Biblioteka
AutorWiadomość
Biblioteka
To tutaj znajduje się największa część księgozbioru należącego do tej gałęzi rodu. Znaczna część ksiąg traktuje oczywiście o alchemii i dziedzinach pokrewnych, a także o historii magii, zaklęciach czy starożytnych runach. Można znaleźć i inne pozycje, jednak głównym celem Slughornów było gromadzenie woluminów na temat eliksirów. Pomieszczenie jest duże i dosyć jasne, utrzymane jednak w ciemnych, bordowych kolorach charakterystycznych dla rodu. Znajdują się tu także stoliki i wygodne fotele, w których można usiąść i oddać się lekturze.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
| 07.05
Siedziała przy jednym z ciemnych stolików w rodowej bibliotece przesyconej charakterystyczną wonią starych ksiąg, wpatrując się ponuro w okno, za którym znowu padał deszcz. Początek maja był naprawdę nieprzyjemny, zimny i deszczowy, a Evelyn miała wrażenie, że nawet ta zupełnie niemajowa pogoda może mieć związek z anomaliami, które od początku miesiąca ogarnęły kraj i uderzyły w jego mieszkańców bez względu na ich pochodzenie i poglądy. Sama szczęśliwie nie ucierpiała, ale anomalie nie ominęły jej siostry, która ucierpiała wskutek nieoczekiwanego wybuchu niepokojącej, mrocznej magii. Ucierpiało też paru dalszych członków rodziny i znajomych, a Evelyn, choć z natury była osobą egoistyczną i rzadko przejmowała się obcymi ludźmi, naprawdę martwiła się o rodzinę. Więzy krwi stanowiły dla niej wysoką wartość, szczególnie gdy w grę wchodziła ta najbliższa rodzina, nic więc dziwnego, że tragedia siostry poruszyła nią. Uświadomiła sobie też parę innych rzeczy: nawet szlachetna krew nie gwarantowała bezpieczeństwa. Byli wobec grozy anomalii tak samo bezradni jak szlamy i cała reszta społeczeństwa, co sprawiało, że Evelyn czuła się nieswojo. Nie lubiła czuć bezradności i lęku. Magia była dla niej czymś naturalnym i stałym w jej życiu, była absolutnie nieodłącznym atrybutem prawdziwego czarodzieja, a tymczasem teraz nawet rzucanie zaklęć niosło ze sobą posmak ryzyka. Nie mogła posługiwać się różdżką z taką swobodą jak zawsze, wiele czynności musząc wykonywać własnoręcznie, bez pomagania sobie magią, bo to mogło grozić uszkodzeniami otoczenia i potencjalnymi obrażeniami ciała... A z tymi nie potrafiła sobie radzić. Na ten moment.
Obok niej leżało kilka ksiąg poświęconych anatomii; od czasu, kiedy pojawiły się anomalie i Estelle ucierpiała wskutek nich, Evelyn wzięła się intensywnie za naukę i nadrabianie wiedzy, którą zaniedbała w natłoku innych umiejętności, które uznała za priorytetowe. Zawsze była pilną uczennicą i z zapałem zgłębiała tajniki alchemii, astronomii, zielarstwa czy magizoologii, ale zaniedbała anatomię, być może przez brak czasu, a może przez arogancję i pewność, że nic poważnego nie może jej grozić pod pieczą rodu. To był jej błąd, bo okazało się, że nawet nie wie, jak pomagać siostrze, a nawet samej sobie, kiedy różdżka z uporem płatała jej figle. Od początku maja spędzała więc dużo czasu w bibliotece, buszując wśród księgozbioru Slughornów; poza nadrabianiem anatomicznych zaległości, w innych księgach próbowała też znaleźć informacje na temat tego, czym mogły być anomalie i czy wydarzyły się w przeszłości. Niestety do tej pory nie znalazła nic konkretnego, choć zaglądała nawet do tych mrocznych ksiąg traktujących o czarnej magii.
Po mającej miejsce kilka dni temu rozmowie z Lilianą, która udzieliła jej kilku wskazówek, wróciła do szperania w woluminach zgromadzonych jeszcze przez jakichś jej przodków. Poprawiała wiedzę teoretyczną zarówno o anatomii pod kątem przydatności w alchemii, jak i o chorobach genetycznych, jak ta, która dręczyła jej siostrę, i przez którą prawdopodobnie Estelle ucierpiała mocniej, gdy zaczęły się anomalie.
Przewróciła kolejną stronicę, kiedy nagle w pomieszczeniu zmaterializował się domowy skrzat, mówiąc, że ojciec przysyła do niej gościa; Evelyn zamrugała szybko, ale potwierdziła, że zgadza się na jego przyjęcie. Ojciec był ostatnimi czasy niezwykle zajęty rodzinnymi sprawami, nie miał nawet czasu, by pomóc córce, choć prosiła go o odrobinę czasu; musiała jednak uszanować, że istniały pilniejsze sprawy i musiała poradzić sobie sama.
Wiedząc, że za chwilę jej samotność dobiegnie końca, poprawiła zbłąkane kosmyki i przygładziła bordową suknię, chociaż bladość jej twarzy i lekkie cienie przed oczami mówiły, że ostatnimi czasy nie sypiała jak należy. Było o to trudno, gdy nawet jej idealny świat szlachcianki dotknął niespodziewany kryzys.
Siedziała przy jednym z ciemnych stolików w rodowej bibliotece przesyconej charakterystyczną wonią starych ksiąg, wpatrując się ponuro w okno, za którym znowu padał deszcz. Początek maja był naprawdę nieprzyjemny, zimny i deszczowy, a Evelyn miała wrażenie, że nawet ta zupełnie niemajowa pogoda może mieć związek z anomaliami, które od początku miesiąca ogarnęły kraj i uderzyły w jego mieszkańców bez względu na ich pochodzenie i poglądy. Sama szczęśliwie nie ucierpiała, ale anomalie nie ominęły jej siostry, która ucierpiała wskutek nieoczekiwanego wybuchu niepokojącej, mrocznej magii. Ucierpiało też paru dalszych członków rodziny i znajomych, a Evelyn, choć z natury była osobą egoistyczną i rzadko przejmowała się obcymi ludźmi, naprawdę martwiła się o rodzinę. Więzy krwi stanowiły dla niej wysoką wartość, szczególnie gdy w grę wchodziła ta najbliższa rodzina, nic więc dziwnego, że tragedia siostry poruszyła nią. Uświadomiła sobie też parę innych rzeczy: nawet szlachetna krew nie gwarantowała bezpieczeństwa. Byli wobec grozy anomalii tak samo bezradni jak szlamy i cała reszta społeczeństwa, co sprawiało, że Evelyn czuła się nieswojo. Nie lubiła czuć bezradności i lęku. Magia była dla niej czymś naturalnym i stałym w jej życiu, była absolutnie nieodłącznym atrybutem prawdziwego czarodzieja, a tymczasem teraz nawet rzucanie zaklęć niosło ze sobą posmak ryzyka. Nie mogła posługiwać się różdżką z taką swobodą jak zawsze, wiele czynności musząc wykonywać własnoręcznie, bez pomagania sobie magią, bo to mogło grozić uszkodzeniami otoczenia i potencjalnymi obrażeniami ciała... A z tymi nie potrafiła sobie radzić. Na ten moment.
Obok niej leżało kilka ksiąg poświęconych anatomii; od czasu, kiedy pojawiły się anomalie i Estelle ucierpiała wskutek nich, Evelyn wzięła się intensywnie za naukę i nadrabianie wiedzy, którą zaniedbała w natłoku innych umiejętności, które uznała za priorytetowe. Zawsze była pilną uczennicą i z zapałem zgłębiała tajniki alchemii, astronomii, zielarstwa czy magizoologii, ale zaniedbała anatomię, być może przez brak czasu, a może przez arogancję i pewność, że nic poważnego nie może jej grozić pod pieczą rodu. To był jej błąd, bo okazało się, że nawet nie wie, jak pomagać siostrze, a nawet samej sobie, kiedy różdżka z uporem płatała jej figle. Od początku maja spędzała więc dużo czasu w bibliotece, buszując wśród księgozbioru Slughornów; poza nadrabianiem anatomicznych zaległości, w innych księgach próbowała też znaleźć informacje na temat tego, czym mogły być anomalie i czy wydarzyły się w przeszłości. Niestety do tej pory nie znalazła nic konkretnego, choć zaglądała nawet do tych mrocznych ksiąg traktujących o czarnej magii.
Po mającej miejsce kilka dni temu rozmowie z Lilianą, która udzieliła jej kilku wskazówek, wróciła do szperania w woluminach zgromadzonych jeszcze przez jakichś jej przodków. Poprawiała wiedzę teoretyczną zarówno o anatomii pod kątem przydatności w alchemii, jak i o chorobach genetycznych, jak ta, która dręczyła jej siostrę, i przez którą prawdopodobnie Estelle ucierpiała mocniej, gdy zaczęły się anomalie.
Przewróciła kolejną stronicę, kiedy nagle w pomieszczeniu zmaterializował się domowy skrzat, mówiąc, że ojciec przysyła do niej gościa; Evelyn zamrugała szybko, ale potwierdziła, że zgadza się na jego przyjęcie. Ojciec był ostatnimi czasy niezwykle zajęty rodzinnymi sprawami, nie miał nawet czasu, by pomóc córce, choć prosiła go o odrobinę czasu; musiała jednak uszanować, że istniały pilniejsze sprawy i musiała poradzić sobie sama.
Wiedząc, że za chwilę jej samotność dobiegnie końca, poprawiła zbłąkane kosmyki i przygładziła bordową suknię, chociaż bladość jej twarzy i lekkie cienie przed oczami mówiły, że ostatnimi czasy nie sypiała jak należy. Było o to trudno, gdy nawet jej idealny świat szlachcianki dotknął niespodziewany kryzys.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Szaleństwo powoli się uspokajało, choć daleko było mu do końca; tak podświadomie czułem każdego dnia, kiedy przychodziło mi pracować w szpitalu. Pacjenci nadal napływali, ale nie byli już tak liczni jak na samym początku maja. W ogóle teraz świat wydawał mi się zgoła inny niż jeszcze tę parę dni temu. Przejrzałem na oczy, wiele spraw trudnych odnalazło swoje rozwiązanie, a to dzięki Deirdre i Rycerzom, którym od tej pory musiałem znaleźć miejsce w swoim zabieganym życiu. Nie troszczyłem się o czas spotkań towarzyskich, tych i tak nie miałem zbyt wiele. Obawiałem się jedynie odrobinę o własną karierę, której nie mogłem teraz poświęcić tyle czasu niż dotychczas. Wierzyłem jednak, że to wszystko ma głębszy cel, że dzięki temu wspólnymi siłami naprawimy zepsuty świat, a słodka wizja potęgi oraz poznania nieznanych mi dotąd obszarów nauki zrekompensuje mi ewentualne niedogodności. Jeszcze nie widziałem znaczącej różnicy pomiędzy poprzednim, a obecnym życiem; podejrzewałem, że wszystko zmieni się z czasem. Wraz ze zdobywaniem doświadczenia, z działań innych popleczników Czarnego Pana. Byłem gotów zmierzyć się z każdym zadaniem, jakie miałoby spaść na moje barki. Poniekąd to właśnie tego oczekiwałem.
Myśl o tym skutecznie odwracała moją uwagę od rychłych zaręczyn, których data zbliżała się nieuchronnie, ale te rozważania przynosiły więcej smutnych niż pogodnych wniosków. To dlatego wolałem nadal rozmyślać nad własną karierą, nad swym uczestnictwem w ważnej dla magicznego społeczeństwa sprawie, wszystko właściwie podlegało ścisłej kontroli chłonnego umysłu. Wszystko poza tym jednym aspektem. Zmieniającym wszystko, co do tej pory znałem, do czego byłem przyzwyczajony.
Prośba lorda Slughorna wystosowana do mnie wczoraj nie napawała mnie ani dumą, ani szczególnym zadowoleniem. Oczywiście, że go szanowałem, w pewien sposób podziwiałem: dla mnie alchemia pozostawała mętną nauką z czasów szkolnych, zostawiałem jej tajniki wykwalifikowanym zawodowcom; poświęciłem się anatomii i leczeniu czarodziei. Niestety wizja przybycia do Westmorland, do miejsca skażonego krwią Rosierów nie napawała ani trochę optymizmem bądź chęcią do przebywania w tymże miejscu. Jak zwykle w takich sytuacjach bywa, musiałem odłożyć na bok własne uprzedzenia oraz dumę, wszystko dla dobra rodu. Ojciec nigdy nie wybaczyłby mi opieszałości, sam dobrze wiedział jak ważne w tych czasach były koneksje oraz sprzymierzeńcy. Nie trzeba było być specem od historii magii by wiedzieć, że nadciągały niebezpieczne chwile. Każdy sojusznik był na wagę złota, szczególnie znany od tylu lat. Dziwiłem się, że nasze rody jeszcze nie zawiązały oficjalnej przyjaźni, ale nawet jako mężczyzna nie miałem na to wpływu. W hierarchii byłem daleko za nestorem, daleko za własnym ojcem i braćmi; pozostało mi przyjmować kierunek rodu takim, jaki był. Tym lepiej czułem się z myślą, że mogę mieć wpływ na świat, pomimo braku zdania na sprawy rodzinne.
Ubrałem się elegancko, ale skromnie; na czarno, jak typowy Black. W końcu nie była to wizyta towarzyska, a nauka. Po przekroczeniu progu dworu wraz ze skrzatem udałem się do biblioteki, gdzie miała mnie oczekiwać Evelyn. Zawsze zastanawiało mnie jak to możliwe, że z Estelle potrafiłem nawiązać cieplejsze relacje niż z młodszą sióstr; teraz przed drzwiami pomyślałem sobie, że może właśnie w tym wszystkim chodzi o zainteresowanie naukami medycznymi.
- Lady – przywitałem się, wchodząc do pomieszczenia. Skłoniłem się jak nakazywała etykieta, choć moje gesty były mocno wyuczone. – Wierzę, że ojciec przekazał ci, że się zjawię dzisiejszego dnia – zacząłem, po czym przestąpiłem do przodu. Zawiesiłem na kobiecie wzrok, jej wygląd nie umknął mojej uwadze, ale nie zamierzałem tego komentować. Każdy miał swoje sprawy, koszmary dręczące go za dnia i w nocy. – Możemy zaczynać? – spytałem neutralnie. Może miała jakiś inny plan działania zanim przystąpimy do nauki.
Myśl o tym skutecznie odwracała moją uwagę od rychłych zaręczyn, których data zbliżała się nieuchronnie, ale te rozważania przynosiły więcej smutnych niż pogodnych wniosków. To dlatego wolałem nadal rozmyślać nad własną karierą, nad swym uczestnictwem w ważnej dla magicznego społeczeństwa sprawie, wszystko właściwie podlegało ścisłej kontroli chłonnego umysłu. Wszystko poza tym jednym aspektem. Zmieniającym wszystko, co do tej pory znałem, do czego byłem przyzwyczajony.
Prośba lorda Slughorna wystosowana do mnie wczoraj nie napawała mnie ani dumą, ani szczególnym zadowoleniem. Oczywiście, że go szanowałem, w pewien sposób podziwiałem: dla mnie alchemia pozostawała mętną nauką z czasów szkolnych, zostawiałem jej tajniki wykwalifikowanym zawodowcom; poświęciłem się anatomii i leczeniu czarodziei. Niestety wizja przybycia do Westmorland, do miejsca skażonego krwią Rosierów nie napawała ani trochę optymizmem bądź chęcią do przebywania w tymże miejscu. Jak zwykle w takich sytuacjach bywa, musiałem odłożyć na bok własne uprzedzenia oraz dumę, wszystko dla dobra rodu. Ojciec nigdy nie wybaczyłby mi opieszałości, sam dobrze wiedział jak ważne w tych czasach były koneksje oraz sprzymierzeńcy. Nie trzeba było być specem od historii magii by wiedzieć, że nadciągały niebezpieczne chwile. Każdy sojusznik był na wagę złota, szczególnie znany od tylu lat. Dziwiłem się, że nasze rody jeszcze nie zawiązały oficjalnej przyjaźni, ale nawet jako mężczyzna nie miałem na to wpływu. W hierarchii byłem daleko za nestorem, daleko za własnym ojcem i braćmi; pozostało mi przyjmować kierunek rodu takim, jaki był. Tym lepiej czułem się z myślą, że mogę mieć wpływ na świat, pomimo braku zdania na sprawy rodzinne.
Ubrałem się elegancko, ale skromnie; na czarno, jak typowy Black. W końcu nie była to wizyta towarzyska, a nauka. Po przekroczeniu progu dworu wraz ze skrzatem udałem się do biblioteki, gdzie miała mnie oczekiwać Evelyn. Zawsze zastanawiało mnie jak to możliwe, że z Estelle potrafiłem nawiązać cieplejsze relacje niż z młodszą sióstr; teraz przed drzwiami pomyślałem sobie, że może właśnie w tym wszystkim chodzi o zainteresowanie naukami medycznymi.
- Lady – przywitałem się, wchodząc do pomieszczenia. Skłoniłem się jak nakazywała etykieta, choć moje gesty były mocno wyuczone. – Wierzę, że ojciec przekazał ci, że się zjawię dzisiejszego dnia – zacząłem, po czym przestąpiłem do przodu. Zawiesiłem na kobiecie wzrok, jej wygląd nie umknął mojej uwadze, ale nie zamierzałem tego komentować. Każdy miał swoje sprawy, koszmary dręczące go za dnia i w nocy. – Możemy zaczynać? – spytałem neutralnie. Może miała jakiś inny plan działania zanim przystąpimy do nauki.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Poza tym, że wydarzyły się anomalie, życie Evelyn nie zmieniło się bardzo znacząco. Może nie licząc tego, że nabrała trochę więcej pokory wobec życia, przekonując się, że była wobec tych zmian równie bezbronna co plebs, nad którym zawsze odczuwała pewną wyższość. Co prawda ona wyszła z tego praktycznie bez szwanku, nie licząc kilku anomalii, które dotknęły ją przy próbach rzucania zaklęć, zanim ojciec nakazał jej ograniczenie używania czarów do minimum, ale ucierpiała jej siostra. Evelyn zdawała sobie sprawę, że równie dobrze ona mogła być na jej miejscu, gdyby też chorowała. Intensywne poszukiwanie wiedzy w ostatnich dniach zdawało się to potwierdzać – Estelle przez chorobę genetyczną mogła być dużo bardziej podatna na kaprysy magii, która zadziałała na nią w silny sposób, a Evelyn poczuła się wyjątkowo bezradna, kiedy kilka dni temu zdała sobie sprawę, że właściwie nie wie, co powinna robić w przypadku tak silnego ataku.
Siedziała w bibliotece nad książkami, mimo zmęczenia wertując kolejne stronice. Choć jej główną pobudką była chęć pomocy siostrze, wiedziała, że ta wiedza przyda jej się też w innych aspektach, także w alchemii, bo dzięki temu mogła udoskonalić umiejętności warzenia wywarów leczniczych.
Ojciec wspominał, że planuje przysłać do niej kogoś, kto z pewnością będzie dobrą pomocą w zakresie właśnie tej nauki. Nie od razu powiedział, że będzie to lord Black, zdając sobie sprawę, że ich relacje były raczej chłodne, ale Evelyn wiedziała, że nie pora na unoszenie się dumą. Potrzebowała każdej pomocy, a Black jako zawodowy uzdrowiciel na pewno doskonale znał się na anatomii, z pewnością lepiej niż jej ojciec. Wiedziała też, że jej siostra pozostaje w bliższych relacjach z Blackiem, może właśnie dlatego, że pracowali w tym samym miejscu. Evelyn nigdy nie chciała pobierać alchemicznego kursu w Mungu, woląc przejść ministerialny kurs, a potem zostać alchemikiem w rezerwacie smoków oraz warzyć mikstury we własnym zakresie, bez konieczności bycia na każde zawołanie uzdrowicieli, z których nie wszyscy mieli czystą krew i respektowali należyte podziały. Nie zniosłaby myśli o tym, że musi podlegać szlamom czy mieszańcom i wypełniać ich polecenia, choć ci spośród szlachetnie urodzonych, którzy decydowali się na karierę w ministerstwie lub w Mungu, musieli się z tym liczyć. O ile Estelle była mniej konserwatywna niż Evelyn, tak zastanawiało ją czasem, jak Black poradził sobie z tym podczas stażu, zanim zdobył pełnię uprawnień. Choć możliwe, że układy rodowe i tak stawiały go wyżej niż stażystów gorszego pochodzenia.
Gdy pojawił się w przestrzeni biblioteki, podniosła na niego wzrok. Nieco zmęczone, ale wciąż bystre spojrzenie jasnoniebieskich oczu przesunęło się po jego sylwetce.
- Lordzie Black – powitała go kulturalnie, jak należało. Mogła nie darzyć go wielką sympatią, ale doceniała fakt, że zgodził się na tę pomoc, no i w dzisiejszych czasach, kiedy część rodów przejawiała wyraźne tendencje do liberalizacji poglądów, należało tym bardziej szanować tych, którzy wciąż nie zapominali o dumnych tradycjach i zachowywali się stosownie do pochodzenia. Blackowie nawet w szlacheckim środowisku uchodzili za skostniałych i mających obsesję na punkcie czystości krwi, ale w obecnym czasie mogło to okazać się istotne. – Dziękuję za przybycie. Wierzę, że twoja wiedza i doświadczenie mogą okazać się niezwykle pomocne w obecnym czasie. – Zachęciła go gestem, by usiadł przy stoliku, w końcu niegrzecznym było kazać gościowi stać. – Jak pewnie już wspomniał mój ojciec, niestety anomalie nie ominęły i naszej rodziny. Estelle zachorowała, a ja zdałam sobie sprawę... że nawet nie wiem, jak sobie poradzić, gdyby tak jej dolegliwości się nasiliły. Chcę jej pomóc, więc to najwyższy czas... abym opanowała przynajmniej podstawowe wiadomości z zakresu anatomii – ciągnęła; być może odrobinę zagrała na emocjach Blacka, wspominając Estelle, ale naprawdę leżało jej na sercu jej zdrowie i było to widać. Nieczęsto przyznawała się otwarcie do tego, że czegoś nie wie. Zwłaszcza przed kimś pokroju Lupusa Blacka. Nie chciała i nie lubiła uchodzić za głupiutką lalkę, uwielbiała poszerzać swoją wiedzę, ale w kwestii tej leczniczej zwiodła ją zwykła arogancja. Teraz mogła to nadrobić, a skoro Lupus przyjął prośbę jej ojca i przybył tu... Była szansa, że jej pomoże.
- Co powinnam wiedzieć na początek? – zapytała więc. W ostatnich dniach poczytała więcej o chorobie Estelle oraz o sposobach łagodzenia jej objawów, ale czuła, że wciąż jej czegoś brakuje, tym bardziej, że anomalie czyniły tę sytuację odbiegającą od normy opisanej w książkach. Dlatego nie mogła polegać tylko na nich.
Siedziała w bibliotece nad książkami, mimo zmęczenia wertując kolejne stronice. Choć jej główną pobudką była chęć pomocy siostrze, wiedziała, że ta wiedza przyda jej się też w innych aspektach, także w alchemii, bo dzięki temu mogła udoskonalić umiejętności warzenia wywarów leczniczych.
Ojciec wspominał, że planuje przysłać do niej kogoś, kto z pewnością będzie dobrą pomocą w zakresie właśnie tej nauki. Nie od razu powiedział, że będzie to lord Black, zdając sobie sprawę, że ich relacje były raczej chłodne, ale Evelyn wiedziała, że nie pora na unoszenie się dumą. Potrzebowała każdej pomocy, a Black jako zawodowy uzdrowiciel na pewno doskonale znał się na anatomii, z pewnością lepiej niż jej ojciec. Wiedziała też, że jej siostra pozostaje w bliższych relacjach z Blackiem, może właśnie dlatego, że pracowali w tym samym miejscu. Evelyn nigdy nie chciała pobierać alchemicznego kursu w Mungu, woląc przejść ministerialny kurs, a potem zostać alchemikiem w rezerwacie smoków oraz warzyć mikstury we własnym zakresie, bez konieczności bycia na każde zawołanie uzdrowicieli, z których nie wszyscy mieli czystą krew i respektowali należyte podziały. Nie zniosłaby myśli o tym, że musi podlegać szlamom czy mieszańcom i wypełniać ich polecenia, choć ci spośród szlachetnie urodzonych, którzy decydowali się na karierę w ministerstwie lub w Mungu, musieli się z tym liczyć. O ile Estelle była mniej konserwatywna niż Evelyn, tak zastanawiało ją czasem, jak Black poradził sobie z tym podczas stażu, zanim zdobył pełnię uprawnień. Choć możliwe, że układy rodowe i tak stawiały go wyżej niż stażystów gorszego pochodzenia.
Gdy pojawił się w przestrzeni biblioteki, podniosła na niego wzrok. Nieco zmęczone, ale wciąż bystre spojrzenie jasnoniebieskich oczu przesunęło się po jego sylwetce.
- Lordzie Black – powitała go kulturalnie, jak należało. Mogła nie darzyć go wielką sympatią, ale doceniała fakt, że zgodził się na tę pomoc, no i w dzisiejszych czasach, kiedy część rodów przejawiała wyraźne tendencje do liberalizacji poglądów, należało tym bardziej szanować tych, którzy wciąż nie zapominali o dumnych tradycjach i zachowywali się stosownie do pochodzenia. Blackowie nawet w szlacheckim środowisku uchodzili za skostniałych i mających obsesję na punkcie czystości krwi, ale w obecnym czasie mogło to okazać się istotne. – Dziękuję za przybycie. Wierzę, że twoja wiedza i doświadczenie mogą okazać się niezwykle pomocne w obecnym czasie. – Zachęciła go gestem, by usiadł przy stoliku, w końcu niegrzecznym było kazać gościowi stać. – Jak pewnie już wspomniał mój ojciec, niestety anomalie nie ominęły i naszej rodziny. Estelle zachorowała, a ja zdałam sobie sprawę... że nawet nie wiem, jak sobie poradzić, gdyby tak jej dolegliwości się nasiliły. Chcę jej pomóc, więc to najwyższy czas... abym opanowała przynajmniej podstawowe wiadomości z zakresu anatomii – ciągnęła; być może odrobinę zagrała na emocjach Blacka, wspominając Estelle, ale naprawdę leżało jej na sercu jej zdrowie i było to widać. Nieczęsto przyznawała się otwarcie do tego, że czegoś nie wie. Zwłaszcza przed kimś pokroju Lupusa Blacka. Nie chciała i nie lubiła uchodzić za głupiutką lalkę, uwielbiała poszerzać swoją wiedzę, ale w kwestii tej leczniczej zwiodła ją zwykła arogancja. Teraz mogła to nadrobić, a skoro Lupus przyjął prośbę jej ojca i przybył tu... Była szansa, że jej pomoże.
- Co powinnam wiedzieć na początek? – zapytała więc. W ostatnich dniach poczytała więcej o chorobie Estelle oraz o sposobach łagodzenia jej objawów, ale czuła, że wciąż jej czegoś brakuje, tym bardziej, że anomalie czyniły tę sytuację odbiegającą od normy opisanej w książkach. Dlatego nie mogła polegać tylko na nich.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Sam używałem magii oszczędnie, o ile nie dotyczyła ona leczenia w szpitalu. Z nieznanych mi powodów to właśnie w Świętym Mungu było dostatecznie bezpiecznie, by móc bez przeszkód rzucać czary. To znacznie ułatwiało pracę, której było pod dostatkiem. Nawet w tydzień po wystąpieniu tych dziwnych anomalii borykaliśmy się z kolejnymi poszkodowanymi, którzy nieostrożnie używali swych różdżek. Także pogoda nie była tu bez znaczenia. Coraz częściej zdarzały się poparzenia od szalejących po niebie piorunów; sprawy wyglądały bardzo poważnie. Tym bardziej nie miałem ochotę na wizytę w Wesmorland, nawet jeśli nie była ona towarzyską. Nie wypadało odmówić przyjacielowi ojca oraz samemu Polluxowi; nie odważyłbym się nawet na tak radykalny krok. Przyjąłem jego wolę bez widocznej niechęci, która za to królowała w moim wnętrzu. Skręcał mnie żołądek na samą myśl, że zostawiłem nie tyle co pacjentów, co masę papierkowej roboty. I że będę musiał to wszystko nadganiać w jakimś horrendalnym tempie, podczas gdy czas mijał nieubłaganie, a zaręczyny miały się odbyć już za kilka dni. Dodatkowo wszystko zbiegło się z wstąpieniem do Rycerzy Walpurgii, odzyskaniem nowego sensu w życiu oraz obaw o własną przydatność w tej organizacji. Chciałem służyć tym, którzy mieli identyczne poglądy moimi uzdrowicielskimi zdolnościami, ale z tym wiązała się już większa odpowiedzialność niż z byle pacjentami w szpitalu. Tutaj musiałem być perfekcyjny i przede wszystkim skuteczny; Czarny Pan nie wybaczyłby mi partactwa, byłem tego pewien nawet jeśli go nie widziałem. Opowieść Deirdre, potwierdzenie w Proroku Codziennym i zobaczenie na żywo ofiar Szatańskiej Pożogi to dostateczne argumenty za tym, by starać się ze wszystkich sił nie zawieść nowego świata, który powstanie na prochach szlam oraz zdrajców czystości krwi. Bez względu na to jak było to okrutne, musiałem teraz wywiązywać się z większej ilości obowiązków niż jeszcze miesiąc temu.
I jeszcze nauka Slughornówny magii leczniczej, anatomii. Estelle z pewnością mogłaby pociągnąć temat gdyby nie była tak bardzo chorowita. Zamiast tego do pomieszczenia musiałem wkroczyć ja. Z kamienną, niemówiącą nic miną. Skinąłem kobiecie, kiedy powitaniom i zaproszeniom stało się zadość. Powolnym krokiem zbliżyłem się do stolika, przy którym zasiadłem. Słuchałem uważnie wystosowanych do mnie słów, analizowałem je w milczeniu.
- To prawda, lady Estelle nie wyglądała dobrze kiedy przyjęliśmy ją do szpitala. Mam nadzieję, że szybko wyzdrowieje – odparłem, nie kryjąc delikatnego cienia zmartwienia przemykającego w moim spojrzeniu. – Bardzo słuszne podejście – dodałem neutralnie, chcąc zachowywać wszelkie znamiona grzeczności. I przede wszystkim nie okazywać niezręczności wynikającej z sytuacji, że miałem przebywać z kimś, za kim nie przepadałem, ze wzajemnością zresztą. Może to była dobra okazja do zakopania topora niechęci podczas zbliżającej się wojny? Ojciec z pewnością byłby rad gdybym mocniej wspomógł go w utrzymywaniu przyjaźni ze Slughornami.
Sięgnąłem do torby, którą do tej pory trzymałem na ziemi. Wyjąłem z niej gruby atlas; otworzyłem go na stronie przedstawiającej człowieka, kobiety, oraz kontury jego wnętrzności, wszystkich organów.
- Chciałbym, żebyś nazwała mi lady każdy organ w tym rysunku oraz pokrótce wymieniła jego właściwości. Muszę najpierw zbadać poziom twej wiedzy. Pragnąłbym na początku także powiedzieć, że ma się lady nie wstydzić jeśli czegoś nie wie lub jest wiedzy niepewna. Nie zamierzam cię w żaden sposób oceniać, jesteśmy tutaj po to, by się czegoś nauczyć lub tę wiedzę uporządkować. Zakładam, że nie aspirujesz na stanowisko uzdrowiciela, dlatego nie wymagam absolutnie nic ponad uważne słuchanie oraz wykonywanie moich próśb – powiedziałem spokojnie, podsuwając księgę bliżej niej. I mówiłem prawdę. Nie zamierzałem jej z niczego rozliczać.
I jeszcze nauka Slughornówny magii leczniczej, anatomii. Estelle z pewnością mogłaby pociągnąć temat gdyby nie była tak bardzo chorowita. Zamiast tego do pomieszczenia musiałem wkroczyć ja. Z kamienną, niemówiącą nic miną. Skinąłem kobiecie, kiedy powitaniom i zaproszeniom stało się zadość. Powolnym krokiem zbliżyłem się do stolika, przy którym zasiadłem. Słuchałem uważnie wystosowanych do mnie słów, analizowałem je w milczeniu.
- To prawda, lady Estelle nie wyglądała dobrze kiedy przyjęliśmy ją do szpitala. Mam nadzieję, że szybko wyzdrowieje – odparłem, nie kryjąc delikatnego cienia zmartwienia przemykającego w moim spojrzeniu. – Bardzo słuszne podejście – dodałem neutralnie, chcąc zachowywać wszelkie znamiona grzeczności. I przede wszystkim nie okazywać niezręczności wynikającej z sytuacji, że miałem przebywać z kimś, za kim nie przepadałem, ze wzajemnością zresztą. Może to była dobra okazja do zakopania topora niechęci podczas zbliżającej się wojny? Ojciec z pewnością byłby rad gdybym mocniej wspomógł go w utrzymywaniu przyjaźni ze Slughornami.
Sięgnąłem do torby, którą do tej pory trzymałem na ziemi. Wyjąłem z niej gruby atlas; otworzyłem go na stronie przedstawiającej człowieka, kobiety, oraz kontury jego wnętrzności, wszystkich organów.
- Chciałbym, żebyś nazwała mi lady każdy organ w tym rysunku oraz pokrótce wymieniła jego właściwości. Muszę najpierw zbadać poziom twej wiedzy. Pragnąłbym na początku także powiedzieć, że ma się lady nie wstydzić jeśli czegoś nie wie lub jest wiedzy niepewna. Nie zamierzam cię w żaden sposób oceniać, jesteśmy tutaj po to, by się czegoś nauczyć lub tę wiedzę uporządkować. Zakładam, że nie aspirujesz na stanowisko uzdrowiciela, dlatego nie wymagam absolutnie nic ponad uważne słuchanie oraz wykonywanie moich próśb – powiedziałem spokojnie, podsuwając księgę bliżej niej. I mówiłem prawdę. Nie zamierzałem jej z niczego rozliczać.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Evelyn spodziewała się, że czas Lupusa był dużo bardziej zajęty (i tym samym cenny) niż jej czas. Można powiedzieć, że ostatnie dni spędziła dość leniwie, gdyby nie fakt, że wykorzystała czas przymusowego utkwienia w domu na intensywną naukę i łatanie dziur w wiedzy. Nie obijała się ani nie oddawała depresyjnym i lękliwym myślom, drżąc skulona na swoim wielkim łożu. Nauka oferowała lepszą ucieczkę od trosk, na które nie czuła się gotowa. Bo chociaż nie była już młodziutką nastolatką tuż po szkole, życie nie przygotowało jej na strach ani na fakt, że przyjdzie taki dzień, gdy nie będzie mogła ufać magii tak, jak do tej pory. Magia niestety się zbuntowała i nic nie było takie samo, jak przedtem.
Czasem czuła się osamotniona. Estelle słabowała przez chorobę, ojciec był zajęty obowiązkami wobec rodu, a bracia wobec własnych rodzin. Matka zamykała się u siebie, a Evelyn uciekała w świat naukowych ksiąg, ostatnio głównie tych anatomicznych. I brakowało jej niekiedy takiej zwykłej, szczerej rozmowy, w której mogłaby być po prostu sobą i móc zwierzyć się ze swoich lęków bez konieczności ukrywania ich za fasadą opanowania i spokoju.
Ale Lupus Black raczej nie był osobą, z którą mogłaby porozmawiać o swoich odczuciach i lękach; ich relacje były zbyt napięte, a samo spotkanie cechowało się pewną służbowością. Evelyn podejrzewała, że Black nie zgodziłby się na nie, gdyby nie fakt, że ich ojcowie utrzymywali bliskie relacje. Ale jakikolwiek był jego powód, dla którego tu przyszedł, zamierzała być uprzejma i grzeczna, okazując tym samym szacunek jego wiedzy i czasowi, który jej poświęcił. Mogła z łatwością wyczuć, że bardzo cenił swój czas, ale chyba taka już była cecha uzdrowicieli, że byli ciągle zajęci i nieustannie się spieszyli.
Może gdyby Estelle czuła się lepiej, to do niej Evelyn zwróciłaby się z prośbą o pomoc. Ale nie wątpiła w to, że Lupus znał się na anatomii jeszcze lepiej, pytanie tylko, czy będzie mieć dość cierpliwości do niej i jej niskiego stanu wiedzy?
Ale może nadszedł czas, by spróbować znaleźć choć nić porozumienia z tym mężczyzną, który, jakby nie patrzeć, był lubiany przez jej ojca oraz przez jej siostrę? Francis nie poprosiłby go o pomoc, gdyby mu nie ufał, a Evelyn ufała ocenie ojca.
- Też mam taką nadzieję. Naprawdę martwi mnie jej stan, i choć wierzę, że uzdrowiciele zrobili co w ich mocy, żeby jej pomóc, chcę wiedzieć co robić, jeśli coś takiego się powtórzy – powiedziała, choć skrycie liczyła na to, że najgorsze za nimi i Estelle niedługo odzyska zdrowie. – Oczywiście, nie aspiruję na uzdrowicielski kurs, ale biorąc pod uwagę... obecne czasy, taka wiedza z pewnością będzie cenna. Dobrze wiedzieć, co dzieje się z naszym ciałem i jak w ogóle funkcjonujemy.
Patrzyła, jak wyciągnął z torby anatomiczny atlas, ukazując ilustrację przedstawiającą ludzkie narządy wewnętrzne. Evelyn przyjrzała im się; w ostatnich dniach wertowała podobne schematy. Choć znała podstawowe narządy, tym bardziej, że wiele z nich występowało także u zwierząt, o których wiedziała całkiem sporo, to nie pamiętała dokładnego położenia niektórych z nich, nie wiedziała też, na jakiej dokładnie zasadzie choroby genetyczne oraz inne oddziałują na nie. Uzdrowiciele na kursie musieli przyswoić prawdziwy ogrom wiedzy; Evelyn zaledwie prześlizgiwała się po powierzchni, uzupełniając dziury w tej podstawowej.
W ostatnich dniach zrobiła jednak pewne postępy, co też po chwili zademonstrowała, pokazując na ilustracji, nazywając i opisując główne funkcje narządów takich jak serce, płuca czy układ pokarmowy.
- To jest serce – wskazała odpowiedni narząd. – Rozprowadza po ciele krew, która tak naprawdę wcale nie jest błękitna, a czerwona. A pozostałe narządy potrzebują krwi, która... dociera do nich żyłami. – Uniosła lekko dłoń, pokazując błękitne żyły po jej wewnętrznej stronie. Kiedyś, będąc małą dziewczynką, myślała że krew rzeczywiście jest błękitna, dopóki pierwszy raz nie zraniła się poważniej i nie zobaczyła czerwonej krwi spływającej po skórze. Teraz czuła się trochę jak dziecko, recytując to wszystko, wiedząc, że nie wie nawet ułamka tego, co Black. – Wyczytałam, że śmiertelna bladość, na którą choruje moja siostra, polega właśnie na problemach z krążeniem krwi. To dlatego zawsze jest tak blada, osłabiona i ma zimne dłonie, kiedy jej choroba się nasila, ponieważ jej krew nie funkcjonuje tak, jak należy? A może to serce? – zapytała go; mimo przeczytania sporej ilości stronic, nie rozumiała bardziej fachowej terminologii, jakiej często używały anatomiczne księgi, i próbowała wytłumaczyć sobie to w sposób zrozumiały dla kogoś, kto nie był w tej materii zbytnio zorientowany. Wcześniej wiedziała, że te objawy, o których wspomniała, są oznaką choroby, ale nie miała pojęcia, co dokładnie je powodowało i jaki narząd szwankował. Pokazała palcem kolejny organ, zajmujący sporą część rysunku. – A to są płuca. Za ich sprawą możemy oddychać. Ale nie mam pojęcia, co to jest i do czego służy – pokazała jakiś dziwny narząd umieszczony nieopodal żołądka.
Czasem czuła się osamotniona. Estelle słabowała przez chorobę, ojciec był zajęty obowiązkami wobec rodu, a bracia wobec własnych rodzin. Matka zamykała się u siebie, a Evelyn uciekała w świat naukowych ksiąg, ostatnio głównie tych anatomicznych. I brakowało jej niekiedy takiej zwykłej, szczerej rozmowy, w której mogłaby być po prostu sobą i móc zwierzyć się ze swoich lęków bez konieczności ukrywania ich za fasadą opanowania i spokoju.
Ale Lupus Black raczej nie był osobą, z którą mogłaby porozmawiać o swoich odczuciach i lękach; ich relacje były zbyt napięte, a samo spotkanie cechowało się pewną służbowością. Evelyn podejrzewała, że Black nie zgodziłby się na nie, gdyby nie fakt, że ich ojcowie utrzymywali bliskie relacje. Ale jakikolwiek był jego powód, dla którego tu przyszedł, zamierzała być uprzejma i grzeczna, okazując tym samym szacunek jego wiedzy i czasowi, który jej poświęcił. Mogła z łatwością wyczuć, że bardzo cenił swój czas, ale chyba taka już była cecha uzdrowicieli, że byli ciągle zajęci i nieustannie się spieszyli.
Może gdyby Estelle czuła się lepiej, to do niej Evelyn zwróciłaby się z prośbą o pomoc. Ale nie wątpiła w to, że Lupus znał się na anatomii jeszcze lepiej, pytanie tylko, czy będzie mieć dość cierpliwości do niej i jej niskiego stanu wiedzy?
Ale może nadszedł czas, by spróbować znaleźć choć nić porozumienia z tym mężczyzną, który, jakby nie patrzeć, był lubiany przez jej ojca oraz przez jej siostrę? Francis nie poprosiłby go o pomoc, gdyby mu nie ufał, a Evelyn ufała ocenie ojca.
- Też mam taką nadzieję. Naprawdę martwi mnie jej stan, i choć wierzę, że uzdrowiciele zrobili co w ich mocy, żeby jej pomóc, chcę wiedzieć co robić, jeśli coś takiego się powtórzy – powiedziała, choć skrycie liczyła na to, że najgorsze za nimi i Estelle niedługo odzyska zdrowie. – Oczywiście, nie aspiruję na uzdrowicielski kurs, ale biorąc pod uwagę... obecne czasy, taka wiedza z pewnością będzie cenna. Dobrze wiedzieć, co dzieje się z naszym ciałem i jak w ogóle funkcjonujemy.
Patrzyła, jak wyciągnął z torby anatomiczny atlas, ukazując ilustrację przedstawiającą ludzkie narządy wewnętrzne. Evelyn przyjrzała im się; w ostatnich dniach wertowała podobne schematy. Choć znała podstawowe narządy, tym bardziej, że wiele z nich występowało także u zwierząt, o których wiedziała całkiem sporo, to nie pamiętała dokładnego położenia niektórych z nich, nie wiedziała też, na jakiej dokładnie zasadzie choroby genetyczne oraz inne oddziałują na nie. Uzdrowiciele na kursie musieli przyswoić prawdziwy ogrom wiedzy; Evelyn zaledwie prześlizgiwała się po powierzchni, uzupełniając dziury w tej podstawowej.
W ostatnich dniach zrobiła jednak pewne postępy, co też po chwili zademonstrowała, pokazując na ilustracji, nazywając i opisując główne funkcje narządów takich jak serce, płuca czy układ pokarmowy.
- To jest serce – wskazała odpowiedni narząd. – Rozprowadza po ciele krew, która tak naprawdę wcale nie jest błękitna, a czerwona. A pozostałe narządy potrzebują krwi, która... dociera do nich żyłami. – Uniosła lekko dłoń, pokazując błękitne żyły po jej wewnętrznej stronie. Kiedyś, będąc małą dziewczynką, myślała że krew rzeczywiście jest błękitna, dopóki pierwszy raz nie zraniła się poważniej i nie zobaczyła czerwonej krwi spływającej po skórze. Teraz czuła się trochę jak dziecko, recytując to wszystko, wiedząc, że nie wie nawet ułamka tego, co Black. – Wyczytałam, że śmiertelna bladość, na którą choruje moja siostra, polega właśnie na problemach z krążeniem krwi. To dlatego zawsze jest tak blada, osłabiona i ma zimne dłonie, kiedy jej choroba się nasila, ponieważ jej krew nie funkcjonuje tak, jak należy? A może to serce? – zapytała go; mimo przeczytania sporej ilości stronic, nie rozumiała bardziej fachowej terminologii, jakiej często używały anatomiczne księgi, i próbowała wytłumaczyć sobie to w sposób zrozumiały dla kogoś, kto nie był w tej materii zbytnio zorientowany. Wcześniej wiedziała, że te objawy, o których wspomniała, są oznaką choroby, ale nie miała pojęcia, co dokładnie je powodowało i jaki narząd szwankował. Pokazała palcem kolejny organ, zajmujący sporą część rysunku. – A to są płuca. Za ich sprawą możemy oddychać. Ale nie mam pojęcia, co to jest i do czego służy – pokazała jakiś dziwny narząd umieszczony nieopodal żołądka.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Mawiają, że czas to pieniądz. Chyba faktycznie coś w tym jest, bo kiedy nie pracujesz, nie zarabiasz. Niby tego nie potrzebowaliśmy, w rodowych skarbcach znajdowała się dostateczna ilość galeonów, ale gdybyśmy też tak ciągle siedzieli nic nie robiąc, fortuna przy którymś pokoleniu mogłaby się skończyć. Lub po prostu mielibyśmy problemy z życiową zaradnością. Po co ona komu skoro posiada się skrzaty oraz służbę? Cóż, nie mógłbym odpowiedzieć za wszystkich szlachetnie urodzonych, ale ja osobiście czułem się lepiej robiąc coś pożytecznego. W ogóle robiąc cokolwiek; nigdy nie potrafiłem zadowolić się byle czym, tak jak czekaniem na okazje spadające z nieba. Wolałem sam brać swoje życie za rogi i się z nim siłować. Poniekąd ojcu się to podobało, bo oznaczało ambicję płynącą w naszej krwi, ale jednocześnie wytyczał on granice, które doskonale rozumiałem. Praca pracą, ale ta niegodna, jak na przykład fizyczna lub ośmieszająca nie mogła być brana pod uwagę w kwestii samorozwoju. Anatomia to była zupełnie inna bajka, nawet jeśli wymagała sporo wysiłku. Uzdrowiciel nadal pozostawał zawodem prestiżowym, zwłaszcza dla kogoś, czyj ród finansuje jedyny magiczny szpital w kraju. Najgorsze, że nie było tego za bardzo widać, ale niestety nie miałem na to wpływu. Nie zarządzałem rodzinnym majątkiem nawet pomimo bycia mężczyzną. Gdybym mógł, pewnie już dawno doprowadziłbym placówkę do świetnego stanu.
- Oby się nie powtórzyło – mruknąłem. Też się martwiłem, nawet jeśli nie tak bardzo jak Evelyn. W końcu nie byłem ich bratem. – Myślę, że nadrobimy zaległości. Nie spodziewałbym się jednak rezultatów po jednym spotkaniu. Musisz też lady poświęcić wolny czas na dokształcanie się. Dobrym sposobem jest wypisanie definicji oraz napisanie w punktach najważniejsze rzeczy i przepytywać samą siebie z zapamiętanych informacji – posłałem wskazówkę, jak powinna przebic dalsza nauka, jeśli szlachcianka chciała faktycznie poszerzyć swoją wiedzę i stać się przydatną dla chorowitej siostry.
Z uwagą zarówno obserwowałem jak i słuchałem co Slughornówna miała do pokazania i czego już się zdążyła nauczyć. Jak dotąd wiedza jej nie wydawała się obszerna, za to poprawna, co było dobrym znakiem. Zdążyłem wywnioskować, że kobieta magazynowała wiedzę powoli, ale skrupulatnie oraz dokładnie; ja także wychodziłem z założenia, że taka metoda jest najlepsza. Nie sztuką jest wiedzieć trochę o wszystkim, a dużo o konkretnej dziedzinie.
- Zgadza się – przytaknąłem. – Te czerwone to są tętnice. Tętnice to szerokie, grube żyły. Nimi także płynie krew, choć jest ona jaśniejsza i płynie zdecydowanie szybciej, za sprawą większego ciśnienia. To sprawia, że przy uszkodzeniu tętnicy można się wykrwawić nawet w kilka minut – wtrąciłem się, korzystając z okazji do podzielenia się większą ilością wiedzy. – Taką doraźną pomocą w wykrwawianiu się jest uciskanie miejsca krwawienia i wezwanie pogotowia – dodałem, w celu uporządkowania informacji.
- Przyznam, że choroby genetyczne nie są moją specjalizacją – zacząłem. – Jednak mogę z całą pewnością powiedzieć, że w większości przypadków winowajcą jest serce. Nie chcę się teraz zagłębiać w mechanizm, bo musiałbym użyć wielu medycznych pojęć, ale tak ogólnie można powiedzieć, że serce nie pracuje prawidłowo, dlatego nie pompuje prawidłowo krwi, a ta z kolei nie dociera do wszystkich narządów. To dlatego chorzy mają zimne kończyny. Krew z serca ma bliżej do klatki piersiowej niż do palców rąk czy nóg – wyjaśniłem najprościej jak potrafiłem. Czasem to właśnie to było najgorsze, przekazać informacje w zrozumiały dla laika sposób.
- Ten narząd to wątroba. Wątroba jest bardzo ważna, bo spełnia cały szereg funkcji. Bez wdawania się w medyczne zawiłości powiem, że w wątrobie produkowane jest wiele istotnych dla organizmów rzeczy, a także rozkładane są w niej toksyny, które przyjmujemy z pokarmem lub piciem. Kiedy jemy coś słodkiego, mlecznego lub tłustego, to właśnie wątroba zajmuje się przetworzeniem tego – streściłem pokrótce. – A te dwa symetryczne narządy, czym są? – spytałem, wskazując na nie (nerki).
- Oby się nie powtórzyło – mruknąłem. Też się martwiłem, nawet jeśli nie tak bardzo jak Evelyn. W końcu nie byłem ich bratem. – Myślę, że nadrobimy zaległości. Nie spodziewałbym się jednak rezultatów po jednym spotkaniu. Musisz też lady poświęcić wolny czas na dokształcanie się. Dobrym sposobem jest wypisanie definicji oraz napisanie w punktach najważniejsze rzeczy i przepytywać samą siebie z zapamiętanych informacji – posłałem wskazówkę, jak powinna przebic dalsza nauka, jeśli szlachcianka chciała faktycznie poszerzyć swoją wiedzę i stać się przydatną dla chorowitej siostry.
Z uwagą zarówno obserwowałem jak i słuchałem co Slughornówna miała do pokazania i czego już się zdążyła nauczyć. Jak dotąd wiedza jej nie wydawała się obszerna, za to poprawna, co było dobrym znakiem. Zdążyłem wywnioskować, że kobieta magazynowała wiedzę powoli, ale skrupulatnie oraz dokładnie; ja także wychodziłem z założenia, że taka metoda jest najlepsza. Nie sztuką jest wiedzieć trochę o wszystkim, a dużo o konkretnej dziedzinie.
- Zgadza się – przytaknąłem. – Te czerwone to są tętnice. Tętnice to szerokie, grube żyły. Nimi także płynie krew, choć jest ona jaśniejsza i płynie zdecydowanie szybciej, za sprawą większego ciśnienia. To sprawia, że przy uszkodzeniu tętnicy można się wykrwawić nawet w kilka minut – wtrąciłem się, korzystając z okazji do podzielenia się większą ilością wiedzy. – Taką doraźną pomocą w wykrwawianiu się jest uciskanie miejsca krwawienia i wezwanie pogotowia – dodałem, w celu uporządkowania informacji.
- Przyznam, że choroby genetyczne nie są moją specjalizacją – zacząłem. – Jednak mogę z całą pewnością powiedzieć, że w większości przypadków winowajcą jest serce. Nie chcę się teraz zagłębiać w mechanizm, bo musiałbym użyć wielu medycznych pojęć, ale tak ogólnie można powiedzieć, że serce nie pracuje prawidłowo, dlatego nie pompuje prawidłowo krwi, a ta z kolei nie dociera do wszystkich narządów. To dlatego chorzy mają zimne kończyny. Krew z serca ma bliżej do klatki piersiowej niż do palców rąk czy nóg – wyjaśniłem najprościej jak potrafiłem. Czasem to właśnie to było najgorsze, przekazać informacje w zrozumiały dla laika sposób.
- Ten narząd to wątroba. Wątroba jest bardzo ważna, bo spełnia cały szereg funkcji. Bez wdawania się w medyczne zawiłości powiem, że w wątrobie produkowane jest wiele istotnych dla organizmów rzeczy, a także rozkładane są w niej toksyny, które przyjmujemy z pokarmem lub piciem. Kiedy jemy coś słodkiego, mlecznego lub tłustego, to właśnie wątroba zajmuje się przetworzeniem tego – streściłem pokrótce. – A te dwa symetryczne narządy, czym są? – spytałem, wskazując na nie (nerki).
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Evelyn wcale nie musiałaby pracować, gdyby nie chciała. Jej alchemiczne usługi były raczej formą pasji i samorozwoju niż przymusem, po prostu nudziłoby jej się, gdyby cały dzień miała tylko leżeć na miękkich poduchach lub plotkować przy herbatce. Slughornowie byli zresztą dość praktyczni, uczyli swoich rodowych pasji wszystkich potomków, nie tylko męskich. Ich kobiety także musiały posiadać pewną wiedzę i umiejętności. Zwykli czarodzieje często jednak nie mieli wyboru, musieli pracować, bo ich skrytki nie pękały w szwach od rodowych majątków, a i te mogłyby się znacząco skurczyć, gdyby członkowie rodów trwonili je nierozsądnie, nie dokładając nic od siebie. Oczywiście były pewne granice. Gdyby Evelyn chciała podjąć się niestosownego dla damy zajęcia, z pewnością spotkałaby się ze sprzeciwem, dlatego nie zajmowała się niczym, co mogłoby ugodzić w dobre imię rodu. Tym bardziej, że wciąż nie miała narzeczonego, a nie była już najmłodsza, więc coraz częściej napawało ją to niepokojem. Wiedziała, że w jej wieku brak zaręczynowego pierścionka na palcu nie wyglądał dobrze, a coraz więcej dziewcząt w jej otoczeniu, także młodszych, zaręczało się i wychodziło za mąż.
Skinęła głową.
- Tak właśnie zrobię – powiedziała, nie zamierzając się wykręcać i lekceważyć jego słów. Rezerwat i tak póki co był zamknięty z powodu anomalii, więc prawie nie wychodziła z posiadłości. Miała mnóstwo czasu, by się uczyć, wiedziała, że jedno spotkanie nie wystarczy, by opanować całość potrzebnej wiedzy, musiała sama spędzić więcej czasu nad książkami. – Obecnie i tak... jestem trochę uziemiona z powodu anomalii. Mam dużo czasu, żeby czytać.
Skrzywiła się, wciąż myśląc z niechęcią o tej okropnej magii, która wprowadziła tyle zamieszania, także w życie jej bliskich. Zaszkodziła Estelle, zabiła jej wuja, spowodowała sporo szkód w całym kraju, i nawet posiadające potężną moc smoki nie dały rady się jej oprzeć.
Słuchała go uważnie, starając się zapamiętać jego słowa. Była to ważna wiedza i nigdy nie wiadomo, kiedy może się okazać istotna. Nawet na czarodziejów czekały różne zagrożenia, nie tylko te ze strony anomalii czy genetycznych chorób. Nawet w rezerwacie widywała czasem pracowników z różnymi ranami, głównie poparzeniami, ale nie była medykiem, więc rzadko miała z nimi bezpośrednią styczność. Głównie przygotowywała medykamenty oraz inne środki dla smoków oraz ich opiekunów, a anatomia smoków różniła się od ludzkiej, choć i one posiadały serce, płuca, krew oraz inne ważne narządy, które musiała znać, bo wiele z nich było cennymi składnikami eliksirów.
Odnotowała w pamięci tę różnicę między tętnicami i żyłami, oraz to, że w chorobach genetycznych istotną rolę mogło odgrywać serce, a raczej jego nieprawidłowe działanie.
- Wiem, że są różne rodzaje chorób genetycznych. Dotyk meduzy na przykład powoduje sztywnienie kończyn i utrudnia poruszanie się... a jedna z moich kuzynek cierpi na transmutacyjne zaniki organowe, które sprawiają, że jej narządy zmieniają się w inne. To byłoby bardzo niebezpieczne, gdyby to właśnie jej serce zmieniło się w coś innego, prawda? – zapytała, choć nie trzeba było wiedzy, by zdawać sobie sprawę, że coś takiego bardzo źle by się skończyło, jeśli było możliwe, żeby taka transmutacja organowa dotknęła serca. Te choroby kojarzyła jednak głównie z opowieści krewnych lub szlachetnie urodzonych znajomych. Jej siostra cierpiała natomiast na śmiertelną bladość, i nawet bez anatomicznej wiedzy Evelyn zdawała sobie sprawę, że jej osłabienie, bladość i zimne kończyny są efektem choroby, tylko nie wiedziała, co dokładnie powoduje takie właśnie dolegliwości i w jakim stopniu jest to podatne na anomalie i inne czynniki. – Magia lecznicza nadal nie znalazła żadnego sposobu, żeby to uleczyć, nawet jeśli wiadomo, że to jest spowodowane przez serce? – zapytała; mimo wielkich możliwości magomedycyny, z których zdawały sobie sprawę nawet osoby nieobeznane z tematem, wciąż istniały choroby, których nikt nie potrafił całkowicie wyleczyć. Takim osobom jak jej siostra można było pomagać tylko doraźnie, zalecając odpowiednie eliksiry i unikanie nadmiernego wysiłku. – Pozostaje mi się cieszyć, że żadna z tych chorób nie ujawniła się u mnie, ale zdaję sobie sprawę, że wielu innych czarodziejów na nie cierpi. Czasami sama zastanawiałam się, skąd to się bierze, że jedni z nas je mają, a inni nie – zastanowiła się. Czasami rzeczywiście zdarzało jej się zastanawiać, jak to się stało, że z czwórki rodzeństwa właśnie Estelle zapadła na śmiertelną bladość, a Evelyn nie. A przecież mogło być na odwrót; na tę myśl wzdrygnęła się. Musiałaby wtedy wyrzec się tak wielu przyjemności, które ceniła!
- No tak, to wątroba! Przecież wiele stworzeń też ją ma – zauważyła, zastanawiając się, jak mógł jej ten fakt umknąć, może za bardzo się zamyśliła. – Więc gdyby tak ktoś zażył szkodliwy eliksir, na przykład truciznę lub źle uwarzony wywar, to wątroba ma swój udział w neutralizowaniu toksyn? Oczywiście pomijając fakt, że wtedy zazwyczaj potrzeba antidotum lub innego rodzaju leczenia – zapytała, próbując przełożyć jego słowa na coś, co było jej znane. Choć jako alchemik wiedziała, że wiele trucizn wymagało użycia antidotum, organizm nie potrafił sam sobie z nimi poradzić bez odpowiednich środków zaradczych. To samo tyczyło się eliksirów źle uwarzonych, które mogły być szkodliwe lub wręcz trujące, kiedy przy ich przygotowywaniu został popełniony błąd, choć ze słabszymi wywarami o mniej szkodliwych skutkach organizm mógł sobie w jakiś sposób radzić. Każdy eliksir prędzej czy później kończył swoje działanie.
Zerknęła na kolejne narządy, które pokazał jej Lupus.
- To są nerki – powiedziała, szybko przypominając sobie właściwą nazwę z jednego ze schematów anatomicznych, które analizowała w ostatnich dniach. – Spełniają podobne funkcje, prawda? – zapytała, czując się nieco głupio, że tak późno zabrała się za łatanie dziur w anatomicznej wiedzy. Taka ignorancja naprawdę mogła okazać się zgubna, bo nie zawsze w posiadłości będzie ktoś inny, bardziej obeznany, żeby pomóc.
Skinęła głową.
- Tak właśnie zrobię – powiedziała, nie zamierzając się wykręcać i lekceważyć jego słów. Rezerwat i tak póki co był zamknięty z powodu anomalii, więc prawie nie wychodziła z posiadłości. Miała mnóstwo czasu, by się uczyć, wiedziała, że jedno spotkanie nie wystarczy, by opanować całość potrzebnej wiedzy, musiała sama spędzić więcej czasu nad książkami. – Obecnie i tak... jestem trochę uziemiona z powodu anomalii. Mam dużo czasu, żeby czytać.
Skrzywiła się, wciąż myśląc z niechęcią o tej okropnej magii, która wprowadziła tyle zamieszania, także w życie jej bliskich. Zaszkodziła Estelle, zabiła jej wuja, spowodowała sporo szkód w całym kraju, i nawet posiadające potężną moc smoki nie dały rady się jej oprzeć.
Słuchała go uważnie, starając się zapamiętać jego słowa. Była to ważna wiedza i nigdy nie wiadomo, kiedy może się okazać istotna. Nawet na czarodziejów czekały różne zagrożenia, nie tylko te ze strony anomalii czy genetycznych chorób. Nawet w rezerwacie widywała czasem pracowników z różnymi ranami, głównie poparzeniami, ale nie była medykiem, więc rzadko miała z nimi bezpośrednią styczność. Głównie przygotowywała medykamenty oraz inne środki dla smoków oraz ich opiekunów, a anatomia smoków różniła się od ludzkiej, choć i one posiadały serce, płuca, krew oraz inne ważne narządy, które musiała znać, bo wiele z nich było cennymi składnikami eliksirów.
Odnotowała w pamięci tę różnicę między tętnicami i żyłami, oraz to, że w chorobach genetycznych istotną rolę mogło odgrywać serce, a raczej jego nieprawidłowe działanie.
- Wiem, że są różne rodzaje chorób genetycznych. Dotyk meduzy na przykład powoduje sztywnienie kończyn i utrudnia poruszanie się... a jedna z moich kuzynek cierpi na transmutacyjne zaniki organowe, które sprawiają, że jej narządy zmieniają się w inne. To byłoby bardzo niebezpieczne, gdyby to właśnie jej serce zmieniło się w coś innego, prawda? – zapytała, choć nie trzeba było wiedzy, by zdawać sobie sprawę, że coś takiego bardzo źle by się skończyło, jeśli było możliwe, żeby taka transmutacja organowa dotknęła serca. Te choroby kojarzyła jednak głównie z opowieści krewnych lub szlachetnie urodzonych znajomych. Jej siostra cierpiała natomiast na śmiertelną bladość, i nawet bez anatomicznej wiedzy Evelyn zdawała sobie sprawę, że jej osłabienie, bladość i zimne kończyny są efektem choroby, tylko nie wiedziała, co dokładnie powoduje takie właśnie dolegliwości i w jakim stopniu jest to podatne na anomalie i inne czynniki. – Magia lecznicza nadal nie znalazła żadnego sposobu, żeby to uleczyć, nawet jeśli wiadomo, że to jest spowodowane przez serce? – zapytała; mimo wielkich możliwości magomedycyny, z których zdawały sobie sprawę nawet osoby nieobeznane z tematem, wciąż istniały choroby, których nikt nie potrafił całkowicie wyleczyć. Takim osobom jak jej siostra można było pomagać tylko doraźnie, zalecając odpowiednie eliksiry i unikanie nadmiernego wysiłku. – Pozostaje mi się cieszyć, że żadna z tych chorób nie ujawniła się u mnie, ale zdaję sobie sprawę, że wielu innych czarodziejów na nie cierpi. Czasami sama zastanawiałam się, skąd to się bierze, że jedni z nas je mają, a inni nie – zastanowiła się. Czasami rzeczywiście zdarzało jej się zastanawiać, jak to się stało, że z czwórki rodzeństwa właśnie Estelle zapadła na śmiertelną bladość, a Evelyn nie. A przecież mogło być na odwrót; na tę myśl wzdrygnęła się. Musiałaby wtedy wyrzec się tak wielu przyjemności, które ceniła!
- No tak, to wątroba! Przecież wiele stworzeń też ją ma – zauważyła, zastanawiając się, jak mógł jej ten fakt umknąć, może za bardzo się zamyśliła. – Więc gdyby tak ktoś zażył szkodliwy eliksir, na przykład truciznę lub źle uwarzony wywar, to wątroba ma swój udział w neutralizowaniu toksyn? Oczywiście pomijając fakt, że wtedy zazwyczaj potrzeba antidotum lub innego rodzaju leczenia – zapytała, próbując przełożyć jego słowa na coś, co było jej znane. Choć jako alchemik wiedziała, że wiele trucizn wymagało użycia antidotum, organizm nie potrafił sam sobie z nimi poradzić bez odpowiednich środków zaradczych. To samo tyczyło się eliksirów źle uwarzonych, które mogły być szkodliwe lub wręcz trujące, kiedy przy ich przygotowywaniu został popełniony błąd, choć ze słabszymi wywarami o mniej szkodliwych skutkach organizm mógł sobie w jakiś sposób radzić. Każdy eliksir prędzej czy później kończył swoje działanie.
Zerknęła na kolejne narządy, które pokazał jej Lupus.
- To są nerki – powiedziała, szybko przypominając sobie właściwą nazwę z jednego ze schematów anatomicznych, które analizowała w ostatnich dniach. – Spełniają podobne funkcje, prawda? – zapytała, czując się nieco głupio, że tak późno zabrała się za łatanie dziur w anatomicznej wiedzy. Taka ignorancja naprawdę mogła okazać się zgubna, bo nie zawsze w posiadłości będzie ktoś inny, bardziej obeznany, żeby pomóc.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nie wiedziałem dlaczego właściwie dzieliłem się z Evelyn swoją wiedzą. Przynajmniej w takiej formie. Wzmiankę o wykrwawianiu się mogłem sobie przecież darować; jeszcze doszłoby do tego, że dźgnęłaby mnie w swoim braku sympatii np. w tętnicę szyjną. Może przesadzałem, nadmiernie fantazjując, ale nie zmieniało to istotnego faktu, że powinienem być bardziej ostrożny. Kobieta faktycznie była córką przyjaciela ojca, ale to nie oznaczało jeszcze, że mogłem jej ufać. Westchnąłem bezgłośnie, w duchu, nad własnym zachowaniem. Musiałem wykazywać się większą czujnością, dokładnie filtrować wszystkie informacje. Tak jak wątroba, tak jak nerki. Być ich idealnym przykładem, nawet jeśli byłem człowiekiem z krwi i kości. Nie ulegało wątpliwościom, że musiałem pracować, ale też chciałem. Uzdrowicielstwo było moim powołaniem, bez względu na to co sądzili o tym inni ludzie. Okrzyknęliby mnie zapewne hipokrytą wiedząc, że do szlam się nie zbliżałem, a tych, których nie darzyłem sympatią lubiłem leczyć całkowicie bez znieczulenia. Cóż, póki co to ja rozdawałem karty, dlatego mogłem pozwolić sobie na podobne praktyki.
Skinąłem głową. Domyślałem się, że lord Slughorn nie zamierzał posyłać swoich córek do pracy, skoro tak źle się działo. Ich życie było ważniejsze od zleceń, które niosły za sobą ryzyko. Brakowało nam w szpitalu Estelle, ale trudno; musiała najpierw dojść do siebie nim znów pokusi się o wysiłek wynikający z tworzenia eliksirów. Nie potrafiłem tego robić, ale doceniałem trud innych osób, jaki wkładały w dziedziny odmienne od leczenia.
Zaraz zresztą całkowicie skupiłem się na zadaniu dotyczącym nauki arystokratki anatomii. Jeśli faktycznie chciała pomóc swojej siostrze, to powinna mocno przysiąść do materiału. Wiedziała całkiem sporo, ale to nadal było za mało, by bez przeszkód zrozumieć naturę chorób i móc dla nich tworzyć medykamenty. Lub przynajmniej znaleźć ku temu sposób. W tej sprawie nie mogłem jej pomóc, alchemia pozostawała dla mnie tematem nieznanym na tyle, by móc cokolwiek o niej powiedzieć ponad absolutne podstawy.
Pokiwałem głową słysząc o genetycznych chorobach. W mojej rodzinie prawdopodobnie występowało ich więcej niż gdziekolwiek indziej; byłem prawdziwym szczęściarzem, że urodziłem się bez żadnej z nich. Choć jeszcze istniała niestety możliwość nieuaktywnienia się żadnej przypadłości. Niektóre pojawiały się dużo później, nie już od początku istnienia. Nadal więc nie mogłem zaliczyć się do całkowicie zdrowych. Na pewno nie miałem świniowstrętu, rozrostu albioniego raczej też nie, ale pozostawał cały szereg innych, dużo poważniejszych schorzeń, które mogłem w sobie nosić. Starałem się o tym nie myśleć.
- Tak, to byłby poważny problem, tak jak gdyby ofiarą padł mózg. Brak tych dwóch organów i zamiana ich w inne mogłaby być katastrofalna w skutkach. Całe szczęście, że takie przypadki zdarzają się niezwykle rzadko. Jeśli lady kuzynka nie doświadczyła do tej pory przemiany mózgu czy serca, to jest duże prawdopodobieństwo, że nigdy tego nie doświadczy. Choć ryzyko zawsze istnieje – odparłem, przekonany co do swojej wiedzy. Niestety nie była ona zbyt rozległa jeśli chodzi o genetykę, nie mogłem się w niej nazywać specjalistą, choć wiele rzeczy wiedziałem. Na stażu uczono nas wszystkiego, często też asystowałem starszym uzdrowicielom zajmującymi się właśnie chorobami dziedzicznymi.
- Niestety nie. Jednak sądzę, że magomedycy zajmujący się tym zakresem uzdrawiania prowadzą jakieś badania dotyczące tych chorób – odparłem. Sam niestety nie byłem w temacie, nie mogłem więc powiedzieć nic więcej. Zajmowałem się raczej urazami pozaklęciowymi, to był mój konik, który autentycznie się przejmowałem i któremu poświęcałem najwięcej czasu. – Wynika to na pewno z faktu istnienia schorzeń wśród przodków. Jeśli czyjś krewny na przykład babcia, chorowała na chorobę genetyczną, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że jej dzieci czy wnuki również będą się męczyć z tą przypadłością. Jednak nie odkryto dlaczego nie wszyscy w rodzinie rodzą się chorzy – dodałem. Genetyka, czy raczej wiedza o niej, nie była jeszcze tak rozwinięta jakbyśmy tego chcieli.
- Tak. Co więcej, to właśnie wątroba przyjmuje na siebie dużą, jeśli nie największą odpowiedzialność za trucizny. One przede wszystkim niszczą właśnie wątrobę, a bez niej nie da się żyć – odparłem, chwilę później wysłuchując informacji odnośnie nerek. – Tak, nerki filtrują krew, są więc takimi ludzkimi filtrami, dzięki którym potrzebne organizmowi składniki zostają w krwi wędrując po ciele, a te szkodliwe są usuwane, mieszane z wodą i w ten sposób powstaje mocz. Mocz magazynowany jest w pęcherzu i eliminowany z organizmu przez cewkę moczową – opowiedziałem, pokazując dokładnie gdzie co się znajduje na schemacie. Mocno wszystko uprościłem, bo powstawanie uryny jest procesem zdecydowanie bardziej skomplikowanym, ale na tym etapie taki skrót będzie dla Evelyn odpowiedni. – Bez jednej nerki można żyć, bez obu jest bardzo ciężko, ale też można byłoby przeżyć, choć większą część czasu należałoby leżeć w szpitalu – dodałem, informując o różnicach między nerkami a wątrobą. – A to co? – spytałem, wskazując palcem na żołądek.
Skinąłem głową. Domyślałem się, że lord Slughorn nie zamierzał posyłać swoich córek do pracy, skoro tak źle się działo. Ich życie było ważniejsze od zleceń, które niosły za sobą ryzyko. Brakowało nam w szpitalu Estelle, ale trudno; musiała najpierw dojść do siebie nim znów pokusi się o wysiłek wynikający z tworzenia eliksirów. Nie potrafiłem tego robić, ale doceniałem trud innych osób, jaki wkładały w dziedziny odmienne od leczenia.
Zaraz zresztą całkowicie skupiłem się na zadaniu dotyczącym nauki arystokratki anatomii. Jeśli faktycznie chciała pomóc swojej siostrze, to powinna mocno przysiąść do materiału. Wiedziała całkiem sporo, ale to nadal było za mało, by bez przeszkód zrozumieć naturę chorób i móc dla nich tworzyć medykamenty. Lub przynajmniej znaleźć ku temu sposób. W tej sprawie nie mogłem jej pomóc, alchemia pozostawała dla mnie tematem nieznanym na tyle, by móc cokolwiek o niej powiedzieć ponad absolutne podstawy.
Pokiwałem głową słysząc o genetycznych chorobach. W mojej rodzinie prawdopodobnie występowało ich więcej niż gdziekolwiek indziej; byłem prawdziwym szczęściarzem, że urodziłem się bez żadnej z nich. Choć jeszcze istniała niestety możliwość nieuaktywnienia się żadnej przypadłości. Niektóre pojawiały się dużo później, nie już od początku istnienia. Nadal więc nie mogłem zaliczyć się do całkowicie zdrowych. Na pewno nie miałem świniowstrętu, rozrostu albioniego raczej też nie, ale pozostawał cały szereg innych, dużo poważniejszych schorzeń, które mogłem w sobie nosić. Starałem się o tym nie myśleć.
- Tak, to byłby poważny problem, tak jak gdyby ofiarą padł mózg. Brak tych dwóch organów i zamiana ich w inne mogłaby być katastrofalna w skutkach. Całe szczęście, że takie przypadki zdarzają się niezwykle rzadko. Jeśli lady kuzynka nie doświadczyła do tej pory przemiany mózgu czy serca, to jest duże prawdopodobieństwo, że nigdy tego nie doświadczy. Choć ryzyko zawsze istnieje – odparłem, przekonany co do swojej wiedzy. Niestety nie była ona zbyt rozległa jeśli chodzi o genetykę, nie mogłem się w niej nazywać specjalistą, choć wiele rzeczy wiedziałem. Na stażu uczono nas wszystkiego, często też asystowałem starszym uzdrowicielom zajmującymi się właśnie chorobami dziedzicznymi.
- Niestety nie. Jednak sądzę, że magomedycy zajmujący się tym zakresem uzdrawiania prowadzą jakieś badania dotyczące tych chorób – odparłem. Sam niestety nie byłem w temacie, nie mogłem więc powiedzieć nic więcej. Zajmowałem się raczej urazami pozaklęciowymi, to był mój konik, który autentycznie się przejmowałem i któremu poświęcałem najwięcej czasu. – Wynika to na pewno z faktu istnienia schorzeń wśród przodków. Jeśli czyjś krewny na przykład babcia, chorowała na chorobę genetyczną, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że jej dzieci czy wnuki również będą się męczyć z tą przypadłością. Jednak nie odkryto dlaczego nie wszyscy w rodzinie rodzą się chorzy – dodałem. Genetyka, czy raczej wiedza o niej, nie była jeszcze tak rozwinięta jakbyśmy tego chcieli.
- Tak. Co więcej, to właśnie wątroba przyjmuje na siebie dużą, jeśli nie największą odpowiedzialność za trucizny. One przede wszystkim niszczą właśnie wątrobę, a bez niej nie da się żyć – odparłem, chwilę później wysłuchując informacji odnośnie nerek. – Tak, nerki filtrują krew, są więc takimi ludzkimi filtrami, dzięki którym potrzebne organizmowi składniki zostają w krwi wędrując po ciele, a te szkodliwe są usuwane, mieszane z wodą i w ten sposób powstaje mocz. Mocz magazynowany jest w pęcherzu i eliminowany z organizmu przez cewkę moczową – opowiedziałem, pokazując dokładnie gdzie co się znajduje na schemacie. Mocno wszystko uprościłem, bo powstawanie uryny jest procesem zdecydowanie bardziej skomplikowanym, ale na tym etapie taki skrót będzie dla Evelyn odpowiedni. – Bez jednej nerki można żyć, bez obu jest bardzo ciężko, ale też można byłoby przeżyć, choć większą część czasu należałoby leżeć w szpitalu – dodałem, informując o różnicach między nerkami a wątrobą. – A to co? – spytałem, wskazując palcem na żołądek.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Evelyn nawet nie pomyślała o tym, że mogłaby wykorzystać uzyskane informacje przeciwko niemu. Może za sobą nie przepadali, ale nie darzyła go wielką, nieprzejednaną wrogością; gdyby tak było, na pewno nie chciałaby, by to on ją uczył. Poza tym, w szlacheckim środowisku mniejsze lub większe antypatie były na porządku dziennym, nie dało się tego uniknąć, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że niektórzy bardzo poważnie traktowali rodowe konflikty i zwyczajowe niechęci. Evelyn, choć przykładnie kultywowała konserwatywne wartości rodu, w pewnych kwestiach podchodziła do relacji luźniej i przynależność rodowa nie była jedynym kryterium doboru znajomości. Jakby nie patrzeć, szlachetnie urodzonych było dużo mniej niż reszty społeczeństwa, więc nie można było być wybrednym, przynajmniej do momentu, póki ktoś nie okazywał się sympatykiem szlamu. Zwłaszcza kiedy uczyło się w Beauxbatons, gdzie członków brytyjskich rodów było niewielu na tle reszty uczniów. W każdym razie, nie cechowała się agresją i nie planowała nikogo dźgać. Co najwyżej mogłaby w złości rzucić jakieś zaklęcie, ale i tego nie wypadało robić wobec szlachetnie urodzonych, w dodatku synów przyjaciół ojca. Pewnie rozbawiłyby ją podejrzenia Lupusa, gdyby tylko wiedziała, co sobie pomyślał.
Evelyn też miała dużo szczęścia, że urodziła się bez choroby. Tak przynajmniej jej się wydawało, skoro jak dotąd nie widziała u siebie żadnych dziwnych objawów odbiegających od normy. Jej bladość i szczupłość były naturalną cechą wyglądu, podobnie jak błękitne żyły prześwitujące lekko przez skórę dłoni i przedramion. Gdyby była chora jak Estelle, musiałaby w jakiś sposób to odczuć, a tymczasem zbliżała się do dwudziestych trzecich urodzin i wciąż pozostawała zdrowa. Gdyby któryś z jej narządów zmienił się w inny, też nie mogłoby to pozostać obojętnym na jej stan, ale do niczego takiego nie doszło.
- To... jest niepokojące, sama myśl o tym, że mózg lub serce mogłyby nagle zmienić się w coś innego – powiedziała, próbując sobie wyobrazić mózg zmieniający się w nerkę, a serce w drugą wątrobę. Była to bardzo makabryczna wizja. – Dobrze, że to rzadkie przypadki, choć przerażająca jest myśl, że nawet jeśli są tak rzadkie, to i tak mogą być możliwe.
Wzdrygnęła się. Naprawdę ktoś powinien zająć się tym problemem, skoro wielu szlachetnie urodzonych chorowało, a byli przecież elitą społeczeństwa. Może z postępem magomedycyny kiedyś pojawią się też jakieś leki na genetyczne choroby? Wśród jej przodków na pewno nie brakowało przypadków chorób, jej potencjalni potomkowie też mogą zachorować, nawet jeśli ją to ominęło. Słowa Lupusa sprawiły, że lekko się skrzywiła, ale czuła, że to co mówił, jest bardzo prawdopodobne.
- Cóż, dobrze że da się chociaż spowalniać postęp tych chorób i ograniczać ich skutki – powiedziała, przeczuwając, że bez odpowiedniego leczenia i eliksirów życie takich osób jak jej siostra byłoby dużo trudniejsze.
Zapamiętywała kolejne informacje, znajdując potwierdzenie, że wątroba i nerki oczyszczały organizm i miały swój udział także w walce z toksynami, również tymi zawartymi w truciznach. Mimowolnie ją to zaciekawiło, więc zamierzała coś jeszcze poczytać o wpływie trucizn na organizm i rolę narządów w ich neutralizacji.
- Brzmi interesująco – powiedziała, spoglądając na niego znad książki. Była pod wrażeniem jego wiedzy, którą potrafił jej w przystępny sposób przedstawić i tym samym przybliżyć jej zawiłości anatomii i złożoności ludzkiego organizmu, gdzie każdy element był bardzo ważny i współgrał z pozostałymi, a brak któregoś nie pozostawał obojętny na resztę, dlatego Evelyn zdecydowanie wolała mieć wszystko na swoim miejscu.
- To żołądek. To ta część naszego ciała, gdzie trafiają pokarmy – odpowiedziała, choć nie była pewna, jak dokładnie działał mechanizm który sprawiał, że pokarm z żołądka po strawieniu odżywiał całą resztę ciała. Pewne sprawy wydawały się oczywiste, aczkolwiek same mechanizmy były dużo bardziej złożone niż mogło wydawać się z pozoru bez głębszego wsiąknięcia w temat. Ale nie potrzebowała specjalistycznej wiedzy, a tylko podstaw, które umożliwią jej radzenie sobie z nieoczekiwanymi problemami zdrowotnymi.
- Wydaje mi się, że organizm ludzki ma w sobie jeszcze wiele interesujących tajemnic. Pewnie nawet uzdrowiciele nie wiedzą absolutnie wszystkiego i wciąż jest dużo do odkrycia, prawda? Zarówno w kwestii samej anatomii i chorób, jak i wpływu magii na nasze ciała? W końcu wiele zaklęć też w jakiś sposób wpływa na organizm – zapytała go, świadoma, że bardzo wiele dziedzin magii nie zostało całkowicie poznanych. Wciąż na przykład istniały nieznane gatunki roślin i stworzeń, tak samo mogły istnieć nieznane choroby i inne aspekty anatomii, które czekały na poznanie. Sama magia była sprawą bardzo złożoną i zawiłą, niosącą ze sobą wiele niewiadomych. Szczególnie ostatnio; anomalie były jedną wielką niewiadomą.
Evelyn też miała dużo szczęścia, że urodziła się bez choroby. Tak przynajmniej jej się wydawało, skoro jak dotąd nie widziała u siebie żadnych dziwnych objawów odbiegających od normy. Jej bladość i szczupłość były naturalną cechą wyglądu, podobnie jak błękitne żyły prześwitujące lekko przez skórę dłoni i przedramion. Gdyby była chora jak Estelle, musiałaby w jakiś sposób to odczuć, a tymczasem zbliżała się do dwudziestych trzecich urodzin i wciąż pozostawała zdrowa. Gdyby któryś z jej narządów zmienił się w inny, też nie mogłoby to pozostać obojętnym na jej stan, ale do niczego takiego nie doszło.
- To... jest niepokojące, sama myśl o tym, że mózg lub serce mogłyby nagle zmienić się w coś innego – powiedziała, próbując sobie wyobrazić mózg zmieniający się w nerkę, a serce w drugą wątrobę. Była to bardzo makabryczna wizja. – Dobrze, że to rzadkie przypadki, choć przerażająca jest myśl, że nawet jeśli są tak rzadkie, to i tak mogą być możliwe.
Wzdrygnęła się. Naprawdę ktoś powinien zająć się tym problemem, skoro wielu szlachetnie urodzonych chorowało, a byli przecież elitą społeczeństwa. Może z postępem magomedycyny kiedyś pojawią się też jakieś leki na genetyczne choroby? Wśród jej przodków na pewno nie brakowało przypadków chorób, jej potencjalni potomkowie też mogą zachorować, nawet jeśli ją to ominęło. Słowa Lupusa sprawiły, że lekko się skrzywiła, ale czuła, że to co mówił, jest bardzo prawdopodobne.
- Cóż, dobrze że da się chociaż spowalniać postęp tych chorób i ograniczać ich skutki – powiedziała, przeczuwając, że bez odpowiedniego leczenia i eliksirów życie takich osób jak jej siostra byłoby dużo trudniejsze.
Zapamiętywała kolejne informacje, znajdując potwierdzenie, że wątroba i nerki oczyszczały organizm i miały swój udział także w walce z toksynami, również tymi zawartymi w truciznach. Mimowolnie ją to zaciekawiło, więc zamierzała coś jeszcze poczytać o wpływie trucizn na organizm i rolę narządów w ich neutralizacji.
- Brzmi interesująco – powiedziała, spoglądając na niego znad książki. Była pod wrażeniem jego wiedzy, którą potrafił jej w przystępny sposób przedstawić i tym samym przybliżyć jej zawiłości anatomii i złożoności ludzkiego organizmu, gdzie każdy element był bardzo ważny i współgrał z pozostałymi, a brak któregoś nie pozostawał obojętny na resztę, dlatego Evelyn zdecydowanie wolała mieć wszystko na swoim miejscu.
- To żołądek. To ta część naszego ciała, gdzie trafiają pokarmy – odpowiedziała, choć nie była pewna, jak dokładnie działał mechanizm który sprawiał, że pokarm z żołądka po strawieniu odżywiał całą resztę ciała. Pewne sprawy wydawały się oczywiste, aczkolwiek same mechanizmy były dużo bardziej złożone niż mogło wydawać się z pozoru bez głębszego wsiąknięcia w temat. Ale nie potrzebowała specjalistycznej wiedzy, a tylko podstaw, które umożliwią jej radzenie sobie z nieoczekiwanymi problemami zdrowotnymi.
- Wydaje mi się, że organizm ludzki ma w sobie jeszcze wiele interesujących tajemnic. Pewnie nawet uzdrowiciele nie wiedzą absolutnie wszystkiego i wciąż jest dużo do odkrycia, prawda? Zarówno w kwestii samej anatomii i chorób, jak i wpływu magii na nasze ciała? W końcu wiele zaklęć też w jakiś sposób wpływa na organizm – zapytała go, świadoma, że bardzo wiele dziedzin magii nie zostało całkowicie poznanych. Wciąż na przykład istniały nieznane gatunki roślin i stworzeń, tak samo mogły istnieć nieznane choroby i inne aspekty anatomii, które czekały na poznanie. Sama magia była sprawą bardzo złożoną i zawiłą, niosącą ze sobą wiele niewiadomych. Szczególnie ostatnio; anomalie były jedną wielką niewiadomą.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Teraz faktycznie można było się śmiać z podobnych myśli, ale Evelyn nie wiedziała tego co ja jeśli chodziło o politykę oraz pewne inne, istotne informacje dotyczące społeczeństwa oraz ich nastrojów w tej chwili. Z wiedzą, że te będą się zmieniać na jeszcze gorsze, nie mogłem niczego wykluczyć. Zwłaszcza, że zaufanie to trudny orzech do zgryzienia, towar niezwykle cenny. W obecnej sytuacji lepiej było obdarzyć nim ledwie garstkę najbliższych osób niż naiwnie wierzyć we wszystkich dookoła; mógłbym się na tym nieźle przejechać. Sądzę, że każdy prędzej czy później dojdzie do podobnych wniosków. Na ten moment nie mogłem być niczego pewien, tak po prostu. I wolałem nie bagatelizować żadnego ze scenariuszy, by nie obudzić się za późno. Wiele arystokratycznych rodów poszło w niewłaściwą stronę wychodząc naprzeciw szlamom sugerując im ewentualną pomoc. Należało się zatem wystrzegać wszystkich, których nie byłem pewien. I dmuchać na zimne.
Mimo to szybko wyrwałem się z ponurych, zaskakujących myśli. Miałem być nauczycielem anatomii, nie podejrzliwym sobą, groźnie łypiącym na siedzącą naprzeciwko kobietę. Nabrałem powietrza w płuca, koncentrując się na przekazywaniu informacji w jak najprostszy sposób. Odpowiadałem na pytania, sam zadając własne jeśli uważałem to za stosowne. Przytaknąłem bezgłośnie, choć akurat transmutacyjne zaniki organowe nie pojawiały się w mojej rodzinie często. Zdecydowanie częściej obserwowałem Klątwę Ondyny czy problemy z sercem oraz krwią.
Nie wiedziałem co mógłbym więcej dodać, nie ulegało wątpliwościom, że tak drastyczna zamiana organów mogłaby zakończyć się fatalnie. Jak wspominałem, choroby genetyczne nie były moim konikiem, nie byłem też na bieżąco jeśli chodzi o postępy prac znajomych uzdrowicieli z tamtego rewiru. Mogłem jedynie przypuszczać, że faktycznie robią coś w kierunku rozwinięcia nauk dotyczących tej dziedziny lecznictwa, ale nadal pozostawały one tylko hipotezami.
- Dobrze – potwierdziłem spokojnie, kiedy wyjaśniła rolę żołądka. Tak naprawdę niczego więcej nie trzeba było dodawać, wątpiłem, by bardziej szczegółowa wiedza na ten temat była jej do czegokolwiek potrzebna. Znów musiałbym użyć wielu specjalistycznych terminów, a to sprawiałoby, że lekcja znacząco by się przedłużyła.
Opowiedziałem jeszcze pokrótce o kilku innych ważnych organach, pozwalając Slughornównie na zrobienie notatek. – To prawda, jeszcze długa droga przed nami – przytaknąłem uprzejmie. Miała rację, nie wszystko jeszcze było nam znane. Najważniejsze, że cały czas się rozwijaliśmy. – Na ten temat może porozmawiamy innym razem. Niestety spieszę się z powrotem do szpitala – zacząłem, po czym zamknąłem atlas. – Twoja wiedza lady nie jest taka zła, jak się spodziewałem po kimś, kto rzekomo nie zna nawet podstaw. Skoro masz teraz czas zalecam dokładne studiowanie ksiąg oraz utrwalanie wiedzy. Nawet nauczenie się wszystkiego na pamięć kiedy jest nieużywane, może zaniknąć – poradziłem jej jeszcze, po czym wstałem. Pożegnałem się jak nakazuje etykieta, następnie wyszedłem z pomieszczenia. Wróciłem po parę rzeczy na Grimmauld Place, by później dotrzeć do Świętego Munga.
z/t
Mimo to szybko wyrwałem się z ponurych, zaskakujących myśli. Miałem być nauczycielem anatomii, nie podejrzliwym sobą, groźnie łypiącym na siedzącą naprzeciwko kobietę. Nabrałem powietrza w płuca, koncentrując się na przekazywaniu informacji w jak najprostszy sposób. Odpowiadałem na pytania, sam zadając własne jeśli uważałem to za stosowne. Przytaknąłem bezgłośnie, choć akurat transmutacyjne zaniki organowe nie pojawiały się w mojej rodzinie często. Zdecydowanie częściej obserwowałem Klątwę Ondyny czy problemy z sercem oraz krwią.
Nie wiedziałem co mógłbym więcej dodać, nie ulegało wątpliwościom, że tak drastyczna zamiana organów mogłaby zakończyć się fatalnie. Jak wspominałem, choroby genetyczne nie były moim konikiem, nie byłem też na bieżąco jeśli chodzi o postępy prac znajomych uzdrowicieli z tamtego rewiru. Mogłem jedynie przypuszczać, że faktycznie robią coś w kierunku rozwinięcia nauk dotyczących tej dziedziny lecznictwa, ale nadal pozostawały one tylko hipotezami.
- Dobrze – potwierdziłem spokojnie, kiedy wyjaśniła rolę żołądka. Tak naprawdę niczego więcej nie trzeba było dodawać, wątpiłem, by bardziej szczegółowa wiedza na ten temat była jej do czegokolwiek potrzebna. Znów musiałbym użyć wielu specjalistycznych terminów, a to sprawiałoby, że lekcja znacząco by się przedłużyła.
Opowiedziałem jeszcze pokrótce o kilku innych ważnych organach, pozwalając Slughornównie na zrobienie notatek. – To prawda, jeszcze długa droga przed nami – przytaknąłem uprzejmie. Miała rację, nie wszystko jeszcze było nam znane. Najważniejsze, że cały czas się rozwijaliśmy. – Na ten temat może porozmawiamy innym razem. Niestety spieszę się z powrotem do szpitala – zacząłem, po czym zamknąłem atlas. – Twoja wiedza lady nie jest taka zła, jak się spodziewałem po kimś, kto rzekomo nie zna nawet podstaw. Skoro masz teraz czas zalecam dokładne studiowanie ksiąg oraz utrwalanie wiedzy. Nawet nauczenie się wszystkiego na pamięć kiedy jest nieużywane, może zaniknąć – poradziłem jej jeszcze, po czym wstałem. Pożegnałem się jak nakazuje etykieta, następnie wyszedłem z pomieszczenia. Wróciłem po parę rzeczy na Grimmauld Place, by później dotrzeć do Świętego Munga.
z/t
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Rzeczywiście, Evelyn nie była świadoma wielu rzeczy z racji swojego wycofanego stylu życia. Nigdy nie wykazywała wielkiego zainteresowania polityką, zainteresowana głównie tymi pogłoskami, które mogły dotyczyć w jakiś sposób jej bliskich i jej samej. Dopiero w ostatnim czasie zaczęła baczniej śledzić sytuację, głównie w kontekście anomalii oraz nagłych zmian w porządku, które przez ostatnie lata wydawał się ustalony. Wtedy można było żyć spokojnie, nie absorbując myśli szerokim światem poza hermetycznym środowiskiem krewnych oraz reszty szlacheckiego środowiska. Teraz ten spokój nie był taki pewny w żadnych kręgach.
Świadectwem tego, że Evelyn mimo wszystko się przejęła ostatnimi wydarzeniami i chciała być lepiej przygotowana, była między innymi nauka anatomii. Miała nadzieję, że nie skompromitowała się przed Lupusem niskim stanem wiedzy, i tak nieco naprawionym przez naukę z książek w ostatnich dniach.
Omówili jeszcze role kilku innych ważnych narządów, a Evelyn zadała Lupusowi jeszcze kilka pytań. Z całą pewnością rozjaśnił jej dziś kilka istotnych kwestii, dzięki czemu łatwiej będzie jej się uporać z teorią.
- Dobrze. Tak czy inaczej, dziękuję za poświęcenie mi swojego czasu i przybliżenie pewnych kwestii – powiedziała, gdy Black oznajmił, że musi wracać z powrotem do pracy. – Cóż, przez te kilka dni, odkąd rozmawiałam z ojcem i prosiłam go o pomoc w nauce, zdążyłam przejrzeć kilka książek. Oczywiście jeszcze do nich wrócę – zapewniła. Bo i tak jej życie w ostatnich dniach jakby przywiędło, większość jej szlacheckich znajomych pozamykała się we własnych dworach, rezerwat był nieczynny przez anomalie, a pogoda nie pozwalała na dłuższe wyjścia na zewnątrz. Okoliczności sprzyjały zaszywaniu się w zakamarkach biblioteki. To było jedno z ulubionych miejsc Evelyn, było jak wrota do zupełnie innego świata, gdzie można było na trochę zapomnieć o problemach rzeczywistości.
Pożegnała się z nim grzecznie. Mimo że dawniej niezbyt za sobą przepadali, to spotkanie minęło w zaskakująco uprzejmej atmosferze, pozbawionej krzywych spojrzeń i drobnych złośliwości. Oboje skupili się na zasadniczym zadaniu – nauce anatomii. Kto wie, może jeszcze istniały szanse na to, by ich relacje mogły się poprawić? W obecnych czasach szczególnie warto było pielęgnować znajomości z osobami o słusznych poglądach, którym leżało na sercu dobro czarodziejskich tradycji.
Po jego odejściu wróciła do swoich zajęć.
| zt.
Świadectwem tego, że Evelyn mimo wszystko się przejęła ostatnimi wydarzeniami i chciała być lepiej przygotowana, była między innymi nauka anatomii. Miała nadzieję, że nie skompromitowała się przed Lupusem niskim stanem wiedzy, i tak nieco naprawionym przez naukę z książek w ostatnich dniach.
Omówili jeszcze role kilku innych ważnych narządów, a Evelyn zadała Lupusowi jeszcze kilka pytań. Z całą pewnością rozjaśnił jej dziś kilka istotnych kwestii, dzięki czemu łatwiej będzie jej się uporać z teorią.
- Dobrze. Tak czy inaczej, dziękuję za poświęcenie mi swojego czasu i przybliżenie pewnych kwestii – powiedziała, gdy Black oznajmił, że musi wracać z powrotem do pracy. – Cóż, przez te kilka dni, odkąd rozmawiałam z ojcem i prosiłam go o pomoc w nauce, zdążyłam przejrzeć kilka książek. Oczywiście jeszcze do nich wrócę – zapewniła. Bo i tak jej życie w ostatnich dniach jakby przywiędło, większość jej szlacheckich znajomych pozamykała się we własnych dworach, rezerwat był nieczynny przez anomalie, a pogoda nie pozwalała na dłuższe wyjścia na zewnątrz. Okoliczności sprzyjały zaszywaniu się w zakamarkach biblioteki. To było jedno z ulubionych miejsc Evelyn, było jak wrota do zupełnie innego świata, gdzie można było na trochę zapomnieć o problemach rzeczywistości.
Pożegnała się z nim grzecznie. Mimo że dawniej niezbyt za sobą przepadali, to spotkanie minęło w zaskakująco uprzejmej atmosferze, pozbawionej krzywych spojrzeń i drobnych złośliwości. Oboje skupili się na zasadniczym zadaniu – nauce anatomii. Kto wie, może jeszcze istniały szanse na to, by ich relacje mogły się poprawić? W obecnych czasach szczególnie warto było pielęgnować znajomości z osobami o słusznych poglądach, którym leżało na sercu dobro czarodziejskich tradycji.
Po jego odejściu wróciła do swoich zajęć.
| zt.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Biblioteka
Szybka odpowiedź