Wydarzenia


Ekipa forum
Victoria Parkinson
AutorWiadomość
Victoria Parkinson [odnośnik]18.07.16 15:24

Lady Victoria Elizabeth Catherine Parkinson

Data urodzenia: 24 maja 1936 r.
Nazwisko matki: Malfoy
Miejsce zamieszkania: Posiadłość w Cotswolds Hills
Czystość krwi: Czysta Szlachetna
Status majątkowy: Bogata
Zawód: Tworzę własne perfumy i współpracuje z domem mody Parkinson. Dobrze radzę sobie także z warzeniem zwykłych eliksirów i w razie potrzeby mogę takowe zrobić.
Wzrost: 165cm
Waga: 50kg
Kolor włosów: Blond
Kolor oczu: Niebieski
Znaki szczególne: Zawsze roztacza się wokół mnie kwiatowy, aczkolwiek dosyć delikatny zapach. Moją szyję często zdobią perły, a na palcu noszę pierścionek z zielonym szmaragdem, podarowany mi przez matkę w dniu pierwszego debiutu na sabacie. Na ważniejsze okazje zawsze staram się ubierać szmaragdowe suknie.



Zapach starego drewna zawsze kojarzył mi się z rodzinnym domem. Wymieszany z nutą jaśminową sprawiał, że czułam się bezpiecznie, z dala od karcącego wzroku mego ojca.

Jestem młodą, dwudziestoletnią kobietą. Lady Parkinson, a przynajmniej przez jeszcze kilka miesięcy. Córka lorda Alexandra Parkinsona i jego żony – Elizabeth z domu Malfoy. Najstarsza z rodzeństwa, siostra dwuletniego Oliviera i trzech zmarłych wcześniej chłopców, w tym mojego kochanego Aarona.


Jestem w swojej komnacie, odpoczywam. Korzystam z chwili spokoju i samotności, dzięki czemu mam okazję opowiedzieć ci, mój drogi pamiętniku, o swoim życiu i przemyśleć kilka kwestii. Dlaczego teraz? Dotarły mnie słuchy, że mój szanowny ojciec poszukuje dla mnie małżonka, a ja nie mam specjalnie komu opowiedzieć o swoich obawach. Przecież zamążpójście jest integralną częścią wejścia w dorosłe życie, a, według wielu czarodziejów, mój ojciec i tak długo zwlekał z wydaniem mnie za innego mężczyznę i powinnam się cieszyć, że w końcu ten moment nadejdzie. Dlatego oficjalnie powinnam być z tego powodu szczęśliwa. Ale czy naprawdę jestem? Nie ma mego Aarona, któremu mogłabym opowiedzieć o swoich obawach, w którego silnych ramionach mogłabym się schować, czerpiąc z jego energii trochę sił. Jesteś pamiętnikiem, którego od niego dostałam na dziewiąte urodziny, wyobrażam sobie, że w tych starych, zżółkniętych już kartkach, jest cząstka jego duszy. Więc jeśli przeleję swoje słowa na papier, powinny one do niego dotrzeć, prawda?


Nie pamiętam, czy kiedykolwiek doznałam, choć odrobinę miłości ze strony swojego ojca. Odkąd pamiętam, nigdy nie był mną zainteresowany. Chociaż nie, był. Interesowało go to, czy pilnie uczę się podczas zajęć z nauczycielami i jakie postępy wykonuje przy nauce tańca. Nigdy nie był dla mnie miły, zawsze bił od niego chłód i szorstkość. Wiele razy pytałam guwernantki, dlaczego mój ojciec tak bardzo mnie nienawidzi. One wtedy opowiadały mi, jak to moja matka została związana z moim ojcem. Podobno bardzo długo starali się o pierwsze dziecko, tak długo, że aż zaczęły krążyć plotki o tym, że szykuje się rozwód, ponieważ ród Malfoy’ów oddał córkę, która nie może mieć dzieci, o niczym nie wspominając. W samą porę okazało się jednak, że jest w ciąży. Urodziła chłopca, który zmarł przy porodzie. Rok później taki sam los czekał jego brata. Trzeci urodził się Aaron, któremu po przeżyciu tygodnia zaczęto wróżyć sukces. Zdrowie miał jednak wątłe, dorastał pod opieką magomedyków i gdy miał już lat pięć, świat obiegła kolejna wspaniała nowina. Lady Elizabeth była znowu brzemienna. Na świat miał przyjść kolejny chłopiec, zabezpieczenie, gdyby Aaronowi jednak się nie udało. Jednak zamiast chłopca urodziła się dziewczynka. Zamiast Victora, urodziłam się ja - Victoria.
Dorastałam pod opieką opiekunek i guwernantek. Mój brat, oczko w głowie rodziców, spędzał z nimi zdecydowanie więcej czasu. Ja również starałam się zwrócić na siebie ich uwagę i często uciekałam do gabinetu ojca, odważnie domagając się zainteresowania. Kończyło się to jednak wyproszeniem z pomieszczenia, lub co gorsza, surową karą, kiedy chociaż raz próbowałam postawić na swoim, by tak jak Aaron, móc przytulić się do kolan swego szanownego rodziciela.
Z rodzicami spotykałam się jedynie przy posiłkach, przy rodzinnym stole, lub podczas wydarzeń w naszej posiadłości, na których czasami pozwalali mi zostać. Wymagali wtedy ode mnie dobrego wychowania, że będę potrafiła poprawnie się wypowiedzieć, upominali mnie przy najmniejszych błędach. Nigdy nie usłyszałam od nich słowa pochwały, wiedząc, że dobre wychowanie i posługiwanie się odpowiednim słowem jest moim obowiązkiem, a nie zwykłym dodatkowym zajęciem. Nigdy ich nie pokochałam, darzyłam ich jednak wielkim szacunkiem i czułam przed nimi respekt. Tak mnie nauczyli, na to zasługiwali, jako moi rodzice. Zdecydowanie lepsze relacje miałam z Aaronem. Nie spędzałam z nim zbyt dużo czasu, ponieważ on miał ten zaszczyt spędzania go z ojcem i matką, czego, de facto, mu zazdrościłam. Jednak, kiedy dane było nam już spędzić ze sobą, chociaż chwilę czasu, bardzo dobrze się ze sobą bawiliśmy. Nawiązała się między nami dosyć specyficzna wieź, która miała rozwinąć się dopiero w późniejszym czasie. Gdy Aaron dożył lat jedenastu, wyjechał do Hogwartu. Te pięć lat, kiedy nie było go w domu, było dla mnie najgorszym okresem. Codziennie, siedząc z rodzicami przy wspólnym stole, słuchałam, jaki to mój brat jest mądry, dostaje same pochwały na zajęciach, zdobywa tyle punktów dla swojego domu, a za wszystkie prace i egzaminy zdobywa wyśmienite oceny. A ja nie mogłam doczekać się, aż sama pojadę do Hogwartu, aby udowodnić im, że mogę być równie dobra, jak nie lepsza, co mój brat. Bite pięć lat doskonaliłam swoje umiejętności, czekając na swój czas. Przez te kilka lat chodziłam na naukę tańca, tak, aby na swoim pierwszym sabacie zabłysnąć umiejętnościami. Guwernantki sadzały mnie rano i wieczorem przed lustrem, czesząc długie włosy i przymierzając stroje na dzień następny. Popołudniami, już po nauce pisania i czytania, zabierały mnie do sali balowej. Wyprostowane plecy, jedna noga do tyłu, drugą ugiąć, nisko… niżej, rozłożyć ręce, skinąć głową. Słowa opiekunek wyryły się w mojej pamięci na zawsze. Trzy razy w tygodniu uczyłam się także gry na skrzypcach. Była to prywatna zachcianka mojej matki, która stwierdziła, że skoro ona umie, to ja również powinnam się tego nauczyć. Uważała, że wszystkie panny ćwiczą grę na fortepianie, a chciała bym ja się różniła. I udało jej się to, mało panien w moim wieku potrafi teraz grać na tym instrumencie, co bardzo mi schlebia. A ja zawsze bardzo się starałam, aby wynieść z tych zajęć jak najwięcej. Minuty zlewały mi się w godziny, godziny w dnie, dnie w tygodnie, a tygodnie w miesiące, a każdy miesiąc spędzony samej w rodzinnej posiadłości wyglądał dokładnie tak samo. Jedynym momentem godnym zapamiętania z tego całego okresu był dzień, w którym moja matka przyszła do mnie, kiedy akurat uczyłam się historii swojego rodu. Przysiadła przy mnie i zaczęła opowiadać mi rodzinne historie, o tym jak poznała swojego męża, o Malfoy’ach, których krew płynęła w moich żyłach, o planach na moją przyszłość. Dowiedziałam się wtedy, że po skończeniu Hogwartu, (do którego przecież nawet jeszcze nie uczęszczałam) ojciec będzie chciał szybko wydać mnie za mąż. Już wtedy wytłumaczyła mi, na czym tak naprawdę polega hierarchia w domu i jaką rolę w tym wszystkim odgrywa kobieta. Moja matka była „szyją” głowy rodziny, którym był ojciec i to ona tak naprawdę kierowała jego poczynaniami. Już wtedy wiedziałam, że kiedyś chciałabym mieć taką samą pozycję. Spędziłyśmy ze sobą cudowny czas i niezwykle żałowałam zawsze, że nigdy więcej się to nie powtórzyło. Codziennie siedziałam przed oknem, wyczekując sowy od brata. Gdy wysyłał wiadomość rodzicom, jedna koperta zawsze była dla mnie. A wtedy pisał mi, jak mu się beze mnie nudzi, że zaczarowane sklepienie w Wielkiej Sali jest takie piękne, a pas zieleni na błoniach, a szczególnie ten, przy takim dużym drzewie nad jeziorem, na pewno mi się bardzo spodoba. Zawsze, leżąc już w łóżku, wyobrażałam sobie, jak cudownie byłoby być w Hogwarcie i móc biegać po tych trawach i przesiadywać pod drzewem. I, mój drogi pamiętniku, Aaron absolutnie się nie pomylił. To miejsce zdecydowanie stało się moim ulubionym.





Wyraziste, męskie perfumy nigdy do mnie nie przemawiały. Mocne, ostre – a przecież mój brat nigdy taki nie był. Marzyłam, aby stworzyć dla niego coś wyjątkowego, idealnego, tylko jego.

W końcu i ja dostałam bilet do Hogwartu. Wyruszyłam na Pokątną z zamiarem zakupu szat, podręczników, kałamarzy, piór oraz różdżki, która przecież była najważniejsza. Kupiłam bukową, z rdzeniem z włóknem mandragory, a Ollivander, który mi ją sprzedawał stwierdził, że czeka na to, aż wyśle mu swoją pierwszą, własną miksturę. Wtedy nie bardzo wiedziałam, o co mu chodzi.
Wyruszyłam w swoją pierwszą długą podróż. Trzymając starszego brata za dłoń, razem z nim weszłam do przedziału, czułam wtedy, że rozpoczyna się nowy okres w moim życiu. Hogwart stał się dla mnie miejscem wolności. Tu nikt nie stał nade mną i nie kazał mi robić tego czy tamtego. Mogłam sama decydować gdzie chce i kiedy chce iść i robiłam to, nie zawsze podporządkowując się szkolnemu regulaminowi. Byłam ciekawa świata, żądna wiedzy i chętna przygód, więc może dlatego Tiara Przydziału zastanawiała się, czy moim miejscem nie powinien być Ravenclaw. Ale ja tak bardzo chciałam usiąść u boku mojego brata, bałam się również konsekwencji ze strony ojca, który zapewne zabrałby mnie ze szkoły jeszcze tego samego dnia, paląc się ze wstydu. Trafiłam więc do Slytherinu, gdzie mój spryt i ambicja mogły się rozwinąć. Nie zawsze uważałam, że pasuję do Ślizgonów, czasami wracałam myślami do momentu wyboru domu i zastanawiałam się, co by było, gdybym jednak poszła do Ravenclawu. Nie oszukujmy się, w Slytherinie mniejszą uwagę zwracano na naukę, a większą na życie towarzyskie, przez co musiałam bardziej wykazywać się swoimi umiejętnościami savoir-vivru, elokwencją czy dbaniem o swój wygląd, zdecydowanie więcej czasu spędzając przed lustrem. Siadanie przed zwierciadłem i czesanie moich długich, blond włosów w sumie sprawiało mi pewnego rodzaju przyjemność, ale równie chętnie chciałam poświęcać się nauce, co nie raz spotkało się z krytyką ze strony moich rówieśników. Wtedy Aaron zawsze powtarzał mi, że to tak naprawdę czarodziej wybiera swój dom, i jeśli wybrałam Slytherin, to znaczy, że w Ravenclawie wcale nie czułabym się lepiej, a brakowałoby mi czegoś, co jest tutaj, w lochach. Zawsze mówił, że przecież można połączyć naukę z byciem szlachcicem, a ja z całego serca starałam się specjalnie dla niego.


Już od pierwszych dni, od pierwszych lekcji zauważyłam, że są przedmioty, które interesują mnie bardziej od innych. Od ślęczenia nad Historią Magii, której tak nie lubiłam będąc jeszcze w domu, wolałam pochylać się nad swoim miedzianym kociołkiem i sprawdzać, co się stanie, jeśli dodam najpierw sproszkowane części skarabeusza, a dopiero potem pocięty ogon szczura. Nie pamiętam czy kiedykolwiek udało mi się jakoś bardzo zepsuć eliksir, który właśnie warzyliśmy, a profesor Slughorn, wiele razy upominając mnie, abym trzymała się ustalonej kolejności, dziwił się, że coś mi w ogóle wychodziło. W końcu stało się to moją pasją. Siadałam w pustej sali, tworząc własne mikstury (w między czasie na kolanie pisząc wypracowania na Transmutację) i mieszając je z roślinami znalezionymi na błoniach. Przez przypadek udało mi się tak stworzyć pięknie pachnącą kompozycję, dodając polne kwiaty rosnące niedaleko domku gajowego, która po rozsmarowaniu na ciele zaowocowała niezwykle piekącymi bąblami. Wystarczyło kila modyfikacji, aby ta cudownie pachnąca ciecz, nie powodowała nieprzyjemnych skutków ubocznych. Wszystko testowałam na sobie, nie raz lądując w skrzydle szpitalnym. Jak dobrze, że nasza szkolna magomedyczka nie zadawała zbyt wielu pytań.


Dużo czasu spędzałam z bratem póki jeszcze był w Hogwarcie. Towarzyszyłam mu, gdy odrabiał lekcje, siadałam obok niego podczas posiłków i szukałam go na błoniach podczas przerw. Mimo że jego znajomi nie zawsze byli zadowoleni z mojej obecności, bo byłam dla nich wtedy jeszcze tylko dzieckiem, to mój brat nigdy mnie nie odtrącił. Wydaje mi się, że tak jak ja uwielbiałam jego towarzystwo, tak on uwielbiał moje. I siedzieliśmy i rozmawialiśmy, albo słuchałam jego opowieści, wpatrzona w niego jak w obrazek. Dużym ciosem był dla mnie moment, gdy opuścił szkolne mury. Czułam się tak samotnie, jak wtedy, gdy czekałam w domu na jego powrót na wakacje. Byłam już jednak starsza, miałam przyjaciół, z którymi spędzałam czas i chociaż na chwilę mogłam zapomnieć o tęsknocie. Podczas tego okresu, kiedy w Hogwarcie byłam sama, rozwinęłam się towarzysko. Siłą rzeczy zaczęłam spędzać więcej czasu z rówieśnikami, wspólnie z nimi przemierzając Hogwarckie korytarze, siedząc na ławeczce plotkując o gorzej wyglądających od nas uczniach, a wraz z przyjaciółkami spędzając dużo czasu na dbaniu o swój wygląd. Już dawno nauczyłam się łączyć naukę i pasję z dbaniem o dobre imię swojego rodu. Chodziłam po terenach Hogwartu z wysoko uniesioną głową i z wyższością patrzyłam na mugolaków czy uczniów półkrwi, nie raz także na czarodziejów czystokrwistych, których krew nie była tak nieskazitelna jak moja. Rodzice nauczyli mnie, że takie osoby są od nas gorsze, a ja nie powinnam się z nimi zadawać. To samo usłyszałam od Aarona, podczas pierwszego roku i stosowałam się do tego z najwyższą starannością. Często mówiłam o sobie, szukałam osób, które zwróciłyby na mnie uwagę, nie raz starając się być w centrum. Nosiłam ze sobą zawsze małe lusterko, w którym przeglądałam się, aby sprawdzić jak wyglądam. Musiałam przecież prezentować się jak na Parkinsona przystało. Często od uczniów z innych domów słyszałam, że jestem próżna. Nie robiło to jednak na mnie wielkiego wrażenia, tłumacząc sobie, że po prostu zazdroszczą mi mojego obycia, elokwencji i wyglądu, którego, prawdę mówiąc, nie jednej nieszlacheckiej pannie brakowało. Do Aarona natomiast słałam dużo listów, pytałam jak się czuje, jak radzi sobie w pracy, ponieważ odbywał staż w Ministerstwie. Gdy tylko mogliśmy, spotykaliśmy się w Hogsmeade i trzymając się za dłonie, nadrabialiśmy stracony czas. Z jakiegoś powodu strasznie przeżyłam ogłoszenie, że mój brat się zaręczył. Nie znałam jego wybranki zbyt dobrze, nie wiedziałam czy jest dla niego odpowiednia. Martwiłam się i bałam, że zejdę na dalszy plan. Nie wiem, czy bym to zniosła.


Gdy rozpoczynałam szósty rok nauki moje życie kompletnie się zawaliło. U Aarona ujawniła się przez lata skrywana choroba, zabierając mi go w nocy, po cichu, kiedy wszyscy spali. Okazało się, że była to Klątwa Ondyny, a on zmarł przez uduszenie. Nikt nie przypuszczał takiego zwrotu akcji, każdy już zapomniał o jego poprzednikach, mój brat miał narzeczoną, miał się żenić. Moje serce rozpadło się na milion kawałków i miałam wrażenie, że razem z nim, umarła także i moja dusza. Wtedy dopiero zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo go kochałam, jak był mi potrzebny. Czułam się przy Aaronie tak bardzo bezpiecznie, był dla mnie ostoją, osobą, której mogłam się zwierzyć. Czasami traktowałam go z większym szacunkiem niż własnego ojca, przez to, że poświęcał mi swój czas i zainteresowanie. W tym momencie moje życie się rozpadło, a ja straciłam najważniejszego dla mnie mężczyznę, którego kochałam z całego serca. Przestałam skupiać się na nauce, moja pasja poszła w kąt, przestałam udzielać się w klubie Ślimaka, do którego zostałam zaproszona. Było tak źle, że aż rodzice zostali poinformowani. Na początku nic z tym nie zrobili, dopiero, gdy wróciłam na święta do naszej posiadłości, ojciec wziął mnie na rozmowę. Widziałam, że był w fatalnym stanie. Gdy do mnie mówił, miałam wrażenie, że całą winą za śmierć brata obwinia mnie. Chociaż może nie za jego śmierć, a za brak kolejnego potomka, który przejąłby funkcję pierworodnego. Mówił, jak to wielki wstyd im przynoszę swoimi poczynaniami. Nie było nic o zrozumieniu, współczuciu. Przecież kochałam Aarona bardziej niż jego i matkę razem wziętych. Ojciec posunął się tak daleko, aby powiedzieć mi, że „gdyby Aaron żył, to byłby zawiedziony twoim zachowaniem i twoimi ocenami”. Uderzyło to we mnie tak mocno, że przesiedziałam całe ferie w książkach. Na koniec roku oceny udało mi się podciągnąć, chociaż na Zadowalający.
Nie tylko z powodu śmierci mojego brata ten rok był trudny. W tym samym czasie Grindewald przejął pieczę nad Hogwartem. Ten sam Grindewald, który siedem lat wcześniej, nim ja jeszcze dostałam list z zaproszeniem do szkoły Magii i Czarodziejstwa, pokonał słynnego Dumbledora. To co się tam działo, było zupełnym przeciwieństwem tego, co znałam dotychczas. Wiele rzeczy zostało zabronione, wprowadzono surowy dryl, a nas próbowano siłą przyuczyć czarnej magii. Całe szczęście, że ja powoli kończyłam naukę, żal było mi jednak tych młodych czarodziei, którzy pod takim surowym nadzorem mieli rozpoczynać swoje życie. Nie było najciekawiej, aczkolwiek z tego co się orientowałam, póki nikt się nie sprzeciwiał, zarówno mugolacy czy półkrwi jak i szlachta, dało radę w spokoju przeżyć. Ja tego nie robiłam, na początku nie miało to dla mnie większego znaczenia, z powodu śmierci mojego brata i depresję w którą wpadłam, później przyświecał mi inny cel, miałam swoje plany i chciałam dokończyć edukacje bez dodatkowych problemów. Na szczęście się udało.
Swoją naukę skończyłam z bardzo dobrymi ocenami oraz Wybitnym z Eliksirów. Uczniowie i nauczyciele wróżyli mi karierę alchemika, proponowali, abym zrobiła kurs nauczycielski, ale nie to było w moich planach. Odkąd tylko zaczęłam interesować się tworzeniem perfum, wiedziałam, że tą drogą będę chciała podążać. Nie interesowało mnie nauczanie w szkole, jako szlachcianka, wiedziałam, że nie tym powinnam się zajmować. Nie w głowie była mi kariera alchemiczna i spędzenie całego życia starając się wynaleźć nowy eliksir, ryzykując tym, że nigdy niczego nie osiągnę. Chciałam tworzyć coś dla kobiet, coś, co wyniosło by mnie na wyżyny i dzięki czemu wytyczyłabym nową ścieżkę w tej właśnie tej dziedzinie mody. Mody, która przecież od zawsze mnie interesowała, którą miałam niemal w genach. Wróciłam do domu, gdzie po śmierci Aarona ojciec ponownie zaczął naciskać na matkę, aby spróbowali po raz kolejny i w momencie, gdy ja otrzymywałam wyniki z ostatnich egzaminów, na świat przychodził nowy, młody panicz, któremu nadali na imię Olivier. Znowu zeszłam na dalszy plan, dzięki czemu mogłam się dalej szkolić.


Niestety po opuszczeniu Hogwartu przyszedł też czas na dorosłe życie. Jednym z najważniejszych dla mnie momentów był debiut, na moim pierwszym sabacie. Miałam wtedy osiemnaście lat, pamiętam, że niezwykle się denerwowałam, w końcu to jeden z tych momentów, które rzutują niemal na całe twoje życie. Musiałam się bardzo dobrze pokazać, zaprezentować, tak, aby mężczyźni szukający żony się mną zainteresowali, a swoim wdziękiem i wyuczonym zachowaniem, pobić na głowę inne debiutujące panny. Oczekiwano ode mnie, że wykorzystam wszystko to, czego uczono mnie, gdy byłam mała i że pokażę, że jestem godna nazwiska Parkinson. A ja tak mocno się starałam, aby podołać wymaganiom mojego ojca, uważając, żeby nie potknąć się o kant sukni, czy nie opuścić brody, podczas przemierzania salonu Lady Nott. Z tej okazji matka podarowała mi pierścionek, z naszym rodowym kryształem – szmaragdem, a ja nie rozstaję się z nim od tamtej pory. Od mojego pierwszego sabatu, pojawianie się na salonach stało się pewnego rodzaju zwyczajem i przyjemnością. Lubiłam pojawiać się w towarzystwie ludzi, opryskiwać się swoimi nowymi perfumami i zbierać za nie komplementy. Nadal lubiłam być w centrum zainteresowania. Dzięki obecności na salonach, mogłam obcować z pięknem i czerpać z tego niemałe korzyści. Zawsze na tle innych chciałam wypadać lepiej, czy to zakładając suknie z najnowszej kolekcji, czy też przewyższając wszystkich swoją umiejętnością mowy. Jako Parkinsonówna, jednym z głównych tematów, na który chętnie rozmawiałam, była moda i działalność naszego rodzinnego domu mody. Już wtedy myślałam o tym, że chętnie podjęłabym z nimi współpracę, póki co jednak nic nikomu nie mówiąc, nie chwaląc się swoim talentem. Znaczy o moim zamiłowaniu do eliksirów wszyscy wiedzieli, ale o smykałce do tworzenia perfum – już niekoniecznie.


Zaczęłam się dalej szkolić w dziedzinie eliksirów pod okiem jednego z Mistrzów. Swoją wiedzę, którą zdobyłam, a trwało to dwa lata, wykorzystywałam podczas tworzenia własnych perfum. Miały one niezwykłe właściwości. Niektóre po prostu pachniały, a zapach utrzymywał się wyjątkowo długo. Inne potrafiły barwić skórę, zmieniać zapach w zależności od ciepłoty ciała, czy dawać dodatkowe efekty czuciowe, na przykład perfumy o zapachu pomarańczy i goździków - rozgrzewały. Jeden z nich podarowałam swojej matce podczas świat i tak jej się spodobało, że stworzyłam dla niej specjalną linię zapachową, tym samym pierwszy raz dzieląc się ze światem swoją pasją i umiejętnościami. Nawiązałam także współpracę z domem mody Parkinson, w której miałam najbliższa rodzinę. Na początku moje perfumy wykorzystywane były podczas pokazów, jako dodatek, a dopiero potem stały się prezentem do zakupionych kreacji. Moją osobą zainteresowała się także Czarownica, która w miarę pochlebny, jak na siebie, sposób, przedstawiła mnie i moją działalność. Rozdawałam perfumy znajomym, przyjaciółkom. Specjalną linię o fiołkowym zapachu stworzyłam także dla siebie. Do każdego z perfum tworzyłam także osobny flakonik. Dbałam o to, aby wykonane były z najlepszych materiałów, szczególnie upodobałam sobie szkło oraz lustro. Parkinsonowie znani są bowiem z wytwórstwa luster, w rodowej posiadłości, w wielkiej bibliotece znalazłam mnóstwo książek, opisujące krok po kroku, jak stworzyć najprostsze  zwierciadło, po te najbardziej skomplikowane, po których przeczytaniu, nie miałam zielonego pojęcia, o co chodzi. Więc te podstawowe informacje zaczęłam wykorzystywać do własnych celów, powoli ucząc się tej trudnej sztuki. Wyglądały elegancko, gustownie, z klasą i jak produkt z wyższej półki. Nikt nie miał wątpliwości, że to perfumy, za które musiałam zapłacić niemałe pieniądze. A ja wtedy rumieniłam się lekko, bo takie słowa były dla mnie największą pochwałą. W przyszłości chciałam otworzyć własną perfumerię i mieć coś swojego, gdy przyjdzie mi stanąć u boku mego męża.





Matka powiedziała mi kiedyś, że mężczyzna nigdy nie zapamięta w co ubrana była kobieta, ale zapach jej perfum na długo pozostanie w jego pamięci.

Powiem ci, mój drogi pamiętniku, że spodziewałam się tego, że mój ojciec szuka dla mnie narzeczonego. Chociaż nie spodziewałam się, że to już i cały czas liczyłam na to, że mam jeszcze trochę czasu. Może uśpiło mnie jego skupienie na moim małym braciszku, który właściwie niedługo będzie kończył dwa lata? Wszystkie moje plany zostały więc odsunięte na bok, przyszła pora na spełnienie rodzinnego obowiązku, którym zostałam obarczona przez ojca w dniu swoich narodzin i ku jego uciesze, już nie długo miałam opuścić mury jego domu. Nie zdziwię się, jeśli czeka na jakiś odpowiedni moment, by móc mnie przedstawić mojemu nowemu narzeczonemu. Mam wątpliwości, czy będę w stanie pokochać tego mężczyznę, będę musiała spędzić z nim całe życie, łatwiej będzie nam, jeśli pojawi się jakieś uczucie. Aczkolwiek on nigdy nie będzie Aaronem. Nie będzie miał jego charakteru, jego tonu głosu, nie będzie dla mnie tak opiekuńczy i kochany. To mój brat był dla mnie najważniejszą osobą na świecie, trudno będzie mi postawić innego mężczyznę wyżej. Ale postaram się, naprawdę się postaram, bo wiem, że mój brat nie chciałby, abym przez swoją miłość do niego, zniszczyła sobie całe dorosłe życie. Wiem, że moje szczęście było dla niego najważniejsze. I tak jak on dał rade znaleźć sobie narzeczoną, mimo że wiem, jak bardzo kochał mnie, to i ja dam swojemu przyszłemu narzeczonemu szansę. Dla Aarona.




Patronus: Wyczarowując patronusa wspominam swoje chwile spędzone z ukochanym bratem, nasze wspólne wycieczki, godziny spędzone na rozmowach na błoniach. Czuje wtedy miłość, jaką nigdy nikogo innego nie darzyłam, a widząc jego twarz w swoich wspomnieniach czuje się niezwykle szczęśliwa. Z mojej różdżki wyskakuje wtedy dostojny łabędź, który lecąc nad niewidzialną wodą, zapewnia mi bezpieczeństwo. Łabędź był ulubionym zwierzęciem mego brata.



Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 10 Brak
Zaklęcia i uroki: 10 +3 (różdżka)
Czarna Magia: 0 Brak
Magia lecznicza: 0 Brak
Transmutacja: 0 Brak
Eliksiry: 21 +2 (różdżka), +2 (kociołek)
Sprawność: 0 Brak
Zwinność: 6 Brak
JęzykWartośćWydane punkty
Język ojczysty: angielski II0
Język obcy: francuskiI1
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
Historia MagiiI 2
RetorykaI 2
SpostrzegawczośćI 2
ONMSII 10
ZielarstwoII 10
AstronomiaII10
KłamstwoI 2
NumerologiaI 2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
SzczęścieI5
Szlachecka EtykietaI0
EkonomiaI5
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
 Brak -0
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Wytwórstwo (perfumy)II7
Wytwórstwo (lustra)I 1
Muzyka (wiedza)I 0,5
Muzyka (instrument - skrzypce)II 3
Literatura (wiedza)I 0,5
AktywnośćWartośćWydane punkty
Taniec balowy I1
JeździectwoI 1
PływanieI 1
GenetykaWartośćWydane punkty
brak-0
Reszta: 10

Wyposażenie

Różdżka, miedziany kociołek (+2 do eliksirów), sowa, 10 pkt statystyk,

[bylobrzydkobedzieladnie]



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze



Ostatnio zmieniony przez Victoria Parkinson dnia 08.08.17 17:37, w całości zmieniany 17 razy
Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455
Re: Victoria Parkinson [odnośnik]20.09.17 22:55

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Victoria to urodzona Parkinsonówna, doceniająca piękno i przepych - co niektórzy mogliby zarzucić jej próżność. Została bezbłędnie nauczona wartości, jakie powinna znać każda dama, by błyszczeć na salonach i przynosić chlubę rodowemu nazwisku. Choć Victoria straciła ukochanego brata, kroczy obraną przez siebie ścieżką, na której odnosi pierwsze sukcesy - jej perfumy w finezyjnych, unikatowych flakonikach stają się nieodłącznym elementem zakupów w rodowym Domu Mody. W końcu najpiękniejsze i najbardziej fascynujące są dla niej zapachy - to z nich tworzy niepowtarzalne kompozycje, które oczarowują niejednego mężczyznę; zapachy, których pożąda niejedna panna. Być może Victoria odnajdzie inną miłość niż praca, jeśli tylko da szansę swojemu narzeczonemu...

OSIĄGNIĘCIA
Nuta zapachowa, Chodząca porażka, Mały pędzibimber, Weteran
 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Paniczny strach przed burzą i piorunami
UMIEJĘTNOŚCI
Brak
Kartę sprawdzał: Allison Avery
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Victoria Parkinson Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Victoria Parkinson [odnośnik]20.09.17 22:56
WYPOSAŻENIE
Różdżka, sowa, miedziany kociołek (+2 do eliksirów), magiczna uprząż, fałszoskop (od Marcela)

ELIKSIRYBrak

INGREDIENCJEposiadane: skorupka jaja, włos jednorożca, jajo popiełka, krew reema, róg reema, kora drzewa Wiggen, włosie buchorożca, łuska smoka, wątroba smoka, beozar, róg jednorożca, piołun x2, krew smoka, róg dwurożca, skóra boomslanga, mandragora, sierść gryfa

[06.08.17] Ingrediencje (maj)

BIEGŁOŚCI[28.10.16] Wsiąkiewka +2 PB
[31.01.17] Wsiąkiewka +2 PB
[02.11.17] +1 PB do puli (nagroda za szybką zmianę)

HISTORIA ROZWOJU[18.07.16] start -900 pkt
[01.08.16] Losowanie ingrediencji styczeń/luty
[11.08.16] Zakupy: -45 pkt
[19.08.16] udział w gonitwie; +30 PD; zdobyto magiczną uprząż
[12.09.16] Czara Ognia +10 pkt
[25.09.16] Wykonywanie zawodu (styczeń/luty) +50 pkt
[04.10.16] Nawiązanie do artykułu (Horyzonty Zaklęć, luty) +5 pkt
[04.10.16] Zakup krwi jednorożca -55PD
[04.10.16] Wykonywanie zlecenia z Ministerstwa Magii (Felix Felicis) +20 pkt
[28.10.16] Wsiąkiewka (styczeń/luty) +90 pkt; 2 pkt biegłości
[18.12.16] Ulica zbrukana krwią: +75 pkt
[07.01.17] Osiągnięcie +5 pkt (Chodząca porażka)
[10.01.17] Lusterko +10PD
[22.01.17] Zakłady na mecz Quidditcha Gnomów Ogrodowych z Trollami Górskimi +10PD
[26.01.17] Zwrot PD; +80 PD
[31.01.17] Wsiąkiewka (marzec) +90PD, 2pkt biegłości
[02.04.17] Zwrot PD (teleportacja); +50 PD
[11.04.17] Osiągnięcie: Mały pędzibimber
[16.04.17] Wykonywanie zawodu (kwiecień), +50 PD
[04.06.17] +5 pkt do statystyk
[13.06.17] Aktualizacja postaci: +5 punktów OPCM, -280 PD
[08.08.17] Rozwój postaci: +3 eliksiry
[09.08.17] Osiągnięcie (Weteran) +100PD
[18.09.17] Rozwój Postaci; +1 Eliksiry, -100PD;
[11.11.17] Zwrot za statystyki, +80 PD
[26.11.17] Wsiąkiewka (kwiecień) +60PD, +2PB
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Victoria Parkinson Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Victoria Parkinson
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach