Wydarzenia


Ekipa forum
listopad 1955
AutorWiadomość
listopad 1955 [odnośnik]12.07.16 22:11
Zdobycie artefaktu nigdy nie było rzeczą pewną. Często planowało się wyprawę z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, uwzględniając każde niebezpieczeństwo oraz każdą możliwą przeszkodę, a i tak przyjeżdżało się z niczym. Tym bardziej zwycięstwa cieszyły - na przykład takie jak dzisiejsze. Wszyscy ciężko pracowali, żeby odnaleźć ten artefakt, więc nic dziwnego, że z zewnątrz namiotu dało się słyszeć śpiewy i śmiechy. Ten wieczór zarezerwowany był na zabawę. Następnego dnia na każdego czekał powrót do domu, na Edgara też, dlatego właśnie sprawdzał swoje bagaże. Oprócz ubioru, sprzętu i innych potrzebnych drobiazgów wiózł ze sobą pamiątkę dla córki, która już przywykła do ojca przywożącego jej prezenty z podróży. Zawsze czekała na niego w holu, nieważne jak późno przybywał do Durham. Guwernantka z trudem utrzymywała nerwy na wodzy, bo jak zwykle plan ułożenia jej do snu o stałej godzinie spełzł na niczym. Edgar dziwił się, że kobieta jeszcze do tego nie przywykła. W każdym razie podczas tego wyjazdu wyjątkowo nie załatwiał po godzinach żadnych nielegalnych interesów, co wcale go nie cieszyło, bo lubił upiec parę pieczeni na jednym ogniu. Jedynym plusem był fakt, że miał więcej wolnego czasu i teraz zamiast użerać się z uciążliwymi ludźmi, którzy myślą, że jak trochę liznęli czarnej magii to są potężni jak Grindelwald i mogą stawiać warunki, mógł się odprężyć i spędzić czas z bardziej wartościowymi osobami. Właściwie z jedną konkretną osobą. Wyszedł z namiotu, pocierając dłonią kark, i rozejrzał się dookoła. Szybko zauważył znajomą sylwetkę, siedzącą niemalże na krawędzi klifu. - Lady Selwyn, to niebezpieczne siedzieć tak blisko krawędzi - powiedział, siadając obok niej z cichym stęknięciem. Lucinda Selwyn pomyślał, przyglądając się jej i wcale się z tym nie kryjąc. Nie potrafił sprecyzować, co w tej kobiecie tak go pociągało. Doskonale pamiętał ich pierwsze spotkanie i wciąż dziwił go fakt, że tak szybko złapali wspólny język. Zaledwie po kilku wyjazdach stała się jego ulubionym kompanem wypraw, a zazwyczaj każdego uważał za zbędny balast. Dobrze się rozumieli, a właściwie za dobrze, zwracając uwagę na ich sytuację. Ona, panna na wydaniu z dobrego domu. On, mąż i ojciec. Zasady pozwalały im jedynie na krótkie spojrzenie i wymianę kilku niezobowiązujących zdań. To, co ich teraz łączyło, było wbrew wszelkim obowiązującym zasadom i Edgar cały czas o tym pamiętał. Między innymi dlatego wciąż do niczego się nie przyznawał - skoro to nie może trwać wiecznie, to niech potrwa chociaż chwilę. Skoro nie mógł wybrać osoby, z którą spędzi resztę życia, to niech chociaż wybierze osobę, z którą spędzi naprawdę niezapomniany fragment.
Po chwili opamiętał się i odwrócił od niej wzrok, skupiając go na linii horyzontu. Wziął głęboki wdech, czując jak świeże powietrze wypełnia mu płuca i myślał tylko o tym, żeby jutrzejszy powrót do Wielkiej Brytanii nigdy nie nadszedł.
Edgar Burke
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3108-edgar-burke#51071 https://www.morsmordre.net/t3159-nie-stac-mnie-na-wlasna-sowe#52274 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t4912-skrytka-bankowa-nr-811#106945 https://www.morsmordre.net/t3160-edgar-burke#52278
Re: listopad 1955 [odnośnik]13.07.16 17:19
Nie łatwo jest się przyzwyczaić do takiego życia. Bez większego zastanowienia oddajesz się mu nie mając o nim bladego pojęcia. Dopiero wtedy zaczynasz sobie uzmysławiać jak wygląda prawdziwy świat. Bez bali, szlacheckiej etykiety i ciotek wypytujących Cię o przyszłego męża. Zaczynasz zauważać, że istnieje coś więcej niż Londyn, Hogwart czy Pokątna. Przytłacza Cię wielkość i bezkres, który widzisz. Na początku jest trudno żyć z myślą, że idąc na wyprawę stawiasz wszystko na jedną kartę. Później nie wiesz jak mogłeś przeżyć te ponad dwadzieścia lat bez wiatru na plecach, bez rosy pod stopami i widoku przed sobą. Wszystko chłoniesz tak jakby to miała być ostatnia rzecz jaką zobaczysz bądź poczujesz. I choć narażasz swoje życie i zdrowie to i tak dobrze wiesz, że żyje Ci się lepiej. Łatwiej. Wieczory takie jak ten są pewnego rodzaju pożegnaniem. Wyrzuciła już z głowy przekonanie, że każda wyprawa będzie trwać wiecznie. Dni ciągłej ekscytacji, adrenaliny płynącej w żyłach, niekończącej się energii na koniec zmieniają się w melancholijne uspokojenie. Jeszcze nic nie zrobiła. W jej namiocie wszystkie rzeczy nadal leżały na swoich miejscach, łóżko w tym samym nieładzie, światło palące się przy wejściu. To byłoby już takie ostateczne, a przecież nie chciała wracać. Do Londynu, do bycia szlachcianką, do robienia rzeczy na które kompletnie nie ma ochoty. Myślami była jeszcze w jaskini, a nadzieją na kolejnej wyprawie. Usiadła na brzegu klifu. To było coś co zawsze ją uspokajało. Wysokość. Patrzyła na taflę wody i latające na nią ptaki. Nie usłyszała kroków za plecami więc kiedy Edgar usiadł obok niej zaskoczona odwróciła się w jego stronę. Nie wiedziała jak to jest możliwe, że na czyjś widok serce potrafi na chwile się zatrzymać by zaraz łomotać jak oszalałe dosłownie rozsadzając pierś. Bała się tego co zaczynała czuć. Czuła jakby ktoś z jednej strony pchał ją w jego stronę i zapewniał, że to jest ten jeden jedyny, a z drugiej strony trzymał za rękę i blokował dojście do niego. Jakby to było niemożliwe i niebezpieczne, a przecież jedyne co musiała zrobić to na coś się odważyć. Wzruszyła ramionami na jego słowa i spojrzała w dół. - Długa droga… - zaczęła. - Mam nadzieje, że zdążysz zareagować zanim dowiem się jak to jest czuć promienie niebiańskiego słońca na plecach. - odparła i uśmiechnęła się szeroko. Nie uważała go za starucha bez refleksu, ale lubiła żartować z faktu, że jest od niej straszy. Wykorzystywała to choć z ich perspektywy ona też nie była pierwszej młodości. Bycie czarodziejem dawało im tak wiele możliwości, na takie wiele rzeczy mogli sobie pozwolić. To nic nie zmieniało. Ludzie zawsze będą dążyć do tego by odkrywać. Nawet Ci, którzy mają magię w dłoniach. Spojrzała na mężczyznę, ale widząc jego wzrok od razu się odwróciła. Bała się tego spojrzenia i bała się, że w końcu zapomni o swoich manierach, o tym, że szlachcianka musi trzymać się określonych zasad i tego, że pozwoli sobie na o wiele więcej niż powinna. Z namiotu obok dało się słychać śpiewy i śmiechy. Będzie tęskniła za tymi ludźmi. Będzie tęskniła za nim. - Cieszysz się, że wracasz? -zapytała unosząc brew. To pytanie miało drugie dno. Z jednej strony tyczyło się zdobytego artefaktu i udanej misji, a z drugiej strony dotyczyło tego, że przez długi czas się nie zobaczą. Dla niej na pewno będzie to ciężki czas.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
listopad 1955 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: listopad 1955 [odnośnik]14.07.16 1:36
Zaśmiał się cicho, słysząc jej słowa. Już zdążył przywyknąć do jej przytyków odnośnie jego wieku, choć nigdy nie potrafił ich zrozumieć, bo przecież nie dzieliła ich aż tak duża różnica. W arystokratycznym świecie mężczyźni z jego pokolenia potrafili brać śluby z młódkami, które ledwo co skończyły szkołę - wtedy takie docinki były jak najbardziej zrozumiałe. Tak czy inaczej pogodził się z nimi i nie miał jej ich za złe, zresztą nie potrafił się na nią złościć. Te złośliwe słowa nie były niczym ważnym, ale był przekonany, że gdyby Lynn zrobiła coś innego - on nie potrafiłby się na nią złościć. W tym momencie nie potrafił sobie wyobrazić, że ta osoba byłaby w stanie wzbudzić w nim jakiekolwiek negatywne emocje. Równie dobrze mogłaby się teraz odwrócić i zacząć torturować ludzi siedzących przy ognisku, a on i tak patrzyłby na nią z uwielbieniem. - No nie wiem, nie wiem - odparł, spoglądając w dół. - Lata już nie te - dodał, tym samym godząc się na jej żarty. Niech sobie żartują, ale gdyby faktycznie coś jej się stało podczas wspólnej wyprawy, nigdy by sobie tego nie wybaczył. Już teraz musiał żyć z wyrzutami sumienia spowodowanymi śmiercią młodszego brata, więc po prostu nie dałby sobie rady z kolejnymi przykrymi wspomnieniami, które bez przerwy pojawiałyby mu się przed oczami w najmniej odpowiednim momencie.
Uśmiechnął się gorzko na zadane przez nią pytanie i zmienił pozycję z siedzącej na leżącą. - Nie - powiedział po krótkiej chwili ciszy, zaplatając dłonie pod głową. Skupił wzrok na przepływających chmurach i myślał o tym, że powinien się cieszyć. W Londynie czekała na niego żona, dzieci, ojciec, brat i cała reszta rodziny oraz sklep, czyli wszystko, co było w jego życiu najważniejsze. Albo raczej powinno być, bo Edgar łapał się na tym, że robił się coraz bardziej egoistyczny. Jak każdy szlachcic powinien oddać się w ręce większego dobra i nie myśleć o sobie tylko o rodzinie, o potomkach, o majątku, o spuściźnie, o szlachetnej krwi. Nie powinien robić nic dla siebie tylko dla nazwiska, żeby było jeszcze potężniejsze, jeszcze bogatsze, jeszcze bardziej wpływowe. A jego ostatnio przestało to interesować. Wolał wyjechać i się od tego wszystkiego oderwać, co było złe i o tym wiedział. Niemalże widział w tych chmurach niezadowoloną twarz swojego ojca, więc odwrócił od nich wzrok. - A ty? - Zapytał, spoglądając w jej kierunku. Już pomijając fakt, że każdy wyjazd oznaczał również szansę na spędzenie czasu z Lynn, co niestety w Wielkiej Brytanii nie było możliwe na taką skalę.


We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens

Edgar Burke
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3108-edgar-burke#51071 https://www.morsmordre.net/t3159-nie-stac-mnie-na-wlasna-sowe#52274 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t4912-skrytka-bankowa-nr-811#106945 https://www.morsmordre.net/t3160-edgar-burke#52278
Re: listopad 1955 [odnośnik]15.07.16 23:04
Zawsze była ostrożna jeżeli w grę wchodziły uczucia. Jakiekolwiek. Dobrze wiedziała, że nie da się ich trzymać w wodzy, ale lubiła mieć wrażenie, że ma nad nimi władzę. Głównie działało, kiedy w grę wchodziły wszystkie negatywne emocje. Pozytywnymi mało się przejmowała. Nie potrafiła ich rozpoznać aż do momentu, kiedy było za późno na jakąkolwiek władzę czy działanie. Teraz było podobnie. Nie wiedziała co czuje i czy w ogóle powinna, ale była zbyt przejęta tym by w jakikolwiek sposób zareagować. No bo dlaczego miała się blokować? Miała dwadzieścia pięć lat i co raz mniej możliwości. Szybko wyrzuciła te myśli z głowy. Nie miała zamiaru tego sobie robić. Za szybko. Jej pośpiech zawsze wpakowywał ją w kłopoty. Spojrzała na horyzont i tknęło ją przeświadczenie, że Londyn nie jest miejscem, do którego chce teraz wrócić. Co mogło ją tam spotkać? Nikt właściwie na nią nie czekał, a rodzice już dawno przyzwyczaili się do jej nieobecności. Jej obecność nie jest czymś zaskakującym dla nich. Nie, żeby jej to przeszkadzało. Chyba nawet przeciwnie. Całe życie do tego dążyła. Pełnego usamodzielnienia się. Uśmiechnęła się na jego słowa. Łatwo było wywołać uśmiech na jej twarzy. Zwykle z serdeczności czy uprzejmości się uśmiechała, ale mało kto zna ten prawdziwy. Szczery, przepełniony energią i optymizmem. W jego obecności pojawiał się u niej często. Nie wiedziała czemu, ale w takich miejscach o wiele łatwiej było jej się otworzyć. Pokazać to kim jest naprawdę gdzieś tam pod maską arystokratki. Mogła sobie żartować, mówić szczerze o tym co czuje i robić rzeczy, których nigdy nie zrobiłaby w domu. I naprawdę uwielbiała taką wersję siebie. Bez kłamstw, krętactw i gry, która w innych kręgach jest po prostu naturalna. - Na szczęście masz mnie. - odparła wzruszając ramionami. Żyła w przeświadczeniu, że może mu ufać. To przeświadczenie sprawiało, że czuła się w jego obecności bezpieczna. Korciło ją, żeby zapytać dlaczego nie chce wracać do domu. Oczywiście jakaś część jej podświadomości żyła nadzieją, że to przez nią, ale starała się tą właśnie podświadomość trzymać od siebie jak najdalej. Zmieniła pozycję z siedzącej na leżącą także przyglądając się chmurom. - Nie lubię tego uczucia. - zaczęła– Kiedy coś się kończy. Reszta bawi się, pije, krzyczy z radości, a ja nie potrafię. - przeniosła wzrok z chmur na niego. - Może to dlatego, że oni wszyscy wracają do domów i rodzin, a to co tutaj robią jest nie tyle pasją co obowiązkiem i pracą. Nie chce wracać, bo wiem, że jak tylko przeniesiemy się do Wielkiej Brytanii to wszystko przestanie mieć znaczenie. - powiedziała znowu zwracając wzrok w kierunku chmur. - Więc może zrób mi przysługę i zostaw nasze znalezisko na widoku, a ja je ukryje. - dodała dla rozładowania wcześniejszych słów i uśmiechnęła się lekko.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
listopad 1955 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: listopad 1955 [odnośnik]19.07.16 13:54
Na początku swojej pracy Edgar uważał wyprawy za te szczególne momenty swojego życia, podczas których zostawiał wszystko za sobą i ruszał w nieznane. Obecnie jego uczucia odwróciły się o sto osiemdziesiąt stopni i paradoksalnie właśnie pobyt w Wielkiej Brytanii uważał za ten przerywnik pomiędzy jednym wyjazdem a drugim. Siedząc na tym wysokim klifie, czuł się bardziej w domu, niż przebywając w swojej rodowej posiadłości. Dopiero w tych zapomnianych miejscach naprawdę mógł być sobą, całkiem zapominając o salonowych konwenansach. Niby szczególnie się nimi nie przejmował, ale w Wielkiej Brytanii i tak nie dało się od nich całkiem uciec. Jedynym wyjściem było doprowadzenie do wydziedziczenia, jednak Edgar nie był na tyle szalony, żeby do tego doprowadzić. Może czuł się z lekka ciemiężony przez historię, tradycję i obowiązki, ale nie potrafiłby po prostu z tego zrezygnować. Szczególnie teraz, kiedy już nie odpowiadał tylko za siebie, ale również za swoją rodzinę. Nie miałby odwagi tego zrobić i wbrew pozorom chyba nawet by tego nie chciał. To wszystko wcale nie było takie proste. - Na szczęście - powtórzył, uśmiechając się lekko. Chciałby w to wierzyć, ale niestety wszystko wskazywało na to, że ich spotkanie wcale nie było takie szczęśliwe. A przynajmniej nie będzie szczęśliwe w skutkach, jednak na razie nie miał zamiaru się tym zadręczać. Tylko to nie było takie proste, kiedy Lucy mówiła takie rzeczy. Uparcie skupił swój wzrok na chmurach, gdy poruszyła temat powrotu do domu i rodziny, jednocześnie czując na sobie jej wzrok. - Myślisz, że przestanie? - Zapytał zdziwiony. - Potrafisz się od tego wszystkiego odciąć? Ja nie - dodał. Może i będą musieli wejść w swoje znoszone buty, ale przykładowo Edgar nie potrafił po prostu zapomnieć o wszystkim, co wydarzyło się podczas konkretnego wyjazdu. Każdy z nich zostawiał na nim jakiś ślad i nigdy nie wracał jako ten sam człowiek, co zapewne brzmi patetycznie, ale jest prawdą. - I z pewnością nie myślę, że to przestanie mieć znaczenie - powiedział jeszcze, podnosząc się odrobinę i podpierając łokciem. - To jest dobry pomysł. Możemy też ich wszystkich gdzieś wynieś - kiwnął głową w kierunku rozbawionych członków wyprawy - i ruszyć z misją ratunkową - zaproponował i choć nie mówił tego na poważnie, w jego oczach dało się zauważyć, że naprawdę byłby do tego zdolny. - Patrząc na spożytą ilość Ognistej Whiskey, nie powinno to stanowić żadnego problemu - dodał rozbawiony. Po chwili wyciągnął różdżkę i wyćwiczonym machnięciem sprawił, że z koszyka ustawionego za plecami ich nowych znajomych, wydostały się dwie butelki... czegoś, frunące powoli w ich kierunku. Edgar złapał jedną z nich i przyjrzał się etykiecie, po której od razu wywnioskował, że mają do czynienia ze starym i dobrym Porterem Starego Sue. Kolejnym machnięciem różdżki otworzył obie butelki i przysunął jedną Lucindzie. - Zechcesz wznieść toast? - Zapytał, uśmiechając się szerzej niż zazwyczaj.


We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens

Edgar Burke
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3108-edgar-burke#51071 https://www.morsmordre.net/t3159-nie-stac-mnie-na-wlasna-sowe#52274 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t4912-skrytka-bankowa-nr-811#106945 https://www.morsmordre.net/t3160-edgar-burke#52278
Re: listopad 1955 [odnośnik]20.07.16 16:25
W głębi duszy Lynn wiedziała, że w końcu nadejdzie moment, w którym jej ojciec powie dość. W tym czym się zajmowała widział zabawę i jedno wielkie widzi mi się, które musiał tolerować, bo w końcu była jego córeczką. Podejrzewała, że czekał aż ona zrobi to pierwsza. Wróci z podkulonym ogonem i powie mu, że miał racje i to nie jest życie dla niej. W pewnym sensie wiedziała, że w końcu nadzieje moment, kiedy jej ojciec nie wytrzyma i zakończy jej „zabawę”. Owszem potrafiła się spierać i kłócić odbiegając całkowicie od portretu idealnej szlachcianki, ale nie mogłaby cały czas stawiać na swoim. To nie było tak, że jego słowa nie miały na nią żadnego wpływu. Czasami wydawało jej się, że słyszy głos ojca w głowie upominający ją o poprawne zachowanie. Bała się tego, że nie będzie potrafiła kolejny raz mu odmówić, a każdy powrót do domu równał się ze spojrzeniem ojcu prosto w oczy. Nigdy by nie powiedziała tego głośno, ale miała powody by się obawiać, że w końcu się pożegnają. Miała tylko nadzieje, że nie nastąpi to szybko i gwałtownie. Tego by nie zniosła. Dźwięk jego głosu wyrwał ją ze smutnych myśli. Gdyby tylko było to łatwiejsze. Całkowite wyrzucenie tego co złe z głowy. Uśmiechnęła się na jego słowa. Naprawdę tak myślał? Naprawdę uważał, że szczęśliwa była dla niego jej obecność? Miała nadzieje, bo dobrze wiedziała, że jego obecność dla niej właśnie taka była. Nie poradziłaby sobie z tym wszystkim bez niego. Nie chodziło tylko o to, że się razem dogadywali, bo przecież zdarzało im się mieć kompletnie różne zdania, ale o to, że zwyczajnie zawsze podnosił ją do góry, kiedy los podcinał jej nogi zrzucając na kolana. Gdzieś w tej blond główce pojawiła się myśl, że gdyby mu choć w jednym procencie na niej nie zależało to by się tak nie zachowywał. Po prostu pozwoliłby jej wrócić do domu z podkulonym ogonem. - Odciąć? - uśmiechnęła się szeroko unosząc brew. - Nawet jakbym mogła to zrobić to bym nie chciała. Zwyczajnie odzwyczaiłam się od życia w Londynie. Odzwyczaiłam się od szlacheckiego życia, które teraz kurczowo złapie mnie w swoje łapska i… - złapała się na tym, że właśnie za pomocą swoich dłoni pokazuje mu jak kurczowo złapie ją szlacheckie życie. Prychnęła i pokręciła głową. Czasami nie panowała nad swoją wyobraźnią i tym co wyciekało z jej ust. - Zwyczajnie mam wrażenie, że wszystko co liczy się tutaj i ma dla nas znaczenie to tam zwyczajnie przestaje się liczyć. I ja kompletnie tego nie doceniam… dopóki nie zaczynam znowu tego tracić. - odparła już spokojniej wpatrując się w niego. Tak wiele w tym momencie miała ochotę mu powiedzieć choć wiedziała, że nie powinna. To nie powinno tak wyglądać. Mieli słać sobie uśmiechy, rozmawiać o sztuce, zainteresowaniach, pasjach… ale nie byli taką parą. Słowa zawsze wyrażały o wiele więcej, gesty znaczyły o wiele więcej. Nic nie mogła poradzić na to, ze chciała więcej i więcej i więcej. Przysunęła lekko dłoń w jego stronę, ale zaraz ją cofnęła nie wiedząc sama co chciała zrobić. Wlepiła wzrok w horyzont. - Doceniam Twoje starania, ale obawiam się, że mogliby nas za to zacząć ścigać… - powiedziała nachylając się w jego stronę i mówiąc bardzo cicho jakby to była jakaś bardzo ważna tajemnica. Po czym uśmiechnęła się szeroko. Spojrzała na lewitujące w ich stronę butelki i wywróciła oczami. Wzięła w dłoń buteleczkę i uniosła ją do góry. - W takim razie za co? - zapytała całkowicie poważna. Z toastów nie wolno się śmiać! Toasty są bardzo poważną sprawą!


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
listopad 1955 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: listopad 1955 [odnośnik]21.07.16 19:49
Zaśmiał się gorzko, obserwując żywą gestykulację Lucy. Czuł się podobnie, choć on zawsze wyobrażał to sobie w inny sposób. Widział to jako nieprzerwaną obserwację - wydawało mu się, że nestorowe oczy sięgają dalej niż boskie i o wszystkim wiedzą. Jakby cały czas stał za nim i szeptem przypominał o zachowywaniu się jak na porządnego szlachcica przystało, albo przynajmniej jak na porządnego Burke'a przystało, bo z tym byciem porządnym szlachcicem to w ich rodzinie bywało różnie. - Ja tego tak nie widzę. W końcu wszystko, co teraz się dla nas liczy, w jakiś sposób nas kształtuje, prawda? Każdy wyjazd to kolejne doświadczenie, coś w nas zmienia... Nawet jeżeli jesteśmy w Wielkiej Brytanii - powiedział, tym razem już nie uciekając przed jej spojrzeniem. Chwycił jej dłoń, kiedy tylko Lucinda postanowiła ją cofnąć i zaczął ją badać wzrokiem. Na tle jego dłoni prezentowała się tak subtelnie. Na pierwszy rzut oka było widać, że to dłoń należąca do szlachcianki, choć po tylu dniach spędzonych w słonecznej Portugalii trochę straciła swoją arystokratyczną bladość na rzecz lekkiej opalenizny. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, pojawiającego się na jego twarzy, po usłyszeniu jej słów. W końcu zdecydowana większość jego pracy obracała się wśród czarnej magii, a sklep na Nokturnie już od dawna znajdował się na celowniku aurorów. Puścił jej dłoń, wzdychając cicho. - Ucieklibyśmy im - odparł. - Zresztą czym jest życie bez odrobiny niebezpieczeństwa - dodał, unosząc jedną brew. Chwycił butelkę, ignorując jej wywracanie oczami. Typowa szlachcianka, niczego nie docenia! - Hmm... - zastanowił się, odwracając wzrok w stronę zachodzącego słońca. Było wiele rzeczy, których Edgar chciałby im życzyć, ale niekoniecznie mógł to wymówić na głos. - Za udaną wyprawę i rychłe spotkanie - powiedział najprościej, uderzając delikatnie w jej butelkę. Upił sporego łyka, czując jak chłodny napój rozpływa się po jego ciele. - I za dłuższe wyprawy! - Dodał szybko, bo jak na razie to było jedyne, czego tak naprawdę chciał. Żeby ten wyjazd trwał chociaż odrobinę dłużej, jeszcze jeden dzień, a najlepiej miesiąc. Jeszcze lepiej, gdyby w tym samym momencie czas w Wielkiej Brytanii zamierał, żeby jego długa nieobecność dla wszystkich innych była co najwyżej kilkugodzinnym zniknięciem. Wtedy mógłby bez problemu wyjeżdżać i nie mieć wyrzutów sumienia z powodu spychania wszystkiego w Anglii na drugi plan.
Edgar Burke
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3108-edgar-burke#51071 https://www.morsmordre.net/t3159-nie-stac-mnie-na-wlasna-sowe#52274 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t4912-skrytka-bankowa-nr-811#106945 https://www.morsmordre.net/t3160-edgar-burke#52278
Re: listopad 1955 [odnośnik]23.07.16 12:00
Słysząc jego słowa lekko się uśmiechnęła choć w myślach toczyła prawdziwą walkę. Z jednej strony walczyła ze sobą, żeby nie powiedzieć czegoś niestosownego choć dobrze wiedziała, że nie uzna tego za coś złego. Chyba bała się, że kiedy przyjdzie jej wredny nawyk do analizowania wszystkiego będzie jej po prostu wstyd. Z drugiej strony jej podświadomość podpowiadała jej, że to wszystko jest tylko fatalnym zauroczeniem, a ona nie wyjdzie z tego cała. Może i powinna trzymać się tej myśli i pozwolić sobie na świadome myślenie, ale jak miała to zrobić, kiedy jego dotyk całkowicie ją paraliżował? Tylko na początku. Kiedy jego ciepła dłoń objęła jej zawsze zimną poczuła jakby ktoś potraktował ją niewerbalnym petrificusem. Nie mogła nawet drgnąć. Po prostu bała się, że to się skończy zanim w ogóle się zaczęło. Następnie jej serce zaczynało uderzać o klatkę piersiową tak szybko, że w pewnym momencie miała wrażenie, że naprawdę z niej wyskoczy. Nie pozwalała sobie na zewnętrzne ekscesy, ale w środku dosłownie szalała. Drgnęła kiedy zabrał dłoń. Tak zdecydowanie łatwiej jej było się skupić. Zaśmiała słysząc jego słowa choć wiedziała, że wcale nie żartuje i byłby do tego zdolny. Przy Edgarze nauczyła się ważyć słowa. Nie swoje a jego. Wiedziała, że we wszystkim co mówił była doza prawdy nawet wtedy, kiedy mówił o całkowicie nieprawdopodobnych rzeczach. - Nie wątpię – odparła z przekąsem, ale całkowicie pewna. - Bądź pewny, że jakby nas złapali to wszystko zrzucę na Ciebie. Udam, że mnie uprowadziłeś i chciałeś ukryć jak tych ludzi. - pokiwała poważnie głową. Ucieczka wydawała się być najlepszym wyjściem. Mogła by żyć nawet przy najdalszym szlaku Himalajów. Pewnie gdyby wiedziała co wie w przyszłości to by strzeliła sobie w głowę avadą za takie myśli. Stuknęła butelkę o butelkę mężczyzny i czekała aż wymyśli jakiś toast. Upiła łyk i odstawiła butelkę na ziemi. - Dłuższe wyprawy? - zaczęła unosząc brew. - Gdyby ten troll jeszcze dzień wodził nas za nos to sama pozbawiłabym go uszu. - powiedziała przypominając sobie jak wiele czasu spędzili na podążaniu za fałszywym tropem. Miała wrażenie, że gdyby Edgar nie znalazłby tego artefaktu to jeszcze jeden dzień i ziemia by się zatrzęsła, z nieba padałby czarny deszcz, a zwierzęta zmieniłby się w szklane kule. - Obiecasz mi coś? - zapytała ni z tego ni z owego. Nie czekając na odpowiedź powiedziała o co chodzi. - Bez względu na to jak sentymentalnie i głupio to zabrzmi. - zaczęła. - Obiecaj mi, że to nie jest ostatni raz, kiedy tu jesteśmy. Nie mówię o szukaniu artefaktów, ani o wyprawie. Po prostu obiecaj, że kiedyś tu ze mną wrócisz. - zdawała sobie sprawę z tego jak to musi brzmieć. Potrzebowała dwóch słów by rozjaśnić trochę swoje myśli. Nawet jeśli miało to być tylko kłamstwo to niech skłamie ten raz. Dla niej.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy


Ostatnio zmieniony przez Lucinda Selwyn dnia 25.07.16 5:55, w całości zmieniany 1 raz
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
listopad 1955 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: listopad 1955 [odnośnik]25.07.16 0:30
Spojrzał na nią zaskoczony. - Słucham? Mieliśmy się wspierać, a nie zwalać winę jeden na drugiego - powiedział z nutą oburzenia w głosie, jednak zaraz potem się uśmiechnął. Rzadko to robił, ale wyjazd i bliskość Lucindy zawsze oddziaływały na niego w specyficzny sposób. Nie czuł się niczym skrępowany, nigdzie nie było czujnego nestora, nawet jego strój bardzo różnił się od tego noszonego w domu. Paradoksalnie właśnie w pracy czuł się jak na urlopie, prawdopodobnie stąd brała się jego pogoda ducha.
- W takim razie szkoda, z chęcią bym to zobaczył - powiedział rozbawiony, a przed jego oczami już stanęła wizja Lucy walczącej z górskim trollem. To byłoby naprawdę ciekawe wydarzenie i naprawdę żałował, że do tego jeszcze nie doszło. Nie martwiłby się o nią, znał jej umiejętności. W tym starciu to raczej troll powinien się martwić. Swoim pytaniem wyrwała go z coraz bardziej kolorowych wyobrażeń. - Hmm? - Mina mu zrzedła, kiedy czekał na jej dalsze słowa. Starał się z nią nie poruszać poważnych tematów, a teraz nastrój zrobił się na takowe idealny. Doskonale wiedział, że ich związek budowany jest na niezwykle kruchym fundamencie i doskonale wiedział, że ten fundament niedługo spektakularnie runie. Tym bardziej nie chciał jeszcze bardziej go niszczyć niepotrzebnymi rozmowami na niektóre istotne tematy. Lucinda o niczym nie wiedziała, więc czasami zaczynała schodzić w te niebezpieczne rejony, a Edgar zawsze próbował z nich subtelnie wyjść. Teraz nie mógł, bo każda inna odpowiedź od obiecuję oznaczałaby, że nie chce z nią tu wrócić. A chciał, tylko wiedział, że to nie będzie możliwe. Nie trzeba było na nią patrzeć, żeby wiedzieć, jaką odpowiedź chciałaby usłyszeć. Spojrzenie na nią tylko utwierdziło go w oczywistym. - Dobrze, obiecuję - powiedział po krótkiej chwili i znowu się uśmiechnął. - Za powrót? - Zaproponował, unosząc butelkę z piwem. Zaraz potem upił łyka i choć na zewnątrz zachowywał się całkiem normalnie, wewnątrz czuł się fatalnie. Każde kolejne kłamstwo szło mu coraz trudniej i zastanawiał się, kiedy w końcu wpadnie. Upił jeszcze jednego, tym razem większego, łyka i odwrócił się, sprawdzając co u ich kolegów po fachu. - Chyba powinniśmy do nich dołączyć - stwierdził, wstając i otrzepując spodnie z ziemi. Pomógł wstać Lucindzie i oboje dosiedli się do rozpalonego ogniska.

the end
Edgar Burke
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3108-edgar-burke#51071 https://www.morsmordre.net/t3159-nie-stac-mnie-na-wlasna-sowe#52274 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t4912-skrytka-bankowa-nr-811#106945 https://www.morsmordre.net/t3160-edgar-burke#52278
listopad 1955
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach