Wydarzenia


Ekipa forum
Kora Dębu
AutorWiadomość
Kora Dębu [odnośnik]16.07.16 18:31
First topic message reminder :

Kora Dębu

Od zarania dziejów dębowa kora jest środkiem przeciwzapalnym. Niewielka zielarnia zyskała swoją nazwę głównie dzięki wysokim, starym dębom, pomiędzy którymi została zbudowana. Szerokie konary odchodzą od szklarniowego dachu, dzięki czemu nie przysłaniają dostępu słońca roślinom, a grube konary, na których opierają się filary niewielkiego budynku stanowią doskonałą podporę. Dodatkowo, zielarnia, w której można znaleźć wiele niezwykłych roślin wspomagających leczenie wielu schorzeń, słynie z produkcji niezwykle cennego soku z kory dębu, który działa przeciwhistaminowo i wspomaga gojenie się ran. Miejsce to jest wyjątkowo lubiane przez uzdrowicieli, nieco rzadziej alchemików.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kora Dębu - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Kora Dębu [odnośnik]10.04.17 20:02
W świecie, którego podstawą była magia, chaos i wielka niewiadoma trudno było nie uwierzyć w pecha, albo, mówiąc kolokwialnie, fart.
Była alchemikiem, znała więc doskonale eliksir Felix Felicis, który był eliksirem płynnego szczęścia. Nie sprawiał on, że człowiek nagle odnajdywał sens życia, lecz sprzyjał mu los i fortuna. Wszystko układało się wedle jego myśli, właśnie tak jak tego pragnie: skoro więc można było eliksirem abstrakcyjne istnienie szczęścia, to musiało istnieć jego przeciwieństwo. Na świecie musi panować bowiem równowaga. Białe pociąga za sobą czarne.
Pech Daphne dotąd jednak nigdy nie doskwierał. Zdawała się urodzić pod szczęśliwą gwiazdą: miała w sobie wszak krew błękitną, pochodziła z rodziny szlachetnej i bardzo majętnej, natura nie poskąpiła jej ani urody, ani bystrości umysłu, a dotąd udawało jej się uniknąć zamążpójścia.
Żyć, nie umierać, czyż nie?
Dzisiejszą sytuację uznała jednak za całkowicie normalne: cechą czarodziejów było to, że spotykały ich najróżniejsze wypadki i katastrofy. Rozważała kiedyś ścieżkę kariery uzdrowiciela i odbyła wizytę w Szpitalu św. Munga, gdzie ujrzała wielu: po rozszczepieniu, z gumochłonem zamiast głowy, spętanych uściskiem węża Boa. W świecie czarodziejów trudno było mimo wszystko o zaskoczenie, więc przyjęła wypadek Ingrid z całkowitym spokojem.
Byłaby niezadowolona, gdyby musiała fatygować się do innej hodowli, lecz na całe szczęście wszystko skoczyło się dobrze. Dla całej trójki. Ingrid została uwolniona, a ponadto była im wdzięczna za pomoc – a to dobrze wróżyło. W innym wypadku, gdyby musiały roślinę zniszczyć, mogłaby je przepędzić, a wówczas Daphne zmuszona byłaby tracić więcej cennego czasu.
-To nic takiego, panno Sprout, laury i podziękowania należą się pani – odparła uprzejmie Daphne, wracając do swego zwykłego tonu głosu: chłodnego i beznamiętnego – Daphne Rowle.
Byłoby nietaktem, gdyby teraz wymagała tytułowania się lady, była jednak pewna, że Peony znała jej nazwisko. Ingrid z całą pewnością miała je w pamięci, gdyż wnet po zniknięciu zielarki jęła skakać wokół niej i zasypywać komplementami, Daphne więc również ubiła dobrego targu, po czym opuściła Korę Dębu, by oddać się badaniom w Departamencie Tajemnic.


| zt


here in the forest, dark and deep,
I offer you eternal sleep

Daphne Rowle
Daphne Rowle
Zawód : Niewymowna, alchemiczka i trucicielka
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
jeśli przeżyje choć jeden wilk,
owce nigdy nie będą bezpieczne
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa zimy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t652-daphne-rowle https://www.morsmordre.net/t707-safona#2367 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-cheshire-zamek-beeston https://www.morsmordre.net/t4669-skrytka-bankowa-nr-107#100262 https://www.morsmordre.net/t4308-daphne-h-rowle#90966
Re: Kora Dębu [odnośnik]09.10.17 15:37
14.04

Świat się uspokaja, chociaż anomalie wciąż trwają - uspokaja się mój własny świat. Wszelkie urazy fizyczne zostały wreszcie zażegnane, nawet jeśli nadal jestem obarczony chorobą genetyczną. Niektórych rzeczy nie da się zmienić; a jednak planuję rozpocząć w przyszłości badania nad poprawną właściwości morfotycznych osocza osób dotkniętych traumą krwi, być może także śmiertelną bladością. Niestety wszystko nadal pozostaje w fazie przygotowań, czy bardziej nawet dalekosiężnych, sielankowych planów. Mimo wszystko dzisiejszego dnia postanawiam postawić pierwszy, prawdopodobnie najtrudniejszy krok milowy w historii moich pomysłów. Budzę się w Durham ze świadomością, że nie mogę cały dzień spędzić w pracowni. Świat oferuje znacznie więcej niż samotnię zamkniętą w piwnicach wiekowej posiadłości. Słyszałem niegdyś o zielarni Kora Dębu umieszczoną w lesie Waltham. Dąb - że też nie pomyślałem o tym od razu! Jego lecznicze właściwości być może mogłyby mi pomóc w moim niezwykle skomplikowanym projekcie. I te wszystkie myśli nachodzą mnie tuż po przebudzeniu, kiedy jeszcze w piżamie obserwuję sufit sypialni. Mam motywację, żeby wstać.
Dość długo szykuję się do wyjścia, sprawdzając, czy wszystkie blizny aby na pewno są starannie zakryte, a ja wyglądam nienagannie. Jeśli już muszę wychodzić do ludzi, powinienem być mniej odpychający. Nadal pozostaję blady, markotny i małomówny, ale tkwi we mnie niedostrzegalna wcześniej wola walki. Jakbym zamierzał napisać swoją historię, swoje własne życie na nowo - bez względu na plany rodziny. Te dotyczące mojej osoby, naturalnie. Wszystkie troski spycham na dalszy plan pozostawiając bieg mego życia losowi. Co ma być, to będzie, jak mawiają. Szybko zapożyczam sobie to stwierdzenie. Odnoszę je do codziennej rutyny. To już czwarty dzień nowego istnienia Quentina Burke.
Ubrany w ciemne, eleganckie szaty ze srebrnymi dodatkami zjawiał się tuż pod zielarnią. Jest niewielka, a część nie wygląda za dobrze. Okazuje się, że ten mały budynek także ucierpiał podczas nawałnicy, która notabene zbiegła się z moim opuszczeniem Świętego Munga. Przypadek? Wierzę, że owszem; w przeciwnym razie musiałbym oszaleć. W każdym razie oceniam straty oraz postępy w odbudowywaniu tego miejsca - kawałek został udostępniony dla klientów. Wchodzę więc do środka, w którym od progu atakują mnie intensywne zapachy ziół. Chodzę po krótkich alejkach w poszukiwaniu tego, co mogłoby mi się potencjalnie przydać. Na koniec zamierzam nawet wypytać o sok z kory dębu - dobrze działa na krew, mógłby być specyfikiem wspomagającym jej regenerację. Niestety to tylko gdybania, nie mam uzdrowicielskiego wykształcenia.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Kora Dębu [odnośnik]23.10.17 16:03
Uciekła z domu. O ile ucieczką można było nazwać kontrolowane wyjście poza posiadłość, zaproponowane odgórnie i z potajemną opieką skrzata, którego wzrok czuła na sobie cały czas. Mimo to cieszyła się z tej szansy, bo kolejnego dnia spędzonego w zamknięciu mogłaby już nie wytrzymać nerwowo - a i nerwy miała wyjątkowo zszargane. Nie powiedziała jednak o tym nikomu, choć wprawne oko osoby znającej ją od zawsze było w stanie to dostrzec. W zachowaniu, słowach, najmniejszych gestach, a przede wszystkim ogromnej niechęci do alchemii. Przechodząc kryzys pogniewała się ze swoją największą miłością: w końcu nie zdołała wynaleźć - jeszcze - złotego środka na swoją chorobę. Przez to od pewnego czasu dręczyła ją myśl, że być może wcale nie jest tak dobra, jak powinna i że może droga, którą obrała, nie jest ścieżką życiową. Zdawała sobie sprawę, że przecież naturalnym było, że są od niej lepsi w tej dziedzinie, chociaż myśl ta nie była pocieszająca. Pochodziła przecież z rodu, który od dawien zajmował się alchemią, nawet jeśli jej zainteresowanie tą sztuką pojawiło się dość późno, bo dopiero po szkole.
Gdy już znalazła się na miejscu uznała, że najpierw powinna zgubić skrzata, chociaż nie była pewna czy to było możliwe. Ze stoickim spokojem minęła kilka alejek ingrediencji, po czym przyśpieszając kroku skierowała się do zielarni, gubiąc się nieco po drodze. Nie bywała w tym miejscu zbyt często, nic więc dziwnego, że po paru kolejnych krokach zamiast do pożądanego pomieszczenia wpadła na na Quentina. Jego widok był zaskakujący, zważając na profesję, którą się znajdował. Bynajmniej niezwiązaną z uzdrawianiem i alchemią.
- Wypuścili cię już ze szpitala? Kiedy? - Omijając zbędne powitania przeszła od razu do rzeczy, nad którą zastanawiała się ostatnio i tego, że wbrew złożonej mu w sali obietnicy, nie pojawiła się tam po raz kolejny. Nie wynikało to z jej woli, a raczej przymusowego leczenia, które dalej trwało. - Chciałam cię odwiedzić, ale pewna sytuacja mi to uniemożliwiła. - Dodała, nie wiedząc czy już wszyscy dowiedzieli się o jej problemach zdrowotnych, czy tym razem rodzina zachowała je dla siebie.

Estelle Slughorn
Estelle Slughorn
Zawód : alchemik w św. Mungu
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
better never means better for everyone. it always means worse for some.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4587-estelle-slughorn-budowa#98562 https://www.morsmordre.net/t4635-volare https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f291-westmorland-dworek-nad-zatoka https://www.morsmordre.net/t4632-estelle-slughorn
Re: Kora Dębu [odnośnik]29.10.17 22:40
Siłą jest walczyć o samego siebie, kiedy inni o ciebie walczyć nie chcą. Nie interesuje ich mój los, rodzina również spisała mnie poniekąd na straty. Dlatego nadeszła konieczność zbrojenia się wewnętrznie. Zdobywania wiedzy. Poszerzam nie tylko zakres informacji odnośnie alchemii, ale też astronomii. Kusi mnie również pogłębianie wiedzy (czy raczej napisania jej na nowo) z anatomii. Magia lecznicza też wbrew pozorom potrafi być inspirująca. Szczególnie w takim miejscu jak to - tętniącym życiem, chociaż osób jest w Korze Dębu niewielu. Chodzi mi bardziej o atmosferę oraz profil tej niesamowitej zielarni. Naprawdę aż chce się żyć, eksperymentować, badać czy po prostu upewniać się w swoich starych, sprawdzonych doświadczeniach. Nic dziwnego, że nawet pomimo mizernego wyglądu, jest we mnie pewna iskra. Świadcząca o tym, że chowam w tym ciele wiele energii, zapału i świeżego poglądu na niektóre sprawy. Bez obaw - nadal pozostaję sobą, ale wzrastają po prostu moje możliwości. Podobam się sam sobie; nieważne, że daleko (bardzo) mi do ideału. Ideały nie istnieją, umówmy się. Natomiast bezapelacyjnie brnę w dobrym kierunku.
Właśnie nachylam się nad kolejnym zielarskim specyfikiem. Wczytuję się uważnie w karteczkę wetkniętą w ziemię tuż przed nim kiedy dopada mnie znajomy, żeński głos. Prostuję się, obracam głowę. W spojrzeniu moim można dostrzec zdziwienie, powoli wpadające w relaks - swobodę, której zwykle mi brakowało.
- Witaj Estelle - witam się z kobietą, nawet jeśli ona sama się tym nie trudzi. Staję przodem do niej, całym ciałem - nie tylko twarzą skierowaną wprost na Slughornównę. Oglądam ją uważnie, chociaż krótko. Wzrok ucinam na wysokości jej oczu, w które wpatruję się dłużą chwilę. - Jakieś cztery dni temu - odpowiadam zgodnie z prawdą. Przypominam sobie nagle, że rzeczywiście miała mnie odwiedzić. Obiecała. Uznałem jednak, że ludzie mają to do siebie, że zawodzą. Nie oceniłem jej jeszcze w swoich myślach, chociaż nie da się ukryć, że było mi zwyczajnie przykro przez resztę dni pobytu w tamtym obskurnym miejscu. Następnym razem chyba zamówię uzdrowiciela prywatnie do Durham.
- Rozumiem - odpowiadam, gdyż chyba nie wypada pytać o co chodzi, skoro Estelle sama o tym nie mówi. - Co u ciebie? Ja właśnie szukam ciekawych ingrediencji do eliksirów. I zamierzam wziąć trochę syropu z kory dębu - dodaję, chcąc podtrzymać rozmowę. To aż niemożliwe, wręcz niesamowite. Ja, Burke, właśnie ucinam sobie pogawędkę. Anomalie zmieniły mnie nie do poznania!


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Kora Dębu [odnośnik]02.11.17 19:49
Odpowiedź Quentina uświadomiła jej, że rzeczywiście nie wiedział o tym, co zaszło, bądź wrodzona grzeczność i małomówność wyssana z mlekiem rodowym nie pozwalała nie pozwalała mu o to zapytać. A jednak zaskakuje ją to, że tym razem powiedział więcej, niż ona - była to całkiem miła odmiana, patrząc przez pryzmat ostatnich zdarzeń i fakt, że podczas ich spotkań to ona trajkotała jak najęta. Czyżby nastąpiła miała zmiana ról? A może te anomalie faktycznie tak dziwnie wpływały na otoczenie? Marszcząc czoło pod wpływem tak absurdalnych rozważań, przyglądnęła się mężczyźnie uważniej; ślady oparzeń goiły się i zdecydowanie wyglądał lepiej, niż tamtego dnia. W porównaniu z nią chyba nawet korzystniej; nie dziwota zresztą. W końcu nie jest pierwszą ani ostatnią szlachcianką o wątpliwym zdrowiu. Ale co poradzić? Przyczynia się do tego przecież sposób chowania panienek, z daleka od wyzwań dla organizmu, w zaduchu, pod czujnym okiem stada opiekunek. Mięśnie słabe lub była tak felernym przypadkiem.
- Wyszłam na kontrolowany spacer. - Gestem głowy wskazała za siebie, na skrzata, który niezbyt umiejętnie ukrywał się za regałem. - Możemy poszukać razem, rzadko tutaj bywam, więc nie do końca wiem, gdzie co jest. - Kłamiąc gładko, zerknęła na regał tuż obok. Od jej celu dzieliło ją co najmniej kilka metrów, ale teraz, w obliczu tak przyjemnego towarzystwa, nie zamierzała się śpieszyć.
- Jak się czujesz? Mam nadzieję, że samopoczucie dopisuje ci bardziej, niż ostatnio. - Martwiła się całkiem szczerze, bo widok Quentina w szpitalnym łóżku, w tak opłakanym stanie, spowodował, że później przez dwa dni nie mogła skupić się na innym, konstruktywnym zajęciu. Sam zresztą brzmiał wtedy tak, jakby sam dziwił się, że żyje - nie dociekała jednak powodów i okoliczności ciesząc się, że wyszedł z tego - względnie - cało. Ruszywszy przed siebie, zdążyła zapomnieć po co właściwie tutaj przyszła; niemiłe uczucie dezorientacji wymalowało się na jej bladej twarzy, choć jej towarzysz mógł go nie dostrzec.

Estelle Slughorn
Estelle Slughorn
Zawód : alchemik w św. Mungu
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
better never means better for everyone. it always means worse for some.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4587-estelle-slughorn-budowa#98562 https://www.morsmordre.net/t4635-volare https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f291-westmorland-dworek-nad-zatoka https://www.morsmordre.net/t4632-estelle-slughorn
Re: Kora Dębu [odnośnik]07.11.17 15:09
Nie należę do subtelnych osób, nawet dobre wychowanie jest u mnie trochę na bakier. Wszystko zganiam zatem na małomówność, która i tak trochę nie ma racji bytu - ostatnio mówię dużo. Chyba wręcz zbyt dużo. Jestem tego świadom, chociaż nie do końca mi to nie odpowiada. Trudno jest mi się do tego ustosunkować, kiedy w mojej głowie pojawia się setka innych myśli w tym samym czasie. Spotkanie z Estelle nosi znamiona przyjemnego - czuję się trochę, jakbym znalazł się w innej rzeczywistości. Spokojny dzień, natura wokół, urocze towarzystwo, czas. Płynący niespiesznie do przodu, rozleniwiający przeciągającymi się sekundami. Uśmiecham się w środku, do siebie - robi mi się ciepło na sercu. Na zewnątrz pozostaję niezmiennie neutralny, szary, chociaż nigdy nie miałem taki być. Pamiętam jeszcze jej słowa nim odjechała w siną dal; nie mam pojęcia dlaczego o niej myślę. Powracam trzeźwością umysłu do zdarzeń obecnych, do pogawędki, do oglądania zielonych, pachnących ziół. Zupełnie jakby anomalie ominęły to miejsce, zaś niewielka garstka czarodziejów uciekała do Kory Dębu nabrać dystansu. Świeżego, niezmąconego niczym powietrza - skrzętnie ignoruję ciemne niebo ponad naszymi głowami. Jest statycznie, tak, jak powinno być i czego od kilku miesięcy mi brakuje.
Kontrolowany spacer. Spoglądam za siebie dostrzegając kulącego się w sobie skrzata. Rzeczywiście, mocno kontrolowany. Nie jest to jednak żadna nowość, kobiety często chadzają albo z przyzwoitkami, albo ze skrzatami właśnie. Ignoruję jego istnienie obracając się do Slughornówny, zdecydowanie lepszego towarzystwa.
- Naprawdę? - dopytuję nie kryjąc zaskoczenia. - Nie sądziłem, że któryś alchemik nie zna tego miejsca. W takim razie chętnie cię oprowadzę - dodaję już spokojniej, w bardziej wyważonym tonie. Co prawda nie wiem wszystkiego, często zdarzają się tu przemeblowania, ale wierzę, że uda mi się w miarę sprawnie odnaleźć w tym przybytku.
- Dobrze - stwierdzam chyba nie mniej gładko kłamiąc. Nie zamierzam narzekać, chociaż niedaleko mi do marudnego, podstarzałego gnuśnika – przynajmniej mentalnie. - Oparzenia są już niemal całkowicie zagojone. Jeszcze tylko kilka dni nakładania pasty i będzie znacznie lepiej - dopowiadam. Nawet jeśli wątpię, żeby Estelle to szczególnie interesowało. - Jak ma się sprawa z napastnikami? - pytam, kiedy chodzimy przy grządkach. - Tam rośnie waleriana - pokazuję głową. - Gdzieś tu powinni mieć ciemiernik - mruczę trochę bardziej do siebie niż do towarzyszki.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Kora Dębu [odnośnik]14.11.17 23:33
W gruncie rzeczy zapomniała, że przecież pojawiała się tutaj bardzo często po ingrediencje do swoich eliksirów, jak i nierzadko z nadzieją, że natrafi na coś nowego, zjawiskowego i coś, co pomoże jej wreszcie wynaleźć złoty środek na choroby genetyczne. Ale im dłużej ponosiła porażkę na prywatnym polu alchemicznym i im więcej podstawowych eliksirów do zapasów szpitala robiła, tym bardziej czuła się sfrustrowana i bezradna. Nie miała za bardzo też kogo się poradzić, bo o swoim marzeniu, czy też po prostu planie, nie wiedział nikt. Nawet jej siostra, przed którą chyba nawet celowo unikała tego tematu; Evelyn zawsze była od niej lepsza w dźwiganiu rodzinnej tradycji, choć po takim czasie zdążyła do tego przywyknąć.
Maszerowała przed siebie, coraz bardziej mając wrażenie, że traci orientację i nić powiązania z rzeczywistością.
- Wyglądasz o wiele lepiej, a ślady są już prawie niezauważalne. Przyznam szczerze, że wątpiłam w tak szybką rekonwalescencję, kiedy cię zobaczyłam tamtego dnia. - Widok Quentina po wypadku nie należał do najprzyjemniejszych i nawet ona, znająca się dość dobrze na tych przeklętych maściach na oparzenia, które dodatkowo stosowała zaledwie miesiąc wcześniej sama na sobie, powątpiewała, że zielona maź okaże się skuteczna. Zatrzymała się w miejscu, zwracając się przez ramię w kierunku swojego towarzysza.
- Wbrew pozorom naprawdę się o ciebie martwiłam. - Dodała, jakby odczytała jego myśli, przy okazji nawiązując do przeprosin, którymi go przywitała. Obiecała, że przyjdzie a zostawiła go samego w czterech ścianach ponurej placówki szpitala - wciąż miała wyrzuty sumienia. Uśmiechając się lekko, powróciła do spaceru i oglądania roślin. Ach, waleriana! Czy nie po to przyszła? Już była gotów odwrócić się i przywołać skrzata, gdy uznała, że nie powinna zadręczać kolejnej osoby swoją dziwną przypadłością.
- Została zamieciona pod dywan. Zresztą, w obliczu ostatnich wydarzeń nie ma nawet czasu, by się nią zająć. Mam wrażenie, że szpital zaangażował wszystkich alchemików do pomocy. Dawno nie było takiego obłożenia, a rąk do pomocy wciąż brakuje. Tak samo rozwiązania anomalii. - Westchnęła, marszcząc czoło, bynajmniej nie w wyraźnie konsternacji. Przystanęła nagle, łapiąc się za głowę, nim jednak zdążyła przytrzymać się czegokolwiek, zemdlała.

Estelle Slughorn
Estelle Slughorn
Zawód : alchemik w św. Mungu
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
better never means better for everyone. it always means worse for some.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4587-estelle-slughorn-budowa#98562 https://www.morsmordre.net/t4635-volare https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f291-westmorland-dworek-nad-zatoka https://www.morsmordre.net/t4632-estelle-slughorn
Re: Kora Dębu [odnośnik]22.11.17 14:56
Nie zdaję sobie sprawy z zaników pamięci Estelle. Widzę, że coś jej dolega, jest słabowita - prawdopodobnie chora, ale nie wiem nic więcej. Trochę się martwię dostrzegając z rzadka pojawiające się zagubienie oraz płochliwość. Nic natomiast nie mówię, nie wypada. Czasem zdarza mi się zachować trzeźwość umysłu oraz rozsądek, co ostatecznie ociera się o dobre wychowanie. Szczególnie wyraźnie widać to na przykładzie osób, których lubię, a których z kolei nie jest zbyt wiele. Jestem specyficznym człowiekiem, nic na to nie poradzę. I tak już się zmieniam, powoli, ale sukcesywnie. Nawet sam te zmiany zauważam, ciekawe, czy inni też? Oby się tylko nie okazało, że wprowadzam ich w zakłopotanie oraz niedowierzanie. Krocząca obok Slughornówna albo udaje, że tego nie widzi i nie słyszy, albo skrzętnie maskuje swoje emocje. Nie zamierzam o nie wypytywać, dobrze jest tak, jak jest. W spokojnym otoczeniu nasączonym zapachem ziół.
Unoszę brwi słysząc, że mój stan prezentował się tamtego wieczoru aż tak źle. Cóż, nie spodziewałem się niczego innego, ale śmiałość z jaką kobieta wypowiada te słowa na krótką chwilę mnie peszą. Kaszlę krótko do ściśniętej pięści, co przypomina odchrząknięcie. Zaraz oglądam sobie rosnące nieopodal ciemierniki. Nareszcie je znajduję.
- Cieszę się - kwituję jej wypowiedź, dość niemrawo. Nie wiem co mogę w tej sytuacji powiedzieć. Zwłaszcza, że nie mogę jej się odwdzięczyć tożsamym stwierdzeniem. Estelle wygląda chyba najgorzej ze wszystkich dotychczasowych razów kiedy ją widziałem. W porę gryzę się w język, żeby tego przypadkiem nie wygadać na głos. To byłaby katastrofa.
Idziemy potem dalej, przynajmniej do momentu gwałtownego zatrzymania mej towarzyszki. Staję również i ja, wpatrując się w nią ze zdziwieniem. Och. Gdyby nie moja naturalna bladość, zapewne na policzkach rozkwitłyby dorodne rumieńce. Biorę głęboki wdech udając, że słowa Estelle nie robią na mnie żadnego wrażenia.
- Miło mi to słyszeć - odpowiadam, lekko rozedrganym głosem. Kieruję się wprost na dział z miętą, ponoć mają jedną z lepszych, przynajmniej używanych do warzenia eliksirów. Nie muszę mówić, że też się o nią martwię, rozbrzmiewa to w następnym moim pytaniu. Odczuwam frustrację słysząc, że nikogo nie interesuje los arystokratek bestialsko napadniętych w miejscu, gdzie powinny czuć się bezpiecznie. - To jeszcze nie powód, żeby zaniedbywać sprawy porządnych obywateli - komentuję ze złością. Lewie się orientuję, że coś się nie tak dzieje ze Slughornówną. W ostatniej chwili zatrzymuję się, żeby złapać bezwładne ciało szlachcianki. Niestety nie jestem zbyt silny, szczególnie po chorobie - dlatego pozostaje mi jedynie delikatnie ułożyć ją na ziemi. Zaraz doskakuje do nas skrzat oraz dwóch innych czarodziejów błąkających się po wnętrzu zielarni. - Wezwijcie ratowników - mówię do nich, bo przecież ja jej nie pomogę, nie znam się na leczeniu.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Kora Dębu [odnośnik]26.11.17 18:54
Ocknęła się niewiele później, zdezorientowana jak nigdy - czyżby znowu to samo? W ostatnim czasie zaniki pamięci, omdlenia i ogólne osłabienie organizmu, połączone z całkowitą dezorientacją, pojawiało się coraz częściej, ale równie dobrze to maskowała. Na szczęście wiele z tych sytuacji miało miejsce w domu, a więc w jej komnacie, do której tylko czasami ktoś przychodził. Nie mówiła o tym ani siostrze ani tym bardziej rodzicom, bo uznawała, że mieli o wiele więcej swoich problemów na głowie, niż zajmowanie się chorym, słabym ogniwem rodziny. Brała leki - choć chyba się na nie już uodporniła - i zbierała siły, by wrócić do pracy, by poradzić na te dziwne symptomy sama, ale dzisiejszy spacer do kory dębu był chyba dwoma krokami wstecz, niż do przodu. Zdziwiła się, że leży na brudnej ziemi, a to z kolei wywołało na jej twarzy ogromne obrzydzenie - była przyzwyczajona do sterylnych warunków, niźli zakurzonej ziemi, deptanej przez kilkanaście par stóp dziennie - a zbiorowisko ludzi nad nią przywołało dawno zapomniane uczucie irytacji. Z pomocą jednego z mężczyzn podniosła się i otrzepała ubranie, wzrokiem odszukując przerażonego skrzata - ale chyba wbrew oczekiwaniom innym nie okrzyczała go, a posłała co najwyżej wymowne spojrzenie.
- Doprawdy, nie rozumiem co to za zbiorowisko. Nie mają państwo lepszych zajęć? - Wyprostowała się dumnie, zgarniając z twarzy zmierzwione włosy, a wreszcie raczyła zerknąć i na Quentina. - Teraz już wiesz, czemu wtedy cię nie odwiedziłam. - Nie miała zamiaru mu się tłumaczyć, a przynajmniej nie w tym miejscu wśród gapiów i gumowych uszu. Poczekała, aż skrzat zdobędzie potrzebne do eliksirów składniki, by następnie ruchem podbródka wskazać lordowi Burke kolejną alejkę.
- Tam, a potem w prawo. Nie trudno przeoczyć. - Poinstruowała go, gdzie szukać syropu, potem pożegnała się i wraz ze swoją skrzacią przyzwoitką udała się do posiadłości.
Po drodze zdążyła zakazać skrzatowi mówienia o tej sytuacji komukolwiek, choć nie sądziła, że posłucha. Lub, że uda jej się uniknąć rozmowy na ten temat - zbyt wiele osób ją widziało.

zt

Estelle Slughorn
Estelle Slughorn
Zawód : alchemik w św. Mungu
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
better never means better for everyone. it always means worse for some.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4587-estelle-slughorn-budowa#98562 https://www.morsmordre.net/t4635-volare https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f291-westmorland-dworek-nad-zatoka https://www.morsmordre.net/t4632-estelle-slughorn
Re: Kora Dębu [odnośnik]17.12.17 17:58
Może rzeczywiście nie zachowuję się niczym książę na białym rumaku lub przynajmniej jak na gentlemana przystało - nie jestem nim. Tak naprawdę to nawet nie potrafiłbym utrzymać jej w swoich wątłych ramionach, chociaż też prawda, że nie próbowałem. Układam ją starannie, żeby ewentualnie wykonywać polecenia, jakie wyda mi ktoś bardziej doświadczony w sztuce uzdrowicielstwa. Nie wiedziałbym nawet jak dawkować wytworzone we własnym kociołku eliksiry i to jest naprawdę przykre. Ta sytuacja uświadamia mi, że powinienem czym prędzej rozpocząć naukę.
Martwię się, kiedy tak leży nieprzytomna, kiedy inni nie mogą nawet wezwać ratowników, gdyż magia jest niezmiennie zakłócona. Trzymam zatem jej głowę, modlę się o to, żeby nic jej się nie stało. Moment otwarcia oczy przez Estelle uznaję wręcz za niesamowitą ulgę, podczas której ciężki kamień opada z serca. Przynajmniej dopóki nie dostrzegam jej rozgniewanego spojrzenia. Nie powinna się podnosić, nawet ciągnę ją za ramię w dół, usiłując coś powiedzieć, ale na nic się to zdaje - kobieta wstaje szybciej niżbym zdążył otworzyć usta. Wzdycham więc rozczarowany, zawiedziony samym sobą. Pomógłbym otrzepać drogą suknię z naleciałości ziemi gdyby nie ostre słowa skierowane do równie zmartwionego tłumu. Prostuję się tak jak ona, rzucając zdezorientowane spojrzenia zbiorowiska przypadkowych czarodziejów, którzy zaraz się posłusznie rozchodzą, coś szepcząc między sobą. Robi mi się gorąco, więc luzuję guzik zapięty tuż pod szyją.
- Co się dzieje, Estelle? - pytam jej, gdyż nie rozumiem. Co jej dolega? Nie przypominam sobie, żeby śmiertelna bladość dawała właśnie takie objawy. A może jednak? Dawno nie odświeżałem sobie pamięci na temat innych chorób genetycznych niż trauma krwi, dlatego może mi się to wszystko pomylić, a przynajmniej tak uważam.
Niestety odpowiedź nie nadchodzi, zaś pełne niezręczności oczekiwanie w ciszy uwiera mnie wyjątkowo mocno. Nieco nieprzytomnie obserwuję poczynania skrzata, co jakiś czas wracając do zdenerwowanej twarzy Slughornówny. Minuty zaczynają się niezwykle dłużyć, mam wrażenie, że stoję tak jak idiota już przeszło kilka godzin.
Oczekiwane słowa padające z ust szlachcianki dziwią mnie i smucą jednocześnie. Kiwam jej głową na pożegnanie, co może być także gestem podziękowania. Nabieram powietrza w płuca oraz zmierzam wykupić upragniony syrop, następnie pełen poczucia winy wracam do Durham.

zt.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Kora Dębu [odnośnik]23.04.19 21:52
15 listopada
Wczorajszy wieczór spędzony w operze utwierdził szlachciankę w przekonaniu, że potrzebowała krótkiego odpoczynku i ciszy, i wyjście do sklepu z ingrediencjami odwlekane już od jakiegoś czasu nagle stało się priorytetem. Jednak i w drodze tutaj nie była w stanie odsunąć od siebie zawziętych rozmyślań o ludziach, których wczoraj spotkała na swojej drodze. Zauważyła, że tę stałą publiczność operową łączyła specyficzna zażyłość i poufałość, za którą wcale nie przepadała, a wśród nich na próżno było szukać nowej twarzy. Jakże dziwnie mieszane było to towarzystwo, obfitujące w różne talenty, ale i zrażone zepsuciem o minach niemal identycznych przez cały występ; rozgorączkowanych i znużonych. Chociaż nie przywykła do oceniania ludzi w jednakowy sposób, czasami zapominała, że byli wśród nich jeszcze tacy, którzy nie udzielali się na szlacheckich uroczystościach prawie wcale. Nie kryła zdumienia, gdy na zakręcie pomiędzy alejkami wpadła prosto na przedstawiciela jednego z takich rodów, ale zdumienie jedynie wzrosło, kiedy zauważyła z kim miała przyjemność się spotkać. Nie pamiętała, kiedy widziała Doriana po raz ostatni; nie pamiętała, żeby którykolwiek z przedstawicieli ów znamienitego rodu pojawił się na festiwalu lata. Czyżby zadecydował się wyjść ze swojej kryjówki wraz ze zmianą pogody?
Lordzie Avery – przywitała się z subtelnym uśmiechem, w myślach jednak szukała kulturalnego sposobu do odwrotu. Nieszczególnie pozytywne nastawienie zarówno jej rodu, jak i rodu niewiele starszego szlachcica do siebie wzajemnie nie sprzyjało rozmowom a z szacunku do cennego czasu, wolała uniknąć wymuszonych uprzejmości. Zresztą, o czym miała z nim rozmawiać skoro nawet temat o pogodzie dali radę bez problemu pozbawić neutralności? Znając Doriana nieco lepiej z uważnych obserwacji niźli rozmów, które na ogół przypominały podszyte złośliwością przekomarzanie, Hortense już dawno uznała charakter chłopaka za tak nieprzystępny, że nieszczęściem by było, gdyby spróbowano zaaranżować jego zaręczyny. Dla tej biedulki, rzecz jasna, która mogłaby nie wytrzymać z tym ciężarem psychicznie.
Mam nadzieję, że zdrowie dopisuje mimo niesprzyjającej pogody – dodała, gdy sparaliżowane ośrodki decyzyjne odebrały jej swobodę ruchu, zaś myśli automatycznie podążyły w stronę tej nieszczęsnej ulewy szalejącej na zewnątrz. Zbyt długo zresztą spoglądała w jego piwne tęczówki, dopiero po chwili zauważając, że jeden z mokrych pantofelków stał na czymś dziwnie nierównym. Zerknęła więc w dół i kiedy tylko zorientowała się, że tym czymś była stopa Doriana, nie przeprosiła. Zamiast tego cofnęła się i zwróciła doń bokiem, spojrzenie przenosząc na półkę z ziołami; podejrzewała, że mógł nie poczuć jej ciężaru skoro na co dzień przemieszczała się z lekkością motyla.
Poszukuje lord czegoś konkretnego? – spytała następnie z niewymuszoną życzliwością. Pomóc w poszukiwaniach mogła, gdy sama wiedziała doskonale, czego potrzebuje i gdzie tego miała szukać. Posiadała na szczęście podstawową wiedzę o właściwościach poszczególnych ziół, dlatego nieobecność zagubionej wśród roślin służki tym razem jej nie doskwierała.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Kora Dębu [odnośnik]09.05.19 1:25
Nie przeszkadzała mu ulewa. W burzy widział też swoistego sprzymierzeńca. Smagający policzki wiatr i osiadająca na włosach wilgoć w niecodzienny sposób przypominała mu, że żyje. Jak podczas nocnego lotu, gdy rozkładał skrzydła, przecinając tańczące w rodowych lasach, cienie. ten sam impuls wypchnął go na zewnątrz kierując w niebagatelne, jak na własne standardy, miejsce. Chociaż przyczyna była całkowicie prozaiczna. Był ignorantem w kwestii zielarstwa, ale to jedno wiedział - potrzebował kilku ingrediencji, których sam nie potrafił zdobyć. Nie widział w tym większej porażki. Wciąż uczył się na własnych słabościach. gdzie szukać prawdziwej siły. W większości, obserwował, poddając źrenice próbie wyswobodzenia z otoczenia prawdy. A ta lubiła umykać mało spostrzegawczym spojrzeniom.
Prawdopodobnie, to nabyta, jastrzębia natura przeniknęła jego własną. Nie raz zachowywał się jak polujący, dziki ptak, szukający najbardziej sprzyjającej zdobyczy. Chociaż miano to, potrafił nadać nie tylko swoim ofiarom. Przewrotnie. W końcu był łowcą.
Nie kłopotał się ściągnięciem kaptura długiego płaszcza, gdy przekroczył próg zielarni. Nie bez powodu wybrał, akurat to miejsce, ulokowane pomiędzy rozłożystymi dębami. Skojarzenie było nieodzowne, a gęste krople, które zatrzymywały się na ciemniejących gałęziach i opadały na jego twarz, wcale nie drażniły, uwalniając nawet namiastkę uśmiechu. Ten jednak zniknął, gdy znalazł się w pomieszczeniu, wypełnionym wysokimi półkami i zapachem ziół. Dorian wstrzymał kroki, uderzając mocniej obcasem długiego, jeździeckiego buta. Dostrzegł zarys sylwetek, poruszających się między wąskimi przejściami, o dziwo, więcej niż się spodziewał przy takiej pogodzie. I nie pomylił się uważając, że większość tylko chroniła się przed zacinającym silnie deszczem.
Nie zaszczycił skinieniem właścicieli sklepu. Zdążyli już kilkukrotnie poznać chłodną dozę uprzejmości, jaką darzył otoczenie. Wiedział czego potrzebuje i gdzie znajduje się cel, dlatego nie godził się na zadawanie pytań. W milczeniu minął jedną z alejek, by zatrzymać się przy jednej z wyższych, składujących te bardziej cenne i mniej spotykane ingrediencje. Nim sięgnął do góry, wysuwając obleczona w czarną rękawicę dłoń, na jego drodze znalazła się jedna z bardziej kruchych istot, jakie znał - kobieta. Rozpoznał ją właściwie bez namysłu, bo pierwszym, co dotarło jego zmysłów, był ulotny zapach jaśminu - Lady Fawley - spojrzał z góry na blade lica i spojrzenie o intensywności morskiej toni. Nie miał w zwyczaju wycofywać wzroku, który raz zatrzymał się na oczach rozmówcy. I tym razem nie odwrócił się, pozwalając na gentlemeńskie skinienie głową. Nie dodając, ani uśmiechu, ani słowa więcej, osłaniając się nienaganna manierą chłodnego dystansu serwowana wrogim rodom. I chociaż czasy diametralnie się zmieniały, wieloletnia tradycja utrzymywała w ryzach inne doznania.
Dziwna była z lady istota. W tych kilku momentach, których przyszło im się spotkać, przypominała mu bardziej zwinnego kolibra, chociaż porównanie nosiło znamiona symbolicznego spostrzeżenia, jakim obdarzał otoczenie - Jak widać, nie mogę narzekać - odezwał się ponownie, lakonicznie, odwracając się profilem do kobiety. Nie widział niezręczności prowadzonej konwersacji - jeśli takim mianem można byłoby ich wymianę słów nazwać. Nie próbował wdawać się w żadne dyskusje, uprzejmie oddając należność arystokratycznym powinnościom. Wolał ucinać głębsze naleciałości rozmów, ale kobiety, miały niezwykła zdolność przeciągania zdań, odnajdując w nich co najmniej powód do zadania następnego pytania.
O tym, że drobny pantofelek, znajdował się na jego własnym, zarejestrował, dopatrując się początkowo kobiecej niezdarności. Sposób jednak, w jaki umknęła, przeczył pierwszym spostrzeżeniom. Wiedział, czym zajmowała się młodziutka lady - Znalazłem poszukiwany konkret - w końcu wysunął dłoń do góry, odnajdując właściwą półkę i fiolki, ze znajdującym się weń płynem. Tymczasem kaptur płaszcza zsunął się z głowy, odsłaniając czerń wilgotnych włosów. Przekręcił w palcach dwie zdobycze i dopiero wtedy spojrzał na dziewczynę. Kultura wymagała - nawet przy jego dzikich aberracjach - by zainteresować się wymuszoną obecnością - Mogę w czymś pomóc, lady? - wewnętrzne, bardziej dzikie "ja" wiło się i popychało Doriana w stronę wyjścia. Męczyły go wymuszone konwenanse, ale, nigdy nie popełniłby uszczerbku na szlacheckiej dumie i powinności. Mierzył się z większymi niebezpieczeństwami.
Dorian Avery
Dorian Avery
Zawód : Łowca magicznych stworzeń
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
And he'll brace for battle in the night
He'll fight because he knows he cannot hide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6775-dorian-avery#200339 https://www.morsmordre.net/t7352-anskari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t7353-skrytka-bankowa-1704#200792 https://www.morsmordre.net/t7351-dorian-avery#200786
Re: Kora Dębu [odnośnik]09.05.19 19:50
Wzmianka o zdrowiu, która w pierwotnym założeniu miała pozostać pustym, grzecznościowym frazesem, okazała się dlań impulsem do działania, kiedy dostrzegła kątem oka zmoczone włosy Doriana. I choć na początku rzeczywiście chciała uciec, szybko zmieniła zdanie, podejmując kolejną z wielu prób nawiązania konwersacji, przełamania lodów czy nawiązania niewielkiej nici porozumienia, o którą się starała zawsze, z każdym.
Przemokłeś – stwierdziła oczywistość, sięgając po liście gryfoni – odporność nawet niezwykle postawnego mężczyzny ma swoją granicę, herbata rozgrzewająca powinna pomóc – poradziła i korzystając z przydatnej podzielności uwagi, w myślach odszukiwała jednocześnie składniki wchodzące w skład mieszanki antydepresyjnej. Chociaż powątpiewała, by nocne mary Cressidy i równie niespokojne myśli za dnia były czymś poważnym i wymagającym leczenia pod okiem specjalisty, wolała w mieć w pogotowiu coś silniejszego poza zwykłą walerianą, bo nawet jeśli nie była zwolennikiem używania mocnych medykamentów, ostatecznie doraźnie działanie mogło okazać się jedyną metodą na uspokojenie młodej matki.
Właściwie – zaczęła, zrobiła krótką pauzę i zwracając się ponownie przodem do chłopaka odnalazła jego spojrzenie pośród poprzyklejanych do twarzy ciemnych kosmyków i wachlarza równie ciemnych rzęs okalających oczy – właściwie tak, może mi lord pomóc – uśmiechnęła się, lecz ów uśmiech był mieszanką niewielkiej złośliwości i rozbawienia, kiedy wiedziała, że żaden lord Avery nie był zwolennikiem krótkich rozmów a z grzeczności nie mógł odmówić. Nawet jeśli sama również nie chciała marnować czasu, okazja na niewinne znęcanie się nad Dorianem napatoczyła się sama. Przeciągała ich obecność w tym miejscu celowo, bo rzadko kiedy działała spontanicznie, bez ustalonego z wyprzedzeniem planu. A kiedy już trafiała się taka szansa, musiała ją wykorzystać; w gruncie rzeczy wcale nie śpieszyła się z powrotem do domu, w którym odkąd spędzała zdecydowanie za dużo czasu bez problemu potrafiła wymienić każdą pojedynczą rysę na ścianie, suficie czy meblach pokonując wydeptane ścieżki na okrągło. – Potrzebuję jeszcze kilku składników, niestety jednak natura poskąpiła mi wzrostu – pozbawiona kompleksów i dostrzegająca swoje drobne wady Fawleyówna nie miała problemu z wypowiedzeniem podobnych słów na głos – dlatego jeśli to nie problem – z pewnością – to będę wdzięczna za uchronienie ingrediencji przed zniszczeniem – skrzyżowała ręce za plecami i odczekując ledwie chwilę, zrobiła zgrabny obrót na pięcie, ruszając w stronę następnych alejek. Nie pozostało ich już wiele; znajdowali się bowiem mniej więcej w połowie sklepu o czym świadczyła panująca wokół cisza. – Gdzie się lord podziewał przez ostatnie miesiące? – spytała dla podtrzymania rozmowy, ale i ze zwykłej ciekawości, zauważając nagłe zniknięcie Doriana. O ile na początku wychodziła z założenia, że pewnie pochłonęły go okoliczne lasy, przeciągająca się nieobecność chłopaka wydała się jej dziwna, nawet jak na jego specyficzne usposobienie. Paradoksalnie to, że nigdy nie robił wokół siebie zamieszania, nie uświetniał uroczystości przemowami i trzymał się na uboczu zwróciło uwagę Hortense i sprawiło, że dostrzegła jego brak.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Kora Dębu [odnośnik]15.05.19 0:35
To zapach był u Doriana najbardziej wyczulonym zmysłem. Nawet, jeśli pierwotnie, to wzrok wyłapywał z otoczenia więcej, niż przeciętny czarodziej. A w pomieszczeniu wypełnionym tak liczną mieszanką woni, trudno było skupić się na jednym. Jeden jednak, ten z nuta jaśminu uparł się, by krążyć wokół arystokraty wraz z drobną sylwetka kobiety, która uparcie przedłużała rozmowę. Lakoniczne odpowiedzi bynajmniej nie odstraszały, a lady Fawley wyciągnęła z jego słów kolejny preteksty do zatrzymywania jego kroków z dala od wyjścia. Był cierpliwy, nawet bardzo - wymagała tego nawet pełniona przez niego profesja, ale czuł, że niedługo mógł zacząć odsłaniać bardziej nieokrzesane fragmenty osobowości.
- Zdarza się - zaczął nieco chłodniej niż zamierzał, ale zreflektował się, by przerwać myśl, która cisnęła mu się na usta - Dziękuję lady za troskę, ale poradzę bez podobnych wywarów - wymusiła na głosie pewną miękkość, minimalizując chmurną aurę, która przeciskała się nawet przez patrzące bystro spojrzenie. Jeśli już miał rozgrzewać ciało czymś płynnym, to widział w tym dobrej jakości ognistą.
Mimowolnie uniósł jedną dłoń do policzka, ścierając ze skroni kilka, wilgotnych kosmków. Był nawykły do niesprzyjających warunków - hartowały nie tylko ciało, ale i ducha, odnajdując szczególnie w leśnych ostępach, swoisty spokój. I nie wierzył, by kobieta pokroju Hortense zrozumiała kierujące nim upodobania. Należała do innego świata - dla Doriana mało zrozumiałego, chociaż akceptowalnego, jako część szlacheckiej tradycji.
Wyprostował się, gdy na względnie retoryczna propozycję, otrzymał odpowiedź. Wsunął dwie fiolki do kieszeni, mrużąc przy tym piwne oczy, zupełnie jak drapieżnik, któremu zniknęła z oczu, uprzednio przygotowana ścieżka polowania. W oku błysnęła iskra i zgasła, nie odnajdując ujścia. Nie mógł się wycofać z raz wysuniętej wypowiedzi - Słucham - zrobił pauzę, podobną do tej, jaką zaprezentowała szlachcianka. Skupił wzrok na odwróconym licu, oczekując zadania, jakiego miał się podjąć, by w końcu zaspokoić wymyślone pragnienie lady. Być może nie był wytrawnym kłamcą, ale nie pozwolił sobie na grymas niezadowolenia. Wyciszanie tych bardziej wyrazistych emocji, było w końcu podstawą jego wychowania i przeżycia w rodowych murach Ludlow.
Oczywiście, że prośba nie była problem. Względnie, niesprzyjająca jego własnym planom niedogodnością, ale i tej nie mógł odmówić. Jeszcze - Proszę mi tylko wskazać, o jakie ingrediencje chodzi - nie bawiły go słowne lawiracje, nie odnajdował się słownych bataliach na argumenty, dlatego, jeśli była taka możliwość, wolał przechodzić do działania.
Odczekał dokładnie trzy, drobne, kobiece stąpnięcia, nim sam ruszył z miejsca. Echo jego własnych kroków rozeszło się przez wąski korytarz. Zachowywał dystans, wystarczający jednak, by usłyszeć padające pytanie. Ciekawska istota - W pracy. Poza granicami Anglii - nie przeciągał odpowiedzi, ale silił się na uprzejmość. Cisnęły mu się słowa o powód zainteresowania jego absencją, ale w porę zatrzymał język. Wystarczyło odrobinę opuścić gardę czujności, a wpadłby w kolejną pętlę konwersacyjną. W tym wypadku, zainteresowanie i pytania, równały się z nieostrożnością.
Dorian Avery
Dorian Avery
Zawód : Łowca magicznych stworzeń
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
And he'll brace for battle in the night
He'll fight because he knows he cannot hide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6775-dorian-avery#200339 https://www.morsmordre.net/t7352-anskari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t7353-skrytka-bankowa-1704#200792 https://www.morsmordre.net/t7351-dorian-avery#200786
Re: Kora Dębu [odnośnik]22.05.19 12:07
Nie bez powodu twierdzono, że i sztukę rozprawiania na dowolny temat opanowała do perfekcji. Miała swoje zdanie na prawie każdy temat, jednak wiedziała też kiedy, komu i w jaki sposób może je ujawnić; znała granicę, poznawała ją od najmłodszych lat, gdy przygotowywana do życia wśród znamienitych szlacheckich osobistości obserwowała, słuchała i zapamiętywała co było przychylniej traktowane, co zaś nie. Tylko rozmowy o niczym ją męczyły, chociaż jak na godną dziedziczkę rodu przystało, nie okazywała znudzenia – a niewielkie gremium, któremu już udało się doprowadzić ją na skraj, omijała szerokim łukiem. W przypadku Doriana sprawy miały się nieco inaczej; mogła odejść i nie prosić go o przysługę, mogła też na siłę szukać kolejnych punktów zaczepienia w rozmowie, której nie chciał prowadzić, zbywając ją zdawkowymi odpowiedziami. Widziała to, a jednak za mały cel postawiła sobie poznanie tego człowieka, który swoim nieprzystępnym charakterem ją interesował i sprawiał, że wyróżniał się na tle pozostałych arystokratów. Naturalnie, w oficjalnej wersji, nie zamierzała się do tego przyznawać, odrzucając ów myśl od siebie; teraz wolała twierdzić, że po prostu zrobi mu na złość. Ale nie wiedziała jak się do tego zabrać. Wytworzona wokół Averego otoczka była na tyle gruba, że potrzebowała czasu na odnalezienie w niej rys drążących drogę. I z jednej strony cieszyła się, zauważając, że wyrobiona opinia na jego temat była zgodna z rzeczywistością; z drugiej z kolei podziwiała, bo niektórzy otaczali się murem jedynie na pokaz.
Pragnienie lady nie było ani wymyślne ani wymyślone na poczekaniu, bo rzeczywiście część ingrediencji znajdowała się poza jej zasięgiem i skoro nadarzyła się okazja do ich oszczędzenia, postanowiła z niej skorzystać. Nie sądziła jednak, że jej obecność była dla lorda aż tak nieprzychylna. W gruncie rzeczy pozostawiała pomiędzy nimi dystans, który skracała bardzo powolnie i niegwałtownie, nie narzucała mu się i lawirowała między neutralnymi tematami. Ale kiedy tylko uzyskała kolejną zdawkową odpowiedź, westchnęła cicho, zauważając mimochodem pełną rezerwy postawę. Widać rzeczywiście nie bez powodu przypisywano temu rodowi łatkę osób, u których o zaciekawienie było ciężko. Nie rozumiała z czego to wynika; czy może oni sami nie mieli nic, czym zainteresowaliby drugą osobę? Gryząc się w język przed wypuszczeniem szarżujących myśli, skręciła w kolejną alejkę i poczekała na Doriana.
Widać niezwykle interesującą ma lord pracę – wzruszyła ramionami, nie dopytując o szczegóły – i szczęśliwie dla lorda, udało się uniknąć nieprzyjemnych wydarzeń, które miały miejsce podczas tej nieobecności – ostrożnie zmieniła front, z jego osoby na temat jakże rozchwytywany w każdym gronie, choć podejrzewała, że i tutaj nie zamierzał wdawać się w dyskusję. Później wzrokiem odszukała pożądaną ingrediencję.
Tam u góry – wskazała mimowolnie podbródkiem – fiolka z ropą – w kontakcie z żółto–zieloną cieczą wolała pozostawać ostrożna, tym bardziej z jej potencjalnym upadkiem i zetknięciem ze skórą. Na szczęście jej rolą pozostawało dostarczenie ingrediencji do odpowiedniej osoby, swój kontakt ograniczając jedynie do wyboru składników. W międzyczasie odnalazła mieszankę ziół wykazujących relaksacyjne właściwości.
Gość
Anonymous
Gość

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Kora Dębu
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach