Kora Dębu
Wielka Brytania wyraziła swoje zdanie w marcowym referendum i Brexit stał się faktem. W związku z nim zaczęły zachodzić zmiany w strukturach Ministerstwa, a kupcy dotkliwie poczuli obecność ceł - to właśnie one wpłynęły na decyzję o zmianie dostawców kory dębu sprowadzanej z zagranicy. Wzrost ceł spowodował wzrost cen – import tego produktu nie był już opłacalny. Daphne Rowle została oddelegowana do londyńskiej zielarni w celu pozyskania wspomnianego składnika – był on potrzebny do badań prowadzonych przez Niewymownych z Sali Zdrowia.
Peony Sprout otrzymała tym razem nietypowe zlecenie. Kupiec zainteresowany był jej mandragorami, ale jednocześnie poprosił o zdobycie leczniczej kory, obiecując sowicie zapłacić. W ten sposób i ona zjawiła się tego dnia w szklarni.
Jeszcze przed wejściem obie kobiety dostrzegły jak właścicielka zielarni – pani Ingrid Rosetemper - szamocze się, próbując wyciągnąć dłoń z czegoś, co wyglądem przypominało pień. Niestety, jedynie pozornie zdawało się zwykłe i niegroźne. Roślina, z którą mierzyła się zielarka, nazywana była wnykopieńkiem. Gdy wyczuwała kogoś w pobliżu, ożywała, a ze szczytu pnia wydobywały się długie, kolczaste pędy przypominające gałązki jeżyn. Rozbudzona roślina atakowała osobniki stojące w jej pobliżu. Peony, jako zielarka, doskonale wiedziała, że ściśnięcie pędów rośliny otworzy w plątaninie wijących się gałązek dziurę, która ukaże pulsujące, zielone bulwy – te zaś idealnie sprawdzały się jako składniki eliksirów. Trzeba było jednak obchodzić się bardzo ostrożnie z tą rośliną, bowiem nieodpowiednie poruszenie dłonią wkładaną do otworu mogło spowodować jego zaciśnięcie się. Właśnie to spotkało Ingrid, która teraz, z dłonią uwięzioną w pieńku, nie mogła zrobić nic poza osłanianiem się przed pędami uderzającymi w nią raz po razie. Daphne nie do końca wiedziała, jak mogła pomóc uwięzionej kobiecie; nie znała się na zielarstwie tak dobrze jak towarzyszące jej kobiety.
- Na litość Roweny, nie podchodźcie! – wykrzyknęła uwięziona Ingrid, choć widać było, że koniecznie potrzebuje pomocy - w innym wypadku mogłaby stać się jej krzywda.
Jeżeli wyrazicie chęć udzielenia pomocy kobiecie, zaczynacie od etapu pierwszego - jego opis poprowadzi was dalej. Niepodjęcie próby udzielenia pomocy uniemożliwi późniejsze dobicie targu z Ingrid.
Zachęcamy do odnalezienia osoby, która odegra Ingrid z konta Ain Eingarp.
- Etap I:
- Jeśli Daphne wyrazi chęć pomocy, Peony powinna poświęcić krótki czas na przekazanie drugiej kobiecie jak najwięcej informacji o wnykopieńkach.
Daphne, nie będąc specjalistką, do wszystkich rzutów w następnych kolejkach otrzyma karę -30. Jeżeli wysłucha informacji od Peony, może rzucić kością k100 - otrzymany wynik (zsumowany z bonusem za biegłość zielarstwa) może zredukować karę Daphne do kolejnych rzutów.
- Etap II:
- W celu podjęcia próby uratowania Ingrid, Daphne i Peony muszą dostać się do niej, jednocześnie nie pozwalając na to, by dosięgnęło je zbyt wiele pędów rośliny. Dostanie się w pobliże zielarki ma ST 60, do rzutów doliczana jest statystyka sprawności.
Zarówno Daphne jak i Peony mogą dwukrotnie podjąć próbę zbliżenia się do rośliny.
Tylko jedna osoba może dostać się w pobliże zielarki. Jeżeli którejś z kobiet uda się osiągnąć sukces, Daphne i Peony przechodzą do etapu III.
W przypadku, gdy obie kobiety poniosły dwukrotną klęskę, omija się etap III i przechodzi do etapu IV.
- Etap III:
- Osoba na zewnątrz pierwsza wykonuje akcję.
Osoba na zewnątrz może odwrócić uwagę rośliny, łaskocząc jej pędy. ST odwrócenia uwagi jest równe 50; sukces zmniejsza ST osoby uwalniającej Ingrid o połowę (do wartości 25). Do rzutu dodaje się sprawność.
Osoba uwalniająca Ingrid ma szansę pomóc jej oswobodzić dłoń. W tym celu powinna odciągnąć kobietę do tyłu - to działanie ma ST 50 (lub 25, jeżeli osoba na zewnątrz osiągnęła sukces). Do rzutu dodaje się sprawność.
Sukces powoduje uwolnienie Ingrid; obie kobiety mogą ubić z nią targu.
Próba zakończona klęską sprawia, że osoba próbująca uratować Ingrid sama zostaje uwięziona przez roślinę. Uratować je może wyłącznie osoba na zewnątrz - w tym celu przechodzi do opcjonalnego etapu IV.
- Etap IV - opcjonalny:
- Osoba (bądź obie kobiety, jeżeli etap II zakończył się klęską), która nie jest unieruchomiona przez roślinę, może spróbować zatrzymać ją przy użyciu zaklęcia Arresto Momentum (rzuca się je zgodnie z mechaniką forum). Łącznie mogą zostać podjęte wyłącznie dwie próby rzucenia tego zaklęcia - jeżeli obie zakończą się klęską, roślina rozzłości się i wypluje wszystkie uwięzione osoby. Ich dłonie będą wtedy jednak silnie skaleczone i ból będzie doskwierał do końca fabularnego miesiąca.
Nawet po takim obrocie spraw będzie można upić targu z Ingrid.
Datę spotkania możecie założyć sami. Czara Ognia nie kontynuuje z Wami rozgrywki. Wszystko jest w Waszych rękach.
Miłej zabawy!
Peony uwielbiała swoją pracę. Hodowla jej kochanych mandragor była dla niej najlepszym zajęciem. Po pierwsze naprawdę lubiła się tym zajmować więc nie uważała tego za pracę, a po drugie było to coś co zbudowała sama i od podstaw. Miała się czym pochwalić i naprawdę była z tego dumna. Jednak zdarzało się czasem tak, że ktoś nie szanował jej pracy. Tym bardziej, że głównym argumentem zwykle był fakt iż była kobietą. Dlatego robiła wszystko by zniszczyć stereotyp słabej kobiety w zarodku. W końcu do słabych nie należała, a przynajmniej nie miała zamiaru nikomu tej słabości okazywać. To, że pojawiła się tutaj dzisiejszego dnia wynikało z nietypowego dość zlecenia. Jej klient kupił dzisiaj sporą ilość mandragor i zapytał czy byłaby w stanie zamówić dla niego leczniczą korę. Tak naprawdę Peony nigdy się tym nie zajmowała i nie w jej interesie by się tym kiedykolwiek zajmować, ale tym razem postanowiła się zgodzić. Wiedziała, że to pewnego rodzaju słabość. Fakt, że potrzebowała pieniędzy. Suma jaką proponował jej mężczyzna za dostarczenie kory była niewiarygodna, a jak łatwo się domyślić z płynnością finansową u hodowcy bywało różnie. Dlatego z dumą w kieszeni przyszła by znaleźć to co jej trzeba i szybko zniknąć. Zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu pani Rosetemper, która miała jej ów korę przygotować. Szatynkę zaalarmował dźwięk szamotaniny. Przyśpieszyła kroku, a jej oczom ukazała się poszukiwania kobieta siłująca się z wnykopieńkiem. Ktoś tu próbował zrobić coś na szybko, a każdy zielarz wiedział, że walka z tą rośliną jest żmudna i powolna. Należało uzbroić się w cierpliwość, której kobieta prawdopodobnie nie miała. Peony kątem oka zobaczyła, że oprócz niej i uwięzionej pani Rosetemper jest tu także jakaś jasnowłosa kobieta. - Pani Rosetemper proszę się nie kręcić. Zaraz pani pomogę… znaczy… pomożemy? - mruknęła, a ostatnie słowo brzmiało jak pytanie wypowiedziane nie do znanej jej zielarki, a do jasnowłosej. Sprout na pewno przydałaby się pomoc tym bardziej, że zależało jej na tej korze i musiała pomóc Ingrid by ją otrzymać. Zawsze gdzieś jest ukryty haczyk, prawda?
smile because it happened
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
Tym razem jednak polecenie pochodziło z góry, nie mogła więc go zignorować. Została oddelegowana do hodowli leczniczej kory, więc chcąc, czy nie chcąc – musiała to uczynić.
Wiosna wcale nie działała nań ożywczo, nie przyniosła żadnej ulgi. Panna Rowle czuła się przytłoczona i odczuwała niemały stres przez wydalenie jej z szeregów Rycerzy. Czuła jak żołądek jej się przewraca na samą myśl, że została odsunięta od Czarnego Pana już permanentnie.
Nie poświęcała więc wiele myśli zadaniu, jakie jej powierzono. Nie zdążyła nawet przygotować się do tej wizyty, choć zawsze to robiła z obawy, że coś ją zaskoczy. Stała czujność. Przez całą tę sytuację alchemiczka zdawała się jednak rozkojarzona, nieskupiona, jakby odpływała myślami gdzieś daleko. Nocami niewiele spała, a jeśli już udawało jej się zasnąć, to budziła się co trochę, udręczona koszmarami, w których skręca się z bólu ukarana przez Czarnego Pana.
Daphne Rowle lękała się niewielu rzeczy. Pierwszą z nich były szyszymory, nie wiedzieć czemu te istoty przyprawiały ją o dreszcze. Drugą z nich był gniew Czarnego Pana… Byłaby w stanie błagać go, by nie postanowił jej ukarać. Nie potrafiła sobie wyobrazić bólu, który wówczas by ją spotkał. Jego widmo nawiedzało ją w marach sennych i alchemiczka budziła się zlana potem, tak jak tej nocy.
Za dnia jednak nie dawała po sobie poznać, że cokolwiek ją dręczy. Poza niepodobnym doń, roztargnionym spojrzeniem błękitnych oczu, trudno było dostrzec w alchemiczce różnicę. Odziana w ciemnofioletową, prostą szatę zjawiła się w zielarni licząc, że załatwi sprawę możliwie jak najszybciej i bez zbędnych gatek-szmatek. W tym momencie pragnęła poświęcić się pracy by móc oderwać myśli.
Nie dane było Daphne jednak szybko uporać się z tym sprawunkiem, gdyż hodowczyni nigdzie nie było. A kiedy już ją odnalazła – nie zapowiadało się na to, by prędko mogła stąd zniknąć. Daphne nigdy nie kwapiła się do pomocy, lecz obca czarownica zastała ją tutaj razem z hodowczynią.
Ucieczka mogłaby spowodować nieprzyjemne plotki na jej temat, ze skrzywioną miną więc panna Rowle przytaknęła Peony.
-Nie jestem pewna, ale to zapewne… wnykopieńki, tak? - spytała od razu, dając do zrozumienia, że nie bardzo wie jak się z tym cholerstwem obchodzić.
I offer you eternal sleep
owce nigdy nie będą bezpieczne
smile because it happened
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
Była tą osobą, która zaszywa się w kącie pokoju wspólnego każdego wieczoru, nawet dnia wolnego, nad książkami i uczy się więcej, niźli powinna. Tą, która robi więcej, niż trzeba, a później przed egzaminami mówi, że nie wie nic, a i tak dostaje najwyższą ocenę. Zielarstwo nieodłącznie wiązało się z eliksirami, przyszła alchemiczka więc i do tychże zajęć musiała przykładać szczególną uwagę.
Tym razem jednak temat wnykopieniek wyleciał jej z głowy, może była wówczas chora? Marna to wymówka, gdyż panna Rowle nawet z wysoką gorączką upierała się, by uczestniczyć w lekcjach. Doznała po prostu zaćmienia umysłu, nie było innego wytłumaczenia, gdyż nie mogła wiele sobie przypomnieć o tych cholernych roślinach.
Co Daphne się nie zdarzało, gdyż cechowała się wyjątkowo dobrą pamięcią. W duchu obiecała sobie, ze z pewnością nadrobi ten brak w swej edukacji jeszcze tego wieczoru, gdy wróci do Beeston. Ku jej zdziwieniu z pomocą i słowem wyjaśnienia przyszła ta obca czarownica. Daphne nie kwapiła ię do pomocy, jednakże Peony widocznie oczekiwała, że na coś jej się przyda. Różane, pełne wargi alchemiczki wykrzywiły się w niezadowolonym grymasie, lecz tylko kiwała głową.
Nie chciała dawać kolejnych powodów do plotek na swój temat – cóż by powiedziało towarzystwo, gdyby się dowiedziało, że panna Rowle tak otwarcie odmówiła pomocy drugiej czarownicy?
-Dobrze – zgodziła się niechętnie i westchnięciem.
Niewiele obchodziły ją te rośliny i gdyby tylko mogła, najchętniej zniszczyłaby je czarnoksięskim zaklęciem i ułatwiłaby sobie zadanie. Peony i hodowczyni jednak zdawały się być jednak zdeterminowane, by cały zabieg przeprowadzić bezboleśnie dla roślin. Cóż, zawsze wiedziała, że niektóre zielarki mają fioła na punkcie własnych ziół. Do końca nie wiedziała, czym w istocie zajmuje się Peony, jednakże po wykładzie na temat tych pieńków spodziewała się, że jej ścieżka zawodowa jest związana z zielarstwem.
-Mogę je… łaskotać, skoro to na nie zadziała – zaproponowała alchemiczka, spoglądając na Ingrid.
I offer you eternal sleep
owce nigdy nie będą bezpieczne
'k100' : 80
smile because it happened
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
'k100' : 67
Czarownica była zdania, że altruizm i chęć pomagania innym za wszelką cenę wynikał z egoizmu. Słabi ludzie musieli zaspokoić własną potrzebę czynienia dobra, by mieć spokojne sumienie. Daphne sumienie mała czyste, bo po prostu nieużywane. Gdyby nie krew szlachetna płynąca w jej żyłach (nie mająca nic wspólnego ze szlachetnością serca), dobre wychowanie jakie wpoiła jej matka i niechęć do plotek na własny temat, panna Rowle najpewniej odwróciłaby się i wyszła, nie chcąc brudzić sobie rąk. Cóż, przynajmniej w pewien sposób była… szczera!
Nie wiedziała, czy Peony ją poznała, czy nie, nie przedstawiała się więc, skoro ona tego nie uczyniła. Twarz panny Sprout zdawała się jej znajoma, najpewniej mijały się na korytarzach Hogwartu, lecz te wspomnienia dawno już zatarł miniony czas.
Całe szczęście panna Rowle miała świadomość jak ważne są zasady i pewne reguły postępowania z daną rośliną, magicznym zwierzęciem czy składnikiem. Każdy najmniejszy błąd mógł skończyć się porażką. Wystarczyło w zły sposób wycisnąć sok z bulwy, bądź zamieszać w kociołku nieodpowiednią ilość razy, by doszło do tragedii. Za młodu Daphne wielokrotnie pojawiała się w Skrzydle Szpitalnym z osmoloną twarzą, popalonymi włosami, czy pokaleczonymi dłońmi. W dziedzinach takich jak te wystarczyło jedno ziarnko ryżu, jeden włosów i drgnięcie najmniejszego palca, by doszło do tragedii – dlatego też Daphne słuchała Peony uważnie, starając się wszystko zapamiętać.
Nie lękała się rośliny, gdyż nie należała do osób lękliwych – inaczej wybrałaby inną profesję. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że czuła lekkie uczucie niepokoju, jakie miewa każdy, gdy ma do czynienia z czymś po raz pierwszy, a tak właśnie było z panną Rowle i wnyk opieńkami.
Starała się jednak dobrze spełnić swą rolę. Zbliżyła się do pędów ostrożnie i zaczęła je delikatnie łaskotać, by je rozproszyć.
I offer you eternal sleep
owce nigdy nie będą bezpieczne
'k100' : 14
smile because it happened
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
'k100' : 82
Daphne miała o sobie niezwykle wysokie, dobre mniemanie i uważała, że jest ponadprzeciętnie inteligentna, lecz miała również świadomość, że wciąż wie za mało, nadal nie była wystarczająco mądra jak należało. Pragnęła nieustannie się rozwijać, nauka była dlań pokarmem dla duszy. Alchemiczka miała wielkie ambicje, ogromne wręcz i pragnęła stanąć wśród najlepszych, zapisać swe imię na kartach historii – a kluczem do potęgi jest wiedza.
Nieustanny rozwój i nauka.
Zwykłe odwiedziny w hodowli uświadomiły Daphne pewne braki, które winna bezzwłocznie nadrobić. Cóż to za alchemik, który niewiele wie o wnyk opieńkach? Wiedźma ściągnęła usta, łaskocząc pędy. Nie lubiła ujawniać swych słabości, a niewiedzę uważała za jedną z nich. Nigdy nie przyznawała się do błędu, nie potrafiła. Panna Rowle lubiła zawsze mieć rację i stawiać na swoim, choć był jeden wyjątek – przed Czarnym Panem zawsze chyliła głowę, świadoma że nigdy nie dorówna mu potęgą. Podziwiała go. Niemal wielbiła. Wiedziała, że kiedy tylko będzie miała szansę, ukorzy się, by wrócić w szeregi Rycerzy Walpurgii.
Do tego czasu jednak miała zamiar w wolnych chwilach nadrobić braki w nauce zielarstwa, któż bowiem może przewidzieć, kiedy przyda się czarodziejowi wiedza na temat gumochłona?
Była zadowolona, że w Korze pojawiła się również panna Sprout. Nie zamierzała dziękować jej za pomoc, ani gratulować, że udało się jej wyciągnąć Ingrid. Zadowolenie to dobre słowo. W stosunku do Daphne ciężko było użyć słowa radość, bądź wdzięczność. W takich sytuacjach jak ta bywała po prostu zadowolona, a uczucie to przejawiało się w uniesionym kąciku ust.
Nie udało jej się rozproszyć rośliny, lecz to nic.
-Nic wam nie jest? – spytała z uprzejmości, gdy Peony pociągnęła Ingrid do tyłu i niemal się przewróciły.
Miała nadzieję, że teraz, gdy obie pomogły hodowczyni wydostać się z pędów rośliny, to uda jej się załatwić to, po co przyszła, a mianowicie zdobyć odpowiedni składnik. Nie miała wszak całego dnia, musiała wracać do pracy.
I offer you eternal sleep
owce nigdy nie będą bezpieczne
smile because it happened
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3