy Averych, rodziców Leandry i Perseusa - wszystko to jest zasługą strzelistych okien, które wychodząc na zachodnią stronę, łapią jak najwięcej światła słonecznego i dają doskonały widok na położone nieco niżej rozległe okoliczne tereny hrabstwa Shropshire. Po drodze do jadalni znajduje się monumentalny, chociaż może odrobinę ponury, hol wejściowy, ozdobiony niezwykle realistycznymi rzeźbami w rzeczywistych wymiarach i rodowym herbem przedstawiającym czerwony miecz rycerski zwrócony ostrzem ku górze na tle trzech niebieskich pstrągów i tarczy barwy srebrnej.
| 24 grudnia
Wszystko było gotowe już od dawna, zaplanowane w każdym calu, bez żadnych luk czy miejsc na drobne potknięcia. Święta to wszak okres wyjątkowy, spędzany w gronie najbliższych, natomiast sama Wigilia w Shropshire cieszyła się mianem specjalnego wydarzenia. Chociaż Julius Avery dość skutecznie powściągał swój entuzjazm, średnią wyrabiała Septima, która miłość do przełomu starego i nowego roku wyniosła z rodzinnego domu i na te parę dni porzucała wizerunek poprawnej do bólu lady, od której cieplejsza była nawet bryłka lodu - perlisty śmiech jasnowłosej wypełniał całą posiadłość, a coraz to nowe srebrzyste suknie wirowały w tańcach, którym nie było końca. Lekka atmosfera była zaraźliwa.
Tego wieczoru w rogu przestronnej jadalni zawitał kwartet smyczkowy, a do sztabu uwijających się skrzatów domowych dołączyły dwa kolejne. Suto zastawiony stół niemalże uginał się pod ciężarem różnorodności wykwintnych dań, które były w stanie zadowolić nawet najbardziej kapryśne podniebienia, a do kryształowych karafek zdekantowane zostały najznakomitsze wina, jakie kryła piwniczka Averych - każdy, kto miał z nimi jakąkolwiek styczność świadomy był tego, jak wielkimi koneserami win byli. Po raz pierwszy od dawna w tym wiekowym zamczysku wyczuwało się dobry nastrój. Nikt już zdawał się nie pamiętać o zamierzchłych niepowodzeniach, mocno dotykających familię, nikt nie wspominał nigdy niezrealizowanych scenariuszy ani ludzi, którzy mieli zostać już na stałe, a zaledwie prześlizgnęli się w parę chwil, niczym ogon komety - ich istnienie zostało całkowicie wymazane z kart historii, która skupiała się już na innych wątkach i innych bohaterach. A ci zawitali jakiś czas temu w holu wejściowym, przełamując kolejne schematy domniemanej sąsiedzkiej niechęci, ewoluującej w coś na kształt obopólnego zrozumienia i szacunku. I jedności, w szerszej perspektywie.
Po niemalże dworskim ceremoniale przywitania, obejmującym wymianę uprzejmości pomiędzy rodzicami Perseusa a ojcem i siostrą Lilith, młody szlachcic, po podążeniu śladem lorda i lady Avery, skłonił się usłużnie, by ucałować smukłą dłoń panny Greengrass, jedynej w całym tym towarzystwie, która go interesowała, w oficjalnym przywitaniu, które w podobnych okolicznościach było jedynym słusznym. Podsunął jej ramię, by wymijając charakterystyczne rzeźby, razem ruszyć w głąb holu.
- Mam nadzieję, że wytrzymasz rozmowy o geopolityce regionu i o pogodzie aż do deseru - oznajmił konspiracyjnym szeptem, pochylając się nieco w kierunku prowadzonej na odpowiednie miejsce przy jadalnianym stole blondynki, chociaż jego dość niepoważny uśmiech sugerował, że atmosfera przy uczcie wcale nie będzie tak formalna, jak mogłoby się zdawać. Teraz, gdy oczywistym było to, że wszystkie decyzje zostały już podjęte, a cała reszta stawała się zaledwie formalnością i małym teatrzykiem do rozegrania wedle ich własnego scenariusza, nic nie mogło pójść źle.
Wszystko było gotowe już od dawna, zaplanowane w każdym calu, bez żadnych luk czy miejsc na drobne potknięcia. Święta to wszak okres wyjątkowy, spędzany w gronie najbliższych, natomiast sama Wigilia w Shropshire cieszyła się mianem specjalnego wydarzenia. Chociaż Julius Avery dość skutecznie powściągał swój entuzjazm, średnią wyrabiała Septima, która miłość do przełomu starego i nowego roku wyniosła z rodzinnego domu i na te parę dni porzucała wizerunek poprawnej do bólu lady, od której cieplejsza była nawet bryłka lodu - perlisty śmiech jasnowłosej wypełniał całą posiadłość, a coraz to nowe srebrzyste suknie wirowały w tańcach, którym nie było końca. Lekka atmosfera była zaraźliwa.
Tego wieczoru w rogu przestronnej jadalni zawitał kwartet smyczkowy, a do sztabu uwijających się skrzatów domowych dołączyły dwa kolejne. Suto zastawiony stół niemalże uginał się pod ciężarem różnorodności wykwintnych dań, które były w stanie zadowolić nawet najbardziej kapryśne podniebienia, a do kryształowych karafek zdekantowane zostały najznakomitsze wina, jakie kryła piwniczka Averych - każdy, kto miał z nimi jakąkolwiek styczność świadomy był tego, jak wielkimi koneserami win byli. Po raz pierwszy od dawna w tym wiekowym zamczysku wyczuwało się dobry nastrój. Nikt już zdawał się nie pamiętać o zamierzchłych niepowodzeniach, mocno dotykających familię, nikt nie wspominał nigdy niezrealizowanych scenariuszy ani ludzi, którzy mieli zostać już na stałe, a zaledwie prześlizgnęli się w parę chwil, niczym ogon komety - ich istnienie zostało całkowicie wymazane z kart historii, która skupiała się już na innych wątkach i innych bohaterach. A ci zawitali jakiś czas temu w holu wejściowym, przełamując kolejne schematy domniemanej sąsiedzkiej niechęci, ewoluującej w coś na kształt obopólnego zrozumienia i szacunku. I jedności, w szerszej perspektywie.
Po niemalże dworskim ceremoniale przywitania, obejmującym wymianę uprzejmości pomiędzy rodzicami Perseusa a ojcem i siostrą Lilith, młody szlachcic, po podążeniu śladem lorda i lady Avery, skłonił się usłużnie, by ucałować smukłą dłoń panny Greengrass, jedynej w całym tym towarzystwie, która go interesowała, w oficjalnym przywitaniu, które w podobnych okolicznościach było jedynym słusznym. Podsunął jej ramię, by wymijając charakterystyczne rzeźby, razem ruszyć w głąb holu.
- Mam nadzieję, że wytrzymasz rozmowy o geopolityce regionu i o pogodzie aż do deseru - oznajmił konspiracyjnym szeptem, pochylając się nieco w kierunku prowadzonej na odpowiednie miejsce przy jadalnianym stole blondynki, chociaż jego dość niepoważny uśmiech sugerował, że atmosfera przy uczcie wcale nie będzie tak formalna, jak mogłoby się zdawać. Teraz, gdy oczywistym było to, że wszystkie decyzje zostały już podjęte, a cała reszta stawała się zaledwie formalnością i małym teatrzykiem do rozegrania wedle ich własnego scenariusza, nic nie mogło pójść źle.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Przygotowania do tego szczególnego wieczoru trwały już od samego rana. Ojciec załatwiał jeszcze jakieś formalności, co chwilę wskakując do kominka by zniknąć na parę dłuższych chwil i ponownie pojawić się w posiadłości, głośnym trzaskiem oznajmiając swoją obecność. My natomiast (ja i moje odbicie lustrzane) miałyśmy czas - właściwie to cały jego ogrom - by zrobić się na bóstwa. W sumie nadal nie mogłam uwierzyć w to co się właśnie działo - wigilijna kolacja u Averych? Nie do pomyślenia! Naprawdę nie miałam pojęcia, co roztopiło lód wokół serc naszych ojców i jakim cudem dokonał tego Perseus (kogo innego mogła być to sprawka?), ale byłam mu dozgonnie wdzięczna. Święta to czas który powinno się spędzać z rodziną, a młody szlachcic był przeze mnie zaliczany do tegoż właśnie wąskiego grona. Mój dobry nastrój, który udzielał się każdemu kto choć na chwilę przystanął w mojej obecności, nie powinien więc dziwić nikogo.
Kilka godzin później, o wcześniej umówionej porze, przybyliśmy do dworku państwa Averych w Shropshire. Wymiana uprzejmości (na całe szczęście! gdyż nigdy nie byłam ich wielką fanką) nie trwała zbyt długo i pomimo oficjalnego tonu, miała w sobie nutę ciepła, jakiej już dawno obydwie te rodziny nie uświadczyły ze swojej strony. Posłałam pełne podekscytowania spojrzenie i uśmiech memu towarzyszowi, po czym grzecznie ruszyłam w kierunku w jakim mnie poprowadził.
- Również mam taką nadzieję. - Odszepnęłam mu w podobnym tonie, nim przekroczyłam próg jadalni. Pomimo swej szeroko pojętej ignorancji, którą obdarzałam większość uroczystości w towarzystwie szlachty, święta były tym szczególnym czasem, kiedy nie zamieniłabym swojego życia na żadne inne. Bogato zastawione stoły, uginające się pod ciężarem różnorodnych potraw i trunków - w większości procentowych, uwijające się skrzaty, prywatna orkiestra, określone grono bliskich naszemu sercu osób i atmosfera, której nie dało się pomylić z żadną inną. Przepiękna bajka, w której dzisiaj przyszło nam tonąć, pozwalała na ten krótką chwilę zapomnieć o wszystkich troskach i smutkach życia codziennego.
Ledwo dwie - trzy godziny później, było już po wszystkim a my mogliśmy delektować się wykwintnym winem i wymianą przeróżnych historii, zarówno tych pochodzących z naszego podwórka jak i tych zza granic kraju. Upijałam właśnie kolejny łyk rubinowego trunku, powściągając nieco swe wodze i pilnując by nie doprowadzić się do stanu wskazującego, skupiając swoją uwagę na kolejnej opowieści, tym razem ze strony ojca Perseusa. Jemu samemu zaś, posłałam roziskrzone spojrzenie, łapiąc jego dłoń w przeciągłym geście, który tak naprawdę trwał zaledwie na kilka sekund.
- Naprawdę nie mogę uwierzyć w widok malujący się przed moimi oczami. - Szepnęłam w jego kierunku. - Czy to aby na pewno nasi rodzice? - Dodałam, sugestywnie unosząc brew i wbijając swój wzrok w ukochanego.
Kilka godzin później, o wcześniej umówionej porze, przybyliśmy do dworku państwa Averych w Shropshire. Wymiana uprzejmości (na całe szczęście! gdyż nigdy nie byłam ich wielką fanką) nie trwała zbyt długo i pomimo oficjalnego tonu, miała w sobie nutę ciepła, jakiej już dawno obydwie te rodziny nie uświadczyły ze swojej strony. Posłałam pełne podekscytowania spojrzenie i uśmiech memu towarzyszowi, po czym grzecznie ruszyłam w kierunku w jakim mnie poprowadził.
- Również mam taką nadzieję. - Odszepnęłam mu w podobnym tonie, nim przekroczyłam próg jadalni. Pomimo swej szeroko pojętej ignorancji, którą obdarzałam większość uroczystości w towarzystwie szlachty, święta były tym szczególnym czasem, kiedy nie zamieniłabym swojego życia na żadne inne. Bogato zastawione stoły, uginające się pod ciężarem różnorodnych potraw i trunków - w większości procentowych, uwijające się skrzaty, prywatna orkiestra, określone grono bliskich naszemu sercu osób i atmosfera, której nie dało się pomylić z żadną inną. Przepiękna bajka, w której dzisiaj przyszło nam tonąć, pozwalała na ten krótką chwilę zapomnieć o wszystkich troskach i smutkach życia codziennego.
Ledwo dwie - trzy godziny później, było już po wszystkim a my mogliśmy delektować się wykwintnym winem i wymianą przeróżnych historii, zarówno tych pochodzących z naszego podwórka jak i tych zza granic kraju. Upijałam właśnie kolejny łyk rubinowego trunku, powściągając nieco swe wodze i pilnując by nie doprowadzić się do stanu wskazującego, skupiając swoją uwagę na kolejnej opowieści, tym razem ze strony ojca Perseusa. Jemu samemu zaś, posłałam roziskrzone spojrzenie, łapiąc jego dłoń w przeciągłym geście, który tak naprawdę trwał zaledwie na kilka sekund.
- Naprawdę nie mogę uwierzyć w widok malujący się przed moimi oczami. - Szepnęłam w jego kierunku. - Czy to aby na pewno nasi rodzice? - Dodałam, sugestywnie unosząc brew i wbijając swój wzrok w ukochanego.
And on purpose,
I choose you.
.
I choose you.
.
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Jak daleko wstecz sięgała historia tragicznych kontaktów sąsiedzkich, gdzie zamiast popołudniowej herbaty w miłej atmosferze toczono wojny podjazdowe o każdy cal ziemi, wykłócając się bez końca, że granica znowu została przesunięta niepostrzeżenie - nawet jeśli przebiegała dokładnie tym samym szlakiem? Ile razy zamiast zaproszeń na wspólne celebracje, wysyłano listy o chłodnej treści, które tylko piętrzyły ilość wydumanych problemów, których genezy nikt już nie pamiętał? Prowodyrzy zamierzchłych konfliktów już dawno odeszli z tego świata i chociaż Perseus zawsze zdawał się być miłośnikiem przestrzegania tradycji, z tą jedną próbował zerwać jeszcze zanim na dobre ją zrozumiał, chociaż początkowo odbywało się to przy głośnym akompaniamencie dezaprobaty i zakazów, które z czasem zmieniły się w milczące przyzwolenie.
A teraz mieli realne szanse na zakopanie topora wojennego. Nie było łatwo, nie po pierwszej dramatycznie zakończonej próbie w postaci niewspominanej już na głos przez nikogo Linette, której śmierć wyrżnęła na nowo przepaść i pozostawiła po sobie lawinę niewiadomych. Czyżby niewiadomych? Avery wciąż pamiętał nieco nieobecne spojrzenie sarnich oczu i kształtne usta smakujące sokiem pomarańczowym - nade wszystko pamiętał jednak bulgotanie ustawionego w kuchni kociołka i fioletowe opary, które zagęściły się zauważalnie, gdy do cynowego naczynia z cichym chlupnięciem dołączyła garść składników, których nawet nie próbował rozpoznać. Minęło trochę czasu, nim z niewypowiedzianych pytań o swój udział w tej niebywałej tragedii przeszedł do etapu akceptacji; najprawdopodobniej miał na rękach krew przyobiecanej mu alchemiczki i było mu z tego powodu wszystko jedno. Czy czyniło to z niego potwora?
Nie patrzył wstecz, nie chciał tego czynić już nigdy więcej. Całymi latami robił wszystko, by być ostatnią osobą zasługującą na miano marzyciela, a i tak pomimo tego nie potrafił powstrzymać całkowicie wybuchającej pod jego powiekami feerii barw, układających się w wizje przyszłości dalekie od czarno-białych. Większość nieinteresujących go rozmów przy stole Perseus puszczał mimo uszu, uczestnicząc w nich niemalże automatycznie, co jakiś czas wtrącając swoje spostrzeżenia, lecz w gruncie rzeczy poświęcając niepodzielną uwagę właśnie Lilith. Nie potrafił sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek wcześniej wyglądała bardziej zjawiskowo. Ledwie słyszał zabawną anegdotę, którą jego ojciec raczył gości, to jednak nie miało dla niego większego znaczenia, najprawdopodobniej słyszał już tę historię w innych okolicznościach i w innym gronie. Usta Avery’ego wygięły się w lekkim uśmiechu, gdy kciukiem przesunął po wierzchu dłoni blondynki.
- Nie ciesz się zbyt prędko, moja droga. W święta wyrobią roczną normę dobrego humoru, a już w nowym roku wszystko wróci do normy - zaśmiał się niepoważnie, przechylając kryształowy kieliszek po raz kolejny, by upić rubinowego trunku. Nie miał wątpliwości; skończy się świąteczny pudding, skończy się i beztroska - zniknie gustownie przyozdobiona choinka niebotycznych rozmiarów, znikną i uśmiechy z lodowych masek. Schemat znał aż za dobrze, funkcjonował przecież w samym jego sercu już trzecią dekadę. - Zatańcz ze mną - zaproponował nagle, gdy od strony kwartetu smyczkowego zaczęły napływać mniej melancholijne dźwięki, zachęcające do wirowania na marmurowej posadzce nieopodal strzelistych okien, za którymi rozciągał się widok na rozświetlony zaczarowanymi, świątecznymi światełkami ogród. Avery podniósł się z miejsca, by przystanąć przy krześle Lilith i kłaniając się wpół, wyciągnąć rękę w jej kierunku, w pełnym oczekiwania geście. - Panienka pozwoli, lady Greengrass - powtórzył prośbę już z większą kurtuazją. Nie tę prośbę, która była od niego oczekiwana.
A teraz mieli realne szanse na zakopanie topora wojennego. Nie było łatwo, nie po pierwszej dramatycznie zakończonej próbie w postaci niewspominanej już na głos przez nikogo Linette, której śmierć wyrżnęła na nowo przepaść i pozostawiła po sobie lawinę niewiadomych. Czyżby niewiadomych? Avery wciąż pamiętał nieco nieobecne spojrzenie sarnich oczu i kształtne usta smakujące sokiem pomarańczowym - nade wszystko pamiętał jednak bulgotanie ustawionego w kuchni kociołka i fioletowe opary, które zagęściły się zauważalnie, gdy do cynowego naczynia z cichym chlupnięciem dołączyła garść składników, których nawet nie próbował rozpoznać. Minęło trochę czasu, nim z niewypowiedzianych pytań o swój udział w tej niebywałej tragedii przeszedł do etapu akceptacji; najprawdopodobniej miał na rękach krew przyobiecanej mu alchemiczki i było mu z tego powodu wszystko jedno. Czy czyniło to z niego potwora?
Nie patrzył wstecz, nie chciał tego czynić już nigdy więcej. Całymi latami robił wszystko, by być ostatnią osobą zasługującą na miano marzyciela, a i tak pomimo tego nie potrafił powstrzymać całkowicie wybuchającej pod jego powiekami feerii barw, układających się w wizje przyszłości dalekie od czarno-białych. Większość nieinteresujących go rozmów przy stole Perseus puszczał mimo uszu, uczestnicząc w nich niemalże automatycznie, co jakiś czas wtrącając swoje spostrzeżenia, lecz w gruncie rzeczy poświęcając niepodzielną uwagę właśnie Lilith. Nie potrafił sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek wcześniej wyglądała bardziej zjawiskowo. Ledwie słyszał zabawną anegdotę, którą jego ojciec raczył gości, to jednak nie miało dla niego większego znaczenia, najprawdopodobniej słyszał już tę historię w innych okolicznościach i w innym gronie. Usta Avery’ego wygięły się w lekkim uśmiechu, gdy kciukiem przesunął po wierzchu dłoni blondynki.
- Nie ciesz się zbyt prędko, moja droga. W święta wyrobią roczną normę dobrego humoru, a już w nowym roku wszystko wróci do normy - zaśmiał się niepoważnie, przechylając kryształowy kieliszek po raz kolejny, by upić rubinowego trunku. Nie miał wątpliwości; skończy się świąteczny pudding, skończy się i beztroska - zniknie gustownie przyozdobiona choinka niebotycznych rozmiarów, znikną i uśmiechy z lodowych masek. Schemat znał aż za dobrze, funkcjonował przecież w samym jego sercu już trzecią dekadę. - Zatańcz ze mną - zaproponował nagle, gdy od strony kwartetu smyczkowego zaczęły napływać mniej melancholijne dźwięki, zachęcające do wirowania na marmurowej posadzce nieopodal strzelistych okien, za którymi rozciągał się widok na rozświetlony zaczarowanymi, świątecznymi światełkami ogród. Avery podniósł się z miejsca, by przystanąć przy krześle Lilith i kłaniając się wpół, wyciągnąć rękę w jej kierunku, w pełnym oczekiwania geście. - Panienka pozwoli, lady Greengrass - powtórzył prośbę już z większą kurtuazją. Nie tę prośbę, która była od niego oczekiwana.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Obdarzyłam swego towarzysza karcącym spojrzeniem, przystrojonym jednak w delikatny uśmiech. Dobrze wiedziałam, że ma rację. Znałam ich nie od dzisiaj. Potrafiłam rozpoznać wymuszone uprzejmości, przywdziane maski... a mimo to ten wieczór wydawał się inny od wszystkich i to nie za sprawą swego świątecznego wydźwięku lecz prawdziwości, która co jakiś czas nieśmiało dawała o sobie znać czy to w słowach czy w gestach. Na ten jeden wieczór zarówno rodzina Avery jak i Greengrass postanowiła odrzucić w kąt wspomnienie rodzinnych niesnasek, pozwalając dwojgu młodym ludziom cieszyć się sobą i wizją wspólnej przyszłości. Co było na tyle skuteczne, żeby stopić grubą warstwę lodu, skuwającą serca członków obydwu rodów? Przyglądałam się ich twarzom, rozpromienionym radosnym; zapach beztroskich rozmów unosi się w powietrzu, skłaniając mnie do chwilowej zadumy. Kiedy ostatni raz zachowywali się podobnie? Obraz ten był tak abstrakcyjny, że z trudem przychodziło mi przyswojenie go i uznanie za realny. Choć z drugiej strony... przecież my od zawsze byliśmy ich słabością. Jak wiele trudu musieliby włożyć w zakazanie czterolatkom wizyt? W nakładanie na nas surowych kar za złamanie ów zakazu? Czy naprawdę byli aż tak bezsilni w stosunku co do dzieci, a później młodzieży? Dopiero teraz ta myśl zatruła wszystkie inne w mojej głowie. Czy możliwym było, by oprócz niemożności stanięcia pomiędzy mną a Perseusem towarzyszyła jej absolutna niechęć do wykonywania podobnych kroków? Przesunęłam wzrokiem po twarzach zebranych, lecz kiedy napotkałam tą jedną, szczególną i wyjątkową, całą swoją uwagę skupiłam na niej. Nie powinnam przywiązywać aż tak wielkiej wagi do czasu minionego i zdarzeń w nim zawartych. Moja ręka drgnęła, przez chwilę zrodziła się we mnie ochota dotknięcia policzka Averyego, lecz w ostatniej chwili udało mi się opamiętać, pozostawiając palce dłoni oplecione wokół kryształowego kieliszka. Na dźwięk jego słów, moja twarz ponownie rozpromieniała, lecz zamiast odpowiedzi, młody szlachcic otrzymał wymowne uniesie brwi i pytające spojrzenie. Obserwowałam każdy jego ruch, od momentu podniesienia się z krzesła, przez okrążenie go aż do ponownego zaproponowania mi tańca.
- Nie sposób Panu odmówić, Lordzie Avery. - Wbiłam w niego swoje roziskrzone spojrzenie, po czym podałam mu dłoń i z pełną gracją wstałam od stołu, by wraz z Perseusem udać się w stronę parkietu. - Zapewniasz nam odrobinę prywatności? - Szepnęłam konspiracyjnie w jego kierunku, oczywiście na tyle cicho by tylko on mógł to usłyszeć. Fakt, że teraz zapewne zwrócimy uwagę wszystkich niż ją od siebie odciągniemy zdawał się nie obchodzić mnie wcale. Teraz liczyliśmy się tylko my.
- Nie sposób Panu odmówić, Lordzie Avery. - Wbiłam w niego swoje roziskrzone spojrzenie, po czym podałam mu dłoń i z pełną gracją wstałam od stołu, by wraz z Perseusem udać się w stronę parkietu. - Zapewniasz nam odrobinę prywatności? - Szepnęłam konspiracyjnie w jego kierunku, oczywiście na tyle cicho by tylko on mógł to usłyszeć. Fakt, że teraz zapewne zwrócimy uwagę wszystkich niż ją od siebie odciągniemy zdawał się nie obchodzić mnie wcale. Teraz liczyliśmy się tylko my.
And on purpose,
I choose you.
.
I choose you.
.
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Ten wieczór był inny od wszystkich. Lilith jeszcze o tym nie wiedziała, przyjmując na swoje barki rolę jedynej nieświadomej pośród zebranych w Shropshire jednostek, lecz… może tak właśnie było lepiej? Pozostawić ostatni strzęp złudnej spontaniczności, nie zmywać bezlitośnie wszystkich znaków potwierdzających to, że dokładnie zaplanowane zostało nie tylko przyjęcie bożonarodzeniowe, ale i cała reszta, zdająca się być zaledwie otoczką, a jednak będąca główną osią. Zawsze śmieszyły go tradycyjne zaręczyny. Nie, żeby był fanem romantycznych gestów, których idei nigdy nie został nauczony rozumieć - fascynowały go mechanizmy rządzące zawiązywaniem sojuszy międzyrodowych, mechanizmy sprowadzające wszystko do polityki i handlu, gdy negocjowane były jak najkorzystniejsze dla obu stron warunki, a główni zainteresowani, tylko pozornie mający cokolwiek do powiedzenia, schodzili na najdalszy plan, o ich uczuciach już nie wspominając. Nikt się nie sprzeciwiał tym utartym schematom, tajemnicą poliszynela było to, że uprzywilejowana warstwa szlachetnie urodzonych winna dostrzegać szerszą perspektywę, w związku z czym uczucia stawały jedynym luksusem, na których nie było ich stać. Małżeństwo powinno być przecież sprawnie działającą machiną, umacniającą pozycję familii i zapewniającą jej przyszłość, a skoro i wspólne pożycie zostało odarte z głupiej emocjonalności zarezerwowanej dla gminu, dlaczego zaręczyny miałby się cieszyć taryfą ulgową? Krótkie zapoznanie szczęśliwych narzeczonych i przekazanie pierścienia rodowego wieńczącego tygodnie do miesięcy utrzymywanych w sekrecie rozmów pomiędzy nestorami; nikt nie liczył na nic więcej.
A oni, mimo wszystko, dostali więcej. Tragedią byłoby spisać to na straty.
Uśmiechnął się więc krótko, ujmując jej dłoń i ponownie, gdy zaprowadził już Lilith na parkiet, by drugą swoją dłoń ulokować na wysokości jej talii i przyciągnąć delikatnie do siebie - A zatem prywatność jest tym, czego pragniesz? - zapytał rozbawionym tonem. Czy mogli znajdować się pod większym obstrzałem niż w tym momencie? Nie czekając na odpowiedź i utrzymując nienaganną ramę, poprowadził ją pod łagodne światło kryształowego żyrandola w rytm tanecznej muzyki. Krok pierwszy, charakterystyczny błysk w chłodnych tęczówkach, zarezerwowany tylko dla niej, krok ósmy, wdzięczne uniesienie kącików ust ku górze, krok czternasty, zaciśnięcie palców na wąskiej talii, krok dziewiętnasty, zamaszysty obrót i wirujące w oczach zlewające się tło, krok dwudziesty piąty, przeniesienie drugiej ręki na kibić szlachcianki, krok dwudziesty szósty, uniesienie partnerki wysoko, trzymając ją pewnie i bezkompromisowo, wznosząc spojrzenie w poszukiwaniu jej oczu, przy jednoczesnym obrocie dookoła własnej osi, by w kroku dwudziestym siódmym z pewnym ociąganiem postawić towarzyszkę ponownie na marmurowej posadzce. Lilith znała kroki, tańczyli już wielokrotnie - lecz pierwszy raz tańczyli tak, pierwszy raz w prowadzeniu Perseusa był konkretny kierunek, pierwszy raz za sekwencją kroków krył się powód inny niż czysta przyjemność czerpana z tańca.
Ten wieczór był inny od wszystkich. Czy Lilith wciąż jeszcze o tym nie wiedziała, gdy kolejnym krokiem, zamiast dostawienia stopy prawej do lewej, był następny obrót, zwieńczony klęknięciem na jedno kolano? - Wyjdź za mnie, Lilith - odezwał się miękkim barytonem, otwierając przed nią wydobyte z wewnętrznej kieszeni wyściełane atłasem pudełeczko, którego zawartość lśniła charakterystycznym szkarłatem rodowej biżuterii, zaręczynowych rubinów. Znów to robił - zamiast zadawać pytania, wyrażał prośbę z ograniczoną możliwością odmowy. - Najprawdopodobniej nigdy już nie dowiemy się tego, czy przez przeszło dwie dekady nieświadomie dążyliśmy do takiego obrotu spraw, czy może całość była po prostu splotem przypadkowych zdarzeń i zbiegów okoliczności, ale wiem tyle, że jeśli mam z kimś budować wspólną przyszłość, chcę mieć u swojego boku ciebie, nikogo innego, tylko ciebie. To ciebie chcę przedstawiać jako lady Avery, to ciebie chcę nazywać moją - kontynuował, wypowiadając kolejne słowa płynnie, mimo że w jego głosie zdawała się rozbrzmiewać dziwna, niesłyszalna dotąd nuta. Żywił nadzieję, że lady Greengrass jest równie zdecydowana co do wizji swojej przyszłości i jego udziału w tejże, skoro blondynce nie przysługiwało już prawo odstąpienia. - Czy uczynisz mnie więc najszczęśliwszym mężczyzną stąpającym po ziemi i zostaniesz moją żoną? - zapytał, zamiast ponownie żądać. Ścisnął jej palce odrobinę mocniej, jakby z obawy, że cofnie się o krok i mu się wyślizgnie. Perseus Julius Avery i obawy o odrzucenie, świat niewątpliwie zmierzał ku upadkowi.
A oni, mimo wszystko, dostali więcej. Tragedią byłoby spisać to na straty.
Uśmiechnął się więc krótko, ujmując jej dłoń i ponownie, gdy zaprowadził już Lilith na parkiet, by drugą swoją dłoń ulokować na wysokości jej talii i przyciągnąć delikatnie do siebie - A zatem prywatność jest tym, czego pragniesz? - zapytał rozbawionym tonem. Czy mogli znajdować się pod większym obstrzałem niż w tym momencie? Nie czekając na odpowiedź i utrzymując nienaganną ramę, poprowadził ją pod łagodne światło kryształowego żyrandola w rytm tanecznej muzyki. Krok pierwszy, charakterystyczny błysk w chłodnych tęczówkach, zarezerwowany tylko dla niej, krok ósmy, wdzięczne uniesienie kącików ust ku górze, krok czternasty, zaciśnięcie palców na wąskiej talii, krok dziewiętnasty, zamaszysty obrót i wirujące w oczach zlewające się tło, krok dwudziesty piąty, przeniesienie drugiej ręki na kibić szlachcianki, krok dwudziesty szósty, uniesienie partnerki wysoko, trzymając ją pewnie i bezkompromisowo, wznosząc spojrzenie w poszukiwaniu jej oczu, przy jednoczesnym obrocie dookoła własnej osi, by w kroku dwudziestym siódmym z pewnym ociąganiem postawić towarzyszkę ponownie na marmurowej posadzce. Lilith znała kroki, tańczyli już wielokrotnie - lecz pierwszy raz tańczyli tak, pierwszy raz w prowadzeniu Perseusa był konkretny kierunek, pierwszy raz za sekwencją kroków krył się powód inny niż czysta przyjemność czerpana z tańca.
Ten wieczór był inny od wszystkich. Czy Lilith wciąż jeszcze o tym nie wiedziała, gdy kolejnym krokiem, zamiast dostawienia stopy prawej do lewej, był następny obrót, zwieńczony klęknięciem na jedno kolano? - Wyjdź za mnie, Lilith - odezwał się miękkim barytonem, otwierając przed nią wydobyte z wewnętrznej kieszeni wyściełane atłasem pudełeczko, którego zawartość lśniła charakterystycznym szkarłatem rodowej biżuterii, zaręczynowych rubinów. Znów to robił - zamiast zadawać pytania, wyrażał prośbę z ograniczoną możliwością odmowy. - Najprawdopodobniej nigdy już nie dowiemy się tego, czy przez przeszło dwie dekady nieświadomie dążyliśmy do takiego obrotu spraw, czy może całość była po prostu splotem przypadkowych zdarzeń i zbiegów okoliczności, ale wiem tyle, że jeśli mam z kimś budować wspólną przyszłość, chcę mieć u swojego boku ciebie, nikogo innego, tylko ciebie. To ciebie chcę przedstawiać jako lady Avery, to ciebie chcę nazywać moją - kontynuował, wypowiadając kolejne słowa płynnie, mimo że w jego głosie zdawała się rozbrzmiewać dziwna, niesłyszalna dotąd nuta. Żywił nadzieję, że lady Greengrass jest równie zdecydowana co do wizji swojej przyszłości i jego udziału w tejże, skoro blondynce nie przysługiwało już prawo odstąpienia. - Czy uczynisz mnie więc najszczęśliwszym mężczyzną stąpającym po ziemi i zostaniesz moją żoną? - zapytał, zamiast ponownie żądać. Ścisnął jej palce odrobinę mocniej, jakby z obawy, że cofnie się o krok i mu się wyślizgnie. Perseus Julius Avery i obawy o odrzucenie, świat niewątpliwie zmierzał ku upadkowi.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Pozwoliłam by jedna jego dłoń pochwyciła moją a druga spoczęła na talii, by w tym samym geście przyciągnąć mnie nieco bliżej siebie. Przygryzłam delikatnie dolną wargę, mniej więcej w tym samym momencie kiedy moja wolna ręka wędrowała na przeznaczone na czas trwania tańca miejsce. Dźwięk jego słów wywołał na mojej twarzy delikatny uśmiech, na chwilę zmuszając mnie do opuszczenia wzroku i skupieniu go na czymś innym, co w chwili tej nie miało większego znaczenia, jednak pozwoliło mi pohamować mój podszyty winem humor i podtrzymać moją nienaganną tego wieczoru, prezencję. - Nie żebym miała coś przeciwko podobnym spotkaniom, Twojej lub mojej rodzinie... - Zaczęłam, na powrót wbijając w niego swoje ciemne tęczówki, w których dzisiejszego dnia iskierki wydawały się tańczyć nieco bardziej szalenie niż zwykle. Byłam szczęśliwa. Przez tę krótka chwilę, mogłam skupić się jedynie na naszej dwójce, odrzucając wszystkie problemy dnia codziennego. - ale oddałabym wszystko, żeby teraz się stąd wyrwać i spędzić z Tobą choć chwilę na osobności. - Zdążyłam jeszcze nieco konspiracyjnie wyszeptać w jego kierunku, nim całkowicie oddaliśmy się tej pięknej czynności jaką był taniec. Znałam kroki bardzo dobrze, dane nam było tańczyć ze sobą nie raz i nie dwa, przez te dwadzieścia lat trafiło nam się tak wiele okazji, że dziś nie sposób było by je zliczyć w pamięci, jednak ten taniec był inny. Inny od wszystkich tych które odbyliśmy w przeszłości. Było w nim coś dziwnego, coś co sprawiało, że każdy ruch Perseusa, każdy gest wykonany przez niego w moim kierunku, spotykał się nie tylko z całkowita moją akceptacją i poddaniem się mu, ale również wywoływał ciepłe dreszcze, które raz po raz przebiegały moje drobne ciało. Tego wieczoru nie tylko ja to czułam, w oczach mojego wybrana mogłam dostrzec podobne iskry, do tych czających się w moich a samo spojrzenie jakim mnie raczył, było jedyne w swoim rodzaju. Potrafił wpatrywać się tak tylko w jedną osobę na świecie, we mnie. Obróciłam się wokół własnej osi po raz ostatni i nim zdążyłam podjąć się kolejnego kroku, przed moimi oczami powstał obraz, widywany jedynie w najśmielszych snach. Wolna dłoń odruchowo powędrowała w stronę ust, zakrywając je, w prawdziwym geście zaskoczenia. Czy nie spodziewałam się tego? Czy nie do tego dążyło nasze działanie i wszelkie podteksty oraz ukryte znaczenia zawarte w wymianie zdań pomiędzy naszą dwójką ostatnimi czasy? Odpowiedź brzmi: tak spodziewałam się, ale nie dziś, nie w tym miejscu i nie w taki sposób. Czułam jak zaszły mi drobnymi łzami, jednak dziś były to łzy szczęścia, nie smutku. Ścisnęłam jego dłoń mocniej, tak jakbym chciała zapewnić go, że nigdzie się nie wybieram, że nie mam zamiaru uciekać, nie od niego. W pierwszym geście delikatnie skinęłam głową, by w drugim, zaraz po tym jak wysłuchałam całej jego przemowy, kiwnąć nią kilka razy, jeszcze bardziej energiczne, pomiędzy dyskretnym (czy aby na pewno?) ścieraniem zagubionych na moich policzkach łez. - Oczywiście, że tak. Oczywiście, że za Ciebie wyjdę. - Wydusiłam z siebie w końcu drżącym głosem, pozwalając również, by Lord Avery wsunął na mój serdeczny palec lewej dłoni rodowy pierścień. W tej chwili z trudem hamowałam emocje jakie mną targały i zapewne gdyby nie szybko uświadomiony sobie przeze mnie fakt, że poza naszą dwójką w tym pomieszczeniu znajdują się jeszcze inni czarodzieje, uściślając - członkowie naszych rodów, rzuciłabym się mu na szyję, składając na jego ustach niezliczoną ilość pocałunków. - Och Perseusu, ja już zostałam uczyniona najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. - Szepnęłam jeszcze czule w jego kierunku, nim doszli do nas pozostali uczestnicy Wigilijnego wieczoru, w celu złożenia nam najserdeczniejszych gratulacji.
And on purpose,
I choose you.
.
I choose you.
.
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Czas zatrzymał się w miejscu. Chłonął wszystkie bodźce, nie znając umiaru - ciepło bijące z blisko znajdującego się ciała Lilith, łaskoczący oddech w okolicach obojczyka, wyraz zdziwienia, przytakiwanie, a następnie błysk wzruszenia, wpadające prosto w rozszerzone źrenice. Nie mógł się nasycić.
U l g a. Nie tego uczucia się spodziewał, a jednak to właśnie ono spłynęło na Avery’ego w pierwszej kolejności. Może słusznie? Wszak gdyby spotkał się z odmową, wielce niezręczna byłaby konieczność wyjaśnienia Lilith w niemalże pedagogiczny sposób, że jej wybór właściwie był iluzją, jego pytanie było retoryczne, a cały wieczór był przedstawieniem dla zaspokojenia wygórowanych oczekiwań, choć w gruncie rzeczy w dobrym tonie byłoby czysto informacyjne przedstawienie położenia, w którym zostali ulokowani przez siły wyższe objawiające się w postaci nestorów, zwieńczone przekazaniem pierścionka połyskującego czerwienią. Nie tak chciał zaczynać ich wspólną historię, nie tak chciał pisać ich pierwszy rozdział, skoro przed nimi była niezliczona ilość stron do wypełnienia. Ulga była więc dobra, a w ślad za nią podążył ciepły podmuch satysfakcji, gdy w pełni dotarło do niego to, co właśnie się stało, a w jego głowie odbiły się echem słowa lady Greengrass. Dopiero wtedy pozwolił sobie na szeroki uśmiech, dokładnie ten z serii zarezerwowanych dla wąskiego, zaledwie kilkuosobowego grona. Wciąż nie podnosząc się do pionu, ujął pierścień, by wsunąć go na palec szlachcianki i z zadowoleniem stwierdzić, że lśniący hipnotyzująco rubin, oprawiony w białe złoto, w którym wygrawerowane zostały runy układające się w rodową sentencję, oderint, dum metuant, pasował jak ulał, jakby tylko czekał właśnie na Lilith.
- O nic więcej nie mogę prosić - ale poproszę, w przyszłości, przekonamy się o tym boleśnie, ty i ja. Teraz jednak wciąż znajdowali się w małej bańce szczęścia, dlatego też wypowiedział te słowa przytłumionym szeptem, by następnie w przypływie ekspresji ucałować obie jej dłonie - na więcej nie pozwalała mu etykieta, ani czujne spojrzenia przedstawicieli obu familii, którzy spieszyli z gratulacjami, kiedy Avery tylko zdążył wstać. I tego wieczoru, wpatrując się w jaśniejącą twarz Lilith, z której starł kciukiem toczącą się powoli łzę, gdy ostatecznie zerknął w kierunku nadciągających szlachcianek i szlachciców, pierwszy raz od dawna widział w nich rodzinę, a nie stado sępów.
U l g a. Nie tego uczucia się spodziewał, a jednak to właśnie ono spłynęło na Avery’ego w pierwszej kolejności. Może słusznie? Wszak gdyby spotkał się z odmową, wielce niezręczna byłaby konieczność wyjaśnienia Lilith w niemalże pedagogiczny sposób, że jej wybór właściwie był iluzją, jego pytanie było retoryczne, a cały wieczór był przedstawieniem dla zaspokojenia wygórowanych oczekiwań, choć w gruncie rzeczy w dobrym tonie byłoby czysto informacyjne przedstawienie położenia, w którym zostali ulokowani przez siły wyższe objawiające się w postaci nestorów, zwieńczone przekazaniem pierścionka połyskującego czerwienią. Nie tak chciał zaczynać ich wspólną historię, nie tak chciał pisać ich pierwszy rozdział, skoro przed nimi była niezliczona ilość stron do wypełnienia. Ulga była więc dobra, a w ślad za nią podążył ciepły podmuch satysfakcji, gdy w pełni dotarło do niego to, co właśnie się stało, a w jego głowie odbiły się echem słowa lady Greengrass. Dopiero wtedy pozwolił sobie na szeroki uśmiech, dokładnie ten z serii zarezerwowanych dla wąskiego, zaledwie kilkuosobowego grona. Wciąż nie podnosząc się do pionu, ujął pierścień, by wsunąć go na palec szlachcianki i z zadowoleniem stwierdzić, że lśniący hipnotyzująco rubin, oprawiony w białe złoto, w którym wygrawerowane zostały runy układające się w rodową sentencję, oderint, dum metuant, pasował jak ulał, jakby tylko czekał właśnie na Lilith.
- O nic więcej nie mogę prosić - ale poproszę, w przyszłości, przekonamy się o tym boleśnie, ty i ja. Teraz jednak wciąż znajdowali się w małej bańce szczęścia, dlatego też wypowiedział te słowa przytłumionym szeptem, by następnie w przypływie ekspresji ucałować obie jej dłonie - na więcej nie pozwalała mu etykieta, ani czujne spojrzenia przedstawicieli obu familii, którzy spieszyli z gratulacjami, kiedy Avery tylko zdążył wstać. I tego wieczoru, wpatrując się w jaśniejącą twarz Lilith, z której starł kciukiem toczącą się powoli łzę, gdy ostatecznie zerknął w kierunku nadciągających szlachcianek i szlachciców, pierwszy raz od dawna widział w nich rodzinę, a nie stado sępów.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Zdążyłam jeszcze delikatnie ścisnąć dłoń Perseusa, nim zostałam wciągnięta w wir gratulacji, składanych przez rozentuzjazmowanych członków naszych rodzin. Sama zresztą z trudem panowałam nad targającymi mną emocjami.
Jeszcze nie wiem, ile wyrzeczeń i trudu przyniesie mi przyszłość z Tobą, nie. Na ten moment czuję się jakbym wygrała życie.
Ileż to bowiem panien marzy o podobnej historii? O prawdziwej miłości a nie jedynie wyjściu za mąż z powinności? Karmione od małego pięknymi baśniami, twardo zderzają się z rzeczywistością krótko po skończeniu pełnoletności. Zostają brutalnie wyrwane z objęć dziecięcych marzeń, ciskane zostają w obowiązki i powinności osób dorosłych, choć tak naprawdę same wciąż są jeszcze dziećmi. Teraz, tonąc w ramionach siostry, zastanawiam się jak wielkim darem i przekleństwem w jednym, jest płynąca w nas błękitna krew. Wszystkie te zakazy, nakazy, jak wielkimi szczęściarzami są Ci, którzy na co dzień mogą decydować o swoim życiu, bez obaw wyrażać swoje zdanie. My jedynie możemy lekko naginać ramy, które zamiast z biegiem czasu stawać się bardziej elastyczne, sztywnieją...
Z całą pewnością te święta, są jednymi z piękniejszych - znów mam rodzinę.
Jeszcze nie wiem, ile wyrzeczeń i trudu przyniesie mi przyszłość z Tobą, nie. Na ten moment czuję się jakbym wygrała życie.
Ileż to bowiem panien marzy o podobnej historii? O prawdziwej miłości a nie jedynie wyjściu za mąż z powinności? Karmione od małego pięknymi baśniami, twardo zderzają się z rzeczywistością krótko po skończeniu pełnoletności. Zostają brutalnie wyrwane z objęć dziecięcych marzeń, ciskane zostają w obowiązki i powinności osób dorosłych, choć tak naprawdę same wciąż są jeszcze dziećmi. Teraz, tonąc w ramionach siostry, zastanawiam się jak wielkim darem i przekleństwem w jednym, jest płynąca w nas błękitna krew. Wszystkie te zakazy, nakazy, jak wielkimi szczęściarzami są Ci, którzy na co dzień mogą decydować o swoim życiu, bez obaw wyrażać swoje zdanie. My jedynie możemy lekko naginać ramy, które zamiast z biegiem czasu stawać się bardziej elastyczne, sztywnieją...
Z całą pewnością te święta, są jednymi z piękniejszych - znów mam rodzinę.
And on purpose,
I choose you.
.
I choose you.
.
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie potrafił wybiegać myślami w odległą przyszłość i widzieć w niej realne sceny - aktualnie każde jego wyobrażenie podbite było zaskakującym wręcz szczęściem, przekłamującym każdy z obrazków wirujących w głowie. Nie planował niczego ponad następne świąteczne dni, które przyjdzie im razem spędzić, by powoli, lecz systematycznie i skutecznie wciągać Lilith coraz głębiej w rodzinę. Najpierw pierwszy dzień świąt, potem kameralna kolacja urodzinowa Laidan, następnie debiut na sabacie. Wszystko składało się wprost idealnie. Dla Avery'ego ten etap był prosty, być może nigdy nie pojmie prawdziwie tego, na jakie wyrzeczenia musi się zdobyć szlachetnie urodzona panna, która zostaje wyrwana wraz z korzeniami z jednego rodu i przesadzona do drugiego, mającego od tego momentu być nadrzędnym. Dla niego pojęcie rodziny było zawsze niezmienne. Z radosnymi iskrami tańczącymi w jasnych oczach uścisnął dłoń lorda Greengrassa, kątem oka spoglądając na Lilith i Ophelię, które już niedługo, najprawdopodobniej po raz pierwszy od dnia narodzin, miały zostać rozdzielone. Nie potrafił się tym jednak przejąć. Razem z zebranymi wzniósł w górę kielich w geście toastu za nowo nawiązany sojusz - nim to uczynił, chwycił szczupłą dłoń swojej narzeczonej.
To był ich wieczór. Pierwszy krok na ścieżce wspólnego życia.
To był ich wieczór. Pierwszy krok na ścieżce wspólnego życia.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Po uściskach dłoni, łzach szczęścia i słowach gratulacji, nadszedł czas na wzniesienie toastu - za nas, oczywiście. Od tego momentu, przez najbliższy czas, będziemy główną atrakcją arystokracji. Dwa niegdyś zwaśnione rody, połączone poprzez siłę miłości ich najmłodszych członków... Brzmi jak jedna z bajek, czytanych przez guwernantki na dobranoc, czyż nie? A jednak, to wszystko działo się naprawdę. Niedowierzanie połączone z radością, mieszało się na mojej twarzy, kiedy to po raz kolejny siadaliśmy do stołu a nasi ojcowie, pozwalali sobie na trochę więcej, niż dopuszcza tego etykieta. Może to tylko złudzenie, ale wydawało mi się, że pierwszy raz od dawna, na ich twarzach maluje się radość a nie wyuczone, skąpe i niemające nic wspólnego ze szczęściem, uśmiechy.
Wsunęłam delikatnie swoją wolną dłoń w dłoń Perseusa, bez obaw, że ktoś uzna to za zachowanie niestosowne lub gwałcące etykietę - już nie musieliśmy się ukrywać. Najlepiej świadczył o tym rubin, dumnie połyskujący na moim serdecznym palcu.
|zt x2
Wsunęłam delikatnie swoją wolną dłoń w dłoń Perseusa, bez obaw, że ktoś uzna to za zachowanie niestosowne lub gwałcące etykietę - już nie musieliśmy się ukrywać. Najlepiej świadczył o tym rubin, dumnie połyskujący na moim serdecznym palcu.
|zt x2
And on purpose,
I choose you.
.
I choose you.
.
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Jadalnia
Szybka odpowiedź