Garrett Stainwright
Nazwisko matki: Leach
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: Półkrwi
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: Auror
Wzrost: 177 centymetrów
Waga: 66 kilogramów
Kolor włosów: czarny
Kolor oczu: zielony
Znaki szczególne: raczej nic specjalnego
Sykomora | Szpon Hipogryfa | 10 cali | Dość sztywna
Ravenclaw
Sokół
Stado nietoperzy
Delikatny zapach jaśminu zmieszany z aromatem letniej róży
Nic specjalnego. W rzeczywistości to marzy o tym samym życiu, którym teraz żyje.
Podróże, praca i odwiedzanie okolicznych pubów.
Armaty z Chudley.
Głównie to pojedynki, czasem i w szachy zagra.
Jazz i muzyka klasyczna.
Gerard Butler
Garrett Stainwright, a właściwie Garrett Richard Holden Stainwright, urodził się w małym domu na przedmieściach Londynu. Pojawił się w życiu niejakiej Marie Leach oraz Richarda Stainwrighta zaledwie półtora roku po ich zaślubinach. Marie Leach pracowała jako fryzjerka; ambitną i młodą, bo liczyła dokładnie dwadzieścia siedem lat w dniu narodzin syna. Ojciec zaś był uzdrowicielem w Św. Mungu, ale po zetknięciu się z poważnym przypadkiem magicznej choroby umarł w wieku pięćdziesięciu lat. Gdy narodził się Garrett, Richard Stainwright liczył sobie lat trzydzieści jeden.
Młodziutki Stainwright od małego przejawiał w sobie duże pokłady inteligencji - w wieku dwóch lat nauczył się mówić, a jego pierwszym słowem było "śmierdzi". Zapewne dlatego, że moment wcześniej zesikał się w pieluchę, a to pamiętliwe słowo wypowiedział jego ojciec. Już wtedy jego rodzice wiedzieli, że chłopiec ten na pewno zostanie kimś wyjątkowym, jako że rzadko który smarkacz w takim wieku mówił "śmierdzi" zamiast "mama" czy "tata". Dopiero Po roku i pół powtarzania zasłyszanych od rodzicieli słów zaczął mówić po swojemu, często zresztą bez sensu, jednakże zarówno rodzice, jak i ich znajomi byli zachwyceni tym małym, pulchnym bobasem.
Rozczarowaliby się, gdyby wiedzieli, jak potoczy się jego dalsze życie.
Gdy chłopaczek dorósł do lat ośmiu, zaczął przejawiać pierwsze magiczne zdolności. Jego niezwykłym, pierwszym wyczynem był samozapłon placka ze śliwkami, co jest fizycznie niemożliwe - ale nie dla czarodziei. Nikt z tego powodu nie płakał poza talerzem, który mógł się przypadkiem trochę przywędzić. Jego rodzice wiedzieli, że w wieku starszym - to jest jedenastu lat - dzieciuch wsiądzie z pewnością w pociąg i pojedzie do Hogwartu, w którym uczył się ojciec Garretta. Cieszyli się z tego, ale później zdali sobie sprawę, że większość czarodziei po ukończeniu pełnoletności i znalezieniu pracy widzi się ze swoimi rodzicami nie więcej, niż raz do roku. Tak też się stało w przypadku młodego - później już dorosłego Stainwrighta - ale o tym potem.
W wieku dziewięciu lat Garrett odbył swoją pierwszą bójkę z o dwa lata starszym mugolem. Oczywiście został doszczętnie sprany, ale zdał sobie sprawę - co tylko potwierdza fakt jego inteligencji i szybkości rozwoju, bo to rzadkie w jego wieku - że pragnie więcej. Bynajmniej nie o bójkach była mowa, ale o stawianiu przed sobą wyzwań i przekraczaniu własnych granic. Oczywiście wtedy nie wiedział jak to nazwać, a rodzicom powiedział, że chce się boksować i dokopać temu mugolskiemu gnojkowi.
Karą był areszt domowy na tydzień w czasie wakacji.
Nie przeszkadzało mu to za bardzo, bo choć miał przyjaciół, to i tak bardzo mało - a w przyszłości nie spotkał już ich w ogóle. No, może poza tymi z Hogwartu.
Podczas ceremonii przydziału trafił do Ravenclaw'u - odpowiadało mu to. Tiara wybrała bezbłędnie. Garrett był inteligentnym i mądrym chłopcem, jak na swój wiek - potrafił wybierać rozważnie, z namysłem. Był dobry w rozwiązywaniu zagadek - często pomagał matce rozwiązać anagramy lub krzyżówki. Wraz z ojcem czytał w gazetach o nierozwiązanych sprawach morderstw i już w wieku dziesięciu lat próbował połączyć zamieszczone w gazetach informacje o dowodach w jedną całość. Nie to, żeby mu się to udało, ale liczą się chęci. Miał swego rodzaju wrodzoną umiejętność dedukcji - kiedy z blatu znikał placek, wiedział, że zjadł go ojciec.
W sumie, to zawsze ojcowie zjadają słodycze na masę.
Gdy trafił do Hogwartu, był zagubiony; nie potrafił znaleźć żadnych kolegów. Z nikim nie rozmawiał, chociaż przecież zawsze był wyszczekany. Cały czas sobie myślał, że nie powinien tu trafić. Że być może powinien być zwykłym mugolem, tak, jak tamten gówniarz, który go sprał na kwaśne jabłko dwa lata wcześniej. Ale po kilku tygodniach zdał sobie sprawę, że wciąż o nim myśli, o tym pacanie. Zdał sobie sprawę, że gdyby on go nie pobił, być może teraz Garrett byłby bardziej otwarty na świat, aniżeli zamknięty w sobie. Być może potrafiłby znaleźć sobie kolegów. Momentami myślał, że ten mugolski chłopaczyna najprawdopodobniej zniszczył mu życie. Ale potem zdał sobie sprawę, że to nie wina mugola, ale jego samego - to on wdał się w bójkę, to on przestał się odzywać bo poczuł się zniszczony. Niestety, do dziś Garrett pozostał człowiekiem zamkniętym w sobie. Przynajmniej w pewnym stopniu.
W drugiej klasie Hogwartu zaczął co nieco łapać z lekcji udzielanych przez profesorów. Znalazł wtedy też przyjaciela w swoim domu - zaprzyjaźnili się na lekcji eliksirów, kiedy to Garrett wylał na niego całą zawartość swojego kociołka tylko dlatego, że tamten zwędził mu jeden ze składników. Po krótkiej sprzeczce zawarli przymierze i zostali przyjaciółmi. Po tamtej sytuacji Stainwright przestał uchodzić za zupełnego samotnika, a niektórzy zaczęli go nawet lubić. Dzięki temu znalazł zarówno w swoim domu, jak i w innych, nierozłączne grono przyjaciół.
Ukończył Hogwart, wbrew słabemu poczatkowi, z bardzo dobrymi ocenami: Wybitny z Obrony Przed Czarną Magią i Eliksirów, Powyżej Oczekiwań z Zaklęć, Transmutacji i Zielarstwa. Z innych miał albo Zadowalający, albo Nędzny. Ukształtował się też jego wygląd - lekki zarost przerodził się potem w zarost nieco gęstszy, rysy twarzy stały się bardziej ostre, czarne włosy nieco dłuższe, ciało bardziej umięśnione i wytrzymalsze.
Właśnie wtedy miał zamiar spożytkować swoje umiejętności w dobrym celu. Słyszał o aurorach i pragnął do nich dołączyć, lecz wtedy dopadł go dylemat: jego rodzice chcieli, aby ich syn miał posadę bezpieczną, aby nie narażał się na niebezpieczeństwa. Jednak po wnikliwym rozpatrzeniu argumentów, schlaniu się do nieprzytomności oraz wybraniu własnej drogi życia Garrett Stainwright postanowił zostać aurorem i zwalczać skazy tego świata w mniej lub bardziej brutalny sposób. Zdał pomyślnie testy, po których został pełnoprawnym aurorem.
Po kilku tygodniach pracy dostał się w środek pierwszej, poważnej akcji - wraz z grupą aurorów, dwóch doświadczonych i jednego młodzika, takiego jak on, miał za zadanie wytropić seryjnego mordercę, zabijającego swoje ofiary nie za pomocą zaklęcia Avady Kedavry, lecz Szatańskiej Pożogi. Powstrzymanie go było o tyle istotne, że w każdej chwili mogło dojść do ponownego ludobójstwa. Wszyscy wiedzieli, że to zaklęcie spopielało na swojej drodze niemalże wszystko - dlatego przy pojedynczym ataku ściganego ofiara nie była jedna, lecz było ich znacznie więcej. Zazwyczaj koło pięciu - dziesięciu osób. Ofiarami byli nie tylko ludzie, ale i ich majątki - spalone domy, ograbione uprzednio ze wszystkich cennych rzeczy. Garrett wiedział, że musi dać z siebie wszystko - to właśnie oznaczało bycie aurorem. Nie jego wcześniejsza praca biurowa czy ściganie pomniejszych rzezimieszków, którymi nie mogły zająć się służby porządkowe, ale tropienie osób nadzwyczajnie groźnych. Na szczęście nie był sam, bo zapewne wtedy, jako młody auror, nie poradziłby sobie; inaczej jest teraz, gdy jest w stanie działać samodzielnie.
Przy pierwszym widoku spalonych trupów zwymiotował. Po kolejnym ataku znów to zrobił. Przy trzecim chciał uciec od miejsca zbrodni. Dopiero przy czwartym razie odkrył, że się zaczął powoli przyzwyczajać.
Morderca był nieuchwytny. Drużynie aurorów tylko raz udało się doprowadzić do starcia z przestępcą - to właśnie wtedy Garrett Stainwright pierwszy raz w życiu naprawdę poważnie ranił człowieka. Aurorzy bronili się ze wszystkich sił, ale, powoli spychani do mocnej defensywy, postanowili zadziałać. Jako że reszta utrzymywała magiczne tarcze, możliwość ataku spadła na niego. Rzucił wtedy kilka razy pod rząd Diffindo - przestępca nie spodziewał się ataku, przez co został pochlastany i pocięty. Aurorzy zeszli do ofensywy i oszołomili przeciwnika. Pierwsza ważna sprawa z zupełnym sukcesem przypisała się na konto Stainwrighta, dzięki czemu wybił się spoza biurka.
Przez kolejne lata brał udział w mniejszych bądź większych akcjach; życie prywatne też mu się nieźle układało. Poznał młodą kobietę, ale okazało się, że ona wolała się ustatkować, a on był wolnym duchem - skończyło się na rozstaniu.
Cóż, on nigdy nie miał szczęścia do kobiet.
10 | |
4 | |
9 | |
3 | |
0 | |
0 | |
3 |
Teleportacja, 12 dodatkowych punktów statystyk, Różdżka