Ogródek wróżki - kącik z jedzeniem
AutorWiadomość
Ogródek wróżki - kącik z jedzeniem
Tuż przy domu wróżki znajduje się spory ogródek z namiotami, w których można kupić jedzenie. Dostępne jest tu ciepłe jedzenie prosto z kociołków oraz najpyszniejsze w okolicy lody na patyku. Kociołek Smacznej Jagi zwabia do siebie aromatycznymi zapachami, które unoszą się wokół całego stoiska i kolorowym szyldem przedstawiającym dymiący garnek. Początkowo może jednak wydawać się, że to tylko kolejna atrakcja związana z eliksirami. Wystarczy jednak podejść nieco bliżej, by dostrzec wiekową już właścicielkę, która wydaje głodnym klientom pełne kociołki jedzenia. Ci zajadają ze smakiem niemałe porcje siedząc przy stolikach ustawionych wokół, mogąc na chwilę odpocząć od niezwykłych przeżyć i poobserwować kolorowe karuzele. Na przeciwko Kociołków Smacznej Jagi znajdują się Lody na Patyku. Przemiła ekspedientka wdaje się w krótkie rozmowy z klientami, wypytując ich o szczegóły z życia. W szczególności uwielbia dzieci! Lody nakładane są do form z magicznymi stworzeniami. Niezależnie od gatunku, każdy z nich jest w tym samym rozmiarze. Możesz zjeść tu lody w kształcie jednorożca o smaku wiśniowym albo nieśmiałka o smaku krówki. Ekspedientka robi sama nie tylko lody, ale także formy. Nawet patyczki ozdobione są podstawowymi zaklęciami, które są na kursie w szkole do czwartej klasy. Zaczarowane lody nie roztapiają się pod wpływem temperatury. Nie tylko cieszą oko, ale i kubki smakowe!
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:03, w całości zmieniany 1 raz
| 20 listopada
Drażniły go nowe rozporządzenia. Drażnił i protekcjonalny sposób, w jaki traktowano aurorów. Drażniły i sprawy, które rzucano im na głowy, zupełnie, jakby od momentu przejęcia władzy w Ministerstwie przez uzurpatora, mieli zostać salonowymi pieskami, które obszczekują niemiłych gości. I jeszcze o poranku dzień zapowiadał się parszywie, pod znakiem wciśniętych mu na biurko dokumentów, o niejakim zbiegłym strażniku z Hogwartu, który służył Grindewaldowi. Co prawda, sam miał do pogadania z kilkom, których spotkał podczas odsieczy, ale nie wierzył w cudowny zbieg okoliczności, by trafić akurat na jednego z nich. Ostatecznie, miał przejrzeć nie tylko podesłane raporty, luźno zebrane w rozsypujące się kartki. To, co zwróciło uwagę aurora, to krótka notka, prawiąca o kilku zaginionych w magicznym, wesołym miasteczku, które było ostatnim miejscem, w którym zarejestrowano obecność poszukiwanego Alberta Weisa. Oskarżony oczywiście za powiązania z Grindewaldem, liczne nadużycia władzy, używanie czarnej magii i morderstwa z jej użyciem.
Między kartkami znalazł nawet szkicowany portret mężczyzny, ale nie rozpoznawał jego oblicza. Ostre rysy, wąskie usta i spojrzenie lekko pochylonych, niemal kocich oczu, nadawało mu profil bardziej elfa, niż człowieka. Krótkie włosy i nieregularna blizna pod okiem. Musiał zapamiętać, chociaż zdawał sobie sprawę, że było wiele metod, które pozwoliłby mu wtopić się w tłum lub znaleźć nową tożsamość. Mógł już zniknąć, jako nowa osoba. Ale krótka notka, nie dawała spokoju. reszta opisu traktowała o znalezieniu kilku śladów na miejscu, a świadkowie nie wprowadzili nic nowego. Co w takim razie ze wspomnianymi zaginionymi? ktoś to zgłaszał? I gdzie?
Do południa zmagał się z jeszcze bardziej idiotycznymi przeszkodami. Od dokumentów, które rzekomo musiał podpisać i znaleźć, po zwykłe, interpersonalne ograniczenia. W większości - umysłowe urzędników, do których go kierowano. Ostatecznie, zdecydował się na znalezienie odpowiedzi bezpośrednio u źródła.
Przekroczył próg Zaczarowanego wesołego miasteczka grubo popołudniu. Towarzyszył mu Viktor, który prawdopodobnie wykorzystał szansę na wyrwanie się z papierkowej roboty, którą i jemu podsunięto. Po drodze zdołał wprowadzić drugiego aurora w tajniki wiedzy, którą otrzymał, i którą zdążył zdobyć sam. Poszukiwany, zniknął niemal równo trzy miesiące wcześniej. Zniknął na tyle skutecznie, że nie znaleziono wskazówki, która prowadziłaby dalej, grzęznąc w jednym, martwym punkcie. Punkcie, w którym Skamander sam właśnie stanął.
- Zaczynam być głodny - Viktor oparł się ramieniem o framugę altany. Skamander stał tuz obok, obserwując kobietę, która właśnie kończyła pełnione obowiązki wróżki. Zgodnie z wiadomością, którą otrzymał, zgodziła się porozmawiać, tym chętniej, gdy temat padł na zaginięcia - Ten kociołek, to raczej nie dla nas - zdążył odpowiedzieć, nim właścicielka stoiska przywędrowała do nich. Nieznajoma obdarzyła aurórw dziwnym, chociaż smutnym uśmiechem, kiedy siadała na jednaj z ławek, wskazując im miejsca - Panowie zajmują się sprawą zniknięcia Artura?... - cienie zmarszczek mieniły się pod oczami kobiety, gdy przyglądała się aurorom - Szukamy kogoś innego, ale jest prawdopodobieństwo, że obie sprawy są powiązane - Skamander nie siadał, ciężko mu było usiedzieć w miejscu, nawet, jeśli staruszka w jakiś sposób przypominała mu Bathildę. Samuel wyciągnął z kieszeni pergamin, odsłaniając ruchomą fotografie, na której widniała sylwetka Weisa - Podobno widziała go pani tutaj - Dodał, pozwalając by kobieta przez dłuższą chwilę wpatrywała się w ruchomy obraz. Westchnęła cicho - Widziałam, jak rozmawiał z Arturem - zaplotła blade dłonie przed sobą i oparła je na kolanach - kilka dni później zniknął - Samuel podsunął fotografię raz jeszcze - On? - Jaga podniosła wzrok i pokręciła głową - Nie. Artur. Ten mężczyzna poszedł sobie tego samego dnia, ale nie wiem, czy widzieli się jeszcze. Byłam zajęta - opuściła głowę - Rozumiemy, że nie wie pani, o czym rozmawiali? - Viktor nie ruszył się z miejsca, ale pytanie kierował do właścicielki stoiska - Nie, poszli gdzieś indziej - wzruszyła ramionami, chociaż w geście więcej było bezsilności, niż jakikolwiek innej emocji - Może do sali luster. Tam pracował Artur, ale teraz jest zamknięte - zgarbiła się jeszcze bardziej, by na koniec przymknąć oczy - Jeśli chcecie je przeszukiwać, policja już to robiła, ale nic nie znaleźli - otworzyła załzawione powieki i spojrzała na Samuela - Mimo to, musimy się tam rozejrzeć - policja szukała śladów zaginięcia wspominanego Artura, nie Weisa. Być może nowa perspektywa pozwoli im dotrzeć do prawdy. Że też nikt nie powiązał obu zniknięć, chociaż, kto inny miał interesować się uciekinierami po Grindewaldzie?
Klucze otrzymali niedługo potem, ale kobieta zostawiła ich przy wejściu, pogrążanej w półcieniu, sali luster. tabliczka wyglądała na całkiem nową, chociaż listopadowe deszcze zdarzyły - mimo włączanych barier, trochę wyblaknąć. Drzwi nie skrzypnęły, chociaż pomieszczenie powitało ich ledwie słyszalnym skrzypieniem, gdy stawiali kolejne kroki po drewnianej podłodze. Gdy tylko pokonali wejście, przymykając drzwi, przy długiej ścianie błysnęły światła, prawdopodobnie reagujące na obecność gości - Czego my tak właściwie tu szukamy?[/b] - Viktor zatrzymał się, nachylając nad taflą jednego z szerokich luster. matowa powierzchnia błysnęła, rysując twarz aurora. gdy tylko się wyprostował, obraz rozmył się i zniknął - [b]Jak to zobaczę, to ci powiem - mężczyzna skrzywił się, ale tylko niewyraźnie coś burknął, wędrując dalej - To się aż prosi o klątwę - Skamander zatrzymał się przy jednym z luster. Nie różniło się właściwie niczym od pozostałych, ale coś przyciągnęło jego wzrok - To zbyt oczywiste. Takie rzeczy chyba musieli sprawdzić na początku?... - głos Viktora odbił się od ścian i zwielokrotnionym echem wróciło do Samuela - Hexa Revelio - czarnowłosy auror wciąż trwał przy lustrze, ale gdy wymówiona inkantacja zabrzmiała, nie zdarzyło się nic szczególnego. Przynajmniej, na początku. Odsunął się od lustrzanej tafli, gdy na podłodze pojawiła się cienka stróżka bieli. Przypominała bardziej miniaturowy strumyk, ale zamiast wody, płynęła tam mgła - Coś mam - Kucnął powoli, obserwując wijąca się, niemal żywa nitkę, która znalazłszy się na podłodze, rozpoczęła dziwny korowód - Ja też - gdzieś po drugiej stronie sali stał Viktor - Mam lustro pełne mgły - głos rozszedł się po sali ponownie, a wyznaczona przez bielącą się strużkę droga, doprowadziła Skamandera do drugiego aurora. Kolejne, niemal identyczne zwierciadło nosiło pod powierzchnią tafli dokładnie to, o czym mówił mężczyzna - Czyli jednak przeklęte. Ale bardzo dziwnie. Takich jeszcze nie widziałem - czarnowłosy zmarszczył brwi. Będąc blisko, rzeczywiście czuł nieprzyjemne, podskórne drżenie, świadczące o czarnej magii, ale wydawało się dziwnie obce, ale i lekkie, jakby... uśpione? - Tylko tym razem nie sprawdzaj jej działania na sobie. Proszę - Samuel kucnął, posyłając towarzyszowi krzywy uśmiech - I kto to mówi - dwa lustra były ze sobą w jakiś sposób połączone, ale prawdopodobnie, dopiero profesjonalny łamacz klątw będzie mógł powiedzieć więcej - teoretycznie, gdzieś tutaj powinna być ukryta runa, albo runy... - Skamander klęknął na jedno kolano, oglądając lustro z każdej strony, starając się przy okazji, nie dotknąć, ani ram, ani podstawki, ani tym bardziej tafli zwierciadła. Ostatecznie, oparł się dłonią o podłogę i podniósł. W tym samym momencie, czując, jak coś przeraźliwie zimnego jeży mu włosy. Lustrzana tafla poruszyła się, jakby była zrobiona z gumy, najpierw formując kształt twarzy i dłoni, potem, rozmywając mgielną powłokę, by ich oczom ukazało się wykrzywione w przerażeniu oblicze... - Weis! - w tym samym momencie, obraz się rozmył, jakby rozbudzone krzykiem. Auror podniósł się, zaciskając różdżkę, jakby za chwilę miało ich coś zaatakować - Chyba znaleźliśmy naszą zgubę - Viktor wycofał się o krok, okrążając lustrzaną taflę - Wzywaj ekipę - Samuel wskazał na oddalone w korytarzu drzwi - Zabezpieczę teren - nie potrafił oprzeć się wrażeniu, że jeśli zostaną tu dłużej, to wydarzy się coś o wiele więcej. Jeśli mieli dowiedzieć się, co właściwie się tu wydarzyło, łapacz klątw był koniecznością. Zimne, nieprzyjemne napięcie, wciąż atakowało skórę, stawiając aurora w stan gotowości - jeśli nie do ataku, to do gwałtownej obrony. I to nie tylko przed działaniem klątwy. Niezrozumiały szept, który uniósł się z animi, gdy zamykali wejście, zapowiadał przynajmniej bardzo długą, niespokojną noc.
| zt
Drażniły go nowe rozporządzenia. Drażnił i protekcjonalny sposób, w jaki traktowano aurorów. Drażniły i sprawy, które rzucano im na głowy, zupełnie, jakby od momentu przejęcia władzy w Ministerstwie przez uzurpatora, mieli zostać salonowymi pieskami, które obszczekują niemiłych gości. I jeszcze o poranku dzień zapowiadał się parszywie, pod znakiem wciśniętych mu na biurko dokumentów, o niejakim zbiegłym strażniku z Hogwartu, który służył Grindewaldowi. Co prawda, sam miał do pogadania z kilkom, których spotkał podczas odsieczy, ale nie wierzył w cudowny zbieg okoliczności, by trafić akurat na jednego z nich. Ostatecznie, miał przejrzeć nie tylko podesłane raporty, luźno zebrane w rozsypujące się kartki. To, co zwróciło uwagę aurora, to krótka notka, prawiąca o kilku zaginionych w magicznym, wesołym miasteczku, które było ostatnim miejscem, w którym zarejestrowano obecność poszukiwanego Alberta Weisa. Oskarżony oczywiście za powiązania z Grindewaldem, liczne nadużycia władzy, używanie czarnej magii i morderstwa z jej użyciem.
Między kartkami znalazł nawet szkicowany portret mężczyzny, ale nie rozpoznawał jego oblicza. Ostre rysy, wąskie usta i spojrzenie lekko pochylonych, niemal kocich oczu, nadawało mu profil bardziej elfa, niż człowieka. Krótkie włosy i nieregularna blizna pod okiem. Musiał zapamiętać, chociaż zdawał sobie sprawę, że było wiele metod, które pozwoliłby mu wtopić się w tłum lub znaleźć nową tożsamość. Mógł już zniknąć, jako nowa osoba. Ale krótka notka, nie dawała spokoju. reszta opisu traktowała o znalezieniu kilku śladów na miejscu, a świadkowie nie wprowadzili nic nowego. Co w takim razie ze wspomnianymi zaginionymi? ktoś to zgłaszał? I gdzie?
Do południa zmagał się z jeszcze bardziej idiotycznymi przeszkodami. Od dokumentów, które rzekomo musiał podpisać i znaleźć, po zwykłe, interpersonalne ograniczenia. W większości - umysłowe urzędników, do których go kierowano. Ostatecznie, zdecydował się na znalezienie odpowiedzi bezpośrednio u źródła.
Przekroczył próg Zaczarowanego wesołego miasteczka grubo popołudniu. Towarzyszył mu Viktor, który prawdopodobnie wykorzystał szansę na wyrwanie się z papierkowej roboty, którą i jemu podsunięto. Po drodze zdołał wprowadzić drugiego aurora w tajniki wiedzy, którą otrzymał, i którą zdążył zdobyć sam. Poszukiwany, zniknął niemal równo trzy miesiące wcześniej. Zniknął na tyle skutecznie, że nie znaleziono wskazówki, która prowadziłaby dalej, grzęznąc w jednym, martwym punkcie. Punkcie, w którym Skamander sam właśnie stanął.
- Zaczynam być głodny - Viktor oparł się ramieniem o framugę altany. Skamander stał tuz obok, obserwując kobietę, która właśnie kończyła pełnione obowiązki wróżki. Zgodnie z wiadomością, którą otrzymał, zgodziła się porozmawiać, tym chętniej, gdy temat padł na zaginięcia - Ten kociołek, to raczej nie dla nas - zdążył odpowiedzieć, nim właścicielka stoiska przywędrowała do nich. Nieznajoma obdarzyła aurórw dziwnym, chociaż smutnym uśmiechem, kiedy siadała na jednaj z ławek, wskazując im miejsca - Panowie zajmują się sprawą zniknięcia Artura?... - cienie zmarszczek mieniły się pod oczami kobiety, gdy przyglądała się aurorom - Szukamy kogoś innego, ale jest prawdopodobieństwo, że obie sprawy są powiązane - Skamander nie siadał, ciężko mu było usiedzieć w miejscu, nawet, jeśli staruszka w jakiś sposób przypominała mu Bathildę. Samuel wyciągnął z kieszeni pergamin, odsłaniając ruchomą fotografie, na której widniała sylwetka Weisa - Podobno widziała go pani tutaj - Dodał, pozwalając by kobieta przez dłuższą chwilę wpatrywała się w ruchomy obraz. Westchnęła cicho - Widziałam, jak rozmawiał z Arturem - zaplotła blade dłonie przed sobą i oparła je na kolanach - kilka dni później zniknął - Samuel podsunął fotografię raz jeszcze - On? - Jaga podniosła wzrok i pokręciła głową - Nie. Artur. Ten mężczyzna poszedł sobie tego samego dnia, ale nie wiem, czy widzieli się jeszcze. Byłam zajęta - opuściła głowę - Rozumiemy, że nie wie pani, o czym rozmawiali? - Viktor nie ruszył się z miejsca, ale pytanie kierował do właścicielki stoiska - Nie, poszli gdzieś indziej - wzruszyła ramionami, chociaż w geście więcej było bezsilności, niż jakikolwiek innej emocji - Może do sali luster. Tam pracował Artur, ale teraz jest zamknięte - zgarbiła się jeszcze bardziej, by na koniec przymknąć oczy - Jeśli chcecie je przeszukiwać, policja już to robiła, ale nic nie znaleźli - otworzyła załzawione powieki i spojrzała na Samuela - Mimo to, musimy się tam rozejrzeć - policja szukała śladów zaginięcia wspominanego Artura, nie Weisa. Być może nowa perspektywa pozwoli im dotrzeć do prawdy. Że też nikt nie powiązał obu zniknięć, chociaż, kto inny miał interesować się uciekinierami po Grindewaldzie?
Klucze otrzymali niedługo potem, ale kobieta zostawiła ich przy wejściu, pogrążanej w półcieniu, sali luster. tabliczka wyglądała na całkiem nową, chociaż listopadowe deszcze zdarzyły - mimo włączanych barier, trochę wyblaknąć. Drzwi nie skrzypnęły, chociaż pomieszczenie powitało ich ledwie słyszalnym skrzypieniem, gdy stawiali kolejne kroki po drewnianej podłodze. Gdy tylko pokonali wejście, przymykając drzwi, przy długiej ścianie błysnęły światła, prawdopodobnie reagujące na obecność gości - Czego my tak właściwie tu szukamy?[/b] - Viktor zatrzymał się, nachylając nad taflą jednego z szerokich luster. matowa powierzchnia błysnęła, rysując twarz aurora. gdy tylko się wyprostował, obraz rozmył się i zniknął - [b]Jak to zobaczę, to ci powiem - mężczyzna skrzywił się, ale tylko niewyraźnie coś burknął, wędrując dalej - To się aż prosi o klątwę - Skamander zatrzymał się przy jednym z luster. Nie różniło się właściwie niczym od pozostałych, ale coś przyciągnęło jego wzrok - To zbyt oczywiste. Takie rzeczy chyba musieli sprawdzić na początku?... - głos Viktora odbił się od ścian i zwielokrotnionym echem wróciło do Samuela - Hexa Revelio - czarnowłosy auror wciąż trwał przy lustrze, ale gdy wymówiona inkantacja zabrzmiała, nie zdarzyło się nic szczególnego. Przynajmniej, na początku. Odsunął się od lustrzanej tafli, gdy na podłodze pojawiła się cienka stróżka bieli. Przypominała bardziej miniaturowy strumyk, ale zamiast wody, płynęła tam mgła - Coś mam - Kucnął powoli, obserwując wijąca się, niemal żywa nitkę, która znalazłszy się na podłodze, rozpoczęła dziwny korowód - Ja też - gdzieś po drugiej stronie sali stał Viktor - Mam lustro pełne mgły - głos rozszedł się po sali ponownie, a wyznaczona przez bielącą się strużkę droga, doprowadziła Skamandera do drugiego aurora. Kolejne, niemal identyczne zwierciadło nosiło pod powierzchnią tafli dokładnie to, o czym mówił mężczyzna - Czyli jednak przeklęte. Ale bardzo dziwnie. Takich jeszcze nie widziałem - czarnowłosy zmarszczył brwi. Będąc blisko, rzeczywiście czuł nieprzyjemne, podskórne drżenie, świadczące o czarnej magii, ale wydawało się dziwnie obce, ale i lekkie, jakby... uśpione? - Tylko tym razem nie sprawdzaj jej działania na sobie. Proszę - Samuel kucnął, posyłając towarzyszowi krzywy uśmiech - I kto to mówi - dwa lustra były ze sobą w jakiś sposób połączone, ale prawdopodobnie, dopiero profesjonalny łamacz klątw będzie mógł powiedzieć więcej - teoretycznie, gdzieś tutaj powinna być ukryta runa, albo runy... - Skamander klęknął na jedno kolano, oglądając lustro z każdej strony, starając się przy okazji, nie dotknąć, ani ram, ani podstawki, ani tym bardziej tafli zwierciadła. Ostatecznie, oparł się dłonią o podłogę i podniósł. W tym samym momencie, czując, jak coś przeraźliwie zimnego jeży mu włosy. Lustrzana tafla poruszyła się, jakby była zrobiona z gumy, najpierw formując kształt twarzy i dłoni, potem, rozmywając mgielną powłokę, by ich oczom ukazało się wykrzywione w przerażeniu oblicze... - Weis! - w tym samym momencie, obraz się rozmył, jakby rozbudzone krzykiem. Auror podniósł się, zaciskając różdżkę, jakby za chwilę miało ich coś zaatakować - Chyba znaleźliśmy naszą zgubę - Viktor wycofał się o krok, okrążając lustrzaną taflę - Wzywaj ekipę - Samuel wskazał na oddalone w korytarzu drzwi - Zabezpieczę teren - nie potrafił oprzeć się wrażeniu, że jeśli zostaną tu dłużej, to wydarzy się coś o wiele więcej. Jeśli mieli dowiedzieć się, co właściwie się tu wydarzyło, łapacz klątw był koniecznością. Zimne, nieprzyjemne napięcie, wciąż atakowało skórę, stawiając aurora w stan gotowości - jeśli nie do ataku, to do gwałtownej obrony. I to nie tylko przed działaniem klątwy. Niezrozumiały szept, który uniósł się z animi, gdy zamykali wejście, zapowiadał przynajmniej bardzo długą, niespokojną noc.
| zt
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Ogródek wróżki - kącik z jedzeniem
Szybka odpowiedź