Salon wróżbity
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
Salon wróżbity
Gdzieś w zaułku odchodzącym od ulicy Pokątnej znajdują się ciemnozielone drzwi, nad którymi wisi szyld przedstawiający fioletowe oko. Po przekroczeniu progu na śmiałka, który to uczynił, czekają smugi różowego dymu, wśród których kryje się czarny kot. Krok za krokiem prowadzi cię on do pokoju, które w ciemności rozświetlanej słabym blaskiem zielonych i białych płomieni świec skrywają stolik ze szklaną kulą i siedzącego za nim wróżbitę. Stara, pomarszczona twarz starca wpatruje się w przybysza bladoniebieskimi tęczówkami oczu. Mężczyzna wykonuje ręką gest, zachęcający cię do spoczęciu na fotelu naprzeciw niego. Odważysz się?
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:25, w całości zmieniany 2 razy
| przyszliśmy stąd
Dekret nie zaprzątał zbyt długo szlacheckiej głowy Avery’ego. Pomijając dzień jego wprowadzenia i karygodne aresztowanie Leandry, które wciąż odbijało się czkawką, sam Perseus nigdy nie musiał naginać się do obostrzeń Ministerstwa - jako pracownik Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów mógł sobie pozwolić na więcej niż przeciętny obywatel i był pewny, że gdyby komukolwiek zaświtał pomysł zatrzymywania ich, całość zakończyłaby się na pogawędce „po fachu” i zasugerowaniu, że Mulciber pomaga w bardzo delikatnym i tajnym zadaniu, dlatego też objęty jest tymczasowym zezwoleniem ministerialnym na praktykowanie magii w miejscu publicznym. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie otumaniony i uciszony urzędnik, którego obecność i stan byłoby wyjaśnić o wiele ciężej, a wszelkie komplikacje były im kompletnie zbędne.
- Brzmi rozsądnie - mruknął więc w odpowiedzi, podwajając swoje wysiłki w holowaniu pana Sykes. Uprzednie dogadanie się z lokalnym wróżbitą w sprawie udostępnienia im lokalu było doprawdy świetnym pomysłem, który Avery docenił w pełni, gdy całą trójką znaleźli się już we wnętrzu salonu oznaczonego szyldem z fioletowym okiem - czyżby proroctwo dla urzędnika o obłych kształtach? Usadzili mężczyznę na krześle za ciężką kotarą, pewnie wygłuszającą pomieszczenie, które spowite było półmrokiem rozjaśnianym tylko przez świece. Może w innych okolicznościach Avery spostrzegłby klimatyczną aranżację lokalu, w którym pojawiał się pierwszy i ostatni raz w życiu, jednak w tym momencie myślał wyłącznie zadaniowo, nie dając się rozproszyć nieistotnym drobnostkom.
- Panie Sykes, mamy do pana kilka pytań, lecz proszę nie być w błędzie; to, jak zaczęło się nasze spotkanie, wcale nie znaczy, że będzie ono w całości nieprzyjemne - przynajmniej nie dla nas, panie Sykes, zdawały się mówić chłodne tęczówki Avery’ego, który pochylił się nieco nad grubasem, by po poklepaniu klapy jego płaszcza, zlokalizować i wydobyć jego różdżkę, teraz spoczywającą gdzieś pomiędzy kryształowymi kulami, w bezpiecznej odległości od krzesła. - Wręcz przeciwnie, to, jak będzie przebiegała nasza rozmowa, zależy tylko i wyłącznie od pana - kontynuował niemalże lekkim tonem, opierając się biodrami o krawędź stołu i przez parę chwil przyglądając się zielonemu płomieniowi jednej ze świec. - Proszę więc wszystko dokładnie przemyśleć. I nie próbować krzyków, na litość Merlina, nikt tu pana nie usłyszy, a niesubordynacja nie będzie pochwalana - dodał, dostrzegając przemykający przez zalaną twarz cień niepokoju. Skonfundowanie mijało, mężczyzna był już świadomy swojego niewygodnego położenia, a jego ślepia błysnęły strachem. Pierwsza zdrowa reakcja, o ile w ogóle można oczekiwać zdrowych reakcji od jamochłona wciągającego pączki w ilości hurtowej. Perseus westchnął, odkładając na bok swój płaszcz, który zdawał się tylko krępować ruchy. - Mam nadzieję, że wykaże się pan rozsądkiem. Finite Incantatem - krótki świst cisowej różdżki przywrócił głos Sykesowi, który wciąż był jeszcze zbyt zszokowany, by zwerbalizować swoje protesty.
- Czyń honory - zwrócił się do Mulcibera, wykonując ręką zapraszający gest.
Dekret nie zaprzątał zbyt długo szlacheckiej głowy Avery’ego. Pomijając dzień jego wprowadzenia i karygodne aresztowanie Leandry, które wciąż odbijało się czkawką, sam Perseus nigdy nie musiał naginać się do obostrzeń Ministerstwa - jako pracownik Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów mógł sobie pozwolić na więcej niż przeciętny obywatel i był pewny, że gdyby komukolwiek zaświtał pomysł zatrzymywania ich, całość zakończyłaby się na pogawędce „po fachu” i zasugerowaniu, że Mulciber pomaga w bardzo delikatnym i tajnym zadaniu, dlatego też objęty jest tymczasowym zezwoleniem ministerialnym na praktykowanie magii w miejscu publicznym. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie otumaniony i uciszony urzędnik, którego obecność i stan byłoby wyjaśnić o wiele ciężej, a wszelkie komplikacje były im kompletnie zbędne.
- Brzmi rozsądnie - mruknął więc w odpowiedzi, podwajając swoje wysiłki w holowaniu pana Sykes. Uprzednie dogadanie się z lokalnym wróżbitą w sprawie udostępnienia im lokalu było doprawdy świetnym pomysłem, który Avery docenił w pełni, gdy całą trójką znaleźli się już we wnętrzu salonu oznaczonego szyldem z fioletowym okiem - czyżby proroctwo dla urzędnika o obłych kształtach? Usadzili mężczyznę na krześle za ciężką kotarą, pewnie wygłuszającą pomieszczenie, które spowite było półmrokiem rozjaśnianym tylko przez świece. Może w innych okolicznościach Avery spostrzegłby klimatyczną aranżację lokalu, w którym pojawiał się pierwszy i ostatni raz w życiu, jednak w tym momencie myślał wyłącznie zadaniowo, nie dając się rozproszyć nieistotnym drobnostkom.
- Panie Sykes, mamy do pana kilka pytań, lecz proszę nie być w błędzie; to, jak zaczęło się nasze spotkanie, wcale nie znaczy, że będzie ono w całości nieprzyjemne - przynajmniej nie dla nas, panie Sykes, zdawały się mówić chłodne tęczówki Avery’ego, który pochylił się nieco nad grubasem, by po poklepaniu klapy jego płaszcza, zlokalizować i wydobyć jego różdżkę, teraz spoczywającą gdzieś pomiędzy kryształowymi kulami, w bezpiecznej odległości od krzesła. - Wręcz przeciwnie, to, jak będzie przebiegała nasza rozmowa, zależy tylko i wyłącznie od pana - kontynuował niemalże lekkim tonem, opierając się biodrami o krawędź stołu i przez parę chwil przyglądając się zielonemu płomieniowi jednej ze świec. - Proszę więc wszystko dokładnie przemyśleć. I nie próbować krzyków, na litość Merlina, nikt tu pana nie usłyszy, a niesubordynacja nie będzie pochwalana - dodał, dostrzegając przemykający przez zalaną twarz cień niepokoju. Skonfundowanie mijało, mężczyzna był już świadomy swojego niewygodnego położenia, a jego ślepia błysnęły strachem. Pierwsza zdrowa reakcja, o ile w ogóle można oczekiwać zdrowych reakcji od jamochłona wciągającego pączki w ilości hurtowej. Perseus westchnął, odkładając na bok swój płaszcz, który zdawał się tylko krępować ruchy. - Mam nadzieję, że wykaże się pan rozsądkiem. Finite Incantatem - krótki świst cisowej różdżki przywrócił głos Sykesowi, który wciąż był jeszcze zbyt zszokowany, by zwerbalizować swoje protesty.
- Czyń honory - zwrócił się do Mulcibera, wykonując ręką zapraszający gest.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Przetransportowanie Sykesa do salonu było nie lada wyczynem tej dwójki, ale na pewno mogli to potraktować jako doskonały trening podnoszący poziom tężyzny fizycznej. Gdyby było lato ich mięśnie byłyby cudownie wyeksponowane w trakcie holowania czarodzieja wielorybich gabarytów, ale oczywiście nie chodziło im o to, aby móc się prężyć przed kimkolwiek. Mieli bardzo poważną misję do zrealizowania, którą brali do siebie i nie pozwoliliby sobie na jakiekolwiek rozproszenie.
Gdy udało się go przepchnąć przez drzwi i posadzić na krześle za kotarą, obaj mogli wziąć głęboki wdech i docenić lekkość, jaką nagle poczuli, zwalniając dźwigany ciężar. Mulciber splótł palce ze sobą i wyciągnął ręce przed siebie, pozwalając aby kostki w dłoniach mu strzeliły, a gdy tak się stało poczuł krótkotrwałą ulgę. Stanął przed mężczyzną i popatrzył na niego spod byka, przysłuchując się słowom Avery'ego. Pokiwał jeszcze głową na znak potwierdzenia, jasno dając do zrozumienia schwytanemu poplecznikowi Grindelwalda, że byłoby lepiej dla niego, gdyby postanowił z nimi współpracować.
— Żeby ując to jak najprościej i najbardziej konkretnie... Panie Sykes. Nigdy nie ukrywał pan swoich przekonań, a ostatnie rozmowy w Dziurawym Kotle potraktowaliśmy niezwykle poważnie. Bylibyśmy wdzięczni, jakby postanowił Pan rozwinąć swoje myśli na temat Gellerta Grindelwalda i podzielić się nimi z nami. Nadmienię, że może to brzmi jak prośba... ale wcale nią nie jest— mruknął bez entuzjazmu, podejrzewając, że zbyt szybko nie wejdzie z nimi we współpracę. Wszystko zależało od tego, czy był jedynie poplecznikiem Gellerta, czy głupim pionkiem, który bezmyślnie pod wpływem alkoholu sprzedawał informacje na prawo i lewo. Obstawiał to pierwsze, ale ale każdy człowiek, który popierał działania czarnoksiężnika był dobrym materiałem do wyciśnięcia... soków.
— Idźcie w diabły! — jęknął z przerażeniem Sykes i zadrżał, chociaż wyraźnie szykował się do wyjścia. Ale ani Mulciber ani Avery nie byli w nastrojach do pogawętki ani tym bardziej jakichkolwiek negocjacji. Sprawa była prosta.
— Jeśli to ma pomóc, możemy się zaopatrzyć w alkohol, skoro i tak kłapiesz ozorem na prawo i lewo — syknął w odpowiedzi z nutą irytacji w głosie i sięgnął po różdżkę, którą wymierzył prosto w mężczyznę. — A może by tak prościej? Distorsio.
Niech strzeli mu ręka. Nie będzie mu potrzebna w kolejnych minutach. Nie złapie nią różdżki, nie obroni się, a jeśli będzie oponował będą łamać mu każdą kość zgodnie z każdą kolejną straconą minutą.
Gdy udało się go przepchnąć przez drzwi i posadzić na krześle za kotarą, obaj mogli wziąć głęboki wdech i docenić lekkość, jaką nagle poczuli, zwalniając dźwigany ciężar. Mulciber splótł palce ze sobą i wyciągnął ręce przed siebie, pozwalając aby kostki w dłoniach mu strzeliły, a gdy tak się stało poczuł krótkotrwałą ulgę. Stanął przed mężczyzną i popatrzył na niego spod byka, przysłuchując się słowom Avery'ego. Pokiwał jeszcze głową na znak potwierdzenia, jasno dając do zrozumienia schwytanemu poplecznikowi Grindelwalda, że byłoby lepiej dla niego, gdyby postanowił z nimi współpracować.
— Żeby ując to jak najprościej i najbardziej konkretnie... Panie Sykes. Nigdy nie ukrywał pan swoich przekonań, a ostatnie rozmowy w Dziurawym Kotle potraktowaliśmy niezwykle poważnie. Bylibyśmy wdzięczni, jakby postanowił Pan rozwinąć swoje myśli na temat Gellerta Grindelwalda i podzielić się nimi z nami. Nadmienię, że może to brzmi jak prośba... ale wcale nią nie jest— mruknął bez entuzjazmu, podejrzewając, że zbyt szybko nie wejdzie z nimi we współpracę. Wszystko zależało od tego, czy był jedynie poplecznikiem Gellerta, czy głupim pionkiem, który bezmyślnie pod wpływem alkoholu sprzedawał informacje na prawo i lewo. Obstawiał to pierwsze, ale ale każdy człowiek, który popierał działania czarnoksiężnika był dobrym materiałem do wyciśnięcia... soków.
— Idźcie w diabły! — jęknął z przerażeniem Sykes i zadrżał, chociaż wyraźnie szykował się do wyjścia. Ale ani Mulciber ani Avery nie byli w nastrojach do pogawętki ani tym bardziej jakichkolwiek negocjacji. Sprawa była prosta.
— Jeśli to ma pomóc, możemy się zaopatrzyć w alkohol, skoro i tak kłapiesz ozorem na prawo i lewo — syknął w odpowiedzi z nutą irytacji w głosie i sięgnął po różdżkę, którą wymierzył prosto w mężczyznę. — A może by tak prościej? Distorsio.
Niech strzeli mu ręka. Nie będzie mu potrzebna w kolejnych minutach. Nie złapie nią różdżki, nie obroni się, a jeśli będzie oponował będą łamać mu każdą kość zgodnie z każdą kolejną straconą minutą.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 84
'k100' : 84
Sykes kwiknął jak przerażone prosię (którym niewątpliwie był), gdy jego ramię z donośnym chrupnięciem wyłamało się z obręczy barkowej, by zwisnąć bezwładnie i pod dziwnym kątem. Avery pokiwał z uznaniem głową, wszak odnotował to, że zaklęcie Ramseya zostało rzucone z najwyższym możliwym kunsztem, choć niewdzięczny urzędnik zapewne nie był w stanie tego docenić. Skandal. Mężczyzna musiał być już całkowicie świadomy swojego dość opłakanego położenia, również dosłownie; małe oczka schowane głęboko w nalanej twarzy zalśniły łzami bólu i przerażenia.
- Nie pomagasz sobie, Sykes - zacmokał niemalże z troskliwą nutą w głosie, zacierając reszty decorum i odstępując od nazywania spasionego prosiaka panem. Zresztą jego wyklinanie i posyłanie niezwykle uprzejmych dżentelmenów w diabły było pierwszym krokiem do zrezygnowania z form grzecznościowych. Nic dziwnego, urzędnik był prostakiem, należało więc do niego mówić językiem prostym i przyswajalnym dla trzech komórek mózgowych, które ostały się w jego głowie.
- Ilu was jest? Gdzie i jak często się spotykacie? Co planujecie? - zadawał pytania chłodnym, rzeczowym tonem, oferując ich cały wachlarz, by urzędnik wybrał sobie na rozpoczęcie to, które jego zdaniem było najprostsze i które zapoczątkowałoby dalszą, owocniejszą już konwersację.
- Nic… nic wam nie powiem! - wybełkotał Sykes, który chociaż wciąż się zapierał, sprawiał wrażenie osoby, której niewiele brakuje, by pęknąć. Sytuacja, którą Rycerze przedstawili mu do spółki, malowała się niezwykle klarownie, a mimo wszystko, znający już cele oraz powody rozmowy wciąż starał się wstrzymywać język za zębami. Milczenie z kolei tylko zachęcało, by dalej drążyć temat. Głowę Perseusa wypełniała cała seria pytań. Czy Sykes milczał, bo nic nie wiedział, czy milczał, bo świadom był wagi swoich informacji? Czy był poplecznikiem Grindelwalda z racji zbieżności poglądów, czy ślepo popierał jego idee, czy przyjmował na siebie rolę pionka z czystego, niemalże fizycznego strachu przed człowiekiem, który wstrząsał magiczną społecznością? Czy jego lojalność była głęboko i ideologicznie zakorzeniona, czy budowana na fundamentach paraliżującego lęku przed tym, jaką cenę przyjdzie mu zapłacić za zdradę? I ostatecznie: ile czasu zajmie przekonanie go, że aktualnie byli w stanie zrobić mu większą krzywdę niż Gellert i najlepszym, co może zrobić, to współpracować?
- Do rzeczy, Sykes, do rzeczy - ponaglił Avery, a gdy jego prośby nie odniosły większego skutku, chwycił drugą, niewyłamaną - przynajmniej na razie - rękę Sykesa, przypominającą gigantyczny serdelek, podciągnął jego rękaw wysoko i zaciskając palce dookoła nadgarstka w stalowym uścisku, uniemożliwiającym wyrwanie się, przyłożył do różowiutkiej skóry przedramienia różdżkę. - Flammare.
- Nie pomagasz sobie, Sykes - zacmokał niemalże z troskliwą nutą w głosie, zacierając reszty decorum i odstępując od nazywania spasionego prosiaka panem. Zresztą jego wyklinanie i posyłanie niezwykle uprzejmych dżentelmenów w diabły było pierwszym krokiem do zrezygnowania z form grzecznościowych. Nic dziwnego, urzędnik był prostakiem, należało więc do niego mówić językiem prostym i przyswajalnym dla trzech komórek mózgowych, które ostały się w jego głowie.
- Ilu was jest? Gdzie i jak często się spotykacie? Co planujecie? - zadawał pytania chłodnym, rzeczowym tonem, oferując ich cały wachlarz, by urzędnik wybrał sobie na rozpoczęcie to, które jego zdaniem było najprostsze i które zapoczątkowałoby dalszą, owocniejszą już konwersację.
- Nic… nic wam nie powiem! - wybełkotał Sykes, który chociaż wciąż się zapierał, sprawiał wrażenie osoby, której niewiele brakuje, by pęknąć. Sytuacja, którą Rycerze przedstawili mu do spółki, malowała się niezwykle klarownie, a mimo wszystko, znający już cele oraz powody rozmowy wciąż starał się wstrzymywać język za zębami. Milczenie z kolei tylko zachęcało, by dalej drążyć temat. Głowę Perseusa wypełniała cała seria pytań. Czy Sykes milczał, bo nic nie wiedział, czy milczał, bo świadom był wagi swoich informacji? Czy był poplecznikiem Grindelwalda z racji zbieżności poglądów, czy ślepo popierał jego idee, czy przyjmował na siebie rolę pionka z czystego, niemalże fizycznego strachu przed człowiekiem, który wstrząsał magiczną społecznością? Czy jego lojalność była głęboko i ideologicznie zakorzeniona, czy budowana na fundamentach paraliżującego lęku przed tym, jaką cenę przyjdzie mu zapłacić za zdradę? I ostatecznie: ile czasu zajmie przekonanie go, że aktualnie byli w stanie zrobić mu większą krzywdę niż Gellert i najlepszym, co może zrobić, to współpracować?
- Do rzeczy, Sykes, do rzeczy - ponaglił Avery, a gdy jego prośby nie odniosły większego skutku, chwycił drugą, niewyłamaną - przynajmniej na razie - rękę Sykesa, przypominającą gigantyczny serdelek, podciągnął jego rękaw wysoko i zaciskając palce dookoła nadgarstka w stalowym uścisku, uniemożliwiającym wyrwanie się, przyłożył do różowiutkiej skóry przedramienia różdżkę. - Flammare.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
The member 'Perseus Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 86
'k100' : 86
Był pod wrażeniem rozmaitości dźwięków, jakie towarzyszyły wyrywaniu ręki ze stawu. Zmarszczył brwi i nachylił się bliżej, zastanawiając się, czy dobrze usłyszał to chrupnięcie. Nawet podrapał się po brodzie, w duchu licząc na to, że będzie mógł to powtórzyć. Takiej symfonii można słuchać nieustannie zapętlonej w kółko, chociaż nie był muzykiem i nie znał się na nutach. Znał się za to na torturach i pewnie gdyby nie fakt, że ani jemu ani tym bardziej Perseusowi nie chciało się użerać z tą orką to mogliby się z nim nieźle zabawić. Może nawet wymyśliliby jakąś nowoczesną metodę usuwania tłuszczu, poprzez wbicie ostrej jak igła różdżki w bok i kłuciu tak długo, aż zaboli.
Ale Sykes nie chciał współpracować. Uniósł więc wzrok na swojego towarzysza w razie czego pozostając w gotowości do uspokojenia go. Niech panicz się tylko nie irytuje, niedługo ślub! Szkoda aby cień stresu i skomplikowanego trybu życia zaistniał na jego idealnej buźce. Przypominający młodego Adonisa Perseusz nie wyglądałby na wystarczająco zaradnego by podołać wyzwaniom nocy poślubnej, a jeszcze brakowało, aby przyszła żona miała jakiekolwiek wątpliwości. Patrzył jak jego różdżka wbija się w skórę nieszczęśliwej ofiary i wstrzymał oddech, gdy ten zawył rozpaczliwie.
— Zadano Ci pytanie. To bardzo niegrzecznie lekceważyć swojego rozmówcę w ten sposób, Sykes — dodał chmurnie, wyraźnie okazując zniechęcenie konwersacja z tym typem. Był jednak święcie przekonany o istotności zasłyszanych wcześniej słów, wyrzuconych przez plugawe usta tego człowieka. Ufając swojej intuicji, nie mógłby po prostu zignorować cichych szeptów.
— Wystarczająco dużo, żeby wprowadzić nasze plany w życie!— zawył Sykes i zacisnął zęby. Robił to tak mocno, że na jego czole wyskoczyła pulsująca sina żyła. Mulciber uważnie jej się przyglądał, zastanawiając się kiedy pęknie i pryśnie mu w twarz jak nieznający chirurgicznej interwencji pryszcz.
— Jeśli Wam powiem to mnie zabiją!— syknął, robiąc się czerwony jak burak. Ból, który sprawiał mu Avery musiał być na tyle mocny, że zaczął się pocić jak szczur.
— Jak nie powiesz to my Cię zabijemy. Przekalkuluj to sobie jeszcze raz — powiedział z niezadowoleniem Mulciber i spojrzał na Perseusza kątem oka. — Gdzie się spotykacie? I jakie macie plany?
— W lesie — jęknął, mocno zaciskając powieki. — Czasem w Dziurawym Kotle... Lub w zaułkach... Wypuście mnie!
Mulciber wyprostował się i obrócił różdżkę w palcach lewej dłoni.
— Luis cimex...
Ale Sykes nie chciał współpracować. Uniósł więc wzrok na swojego towarzysza w razie czego pozostając w gotowości do uspokojenia go. Niech panicz się tylko nie irytuje, niedługo ślub! Szkoda aby cień stresu i skomplikowanego trybu życia zaistniał na jego idealnej buźce. Przypominający młodego Adonisa Perseusz nie wyglądałby na wystarczająco zaradnego by podołać wyzwaniom nocy poślubnej, a jeszcze brakowało, aby przyszła żona miała jakiekolwiek wątpliwości. Patrzył jak jego różdżka wbija się w skórę nieszczęśliwej ofiary i wstrzymał oddech, gdy ten zawył rozpaczliwie.
— Zadano Ci pytanie. To bardzo niegrzecznie lekceważyć swojego rozmówcę w ten sposób, Sykes — dodał chmurnie, wyraźnie okazując zniechęcenie konwersacja z tym typem. Był jednak święcie przekonany o istotności zasłyszanych wcześniej słów, wyrzuconych przez plugawe usta tego człowieka. Ufając swojej intuicji, nie mógłby po prostu zignorować cichych szeptów.
— Wystarczająco dużo, żeby wprowadzić nasze plany w życie!— zawył Sykes i zacisnął zęby. Robił to tak mocno, że na jego czole wyskoczyła pulsująca sina żyła. Mulciber uważnie jej się przyglądał, zastanawiając się kiedy pęknie i pryśnie mu w twarz jak nieznający chirurgicznej interwencji pryszcz.
— Jeśli Wam powiem to mnie zabiją!— syknął, robiąc się czerwony jak burak. Ból, który sprawiał mu Avery musiał być na tyle mocny, że zaczął się pocić jak szczur.
— Jak nie powiesz to my Cię zabijemy. Przekalkuluj to sobie jeszcze raz — powiedział z niezadowoleniem Mulciber i spojrzał na Perseusza kątem oka. — Gdzie się spotykacie? I jakie macie plany?
— W lesie — jęknął, mocno zaciskając powieki. — Czasem w Dziurawym Kotle... Lub w zaułkach... Wypuście mnie!
Mulciber wyprostował się i obrócił różdżkę w palcach lewej dłoni.
— Luis cimex...
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 44
'k100' : 44
W pomieszczeniu nie pojawił się swąd przypalanego ciała, na blednącej skórze Sykesa nie wykwitły ślady dotkliwych oparzeń, lecz żaden z zebranych nie potrzebował dodatkowych dowodów skuteczności zaklęcia - chwilowo panującą ciszę przerwało pokutne wycie gościa honorowego, a w uszach Avery’ego zaszumiała gorąca krew. To uczucie, uczucie posiadania mocy decyzyjnej o przyznawanej łasce i niełasce było upajające, chociaż nie sposób było nim się w pełni nasycić. Nacisk różdżki zelżał, dając tym samym szansę na zaczerpnięcie oddechu, zebranie myśli i udzielenie odpowiedzi, urzędnik jednak ową szansę postanowił zmarnować, a Perseus docisnął cisowe drewno w kolejnym punkcie przedramienia, wywołując następną serię efektów dźwiękowych, które pięknie komponowały się z tymi wizualnymi. Młody szlachcic prychnął z irytacją, chociaż w głowie już zakołowało mu stado myśli krążących dookoła tajemniczych planów, którymi enigmatycznie odgrażał się urzędnik. Zmiął w ustach szpetne przekleństwo, kiedy słowa Mulcibera próbującego przemówić mu do rozsądku nie odnosiły większych skutków poza atakiem nadmiernej potliwości i przytaknął krótko, jakby na potwierdzenie, że ponowna kalkulacja to najlepsza opcja. Oczywiście mogliby wszystko zakończyć w mgnieniu oka, mogliby zdjąć sobie z barków ciężar dalszego użerania się z Sykesem i zastąpić to ciężarem, wyjątkowo dosłownym, pozbywania się jego trupa i zacierania śladów, ale najważniejsze informacje wciąż pozostawały niewypowiedziane.
Wypuście mnie! Niedoczekanie.
- Nierozsądnym jest testowanie naszej cierpliwości, której dzisiaj tak okrutnie nadużywasz - mruknął Avery, podłapując spojrzenie Ramseya. Jego brew drgnęła nieznacznie, gdy grubas wrzasnął po raz kolejny, pomimo tego, że przywołane zaklęciem robaki wcale nie oblazły jego cielska. Czy tak właśnie wyglądał typowy poplecznik Grindelwalda, łatwiej go było przeskoczyć niż obejść, a w popłoch wprawiały go same obco brzmiące inkantacje? - Gdzie i kiedy będzie wasze kolejne spotkanie? - zapytał Perseus, dochodząc do wniosku, że złowienie paru kolejnych osób i rozmowa z nimi może przynieść lepsze efekty niż próby wyciągnięcia z Sykesa informacji o planowanych ruchach. - Nie mamy w zwyczaju się powtarzać - rzucił ostrzegawczo, zawieszając na nim wyczekujące spojrzenie chłodnych tęczówek, w których dało się wyczytać pierwsze zwiastuny nieszczęścia. Był śmiertelnie poważny.
- W ruinach Waltham Forest… w czasie nowiu - wybełkotał, a pobladłe z przerażenia usta drgnęły niespokojnie.
- Świetnie. Widzisz, nie było tak trudno, prawda? - zawyrokował szlachcic, rozprostowując zgarbione od pochylania się nad Sykesem plecy. A może - może jeśli wyjawił pierwszy konkretny strzęp informacji, był już bliski pęknięcia? - Jakie więc macie plany? - drążył więc dalej temat, chwytając się możliwości wyduszenia z urzędnika wszystkiego, niczym soku z cytryny, gdy ten jednak pokręcił głową przecząco, wciąż nie otwierając oczu, jasnym stało się to, że potrzebował jeszcze odrobiny zachęty.
- Crucio - wypowiedział miękko Perseus, zbierając w sobie całą swoją pogardę do tego marnego człowieka, całą nienawiść do wszystkiego, co szło nie po jego myśli i całą determinację, by dopiąć swego. Skumulował trawiące go od środka, oferując im ujście w postaci cisowej różdżki wycelowanej w pionka na szachownicy Grindelwalda.
Wypuście mnie! Niedoczekanie.
- Nierozsądnym jest testowanie naszej cierpliwości, której dzisiaj tak okrutnie nadużywasz - mruknął Avery, podłapując spojrzenie Ramseya. Jego brew drgnęła nieznacznie, gdy grubas wrzasnął po raz kolejny, pomimo tego, że przywołane zaklęciem robaki wcale nie oblazły jego cielska. Czy tak właśnie wyglądał typowy poplecznik Grindelwalda, łatwiej go było przeskoczyć niż obejść, a w popłoch wprawiały go same obco brzmiące inkantacje? - Gdzie i kiedy będzie wasze kolejne spotkanie? - zapytał Perseus, dochodząc do wniosku, że złowienie paru kolejnych osób i rozmowa z nimi może przynieść lepsze efekty niż próby wyciągnięcia z Sykesa informacji o planowanych ruchach. - Nie mamy w zwyczaju się powtarzać - rzucił ostrzegawczo, zawieszając na nim wyczekujące spojrzenie chłodnych tęczówek, w których dało się wyczytać pierwsze zwiastuny nieszczęścia. Był śmiertelnie poważny.
- W ruinach Waltham Forest… w czasie nowiu - wybełkotał, a pobladłe z przerażenia usta drgnęły niespokojnie.
- Świetnie. Widzisz, nie było tak trudno, prawda? - zawyrokował szlachcic, rozprostowując zgarbione od pochylania się nad Sykesem plecy. A może - może jeśli wyjawił pierwszy konkretny strzęp informacji, był już bliski pęknięcia? - Jakie więc macie plany? - drążył więc dalej temat, chwytając się możliwości wyduszenia z urzędnika wszystkiego, niczym soku z cytryny, gdy ten jednak pokręcił głową przecząco, wciąż nie otwierając oczu, jasnym stało się to, że potrzebował jeszcze odrobiny zachęty.
- Crucio - wypowiedział miękko Perseus, zbierając w sobie całą swoją pogardę do tego marnego człowieka, całą nienawiść do wszystkiego, co szło nie po jego myśli i całą determinację, by dopiąć swego. Skumulował trawiące go od środka, oferując im ujście w postaci cisowej różdżki wycelowanej w pionka na szachownicy Grindelwalda.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
The member 'Perseus Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 92
'k100' : 92
Brak współpracy z Sykes'em nie powinien zadziwiać. Można było spodziewać się, że będzie stawiał opór. Nie wyglądał na tak twardą sztukę. Im dłużej Mulciber mu się przyglądał tym silniej odnosił wrażenie, że czarodziej, którego pochwycili był niezwykle mało istotną personą w światku zwolenników Grindelwalda. Cierpiąc sypał, lecz fakty, którymi się dzielił były dość ogólnikowe i wciąż odznaczające się sporym znakiem zapytania, możliwym do usunięcia dopiero po wstępnej weryfikacji.
Mulciber odsunął się od krzesła i grubego czarodzieja, aż natrafił na szafkę za plecami, o którą się delikatnie oparł. Splótł ręce na piersiach i ze spokojem spoglądał na Perseusa, który zaczął się już irytować. Słodkie crucio rozbrzmiało w tych czterech ścianach, pozostawiając po sobie miłą dla ucha nutę, którą zagłuszyły jęki, a później krzyki urzędnika. Dali mu trochę czasu, przyglądając mu się w milczeniu. Ramsey obserwował go w bezruchu, dziwnym skupieniu, rzadko mrugając, jakby jego reakcje i zachowanie było dla niego wyjątkowo interesujące.
Zaklęcie niewybaczalne, które na niego rzucił młody lord całkowicie go omotało. Wił się, jak spętany wąż, jak dzikie zwierze schwytane w stalowe sidła. Nie był w stanie wypowiedzieć żadnego słowa, skupiony tylko na tym, co przeżywał, na swoim cierpieniu, które siało spustoszenie w jego głowie. Prawdopodobnie doszło już do krwotoków wewnętrznych, gdy głos zamienił się w dzikie wycie, które zaczęło zagłuszać myśli Mulcibera.
— Nic więcej nie powie — stwierdził w końcu, spoglądając z pewnej odległości na cierpiącego czarodzieja i zmrużył oczy. Czuł niedosyt i pewnego rodzaju rozżalenie, że nie udało im się dowiedzieć więcej. Posiadali szczątkowe informacje, które na ten moment były mało pomocne, ale gdyby pójść dalej za nimi i spróbować je rozwinąć, być może po kłębku do sznurka dotarliby w końcu do czegoś sensownego. — Ale nie dlatego, że jest twardy i się nie podda. On nic nie wie — wręcz jęknął ze zniesmaczeniem, odwracając wzrok w kierunku drzwi. naszła go ochota na to by zapalić i stłumić gorycz w ustach. Ale przyjemności trzeba było odłożyć na później. Przed sobą wciąż mieli grubego cierpniętnika, który pozostawał w istnej agonii. — Sprawdzimy to, znajdziemy innych. Lepiej poinformowanych — burknął pod nosem, odrywając się od szafki i wyciągnął różdżkę w kierunku Sykes'a.
— Obliviate.
Nie będzie pamiętał tego spotkania, pewnie nie będzie pamiętał bólu, który rozrywał jego ciało, choć z pewnością niepokój i lęk pozostaną. Nie będzie pamiętał, że ktokolwiek zaczepił go pod cukiernią, że próbował wyciągnąć informacje odnośnie Grindelwalda. Nie będzie pamiętał ich twarzy ani brzmienia ich głosów. Obliviate.
Mulciber odsunął się od krzesła i grubego czarodzieja, aż natrafił na szafkę za plecami, o którą się delikatnie oparł. Splótł ręce na piersiach i ze spokojem spoglądał na Perseusa, który zaczął się już irytować. Słodkie crucio rozbrzmiało w tych czterech ścianach, pozostawiając po sobie miłą dla ucha nutę, którą zagłuszyły jęki, a później krzyki urzędnika. Dali mu trochę czasu, przyglądając mu się w milczeniu. Ramsey obserwował go w bezruchu, dziwnym skupieniu, rzadko mrugając, jakby jego reakcje i zachowanie było dla niego wyjątkowo interesujące.
Zaklęcie niewybaczalne, które na niego rzucił młody lord całkowicie go omotało. Wił się, jak spętany wąż, jak dzikie zwierze schwytane w stalowe sidła. Nie był w stanie wypowiedzieć żadnego słowa, skupiony tylko na tym, co przeżywał, na swoim cierpieniu, które siało spustoszenie w jego głowie. Prawdopodobnie doszło już do krwotoków wewnętrznych, gdy głos zamienił się w dzikie wycie, które zaczęło zagłuszać myśli Mulcibera.
— Nic więcej nie powie — stwierdził w końcu, spoglądając z pewnej odległości na cierpiącego czarodzieja i zmrużył oczy. Czuł niedosyt i pewnego rodzaju rozżalenie, że nie udało im się dowiedzieć więcej. Posiadali szczątkowe informacje, które na ten moment były mało pomocne, ale gdyby pójść dalej za nimi i spróbować je rozwinąć, być może po kłębku do sznurka dotarliby w końcu do czegoś sensownego. — Ale nie dlatego, że jest twardy i się nie podda. On nic nie wie — wręcz jęknął ze zniesmaczeniem, odwracając wzrok w kierunku drzwi. naszła go ochota na to by zapalić i stłumić gorycz w ustach. Ale przyjemności trzeba było odłożyć na później. Przed sobą wciąż mieli grubego cierpniętnika, który pozostawał w istnej agonii. — Sprawdzimy to, znajdziemy innych. Lepiej poinformowanych — burknął pod nosem, odrywając się od szafki i wyciągnął różdżkę w kierunku Sykes'a.
— Obliviate.
Nie będzie pamiętał tego spotkania, pewnie nie będzie pamiętał bólu, który rozrywał jego ciało, choć z pewnością niepokój i lęk pozostaną. Nie będzie pamiętał, że ktokolwiek zaczepił go pod cukiernią, że próbował wyciągnąć informacje odnośnie Grindelwalda. Nie będzie pamiętał ich twarzy ani brzmienia ich głosów. Obliviate.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 14
'k100' : 14
Docierało do niego wiele dźwięków wydobywających się z gardła Sykesa, dźwięków słodkich dla uszu i doskonale obrazujących agonię, którą właśnie przeżywał, lecz chociaż cierpienia te rozwiązałyby każdy język, ten należący do spasionego urzędnika nie znał słów, które Rycerze uznaliby za interesujące. Nic więcej nie powie. Nie mogli dłużej pozostać ślepi na smutną prawdę, która objawiała im się tak wyraźnie gdzieś pomiędzy kolejnymi spazmami wprawiającymi pulchne kończyny w ruch przypominający podrygiwanie bezwładnej marionetki i już nawet przedłużanie tej niewątpliwej rozrywki, jaką było podziwianie pełni efektów rzuconej przez siebie okrutnej klątwy, nie było w stanie załagodzić narastającego poczucia rozgoryczenia. Zastawili sidła na nieodpowiedniego zwierza, wiedzieli już to obaj. Młody szlachcic obserwował namiętnie każde drgnięcie ciała, składował w pamięci każdy rozdzierający krzyk przywołany tylko i wyłącznie jego wolą, przedłużał ten moment jeszcze parę chwil, aż do momentu, w którym z gardła mężczyzny wydobywał się już tylko przytłumiony gulgot, a oczy łypnęły białkami, lecz chociaż sytuacja ta była precedensowa, bo oto po raz pierwszy Avery posiłkował się Cruciatusem w sytuacji innej niż treningowej, pierwszy raz był prowodyrem aż takiego cierpienia, nie czuł ani odrobiny zawahania, ani krzty żalu - w gruncie rzeczy nie czuł niczego. Oprócz zniechęcenia. Opuścił różdżkę, a zlany zimnym potem Sykes ze świstem nabrał powietrza w płuca. Marna parodia człowieka.
- Musi nam to wystarczyć - przytaknął z słowom Mulcibera, w myślach chwytając się szansy na to, że ludzie, do których doprowadzą ich zdobyte informacje okażą się być przydatniejsi. To był już koniec spotkania, dlatego też Perseus chwycił z pobliskiego stolika swój płaszcz i przywdział go ponownie, szykując się do wyjścia. Pozbawiony wspomnień urzędnik nie musiał być już ponownie przeciągany Pokątną, w takim stanie wystarczyło go wypchnąć na zewnątrz tylnymi drzwiami lokalu, gdzie dochodziłby do siebie w jakiejś bocznej, zapomnianej przez Merlina uliczce, po czym wróciłby do domu, święcie przekonany, że padł ofiarą napaści. Pozostawał już tylko jeden problem: pomimo rzucenia zaklęcia wymazującego wspomnienia, twarz Sykesa wcale się nie wygładziła, a w jego oczach nie błysnęła chwilowa nierozumna pustka, tak charakterystyczna w przypadku uroku.
- Oporna gnida - mruknął Avery, marszcząc przy tym brwi, jednak nie tracił już czasu na zastanawianie się, dlaczego ich rozmówca pozostawał oporny, pomimo tak skutecznego zmiękczania. Po prostu zbliżył się ponownie, przykładając cisową różdżkę do jego skroni, by dołożyć trochę mocy wymiatającej wspomnienia niewygodnych wydarzeń, by uniknąć niezręczności przy kolejnym spotkaniu w Ministerstwie, do którego niewątpliwie miało dojść, gdy tylko urzędnik dojdzie do siebie. - Obliviate.
- Musi nam to wystarczyć - przytaknął z słowom Mulcibera, w myślach chwytając się szansy na to, że ludzie, do których doprowadzą ich zdobyte informacje okażą się być przydatniejsi. To był już koniec spotkania, dlatego też Perseus chwycił z pobliskiego stolika swój płaszcz i przywdział go ponownie, szykując się do wyjścia. Pozbawiony wspomnień urzędnik nie musiał być już ponownie przeciągany Pokątną, w takim stanie wystarczyło go wypchnąć na zewnątrz tylnymi drzwiami lokalu, gdzie dochodziłby do siebie w jakiejś bocznej, zapomnianej przez Merlina uliczce, po czym wróciłby do domu, święcie przekonany, że padł ofiarą napaści. Pozostawał już tylko jeden problem: pomimo rzucenia zaklęcia wymazującego wspomnienia, twarz Sykesa wcale się nie wygładziła, a w jego oczach nie błysnęła chwilowa nierozumna pustka, tak charakterystyczna w przypadku uroku.
- Oporna gnida - mruknął Avery, marszcząc przy tym brwi, jednak nie tracił już czasu na zastanawianie się, dlaczego ich rozmówca pozostawał oporny, pomimo tak skutecznego zmiękczania. Po prostu zbliżył się ponownie, przykładając cisową różdżkę do jego skroni, by dołożyć trochę mocy wymiatającej wspomnienia niewygodnych wydarzeń, by uniknąć niezręczności przy kolejnym spotkaniu w Ministerstwie, do którego niewątpliwie miało dojść, gdy tylko urzędnik dojdzie do siebie. - Obliviate.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
The member 'Perseus Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 84
'k100' : 84
Może nowicjusze byliby zadowoleni z przebiegu całego spotkania, od początku do końca, gdy polowanie na wieloryby przekształciło się w krytycznie brutalne przesłuchanie. Może potrafiliby cieszyć się z sukcesu, jakbym mogło być skuteczne obezwładnienie mężczyzny, zajęcie się nim i zmuszenie go do mówienia, ale oni nie byli nowicjuszami, a to, co się tego wieczora wydarzyło nie było nawet w połowie tym, czego tak naprawdę oczekiwali.
Mulciber nie czuł satysfakcji z drobnych powodzeń, był raczej zawiedziony, że dzień okazał się niezbyt pomyślny dla niego, a kolejne zaklęcie przez niego rzucone nie zadziałało. Może był rozkojarzony, może zbyt sfrustrowany brakiem konkretów, przecież nie brakowało mu umiejętności we władaniu magią. Odpuścił jednak, opuszczając różdżkę i westchnął cicho, nie odwracając ciężkiego wzroku od jęczącego urzędnika, który zatracał się w swojej apokaliptycznej wizji. Nie odpowiedział już na słowa Perseusa, pozwolił mu działać. I dopiero kiedy jego różdżka zetknęła się ze skronią mężczyzny wyraz jego twarzy się zmienił, złagodniał, ból przeminął pozostawiając po sobie znikome ślady nieszczęścia. To był moment, w którym oderwał się od szafki i podszedł do niego, aby spróbować go podnieść z krzesła, oczywiście wkładając w to sporo siły, gdy sam wyglądał jak jego cień.
Razem z Averym wyciągnęli go z salonu wróżbity i pozostawili kilka metrów dalej, nie przejmując się z tym, czy opadł na ziemię, czy podparł się koszem na śmieci, wchodząc z nim w przymusową symbiozę. Ruszyli przed siebie w milczeniu, zlewając się z naturalnie ponurym otoczeniem, czując jak śnieg topnieje pod ich stopami na bruku.
— Mogliśmy się spodziewać, że szczeniak, który najgłośniej szczeka najmniej ma do powiedzenia— mruknął w końcu z nutą rozgoryczenia w głosie i lekko obejrzał się przez ramię, by sprawdzić, czy Sykes już zgromadził wokół siebie jakiś życzliwych ludzi, którzy udzielą mu niezbędnej pomocy. — Trzeba sprawdzić to spotkanie podczas nowiu i mieć oczy i uszy otwarte— dodał jeszcze i zerknął przelotnie na Perseusza. Zapoczątkowali działanie, które okazało się mało owocne, ale mogło być punktem wyjścia dla innych. Poznanie planów Grindelwalda nie mogło być proste, a zaufani ludzie, którzy go otaczali nie kłapali jęzorem na prawo i lewo. Niemniej jednak znaleźli jakiś punkt zaczepienia, którym mogli się podeprzeć w wyboistej drodze do celu.
A cóż mogli zrobić z tak rozpoczętym wieczorem Ci dwaj jegomoście? Z pewnością chcąc przemyśleć tą sytuację i opracować jakiś sensowny plan na przyszłość udali się do Białej Wywerny, gdzie kupiwszy dwie butelki ognistej rozpracowywali ich zawartość do późnych godzin.
| zt Brawo ja i moje kości
Mulciber nie czuł satysfakcji z drobnych powodzeń, był raczej zawiedziony, że dzień okazał się niezbyt pomyślny dla niego, a kolejne zaklęcie przez niego rzucone nie zadziałało. Może był rozkojarzony, może zbyt sfrustrowany brakiem konkretów, przecież nie brakowało mu umiejętności we władaniu magią. Odpuścił jednak, opuszczając różdżkę i westchnął cicho, nie odwracając ciężkiego wzroku od jęczącego urzędnika, który zatracał się w swojej apokaliptycznej wizji. Nie odpowiedział już na słowa Perseusa, pozwolił mu działać. I dopiero kiedy jego różdżka zetknęła się ze skronią mężczyzny wyraz jego twarzy się zmienił, złagodniał, ból przeminął pozostawiając po sobie znikome ślady nieszczęścia. To był moment, w którym oderwał się od szafki i podszedł do niego, aby spróbować go podnieść z krzesła, oczywiście wkładając w to sporo siły, gdy sam wyglądał jak jego cień.
Razem z Averym wyciągnęli go z salonu wróżbity i pozostawili kilka metrów dalej, nie przejmując się z tym, czy opadł na ziemię, czy podparł się koszem na śmieci, wchodząc z nim w przymusową symbiozę. Ruszyli przed siebie w milczeniu, zlewając się z naturalnie ponurym otoczeniem, czując jak śnieg topnieje pod ich stopami na bruku.
— Mogliśmy się spodziewać, że szczeniak, który najgłośniej szczeka najmniej ma do powiedzenia— mruknął w końcu z nutą rozgoryczenia w głosie i lekko obejrzał się przez ramię, by sprawdzić, czy Sykes już zgromadził wokół siebie jakiś życzliwych ludzi, którzy udzielą mu niezbędnej pomocy. — Trzeba sprawdzić to spotkanie podczas nowiu i mieć oczy i uszy otwarte— dodał jeszcze i zerknął przelotnie na Perseusza. Zapoczątkowali działanie, które okazało się mało owocne, ale mogło być punktem wyjścia dla innych. Poznanie planów Grindelwalda nie mogło być proste, a zaufani ludzie, którzy go otaczali nie kłapali jęzorem na prawo i lewo. Niemniej jednak znaleźli jakiś punkt zaczepienia, którym mogli się podeprzeć w wyboistej drodze do celu.
A cóż mogli zrobić z tak rozpoczętym wieczorem Ci dwaj jegomoście? Z pewnością chcąc przemyśleć tą sytuację i opracować jakiś sensowny plan na przyszłość udali się do Białej Wywerny, gdzie kupiwszy dwie butelki ognistej rozpracowywali ich zawartość do późnych godzin.
| zt Brawo ja i moje kości
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Salon wróżbity
Szybka odpowiedź